Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Czasem dobrze nie wiedzieć, że „się nie da”

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego

Jak doszło do powstania firmy SpaceForest?

W 2004 r. wraz z dwójką wspólników założyliśmy firmę Telemobile Electronics, zajmującą się naprawą sprzętu telekomunikacyjnego, w szczególności wykorzystywanego przez operatorów sieci komórkowych. Wówczas po raz pierwszy zetknęliśmy się zawodowo z filtrami mikrofalowymi. Są to urządzenia wykorzystywane we wszystkich bezprzewodowych urządzeniach nadawczo-odbiorczych, np. radarach czy satelitach. Aby poprawnie funkcjonowały, muszą być odpowiednio dostrojone. Do tej pory proces ten musiał być ręcznie wykonywany. A jest to zajęcie nudne, żmudne i czasochłonne – dostrojenie jednego filtra może zająć fachowcowi od kilkunastu minut do kilku godzin. W wyniku doświadczeń związanych z naprawą tego sprzętu pojawił się pomysł, by zautomatyzować ten proces. W tym celu otworzyliśmy dział badawczo-rozwojowy firmy. Po kilku latach zdecydowaliśmy jednak, że wydzielimy spółkę zajmującą się B + R. Była to odpowiedź na uwagi niektórych klientów, dla których to, że jednocześnie zajmujemy się tworzeniem innowacji i naprawą sprzętu elektronicznego, było dość wątpliwe i niecodzienne. W taki właśnie sposób na początku 2012 r. powstała firma SpaceForest.

W jaki sposób udało się Wam rozwinąć prace badawczo-rozwojowe związane ze strojeniem filtrów?

Najpierw skupiliśmy się na stworzeniu oprogramowania wspomagającego i usprawniającego pracę człowieka. Kolejnym krokiem było zaprojektowanie robota samodzielnie strojącego filtry. W 2007 r. uzyskaliśmy dofinansowanie Narodowego Centrum Badań i Rozwoju na prace nad rozwojem oprogramowania. Pozostałe środki przeznaczone na ten cel pochodziły z zysków z napraw – inwestowaliśmy własne pieniądze. Dzięki temu udało nam się stworzyć pierwszą wersję oprogramowania oraz model pierwszego robota automatycznie strojącego filtry. Cały proces był niezwykle wiedzo- i czasochłonny – prace nad software’em rozpoczęliśmy w 2006 r., a pierwsza sprzedaż nastąpiła 6 lat później.

Proces komercjalizacji naszego oprogramowania był niezwykle wiedzo- i czasochłonny. Prace nad software’em rozpoczęliśmy w 2006 r., a pierwsza sprzedaż nastąpiła 6 lat później.

Za pracami badawczo-rozwojowymi w SpaceForest stoi mój kolega i wspólnik ‒ dr hab. inż. Jerzy Michalski. Opracowanie technologii w przeważającej mierze było możliwe dzięki jego uporowi, talentowi i zaangażowaniu. Zbudował wokół siebie cały zespół ludzi, którzy stanowią dziś badawczą „nogę” naszej firmy.

Wszędzie na świecie filtry mikrofalowe są strojone ręcznie? Nikomu innemu prace nad zautomatyzowaniem tego procesu się nie powiodły?

Wiele dużych firm, głównie producentów filtrów mikrofalowych, próbowało stworzyć takie oprogramowanie, jednak im się to nie udawało. W efekcie praktycznie na całym świecie filtry dalej są strojone ręcznie. A skala tego rynku jest ogromna – niektóre firmy produkują setki tysięcy, jeśli nie miliony sztuk filtrów rocznie.

Jakim cudem mała gdyńska firma stworzyła coś, co nie udało się globalnym potentatom?

Wydaje mi się, że kluczowe było to, że podeszliśmy do tego wyzwania z zupełnie innej strony niż producenci filtrów. Nie mieliśmy bagażu doświadczeń związanego z ich projektowaniem i produkcją, mogliśmy spojrzeć na problem z innej perspektywy. Dodatkowo nie mieliśmy przekonania, że tego „nie da się zrobić”. Wielu dużym firmom się to nie udało, więc nabrały pewności, że stworzenie takiego oprogramowania jest praktycznie niemożliwe. Do tego stopnia, że nawet po zaprezentowaniu naszego know-how nasi potencjalni klienci, których staraliśmy się nim zainteresować, nie chcieli uwierzyć, że osiągnęliśmy sukces. „Tym się nie udało, tamtym również, niemożliwe więc, że dokonała tego mała, niepozorna firma z Polski” – myśleli. Jak widać, bycie „czystą kartką” może czasem okazać się atutem w biznesie.

Udało nam się wypracować unikatowe know-how w dużej mierze dzięki temu, że nie mając dużego bagażu doświadczeń, mogliśmy spojrzeć na problem z innej perspektywy. Dodatkowo nie mieliśmy – jak wielu potentatów, którym się nie powiodło – przekonania, że tego „nie da się zrobić”.

To, co robicie, jest unikatowe w skali świata?

Według naszej wiedzy jesteśmy jedyną firmą na świecie, która komercyjnie sprzedaje oprogramowanie służące do strojenia filtrów mikrofalowych. Wiem, że od czasu, kiedy wyszliśmy na rynek i gdy pojawiły się publikacje naukowe naszych pracowników dotyczące tej technologii, wiele firm wróciło do tworzenia własnego oprogramowania. Niektórym z nich do pewnego stopnia się to udaje, lecz robią to tylko na własne potrzeby, w celu zdobycia przewagi konkurencyjnej na rynku. My natomiast sprzedajemy technologię każdemu, kto będzie zainteresowany.

Waszymi klientami są głównie producenci filtrów?

Naszym software’em oraz doskonalonymi właśnie rozwiązaniami automatycznymi są zainteresowane przede wszystkim firmy produkujące sprzęt do telefonii komórkowej, np. Nokia, Ericsson, Huawei, a także przedsiębiorstwa zajmujące się produkcją sprzętu do telekomunikacji satelitarnej czy tworzące rozwiązania radarowe dla wojska. Są to w przeważającej większości znane globalnie marki.

W jaki sposób udało się Wam dotrzeć do potentatów ze swoją ofertą?

Jak wspominałem, początkowo ogromną barierą było samo udowodnienie, że nasze algorytmy działają. Szczególnie gdy wiele osób twierdziło, że ich stworzenie jest niewykonalne. Nie zrażaliśmy się jednak – jeździliśmy na targi, tworzyliśmy publikacje naukowe, mówiąc wprost: wykonywaliśmy żmudną pracę po to, by przekonać reprezentantów branży, że faktycznie dokonaliśmy ‒ jak wielu się wydawało ‒ czegoś niemożliwego. Nareszcie udało nam się trafić z naszym know-how do pierwszego dużego klienta. Później, mając już rekomendacje z jego strony, było znacznie łatwiej.

Nazwa Waszej firmy wskazuje, że macie do czynienia z branżą kosmiczną – czy faktycznie tak jest?

Pierwszym klientem, który zdecydował się na kupno naszego oprogramowania, była firma produkująca filtry satelitarne – tu nastąpiło nasze pierwsze zetknięcie z branżą kosmiczną. Kończymy też obecnie drugi projekt realizowany dla Europejskiej Agencji Kosmicznej, którego celem jest stworzenie prototypu generatora służącego przemianie częstotliwości na satelitach telekomunikacyjnych. W efekcie końcowym ma z tego powstać gotowe do wyprodukowania, „sprzedawalne” urządzenie. Będzie je produkował nasz partner – na razie nie dysponujemy jeszcze odpowiednim zapleczem produkcyjnym. Obecnie jednak jesteśmy w trakcie budowy nowej siedziby spółki, w której zaplanowaliśmy pomieszczenia, gdzie będziemy mogli produkować zaawansowane urządzenia związane z elektroniką satelitarną.

Oprócz tego pracujemy też nad rozwojem rakiety badawczej – jest to nasza pasja. Kilka osób zatrudnionych w naszej firmie, w tym również ja, to modelarze rakietowi. Przez wiele lat robiliśmy modele rakiet dla własnej satysfakcji, w pewnym momencie pojawił się pomysł, czy naszego zainteresowania nie przenieść na obszar komercyjny. Wzięliśmy już chociażby udział w trzyletnim projekcie pod egidą Komisji Europejskiej, w ramach którego stworzyliśmy rakietę badawczą, wyposażoną w różnego typu czujniki komunikujące się ze sobą bezprzewodowo, a nie za pomocą kabli, co jest obecnie w tej branży standardem.

W jaki sposób chcecie przekuć rakietowe hobby w biznes?

W Szwecji i Norwegii istnieją przynajmniej dwa ośrodki oferujące usługi rakietowe, w ramach których klienci mogą przetestować, przebadać swoje urządzenia elektroniczne czy pomysły naukowe w warunkach mikrograwitacji. Planujemy stworzyć taką usługę także w Polsce – takiej oferty nie ma jeszcze na krajowym rynku. Naszymi klientami mogłyby być zarówno uczelnie, jak i firmy komercyjne, których produkty mają być docelowo umieszczane na orbitach w kosmosie.

W Szwecji i Norwegii istnieją przynajmniej dwa ośrodki, oferujące usługi rakietowe, w ramach których klienci mogą np. przetestować zachowanie swoich urządzeń elektronicznych w warunkach mikrograwitacji. Planujemy być pierwszą firmą, która stworzy taką usługę na polskim rynku.

Kosmos to więc nie tylko wysyłanie ludzi na Księżyc…

Kosmos to dziś przede wszystkim bardzo perspektywiczny biznes, czego najlepszym dowodem są firmy zarabiające ogromne pieniądze na wynoszeniu i obsłudze satelitów oraz przesyle informacji.

Czy w Polsce mamy pewne doświadczenia w tej branży?

Nie mogę mówić o całym sektorze kosmicznym, lecz bez wątpienia mamy tradycje związane z rakietami. W latach 70. prof. Jacek Walczewski prowadził zaawansowany projekt dotyczący rozwoju rakiet meteorologicznych. Polacy mogli być bodajże piątym krajem, który przekroczył umowną granicę kosmosu. Wiele osób twierdzi nawet, że tak się stało, jednak osiągnięcie to nie zostało oficjalnie uznane. Kiedy program rakietowy zaczął nabierać tempa, Związek Radziecki go wygasił. Od tego czasu w Polsce w zakresie użytkowania rakiet cywilnych nie działo się już praktycznie nic. Ponowne zainteresowanie tematem rakiet badawczych można obserwować dopiero na przestrzeni kilku ostatnich lat.

Czy jako SpaceForest zajmujecie się też innego typu projektami niezwiązanymi ze strojeniem filtrów i z branżą kosmiczną?

Owszem – projektujemy i produkujemy urządzenia na zamówienie. Ostatnio Politechnika Gdańska zleciła nam wyprodukowanie na jej licencji kilku przyrządów edukacyjnych do pomiaru pola rozkładu w liniach mikropaskowych. Możemy się też pochwalić stworzonymi przez nas sprzęgaczami mikrofalowymi, które są wykorzystywane w akceleratorze cząstek w szwedzkim Lund. W ubiegłym roku wyprodukowaliśmy i sprzedaliśmy ponad 60 takich urządzeń na zlecenie Politechniki Warszawskiej. Oprócz tego zajmujemy się też dokonywaniem symulacji mechanicznych i elektromagnetycznych oraz ‒ w niewielkim już zakresie ‒ naprawą sprzętu elektrotechnicznego.

Jakiego typu specjalistów poszukujecie na rynku pracy?

Potrzebujemy przede wszystkim osób o kompetencjach w dziedzinie mikrofal – absolwentów wydziałów mikrofalowych, techników wysokich częstotliwości itp. Trafiają do nas głównie absolwenci Politechniki Gdańskiej. Generalnie jednak, jeśli chodzi o rekrutację pracowników, rzadko korzystamy ze standardowych ogłoszeń. Wiemy, kogo szukamy – przede wszystkim młodych i zdolnych ludzi, przy czym małe doświadczenie zawodowe lub jego brak nie stoją na przeszkodzie zdobycia pracy w naszej firmie. Doświadczeni fachowcy mają swoje przyzwyczajenia, które nie zawsze udaje się dopasować do naszej kultury organizacyjnej, sposobu pracy.

W jaki sposób znajdujecie na rynku takich właśnie młodych absolwentów bez doświadczenia?

Jednym ze sposobów pozyskania pracowników jest proponowanie studentom Politechniki Gdańskiej tematów prac magisterskich, a kołom naukowym – konkretnych tematów badawczych. Nawiązujemy dzięki temu współpracę z osobami, które jeszcze studiują. Chcemy, by zaangażowali się naukowo w zagadnienia, które z naszego punktu widzenia nie są może stricte biznesowe, lecz pozwalają przyjrzeć się potencjalnym kandydatom – stylowi ich pracy, temu, jak myślą, jak współpracują. Wśród takich osób szukamy przyszłych pracowników. Mamy dzięki temu szerszy ogląd niż CV i list motywacyjny i większą pewność, że zatrudnimy kogoś, kto faktycznie będzie do naszej firmy dobrze pasował.

Poszukujecie przede wszystkim orłów w danej dziedzinie czy liczy się dla Was również otwartość osoby na inne dziedziny, umiejętność integrowania wiedzy z różnych dyscyplin?

Poszukujemy osób, które mają świadomość, że wiedzę można pozyskać z różnych źródeł, które mają otwarte horyzonty, nie zamykają się w jednym temacie, umieją rozwiązać skomplikowane zagadnienia. Nie zgadzam się z tezą, że gdy ktoś jest specjalistą w danej dziedzinie, musi się poruszać wyłącznie wewnątrz niej. Gdy mamy problem do rozwiązania, jeśli czegoś nie wiemy, to dowiadujemy się, uczymy, konsultujemy z kimś z zewnątrz. Osoby, które mają takie podejście, są bardzo cenne dla naszej firmy.

Jest to zresztą zgodne z filozofią pracy SpaceForest. Jak już mówiłem, zajmujemy się kilkoma typami działalności. W takim przedsiębiorstwie kluczem do sukcesu jest komunikacja. Dlatego też raz w tygodniu robimy zebranie, w którym uczestniczą wszyscy pracownicy. Po pierwsze dowiadują się z pierwszej ręki, co się dzieje w firmie, po drugie przedstawiamy im aktualne problemy i wyzwania, przed którymi stoimy. Mogą się do nich odnosić specjaliści z różnych dziedzin, którzy na co dzień nie uczestniczą w danych przedsięwzięciach. Liczymy na to, że ktoś spojrzy na te zagadnienia z zupełnie innej strony, wpadnie na jakiś abstrakcyjne, lecz genialne rozwiązanie. Już nieraz mieliśmy takie przypadki. Czasami niewiedza, że czegoś „nie da się zrobić”, jest bodźcem do dokonania przełomu.

W przedsiębiorstwie zajmującym się kilkoma typami działalności naraz kluczem do sukcesu są komunikacja oraz otwieranie specjalistów z poszczególnych dziedzin na problemy, którymi nie zajmują się na co dzień.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Migranci – czy tylko „ręce do pracy”?

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Migracje to wyzwanie, które tak naprawdę przed kim dziś głównie stoi? Przed lokalnymi społecznościami, instytucjami czy rynkiem pracy? Przed państwami, regionami czy miastami?

Przed wszystkimi po trochu – migranci krążą, a dylematy i wyzwania z nimi związane „rozlewają się”. Nie da się zarządzać kwestiami rozwoju rynku pracy czy edukacji obcokrajowców, ograniczając się wyłącznie do pojedynczego miasta. Całe wsie, gminy, powiaty zmieniają się dziś pod wpływem napływu obcokrajowców. Do miana kluczowego zadania urasta to, w jaki sposób zarządzać migracjami, by móc jak najefektywniej wykorzystać ten proces, wprzęgając go w rozwój społeczno-gospodarczy danego regionu, miasta, powiatu czy nawet gminy.

Chodzi zatem o nakreślenie mądrej polityki migracyjnej. Kogo ona jednak powinna dotyczyć? O migrantach najczęściej mówi się w kontekście przybywających do Polski Ukraińców. Czy będzie nim jednak także menedżer wysokiego szczebla z zachodniej Europy, który przyjechał do Trójmiasta na kontrakt?

Migrantami są wszystkie osoby, które migrują. Polityka migracyjna powinna więc dotyczyć wszystkich obcokrajowców, którzy tu przyjechali, żyją obok nas, są naszymi sąsiadami, płacą tu podatki. Bez względu na stopę życiową i rodzaj wykonywanej pracy. Sednem problemu jest bowiem to, że każdy, kto przyjeżdża w dane miejsce, chce się w nim czuć dobrze. Nie zawsze bywa to łatwe. Dla przykładu przybywający do Polski cudzoziemcy nie otrzymują numeru PESEL – jak więc mają się zarejestrować w przychodni? Podobnego typu barier jest niestety sporo. Dlatego też powinniśmy dążyć do zapewnienia migrantom warunków, które umożliwią im funkcjonowanie w życiu danej społeczności na równych prawach z „tubylcami”. Mieszkający na stałe w Gdańsku cudzoziemiec powinien mieć te same możliwości co rdzenny mieszkaniec miasta. W urzędzie, w banku czy na poczcie. Nie chodzi o nic więcej – ci ludzie nie przyjeżdżają tu po to, by otrzymać przywileje. Tylko likwidując takie bariery, możemy sprawić, że mieszkający w Gdańsku Francuz czy Ukrainiec będą się czuli na tyle dobrze, by zostać tu na dłużej i opowiedzieć swoim rodakom o Pomorzu w superlatywach: to dobre miejsce do życia, pracy, inwestowania. Na tym nam, jako regionowi, powinno zależeć.

Powinniśmy dążyć do zapewnienia migrantom warunków, które umożliwią im funkcjonowanie w życiu danej społeczności na równych prawach z „tubylcami”. Mieszkający na stałe w Gdańsku cudzoziemiec powinien mieć te same możliwości co rdzenny mieszkaniec miasta. W urzędzie, w banku czy w przychodni.

Powinniśmy się starać o to, by migrantów integrować czy asymilować z lokalną społecznością?

Integracja polega na tym, że uznajemy, że ktoś przyjechał z innego kraju, pochodzi z innej kultury, ma swój język, zwyczaje. Nie udajemy, że te uwarunkowania nie istnieją. Podejście asymilacyjne zakłada natomiast, że skoro ktoś przyjechał do Polski z zagranicy, to jego obowiązkiem jest stanie się Polakiem i niejako ukrycie, zakamuflowanie swojej tożsamości. Nie uznaje się jego odrębnego pochodzenia, języka, oczekuje się od niego wręcz odcięcia się od swojej tożsamości kulturowej. Zdecydowanie bliżej mi do pierwszego z tych podejść – lepiej nie wymagać od nikogo ukrywania swoich korzeni kulturowych, lecz uszanować jego rodowód i wyznawane wartości, nastawić się na to, że to dobrze, że przynosi do naszego miasta czy firmy coś nowego.

Pamiętajmy jednak, że integracja nie jest zjawiskiem, które samo się wydarzy . Nie jest ukłonem czy podarkiem dla migrantów z naszej strony, lecz budowaniem standardów, które sprzyjają zarówno im, jak i nam samym. To gwarancja bezpieczeństwa, braku napięć czy konfliktów na tle narodowościowym, etnicznym, a także wzmacnianie naszych wspólnych kompetencji czerpania z tej różnorodności.

Czy cudzoziemcy, przede wszystkim Ukraińcy, przyjeżdżający na Pomorze do pracy mogą się tu czuć jak u siebie w domu?

Generalnie Pomorze jest bardzo dobrze odbierane przez migrantów: podobają im się sklepy, czystość, bezpieczeństwo, przyjazna przestrzeń publiczna i dobre nastawienie urzędników. Są też jednak rzeczy, które wymagają poprawy, jak chociażby system prawny, kwestie związane z legalizacją ich pobytu. Niestety, procedura ta jest dość uciążliwa i czasem może wywołać wrażenie, że nasze państwo stara się uchronić przed legalnym wpuszczeniem do Polski obywatela Ukrainy. Drugim dużym utrudnieniem są patologie związane z pośrednikami, którzy – mówiąc wprost – żerują na przyjeżdżających tu migrantach. Jest to najbardziej powszechne na rynku mieszkaniowym ‒ wynika to z tego, że niewielu Polaków chce wynająć swoje mieszkanie Ukraińcom. Otwiera to drogę działalności różnego typu szemranych agencji, oferujących pomoc w znalezieniu lokum za niemałą cenę. To negatywne zjawisko, z którym trzeba się uporać. Niestety dość często zdarzają się też sytuacje wyzysku, uzależnienia migrantów od agencji pracy tymczasowej, zatrudniających ich w dodatku bez pełnych umów obejmujących ubezpieczenie zdrowotne. Takie rzeczy wychodzą zazwyczaj dopiero wtedy, gdy pracownik dozna uszczerbku na zdrowiu podczas pracy.

Odnośnie do dyskryminacji na rynku mieszkaniowym: czy nie jest tak, że potrzebujemy pewnego rodzaju zmiany mentalnej, pozwalającej nam uwolnić się od stereotypów i lęków związanych z migrantami?

Wszyscy jesteśmy aktorami życia społecznego. Pytanie brzmi, kto z nas zaangażuje się w to, żeby kształtować te postawy w naszym środowisku we właściwy sposób – w naszych instytucjach, domach, sąsiedztwie itd. Wbrew wielu przekazom medialnym – Polacy nie zioną ksenofobią, nie jest tak, że boją się i nie przepadają za przyjeżdżającymi tu obcokrajowcami. Na pewno jako społeczeństwo nie jesteśmy „anty”. Niemniej jednak z pewnością potrzebujemy liderów biznesowych i społecznych po to, by publicznie oraz wewnątrz swoich firm wypowiadali się „pro”. Mam oczywiście świadomość, że nie wydarzy się to z dnia na dzień, a raczej będzie to dość powolny proces.

Wbrew wielu przekazom medialnym – Polacy nie zioną ksenofobią, nie jest tak, że boją się i nie przepadają za przyjeżdżającymi tu obcokrajowcami. Na pewno jako społeczeństwo nie jesteśmy „anty”. Niemniej jednak z pewnością potrzebujemy liderów biznesowych i społecznych po to, by publicznie oraz wewnątrz swoich firm wypowiadali się „pro”.

Na ile prawdziwe jest powszechne przekonanie, że przyjeżdżający do Polski Ukraińcy i Białorusini głównie parają się relatywnie prostymi zajęciami, podobnie jak kilkanaście lat temu Polacy emigrujący do Wielkiej Brytanii?

Choć na Pomorze przybywa coraz więcej ukraińskich informatyków czy wysokiej klasy specjalistów z innych dziedzin, którzy zasilają szeregi lokalnych firm, prawdą jest jednak, że większość migrantów ze Wschodu to osoby niezamożne, przyjeżdżające tu, by wykonywać najprostsze prace. Warto uświadomić sobie jedną rzecz: gdy pracują poniżej swoich kwalifikacji, stanowi to dla lokalnego rynku pracy stratę. Skoro bowiem ktoś przyjeżdża tu w celach zawodowych, najlepiej byłoby, by robił to, w czym jest dobry, w czym się specjalizuje ‒ tak, byśmy mogli w pełny sposób korzystać z jego umiejętności i talentów.

Czy nie jest tak, że jako Polacy mamy do czynienia z migracjami w wersji soft – ponad 90% przyjeżdżających do Polski migrantów to przecież bliscy nam kulturowo, rozumiejący nasz język sąsiedzi zza Buga. Nie doczekaliśmy się zalewu migrantów z Bliskiego Wschodu, bardziej obcych nam kulturowo, których trudniej zrozumieć.

I tak, i nie. Ukraińcy rzeczywiście są nam bliscy kulturowo, co jednak paradoksalnie nie zawsze jest korzystnym zjawiskiem. Może to bowiem prowadzić do bagatelizowania potrzeb tej społeczności ‒ powstaje błędne założenie, że są one takie same jak Polaków. Mimo bliskości geograficznej i kulturowej różnic nadal jest sporo: inaczej pracujemy, inne mamy normy życia rodzinnego, a także inną kulturę instytucjonalną.

To, że Ukraińcy są nam bliscy kulturowo, paradoksalnie może wcale nie pomagać w ich integracji, lecz prowadzić do bagatelizowania potrzeb tej społeczności, ponieważ powstaje błędne założenie, że są one takie same jak Polaków.

Poza tym bliskość kulturowa wcale nie musi być kluczem do dobrej integracji. Osobiście bardzo dobrze pracuje mi się z ludźmi z Północnej Afryki czy Bliskiego Wschodu. Są to często osoby o ciekawych, inspirujących wartościach, potrafiące wnosić cenne rzeczy do pracy całego zespołu. Nasze obawy przed nimi znajdują się zazwyczaj na bardzo atawistycznym poziomie. Proponowałabym więc odejść od myślenia: „dobrze, że przyjeżdżają do nas Ukraińcy, a tamci nie”. Poznajmy tych ludzi, dajmy im szansę, nauczmy się razem pracować, komunikować, przyjaźnić. Wtedy być może nasze lęki nieco się zmniejszą.

Nie da się jednak ukryć, że niechęć do migrantów z Bliskiego Wschodu skądś się musiała wziąć. Za najbardziej dobitny przykład często podaje się ataki terrorystyczne…

Proszę zauważyć, że za atakami terrorystycznymi stoi zazwyczaj drugie pokolenie migrantów. Od dziecka mówi się im, że są pełnoprawnymi członkami społeczeństwa, ale często wcale tak nie jest. Ich sufitem nierzadko jest możliwość pracy przy kasie w supermarkecie czy przy sprzątaniu hotelu. We Francji w procesach rekrutacyjnych wprowadzono zakaz ujawniania nazwisk kandydatów, bo przez lata wielu pracodawców od razu wyrzucało do kosza aplikacje brzmiące arabsko. Rzekoma równość okazywała się nieprawdziwa, jedynie hasłowa. Ludzie naprawdę nie dostawali szans, co wzbudziło ich gniew, frustrację, agresję. Nie jest to oczywiście usprawiedliwieniem dla terroryzmu, ale wskazuje, skąd mogły się wziąć pewne postawy.

Jeśli chodzi o budowanie polityki migracyjnej, zdajemy się dopiero raczkować. To dobra sytuacja, by nie powielić błędów niektórych państw Europy Zachodniej…

Uważam, że znajdujemy się w bardzo dobrym momencie historycznym. Jeszcze nie potraktowaliśmy – choć czasem niestety jesteśmy tego blisko – przybywających tu obcokrajowców w sposób instrumentalny, jak np. Niemcy Turków w latach 70. ubiegłego wieku. Nasi zachodni sąsiedzi uznali wówczas, że do ich kraju przyjechali nie ludzie, a ręce do pracy, które zrobią, co mają zrobić, i wrócą z powrotem do siebie. To była fałszywa, nieprawdziwa narracja. Zamiast inwestować w relacje z tymi osobami, potraktowano ich jak przedmioty, które pomogą w pracy w fabryce, budując dobrobyt Niemców. Podchodząc do ludzi w taki sposób, nie ma szans na zbudowanie dobrych, podmiotowych relacji.

Znajdujemy się dziś w bardzo dobrym momencie historycznym. Jeszcze nie potraktowaliśmy przybywających tu obcokrajowców w sposób instrumentalny, uznając ich za przedmioty, które pomogą w pracy w fabryce, budując dobrobyt rdzennej społeczności. Wiele państw Europy Zachodniej ponosi do dziś konsekwencje tego błędu.

Cały czas musimy się mierzyć z ryzykiem powtórzenia niemieckich błędów. Sama miałam okazję słyszeć pomorskich pracodawców mówiących, że Ukraińcy teraz tu trochę popracują, a później niech wracają do siebie. Nie róbmy im tego, czego sami jako Polacy doświadczaliśmy przez lata – a może nawet nadal doświadczamy – na Zachodzie. Pozwólmy im być naszymi sąsiadami, rozwijać się na rynku pracy, płacić podatki, budować nasz wspólny dobrobyt.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Sytuacja gospodarcza województwa pomorskiego w IV kwartale 2017 r.

Pobierz PDF

Koniunktura gospodarcza

Oceny koniunktury gospodarczej w województwie pomorskim na koniec IV kwartału 2017 r. w ujęciu branżowym były generalnie dobre, co wpisuje się w trend obserwowany zarówno w polskiej, jak i szerzej – europejskiej (choć przede wszystkim wśród państw ze strefy euro) – gospodarce. W pięciu spośród siedmiu analizowanych sektorów liczba przedsiębiorców pozytywnie oceniających warunki gospodarowania przeważała nad liczbą opinii negatywnych. Niezmiennie najlepsze noty cechowały sektor informacji i komunikacji, w którym wartość wskaźnika ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa w grudniu br. sięgnęła +31,8 pkt.

Dobrze sytuację gospodarczą oceniali również reprezentanci firm działających w sektorze handlu detalicznego (+17,7 pkt. pod koniec kwartału), handlu hurtowego (+12,5 pkt.), przetwórstwa przemysłowego (+5,3 pkt.) oraz transportu i gospodarki magazynowej (+3,9 pkt.). Nie licząc pierwszej z tych branż, były to jednak noty niższe od obserwowanych pod koniec III kwartału 2017 r. Odnośnie handlu detalicznego – na uwagę zasługują bardzo optymistyczne nastroje panujące w branży od około roku. Mogą być one w pewnej mierze spowodowane wzrostem zamożności gospodarstw domowych, związanym z uruchomieniem rządowego programu 500+.

Negatywne nastroje cechowały przedsiębiorców reprezentujących zakwaterowanie i usługi gastronomiczne (–17,4 pkt.) oraz budownictwo (–5,2 pkt.). Nastroje w pierwszej z tych branż były znacznie gorsze niż pod koniec III kwartału, co jednak do pewnego stopnia można uzasadnić sezonowym charakterem sektora.

Wykres 1. Indeks bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa wg sektorów w województwie pomorskim w okresie od grudnia 2016 do grudnia 2017 r.

koniunktura-2017-IV-kw

Przedział wahań wskaźnika wynosi od –100 do +100. Wartości ujemne oznaczają przewagę ocen negatywnych, dodatnie – pozytywnych.
Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych GUS

Tylko w trzech spośród siedmiu analizowanych branż odnotowano poprawę, biorąc za punkt odniesienia sytuację sprzed roku (grudzień 2016 r.). Najwyższy wzrost (+13,0 pkt.) nastąpił w przypadku handlu hurtowego. Wyraźny był on także w sektorze handlu detalicznego (+9,2 pkt.), natomiast dość nieznaczny (+2,9 pkt.) – w budownictwie. Najbardziej zauważalny regres w ujęciu rocznym odnotowano w branżach: informacji i komunikacji (–9,1 pkt.) oraz zakwaterowania i usług gastronomicznych (–8,7 pkt.). W przypadku pierwszej z nich można to uzasadnić coraz większym nasyceniem lokalnego rynku, natomiast drugiej – przede wszystkim z gorszymi niż przed rokiem warunkami pogodowymi, zniechęcającą turystów do przyjazdu na wybrzeże. jedynie w przypadku zakwaterowania i usług gastronomicznych (–16,9 pkt.). Wyraźne pogorszenie w ujęciu rok do roku odnotowano również w sektorze transportu i gospodarki magazynowej (–8,3 pkt.). Najmniejszy regres dotyczył natomiast przetwórstwa przemysłowego (–2,1 pkt.).

W dwóch sektorach koniunktura gospodarcza w województwie oceniana była lepiej niż przeciętnie w Polsce – mowa tu o sektorze informacji i komunikacji (+5,9 pkt.) oraz handlu detalicznym (+4,6 pkt.). Mając na uwadze nastroje reprezentantów pierwszej z tych branż pod koniec IV kwartału 2017 r., województwo pomorskie znalazło się na szóstym miejscu wśród wszystkich polskich regionów.

W gorszej sytuacji niż przeciętnie w kraju znaleźli się natomiast reprezentanci branży przede wszystkim zakwaterowania i usług gastronomicznych, gdzie indeks bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa kształtował się na poziomie aż o ponad 25 pkt. niższym od wartości ogólnopolskiej. Wyraźnie gorzej (o 10,8 pkt.) od przedsiębiorców z Polski ogółem swoją sytuację ocenili też pomorscy przedsiębiorcy działający w branży transportu i gospodarki magazynowej.

Na przestrzeni ostatnich sześciu lat – analizując indeks bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa w rocznych uśrednieniach – można zauważyć poprawę nastrojów przedsiębiorców w sześciu branżach. Największa, za sprawą ogromnych inwestycji infrastrukturalnych, cechuje sektor transportu i gospodarki magazynowej, w którym nastroje w 2017 r. były średnio o 33,0 pkt. proc. wyższe niż w roku 2012. Zauważalną, oscylującą w granicach 13,0‑19,0 pkt. proc. poprawę odnotowali również przedsiębiorcy z branż: budownictwa, handlu hurtowego, informacji i komunikacji oraz handlu detalicznego. Jedynym sektorem, w którym w perspektywie pięcioletniej odnotowano pogorszenie nastrojów (o 12,4 pkt. proc.) jest przetwórstwo przemysłowe, w którym nadal jednak przeważają nastroje optymistyczne.

Na podstawie indeksu przewidywanej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa można mówić o pesymistycznych nastrojach przedsiębiorców – przeważały one w pięciu spośród siedmiu analizowanych sektorów. Pod tym względem wyróżniały się przede wszystkim branże: zakwaterowania i usług gastronomicznych (–16,3 pkt.), budownictwa (–9,3 pkt.) oraz informacji i komunikacji (–8,5 pkt.). Polepszenie – i to bardzo nieznaczne – spodziewane jest jedynie w sektorze przetwórstwa przemysłowego (+1,3 pkt.) oraz transportu i gospodarki magazynowej (+0,5 pkt.). – wynika ono z zakończenia sezonu letniego. Ogólna przewaga opinii negatywnych nie dotyczyła całej polskiej gospodarki – w skali kraju pogorszenia swojej sytuacji spodziewali się reprezentanci trzech spośród siedmiu sektorów, w tym, w przeciwieństwie do Pomorza, przedsiębiorcy z obszaru handlu detalicznego oraz informacji i komunikacji.

Działalność przedsiębiorstw

Na koniec grudnia 2017 r. liczba podmiotów gospodarki narodowej wyniosła 293,7 tys. W stosunku do września br. uległa ona zwiększeniu o 1,1 tys. podmiotów. Większy wzrost odnotowano natomiast w ujęciu rocznym – w tym czasie liczba podmiotów gospodarczych wzrosła o prawie 7 tys. (2,4 proc.). Rozpoczęty około czterech lat temu stały wzrost przedsiębiorczości jest zatem kontynuowany. Dotyczy on oczywiście przede wszystkim przedsiębiorstw najmniejszych i poprzez rosnące najprawdopodobniej zjawisko samozatrudnienia wpisuje się w obserwowany wzrost popytu na pracę.

Wyniki działalności przedsiębiorstw w czwartym kwartale 2017 r. były bardzo dobre. W porównaniu z analogicznym okresem sprzed roku, produkcja sprzedana przemysłu wzrosła o 11,1 proc., sprzedaż detaliczna towarów – o 14,5 proc., a produkcja budowlano­‑montażowa – aż o 51,4 proc., co było największym „skokiem” w ujęciu rok do roku odnotowanym od czerwca 2011 r. W przypadku wszystkich tych branż, jest to kontynuacja trendu obserwowanego w 2017 r. – niemal we wszystkich miesiącach wartości notowane w bieżącym roku przewyższały te, obserwowane rok wcześniej.

Dobra, notowana od przynajmniej roku, kondycja sektorów produkcji budowlano­‑montażowej oraz sprzedaży detalicznej towarów może świadczyć o bogaceniu się Pomorzan, czego dowodem jest także stale rosnący poziom wynagrodzeń. Z kolei wyniki działalności przedsiębiorstw przemysłowych potwierdzają dobrą kondycję pomorskiego oraz szerzej – polskiego II sektora. Wskaźnik PMI (Purchasing Managers’ Index) branży wyniósł w grudniu 55,0, świadcząc o najlepszych od niemal trzech lat warunkach do prowadzenia działalności przemysłowej w Polsce. Nie czas jednak osiadać na laurach – PMI sektora przemysłowego w krajach strefy euro osiągnął wartość 66,0, co świadczy nie tylko o dobrej sytuacji w sektorze, lecz także pozwala optymistycznie rokować na przyszłość.

Wykres 2. Dynamika produkcji sprzedanej, budowlano­‑montażowej i sprzedaży detalicznej w województwie pomorskim w okresie od stycznia 2014 do grudnia 2017 r.

Dynamika - IV kw. 2017 r.

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku.

Czwarty kwartał 2017 r., był z perspektywy przedsiębiorstw przemysłowych dobry. We wszystkich trzech miesiącach miał miejsce wzrost produkcji sprzedanej w stosunku do analogicznego miesiąca roku poprzedniego. Był on szczególnie zauważalny w grudniu, kiedy zwiększył się o 11,1 proc. Generalnie obraz branży był w tym roku wyraźnie lepszy niż w roku poprzednim – jedynie w kwietniu odnotowano niższy (o 3,0 proc.) poziom produkcji niż przed rokiem.

Wyniki notowane w sektorze produkcji budowlano­‑montażowej były jeszcze lepsze – we wszystkich trzech miesiącach odnotowano wzrost produkcji w ujęciu rok do roku, a na szczególną uwagę zwraca wynik grudniowy (+51,4 proc. w ujęciu rdr.). Kondycja branży była w tym roku wyraźnie lepsza niż w roku poprzednim – podobnie jak w przypadku przemysłu, jedynie w kwietniu odnotowano niższy (o 5,1 proc.) poziom produkcji niż przed rokiem.

IV kwartał 2017 r. był udany także z punktu widzenia sprzedaży detalicznej. Wartości wyższe niż przed rokiem (o 14,5 proc.) odnotowano w październiku i grudniu. W listopadzie była ona nieznacznie (o 1,5 proc.) niższa niż w analogicznym okresie 2016 r. Jako że wyższy poziom sprzedaży detalicznej towarów rok do roku odnotowano we wszystkich pozostałych miesiącach 2017 r., można śmiało stwierdzić, że przełamany został trend spadkowy, który – z wyjątkiem sierpnia ub. r. – trwał przez cały poprzedni rok. Wzrost popytu zgłaszanego przez gospodarstwa domowe na lokalnym rynku może wynikać m.in. ze względu na wypłaty z budżetu państwa w ramach programu 500+.

Handel zagraniczny

W IV kwartale 2017 r.¹ wartość eksportu wyniosła 2405,5 mln euro, zaś importu – 3021,2 mln euro. Saldo handlu zagranicznego było więc ujemne i wyniosło –615,7 mln euro. Od początku 2017 r. wartość eksportu sięgnęła 9055,0 mln euro, a importu 11050,2 mln euro, co przełożyło się na ujemne saldo w obrotach handlowych przekraczające 1995 mln euro. Jest to sytuacja odmienna niż w przypadku polskiej gospodarki ogółem, gdzie od 2015 r. notowana jest nadwyżka w handlu zagranicznym. Ujemne saldo województwa pomorskiego ma prawdopodobnie źródło w obecności portów morskich, do których sprowadzane są towary o dużej wartości, a następnie sprzedawane często dalej na rynku krajowym przez lokalne firmy.

W porównaniu do obrotów z IV kwartału 2016 r. zaobserwowano zmniejszenie wolumenu eksportu (o 4,8 proc.) oraz zwiększenie wolumenu importu (o 12,4 proc.). Pomorski eksport i import były też w IV kw. 2017 r. wyraźnie niższe od wartości notowanych dwa lata temu. Szczególnie rażąca jest różnica dotycząca wartości eksportu, która wyniosła 899 mln euro, co oznacza 28‑procentowy spadek względem IV kw. 2015 r.

W IV kwartale 2017 r. struktura towarowa eksportu z województwa pomorskiego różniła się nieco od tego, co obserwowano w poprzednich kwartałach tego roku. Dominowała w niej grupa paliw, na którą przypadało 12,3 proc. udziału. Segment statków, łodzi oraz konstrukcji pływających stanowił 8,8 proc. eksportu, co było niemal dwukrotnie niższym udziałem niż w III kwartale (16,4 proc. udziału). Znacznym udziałem cechowały się również, już tradycyjnie, grupa maszyn i urządzeń elektrycznych (10,5 proc.) oraz ryb i skorupiaków (9,8 proc.). Udział wymienionych czterech grup w eksporcie województwa pomorskiego wyniósł w IV kwartale 2017 r. 41,5 proc. To o 2,7 pkt. proc. mniej niż w III kwartale 2017 r.

Wykres 3. Struktura kierunkowa eksportu z województwa pomorskiego w IV kwartale 2017 r.

Struktura kierunkowa eksportu - IV kw. 2017 r.

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Izby Celnej w Warszawie

W strukturze kierunkowej największym udziałem cechowały się Niemcy (21,6 proc.). Na kolejnych pozycjach plasowały się: Holandia (8,4 proc.), Francja (5,9 proc.), Szwecja (5,1 proc.) oraz Norwegia (5,0 proc.). Biorąc z kolei pod uwagę obroty w całym 2017 r. niekwestionowanym liderem są Niemcy (21,3 proc.). W pierwszej trójce znalazło się jeszcze miejsce dla Holandii (8,8 proc.) oraz Norwegii (6,6 proc.). Wśród odbiorców dominują państwa UE, na które przypadało prawie 70 proc. sprzedaży zagranicznej województwa. W skali ogólnokrajowej największym odbiorcą polskich dóbr również są Niemcy, za których plecami plasują się Wielka Brytania oraz Republika Czeska.

Cechą pomorskiego importu jest wysoki poziom koncentracji towarowej. Warto mieć na uwadze, że struktura towarowa importu jest w znacznym stopniu kształtowana przez strukturę towarową eksportu. Wynika to z faktu, iż pomorskie importuje towary podlegające przetworzeniu, które następnie są eksportowane. Zjawisko to dało się zaobserwować również w IV kwartale 2017 r. Na trzy tradycyjnie najważniejsze produkty sprowadzane z zagranicy, tzn.: paliwa (36,8 proc.), maszyny i urządzenia elektryczne (10,1 proc.) oraz statki, łodzie, konstrukcje pływające (4,6 proc.) przypadało łącznie 51,5 proc. importu. Swoją bardzo mocną pozycję w pomorskim imporcie umocniły w IV kwartale br. produkty z branży ryb i skorupiaków (9,4 proc.). Co ciekawe, ich udział był wyższy od grupy statków, łodzi, konstrukcji pływających również w skali całego roku (7,7 proc., podczas gdy grupa statków itd. – 6,6 proc.). Pierwsze dwie pozycje należały do grupy paliw (30,9 proc.) oraz maszyn i urządzeń elektrycznych (10,3 proc.).

W IV kwartale 2017 r. najistotniejszym partnerem importowym – głównie za sprawą paliw –pozostała Rosja (26,2 proc. importu). Mniejszy strumień produktów trafił do województwa pomorskiego z Chin (12,6 proc.), Norwegii (7,2 proc.) oraz Niemiec (6,1 proc.). Od początku roku najwięcej towarów spłynęło na Pomorze również z Rosji (25,4 proc.) oraz Chin (13,2 proc.), a także z Norwegii (8,1 proc.) oraz z Niemiec (7,2 proc.). Struktura geograficzna importu do województwa pomorskiego różni się więc od struktury dla Polski ogółem, w której na pierwszym miejscu znajdują się Niemcy, na drugim Chiny, a na trzecim – Rosja.

Wykres 4. Struktura kierunkowa importu do województwa pomorskiego w IV kwartale 2017 r.

Struktura kierunkowa importu - IV kw. 2017 r.

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Izby Celnej w Warszawie.

Barometr innowacyjności

W IV kwartale 2017 r. w Biuletynie Urzędu Patentowego opublikowano informację o 873 wynalazkach zgłoszonych do opatentowania. Liczba zgłoszeń pochodzących z województwa pomorskiego sięgnęła 54, co stanowiło 6,2 proc. wszystkich zgłoszonych wynalazków. Jest to odsetek wyższy od obserwowanego w II i III kwartale 2017 r., a także w analogicznym okresie 2016 r.

Omawiane wartości cechuje wysoka zmienność, dlatego też warto posiłkować się informacjami o zgłoszeniach wynalazków analizowanymi narastająco. Od początku roku w biuletynie Urzędu Patentowego opublikowano informacje o 4431 zgłoszeniach, z czego 253 zgłoszeń pochodziło z Pomorza. Stanowiło to 5,7 proc. z liczby wszystkich opublikowanych zgłoszeń.

Wykres 5. Liczba pomorskich wynalazków zgłoszonych i opublikowanych w Biuletynie Urzędu Patentowego w 2017 r.

Innowacyjność - IV kw. 2017 r.

Źródło: Opracowanie na podstawie http://www.uprp.pl

Udział województwa w liczbie zgłaszanych patentów jest niższy od udziału regionu w liczbie mieszkańców całej Polski (6,0 proc. w 2017 r.), czy też w liczbie ogólnopolskich przedsiębiorstw (6,8 proc.). Niemniej, należy mieć na uwadze, iż statystyka patentowa jest zdominowana przez zgłoszenia z województwa mazowieckiego, w tym w szczególności z Warszawy.

Pomimo rosnącej z każdym rokiem liczby zgłaszanych patentów, pod kątem innowacyjności nasz kraj nadal znajduje się w europejskim ogonie. W 2017 r. rodzime firmy oraz uczelnie zgłosiły w Europejskim Urzędzie Patentowym 469 wniosków, czyli o 14 proc. więcej niż rok wcześniej. To bardzo niewiele w porównaniu z 25,5 tys. wniosków zgłoszonych w ub. roku przez europejskiego lidera – Niemcy. Na rynku unijnym pod względem liczby patentów królują jednak przedsiębiorstwa ze Stanów Zjednoczonych, które w ub. r. zgłosiły ponad 42 tys. wniosków.

W strukturze zgłoszonych patentów przez pomorskich wynalazców prawie 26 proc. dotyczyło różnych procesów przemysłowych i transportu (Dział B w Międzynarodowej Klasyfikacji Patentowej). Istotnym, ponad 22‑procentowym udziałem cechował się również dział A – podstawowe potrzeby ludzkie.

Tabela 1. Ogólnopolskie oraz pomorskie zgłoszenia wynalazków opublikowane w Biuletynie Urzędu Patentowego wg Międzynarodowej Klasyfikacji Patentowej (MKP) w IV kw. 2017 r. oraz w całym 2017 r.

Dział MKP IV kwartał 2017 r. 2017 r.
Pomorskie Polska różnica Pomorskie Polska różnica
% % pkt. proc. % % pkt. proc.
Dział A – Podstawowe potrzeby ludzkie 22,0 18,0 +4,2 12,6 16,9 –4,2
Dział B – Różne procesy przemysłowe; Transport 25,9 22,3 +3,6 22,1 21,0 +1,1
Dział C – Chemia; Metalurgia 13,0 23,1 –10,1 16,2 23,4 –7,2
Dział D – Włókiennictwo; Papiernictwo 1,9 0,8 +1,1 0,8 0,8 0,0
Dział E – Budownictwo; Górnictwo 9,3 9,3 0,0 8,7 8,6 +1,1
Dział F – Budowa maszyn; Oświetlenie; Ogrzewanie; Uzbrojenie; Technika minerska 11,1 10,8 +0,3 16,6 12,1 +4,5
Dział G – Fizyka 11,1 10,2 +0,9 14,2 10,6 +3,6
Dział H – Elektrotechnika 5,6 5,5 +0,1 8,7 6,6 +2,1
RAZEM 100,0 100,0 100,0 100,0

Źródło: Opracowanie na podstawie http://www.uprp.pl

Największa nadreprezentacja względem kraju dotyczyła w IV kwartale 2017 r. właśnie działu A (+4,2 pkt. proc. względem kraju), natomiast największe odchylenie in minus w porównaniu z resztą Polski dotyczyło działu C (–10,1 pkt. proc. względem kraju). W analogicznym okresie ubiegłego roku największa nadreprezentacja dotyczyła działu H (+5,5 pkt. proc. względem kraju), a odchylenie in minus, podobnie jak w br., działu C (–8,7 pkt. proc. względem kraju). Udział działu A był natomiast w strukturze pomorskiej i krajowej identyczny.

Mając na uwadze zgłoszenia wynalazków notowane narastająco od początku 2017 r., można zauważyć, że względem kraju Pomorze specjalizuje się przede wszystkim w dziale F (Budowa maszyn; Oświetlenie; Ogrzewanie; Uzbrojenie; Technika minerska), który charakteryzuje nadreprezentacja rzędu 4,5 pkt. proc. oraz w dziale G (Fizyka), gdzie nadreprezentacja sięga 3,6 pkt. proc. Zauważalnie (o 2,2 pkt. proc.) wyższy udział pomorskich wynalazków dotyczy też działu H (Elektrotechnika).

Ważniejsze wydarzenia

Budżet na 2018 rok przyjęty
Sejmik Województwa Pomorskiego przyjął budżet województwa na 2018 r. Dochody budżetu wyniosą ponad 1,1 mld zł, natomiast wydatki ponad 1,2 mld zł. Deficyt budżetu wyniesie niespełna 80 mln zł.

W kierunku cyfryzacji Pomorza
15 grudnia 2017 r. powołana została Pomorska Unia Światłowodowa. Stronami porozumienia zostały Urząd Marszałkowski, Zarząd Gmin Pomorskich oraz firma Orange Polska. W ramach Unii Orange Polska zrealizuje w 109 gminach inwestycje związane z szerokopasmowym internetem, współfinansowane ze środków PO Polska Cyfrowa.

Nowe zlecenie Remontowej Shipbuilding
Ministerstwo Obrony Narodowej podpisało ze stocznią Remontowa Shipbuilding umowę na dostawę dwóch niszczycieli min typu Kormoran oraz jednego okrętu ratowniczego, z możliwością zamówienia drugiego. Wartość umowy to ponad 1,1 mld zł.

Stocznia Marynarki Wojennej w PGZ
Od 1 stycznia 2018 r. gdyńska Stocznia Marynarki Wojennej stanie się formalnie częścią Polskiej Grupy Zbrojeniowej.

GSR zmodernizuje okręty wojenne
Gdańska Stocznia Remontowa zwyciężyła w przetargu na modernizację dwóch okrętów Marynarki Wojennej – ORP Hydrograf oraz ORP Nawigator. Prace rozpoczną się w styczniu 2018 r.

Duże inwestycje kolejowe
PKP uzyskała z unijnego programu „Łącząc Europę” środki na poprawę dojazdów do trójmiejskich portów morskich. Do 2020 r. planowane jest wydanie na ten cel 1,4 mld zł.

Historyczna umowa LOTOS-u
LOTOS jest pierwszą polską firmą, która podpisała umowę terminową na dostawy ropy naftowej z USA. W ramach kontraktu do Gdańska trafi w 2018 r. co najmniej pięć ładunków surowca.

Kolejny amerykański koncern w Gdańsku
Koncern Arrow Electronics działający w branży technologii elektronicznych otwiera biuro w Olivia Business Centre. Firma jest obecna w Polsce od 12 lat, w tym m.in. w Gdyni.

Fińskie centrum B+R w Gdańsku
Firma In4mo z Finlandii zainwestowała w Gdańsku, otwierając swoje centrum badawczo­‑rozwojowe.

Nowe przystanki PKM otwarte
Otwarte zostały dwa nowe przystanki Pomorskiej Kolei Metropolitalnej – Gdynia Stadion oraz Gdynia Karwiny. Inwestycja kosztowała blisko 25 mln zł. Otwarcie tych przystanków stanowi zakończenie kolejnego etapu największej samorządowej inwestycji kolejowej w Polsce: budowy Pomorskiej Kolei Metropolitalnej. Kolejnym etapem projektu będzie elektryfikacja linii kolejowej PKM.

Pomorskie tuż za Londynem, Sztokholmem i Budapesztem
W zestawieniu najdynamiczniejszych dużych miast i regionów w Europie, przygotowanym przez amerykański Milken Institute, województwo pomorskie znalazło się na czwartym miejscu, za plecami jedynie Londynu, Sztokholmu i Budapesztu. W pierwszej dziesiątce rankingu znalazło się jeszcze miejsce m.in. dla Dolnego Śląska.

ORP Kormoran opuścił stocznię
Niszczyciel min ORP Kormoran opuścił stocznię Remontowa Shipbuilding. Budowa jednostki rozpoczęła się w 2014 r. Okręt będzie służył m.in. poszukiwaniu i zwalczaniu min morskich.

Terminal cukrowy w Gdańsku
Krajowa Spółka Cukrowa wybuduje na terenie Portu Gdańsk terminal przeładunkowo­‑wysyłkowy cukru. Ma on powstać nieopodal Wybrzeża Wiślanego. Dokładny termin realizacji inwestycji nie jest jeszcze znany.

Elektrociepłownie w rękach PGE
PGE Energia Cieplna przejęła polskie aktywa francuskiego koncernu EDF, będącego do tej pory właścicielem m.in. gdańskiej oraz gdyńskiej elektrociepłowni.

Polecimy do Lwowa
Lwów będzie drugim, po Kijowie, ukraińskim miastem, do którego dolecimy z Portu Lotniczego im. Lecha Wałęsy w Gdańsku. Połączenie zostanie otwarte w marcu 2018 r.

Dofinansowanie TriPOLIS
Marszałkowie Mieczysław Struk oraz Wiesław Byczkowski podpisali z wiceprezydentem Gdyni Katarzyną Gruszecką­‑Spychałą umowę na dofinansowanie projektu TriPOLIS w Obszarze Metropolitalnym Gdańsk­‑Gdynia­‑Sopot. Prawie 6 milionów złotych zostanie przeznaczonych na innowacyjne rozwiązania, platformę informatyczną oraz media społecznościowe. Z nowych rozwiązań skorzysta ponad 100 firm z Pomorza.

Ponad 150 mln zł na rewitalizację
Zarząd Województwa Pomorskiego rozstrzygnął konkursy dla projektów rewitalizacyjnych, dofinansowanych ze środków z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Pomorskiego na lata 2014‑2020. Wsparcie otrzyma 15 miast: Słupsk, Lębork, Kościerzyna, Malbork, Czarne, Czersk, Chojnice, Kwidzyn, Gniew, Debrzno, Miastko, Ustka, Starogard Gdański, Skarszewy i Nowy Staw. Łączna kwota wsparcia przekroczy 154 mln zł.

Kongres Smart Metropolia za nami
W dniach 13‑15 listopada odbył się w Gdańsku VI Kongres Smart Metropolia. W jego ramach przez trzy dni debatowano na temat rozwoju obszarów metropolitalnych. W wydarzeniu wzięli udział liderzy administracji, samorządu i biznesu oraz osoby zaangażowane w rozwijanie miast i miejscowości, w których żyją.

LPP zainwestuje w B+R
Gdański koncern odzieżowy ma w planach od 2018 r. wydawać 200 mln zł rocznie na działalność badawczo­‑rozwojową. W tym samym okresie spółka planuje wzrost zatrudnienia nawet o tysiąc pracowników.

Vistal w upadłości
Zarząd gdyńskiej spółki złożył do sądu rejonowego w Gdańsku wniosek o ogłoszenie upadłości. Poinformował jednocześnie, że decyzja ta ma na celu zabezpieczenie interesu spółki, jej akcjonariuszy oraz ogółu wierzycieli.

PSSE szuka prezesa
Pomorska Specjalna Strefa Ekonomiczna pozostaje bez prezesa od sierpnia br., kiedy to odwołana została Aleksandra Jankowska. Rada nadzorcza spółki zbierała się od tego czasu kilkukrotnie, lecz nie udało się jak na razie znaleźć jej następcy. Do czasu wyboru nowego prezesa spółką zarządza Paweł Lulewicz – wiceprezes Zarządu PSSE.

Nowa siedziba Nordea Bank AB
Skandynawska spółka otworzyła w biurowcu Tensor Z w Gdyni nowe biuro o powierzchni 3,6 tys. metrów kw. Nordea Bank AB zatrudnia obecnie około 700 osób, a w najbliższych latach planuje podwojenie tej liczby.

SollinER produktem roku
Katamaran solarny zaprojektowany i wyprodukowany przez firmę Green Dream Boats z Gdańska został laureatem konkursu na najbardziej innowacyjny polski produkt. Organizatorem konkursu jest Agencja Rozwoju Przemysłu.

Nowy prezes CRIST
Ireneusz Ćwirko ponownie został prezesem stoczni CRIST. Dotychczasowa prezes – Ewa Kruchelska – została wiceprzewodniczącą rady nadzorczej spółki.

Odbyło się Forum Gospodarki Morskiej
Za nami kolejna edycja Forum Gospodarki Morskiej w Gdyni. W tym roku dyskusja odbywała się podczas czterech paneli tematycznych: logistyka morska, porty morskie, przemysły morskie oraz ship management.

Nowe połączenie ro‑ro z Gdyni
Stena Line otwiera nowe połączenie promowe ro‑ro – z Gdyni będzie można popłynąć do szwedzkiego Nynashamn.

Kolejne inwestycje w DCT
Władze DCT Gdańsk zapowiedziały uruchomienie kolejnego programu inwestycyjnego. Jego wartość wyniesie 280 mln zł. Wśród zaplanowanych projektów przewidziano m.in. doposażenie istniejącego głębokowodnego nabrzeża przeładunkowego T2 w dwie dodatkowe suwnice STS.

Nowy prezes Gdańskiej Stoczni Remontowa
Michał Habina został nowym prezesem Gdańskiej Stoczni Remontowa. Zastąpił na stanowisku Adama Ruszkowskiego, który piastował tę funkcję przez pół roku.

Nowe środki na pożyczki dla MŚP
Polska Fundacja Przedsiębiorczości podpisała umowę z Bankiem Gospodarstwa Krajowego w wysokości 23 mln zł na udzielanie pożyczek w ramach Pomorskiego Funduszu Rozwoju 2020+. Z oferty będą mogły skorzystać mikro, małe oraz średnie przedsiębiorstwa z Pomorza.

Nowe połączenia lotnicze z Gdańska
Ateny, Tromso oraz Lwów – do tych trzech miast będzie można już niebawem polecieć z Gdańska. Pierwsze z połączeń zostanie uruchomione na początku maja 2018 r., drugie – od połowy grudnia br., natomiast trzecie – od marca 2018 r. Lwów będzie drugim, po Kijowie, ukraińskim miastem, do którego dolecimy z Portu Lotniczego im. Lecha Wałęsy w Gdańsku.

W Porcie Gdynia powstanie terminal promowy
W gdyńskim porcie w ciągu trzech lat ma powstać nowy terminal promowy. Inwestycja będzie zlokalizowana na Nabrzeżu Fińskim i Polskim, a jej szacunkowy koszt oscylować będzie w granicach 200 mln zł.

Konferencja Venture Day
W dniu 16 listopada na Stadionie Energa Gdańsk odbyła się wyjątkowa konferencja, w trakcie której odbyły się prelekcje zagranicznych i polskich ekspertów z branż: e­‑zdrowie i morskiej. Konferencja stanowiła doskonałą okazję do licznych spotkań z inwestorami czy prezentacji najnowszych polskich odkryć naukowych. Wydarzenie zorganizował Gdański Inkubator Przedsiębiorczości STARTER oraz Pomorski Klaster ICT Interizon.

Rozwijamy potencjał B+R z obszaru farmacji
1 grudnia w Gdańskim Uniwersytecie Medycznym odbyło się spotkanie pn. „Potencjał B+R organizacji macierzystych z obszaru farmacji / kosmetologii”. Spotkanie stanowiło okazję do prezentacji i wymiany doświadczeń pomiędzy światem nauki i biznesu. Zaprezentowały się m.in. Wydział Chemii Uniwersytetu Gdańskiego, Wydział Chemiczny Politechniki Gdańskiej, Wydział Farmaceutyczny Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego oraz firmy: Adamed i Polpharma.

Wsparcie B+R w sektorze gospodarki morskiej
13 grudnia w Akademii Morskiej w Gdyni odbyło się seminarium podsumowujące dotychczasowe rezultaty i działania podejmowane w ramach Inteligentnych Specjalizacji Pomorza, w tym szczególnie w obszarze „Technologie offshore i portowo­‑logistyczne”. W spotkaniu wzięły udział podmioty skupione w obszarze Inteligentnych Specjalizacji Pomorza, przedstawiciele biznesu oraz jednostek naukowych zainteresowanych wdrażaniem innowacyjnych rozwiązań.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Pomorski akcent w świecie globalnych potentatów

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Fibratech jest start­‑upem zbudowanym wokół pomysłu zaprojektowania ultralekkich felg samochodowych. Jak narodziła się ta koncepcja?

Od 12 lat prowadzę wraz z moim kuzynem spółkę Venom, działającą w branży motoryzacyjnej. Naszą specjalizacją są zawieszenia sportowe. Grupa docelowa to klienci, którzy chcą obniżyć swoje auta. Zwykle ich potrzeba wynika z zainstalowania w pojeździe większych, niestandardowych felg. Przez to auto się podnosi, co sprawia, że powiększa się luka między rantem błotnika a oponą. Samochód wygląda wówczas mało estetycznie.

Pracując w firmie Venom przez lata jeździliśmy na różnego rodzaju targi. Pojawiały się na nich firmy reprezentujące zarówno rynek zawieszeń, jak i rynek felg. Zauważyliśmy, że ten drugi jest znacznie większy. Postanowiliśmy zrobić rozeznanie. Podczas jednej z rozmów z moim obecnym wspólnikiem, a prywatnie kolegą, Michałem Sobolewskim, zaczęliśmy zastanawiać się, dlaczego w branży motoryzacyjnej produkuje się niemal wyłącznie felgi aluminiowe i stalowe, a nie np. kompozytowe – wytwarzane z włókna węglowego. Michał zaczął badać ten temat.

Nikt na świecie nie produkuje felg kompozytowych?

Globalnie zidentyfikowaliśmy trzy wyróżniające się przedsiębiorstwa, które wprowadziły taki produkt do sprzedaży: niemieckie Porsche, szwedzkie Koeningsegg oraz australijskie Carbon Revolution. Jest to produkt niszowy – roczna produkcja zamyka się w skali kilkunastu tysięcy kompletów. To bardzo niewiele w porównaniu do 29 milionów tradycyjnych felg produkowanych rocznie przez Ronal czy do 9 milionów firmy Uniwheels. W dodatku jest to produkt bardzo drogi, wręcz luksusowy. Ceny kompletu wahają się od 10 do 40 tys. euro, podczas gdy standardowe, aluminiowe można kupić już za kilkaset euro.

Kto i dlaczego mógłby być zainteresowany wykorzystaniem felg kompozytowych? W czym są one lepsze od felg tradycyjnych?

Felgi aluminiowe ważą pomiędzy 6 a 13 kg. Masa prototypu naszej felgi to 4,5 kg. To ważne w przypadku aut elektrycznych – dzięki naszym felgom zasięg samochodu może wydłużyć się nawet o 6%. A w branży elektromobilności urasta on dziś do rangi „świętego Graala”. Dlatego też największy potencjał naszej technologii widzimy w obrębie producentów aut elektrycznych. Spodziewamy się, że będzie to branża, która odnotuje w nadchodzących latach wyraźne wzrosty. Według strategii rządowej tylko po polskich drogach do 2025 r. ma jeździć milion samochodów z napędem elektrycznym. Nawet jeśli okaże się, że przewidywania są zbyt optymistyczne, pokazują one pewien trend. Co ważne, nie ma ograniczeń, jeżeli chodzi o typy aut, w których możliwe będzie zainstalowanie naszych felg. Możemy je projektować zarówno pod auta tradycyjne, jak i sportowe. Nie będziemy mieli również żadnego problemu z autobusami.

W branży elektromobilności zasięg samochodu urasta dziś do rangi „świętego Graala”. Zastosowanie naszych ultralekkich felg w miejsce tradycyjnych felg aluminiowych może zwiększyć zasięg auta nawet o 6%.

Do miliona aut elektrycznych brakuje nam dziś bardzo wiele, to zresztą temat na oddzielną dyskusję. Skoro jednak lżejsze felgi mogą znacząco zwiększyć zasięg samochodu, dlaczego na prace nad nimi nie zdecydowały się koncerny produkujące te auta, pokroju Tesli czy Nissana?

To pytanie zadawaliśmy sobie od początku. Tak samo można jednak zapytać, dlaczego auta elektryczne powstają dopiero teraz, skoro sam napęd został wymyślony 100 lat temu. O tym decyduje szereg uwarunkowań. Wiemy, że tematem zainteresowało się wiele firm motoryzacyjnych. Cechą wspólną ich wysiłków było jednak to, że ich projekty opierały się na tkaninowej metodzie produkcji. Jak dotąd nikomu nie udało się stworzyć odpowiednio lekkiej felgi z wykorzystaniem tej technologii.

My natomiast felgi szyjemy, wykorzystując właściwości włókna węglowego. Dzięki temu jesteśmy w stanie uzyskać ponad dwukrotnie niższą wagę niż konkurenci. Jest to rozwiązanie innowacyjne w skali świata, co zostało potwierdzone przez kilku czołowych producentów aut oraz felg samochodowych.

Koncepcja produkcji naszych felg opiera się na ich szyciu, a nie nakładaniu na siebie tkanin, co jest rozwiązaniem innowacyjnym w skali świata.

Czy Wasza technologia jest już w stu procentach dopracowana i zaczynacie ją komercjalizować?

Prace uległy dużemu przyspieszeniu w zeszłym roku, gdy w nasz projekt zainwestował fundusz Alfabeat. W pierwszej kolejności chcieliśmy zrozumieć, jakie są wymagania producentów felg oraz obowiązujące normy. Teraz rozpoczęliśmy prace nad znalezieniem optymalnego kształtu felgi oraz sposobu jej szycia. Przeprowadziliśmy pierwsze testy statyczne i podjęliśmy pierwsze próby w ruchu, niebawem czekają nas testy dynamiczne w trasie. Do końca roku planujemy stworzyć funkcjonalny prototyp, który wyślemy do producentów aut. Ci z kolei zweryfikują, czy to, co piszemy o naszym produkcie jest prawdą, przeprowadzą testy w laboratorium itp. W kolejnym etapie planujemy natomiast zindustrializować nasz koncept poprzez stworzenie zautomatyzowanej linii do produkcji felg. Zakładamy, że pierwsze wyprodukowane przez Fibratech zestawy trafią do sprzedaży do końca 2020 r.

Tak zaawansowanego produktu nie da się stworzyć w garażu. Macie swój dział badawczo­‑rozwojowy czy specjalną halę produkcyjną, w której prowadzicie prace?

Współpracujemy z warszawską firmą produkującą prototypy dla branży lotniczej i kosmicznej. Tam będziemy budowali prototypy naszych felg.

Kto jest źródłem Waszego know­‑how?

Nasze prace prowadzi dwóch doktorów inżynierii, którzy są jednocześnie wspólnikami spółki: Michał Sobolewski oraz Claus Bayreuther. Obaj panowie znają się ze wspólnej pracy w Airbus Helicopters w Monachium. Claus jest autorem pomysłu odejścia od technologii tekstylnych w kierunku szycia felg. Prace nad kompozytami są absolutną niszą, w której nie ma wielu specjalistów. Bez Clausa proces ten nie miałby szans powodzenia. Zespół obejmuje także dwóch kolejnych inżynierów – jednego będącego specjalistą z dziedziny prototypowania oraz drugiego, który pomaga nam przy tworzeniu dokumentacji technicznej i obliczeniach.

Jaki model biznesowy przyjęliście – planujecie wbić klin między czołowych producentów felg, czy raczej współpracować z którymś z nich?

Każdy przedsiębiorca marzy o tym, by stworzyć firmę, która będzie liderem w swojej branży. Trzeba to jednak zderzyć z realnymi możliwościami. Dojrzeliśmy do tego, by zauważyć, że cały proces certyfikacji, budowania relacji z producentami aut, inwestycje w park maszynowy, a także szereg innych spraw jest na tyle czaso‑ i kosztochłonnych, że wyraźnie zwiększa to ryzyko biznesowe. Doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie zostać dostawcą technologii. Planujemy stworzenie „paczki” – felg oraz linii do ich produkcji – zabezpieczonej patentami, którą następnie zaoferujemy jednemu z producentów felg.

Każdy przedsiębiorca marzy o tym, by stworzyć firmę, która będzie liderem w swojej branży. Trzeba to jednak zderzyć z realnymi możliwościami. My uznaliśmy, że nie mamy szans konkurować ze światowymi liderami i doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie zostać dostawcą technologii.

W jaki sposób można dotrzeć do takich potentatów?

Istnieje kilka możliwości. Można zgłosić się w sposób bezpośredni – my zadaliśmy kilku koncernom konkretne pytanie: jak zapatrujecie się na temat produkcji felg kompozytowych? Odesłali nas do swoich zespołów odpowiedzialnych za zawieszenia i felgi, z którymi nawiązaliśmy kontakt. Bierzemy pod uwagę ich spostrzeżenia, sugestie co do realizowanego przez nas produktu. Druga opcja to oczywiście targi. Tu również jesteśmy obecni. Dodatkowo pojawiają się czasem na rynku ciekawe inicjatywy organizowane przez liderów branżowych, jak np. program BMW Startup Garage. W jego ramach BMW pomaga start­‑upom doprowadzić ich pomysły do fazy produkcyjnej. Koncern nie jest zainteresowany kupieniem własności intelektualnej, ani samego start­‑upu, lecz stawia się w roli potencjalnego pierwszego klienta. Cieszy nas to, że BMW zainteresował tworzony przez nas know­‑how.

Jakie są najpoważniejsze zidentyfikowane przez Was bariery rozwojowe?

Niedawno powstał w Monachium panel zrzeszający producentów aut i felg kompozytowych, którzy dyskutują nad stworzeniem norm ich certyfikacji. My również uczestniczymy w tym procesie. Dopóki takie normy nie zostaną stworzone, po Niemczech nie będą mogły się poruszać auta wyposażone w takie felgi. Szczególnie duży presję na kwestie certyfikacji kompozytów kładzie dziś Porsche, które produkuje takie felgi, ale nie może ich w Niemczech sprzedawać. Projektując naszą felgę na bieżąco zwracamy uwagę, by spełniała wszelkie normy, nad którymi trwa właśnie dyskusja. Liczymy, że zostaną one ustalone do końca roku, tym bardziej że z rynkiem niemieckim wiążemy duże nadzieje. Poza tym to, co przyjmuje się w Niemczech za motoryzacyjną normę, często oddziałuje na inne kraje.

Innego rodzaju ryzyko jest związane z tym, że finalne koszty produktu mogą okazać się inne niż we wstępnych założeniach. Przyjęliśmy, że automatyzacja procesu produkcyjnego będzie kluczem do uzyskania niskiej ceny. Może się jednak okazać, że sześcioosiowy robot wyciągający nitkę i szyjący felgę będzie droższy, niż zakładamy. Trzecia potencjalna bariera to sytuacja, w której z jakiegoś powodu producenci aut nie będą zainteresowani wykorzystaniem naszych felg. Na razie jednak sygnały z rynku są bardzo optymistyczne.

Na początku rozmowy wspominał Pan o bardzo wysokich cenach felg kompozytowych produkowanych przez Porsche czy Carbon Revolution. Planujecie konkurować z nimi cenowo?

Przede wszystkim wagowo – nasze felgi są przecież znacznie lżejsze niż te oferowane przez konkurencję. Cena również będzie miała ogromne znaczenie. Zakładamy, że produkowane przez nas zestawy felg będą kosztowały w granicach 1400 euro. Czyli mniej więcej tyle, ile kosztuje obecnie zestaw tradycyjnych felg aluminiowych wykonanych w technologii kutej. To, co do tej pory było luksusem, może niebawem stać się standardem. Widzimy w tym swoją szansę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Pomorze w erze pracownika

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego

Począwszy od transformacji gospodarczej 1989 r. głównym problemem społeczno-ekonomicznym, z jakim zmagała się Polska, było bezrobocie. Dziś, po niemal 30 latach, wydaje się, że w wielu branżach przeszliśmy od rynku pracodawcy do rynku pracownika. Zgodzi się Pan z tą tezą?

Mamy dziś do czynienia z niespotykaną do tej pory sytuacją. Na przestrzeni ostatnich niespełna 30 lat tylko w 1991 r. i przez kilka miesięcy 1997 r. stopa bezrobocia nie przekraczała 10 proc. Przyzwyczailiśmy się, że jest ona dwucyfrowa. To, że od pewnego czasu utrzymuje się natomiast na poziomie 7 proc. w kraju i 5,5 proc. w naszym regionie, to absolutna nowość. Mam poczucie, że firmy, pracownicy, a także szerzej – samorządy, innego typu instytucje – muszą się dostosować do tej sytuacji i nauczyć się w takich warunkach funkcjonować. W niektórych branżach coraz bardziej palącym problemem staje się faktycznie niedobór pracowników.

Pracowników o jakim profilu najbardziej dziś na Pomorzu brakuje?

Trójmiejski rynek usług dla biznesu nadal rośnie w bardzo szybkim tempie – rośnie więc także zapotrzebowanie na osoby, które mogłyby pracować w centrach BPO/SSC. Obecnie na czasie są z pewnością specjaliści z zakresu księgowości, osoby ze znajomością języków – przede wszystkim niemieckiego oraz mniej popularnych, np. języków skandynawskich. Dochodzą do tego oczywiście specjaliści z branży IT – mam wrażenie, że pomorski rynek IT jest w stanie wchłonąć każdego kandydata.

Funkcjonujące w regionie firmy potrzebują zatem przede wszystkim wysokiej klasy specjalistów, którzy znajdują zatrudnienie głównie w centrach BPO/SSC. Czy przekłada się to jednak na to, że Trójmiasto staje się mniej atrakcyjne dla działalności bardziej podstawowych, typu contact center?

Rynek pracy jest takim samym rynkiem jak każdy inny – jest płynny, niejednorodny, zmieniający się w czasie. Uważam, że powinien dostarczać różnorodnych miejsc zatrudnienia. Dobrze, gdyby oferował propozycje zarówno dla osób z zaawansowanymi umiejętnościami, jak i z bardzo prostymi zdolnościami, np. wyłącznie manualnymi. Zdrowy rynek pracy to taki, na którym każdy może znaleźć dla siebie zajęcie na miarę swoich możliwości.

Z drugiej jednak strony, ze względu na warunki rynkowe czy realizowane strategie niektóre firmy przenoszą fragmenty swojej działalności, a czasem nawet jej całość, z Trójmiasta do innych regionów Polski lub za granicę. Naturalną rzeczą jest bowiem to, że przedsiębiorstwa konkurują ze sobą na rynku pracy. Jeśli dany podmiot nie jest w stanie zachować opłacalności swojej działalności, oferując warunki pracy podobne do konkurentów, może zdecydować się na relokację. Z perspektywy władz regionu, dopóki nie notuje się spadków zatrudnienia, jest to proces pozytywny, świadczący o rosnącym zaawansowaniu lokalnej gospodarki.

Przedsiębiorstwa konkurują ze sobą na rynku pracy. Jeśli dany podmiot nie jest w stanie zachować opłacalności swojej działalności, oferując warunki pracy podobne do konkurentów, może zdecydować się na relokację. Z perspektywy władz regionu, dopóki nie notuje się spadków zatrudnienia, jest to proces pozytywny, świadczący o rosnącym zaawansowaniu lokalnej gospodarki.

W ostatnim czasie miały już miejsce relokacje firm, które przeniosły swoje działalności z Trójmiasta na wschód Polski bądź za granicę. Czy zatem Trójmiasto przestaje być atrakcyjnym miejscem lokowania inwestycji ze względu na niskie koszty pracy?

Nie tylko Trójmiasto, ale wszystkie duże polskie metropolie. Pięć lat temu było w Polsce raptem kilka miast, które miały jakiekolwiek centra usług biznesowych. Nikt nie mówił o lokalizacjach takich jak Olsztyn, Bydgoszcz czy Rzeszów. Dzisiaj – w dużej mierze właśnie za sprawą rosnących kosztów pracy – takich lokalizacji jest pewnie dwadzieścia kilka. W dyskusjach na temat ulokowania ewentualnej inwestycji pojawiają się miasta takie jak np. Piła. To naturalne – inwestorzy szukają miejsc, gdzie poniosą niższe koszty. Od miast, które przeszły już pewną drogę – jak np. my, w Trójmieście – wymaga to szukania metody dalszego rozwoju i zwiększania zatrudnienia przy jednoczesnej zmianie struktury kompetencji. Dlatego też na Pomorzu staramy się obsługiwać bardziej zaawansowane procesy. Korporacje rozważające pojawienie się w największych polskich metropoliach wyrażają takie właśnie zapotrzebowanie. Prostsze prace, które wykonywaliśmy do niedawna, są natomiast transferowane do mniejszych miast, bądź też głównie do Azji: na Filipiny, do Indii.

Czy trójmiejski rynek BPO/SSC odczuwa w jakiś sposób dokonujący się obecnie brexit?

Wzrosło zainteresowanie naszą lokalizacją, choć trzeba mieć świadomość, że firmy nie podejmują na razie żadnych gwałtownych kroków. Większość z nich obserwuje rozwój sytuacji. Sporo podmiotów działających dziś w Wielkiej Brytanii – zarówno firm brytyjskich, jak również koncernów międzynarodowych obecnych na Wyspach – przyjeżdża do Trójmiasta, by zobaczyć lokalizację, sprawdzić, jakie warunki możemy im zaoferować. Generalnie jednak panuje atmosfera wyczekiwania – korporacje czekają na informacje, przecieki dotyczące tego, w którą stronę zmierzają negocjacje związane z brexitem. Pytanie brzmi: na jakich warunkach Wielka Brytania opuści Unię? Jeśli cały proces skończy się na brexicie w wersji soft, wiele podmiotów zdecyduje się pozostać w Wielkiej Brytanii. Jeżeli będziemy mieli do czynienia z brexitem „twardym”, sporej rzeszy firm obecność na Wyspach przestanie się opłacać.

W jakim właściwie stadium znajduje się dziś brexit?

Bez wątpienia brexit już się dzieje. Widzimy to po inwestycjach, które przeniosły się z londyńskiego City chociażby do Frankfurtu czy nawet Warszawy. Są to sygnały świadczące o tym, że proces ten postępuje i że kolejne podobne ruchy mogą mieć miejsce w przyszłości. Jak dotąd mamy do czynienia z brexitem „miękkim”. Im bardziej będzie on jednak twardy, tym większe mogą być potencjalne korzyści dla Polski, a zatem również dla Pomorza, w kontekście m.in. inwestycji i nowych miejsc pracy.

Jak dotąd mamy do czynienia z brexitem „miękkim”. Im bardziej będzie on jednak twardy, tym większe mogą być potencjalne korzyści dla Polski, a zatem również dla Pomorza, w kontekście m.in. inwestycji i nowych miejsc pracy.

Wróćmy do tematu rynku pracy w jaki sposób Pomorze jest w stanie odpowiedzieć na rosnące zapotrzebowanie na specjalistów IT, zaawansowanej księgowości czy innych branż, które są dziś szczególnie na czasie?

Jako Invest in Pomerania staramy się prowadzić inicjatywy mające na celu poszerzenie puli kandydatów dla obecnych tu firm. Spójrzmy chociażby na projekt „Live more. Pomerania”, którego grupą docelową są osoby spoza naszego województwa. Mam wrażenie, że jako społeczeństwo stajemy się coraz bardziej świadomi i wielu rodaków jest w stanie podjąć decyzję o relokacji choćby ze względu na świeże powietrze czy szeroką ofertę możliwości spędzenia czasu wolnego. W ramach naszej inicjatywy prezentujemy zainteresowanym atuty naszego regionu zarówno od strony „życiowej” – najprościej mówiąc: atrakcyjnych warunków do życia, jak i stricte zawodowej, prezentując obecne na Pomorzu branże, dostępne oferty pracy itp. Pokazujemy to na targach pracy organizowanych na uczelniach czy podczas wyjazdów typu road show do największych polskich miast. Prowadzimy także działania online, głównie przez media społecznościowe. Staramy się aktywnie docierać do osób o szczególnie pożądanych na rynku profilach.

Z których części kraju odzew jest największy?

Z naszych badań wynika, że na Pomorze najczęściej przeprowadzają się mieszkańcy województw: kujawsko-pomorskiego, warmińsko-mazurskiego, podlaskiego, zachodniopomorskiego. Częstymi kierunkami są też Mazowsze, Śląsk i Małopolska. W przypadku województwa mazowieckiego mowa tu często o powrocie osób, które wyjechały tam kilka czy kilkanaście lat temu na studia lub do pracy i potem wracają w rodzinne strony.

Oprócz mieszkańców innych województw trafia też do nas sporo osób przyjeżdżających do pracy z zagranicy – głównie z Ukrainy…

Ze względu na położenie geograficzne napływ imigrantów z Ukrainy na Pomorze jest trochę mniejszy niż np. na południu Polski. Cały czas jest to jednak proces, który w istotny sposób wpływa na lokalny rynek pracy. Widać, że wiele lokalnych przedsiębiorstw korzysta już z tego zasobu.

Na ile prawdziwy jest stereotyp, że Ukraińcy przyjeżdżają tu wykonywać relatywnie proste czynności?

Prawdą jest, że więcej obecnych na Pomorzu Ukraińców pracuje w sektorze produkcyjno-budowlanym, niż np. w nowoczesnych usługach dla biznesu. Dla kogoś, kto przyjeżdża zza wschodniej granicy do pracy na budowie, oferowane u nas warunki są znacznie lepsze niż w przypadku tej samej branży na Ukrainie. Z kolei jeśli chodzi np. o ukraińskich informatyków – znajdują się oni w swoim kraju w znacznie lepszym położeniu w porównaniu z  przedstawicielami innych zawodów. Mają tam pewne przywileje, jak np. niższe podatki, zarabiają dobrze na tle reszty rodaków. Choć w Polsce mogliby liczyć na jeszcze lepsze zarobki, to ogólna korzyść ekonomiczna nie byłaby dla nich aż tak duża jak np. dla budowlańców. Stąd też zdecydowana większość z nich decyduje się pozostać w ojczyźnie.

Prawdą jest, że więcej obecnych na Pomorzu Ukraińców pracuje w sektorze produkcyjno-budowlanym, niż np. w nowoczesnych usługach dla biznesu. Dla kogoś, kto przyjeżdża zza wschodniej granicy do pracy na budowie, oferowane u nas warunki są znacznie lepsze niż w przypadku tej samej branży na Ukrainie. W przypadku sektorów takich jak IT ta różnica nie jest aż tak wielka.

Jaką presję na lokalny rynek pracy wywiera natomiast postęp technologiczny i związana z nim automatyzacja procesów?

Wprowadzane technologie bez wątpienia już teraz zaczynają zastępować część miejsc pracy. Niemniej jednak daleki jestem od snucia apokaliptycznych wizji z tym związanych – uważam, że zawsze znajdzie się popyt na nowe miejsca pracy w utrzymywaniu i rozwijaniu nowoczesnych technologii. Jeśli dziś mówi się, że 95 proc. miejsc pracy w sektorze księgowości może być w przyszłości zautomatyzowanych, oznacza to, że 95 proc. osób pracujących w tej specjalizacji musi podnieść swoje kompetencje, bo ich dotychczasowe umiejętności przestaną być na rynku pracy doceniane. Jeśli osoby te nauczą się, w jaki sposób rozwijać daną technologię na innych polach czy jak ją utrzymywać, nie zostaną zwolnione, tylko przesunięte przez firmę do bardziej zaawansowanych działań.

Nie będzie zatem rewolucji, w wyniku której wielu ludzi pozostanie bez pracy, bo zastąpią ich maszyny?

Rewolucja będzie, jeśli zlekceważymy nadchodzące zmiany. Jeśli nasze podejście będzie podobne do dzisiejszego, technologia zweryfikuje istniejące modele biznesowe i w znacznej mierze zdezaktualizuje dotychczasowe założenia. Nie możemy nadal myśleć o rozwoju w perspektywie 5 czy 10 lat – musimy stworzyć warunki do kształcenia pewnych kompetencji nawet z roku na rok, czy też w cyklach dwuletnich.

O tym, jak duża zmiana nas czeka, najlepiej świadczy przykład tzw. big data. Pamiętam, że w latach 2011-2012 mówiono o tym temacie w kategoriach „zajawki”, ciekawego pomysłu, którym warto się zainteresować. Po 2-3 latach obszar big data stał się biznesowym standardem, wokół tego zagadnienia powstało wiele firm i rozwiązań automatyzujących pracę.

Warto mieć też na uwadze, że każda kolejna nowinka technologiczna będzie w firmach wprowadzana coraz szybciej, ponieważ znacznie zwiększyły się zdolności adaptacyjne organizacji. Przedsiębiorstwa, które przeszły pewną transformację technologiczną związaną z wdrożeniem technologii, nauczyły się, w jaki sposób to robić.

Jak zatem nie dać się złapać rewolucji?

Unia Europejska już od pewnego czasu lansuje koncepcję life long learning – uczenia się przez całe życie. Jeśli zaniedbamy ten temat, jeśli nie zainicjujemy rozwijania kompetencji wśród ludzi, którzy już dziś pracują, może to mieć negatywne skutki. Jeśli natomiast uświadomimy im, jakie zmiany ich czekają i pomożemy w zdobyciu kompetencji, które mogą im ułatwić pracę w przyszłości, zamiast bolesnej rewolucji będziemy mieli kroczącą ewolucję, dostosowanie się do zmian, rewaluacje modeli biznesowych. Już raz przeżyliśmy to w 1989 r., kiedy nagle zmienił się sposób myślenia o gospodarce, a dotychczasowe modele biznesowe zostały wyrzucone do kosza i w ich miejsce trzeba było zbudować nowe.

Jakiego typu inwestycji będzie w nadchodzących latach przybywać na Pomorzu?

Koncentrujemy się przede wszystkim na pozyskiwaniu centrów usług wspólnych, w szczególności tych najbardziej zaawansowanych. Mamy jednak zamiar dokładać do tego kolejne „wiązki”, jak start-upy technologiczne, a także firmy produkcyjne. Rok 2017 był pierwszym, w którym podmioty z branży produkcyjnej zapewniły na Pomorzu więcej miejsc pracy niż firmy usługowe.

Jak zachęcić do inwestowania na Pomorzu firmy produkcyjne? Z działalnością przemysłową kojarzy się w Polsce bardziej południe kraju…

Do tej pory naszą wadą była słabość infrastrukturalna – brakowało nam uzbrojonych terenów, jak również hal produkcyjnych. Dlatego też przez wiele lat inwestycji w sektorze produkcyjnym było na Pomorzu bardzo niewiele. Teraz to się zmienia – w ramach naszych działań tworzymy uzbrojone tereny, licząc na to, że powstaną na nich hale produkcyjne i magazyny logistyczne pod wynajem.

Dla jakich gałęzi przemysłu Pomorze może być atrakcyjnym miejscem do prowadzenia działalności?

Sądzę, że dla branż takich jak produkcja elektroniki, przetwórstwo rolno-spożywcze z głównym naciskiem na przetwórstwo rybne, a także elementy sektora chemicznego. Zapytania z tych gałęzi trafiają do nas najczęściej. Obszarami najbardziej predestynowanymi z punktu widzenia rozwoju przemysłu są na Pomorzu tereny wokół szlaku komunikacyjnego autostrady A1 i głównej linii kolejowej biegnącej na południe, jak również obszar Trójmiasta i tereny zlokalizowane wokół drogi S6 biegnącej do Słupska.

Wspominał Pan, że liczycie także na inwestycje start-upów. Planujecie zachęcać start-upy z innych państw czy regionów, by otwierały tu swoją działalność? Czy ich specyfiką nie jest jednak to, że powstają głównie lokalnie?

Chodzi nam nie o start-upy w fazie seed, czyli pracy nad koncepcją, ale o start-upy w fazie skalowania biznesu, jego dynamicznego rozwoju. Polska, w tym także Pomorze, może być atrakcyjnym miejscem do zbudowania np. centrum operacyjnego danego start-upu. Wciąż jesteśmy postrzegani jako kraj tańszy od państw zachodnich, który potrafi zapewnić taką samą jakość obsługi i pracy. Chodzi o poszukiwanie oszczędności ekonomicznej. Takie procesy już się dzieją. Są pierwsze firmy, zarejestrowane np. w Londynie, których centrum operacyjne znajduje się w Gdańsku. Najciekawszym przykładem jest duński AirHelp. W jego gdańskim centrum operacyjnym pracuje już 200 osób. Oczywiście, mamy świadomość, że start-upy mają różne cykle życia. Po trzech latach model biznesowy może się okazać niewłaściwy i biznes upadnie. Liczymy jednak na to, że osiedli się tu przynajmniej kilka firm, którym się powiedzie, i że firmy te zostaną u nas na stałe.

Polska, w tym także Pomorze, może być atrakcyjnym miejscem do zbudowania np. centrum operacyjnego zagranicznego start-upu. Wciąż jesteśmy postrzegani jako kraj tańszy od państw zachodnich, który potrafi zapewnić taką samą jakość obsługi i pracy.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Gdy maszyny zastąpią człowieka

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego

Nie minę się chyba z prawdą mówiąc, że z każdym kolejnym miesiącem, tygodniem, a może nawet i dniem coraz więcej procesów w gospodarce jest automatyzowanych. Jak dotychczas nie mieliśmy jednak do czynienia z nagłym wielkim skokiem, lecz jest to raczej stopniowy, konsekwentny przyrost. Czy niebawem nie czeka nas jednak zmiana trajektorii?

Skok czeka nas z pewnością, lecz trudno precyzyjnie określić, w którym dokładnie momencie nastąpi. Jesteśmy dziś u podnóża stromej góry – to, co do tej pory rosło stopniowo, niebawem będzie wzrastać w postępie geometrycznym. Rewolucja nadchodzi bardzo szybkimi krokami, a jej głównymi filarami są automatyzacja, sztuczna inteligencja oraz robotyzacja.

Jaka jest tak właściwie różnica między automatyzacją a robotyzacją? Czy automaty nie są w pewnym sensie robotami, które wykonują zaprogramowane przez człowieka czynności?

Są to bliskie pojęcia. Różnica polega na tym, że automatyzacja jest pewną sekwencją czynności, które są monotonnie powtarzane. Robot natomiast może samodzielnie reagować na bodźce zewnętrzne.

Można zatem powiedzieć, że roboty są efektem połączenia automatyzacji ze sztuczną inteligencją…

Tak – są już chociażby dostępne w sprzedaży urządzenia, będące w stanie samodzielnie, w sposób spontaniczny omijać stojące im na drodze przeszkody. To dobry przykład obrazujący różnicę między robotyzacją a automatyzacją.

Wróćmy jednak do kwestii „skoku” – jakie mogą być jego konsekwencje?

Koncepcja tego „skoku” była przepowiadana już 70 lat temu – Teilhard de Chardin, francuski jezuita, opisywał go jako Punkt Omega, a polski matematyk, Stanisław Ulam, który pracował w projekcie Manhattan, jako syngularność. Ów „skok” można porównać do fali tsunami, która wywróci do góry nogami dzisiejszy świat na bardzo wielu płaszczyznach. Pierwszą i być może najważniejszą z nich będzie rynek pracy – automatyzacja i robotyzacja procesów wyeliminują miliony miejsc pracy. Począwszy od tych monotonnych, powtarzalnych, jak np. pakowanie paczek, sortowanie towarów, wybieranie, wysyłanie, co już się zresztą dzieje, skończywszy na bardziej zaawansowanych. Niebawem zniknie chociażby zawód kierowcy – już powstają auta, które „same się prowadzą”, na amerykańskich lotniskach pociągi kursujące między terminalami są bezzałogowe, podobnie jak niektóre linie metra, np. w Londynie. Już dyskutuje się nawet nad pomysłami opieki nad dziećmi i seniorami wykonywanej przez inteligentne roboty.

Czekający nas w niedalekiej przyszłości skok technologiczny można porównać do fali tsunami, która wywróci do góry nogami dzisiejszy świat na bardzo wielu płaszczyznach. Pierwszą i być może najważniejszą z nich będzie rynek pracy.

Cały czas mówimy jednak o zawodach, które są bardziej praco- niż wiedzochłonne. Czy zaawansowane usługi również mogą mieć problem z obronieniem się przed rewolucją technologiczną?

Owszem – wiele eksperckich systemów zostanie zastąpionych przez sztuczną inteligencję. Mam na myśli chociażby usługi lekarskie czy prawne. Komputer znacznie szybciej, dokładniej i pewniej od lekarza czy prawnika będzie w stanie wydać diagnozę lekarską czy werdykt. Już teraz technologie są do tego wykorzystywane przez człowieka – niebawem jednak w wielu aspektach człowiek nie będzie technologii do niczego potrzebny.

Czeka nas świat, w którym zamiast ludzi pracować będą wyłącznie roboty?

Praca większości ludzi może być nie tylko niepotrzebna, ale wręcz destruktywna. Nie zdziwię się, jeśli ludziom będzie się wręcz zabraniało pracować, gdyż będą po prostu mniej doskonali od robotów. Ewentualne popełniane przez nich błędy mogą przynieść więcej szkody niż pożytku.

Już niebawem praca większości ludzi może być nie tylko niepotrzebna, ale wręcz destruktywna. Ewentualne popełniane przez nich błędy mogą przynieść więcej szkody niż pożytku.

Co zatem stanie się z milionami bezrobotnych ludzi?

Staną się oni wyłącznie konsumentami, co będzie rodzić wiele wyzwań nie tylko natury ekonomicznej, ale i społecznej.

Za co jednak będą mieli kupować produkty i usługi, skoro będą pozostawali bez pracy?

W Finlandii już dziś wprowadzany jest tzw. dochód podstawowy, którego mechanizm polega na tym, że każdy obywatel będzie dostawał od państwa pewną wypłatę. Jaki tego sens? Konsumenci przedstawiają pewną wartość gospodarczą. Dla kogoś trzeba produkować. Gdyby nie mieli za co nabywać dóbr, załamałaby się produkcja i sektor usług.

Brzmi to jak science-fiction. Pojawia się pytanie: czym ci ludzie będą się w ogóle zajmowali całymi dniami, skoro nie będą musieli chodzić do pracy?

W interesie rządzących będzie leżało trzymanie tych ludzi w spokoju, by nie dochodziło do konfliktów społecznych. Chodzi o to, by mieli oni swoje zainteresowania, by mieli czym żyć. Mam tu na myśli sport, rozrywkę, piosenki, komedie – coś, co ludzi bawi i zadowala. Dla bardziej wymagających pozostanie edukacja i oddawanie się swoim głębszym zainteresowaniom.

Czy sądzi Pan, że rządzący już teraz świadomie starają się odwrócić uwagę społeczeństw od problemów związanych z ich perspektywami zawodowymi, przekierowując myślenie obywateli na tematy związane z rozrywką?

Nie wiem, na ile jest to świadome, a na ile w pół świadome, ale takie procesy mają dziś bez wątpienia miejsce chociażby w Stanach Zjednoczonych. Ludzi trzeba czymś zająć, skierować ich emocje na rzeczy dla władzy bezpieczne. Sport i rozrywka idealnie się do tego nadają. Jeżeli starczy dla wszystkich ziemi, może to być nawet opiekowanie się swoimi ogródkami działkowymi, a więc niejako powrót do koncepcji il faut cultiver notre jardin („Trzeba uprawiać nasz ogródek”) Voltaire’a.

Nie jest to – mówiąc wprost – ogłupianie społeczeństw, sztuczne zmienianie ich percepcji świata?

Jest to w pewnym sensie patronalistyczna forma kontroli nad społeczeństwem dla jego dobra. Gdyby tego nie robiono, mogłoby dojść do konfliktów, zamieszek, niepokojów. Wszyscy – i obywatele, i władza – by na tym ucierpieli. Takie działania można więc do pewnego stopnia uznać za sensowne.

Wydaje mi się jednak, że było już w historii ludzkości co najmniej kilka momentów – szczególnie przy okazji rewolucji przemysłowych w XIX i XX wieku – kiedy również spodziewano się, że wiele zawodów zniknie. Zazwyczaj faktycznie tak było, jednak w ich miejsce pojawiały się nowe. Czy fala, której spodziewamy się obecnie, również i tym razem nie wygeneruje szeregu nowych zawodów, które zastąpią stare? Być może powstaną nowe dyscypliny sportu, być może nowe miejsca pracy w prężnie rozwijającym się sektorze rozrywki…

Taki tok myślenia, choć w założeniu wydaje się poprawny, może tym razem okazać się błędny. Uważam, że zbliżamy się do szczególnego momentu w historii ludzkości, w którym wiele odniesień do przeszłości straci miejsce bytu. Już dziś jesteśmy świadkami tego, że w wielu krajach świata zanika przemysł ciężki, koncentrując się jedynie w kilku, np. w Chinach. Siłą napędową większości gospodarek – inaczej niż w przeszłości – są bądź też stają się natomiast usługi. O ile podczas wcześniejszych rewolucji przemysłowych można było uciec z przemysłu do usług, o tyle teraz – gdy wiele spośród usług będzie wykonywała sztuczna inteligencja – ludzie nie będą już mieli gdzie się podziać na rynku pracy. Nowe zawody z pewnością powstaną, lecz nie zastąpią w stosunku 1:1 tych, które zostaną zlikwidowane.

O ile podczas wcześniejszych rewolucji przemysłowych można było uciec z przemysłu do usług, o tyle teraz – gdy wiele spośród usług będzie wykonywała sztuczna inteligencja – ludzie nie będą już mieli gdzie się podziać na rynku pracy.

Czy elity rządzące państw zachodnich – bo to głównie ich gospodarki opierają się na usługach – są przygotowane na nadejście opisywanego przez Pana tsunami?

Mówiąc bardzo obrazowo: jesteśmy w sytuacji, w której spadamy ze szczytu drapacza chmur i przelatując na wysokości 50 piętra wołamy: „na razie wszystko w porządku”. Na to tsunami nikt w polityce nie jest przygotowany i dzieje się tak z rozmaitych powodów. Trzy z nich wydają się jednak szczególnie warte podkreślenia. Po pierwsze, wszyscy jesteśmy poniekąd dziećmi katastrofy gospodarek centralnie planowanych. Doświadczenia historyczne z XX wieku pokazują, że systemy oparte na komunizmie czy dyktaturach padały. Cały świat zachodni żyje więc w dobie gospodarki rynkowej, która jest ich przeciwieństwem. Koncepcja tego modelu zakłada, że istnieją niezależne od siebie siły, za pomocą których gospodarka jest budowana samoistnie, oddolnie. Wiemy już jednak, że również i ten model nie jest doskonały. Problem w tym, że nikt, głównie z powodów ideowych, nie chce się dziś podjąć pewnych odgórnych korekt, pamiętając, że dotychczas w historii miało to zazwyczaj zgubne skutki. Rządzący wolą więc zdać się na tzw. niewidzialną rękę rynku, zdejmując tym samym z siebie ciężar ewentualnych niepowodzeń związanych z odgórnym ingerowaniem w mechanizmy rynkowe.

Po drugie, spora część elit rządzących zdaje sobie sprawę, że złożoność tego, co nadchodzi przerasta po prostu wyobraźnię i zdolność abstrakcyjnego zorganizowania myślenia większości ludzi. Mówiąc wprost: wiele osób jest świadomych tego, że czeka nas ogromny problem, jednak nie mają pojęcia, w jaki sposób się na niego przygotować, bądź też go załagodzić. Czekający nas efekt domina będzie szedł w rozmaitych kierunkach i tak naprawdę nikt nie może przewidzieć, jakie dokładnie będą jego skutki. Po trzecie natomiast, sztuczna inteligencja – przynajmniej w niektórych zakresach – będzie inteligentniejsza od człowieka. Bardzo trudno przewidzieć, jakie mogą być tego skutki.

Człowiek powoli przestaje zatem mieć kontrolę nad otaczającym go światem – zaczyna nas on przerastać…

Proszę spróbować ocenić, jak wiele osób jest dziś w stanie wytłumaczyć, w jaki sposób funkcjonuje społeczeństwo, gospodarka czy państwo. Sądzę, że bardzo mała grupa. Owszem – wielu z nas ma pewne informacje z gazet czy z internetu, ale czy jesteśmy je w stanie odpowiednio ułożyć, ustrukturalizować? Ocenić, co jest ważne, a co nie? Co z czego wynika? Nie mówiąc już o najważniejszym chyba problemie: czy to, czego się dowiedzieliśmy, aby na pewno jest prawdziwe?

W średniowieczu wykształcony człowiek był w stanie ogarnąć, co dzieje się w całym jego mieście czy państwie. Potrafił zaprojektować w swojej głowie odpowiadający rzeczywistości obraz. Teraz już nie może. Dzisiejszy świat jest tak złożony, że pojedynczy człowiek nie jest w stanie objąć go swoim umysłem. Sztuczna inteligencja nie będzie z tym natomiast miała żadnego problemu. W horyzoncie kilkudziesięciu lat systemy będą więc korygowały, czy nawet kontrolowały człowieka – nawet tego najbardziej inteligentnego. Rodzi to moim zdaniem wielkie niebezpieczeństwo – równolegle z rozwojem technologii coraz lepiej poznajemy funkcjonowanie naszego mózgu. Zdobywamy przez to instrumenty wpływania na naszą percepcję, na sposób postrzegania świata, począwszy właściwie od podświadomości. Już teraz wiele reklam oddziałuje na bodźce, z których nie zdajemy sobie nawet sprawy, a które nakazują nam podjęcie takiej, a nie innej decyzji komercyjnej. A co, jeśli będziemy podatni na kontrolę również od strony zawodowej czy nawet uczuciowej? Co gorsza, od tej kontroli nie będzie nam się łatwo uwolnić – trzeba sobie bowiem zdać sprawę z tego, że nadchodzące zmiany wejdą w szatach olbrzymich ułatwień dla codziennego życia, jako nasz „przyjaciel i dobroczyńca”.

Równolegle z rozwojem technologii coraz lepiej poznajemy funkcjonowanie naszego mózgu. Zdobywamy przez to instrumenty wpływania na naszą percepcję. Już teraz wiele reklam oddziałuje na bodźce, z których nie zdajemy sobie nawet sprawy. A co, jeśli będziemy podatni na kontrolę również od strony zawodowej czy nawet uczuciowej?

Korzystając z internetu sami niejako zacieśniamy sznur na naszych szyjach – od strony technologicznej żadnym problemem jest przecież stworzenie naszego digitalnego sobowtóra, zbierającego w sieci wszystkie informacje na nasz temat: co kupujemy, jakie strony odwiedzamy, jakich treści poszukujemy…

To może pójść dużo dalej – takie systemy mogą przecież zdobyć dostęp do naszych maili i wyciągać wnioski z prowadzonych przez nas korespondencji, oceniając, w jaki sposób się komunikujemy, jak reagujemy na poszczególne sytuacje itp., tworząc de facto psychogram danej osoby. Wielkie korporacje już się tym interesują. Elon Musk stworzył instytut badający, jakie mogą być skutki rozwijania sztucznej inteligencji. Swoją cegiełkę do tego projektu dokłada też Bill Gates. Naprawdę trudno dziś wyrokować, w jakim kierunku to wszystko pójdzie.

A co, jeśli sztuczna inteligencja pozwoli nam na zdobycie pierwszego wydania nieśmiertelności? Mogę umrzeć, lecz mój digitalny sobowtór będzie egzystował dalej. Choć będzie odcięty od fizycznych doświadczeń, to będzie można z nim czatować, a on będzie odpowiadał na pytania na podstawie moich zachowań i doświadczeń mojego życia. A co, jeśli w niedalekiej przyszłości do naszego mózgu będzie można podłączyć moduł stanowiący hybrydę elektroniki i sztucznej inteligencji, dzięki czemu dana osoba z miejsca będzie w stanie posiąść ogromną wiedzę na dany temat, czy też posługiwać się nieznanym przez siebie językiem? Amerykańskie wojsko już pracuje nad tego typu rozwiązaniami. Jakie będą ich skutki? Trudno to sobie nawet wyobrazić.

Skip to content