Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Ambitne plany kształcenia kadr na Pomorzu

Z V Shankar , Wiceprezesem Zensar Technologies, regionalnym szefem na kraje Europy Centralnej i Skandynawię rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Leszek Szmidtke: Dlaczego Zensar wybrał Gdańsk, a nie Katowice czy Wrocław? Jakie znaczenie miała infrastruktura, kadry?

V Shankar: Rzeczywiście, w Polsce są inne atrakcyjne miejsca, np. Kraków, Wrocław czy Katowice. O wyborze Gdańska zadecydowały dwa czynniki. Po pierwsze, jest to wschodzący rynek, który bardzo szybko się rozwija. Zaobserwowaliśmy wiele inwestycji w infrastrukturę. Z naszych analiz wynikało, że Gdańsk jest biegunem wzrostu i miejscem, w którym administracja bardzo się stara, by poprawić kondycję miasta. Dlatego między innymi stwierdziliśmy, że warto tu zainwestować. Kolejną przewagą Gdańska jest kapitał ludzki – miasto dysponuje odpowiednio wykształconymi, kompetentnymi kadrami, z których jesteśmy zadowoleni. Po niespełna rocznej obecności otwarcie mówimy, że to był dobry wybór.

Statystyki mówią jednak, że pod względem rozwoju infrastruktury jesteśmy w najlepszym razie pośrodku krajowej stawki. Natomiast pod względem kadrowym – nawet w tej drugiej połowie – liczba studentów na kierunkach informatycznych jest jedną z niższych w Polsce.

Nie chciałbym komentować statystyk, wiem natomiast, że Gdańsk dysponuje ogromnym potencjałem. Przykładem jest bardzo szybko rozwijające się lotnisko w Rębiechowie.

Zgadzam się, że w waszym regionie jest deficyt wykwalifikowanej siły roboczej, więcej pracowników znaleźlibyśmy np. w Warszawie czy Krakowie – ale nie w północnej części Polski. Obserwuję naszych pracowników będących świeżo po studiach – są oni nie tylko świetnie wykształceni i kompetentni, ale też dostępni. Ponadto nasza firma ma pewien pomysł, jak przyczynić się do rozwoju województwa pod kątem umiejętności technicznych.

Gdy Zensar rozpoczynał w Gdańsku działalność, mówiło się o ogromnej liczbie pracowników, których firma miała zatrudnić. Zatem jaki to pomysł?

Mamy ambitne plany kształcenia kadr w tym regionie. To, że rozwój naszej firmy nie jest tak dynamiczny, jak oczekiwaliśmy, nie ma nic wspólnego z Gdańskiem – taka sama sytuacja wystąpiłaby, gdybyśmy ulokowali się we Wrocławiu, Krakowie czy innym mieście. Chwilowe spowolnienie wynika bowiem z sytuacji w państwach, które są naszymi klientami – Wielkiej Brytanii czy krajach skandynawskich.

Zapotrzebowanie na pracowników z wykształceniem informatycznym jest coraz większe i już teraz niezaspokojone. Czy to nie jest i nie będzie największą barierą w rozwoju takich firm jak Zensar?

Oczywiście. Jednak problem braku kadr, a także technicznego opóźnienia dotyczy nie tylko Gdańska, ale i całej Polski. Dlatego Zensar przygotowuje program doskonalenia kadr technicznych dla Polski – tak, by były one kompetentne w branży teleinformatycznej w ogóle, nie tylko podejmując pracę w naszej firmie. Wprowadzamy ten program razem z miastem i uczelniami, próbujemy zyskać dla niego środki europejskie. Jeżeli to się uda, stworzymy centrum doskonałości, dzięki któremu liczba osób przygotowanych do pracy w branży informatycznej powiększy się – na tyle, by była wystarczająca dla tego sektora. To rozwiązanie sprawdziło się w Indiach i Chinach.

Mamy na Pomorzu wiele uczelni, w tym dużą uczelnię techniczną, które nie są w stanie przygotować odpowiedniej ilości wykształconych technicznie kadr. Nie jest pan tym zaskoczony?

Nie, bo to samo obserwujemy w Indiach. Problem polega na tym, że liczba absolwentów jest niewystarczająca – to ich kwalifikacje, przygotowanie do pracy pozostawiają wiele do życzenia. Zanim absolwent się z tym upora, mija dużo czasu, za który płaci pracodawca. Dlatego chcemy szkolić, przygotowywać studentów do pracy w branży. Tu jest pole dla szerokiej współpracy firm z uczelniami.

W planach województwa pomorskiego związanych z wykorzystaniem środków z Unii Europejskiej najwięcej miejsca poświęca się projektom związanym z infrastrukturą informatyczną, a nie z technicznym, informatycznym kształceniem kadr.

Dla rozwoju społeczeństwa informacyjnego oba aspekty są równie ważne. Bez odpowiedniej infrastruktury kurczą się wszelkie możliwości. Na przykład w Japonii średnia prędkość domowego łącza internetowego to około 100 Mb/s, i to przez światłowód. W Polsce będziemy szczęściarzami, gdy natrafimy na łącze o prędkości 64 Kb/s. Jednak w równie dużym stopniu społeczeństwo informacyjne potrzebuje wykwalifikowanych ludzi – bez nich infrastruktura i przepływ informacji nie będą kwitnąć.

Czy samorządy i państwo powinny odpowiadać za tworzenie infrastruktury teleinformatycznej, czy też powinno to być zadanie operatorów telekomunikacyjnych?

Odpowiem z perspektywy Indii: w naszym kraju za infrastrukturę – zarówno drogową, lotniczą, jak i teleinformatyczną – w całości odpowiadał rząd. Dopóki tak było, nic się na tym polu nie działo. Jakiś czas temu Indie weszły na drogę prywatyzacji. Dziś niemal w każdym domu jest telefon, coraz więcej osób dysponuje też telefonem komórkowym. Indie prawdopodobnie mają najszybszy przyrost liczby użytkowników telefonów komórkowych na świecie. Na dodatek koszty połączeń telefonicznych szybko spadają. Dzieje się tak dzięki prywatyzacji i wprowadzeniu konkurencji. Według mnie to najlepsza metoda na dynamiczny rozwój infrastruktury teleinformatycznej.

Podam jeszcze jeden przykład: gdy zakładaliśmy siedzibę w Gdańsku, na podciągnięcie linii telefonicznej do biura czekaliśmy 8 tygodni. W Indiach zajęłoby to około 4 godzin.

Ale firmy telekomunikacyjne w Indiach, w przeciwieństwie do polskich przedsiębiorstw, dużo inwestują w infrastrukturę.

Dlatego konieczna jest konkurencja. Gdy rynek bardziej się otworzy, zostaną na niego wpuszczeni nowi gracze, którzy wszystkimi środkami będą walczyć o klienta – część z nich na pewno zacznie inwestować w infrastrukturę.

Marcin Szpak – wiceprezydent Gdańska, któremu zadałem to samo pytanie – odpowiedział, że samorządy nie powinny inwestować w infrastrukturę, lecz jedynie lepiej wykorzystywać obecną. Zamiast tego prezydent woli inwestowanie w upowszechnianie technik informatycznych, tworzenie baz danych oraz inwestycje w edukację.

Oczywiście, wymiar „ludzki” jest najważniejszy dla przepływu informacji. Zgadzam się z prezydentem Szpakiem, że inwestycje w infrastrukturę informatyczną nie powinny należeć do samorządów. Wspominałem, jak to wyglądało dawniej w Indiach i jaki jest teraz stan. Infrastruktura zaczęła kwitnąć dopiero po wpuszczeniu na rynek prywatnych operatorów. Nie martwię się jednak specjalnie o infrastrukturę informatyczną w Polsce. Myślę, że coraz większy popyt spowoduje inwestycje i szersze otwarcie rynku. Natomiast rząd i samorządy powinny skupić się na inwestycjach w kapitał ludzki, w kompetencje i wykształcenie.

Wasza firma obsługuje klientów w Skandynawii i Europie Zachodniej. Czy wynika to z jakiejś bariery spowodowanej problemami technologicznymi, czy też mniejszą zasobnością kieszeni polskich klientów?

Technologia nie jest barierą. Na początku naszej działalności nie obsługiwaliśmy też klientów z Indii. Powód był prosty: sumy, jakie kazaliśmy sobie płacić za naszą pracę, są akceptowalne dla Europy Zachodniej, ale zbyt wysokie dla Indii. Usługi dla Indii wykonywała inna firma, która miała niższe koszty pracy, mniej płaciła swoim pracownikom i oferowała klientom niższe ceny. Tak samo jest w Polsce – nie możemy konkurować z tańszymi polskimi firmami. Nie ma to więc nic wspólnego ze stopniem rozwoju społeczeństwa informacyjnego w Polsce.

Czy w najbliższych latach gdański Zensar będzie się koncentrował na skandynawskich i brytyjskich klientach?

W ciągu trzech lat chcemy stworzyć serwis globalny, obsługujący klientów z całego świata. Aby to zrobić, wybudujemy kilka nowych centrów przy pomocy tych już istniejących w Chinach, Indiach i Polsce. Chcemy ponadto, by Polska odgrywała znaczącą rolę w globalnym rozwoju firmy, szczególnie dzięki swoim zasobom ludzkim. Za pomocą tzw. Global Delivery Platform możemy wykorzystywać umiejętności i kompetencje polskich pracowników w każdym miejscu świata, o każdej porze.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Potrzebujemy specjalistów informatyków

Lokalna Akademia Informatyczna w Gdyni

Początkowo wzrastało również zainteresowanie młodych ludzi szkołami technicznymi, ale już w latach 90. XX wieku zaczęło spadać. Pojawiła się luka, wynikająca z różnicy popytu i podaży, a cudowne mechanizmy wolnego rynku nie potrafiły jej wypełnić. Najbardziej popularnymi kierunkami edukacji stały się ekonomia, zarządzanie i nauki społeczne. Do tego doszło niedopasowanie programów studiów technicznych do potrzeb rynku Potrzebujemy specjalistów-informatyków pracy i ograniczanie w wielu krajach rozwiniętych szkolnictwa zawodowego i średniego technicznego. Wiadomo, że kształcenie techniczne należy do najbardziej kosztownych… Krótkowzroczność polityków podyktowana rachunkiem ekonomicznym spowodowała często nieodwracalne zmiany w systemach edukacji. Jest to doskonale widoczne na przykładzie wyników polskiej reformy szkolnictwa zapoczątkowanej w roku 1999.

Firmy biorą się za edukację

W drugiej połowie lat 90… XX wieku zarządy największych firm sektora IT niemal równocześnie doszły do wniosku, że muszą wesprzeć system edukacji publicznej, aby zapewnić sobie dalszy dynamiczny rozwój. Cisco Systems, Hewlett Packard, Intel, Microsoft, Novell, Sun Microsystems i inne stworzyły programy edukacyjne mające na celu wykształcenie niezbędnej liczby fachowców. Niektóre z tych inicjatyw ograniczały się do systemu krótkotrwałych szkoleń specjalistycznych, opracowywanych na potrzeby własnych nowych rozwiązań, inne zaś podchodziły do problemu szerzej, stawiając sobie za cel wykształcenie od podstaw specjalistów z danej dziedziny. Co najmniej trzy koncerny (Cisco Systems, Microsoft, Sun Microsystems) stworzyły duże platformy edukacyjne zwane akademiami. Pozostałe poprzestały na systemach certyfikacji uczestników szkoleń.

Programy edukacyjne przetrwały kryzys

Załamanie gospodarki światowej w 2001 roku spowodowało duże problemy w branży IT. Sprowadzało się to często do spadku wartości firm, dużych redukcji kosztów i zwolnień grupowych. Programy edukacyjne, jako nieprzynoszące bezpośrednich zysków, były oczywiście zagrożone redukcją, ale te największe przetrwały, co przyczyniło się do szybkiej odbudowy sektora IT w drugiej połowie 2002 roku. Przykładem może być firma Cisco Systems, której wartość już w trzecim kwartale 2002 roku powróciła do stanu sprzed załamania w 2001 roku, gdy w tym samym czasie wartość dziesięciu największych konkurentów w branży nadal była trzy razy mniejsza niż wcześniej. Utrzymanie najmocniejszej na świecie pozarządowej platformy edukacyjnej Cisco Networking Academy (NetAcad) opłaciło się i wciąż przyczynia się do dalszego dynamicznego wzrostu firmy.

Projekt NetAcad

Projekt NetAcad powstał już w 1997 roku z inicjatywy prezesa firmy Cisco Systems Johna Chambersa i jest rozwijany na zasadach non-profit równolegle z systemem komercyjnych szkoleń. W 2001 roku w programie było zarejestrowanych około 100 tys. studentów, a obecnie jest ich niecałe 2 miliony. Wyniki badań przeprowadzonych przez IDC w 2001 roku pokazały, że brak specjalistów w branży IT będzie w następnych latach coraz większy i w roku 2004 osiągnie liczbę około 700 tys. w skali świata. Ponowne analizy w roku 2005 potwierdziły rosnące zapotrzebowanie. Miały one na celu ocenę podaży i popytu pracowników wykwalifikowanych w zakresie technologii sieciowych. Wynikało z nich, że np. w Polsce, aby zaspokoić popyt na ogólnych specjalistów od sieci, do roku 2008 potrzebnych będzie dodatkowo 22 tys. wykwalifikowanych pracowników (w całej Europie 615 tys.), a żeby zaspokoić popyt na specjalistów od sieci bezprzewodowych, bezpieczeństwa oraz telefonii IP – 18,3 tys. (w całej Europie 500 tys.).

Bazując na tych wynikach, platforma NetAcad stale się rozwija, wykorzystując partnerstwo prywatno- publiczne. W programie uczestniczy wiele państwowych, prywatnych oraz prowadzonych przez organizacje pozarządowe szkół średnich i wyższych na całym świecie.

W Polsce od 2000 roku powstało ponad 130 Akademii Informatycznych Cisco, w których kształci się obecnie ponad 10 tys… słuchaczy. W 2001 roku założono trzy pierwsze akademie w Trójmieście: Pomorską Akademię Regionalną, Lokalną Akademię Informatyczną w Gdyni i Lokalną Akademię Informatyczną w Sopocie. Program oferowanych szkoleń jest stale rozszerzany i aktualizowany. Obecnie można studiować następujące moduły:

  • CCNA I-IV (Cisco Certified Networking Associate) – Administracja Sieci Komputerowych
  • IT Essentials I – Hardware i Software i IT Essentials II – Sieciowe Systemy Operacyjne
  • Fundamentals of Java Programming Language
  • Fundamentals of Unix
  • Fundamentals of Wireless LANs – Sieci Bezprzewodowe
  • Network Security I i II – Bezpieczeństwo Sieciowe
  • CCNP (Cisco Certified Networking Professional).

Charakteryzuje je różny stopień trudności, często wpisują się w hierarchiczny system certyfikacji. Zajęcia odbywają się w laboratoriach wyposażonych w sprzęt Cisco, ale zdobytą wiedzę i nabyte umiejętności łatwo można wykorzystać, pracując na produktach konkurencyjnych firm. Stanowi to o sile programu NetAcad.

W ramach platformy realizowane są także projekty o charakterze społecznym, np. „CCNA dla Pań” w Lokalnej Akademii Informatycznej w Gdyni… Jest to część światowego programu „Gender Initiative”, który ma na celu zwiększenie udziału kobiet w sektorze IT.

Wartość certyfikatów stale wzrasta

Wartość certyfikatów zaświadczających o konkretnych umiejętnościach od wielu lat wzrasta na całym świecie. Ma to miejsce także w Polsce, wraz z coraz szybszym wzrostem zapotrzebowania na specjalistów IT. Uczelnie techniczne nie nadążają kształcić odpowiedniej liczby fachowców. Poza tym, często kierując się rachunkiem ekonomicznym, zmniejszają wymiar godzin, liczbę laboratoriów, jednocześnie zwiększając liczebność grup, co odbija się negatywnie na poziomie absolwentów. Obserwując polską edukację publiczną, często wracam do tezy wygłoszonej w 2004 roku na ogólnopolskiej konferencji NetAcad przez rektora Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Wynikało z niej, że dyplom ukończenia polskiej uczelni jest słabo rozpoznawany za granicą, a także w kraju, co wynika z dużej liczby nowo powstałych placówek. Aby więc potwierdzić wartość dyplomu WSIZ, wprowadzono do programu studiów wiele szkoleń, które przygotowują do egzaminów certyfikacyjnych potwierdzających konkretne umiejętności i rozpoznawanych na całym świecie. Patrząc z perspektywy kilku lat, widać, że takie działanie było słuszne, gdyż renoma tej uczelni stale wzrasta, a ostatnio otrzymała ona tytuł najlepszej Akademii Cisco w regionie EMEA (Europy, Afryki i Bliskiego Wschodu) oraz centrum szkoleniowo-certyfikującego dla polskich instruktorów (CATC). Wykorzystanie specjalistycznych ścieżek certyfikacyjnych, nowoczesny system zarządzania i komunikacji ze słuchaczami powoduje napływ do Rzeszowa studentów z całej południowej Polski, a także z zagranicy (studiuje tam ok. 5% wszystkich studentów zagranicznych kształcących się w Polsce).

Nic nie zastąpi relacji mistrz-uczeń

Jednak mimo rozwijających się różnych programów edukacyjnych nadal brakuje tzw. informatyków. Cóż można jeszcze zrobić, nie zwiększając znacznie środków wydawanych na naukę i edukację? Co jakiś czas powraca idea nauki na odległość. Pomysł wygląda atrakcyjnie, ponieważ pozwala ograniczyć koszt nauki przypadający na jednego studenta. Jego istota przypomina plan budowy coraz większych sal wykładowych na wyższych uczelniach. Przecież ten sam profesor może przemawiać równie dobrze do 100, jak i do 10 tys. studentów. Jednak nauka to nie tylko wykłady, a i nawet podczas nich często daje się studentom możliwość zadawania pytań, których liczba wzrasta proporcjonalnie do liczby słuchaczy. Zwiększając więc liczbę jednocześnie edukowanych, obniżamy jakość edukacji. Nic nie zastąpi relacji mistrz-uczeń, która może mieć miejsce tylko w stosunkowo małych grupach.

Podobnie przedstawia się sytuacja w przypadku nauczania poprzez środki masowego przekazu. Próby wykorzystania do tego celu radia lub telewizji zazwyczaj nie przynosiły pożądanych efektów. Obecnie dysponujemy wprawdzie lepszym, interaktywnym medium – Internetem, aplikacjami multimedialnymi i symulatorami, ale nie ma nic bardziej motywującego jak namacalny kontakt z żywym edukatorem. Coraz modniejszy e-learning sprawdza się najlepiej w przypadku krótkotrwałych szkoleń, gdzie początkowa motywacja studenta wystarcza do opanowania całego materiału. Oczywiście należy wciąż próbować, szukając nowych mechanizmów motywujących i organizując spotkania uczestników wirtualnych studiów na zajęciach w laboratorium czy w celu zdania egzaminów.

Na tym tle ciekawie rysuje się inicjatywa Polskiej Wszechnicy Informatycznej, w której w radzie naukowej zasiadają profesorowie najlepszych polskich uczelni, a w komitecie sterującym prezesi polskich oddziałów znanych koncernów ICT. Możliwe, że ich współpraca przyniesie lepsze rezultaty niż do tej pory.

W ramach NetAcad można również uruchomić grupę tzw. blended learning, czyli taką, która będzie spotykać się tylko w celu zaliczenia laboratorium i egzaminów. Pewne elementy e-learningu są używane również podczas klasycznych szkoleń akademii. Studenci mogą korzystać z multimedialnych, interaktywnych materiałów i symulatorów urządzeń sieciowych on-line z dowolnego miejsca na świecie. Funkcjonalność tę zapewnia platforma Virtuoso, którą wykorzystuje się z powodzeniem także do zdalnego nauczania matematyki dzieci w Jordanii oraz edukacji medycznej w Afryce. Być może, aby podnieść skuteczność i zakres zastosowań e-learningu, wystarczy wprowadzić doskonalsze materiały i narzędzia edukacyjne. Zapewne pomoże w tym również postępująca wirtualizacja życia społecznego, coraz powszechniejsze wykorzystanie Internetu jako wszechstronnego medium i rozwój innych e-usług.

Wnioski na przyszłość

Oczywiście, żeby zapewnić rozwój polskiej gospodarki i zbudować społeczeństwo informacyjne oparte na wiedzy, musimy rozwijać wszelkie formy edukacji, bazując na założeniu, że inwestycje w tzw. kapitał ludzki zwracają się najlepiej. Zyski należą jednak do kategorii długofalowych i często nie mieszczą się w perspektywie postrzeganej przez polityków, co widać po jednych z najmniejszych w Europie nakładach na naukę i oświatę w naszym kraju. Pozostaje nam chyba tylko edukować klasę rządzącą i przyczynić się do efektywnego wykorzystania środków unijnych, których znaczna część jest alokowana w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki 2007-2013. Infrastrukturalny projekt pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego, mający na celu budowę sieci szkieletowej w województwie, ma zanieść światełko Internetu do ponad 250 tysięcy Pomorzan. Moim zdaniem, należy go wesprzeć szeregiem projektów miękkich, które przygotują kadrę administrującą stworzoną siecią oraz użytkowników do jej efektywnego wykorzystania. W tym celu najlepiej zawiązać partnerstwa, które połączą trzy sektory: samorządowy, prywatny i pozarządowy, z których każdy wniesie specyficzną wartość do projektu. W mniejszych miejscowościach przydałoby się też przygotować lokalnych liderów wspierających mieszkańców w wykorzystywaniu nowych technologii. Ciekawą inicjatywą jest również tworzenie i rozwijanie parków naukowo-technologicznych, klastrów technologicznych i inkubatorów przedsiębiorczości. Parafrazując znanego polityka: musimy wziąć los w swoje ręce i wykorzystać dostępne fundusze jak najlepiej, dla naszego wspólnego dobra.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Z informatyzacją edukacji nie czekajmy na Warszawę

Z Waldemarem Kucharskim , Prezesem Young Digital Planet, rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Leszek Szmidtke: Rozważania, czy to istniejąca infrastruktura teleinformatyczna wywołuje zainteresowanie odbiorców, czy też rosnące potrzeby powodują rozwój infrastruktury, przypomina pytanie, co było wcześniej: jajko czy kura? Ale dla wydawnictwa edukacyjnego, które działa na całym niemal świecie, to chyba ważne.

Waldemar Kucharski: Infrastruktura to coś, co musi być, ale dopóki nie jest wykorzystywana, nie ma wdrożeń, nie jest w świadomości ludzi obecna. Można też się długo zastanawiać, jak coś powinno wyglądać, funkcjonować, ale też można pójść śladem Singapuru, gdzie każdy obywatel został wyposażony w łącze, indywidualny numer IP i został zaimplantowany do swoistego elektronicznego państwa. Taki krok, z dnia na dzień, spowodował powszechny dostęp do Internetu i jego wykorzystanie. Dlatego wydaje mi się, że stworzenie infrastruktury jest zadaniem władz – czy to państwa, czy samorządów. Z informatyzacją edukacji nie czekajmy na Warszawę

W naszym regionie, mimo decyzji samorządu wojewódzkiego, że więcej środków z Unii Europejskiej zostanie przeznaczonych właśnie na infrastrukturę, nie cichnie dyskusja, czy to było właściwe posunięcie.

Moim zdaniem właśnie w infrastrukturę trzeba inwestować. Rośnie nam kolejne pokolenie, którego nie trzeba zachęcać do sięgania do Internetu, do tego, by załatwiać w ten sposób sprawy urzędowe, kupować, sprzedawać, kształcić się. Pokolenia poniżej 20. roku życia, a może nawet osób kilka lat starszych, nie trzeba już do tego przekonywać. To byłaby strata pieniędzy. Ludzie oczywiście najchętniej wykorzystują Internet dla rozrywki, ale przecież łatwiej choćby złożyć tą drogą wniosek o dowód osobisty, niż stać w długich kolejkach. Podobnie jest z edukacją, zwłaszcza młodszych pokoleń.

Teoretycznie to szkoły powinny być miejscem, w którym najlepiej się sprawdzają nowe technologie. Jak pomorskie lub szerzej – polskie szkoły te możliwości wykorzystują?

Dominuje model tradycyjny, a dzieje się tak, gdyż mimo wszystko w naszym systemie edukacji zarządzanie jest nadal centralne. Z jednej strony samorządy są tzw. organem prowadzącym, ale z drugiej strony kluczowe decyzje co do kształtu edukacji zapadają w Warszawie. Dlatego dopóki ministerstwo nie zadecyduje o powszechnym wprowadzeniu nowych technologii, dopóty szybko one pod strzechy nie trafią. Jednocześnie uczniowie będą coraz mocniej naciskać, by komputery i Internet wykorzystywać w nauce. Początkowo będzie się to działo ewolucyjnie, ale później muszą nastąpić konkretne decyzje wykorzystujące zarówno istniejącą infrastrukturę, jak i coraz więcej ofert na rynku. Dzisiaj większość uczniów dysponuje komputerami lub ma do nich dostęp, tak jak do Internetu. Podobnie chyba jest z nauczycielami. Jeżeli wyposaży się ich w odpowiednie treści edukacyjne oraz narzędzia, które pomogą zorganizować nowe formy kształcenia, to nie będzie to długo trwało.

Skoro nie można liczyć na Ministerstwo Edukacji, to czy samorządy próbują unowocześniać kształcenie na własną rękę?

Takie przykłady coraz częściej możemy spotkać. W naszym regionie gmina Przodkowo pierwsza w naszym województwie całościowo wprowadziła do swoich szkół pomoce dydaktyczne z zakresu ICT. Przykładów jest coraz więcej, chociaż Przodkowo zrobiło to jednym ruchem i we wszystkich szkołach. Okazuje się, że kilka miesięcy wystarczy, by coś takiego wykonać na szerszą skalę. I skoro można to było zrobić w jednej gminie, to chyba można też w całym kraju. Wymaga to pewnej uwagi, skupienia, ale kiedy już zostaną zaspokojone potrzeby w postaci gimbusów czy remontów szkół, to może ktoś wpadnie pomysł, że trzeba wprowadzić do kształcenia nowe elementy.

W małej gminie Przodkowo zdecydowano się na takie posunięcie. O Gdańsku czy Gdyni pan nie wspomina.

Władze Gdańska też są tym zainteresowane i mają różne pomysły na wdrożenie interaktywnego nauczania w szkołach. Wiadomo, że małe instytucje są łatwiejsze w zarządzaniu i szybciej można się zdecydować na takie posunięcia. W Przodkowie udało się to między innymi dzięki temu, że to niewielka gmina. Nie bez znaczenia jest, że wójt tej gminy był wcześniej nauczycielem.

Kto w Polsce chętniej kupuje interaktywne pomoce naukowe: klienci indywidualni czy instytucje, szkoły lub samorządy finansujące zakupy dla szkół?

Pamiętajmy, że w naszym kraju około 90% tego typu zakupów ma charakter centralny, czyli stoi za tym Ministerstwo Edukacji Narodowej. Dlatego między innymi kupujące nasze produkty szkoły czy samorządy są rzadkością.

Czyli potrzebne jest przyzwolenie z ministerstwa, musi ono też wyłożyć odpowiednią sumę.

Wyłożyć lub zadecydować o odpowiednim finansowaniu. Najczęściej ministerstwo decyduje o kupnie takich pomocy naukowych, ale to może się zmienić, gdyż jakiś czas temu padła zapowiedź decentralizacji zakupów.

Ale samorządy też mogą poczynić tego typu inwestycje. Skoro gmina Przodkowo to zrobiła, to inne też mogą.

Tak, ale do władz miast i gmin musi dotrzeć, że w ten sposób inwestują w młodzież, że to jest forma konkurowania z sąsiadami. Jeżeli zrozumieją, że poziom wykształcenia mieszkańców jest jednym z istotniejszych elementów tej konkurencji, to chętniej będą sięgać do portfela. Na dziś samorządy bardziej zajmują się doraźnymi sprawami niż tym, co będzie za kilka lub kilkanaście lat. A przecież najskuteczniejszym sposobem walki z bezrobociem jest kształcenie ludzi. Stąd już krok do zrozumienia, że nowoczesne technologie są bardzo skutecznym narzędziem w podnoszeniu jakości edukacji.

Kiedy pytam samorządowców o plany na przyszłość, najczęściej wymieniają budowę drogi, kanalizację, czasem powstanie szkoły lub hali sportowej. Niezwykle rzadko wspominają o inwestycjach w kształcenie dzieci i młodzieży. Nie mają pieniędzy czy może nie widzą takiej potrzeby?

Są przyzwyczajeni do centralnych zakupów ministerstwa. Jest też bariera finansowa, gdyż zakup komputerów, rzutników czy łączy internetowych sporo kosztuje. Dlatego dopiero jakaś paląca potrzeba może wyzwolić zrozumienie dla takich inwestycji. Na przykład Euro 2012 lub podobne wielkie wyzwanie. A ponieważ coraz więcej mamy rozmów na ten temat, więc zapewniam, że w ciągu kilku lat bardzo zmieni się dzisiejsze podejście.

Teoretycznie niemal każda szkoła ma swoje sale komputerowe, jest podłączona do Internetu – szczególnie w Trójmieście. Zatem infrastruktura jest, trzeba tylko ją wykorzystać.

To zależy, w jakiej skali chcemy używać technologii ICT. Jeżeli szkoła zdecyduje się sięgać po nie na co dzień, do nauki różnych przedmiotów, to jedna sala komputerowa nie wystarczy. A zazwyczaj jest tak, że szkoła ma jedną salę wyposażoną w sprzęt, służącą do nauki obsługi komputera i podstaw informatyki. Jednak szersze zastosowanie technologii ICT dotyczy niemal wszystkich przedmiotów. W ten sposób można się uczyć języków obcych, biologii, fizyki, chemii oraz przedmiotów humanistycznych.

Powiedział pan „niemal wszystkich”, ale oferta YDP dotyczy głównie wspomnianych języków obcych oraz nauk przyrodniczych i ścisłych.

Tak jest w naszej działalności na obcych rynkach. Nauki ścisłe, przyrodnicze są łatwiejsze w adaptacji do innych kultur oraz języków. Natomiast na polskim rynku mamy pełną ofertę, także historię, język polski, geografię.

A te obce rynki czego uczą?

Jednym z wniosków wypływających z naszej działalności w innych krajach jest konieczność zwiększenia liczby komputerów w szkolnych placówkach. Szkoły, uczniów, nauczycieli oraz oczywiście rodziców trzeba zorganizować w ramach tzw. Virtual Learning Environment, czyli platform, w których te społeczności są ze sobą połączone. Na początek komunikacyjnie, ale później powstaje coś, co wciąż jeszcze nie doczekało się polskiej nazwy: Learning Management System, czyli sposób zarządzania procesem edukacji. Do tego systemu można od razu włączyć treści edukacyjne. Ta droga została już wytyczona przez kraje, które są dla nas pewnym wzorcem. Do tego wzorca aspirujemy, i to w różnych dziedzinach. Weźmy choćby liczbę połączeń tanich linii lotniczych. Później przyjdzie czas na inne działania. Możemy doskonale obserwować na przykład rynek brytyjski czy nawet malezyjski – tam również uczestniczyliśmy w budowaniu takiego systemu.

Co z rozwiązań malezyjskich można przenieść na polski, a więc i pomorski grunt?

W Malezji rząd wyłożył olbrzymie pieniądze na edukację, między innymi wyposażono wszystkich nauczycieli w notebooki, rzutniki, dostęp do Internetu. Moim zdaniem powinniśmy jednak pójść brytyjskim tropem. Tam przez kilka lat parlament przeznaczał znaczne kwoty na edukację. Były to tzw. znaczone pieniądze, które można było wydać wyłącznie na zastosowanie technologii ICT w edukacji. To posunięcie z jednej strony stworzyło rynek, z drugiej wywołało zainteresowanie środowiska. To chyba jest sensowniejszy sposób wydawania środków, bo angażuje nauczycieli, rodziców. Coś takiego w ostatecznym rozrachunku przynosi większe efekty niż pieniądze wydane centralnie.

Środki, którymi w najbliższych latach dysponuje nasz rząd oraz samorządy, są ogromne. Na sam program „Innowacyjna gospodarka” zarezerwowano 2 miliardy euro. Część tych pieniędzy trafi w tej czy innej postaci do szkół. Jak zostaną wykorzystane?

Wolałbym, żeby nie były to fundusze wydawane centralnie. Sukcesy europejskie związane są z budowaniem rynku. Dlatego lepiej stworzyć rynek rozwiązań, na którym będzie oczywiście konkurencja, a co za tym idzie – szansa na lepsze produkty. Jeżeli szkoły lub samorządy same będą kupować takie pomoce naukowe, to zaczną się z tym utożsamiać, będzie im zależało, by zostały jak najlepiej wykorzystane. Robiliśmy w Wielkiej Brytanii badania w szkołach. Wynika z nich, że uczniowie, którzy wykorzystywali w nauce technologie ICT, kończą edukację z lepszymi ocenami. Tylko musimy pamiętać, że te technologie są częścią większej całości. Dużo zależy od sposobu ich użycia. Nowe technologie wyrównują szanse. Pozwalają dopasować proces edukacyjny do indywidualnych potrzeb i możliwości ucznia. Dlatego średni poziom jest wyższy niż przy użyciu klasycznych środków nauczania.

W naszym regionie największe skupisko wyższych uczelni znajduje się oczywiście w Trójmieście. Czy to nie będzie skłaniało mieszkańców bardziej odległych terenów do kształcenia się na odległość?

Kształcenie na odległość ma ogromną przyszłość. Jednak korzystać z tego będą, a nawet już korzystają, najlepsze uczelnie. Nasze uniwersytety i politechniki muszą konkurować z zagranicznymi, i to tymi najlepszymi, najbardziej utytułowanymi – ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec. Jeżeli ktoś decyduje się na taką formę kształcenia, to wybiera uczelnię, której dyplom będzie coś znaczył i oczywiście, na którą będzie go stać. Myślę, że nasze uczelnie nie są do tego jeszcze przygotowane. Nie są przyzwyczajone, że trzeba zabiegać o studenta, zadbać o marketing i oryginalne pomysły.

Na koniec jeszcze jedno pytanie: czy firma Young Digital Planet została w jakiejkolwiek formie włączona w tworzenie Regionalnego Programu Operacyjnego naszego województwa?

Nie powiem z całą stanowczością, że nie. Jesteśmy dużą firmą i może jakieś konsultacje czy inne inicjatywy były. Na pewno mamy spore doświadczenie, które zdobywaliśmy na całym niemal świecie i chętnie byśmy się nim podzielili. Na szczęście dotychczasowe podejście się zmienia, od mniej więcej roku uczestniczymy w różnych dyskusjach z samorządami i dostrzegamy zainteresowanie naszą wiedzą.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Mamy największą moc obliczeniową w Polsce

Z Mścisławem Nakoniecznym , Dyrektorem Trójmiejskiej Akademickiej Sieci Komputerowej, rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Leszek Szmidtke: Trójmiejska Akademicka Sieć Komputerowa, wbrew swej nazwie, nie ogranicza się do wyższych uczelni. Kto jeszcze jest użytkownikiem sieci?

Mścisław Nakonieczny: W zasięgu TASK znajduje się Trójmiasto i najbliższa okolica. Z naszej sieci korzystają wszystkie uczelnie oraz zdecydowana większość dużych firm, urzędów miejskich, również Urząd Marszałkowski. Podłącza się do nas coraz więcej trójmiejskich liceów, a docelowo wszystkie szkoły średnie z Gdańska, Gdyni i Sopotu. Jeszcze w tym roku dołączy część gdańskich szkół gimnazjalnych i podstawowych. To narybek dla wyższych uczelni, więc musimy dbać, by miał dostęp do sieci TASK.

Czyli inni operatorzy telekomunikacyjni postrzegają was jako konkurencję?

W jakimś stopniu na pewno. Musimy Urzędowi Komunikacji Elektronicznej składać sprawozdania. Jednak uczelnie czy szkoły nie cieszą się zbyt dużym zainteresowaniem innych operatorów.

Czym się różnicie od innych?

Przede wszystkim dostępem do bardzo dużych mocy obliczeniowych. Pod tym względem jesteśmy najbogatszym centrum w Polsce, jednym z czterech największych w Europie i w pierwszej pięćdziesiątce największych na świecie. Tak więc usługi, które świadczymy, są naprawdę wyjątkowe, zarówno te obliczeniowe, jak i dostępowe.

Czeka was niedługo przeprowadzka do nowego budynku Wydziału Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki Politechniki Gdańskiej. Jego budowa została częściowo sfinansowana ze środków unijnych. A czy do zakupu największych komputerów Bruksela też się dokłada?

Nasze największe klastry zostały zakupione dzięki pomocy Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz ze środków własnych. Zarabiamy na działalności komercyjnej i pieniądze te przeznaczamy na takie właśnie inwestycje. Najnowszy nabytek ma ogromną moc 50 teraflopsów, a to znaczy, że liczba operacji wynosi 50 i dwanaście zer na sekundę. Z tych urządzeń korzystają nasi naukowcy. Współpracujemy też z różnymi uczelniami oraz instytutami zagranicznymi. Również sieć jest w ciągłej rozbudowie. Budujemy kanalizację, kładziemy światłowody i w ten sposób uniezależniamy się od innych operatorów.

Czy firmy mogą korzystać z tych olbrzymich mocy obliczeniowych?

Oczywiście, chociaż to raczej teoria, bo z naszych klastrów korzystają wyłącznie naukowcy. Firmy nie potrzebują aż tak wielkich mocy obliczeniowych. Może największe światowe koncerny lotnicze mają takie zapotrzebowanie, ale one mają swoje serwery i to im wystarcza.

Spoglądam na schemat przedstawiający TASK – w jego zasięgu znajdują się nie tylko największe uczelnie naszego regionu, ale też niewielkie miejscowości, na przykład Bytów, Malbork, a nawet wieś Kaliska.

TASK jest uczestnikiem sieci obejmującej cały kraj i stworzonej dla potrzeb nauki. PIONIER, bo tak nazywa się ten projekt, obejmuje wiele miast nieaka- demickich. Na Pomorzu rozbudowaliśmy tę sieć i dziś dociera ona właśnie do takich miast jak Bytów i Malbork. Tam najczęściej podłączają się do nas szkoły.

Tak na początku XXI wieku wygląda zbłądzenie nauki pod strzechy. Zatem TASK urasta do najpoważniejszego elementu infrastruktury informatycznej na Pomorzu.

TASK istnieje od 15 lat. Byliśmy i nadal jesteśmy nastawieni na obsługę uczelni. Choćby z tego powodu trudno być konkurencją dla Telekomunikacji Polskiej. Natomiast sieć TASK jest całkowicie oparta na światłowodach. Planujemy, że w najbliższych latach obejmie ona wszystkie ważniejsze miasta naszego województwa. Chcemy też, by była wykorzystywana przez administrację rządową oraz samorządową do zarządzania. Mamy połączenia z całym krajem, więc nie ma barier.

Gdzie szukacie pieniędzy na rozbudowę sieci, nowe światłowody i serwery? Przez pierwsze 10 lat rozbudowa sieci TASK była możliwa dzięki ministerialnym środkom. Natomiast po osiągnięciu pewnego poziomu, podłączeniu większej liczby komercyjnych użytkowników, mamy własne dochody, które w całości inwestujemy w infrastrukturę. Niestety, dotacje z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego są już niższe.

Polacy, w tym mieszkańcy Pomorza, nie są tak zinformatyzowani jak na przykład Finowie, Szwedzi, czy Irlandczycy. Czy to wina wyłącznie słabej infrastruktury?

Nasza infrastruktura jest już dobrze rozwinięta. Wielu operatorów świadczy usługi dla indywidualnych użytkowników. Natomiast urzędy są w niewielkim stopniu przygotowane do obsługi petentów przez Internet. A poza tym ludzie nadal niechętnie załatwiają w ten sposób swoje sprawy. Obserwujemy dziwaczne przyzwyczajenie do kolejek. Przecież spora część osób, które pod koniec ubiegłego roku stały w kolejkach do wymiany dowodu osobistego, mogła złożyć wniosek przez Internet. Chyba najwięcej czasu potrzeba na zmiany mentalne.

Od kilku lat informatyzacja czy też budowa społeczeństwa informacyjnego jest wspierana przez pieniądze z Unii Europejskiej. Niektóre samorządy już z tego skorzystały. Teraz pojawiają się nowe możliwości, gdyż oprócz programów regionalnych można na ten cel można jeszcze fundusze z programów „Kapitał ludzki” oraz „Innowacyjna gospodarka”. Czy to wszystko jest skoordynowane?

Wiem, że jakieś prace na poziomie samorządu wojewódzkiego trwają. Natomiast powinien powstać jakiś wydzielony ośrodek, który będzie budował, eksploatował, świadczył usługi czy też tworzył aplikacje dla tej infrastruktury. Brakuje regionalnego centrum, które by ogarniało to wszystko.

A kto powinien budować infrastrukturę, czyli sieci światłowodowe, serwery? Samorządy czy może firmy komercyjne?

W Monachium na przykład powstało takie centrum, które świadczy usługi zarówno dla administracji, jak i dla firm tam działających. Centrum jest finansowane ze środków miejskich.

Czy w naszych realiach takie centrum jest lepsze niż na przykład świadczące podobne usługi firmy komercyjne?

Takim centrum może zarządzać zarówno firma komercyjna, jak i na przykład komunalna.

Czy na pomorskim gruncie to właśnie samorząd powinien budować i udostępniać infrastrukturę?

Nie sądzę, ażeby miało sens dublowanie istniejącej infrastruktury. Trzeba wykorzystywać to, co już istnieje. Budowanie nowej to wyrzucanie pieniędzy. Gdy mówimy o powstaniu centrum, które świadczyłoby usługi na serwerach, musimy brać pod uwagę istniejące zasoby. Na przykład serwery w TASK posiadają duże rezerwy, mamy też własne sieci światłowodowe.

W październiku ubiegłego roku samorząd województwa podpisał wstępną umowę z Telekomunikacją Polską dotyczącą budowy infrastruktury światłowodowej na terenie prawie całego województwa. Czy taka umowa powinna być budowana z jednym partnerem, czy też powinno być ich więcej?

Z jednej strony łatwiej współpracować z jedną firmą. Natomiast nie można zapominać, że to jest skazywanie się na wygórowane żądania. Na naszym rynku jest kilka firm, które mogą świadczyć takie usługi. Powinno się wybrać taką, która zaoferuje najtańsze i najlepsze. Trzeba też pamiętać, że samodzielnie firmy komercyjne nie podciągną światłowodów do każdego domu. Tutaj potrzebna jest współpraca samorządów z takimi operatorami. Położenie światłowodów to inwestycja na wiele lat. Teraz to są sieci gigabitowe, a za kilka lat będą już terabitowe. Co jakiś czas trzeba też wymieniać urządzenia końcowe, które umożliwiają zwiększanie przepływności. Najlepiej więc od razu zainwestować w sieć o dobrych parametrach i mieć spokój na wiele lat. Biednego nie stać na robienie złej infrastruktury.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Bezprzewodowa przyszłość

Od kilkunastu lat sieci bezprzewodowe są konsekwentnie rozwijane – zakrojone na szeroką skalę prace w wielu ośrodkach badawczych owocują opracowywaniem licznych standardów i nowych technik. W dalszych rozważaniach zdecydowaliśmy się skupić na dwóch rozwiązaniach zyskujących znaczącą popularność zarówno dzięki swoim możliwościom technicznym, jak i dużemu zainteresowaniu użytkowników oraz producentów urządzeń. Powyższe cechy sprawiają, że to właśnie one kształtują obecnie rynek sieci bezprzewodowych. Mowa tu o rodzinie standardów IEEE 802.11, której nazwa handlowa WiFi została wypromowana przez organizację certyfikującą Wi-Fi Alliance, oraz o stosunkowo nowym rozwiązaniu opartym na standardzie IEEE 802.16, znanym pod nazwą handlową WiMAX.

Technika WiFi opracowana została z myślą o sieciach lokalnych, czyli o niewielkiej rozległości geograficznej. Sieci takie nazywane są bezprzewodowymi sieciami lokalnymi . Zgodnie z normami dotyczącymi emisji fal radiowych, typowy zasięg urządzeń WLAN nie przekracza kilkudziesięciu metrów w pomieszczeniach i może sięgać około stu metrów w otwartej przestrzeni. Sieci tego typu charakteryzują się ponadto dużą szybkością transmisji (sięgającą 200 Mbit/s), porównywalną z popularnymi rozwiązaniami przewodowymi.

Popularność urządzeń WiFi spowodowała, że krąg zastosowań szybko uległ powiększeniu o instalacje pracujące na odległości od kilku do kilkunastu kilometrów. Takie możliwości daje zastosowanie anten kierunkowych, które pozwalają na uzyskanie większego Z ang. WLAN – Wireless Local Area Network. maksymalnego zasięgu. Jest to jednak okupione znacznym zawężeniem obszaru pracy sieci, często wręcz do linii łączącej dwa punkty.

Stosunkowo mały obszar pracy sieci jest jednym z najczęściej wymienianych ograniczeń techniki WiFi, dlatego dla pokrycia większych obszarów konieczne jest zastosowanie wielu urządzeń tworzących całą zintegrowaną sieć tzw. punktów dostępowych. Ograniczenie to nie jest istotne w typowych instalacjach pracujących wewnątrz budynków, natomiast nabiera znaczenia w instalacjach zakrojonych na większą skalę.

Zgodnie z założeniem projektowym, znacznie większy zasięg, w porównaniu z siecią WLAN, mają metropolitalne sieci bezprzewodowe WMAN. Przedstawicielem takich sieci jest technika WiMAX, zyskująca coraz większą popularność. Nazwa WiMAX, podobnie jak WiFi, jest nazwą handlową, a dotyczy urządzeń zgodnych ze standardem IEEE 802.16. WiMAX w typowych zastosowaniach pozwala na pracę w promieniu kilkudziesięciu kilometrów, z nieco mniejszymi prędkościami niż w sieci WLAN. Odległość ta ulega zmniejszeniu do kilku kilometrów w terenie zabudowanym, ale w porównaniu z WiFi obszar pracy sieci nadal pozostaje bardzo duży.

Rysunek 1. Przykłady zastosowania i integracji sieci bezprzewodowych: osobistych (WPAN1), lokalnych (WLAN2), metropolitalnych (WMAN3) oraz rozległych (WWAN4)

13_1_s52_imagelarge

Uwagi:

1 Wireless Personal Area Network;

2 Wireless Local Area Network;

3 Wireless Metropolitan Area Network;

4 Wireless Wide Area Network.

Kolejną cechą różniącą sieci WiFi i WiMAX jest inny sposób zarządzania ruchem w sieci. O ile rozwiązanie sieci lokalnych w niewielkim tylko stopniu pozwala kontrolować sprawiedliwy podział zasobów między stacje „klienckie”, o tyle w sieciach WiMAX jest to możliwe w bardzo rozbudowanym zakresie. Istnieje nie tylko możliwość preferowania określonego rodzaju ruchu (np. rozmów telefonicznych realizowanych w technologii Voice over IP kosztem przesyłania plików), jak to ma miejsce w większości rozwiązań, ale także zagwarantowania użytkownikowi ściśle określonych parametrów udostępnianego łącza (np. rozmowa VoIP ma do dyspozycji 64 kbit/s bez opóźnień, niezależnie od aktywności innych użytkowników czy usług). Możliwość udzielenia takiej gwarancji ma, jak się łatwo domyślić, kluczowe znaczenie w przypadku komercyjnego wykorzystania sieci bezprzewodowej, np. przez operatora telekomunikacyjnego.

WiMAX i WiFi w zupełnie odmienny sposób korzystają z częstotliwości radiowych. WiFi pracuje w paśmie ogólnodostępnym, które nie podlega żadnej kontroli, jeśli urządzenia nie przekraczają norm dotyczących mocy promieniowania. WiMAX natomiast może wykorzystywać zarówno ogólnodostępne, jak i koncesjonowane częstotliwości radiowe. Ta ostatnia możliwość stanowi duży atut tego rozwiązania, ponieważ pozwala na osiągnięcie znacznie większej niezawodności (dzięki prawnie gwarantowanej wyłączności korzystania z danej częstotliwości radiowej), a w razie nadużyć ze strony nieuprawnionych użytkowników można te kwestie łatwo rozstrzygnąć. Z kolei możliwość pracy w paśmie ogólnodostępnym pozwala na uruchomienie sieci bezprzewodowej każdemu, kto dysponuje odpowiednim sprzętem, bez konieczności uzyskiwania jakichkolwiek zezwoleń czy rejestracji.

Zastosowania sieci bezprzewodowych

Opisane techniki sieci bezprzewodowych oferują znaczące możliwości rozwojowe wielu gałęziom gospodarki. Łatwość i stosunkowo niski koszt wdrażania systemów wykorzystujących łączność bezprzerwową, w szczególności opartych na przedstawionych technikach WiMAX i WiFi, pozwalają na ich realizację w miejscach, w których było to do tej pory niemożliwe, nieopłacalne dla operatora lub bardzo kosztowne dla klienta.

Sieci WiMAX, dzięki możliwości zagwarantowania klientowi określonej jakości obsługi, niskiemu kosztowi wdrożenia oraz opisanym wcześniej zaletom technicznym (jak zasięg i szybkość transmisji), stanowią doskonałe rozwiązanie dla firm małej i średniej wielkości zainteresowanych świadczeniem szerokiej gamy usług telekomunikacyjnych.

Jedną z ich głównych zalet jest to, że umożliwiają tanie tworzenie jednego z najkosztowniejszych elementów sieci – tzw. pętli abonenckiej, łączącej końcowego klienta z systemem operatora. Koszty związane z jej realizacją za pomocą klasycznych (przewodowych) technik stanowią zwykle jedną z głównych przeszkód dla rozwijających się, niewielkich firm tego typu. Konieczne jest poniesienie dużych nakładów na budowę takiej infrastruktury lub jej równie kosztowny na dłuższą metę wynajem od dużego operatora, świadczącego z reguły podobny wachlarz usług i niezainteresowanego wspieraniem potencjalnej konkurencji.

Charakterystyka sieci WiMAX czyni też opłacalnym udostępnienie usług operatorskich na terenach pozbawionych do tej pory klasycznej infrastruktury informatycznej i charakteryzujących się na tyle małym poziomem zaludnienia, że jej powstanie w najbliższym czasie nie jest prawdopodobne. Jest to bardzo poważna zaleta, zwłaszcza dla terenów Pomorza, żywo zainteresowanych rozwojem turystyki. Zastosowanie sieci bezprzewodowych umożliwi udostępnienie zaawansowanych i tanich usług telekomunikacyjnych na rozległych terenach pozamiejskich, gdzie koncentruje się znacząca część działalności turystycznej. Dodatkowo możliwość uzyskania dostępu do sieci z dowolnego (często nieznanego dokładnie wcześniej) miejsca na obszarze działania systemu jest tu niezaprzeczalną zaletą, pozwalającą na wspieranie organizowanych ad-hoc imprez terenowych, sezonowych itp.

Łatwość wdrożenia oraz wysoki poziom bezpieczeństwa i niezawodności, przy jednoczesnej łatwości uzyskania dostępu do systemu przez klientów, czyni systemy oparte na technologii WiMAX doskonałym rozwiązaniem dla potrzeb łączności kryzysowej czy wsparcia służb użyteczności publicznej, takich jak straż pożarna czy policja. Wstępnie skonfigurowana stacja bazowa WiMAX może zostać uruchomiona z samochodu osobowego w czasie nieprzekraczającym kilku minut, i to bez dostępu do jakiejkolwiek zewnętrznej infrastruktury. Z podobnych względów technologią WiMAX zainteresowane są też siły zbrojne.

Kolejną gałęzią gospodarki mogącą odnieść znaczące korzyści i żywo zainteresowaną wykorzystaniem technologii WiMAX jest branża morska. Zasięg, efektywność i niezawodność sieci WiMAX czynią ją doskonałym rozwiązaniem dla tworzenia zaawansowanych systemów łączności przybrzeżnej. Przy oferowanych przez WiMAX możliwościach zapewnienia tak powszechnego dostępu kluczową sprawą staje się wachlarz usług możliwych do zrealizowania z użyciem tej techniki.

Już w chwili obecnej (nie czekając na spodziewane pojawienie się w pełni mobilnych terminali WiMAX) sieci tego typu pozwalają na świadczenie różnorodnych usług transmisji danych, włączając w to szerokopasmowy dostęp do sieci Internet czy tworzenie prywatnych sieci łączących oddalone od siebie lokalizacje. Zaawansowane mechanizmy kontroli ruchu sieciowego umożliwiają także prowadzenie transmisji audio i wideo, którym łatwo możemy zagwarantować odpowiednią jakość obsługi (a nie, jak w większości dotychczasowych rozwiązań, tylko maksymalizować szanse uzyskania odpowiednich zasobów sieciowych, jeśli ruch w sieci nie będzie za duży).

Najbardziej obecnie oczekiwaną usługą realizowaną z użyciem sieci WiMAX jest telefonia oparta na protokole IP (Voice over IP – VoIP). Dzięki opisanym wcześniej możliwościom technicznym WiMAX jest świetnym rozwiązaniem dla niewielkich i średnich operatorów pragnących wejść na rynek usług telefonicznych. Brak konieczności budowy lub wynajęcia przewodowej pętli abonenckiej, stosunkowo duży zasięg, gwarancja jakości obsługi, łatwość i niskie koszty wdrożenia oraz znacznie szerszy w stosunku do klasycznej telefonii wachlarz możliwych usług dodatkowych powodują, że należy się tu spodziewać szerokiego zastosowania tej technologii. Może to podprowadzić do znacznego ożywienia rynku usług telefonicznych, z pożytkiem zarówno dla rozwoju tego sektora gospodarki, jak i dla odbiorców końcowych tych usług. Wraz z planowanym wprowadzeniem nowej generacji urządzeń, mających oferować pełne wsparcie dla mobilności klientów, WiMAX ma szansę stać się rozwiązaniem konkurencyjnym dla technologii stosowanych do tej pory przez operatorów sieci telefonii komórkowej, takich jak GSM czy UMTS, ze względu na stosunkowo niski koszt pojedynczej stacji bazowej oraz duży zasięg i liczbę użytkowników, których taka stacja może obsłużyć.

Druga z interesujących nas technik pracy sieci bezprzewodowych – popularne WiFi – jest bardzo rozpowszechnionym, tanim rozwiązaniem, obecnym na rynku już od kilku lat, przez wielu mylnie uznawanym za niewarte uwagi w środowisku systemów produkcyjnych. Rzeczywiście, stopień zaawansowania i możliwości zastosowanych tu technik nie są porównywalne do tych występujących w sieciach WiMAX, lecz właśnie ta prostota jest siłą techniki WiFi.

W początkowym okresie WiFi borykało się z wieloma bardzo poważnymi problemami dotyczącymi np. bezpieczeństwa czy stabilności pracy i obsługi ruchu multimedialnego, lecz może też być świetnym przykładem techniki intensywnie rozwijanej dzięki współpracy producentów i projektantów. Sieci WiFi w obecnej postaci są rozwiązaniem znacznie bardziej zaawansowanym niż pierwsze urządzenia noszące tę nazwę – pozwalają na transmisję z szybkością porównywalną do szybkości popularnych sieci przewodowych (znacznie większą niż np. WiMAX), oferują priorytyzację ruchu w celu lepszej obsługi usług multimedialnych, a także wysoki poziom bezpieczeństwa. Ich głównym mankamentem jest niewielki zasięg, ograniczany dodatkowo wysokim prawdopodobieństwem zakłócania przez inne systemy bezprzewodowe (WiFi pracuje bowiem w paśmie nielicencjonowanym). W praktyce, w warunkach miejskich, można liczyć na stabilną pracę systemu na odległościach nieprzekraczających 40-50 m, co jest jednak wartością zupełnie wystarczającą dla lokalnej sieci komputerowej. Mocną stroną technologii WiFi jest jej ogromna popularność, która w środowiskach miejskich przeradza się wręcz we wszechobecność. Prowadzone przez nas rok temu badania oszacowały gęstość występowania tego typu sieci na terenie centralnych dzielnic Miasta Gdańska na blisko 100 niezależnych instalacji (każda obsługująca wielu klientów) na 1 km2. Wynika z tego, że usługa udostępniona z użyciem technologii WiFi będzie miała bardzo szerokie grono potencjalnych odbiorców i duże szanse upowszechnienia wśród użytkowników. Jest to zatem potężne narzędzie pozwalające zarówno na zaspokajanie istniejącego popytu na usługi telekomunikacji elektronicznej, jak i na tworzenie nowych trendów w tym zakresie oraz popularyzację idei społeczeństwa informatycznego.

Obecnie najczęściej oferowaną usługą w sieciach WiFi pozostaje możliwość dostępu do sieci Internet poprzez tworzenie tzw. hotspotów. Ich operatorami są w znaczącej większości firmy prowadzące działalność związaną z turystyką lub handlem, takie jak: hotele, pensjonaty, restauracje, kawiarnie, centra konferencyjne, targowe i handlowe, lotniska, dworce itp. Dostęp taki jest bardzo często bezpłatny, a tego rodzaju usługa staje się już standardem. Również instytucje użyteczności publicznej, np. urzędy, idą tym śladem.

Technika WiFi jest także często wykorzystywana przez niewielkich komercyjnych dostarczycieli dostępu do Internetu na ograniczonych, słabo zurbanizowanych obszarach, takich jak mniejsze miasteczka, nisko zabudowane przedmieścia czy osiedla domków jednorodzinnych. Pomimo problemów wynikających z pracy w paśmie nielicencjonowanym, przy poprawnym zaprojektowaniu sieci technologia WiFi sprawdza się dobrze w takich zastosowaniach, umożliwiając realizację dostępu szybko i przy bardzo niewielkich nakładach.

Obserwacja prowadzonych prac badawczo-rozwojowych wskazuje, że zalety i popularność technologii WiFi zostaną wkrótce wykorzystane znacznie efektywniej niż dotychczas, ponieważ powstaje cała gama usług przeznaczonych do pracy z jej wykorzystaniem. Przykładami mogą być: UMA (Universal Mobile Access), pozwalająca na dostęp do usług telefonii komórkowej z użyciem WiFi (jako jednego z wielu możliwych sposobów łączności, obok np. WiMAXa), czy WAVE (Wireless Access for Vehicles), gdzie sieci te mogą zostać wykorzystane do łączności międzypojazdowej (np. w celu uiszczania opłat drogowych, sygnalizacji niebezpieczeństw, aktualizacji map, informacji o natężeniu ruchu drogowego, sterowania systemami kontroli toru jazdy pojazdu, dostępu do Internetu itp.).

Projekt bezprzewodowy Gdańsk

Projekt Wireless City Gdańsk jest wspólną inicjatywą Urzędu Miasta, Politechniki Gdańskiej oraz wielu dużych firm zlokalizowanych w naszym regionie, takich jak Intel Technology Poland. Ma na celu udostępnienie możliwości bezprzewodowego, w przeważającej części bezpłatnego, dostępu do sieci Internet na terenie całego Gdańska.

Podstawowe założenia projektu przewidują dwutorowy rozwój powyższej inicjatywy. Pierwszy kierunek rozwoju ma składać się z utworzonych i administrowanych przez miasto darmowych hotspotów WiFi w miejscach, w których spodziewane jest największe zainteresowanie, takich jak: dworzec główny PKP, Port Lotniczy Gdańsk im. Lecha Wałęsy, terminal promowy na Westerplatte, a także obiekty użyteczności publicznej: Urząd Miejski, Urząd Marszałkowski, Rada Miasta, Polska Filharmonia Bałtycka oraz biblioteki Politechniki Gdańskiej i Uniwersytetu Gdańskiego. Powyższe hotspoty zostaną podłączone do sieci Internet za pomocą już istniejących łączy światłowodowych.

Alternatywą dla dostępu z wykorzystaniem techniki WiFi, mocno ograniczonego obszarowo z racji swej charakterystyki technicznej, będzie dostęp z użyciem techniki WiMAX. Posłuży on do obsługi użytkowników zlokalizowanych poza obszarem objętym zasięgiem sieci WiFi oraz jako alternatywna metoda podłączania hotspotów do sieci Internet (w miejscach, gdzie brak infrastruktury przewodowej). Będzie też w stanie pełnić rolę dodatkowej sieci komunikacyjnej wspierającej instytucje administracji miejskiej. W celu zebrania danych koniecznych do zaprojektowania systemu uruchomiono już testową stację bazową WiMAX, zlokalizowaną na Wydziale Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki Politechniki Gdańskiej.

Współpraca dwóch zastosowanych w projekcie technik bezprzewodowych (WiMAX i WiFi) prowadzi do stworzenia systemu pozwalającego efektywnie obsługiwać dużą liczbę użytkowników w kluczowych lokalizacjach, przy jednoczesnym zapewnieniu praktycznie całkowitego pokrycia terenu miasta jego zasięgiem i utrzymaniu kosztów inwestycji w rozsądnych granicach. W połączeniu z zachowaniem łatwości i niskiego kosztu dostępu dla użytkowników (dzięki zastosowaniu popularnych technik o dużym wsparciu sprzętowym) i możliwości łatwej rozbudowy instalacji czyni to projekt WCG unikatową inicjatywą.

Drugi kierunek prac projektu WCG ma na celu włączenie do systemu istniejących już instalacji bezprzewodowych pracujących w technologii WiFi. Właściciele takich instalacji mieliby możliwość dołączenia do projektu i udostępnienia swoich sieci bezprzewodowych zewnętrznym użytkownikom. Projekt WCG oferowałby im wsparcie techniczne oraz oprogramowanie pozwalające na efektywne zarządzanie ich siecią w trybie publicznego dostępu.

Dostęp taki mógłby być płatny (jeśli właściciel sieci tak zadecyduje), lecz cena nie mogłaby przekraczać niewielkiej, ogólnie znanej wysokości, a opłaty regulowano by na zasadzie pre-paid dla systemu jako całości. W ten sposób użytkownicy otrzymaliby do dyspozycji ogromną liczbę punktów bezprzewodowego dostępu do Internetu z gwarancją stałego poziomu cen w każdym z nich, objętych wspólnym systemem rozliczania. Właściciele sieci z kolei mogliby spożytkować niewykorzystane przez siebie zasoby sieci z wymiernym zyskiem.

Podsumowanie

Nowoczesne sieci bezprzewodowe znajdują zastosowanie w wielu dziedzinach, zarówno wspomagając czy przejmując realizację obecnych już na rynku usług, jak i oferując zupełnie nowe możliwości. Kluczową rolę odgrywa jednak właściwe ich zastosowanie. Istnieją obszary i usługi stanowiące wyłączną domenę sieci bezprzewodowych (np. telefonia mobilna, łączność morska), w innych zastosowaniach i środowiskach sieci bezprzewodowe mogą stanowić znakomitą alternatywę dla sieci klasycznych (np. różnego rodzaju sieci dostępowe, szczególnie na obszarach pozamiejskich), w jeszcze innych stosowanie ich nie jest zbyt efektywne (np. wysoko wydajne sieci szkieletowe). Z tego też powodu nie należy postrzegać ich jako zagrożenia dla sieci przewodowych czy też dążyć do bezkrytycznego wdrażania sieci bezprzewodowych w każdych możliwych warunkach.

Właściwie użyte (zwłaszcza odpowiednio zintegrowane ze sobą i z infrastrukturą przewodową) sieci bezprzewodowe mogą być nieocenionym narzędziem wspomagającym rozwój regionu, zwłaszcza takiego jak Pomorze, ukierunkowanego w znacznym stopniu na turystykę, transport i gospodarkę morską, a także charakteryzującego się dobrze rozwiniętą branżą zaawansowanych technologii. Stanowią również znakomite narzędzie pozwalające na szybkie i ekonomiczne stworzenie zaawansowanej infrastruktury telekomunikacyjnej na obszarach zlokalizowanych poza miastami.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Mamy już e-powiat

Z Markiem Pankiem, Tomaszem Stynem, Arkadiuszem Szczygłem ze Starostwa Powiatowego w Wejherowie rozmawia Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Leszek Szmidtke: Zbliża się termin zakończenia projektu „e-powiat”, czyli elektronicznego dostępu do urzędów dla mieszkańców powiatu wejherowskiego. Ile trzeba czasu, by tego typu projekt został wdrożony?

Marek Panek: W 2004 roku wspólnie z gminami naszego powiatu doszliśmy do wniosku, że musimy stworzyć wspólny system elektronicznej wymiany dokumentów. Nasi mieszkańcy często muszą jechać do starostwa kilkadziesiąt kilometrów i jest to całodzienna wyprawa. Dlatego podpisaliśmy wstępną deklarację, uzgodniliśmy zasady współfinansowania i rozpoczęliśmy przygotowania. Główny ciężar wziął na siebie zarząd wejherowskiego powiatu, także stronę finansową. Jednak jeszcze w 2004 roku potrzeba wprowadzenia elektronicznego obiegu dokumentów, i to między różnymi samorządami różnych szczebli, nie była oczywista.

M.P.: Konieczność usprawnienia obsługi mieszkańców miast i gmin naszego powiatu była oczywista. Nie wymagało to specjalnych zabiegów i namawiania samorządowców. Również w urzędach piętrzyły się dokumenty. Nie było innego wyjścia jak przejść na elektroniczne przesyłanie informacji oraz dokumentów.

Informatyka to dziedzina, w której zmiany zachodzą bardzo szybko. Czy założenia z 2004 są aktualne?

Tomasz Styn: Najważniejsze założenie, czyli powstanie wspólnego dla wszystkich partnerów elektronicznego obiegu dokumentów, zostało zrealizowane. Drugim założeniem był wspólny portal, na którym będzie można się dowiedzieć, jak sprawę załatwić, na jakim etapie rozpatrywania jest wniosek danego obywatela. Taki portal właśnie powstaje.

Według pierwotnych założeń w urzędach miały stanąć infomaty. Czy w budynku starostwa znajdę taki internetowy kiosk?

T.S.: Tak, jest już zainstalowany. W projekcie założyliśmy, że stanie 13 takich infomatów, w każdym z urzędów. Dzisiaj znajdują się nie tylko w naszym budynku, ale też w urzędach miast i gmin. Wszystkie już działają.

A jakie sprawy dzięki nim można załatwić?

T.S.: Infomaty to zwykłe komputery podłączone do Internetu. Żeby nie stały się kawiarenkami internetowymi, można stąd wejść tylko na strony miast, gmin, powiatu, no i oczywiście na portal. Oprócz tego dostępne są: Biuletyny Informacji Publicznej, inne strony związane z administracją, przedsiębiorczością. Można też dzięki infomatom poszukać pracy, a także drogą elektroniczną ściągać wnioski do spraw, które chce się w danym urzędzie załatwić. Na coś więcej musimy jeszcze poczekać. Niestety, barierą jest niedostępność podpisu elektronicznego. Niby od pewnego czasu można już taki podpis kwalifikowany dostać, ale jest on zbyt drogi, by stał się powszechny. Innym problemem jest brak niektórych formularzy w formie elektronicznej, gdyż wnioski mogą być składane tylko na specjalnych papierowych drukach.

Czyli strona techniczna została już przygotowana, ale póki co nie jest wykorzystana?

T.S.: Jesteśmy przygotowani do wielu rzeczy, natomiast przepisy prawne nie nadążają za rozwojem techniki. Pewnych spraw nie możemy przeskoczyć.

Wewnętrzny obieg dokumentów też czeka na zmianę prawa, na jakieś zmiany organizacyjne?

T.S.: Elektroniczny obieg dokumentów w każdym z urzędów już funkcjonuje. Papierowe dokumenty są skanowane i wprowadzane do pamięci komputerów. Ich dalszy obieg odbywa się w postaci elektronicznej.

Czy mieszkaniec powiatu wejherowskiego może śledzić na swoim komputerze, jak załatwiane są jego sprawy?

T.S.: Właśnie kończymy tworzyć ten element projektu i dosłownie lada dzień będzie to już możliwe. Portal jest obecnie testowany. Musimy wszystko dokładnie sprawdzić, żeby później nie było problemów. Nanosimy poprawki i całość będzie dostępna, kiedy wszystko sprawdzimy i upewnimy się, że działa, jak należy. Można natomiast już zakładać konta.

Czy projekt przewidywał budowę własnej sieci?

T.S.: Nie, korzystamy z sieci istniejących. Czasami trzeba było okablować jakiś urząd, ale to sporadyczne wypadki. Natomiast w łączności między urzędami to oczywiście Internet jest podstawą.

Czy ten system, który stworzyliście, jest już docelowym rozwiązaniem?

T.S.: Poszliśmy nawet dalej, gdyż początkowo zakładaliśmy, że nasi mieszkańcy będą załatwiać swoje sprawy, wykorzystując kwalifikowany, bezpieczny podpis elektroniczny. Ponieważ jednak niewiele osób się na to decyduje i nic nie wskazuje, by w najbliższym czasie nastąpił przełom, zbudowaliśmy serwer do własnych certyfikatów. Będzie to niekwalifikowany podpis elektroniczny, służący naszym mieszkańcom tylko do załatwiania spraw w naszych urzędach. Kończymy już prace, zaczynamy testy i niedługo będzie możliwe pierwsze załatwianie spraw urzędowych. Ten niekwalifikowany podpis będzie dostępny za darmo lub za niewielką opłatą, powiedzmy w wysokości kosztu nośnika.

Kto będzie najczęściej wykorzystywał możliwości elektronicznego załatwienia spraw w urzędach miejskich, gminnych i w starostwie?

T.S.: Trudno powiedzieć, ale na pewno będą korzystali z tych systemów stali bywalcy urzędów, czyli na przykład geodeci. Nasz wydział geodezji jest informatycznie bardzo zaawansowany i spodziewam się, że znacznie poprawi się przepływ informacji oraz usprawni obsługa.

Jak wyglądało finansowanie projektu o tak dużej liczbie partnerów?

Arkadiusz Szczygieł: Cały projekt „e-powiat” kosztuje prawie 3 miliony złotych, z tego 75%, czyli 2 miliony 200 tysięcy, zostało sfinansowane ze środków unijnych. To ogromna pomoc i bez niej nie bylibyśmy w stanie zrealizować takiego zamierzenia. Oczywiście musieliśmy najpierw wyłożyć pieniądze, teraz dostajemy je w ratach. Ponad połowa środków została już zrefundowana. Ostatni wniosek o płatność będziemy składać lada dzień i spodziewamy się, że od strony finansowej całość zamkniemy za 2-3 miesiące. Oczywiście na koniec projekt i jego realizacja zostaną szczegółowo skontrolowane.

Samorządy, w tym powiat wejherowski, mają już doświadczenia w zdobywaniu, a także rozliczaniu pieniędzy unijnych na różne projekty. Czy „e-powiat”, jego rozliczenie, odbiega od pewnego schematu?

A.S.: W zasadzie nie. Procedury są wszędzie bardzo podobne. Najtrudniejszą częścią projektu była właściwa specyfikacja zamówienia – by to, co kupujemy, było dopasowane do tego, co chcemy stworzyć i spełniało swoje zadania.

Czy w latach 2007-2013 ten projekt będzie jakoś uzupełniany lub rozwijany?

A.S.: ZPORR miał charakter pilotażowy w wielu dziedzinach i projekty takie jak „e-powiat” nie miały zazwyczaj dużej wartości. Teraz, w nowym okresie programowania, władze wojewódzkie stawiają na większe przedsięwzięcia. W zasadzie będzie to jeden duży projekt, który dotyczy zbudowania sieci światłowodowej w południowo-zachodnich powiatach.

Czyli raczej nie będzie miejsca na takie projekty jak „e-powiat”?

A.S.: W pewnym sensie już rozwiązaliśmy nasze problemy. Urzędy są zinformatyzowane, tworzymy portal, jest dostęp do Internetu. Apetyty są większe, ale wiemy, że już nie ma co liczyć na unijne pieniądze na rozwijanie tego lub podobnych projektów. „e-powiat” nie jest jedynym projektem informatycznym realizowanym w Wejherowie i okolicznych gminach.

M.P.: Powiat wejherowski rzeczywiście uczestniczy w jeszcze jednym projekcie, dotyczy on zarządzania kryzysowego, koordynacji wszystkich służb ratowniczych. Podobnie jak w poprzednim wypadku, zaangażowane są w to wszystkie samorządy naszego powiatu, a jego wartość to prawie 2,5 miliona złotych.

W powiecie puckim jest realizowany projekt podobny do waszego. Ale czy oba systemy będą współpracować? Czy będzie można swobodnie wymieniać dokumenty?

T.S.: Tworząc nasz projekt, założyliśmy, że będzie on się rozwijał, a portal nie będzie służył wyłącznie urzędom. Nie ma przeszkód, aby mogły z niego korzystać także inne instytucje publiczne na terenie powiatu wejherowskiego, a nawet z sąsiednich powiatów. Zastosowane rozwiązania są skalowalne i jeżeli zajdzie taka potrzeba, możemy je powiększyć. Nasze działania mogą objąć nawet całe województwo.

Nie obawia się pan, że różne projekty realizowane według programu regionalnego z lat 2004- 2006 nie będą chciały współpracować albo że pojawią się różne trudności?

T.S.: Oczywiście jest takie ryzyko, ale zostały już opracowane zasady takiej współpracy, standardy wymiany informacji między różnymi systemami informatycznymi stosowanymi w różnych szczeblach administracji publicznej. Wydaje mi się, że w miarę upływu czasu będzie coraz mniej problemów.

Dziękuję za rozmowę.

Skip to content