Z V Shankar , Wiceprezesem Zensar Technologies, regionalnym szefem na kraje Europy Centralnej i Skandynawię rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.
Leszek Szmidtke: Dlaczego Zensar wybrał Gdańsk, a nie Katowice czy Wrocław? Jakie znaczenie miała infrastruktura, kadry?
V Shankar: Rzeczywiście, w Polsce są inne atrakcyjne miejsca, np. Kraków, Wrocław czy Katowice. O wyborze Gdańska zadecydowały dwa czynniki. Po pierwsze, jest to wschodzący rynek, który bardzo szybko się rozwija. Zaobserwowaliśmy wiele inwestycji w infrastrukturę. Z naszych analiz wynikało, że Gdańsk jest biegunem wzrostu i miejscem, w którym administracja bardzo się stara, by poprawić kondycję miasta. Dlatego między innymi stwierdziliśmy, że warto tu zainwestować. Kolejną przewagą Gdańska jest kapitał ludzki – miasto dysponuje odpowiednio wykształconymi, kompetentnymi kadrami, z których jesteśmy zadowoleni. Po niespełna rocznej obecności otwarcie mówimy, że to był dobry wybór.
Statystyki mówią jednak, że pod względem rozwoju infrastruktury jesteśmy w najlepszym razie pośrodku krajowej stawki. Natomiast pod względem kadrowym – nawet w tej drugiej połowie – liczba studentów na kierunkach informatycznych jest jedną z niższych w Polsce.
Nie chciałbym komentować statystyk, wiem natomiast, że Gdańsk dysponuje ogromnym potencjałem. Przykładem jest bardzo szybko rozwijające się lotnisko w Rębiechowie.
Zgadzam się, że w waszym regionie jest deficyt wykwalifikowanej siły roboczej, więcej pracowników znaleźlibyśmy np. w Warszawie czy Krakowie – ale nie w północnej części Polski. Obserwuję naszych pracowników będących świeżo po studiach – są oni nie tylko świetnie wykształceni i kompetentni, ale też dostępni. Ponadto nasza firma ma pewien pomysł, jak przyczynić się do rozwoju województwa pod kątem umiejętności technicznych.
Gdy Zensar rozpoczynał w Gdańsku działalność, mówiło się o ogromnej liczbie pracowników, których firma miała zatrudnić. Zatem jaki to pomysł?
Mamy ambitne plany kształcenia kadr w tym regionie. To, że rozwój naszej firmy nie jest tak dynamiczny, jak oczekiwaliśmy, nie ma nic wspólnego z Gdańskiem – taka sama sytuacja wystąpiłaby, gdybyśmy ulokowali się we Wrocławiu, Krakowie czy innym mieście. Chwilowe spowolnienie wynika bowiem z sytuacji w państwach, które są naszymi klientami – Wielkiej Brytanii czy krajach skandynawskich.
Zapotrzebowanie na pracowników z wykształceniem informatycznym jest coraz większe i już teraz niezaspokojone. Czy to nie jest i nie będzie największą barierą w rozwoju takich firm jak Zensar?
Oczywiście. Jednak problem braku kadr, a także technicznego opóźnienia dotyczy nie tylko Gdańska, ale i całej Polski. Dlatego Zensar przygotowuje program doskonalenia kadr technicznych dla Polski – tak, by były one kompetentne w branży teleinformatycznej w ogóle, nie tylko podejmując pracę w naszej firmie. Wprowadzamy ten program razem z miastem i uczelniami, próbujemy zyskać dla niego środki europejskie. Jeżeli to się uda, stworzymy centrum doskonałości, dzięki któremu liczba osób przygotowanych do pracy w branży informatycznej powiększy się – na tyle, by była wystarczająca dla tego sektora. To rozwiązanie sprawdziło się w Indiach i Chinach.
Mamy na Pomorzu wiele uczelni, w tym dużą uczelnię techniczną, które nie są w stanie przygotować odpowiedniej ilości wykształconych technicznie kadr. Nie jest pan tym zaskoczony?
Nie, bo to samo obserwujemy w Indiach. Problem polega na tym, że liczba absolwentów jest niewystarczająca – to ich kwalifikacje, przygotowanie do pracy pozostawiają wiele do życzenia. Zanim absolwent się z tym upora, mija dużo czasu, za który płaci pracodawca. Dlatego chcemy szkolić, przygotowywać studentów do pracy w branży. Tu jest pole dla szerokiej współpracy firm z uczelniami.
W planach województwa pomorskiego związanych z wykorzystaniem środków z Unii Europejskiej najwięcej miejsca poświęca się projektom związanym z infrastrukturą informatyczną, a nie z technicznym, informatycznym kształceniem kadr.
Dla rozwoju społeczeństwa informacyjnego oba aspekty są równie ważne. Bez odpowiedniej infrastruktury kurczą się wszelkie możliwości. Na przykład w Japonii średnia prędkość domowego łącza internetowego to około 100 Mb/s, i to przez światłowód. W Polsce będziemy szczęściarzami, gdy natrafimy na łącze o prędkości 64 Kb/s. Jednak w równie dużym stopniu społeczeństwo informacyjne potrzebuje wykwalifikowanych ludzi – bez nich infrastruktura i przepływ informacji nie będą kwitnąć.
Czy samorządy i państwo powinny odpowiadać za tworzenie infrastruktury teleinformatycznej, czy też powinno to być zadanie operatorów telekomunikacyjnych?
Odpowiem z perspektywy Indii: w naszym kraju za infrastrukturę – zarówno drogową, lotniczą, jak i teleinformatyczną – w całości odpowiadał rząd. Dopóki tak było, nic się na tym polu nie działo. Jakiś czas temu Indie weszły na drogę prywatyzacji. Dziś niemal w każdym domu jest telefon, coraz więcej osób dysponuje też telefonem komórkowym. Indie prawdopodobnie mają najszybszy przyrost liczby użytkowników telefonów komórkowych na świecie. Na dodatek koszty połączeń telefonicznych szybko spadają. Dzieje się tak dzięki prywatyzacji i wprowadzeniu konkurencji. Według mnie to najlepsza metoda na dynamiczny rozwój infrastruktury teleinformatycznej.
Podam jeszcze jeden przykład: gdy zakładaliśmy siedzibę w Gdańsku, na podciągnięcie linii telefonicznej do biura czekaliśmy 8 tygodni. W Indiach zajęłoby to około 4 godzin.
Ale firmy telekomunikacyjne w Indiach, w przeciwieństwie do polskich przedsiębiorstw, dużo inwestują w infrastrukturę.
Dlatego konieczna jest konkurencja. Gdy rynek bardziej się otworzy, zostaną na niego wpuszczeni nowi gracze, którzy wszystkimi środkami będą walczyć o klienta – część z nich na pewno zacznie inwestować w infrastrukturę.
Marcin Szpak – wiceprezydent Gdańska, któremu zadałem to samo pytanie – odpowiedział, że samorządy nie powinny inwestować w infrastrukturę, lecz jedynie lepiej wykorzystywać obecną. Zamiast tego prezydent woli inwestowanie w upowszechnianie technik informatycznych, tworzenie baz danych oraz inwestycje w edukację.
Oczywiście, wymiar „ludzki” jest najważniejszy dla przepływu informacji. Zgadzam się z prezydentem Szpakiem, że inwestycje w infrastrukturę informatyczną nie powinny należeć do samorządów. Wspominałem, jak to wyglądało dawniej w Indiach i jaki jest teraz stan. Infrastruktura zaczęła kwitnąć dopiero po wpuszczeniu na rynek prywatnych operatorów. Nie martwię się jednak specjalnie o infrastrukturę informatyczną w Polsce. Myślę, że coraz większy popyt spowoduje inwestycje i szersze otwarcie rynku. Natomiast rząd i samorządy powinny skupić się na inwestycjach w kapitał ludzki, w kompetencje i wykształcenie.
Wasza firma obsługuje klientów w Skandynawii i Europie Zachodniej. Czy wynika to z jakiejś bariery spowodowanej problemami technologicznymi, czy też mniejszą zasobnością kieszeni polskich klientów?
Technologia nie jest barierą. Na początku naszej działalności nie obsługiwaliśmy też klientów z Indii. Powód był prosty: sumy, jakie kazaliśmy sobie płacić za naszą pracę, są akceptowalne dla Europy Zachodniej, ale zbyt wysokie dla Indii. Usługi dla Indii wykonywała inna firma, która miała niższe koszty pracy, mniej płaciła swoim pracownikom i oferowała klientom niższe ceny. Tak samo jest w Polsce – nie możemy konkurować z tańszymi polskimi firmami. Nie ma to więc nic wspólnego ze stopniem rozwoju społeczeństwa informacyjnego w Polsce.
Czy w najbliższych latach gdański Zensar będzie się koncentrował na skandynawskich i brytyjskich klientach?
W ciągu trzech lat chcemy stworzyć serwis globalny, obsługujący klientów z całego świata. Aby to zrobić, wybudujemy kilka nowych centrów przy pomocy tych już istniejących w Chinach, Indiach i Polsce. Chcemy ponadto, by Polska odgrywała znaczącą rolę w globalnym rozwoju firmy, szczególnie dzięki swoim zasobom ludzkim. Za pomocą tzw. Global Delivery Platform możemy wykorzystywać umiejętności i kompetencje polskich pracowników w każdym miejscu świata, o każdej porze.
Dziękuję za rozmowę.