Z Waldemarem Kucharskim , Prezesem Young Digital Planet, rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.
Leszek Szmidtke: Rozważania, czy to istniejąca infrastruktura teleinformatyczna wywołuje zainteresowanie odbiorców, czy też rosnące potrzeby powodują rozwój infrastruktury, przypomina pytanie, co było wcześniej: jajko czy kura? Ale dla wydawnictwa edukacyjnego, które działa na całym niemal świecie, to chyba ważne.
Waldemar Kucharski: Infrastruktura to coś, co musi być, ale dopóki nie jest wykorzystywana, nie ma wdrożeń, nie jest w świadomości ludzi obecna. Można też się długo zastanawiać, jak coś powinno wyglądać, funkcjonować, ale też można pójść śladem Singapuru, gdzie każdy obywatel został wyposażony w łącze, indywidualny numer IP i został zaimplantowany do swoistego elektronicznego państwa. Taki krok, z dnia na dzień, spowodował powszechny dostęp do Internetu i jego wykorzystanie. Dlatego wydaje mi się, że stworzenie infrastruktury jest zadaniem władz – czy to państwa, czy samorządów. Z informatyzacją edukacji nie czekajmy na Warszawę
W naszym regionie, mimo decyzji samorządu wojewódzkiego, że więcej środków z Unii Europejskiej zostanie przeznaczonych właśnie na infrastrukturę, nie cichnie dyskusja, czy to było właściwe posunięcie.
Moim zdaniem właśnie w infrastrukturę trzeba inwestować. Rośnie nam kolejne pokolenie, którego nie trzeba zachęcać do sięgania do Internetu, do tego, by załatwiać w ten sposób sprawy urzędowe, kupować, sprzedawać, kształcić się. Pokolenia poniżej 20. roku życia, a może nawet osób kilka lat starszych, nie trzeba już do tego przekonywać. To byłaby strata pieniędzy. Ludzie oczywiście najchętniej wykorzystują Internet dla rozrywki, ale przecież łatwiej choćby złożyć tą drogą wniosek o dowód osobisty, niż stać w długich kolejkach. Podobnie jest z edukacją, zwłaszcza młodszych pokoleń.
Teoretycznie to szkoły powinny być miejscem, w którym najlepiej się sprawdzają nowe technologie. Jak pomorskie lub szerzej – polskie szkoły te możliwości wykorzystują?
Dominuje model tradycyjny, a dzieje się tak, gdyż mimo wszystko w naszym systemie edukacji zarządzanie jest nadal centralne. Z jednej strony samorządy są tzw. organem prowadzącym, ale z drugiej strony kluczowe decyzje co do kształtu edukacji zapadają w Warszawie. Dlatego dopóki ministerstwo nie zadecyduje o powszechnym wprowadzeniu nowych technologii, dopóty szybko one pod strzechy nie trafią. Jednocześnie uczniowie będą coraz mocniej naciskać, by komputery i Internet wykorzystywać w nauce. Początkowo będzie się to działo ewolucyjnie, ale później muszą nastąpić konkretne decyzje wykorzystujące zarówno istniejącą infrastrukturę, jak i coraz więcej ofert na rynku. Dzisiaj większość uczniów dysponuje komputerami lub ma do nich dostęp, tak jak do Internetu. Podobnie chyba jest z nauczycielami. Jeżeli wyposaży się ich w odpowiednie treści edukacyjne oraz narzędzia, które pomogą zorganizować nowe formy kształcenia, to nie będzie to długo trwało.
Skoro nie można liczyć na Ministerstwo Edukacji, to czy samorządy próbują unowocześniać kształcenie na własną rękę?
Takie przykłady coraz częściej możemy spotkać. W naszym regionie gmina Przodkowo pierwsza w naszym województwie całościowo wprowadziła do swoich szkół pomoce dydaktyczne z zakresu ICT. Przykładów jest coraz więcej, chociaż Przodkowo zrobiło to jednym ruchem i we wszystkich szkołach. Okazuje się, że kilka miesięcy wystarczy, by coś takiego wykonać na szerszą skalę. I skoro można to było zrobić w jednej gminie, to chyba można też w całym kraju. Wymaga to pewnej uwagi, skupienia, ale kiedy już zostaną zaspokojone potrzeby w postaci gimbusów czy remontów szkół, to może ktoś wpadnie pomysł, że trzeba wprowadzić do kształcenia nowe elementy.
W małej gminie Przodkowo zdecydowano się na takie posunięcie. O Gdańsku czy Gdyni pan nie wspomina.
Władze Gdańska też są tym zainteresowane i mają różne pomysły na wdrożenie interaktywnego nauczania w szkołach. Wiadomo, że małe instytucje są łatwiejsze w zarządzaniu i szybciej można się zdecydować na takie posunięcia. W Przodkowie udało się to między innymi dzięki temu, że to niewielka gmina. Nie bez znaczenia jest, że wójt tej gminy był wcześniej nauczycielem.
Kto w Polsce chętniej kupuje interaktywne pomoce naukowe: klienci indywidualni czy instytucje, szkoły lub samorządy finansujące zakupy dla szkół?
Pamiętajmy, że w naszym kraju około 90% tego typu zakupów ma charakter centralny, czyli stoi za tym Ministerstwo Edukacji Narodowej. Dlatego między innymi kupujące nasze produkty szkoły czy samorządy są rzadkością.
Czyli potrzebne jest przyzwolenie z ministerstwa, musi ono też wyłożyć odpowiednią sumę.
Wyłożyć lub zadecydować o odpowiednim finansowaniu. Najczęściej ministerstwo decyduje o kupnie takich pomocy naukowych, ale to może się zmienić, gdyż jakiś czas temu padła zapowiedź decentralizacji zakupów.
Ale samorządy też mogą poczynić tego typu inwestycje. Skoro gmina Przodkowo to zrobiła, to inne też mogą.
Tak, ale do władz miast i gmin musi dotrzeć, że w ten sposób inwestują w młodzież, że to jest forma konkurowania z sąsiadami. Jeżeli zrozumieją, że poziom wykształcenia mieszkańców jest jednym z istotniejszych elementów tej konkurencji, to chętniej będą sięgać do portfela. Na dziś samorządy bardziej zajmują się doraźnymi sprawami niż tym, co będzie za kilka lub kilkanaście lat. A przecież najskuteczniejszym sposobem walki z bezrobociem jest kształcenie ludzi. Stąd już krok do zrozumienia, że nowoczesne technologie są bardzo skutecznym narzędziem w podnoszeniu jakości edukacji.
Kiedy pytam samorządowców o plany na przyszłość, najczęściej wymieniają budowę drogi, kanalizację, czasem powstanie szkoły lub hali sportowej. Niezwykle rzadko wspominają o inwestycjach w kształcenie dzieci i młodzieży. Nie mają pieniędzy czy może nie widzą takiej potrzeby?
Są przyzwyczajeni do centralnych zakupów ministerstwa. Jest też bariera finansowa, gdyż zakup komputerów, rzutników czy łączy internetowych sporo kosztuje. Dlatego dopiero jakaś paląca potrzeba może wyzwolić zrozumienie dla takich inwestycji. Na przykład Euro 2012 lub podobne wielkie wyzwanie. A ponieważ coraz więcej mamy rozmów na ten temat, więc zapewniam, że w ciągu kilku lat bardzo zmieni się dzisiejsze podejście.
Teoretycznie niemal każda szkoła ma swoje sale komputerowe, jest podłączona do Internetu – szczególnie w Trójmieście. Zatem infrastruktura jest, trzeba tylko ją wykorzystać.
To zależy, w jakiej skali chcemy używać technologii ICT. Jeżeli szkoła zdecyduje się sięgać po nie na co dzień, do nauki różnych przedmiotów, to jedna sala komputerowa nie wystarczy. A zazwyczaj jest tak, że szkoła ma jedną salę wyposażoną w sprzęt, służącą do nauki obsługi komputera i podstaw informatyki. Jednak szersze zastosowanie technologii ICT dotyczy niemal wszystkich przedmiotów. W ten sposób można się uczyć języków obcych, biologii, fizyki, chemii oraz przedmiotów humanistycznych.
Powiedział pan „niemal wszystkich”, ale oferta YDP dotyczy głównie wspomnianych języków obcych oraz nauk przyrodniczych i ścisłych.
Tak jest w naszej działalności na obcych rynkach. Nauki ścisłe, przyrodnicze są łatwiejsze w adaptacji do innych kultur oraz języków. Natomiast na polskim rynku mamy pełną ofertę, także historię, język polski, geografię.
A te obce rynki czego uczą?
Jednym z wniosków wypływających z naszej działalności w innych krajach jest konieczność zwiększenia liczby komputerów w szkolnych placówkach. Szkoły, uczniów, nauczycieli oraz oczywiście rodziców trzeba zorganizować w ramach tzw. Virtual Learning Environment, czyli platform, w których te społeczności są ze sobą połączone. Na początek komunikacyjnie, ale później powstaje coś, co wciąż jeszcze nie doczekało się polskiej nazwy: Learning Management System, czyli sposób zarządzania procesem edukacji. Do tego systemu można od razu włączyć treści edukacyjne. Ta droga została już wytyczona przez kraje, które są dla nas pewnym wzorcem. Do tego wzorca aspirujemy, i to w różnych dziedzinach. Weźmy choćby liczbę połączeń tanich linii lotniczych. Później przyjdzie czas na inne działania. Możemy doskonale obserwować na przykład rynek brytyjski czy nawet malezyjski – tam również uczestniczyliśmy w budowaniu takiego systemu.
Co z rozwiązań malezyjskich można przenieść na polski, a więc i pomorski grunt?
W Malezji rząd wyłożył olbrzymie pieniądze na edukację, między innymi wyposażono wszystkich nauczycieli w notebooki, rzutniki, dostęp do Internetu. Moim zdaniem powinniśmy jednak pójść brytyjskim tropem. Tam przez kilka lat parlament przeznaczał znaczne kwoty na edukację. Były to tzw. znaczone pieniądze, które można było wydać wyłącznie na zastosowanie technologii ICT w edukacji. To posunięcie z jednej strony stworzyło rynek, z drugiej wywołało zainteresowanie środowiska. To chyba jest sensowniejszy sposób wydawania środków, bo angażuje nauczycieli, rodziców. Coś takiego w ostatecznym rozrachunku przynosi większe efekty niż pieniądze wydane centralnie.
Środki, którymi w najbliższych latach dysponuje nasz rząd oraz samorządy, są ogromne. Na sam program „Innowacyjna gospodarka” zarezerwowano 2 miliardy euro. Część tych pieniędzy trafi w tej czy innej postaci do szkół. Jak zostaną wykorzystane?
Wolałbym, żeby nie były to fundusze wydawane centralnie. Sukcesy europejskie związane są z budowaniem rynku. Dlatego lepiej stworzyć rynek rozwiązań, na którym będzie oczywiście konkurencja, a co za tym idzie – szansa na lepsze produkty. Jeżeli szkoły lub samorządy same będą kupować takie pomoce naukowe, to zaczną się z tym utożsamiać, będzie im zależało, by zostały jak najlepiej wykorzystane. Robiliśmy w Wielkiej Brytanii badania w szkołach. Wynika z nich, że uczniowie, którzy wykorzystywali w nauce technologie ICT, kończą edukację z lepszymi ocenami. Tylko musimy pamiętać, że te technologie są częścią większej całości. Dużo zależy od sposobu ich użycia. Nowe technologie wyrównują szanse. Pozwalają dopasować proces edukacyjny do indywidualnych potrzeb i możliwości ucznia. Dlatego średni poziom jest wyższy niż przy użyciu klasycznych środków nauczania.
W naszym regionie największe skupisko wyższych uczelni znajduje się oczywiście w Trójmieście. Czy to nie będzie skłaniało mieszkańców bardziej odległych terenów do kształcenia się na odległość?
Kształcenie na odległość ma ogromną przyszłość. Jednak korzystać z tego będą, a nawet już korzystają, najlepsze uczelnie. Nasze uniwersytety i politechniki muszą konkurować z zagranicznymi, i to tymi najlepszymi, najbardziej utytułowanymi – ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec. Jeżeli ktoś decyduje się na taką formę kształcenia, to wybiera uczelnię, której dyplom będzie coś znaczył i oczywiście, na którą będzie go stać. Myślę, że nasze uczelnie nie są do tego jeszcze przygotowane. Nie są przyzwyczajone, że trzeba zabiegać o studenta, zadbać o marketing i oryginalne pomysły.
Na koniec jeszcze jedno pytanie: czy firma Young Digital Planet została w jakiejkolwiek formie włączona w tworzenie Regionalnego Programu Operacyjnego naszego województwa?
Nie powiem z całą stanowczością, że nie. Jesteśmy dużą firmą i może jakieś konsultacje czy inne inicjatywy były. Na pewno mamy spore doświadczenie, które zdobywaliśmy na całym niemal świecie i chętnie byśmy się nim podzielili. Na szczęście dotychczasowe podejście się zmienia, od mniej więcej roku uczestniczymy w różnych dyskusjach z samorządami i dostrzegamy zainteresowanie naszą wiedzą.
Dziękuję za rozmowę.