Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Klastry dla rozwoju Pomorza – mity, wyzwania i rekomendacje

Klastry zostały zdefiniowane przez naukowców jako bieguny rozwoju gospodarczego, innowacyjności i konkurencyjności. Z czasem stały się mantrą polityków oraz zaczęły budzić zainteresowanie środowisk gospodarczych i otoczenia biznesu – często dlatego, że na ich rozwój mają być przeznaczane środki publiczne. W skrajnych przypadkach mówi się o zakładaniu klastrów w formie stowarzyszenia lub spółki po to, żeby łatwiej pozyskać fundusze unijne. Ideał sięgnął bruku! Warto więc przypomnieć podstawowe założenia koncepcji klastrów i wykorzystania ich do realizacji polityki rozwoju gospodarczego, która może i powinna być zastosowana także w naszym regionie.

Klastry, czyli co?

Klastry są definiowane jako skupiska przedsiębiorstw i innych podmiotów z określonych, powiązanych ze sobą branż, charakteryzujące się intensywnymi interakcjami pomiędzy firmami, sektorem B+R i edukacji, instytucjami otoczenia biznesu oraz administracją. Dla tak rozumianych klastrów kluczową rolę odgrywają trzy elementy: koncentracja podmiotów z danej dziedziny gospodarki na danym obszarze, zapewniająca odpowiednią masę krytyczną, konkurencja, która wymusza wprowadzanie coraz to nowszych, lepszych i bardziej efektywnych produktów i usług oraz interakcje pomiędzy różnymi podmiotami, które dają możliwość generowania efektów synergii z korzyścią dla wszystkich stron. Należy wyraźnie podkreślić, że wszystkie te trzy czynniki łącznie są warunkiem powstania i rozwoju konkurencyjnych w skali globalnej klastrów.

Klaster nie jest więc organizacją zrzeszającą kilka lub kilkanaście podmiotów – przedsiębiorstw i innych instytucji. Nie jest także zinstytucjonalizowaną formą współpracy wszystkich ze wszystkimi, jakkolwiek współpraca odgrywa ważną rolę w jego rozwoju. Klaster to po prostu pewien system – fragment gospodarki – obejmujący przedsiębiorstwa z danej dziedziny i podmioty z nimi powiązane, pomiędzy którymi zachodzą intensywne interakcje tworzące efekty synergii. Rozwój klastra może być wspierany poprzez różnego rodzaju organizacje czy inicjatywy klastrowe, których nie należy jednak utożsamiać z klastrem jako takim. Tak jak regionu pomorskiego nie można utożsamiać z Urzędem Marszałkowskim, który jest organizacją mającą na celu stymulowanie jego rozwoju.

Klastry są fenomenem naturalnym

O tym, że klastry są istotnym i rzeczywistym elementem gospodarek regionalnych, krajowych i międzynarodowej, dobitnie świadczą takie przykłady jak: Dolina Krzemowa w Kalifornii, Hollywood, londyńskie City, skupisko biotechnologii w Cambridge, włoskie Manzano czy Sialkot w Pakistanie. Oczywiście różna jest zarówno ich skala, jak i profil działalności (od wysokich technologii po branże tradycyjne). Jest jednak coś, co łączy te klastry – to niewątpliwie ich międzynarodowa konkurencyjność mierzona wielkością eksportu.

Istotą klastrów, które odniosły sukces i na które tak często się powołujemy, jest to, że na danym obszarze wykształciły się relatywnie lepsze warunki do rozwoju danej działalności niż gdzie indziej. Umożliwiło to przedsiębiorstwom z tych regionów skuteczną konkurencję na rynkach międzynarodowych.

Impulsy prowadzące do wykształcenia się korzystniejszych, w stosunku do innych lokalizacji, warunków rozwoju są różne. Mogą być nimi zasoby naturalne, dostęp do specyficznej wiedzy/technologii (np. silny ośrodek naukowy) czy kapitału ludzkiego, specyficzny lub wyrafinowany popyt (często oparty na zamówieniach publicznych, np. w sektorze zbrojeniowym), tradycje, a także bezpośrednio polityka publiczna (np. poprzez lokalizację specjalnych stref ekonomicznych i przyciąganie inwestorów czy decyzje o rozmieszczeniu strategicznych dla państwa przedsiębiorstw, czego przykładem może być lokalizacja COP w dwudziestoleciu międzywojennym w Polsce).

Potwierdzeniem tego, że koncentracja określonych branż jest zjawiskiem naturalnym w każdej gospodarce, jest chociażby rozmieszczenie przemysłu w Polsce. Przemysł lotniczy jest zlokalizowany w Polsce południowo-wschodniej, silna koncentracja branży mleczarskiej występuje w jej północno-wschodniej części, a przemysłu meblarskiego w Wielkopolsce. Z kolei przedsiębiorstwa z branż wysokich technologii skupiają się wokół największych aglomeracji, gdzie zlokalizowane są ośrodki naukowe zapewniające podaż wykwalifikowanego personelu i wiedzy.

Przykłady takich specjalizacji o różnej skali i potencjale rozwojowym można oczywiście mnożyć. Rodzi się więc pytanie nie o to, czy na danym obszarze znajdują się klastry, ale raczej w jakich dziedzinach one występują lub mogą wystąpić. Odpowiedź na to pytanie jest tak naprawdę wskazaniem obszarów gospodarki, w których dany region posiada lepsze warunki i wyższy potencjał konkurencyjny niż inne lokalizacje. I właśnie na bazie tych specjalizacji można i trzeba (!) budować bogactwo regionu.

Wspierać czy nie wspierać?

Fenomen klastrów, a w szczególności sukcesy najbardziej znanych klastrów na świecie, sprawiły, że coraz więcej państw i regionów stara się wspierać ich rozwój na własnym obszarze. Polityka stymulowania rozwoju klastrów może mieć różny charakter. Z jednej strony może przybierać formę wsparcia finansowego – począwszy od stymulowania współpracy pomiędzy różnymi podmiotami (granty na sieciowanie), zapewnienia usług informacyjnych, doradczych, szkoleniowych, promocji dla podmiotów z danego klastra, po finansowanie badań naukowych i prac badawczo-rozwojowych. Z drugiej strony polityka klastrowa może przejawiać się w pełniejszej koordynacji dotychczasowych polityk w zakresie edukacji, infrastruktury, promocji itp. i ukierunkowaniu ich na rozwój zidentyfikowanych klastrów.

Ocena efektywności polityki publicznej w zakresie wspierania klastrów jest niewątpliwie trudna, a wnioski płynące z doświadczeń różnych krajów nie są jednoznaczne. Dotychczasowe doświadczenia pozwalają jednak na wskazanie kilku warunków, których spełnienie wydaje się konieczne, aby polityka klastrowa mogła przynieść oczekiwane efekty.

Po pierwsze, polityka taka musi być selektywna, co oznacza, że dany region powinien dokonać wyboru, w jakich obszarach ma szanse być konkurencyjny, i na nich skoncentrować wsparcie publiczne. Jeszcze żadne państwo czy region nie było i nie jest konkurencyjne we wszystkich dziedzinach gospodarki.

Po drugie, polityka klastrowa musi być ukierunkowana na wspieranie najlepszych, tj. poprawę tych obszarów (klastrów), które mają rzeczywisty potencjał do utrzymania konkurencyjności międzynarodowej bądź uzyskania jej w przyszłości.

Po trzecie wreszcie, polityka publiczna mająca na celu stymulowanie rozwoju klastrów musi prowadzić do wygenerowania takiego środowiska gospodarczego, w którym wszystkie trzy kluczowe dla rozwoju klastrów elementy (masa krytyczna, środowisko konkurencyjne oraz interakcje pomiędzy aktorami) będą obecne.

Nie wszystko złoto, co się świeci

Niewątpliwie z polityką klastrową, jak zresztą z każdą interwencją publiczną, wiąże się szereg zagrożeń. Warto to podkreślić zwłaszcza dziś, kiedy to mamy do czynienia ze zjawiskiem swoistej „klastromanii”, gdzie tzw. klastry (tj. różnego rodzaju organizacje używające tej nazwy) powstają jak grzyby po deszczu, głównie po to, aby sięgnąć po publiczne pieniądze.

Zjawisko to rodzi wiele rodzajów ryzyka mogących prowadzić do nieefektywnego wykorzystania środków publicznych. Po pierwsze, istnieje ryzyko ich błędnej alokacji, tj. ukierunkowania wsparcia nie na te dziedziny, w których dany region ma rzeczywiste przewagi konkurencyjne (lub realną szansę na ich osiągnięcie w przyszłości). W konsekwencji może to prowadzić do dotowania branż, które i tak będą przegrywać konkurencję z innymi regionami.

Po drugie, istnieje ryzyko rozproszenia środków (zawsze ograniczonych), czyli rozdania ich wszystkim w małej ilości, ale po równo. W ten sposób można nigdy nie wygenerować odpowiedniej masy krytycznej dla rozwoju konkurencyjnych klastrów lub proces ten będzie wolniejszy. Niestety, jest to sytuacja prawdopodobna, gdyż decydenci w danym regionie często obawiają się ryzyka wyboru priorytetu, na który miałyby zostać skierowane środki publiczne.

Po trzecie wreszcie, w sytuacji masowego rozmnożenia się różnych organizacji podających się za klastry istnieje realne ryzyko wydatkowania środków publicznych nie tyle na rozwój klastrów, ile na finansowanie żywota tego typu podmiotów.

Wybór kluczowych klastrów w konkursach!

Biorąc pod uwagę powyższe uwarunkowania i mając na względzie jak najefektywniejsze wykorzystanie środków z funduszy strukturalnych na lata 2007-2013, opracowaliśmy następujący kształt polityki stymulowania rozwoju klastrów w województwie pomorskim.

Po pierwsze, proponujemy oparcie polityki klastrowej na trzech filarach, tj. wsparciu:

  • kluczowych klastrów – klastrów o wysokim potencjalne konkurencyjnym, które będą lokomotywami rozwoju gospodarki regionalnej;
  • klastrów lokalnych/subregionalncyh – lokalnych ośrodków rozwoju, które nie są dominujące z punktu widzenia rozwoju całego regionu, ale są kluczowe dla danego powiatu czy grupy powiatów;
  • sieci technologicznych (klastrów embrionalnych), tj. obszarów, w których obecnie region nie ma istotnego potencjału gospodarczego, ale istniejący potencjał naukowy i potencjalne zaplecze biznesowe dają szanse na wygenerowanie przewagi konkurencyjnej w przyszłości.

Po drugie, proponujemy koncentrację wsparcia publicznego na najważniejszych z punktu widzenia rozwoju regionu klastrach kluczowych (zakładamy, że takich klastrów będzie maksymalnie sześć). Podmioty z tych klastrów powinny uzyskać preferencje przy ubieganiu się o projekty realizowane z funduszy strukturalnych, w szczególności Regionalnego Programu Operacyjnego oraz regionalnego komponentu Programu Operacyjnego „Kapitał Ludzki”.

Po trzecie, proponujemy wybór klastrów w drodze konkursu, w ramach którego oceniane byłyby następujące elementy: istniejący potencjał konkurencyjny klastra (udział w gospodarce, dynamika, eksport), budowa partnerstwa pomiędzy wszystkimi kluczowymi aktorami z danej dziedziny oraz realność wizji i strategii rozwoju klastra w przyszłości, w tym korzyści z rozwoju klastra dla regionu. Procedura konkursowa pozwoli na dokonanie selekcji najbardziej obiecujących i aktywnych klastrów oraz uczyni ten proces obiektywnym i transparentnym.

Czy chcemy być liderami?

Podsumowując, z całą odpowiedzialnością można stwierdzić, że klastry są realną częścią współczesnej gospodarki, a ich funkcjonowanie prowadzi do szybkiego rozwoju gospodarczego danego regionu. Jeżeli myślimy o wspieraniu rozwoju klastrów na Pomorzu, powinniśmy niewątpliwie wziąć pod uwagę ryzyka, jakie taka polityka ze sobą niesie, i tak ukierunkować wsparcie, aby w największym możliwym stopniu ograniczyć te ryzyka. Największym jednak wyzwaniem, jakie stoi przed polityką regionalną, jest niewątpliwie odpowiedź na pytanie, czy chcemy być liderami w niektórych dziedzinach gospodarki, czy tylko przeciętniakami. Czy stać nas na wybór priorytetów i konsekwentne ukierunkowanie dostępnych zasobów na ich rozwój? Czy może zwycięży często dominujące w Polsce podejście, żeby dać wszystkim mało, ale po równo?

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Klastry – tarcza i miecz dla pomorskich przedsiębiorstw

Drodzy Czytelnicy

W dobie coraz bardziej globalizującego się świata rozwój gospodarczy naszego regionu zależy w dużej mierze od jego konkurencyjności na arenie międzynarodowej. Jak w takim razie zapewnić ową konkurencyjność Pomorzu?

Wydaje się, że najlepszym do tego narzędziem są klastry. Dzięki synergii i interakcji tworzą dodatkowy potencjał konkurencyjności. Synergia pozwala pozyskiwać taniej różne wartości potrzebne do konkurencyjności. Interakcje przyśpieszają powstawanie innowacji, które również warunkują konkurencyjność. Klastry są mechanizmem pozwalającym na jej nieustanny wzrost w długim okresie. Mogą one więc pełnić dwojaką funkcję dla pomorskich przedsiębiorstw: stać się dla nich, po pierwsze, tarczą – ochroną w czasie dekoniunktury, po drugie, mieczem – narzędziem ekspansji na rynki międzynarodowe. Jeżeli pomorskie przedsiębiorstwa nie zbudują synergii i interakcji, nie tylko między sobą, ale i światem nauki oraz administracją, to trudniej im będzie wejść na drogę konkurowania jakością i stać się innowatorami, a w efekcie nie będą konkurencyjne w przyszłości. Przy czym, ze względu na bardzo dobry stan koniunktury, nadszedł właśnie moment na tego typu działania. To teraz pomorskie firmy powinny przygotowywać się na odwrócenie cyklu koniunkturalnego, które niechybnie nastąpi. W przeciwnym razie jest duże prawdopodobieństwo, że część z nich nie utrzyma się na rynku. Niemniej jednak podejście klastrowe napotyka szereg barier, z których największą jest niski poziom kapitału społecznego – ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać, brakuje zaufania, trudno więc podejmować decyzje co do wspólnego działania o charakterze biznesowym.

W związku z tym zdecydowaliśmy się poświęcić niniejsze wydanie „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego” właśnie tematyce klastrów. Rozpoczynamy od bliższego przyjrzenia się zjawisku klastrów, w celu określenia ich znaczenia dla gospodarki regionu oraz wskazania odpowiednich rekomendacji dla ich wspierania. Potem przechodzimy do szerszego ogólnopolskiego i międzynarodowego wymiaru, aby lepiej zrozumieć ich znaczenie w tym właśnie kontekście. Następnie zamieszczamy wypowiedzi przedstawicieli pomorskiej administracji i nauki jako niezbędnych uczestników procesu klastrowania. Kolejno pokazujemy, jakie korzyści oferują klastry dla regionu oraz samych przedsiębiorstw. Przy czym te drugie podpieramy przykładami z zainicjowanych już działań klastrowych. Dalej omawiamy bariery, zidentyfikowane także na podstawie praktycznych doświadczeń. Wreszcie przedstawiamy zarys struktury pomorskiej gospodarki, aby określić potencjalny punkt wyjścia dla przyszłych działań klastrowych.

Mam nadzieję, że niniejsze wydanie „Przeglądu” przyczyni się do lepszego zrozumienia problematyki klastrów oraz pozwoli wzajemnie poznać opinie i zbliżyć głównych aktorów tego zjawiska na Pomorzu. Liczę również, że będzie to swoiste kompendium dla inicjatorów działań klastrowych, pokazujące korzyści, narzędzia oraz możliwe formy działania w ramach klastrów.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Rzut oka na pomorską gospodarkę

W gospodarce Pomorskiego z punktu widzenia liczby pracujących dominujące znaczenie w 2006 roku odgrywał sektor usług (udział 68,2 proc.). Należy jednocześnie podkreślić, że jego rola od momentu powstania województwa stopniowo rośnie. Maleje natomiast rola przemysłu przetwórczego (przemysł wydobywczy jako taki ma znaczenie marginalne) oraz sektora pierwszego czyli rolnictwa, leśnictwa, rybołówstwa i rybactwa. Dominacja w strukturze zatrudnienia sektora usług i niewielkie znaczenia sektora pierwszego jest wyróżnikiem struktury gospodarczej charakterystycznym dla rozwiniętych regionów państw OECD [1].

Struktura gospodarki Pomorza

W ramach sektora usług widać wyraźną – prawie dwukrotną, dominację sektora usług rynkowych nad sektorem usług publicznych (w 2006 roku ich udział w całkowitej liczbie pracujących wynosił odpowiednio 43,9 i 24,3 proc.). Na poziomie zdezagregowanym (poziom dwucyfrowy PKD) widać wyraźnie kluczowe znaczenie usług dla gospodarki Pomorza. Największą liczbę pracowników generują handel detaliczny (udział 9,9 proc.), edukacja (9,1 proc.), rolnictwo (7,9 proc.), budownictwo (5,8 proc.), handel hurtowy i komisowy (5,8 proc.), działalność usługowa związana z prowadzeniem interesów (5,7 proc.) oraz ochrona zdrowia i opieka socjalna (5,6 proc.).

Tablica 1. Struktura pracujących w gospodarce Pomorza

14_t1

Źródło: Opracowanie własne IBnGR – przekształcona baza danych REGON.

Tablica 2. Największe wzrosty i spadki udziałów pracujących w gospodarce Pomorza

14_t2

Źródło: Opracowanie własne.

Wśród sektorów przemysłu przetwórczego kluczową rolę odgrywają: produkcja artykułów spożywczych i napojów (udział 3,6 proc.), produkcja sprzętu transportowego wodnego, szynowego i lotniczego (3,5 proc.), produkcja metalowych wyrobów gotowych (2,8 proc.), produkcja mebli, biżuterii, instrumentów muzycznych, sprzętu sportowego, gier, zabawek (2,1 proc.), produkcja drewna i wyrobów z drewna i korka (1,8 proc.) oraz produkcja maszyn i urządzeń (1,2 proc.).
W okresie między 1999 a 2006 rokiem największy przyrost liczby pracujących odnotowały następujące sektory: działalność usługowa związana z prowadzeniem interesów (wzrost udziału w całkowitej liczbie pracujących woj. pomorskiego o 1,94 proc.), dwa sektory usług publicznych – edukacja (wzrost o 1,80 proc.) oraz administracja publiczna, obrona narodowa oraz gwarantowana prawnie opieka socjalna (wzrost o 1,44 proc.), a także działalność pomocnicza związana z pośrednictwem finansowym (wzrost o 1,08 proc.). Na drugim ekstremum największe spadki udziałów wystąpiły w budownictwie (spadek o 1,83 proc.), ochronie zdrowia i opiece socjalnej (o 1,49 proc.), pośrednictwie finansowym (o 1,04 proc) oraz produkcji sprzętu transportowego (o 0,61 proc.).

Skupiska działalności w regionie

W stosunku do ogółu kraju gospodarka Pomorza charakteryzowała się w 2006 roku występowaniem znaczących koncentracji [2] w zakresie następujących 2-cyfrowych sekcji PKD: rybołówstwo, wylęgarnie ryb, gospodarstwa rybackie oraz usługi związane z rybołówstwem (LQ 7,34), produkcja sprzętu transportowego (LQ 6,88), transport wodny (LQ 2,99), produkcja sprzętu i aparatury radiowej, telewizyjnej i komunikacyjnej (LQ 2,38), wytwarzanie produktów koksowania węgla, produktów rafinacji ropy naftowej i paliw jądrowych (LQ 2,12), usługi pomocnicze dla transportu oraz agencji turystycznych (LQ 2,00).
Istotne koncentracje (LQ większe niż 1,25 i mniejsze od 2) występują również w sektorze pierwszym w leśnictwie, pozyskiwaniu drewna i usługach pokrewnych, natomiast w przemyśle przetwórczym w produkcji drewna i wyrobów z drewna i korka oraz produkcji artykułów ze słomy i wikliny; produkcji masy celulozowej, papieru oraz wyrobów z papieru; produkcji metalowych wyrobów gotowych, z wyjątkiem maszyn i urządzeń; produkcji mebli, biżuterii, instrumentów muzycznych, sprzętu sportowego, gier, zabawek. W obszarze usług rynkowych istotne koncentracje występują tylko w hotelach i restauracjach, a w obszarze usług publicznych w: zaopatrywaniu w energię elektryczną, gaz, parę wodną i gorącą wodę, poborze, oczyszczaniu i rozprowadzaniu wody oraz odprowadzaniu ścieków, wywozie śmieci, usługach sanitarnych i pokrewnych – a więc w sektorach obsługujących aglomerację trójmiejską.

Zaawansowanie technologiczne

Sektory przemysłu przetwórczego warto analizować m.in. z punktu widzenia kwalifikacji pokazujących zaawansowania technologiczne (opracowanie OECD bazujące na intensywności prac badawczo-rozwojowych) albo klasyfikacji wiedeńskiego instytutu WIFO ze względu na poziom kwalifikacji pracowników. Takie podejście pozwala na wyciągnięcie ciekawych wniosków analitycznych.
Klasyfikacja według zaawansowania technologicznego dla przemysłu przetwórczego wyróżnia branże: wysokich, średnio wysokich, średnio niskich i niskich technologii. W roku 2006 w zatrudnieniu woj. pomorskiego dominowały wyraźnie branże niskich i średnio niskich technologii. Ich udział wyniósł łącznie 83,3 proc. Znaczenie branż średnio-wysokich technologii jest niewielkie a branż wysokich technologii prawie marginalne (4,6 proc.). Co więcej w rozpatrywanym okresie branże o wyższym poziomie technologii straciły znaczenie zarówno w ujęciu absolutnym (spadek liczby pracujących), jak i relatywnym (spadek udziału w całkowitej liczbie pracujących). Jedynie grupa branż średnio-niskich technologii odnotowała wzrost znaczenia w gospodarce Pomorskiego.

Tablica 3. Struktura zaawansowania technologicznego pomorskiego przemysłu – metodologia OECD

14_t3

Źródło: Opracowanie własne.

Tablica 4. Struktura zaawansowania technologicznego pomorskiego przemysłu – metodologia WIFO

14_t4

Źródło: Opracowanie własne.

Do podobnych wniosków prowadzi analiza pracujących w pomorskim przemyśle z punktu widzenia klasyfikacji wg kwalifikacji zatrudnionych. Dominują wyraźnie gałęzie bazujące przede wszystkim na pracownikach o niskich bądź średnio niskich kwalifikacjach – tzw. niebieskich kołnierzykach. Ich łączny udział w liczbie pracujących ogółem w roku 2005 wynosił blisko 2/3. Należy jednak podkreślić, że ponad 1/5 branż bazuje głównie na pracownikach o wysokim poziomie kwalifikacji. Niestety tendencje rozwojowe są niekorzystne. W okresie 1999–2006 nastąpił odpływ pracowników z branż potrzebujących wysokich i średnio wysokich kwalifikacji na poziomie tzw. białych kołnierzyków. Jednocześnie spadła liczba pracujących w branżach bazujących na niskich kwalifikacjach a wyraźny wzrost odnotowano wyłącznie w grupie niebieskich kołnierzyków.
Pamiętajmy jednak, że gospodarka Pomorskiego to przede wszystkim sektor usług. W analizie tego sektora warto posłużyć się podejściem OECD wyróżniającym dwie grupy usług: intensywnie wykorzystujących wiedzę i mniej intensywnie wykorzystujących wiedzę. W tej pierwszej grupie wyróżnia się również podgrupę o wysokiej intensywności wykorzystywania wiedzy [3].
W roku 2006 dominujące znaczenie w pomorskim sektorze usług odgrywały usługi o niskiej intensywności wykorzystania wiedzy (60 proc.). Usługi intensywnie wykorzystujące wiedzę to 40 proc. zatrudnionych w usługach, z tego tylko 1,7 proc. przypadało na usługi wysokiej intensywności wykorzystywania wiedzy. W okresie 7 lat (1999–2006) nastąpił co prawda wzrost udziału usług intensywnie wykorzystujących wiedzę, aczkolwiek przyrost ten skompensowany został w dużym stopniu przez znaczny spadek udziału usług wysokiej intensywności wykorzystania wiedzy.

Tablica 5. Intensywność wykorzystania wiedzy w pomorskich usługach – metodologia OECD

14_t5

Źródło: Opracowanie własne.

Konkluzje

Od momentu powstania w nowej formule administracyjnej gospodarka Pomorza nie uległa bardziej radykalnym zmianom. Struktura gospodarki z punktu widzenia struktury pracujących jest charakterystyczna dla bardziej zaawansowanych regionów z dominacją sektora usług oraz relatywnie niewielkim znaczeniem sektora pierwszego. Za niepokojące należy jednak jednakże tendencje do spadku udziału w strukturze gałęzi zarówno wysokich, jak i średnio wysokich technologii, co dodatkowo potwierdza spadek udziału branż przemysłu przetwórczego wymagających wyższych kwalifikacji oraz sektorów usługowych o wysokiej intensywności wykorzystania wiedzy. Utrzymanie tych tendencji może być niebezpieczne z punktu widzenia długookresowej konkurencyjności gospodarki województwa pomorskiego.
Należy jednak podkreślić, że zasadniczych zmian w gospodarce Pomorza należy oczekiwać w ciągu najbliższych 5–10 lat, kiedy uwidocznią się w pełni efekty akcesji do Unii Europejskiej, zwłaszcza efekt napływu dużego strumienia inwestycji bezpośrednich oraz migracji pracowników. Nadchodzące spowolnienie gospodarcze może dodatkowo przyspieszyć niezakończone procesy restrukturyzacyjne.

Przypisy:

1. W celu analizy struktury gospodarki Pomorza, w artykule zostały wymienione branże gospodarki na poziomie zdezagregowanym (poziom dwucyfrowy PKD). Oto numery PKD przypisane do wymienionych w artykule branż:handel detaliczny (PKD 52), edukacja (PKD 80, rolnictwo (PKD 01), budownictwo (PKD 45), handel hurtowy i komisowy (PKD 51), działalność usługowa związana z prowadzeniem interesów (PKD 74), ochrona zdrowia i opieka socjalna (PKD 85), produkcja artykułów spożywczych i napojów (PKD 15), produkcja sprzętu transportowego wodnego, szynowego i lotniczego (PKD 35), produkcja metalowych wyrobów gotowych (PKD 28), produkcja mebli, biżuterii, instrumentów muzycznych, sprzętu sportowego, gier, zabawek (PKD 36), produkcja drewna i wyrobów z drewna i korka (PKD 20), produkcja maszyn i urządzeń (PKD 29), rybołówstwo, wylęgarnie ryb, gospodarstwa rybackie oraz usługi związane z rybołówstwem (PKD 05), produkcja sprzętu transportowego (PKD 35), transport wodny (PKD 61), produkcja sprzętu i aparatury radiowej, telewizyjnej i komunikacyjnej (PKD 32), wytwarzanie produktów koksowania węgla, produktów rafinacji ropy naftowej i paliw jądrowych (PKD 23), usługi pomocnicze dla transportu oraz agencji turystycznych (PKD 63), pozyskiwanie drewna i usługi pokrewne (PKD 02), przemysł przetwórczy w produkcji drewna i wyrobów z drewna i korka oraz produkcja artykułów ze słomy i wikliny (PKD 20), produkcja masy celulozowej, papieru oraz wyrobów z papieru (PKD 21), produkcja metalowych wyrobów gotowych, z wyjątkiem maszyn i urządzeń (PKD 28), produkcja mebli, biżuterii, instrumentów muzycznych, sprzętu sportowego, gier, zabawek (PKD 36), hotele i restauracje (PKD 55).
2. Koncentracje te zostały policzone przez współczynnik LQ. Pokazuje on udział zatrudnienia (lub innej wielkości ekonomicznej) w danej gałęzi w regionie i przyrównuje go do udziału zatrudnienia w tej samej gałęzi w kraju. Wartość współczynnika LQ wynosząca 1 oznacza, że region posiada taki sam udział zatrudnienia w danym przemyśle jak gospodarka narodowa.
3. Do HKIS zalicza się następujące sekcje PKD: poczta i telekomunikacja (64), informatyka i działalność pokrewna (72) oraz prace badawczorozwojowe( 73). Do KIS zalicza się sekcje: 61–62, 65, 66, 67, 70, 71, 74 , 80, 85 oraz 92.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Bariery e-rozwoju

Przez informatyzację rozumie się na ogół proces wprowadzania do instytucji publicznych i firm technik informatycznych. Dawniej oznaczało to zakup komputerów, dziś to znacznie szersze przedsięwzięcie technologiczne, ale też – co ważniejsze – organizacyjne. Jednocześnie informatyzacja przestała być jedynie procesem ułatwiającym pracę wewnątrz instytucji. Jest ona nieodłącznie związana z pojęciami takimi właśnie jak społeczeństwo informacyjne.

Społeczeństwo to pojęcie bardzo ogólne i silnie związane ze zjawiskami socjologicznymi, kulturowymi, ekonomicznymi. Dlatego budowa społeczeństwa informacyjnego jest tylko częściowo związana z technologią, a więc jest procesem niezwykle trudnym, o czym wie większość obywateli. Niestety, te atrybuty dziedziczy również informatyzacja i głównie dlatego, a nie ze względów technologicznych, jej wdrażanie pozostawia wiele do życzenia.

Duże i publiczne projekty są trudniejsze

Informatyzacja jest na ogół łatwiejsza do przeprowadzenia w przedsiębiorstwach niż w instytucjach o charakterze publicznym. Jedna zasada jest jednak wspólna – im większy projekt informatyczny, tym trudniej go zrealizować. Jest wiele przykładów przedsięwzięć, a nawet firm, które upadły pod ciężarem wdrożenia dużego systemu. Takie wdrożenie często wymaga wielu lat pracy; im dłuższy jest to okres, tym więcej pojawia się zagrożeń.

Dla społeczeństwa istotniejsza wydaje się informatyzacja właśnie tam, gdzie jest ona trudniejsza, czyli w administracji publicznej. Dodatkowo w pewnym (dość dużym) zakresie dotyczy ona administracji centralnej, a tu występują praktycznie same wielkie projekty. Niestety, nie da się całego procesu zdecentralizować – istnieje wiele zagadnień, które muszą być zarządzane i realizowane na poziomie całego państwa. Co gorsza, od realizacji systemów na tym szczeblu często zależy możliwość sensownych, tzn. zintegrowanych i spójnych rozwiązań informatycznych na poziomie lokalnym. I słabą pociechą jest, że problemy te dotyczą także bardzo zaawansowanych technologicznie krajów (szczególnie tych większych; np. województwo pomorskie liczy o ponad połowę więcej ludności niż Estonia, która z powodzeniem wdraża nowoczesne rozwiązania).

Problem tkwi w specyfice funkcjonowania administracji

Lista przyczyn, dla których informatyzacja na szczeblu centralnym postępuje powolnie, jest długa. Część z nich jest związana z samą specyfiką administracji. Politycy często nie mają dostatecznej wiedzy o problemach wdrażania systemów informatycznych; nierzadko nie zdają sobie sprawy ze skali procesów z tym związanych. Poszczególne resorty z trudem dostrzegają korzyści z rezygnacji z posiadania własnych, dużych systemów baz danych oraz sieci telekomunikacyjnych oraz możliwości, jakie dałaby współpraca między resortami. Departamenty związane z informatyką mają problemy z pozyskaniem dobrych pracowników. Ambicje dyrektorów, przy częstym braku doświadczenia w zakresie wdrożeń dużych systemów, też nie pomagają w realistycznym planowaniu. Powoduje to także kłopoty podczas rozstrzygania przetargów publicznych, ułatwiając ich oprotestowanie. Zmiany na kierowniczych stanowiskach w poszczególnych instytucjach często powodują zmiany kierowników projektów, a to w naturalny sposób generuje dodatkowe problemy i opóźnienia. Procesy legislacyjne odbywają się bez konsultacji z analitykami systemów informatycznych i błędy zostają wykryte dopiero przy próbie opisu procedur niezbędnych do zaprojektowania oprogramowania. Co gorsza, w trakcie tworzenia systemu często prawo ulega zmianie. W skrajnych przypadkach informatycy muszą wyobrażać sobie, jaki będzie kształt przyszłych ustaw i rozporządzeń. Wyobraźnia na ogół nie pokrywa się z rzeczywistością, a efekty są łatwe do przewidzenia.

Konflikt na linii wykonawca – administracja publiczna

Druga grupa przyczyn związana jest ze specyfiką otoczenia biznesowego. Nikt w firmie nie może zabronić handlowcowi oprotestowania przegranego przetargu – mogłoby to być działaniem na szkodę spółki. Tak więc przetargi jeden po drugim zostają unieważniane i tylko w statystykach przychodów sektora dotyczących udziału administracji publicznej nie są realizowane kolejne prognozy.

Co jednak się dzieje, gdy przetarg zostanie rozstrzygnięty? Zwycięzca prawdopodobnie określał własne koszty w sposób optymistyczny (cena miała kolosalne znaczenie przy ocenie oferentów). Harmonogramy dopasowano do oczekiwań zamawiającego, który chce otrzymać produkt najwyższej klasy. Termin realizacji został przez kogoś innego ustalony (i przy założeniu rozpoczęcia prac kilka miesięcy lub lat wcześniej niż w rzeczywistości). Nie ma czasu i pieniędzy na żmudne dociekania, czego przyszły użytkownik oczekuje i czego potrzebuje. W rezultacie powstaje konflikt pomiędzy wykonawcą i zleceniodawcą, projekt ulega opóźnieniu, wykonawca ponosi dodatkowe koszty, a zleceniodawca stwierdza, że to, co otrzymuje, różni się zdecydowanie od tego, co chciałby otrzymać. Ponieważ wszyscy są niezadowoleni, pojawia się oczywiście zarzut, że koszty były zbyt duże, niefrasobliwie wydano pieniądze podatników i tak dalej, i tak dalej.

Fundusze już są, ale czy potrafimy je wykorzystać?

Dotychczas problemem był brak funduszy na informatyzację i tym można było usprawiedliwiać niepowodzenia. Od chwili pojawienia się funduszy strukturalnych sytuacja uległa zmianie.

  • W Programie Operacyjnym „Innowacyjna Gospodarka” dysponujemy ponad 2 miliardami euro (Priorytet 2 – Infrastruktura informatyczna nauki, Priorytet 7 – Społeczeństwo informacyjne – budowa elektronicznej gospodarki, Priorytet 8 – Społeczeństwo informacyjne – zwiększenie innowacyjności gospodarki).
  • W 16 Regionalnych Programach Operacyjnych kwota przeznaczona na podobne cele jest trudna do oszacowania, ale rzędu kilkuset milionów euro.
  • W Programie Operacyjnym „Rozwój Polski Wschodniej” w Priorytecie Infrastruktura społeczeństwa informacyjnego mamy projekt kluczowy „Sieć szerokopasmowa Polski Wschodniej” o wartości ponad miliarda zł.

Razem jest ponad 10 miliardów zł do wydania w ciągu około siedmiu lat (do 2015 r.). A jak wyglądają doświadczenia z lat ubiegłych?

W ramach perspektywy 2004-2006 w programie dotyczącym informatyzacji administracji publicznej (SPO WKP działanie 1.5) planowano wydatkowanie około 600 milionów zł. W trakcie realizacji ograniczono tę kwotę do około połowy. Instytucje nie były w stanie zrealizować projektów w przewidzianym terminie (praktycznie w ciągu ponad trzech lat – do 2008 r.) i aby nie stracić funduszy UE, trzeba było przesunąć zaplanowane kwoty do innych działań. W kolejnych latach, uwzględniając dodatkowe kwoty, jakie były wykorzystane na cele społeczeństwa informacyjnego (i informatyzacji) w ramach funduszy regionalnych, średnio rocznie będziemy musieli wydawać na te cele ponad siedmiokrotnie więcej niż dotychczas. Pytanie, czy potrafimy to zrobić, jest całkowicie zasadne. A recepta na leczenie pacjenta, czyli co zrobić, aby to było możliwe, jest konieczna. Trudność polega na tym, że to schorzenie wymaga współpracy wielu specjalistów i koordynacji ich wysiłków. Niektóre z potrzebnych kuracji postaram się wymienić.

Recepta na sukces

Należy uświadamiać politykom wagę problemu. Bez potraktowania zagadnień związanych ze społeczeństwem informacyjnym w sposób wyjątkowy nic z tego nie będzie. Najlepsze plany informatyzacji państwa i strategie nie zmienią rzeczywistości. Obecnie mamy do czynienia z sytuacją typu epidemia lub klęska żywiołowa i trzeba zastosować adekwatne środki. Przede wszystkim należy zrezygnować z nadrzędności zasad typu „wszyscy mamy takie same żołądki” – informatycy są potrzebni w przemyśle, a dobrzy fachowcy nie będą pracować za wynagrodzenie urzędnicze.

Ustawa o zamówieniach publicznych nie nadaje się do stosowania w przetargach dotyczących systemów informatycznych. Urzędnicy, dziennikarze, politycy powinni się dowiedzieć, że to nie cena decyduje o powodzeniu projektu. Firmy muszą zrezygnować z walki za pomocą absurdalnych cen i terminów i uświadomić sobie, że wdrożenie systemu wymagać będzie dużego wysiłku i bardzo ścisłej współpracy z trudnym, często nieprzygotowanym przyszłym użytkownikiem.

Prawo budowlane i inne regulacje nie powinny uniemożliwiać budowy infrastruktury telekomunikacyjnej, co dobitnie artykułuje Urząd Komunikacji Elektronicznej.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Informatyzacja – kierunek dla Polski

Informatyzacja a młodzi Polacy

Jednym z najważniejszych wyzwań, przed którymi stoi współczesna Polska, jest transformacja do społeczeństwa informacyjnego i elektronicznej gospodarki opartej na wiedzy. Powodem, dla którego te transformacje są takie ważne, jest zmiana poziomu wykształcenia w poszczególnych pokoleniach Polaków. W pokoleniu ludzi w wieku 50-60 lat jedynie co dziesiąta osoba ma wyższe wykształcenie, podczas gdy prawie 50% polskiej młodzieży idzie na studia wyższe. Ambicją młodego pokolenia jest praca w gospodarce opartej na wiedzy – po to młodzi ludzie studiują, często kosztem wielu wyrzeczeń własnych i rodziny. W związku z szybko postępującym otwarciem dla nich rynków pracy w Unii Europejskiej w realizacji tych ambicji nie są ograniczeni do Polski. Są gotowi zaakceptować przejściowo nawet mało prestiżową, fizyczną pracę w Londynie, byle tylko w przyszłości pracować na odpowiadającym ich ambicjom stanowiskach z odpowiednim wynagrodzeniem.

Jeśli Polska nie utworzy dla pokolenia tego pokolenia miejsc pracy w elektronicznej gospodarce opartej na wiedzy, to ci młodzi, dobrze wykształceni ludzie wyjadą z kraju i do niego nie wrócą, z niepowetowaną stratą dla całego narodu. W strategicznym interesie Polski leży, aby pracowali oni w Polsce, najlepiej we własnych firmach, eksportując drogami elektronicznymi na cały świat produkty i usługi oparte na wiedzy. Do osiągnięcia tego celu konieczne jest świadome utworzenie wewnętrznego rynku produktów i usług cyfrowych przez transformację całego społeczeństwa – wszystkich pokoleń – do społeczeństwa informacyjnego, aby wytworzyć popyt na produkty i usługi cyfrowe. Jednocześnie trzeba wspomóc młodych ludzi w masowym zakładaniu przedsiębiorstw wytwarzających produkty cyfrowe i świadczących usługi cyfrowe. Trzeba mocno podkreślić, że mówiąc o produktach i usługach cyfrowych, mamy na myśli przede wszystkim tworzenie treści cyfrowych (ang. content), a nie oprogramowania. Jest to bardzo duża różnica, ponieważ profesjonalne oprogramowanie mogą wytwarzać tylko informatycy, a tych wśród wykształconych absolwentów szukających pracy jest bardzo mało. Natomiast treści cyfrowe mogą i powinni wytwarzać specjaliści wszystkich zawodów, dyscyplin humanistycznych, społecznych, ekonomicznych, artystycznych, przyrodniczych itd., którym o pracę jest dużo trudniej niż informatykom. Dlatego utworzenie rynku i przemysłu treści cyfrowych ma tak wielkie znaczenie społeczne.

Kluczem do utworzenia wewnętrznego rynku treści cyfrowych jest informatyzacja administracji publicznej. Generalnie, albo informatyzacja administracji publicznej zostanie przeprowadzona w sposób scentralizowany i zamknięty, nie tworząc rynku pracy dla młodych, przedsiębiorczych Polaków, albo opierając się na otwartych standardach dających możliwości niezależnego, zdecentralizowanego rozwoju, utworzy taki rynek i przyczyni się do powstania zrębów elektronicznej gospodarki. To pierwsze podejście ogranicza strategiczne cele informatyzacji administracji do samej administracji. Drugie uznaje informatyzację administracji nie za cel, lecz za środek do osiągnięcia ważniejszych strategicznych celów społecznych i gospodarczych, do jakich należy zapewnienie w kraju młodym, dobrze wykształconym Polakom pracy opartej na wiedzy.

Elektroniczna administracja

Elektroniczna administracja jest postrzegana przede wszystkim przez pryzmat usług administracyjnych świadczonych drogami elektronicznymi obywatelom i przedsiębiorstwom, tych samych, które dotychczas były świadczone w formie papierowej. Flagowym pomysłem w tym zakresie jest składanie przez Internet deklaracji podatkowych PIT, czego zresztą polskiej administracji nie udało się zapewnić w ciągu 17 lat od transformacji ustrojowej. Świadczenie usług końcowych jest oczywiście słuszne, ale niewystarczające. Elektroniczna administracja musi stać się przede wszystkim dostawcą „surowców” do budowy przez innowacyjne przedsiębiorstwa bardziej zaawansowanych usług elektronicznych. Tylko w ten sposób można bowiem uzyskać jednocześnie dwa cele: po pierwsze – otworzyć rynek usług opartych na wiedzy dla innowacyjnych przedsiębiorstw, a po drugie – zrealizować postulat ukierunkowania na interesanta, będący warunkiem efektywności gospodarczej.

Zauważmy, że w tradycyjnej administracji urząd jest wykorzystywany wyłącznie do wykonywania zadań cząstkowych, ściśle określonych prawnie przez zakres obowiązków, natomiast nad całym swoim procesem biznesowym musi panować interesant. To interesant, który na przykład chce wybudować dom lub halę produkcyjną, musi wiedzieć, jakie pozwolenia są wymagane, do których urzędów i w jakiej kolejności się zwrócić, jakie dokumenty dostarczyć, nie wspominając o współpracy z trudną do policzenia liczbą podmiotów gospodarczych różnej natury, niezbędnych do wykonania budowy. Interesantowi marzy się jedno miejsce, w którym mógłby uzyskać obsługę całego procesu biznesowego – w tym przykładzie budowy – niezależnie od tego, kto byłby dostawcą cząstkowych usług. Z punktu widzenia interesanta, w tym jednym miejscu powinni być zgromadzeni dostawcy usług administracyjnych zarówno z administracji samorządowej, jak i rządowej, usług notarialnych, sądowniczych, bankowych oraz świadczonych przez szerokie spektrum podmiotów gospodarczych. To marzenie interesanta może być spełnione w Internecie dzięki witrynom o charakterze integracyjnym, świadczącym obsługę pełnych procesów biznesowych, a prowadzonych przez innowacyjne podmioty gospodarcze. Taka witryna powinna pełnić funkcje informacyjne, komunikacyjne i transakcyjne. Powinny znajdować się na niej informacje o charakterze publicznym (ogólnie dostępne) oraz indywidualnym – o stanie procesu konkretnej osoby fizycznej lub prawnej, w szczególności o stanie załatwiania konkretnej sprawy przez dany urząd lub przedsiębiorstwo. Przez taką witrynę, różnymi kanałami – tekstowymi, głosowymi i wizyjnymi – powinna być prowadzona komunikacja z dostawcami usług, w tym z urzędnikami. Wreszcie przez taką witrynę powinny być zawierane transakcje, a przede wszystkim – składane wnioski i podania do urzędów, interesant tą drogą powinien otrzymywać potwierdzenia, a następnie postanowienia i decyzje. Również w ten sposób powinny być dokonywane wszystkie płatności. Taka wizja administracji – jako dostawcy specyficznych usług, stanowiących integralną część procesów biznesowych obywateli i przedsiębiorstw – wymaga informatyzacji urzędów otwartej na współpracę drogami elektronicznymi. Nie wystarcza informatyzacja urzędów na własne, wewnętrzne potrzeby i świadczenie własnych usług bezpośrednio interesantom. Potrzebna jest informatyzacja urzędów na potrzeby całościowych, zintegrowanych procesów biznesowych interesantów obsługiwanych przez wyspecjalizowane innowacyjne przedsiębiorstwa.

Reinżynieria procesów w administracji

Ważnym postulatem wszystkich de facto ekip rządowych w Polsce jest „tanie państwo”, czyli tania administracja publiczna. Tego słusznego dezyderatu nie można zrealizować, obcinając urzędnikom pensje ani zabierając im telefony. Można natomiast i trzeba zreorganizować administrację publiczną tak, aby wykorzystać możliwości tkwiące w rozwiązaniach elektronicznego biznesu. Należy mocno podkreślić, że informatyzacja administracji zorganizowanej tak jak dotychczas, czyli na potrzeby obiegu papierowych dokumentów, nie tylko nie przyniesie oszczędności, ale raczej zwiększy koszty. Pierwszym krokiem do oszczędności jest stopniowe, całkowite wyeliminowanie z kolejnych procesów realizowanych w administracji publicznej dokumentów papierowych. Przy dzisiejszych cenach i pojemnościach dysków przechowywanie dokumentów elektronicznych jest bardzo tanie. Za 200 zł można dzisiaj kupić dysk o pojemności 200 GB, na którym da się przechować 100 milionów jednostronicowych dokumentów w połowie wypełnionych tekstem. Sto milionów kartek ułożonych jedna na drugiej miałoby wysokość 10 kilometrów, a sam papier kosztowałby około 4 milionów złotych! Oczywiście oszczędności kosztowe można uzyskać tylko wtedy, gdy papier wyeliminuje się całkowicie, a nie jeśli do papieru doda się dodatkowo dyski. Ta eliminacja dotyczy przede wszystkim wymiany informacji między urzędami. Przy dzisiejszym poziomie rozwoju społeczeństwa informacyjnego w Polsce nie można interesantom zabronić składania w urzędach dokumentów papierowych. Jednak taki złożony dokument powinien być natychmiast przetworzony elektronicznie i tylko w takiej postaci powinien egzystować w administracji.

Drugim, ważniejszym krokiem na drodze do oszczędności jest wykorzystanie w praktyce faktu, że informacja elektroniczna uwalnia urzędy od konieczności posiadania nośnika informacji. Jeśli informacja jest zapisana na papierze, to urząd musi ten papier posiadać, aby mieć dostęp do zapisanej na nim informacji. Natomiast jeśli informacja ma postać elektroniczną, to wcale nie znaczy, że urząd, który jej potrzebuje do załatwienia danej sprawy, musi ją mieć na własnym serwerze. Wystarczy bowiem, że ma do niej dostęp przez Sieć, a to, gdzie fizycznie znajduje się serwer, nie ma dla sprawy żadnego znaczenia. W elektronicznej administracji oszczędności kosztowe wynikają z koncentracji przechowywania informacji i eliminacji ich powielania.

Przykładowo, w Polsce jest około 2500 gmin, ale nie ma powodu, aby każda gmina miała swój „niepowtarzalny” formularz podatku od nieruchomości i własną bazę danych podatników na własnym serwerze. Koszty w skali kraju tworzenia i przechowywania takich niepowtarzalnych formularzy, w istocie różniących się szczegółami bez znaczenia, są 2500 razy za duże albo niewiele mniej. Wystarczyłby jeden odpowiedni serwer na całą Polskę, na którym umieszczono by wzór takiego formularza (a najlepiej wzory wszystkich formularzy i standardowych pism obowiązujących w całej administracji), z którego wszyscy mogliby korzystać przez Sieć – zarówno urzędnicy, jak i interesanci. Podobnie jest z bazami danych dotyczących konkretnych spraw i osób. Nie ma powodu, aby każdy urząd miał własną bazę danych – wystarczy, aby miał swoje dane. To nie serwery, lecz własne dane i wyłączne prawo do ich modyfikowania zapewniają gminie samorządność. Dane przechowywane w profesjonalnych centrach obsługi byłyby z jednej strony lepiej zabezpieczone i lepiej zarządzane, a z drugiej – bardziej dostępne dla osób uprawnionych. To samo oprogramowanie zarządzające mogłoby być wykorzystywane przez wiele urzędów, co prowadziłoby do upowszechnienia zaawansowanej obsługi informatycznej, na którą pojedynczych urzędów nie stać. Ze skoncentrowanych i zapisanych w jednakowym formacie danych o wiele łatwiej wydobywać wiedzę metodami informatycznymi, a na jej podstawie lepiej zarządzać państwem. Urzędom łatwiej byłoby też współpracować – podstawą współpracy byłoby po prostu wzajemne nadanie sobie praw dostępu do określonych dokumentów elektronicznych, bez żadnego przesyłania. Takich centrów informatycznej obsługi administracji powinno być w kraju wiele ze względu na wydajność i bezpieczeństwo systemów, a także na konkurencję zespołów i społeczną celowość tworzenia miejsc pracy dla zawansowanych informatyków w wielu miejscach w kraju. Każde takie centrum powinno jednak zarządzać zintegrowaną informacją z wybranej dziedziny dla całego kraju, a nie wszystkimi informacjami o znaczeniu lokalnym.

Wnioski

Niezbiurokratyzowana, transparentna, skuteczna, tania i jednocześnie szybka może być tylko administracja elektroniczna. Ale nie ta stara, „papierowa”, z dołożonymi do niej komputerami. Elektroniczna administracja wprowadza nowy podział pomiędzy tym, co „centralne”, czyli pojedyncze, i tym, co „lokalne”, czyli zwielokrotnione. Centralny powinien być punkt dostępu do usług, i to usług zintegrowanych, co prowadzi do satysfakcji interesantów. Bardziej centralne powinno być przechowywanie i przetwarzanie danych, gdyż prowadzi to do redukcji kosztów funkcjonowania administracji. Natomiast lokalne powinno być podejmowanie decyzji, gdyż jest warunkiem umocnienia demokracji. Batalia o elektroniczną administrację i o to, jaka ona będzie, jest w istocie batalią o przyszłość młodego pokolenia Polaków.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

ICT – wojna globalnych trendów

Próbę analizy trendów informatyzacji należy zacząć od ponowienia pytania, które w 2003 r. zbulwersowało środowiska informatyczne. Does IT Matter? Czy informatyka ma jeszcze znaczenie? – zapytał wówczas Nicholas Carr, redaktor Harvard Business Review. Pytając, miał gotową odpowiedź: Nie, informatyka straciła znaczenie jako strategiczny czynnik budowania przewagi konkurencyjnej organizacji.

Nie zamierzam powtarzać dyskusji, jaką wywołały najpierw artykuł, a potem książka Carra. Przypomnę tylko główną tezę: zdaniem amerykańskiego prowokatora informatyka rozumiana jako IT, czyli technologie informatyczne, dojrzała w sensie technicznym na tyle, że stała się częścią normalnej infrastruktury organizacji, podobnie jak elektryczność, woda czy transport. Nikt już nie buduje przewagi konkurencyjnej, opierając się na elektryfikacji, co nie znaczy, że systematyczne przerwy w dostawach elektryczności nie mają wpływu na rynkową pozycję firmy. Podobnie, zdaniem Carra, jest z IT – rozwiązania techniczne uległy już tak daleko idącej standaryzacji, że ich wdrożenia przestały wymagać szczególnych kompetencji i stały się dostępne dla wszystkich. A co jest powszechnie dostępne, słabo nadaje się na czynnik budowania przewagi.

Kluczem jest wydobycie korzyści z istniejącej infrastruktury

Po pięciu latach od ogłoszenia obrazoburcza teza Carra została wsparta przez ciekawe badania, które jednocześnie pokazują, w którym kierunku zmierzać będą (lub powinny) wysiłki informatyzacyjne w najbliższym czasie. Organizacja Nokia Siemens Networks (NSN) zamówiła w London School of Business opracowanie, którego efektem jest nowy wskaźnik mierzący jakość wykorzystania technologii teleinformatycznych przez społeczeństwa. Jak wiadomo, podobne pomiary wykonuje wiele instytucji: World Economic Forum co roku publikuje ranking krajów na podstawie Network Readiness Index, The Economist Intelligence Unit przygotowuje e-Readiness Index. Opracowany dla NSN miernik nosi nazwę „The Connectivity Scorecard” i koncentruje się na pomiarze efektywności wykorzystania technologii ICT w aspekcie ich wpływu na poziom usieciowienia czy też zwiększenia intensywności komunikacyjnej w danym społeczeństwie. Poszukiwanie takiego wskaźnika jest wynikiem prostego założenia, że w gospodarce informacyjnej jakość przetwarzania informacji i komunikacji jest czynnikiem o bezpośrednim i kluczowym znaczeniu dla sprawności ekonomicznej.

Wyniki nie zaskakują, jeśli chodzi o kolejność w rankingu. Spośród 16 badanych krajów o gospodarkach napędzanych innowacyjnością pierwsze miejsce zajęły Stany Zjednoczone, ostatnie Polska. Zaskakujące okazało się jednak, że nawet lider zdobył zaledwie 6,97 punktów na 10 możliwych. W komentarzu do wyników można przeczytać, że mimo bardzo wysokiego poziomu infrastruktury ICT w najbardziej rozwiniętych krajach wciąż jeszcze wiele zostaje do zrobienia, jeśli chodzi o jej wykorzystanie dla uzyskania korzyści gospodarczych. Na przykład w doskonale „osieciowanej” Korei Południowej przedsiębiorstwa ciągle bardzo słabo wykorzystują możliwości, jakie stwarza telefonia IP.

Najogólniej wyniki The Connectivity Scorecard można podsumować stwierdzeniem, że infrastruktura ICT nie ma już znaczenia (pod warunkiem, że w ogóle istnieje – wynik Polski: 2,18 pkt pokazuje, że mamy słabą infrastrukturę, a tej, która jest, nie umiemy wykorzystać). Wciąż jednak nawet najlepsi nie potrafią do końca wydobyć tkwiących w niej korzyści. A skoro tak, to można się spodziewać, że rozwój ICT będzie się zwracać w kierunku innowacji zmierzających do uaktywnienia potencjału infrastruktury Sieci.

Dopiero Sieć to komputer

Przechodząc do wskazania kilku kluczowych trendów, znowu posłużę się przemyśleniami Nicholasa Carra. W swojej najnowszej książce „The Big Switch” lansuje on tezę, że w sensie technologicznym wkraczamy w epokę World Wide Computer. Upowszechnienie Internetu wraz z rozwojem takich firm infrastrukturalnych jak Google powoduje, że fizycznego sensu nabrało stare motto firmy Sun Microsystems: dopiero Sieć to komputer.

Tyle tylko, że jak zwykle wszystko potoczyło się inaczej, niż przewidywały plany marketingowe. Oto bowiem już od wielu lat korporacje takie jak Sun i Oracle promowały idee network computingu, grid computingu, utility computingu, by wymienić tylko kilka nazw. Uczestniczyłem w wielu spotkaniach pokazujących ekonomiczne zalety wdrożenia rozproszonych modeli przetwarzania i traktowania oprogramowania jak usługi. W istocie jednak to dopiero konsumenci odkryli moc ukrytą w Sieci w ramach rewolucji Web 2.0. Twórca tego pojęcia, Tim O’Reilly, proponuje następującą definicję: „Web 2.0 polega na wykorzystaniu Sieci jako platformy łączącej wszystkie sieciowe urządzenia; aplikacje Web 2.0 to rozwiązania czyniące najlepszy użytek z tej platformy: dostarczają oprogramowanie w postaci nieustannie dostępnej usługi, która staje się coraz lepsza w miarę korzystania z niej; wykorzystuje i łączy dane z różnych źródeł, włącza indywidualnych użytkowników, dostarczając jednocześnie narzędzia umożliwiające tym użytkownikom samodzielne przetwarzane danych i łączenie usług; tworzy efekty sieciowe poprzez architektury uczestnictwa”.

Wikipedia, Flickr, Facebook, YouTube, MySpace, Google Dokumenty to nazwy niektórych tylko dostępnych w Internecie usług i realizacji fenomenu Web 2.0. Niepostrzeżenie setki milionów ludzi całkowicie zanurzyły się w Sieci, powierzając jej wszystko: najintymniejsze informacje, dane finansowe, a także nieskończoną energię kreatywności. To nie pierwszy przypadek, kiedy konsumenci wyprzedzili rynek. Wcześniej podobna sytuacja wydarzyła się z telefonią IP. Mówiło się o niej już pod koniec lat 90., firmy takie jak Cisco prezentowały rozwiązania biznesowe. Biznes jednak nie reagował. Dopiero gdy pojawił się na rynku Skype, konsumencka wersja VoIP, lawina ruszyła.

Rozwój Web 2.0 i Skype ujawniają kilka bardzo ważnych trendów. Po pierwsze, infrastruktura ICT jest już rzeczywiście na tyle dojrzała, by stać się podstawą masowego świadczenia usług poprzez Sieć w modelu utility computing. Tyle tylko, że jednocześnie ujawniła się prawda, z której zaakceptowaniem tradycyjne instytucje: biznes, administracja, szkoły mają olbrzymi problem. Oto bowiem okazuje się, że w świecie, w którym „IT Doesn’t Matter”, głównym źródłem innowacyjności na rynku jest sam konsument. Wcześniej niż owe tradycyjne organizacje dostrzega on nowe możliwości, bardziej skłonny jest do ryzyka i dzielenia się swoimi pomysłami w otwartych modelach dystrybucji wiedzy (Wikipedia, Creative Commons, Open Source).

Władza prosumenta

Umasowienie i otwarcie innowacyjności będzie miało coraz większy wpływ na funkcjonowanie organizacji. Szybkość, parametr zawsze istotny w biznesie, w świecie Web 2.0 nabrał szczególnego znaczenia. Nie ma już czasu na długotrwałe doskonalenie produktu przed wprowadzeniem go na rynek, weszliśmy w epokę „perpetual Beta”. Polega on na wprowadzaniu produktów i usług, których cykl rozwojowy może być jeszcze niezakończony, i zaproszeniu konsumentów do współudziału w doprowadzeniu oferty do kolejnych etapów doskonałości. Metoda ta najlepiej sprawdza się w sektorze informatycznym, ale stosują ją coraz częściej firmy zajmujące się wytwarzaniem tak wyrafinowanych produktów, jak komputerowe skanery medyczne czy samochody. A efekty? Wymienia je O’Reilly:

  • szybszy „time to market” (czas dotarcia na rynek),
  • zmniejszone ryzyko,
  • bliższe relacje z konsumentami,
  • zwrot informacyjny z rynku w czasie rzeczywistym,
  • zwiększone zaangażowanie odbiorców.

By sprostać wymogom rynku zdominowanego przez prosumenta, trzeba zacząć stosować jego metody działania. Dlatego IBM, wykorzystując zestaw aplikacji Lotus, wprowadza system samodzielnego tworzenia biznesowych rozwiązań software’owych „na miarę”, które można budować samodzielnie techniką „mash-up”, czyli składania całości z funkcjonalnych cegiełek.

Model prosumencki przesuwa się do relacji business to business, czego spektakularnym przykładem jest Amazon.com. Serwis ten otworzył interfejs aplikacyjny, umożliwiając firmom trzecim tworzenie rozwiązań informatycznych budujących wartość dodaną do zasobów informacyjnych gromadzonych w repozytoriach Amazona. Z możliwości tej korzystają już tysiące przedsiębiorstw.

Otwieranie front-endu będzie niewątpliwie jednym z najważniejszych trendów, który zacznie także przenikać do świata aplikacji mobilnych, czego dowodzą inicjatywy takie jak Android (proponowana przez Google otwarta platforma oprogramowania dla urządzeń mobilnych).

Równolegle jednak do trendu polegającego na rosnącej otwartości komunikacji, na rynku trwać będzie rozwój technologii umożliwiających konsolidację i lepszą eksploatację kluczowego zasobu – informacji. Rozwój infrastruktury teleinformatycznej przesunął równowagę na rynku w stronę prosumenta, jednocześnie jednak coraz większy udział technologii w komunikacji i transakcjach powoduje, że automatycznie produkowane są olbrzymie ilości bardzo interesujących danych. Właściciele serwerów obsługujących ruch w Sieci zyskali dostęp do potencjalnie bezcennej wiedzy o coraz bardziej kapryśnym kliencie. Wydobycie tej wiedzy warte będzie każdych pieniędzy, nic więc dziwnego, że ostatni rok obfitował w megaporozumienia największych graczy na rynku IT, inwestujących intensywnie w rozwiązania business intelligence.

Decydujący konflikt

Coraz większa zdolność do rozpoznawania potrzeb klienta na podstawie informacji, jakie zostawia on w Sieci, prowadzi z kolei do rozwoju trendu przeciwstawnego do trendu otwartości i masowej innowacyjności, uruchomionego przez Web 2.0. Otóż, jak zauważa Jonathan Zittrain, specjalista w dziedzinie prawa internetowego z Oxford University, umasowienie Internetu (korzysta z niego już 1,3 mld osób) powoduje standaryzację oczekiwań ze strony „zwykłej większości” konsumentów. Są oni gotowi wolność i spontaniczność Web 2.0 zamienić na łatwość użytkowania i bezpieczeństwo. W rezultacie swoimi decyzjami na rynku wspomagają oni trend zwany przez Zittraina „appliantyzacją”. Polega on na kupowaniu gotowych, często zamkniętych rozwiązań spełniających określone funkcje (np. konsole do gry, które choć w sensie funkcjonalnym są komputerami osobistymi, to jednak w przeciwieństwie do PC umożliwiają stosowanie jedynie aplikacji dopuszczonych przez producenta konsoli).

W istocie więc o przyszłości ICT zadecyduje rozstrzygnięcie konfliktu między dwoma megatrendami: prosumpcją opartą na otwartej innowacyjności i standardową konsumpcją polegającą na dostarczaniu zamkniętych technologicznie rozwiązań opartych na precyzyjnym, spersonalizowanym marketingu. Konflikt między tymi megatrendami będzie miał wpływ na cały rynek ICT, zarówno jego konsumencką, jak i korporacyjną część.

Skip to content