Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Rynek pracy – prawa i obowiązki absolwentów

Każda osoba wkraczająca po raz pierwszy na rynek pracy zadaje sobie najprawdopodobniej jedno lub kilka z następujących pytań:

– Jakie uprawnienia i obowiązki wiążą się z rejestracją w powiatowym urzędzie pracy?

– „Wakacyjny Staż” czy „Gdyński Biznesplan”?

– Jaką umowę najkorzystniej zawrzeć z pracodawcą?

– A może samozatrudnienie albo spółka z przyjaciółmi?

– W jakie profesje warto inwestować na Pomorzu?

W poniższym artykule spróbuję przekazać informacje, które powinny być przydatne w poszukiwaniach odpowiedzi na większość z podanych pytań z uwzględnieniem specyfiki naszego regionu, opierając się na danych Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Gdańsku, Głównego Urzędu Statystycznego, a także lokalnych samorządów terytorialnych.

Bezrobotny nie znaczy gorszy

Warty podkreślenia jest już sam fakt, iż osoby bezrobotne, wobec których zastosowano usługi lub instrumenty rynku pracy, zanim ukończyły one 25 rok życia, zaliczane są do grupy „osób będących w szczególnej sytuacji na rynku pracy”. Względem tej kategorii osób powiatowy urząd pracy w okresie do 6 miesięcy od dnia ich rejestracji powinien przedstawić propozycję zatrudnienia, innej pracy zarobkowej, stażu, odbycia przygotowania zawodowego w miejscu pracy lub zatrudnienia w ramach prac interwencyjnych lub robót publicznych [1]. W województwie pomorskim na dzień 31 grudnia 2006 roku zarejestrowanych było 26 504 osoby do 25 roku życia, co stanowi 21% ogółu bezrobotnych w naszym województwie. W tym samym okresie osób bezrobotnych w wieku do 27 lat, które ukończyły studnia wyższe, było 864, czyli 0,7% ogółu bezrobotnych [2].

Najbardziej interesującymi z punktu widzenia niniejszego opracowania formami pomocy bezrobotnym, pomijając zasiłek, są: staż absolwencki, skierowanie na szkolenia, refundacja kosztów studiów podyplomowych.

Starosta bądź prezydent miasta na prawach powiatu może skierować bezrobotnego, o którym mowa wyżej, a także absolwenta w okresie 12 miesięcy od ukończenia szkoły wyższej, do odbycia u pracodawcy stażu przez okres nieprzekraczający 12 miesięcy. W okresie stażu bezrobotnemu przysługuje stypendium w wysokości równej zasiłkowi dla bezrobotnych (obecnie 532,90 zł), ponadto organ kierujący na staż ustala i opłaca składki na ubezpieczenia emerytalne, rentowe i wypadkowe (art. 53 Ustawy o promocji zatrudnienia i instrumentach rynku pracy). Z kolei bezrobotnemu do 25 roku życia skierowanemu przez starostę na szkolenie przysługuje, w okresie jego odbywania, stypendium w wysokości 40% kwoty zasiłku (art. 52 ww. ust.).

Osoba bezrobotna, niezależnie od wieku, może zwrócić się z wnioskiem do starosty lub prezydenta miasta na prawach powiatu o sfinansowanie z Funduszu Pracy kosztów studiów podyplomowych do wysokości 75%. Jedynym warunkiem w tym przedmiocie jest uprawdopodobnienie, że ukończenie danych studiów zapewni uzyskanie odpowiedniej pracy (art. 42a ww. ust.).

Należy ponadto wskazać, iż powiatowe urzędy pracy finansują w całości składki na ubezpieczenie emerytalne i rentowe osób bezrobotnych [3], a kwoty zasiłków dla bezrobotnych, zasiłków szkoleniowych lub stypendiów wypłaconych z Funduszu Pracy za okres udokumentowanej niezdolności do pracy wlicza się w całości do podstawy wymiaru emerytury lub renty [4]. Status bezrobotnego pozwala także na uczestnictwo w programach pomocowych, takich jak „Przedsiębiorczy Pomorzanin” czy też „Pierwszy Biznes” (o czym w dalszej części tekstu).

Niestety prócz korzyści osoba zarejestrowana jako bezrobotna ma również obowiązki. Podstawowym jest konieczność zgłaszania się do właściwego powiatowego urzędu pracy w wyznaczonych terminach w celu potwierdzenia swojej gotowości do podjęcia pracy i uzyskania informacji o możliwościach zatrudnienia lub szkolenia (art. 33 ustęp 3 ww. ust.). Nadto nieuzasadniona odmowa przyjęcia propozycji odpowiedniego zatrudnienia lub innej pracy zarobkowej, wykonywania prac interwencyjnych lub robót publicznych albo udziału w szkoleniu, stażu lub przygotowaniu zawodowym w miejscu pracy skutkuje pozbawieniem statusu bezrobotnego na okres 90 dni (art. 33 ustęp 3 pkt 4 ww. ust.).

„Wakacyjny Staż” i „Gdyński Biznesplan”

Zarówno Gdańsk, jak i Gdynia poszczycić się mogą konkursami skierowanymi do osób wkraczających na rynek pracy. W Gdańsku bardzo popularny jest konkurs „Wakacyjny Staż” [5], w którym główną nagrodą jest odbycie miesięcznego, płatnego stażu w przedsiębiorstwach, instytucjach lub urzędach, które ufundowały taką nagrodę. Laureaci wybierani są na podstawie nadesłanych życiorysów przez komisję konkursową, a następnie przydzielani do fundatora z wybranej przez siebie branży. Co roku przybywa nie tylko uczestników, ale i fundatorów. Celem konkursu jest pomoc studentom i bezrobotnym absolwentom w znalezieniu pierwszej pracy. Warte podkreślenia jest również to, iż część laureatów zostaje następnie zatrudniona przez pracodawców, u których odbywał się staż.

Całkiem inną formułę przybrał konkurs „Gdyński Biznesplan” [6], gdzie uczestnicy opracowują biznesplan autorskiego przedsięwzięcia. Konkurs skierowany jest przede wszystkim do osób nieprowadzących jeszcze działalności gospodarczej, niemniej regulamin nie przewiduje ograniczeń wiekowych dla uczestników, konkurs jednakże odbywa się na terenie Gminy Miasta Gdynia. Nagrodami w konkursie są m.in. komputery przenośne, poręczenie kredytu na realizację nagrodzonego planu, promocja nagrodzonych przedsięwzięć, inne usługi i zwolnienia.

Dzieło, zlecenie, umowa o pracę?

Choć w języku potocznym nie przywiązuje się większej wagi do formy zatrudnienia, przyjmując w uproszczeniu, iż osoba wykonująca określone czynności na rzecz innego podmiotu w sposób ciągły jest pracownikiem, to warto jednak przyjrzeć się różnicom pomiędzy najpopularniejszymi formami zatrudnienia. Dla ułatwienia i przejrzystości różnice pomiędzy powyższymi formami zatrudnienia, w podstawowych obszarach dla osoby wykonującej pracę, przedstawiono w tablicy 1.

Samozatrudnienie i spółka

Jedną z metod przeciwdziałania bezrobociu jest promocja samozatrudnienia i aktywizacja zawodowa osób bezrobotnych. Na Pomorzu cele te realizowane są m.in. poprzez Program Regionalny „Przedsiębiorczy Pomorzanin” [7]. Projekt skierowany jest do osób zamierzających podjąć samozatrudnienie oraz osób, dla których zostaną utworzone z Funduszu Pracy nowe miejsca pracy w sektorze MSP. W ramach projektu realizowane są m.in. inicjatywy wsparcia merytorycznego, refundacje kosztów wyposażenia lub doposażenia stanowisk pracy dla bezrobotnych, zbieranie niezbędnych informacji do regionalnej platformy internetowej Samorządu Województwa Pomorskiego – Wrota Pomorza. Program rozpisany został na lata 2006-2007, a jego koordynatorem jest Wojewódzki Urząd Pracy w Gdańsku.

Kolejnym programem skierowanym do osób pragnących rozpocząć własną działalność gospodarczą jest ogólnopolski program „Pierwszy Biznes” [8], który działa w ramach umowy pomiędzy Ministrem Pracy i Polityki Społecznej a Bankiem Gospodarstwa Krajowego. Z programu mogą skorzystać osoby bezrobotne, które nie ukończyły 25 roku życia oraz absolwenci do 27 lat. Beneficjentom projektu udzielane są pożyczki na rozpoczęcie działalności gospodarczej bądź stworzenie nowego miejsca pracy. Pożyczka udzielana jest do kwoty 40 tys. zł, na okres do 36 miesięcy, z możliwością odroczenia spłaty do 6 miesięcy. Pożyczka oprocentowana jest w wysokości 0,75 stopy redyskonta weksli przyjmowanych przez NBP (obecnie stopa redyskonta weksli wynosi 4,25%). Przy udzielaniu pożyczki pobierana jest prowizja w wysokości 1% kwoty. Uzyskane środki przeznaczyć można m.in. na zakup wyposażenia lub adaptację pomieszczeń.

Popierając w całości wskazane programy, zwrócę uwagę na podstawowe kroki, jakie należy podjąć celem rozpoczęcia działalności gospodarczej.

Wnioski w przedmiocie nadania numerów REGON oraz NIP możemy złożyć równocześnie z wnioskiem o rejestrację we właściwym rejestrze lub ewidencji. W takim wypadku organ rejestrujący prześle nasz wniosek wraz z zaświadczeniem o dokonanym wpisie do urzędu statystycznego i urzędu skarbowego [9].

Ranking zawodów

Wybierając przyszły zawód lub obszar działalności gospodarczej, warto również zwrócić uwagę na opracowywane przez Wojewódzki Urząd Pracy w Gdańsku rankingi zawodów deficytowych i nadwyżkowych w województwie pomorskim.

Przykładowo wśród zawodów deficytowych, tj. takich, na które występuje na rynku pracy wyższe zapotrzebowanie niż liczba osób poszukujących pracy w tym zawodzie, znalazły się w I połowie 2006 roku m.in.: pracownik biurowy, przedstawiciel handlowy/regionalny, pracownik administracyjny, samodzielny księgowy, pielęgniarka [10]. Z kolei zawodami nadwyżkowymi w naszym województwie we wskazanym okresie były m.in.: krawiec, handlowiec, specjalista ds. marketingu i handlu, sprzedawca [11]. Przyszłym przedsiębiorcom polecam ów ranking także z uwagi na jego szczegółowość oraz przedstawienie wyników badań z podziałem na poszczególne powiaty województwa.

Przypisy:

1 Art. 50 ustęp 1 w zw. z art. 49 pkt. 1 Ustawy z 20 kwietnia 2004 roku o promocji zatrudnienia i instrumentach rynku pracy (Dz.U. z 2004 roku Nr 99, poz. 1001, z późn. zm.).

2 Informacja miesięczna o rynku pracy, województwo pomorskie, grudzień 2006 r., Wojewódzki Urząd Pracy w Gdańsku, strona internetowa: www.wup.gdansk.pl.

3 Art. 16 ustęp 9 Ustawy z 13 października 1998 r. o systemie ubezpieczeń społecznych (Dz. U. z 2007 r., Nr 11, poz. 74 0 tekst jednolity).

4 Art. 15 ustęp 3 Ustawy z 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (Dz. U. z 1998 r., Nr 162, poz. 1118, z późn. zm.).

5 Więcej informacji na temat konkursu znajduje się na stronie internetowej www.gdansk.pl.

6 Więcej informacji na temat konkursu znajduje się na stronie internetowej www.gdynia.pl.

7 Więcej informacji na temat programu znajduje się na stronach internetowych: www.wup.gdańsk.pl, www.wrotapomorza.pl.

8 Więcej informacji na temat programu znajduje się na stronach internetowych: www.wrotapomorza.pl, www.bgk.com.pl.

9 Art. 5a ustawy powołanej w przypisie 5; art. 42 Ustawy z 29 czerwca 1995 r. o statystyce publicznej (Dz. U. z 1995 r., Nr 88, poz. 439, z późn. zm.).

10 Ranking zawodów deficytowych i nadwyżkowych w województwie pomorskim I półrocze 2006 roku, Wojewódzki Urząd Pracy w Gdańsku, s. 40-41.

11 Tamże, s. 57.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Wiedza – czy do pracy klucz?

W pierwszym półroczu 2006 roku Pomorzanin odetchnął z ulgą. Bezrobocie spadło. 30 czerwca 2006 roku w Gdańsku wynosiło według Powiatowego Urzędu Pracy 7,7 %. Siedmiu na stu mieszkańców Gdańska bezskutecznie poszukiwało pracy. Tego samego dnia w Powiatowym Urzędzie Pracy w Gdańsku 18 309 osób oficjalnie uznano za bezrobotne. W tym samych czasie na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego studiowało ponad 5000 studentów. Około 1000 opuściło wtedy mury uczelni. Ilu z nich dołączyło do grona 18 309 pechowców?

O absolwencie, który nie chciał zostać spawaczem

Iwona, lat 26 – magister prawa Uniwersytetu Gdańskiego: Studia prawnicze nie sprawiały mi trudności. Nie chciałam jednak robić aplikacji. Każde studenckie wakacje spędzałam za granicą. Lubiłam te wyjazdy coraz bardziej. Po studiach zostałam w Wielkiej Brytanii. Nie pracuję w zawodzie. I co z tego? W Polsce niewielu moich znajomych pracuje.

W czerwcu 2006 roku do Powiatowego Urzędu Pracy w Gdańsku wpłynęło 1185 ofert pracy. Wśród najbardziej poszukiwanych zawodów znalazły się: fryzjer, kierowca, stolarz, ślusarz, tokarz, budowlaniec i kucharz. Najwięcej nowych miejsc pracy stworzyły ogromne zakłady stoczniowe i przemysłowe. Dobrze wykwalifikowany robotnik otrzymywał dziennie kilka ofert pracy. Marzenie niejednego studenta.

Ania, lat 25: Skończyłam anglistykę na Uniwersytecie Gdańskim. Miesiąc po otrzymaniu dyplomu koleżanka zaproponowała mi pracę sekretarki w znajomej firmie. Zarabiam niewiele – „na rękę” 1200 zł, ale praca jest stabilna. Dorabiam, ucząc dzieci języka angielskiego w szkole językowej. Chciałam zostać tłumaczem, ale nie wyszło. Trudno.

O absolwencie, który chciał zostać specjalistą

Niejeden student wie, jak dobrze teraz być informatykiem. Albo chociaż kierownikiem budowy. Wtedy już nawet nie trzeba spawaczom zazdrościć. Niestety nie każdy z nas skończy takie studia. Ba, nie każdy z nas skończy studia, które nawet jemu samemu będą się podobały. Dyplom wyższej uczelni to jednak nie koniec drogi. To dopiero początek.

Pod koniec 2003 roku o jedną ofertę pracy walczyło 150 osób. W czerwcu 2006 roku już tylko 4 osoby. Zatem jest o co walczyć. Żeby jednak przystąpić do gry, trzeba wiedzieć, o co i dlaczego się walczy. Młodzi ludzie często nie wiedzą, co chcą robić. Wybieramy studia mając 19 lat. A mając naście lat niewiele się wie, niewiele się rozumie. Dziś są jednak możliwości, o których nie można zapominać. Podczas studiów można przecież pracować. Nawet najgłupsza praca dostarcza nam wiedzy o sobie, o naszych możliwościach i umiejętnościach. Podczas studiów można zacząć studiować na drugim kierunku. Można udzielać się w kołach naukowych. Można wyjeżdżać za granicę. Globalny rynek pracy kusi i oferuje nam możliwości rozwoju. To, co zrobimy podczas studiów, to droga do poznania tego, co chcemy robić w przyszłości.

Tomek, lat 27: Skończyłem Wydział Zarządzania na Uniwersytecie Gdańskim. Pracowałem od trzeciego roku studiów. Odbyłem staż w banku. Wyjechałem na płatne praktyki do dużej firmy consultingowej w Irlandii. Dziś pracuję jako doradca klienta w dużym banku. To, co wypracuję, otrzymuję w postaci premii. Lubię to, co robię.

Za granicą rynek całkowicie otworzył się na specjalistów. Gospodarki zachodnie wydają miliardy dolarów na kształcenie absolwentów. My często sami inwestujemy pieniądze i czas w samorozwój. I każdy z nas ma pełne prawo oczekiwać, że to, co zainwestował odbierze z nawiązką. Nie można jednak oczekiwać, że ktoś da nam to za darmo. Na świecie już w tej chwili są zawody deficytowe, jak np. w branży IT czy służbie zdrowia. Ale tak naprawdę w każdej dziedzinie za dobrych specjalistów się płaci. A specjalista to ten, który zainwestował w swoją edukację, który ma bogate doświadczenie zawodowe, który wie, do czego dąży i nie boi się ryzykować. A przede wszystkim, nie boi się pytać. Bo potencjalny specjalista dopiero się uczy. I sam sobie musi okazać trochę cierpliwości. Oczywiście na trójmiejskim rynku pracy wciąż liczy się szczęście. Nie każdy je ma. Czasami poświęcamy wiele lat pracy na zdobycie doświadczenia, zanim otrzymamy należne nam wynagrodzenie. Nasza gospodarka dopiero dorasta do odpowiedniej nobilitacji specjalistów. Uczy się, że kapitał ludzki jest bezcenny i że to on jest jedynym wykładnikiem sukcesu firmy. My – młodzi absolwenci także dopiero dorastamy do konieczności zmierzenia się z rosnącą konkurencją i spełnienia oczekiwań pracodawców. Powolutku zdajemy sobie sprawę z tego, że ukończone studia wyższe to początek kształtowania swoich kompetencji zawodowych. Młody absolwent musi także zmierzyć się z kulturą nieustannych zmian. Brak stabilności zawodowej to znak naszych czasów. Nawet ogromna firma nie zapewni nam gwarancji istnienia naszego stanowiska przez następnych kilka lat. Od samego początku musimy być gotowi do przekwalifikowania się, zmiany pracy, podjęcia ryzyka. Ciągle też trzeba pamiętać, że to my sami kształtujemy swoją karierę zawodową. Trzeba więc pilnować tego, by na ile to możliwe, żyć w zgodzie ze sobą. I dążyć do realizacji wyznaczonej przez siebie ścieżki zawodowej. Nikt nie zostanie specjalistą, nienawidząc tego, co robi. Bo każda kariera zawodowa wymaga zaangażowania. Nie bójmy się dążyć do robienia tego, co lubimy. Trójmiejski rynek pracy otworzył się na absolwentów. Cała reszta zależy już tylko od nas!

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Widziane oczami studenta…

Na Pomorzu istnieje wiele uczelni wyższych, które zajmują się kształceniem studentów w różnych dziedzinach. Począwszy od medycyny i studiów politechnicznych, poprzez typowe kierunki uniwersyteckie, studia morskie, wojskowe, a kończąc na plastycznych czy artystycznych. Można powiedzieć, że zaplecze naukowe, jakim dysponujemy, jest dobre i umożliwia młodym ludziom zdobywanie szerokiej wiedzy. Potencjał ludzki też jest niemały. W naszym regionie nie brak młodych, ambitnych, kreatywnych ludzi, chcących się rozwijać i kształcić. W końcu, mamy firmy, przedsiębiorstwa, instytucje, które na tle naszego kraju wypadają naprawdę korzystnie. Teoretycznie mechanizm jest prosty. Młody człowiek podejmuje świadomą i przemyślaną decyzję, wybierając odpowiedni kierunek studiów. Kształci się tam, zdobywa wiedzę pod okiem kadry dydaktycznej, korzystając z zaplecza naukowego, odbywa praktyki, a następnie jest przyjmowany z otwartymi rękami przez pracodawcę, który doceniając jego umiejętności i zapał, odpowiednio go wynagradza. Ów wykształcony i wykwalifikowany pracownik odwdzięcza się zaangażowaniem i pracowitością. Utopijna wizja, której chyba nikt jeszcze nie zrealizował. Czego potrzeba, żeby ten mechanizm mógł funkcjonować? Jak sprawić, by zainteresowane strony, które powinny na siebie zachodzić, współpracować i uzupełniać się czyniły to z większym zaangażowaniem i przekonaniem, mając świadomość, że leży to w ich interesie? Odpowiedź nie jest prosta, bo ciężko zarzucić uczelniom, że chcą źle kształcić, pracodawcom, że nie chcą mieć dobrych pracowników, a młodym ludziom, że nie zależy im na pracy i swoim rozwoju.

Specjalizacja czy wszechstronność?

Istotnym problemem jest pytanie o profil kształcenia, jaki wybierze student. Czy będzie on chciał specjalizować się w jakiejś dziedzinie, stać się ekspertem? Czy też położy nacisk na wszechstronność i szeroki wachlarz umiejętności, które niekoniecznie muszą być zbieżne. Pierwszy przypadek można zaobserwować częściej wśród studentów uczelni technicznych. Chcąc zdobyć jeszcze większą wiedzę w danej dziedzinie i dążąc do jak najlepszego opanowania materiału, stają się cennym nabytkiem dla potencjalnych pracodawców, którzy nierzadko poszukują nie tylko absolwentów konkretnego kierunku, ale i specjalistów w wąskiej dziedzinie. Młode osoby, które podjęły się studiów technicznych, powinny starać się odbywać praktyki, staże i szkolenia w firmach, które są w bezpośrednim obszarze tematycznym ich kierunku studiów. Spowoduje to, że po zakończeniu edukacji staną się nie tylko inżynierami z wiedzą teoretyczną, ale i obytymi z praktyką pracownikami, którzy swój czas studiów poświęcili na poszerzanie wiedzy i specjalizację. Uważam, że taki model wskazany jest jedynie przy studiach technicznych. Dzieje się tak, gdyż rynek pracy potrzebuje inżynierów z zakresu telekomunikacji, informatyki, programowania, architektury, fizyki, chemii, matematyki czy osób po kierunkach medycznych. Młodzi ludzie, którzy studiują na tych kierunkach mogą podjąć ryzyko specjalizacji w nadziei, że po ukończeniu studiów bez problemu znajdą pracę. Natomiast studia humanistyczne stawiają przed młodym człowiekiem już o wiele więcej znaków zapytania, co do kierunku samorozwoju. Ciężko oczekiwać, żeby wszyscy absolwenci politologii, którzy kończą co roku studia znaleźli zatrudnienie w swojej dziedzinie, zakładając nawet, że uczelnia umożliwia im specjalizację. Są tutaj dwie drogi. Jedną wybierają zapaleńcy i pasjonaci, którzy interesując się konkretnym obszarem ekonomii, socjologii, politologii czy historii, również podejmują ryzyko specjalizacji. Zważywszy jednak, że nie ma na nich tak dużego zapotrzebowania, jak na inżynierów, niekoniecznie osiągają sukces. Jest to dla nich o tyle niekomfortowa sytuacja, że pozostają z konkretną wiedzą i umiejętnościami, na które obecnie nie ma zapotrzebowania. Muszą się oni przekwalifikować, często w zupełnie odmiennym kierunku, niemal od nowa rozpoczynając proces uczenia się danego zawodu. Dlatego większość wybiera drugą możliwość, czyli wszechstronne zdobywanie umiejętności i doświadczenia. Będąc na studiach humanistycznych, niełatwo jest znaleźć dobre praktyki powiązane z kierunkiem nauczania. W większości przypadków staże czy praktyki nie są obowiązkowe, ale każdy, kto chce pracować w zawodzie, zdaje sobie sprawę z tego, że są mu niezbędne. Dlatego też wielokrotnie studenci podejmują szkolenia z zakresu niezwiązanego bezpośrednio z ich studiami, odbywając praktyki w firmach i instytucjach, nie do końca odzwierciedlających ich profil nauki. Co więcej, podczas samych studiów odkrywają, że i tak nie będą pracowali w miejscu, o którym świadczyłby ich kierunek nauki, więc zaczynają zdobywać wiedzę na przykład w zakresie branży, w której udało się im znaleźć pracę bądź w kierunku, który aktualnie jest popularny na rynku pracy. Taki potencjalny pracownik, owszem, jest wszechstronny, lecz często zaniedbuje swój pierwotny kierunek kształcenia, a co za tym idzie, może być on różnie postrzegany na rynku pracy – jako wszechstronna i mobilna osoba, która potrafi bardzo szybko zaadaptować się do nowych zadań bądź jako osoba niezdecydowana, która nie zna się dobrze na niczym. Pytanie o to, czy specjalizować się, czy rozwijać wszechstronnie, niezależnie od kierunku studiów, pozostawiam otwarte, gdyż każdy indywidualnie musi ocenić swoje możliwości, potencjał oraz rynek pracy, na którym przyjdzie mu rywalizować.

Niezbędne umiejętności

Absolwenci uczelni morskich, medycznych, wojskowych i technicznych mają praktycznie zapewnioną pracę po studiach bądź jej poszukiwania są dla nich mniej rozczarowujące niż dla studentów studiów humanistycznych, których jest zdecydowanie więcej. Powstaje wiele niepublicznych uczelni, szkół wyższych, zawodowych, policealnych, które szkolą armię bezrobotnych. Za istotny błąd popełniany przez szkoły wyższe uważam zbyt małe poświęcanie uwagi przedmiotom związanym z umiejętnością obsługi komputera, podstawami prawa, podstawami ekonomii czy nauce języków obcych. Nie można uczyć studenta obsługi komputera jak historii czy statystyki, zakładając, że po jednym semestrze ćwiczeń, które nierzadko odbiegają od rzeczywistości posiądzie on umiejętność biegłego posługiwania się podstawowym narzędziem naszych czasów. Praca z komputerem powinna trwać jak najdłużej i powinna być powiązana ze wszystkimi przedmiotami, wymuszając niejako na studencie chęć poszerzania swojej wiedzy z tego zakresu. Niestety nie wszyscy wykładowcy są temu przychylni, być może dlatego, że sami niezbyt dobrze czują się przy komputerze. ,,Nieznajomość prawa szkodzi” – w myśl tej zasady każdy niezależnie od kierunku studiów powinien znać jego podstawy i to nie tylko po to, by móc potem pracować i rozumieć przepisy prawne, ale także po to, by sprawnie funkcjonować w społeczeństwie. W Pomorskiem jest wiele możliwości uczestniczenia w szkoleniach czy kursach, lecz to przede wszystkim uczelnie, głównie trójmiejskie, powinny zwracać uwagę na ciągle zmieniające się realia i ewoluujący rynek pracy, na którym coraz częściej od absolwenta uczelni oczekuje się nie tylko wiedzy teoretycznej, ale i bycia samodzielną jednostką, umiejącą praktycznie zastosować swoją wiedzę.

Każdy jest w innej sytuacji (informacja i współpraca)

Pomorze uważam za region, w którym dopinguje się młodych ludzi do zakładania własnej działalności. Inicjatywy, jak na przykład: Akademicki Inkubator Przedsiębiorczości czy ,,Gdyński Biznesplan” to świetne pomysły skłaniające młodych do samodzielnego działania. Studia również są tu pomocne, pokazując, że można być ekspertem w swojej dziedzinie, niekoniecznie pracując u kogoś. Dlatego ludzie młodzi zakładają własne kancelarie adwokackie, biura rachunkowe, poradnie psychologiczne, studia sportowe, firmy architektoniczne i wiele innych. Krótko mówiąc, stają się wtedy pracodawcami. Tacy właśnie ludzie, kreatywni i odważni, z pomocą samorządów, województwa, wielu organizacji, firm i przedsiębiorstw przyczyniają się do dynamicznego rozwoju naszego regionu. Część studentów uczy się w trybie zaocznym, czyli niestacjonarnym, co pozwala sądzić, że pracują już zawodowo, a studia służą podniesieniu ich kwalifikacji. Niewykluczone, że po zakończeniu nauki zmienią oni swój zawód, lecz na pewno łatwiej jest im się odnaleźć na rynku pracy. Mimo że część studentów zakłada własne firmy, część już pracuje, a jeszcze inna część jest na studiach o bardzo pożądanych specjalizacjach na rynku pracy, pozostaje pytanie, co zrobić z dziennymi studiami humanistycznymi, które wciąż są w większości? Przede wszystkim dostarczać młodym informacji o tym, co jest wymagane przez przyszłego pracodawcę, jakie umiejętności powinni posiąść. Trzeba informować o perspektywach rozwoju danej gałęzi w regionie i zgodnie z tym prowadzić nabór na kierunki z tą branżą związane. Wszelkiego rodzaju spotkania, inicjatywy i konferencje nie powinny być jedynie dwustronne, ponieważ nie można prowadzić ustaleń na poziomie studenci – uczelnia, nie licząc się ze zdaniem pracodawców. Podobnie ci ostatni, porozumiewając się z uczelniami z naszego regionu, powinni zapraszać do tych dyskusji studentów. W przeciwnym razie zawsze będzie grupa, która jest niedoinformowana, niedoceniona, której potencjał nie jest w pełni wykorzystany. Nie można wychodzić z założenia, że tylko od uczelni zależy program i sposób kształcenia, a pracodawcy są jedynymi podmiotami, które tak naprawdę dyktują warunki na rynku pracy. Takie podejście może skutkować wyjazdami ludzi młodych, tych coraz lepiej wykwalifikowanych i zdolnych, w poszukiwaniu nie tylko lepszej pracy czy wyższych zarobków, ale i uznania dla swoich umiejętności. Oczywiście nie wszyscy wyjadą, ale może to skomplikować sytuację potencjalnych pracodawców. Co więcej, młodzi mogą dojść do wniosku, że skoro znają języki, to po co studiować w Polsce, na Pomorzu, skoro można od razu wyjechać za granicę i tam rozpocząć karierę. Żeby tak się nie stało, współpraca pomiędzy uczelniami i samorządami w naszym regionie powinna być lepiej zorganizowana i sformalizowana. Informacje o zmianach, wymaganiach na rynku pracy powinny docierać nie tylko do studentów, lecz także do uczelni, które muszą się liczyć z częstymi zmianami kierunków kształcenia, limitami przyjęć na poszczególne wydziały i odpowiednim doborem materiałów dydaktycznych.

Podejście do pracy

Młody człowiek, który od szkoły podstawowej, przez liceum i cały okres studiów słyszy, że wiedza jest kluczem do sukcesu, który poświęca swój czas na praktyki, szkolenia, nierzadko drugi fakultet studiów, inwestuje w siebie, a po skończonych studiach ledwo znajduje pracę. Pracę, która nie dość, że nie zawsze jest spełnieniem jego zawodowych ambicji, to jeszcze nie pozwala mu na życie na poziomie, jaki sobie wymarzył. Wówczas zaczyna on wątpić w siebie i drogę, którą wybrał. Oczywiście są osoby, które osiągają sukces i na Pomorzu jest ich wiele, lecz nadal wielu jest tych, którym się nie udaje, nie do końca z ich winy. Przestają oni szanować swoją pracę i wiedzę. Co więcej, mają świadomość, że ludzie, którzy nie uczyli się tyle co oni, zarabiają podobne sumy pieniędzy. Rodzi to brak szacunku do pracy innych i nie jest to kwestia wychowania, lecz prawidłowego wynagradzania i doceniania ludzi, ludzi, którzy całe życie poświęcili, żeby się znaleźć tam, gdzie są teraz.

Problem istnieje, co wcale nie oznacza, że sytuacja jest zła. W regionie mamy dobrze działającą bazę renomowanych uczelni, kształcących na różnych kierunkach, mamy firmy, które ze względu na swój rozwój poszukują nowych pracowników, wreszcie mamy młodych ambitnych ludzi. Nie uważam, żeby rozwiązaniem był niekończący się „wyścig szczurów”, doskonalenie, które pochłania coraz więcej czasu, tworząc z człowieka maszynę, co jest zgubne dla życia rodzinnego i kontaktów międzyludzkich, a także powoduje jeszcze większe niezadowolenie z otrzymywanego wynagrodzenia, które nie rośnie proporcjonalnie do podnoszonych kwalifikacji kolejnych roczników absolwentów. Uważam, że trzeba słuchać argumentów każdej ze stron, umieć dopasować podaż przyszłych pracowników do ich spodziewanego popytu na rynku pracy. Elastyczni w swoich działaniach muszą być nie tylko studenci, ale i uczelnie. Współpraca na linii pracodawca – student – uczelnia, która urzeczywistnia się na arenie rynku pracy musi być przemyślana i prowadzona konsekwentnie. W przeciwnym razie jeszcze długo będziemy mówić, że w sumie nie jest źle, ale nadal tysiące młodych ludzi nie może znaleźć pracy.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Coraz częściej potrzebne jest podejście indywidualne…

Problemy rynku pracy nie są oderwane od rzeczywistości lokalnej. I nie są problemami jedynie samych bezrobotnych. Najtrudniej znaleźć pracę osobom, które utraciły styczność z rynkiem pracy. Często są to osoby, które z własnego wyboru nie podejmują pracy – są zniechęcone, przerasta je rzeczywistość, szybkie tempo życia. Barierą może być osobowość lub model rodziny. Jak pomóc takim osobom? Ogólne programy walki z bezrobociem nie przynoszą pożądanego efektu. Coraz częściej potrzebne jest podejście indywidualne czy zainteresowanie wspólnot lokalnych – podmiotów różnych sfer, które na gruncie partnerstwa i dialogu potrafią wypracować pewne metody skuteczne na danym terenie i w określonych warunkach lokalnych. Przyświecają temu hasła: samopomocy – w naszym słowniku źle kojarzonej z poprzednim systemem – oraz przywództwa, współuczestnictwa, współpracy i zaufania.

Wspólnoty lokalne

Doskonałym przykładem takiej współpracy jest zaangażowanie wspólnoty lokalnej w regionie Ballyhoura w Irlandii. Obszar regionu Ballyhoura jest usytuowany peryferyjnie w środkowo-zachodniej Irlandii. Jest to głównie teren rolniczy, zamieszkały przez 55 tys. osób. Najbliższe ośrodki miejskie to Limerick (82 tys. mieszkańców) i Cork (180 tys. mieszkańców), położone odpowiednio około 40 km i 65 km od Kilfinane, głównej miejscowości regionu Ballyhoura [1]. Podobnie jak kilka innych regionów w Irlandii dotknął go kryzys wsi: kurcząca się gospodarka, ograniczone dochody gospodarstw, wysoka emigracja prowadząca do zmniejszenia populacji, czego następstwem było zmniejszenie oferty podstawowych usług natury handlowej i edukacyjnej oraz przesyłu informacji. Problemy te legły u podstaw zawiązania koalicji społecznych. W 1986 r. główne parafie Ballyhoura w Kilfinane, Genroe i Ardpatrick założyły opartą na społeczności spółdzielnię turystyczną Ballyhoura Fáilte Society Ltd. z pomocą Stowarzyszenia Rozwoju Kilfinane i w odpowiedzi na inicjatywę dywersyfikacji lokalnej gospodarki Macra na Ferime (Stowarzyszenie Młodych Farmerów). Celem przedsięwzięcia było wykorzystanie potencjału turystycznego obszaru poprzez zrównoważony rozwój i współpracę miejscowej społeczności. Na tym etapie turystyka wiejska nie była zbyt rozwinięta. Jednak mimo niewielkich zasobów i doświadczenia starano się zaspokajać potrzeby niewielkiej liczby gości zagranicznych. Wkrótce Ballyhoura stał się pionierem rozwoju turystyki wiejskiej. Pierwsze dwa lata obejmowały głównie fazę uczenia się. W wyniku reorganizacji Towarzystwa Ballyhoura Fáilte Society nastąpiło rozszerzenie obszaru o dodatkowe społeczności, a podkomitet – Zarząd Rozwoju Ballyhoura – przygotował zintegrowany plan rozwoju wsi dla tego obszaru na lata 1989-1994. W skład zarządu weszli m.in. przedstawiciele organizacji gminnych. Uznano, że dla realizacji zadania ożywienia upadającej gospodarki wiejskiej nie wystarczy jedna strategia sektorowa. Każda organizacja i grupa przedstawicieli zawarła elementy planu w swoich własnych programach organizacyjnych. Rozwój turystyki był głównym celem tego pierwotnego planu, a priorytety strategii w innych sektorach ustalono na podstawie ich wkładu w główny cel – zwiększenia rocznych dochodów z turystyki. W 1992 r. zarejestrowano Ballyhoura Development Ltd. – spółkę wiejską, która z Ministerstwem Rolnictwa zawarła umowę mającą na celu administrowanie programem LEADER. Celem Ballyhoura Development Limited jest dywersyfikacja podstaw gospodarki obszaru oraz pomaganie mieszkańcom obszaru w poprawie jakości życia przez rozwój gminny, kształcenie i szkolenia na rzecz rozwoju gospodarczego w dziedzinach takich, jak: działalność wytwórcza, przetwórstwo żywności, technologie informacyjno-komunikacyjne oraz turystyka wiejska [2]. Dotychczasowa siła Ballyhoura polega na podejściu rynkowym, koncentracji na jakości i współpracy z partnerami w zakresie wszystkich inicjatyw oraz szkoleniach zawartych we wszystkich strategiach rozwoju.

Aktywność spółki jest oceniana jako najbardziej spektakularne doświadczenie rozwoju lokalnego w Irlandii, bazującego na partnerstwie, promocji „miękkich” form interwencji oraz ogólnym porozumieniu lokalnym odnośnie ustalonej strategii rozwoju [3]. Ballyhoura Development Limited realizuje różne programy i projekty, m.in. LEADER, program włączania społecznego w ramach rozwoju lokalnego, Narodowy Program Rozwoju Wsi, Wiejski Program Społeczny oraz różne inicjatywy na rzecz równości płci Vital Voices Equality Measures. Ta ostatnia inicjatywa warta jest uwagi. Program dociera do grup kobiet w biznesie i przedsiębiorczości, rolnictwie, administracji, sieciach kobiecych, bezrobotnych, z mniejszości, samotnych matek itd. Celem jest zwiększenie szans uczestniczenia kobiet w procesach decyzyjnych poprzez wyszukiwanie kobiet aktywnie zaangażowanych w struktury decyzyjne (gminne, wolontariat itd.), które z różnych przyczyn nie osiągają swojego pełnego potencjału. Szkolenia w ramach programu pomagają kobietom w powrocie do pracy albo w awansie lub rozpoczęciu własnej działalności. Kluczowym czynnikiem sukcesu tego programu jest dostosowanie do potrzeb grupy docelowej. Okazało się, że oczekiwania kobiet na obszarach wiejskich są mocno zróżnicowane. Nie należy zatem zakładać, że mają one takie same problemy, gdyż prowadzi to do uogólnień tak problemów, jak i strategii oraz wdrażania poszczególnych działań. Dotyczy to nie tylko kobiet, ale także innych grup bezrobotnych czy będących w niekorzystnej sytuacji na rynku pracy tak na wsi, jak i w mieście.

Przykład Ballyhoura może posłużyć jako model przejmowania dobrych praktyk w zakresie procesu partycypacji i partnerstwa, planowania strategicznego, animacji oraz budowania zdolności absorpcyjnych, nie tylko w dziedzinie zatrudnienia. Społeczność regionu zbudowała silne poczucie tożsamości lokalnej, jasną wizję zaangażowania lokalnego. Rozwinęła właściwą strukturę partnerstwa, której suma, dzięki oddelegowaniu specyficznych zadań do partnerów wiodących, zawsze przynosi pozytywne efekty. Struktura ciała zarządzającego nie jest ograniczona tylko do kilku partycypantów, ale uzupełniona dodatkowymi komórkami zadaniowymi i, w zależności od potrzeb, podkomitetami.

Spółka Ballyhoura Development Limited rozwinęła zintegrowane, wieloaspektowe, wielosektorowe, zrównoważone i rynkowe strategie. Zasoby są zagospodarowywane zgodnie z działaniami długofalowymi, przynoszącymi pozytywne efekty i poprawiającymi jakość życia. W regionie nadano priorytet wspieraniu zdolności do przedsiębiorczości poprzez formy „miękkie” – różne sposoby kredytowania.

Rysunek 1. Uproszczony model procesu rozwoju lokalnego

Źródło: Best Practices in Local Development, OECD.

Instytucja trenera

Obok zintegrowanego podejścia i aktywizacji całych społeczności na rzecz przeciwdziałania różnym barierom rozwoju danej lokalizacji, szczególnie bezrobociu, dobrym przykładem indywidualnego wsparcia osób wykluczonych jest instytucja „trenera” – tzw. „jobcoaching”. Jest to metoda wprowadzania osób na rynek pracy i utrwalania ich obecności na tym rynku, opracowana przez holenderską firmę reintegracyjną Wesseling Groep. Od wielu lat z sukcesami Wesseling Groep stosuje tę metodę w Holandii. W Polsce pełne prawo do korzystania z tej metody posiada Fundacja Pinel Polska [4]. Metoda ta daje bardzo dobre rezultaty w pracy z osobami będącymi daleko od rynku pracy (bezrobotnymi, wykluczonymi społecznie, niepełnosprawnymi), poszukującymi pracy, zagrożonymi utratą pracy. Podejście traktujące każdą z tych osób w sposób zindywidualizowany zwiększa jej szansę na zaistnienie i rozwój. Każda z tych osób ma swojego trenera, który pomaga jej w określeniu własnego miejsca na rynku pracy. Przeprowadza się w tym celu analizę danej osoby (jej kwalifikacje, motywacje, sytuację rodzinną i zdrowotną, wykształcenie, umiejętności zawodowe, interpersonalne itd.) i wspólnie określa jej sytuację na rynku pracy. Trener spotyka się z daną osobą w jej środowisku (miejscu pracy, zamieszkania itp.), a nie u siebie w biurze. Zwiększa to możliwość prawidłowego rozpoznania jej potrzeb i sytuacji. Indywidualne podejście pomaga „otworzyć się” zwłaszcza takiej osobie, która ma trudności z określeniem swoich oczekiwań oraz przyczyn pozostawania bez pracy. Dlatego kluczem do rozwiązania problemów jest indywidualny plan rozwoju, zawierający specyficzne działania integrujące daną osobę z rynkiem pracy – terapie, przekwalifikowania, szkolenia, treningi itp. Plan działania ma na celu stworzenie odpowiedniego nastawienia osoby bezrobotnej do pracy, pomoc w znalezieniu równowagi między życiem prywatnym i zawodowym (w większości przypadków to sytuacja osobista utrudnia bądź uniemożliwia podjęcie pracy – utrwalony model rodziny, własne uwarunkowania psychiczne, przypadki losowe, zniechęcenie itp.). Określenie mocnych stron danej osoby pozwoli na wybór właściwego stanowiska pracy. Często potrzebne są warsztaty rozwijające wiarę w siebie i własne umiejętności w miejscu pracy, zwiększające odporność na stres, uczące zasad komunikacji. Po opracowaniu planu działania zostaje opracowany szczegółowy plan wdrażania poszczególnych punktów. Ten plan jest bardzo ważnym czynnikiem dla wszystkich zainteresowanych osiągnięciem celu. Plan, w którym omówione są zasady wdrożenia danej osoby do pracy podpisuje kandydat, pracodawca oraz trener. Do zadań tego ostatniego należy tu m.in. nadzorowanie działań osoby wdrażanej do pracy, obserwacja jej oraz jej środowiska, a także udzielanie koniecznych wskazówek, wspieranie przy poszukiwaniu pracy, tworzeniu listów intencyjnych, życiorysu, przygotowaniu do rozmowy z potencjalnym pracodawcą, wspieranie w kontaktach z kolegami z pracy i kierownictwem, prowadzenie rozmów podsumowujących. Trener towarzyszy i wspiera daną osobę w realizacji tego planu aż do momentu osiągnięcia celu ostatecznego. Realizacja takich planów trwa średnio około jednego roku, ale może w niektórych przypadkach trwać parę lat, w zależności od dystansu danej osoby wobec rynku pracy. Instytucję trenera wykorzystuje w swym przedsięwzięciu partnerstwo ponadnarodowe Age Alliance – „Sojusz dla wieku”, powstałe w ramach współpracy ponadnarodowej IW EQUAL. „Sojusz dla wieku” tworzą cztery partnerstwa: z Polski („Sojusz dla pracy”), Niemiec (NTI), Austrii (g-p-s) oraz Wielkiej Brytanii (Prime Advantage) [5]. Celem przedsięwzięcia jest zebranie dobrych praktyk w zakresie zatrudniania osób w wieku 45 lat i więcej. Stereotypy związane z tzw. starszymi pracownikami, a jednocześnie obiektywnie niższe kwalifikacje osób w tym wieku są podobne we wszystkich krajach europejskich, niezależnie od stosowanych polityk. Jednocześnie chyba najtrudniejszym wyzwaniem jest zmiana sposobu myślenia pracowników i pracodawców, co do możliwości przekwalifikowania i konkurencyjności w tej grupie wiekowej. To właśnie legło u podstaw inicjatywy szukającej metod wsparcia dla tej szczególnej grupy. Każdy z partnerów wypracował własne, innowacyjne sposoby poprawy sytuacji osób 45+ w zakresie zatrudniania, szkolenia i rozwoju zawodowego. W celu wymiany doświadczeń, a także podsumowania różnic oraz podobieństw stworzono cztery robocze grupy tematyczne. Każde z partnerstw krajowych przewodniczy jednej z grup. Polska jest liderem grupy pod nazwą „Zarządzanie karierą”, promującej różne metody tworzenia ścieżek kariery dla osób 45+, np. poprzez wspomnianą już metodologię „jobcoachingu” wypracowaną w partnerstwie „Sojusz dla pracy”, zarządzanym przez UNDP [6]. Pozostałe grupy to „Szkolenia” – prowadzone przez Wielką Brytanię, „Zarządzanie wiekiem” – gdzie liderem jest partnerstwo niemieckie oraz „Ocena personelu” – pod przewodnictwem Austrii.

Firmy socjalne

Inną inicjatywą aktywizującą osoby mające trudności na rynku pracy są tzw. firmy socjalne, podobnie jak „jobcoaching” popularne w Holandii [7]. Firmy socjalne to firmy działające komercyjnie, których celem jest przygotowanie i wprowadzenie na rynek pracy osób długotrwale bezrobotnych. Są to firmy, które wykorzystują swoją działalność gospodarczą, żeby spełnić swą misję społeczną. Firmy socjalne często działają w dziedzinach (niszach), które są mniej atrakcyjne dla innych przedsiębiorstw, dzięki temu są użyteczne społecznie, bo zaspokajają potrzeby na mniej popularne usługi. W trakcie pracy w firmie socjalnej (może to być rok lub dwa) osoby nabywają doświadczenia, a także zdobywają motywację do znalezienia pracy w warunkach rynkowych. Każdy pracownik firmy społecznej otrzymuje wynagrodzenie według stawek rynkowych adekwatnych do wykonywanej pracy, bez względu na jego wydajność. Jedną z najważniejszych cech firmy społecznej jako miejsca pracy jest „wzmacnianie atmosfery pracy”, co przyczynia się np. w przypadku osób niepełnosprawnych do wpływu pracy na poprawę ich zdrowia. W firmie społecznej podkreśla się raczej możliwości i zdolności pracownika aniżeli potencjalne problemy i bariery. Dzięki takiemu podejściu zadania i warunki pracy mogą być racjonalnie dostosowane do potrzeb pracownika. Jednak należy podkreślić, że firma społeczna i praca w niej nie dają gwarancji otrzymania oferty na wolnym rynku. Firma socjalna stanowi swoistego rodzaju „inkubator” dla osób w szczególnej sytuacji – potem osoby te muszą same, bądź na początku jeszcze przy pomocy trenera („jobcoaching”), starać się o pożądaną pracę.

Modelowym przykładem firmy społecznej jest holenderska De Lokatie w Amsterdamie zajmująca się zbieraniem używanych rzeczy, które po renowacji są odsprzedawane („second-hand”). Warto podkreślić, że firmy społeczne mogą korzystać ze wsparcia lokalnego samorządu i jest to wyzwanie dla obszarów, które borykają się z wysokim bezrobociem w grupach będących w szczególnej sytuacji na rynku pracy, a nie dysponują właściwymi narzędziami ich wsparcia. Takim przykładem firmy socjalnej, korzystającej w istotnej mierze ze wsparcia lokalnego samorządu jest również holenderska firma Buurtwerk z Arnhem. Firma zajmuje się m.in. przygotowaniem domów do rozbiórki czy sprzątaniem parkingów przy autostradach. Zadania te wykonują głównie osoby niepełnosprawne umysłowo. Firma częściowo jest subsydiowana, a resztę finansowania zapewnia sobie komercyjną działalnością. Istnieje szereg metod wsparcia takich firm: finansowanie przez początkowy okres działalności, zwolnienia podatkowe czy częściowe finansowanie przez cały czas. Ważne, aby władze lokalne dostrzegły możliwości wykorzystania różnych, podobnych temu przedsięwzięciu narzędzi i podjęły działania ukierunkowane, a nie ogólne – bowiem efektywność tych pierwszych jest znacznie wyższa.

Typowo komercyjna firma socjalna EMCO-groep jest jedną z największych w Holandii, zatrudnia około 1800 osób, z czego znaczna część to osoby długotrwale bezrobotne. Jest to przedsiębiorstwo wielobranżowe – zajmuje się m.in. pakowaniem zabawek, produkcją mebli, prowadzeniem szkółek drzew. Obok osób zdrowych firma zatrudnia osoby niepełnosprawne fizycznie i umysłowo, dzięki czemu w naturalny sposób integrują się one ze środowiskiem zawodowym. Warto podkreślić, że wszyscy pracownicy mają tu takie same prawa i obowiązki.

Niezbędne jest partnerstwo

Przykład Ballyhoura pokazuje, że jednostki często nie są w stanie na własną rękę rozwiązać problemów swoich i swojego obszaru, w związku z czym niezbędne jest partnerstwo. Przy aktywizacji lokalnych społeczności należy pamiętać, że nie można spełnić wszystkich oczekiwań. Do grup i osób wyłączonych ze społeczeństwa należy adresować specyficzne narzędzia i inicjatywy. Doświadczenie Ballyhoura pokazuje, że dzięki turystyce wiele społeczności wiejskich może odmienić swój los, pod warunkiem przyjęcia profesjonalnego podejścia w promowaniu danego obszaru jako regionu turystycznego, a także pod warunkiem niezbędnej zachęty oraz wsparcia ze strony agencji rozwoju, samorządu i różnych właściwych komórek rządowych. Turystyka wiejska utrzymała wiele mniejszych gospodarstw, umożliwiając im zwiększenie całkowitego dochodu poprzez zróżnicowanie produktów oraz lokalne tworzenie wielu miejsc pracy poza rolnictwem: w sklepach z wyrobami rzemieślniczymi, restauracjach i innych przedsiębiorstwach turystycznych [8]. Podziałała jak swoisty katalizator rozwoju obszarów peryferyjnych wobec metropolii, pokazując, że wiejski rynek pracy też może być atrakcyjny. Z doświadczeń takich społeczności mogłyby korzystać peryferyjne obszary województwa pomorskiego, cechujące się niską elastycznością zatrudnienia i borykające się z wysokim bezrobociem wśród osób młodych oraz kobiet. Obok aktywizacji obszarów peryferyjnych województwa pomorskiego poprzez rozwój turystyki wiejskiej, promocję lokalnych zwyczajów i towarów, szczególnie żywnościowych, warto zastanowić się także nad innymi formami aktywizacji obszarów, nie tylko słabiej uposażonych. Region to w końcu ludzie i społeczności go tworzące. Dokładne poznanie przyczyn bierności zawodowej osób z mniejszych lokalizacji czy powodów wysokiego bezrobocia osób starszych w Trójmieście, ułatwi zorganizowanie tak potrzebnej pomocy. Takim narzędziem poznania może być zaangażowanie trenerów osobistych, którzy wyjdą naprzeciw osobom mającym trudności z integracją zawodową. Podobnych narzędzi może być wiele i mogą one być opracowywane i wdrażane zarówno w ramach partnerstwa podmiotów społecznych, jak i przez samorząd.

1 Marie Keane, Doświadczenie Ballyhoura – studium przypadku z Irlandii, materiały z konferencji „Turystyka wiejska – droga do zrównoważonego rozwoju”, Ministerstwo Gospodarki, Cedzyń 2003.

2 „Leader+ Magazine”, nr 2/2005, Komisja Europejska.

3 Best Practices In Local Development, OECD.

4 Zob. www.sojuszdlapracy.pl.

5 Tamże.

6 Program Narodów Zjednoczonych do Spraw Rozwoju (ONZ).

7 Ziemia Kolbuszowska, nr 10/106, październik 2004.

8 Marie Keane, op. cit.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Polifoniczna przestrzeń bliźniaczego centrum

Mieszkam na granicy dwóch gdańskich dzielnic – Wrzeszcza i Oliwy – na skrzyżowaniu ulicy Grunwaldzkiej i alei Wojska Polskiego. Za oknem mam plac Piłsudskiego i studencki klub Żak. Do samego śródmieścia biegnie ciąg komunikacyjny, którym codziennie jeżdżę do pracy, korzystając na przemian z połączenia tramwajowego albo Szybkiej Kolei Miejskiej. „SKM-ka” jedzie do Dworca Głównego blisko dziesięć minut. Tramwaj zwykle dwa razy dłużej, ale można za to przyjrzeć się życiu ulicy Grunwaldzkiej na jej wrzeszczańskim odcinku. Moje obserwacje dotyczą głównie zwartej zabudowy dawnego Langfuhr, która kończy się przed politechniką, mniej więcej na wysokości Stacji De Luxe. Od dłuższego czasu zadaję sobie pytanie: czy można mówić o kształtowaniu się w tej części miasta równoległego serca urbanizacyjnego? Myślę, że tak.

Wrzeszcz był zawsze dzielnicą handlową, która od XIX w. skupiała bogate mieszczaństwo. Współcześnie banki, sklepy, różnorodne punkty usługowe czy niezliczone biura firm stanowią jego wizytówkę. To tkanka, która obecnie tętni życiem równie mocno, co Starówka. Ale jednak inaczej, bardziej nowocześnie i dynamicznie. Zabytkowa część śródmieścia jest pocztówkowo-rekreacyjna. Wykluczywszy kilka poważnych zgrzytów architektonicznych, jej zabudowa to raczej jednolita i reprezentacyjna bryła. Inaczej górny Wrzeszcz. Tutaj oddycha się inaczej.

Kwitnie handel i biznes, powstają nowoczesne inwestycje przestrzenne, które swoją estetyką odbiegają już od tradycji w powszechnym rozumieniu. Ten odcinek miasta jest żywy i wciąż nieokreślony. Zdaje się być wyzuty ze swego stylu. Z dawnej, luksusowej architektury wrzeszczańskiej po II Wojnie Światowej zachowało się niewiele. Wykluczywszy dolny Wrzeszcz, stare kamienice to obecnie kilka ulic odchodzących od Grunwaldzkiej. Na trasie Żak-Stacja De Luxe oglądamy nie do końca udane przykłady połączenia sześciennej zabudowy komunistycznej z niszczejącymi kamienicami, które od czasu do czasu urozmaicają swoimi wieżyczkami linię dachów. Ta dysharmonia będzie pogłębiającym się dla Wrzeszcza problemem. Tym bardziej, że mowa o strefie, której nie sposób pominąć, poruszając się wzdłuż trójmiejskiego kręgosłupa komunikacyjnego.

Polepszenie ukrwienia Wrzeszcza przyspieszy nie tylko otwarcie Galerii Bałtyckiej. Wpłynie na to również postawienie wieżowców Manhattan Towers w okolicy dzisiejszego Centrum Handlowego o tej samej nazwie czy zagospodarowanie terenów po dawnych koszarach na ulicy Słowackiego. W obliczu tych inwestycji spektakularny projekt wybudowania na terenie stoczniowego Młodego Miasta megapleksu nie stanowi wielkiego kontrapunktu ze strony śródmieścia. Całość organizmu miejskiego i tak ożywi Euro 2012, tyle że jak zapowiadają inwestorzy i architekci, to właśnie z okien Manhattan Towers patrzeć będzie można na letniewską Baltic Arenę.

Na rozwój Wrzeszcza wpływa również inne zjawisko. Jest nim wewnętrzna rewitalizacja, jaka przebiega pod znakiem inicjatyw obywatelskich i nowych trendów w życiu społecznym. W starszej części Wrzeszcza mieszkania w kamienicach kupiło wielu ludzi młodych i wykształconych. Nabywcy ci tworzą komórki, które często odbiegają od tradycyjnego modelu rodziny (związki nieformalne, małżeństwa bezdzietne czy tzw. share flat, czyli małe grupy współlokatorskie, które nie są ze sobą powiązane więzami krwi). Są oni bardzo aktywni obywatelsko, uczestniczą prężnie w życiu kulturalnym. Pragną aktywnie wpływać na otaczającą rzeczywistość. Wybrali kamienice, aby uciec nie tylko od blokowisk, ale także od „plombowej” zabudowy gdańskiej Starówki. W ciągu ostatniego roku nieruchomości bardzo podrożały, dlatego teraz boom zanika. Za to bardzo drogie mieszkania w najbardziej reprezentatywnej części Grunwaldzkiej kupują obecnie finansowi krezusi, a ceny stają się powoli konkurencyjne w stosunku do cen mieszkań na śródmieściu. Obie grupy zasilają społeczność Wrzeszcza i można z powodzeniem powiedzieć, że to tu rodzi się nowoczesne gdańskie mieszczaństwo.

Swoistym gwałtem na architekturze starych miast była epoka tzw. wielkiej płyty. Symbolem przestrzennej transgresji pozostaną utrzymane w tej estetyce bloki, pawilony, ale też i kamienice sprzed półwiecza kształtem zbliżone do bryły kostki. Niczym obce ciała psują one również harmonię dawnego Langfuhr. Problem ten dotyczy w najmniejszym stopniu modernistycznej Gdyni, w największym zaś nieomal wszystkich historycznych dzielnic Gdańska. Wrzeszcz jest w sytuacji wyjątkowej. Przemierzając okolice Grunwaldzkiej, obserwujemy bogaty tygiel budowlany, przechodzący miejscami w nieznośną kakofonię. Stare ceglane domy robotnicze sąsiadują z blokowiskami i nizinnymi biurowcami z czasów Gierka, by po kilku chwilach ustąpić zabytkowym kamienicom, które z kolei przecinają jeszcze inne relikty komunistycznej architektury. A wszystko w świetle neonowych szyldów, w cieniu billbordów, w odbiciu szklanych witryn sklepowych. Stare, z roku na rok coraz mniej widoczne napisy niemieckie sprzed wojny, zdobią elewacje budynków w towarzystwie współczesnych graffiti i plakatów. Miejscami obraz ten nieomal do złudzenia przypomina fuzję berlińskich ulic. W dawnym Berlinie Wschodnim architektura (oczywiście różniąca się od naszej) została po wojnie załatana przez komunistyczne obiekty. Owocem takich kontrastów jest szpetota sporej części niemieckiej metropolii.

Wtórne rozwiązania inspirowane ideami Le Corbusiera uczyniły dla estetyki wielu miast więcej złego niż dobrego. Rzecz jednak nie sprowadza się do kwestii surowego sześciennego modelu budynków, ale również do symetrycznych układów przestrzennych. Dziś nie ma odwrotu od różnorodności architektonicznej i próba jednolitego zagospodarowania przestrzeni miasta okaże się na pewno niekorzystna. Zaś górny Wrzeszcz jest fuzją i musi nią pozostać. Oblicze tej dzielnicy składa się nie tylko z ulicy de Gaulle’a czy uroczej, lecz zaniedbanej wysepki kamienic w okolicy powstającej Galerii Bałtyckiej. Swój głos ma także wysłużony Cristal czy wspomniany już wieżowiec, zwany „dolarowcem”. Uważam, że najbardziej rozsądnym zadaniem będzie próba przemyślanego zszycia tych kontrastów. Chaos zmierzający w stronę umownej harmonii uczyniłby Wrzeszcz ulicy Grunwaldzkiej i okolic dzielnicą, której obecny brak jednorodnego stylu stałby się osobliwym wyróżnikiem. Biorąc pod uwagę wydźwięk i charakter zmian społecznych opisanych wyżej, a co za tym idzie perspektywę tworzenia się w tej okolicy bliźniaczego centrum – alternatywy i dopełnienia historycznego śródmieścia – widzę w rozwoju tego odcinka ulicy Grunwaldzkiej możliwość zaistnienia na mapie Gdańska w sposób analogiczny do berlińskiej Kurfurstendamm Strasse. Ta typowo handlowa arteria tętni własnym życiem i stanowi w stolicy Niemiec konkurencję względem takich splotów, jak na przykład Alexanderplatz. Z racji powstających inwestycji i obranych dróg rozwoju Wrzeszcz potrzebuje dużego i nowoczesnego dworca kolejowego. Centra potrzebują również swoich placów. Czy bezimienny i wcale niemały teren, na którym obecnie znajduje się Cristal, nie mógłby po odpowiednim rozplanowaniu pełnić takiej roli? Tajemnica odnowienia i uwspółcześnienia Wrzeszcza w dużej mierze tkwi w tworzeniu nowych funkcji dla starych miejsc. Pierwotnie byłem przeciwny przeniesieniu Żaka do innej części miasta, teraz patrzę na to inaczej. Po pierwsze, z powodzeniem zastosowano wyżej opisany zabieg. Po drugie, wyróżniono i umocniono Wrzeszcz, bo powstał tu silny i twórczy ośrodek życia studenckiego oraz jedna z najważniejszych placówek kulturalnych Trójmiasta.

Skoro akcenty na mapie urbanizacyjnej Gdańska zmieniają się, przed miastem stoi ciężkie zadanie reorganizacji ładu architektonicznego. Rzecz nie powinna polegać jedynie na renowacji historycznej twarzy Wrzeszcza. Potrzeba tu działań kompozycyjnych, zakrojonych na dużo szerszą skalę. Wrzeszcz musi bowiem kroczyć ścieżką nowatorskich rozwiązań estetycznych, skoro powstaje tu nowoczesna część miasta. Dobrze jeśli uwolni się od sentymentalizmu czasów przeszłych i postawi przede wszystkim na współczesny funkcjonalizm oraz nowe formy. Nie oznacza to bynajmniej odwrotu od tradycji ani niszczenia czy zaniedbania jego historycznego oblicza. Wprost przeciwnie. Ci czytelnicy, którzy wiedzą więcej niż ja o współczesnej architekturze, domyślają się, że sugeruję rozwiązania postmodernistów. Wiele ubogich elewacji i fasad przy ulicy Grunwaldzkiej domaga się urozmaicenia. Ich wizerunek poprawiłyby zabiegi polegające na zastosowaniu cytatów z minionych epok. Nie widzę jednak sensu w próbie przerabiania ich na modłę historyzującą. W ten sposób stworzono by nowe atrapy i Wrzeszcz stałby się w sensie wizualnym karykaturą. To, co uchodzi jeszcze na terenie śródmieścia, nie przyjmie się w dzielnicy o takich perspektywach rozwoju architektonicznego. Akcenty historyczne wykorzystać można w zupełnie nowych formach, dbając o ich płynność, rozrost i ogólną spójność. Przykładem udanej kompozycji jest choćby oszklony budynek firmy Alianz, który znakomicie wpasował się kształtem w ciąg sąsiednich kamienic. Z kolei mocno naruszona przez ząb czasu fasada kamienicy na ulicy Grunwaldzkiej 44, ze swoim dawnym oszkleniem – odnowiona i należycie uwspółcześniona bardzo okazale komponowałaby się ze stojącym tuż obok budynkiem Banku Pocztowego. To tylko pojedyncze przykłady, które należy pomnażać. Zachowanie różnorodności i umocnienie jej przez bardziej atrakcyjne szwy może dać ciekawe efekty. Tą drogą ład architektoniczny przyszłego bliźniaczego centrum osiągnie swój polifoniczny wydźwięk. Przestrzenną jedność w wielości.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Przestrzeń trójmiejskiej metropolii

Administracyjnie odrębne, architektonicznie różne, ekonomicznie i funkcjonalnie odmienne od siebie trzy miasta nieuchronnie zmierzają do powstania trójmiejskiej metropolii. Co proponują nam Gdynia, Sopot i Gdańsk razem i każde z osobna? Czy funkcje przestrzenne spełniają swoją rolę, zachowując przy tym ład architektoniczny, charakterystyczny dla każdego z tych miast? Czy młody człowiek jest adresatem zmian dokonujących się w Trójmieście i czy takie zmiany są realizowane? Jakie są pomysły rozwoju centrów miast? Pytań można by stawiać bez końca, lecz jedno jest pewne – należy wprowadzać takie rozwiązania i w taki sposób kreować przestrzeń każdego z trójmiejskich miast, aby w kontekście powstawania metropolii na pierwszym miejscu stawiać człowieka, dopasować się do jego potrzeb.

Gdańsk, Sopot i Gdynia mają swoje walory oraz dużo ambitnych pomysłów, lecz uważam, że coraz mniej pamięta się o ludziach, którzy szukają przyjaznego miejsca do nauki, zabawy, pracy, wypoczynku czy założenia własnego domu i bardzo często oczekują ładu przestrzennego oraz architektonicznego, mogącego zapewnić im poczucie estetyki i komfortu mieszkania. Najbardziej zastanawia fakt, iż z jednej strony w całym Trójmieście powstają nowe osiedla, które są coraz urokliwsze, lepiej zlokalizowane, bardziej przemyślane i ciekawsze architektonicznie. Prezentują nowy standard mieszkania w nowoczesnych, przestronnych lokalach na zamkniętych osiedlach, które są położone na obrzeżach miast, miejscach reprezentatywnych, blisko związanych z przyrodą oraz morzem. Z drugiej strony jednak, centra trójmiejskich miast, będące niegdyś miejscem zamieszkania tysięcy ludzi, stają się coraz bardziej wyludnione. Nagromadzenie funkcji rozrywkowej, administracyjnej, ekonomicznej czy handlowej tworzy przestrzeń, w której ludzie nie chcą mieszkać, a jednie czasowo przebywać. Przyjeżdżają do pracy, na uczelnię, załatwić sprawę w urzędzie, a w wolnych chwilach się pobawić, odpocząć. Jednak z ulgą opuszczają zatłoczone, głośne i, zdaję się, coraz bardziej chaotyczne centra trójmiejskich miast.

Gdynia

„Miasto z morza i marzeń”, „okno na świat” – tymi cytatami oddać można całą inspirację, która przyświecała powstaniu tego miasta. Z jednej strony, główne osie widokowe kierujące nas w stronę zatoki, otaczająca architektura inspirowana morzem i jego kulturą, wykorzystanie portu do gospodarczego rozwoju miasta, dynamiczny rozwój spowodowany licznymi inwestycjami, co owocuje nowymi biurowcami, centrami biznesu i handlu. Z drugiej zaś, miejsce zaprojektowane dla ludzi, gdzie nie zapomniano o potrzebach mieszkańca.

Młody człowiek, poza architekturą, widocznym rozwojem miasta i doskonałym miejscem do pracy, nie widzi w Gdyni miejsca do odpoczynku, zabawy i rekreacji. Centrum miasta z nagromadzonymi funkcjami ekonomicznymi, handlowymi, usługowymi zapomniało o młodym człowieku. Poza licznymi wyjątkami w rejonie skweru, brak lokali tętniących życiem, pełnych nie tylko turystów, ale i mieszkańców. Prowizoryczne kluby, zlokalizowane w miejscach i budynkach o zgoła innym przeznaczeniu, nie tworzą przestrzeni, w której młodzi chcieliby się bawić i odpoczywać. Brak miejsc „kultowych”, utożsamianych z młodym pokoleniem. Należy to zmienić poprzez przemyślaną zabudowę skweru Kościuszki i terenów przyległych, zachowując przy tym specyficzny ład architektoniczny, który nadaje temu miastu klimat. Muszą powstać miejsca, gdzie widoczne będą autonomia młodego człowieka i odzwierciedlenie jego potrzeb. Nie można lokować kina, dyskoteki, sklepów i pubów w jednym miejscu, jak ma to miejsce na przykład w centrum Gemini. Co prawda dla turystów jest to atrakcyjne, ale nie dla mieszkańców, głównie młodych, którzy poszukują swojego miejsca w swoim mieście. Gdynia ma niesamowite możliwości: bulwar Nadmorski, skwer Kościuszki, gdzie aż prosi się o jak najwięcej miejsc dla młodych i nie tylko młodych mieszkańców. Dobrze się dzieje, że takie miejsca zaczynają coraz częściej powstawać.

Gdynia jako centrum biznesu. Taką wizję z pewnością snuje wielu mieszkańców tego miasta. O tego rodzaju dążeniach świadczyć może powstawanie licznych biurowców i centrów biznesu. Niektóre, jak na przykład budynek firmy Prokom, dom towarowy Batory czy handlowo-usługowy Kwiatkowski, idealnie wpisują się w istniejący już ład zabudowy Gdyni. Inne przedsięwzięcie – powstanie Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego na terenie byłej zajezdni trolejbusowej – jest świetnym przykładem zaadaptowania istniejącej przestrzeni do nowych funkcji, przy zachowaniu charakterystycznej architektury. Władze powinny podjąć decyzję, czy pozwalają na swobodną lokalizację funkcji w poszczególnych częściach miasta, czy też tworzyć się będą obszary szczególnego przeznaczenia – na przykład skwer Kościuszki i bulwar Nadmorski jako miejsca wypoczynku i rekreacji, ulica Świętojańska i jej okolice jako centrum usługowo-handlowe, ulica Śląska i jej okolice jako dzielnica biurowa. Ciekawa byłaby idea stworzenia terenów okalających basen Prezydenta budynkami podobnymi do Sea Towers, jednak inwestycja ta rodzi wiele pytań o zachowanie ładu przestrzennego. Jako gdynianka, ale i przyszły architekt jestem wewnętrznie rozdarta. Nie chcę zatracenia niepowtarzalnego klimatu i charakteru tego miasta. Obawiam się, że inwestycje rozpatrywane jedynie pod kątem ekonomicznych profitów doprowadzą do zatracenia potrzeb mieszkańca, dla którego powinno się projektować. Z drugiej strony, jako osoba, która w przyszłości sama będzie projektować, uważam powstanie takich budynków za bardzo potrzebne, dające nowy oddech miastu i umożliwiające wprowadzenie nowego kierunku rozwoju architektury.

Niewątpliwie, centrum Gdyni jest idealnym przykładem prawidłowej lokalizacji funkcji miejskich, gdzie przenika się ze sobą „mieszkaniówka”, rekreacja, usługi i przemysł. Ich wykorzystywanie jest dodatkowo spotęgowane prawidłowym umiejscowieniem infrastruktury komunikacyjnej, lecz trzeba uważać, żeby nieprzemyślanymi inwestycjami nie zburzyć tego, co jest charakterystyczne dla zabudowy Gdyni, nie zmarnować szansy ukierunkowanego rozwoju skierowanego przede wszystkim na człowieka.

Sopot

Letnia stolica Polski. To właśnie tam główna przestrzeń publiczna jest całkowicie dostosowana do skali człowieka i jego potrzeb. Sam deptak z nagromadzoną funkcją gastronomiczno-rozrywkową przyciąga masę ludzi, nie tylko z Trójmiasta i Polski, ale i z zagranicy. Ogromna różnorodność miejsc gwarantuje złożone formy wypoczynku i spędzania wolnego czasu, od przestrzeni zurbanizowanych z nagromadzonymi funkcjami, po obszary wypoczynkowo-rekreacyjne. Nie da się ukryć, że Sopot jest miejscem, które żyje o każdej porze dnia i nocy.

Analizując funkcje turystyczne, dostrzegamy prawidłowość w ich zlokalizowaniu. Długi deptak z pubami, restauracjami, klubami zakończony placem wprowadzającym w część hotelową zakończony najdłuższym, drewnianym molem w Europie. Największym atutem miasta jest fakt, iż wyżej wymienione funkcje tworzą oś zakończoną widokiem na zatokę.

Sopot to nie tylko zabawa. W kreowaniu wizerunku miasta i jego przestrzeni nie powinno się zapomnieć o miejscach, gdzie mieszkańcy i turyści mogą uprawiać sport. Nie wystarczy wytyczyć na chodniku ścieżki rowerowe czy postawić w parku bramki do piłki nożnej. Można z obiektów sportowo-rekreacyjnych stworzyć punkty miasta, które przyciągać będą tłumy nie tylko oryginalnym kształtem, ale i pełnioną funkcją.

Obecnie modernizowane centrum Sopotu sprawia, iż to właśnie ono jest hotelowym centrum Trójmiasta. Ważne, by architektura tych obiektów była na tyle oryginalna i pomysłowa, żeby stać się wizytówką miasta, a zarazem nie zburzyć ładu morskiego kurortu, którym niewątpliwie jest Sopot. Realizując pewne inwestycje, spowodować można, iż przestrzeń miasta nabierze jeszcze więcej uroku i ściągnie ogromną liczbę turystów. Słynny „krzywy domek” jest dobrym przykładem stworzenia czegoś oryginalnego bez naruszania ładu architektonicznego miasta.

Gdańsk

Historyczny Gdańsk z jego niepowtarzalnymi kamieniczkami, żurawiami portowymi górującymi nad miastem, a symbolizującymi iskrę przemian w bloku wschodnim, jest nieodzownym miejscem na turystycznej mapie polski, regionu i Europy. Czy jednak miejsce to ze swoimi walorami i atrakcjami ma być funkcjonalnie podporządkowane jedynie turystom, czy można zapomnieć o mieszkańcach, którzy tworzą klimat miasta i są jego duszą? Na jakie ustępstwa można się zgodzić, projektując nowe budynki i adaptując istniejące przestrzenie Starego Miasta? Głównym problem jest tu chyba brak jasnej koncepcji podziału funkcji centrum. To problem wielopłaszczyznowy, który wymaga wnikliwej analizy historycznej zabudowy, funkcji, a przede wszystkim weryfikacji obecnych działań zmierzających do wyznaczenia drogi rozwoju Gdańska.

Jestem pod ogromnym urokiem tego, co w Gdańsku historyczne i monumentalne, lecz mam wrażenie, że w całej tej płaszczyźnie zapomniano o mieszkańcach. Funkcje rozlokowane w centrum miasta są niejako kołem ratunkowym rzucanym na potrzeby turystyki. Gdzie w tym pięknym miejscu odnaleźć możemy pub czy restaurację przeznaczone dla mieszkańców, którzy chcą spędzić wolny wieczór? Lokali gastronomiczno-rozrywkowych jest dużo, lecz są one wypełnione głównie turystami, którzy zachwyceni i oczarowani pięknem miasta nie muszą mierzyć się z trudem codziennego życia w Gdańsku.

Turystyka w połączeniu z kulturą i historią jest pewną koncepcją na przestrzeń Starego Miasta. Planowane muzeum Solidarności, istniejące muzea i galerie, teatr Wybrzeże, liczne kościoły i pomniki historii, którymi są prawie wszystkie budowle w centrum Gdańska, po odpowiedniej aranżacji stać się mogą „kulturalno-historycznym” centrum Trójmiasta i całego regionu. Trzeba w tym celu przebudować infrastrukturę drogową, zamknąć pewne części miasta dla samochodów i stworzyć nowe miejsca, gdzie człowiek będzie się mógł oddawać „duchowej uczcie”. Stare Miasto ma jeszcze wiele miejsc, które są nieodrestaurowane i czekają na ciekawą propozycję nie tylko architektonicznego odtworzenia, ale i funkcjonalnej aranżacji według wymogów współczesności. Niewątpliwie, potrzebna jest debata publiczna, która dałaby odpowiedź, czy taka śmiała koncepcja stworzenia centrum kultury, sztuki i historii jest realna.

Mimo wielu pomysłów na rozwój centrum Gdańska, a w szczególności Starego Miasta, musi tu panować pewien ład architektoniczny. Niewątpliwym ukłonem w stronę historii byłoby zachowanie pewnych osobliwych i charakterystycznych cech, jakie posiada architektura Gdańska, w nowo powstającej zabudowie. W końcu nie jest ważne, aby budynek był pomnikiem jego twórcy, „sztuką dla sztuki”. Oprócz tego, iż musi on zwracać uwagę swoją estetyką i innowacyjnością, powinien spełniać również wymogi funkcjonalne, wpisując się w tkankę miejską. Nowe centra handlowe czy biurowce, oprócz profitów ekonomicznych dla miasta, powinny być napędem ożywiającym otoczenie. Inwestycje nowo projektowanych przestrzeni mogą mieć oczywiście charakter współczesny, ale czy prawidłowe jest kopiowanie na siłę architektury bardziej rozwiniętych miast Europy Zachodniej, Stanów Zjednoczonych czy azjatyckich tygrysów? Najprościej mówiąc, uczmy się na błędach! Projektując współczesne założenia miejskie, powinniśmy korzystać z doświadczenia innych, nie powielając ślepo ich pomyłek. Nie można dopuścić do sytuacji, w której panoramę Gdańska z charakterystyczną ulicą Długą, kościołem Mariackim, kamieniczkami i żurawiami portowymi w tle zasłonią wieżowce i drapacze chmur. Takich miejsc na świecie jest już wystarczająco dużo. My zachowajmy ład architektoniczny w miejscach dla nas szczególnych, rozwijajmy się i twórzmy, ale tak, by współczesna architektura ożywiała i na nowo odkrywała przed nami magię tego miasta. Gdańsk ma olbrzymi potencjał, którym z pewnością są ludzie młodzi (tacy jak ja), oczekujący czegoś więcej niż ikony historii i turystyki. Chcą w nim widzieć miejsce z pomysłem, który jest konsekwentnie realizowany. Architektura może to z pewnością umożliwić.

Zestawmy teraz powyższą charakterystykę i koncepcję rozwoju poszczególnych miast Trójmiasta, widzianą oczami młodej osoby, z faktem powstawania metropolii i obowiązkiem zachowania pewnego ładu przestrzennego. Jak widać, każde z wymienionych miast ma do zaoferowania różne walory. Na tle lokalizacji funkcji jedno miasto wypada korzystniej, inne gorzej. Mimo iż Gdańsk, Gdynia i Sopot to administracyjnie odrębne przestrzenie, istnieją razem jako symbiotyczny twór. Są częścią formującej się metropolii. Dlatego mieszkańcy Trójmiasta czerpią z każdego z nich to, co najlepsze. I tak kolejno: Sopot jest miejscem aktywnego wypoczynku i życia nocnego młodych ludzi, Gdańsk to pomnik historii, administracyjne i kulturalne centrum regionu i symbol Pomorza, natomiast Gdynia to miasto nowoczesne i otwarte na rozwój. Metropolia sama w sobie rozwiązuje problem lokalizacji funkcji, gdyż każdy mieszkaniec może korzystać z tych najlepiej ukształtowanych w każdym mieście.

Metropolia w wymiarze urbanizacyjnym tworzy bardzo ciekawą przestrzeń, która zaspokaja prawie wszystkie potrzeby jej mieszkańców (ewentualne braki w jednym mieście rekompensują w innym). Co jednak z ładem? Czy w przypadku metropolii jest on nadal zachowany, czy w ogóle istnieje? To duży problem, gdyż historia poszczególnych miast, idea ich powstania, rola jaką odgrywają wykształciły architekturę charakterystyczną tylko dla ich zabudowy. Uważam, że należy zachowywać ład panujący w przestrzeni poszczególnych miast Trójmiasta. Projektując na przykład w Gdańsku, należy rozpatrywać inwestycje jedynie pod kątem architektury tego miasta. Nie należy ujednolicać przestrzeni trójmiejskiej metropolii, gdyż wtedy zatracimy jej niepowtarzalny charakter.

Bardzo ważne, aby decydenci, architekci, inwestorzy, budując dajmy na to w Gdyni, szanowali ład przestrzenny tego miasta, ale mieli też świadomość, że tworzą dla mieszkańców Trójmiasta. To niezmiernie istotne, gdyż główną przeszkodą w swobodnym korzystaniu z funkcji poszczególnych miejsc w metropolii jest ich dostępność. Zintegrowana komunikacja jest niezbędna dla swobodnego przemieszczania się w obrębie Gdyni, Sopotu i Gdańska. Planowane inwestycje nie mogą być rozpatrywane jedynie przez pryzmat ulicy, dzielnicy czy jednego miasta. Muszą być starannie przemyślaną i zaplanowaną inwestycją w przestrzeń publiczną, z której wszyscy korzystamy. Ład architektoniczny Trójmiasta stanie się wizytówką naszego regionu jedynie w sytuacji, kiedy będzie dopasowany do skali i potrzeb wszystkich mieszkańców, umożliwiając im swobodny dostęp do wszystkich jego funkcji.

Skip to content