Categories
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Widziane oczami studenta…

Łukasz Wyszyński

Student III roku Stosunków Międzynarodowych na Akademii Marynarki Wojennej

Na Pomorzu istnieje wiele uczelni wyższych, które zajmują się kształceniem studentów w różnych dziedzinach. Począwszy od medycyny i studiów politechnicznych, poprzez typowe kierunki uniwersyteckie, studia morskie, wojskowe, a kończąc na plastycznych czy artystycznych. Można powiedzieć, że zaplecze naukowe, jakim dysponujemy, jest dobre i umożliwia młodym ludziom zdobywanie szerokiej wiedzy. Potencjał ludzki też jest niemały. W naszym regionie nie brak młodych, ambitnych, kreatywnych ludzi, chcących się rozwijać i kształcić. W końcu, mamy firmy, przedsiębiorstwa, instytucje, które na tle naszego kraju wypadają naprawdę korzystnie. Teoretycznie mechanizm jest prosty. Młody człowiek podejmuje świadomą i przemyślaną decyzję, wybierając odpowiedni kierunek studiów. Kształci się tam, zdobywa wiedzę pod okiem kadry dydaktycznej, korzystając z zaplecza naukowego, odbywa praktyki, a następnie jest przyjmowany z otwartymi rękami przez pracodawcę, który doceniając jego umiejętności i zapał, odpowiednio go wynagradza. Ów wykształcony i wykwalifikowany pracownik odwdzięcza się zaangażowaniem i pracowitością. Utopijna wizja, której chyba nikt jeszcze nie zrealizował. Czego potrzeba, żeby ten mechanizm mógł funkcjonować? Jak sprawić, by zainteresowane strony, które powinny na siebie zachodzić, współpracować i uzupełniać się czyniły to z większym zaangażowaniem i przekonaniem, mając świadomość, że leży to w ich interesie? Odpowiedź nie jest prosta, bo ciężko zarzucić uczelniom, że chcą źle kształcić, pracodawcom, że nie chcą mieć dobrych pracowników, a młodym ludziom, że nie zależy im na pracy i swoim rozwoju.

Specjalizacja czy wszechstronność?

Istotnym problemem jest pytanie o profil kształcenia, jaki wybierze student. Czy będzie on chciał specjalizować się w jakiejś dziedzinie, stać się ekspertem? Czy też położy nacisk na wszechstronność i szeroki wachlarz umiejętności, które niekoniecznie muszą być zbieżne. Pierwszy przypadek można zaobserwować częściej wśród studentów uczelni technicznych. Chcąc zdobyć jeszcze większą wiedzę w danej dziedzinie i dążąc do jak najlepszego opanowania materiału, stają się cennym nabytkiem dla potencjalnych pracodawców, którzy nierzadko poszukują nie tylko absolwentów konkretnego kierunku, ale i specjalistów w wąskiej dziedzinie. Młode osoby, które podjęły się studiów technicznych, powinny starać się odbywać praktyki, staże i szkolenia w firmach, które są w bezpośrednim obszarze tematycznym ich kierunku studiów. Spowoduje to, że po zakończeniu edukacji staną się nie tylko inżynierami z wiedzą teoretyczną, ale i obytymi z praktyką pracownikami, którzy swój czas studiów poświęcili na poszerzanie wiedzy i specjalizację. Uważam, że taki model wskazany jest jedynie przy studiach technicznych. Dzieje się tak, gdyż rynek pracy potrzebuje inżynierów z zakresu telekomunikacji, informatyki, programowania, architektury, fizyki, chemii, matematyki czy osób po kierunkach medycznych. Młodzi ludzie, którzy studiują na tych kierunkach mogą podjąć ryzyko specjalizacji w nadziei, że po ukończeniu studiów bez problemu znajdą pracę. Natomiast studia humanistyczne stawiają przed młodym człowiekiem już o wiele więcej znaków zapytania, co do kierunku samorozwoju. Ciężko oczekiwać, żeby wszyscy absolwenci politologii, którzy kończą co roku studia znaleźli zatrudnienie w swojej dziedzinie, zakładając nawet, że uczelnia umożliwia im specjalizację. Są tutaj dwie drogi. Jedną wybierają zapaleńcy i pasjonaci, którzy interesując się konkretnym obszarem ekonomii, socjologii, politologii czy historii, również podejmują ryzyko specjalizacji. Zważywszy jednak, że nie ma na nich tak dużego zapotrzebowania, jak na inżynierów, niekoniecznie osiągają sukces. Jest to dla nich o tyle niekomfortowa sytuacja, że pozostają z konkretną wiedzą i umiejętnościami, na które obecnie nie ma zapotrzebowania. Muszą się oni przekwalifikować, często w zupełnie odmiennym kierunku, niemal od nowa rozpoczynając proces uczenia się danego zawodu. Dlatego większość wybiera drugą możliwość, czyli wszechstronne zdobywanie umiejętności i doświadczenia. Będąc na studiach humanistycznych, niełatwo jest znaleźć dobre praktyki powiązane z kierunkiem nauczania. W większości przypadków staże czy praktyki nie są obowiązkowe, ale każdy, kto chce pracować w zawodzie, zdaje sobie sprawę z tego, że są mu niezbędne. Dlatego też wielokrotnie studenci podejmują szkolenia z zakresu niezwiązanego bezpośrednio z ich studiami, odbywając praktyki w firmach i instytucjach, nie do końca odzwierciedlających ich profil nauki. Co więcej, podczas samych studiów odkrywają, że i tak nie będą pracowali w miejscu, o którym świadczyłby ich kierunek nauki, więc zaczynają zdobywać wiedzę na przykład w zakresie branży, w której udało się im znaleźć pracę bądź w kierunku, który aktualnie jest popularny na rynku pracy. Taki potencjalny pracownik, owszem, jest wszechstronny, lecz często zaniedbuje swój pierwotny kierunek kształcenia, a co za tym idzie, może być on różnie postrzegany na rynku pracy – jako wszechstronna i mobilna osoba, która potrafi bardzo szybko zaadaptować się do nowych zadań bądź jako osoba niezdecydowana, która nie zna się dobrze na niczym. Pytanie o to, czy specjalizować się, czy rozwijać wszechstronnie, niezależnie od kierunku studiów, pozostawiam otwarte, gdyż każdy indywidualnie musi ocenić swoje możliwości, potencjał oraz rynek pracy, na którym przyjdzie mu rywalizować.

Niezbędne umiejętności

Absolwenci uczelni morskich, medycznych, wojskowych i technicznych mają praktycznie zapewnioną pracę po studiach bądź jej poszukiwania są dla nich mniej rozczarowujące niż dla studentów studiów humanistycznych, których jest zdecydowanie więcej. Powstaje wiele niepublicznych uczelni, szkół wyższych, zawodowych, policealnych, które szkolą armię bezrobotnych. Za istotny błąd popełniany przez szkoły wyższe uważam zbyt małe poświęcanie uwagi przedmiotom związanym z umiejętnością obsługi komputera, podstawami prawa, podstawami ekonomii czy nauce języków obcych. Nie można uczyć studenta obsługi komputera jak historii czy statystyki, zakładając, że po jednym semestrze ćwiczeń, które nierzadko odbiegają od rzeczywistości posiądzie on umiejętność biegłego posługiwania się podstawowym narzędziem naszych czasów. Praca z komputerem powinna trwać jak najdłużej i powinna być powiązana ze wszystkimi przedmiotami, wymuszając niejako na studencie chęć poszerzania swojej wiedzy z tego zakresu. Niestety nie wszyscy wykładowcy są temu przychylni, być może dlatego, że sami niezbyt dobrze czują się przy komputerze. ,,Nieznajomość prawa szkodzi” – w myśl tej zasady każdy niezależnie od kierunku studiów powinien znać jego podstawy i to nie tylko po to, by móc potem pracować i rozumieć przepisy prawne, ale także po to, by sprawnie funkcjonować w społeczeństwie. W Pomorskiem jest wiele możliwości uczestniczenia w szkoleniach czy kursach, lecz to przede wszystkim uczelnie, głównie trójmiejskie, powinny zwracać uwagę na ciągle zmieniające się realia i ewoluujący rynek pracy, na którym coraz częściej od absolwenta uczelni oczekuje się nie tylko wiedzy teoretycznej, ale i bycia samodzielną jednostką, umiejącą praktycznie zastosować swoją wiedzę.

Każdy jest w innej sytuacji (informacja i współpraca)

Pomorze uważam za region, w którym dopinguje się młodych ludzi do zakładania własnej działalności. Inicjatywy, jak na przykład: Akademicki Inkubator Przedsiębiorczości czy ,,Gdyński Biznesplan” to świetne pomysły skłaniające młodych do samodzielnego działania. Studia również są tu pomocne, pokazując, że można być ekspertem w swojej dziedzinie, niekoniecznie pracując u kogoś. Dlatego ludzie młodzi zakładają własne kancelarie adwokackie, biura rachunkowe, poradnie psychologiczne, studia sportowe, firmy architektoniczne i wiele innych. Krótko mówiąc, stają się wtedy pracodawcami. Tacy właśnie ludzie, kreatywni i odważni, z pomocą samorządów, województwa, wielu organizacji, firm i przedsiębiorstw przyczyniają się do dynamicznego rozwoju naszego regionu. Część studentów uczy się w trybie zaocznym, czyli niestacjonarnym, co pozwala sądzić, że pracują już zawodowo, a studia służą podniesieniu ich kwalifikacji. Niewykluczone, że po zakończeniu nauki zmienią oni swój zawód, lecz na pewno łatwiej jest im się odnaleźć na rynku pracy. Mimo że część studentów zakłada własne firmy, część już pracuje, a jeszcze inna część jest na studiach o bardzo pożądanych specjalizacjach na rynku pracy, pozostaje pytanie, co zrobić z dziennymi studiami humanistycznymi, które wciąż są w większości? Przede wszystkim dostarczać młodym informacji o tym, co jest wymagane przez przyszłego pracodawcę, jakie umiejętności powinni posiąść. Trzeba informować o perspektywach rozwoju danej gałęzi w regionie i zgodnie z tym prowadzić nabór na kierunki z tą branżą związane. Wszelkiego rodzaju spotkania, inicjatywy i konferencje nie powinny być jedynie dwustronne, ponieważ nie można prowadzić ustaleń na poziomie studenci – uczelnia, nie licząc się ze zdaniem pracodawców. Podobnie ci ostatni, porozumiewając się z uczelniami z naszego regionu, powinni zapraszać do tych dyskusji studentów. W przeciwnym razie zawsze będzie grupa, która jest niedoinformowana, niedoceniona, której potencjał nie jest w pełni wykorzystany. Nie można wychodzić z założenia, że tylko od uczelni zależy program i sposób kształcenia, a pracodawcy są jedynymi podmiotami, które tak naprawdę dyktują warunki na rynku pracy. Takie podejście może skutkować wyjazdami ludzi młodych, tych coraz lepiej wykwalifikowanych i zdolnych, w poszukiwaniu nie tylko lepszej pracy czy wyższych zarobków, ale i uznania dla swoich umiejętności. Oczywiście nie wszyscy wyjadą, ale może to skomplikować sytuację potencjalnych pracodawców. Co więcej, młodzi mogą dojść do wniosku, że skoro znają języki, to po co studiować w Polsce, na Pomorzu, skoro można od razu wyjechać za granicę i tam rozpocząć karierę. Żeby tak się nie stało, współpraca pomiędzy uczelniami i samorządami w naszym regionie powinna być lepiej zorganizowana i sformalizowana. Informacje o zmianach, wymaganiach na rynku pracy powinny docierać nie tylko do studentów, lecz także do uczelni, które muszą się liczyć z częstymi zmianami kierunków kształcenia, limitami przyjęć na poszczególne wydziały i odpowiednim doborem materiałów dydaktycznych.

Podejście do pracy

Młody człowiek, który od szkoły podstawowej, przez liceum i cały okres studiów słyszy, że wiedza jest kluczem do sukcesu, który poświęca swój czas na praktyki, szkolenia, nierzadko drugi fakultet studiów, inwestuje w siebie, a po skończonych studiach ledwo znajduje pracę. Pracę, która nie dość, że nie zawsze jest spełnieniem jego zawodowych ambicji, to jeszcze nie pozwala mu na życie na poziomie, jaki sobie wymarzył. Wówczas zaczyna on wątpić w siebie i drogę, którą wybrał. Oczywiście są osoby, które osiągają sukces i na Pomorzu jest ich wiele, lecz nadal wielu jest tych, którym się nie udaje, nie do końca z ich winy. Przestają oni szanować swoją pracę i wiedzę. Co więcej, mają świadomość, że ludzie, którzy nie uczyli się tyle co oni, zarabiają podobne sumy pieniędzy. Rodzi to brak szacunku do pracy innych i nie jest to kwestia wychowania, lecz prawidłowego wynagradzania i doceniania ludzi, ludzi, którzy całe życie poświęcili, żeby się znaleźć tam, gdzie są teraz.

Problem istnieje, co wcale nie oznacza, że sytuacja jest zła. W regionie mamy dobrze działającą bazę renomowanych uczelni, kształcących na różnych kierunkach, mamy firmy, które ze względu na swój rozwój poszukują nowych pracowników, wreszcie mamy młodych ambitnych ludzi. Nie uważam, żeby rozwiązaniem był niekończący się „wyścig szczurów”, doskonalenie, które pochłania coraz więcej czasu, tworząc z człowieka maszynę, co jest zgubne dla życia rodzinnego i kontaktów międzyludzkich, a także powoduje jeszcze większe niezadowolenie z otrzymywanego wynagrodzenia, które nie rośnie proporcjonalnie do podnoszonych kwalifikacji kolejnych roczników absolwentów. Uważam, że trzeba słuchać argumentów każdej ze stron, umieć dopasować podaż przyszłych pracowników do ich spodziewanego popytu na rynku pracy. Elastyczni w swoich działaniach muszą być nie tylko studenci, ale i uczelnie. Współpraca na linii pracodawca – student – uczelnia, która urzeczywistnia się na arenie rynku pracy musi być przemyślana i prowadzona konsekwentnie. W przeciwnym razie jeszcze długo będziemy mówić, że w sumie nie jest źle, ale nadal tysiące młodych ludzi nie może znaleźć pracy.

Dodaj komentarz

Skip to content