Wyszyński Łukasz

O autorze:

Od urodzenia mieszkam w Trójmieście, a perspektywa życia, nauki i pracy w wielkomiejskim klimacie zawsze mnie pociągała i fascynowała. Nie wyobrażam sobie siebie mieszkającego na prowincji, w małym miasteczku czy na wsi. Ma to pewnie swoje zalety, lecz w konfrontacji z perspektywą rozwoju i poziomu życia, jaką oferuje duże miasto, wypada mało atrakcyjnie dla człowieka takiego jak ja. Trójmiasto i gminy do niego przyległe już teraz tworzą imponującą, spójną wewnętrznie aglomerację. Dzięki temu coraz częściej słyszymy o powstaniu metropolii, łączącej wszystkie te regiony w jeden olbrzymi kompleks, który na mapie Polski i Europy zaczyna wyglądać coraz bardziej imponująco.Nasza metropolia połączona jest z resztą kraju i Europy. Mamy lotnisko, porty, połączenia kolejowe i autostradę w budowie. Region nasz jest miejscem krzyżowania się i łączenia ważnych szlaków handlowych, punktem tranzytowym i przeładunkowym. To wszystko powoduje rozwój gospodarczy, który jest najbardziej widocznym aspektem rozwoju metropolii. Dzięki współpracy miasta i gminy z regionu efektywniej wspierają wszelkiego rodzaju inwestycje komunikacyjne. Dla mnie jako mieszkańca tegoż regionu ważna jest nie tylko komunikacja z resztą świata, ale i w obrębie naszego "megamiasta". Jeżeli mam załatwić coś w Gdańsku czy Rumi, nie traktuje tego jako wyjazdu do innego miasta. Jest to dla mnie podróż po jednym organizmie miejskim, niejako do innej jego dzielnicy. Szybka Kolej Miejska zapewnia taki transport. Gdy spojrzymy na krajobraz przelatujący za szybą, widzimy jedno wielkie miasto. Mimo wszystko napotykam problemy, które sprawiają, że przechodzenie z miasta do miasta nie jest ani proste, ani przyjemne. Wszędzie inne bilety, taryfy i mało połączeń gwarantujących przemieszczanie się pomiędzy granicami miast. Dużo się ostatnio mówi o powstaniu wspólnego biletu na wszystkie środki komunikacji miejskiej. To doskonały pomysł, który nie tylko usprawni samo przemieszczanie się, ale i da mieszkańcom trójmiasta i okolic poczucie, że są obywatelami jednego regionu, metropolii. Bardzo podobała mi się inicjatywa zorganizowania wspólnego święta trójmiejskich studentów, czyli juwenaliów. Pokazały one, jak należy współpracować w naszej metropolii, a nie prowadzić zabójczą konkurencję. Mogłem wziąć udział w wielu imprezach i mieć poczucie, że bawią się ze mną studenci z całego Trójmiasta, a nie tylko pojedynczej miejscowości czy uczelni. Pozwoliło to organizatorom zebrać większe środki i zaoferować imprezę na wysokim poziomie z perspektywą powtórki w następnych latach. Przykład ten pokazuje nie tylko kierunek rozwoju, jakim jest współpraca między miastami przy organizacji takich wydarzeń, ale pozwala utożsamiać się ludziom z całym Trójmiastem. Dla mnie i moich znajomych nie jest problemem spędzenie wieczoru w którymkolwiek mieście. Dzieje się tak dlatego, że w zasadzie z miasta nie wyjeżdżam. Zanik owych widocznych granic, wspólne inicjatywy i komunikacja sprawiają, że to, co ludziom w innych miejscach Polski wydaje się niemożliwe, tutaj nie budzi większego zdziwienia. Mogę mieszkać w Gdyni, studiować w Gdańsku, a pracować w Sopocie. Pomimo że każdy z nas ma oczywiście swoją małą ojczyznę, swoje ukochane miasto, identyfikujemy się z całym regionem, interesujemy się jego sprawami i dopingujemy przy wszystkich obiecujących, dotyczących nas inicjatywach. Jako mieszkaniec metropolii mogę więcej. Mam większy wybór studiów, kierunków rozwoju kariery, mogę oddawać się swoim pasjom i zainteresowaniom oraz kreatywnie spędzać wolny czasu. Gdy mam ochotę spędzić dzień w historycznej zabudowie Gdańska, pobawić się w sopockich klubach bądź poleżeć na gdyńskiej plaży, po prostu tam jadę. Podczas szukania pracy, rozwijania swoich zainteresowań wiem, że znajduję się w silnym i dużym skupisku miejskim, gdzie szanse na sukces są większe niż gdziekolwiek. Jak nie w jednym miejscu, to gdzie indziej, jeśli nie w tym mieście, to w drugim - wszystko w obrębie mojej metropolii. Zawsze mówiono, że duży może więcej. Jest w tym dużo prawdy. Łatwiej o fundusze z Unii Europejskiej, pozyskiwanie inwestorów, prezentowanie i przeforsowywanie swoich racji. Dla potencjalnych inwestorów na pewno ciekawszy jest duży i silny partner, z wizją, którą konsekwentnie realizuje. Mam wrażenie, że metropolia pomorska mogłaby takim miejscem być. Czy w takim razie metropolia oznacza koniec naszych miast? Nic z tych rzeczy. Sformalizujmy naszą współpracę tam, gdzie się zgadzamy, gdzie korzyści odniosą wszyscy, a przy tym zachowają swoją odrębność. Nie ma co bić na alarm, że nie można łączyć miast o innym charakterze, historii i znaczeniu, bo my ich nie wrzucamy do jednego worka, tylko nawiązujemy współpracę w dziedzinach, w których taką potrzebę widzimy. Dzięki temu każdy będzie mógł powiedzieć, że jedzie na wakacje do przepięknego kurortu - Sopotu, mieszka w malowniczej okolicy Gdańska, gdzie historię spotykamy na każdym kroku czy zakłada firmę w młodej, przedsiębiorczej Gdyni. Przez inicjatywę stworzenia metropolii pokażemy, że nasz region to ludzie innowacyjni, bez kompleksów, uprzedzeń, potrafiący współpracować i ułatwiać sobie życie w wielu dziedzinach. Stanie się to magnesem dla całego kraju, Europy i świata, a przy tym każde miasto zachowa, swój charakter, klimat, markę, osobowość i niepowtarzalność. Działanie w ramach metropolii to nie przypisywanie sobie sukcesów innych, tylko codzienne małe i duże działania, które docenią zwykli mieszkańcy. To inicjatywy i projekty, które nie będą identyfikowane z jednym miastem czy osobą, ale z całym regionem, które z czasem wydadzą się nam oczywiste i normalne, jak wspólny bilet, wspólny plan rozwoju gospodarczego, wspólne szkolenia, seminaria i spotkania. Metropolia jest administracyjną, ekonomiczną i kulturalną stolicą regionu. Aktualnie takim miastem jest Gdańsk. W ramach wielkiego zjednoczenia można by ujednolicić i uprościć wiele procedur administracyjnych. Wspólne urzędy, zintegrowany system ochrony zdrowia, zarządzania kryzysowego, instytucje pomocowe działające w ramach tych samych zasad i standardów. Ściślejsza współpraca policji i straży miejskiej, nie tylko na zasadzie inicjatyw, ale i sformalizowanych umów, przyniosłaby niewątpliwie duży efekt. Wiadomo, że nie należy odbierać Gdańskowi funkcji miasta wojewódzkiego, ale część urzędów i instytucji z powodzeniem mogłaby mieć siedziby w innych punktach metropolii. Dzięki temu dostęp do nich byłby łatwiejszy, a czas poświęcony na załatwienie jakiejś sprawy skróciłby się. Można by stworzyć organizacje i instytucje pomagające w załatwianiu spraw prawnych na terenie całej metropolii. Czy nie byłoby wygodnie pójść do urzędu miasta w Rumi i zarejestrować samochód w Gdańsku, bo tam mieszkamy, a akurat jesteśmy w okolicy i mamy czas? Na pewno jednym z ciekawszych pomysłów jest stworzenie e-miasta, czy e-metropolii. Miejsca, gdzie Internet byłby powszechny. Na przykład na terenie naszej metropolii istniałby bezprzewodowy dostęp do sieci. Byłby to z pewnością projekt przynoszący ogromne zyski. Stworzyłby on podstawy dla informatyzacji urzędów, ułatwił komunikację skoordynowanych i wspólnych działań takich instytucji, jak policja czy służba zdrowia. Poza tym, byłby to czynnik przyciągający ludzi świata biznesu i nie tylko. Nasza metropolia mogłaby w pełni zaistnieć w Internecie. Dobrze wiemy, że szybka informacja jest niezbędna przy promocji i rozwoju. Realizacja wielu pomysłów, szczególnie tych bardziej odważnych, jest na razie niemożliwa ze względu na przepisy prawne i bariery administracyjne. Są jednakże zaczątkiem dyskusji, która w przyszłości przynieść może widoczne efekty. Misją metropolii jest też usprawnianie i ujednolicanie działalności wszystkich miast członkowskich. Chciałbym tu zawrzeć wyraźną aluzję do Unii Europejskiej. Metropolia to dla mnie związek miast, powstały w celu przyspieszenia rozwoju, a nie zaniku odrębności i suwerenności. Zjednoczenie w ramach wielkiej aglomeracji to nie tylko inwestycje, gospodarka, przedsięwzięcia czy plany. To przede wszystkim ludzie - oni tworzą i kształtują miasto, region, oni zadecydują, czy chcą współpracować w ramach metropolii. Młodzież studiująca na trójmiejskich uczelniach, przyjeżdżająca niejednokrotnie z różnych regionów Polski, po latach spędzonych na Pomorzu nie wyobraża sobie często innego miejsca do życia i pracy. To chyba pozytywne zjawisko. Uważam, że powstanie i rozwój metropolii powinien być skierowany głównie do młodych, chcących się kształcić ludzi, którzy korzystają z oferty edukacyjnej naszego regionu. Mamy uczelnie morskie, wojskowe, politechnikę i uniwersytet, akademie medyczną i sztuk pięknych - to bogata i ciekawa oferta zapewniająca szeroki wachlarz kierunków. To właśnie ludzie - specjaliści i eksperci - są naszym największym bogactwem. Ich doświadczenie i potencjał pozwala nam realnie myśleć o stworzeniu metropolii. Choć jestem zwolennikiem i entuzjastą powstania wielkiej, wspólnej aglomeracji, zdaję sobie sprawę, że są pewne obawy, a może nawet mankamenty tego odważnego planu. Pomimo iż idea znana jest od dłuższego czasu, nie sposób nie odnieść wrażenia, że w wielu dziedzinach uprzedzenia i własny interes biorą górę. Cieszymy się, gdy uda się nam, a sąsiadom nie. Walka o gazoport jest tylko jednym z przykładów starego porzekadła: gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Konkurencja tak, ale dobrze rozumiana i zdrowa, taka z której moglibyśmy czasami zrezygnować dla osiągnięcia lepszych, wspólnych wyników. Mieszkańcy miast, powiedzmy to sobie szczerze, nie darzą się nawzajem miłością. Wolą działać i współpracować w obrębie swojego miasta. Nie jest to regułą, ale często ma miejsce. Czasami nieufni, czasami zniechęceni przez złą prasę, nie potrafimy myśleć na tyle globalnie, aby dostrzec naszych sąsiadów. Chyba, że mowa o zyskach ekonomicznych. Wtedy doceniamy szeroki rynek, jaki oferuje metropolia. Niebagatelną rolę w rozwoju metropolii odegrają nasze regionalne media. To one będą zachęcać do współpracy, przedstawiać wspólnie zrealizowane projekty i sukcesy. Będą także ostrzegać i ukazywać błędy oraz zagrożenia płynące z istnienia i rozwoju pomorskiej metropolii. Powstaje pytanie, jak funkcjonować będzie jednostka na tle tak ogromnego tworu, jakim jest metropolia? Czy przypadkiem nie zostaniemy przytłoczeni, nie staniemy się anonimowymi uczestnikami tego skomplikowanego organizmu? Czy metropolia nas nie przerośnie? Myślę, że nie. Mieszkańcy Trójmiasta i okolic już pokazali, że są zaradni i odważni, nie boja się wyzwań i mogą konkurować z każdym. Jeżeli zapewnimy opiekę, pomoc i perspektywę rozwoju słabszym, gorzej usytuowanym, więcej ludzi odniesie tu swój osobisty sukces. Jak rozwój metropolii wpłynie na resztę regionu? To poważne pytanie. Od podejścia władz wojewódzkich oraz współpracy innych miast regionu, gmin i powiatów z metropolią zależy, czy będzie ona siłą napędowa regionu, czy spowoduje dwubiegunowość naszego "megamiasta". Metropolia ma być wzorcem i rozpoznawalną marką regionu, ale dzięki jej sile można wypromować wiele mniejszych regionalnych inicjatyw. Wszystko zależy od współpracy i profesjonalnego podejścia władz samorządowych. Jedno jest pewne, nie możemy pozwolić, aby metropolia była ziemią obiecaną dla ludzi z zewnątrz, swego rodzaju mekką, gdzie odbywać się będą pielgrzymki "za chlebem". Powinna być integralną częścią regionu, gdzie każdy odnajdzie satysfakcję na wszystkich poziomach działalności. To musi być zagwarantowane. Dyskusja nad powstaniem metropolii ciągle się toczy. Czasami mówi się o tym więcej, czasami mniej. Być może sam fakt jej powstania jest już przesądzony? Może zaczyna już funkcjonować? Naszym problemem zaś jest tylko nazwanie tej rzeczywistości, którą podświadomie stworzyliśmy. Myślę, że jest w tym dużo prawdy. Region Trójmiasta i przyległych gmin ciągle się rozwija. Trzeba stworzyć warunki, żeby rozwój ten był jeszcze efektywniejszy i co ważne - kontrolowany (w pozytywnym znaczeniu tego słowa). Tylko poprzez dialog osiągniemy kompromis i wypracujemy najlepszą formułę metropolii dla Pomorza, Trójmiasta, naszych miast, dla nas - mieszkańców. Zatem do dzieła!

O autorze:

Jako mieszkaniec Pomorza, Trójmiasta pewnego dnia stwierdzam, że chcę coś zobaczyć, usłyszeć, dobrze, przyjemnie i twórczo spędzić wolny czas. Na pozór nie mam z tym problemu. Przeglądam portal internetowy, otwieram gazetę, sprawdzam repertuar teatrów, oferty galerii, muzeów, klubów i wielu innych miejsc, gdzie szeroko rozumiana kultura kwitnie w najlepsze. Dzwonię, pytam o godzinę, cenę, rezerwuję bilet lub umawiam się i idę. Takie to proste, teraz pozostaje mi tylko rozkoszować się duchową ucztą, jaką sobie zaplanowałem na wolne popołudnie. Myślę jednak, że podobnie zachować mógłby się mieszkaniec z wielu regionów i miast z całej Polski. Nie oznacza to wcale, że z naszą kulturą jest coś nie tak, że jest źle zorganizowana, ma niski poziom, nic z tych rzeczy. Trzeba przyznać, że nasz region obfituje w wiele ciekawych wydarzeń kulturalnych i to z różnych dziedzin twórczości. Sopot Festival, Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, Open'er Festival Heinekena, Jarmark Dominikański w Gdańsku to wielkie imprezy, przyciągające tysiące widzów, słuchaczy, turystów, pasjonatów. Na deskach teatrów coraz to nowe premiery spektakli. W muzeach i galeriach prezentacja artystycznej spuścizny Pomorza i nie tylko. W bardziej lub mniej znanych klubach i pubach występy artystów bluesowych, jazzowych, najogólniej mówiąc prezentujących różne nurty muzyczne. W Sopocie przez cały rok można się wybrać na wycieczkę po klubach i dyskotekach oferujących muzykę z całego świata. W mniejszych miejscowościach wiele jest muzeów, ośrodków promujących i prezentujących rdzenną kulturę Pomorza, twórczość regionalną, muzykę itd. Tak można by wymieniać i wymieniać. Należy jednak zapytać, czy to oznacza, że jest dobrze, że nic już nie można poprawić, że powinniśmy się cieszyć z tego, co mamy i nic więcej nie wymagać? Nic podobnego! Uważam, że mimo tego że jest dobrze, mogłoby być znacznie lepiej. Wiele się dzieje, wspieranie przez samorządy i sejmiki wojewódzkie inicjatyw kulturalnych jest istotnym punktem ich rozwoju. Starania o zintegrowanie kalendarzy kulturalnych i turystycznych wydarzeń w celu rozpropagowania Pomorza i nastawienie na zyski obu branż prowadzi do coraz większej opłacalności działań kulturalnych. Coraz więcej instytucji przyjmuje w swoje szeregi speców od reklamy, ekonomii, pozyskiwania funduszy unijnych. Mamy do czynienia z aktywną reklamą tych wydarzeń i ich nastawieniem zarówno na odbiorców z Pomorza, jak i spoza regionu. Nadal istnieją jednak dziedziny, w których można jeszcze wiele poprawić i zmienić. Bardzo ważnym elementem jest formuła prezentowania wydarzeń kulturalnych. W Muzeum Powstania Warszawskiego przeprowadzono lekcje historii z aktywnym uczestnictwem zwiedzających. Odniosło to wielki sukces, który powinien zostać zauważony we wszystkich regionach Polski. Dlaczego nasze muzea i teatry nie oferują zajęć dla młodzieży mających na celu przybliżenie kultury Pomorza, przedstawienie podstaw bytu naszego regionu? Przecież w przyszłości mogłyby one zaowocować fascynacją przeszłością Pomorza. Kultura naszych przodków powinna być przedstawiana młodzieży w postaci interesujących zajęć, które będą inspiracją. Nie może się to dziać na siłę, ale na zasadzie zainteresowania i wzajemnej fascynacji. Gdyż realizacją misji kultury nie jest samo prezentowanie, ale odpowiednie zrozumienie przez odbiorcę. Jak pokazał przykład warszawski, jest to możliwe. Podobną formułę mogłyby przybrać muzea prezentujące naszą historię, przez co zaskarbiłyby sobie uznanie wielu odwiedzających. Prezentacja kultury musi trafiać w gusta i oczekiwania coraz to bardziej wybrednej publiczności. Żaden turysta nie lubi oprowadzania go po muzeum czy galerii, gdzie nie ma szansy napatrzenia się, nacieszenia danym eksponatem, a przecież dzieje się to w wielu miejscach. Nie liczba wydarzeń kulturalnych, ale ich jakość na pewno zapadnie naszemu odbiorcy w pamięci. Następnym ważnym elementem prezentacji kultury naszego regionu, są ludzie, którzy ją współtworzą. Nie może być tak, że jeżeli jedynie zagwarantujemy występ znanego artysty, czy prezentację jego prac, to możemy mówić, że wydarzenie kulturalne stoi na wysokim poziomie. O randze i poziomie będzie świadczył również sposób, w jaki przedstawimy to wydarzenie odbiorcy. Kultura jak już wspomniałem jest czymś szczególnym, więc nasz klient będzie się czegoś szczególnego spodziewał - nie tylko po artyście, ale i całej oprawie. Nie można pozwolić na to, żeby przy obsłudze takiego wydarzenia pracowali ludzie, którzy nie mają o nim pojęcia, nie potrafią doradzić, pomóc w wyborze. Należy sprawić, by czas poświęcony na kulturę był czasem odróżniającym się na przestrzeni innych naszych codziennych działań i zamierzeń. Od momentu wejścia do teatru, muzeum, galerii, sali koncertowej, musimy mieć wrażenie, że wkraczamy niejako w inny świat, który chce nam zaoferować coś niezwykłego. Mamy w naszym regionie wspaniałych ludzi - nie wolno nam tej sytuacji zmarnować. Trzeba tych ludzi odpowiednio inspirować i wynagradzać. Kultura to nie kula u nogi, ale część gospodarki; poza wypełnianiem pewnej misji naprawdę może przynosić zyski ekonomiczne. "Kultura naszego regionu, wszelkie wydarzenia z nią związane to nie tylko Trójmiasto" - może tak rzeczywiście nie jest, ale większość ludzi odnosi takie wrażenie. Należy to zmienić. Nasz region podobnie jak Podhale, Mazowsze i wiele innych może przez prezentacje swojego regionalizmu, a zwłaszcza jego kultury pozyskać rzesze sympatyków. Trzeba tu jednak wspomnieć o tym, że niejednokrotnie ludzie, którzy chcą takową kulturę prezentować, nie mają zaplecza logistycznego, prawnego i finansowego. Nie raz jeździłem z klasą po okolicznych muzeach i domach kultury prezentujących nasz regionalizm. Zawsze ta sama obyta formuła; poczucie seryjności odbywającego się wydarzenia sprawiały, że nie zapadało ono w pamięci mojej i moich rówieśników. Podobnie jest z turystami i z lokalnymi mieszkańcami. Kultura to nie stałe trzymanie się dobrych i tych samych wzorców, ale coraz to nowe prezentacje, ciągłe wyznaczanie nowych standardów. Pomorze przez swój standard życia, swoją otwartość i innowacyjność wielu miejsc, może się stać zagłębiem współczesnych artystów, ludzi związanych z kulturą. Musimy się starać, żeby świat ludzi kultury z tej najwyższej półki widział w naszym regionie inspirację i witalność. Czy nasz region nie mógłby się stać oazą, gdzie twórczość różnych dziedzin kwitłaby w najlepsze? Przez stworzenie odpowiedniego zaplecza, agencji artystycznych, odpowiednie promowanie młodych artystów i miłośników kultury, mamy szansę stać się miejscem, gdzie twórcy kultury nie tylko będą chcieli zawitać, ale i zamieszkać. Przez to oni będą identyfikowani z Pomorzem, a Pomorze z nimi. Dzięki temu wiele innych dziedzin gospodarki zyska potencjalnych inwestorów, mieszkańców itp. Każdy bowiem chciałby mieszkać w okolicy, gdzie ludzie cenią i tworzą kulturę. To świadczy o naszym poziomie życia i sposobie postrzegania świata, który niczym nieskrępowany wyznacza nowe wzorce. Tylko ludzie wykształceni, którzy reprezentują pewne wartości, mogą być mecenasami kultury i sztuki, jej miłośnikami i twórcami. Skoro takich mamy na Pomorzu, to czemu tego nie pokazać? Jeżeli kultura często przez swoich twórców ośmiesza nas, nasz region, chce wychwycić wady i absurdy to, należy to zaakceptować i pokazać, że jesteśmy samokrytyczni i czerpiemy z tego naukę. Bardzo ważny jest sposób i formuła prezentowania wydarzeń kulturalnych. Osoby, które reklamują dane wydarzenie, niejednokrotnie świadczą o poziomie danej imprezy. Jeżeli więc dzieje się coś naprawdę godnego uwagi, to zarówno w gestii władz, inwestorów, sponsorów, jak i samych organizatorów jest nadanie wydarzeniu odpowiedniej rangi. Sam wielokrotnie szukając czegoś ciekawego, poszukiwałem recenzji, opinii o danym przedsięwzięciu. Sprawdzałem patronat i sztab osób zaangażowanych w dane wydarzenie kulturalne. Tak to już jest, że kultury nie należy porównywać z niczym innym. Kultura się sama obroni, ale w dzisiejszym świecie musi brać pod uwagę zasady wolnego rynku. W mediach należy wyeksponować to, co naprawdę jest godne polecenia. Na pewno jest to trudne, a środowisko kultury nie lubi złej prasy, ale trzeba zapewnić swobodę oceny wydarzeń kulturalnych, bo tylko tak podniesiemy ich poziom i wypromujemy je do odpowiedniej rangi. Kultura to nie nierentowna dziedzina gospodarki, która wielu kojarzy się z dotowaniem nieekonomicznych przedsięwzięć. Nie wolno kultury oddać w ręce ,,bezdusznych ekonomistów", bo przestanie być czymś magicznym i fascynującym. Należy łączyć w zespoły ludzi, którzy mają o niej pojecie, z tymi, którzy znają się na promocji, reklamie, zarządzaniu itd. Jest to mieszanka niejednokrotnie wybuchowa, ale jeżeli zapewnimy, że na dane wydarzenie spojrzy się choćby z dwóch punktów widzenia, szanse odniesienia sukcesu zwiększają się. Poza tym przełammy stereotyp, że kultura nie zmienia się pod wpływam promocji i reklamy. Musimy sprawić żeby wydarzenia kulturalne w naszym regionie odbijały się szeroki echem w całej Polsce. Wiele takich przedsięwzięć jest, ale zawsze należy równać w górę i starać się, by takich inicjatyw było coraz więcej. Do tego są potrzebni specjaliści, którzy już wypromowali wiele na pozór nieopłacalnych działalności. Kultura to jest szansa rozwoju dla wielu ludzi, którzy nie muszą być artystami. Ich działalność jest często niewidoczna, choć przecież niezbędna. Trzeba więc ich doceniać, kształcić, konfrontować i rozwijać ich doświadczenia. Przecież to oni często są motorem napędzającym naszą kulturę i mają na tym polu wiele do powiedzenia. Kultura jest czymś dynamicznym. Nawet jeżeli ekspozycje muzealne prezentują nam przeszłość, słuchamy klasyków muzyki, oglądamy sztuki teatralne, które od pokoleń zachwycają publiczność, to musimy przecież mieć świadomość, że kultura jest prezentacją naszej cywilizacji, obyczajów, pragnień, słabości, jest odbiciem nas samych. Jako takowe odbicie ewoluuje, rozwija się, umiera i rodzi na nowo. Nie szufladkujmy wiec kultury z innymi dziedzinami życia. Musimy sobie uwiadomić, że bez szeroko rozumianej kultury nie możemy mówić o Pomorzu. To kultura nas wyróżnia, promuje, przedstawia, ale i wyznacza nasze miejsce na ziemi. Jeżeli z tej niesamowicie ważnej misji będziemy umieli wydobyć korzyści dla naszego regionu (kulturalne, ekonomiczne, socjologiczne, promocyjne), to bardzo dobrze. Nie zapominajmy jednak, że kultury nie kupuje się w Internecie na zamówienie. Tyle ile osób pisze o kulturze, tyle też funkcjonuje opinii o niej. Niektóre się wykluczają, inne prowadzą do wspólnych wniosków. Co do jednego musimy być zgodni, kultura to my, mieszkańcy Pomorza, szanujmy więc ją i wspierajmy, a ona się nam odpłaci. Nauczmy się ją wykorzystywać.

O autorze:

Na Pomorzu istnieje wiele uczelni wyższych, które zajmują się kształceniem studentów w różnych dziedzinach. Począwszy od medycyny i studiów politechnicznych, poprzez typowe kierunki uniwersyteckie, studia morskie, wojskowe, a kończąc na plastycznych czy artystycznych. Można powiedzieć, że zaplecze naukowe, jakim dysponujemy, jest dobre i umożliwia młodym ludziom zdobywanie szerokiej wiedzy. Potencjał ludzki też jest niemały. W naszym regionie nie brak młodych, ambitnych, kreatywnych ludzi, chcących się rozwijać i kształcić. W końcu, mamy firmy, przedsiębiorstwa, instytucje, które na tle naszego kraju wypadają naprawdę korzystnie. Teoretycznie mechanizm jest prosty. Młody człowiek podejmuje świadomą i przemyślaną decyzję, wybierając odpowiedni kierunek studiów. Kształci się tam, zdobywa wiedzę pod okiem kadry dydaktycznej, korzystając z zaplecza naukowego, odbywa praktyki, a następnie jest przyjmowany z otwartymi rękami przez pracodawcę, który doceniając jego umiejętności i zapał, odpowiednio go wynagradza. Ów wykształcony i wykwalifikowany pracownik odwdzięcza się zaangażowaniem i pracowitością. Utopijna wizja, której chyba nikt jeszcze nie zrealizował. Czego potrzeba, żeby ten mechanizm mógł funkcjonować? Jak sprawić, by zainteresowane strony, które powinny na siebie zachodzić, współpracować i uzupełniać się czyniły to z większym zaangażowaniem i przekonaniem, mając świadomość, że leży to w ich interesie? Odpowiedź nie jest prosta, bo ciężko zarzucić uczelniom, że chcą źle kształcić, pracodawcom, że nie chcą mieć dobrych pracowników, a młodym ludziom, że nie zależy im na pracy i swoim rozwoju. Specjalizacja czy wszechstronność? Istotnym problemem jest pytanie o profil kształcenia, jaki wybierze student. Czy będzie on chciał specjalizować się w jakiejś dziedzinie, stać się ekspertem? Czy też położy nacisk na wszechstronność i szeroki wachlarz umiejętności, które niekoniecznie muszą być zbieżne. Pierwszy przypadek można zaobserwować częściej wśród studentów uczelni technicznych. Chcąc zdobyć jeszcze większą wiedzę w danej dziedzinie i dążąc do jak najlepszego opanowania materiału, stają się cennym nabytkiem dla potencjalnych pracodawców, którzy nierzadko poszukują nie tylko absolwentów konkretnego kierunku, ale i specjalistów w wąskiej dziedzinie. Młode osoby, które podjęły się studiów technicznych, powinny starać się odbywać praktyki, staże i szkolenia w firmach, które są w bezpośrednim obszarze tematycznym ich kierunku studiów. Spowoduje to, że po zakończeniu edukacji staną się nie tylko inżynierami z wiedzą teoretyczną, ale i obytymi z praktyką pracownikami, którzy swój czas studiów poświęcili na poszerzanie wiedzy i specjalizację. Uważam, że taki model wskazany jest jedynie przy studiach technicznych. Dzieje się tak, gdyż rynek pracy potrzebuje inżynierów z zakresu telekomunikacji, informatyki, programowania, architektury, fizyki, chemii, matematyki czy osób po kierunkach medycznych. Młodzi ludzie, którzy studiują na tych kierunkach mogą podjąć ryzyko specjalizacji w nadziei, że po ukończeniu studiów bez problemu znajdą pracę. Natomiast studia humanistyczne stawiają przed młodym człowiekiem już o wiele więcej znaków zapytania, co do kierunku samorozwoju. Ciężko oczekiwać, żeby wszyscy absolwenci politologii, którzy kończą co roku studia znaleźli zatrudnienie w swojej dziedzinie, zakładając nawet, że uczelnia umożliwia im specjalizację. Są tutaj dwie drogi. Jedną wybierają zapaleńcy i pasjonaci, którzy interesując się konkretnym obszarem ekonomii, socjologii, politologii czy historii, również podejmują ryzyko specjalizacji. Zważywszy jednak, że nie ma na nich tak dużego zapotrzebowania, jak na inżynierów, niekoniecznie osiągają sukces. Jest to dla nich o tyle niekomfortowa sytuacja, że pozostają z konkretną wiedzą i umiejętnościami, na które obecnie nie ma zapotrzebowania. Muszą się oni przekwalifikować, często w zupełnie odmiennym kierunku, niemal od nowa rozpoczynając proces uczenia się danego zawodu. Dlatego większość wybiera drugą możliwość, czyli wszechstronne zdobywanie umiejętności i doświadczenia. Będąc na studiach humanistycznych, niełatwo jest znaleźć dobre praktyki powiązane z kierunkiem nauczania. W większości przypadków staże czy praktyki nie są obowiązkowe, ale każdy, kto chce pracować w zawodzie, zdaje sobie sprawę z tego, że są mu niezbędne. Dlatego też wielokrotnie studenci podejmują szkolenia z zakresu niezwiązanego bezpośrednio z ich studiami, odbywając praktyki w firmach i instytucjach, nie do końca odzwierciedlających ich profil nauki. Co więcej, podczas samych studiów odkrywają, że i tak nie będą pracowali w miejscu, o którym świadczyłby ich kierunek nauki, więc zaczynają zdobywać wiedzę na przykład w zakresie branży, w której udało się im znaleźć pracę bądź w kierunku, który aktualnie jest popularny na rynku pracy. Taki potencjalny pracownik, owszem, jest wszechstronny, lecz często zaniedbuje swój pierwotny kierunek kształcenia, a co za tym idzie, może być on różnie postrzegany na rynku pracy - jako wszechstronna i mobilna osoba, która potrafi bardzo szybko zaadaptować się do nowych zadań bądź jako osoba niezdecydowana, która nie zna się dobrze na niczym. Pytanie o to, czy specjalizować się, czy rozwijać wszechstronnie, niezależnie od kierunku studiów, pozostawiam otwarte, gdyż każdy indywidualnie musi ocenić swoje możliwości, potencjał oraz rynek pracy, na którym przyjdzie mu rywalizować. Niezbędne umiejętności Absolwenci uczelni morskich, medycznych, wojskowych i technicznych mają praktycznie zapewnioną pracę po studiach bądź jej poszukiwania są dla nich mniej rozczarowujące niż dla studentów studiów humanistycznych, których jest zdecydowanie więcej. Powstaje wiele niepublicznych uczelni, szkół wyższych, zawodowych, policealnych, które szkolą armię bezrobotnych. Za istotny błąd popełniany przez szkoły wyższe uważam zbyt małe poświęcanie uwagi przedmiotom związanym z umiejętnością obsługi komputera, podstawami prawa, podstawami ekonomii czy nauce języków obcych. Nie można uczyć studenta obsługi komputera jak historii czy statystyki, zakładając, że po jednym semestrze ćwiczeń, które nierzadko odbiegają od rzeczywistości posiądzie on umiejętność biegłego posługiwania się podstawowym narzędziem naszych czasów. Praca z komputerem powinna trwać jak najdłużej i powinna być powiązana ze wszystkimi przedmiotami, wymuszając niejako na studencie chęć poszerzania swojej wiedzy z tego zakresu. Niestety nie wszyscy wykładowcy są temu przychylni, być może dlatego, że sami niezbyt dobrze czują się przy komputerze. ,,Nieznajomość prawa szkodzi" - w myśl tej zasady każdy niezależnie od kierunku studiów powinien znać jego podstawy i to nie tylko po to, by móc potem pracować i rozumieć przepisy prawne, ale także po to, by sprawnie funkcjonować w społeczeństwie. W Pomorskiem jest wiele możliwości uczestniczenia w szkoleniach czy kursach, lecz to przede wszystkim uczelnie, głównie trójmiejskie, powinny zwracać uwagę na ciągle zmieniające się realia i ewoluujący rynek pracy, na którym coraz częściej od absolwenta uczelni oczekuje się nie tylko wiedzy teoretycznej, ale i bycia samodzielną jednostką, umiejącą praktycznie zastosować swoją wiedzę. Każdy jest w innej sytuacji (informacja i współpraca) Pomorze uważam za region, w którym dopinguje się młodych ludzi do zakładania własnej działalności. Inicjatywy, jak na przykład: Akademicki Inkubator Przedsiębiorczości czy ,,Gdyński Biznesplan" to świetne pomysły skłaniające młodych do samodzielnego działania. Studia również są tu pomocne, pokazując, że można być ekspertem w swojej dziedzinie, niekoniecznie pracując u kogoś. Dlatego ludzie młodzi zakładają własne kancelarie adwokackie, biura rachunkowe, poradnie psychologiczne, studia sportowe, firmy architektoniczne i wiele innych. Krótko mówiąc, stają się wtedy pracodawcami. Tacy właśnie ludzie, kreatywni i odważni, z pomocą samorządów, województwa, wielu organizacji, firm i przedsiębiorstw przyczyniają się do dynamicznego rozwoju naszego regionu. Część studentów uczy się w trybie zaocznym, czyli niestacjonarnym, co pozwala sądzić, że pracują już zawodowo, a studia służą podniesieniu ich kwalifikacji. Niewykluczone, że po zakończeniu nauki zmienią oni swój zawód, lecz na pewno łatwiej jest im się odnaleźć na rynku pracy. Mimo że część studentów zakłada własne firmy, część już pracuje, a jeszcze inna część jest na studiach o bardzo pożądanych specjalizacjach na rynku pracy, pozostaje pytanie, co zrobić z dziennymi studiami humanistycznymi, które wciąż są w większości? Przede wszystkim dostarczać młodym informacji o tym, co jest wymagane przez przyszłego pracodawcę, jakie umiejętności powinni posiąść. Trzeba informować o perspektywach rozwoju danej gałęzi w regionie i zgodnie z tym prowadzić nabór na kierunki z tą branżą związane. Wszelkiego rodzaju spotkania, inicjatywy i konferencje nie powinny być jedynie dwustronne, ponieważ nie można prowadzić ustaleń na poziomie studenci - uczelnia, nie licząc się ze zdaniem pracodawców. Podobnie ci ostatni, porozumiewając się z uczelniami z naszego regionu, powinni zapraszać do tych dyskusji studentów. W przeciwnym razie zawsze będzie grupa, która jest niedoinformowana, niedoceniona, której potencjał nie jest w pełni wykorzystany. Nie można wychodzić z założenia, że tylko od uczelni zależy program i sposób kształcenia, a pracodawcy są jedynymi podmiotami, które tak naprawdę dyktują warunki na rynku pracy. Takie podejście może skutkować wyjazdami ludzi młodych, tych coraz lepiej wykwalifikowanych i zdolnych, w poszukiwaniu nie tylko lepszej pracy czy wyższych zarobków, ale i uznania dla swoich umiejętności. Oczywiście nie wszyscy wyjadą, ale może to skomplikować sytuację potencjalnych pracodawców. Co więcej, młodzi mogą dojść do wniosku, że skoro znają języki, to po co studiować w Polsce, na Pomorzu, skoro można od razu wyjechać za granicę i tam rozpocząć karierę. Żeby tak się nie stało, współpraca pomiędzy uczelniami i samorządami w naszym regionie powinna być lepiej zorganizowana i sformalizowana. Informacje o zmianach, wymaganiach na rynku pracy powinny docierać nie tylko do studentów, lecz także do uczelni, które muszą się liczyć z częstymi zmianami kierunków kształcenia, limitami przyjęć na poszczególne wydziały i odpowiednim doborem materiałów dydaktycznych. Podejście do pracy Młody człowiek, który od szkoły podstawowej, przez liceum i cały okres studiów słyszy, że wiedza jest kluczem do sukcesu, który poświęca swój czas na praktyki, szkolenia, nierzadko drugi fakultet studiów, inwestuje w siebie, a po skończonych studiach ledwo znajduje pracę. Pracę, która nie dość, że nie zawsze jest spełnieniem jego zawodowych ambicji, to jeszcze nie pozwala mu na życie na poziomie, jaki sobie wymarzył. Wówczas zaczyna on wątpić w siebie i drogę, którą wybrał. Oczywiście są osoby, które osiągają sukces i na Pomorzu jest ich wiele, lecz nadal wielu jest tych, którym się nie udaje, nie do końca z ich winy. Przestają oni szanować swoją pracę i wiedzę. Co więcej, mają świadomość, że ludzie, którzy nie uczyli się tyle co oni, zarabiają podobne sumy pieniędzy. Rodzi to brak szacunku do pracy innych i nie jest to kwestia wychowania, lecz prawidłowego wynagradzania i doceniania ludzi, ludzi, którzy całe życie poświęcili, żeby się znaleźć tam, gdzie są teraz. Problem istnieje, co wcale nie oznacza, że sytuacja jest zła. W regionie mamy dobrze działającą bazę renomowanych uczelni, kształcących na różnych kierunkach, mamy firmy, które ze względu na swój rozwój poszukują nowych pracowników, wreszcie mamy młodych ambitnych ludzi. Nie uważam, żeby rozwiązaniem był niekończący się "wyścig szczurów", doskonalenie, które pochłania coraz więcej czasu, tworząc z człowieka maszynę, co jest zgubne dla życia rodzinnego i kontaktów międzyludzkich, a także powoduje jeszcze większe niezadowolenie z otrzymywanego wynagrodzenia, które nie rośnie proporcjonalnie do podnoszonych kwalifikacji kolejnych roczników absolwentów. Uważam, że trzeba słuchać argumentów każdej ze stron, umieć dopasować podaż przyszłych pracowników do ich spodziewanego popytu na rynku pracy. Elastyczni w swoich działaniach muszą być nie tylko studenci, ale i uczelnie. Współpraca na linii pracodawca - student - uczelnia, która urzeczywistnia się na arenie rynku pracy musi być przemyślana i prowadzona konsekwentnie. W przeciwnym razie jeszcze długo będziemy mówić, że w sumie nie jest źle, ale nadal tysiące młodych ludzi nie może znaleźć pracy.

O autorze:

Jak to ma wyglądać? Jestem dwudziestodwuletnim studentem mieszkającym w małym miasteczku na Pomorzu, jakieś 30 km od Trójmiasta. Codziennie wstaję o 5.30, żeby zdążyć na uczelnię do Gdańska. Ale wstaję tak wcześnie nie dlatego, że ciężko dojechać do Trójmiasta, lecz dlatego, że już w samej metropolii stracę 1,5 godziny, stojąc w korkach. Moje miasto w zeszłym roku, wykorzystując fundusze unijne, zbudowało i częściowo wyremontowało drogę, która prowadzi do obwodnicy Trójmiasta; dzięki temu mamy dogodne połączenie drogowe. Równie często korzystam z pociągów. Moje miasto współpracuje z PKP, dofinansowuje komunikację, dlatego w bardzo obciążonych porach, czyli wcześnie rano i po południu, są dodatkowe, szybkie i tanie połączenia z Trójmiastem. A co do komunikacji to jeszcze nie wszystko: bardzo dobrze zintegrowano sieć połączeń z sąsiednimi miastami. Dzięki temu moja miejscowość jest lokalnym liderem i każdy chce do niej przyjeżdżać. A jest po co. W urzędzie miasta, jeżeli chcę się na przykład zameldować czy zarejestrować samochód, załatwię to przez internet, podobnie jak większość spraw. Nie spodziewałem się, że tak dużo można zmienić w administracji. Liczba okienek obsługujących klienta dostosowana jest do liczby petentów. Wszystkie sprawy załatwiam w jednym miejscu. Kiedy chciałem z kolegami założyć działalność gospodarczą, to nie dość, że dostałem multimedialny przewodnik po całej procedurze, to jeszcze miasto zapewniło mi doradcę do spraw prawnych i finansowych. Zawsze myślałem, że punkty wspierające przedsiębiorczość są jedynie w ośrodkach wielkomiejskich. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że nie boję się urzędu, nie ma kolejek, urzędnicy taktują mnie jak klienta, a nie jak petenta. Po powrocie z uczelni nie mogę się opędzić od znajomych, każdy chce inaczej spędzić wolny czas. Jedni chcą wyskoczyć do nowo otwartego kameralnego teatru, do którego właśnie przyjechała grupa z Warszawy, inni natomiast wolą nasze kino, które niedawno powstało w centrum miasta; są też tacy, którzy lubią nocne życie w klubach i pubach. W zeszłym tygodniu odbył się koncert na rynku. Ja jednak razem z dziewczyną wybrałem się do ratusza, gdzie była prezentowana wystawa obrazów z Muzeum Narodowego w Gdańsku, a potem wernisaż fotograficzny. Ale najbardziej lubię sport, nie wiem tylko, co uprawiać, w MOSIR jest tyle sekcji, że ciężko się zdecydować. Miasto organizuje mnóstwo regionalnych rozgrywek, aż trudno uwierzyć, że na wszystko ma sponsorów. Nie ma co się jednak dziwić, miejscowość stawia na promocję i nowoczesny marketing, reklamują się nie tylko firmy i hotele, ale i całe miasto. Mógłbym tak bez końca wymieniać wszystkie czynniki sprawiające, że uważam je za biegun wzrostu w regionie. Chcę jednak przyznać, że aby móc mieć o nim takie zdanie, muszę mieć podstawy, a te dla mnie - młodego człowieka - to innowacyjność, kultura, komunikacja i wysoki standard życia. Dzięki tym czynnikom mogę się chwalić moim miastem, jest ono wszędzie postrzegane jako centrum, które ciągnie wszystkie otaczające go miasteczka. Co więcej, nie spotkałem się ze złymi opiniami znajomych z Trójmiasta, którzy czasami nawet zazdroszczą innowacyjności, pomysłowości i odwagi władzom mojego miasta. Możliwe, że w niedługim czasie powstaną tu nowe inwestycje przemysłu elektronicznego, rozwija się branża bankowa, usługowa itp. Dzieje się tak, ponieważ w przeszłości licea prowadziły program współpracy z uczelniami z Trójmiasta. Akademiccy wykładowcy przyjeżdżali do nas, a my często odwiedzaliśmy uczelnie z Gdańska i Gdyni. Dzięki takim działaniom w moim mieście jest wielu dobrze wykształconych i wykwalifikowanych pracowników, którzy przyciągnęli inwestorów. Program stypendialny uruchomiony przez władze w znacznym stopniu przyczynił się do wzrostu poziomu wykształcenia w naszym regionie. Taka działalność sprawiła, że ludzie młodzi widzą wiele perspektyw rozwoju w naszym mieście i chcą tu zostać. Jak to zrobić? Możliwe, że tak bym opisał miasto, które uważałbym za lokalny biegun wzrostu w regionie, miasto, które byłoby moim miastem. Jestem zdania, że wizja idealnego małego miasteczka jako lokalnego lidera dla ludzi młodych i tych starszych jest bardzo podobna. Z pewnością są jednak obszary, na które każda z tych grup wiekowych kładzie większy lub mniejszy nacisk. Z perspektywy osoby młodej i mobilnej lokalny lider musi wypracować markę i prestiż. Coś, co spowoduje, że będzie moda na to właśnie, a nie inne miasto. Żeby tak się stało, cała społeczność mieszkańców musi przestać postrzegać je jako sypialnię Trójmiasta, jako zapomniany ośrodek nierentownego przemysłu, spokojne, niewyróżniające się miasto gdzieś na Pomorzu. Wiele zależy od mentalności, nastawienia i motywacji, głównie władz miejskich i wszelkiego rodzaju grup społecznych, zrzeszeń, kół itp. Taki impuls powinien zapoczątkować innowacyjną reformę. Nie wystarczy bowiem wprowadzanie rozwiązań zaczerpniętych od innych. Żeby stać się lokalnym biegunem wzrostu, trzeba jako miasto być liderem i pionierem zmian. Administracja w mieście powinna być zinformatyzowana. Jak najwięcej rzeczy należy uprościć i umożliwić ich załatwienie przez internet, a same procedury w urzędzie usprawnić i doprowadzić do sytuacji, w której każdy obywatel, a zwłaszcza młody, poczuje się jak klient, na którym miastu-firmie zależy. Przedsiębiorczość trzeba wspierać nie tylko poprzez tworzenie specjalnych stref ekonomicznych, ale i przez pomoc w załatwianiu formalności. Początkującym przedsiębiorcom należy dać wsparcie logistyczne w postaci lokali i sprzętu, pomoc prawną oraz preferencyjne kredyty. Środki na taką działalność miasto powinno pozyskiwać nie tylko od państwa, ale i z Unii Europejskiej oraz prywatnych firm. Powinno się starać o sponsorów projektów i przedsięwzięć mających na celu aktywizację społeczną, szczególnie ludzi młodych. Zmiany, jakie wymieniłem wyżej, powinny być wprowadzane z nadzieją, że to my staniemy się wzorcem, z którego będą czerpać inni. Trzeba pamiętać, że dużo łatwiej jest wprowadzać innowacyjne rozwiązania w mniejszych ośrodkach niż w dużych miastach. Właśnie w tej strukturze mikro małe miasta powinny upatrywać szansy na stworzenie lepszych warunków do mieszkania dla młodych ludzi. Co tu dużo mówić, wprowadzenie pionierskich rozwiązań wpłynie nie tylko na wizerunek bieguna wzrostu w regionie, ale i usprawni działanie administracji, a także pozwoli obniżyć koszty jej funkcjonowania. Tym samym będzie można przeznaczyć większe środki np. na transport, drogi, ogólnie rzecz biorąc komunikację. Nie wystarczy bowiem stworzyć Dolinę Krzemową, trzeba ją jeszcze połączyć ze światem. Boję się, że wiele mniejszych miast wychodzi z założenia, iż to nie należy do ich obowiązków, że nie ponoszą za to odpowiedzialności. Zamiast samemu pozyskiwać fundusze z Unii, wywierać naciski na władze centralne o przyspieszenie inwestycji, starać się szukać oszczędności właśnie na informatyzacji administracji, poprzez wspólne finansowanie inwestycji razem z okolicznymi ośrodkami miejskimi, czeka się na realizację programów rządowych. Dla młodych lokalny biegun wzrostu to pomysłowy i zaradny ośrodek, który walczy ze znienawidzoną biurokracją i sam wychodzi z inicjatywą i rozwiązaniami. Niech mniejsze ośrodki zaryzykują i zamiast łatać pojedyncze dziury, stworzą zintegrowany plan rozwoju dróg. Komunikacja to nie tylko drogi. Wiele młodych osób korzysta z autobusów PKS-u, jeszcze więcej jeździ pociągami. Należy zacieśnić współpracę SKM, PKP, PKS i wspólnie ustalać rozkłady jazdy, dotować niezbędne połączenia i podnosić ich jakość. Jest to niezmiernie ważne, gdyż daje młodym poczucie integralności regionu. Lokalny biegun wzrostu musi być dla nich alternatywą, a nie koniecznością. Ludzie po studiach nie będą chcieli pracować w supermarketach, w fabryce podzespołów czy uczyć w szkole, o której istnieniu poza miejscowymi nikt nie słyszał. Miasto, które chce być liderem, musi ściągać najlepszych: inżynierów, lekarzy, prawników, ekonomistów, architektów itp. Tylko zapewnienie wysoko wykwalifikowanej kadry zachęci przemysł informatyczny, wymagający wysokich technologii i wykwalifikowanej kadry, do inwestycji w małym miasteczku, które automatycznie stanie się wzorem do naśladowania w regionie, najprężniejszym ośrodkiem gospodarczym, pożądanym miejscem do zamieszkania, biegunem wzrostu. Jednak żeby miasto było atrakcyjne dla mieszkańców, powinno mieć ciekawą architekturę i być rozważnie zaplanowane urbanistycznie. Tylko dzięki umiejętnemu, przemyślanemu i skoordynowanemu planowaniu rozbudowy miasta jego nowa zabudowa może się stać jego wizytówką. Ludzie młodzi coraz częściej oczekują estetyki i walorów artystycznych w miejscu, w którym żyją - chcą być z niego dumni. To miejsce powinno mieć markę i prestiż. Nasz region obfituje w wiele pięknych miast i malowniczych miasteczek, w których liczne zabytki i interesujące miejsca nie są dostatecznie wyeksponowane i rozreklamowane. Trzeba, aby każdy taki lokalny biegun wzrostu miał swój symbol - czy to barokowy kościółek, zabytkowy rynek, czy nowoczesną dzielnicę mieszkalno-handlową. Każdy wie, że ludzie młodzi lubią się bawić. Z hipotetycznego opisu idealnego miasta na początku artykułu wynika, że ludzie młodzi lubią spędzać czas aktywnie. Idąc dalej tym tropem, należy nie tylko zadbać o minimum - jeden pub, dyskoteka, jakiś klub zainteresowań i boisko do koszykówki. Trzeba podejść do tego rynkowo, sprawić, aby powstawały coraz to nowe miejsca we współpracy z prywatnymi inwestorami. Wszystko po to, aby społeczność miała poczucie,że kwitnie sport i kultura, że istnieje reprezentujący wysoki poziom zespół piłki nożnej, dobry teatr, który prężnie działa, czy w końcu możliwość uczestniczenia w koncertach z udziałem polskich gwiazd, a nie lokalnych grajków. W takim miejscu powinien powstać klimat dla młodych - musi wytworzyć się swoista kultura, coś, co spowoduje, że miasto będące gospodarczym biegunem wzrostu, stanie się swoistym lokalnym zagłębiem kulturalnym. Są jeszcze dwa niezbędne elementy, które w oczach ludzi młodych są niezmiernie ważne, a z pewnością inaczej postrzegane przez osoby starsze, mianowicie tolerancja i swoboda. Aby im sprostać, potrzeba zarówno miejsc, w których ludzie młodzi będą się mogli swobodnie bawić, jak i takich, gdzie będą musieli uszanować spokój i prywatność pozostałych mieszkańców. Brak miejsc do zabawy powoduje, że młodzież realizuje swoje potrzeby rozrywkowe w miejscach, w których inni oczekują spokoju, np. w dzielnicach mieszkaniowych. Dlatego ludzie młodzi uciekają do Sopotu, Gdańska i Gdyni, gdzie swobodnie mogą się bawić w przeznaczonych do tego miejscach. Dlaczego więc miejscowość aspirująca do miana lokalnego lidera nie miałaby pomyśleć o stworzeniu miejsca rozrywkowego z większą tolerancją dla młodych? Wiem, że moje postulaty mogą być postrzegane jako niepożądane i nierealne, ale jeżeli chce się być najlepszym, trzeba czasem zaryzykować. Lokalny biegun wzrostu to miejsce, w którym szybko rozwija się gospodarka, funkcjonuje sprawna administracja, gdzie stawia się na innowacyjność, pomysłowość, a władze nie boją się dialogu z mieszkańcami ani ich pomysłów, widząc - zwłaszcza w ludziach młodych - potencjał i przyszłość, w którą trzeba inwestować. A dla tych młodych to coś więcej - to klimat, perspektywa spędzania wolnego czasu, poczucie łączności ze światem, prestiż, renoma i marka miejscowości, którą się można chwalić na zewnątrz. Niestety, żadne miasto nie stanie się liderem w swoim regionie ze staroświeckim myśleniem, konformizmem, uprzedzeniami, zaściankową świadomością, brakiem porozumienia, a przede wszystkim brakiem wiary i chęci. Żeby taką społeczność zmienić, należy dać szansę ludziom młodym i ambitnym, nieskażonym marazmem, nieuwikłanym w lokalne wojny i kłótnie, którzy chcą być współautorami takich naszych lokalnych biegunów wzrostu na Pomorzu, powodując szybszy rozwój całego regionu, który może się stać biegunem wzrostu na mapie Polski i tej części Europy..

Skip to content