Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Globalna szachownica po pandemii (cz. I)

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Czy należy się spodziewać, że pandemia koronawirusa będzie źródłem poważnych przetasowań na geopolitycznej mapie świata?

Zdecydowanie tak. Jesteśmy dziś świadkami rozrywania się naczyń połączonych, jakimi do tej pory była gospodarka światowa. Towarzyszy temu zatrważające globalne spowolnienie, które brytyjski „The Economist” nazwał trafnie slowbolization. W szczególności gospodarki krajów Zachodu obudziły się w sytuacji kryzysowej – mówiąc nieskrępowanie – z ręką w chińskim nocniku. Okazuje się, że nie tylko sprzęt medyczny, substancje potrzebne do produkcji leków, ale również części i całe podzespoły niezbędne do dalszego przetwarzania przemysłowego w Europie, w Stanach Zjednoczonych i nie tylko, pochodzą z Chin. Pieczołowicie udoskonalane i optymalizowane łańcuchy dostaw (just in time delivery) zostały nagle porozrywane. Na obecnym kryzysie tracą jednak wszyscy: jedni bardziej, drudzy mniej. Na tym tle zarysowuje się następna odsłona globalnej rywalizacji: kto wyjdzie z kryzysu – ekonomicznie i społecznie – z najmniejszym uszczerbkiem?

Czy obecny kryzys może oznaczać detronizację Stanów Zjednoczonych z pozycji globalnego lidera?

Amerykanie są z pewnością najbardziej przerażeni obecną sytuacją. W ich wypadku nie chodzi bowiem tylko o zachowanie ciągłości produkcji i sprawności gospodarki – stawką jest utrzymanie hegemonii nad światem. Już nieco wcześniej zresztą, mniej więcej od rozpoczęcia kadencji prezydenta Donalda Trumpa, Stany Zjednoczone straciły swój globalny gospodarczy animusz i samo zaufanie do globalizacji. A zatem do procesu, który przecież sami wymyślili i którego byli głównymi promotorami.

Skąd taka zmiana azymutu?

Dotychczas w świecie zachodnim globalizacja była przedstawiana jako nieuchronność dziejowa, nieuniknione zjawisko w rozwoju ludzkości, na które nawet wielkie zbiorowości nie mogą mieć wpływu. W istnie heglowski sposób argumentowano, że nie można przecież płynąć pod prąd ducha czasu. Dziś niewidoczny wirus obnażył całą maszynerię globalizacji, demonstrując że jest ona dziełem „ludzkich rąk” – powstała w wyniku dobrze zorganizowanej współpracy grupy przemysłowców, sprzymierzonych z nimi agencji rządowych oraz sektora finansowego. Za sprawą decyzji tych samych ośrodków może ona zostać równie szybko odwołana. Cała dotychczasowa narracja o wolnych rynkach, o swobodnej wymianie handlowej oraz powiązanej z nią wymianie kulturowej, o kreatywnej destrukcji, o bogacącym się świecie współpracy, w którym narody produkują to, co potrafią najlepiej i czym się później z obopólną korzyścią wymieniają – poszła w kąt. Choć nie oznacza to oczywiście, że wszystkie powyższe założenia były fałszywe per se.

Dotychczas w świecie zachodnim globalizacja była przedstawiana jako nieuchronność dziejowa, na które nawet wielkie zbiorowości nie mogą mieć wpływu. Dziś niewidoczny wirus obnażył całą maszynerię globalizacji, demonstrując, że jest ona dziełem „ludzkich rąk”. Za sprawą tych samych rąk może więc także zostać szybko odwołana.

W rzeczywistości, obok obiecywanych dobrodziejstw, globalizacja często była wyzyskiem słabych przez silnych. Tania produkcja odbywała się gdzie indziej, niż sprzedaż – tam, gdzie producent nie ponosił kosztów socjalnych, nie musiał sobie zawracać głowy regulacjami, ochroną zdrowia czy środowiska, bez kosztów wykształcenia bardziej wykwalifikowanych pracowników itd.

Wiemy to jednak od dawna – dlaczego te kwestie zaczęły być dla Amerykanów tak dużą kulą u nogi akurat teraz?

Nietrudno się domyślić, dlaczego tak się stało – już nawet dla przeciętnego obserwatora widoczne jest, że głównym beneficjentem globalizacji są dziś Chiny, które w pewnym sensie „podkradły” ją Amerykanom. W USA coraz częściej słychać głosy, że to dzięki własnej beztrosce i własnym błędom Zachód stworzył chińskie monstrum, które za dużo eksportuje, za dużo oszczędza, za dużo inwestuje i nie praktykuje politycznego liberalizmu, który wydawał się oczywistym następstwem nowoczesnej gospodarki.

Głównym beneficjentem globalizacji są dziś Chiny, które w pewnym sensie „podkradły” ją Amerykanom. W USA coraz częściej słychać głosy, że to dzięki własnej beztrosce i własnym błędom Zachód stworzył chińskie monstrum.

Obecna zmiana nastawienia do globalizacji stanowi najlepszy dowód na wielką ideologiczną porażkę Stanów Zjednoczonych, które zostały pobite własną bronią. Amerykanie bez żadnych skrupułów łamią dziś swoje dotychczas szeroko promulgowane zasady i proglobalistyczną retorykę. Zbierając przy tym krytykę, a nawet więcej – szyderstwa płynące z Europy Zachodniej, szczególnie z Niemiec.

Co na to sami Amerykanie, którzy przecież „swoimi rękami” cały ten proces budowali?

Ten zwrot narracji wśród samych Amerykanów mało kogo oburza. To naród twardogłowych pragmatyków, mających świadomość, że z zasady należy stronić od wszelkich zbyt krępujących kaftanów ideologicznych. Zdają sobie oni sprawę, że bez złamania globalizacji, Stanom Zjednoczonym nie uda się złamać Chin.

Czy USA są jednak w stanie tak po prostu „złamać” globalizację?

To, w jaki sposób „złamać” globalizację, nie pozbywając się jednak pewnych uzyskanych zdobyczy, stanowi dziś jedno z najważniejszych wyzwań stojących przed amerykańską polityką. Słowem­‑kluczem nie jest tu jednak „deglobalizacja”, lecz decoupling, czyli rozdzielenie gospodarki amerykańskiej, a najlepiej – szerzej – zachodniej, od Chin. Mike Pompeo, amerykański sekretarz stanu odpowiedzialny za politykę zagraniczną przedstawił niedawno pierwszą fazę decouplingu w postaci „Economic Prosperity Network”, w której nie ma już miejsca dla Państwa Środka.

Amerykanie stoją dziś przed wyzwaniem decouplingu, czyli rozdzielenia gospodarki amerykańskiej, a najlepiej – szerzej – zachodniej, od Chin.

Taki podział świata będzie miał jednak negatywne konsekwencje dla Zachodu, a szczególnie dla krajów sprzymierzonych z USA. Pod płaszczykiem samowystarczalności i (ogólniej mówiąc), dechinyzacji, wkroczy ukradkiem protekcjonizm, również wewnętrzny, a za nim korupcja. Decoupling bowiem, choć brzmi stosunkowo neutralnie, w praktyce sprowadza się do działań protekcjonistycznych oraz fragmentacji rynku. Nie jest jasne, gdzie i według jakich reguł będzie przebiegała linia podziału między odpornością na strategiczne zależności i zawirowania gospodarki światowej, a autarkią i ochroną własnego przemysłu. Czy teraz każdy względnie niezależny kraj i każda branża przemysłowa będą mogły wprowadzać swoje własne bariery i prerogatywy wedle własnego uznania? Jeśli tak – rodziłoby to szerokie pola do niejasnych, nieuczciwych zagrywek. W tym momencie trudno jednak powiedzieć więcej, bo znajdujemy się dopiero na przedpolu wielkiej strategicznej gry.

Jakie mogą być tego skutki na płaszczyźnie geopolitycznej?

W tym kontekście powstaje mnóstwo pytań. Czy proces decouplingu można zorganizować bez udziału Niemiec, Francji czy Włoch? Czy można tego dokonać bez poparcia Moskwy? Prezydent Donald Trump niedawno przypominał, że Rosję trzeba włączyć do grupy G7. Ale za jaką cenę zgodzi się ona na antychiński sojusz z Zachodem? I tu pytanie z naszej perspektywy – czy aby nie kosztem Polski? Czy należy się obawiać sojuszu między Chinami a Unią Europejską? A może sojuszu Unii z Rosją, któremu sprzyjają nie tylko Niemcy, lecz również Francja i Włochy? Niedawno w Niemczech wpływowy tygodnik „Der Spiegel” opatrzył główny felieton tytułem Wachablösung, czyli Zmiana warty. Bez znaku zapytania na końcu – wszystko wskazuje na to, że Berlin na poważnie myśli o szerokiej współpracy z Chinami, jak i z Rosją.

Chińczycy mają jednak po swojej stronie wiele argumentów, by przed decouplingiem się bronić. Czy są to wystarczająco silne karty?

Obecnie dzięki globalizacji Chiny wysunęły się na czołową pozycję na świecie, rzucając otwarcie rękawicę Amerykanom. W ich interesie leży dalsze forsowanie globalizacji i z pewnością będą to robiły. Chińczycy nie stracili wiary i zaufania w proces, w którym święcą wielkie sukcesy.

Bardzo istotny jest tu fakt, że mają oni w pamięci okres stuletniego (od 1842 do 1949 r.) upokorzenia przez kraje Europy Zachodniej, Rosję oraz Japonię. Odczułem to na własnej skórze podczas wielu rozmów prowadzonych z chińskimi naukowcami i studentami, gdy prowadziłem projekty badawcze Motoroli w Chinach. Państwo Środka zdiagnozowało swoją historyczną zapaść, dochodząc do wniosku, że znalazło się w takiej sytuacji z własnej winy, w wyniku samoizolacji, apatii elit, wewnętrznego letargu, a później celowego demoralizowania chińskiego społeczeństwa przez okupantów. Wiedzą, że najwięcej zyskują w warunkach globalizacji, nie chcą więc zejść z tej drogi.

Chińczycy zdiagnozowali, że jednym z głównych źródeł ich historycznej zapaści od połowy XIX do połowy XX w. była samoizolacja. Dziś wiedzą, że najwięcej zyskują w warunkach globalizacji, nie chcą więc zejść z tej drogi.

Chiny stać na zostanie „nowymi Stanami Zjednoczonymi” globalizacji?

Azjatycki gigant stoi dziś przed rozmaitymi wyzwaniami i trudnościami: brakuje mu jeszcze soft poweru, kontroli nad szlakami handlowymi, atrakcyjnego kulturowego przekazu i wiarygodności w skali światowej. Nie dysponują również dwoma atutami, stanowiącymi główną siłę amerykańskiej perswazji – globalną „kotwicą” walutową, jaką jest dolar oraz bezkonkurencyjnym potencjałem wojskowym. Niemniej jednak Chiny są cierpliwe, zarządzane przez kadrę inżynierską, która myśli w perspektywie dekad, a nie kwartałów. Wierzą w rozwinięcie swojego potencjału w długim okresie.

Jeżeli zainicjowany przez Amerykanów decoupling się nie powiedzie, można spodziewać się, że globalizacja będzie postępować dalej i będzie jeszcze bardziej chinocentryczna. Tym bardziej, że jest ona także w interesie Niemiec, czyli drugiego po Chinach największego merkantylistycznego beneficjenta globalizacji. To właśnie niemiecka gospodarka odczuła kryzys najbardziej spośród wszystkich państw europejskich. Powód jest prosty: europejski rynek zbytu jest już nasycony, wpada wręcz w stagnację, dla niemieckich firm to wciąż prężne Chiny stają się więc główną destynacją eksportową. Dość powiedzieć, że niemiecki przemysł samochodowy, odpowiadający przecież za ponad 20 proc. dochodu narodowego Niemiec, sprzedaje najwięcej samochodów (około 40 proc.) właśnie w Chinach – więcej niż we własnym kraju.

Druga część wywiadu ukaże się w następnym wydaniu „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego” (7 VII).

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Cierpienie nie uszlachetni sektora TSL?

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

W jakim stopniu pandemia koronawirusa wpłynęła jak dotąd na pomorski sektor transportu, spedycji i logistyki (TSL)?

Jako że sektor ten jest bardzo „obszerny”, zróżnicowane są też konsekwencje pandemii dla poszczególnych jego gałęzi. Na przykład obecny kryzys spowodował dynamiczny rozwój usług kurierskich – wszystko za sprawą przeniesienia dużej części handlu do sieci.

Niemniej jednak przeważająca większość pozostałych typów działalności związanych z TSL pandemię odczuwa zdecydowanie negatywnie. Z powodu wstrzymania pasażerskiej żeglugi powietrznej, w ramach której przewożone są również ładunki, zamknięta została możliwość transportu tą drogą. Doszło do tego znaczne podwyższenie frachtów samolotów stricte towarowych. W efekcie duża część transportu powietrznego została zastąpiona – głównie w relacjach dalekowschodnich – przez kolej.

Gorzej sytuacja wygląda w branży transportu samochodowego (TIR‑y), w którym odnotowujemy dziś 25‑30‑procentowy spadek wielkości przewozów względem okresu sprzed kryzysu. Dla polskich przewoźników jest to o tyle bolesne, że odpowiadają oni za około ¼ rynku europejskiego. Obecną sytuację najbardziej odczuli dostawcy wyspecjalizowani w obsłudze dalekich kierunków, takich jak Hiszpania, czy Włochy.

Jak natomiast obecny kryzys odczuły porty morskie?

Warto mieć na uwadze, że transport morski z Dalekiego Wschodu na Pomorze zajmuje około 1‑1,5 miesiąca. Stąd też wpływ ewentualnych kryzysów mających miejsce w Azji jest odczuwalny w naszym regionie z pewnym opóźnieniem. Obecna sytuacja najbardziej negatywnie wpłynęła na gdański DCT, będący de facto monokulturą obsługującą kontenery pochodzące z Chin. W marcu odnotowano niemal 30‑procentowy spadek przeładunków, w kwietniu było już lepiej.

Z kolei pomimo pandemii minimalny – choć wyraźnie niższy niż w poprzednich okresach – wzrost przeładunków odnotował Port Gdynia. I choć gdyński port jest powszechnie kojarzony jako drobnicowy, kluczowy dla osiągnięcia tego wyniku był eksport ładunków masowych – a konkretniej: zboża – możliwy dzięki zrealizowanej w ostatnim czasie rozbudowie specjalistycznych terminali. Gdynię uratowało w dużej mierze to, że obsługuje ona inne niż Gdańsk relacje geograficzne, które nie były od początku pandemii aż tak bardzo nią dotknięte, jak: Stany Zjednoczone, Amerykę Południową czy Afrykę. Natomiast w nadchodzącym czasie na pewno się to zmieni i również Port Gdynia odczuje negatywne skutki pojawienia się koronawirusa na obsługiwanych rynkach.

Warto też zwrócić uwagę na sytuację trójmiejskich magazynów logistycznych, które obsługują ładunki z portów. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że ich sytuacja jest dobra, gdyż większość z nich jest wypełniona po brzegi, natomiast z drugiej strony – odnotowywany jest znaczny spadek rotacji towarów: klienci zamawiają ładunki, ale nie odbierają ich z magazynów, bo nie mają zbytu. Pokazuje to doskonale skalę zadyszki, z jaką zmaga się dziś polska – i nie tylko – gospodarka.

Czy firmy z sektora były w jakiś sposób przygotowane na nadejście niespodziewanego zjawiska szokowego, takiego jak np. pandemia?

W większości nikt nie brał pod uwagę tak czarnych scenariuszy – są one zaskoczeniem dla całej gospodarki, nie tylko dla sektora TSL. Niestety, słabością polskiej branży transportowej jest niska rentowność oraz brak kapitału – większość firm nie dysponuje żadną poduszką finansową na czarną godzinę, jaką ma chociażby wiele przedsiębiorstw zachodnich. Znacznie ogranicza to pole manewru w sytuacjach kryzysowych, w najwrażliwszych gałęziach sektora od razu pojawiają się duże trudności. Najlepszym tego przykładem jest transport samochodowy. Firmę przewozową jest bardzo łatwo założyć, bariera wejścia na rynek jest niska, podobnie jak uzyskanie dostępu do wykonywania zawodu. Nie jest też potrzebny wielki kapitał – większość samochodów jest leasingowanych. Wszystko to, w połączeniu ze stosunkowo niewielkimi zasobami własnymi firm, powoduje ogromną konkurencję. Jeśli kryzys będzie się przedłużał – wiele z nich nie będzie w stanie przetrwać.

Słabością polskiej branży transportowej jest niska rentowność oraz brak kapitału – większość firm nie dysponuje żadną poduszką finansową na czarną godzinę, jaką ma chociażby wiele przedsiębiorstw zachodnich.

Oprócz konkurencji wewnątrzbranżowej firmy z sektora TSL w obecnych realiach mierzą się też z wyzwaniem konkurencji międzygałęziowej – w kontekście Pomorza szczególnie widać rywalizację między ładunkiem samochodowym, a kolejowym, którą wygrywa ten pierwszy. Przyczyniły się do tego czynniki takie, jak: duża liczba wolnych samochodów na rynku, spadek frachtów czy obniżenie cen paliwa. Najbardziej wyrazistym przykładem „zwycięstwa” transportu drogowego są całe kolejki tirów stojących na drodze do Portu Gdynia. Co ciekawe, przewożą one zboże, a więc towar masowy, na transport którego niemal monopol miała do niedawna kolej.

Czego wyczekują dziś firmy z sektora TSL?

Sytuacja na rynku transportu jest wtórna do sytuacji w sektorach produkcji i handlu, jest jej pochodną. Jeśli ruszy produkcja i handel, ruszy też transport – jeśli nie, obecne problemy będą się pogłębiały. Przedsiębiorcy z branży TSL czekają na ożywienie gospodarki – szczególnie branż takich jak: przemysł motoryzacyjny, meblarski czy AGD, które odpowiadają za duże ciągi ładunkowe.

Nasza sytuacja mogłaby wyglądać nieco lepiej, gdybyśmy mieli więcej tranzytu. Niemniej jednak – choć wzrósł on w ostatnich latach – nadal do końca nie wykorzystujemy naszego potencjału związanego z położeniem geograficznym. Relatywnie niewielka część kontenerów przybywających do Gdańska jest transportowana dalej – do Czech, Słowacji czy Węgier. Jedyny tranzyt na dużą skalę, w którym uczestniczymy i z którego czerpiemy pewne korzyści dotyczy jedwabnego szlaku, czyli kolejowego połączenia między chińską a niemiecką gospodarką.

Czy po pandemii sektor TSL wróci w swoje stare koleiny, czy też czeka nas raczej nowa „normalność”?

Wariant optymistyczny, o którym wszyscy byśmy marzyli, oznaczałby że po pandemii bardzo szybko wracamy do sytuacji sprzed kryzysu. Trzeba jednak pamiętać, że w tamtym okresie mówiono już o pewnych negatywnych tendencjach związanych ze spowolnieniem gospodarczym czy ze wzrostem protekcjonizmu handlowego, które wpłynęłyby na sytuację sektora. W moim odczuciu kryzys pandemiczny przykrywa dziś więc niejako te problemy, które byłyby widoczne – choć oczywiście w nie tak wielkiej skali – nawet gdyby pandemii nie było.

Kryzys pandemiczny przykrywa dziś pewne negatywne zjawiska gospodarcze, które byłyby widoczne – choć oczywiście w nie tak wielkiej skali – gdyby pandemii nie było.

Sądzę, że na wariant optymistyczny nie ma co się za bardzo szykować. Dotychczasowe doświadczenia związane z „luzowaniem” gospodarki – np. w handlu czy ostatnio w gastronomii – pokazują, że powrót do normalności jest bardzo powolny. Ani galerie handlowe, ani kawiarnie, ani też restauracje nie wróciły z rozmachem do sytuacji, w jakiej znajdowały się w styczniu czy lutym. Wątpliwe moim zdaniem, by inne branże – od których sytuacji jest w sporej mierze uzależniony sektor TSL – miały być w tym kontekście szybsze. Czeka nas długi proces odbudowy – zdziwiłbym się, gdyby został sfinalizowany szybciej niż przed II połową 2021 r.

Czy obecna pandemia – pomimo wielu bardzo negatywnych konsekwencji dla sektora TSL – może przynieść także pozytywne skutki, np. być początkiem nowego, lepszego międzynarodowego „ładu” handlowego, wprowadzenia lepszych „reguł gry”?

Osobiście widzę więcej ryzyk niż szans. Mamy dziś w całej Europie do czynienia z szeroko rozwiniętą pomocą publiczną, której celem jest ratowanie przed upadłością wielu linii lotniczych czy przewoźników kolejowych. Tym samym wracamy nieco do autarkicznego, znanego nam z lat minionych modelu podtrzymywania przez państwo deficytowych narodowych przewoźników. Obawiam się, że to, co dziś jest nazywane „ratunkiem”, może w wielu miejscach wejść w krew, utrwalając zjawiska, takie jak np. etatyzm państwowy. To nie jest korzystna sytuacja dla polskich firm, gdyż nasz kraj nie ma takich zasobów, by móc wspierać przedsiębiorstwa w tak dużym zakresie, jak Niemcy, Francja, czy inne wysokorozwinięte gospodarki. Tym samym po latach skracania dystansu między Polską a państwami rozwiniętymi, może on się ponownie zacząć zwiększać.

Wracamy dziś nieco do autarkicznego, znanego nam z lat minionych modelu podtrzymywania przez państwo deficytowych narodowych przewoźników. Obawiam się, że to, co dziś jest nazywane „ratunkiem”, może w wielu miejscach wejść w krew, utrwalając zjawiska, takie jak np. etatyzm państwowy. To nie jest korzystna sytuacja dla polskich firm.

Kolejny problem jest związany z tym, że należy spodziewać się zmniejszenia stopnia globalizacji. Część produkcji z Dalekiego Wschodu ze względów strategicznych przeniesie się w bliższe okolice, co doprowadzi do zmniejszenia międzynarodowej wymiany handlowej. Firmy z branży TSL to odczują. Inne ryzyko wiąże się natomiast ze sferą relacji między przedsiębiorstwami – są dziś one trudniejsze niż wcześniej, zauważalny jest brak zaufania, wzrost agresji w walce o ładunki, pozycję na rynku, pieniądze. Klimat do prowadzenia działalności stał się znacznie gorszy.

Summa summarum nie wykluczam, że cierpienie – jak u Dostojewskiego – nas „uszlachetni” i z całego tego zamieszania uda nam się dojść do lepszych rozwiązań, rezultatów, natomiast jestem sceptyczny. Boję się negatywnych skutków, które na lata zaciążą nad rozwojem i sytuacją gospodarczą polskich firm oraz gospodarki. Trudno mi wyobrazić sobie „oczyszczający” wymiar kryzysu.

Jakie zatem wnioski z kryzysu powinny wyciągnąć pomorskie przedsiębiorstwa z sektora TSL?

Na pewno wskazana jest większa ostrożność, jeśli chodzi o zaangażowanie inwestycyjne firm, gdyż wiele z nich brało dotąd pod uwagę tylko i wyłącznie optymistyczne scenariusze. Praktycznie wszystkie projekty – czy to nowe terminale kontenerowe, czy to lotniska – zakładały jedną opcję: zwiększanie obrotu handlowego. Nie wynikało to z lekkomyślności przedsiębiorców, lecz z ich doświadczenia – ich firmy przez lata były beneficjentami pozytywnego sprzężenia różnych czynników: wzrost obrotów kontenerowych był w ostatnich latach 2‑4 razy wyższy od wzrostu PKB, również wzrost przewozów przewyższał tempo wzrostu tak gospodarki polskiej, jak i unijnej.

Pomorskie firmy będą musiały też przygotować się do zmian w łańcuchach dostaw i przeniesienia części produkcji z rynków dalekowschodnich bliżej rynków europejskich. Na Pomorzu – ze względu na to, że mamy porty morskie, stosunkowo duże lotnisko, że jesteśmy położeni na szlaku transportowym Skandynawia­‑Adriatyk – sytuacja jest o tyle korzystna, że ta wielość możliwości transportowych „rozkłada” ryzyko w skali całego sektora. Nie jesteśmy tak silnie uzależnieni od jednego rodzaju transportu, jak to jest w innych regionach kraju.

Dlaczego zatem z badań koniunktury, prowadzonych przez Główny Urząd Statystyczny wynika, że pomorscy reprezentanci branży transportu i gospodarki magazynowej już od stycznia oceniają swoją obecną oraz spodziewaną sytuację gospodarczą znacznie gorzej niż przeciętnie w Polsce?

Wiąże się to z tym, że ze względu na prowadzony z Chinami handel morski symptomy kryzysu dotarły na Pomorze wcześniej niż w innych częściach kraju. Już w styczniu i lutym – czyli jeszcze przed zamknięciem granic i wprowadzeniem lockdown‑u gospodarki – widać było, że dzieje się coś niedobrego, że jest coraz mniej ładunków, że jest coraz mniej statków, coraz mniej zamówień towarów. Dość szybko załamały się też dostawy kolejowe oraz lotnicze z Dalekiego Wschodu. Z kolei firmy z sektora TSL z głębi kraju, szczególnie te specjalizujące się w transporcie samochodowym, który w tych regionach przeważa, odczuły skutki kryzysu później, mniej więcej od końca marca, gdy w Polsce i Europie wprowadzono na szeroką skalę lockdown. U nas świadomość zagrożenia pojawiła się znacznie szybciej.

Generalnie Pomorze w skali kraju jest regionem najsilniej bodaj powiązanym z rynkami światowymi, natomiast gros firm z pozostałych części Polski funkcjonuje bardziej w układzie równoleżnikowym, w ramach wymiany handlowej z państwami UE. Dlatego też w perspektywie przedsiębiorcy transportowego z Pomorza najważniejszy wpływ mają kwestie o charakterze globalnym, zamorskim, natomiast z pozostałych polskich regionów – o charakterze unijnym, kontynentalnym. Najlepszym na to dowodem jest kryzys lat 2008‑2009, kiedy to Polska nazywana była dumnie „zieloną wyspą”. Jednym z nielicznych odstępstw od tej „zieloności” był obrót portowo­‑morski, który doświadczył wówczas bardzo dużych spadków, silnie odczuwając kryzys. Pozostała część kraju, będąc jeszcze „na fali” po niedawnej akcesji do Unii Europejskiej, nie odczuła tych skutków w aż tak znaczącym stopniu.

W perspektywie przedsiębiorcy transportowego z Pomorza najważniejszy wpływ mają kwestie o charakterze globalnym, zamorskim, natomiast z pozostałych polskich regionów – o charakterze unijnym, kontynentalnym.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Jak wykorzystać potencjał emigrantów technologicznych?

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Kim są polscy „emigranci technologiczni”?

RR: Muzeum Emigracji w Gdyni przeprowadziło w ubiegłym roku wraz z PLUGin Polish Innovation Diaspora badanie pt. E‑migracja. Polska diaspora technologiczna. Polskich emigrantów technologicznych zdefiniowaliśmy jako Polaków, którzy pracują za granicą w nowoczesnych sektorach gospodarki – w branżach innowacyjnych, kreatywnych, gdzie zasadnicze znaczenie ma kapitał ludzki. To zarówno specjaliści, których cechuje wiedza „twarda” – technologiczna czy inżynieryjna, czyli np. programiści czy analitycy, jak również osoby wykorzystujące wiedzę „miękką” – np. menedżerską.

Polscy emigranci technologiczni to osoby, które pracują za granicą w nowoczesnych sektorach gospodarki – w branżach innowacyjnych, kreatywnych, gdzie zasadnicze znaczenie ma kapitał ludzki.

Polskich emigrantów technologicznych podzieliliśmy przy tym na trzy segmenty. Pierwszy stanowią rodacy, którzy wyemigrowali, by osiąść w konkretnym kraju, drugi to osoby o polskich korzeniach, które urodziły się już poza granicami Polski, a na trzeci składają się tzw. transmigranci – współcześni nomadzi, osoby, które nie są zakorzenione w jednym miejscu, są bardzo mobilne, przemieszczają się po całym świecie. Dziś pracują w Londynie, za miesiąc w Singapurze, a za rok przyjadą być może do Warszawy.

Dlaczego młodzi, zdolni polscy specjaliści zdecydowali się wyjechać za granicę?

ST: Ich motywacje były w większości zupełnie inne niż Polaków, którzy masowo wyemigrowali tuż po 2004 r., przy okazji akcesji Polski do Unii Europejskiej. Tamta grupa wyjechała „za chlebem”, z kolei u współczesnych „e‑migrantów” czynnik ekonomiczny nie był decydujący. Są to osoby świetnie wykształcone, bardzo świadome, ambitne, niebojące się wyzwań – nie miałyby problemu ze znalezieniem dobrze płatnej pracy także i tu, w Polsce. Owszem – na Zachodzie zarobią więcej, ale zdecydowanie wyższe są tam też koszty życia. Ostateczna różnica ekonomiczna jest więc w wielu przypadkach zbliżona do tego, na co osoby te mogą liczyć pozostając w kraju.

RR: Niemal 60% badanych motywowało wyjazd za granicę głównie ciekawością i chęcią poznania świata. Wśród kolejnych najczęstszych powodów znalazły się natomiast lepsze perspektywy kariery zawodowej oraz rozwoju osobistego. Praca przy ciekawych projektach, możliwość bycia w centrum technologicznym świata, dostęp do najbardziej zaawansowanego know­‑how, bliskość największych firm i najlepszych specjalistów to dla tych osób czynniki zdecydowanie bardziej pociągające niż jedynie wysokość pensji. Wyjazd za granicę jest kuszącą opcją w szczególności dla osób pracujących w wąskich, innowacyjnych specjalizacjach, które w Polsce nie są jeszcze dobrze rozwinięte.

Praca przy ciekawych projektach, możliwość bycia w centrum technologicznym świata, dostęp do najbardziej zaawansowanego know­‑how, bliskość największych firm i najlepszych specjalistów to dla emigrantów technologicznych czynniki zdecydowanie bardziej pociągające niż jedynie wysokość pensji.

Czy osoby te wrócą kiedyś do Polski na stałe?

RR: Tego jeszcze nie wiemy. Wpływ na decyzję o powrocie może mieć szereg czynników – w grę wchodzą tu często sytuacja osobista czy kwestie rodzinne. W tym momencie mniej więcej połowa badanych zadeklarowała chęć powrotu, jednak tylko 8% miało już sprecyzowane plany. Zapewne więc wiele z pozostałych osób nie zdecyduje się na powrót do kraju, przynajmniej w niedalekim czasie.

ST: Prognozujemy, że do Polski wróci mniejsza część emigrantów technologicznych – jak wspominał dr Raczyński, istnieje bardzo dużo czynników, które trzeba brać pod uwagę, gdy mowa o takiej decyzji. Wielu reprezentantów polskiej diaspory technologicznej to ludzie młodzi, którzy dopiero za granicą poznają swojego życiowego partnera czy partnerkę, często nie będących zresztą Polakami, co jeszcze mocniej zakotwicza ich w środowisku zagranicznym.

Jak już Panowie wspominaliście, migracje mają różny charakter – jedni migranci osiedlają się w danym kraju, a często nawet w konkretnej lokalizacji na wiele lat, a inni często zmieniają swój adres zamieszkania. Polskich emigrantów technologicznych cechuje generalnie wysoka mobilność?

ST: Większość z nich ceni sobie mobilność oraz elastyczność wykonywanego zawodu, nie przywiązując uwagi do jednej, konkretnej lokalizacji, lecz do swojej profesji. To osoby o bardzo wysokich kompetencjach komunikacyjnych, pracujące na co dzień w międzynarodowych, wielokulturowych zespołach, które odnajdą się świetnie w wielu miejscach. Jak już mówiliśmy – głównymi motywacjami są dla nich ciekawość świata oraz możliwości rozwoju swojej ścieżki zawodowej. Są oni więc nieraz gotowi przenieść się na drugi koniec globu za ciekawym projektem. Można ich śmiało określić obywatelami świata.

Czy takie osoby chętnie nawiązują kontakty z mieszkającymi za granicą Polakami? Polska diaspora – ta szeroko rozumiana – jest przecież bardzo obszerna, obecna na całym świecie.

ST: Z naszych obserwacji wynika, że reprezentanci polskiej diaspory technologicznej najczęściej nawiązują za granicą kontakt z osobami o podobnych zainteresowaniach czy filozofii życiowej. Przynależność narodowościowa nie gra dla nich aż tak dużej roli.

Polska polityka migracyjna kojarzy się przede wszystkim z zachęcaniem emigrantów do powrotu do Polski. Panów zdaniem równie ważna jest jednak ich współpraca z polskimi firmami, uczelniami, instytucjami – dlaczego?

RR: W polskiej debacie publicznej dominuje dyskurs zorientowany na powroty Polaków do kraju. Naszym zdaniem działania przyczyniające się do uatrakcyjnienia osiedlenia się z powrotem w Polsce, jak reintegracja społeczna emigrantów, np. w formie programów aklimatyzacyjnych dla dzieci, są potrzebne, niemniej jednak z punktu polskiej diaspory technologicznej mogą okazać się one mało efektywne – mało kto z tej grupy chce bowiem wracać.

ST: Jednocześnie osoby te mogłyby wnieść bardzo dużą wartość, gdyby wykorzystać je na rzecz rozwoju gospodarczego czy nawet cywilizacyjnego Polski – drzemie w nich ogromny potencjał w wielu obszarach nauki, techniki, gospodarki. I tak jak polityka powrotów w każdym kraju jest i zawsze będzie ważna, to jednak doświadczenia wielu państw wskazują na to, jak dużą korzyścią dla rodzimych firm, szkół wyższych, czy szerzej – gospodarki, może być współpraca z diasporą technologiczną. Osoby z tej grupy – pomimo braku chęci powrotu do Polski – bardzo często jednak wykazują chęć nawiązania kontaktów i kooperacji z polskimi instytucjami, przedsiębiorstwami, etc. Jest to bardzo duży zasób do wykorzystania.

Dużą korzyścią dla rodzimych firm, szkół wyższych, czy szerzej – gospodarki, może być współpraca z diasporą technologiczną. Osoby z tej grupy – pomimo braku chęci powrotu do Polski – bardzo często jednak wykazują chęć nawiązania kontaktów i kooperacji z polskimi instytucjami, przedsiębiorstwami, etc.

Czy w tym względzie moglibyśmy się na kimś wzorować?

RR: Tak – jest to dziś ogólnoświatowy trend. Wiele państw – dobre przykłady to Chiny i Litwa – rozpoczynały prowadzenie swoich polityk migracyjnych, skupiając je na zachęcaniu rodaków do powrotu. W Państwie Środka w latach 1993‑2002 obowiązywała strategia zawierająca cały pakiet programów zachęcających dobrze wykształconych na zachodnich uniwersytetach Chińczyków do reemigracji. Kolejna strategia skupiła się już na rozwoju współpracy z rodakami, którzy powrotu nie planują. Również na Litwie zaszła podobna ewolucja, gdy po nieudanym programie powrotów, kolejna strategia – pod nazwą Global Lithuania – skupiła się już na włączeniu diaspory w rozwój społeczno­‑gospodarczy kraju.

Nawiązując do Polski, uważamy, że działania skierowane na powroty warto uzupełnić o rozwój współpracy z diasporą. Aż 90% badanych przez nas jej reprezentantów widzi możliwości współpracy z polskimi firmami, a ponad 80% – z polskimi badaczami, uniwersytetami.

Jaki mógłby być zakres takiej współpracy i czym byłaby ona ze strony emigrantów motywowana – odbywałaby się częściej na zasadach stricte rynkowych, czy bardziej społecznikowskich?

ST: Modeli współpracy, a także jej motywacji byłoby z pewnością wiele. Jeśli chodzi o formy kooperacji – możemy myśleć chociażby o wspólnych projektach, konsultacjach, udziale w sieci kontaktów, współpracy biznesowej. Bardzo różne byłyby też motywy – jest tu miejsce zarówno na działalność „wolontariacką”, non­‑profit, związaną z sentymentem członków diaspory do kraju pochodzenia, jak również na typowo biznesową. Przykładowo, emigranci sieciujący podmioty z kraju pochodzenia z podmiotami z kraju zamieszkania są nieraz pierwszymi osobami, które dostrzegają pewne możliwości biznesowe, związane chociażby z wejściem danej firmy na rynek zagraniczny. Takie informacje można odpowiednio wykorzystać w sposób komercyjny.

W czyjej gestii powinno leżeć podjęcie działań systemowych względem migrantów – jest to rola państwa, regionów, miast?

ST: Wierzę, że rozwiązania, o których mówimy mają szansę zadziałać tylko wtedy, gdy będą wdrażane kompleksowo – nie tylko przez jeden podmiot, na jednym szczeblu, lecz przez wiele instytucji, na wielu poziomach. Począwszy od polityk centralnych, przez polityki regionalne, lokalne, miejskie aż po działania poszczególnych podmiotów, instytucji, firm. Działania te powinny być nakierowane na różne grupy odbiorców – tematycznie, branżowo, geograficznie.

RR: W chińskim modelu polityka współpracy z diasporą jest rozwijana na poziomie państwowym, regionalnym, prowincji, ale też na szczeblu poszczególnych miast, które często rywalizują ze sobą o ściągnięcie konkretnych osób czy inwestycji. Warto zainspirować się tym przykładem – wszak wielu polskich emigrantów może być tzw. lokalnymi patriotami lub po prostu może widzieć dla siebie lepsze możliwości biznesowe na niższym szczeblu.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Poukładać siebie, Polskę i świat na nowo

Pobierz PDF

Pomimo licznych i wybrzmiewających od lat ostrzeżeń przed ryzykiem pandemii wirus całkowicie nas zaskoczył. Zaskoczył globalne społeczeństwo, ale także nas, Polaków – kilka tygodni beztrosko przyglądaliśmy się, jak epidemia rozwija się w Chinach, potem już bliżej nas, we Włoszech. Dopiero 4 marca – gdy odnotowano u nas pierwszy przypadek choroby – zostaliśmy gwałtownie wybudzeni z letargu.

Letarg to generalna przypadłość naszych czasów. Widać to było chociażby po kryzysie 2008 r. – powinien nam on uświadomić potrzebę głębokich zmian, a tymczasem skończył się „odkopywaniem puszki do przodu”, odsuwaniem problemów na bliżej nieokreśloną przyszłość. I nie był to moim zdaniem wyraz złej woli, a raczej czegoś, co dobrze uchwycił prof. P. Czapliński, pisząc w eseju „Krańce wyobraźni” takie oto słowa: Jesteśmy na krańcach wyobraźni. Nie wyznacza ich zwykły kres aktualnego modelu rozwoju, lecz granica możliwości wymyślenia dalszego ciągu historii.

Aby przekroczyć „krańce wyobraźni”, rozwiązać narosłe przez dziesięciolecia problemy, musimy wpierw uświadomić sobie, że jesteśmy dziś jak malarz, który odrzucił ze swej palety połowę dostępnych kolorów. W efekcie jego obrazy są w stanie wyrażać tylko część rzeczywistości. Gdy to odkryjemy, mamy szansę na zmianę rządzących naszym życiem i zachowaniem paradygmatów. Wraz z tym zaczną wyłaniać się nowe rozwiązania i nowe instytucje. Pojawią się nowi liderzy. Jak do tego punktu dojść? Warto zacząć od diagnozy.

Ja – zniewolone i nieświadome

Na poziomie jednostki niewielu z nas żyje dziś w sposób świadomy, dba o równowagę sfery materialnej i duchowej. Przez to nie realizujemy swoich życiowych misji i celów, a świat wraz z tym staje się gorszy. Ta indywidualna misja i cel wychodzi daleko poza robienie kariery, kupno mieszkania czy wymianę samochodu. Co więcej, jeśli te ostatnie osiągamy za wszelką cenę, kosztem innych (współpracowników, członków rodzin, przyjaciół itd.), to zagregowany bilans materialny i niematerialny tych działań jest ujemny.

Na poziomie jednostki niewielu z nas żyje dziś w sposób świadomy, dba o równowagę sfery materialnej i duchowej. Przez to nie realizujemy swoich życiowych misji i celów, a świat wraz z tym staje się gorszy.

Niestety w praktyce rzadko kiedy dokonujmy takich zagregowanych bilansów, nie mamy jednostki, której moglibyśmy do tego celu użyć. Z materią jest łatwo – możemy różne jej formy wyrazić w pieniądzu. Aspektów niematerialnych w ten sposób wyrazić się nie da. Jak ująć w nich bowiem np. to, co traci się nie mając czasu dla swoich dzieci, ani też późniejszych konsekwencji tego braku odciskających swoje piętno w ich psychice i życiu? Miarami sfery duchowej są wewnętrzny spokój, radość i spełnienie. Tymczasem w dzisiejszym świecie nagminnie negujemy ich istnienie – skoro bowiem nikt z nas ich nie doświadcza (a jeśli już to jedynie jako krótkotrwałe, ulotne doznanie), to widocznie ten świat taki po prostu jest i trzeba dostosować się do zasad, które narzuca. Spokój, radość i spełnienie traktujemy jedynie jako ułudy i koncentrujemy się na tym, co wydaje się być znacznie bardziej konkretne, na dobrach materialnych.

W tym miejscu nieodparcie narzuca się pytanie o to, skąd takie właśnie ukształtowanie naszego systemu wartości, naszego postrzegania świata? Szczególnie u nas, w kraju, w którym około 90% dorosłych deklaruje wiarę w Boga, w którym w trakcie dorastania tak często słyszy się, że ważne jest nie tylko by mieć, ale także by być. Powodów jest oczywiście kilka. W tym miejscu warto wspomnieć o dwóch.

Pierwszym z nich jest brak kontroli nad podświadomością. Na różnych etapach naszego życia – szczególnie w dzieciństwie – wgrywane są w nią różnego rodzaju „programy”. Gdy się ich nie kontroluje podejmują one za nas decyzje. Wydaje nam się, że są to nasze decyzje, ale w praktyce nasze nie są. Nie są nasze ze względu na ich pochodzenie. Duża część z nich związana jest z traumatycznymi przeżyciami z naszego życia, z sytuacjami, w których doświadczyliśmy braku miłości. By sobie z nimi poradzić – szczególnie jako dzieci – wykształciliśmy mechanizmy (programy) obronne, wzorce zachowań, które miały nas chronić przed złem. Ich częstym motywem przewodnim jest wyparcie, ucieczka, oziębłość czy gniew, zestaw miernych doradców, gdy chce się podejmować dojrzałe decyzje ukierunkowane na spełnienie i na to by „być”. Innym istotnym źródłem programów jest otaczający nas świat – to wszelkiego rodzaju wzorce zaczerpnięte z domu, środowiska, w którym dorastaliśmy czy wreszcie z mediów. Szczególnie te ostatnie są nośnikami silnie promaterialistycznych treści.

Konsekwencją „zaprogramowania” jest to, że człowiek współczesny żyje w ułudzie – to co jest prawdziwie jego (co wypływa z jego wnętrza) zostaje zagłuszone, a za swoje pragnienia przejmuje on to, czego oczekuje od niego świat. To mechanizm, który nas wyniszcza i sprawia, że tak niewielu jest dziś prawdziwie spełnionych – trudno jest być spełnionym realizując w życiu nie swoją misję i nie swoje cele!

Człowiek współczesny żyje w ułudzie – to co jest prawdziwie jego (co wypływa z jego wnętrza) zostaje zagłuszone, a za swoje pragnienia przejmuje on to, czego oczekuje od niego świat.

Druga istotna kwestia związana jest z brakiem wewnętrznej integracji, z postrzeganiem spraw ciała i ducha jako rozłącznych. Z reguły mamy zakodowane w głowach, że sfera materialna i niematerialna stoją ze sobą w konflikcie. Wyraża się to w błędnym przekonaniu, że bycie uduchowionym oznacza bycie biednym, że jest to wybór albo­‑albo. To nieprawda. Wynikające ze świadomego, zintegrowanego życia „bycie we właściwym miejscu”, realizowanie tego, do czego zostało się stworzonym, przekłada się także na sukces materialny. Różnica polega na tym, że osoba dbającą o sferę ducha nie jest do dóbr materialnych przywiązana, nie one determinują jakość jej życia (poczucie szczęścia i spełnienia) i równie dobrze poradziłaby sobie, gdyby tych dóbr zabrakło.

Innym aspektem pozornego konfliktu pomiędzy sferą ducha i materialną jest kwestia tego i przyszłego życia. Wielu z nas nosi w sobie błędne przekonanie, że życie „na tym świecie” jest ze swej natury złe i ma materialny charakter, a dopiero „życie po śmierci” ma stanowić swego rodzaju duchowe wynagrodzenie. Tymczasem wyznawana powszechnie w naszym kraju Ewangelia mówi wprost o budowaniu Królestwa Bożego na Ziemi! Wszystkie obietnice związane z Niebem są obietnicami dotyczącymi także życia tu i teraz!

Powszechny dziś brak wewnętrznego uporządkowania, równowagi pomiędzy być i mieć, wewnętrznego spokoju sprawia, że często dochodzą w nas do głosu pierwotne instynkty i zachowania – te, bazujące na sile. Bezmyślne bieganie z maczugą ujawnia się dziś w „nowoczesny” sposób, chociażby w formie ulicznej agresji, gdy skryci za przyciemnionymi szybami luksusowych samochodów możemy dać upust swojemu ego, czując się przy tym bezkarni.

Na drugim krańcu plasują się z kolei ci, którzy nie radzą sobie z życiem do tego stopnia, że wybierają śmierć – według statystyk Światowej Organizacji Zdrowia każdego roku na świecie 800‑900 tys. osób popełnia samobójstwo. Na każdy przypadek śmierci przypada jeszcze 20 innych prób, które się nie powiodły. W Polsce sytuacja wygląda źle – wskaźnik samobójstw wynosi 16 na 100 tys. mieszkańców, podczas gdy europejska średnia to niespełna 14, a światowa niespełna 11. Mężczyźni w Polsce popełniają samobójstwa prawie najczęściej w Europie (24 samobójstwa na 100 tys.). Polska jest też jednym z niechlubnych liderów w Europie jeśli chodzi o liczbę skutecznych prób samobójczych u dzieci i młodzieży. W grupie wiekowej 13‑18 latków tylko na przestrzeni ostatnich 6 lat liczba prób samobójczych wzrosła 2,5‑krotnie!

Rodzina – powszechny brak miłości

To, jak funkcjonujemy jako jednostki ma oczywiście przemożny wpływ na stan i obraz naszych rodzin. Chcielibyśmy prawdziwie kochać naszych bliskich, ale w rzeczywistości rzadko nam się to udaje – dom często okazuje się w praktyce miejscem odreagowywania frustracji związanych z pracą oraz lęków, które są nieodłącznymi towarzyszami naszego współczesnego życia.

To, jak funkcjonujemy jako jednostki ma przemożny wpływ na stan i obraz naszych rodzin – dom często okazuje się w praktyce miejscem odreagowywania frustracji związanych z pracą oraz lęków, które są nieodłącznymi towarzyszami naszego współczesnego życia.

Najgorsze wydarza się jednak w innym wymiarze – w kwestii wychowania dzieci. O tym, jak powinno ono wyglądać nie mamy pojęcia. Nie uczy się tego nigdzie. Trochę więc wzorujemy się na własnych doświadczeniach (z tego jak traktowali nas nasi rodzice), trochę tu i ówdzie podglądamy (w telewizji), a często po prostu improwizujemy. W efekcie jesteśmy zupełnie nieświadomi tego, że sposób odbioru świata przez dzieci jest zupełnie inny niż dorosłych, że znacznie większą rolę odgrywają w nim obrazy i emocje, że dzieci odbierają słowne przekazy wprost, bez wnikania w podteksty czy „zaszyte” treści. To sprawia, że bardzo często ranimy nasze dzieci, zupełnie nie będąc tego świadomi (np. jeśli w zdenerwowaniu mówimy dziecku, że jest głupie, to staje się to częścią jego prawdy o sobie, będzie kształtować jego postawę w późniejszym życiu). W ten sposób chcąc nie chcąc stajemy się kolejnymi ogniwami „łańcucha trudnych relacji” – nieprzepracowane traumy naszych dziadków (chociażby te z czasów wojny) w tej czy w innej formie przeniesione zostały na naszych rodziców. Ci z kolei przenieśli je na nas, a my przenosimy je na kolejne pokolenie. W doskonały wręcz sposób proces ten ukazuje książka „Gnój”, na podstawie której powstał film „Pręgi”.

Nasze decyzje o rodzicielstwie rzadko kiedy są w pełni świadome – dzieci są nierzadko dla swoich rodziców formą ubezpieczenia na starość, zaspokojeniem oczekiwań rodziny, swego rodzaju spełnieniem. Nie obdarzamy dzieci prawdziwą miłością – sami mając jej deficyt nie jesteśmy w stanie dzielić się nią z najbliższymi. Często wydaje nam się, że kochamy, jeśli zapewniamy naszym dzieciom najnowsze gadżety, rajskie wakacje, opiekunkę itd. Nie rozumiemy, że to tylko „wypełniacze”, że na prawdziwą miłość składają się tak naprawdę dwa elementy: bezwarunkowa afirmacja (oddanie) i dbanie o dobry, wszechstronny rozwój. Tego ostatniego nie zapewnia bynajmniej opłacanie tzw. „dobrej szkoły” – w Polsce nie ma dobrych szkół! System edukacji jest tragiczny, co jest winą nas samych – nie rozumiejąc, na czym polega prawdziwy rozwój akceptujemy wywodzący się z XIX wieku model „wtłaczania wiedzy” (a nie uczenia), a na dodatek pozostajemy biernymi świadkami jego postępującej w ostatnich latach degradacji. By ją dostrzec wystarczy spojrzeć na dzisiejszą pozycję ekonomiczno­‑społeczną nauczycieli.

Gdy spojrzy się na odkłamany obraz naszych relacji przestają dziwić statystyki mówiące o tym, że co roku w Polsce ok. 100 tys. osób uznawanych jest przez policję jako ofiary przemocy w rodzinie. A to tylko wierzchołek góry lodowej, bo w polskich warunkach sięganie po pomoc zewnętrzną to rzadkość. Co roku odnotowywanych jest także 60‑70 tys. rozwodów. Za „niezgodnością charakterów” – najczęstszą oficjalną przyczyną rozpadu małżeństw – kryje z reguły nieumiejętność poradzenia sobie z samym sobą. W tej sytuacji rozwód to dziś często forma ucieczki. Ucieczki, która z reguły prowadzi w kolejny nieudany związek, bo przy braku wewnętrznej dojrzałości i duchowej pracy nad sobą powiela się te same schematy i błędy.

Społeczeństwo – krzycz i rozpychaj się łokciami

Dzisiejszy model społeczeństwa determinowany jest przez kwestie związane z pracą. Nie powinno to aż tak dziwić – w końcu osoby dorosłe spędzają w niej z reguły nie mniej niż 1/3 doby (a uwzględniając dojazdy jeszcze więcej). Nie czas pracy jest jednak największym problemem. Jest nim fakt, że większość ludzi nie robi tego, co chciałaby w swoim życiu robić.

Z jednej strony wynika to ze struktury podaży miejsc pracy – przez lata nasze społeczeństwo było „nadmiernie wykształcone” w stosunku do stanowisk, jakie kreowała gospodarka. W efekcie wiele osób z wyższym wykształceniem lądowało na przysłowiowej „kasie” w dyskoncie. Drugim, znacznie bardziej istotnym, powodem jest przypadkowość miejsca, do którego trafiamy. Wychowanie i edukacja nie pomagają nam w rozeznaniu i odkrywaniu tego, do czego zostaliśmy stworzeni. Co gorsza, powszechne dziś „zaszufladkowanie” sprawia, że rynek pracy rzadko kiedy stwarza dziś tzw. drugą szansę.

Ze względu na rozbieżność pomiędzy tym, co chcielibyśmy, a tym co faktycznie robimy praca traktowana jest głównie jako źródło zarabiania pieniędzy. Tymczasem rola pracy jest znacznie szersza – powinna stanowić kluczową część indywidualnej i społecznej tożsamości każdej dorosłej osoby. Praca powinna służyć szerszemu celowi – wspierać to, kim się jest. Praca ma olbrzymi wpływ na to, w jakim zakresie nasze aspiracje i nasz potencjał są wykorzystywane. Przekłada się ona na funkcjonowanie człowieka we wszystkich pozostałych sferach, w tym w szczególności w rodzinie. Badania dla krajów najlepiej rozwiniętych potwierdzają, że jeśli znikają dobre miejsca pracy (tzw. klasy średniej), to rodzi to wiele patologii, takich jak rozpad rodzin, uzależnienia, przestępczość, rosnące poparcie dla populizmu i autorytaryzmu.

Praca powinna stanowić kluczową część indywidualnej i społecznej tożsamości każdej dorosłej osoby. Powinna ona służyć szerszemu celowi – wspierać to, kim się jest.

Nasza frustracja z pracy to nie tylko pochodna „niedopasowania”, ale także tego jak funkcjonują firmy. Wszystko, co się w nich dzieje jest pochodną powszechnie akceptowanego paradygmatu maksymalizacji zysków. Wszystkie inne aspekty – w tym traktowanie pracowników – jest mu podporządkowane. Państwo, które powinno pełnić rolę arbitra i dbać o równowagę, w warunkach globalnej gospodarki, często odpuszcza firmom, postrzeganym jako źródło pracy, inwestycji i podatków.

Generalną zasadą organizacji społeczeństw jest dziś narzucanie rozwiązań przez tych, którzy najgłośniej krzyczą i najmocniej rozpychają się łokciami. Narastaniu gniewu i agresji coraz powszechniej towarzyszy dehumanizacja – międzynarodowe badania (np. B. Brown opisane w „Z odwagą w nieznane”) pokazują, że przy odpowiedniej manipulacji jesteśmy bardzo podatni na praktyki mające na celu pozbawienie określonych grup cech człowieczeństwa. Dehumanizacja w pierwszej kolejności przenika do sfery języka, a w dzisiejszych czasach główną platformą jej propagowania są media. Jak pokazuje historia od dehumanizacji wiedzie już prosta droga do skrajnych form nacjonalizmu.

Nie byłoby narastania wielu negatywnych zjawisk, gdyby nie inne zjawisko – powszechnej bierności i przyzwolenia. Powoduje ono, że nawet niewielkie grupy przy wykorzystaniu socjotechniki są w stanie terroryzować całe społeczeństwo. W niedawnych badaniach¹ 85% dorosłych Polaków wyraziło przekonanie, że konflikt polityczny ma negatywny wpływ na społeczne zaufanie i stanowi barierę naszego rozwoju. I co z tym robimy? Nic. Zamiast tego wciąż karmimy się ułudą, że żyjemy w zdrowym, demokratycznym ustroju, a dysfunkcjonalny system polityczny, który mamy jest wyrazem czasów. Wolimy to niż przyznanie, że staliśmy się przedmiotem powszechnej manipulacji.

Nie ma już dziś w zasadzie nikogo, kto starałby się trzeźwo i krytycznie patrzeć na system społeczny, w którym żyjemy. Kiedyś ważną rolę w tym względzie odgrywali młodzi ludzie. Dziś jednak nawet oni dość szybko orientują się, że w ich (materialnym) interesie leży pokorne dostosowanie.

Świat „po wirusie” – normalna nienormalność?

Wybuch epidemii sprawił, że na jakiś czas zawieszeniu uległy nasze rutynowe działania, zostaliśmy wyrwani z utartych schematów. Wielu wyraża marzenie „by wreszcie wróciła normalność”. Może jednak warto wykorzystać czas gdy świat się zatrzymał na to, by postawić sobie pytanie, czy rzeczywiście takiej „normalności­‑nienormalności” chcemy? Jeśli nie, świat „po” możemy zaprojektować inaczej. Tym bardziej, że już przed wybuchem epidemii przypominał on stan „tuż przed zagotowaniem się wody” – widać już było pierwsze bąbelki zwiastujące proces wrzenia.

By świat na nowo poukładać trzeba odnieść się do pierwotnych nierównowag. Zorientowany materialistycznie świat prowadzi do dominacji materii nad duchem („mieć” nad „być”). Za tym podąża nadmierna dominacja „ja” nad „my”, „dziś” (obecnego pokolenia) nad „przyszłością” (tego co pozostawimy przyszłym pokoleniom) i „kapitału” nad „pracą”. To właśnie te pierwotne nierównowagi przejawiają się w formie nadmiernego konsumeryzmu, postępującej degradacji środowiska (w tym zanikania w zastraszającym tempie różnego rodzaju gatunków roślin i zwierząt), rekordowego poziomu zadłużenia, narastającej koncentracji dochodów i majątku, dysfunkcji mechanizmów rządzenia, itd.

By skorygować pierwotne nierównowagi nie wystarczą retusze i korekty. Potrzebna jest zmiana paradygmatów, które leżą u podstaw funkcjonowania jednostek i społeczeństw. Za tym muszą iść nowe rozwiązania instytucjonalne. Praktycznie we wszystkich obszarach: form obywatelskiej partycypacji i kontroli, relacji pomiędzy państwem i biznesem, pozycji i roli firm, relacji pomiędzy kapitałem i pracą, instytucji rynku pracy, modelu edukacji i nauki, itd.

Zorientowany materialistycznie świat prowadzi do dominacji materii nad duchem, „ja” nad „my”, „dziś” nad „przyszłością” i „kapitału” nad „pracą”. By skorygować te nierównowagi nie wystarczą retusze i korekty. Potrzebna jest zmiana paradygmatów, które leżą u podstaw funkcjonowania jednostek i społeczeństw.

Te nowe paradygmaty trzeba nie tylko zdefiniować, ale także przekonać do nich większość. Potrzeba więc ludzi światłych – cały proces musi przebiegać pod dyktando nowych liderów. Ludzi wewnętrznie zintegrowanych, patrzących na świat w sposób dogłębny i całościowy. Ludzi, którzy nie mają potrzeby dominowania nad innymi. Ludzi stawiających na współpracę, a nie nieustanną rywalizację. Rozumiejących czasy, w jakich żyjemy i w oparciu o to zrozumienie będących w stanie wykreować wizję przyszłości atrakcyjną dla społeczeństwa jako całości, ale także dla każdego z osobna (by każdy mógł się stać częścią czegoś wielkiego i pozytywnego). Ludzi, którzy będą wyczekiwaną odpowiedzią na narastający powszechnie lęk i zagubienie.

Wraz z pojawieniem się wirusa świat wielu z nas – często z dnia na dzień – się zawalił. Co więcej, wiele w nadchodzących miesiącach pewnie się jeszcze wydarzy, trudno jest cokolwiek przewidywać. Może jednak nie ma takiej potrzeby? Przewidywanie jest dla tych, którzy wierzą, że moc sprawcza pozostaje poza ich zasięgiem, w rękach kogoś innego. Paradoksalnie w obecnej sytuacji tkwi olbrzymia szansa; by się zatrzymać, spojrzeć na swoje życie, zastanowić się dlaczego myślę to co myślę i robię to co robię. A potem zamiast przewidywać zacznijmy nasz świat „po wirusie” świadomie… tworzyć. Bądźmy wizjonerami i kreatorami. Poukładajmy świat na nowo, ten mały (wokół każdego z nas) i ten globalny.

Paradoksalnie w obecnej sytuacji tkwi olbrzymia szansa; by się zatrzymać, spojrzeć na swoje życie, zastanowić się dlaczego myślę to co myślę i robię to co robię. A potem zamiast przewidywać zacznijmy nasz świat „po wirusie” świadomie… tworzyć.

Jak? Wszystko jest kwestią naszych pojedynczych, z pozoru nic nie znaczących decyzji i wyborów. Gdy otworzymy się na wszystkie wymiary człowieczeństwa, zaczniemy wybierać inaczej, zaczniemy wybierać „nowe”. Może dojdziemy do wniosku, że chcemy zmienić miejsce zamieszkania, że chcemy zmienić to jak i gdzie pracujemy, że chcemy… Te wszystkie pojedyncze decyzje sprawią, że napiszemy tym samym alternatywną, zarówno w wymiarze osobistym jak i zbiorowym, historię. Konstruktywną i optymistyczną!

¹ Badanie Kondycji Gospodarstw Domowych, SGH (IV kw. 2019)

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Pomorze jutra – odporność i współrozwój. Twarde realia wymuszą zmiany?

Pobierz PDF

Zbliżona wersja niniejszego tekstu ukazała się w magazynie „Rejsy” Dziennika Bałtyckiego w dniu 24 kwietnia 2020 r.

Jak za mniej zrobić więcej? Takie pytanie stoi dziś przede wszystkim przed władzami samorządowymi, ale także właściwie przed każdym z nas. Jeszcze nie osiągnęliśmy przełomu w walce z epidemią, a kryzys gospodarczy dopiero się zaczyna. Widać już jednak, że musimy nastawić się raczej na długi marsz, niż na jakieś odbicie i szybki powrót do „normalności”. Powoli dociera do nas również to, że tamtej „normalności” (sprzed dosłownie kilku miesięcy) już nie będzie.

Przyjmując to, co jest (bo tego nie zmienimy), musimy szeroko otworzyć nasze źródła energii i kreatywności, by stworzyć nową przyszłość, by „normalność” zdefiniować na nowo. Zacząć powinniśmy od refleksji, jakie mamy zasoby i czego rzeczywiście potrzebujemy do życia. W jakich warunkach – nazwijmy to ogólnie kulturowo­‑organizacyjnych – możliwe będzie zarówno zapewnienie sobie lepszej odporności na wszelkie zakłócenia i szoki zewnętrzne, jak i stworzenie możliwości rozwoju mimo ograniczonych zasobów¹.

Powoli dociera do nas, że tamtej „normalności” (sprzed dosłownie kilku miesięcy) już nie będzie. Przyjmując to, co jest (bo tego nie zmienimy), musimy otworzyć nasze źródła energii i kreatywności, by stworzyć nową przyszłość, by „normalność” zdefiniować na nowo.

Trójmiasto i Pomorze są szczególne. Czterdzieści lat temu były kolebką „Solidarności” – największego ruchu społecznego XX wieku na świecie. W ostatnich latach dla całej Polski stanowiły zaś wzór takiej przestrzeni rozwoju, w której systematycznie dokonuje się postęp na drodze do syntezy indywidualnej wolności ze zdolnością do myślenia i działania zbiorowego, gdzie dźwignią rozwojową staje się kultura dialogu i współpracy, gdzie władze samorządowe starają się rozwiązywać problemy rozwojowe nie ponad społeczeństwem, ani nawet dla społeczeństwa, ale RAZEM ze społeczeństwem.

Teraz, w czasie pandemii, ten rysujący się nowy model rozwojowy stał się oczywistą koniecznością. Środków będzie mniej, a wyzwania będą trudniejsze, bardziej złożone. Pandemia w żaden sposób nie uchyla wyzwań klimatyczno­‑ekologicznych, demograficznych czy technologicznych. Co więcej, wydaje się, że ryzyka pandemiczne (nawet jeśli zaczną nam towarzyszyć w sposób stały), dla naszego przetrwania są mimo wszystko mniej fundamentalne niż wyzwania klimatyczno­‑środowiskowe. Musimy się liczyć z różnymi wstrząsami i zagrożeniami – wichurami, suszami, nawalnymi deszczami, zanieczyszczeniami Bałtyku, nowymi pandemiami itd.

W Trójmieście i na Pomorzu od lat dokonuje się systematyczny postęp na drodze do syntezy indywidualnej wolności ze zdolnością do myślenia i działania zbiorowego, gdzie dźwignią rozwojową staje się kultura dialogu i współpracy. Teraz, w czasie pandemii, ten rysujący się nowy model rozwojowy stał się oczywistą koniecznością.

Potrzebne jest stworzenie regionalnego SYSTEMU ODPORNOŚCIOWO-ROZWOJOWEGO we współpracy z powiatami i gminami. Jednocześnie musimy zachować zdolność do konkurowania i rozwoju, ale już w nieco innej filozofii niż dotychczas. Teraz czeka nas nowa wielka transformacja, której kamieniem węgielnym nie będzie już jedynie indywidualny sukces, ale budowa całych ekosystemów rozwoju opartych na nieco innej filozofii życia i pracy, na tworzeniu produkcyjnych obiegów zamkniętych oszczędzających zasoby nasze i naszej planety, na skracaniu łańcucha dostaw (produkcja bardziej lokalna) oraz na budowie zbiorowej odporności (resilience) wobec zagrożeń związanych z pandemiami czy skutkami zmian klimatyczno­‑środowiskowych. Jesteśmy na Pomorzu w sposób szczególny predestynowani do tego, żeby zjednoczyć się na rzecz czegoś, a nie przeciw czemuś – w tym wypadku – dla budowy odporności naszej wspólnoty i tworzenia silnych (nieco innych niż dotychczas) podstaw dalszego rozwoju naszej konkurencyjności.

Co to wszystko oznacza dla naszego trójmiejskiego i pomorskiego ZORGANIZOWANIA SIĘ? Oto najważniejsze zmiany, których musimy dokonać:

1. KONIEC Z PODZIAŁEM NA WŁADZĘ I SPOŁECZEŃSTWO.

Władza samorządowa tylko razem ze społeczeństwem może rozwiązywać najważniejsze problemy. I tu nie chodzi o to, że przedstawiciele społeczeństwa pomogą uszlachetnić politykę władz samorządowych. Nie! Tu chodzi o synergię realnych masowych zachowań społecznych z tym, co robi (w sensie regulacyjnym i inwestycyjnym) władza samorządowa. Już teraz znajdziemy takie przykłady – rozproszoną obywatelską energetykę, małą obywatelską retencję wodną, segregację odpadów i ich powtórne wykorzystywanie, redukcję marnotrawstwa żywności, czy ostatnio – zjawisko masowej samopomocy i samoorganizacji w okresie pandemii. Obszarów takich synergii mogłoby być jednak zdecydowanie więcej – kompasem powinna być idea prosumenckiego Pomorza, czyli łączenia roli producenta i konsumenta. Polityka publiczna i środki publiczne dziś już nie wystarczą. Musimy stworzyć całościowy mechanizm obronno­‑rozwojowy, integrujący politykę publiczną z milionami polityk prywatnych i rodzinnych i przekładający ją na codzienną praktykę działania. Tradycyjna polityka będzie dalej tracić na znaczeniu, coraz większe znaczenie dla polityk publicznych będą miały faktyczne zachowania konsumenckie, życiowe i polityczne obywateli.

Władza samorządowa tylko razem ze społeczeństwem może rozwiązywać najważniejsze problemy. I tu nie chodzi o to, że przedstawiciele społeczeństwa pomogą uszlachetnić politykę władz samorządowych. Nie! Tu chodzi o synergię realnych masowych zachowań społecznych z tym, co robi władza samorządowa.

2. KONIEC Z PODZIAŁEM NA SEKTORY.

Podział na sektory jest marnowaniem naszych zasobów, inwencji, talentów i energii. Zdolność do rozwiązywania problemów będzie wymagała wyjścia z logiki wąskiego patrzenia przez pryzmat: biznesu, nauki, edukacji, administracji czy kultury. Wszyscy musimy wyjść ze swych silosów sektorowych i nauczyć się myśleć i działać w kategoriach wspólnych interesów (dóbr wspólnych). Musimy zrozumieć, że wszystkie sektory są współzależne, a podejmowanie współpracy jest konieczne nawet wówczas, gdy efekty są niepewne, a rozkład korzyści niedodefiniowany. Biznes „nie robi łaski” myśląc w kategoriach społecznych, nauka działając w kategoriach rozwiązywania problemów i wyzwań rozwojowych, a administracja dbając o wygodę i bezpieczeństwo mieszkańców czy obywateli. Tylko horyzontalny system komunikacji, współpracy, współodpowiedzialności może dać nam siłę, mądrość i efektywność, której potrzebujemy. Szybko zresztą zobaczymy, że myślenie horyzontalne jest po prostu opłacalne dla nas wszystkich. Myślenie biznesu w kategoriach społecznych pokazuje swoją opłacalność w wymiarze ekonomicznym, nauka bez ścisłej więzi z otoczeniem oligarchizuje się i zamiera, a społeczeństwo nie zaspokoi swoich potrzeb pomijając rachunek biznesowy.

Dużo mówi się o tym, że pandemia spowoduje deglobalizację w przemyśle, ale deglobalizacja może dotknąć również sektora usług. Dotyczy to tzw. centrów usług wspólnych dla biznesu. Tu rodzi się dla Polski i dla Pomorza nowa szansa. W Indiach, które są liderem tego sektora zdecydowanie trudniej zapewnić warunki do pracy zdalnej niż w Polsce (wydajność infrastruktury telekomunikacyjnej, warunki mieszkalne itp.) . Wykorzystanie przez nas tej szansy nie będzie jednak możliwe bez ścisłej współpracy biznesu i uczelni na rzecz przyciągnięcia wyższego, projektowego segmentu tych usług.

3. KONIEC Z DOMINACJĄ I EKSPLOATACJĄ. ROZPOCZYNAMY ERĘ PARTNERSTWA WE WSPÓLNOTOWOŚCI.

Kiedy przestawimy się z logiki dominacji na logikę współpracy i partnerstwa, szybko zobaczymy, ile środków dotychczas marnowaliśmy. Trochę rozpieściły i zdemoralizowały nas środki unijne, które często pozwalały nam pozorować współpracę i działać nieefektywnie. Wobec sytuacji niszczącej eksploatacji zasobów czy destrukcyjnej rywalizacji nastawionej na zniszczenie konkurenta, a nie budowanie sytuacji „win­‑win”, nie mamy jednak zewnętrznego usprawiedliwienia. Zmiana reguł gry zależy od nas samych, naszej świadomości, a właściwie – uświadomienia sobie jak bardzo jesteśmy współzależni.

Jaki jest zatem warunek wstępny stworzenia Pomorskiego Systemu Odpornościowo­‑Rozwojowego? Uświadomienie sobie, że naprawdę jesteśmy współzależni. Że wirus gospodarczy, pandemiczny czy klimatyczny nie wybiera i będzie dotykał nas wszystkich.

Uświadommy sobie naprawdę, że jesteśmy współzależni. Że wirus gospodarczy, pandemiczny czy klimatyczny nie wybiera i będzie dotykał nas wszystkich.

Potrzebujemy więc takiego miejsca komunikacji i (po)rozumienia, gdzie wszyscy będziemy mogli się regularnie spotykać, dyskutować i uspójniać nasze myślenie. Potrzebujemy takiej stałej pomorskiej międzysektorowej agory komunikacyjnej – między władzą a społeczeństwem, między „srebrnym” a młodym pokoleniem, między Pomorzem lokalnym a metropolitalnym, między tymi, którzy myślą raczej liberalnie, a tymi, którzy wyznają wartości konserwatywne.

Właśnie taką agorę „debaty pisanej” (na szczeblu ogólnokrajowym) tworzymy od 2016 r. w ramach thinklettera Kongresu Obywatelskiego „Idee dla Polski”, który poruszając zróżnicowane tematy społeczne, gospodarcze i kulturowe wyznacza sobie za cel nakierowanie czytelników na holistyczne zrozumienie rzeczywistości, w której żyjemy. Jego fundamentalną cechą jest również dbałość o język, który nikogo nie wyklucza – zgodnie z zasadami etyki słowa: mówienia prawdy, mówienia jasno i empatycznie.

W związku z obecną sytuacją epidemii, która wstrzymuje możliwość fizycznych spotkań w ramach Pomorskich Kongresów Obywatelskich (organizowanych od ponad 10 lat), proponujemy stworzenie podobnej przestrzeni „debaty pisanej” o wymiarze regionalnym: thinklettera „Idee dla Pomorza”. Będzie to przestrzeń resetu myślowego i stymulowania Pomorskiego Systemu Odpornościowo­‑Rozwojowego. W pierwszej kolejności zaprosiliśmy do współpracy naturalnych partnerów takiej inicjatywy tj. Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego oraz Miasto Gdańsk. Za pośrednictwem tego artykułu zapraszamy do współpracy wszystkich zainteresowanych: osoby, organizacje i przedsiębiorstwa podzielające tę wizję! W szczególności zależy nam na identyfikowaniu i pokazywaniu pozytywnych przykładów „na styku” rożnych sektorów, logik i zasobów oraz inspirowaniu do tworzenia różnych „hubów”, „przegubów”, „pomostów” między światami, które dotychczas ze sobą nie współpracowały. Twarde realia będą nas popychały w tym kierunku.

¹ Pomijam tutaj kryzys polityczny związany z wyborami prezydenckimi, który może mieć kluczowe znaczenie i którego skutki mogą ograniczyć pole realizacji przedstawionej tutaj wizji.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Sytuacja gospodarcza województwa pomorskiego w IV kwartale 2019 r.

Pobierz PDF

Koniunktura gospodarcza

Polska gospodarka spowolniła – według wstępnych wyliczeń Głównego Urzędu Statystycznego wzrost PKB w 2019 r. wyniósł 4 proc., podczas gdy rok wcześniej średnie tempo wzrostu gospodarczego przekraczało 5 proc. W nadchodzących miesiącach możemy spodziewać się dalszego pogarszania się wyników – Bank Światowy w badaniu „Global Economic Prospects” przewiduje, że tempo wzrostu PKB wyniesie w Polsce w 2020 r. 3,6 proc. To i tak więcej, niż w skali całego świata, gdzie ma ono oscylować w granicach 2,5 proc. Ekonomiści Banku Światowego wskazują, że głównymi czynnikami ryzyka mogącymi potencjalnie przyhamować ten proces są dziś: konflikty handlowe, zawirowania na rynkach finansowych, niska skłonność do podejmowania ryzyka przez przedsiębiorstwa oraz napięcia geopolityczne1.

Obawy związane ze spowolnieniem gospodarczym są widoczne także wśród Polaków – z badania „Sytuacja na rynku consumer finance”, przeprowadzanego cyklicznie przez Związek Przedsiębiorstw Finansowych oraz Instytut Rozwoju Gospodarczego SGH wynika, że choć w IV kwartale ponad 46 proc. respondentów wskazywało na poprawę ogólnej sytuacji ekonomicznej Polski, to aż o ¼ wzrósł odsetek gospodarstw domowych pesymistycznie patrzących w przyszłość. Największe obawy są związane ze wzrostem bezrobocia oraz rosnącą inflacją2.

Póki co jednak, w IV kwartale 2019 r. wśród pomorskich przedsiębiorców przeważały pozytywne nastroje – na koniec grudnia w sześciu spośród siedmiu analizowanych branż wartość indeksu bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa była dodatnia. Najlepiej swoją sytuację oceniali reprezentanci sektora informacji i komunikacji (+15,9 pkt.), handlu hurtowego (+13,2 pkt.) oraz transportu i gospodarki magazynowej (+11,6). Nieco niższa wartość indeksu dotyczyła budownictwa (+10,2 pkt.), przetwórstwa przemysłowego (+7,3 pkt.) oraz handlu detalicznego (+0,1 pkt.). Jedynym sektorem, w którym dominowały nastroje pesymistyczne było zakwaterowanie i usługi gastronomiczne (–4,9 pkt.), jednak jest to trend obserwowany cyklicznie, związany z sezonem zimowym, w którym ruch turystyczny jest znacznie niższy niż latem.

W nieco gorszym świetle powyższe dane stawia porównanie z końcówką poprzedniego kwartału – w odniesieniu do ocen z września, lepiej swoją bieżącą sytuację ocenili reprezentanci czterech sektorów. Największy wzrost indeksu odnotowano w sektorze transportu i komunikacji (+8,2 pkt.), zauważalny był on także w sektorze przetwórstwa przemysłowego (+4,0 pkt.). W dwóch kolejnych sektorach – handlu hurtowym oraz budownictwie – był on minimalny i oscylował w granicach 1 pkt. W jednym sektorze – informacji i komunikacji – sytuacja względem września pozostała bez zmian, natomiast w dwóch: handlu hurtowym oraz zakwaterowaniu i usługach gastronomicznych aktualna sytuacja firm została przez przedsiębiorców oceniona gorzej. Było to szczególnie odczuwalne w drugiej z tych branż, gdzie spadek indeksu sięgnął 8,5 pkt., co jednak nie powinno niepokoić, gdyż jest to zjawisko obserwowane co sezon.

Wykres 1. Indeks bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa wg sektorów w województwie pomorskim w okresie od września 2018 do grudnia 2019 r.

Indeks bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa

Przedział wahań wskaźnika wynosi od –100 do +100. Wartości ujemne oznaczają przewagę ocen negatywnych, dodatnie – pozytywnych.
Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie danych GUS

Jeszcze mniej optymistycznie wygląda porównanie grudniowych nastrojów przedsiębiorców z indeksem bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa z końca 2018 r. Tylko w trzech branżach tegoroczne oceny są wyższe niż przed rokiem – mowa tu o budownictwie i handlu hurtowym (obydwie +7,8 pkt. w ujęciu rok do roku) oraz transporcie i gospodarce magazynowej (+4,3 pkt.). Największa różnica in minus (–31,4 pkt.) dotyczy sektora informacji i komunikacji, co może świadczyć o coraz większym nasyceniu tego rynku w Trójmieście, a także o problemach związanych z niedostateczną podażą programistów na Pomorzu. Pozostałe branże, w których indeks bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa był w grudniu w województwie pomorskim niższy niż przed rokiem to: handel detaliczny (–8,1 pkt.), przetwórstwo przemysłowe (–4,0 pkt.) oraz zakwaterowanie i usługi gastronomiczne (–0,4 pkt.).

Na koniec IV kwartału 2019 r. nastroje pomorskich przedsiębiorców w czterech branżach były lepsze niż przeciętnie w Polsce. Było to najbardziej odczuwalne w sektorze przetwórstwa przemysłowego (+8,7 pkt. względem średnich ocen w kraju) oraz budownictwa (+6,6 pkt.). Lepiej niż średnio w kraju swoją sytuację ocenili też reprezentanci sektora transportu i gospodarki magazynowej (+4,9 pkt.) oraz handlu hurtowego (+3,7 pkt.). Swoją bieżącą sytuację za gorszą niż w grudniu 2018 r. uznali natomiast badani przedsiębiorcy z sektorów: zakwaterowania i usług gastronomicznych (–11,0 pkt.), informacji i komunikacji (–8,7 pkt.) oraz handlu detalicznego (–4,3 pkt.).

Na przestrzeni ostatnich siedmiu lat nastroje pomorskich przedsiębiorców w sześciu spośród siedmiu badanych branż poprawiły się. Porównując uśrednione wartości indeksu bieżącego ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa pomiędzy czwartym kwartałem 2019 r., a tym samym okresem 2012 r. największa różnica in plus dotyczy sektora budownictwa (+44,4 pkt.) oraz transportu i gospodarki magazynowej (+37,3 pkt.). W pierwszym przypadku można to uzasadnić dynamicznym rozwojem społeczno­‑gospodarczym polskiej, w tym również pomorskiej gospodarki, natomiast w drugim – dużymi inwestycjami infrastrukturalnymi, jak również z szybko rosnącym handlem zagranicznym. W analizowanym okresie pogorszyły się nastroje jedynie przedsiębiorców z sektora przetwórstwa przemysłowego (–12,5 pkt. względem IV kwartału 2012 r.).

Przedsiębiorcy z Pomorza dawno już nie patrzyli w przyszłość tak pesymistycznie jak pod koniec IV kwartału 2019 r. W pięciu spośród siedmiu badanych branż indeks przewidywanej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa przybrał wartości ujemne. Najgorsze prognozy dotyczyły reprezentantów sektora zakwaterowania i usług gastronomicznych (–42,5 pkt.), handlu hurtowego (–20,0 pkt.) oraz transportu i gospodarki magazynowej (–15,3 pkt.). W przypadku dwóch ostatnich – były to najniższe indeksy wskaźnika od 7 lat. W przypadku handlu hurtowego negatywne prognozy mogą być związane z coraz silniejszą konkurencją na rynku, presją cenową, a także trudną sytuacją wielu klientów – głównie punktów sprzedaży detalicznej – potęgowaną przez presję konkurencyjną ze strony sklepów wielkopowierzchniowych oraz niedzielny zakaz handlu. Z kolei przedsiębiorców z sektora transportu i gospodarki magazynowej niepokoić może globalne spowolnienie gospodarcze, a także negatywne prognozy gospodarcze dotyczące największego polskiego partnera handlowego – Niemiec.

Pesymistyczne perspektywy rysowali też przedsiębiorcy z branży handlu detalicznego (–10,1 pkt.) oraz budownictwa (–7,7 pkt.). Przewaga ocen pozytywnych – i to bardzo nieznaczna – dotyczyła sektorów: przetwórstwa przemysłowego (+2,5 pkt.) oraz informacji i komunikacji (+0,7 pkt.). W przypadku ostatniej z tych branż dodatni indeks odnotowano po raz pierwszy od 9 miesięcy.

W skali całego kraju prognozy wydają się być jeszcze bardziej pesymistyczne niż na Pomorzu – indeks przewidywanej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa był w grudniu 2019 r. dodatni jedynie w branży informacji i komunikacji (+4,2 pkt.). W pozostałych sześciu sektorach odczucia były mniej lub bardziej negatywne. Największe obawy dotyczące przyszłości prowadzonej działalności wykazywali przedsiębiorcy z branż: budownictwa (–12,8 pkt.), zakwaterowania i usług gastronomicznych (–12,3 pkt.) oraz transportu i gospodarki magazynowej (–11,7 pkt.).

Działalność przedsiębiorstw

Pod koniec roku w województwie pomorskim zarejestrowanych było 307,3 tys. podmiotów gospodarki narodowej. W porównaniu z danymi z końca 2018 r., ich liczba wzrosła o ponad 10,5 tys. Było ich również więcej o ponad 1,3 tys. w porównaniu z końcem poprzedniego kwartału.

Wykres 2. Dynamika produkcji sprzedanej, budowlano­‑montażowej i sprzedaży detalicznej w województwie pomorskim w okresie od stycznia 2016 do grudnia 2019 r.

Dynamika produkcji sprzedanej, budowlano­‑montażowej i sprzedaży detalicznej

Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku

IV kwartał 2019 r. był zdecydowanie najgorszym z perspektywy wszystkich trzech badanych indeksów – produkcji sprzedanej przemysłu, produkcji budowlano­‑montażowej oraz sprzedaży detalicznej towarów. Najmniej optymistycznie nastraja ten pierwszy – jego wartości w listopadzie i grudniu były niższe niż w analogicznym okresie roku ubiegłego, co może świadczyć o początku negatywnego trendu. Z kolei w wypadku produkcji budowlano­‑montażowej oraz sprzedaży detalicznej towarów przez wszystkie trzy miesiące analizowanego kwartału wartości indeksów były wyższe niż przed rokiem, tyle że minimalnie, w granicach 0,5‑3,9 proc.

W ostatnim kwartale 2019 r. wartości indeksu produkcji sprzedanej przemysłu były najniższe w skali całego roku. W porównaniu do analogicznego okresu 2018 r. wyższą wartość (o 4,1 proc.) odnotowano jedynie w październiku. Z kolei listopad i grudzień były jedynymi następującymi po sobie miesiącami w 2019 r., w których wartość indeksu była niższa niż w tym samym okresie roku poprzedniego. Coraz więcej wskazuje na to, że sektor przemysłowy czeka w Polsce głęboka recesja. I to pomimo tego, że wskaźnik PMI dla polskiego przemysłu w listopadzie i grudniu rósł – o ile w październiku wynosił zaledwie 45,6 pkt., co było najniższym odczytem od dekady, o tyle w listopadzie wzrósł do 46,7 pkt., a w grudniu do 48 pkt. Wartości te nadal pozostają jednak poniżej 50 pkt., co świadczy o tym, że w ujęciu miesiąc do miesiąca przemysł się kurczy. Najlepszym na to dowodem jest fakt, że polskie firmy z II sektora odnotowały w grudniu 14. z rzędu spadek poziomu produkcji, co owocuje zmniejszaniem się liczby nowych miejsc pracy. Nie nastraja to optymistycznie na najbliższą przyszłość3.

Zarówno w październiku, listopadzie, jak i grudniu wartości indeksu produkcji budowlano­‑montażowej pozostawały nieznacznie wyższe niż w IV kwartale 2018 r. – odpowiednio o: 1,7, 2,8 i 0,5 proc. Pomimo wyższych wartości niż w analogicznym okresie roku poprzedniego, IV kwartał 2019 r. cechował się najgorszymi wynikami w skali całego roku – niższą wartość indeksu niż w trzech ostatnich miesiącach odnotowano tylko w sierpniu (–5,2 proc. w ujęciu rok do roku). Jeszcze mniej korzystnie kondycja produkcji budowlano­‑montażowej wyglądała w skali całej polskiej gospodarki – w porównaniu z analogicznym okresem roku 2018 odnotowano niższe wartości we wszystkich trzech miesiącach kwartału: w październiku o –4,0 proc., w listopadzie o –4,7 proc., natomiast w grudniu o –3,3 proc. Dane te potwierdzają tezę, że skończył się w Polsce boom budowlany. Wielu ekspertów wskazuje jednak, że najbardziej prawdopodobny dla branży jest scenariusz „miękkiego lądowania” – w dużej mierze za sprawą wysokiej aktywności w budownictwie mieszkaniowym4.

Z perspektywy przedsiębiorców działających w branży sprzedaży detalicznej towarów IV kwartał 2019 r. również należy uznać za najgorszy w skali całego roku – i to, podobnie jak w wypadku produkcji budowlano­‑montażowej, pomimo faktu, że we wszystkich trzech miesiącach indeks sprzedaży detalicznej był wyższy niż w analogicznym okresie roku 2018. Odnotowane wartości (odpowiednio: 3,6 proc., 3,9 proc. i 1,2 proc. wyższe w ujęciu rdr) były jednak trzema z pięciu najniższych obserwowanych w skali całego roku. Zaskakuje szczególnie niski wynik w grudniu, kiedy sprzedaż detaliczna utrzymuje się zazwyczaj na wysokim poziomie w związku z wydatkami świątecznymi. Lepsze niż na Pomorzu wyniki odnotowano w skali całego kraju, gdzie na koniec roku indeks sprzedaży detalicznej towarów był wyższy o 5,7 proc. w porównaniu do grudnia 2018 r. Na ten wynik w dużej mierze wpłynęły wzmożone zakupy przed świętami Bożego Narodzenia. Przewiduje się jednak, że w następnych miesiącach – w dużej mierze za sprawą rosnącej inflacji – wzrost poziomu sprzedaży może przyhamować5.

Handel zagraniczny

W IV kwartale 2019 r.6 wartość eksportu z województwa pomorskiego wyniosła 3108,9 mln euro, natomiast importu na Pomorze – 3729,8 mln euro. Saldo handlu zagranicznego było ujemne, wynosząc niespełna –621 mln euro – było ono zatem o 67 mln euro niższe niż w III kwartale. W porównaniu z poprzednim kwartałem wartość eksportowanych towarów była wyższa o 6,5 proc., natomiast importowanych – o 3,4 proc.

W skali całej polskiej gospodarki rok 2019 został zamknięty dodatnim saldem handlu zagranicznego, wynoszącym około 1800 mln euro. Wartość towarów wyeksportowanych w tym czasie z Polski wyniosła łącznie 235,8 mld euro, natomiast importowanych – 234,0 mld euro. W porównaniu z 2018 r. wzrostowi uległa zarówno wartość eksportu (o 5,5%), jak i importu (o 2,6%)7.

W odniesieniu do IV kwartału 2018 r. wartość towarów eksportowanych z Pomorza wzrosła o 9,6%, natomiast importowanych spadła o 10,5%. Saldo handlu zagranicznego uległo zmniejszeniu o 710,8 mln euro. Z kolei porównaniu do IV kwartału 2017 r., w mijającym kwartale zauważalnie wyższy był zarówno wolumen importu, jak i wartość eksportu.

Za największą wartość eksportowanych z Pomorza towarów odpowiadały – tradycyjnie już – cztery grupy wyrobów: statki, łodzie oraz konstrukcje pływające (18,1% wartości eksportu), ryby i skorupiaki (9,3%), maszyny i urządzenia elektryczne (8,6%) oraz paliwa (5,8%). Razem stanowiły one 41,8 wartości pomorskiego eksportu, czyli dokładnie tyle samo, ile w poprzednim kwartale. W analogicznym okresie roku poprzedniego ich łączny udział był o 1,4 pkt. proc. wyższy. Analizując eksport towarów z Pomorza należy mieć na uwadze, że dominująca grupa – statki, łodzie oraz konstrukcje pływające – cechuje się długoterminowymi kontraktami, opiewającymi na bardzo wysokie kwoty pieniędzy. Bywa zatem, że nawet finalizacja jednego zamówienia wpływa w istotnym stopniu na cały kształt kwartalnej struktury eksportu.

Największym odbiorcą towarów eksportowanych z Pomorza pozostają bezdyskusyjnie Niemcy, które odpowiadały za 21,3 proc. pomorskiej sprzedaży zagranicznej w IV kwartale 2019 r. Za ich plecami znalazły się: Francja (7,0 proc.), Norwegia (6,0 proc.) oraz Holandia (5,2 proc.). Mając na uwadze całą polską gospodarkę, w 2019 r. największym partnerem eksportowym również były Niemcy, gdzie powędrowało 27,6 proc. sprzedawanych za granicę towarów. Na „podium” znalazły się też: Czechy (6,1 proc.) oraz Wielka Brytania (6,0 proc.), a tuż za ich plecami – Francja (5,8 proc.).

Wykres 3. Struktura kierunkowa eksportu z województwa pomorskiego w IV kwartale 2019 r.

Struktura eksportu - IV kw. 2019

Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie danych Izby Celnej w Warszawie

Pomorski import opierał się w IV kwartale 2019 r. głównie na grupie paliw, które odpowiadały za 31,3 proc. wartości sprowadzanych towarów. Bardzo wysoki, sięgający 18,6 proc. był także udział towarów z grupy statków, łodzi i konstrukcji morskich. Jak zazwyczaj kolejne miejsca w ogólnej strukturze importu zajęły grupy: ryb i skorupiaków (8,8%) oraz maszyn i urządzeń elektrycznych (7,8%). Udział powyższych czterech grup towarów w pomorskim imporcie ogółem stanowił 66,5 proc., czyli o 7,3 pkt. proc. więcej niż w poprzednim kwartale oraz o 1,6 pkt. proc. mniej niż w analogicznym okresie 2018 r.

Spore podobieństwo struktury importowej i eksportowej województwa pomorskiego jest związane z tym, że regionalny import jest w dużym stopniu kształtowany przez eksport: na Pomorze sprowadzane są towary podlegające przetworzeniu, które następnie w dużej części są sprzedawane za granicę.

W ostatnim kwartale 2019 r. towary o największej wartości – w tym przede wszystkim paliwa – zostały na Pomorze sprowadzone z kierunku rosyjskiego (24,2 proc. łącznej wartości importu). Na kolejnych miejscach wśród partnerów importowych znalazły się: Chiny (10,8 proc.), Norwegia (7,8 proc.), Kazachstan (6,3 proc.) oraz Niemcy (5,8 proc.). W skali całej polskiej gospodarki, największym partnerem importowym są natomiast Niemcy z niemal 22‑procentowym udziałem. Za nimi znajdują się Chiny (12,4 proc.), a dopiero na trzecim miejscu Rosja (6,2 proc.).

Wykres 4. Struktura kierunkowa importu do województwa pomorskiego w IV kwartale 2019 r.

Struktura importu - IV kw. 2019

Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie danych Izby Celnej w Warszawie

Barometr innowacyjności

W IV kwartale 2019 r. w Biuletynie Urzędu Patentowego opublikowano informację o 856 wynalazkach zgłoszonych do opatentowania. Liczba zgłoszeń pochodzących z województwa pomorskiego sięgnęła 45, co stanowiło 5,2 proc. wszystkich zgłoszonych wynalazków. Jest to odsetek wyższy o 0,3 pkt. proc. od obserwowanego w poprzednim kwartale oraz o 1,1 pkt. proc. niższy niż w analogicznym okresie 2018 r.

Wykres 5. Liczba pomorskich wynalazków zgłoszonych i opublikowanych w Biuletynie Urzędu Patentowego w 2019 r.

Innowacyjność - 2019 r.

Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie http://www.uprp.pl

Udział województwa w liczbie zgłaszanych patentów był więc w mijającym kwartale, podobnie jak w poprzednich, niższy od udziału regionu w liczbie mieszkańców całej Polski (6,0 proc.) oraz w odniesieniu do liczby ogólnopolskich przedsiębiorstw (6,8 proc.). Niemniej należy mieć na uwadze, iż statystyka patentowa jest zdominowana przez zgłoszenia z województwa mazowieckiego, w tym w szczególności z Warszawy.

Nie zmienia to jednak faktu, że polska gospodarka pozostaje w skali Europy innowacyjnym „maruderem”, a nasz region nie wyróżnia się szczególnie na tym niezbyt korzystnym tle. Nie jesteśmy doceniani nawet przez naszego największego partnera handlowego – Niemcy, gdzie w rankingu opracowanego przez Związek Przemysłu Niemieckiego, polska gospodarka znalazła się na 27 pozycji spośród 35 badanych państw. Trudno jednak o pozytywną zmianę w sytuacji, gdy wydatki polskich przedsiębiorstw na badania i rozwój nadal pozostają na poziomie raptem 50 proc. wydatków w pozostałych krajach Unii Europejskiej8.

W ostatnim kwartale br. najwięcej zgłoszeń patentowych z województwa pomorskiego dotyczyło działów: B (22,2% – różne procesy przemysłowe i transport) oraz C (20,0% – chemia, metalurgia) Międzynarodowej Klasyfikacji Patentowej. Zauważalny był także udział patentów z działu F (17,8% – budowa maszyn, oświetlenie, ogrzewanie, uzbrojenie, technika minerska).

W porównaniu z patentami zgłoszonymi w całym kraju, największa nadreprezentacja dotyczyła na Pomorzu działu G (fizyka), wynosząc +4,6 pkt. proc względem kraju. Z kolei największe odchylenie in minus było związane z działem A (podstawowe potrzeby ludzkie) i wyniosło –6,4 pkt. proc.

W analogicznym okresie ubiegłego roku największa nadreprezentacja dotyczyła działu E – budownictwo i górnictwo (+6,9 pkt. proc. względem kraju), natomiast największe odchylenie in minus, działu C – chemia i metalurgia (–11,7 pkt. proc.).

Tabela 1. Ogólnopolskie oraz pomorskie zgłoszenia wynalazków opublikowane w Biuletynie Urzędu Patentowego wg Międzynarodowej Klasyfikacji Patentowej (MKP) w IV kw. 2019 r. oraz całym roku 2019

Dział MKP IV kwartał 2019 r. 2019 r.
Pomorskie Polska różnica Pomorskie Polska różnica
% % pkt. proc. % % pkt. proc.
Dział A – Podstawowe potrzeby ludzkie 11,1 17,5 –6,4 14,4 17,2 –2,9
Dział B – Różne procesy przemysłowe; Transport 22,2 26,3 –4,1 23,8 23,0 +0,8
Dział C – Chemia; Metalurgia 20,0 17,1 +2,9 15,5 21,7 –6,3
Dział D – Włókiennictwo; Papiernictwo 4,4 1,6 +2,8 1,7 1,1 +0,6
Dział E – Budownictwo; Górnictwo 6,7 9,5 –2,8 8,8 8,5 +0,4
Dział F – Budowa maszyn; Oświetlenie; Ogrzewanie; Uzbrojenie; Technika minerska 17,8 13,4 –4,3 12,7 12,0 +0,7
Dział G – Fizyka 13,3 8,8 +4,6 16,6 9,9 +6,6
Dział H – Elektrotechnika 4,4 5,8 –1,4 6,6 6,6 0,0
RAZEM 100,0 100,0 100,0 100,0

Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie http://www.uprp.pl

W skali całego roku 2019 za pomorską specjalizację względem reszty kraju można uznać dział G (fizyka), w którym nadreprezentacja udziału zgłoszonych wynalazków wyniosła +6,6 pkt. proc. W ubiegłym roku nadreprezentacja ta była znacznie mniejsza i wynosiła jedynie +0,7 pkt. proc. Wówczas największe odchylenie in plus dotyczyło działu F i wynosiło +5,7 pkt. proc.

Ważniejsze wydarzenia9

Rozbudowa gdyńskiego Centrum Logistycznego
W Centrum Logistycznym Portu Gdynia, w pobliżu terminali kontenerowych BCT i GCT, powstał magazyn wysokiego składowania. To pierwszy z czterech zaplanowanych tego typu obiektów. Magazyn został wydzierżawiony przez firmę Terramar, działającą w branży TSL.

Nowe biurowce otwarte
Deweloper Torus oddał do użytku dwa zrealizowane w Gdańsku budynki biurowe – Neon (ostatni budynek wchodzący w skład kompleksu biurowego Alchemia) oraz pierwszy z dwóch obiektów kompleksu Officyna (zlokalizowany we Wrzeszczu, przy ul. Grunwaldzkiej).

Inwestycja w mroźnię
Grupa Cedrob z Ciechanowa – największy polski producent mięsa – zbuduje w Porcie Gdańsk mroźnię wysokiego składowania. Obiekt będzie się znajdował nieopodal DCT Gdańsk, a jego pojemność wyniesie około 30 tys. palet. Mroźnia ma zostać oddana do użytku w połowie 2021 r., a koszt inwestycji wyniesie nie mniej niż 100 mln zł.

EPG zbudowało gigantyczną wieżę
Energomontaż Północ Gdynia zbudował wieżę do układania podwodnych rurociągów o łącznej masie ponad 850 ton. Konstrukcja zostanie przetransportowana barkami do Holandii i zamontowana na statku „Seven Vega”, budowanego przez brytyjskiego armatora Subsea 7.

Amerykańskie firmy otwierają biura w Gdańsku
Odyssey Logistics & Technology Corporation – amerykański potentat działający w branży logistycznej otworzy swoje nowe biuro w Gdańsku, a konkretniej w niedawno otwartym biurowcu Neon. Na początek będzie tu delegowana działalność zespołu zarządzania usługami logistycznymi. Z kolei w Olivia Business Centre ulokuje się nowojorska firma Acoustic. Docelowo ma zatrudnić 250 specjalistów, głównie z branży IT.

Prezes Lotosu odwołany
Aleksander Bonca został odwołany ze stanowiska Prezesa Zarządu spółki Lotos. Zastąpił go – jako p.o. Prezesa Zarządu – Jarosław Wittstock, dotychczasowy Wiceprezes.

Orlen przejmie Energę?
PKN Orlen planuje przejąć Grupę Energa. Na początku grudnia ogłosił wezwanie na 100 proc. akcji gdańskiej spółki. Daniel Obajtek, Prezes Zarządu PKN Orlen, powiedział, że jego spółka chciałaby stworzyć multienergetyczny koncern, na wzór podobnego typu organizacji, które działają w wielu innych krajach. Obajtek zapewnia, że spółka Energa wraz ze wszystkimi miejscami pracy pozostanie w Gdańsku.

Wielomilionowa inwestycja PERN
Spółka PERN przeznaczy w 2020 r. na swoje projekty inwestycyjne prawie 550 mln zł. Najwięcej środków pochłoną: rozbudowa Terminala Naftowego w Gdańsku, rozbudowa nowych zbiorników na ropę oraz budowa rurociągu Boronów­‑Trzebinia.

Nowy Prezes Grupy Energa
Jacek Goliński został nowym Prezesem Zarządu Grupy Energa. Zastąpił on na stanowisku Grzegorza Ksepko, który od końca czerwca 2019 r. był p.o. Prezesa Zarządu spółki.

Lotos zainwestuje w Azoty
Gdański koncern naftowy zainwestuje 500 mln zł w projekt Polimery Police realizowany przez spółki Grupy Azoty. W ramach inwestycji powstanie kompleks chemiczny Polimery Police, składający się m.in. z gazoportu oraz infrastruktury logistycznej. Moce produkcyjne kompleksu wyniosą niemal 440 tys. ton polipropylenu rocznie.

LPP wypuściło obligacje
LPP wypuściło obligacje, pozyskując tym samym 300 mln zł. Z tych środków sfinansowana zostanie budowa Centrum Dystrybucyjnego gdańskiej firmy w Brześciu Kujawskim.

Albatros zwodowany
Remontowa Shipbuilding oddała do użytku okręt Albatros – drugi z serii trzech niszczycieli min typu Kormoran, zbudowany na zamówienie Marynarki Wojennej.

Terminal Cukrowy gotowy
W Porcie Gdańsk otwarty został Terminal Cukrowy. Jego budowę sfinansowała Krajowa Spółka Cukrowa. Projekt opiewał na ponad 100 mln zł. Inwestycja umożliwi sprzedaż cukru drogą morską o masie przynajmniej 300 tys. ton rocznie.

Odbyło się Forum Gospodarki Morskiej
W Gdyni po raz 19 odbyło się Forum Gospodarki Morskiej (wcześniej pod nazwą Międzynarodowego Forum Gospodarczego). W spotkaniu wzięło udział około 600 gości. Debatowano na tematy m.in. rozwoju morskiej energetyki wiatrowej oraz o wyzwaniach stojących przed polskimi portami.

Remontowa sprzedała dwa PSV
Remontowej Shipbuilding nareszcie udało się sprzedać dwie jednostki PSV, które gdańska stocznia zbudowała na zlecenie Siem Offshore Contractors. Ostatecznie zamawiający anulował jednak kontrakt i statki czekały na kupca, którym finalnie okazał się szwedzki Viking Supply Ships AB.

Nowy statek Polskiej Żeglugi Morskiej
Polska Żegluga Morska nabyła nowy statek – masowiec „Sopot” zbudowany w chińskiej stoczni Yangfan. To 62. statek znajdujący się we flocie PŻM.

Planeta I zwodowana
Remontowa Shipbuilding zakończyła budowę statku wielozadaniowego Planeta I, którego nabywcą jest Urząd Morski w Szczecinie. Wartość zamówienia to ponad 213 mln zł, z których 85% stanowiło dofinansowanie ze środków unijnych.

Nowe zlecenie stoczni Crist
Gdyńska stocznia Crist zbuduje prom hybrydowy na zlecenie fińskiego Finferries. Jednostka ma docelowo kursować w rejonie archipelagu Wysp Alandzkich i pokonywać swoją trasę przy wykorzystaniu własnych, ładowanych na lądzie baterii. Wcześniej stocznia Crist zbudowała dla Finferries prom hybrydowy Elektra.

Pierwszy pociąg z Chin w Gdańsku
Do Gdańska przyjechał pierwszy pociąg towarowy z Chin, przewożący 30 kontenerów. Swoją trasę pokonał w 12 dni. Od stycznia 2020 r. planowane są regularne, cotygodniowe połączenia z Państwa Środka do DCT Gdańsk.

Arciszewska­‑Mielewczyk Prezesem PLO
Dorota Arciszewska­‑Mielewczyk została nowym Prezesem Zarządu Polskich Linii Oceanicznych. Zastąpiła Krzysztofa Adamczyka, który pełnił funkcję p.o. Prezesa Zarządu.

Rekordowe przeładunki trójmiejskich terminali
Gdański DCT przekroczył w 2019 r. poziom 2 mln TEU, a gdyński BCT – 0,5 mln TEU przeładunków. Dla obydwu terminali były to rekordowe wartości.

Nowe połączenia lotnicze z Gdańska
W najbliższych miesiącach otwartych zostanie kilka nowych połączeń lotniczych z Gdańska. Polecimy m.in. do: Burgas (od czerwca), Zadaru (od marca), Zaporoża (od marca), Goteborga i Trondheim (od kwietnia). Zwiększona zostanie także częstotliwość lotów do Sztokholmu i Oslo.

5 milionów pasażerów na gdańskim lotnisku
16 grudnia w gdańskim porcie lotniczym wylądował 5‑milionowy pasażer w 2019 r. Gdańskie lotnisko nigdy wcześniej nie obsłużyło w ciągu roku tylu pasażerów. Prezes Portu Lotniczego Gdańsk, Tomasz Kloskowski, liczy na to, że w 2021 r. uda się zwiększyć liczbę pasażerów nawet do 6 milionów.

Znów pojedziemy ze Słupska do Ustki
Po kilkuletniej przerwie związanej z pracami modernizacyjnymi, na trasę Słupsk­‑Ustka wracają pociągi regionalne. Będą kursowały kilkanaście razy dziennie, a podróż zajmie 20 minut.

Samorządowa koalicja na rzecz klimatu
Tuż przed otwarciem tegorocznego kongresu Smart Metropolia pt. „Klimat dla metropolii. Metropolie dla klimatu”, prezydenci i burmistrzowie polskich miast podpisali „Deklarację współpracy klimatycznej miast i gmin”, stanowiącą podstawę powstania Klimatycznej Koalicji Polskich Miast i Gmin. Samorządowcy chcą zintensyfikować wspólne działania na rzecz klimatu poprzez m.in. poprawę miejskich polityk transportowych, energetycznych, planowania przestrzennego oraz inwestycji.

Rozbudowa terminala lotniskowego rozpoczęta
Port Lotniczy Gdańsk podpisał z Korporacją Budowlaną Doraco umowę na rozbudowę terminala T2. Koszt inwestycji to ponad 225 mln zł, a w jej ramach powstanie nowy pirs terminala T2 o długości 180 m i powierzchni użytkowej 16 tys. m².

LPP z nagrodą Prezydenta
Gdańska firma odzieżowa LPP została laureatem konkursu Nagroda Gospodarcza Prezydenta RP – wyróżnienia dla firm, które wnoszą znaczący wkład w rozwój polskiej gospodarki, budując jednocześnie pozytywny wizerunek rodzimej przedsiębiorczości na arenie międzynarodowej.

W kierunku Pomorskiej Doliny Wodorowej
W Pomorskim Parku Naukowo­‑Technologicznym odbyła się konferencja dotycząca rozwoju technologii wodorowych, którą swoim patronatem objął Marszałek Województwa Pomorskiego Mieczysław Struk. Jednym z najważniejszych wydarzeń w trakcie konferencji było podpisanie deklaracji o powołaniu Pomorskiej Doliny Wodorowej, mającej stworzyć warunki do realizacji konkretnych celów związanych z zastosowaniem ogniw wodorowych w transporcie, m.in. w wybranych liniach kolejowych, czy w transporcie wodnym między Trójmiastem a Półwyspem Helskim. Wśród sygnatariuszy Deklaracji znaleźli się m.in. Województwo Pomorskie, Klaster Technologii Wodorowych i Czystych Technologii Węglowych czy Gmina Miasta Gdynia.

1 za: money.pl
2 za: strefabiznesu.pl
3 za: parkiet.com
4 za: biznes.interia.pl
5 za: tvn24bis.pl
6 Dane za rok 2019 pochodzą ze zbioru otwartego, co oznacza, że przez cały rok sprawozdawczy rejestrowane są dane dotyczące wszystkich miesięcy (bieżących i poprzednich w przypadku dosyłania brakujących danych) oraz korekt rejestrowanych za okres sprawozdawczy, którego dotyczą.
7 za: www.stat.gov.pl
8 za: rp.pl
9 W niniejszym podrozdziale wykorzystano informacje pochodzące m.in. z portalów trojmiasto.pl oraz pomorskie.eu.

Skip to content