Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Nie jest ważne, kto pozyska inwestora

Z Wojciechem Kozłowskim , wiceprezydentem Wejherowa, rozmawia Dawid Piwowarczyk .

Dlaczego warto wspierać projekt aglomeracji pomorskiej?

Naturalnym jest to, że duży może więcej. Uważam, że działając wspólnie, zwiększamy nasze szanse w rywalizacji z innymi polskimi i europejskimi aglomeracjami.

Jak należy budować aglomerację pomorską?

Myślę, że kwestia zinstytucjonalizowania aglomeracji jest problemem mniej ważnym, niż rozwiązywanie rzeczywistych problemów. Na dzisiejszy dzień widzę przynajmniej dwie ważne płaszczyzny współpracy. Pierwszą jest integracja komunikacji, a przynajmniej zakończenie projektu wspólnego biletu. Jest to projekt potrzebny, który powinien zwiększyć mobilność mieszkańców. Po drugie, musimy wspólnie prowadzić działania promocyjne. Nie jest ważne, które miasto, czy gmina pozyska inwestora. Najważniejsze, że inwestycja przyjdzie do nas i będzie tak naprawdę promieniowała na pozostałe obszary.

Czy nie istnieje ryzyko, że aglomeracja oderwie się od regionu?

Według mnie prawda jest taka, że to tylko metropolia jest prawdziwą szansą Pomorza. Jeżeli będzie silna, to zyska na tym cały region. Aglomeracja jest szansą, a nie zagrożeniem dla naszego województwa. Oczywiście, nie można – na przykład przy okazji podziału środków unijnych – faworyzować centrum regionu, kosztem jego peryferii.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Wcześniej czy później metropolia musi powstać

Z Zenonem Odyją , prezydentem Tczewa, rozmawia Dawid Piwowarczyk

Dlaczego metropolia pomorska?

Po pierwsze, wymusza to w pewnym sensie sama geografia. Położenie Gdańska, Gdyni i Sopotu w naturalny sposób implikuje tego rodzaju skojarzenie. Po drugie, patrząc na metropolię w szerszym zakresie od Tczewa – jako południowej bramy – do Wejherowa, dają się zauważyć kolosalne zmiany, jakie tu zachodzą. Pokonując od lat trasę Tczew-Trójmiasto, widzę je bardzo wyraźnie. Myślę, że wystarczy już tylko kilka lat, by te miejscowości zostały ze sobą w naturalny sposób połączone. Jako miasto jesteśmy regionalnym centrum, ale po pewne usługi zawsze musieliśmy jeździć do Gdańska. Część tczewian uczęszcza tam też do pracy. Ostatnio jednak coraz częściej zaczynamy obserwować odwrotne przypadki. To wszystko pokazuje, iż istnieje wiele „nitek” łączących Tczew, Wejherowo, Redę i Rumię z Trójmiastem. Prędzej czy później metropolia musi tu powstać. Oczywiście przy zachowaniu pewnej odrębności i autonomiczności podmiotów wchodzących w jej skład.

Co musimy zrobić, żeby taką metropolię stworzyć?

To oczywiście duży problem. Ostanie lata i doświadczenia (na przykład te dotyczące wspólnego biletu) pokazały, że jest wiele do zrobienia i że czeka nas długa, mozolna droga. Próbować jednak trzeba, choćby poprzez rozmowy na wielu płaszczyznach. Całkowicie niezbędne jest też wspólne planowanie.

A jak powiązać rozwój metropolii z rozwojem województwa?

Myślę, że dobre propozycje zawiera wojewódzki plan zagospodarowania. Zakłada on, iż poza metropolią istnieć będą ośrodki stanowiące centra dla innych obszarów Pomorskiego. Jeżeli uda się wytworzyć dobre relacje, czy nawet silne więzi między tymi ośrodkami a centrum, z pewnością uda się powiązać rozwój regionu z rozwojem metropolii.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Metropolia, czyli wspólnota partnerów

Z Wojciechem Szczurkiem , prezydentem Gdyni, rozmawia Dawid Piwowarczyk .

Panie Prezydencie, czy za cztery lata będziemy mieli do czynienia z nowym organizmem w postaci metropolii trójmiejskiej?

Na początek warto zdefiniować, co rozumiemy pod pojęciem metropolia…

Chodzi mi o te działania, które mają uczynić z naszych miast efektywną i liczącą się europejską metropolię…

Według mnie problem polega na tym, że mówiąc o metropolii dyskutanci myślą każdy o czym innym.

To czym dla Pana powinna być nasza metropolia?

Metropolia to trochę słowo – zaklęcie. Marzenie, podszyte… megalomanią i przekonaniem, że to co wielkie jest lepsze od dużego, a na pewno znacznie lepsze niż małe. Bo jest silne i potężne. Stąd właśnie pomysły reformy struktur administracyjnych, ze wskazaniem na centralizację. A tymczasem, według mnie wielka skala nie przekłada się automatycznie na lepszą jakość. Często dyskutanci zdają się zapominać, że to nie administracja, nawet największa i najwyższa nie jest tym czynnikiem, który decyduje o wielkości. Obawiam się, że niektóre z projektów dotyczących metropolii są też przejawem niezrozumienia idei samorządności.

Co zatem jest lepsze dla projektu naszej aglomeracji? Łączenie struktur administracyjnych, czy scalanie pewnych konkretnych projektów? Jaka jest Pana wizja?

W mojej ocenie, to nie nowe struktury administracyjne zadecydują o naszym wspólnym sukcesie. Trzeba zastanowić się nad tym, jak kreować i stymulować pewne zjawiska, żeby uzyskać efekt synergii samorządów kilku blisko położonych miast. Z pożytkiem dla tychże miast i całego regionu. Myślę, że próby odgórnych zmian administracyjnych wynikają z nie do końca rozumianej idei samorządności, tradycji, więzi historycznych, unikatowości miejsca, w którym się żyje. My jesteśmy przywiązani do pojęcia mała ojczyzna, które jest emanacją lokalnego patriotyzmu, jako realnej wartości. Ta wartość przekłada się na aktywność, poczucie więzi i odpowiedzialności za miejsce, w którym się żyje.

Twierdzi Pan, że łatwiej być gdynianinem, sopocianinem, gdańszczaninem, niż trójmieszczaninem?

Tak. Trzeba mieć świadomość, że pojęcie Trójmiasto jest tylko funkcjonalnym opisem pewnych zjawisk. Jest prostym zabiegiem pozwalającym w prosty sposób mówić o relacji między trzema blisko siebie położonymi miastami. Z perspektywy mieszkańca Warszawy czy Krakowa różnice w kłopotach na przykład występujących w Orłowie i Kamiennym Potoku nie istnieją. A my, tu wiemy, że są, na czym polegają i że najlepiej lokalnie te kłopoty usuwać. Ponadto, przecież, tak naprawdę aglomeracja obejmuje zdecydowanie większy obszar, ciągnący się od Wejherowa, Kosakowa, Żukowa kończąc na Tczewie.

To wyklucza reformy i zmianę struktur administracyjnych?

Argumenty przeciw znajdziemy też w doświadczeniach historycznych. Dotychczas były w zasadzie dwie poważne próby scalenia naszych miast w jeden organizm. Raz, na początku lat 50-tych, w szczytowym okresie stalinizmu, kiedy o decentralizacji wręcz niebezpiecznie było myśleć. Po raz kolejny ta idea powróciła w okresie stanu wojennego. Ale nie przetrwała próby czasu.

Jakie są jeszcze kontrargumenty?

Narzucona arbitralnie reforma jest niewątpliwie zaprzeczeniem idei samorządności, której sedno, to przybliżenie procesu decyzyjnego do obywatela. Decyzja podejmowania bliżej obywatela jest trafniejsza, szybsza i tańsza. Warto też pamiętać o jednym z fundamentów Unii Europejskiej – zasadzie subsydiarności, znajdującej swój wyraz w polskim systemie prawnym. Zgodnie z tym prawem podstawową jednostką terytorialnego zarządzania jest gmina. I to ona ma zaspokajać wszystkie istotne potrzeby lokalnej społeczności. Dopiero w przypadku, gdy jakieś zadanie ją „przerasta” może być ono delegowane na wyższy poziom. Powiat więc realizuje to, czego nie można zrealizować w gminie, województwo – to, czego nie da rady powiat, a państwo realizuje to, czego nie można sprawnie i skutecznie realizować na poziomie województw. To taka instrukcja subsydiarności – na skróty. Pewne jest, że to gmina jest fundamentem systemu.

To znaczy, że zmiany nie są możliwe i nie są konieczne.

Są możliwe. Wcale nie uważam, że musimy mieć tutaj republikę wolnych elektronów.

To jak Pan, Panie Prezydencie rozumie idee metropolizacji?

Najważniejsze dla mnie – nie niszczyć tego, co dobre i poczynić krok w kierunku budowania nowego, bardziej nowoczesnego oblicza naszego regionu. Żebyśmy byli dobrymi gospodarzami naszego miejsca. I nie tylko dobrymi samorządowcami, ale i osobami poczuwającymi się do odpowiedzialności za region. Dla mnie metropolizacja to dobre, ale partnerskie współdziałanie i świadomość tego, że funkcje metropolitalne są realizowane u nas w wielu ośrodkach. Oczywiście, większość z nich jest realizowanych przez stolicę regionu, zarazem – miasto największe i o największym potencjale. Charakterystyczną cechą naszej pomorskiej metropolii jest to, że i okoliczne miasta i gminy też tutaj mają swoją istotną rolę. Dobrym przykładem jest gmina Kosakowo. Liczy ona tylko siedem tysięcy mieszkańców, ale na przykład dzięki lokalizacji na jej terenie oczyszczalni ścieków, cmentarza, lotniska – jest ona włączona w realizowanie istotnych funkcji metropolitalnych. Problem nie tkwi w nazwie i lokalizacji, a więc w tym, czy to Kosakowo, Gdynia, czy Gdańsk. Problem polega na tym, żebyśmy nauczyli się partnerskiego współdziałania. Myślę, że szansą jest właśnie alokowanie tych funkcji poza stolicą regionu.

Nie tylko Gdańsk powinien realizować nowe projekty ważne z punktu widzenia regionu…

Dokładnie tak. Dobrym przykładem jest tutaj realizowany u nas, w Gdyni, projekt Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego.

Ale czy nie jest tak, że pewne nieporozumienia wynikają z osobistych animozji, rywalizacji dwóch najważniejszych osobowości samorządowych Trójmiasta – prezydentów Szczurka i Adamowicza?

To, że prywatnie lubię Pawła Adamowicza, wcale nie oznacza, że ja zawsze muszę się z nim zgadzać. Uważam, że byłoby to nawet dziwne. Bo odpowiadamy za dwa, duże organizmy i z natury rzeczy musi dochodzić czasem do konfliktu interesów. Ale postawię tezę, że antagonizmy, to już historia.

Teraz będą już tylko sukcesy w budowaniu aglomeracji?

Jeszcze kilka miesięcy temu uczestniczyłem w poważnej dyskusji, poważnych ludzi, mających autorytet, którzy całkiem serio dyskutowali kwestię scalenia Gdańska- Sopotu-Gdyni w jedno miasto. Według mnie idea metropolii w tym wydaniu, już poniosła porażkę. Bo to próba narzucenia pewnych centralistycznych propozycji.

Idea utopijna?

Nie tyle utopia, co genialny generator problemów i wątpliwości. Czy metropolia, to Trójmiasto, Gdańsk, Sopot, Gdynia, czy może jeszcze Reda, Rumia, Wejherowo, Pruszcz Gdański? Czy wymazujemy z nazewnictwa nazwy Gdańsk, Gdynia, Sopot i zaczynami funkcjonować pod wspólnym szyldem Trójmiasta. A może wszyscy na mocy dekretu staniemy się nagle sopocianinami, lub gdańszczanami? Czy jesteśmy gotowi przekreślić wieloletnią, a nawet wielowiekową tradycję bytów samoistnych, znów od 16 lat – samorządnych? Według mnie to jest nierealne. Należy też odpowiedzieć sobie na zasadnicze pytanie, czy scalenie oznaczałoby na pewno, że będzie u nas lepiej, szybciej, efektywniej? Czy z perspektywy np. gdańskiego magistratu problemy Grabówka, Oksywia będą lepiej widzialne, diagnozowane, rozwiązywane? Śmiem odpowiedzieć negatywnie, podpisując się całym swoim doświadczeniem samorządowca.

Twierdzi Pan, że niektórzy chcą zagarnąć, odebrać nam nasz samorząd?

Państwo nie jest tworem instytucjonalnym, wymyślonym w oderwaniu od rzeczywistości. Samorządy, to nie budynki, nieruchomości, lecz konkretni, aktywni społecznie ludzie, wszyscy obywatele. Zasada subsydiarności, o której wcześniej wspomniałem, daje nam naprawdę wiele możliwości działania i to na każdym szczeblu samorządu. I tak w nawiązaniu do idei metropolii – samorząd wojewódzki ma bardzo wiele kompetencji i możliwości budowania regionalnej strategii, realizacji wspólnych dla całego województwa, czy np. Trójmiasta inwestycji, rozwiązań organizacyjnych, czy instytucji.. Nie musimy budować nowych tworów, by pewne słuszne i potrzebne z punktu widzenia metropolii i regionu zadania rozwijać i dynamizować. Ja stanowczo mogę powiedzieć, że dopóki będę miał realny wpływ na losy Gdyni, to nie pozwolę na traktowanie miasta instrumentalnie. Nie zgodzę się na projekty, które byłyby dla Gdyni niekorzystne.

Gdzie zatem jest płaszczyzna do wspólnych działań?

Według mnie takim polem jest dobra, partnerska współpraca, praktycznie w każdej dziedzinie.

Panie Prezydencie, czy nie boi się Pan, że będziemy mieli do czynienia ze zjawiskiem odrywania się naszej metropolii od regionu? Że będziemy rozwijali się szybciej jak gdyby kosztem otoczenia. Że region ponosić będzie tylko straty, a nie generować zyski z lokalizacji na jego terenie dużego ośrodka?

Myślę, że właśnie ten nasz pluralizm jest zabezpieczeniem przed takimi negatywnymi zjawiskami. Metropolia, rozumiana jako centrum, musi umieć dzielić się z regionem i otoczeniem. Wiem, że są z tym problemy. My na przykład, w Gdyni, musieliśmy stoczyć batalię o Pomorski Park Naukowo-Technologiczny. Było bowiem wielu, którzy uważali, że taki regionalny projekt powinien być zlokalizowany w stolicy regionu.

Gdańsk próbuje zawłaszczać pewne rzeczy? Chce opierać swój rozwój na „krzywdzie” mniejszych partnerów?

Owszem, obserwuję, że pewne osoby uważają za naturalne jakieś szczególne prawa, wręcz przywileje stolicy regionu, że rozwój powinien odbywać się na przykład przez anektowanie okolicznych wsi i gmin. Powiem dosadnie – Gdynia, ale i Sopot to dwa duże i silne ośrodki, z którymi trzeba współpracować, których na pewno nie uda się wchłonąć, czy zwasalizować.

Czy patrząc na obecne zjawiska nie zauważa Pan niepokojącej tendencji niekontrolowanego rozlewania się metropolii na okolicę?

To problem związany z kwestią urbanizacji. Musimy zadbać o to, żeby śródmieścia były nasycane funkcjami ogólnomiejskimi. W innym przypadku grozi nam wymieranie centrów miast. Budowa jednorodnych enklaw, na przykład dzielnic biurowych, czy wyprowadzanie centrów handlowych na przedmieścia w wielu krajach Europy Zachodniej skończyło się klęską. Miasto musi rozwijać się równomiernie. W centrum, by ono żyło i było atrakcyjne muszą powstawać i biura, i mieszkania, i kina, i teatry, i nowe centra handlowe, restauracje i wiele innych jeszcze miejsc, które dopiero wspólnie tworzą jedną zwartą przyjazną całość. W naszej aglomeracji takich centrów może być wiele.

Czy przykład Związku Komunikacyjnego nie jest obrazem porażki idei metropolii?

Myślę, że wprost przeciwnie! Dyskutowaliśmy długo, ale dzięki temu udało nam się wypracować kompromis zadowalający wszystkich. Bo jeżeli mamy budować nowoczesną i konkurencyjną metropolię, to musimy umieć rozmawiać i ze sobą się dogadywać. Próba narzucania czegoś odgórnie skazana jest na porażkę. Każdy dobry samorządowiec będzie współpracował z zewnętrznymi partnerami, jeżeli projekt przyniesie korzyść mieszkańcom jego miejscowości, ale także regionowi. Musimy wspólnie definiować problemy i rozdawać sobie zadania, zgodnie z najlepszą wiedzą i doświadczeniami. My, w Gdyni, mamy na przykład kilkunastoletnie doświadczenia współpracy z okolicznymi gminami w gospodarce komunalnej. Związek Komunalny nauczył nas dialogu, nauczył nas szanowania partnera. Pomimo, że reprezentuję największy w tym związku samorząd, to nie mogę narzucać swojego zdania, swojej wizji innym. Taka postawa przynosi lepsze wyniki, społeczną akceptację i więcej satysfakcji niż działanie z pozycji silniejszego. Nieważne, że my mamy ćwierć miliona mieszkańców, a inna gmina tylko kilka tysięcy. Oczywiście, to nie jest łatwy sposób współpracy. Musieliśmy się nauczyć powściągliwości, samoograniczenia i kompromisów. Z szacunku dla partnerów.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Czas na mądre samoograniczenia

Z Pawłem Adamowiczem , prezydentem Gdańska, rozmawia Dawid Piwowarczyk .

Panie Prezydencie, czy marzy się Panu bycie prezydentem Trójmiasta w następnej kadencji?

Marzy mi się, aby integracja działań, integracja funkcjonalna w ramach metropolii gdańskiej – bo tak to nazywam – posunęła się zdecydowanie do przodu. Szczególnie w takich dziedzinach, jak promocja gospodarcza, pozyskiwanie inwestorów, integracja w zakresie komunikacji publicznej.

A jak duża powinna być nasza metropolia?

Dla mnie jest to obszar pomiędzy Wejherowem a Tczewem.

Metropolia ma być jednym tworem administracyjnym?

Nie. Pozostanie niezależność instytucjonalna gmin i powiatów wchodzących w jej skład. Natomiast niektóre dziedziny i działania powinny być uzgadniane i prowadzone wspólnie. Czas na mądre samoograniczenie na rzecz interesu metropolitarnego. Oczywiście niektórzy prezydenci, burmistrzowie, wójtowie mogą pełnić swoje funkcje aż do emerytury, ale nie o to tutaj chodzi. Możemy wygrać – w perspektywie 10, 20 lat – walkę o zajęcie jak najlepszej pozycji na globalnym rynku. Walkę, którą toczą ze sobą nie tylko państwa i regiony, ale i metropolie.

Czy negocjacje dotyczące Związku Komunikacyjnego nie ujawniły słabości naszych chęci i możliwości w zakresie metropolizacji Pomorza?

Należy mieć świadomość, że negocjują liderzy. To od nich zależy, jakie będą efekty. Tymczasem owej świadomości i konieczności współpracy nie ma. Niezbędne są zmiany mentalnościowe u liderów. Nie rozumieją oni jeszcze, że bardziej efektywne i zrozumiałe dla decydentów gospodarczych jest mówienie nie o każdym mieście osobno, lecz o metropolii – o zespole miast. Nie mają świadomości tego, iż każda inwestycja, niezależnie gdzie zlokalizowana, przynosi korzyści także sąsiadom. Dalej pokutuje plemienno-ksenofobiczny styl patrzenia na własne miasta. Być może jest to dobre przed wyborami, do budowania pozycji we własnym mieście, ale na dłuższą metę to zgubna postawa. Musi powstać „Unia Miast Metropolii Gdańskiej” – ostatniego elementu nazwy używam świadomie i w sposób pragmatyczny. Podróżując z prezydentem Karnowskim po Stanach Zjednoczonych, przekonaliśmy się, że jeżeli chodzi o brand, jedynie trzy polskie miasta są jako tako rozpoznawalne: Gdańsk, Kraków i Warszawa. Nie ma więc najmniejszego sensu wymyślanie sztucznych nazw, choćby takich jak Trójmiasto. Posługując się językiem marketingu, musimy mówić o gdańskim obszarze metropolitalnym, gdyż to będzie zrozumiałe. I trzeba tutaj zapomnieć o osobistych ambicjach. Niczyja rola poprzez zastosowanie takiej nazwy nie będzie umniejszana. Każdy do tej metropolii będzie wnosił tyle, ile chce i może, nie tylko pod względem potencjału ludnościowego czy terytorialnego. Możemy wnieść znaną i pozytywnie rozpoznawalną markę.

Panie Prezydencie, często w rozmowach z samorządowcami z innych miast pojawia się zarzut, że Gdańsk próbuje zdominować inne pomorskie ośrodki. Próbuje wykorzystywać swoją potęgę, a urzędnicy gdańscy starają się pokazywać swoją wyższość.

Nie zgadzam się z takim poglądem. Ale musimy zdawać sobie sprawę z tego, że bez Gdańska metropolii po prostu nie będzie – to on jest jej podstawą. Biorąc pod uwagę naszą wielkość i potencjał, uważam, że Gdańsk zachowuje się nadzwyczaj spokojnie. Pojawiają się nawet zarzuty, że nasze „poprawne politycznie” działania (dążące do zadowolenia wszystkich partnerów) sprawiają, że idei metropolii brak właściwego dynamizmu. Przyspieszenia temu procesowi nie nada jednak województwo. Jeżeli ma istnieć świadomość metropolitalna, muszą ją budować same zainteresowane podmioty. Cały czas przypominam swoim urzędnikom o potrzebie przybierania pozycji służebnej, partnerskiej.

To skąd takie negatywne opinie?

Staramy się pomagać, jak możemy. Jesteśmy gotowi na realizację każdej prośby naszych partnerów. Myślę, że tego rodzaju opinie wygłaszane są przez podmioty w mniejszym stopniu związane z Gdańskiem i rzadziej z nami współpracujące. Często takie określenia wynikają z osobistych kompleksów czy poglądów innych osób, a nie z negatywnego doświadczenia w konfrontacji z naszymi urzędnikami. Naturalna jest też obawa i dyskomfort przedstawicieli mniejszych gmin w przypadku konieczności współpracy czy negocjowania z nami. Tego jednak nie jesteśmy w stanie zmienić.

Jakie są sukcesy w zakresie poprawy relacji na linii współpracy z innymi podmiotami wchodzącymi w skład metropolii?

Podam ostatni, bardzo znamienny przykład. Bez Gdańska nie odbyłoby się I Bałtyckie Forum Gospodarcze. Wyłożyliśmy nawet pieniądze za niektórych naszych mniejszych partnerów, choćby gminy. Ale nie chodzi tu o „dziadowanie”. W metropolii muszą funkcjonować równe prawa i obowiązki, dopasowane oczywiście do zdolności i potencjału danego podmiotu. Nie może istnieć sytuacja, że korzyści konsumujemy wszyscy, a koszty pokrywa tylko stolica regionu.

Panie Prezydencie, istnieje pojęcie „funkcji metropolitalnych”. Pojawia się tutaj zarzut, że Gdańsk próbuje je wszystkie „zawłaszczać” dla siebie.

To zarzut formułowany tylko przez jeden ośrodek. Głosi go prezydent Gdyni, Wojciech Szczurek. Powiedziałem kiedyś całkiem poważnie i podtrzymuję tę deklarację: jeżeli dla poprawy samopoczucia prezydenta Gdyni i jego współpracowników jest to konieczne, nie mam nic przeciwko temu, by na przykład siedziba Urzędu Wojewódzkiego była w Gdyni. Mówiąc inaczej, to nie nasza wina, że w każdym regionie jest stolica, gdzie koncentrują się pewne funkcje metropolitalne. Od tej reguły mamy w Polsce tylko dwa wyjątki: Bydgoszcz-Toruń, Zielona Góra-Gorzów Wielkopolski. U nas stołeczność Gdańska nigdy nie była kwestionowana. Od tysiąca lat poza drobnymi epizodami (Wolne Miasto i Toruń jako stolica ówczesnego województwa pomorskiego, siedziba przedstawiciela króla w Malborku) nasze miasto jest stolicą regionu. Wbrew temu, co się mówi, nie chcemy zawłaszczać. Dla przykładu, proponowaliśmy, żeby Forum mogło „wędrować” i odbywać się w różnych ośrodkach miejskich na Pomorzu. W niektórych tych opiniach i wypowiedziach przebrzmiewa myśl, która charakteryzowała politykę w latach 30. ubiegłego wieku. Wtedy to ze względów historycznych Gdynia była konfrontowana z Gdańskiem, przedstawiana jako jego alternatywa. Ale to, co było dobre wtedy, teraz, na początku XXI wieku jest niepotrzebne, anachroniczne i być może nawet szkodliwe. Po 1945 roku Gdańsk wrócił do Rzeczpospolitej, natomiast w umysłach i postawach niektórych polityków lokalnych skłonność do budowania nastawienia w opozycji do Gdańska jeszcze pobrzmiewa. Przykładem takiego antagonizmu jest wieczna wojna sportowa na linii Lechia Gdańsk-Arka Gdynia. Musimy pamiętać, że rozlicza się nas z sukcesów gospodarczych.

W rozmowach z pomorskimi samorządowcami można jednak usłyszeć tezę, że jednymi z poważniejszych zagrożeń dla budowy metropolii są osobiste antagonizmy, chęć rywalizacji pomiędzy prezydentem Adamowiczem a Prezydentem Szczurkiem. To prawdziwa teza?

Nie. Powiem więcej, ta teza nigdy nie była aktualna. Obydwa miasta mają tak różną historię i strukturę społeczną, że trudno je porównywać. Myślę, że ta konkurencja (tudzież konflikt) to w dużej mierze wytwór miejscowych dziennikarzy. My nie konkurujemy ze sobą, lecz z innymi polskimi i europejskimi metropoliami. Dla nas wyzwaniem jest, aby nasza metropolia zaistniała na mapie świata. A to, czy inwestor ostatecznie zainwestuje w Gdyni czy Gdańsku jest pięciorzędną sprawą.

Mimo wszystko stereotypy funkcjonują. Gdy inwestujesz – Gdynia, gdy robisz zakupy – Wrzeszcz, gdy chcesz pozwiedzać – Gdańsk, gdy chcesz pożyć sobie wygodnie na emeryturze – Sopot. Te różnice w postrzeganiu miast są wyraźne.

To prawda, że stereotypy są. Ale po to wybieramy dobrych liderów, żeby z nimi walczyli, żeby szli pod prąd. Na Pomorzu cierpimy na słabość debaty publicznej, miałkość publicystyki. Posługują się one stereotypami zamiast wnikać w głąb problemu. Większość dziennikarzy koncentruje się na opisie klisz, zamiast skupić się na ocenie współdziałania. A my potrafimy współpracować. Proszę popatrzeć na naszą halę. Jako miasto mogliśmy sami wykonać tę inwestycję. My jednak doprosiliśmy do projektu Sopot. Co więcej, to mniejszy partner jest obecnie inwestorem zastępczym.

Czy Pan Prezydent nie boi się „rozlewania” metropolii?

To zjawisko, z którym boryka się każda metropolia.

To prawda, ale wystarczy pojechać do Berlina czy Hamburga, aby zobaczyć, że tam proces ten jest kanalizowany, że nie „idzie się na żywioł”.

Tam mają niewątpliwie lepsze instrumenty zarządzania i planowania urbanistycznego. Ale i u nich jest pewien odpływ. Na przykład w Hamburgu zaczynają znowu wracać do śródmieścia. Liczę, że już wkrótce i u nas będziemy mieli do czynienia z podobnymi zjawiskami, że centra Gdańska i Gdyni znowu staną się atrakcyjnymi miejscami do życia. Ze względu na dostępność edukacji, kultury, ochrony zdrowia czy przestrzeni publicznej są one o wiele bardziej atrakcyjne niż tereny peryferyjne. Już powoli to obserwujemy. Jeszcze kilka lat temu śródmieście Gdańska było pod względem inwestycji w budownictwo mieszkaniowe prawie niewidoczne. Tymczasem obecnie buduje się – w samym tylko historycznym centrum – około 500 nowych mieszkań, a na kolejne 1500 wydano już niezbędne pozwolenia. Podobnie dzieje się na Przymorzu i Zaspie. Analogiczne zjawisko ma miejsce w centrum Gdyni.

Czy nie grozi nam dynamiczny rozwój metropolii przy jednoczesnym braku pożytku dla regionu?

Powiedzmy sobie wyraźnie, iż zawsze istnieć będzie dualizm pomiędzy metropolią a resztą województwa. Ale bez metropolii województwo nic nie znaczy. To tutaj powstaje ponad połowa jego PKB. Metropolia jest lokomotywą regionu pomorskiego. To będzie, jest i zawsze była bardzo dobra współpraca. Myślę, że jesteśmy skazani na siebie. Metropolia bez regionu także nie byłaby w stanie sobie poradzić.

Gdzie nasza metropolia może szukać swoich przewag na konkurencyjnym globalnym rynku regionów i metropolii?

To bardzo trudne pytanie. Gdy porównamy ofertę szkolnictwa wyższego, tylko w kilku kierunkach możemy rywalizować z Warszawą, Krakowem czy Wrocławiem. Z pewnością kultura, środowisko naturalne czy tak zwana jakość życia czyni nas bardziej atrakcyjnymi. Dzisiaj „białe kołnierzyki” – powracający lub przyjeżdżający do Polski – szukają miejsca do zamieszkania, kierują się nie tylko kwestią rynku pracy, ale również możliwym poziomem jakości życia. W tym zakresie mamy obecnie bardzo wiele do zaoferowania, a nasza atrakcyjność będzie cały czas rosła. Wybrzeże, Półwysep Helski, Kaszuby to niewątpliwe atuty, które pozwalają nam rywalizować z każdym o serca ludzi.

Jak będzie wyglądała nasza metropolia za 10-20 lat?

Jeżeli pokonamy wszystkie bariery i stereotypy, które w nas tkwią, rzeczywiście możemy być średniej wielkości, atrakcyjną metropolią europejską, która ma swoją specyfikę i identyfikację na mapie Europy. Która będzie przyciągać inwestorów i ludzi z innych regionów. Która posiadać będzie silny ośrodek akademicki i gospodarczy z dobrze rozwiniętymi usługami, ale i dobrze funkcjonującym przemysłem petrochemicznych, stoczniowym i morskim. Mam nadzieję, że będziemy też ważnym ośrodkiem kulturalnym. I to zarówno w sferze kultury „klasycznej”, jak i „niestandardowej”.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Warszawie nie zależy

Z Janem Kozłowskim , Marszałkiem Województwa Pomorskiego, rozmawia Dawid Piwowarczyk .

Czy proces tworzenia metropolii pomorskiej nie utknął w martwym punkcie?

Pamiętam, jak jeszcze w czasach świętej pamięci prezydent Cegielskiej rozmawialiśmy o powołaniu aglomeracji. Zaczęliśmy wtedy rozmowę od kwestii delimitacji, ustalenia parytetów głosów, granic, głosowań, jednak szybko się pogubiliśmy. Zaczęły się spory o rolę poszczególnych samorządów. Wówczas wszystko się załamało i sprawa trafiła na przysłowiową półkę.

Teraz jest szansa, że ktoś ten projekt z owej półki ściągnie, odkurzy i wdroży?

Tym razem szansa na sukces jest zdecydowanie większa. Po pierwsze, zaczynamy nie od wielkich reform administracyjnych, lecz od załatwienia poszczególnych problemów i projektów. Dzięki ich realizacji powstanie metropolii pomorskiej stanie się po prostu faktem. Konkretnym problemem, który postanowiliśmy rozwiązać na początku, była kwestia komunikacji publicznej i sławetnego wspólnego biletu. Dosyć długo to trwało, ale udało się zrobić milowy krok. Trzynaście gmin podjęło uchwały o utworzeniu Metropolitalnego Związku Komunikacyjnego Zatoki Gdańskiej.

Projekt nie spotkał się jednak z zachwytem władz centralnych, które muszą dać na tego typu działanie zgodę…

Rzeczywiście. We wrześniu poprzez wojewodę wysłaliśmy statut Związku do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, a w listopadzie otrzymaliśmy oficjalne pismo, że Ministerstwo nie akceptuje statutu i żąda wprowadzenia do niego ośmiu poprawek.

Miesiące prac sztabu ludzi i efektem tego było powstanie statutu niezgodnego z prawem?

Trudno tak naprawdę oceniać, czy mamy tu do czynienia z rzeczywistymi uchybieniami prawnymi. Niektórzy sugerują nawet, że projekt nie został zaakceptowany umyślnie przed wyborami samorządowymi. Powodem miałyby tu być różnice polityczne między ekipą samorządowców Pomorza i partii rządzącej w Warszawie.

Skala zarzutów Ministerstwa nie jest porażająca?

Nie. Dla przykładu nakazano nam zmienić zdanie: „specjalne zadania Związku” na „szczególne obowiązki Związku”. Był „skarbnik” powinno być „główny księgowy”. Wydaje mi się, że były to rzeczy mogące być usunięte od ręki.

Na ile opóźni to projekt?

Poprawki muszą zaangażować organy uchwałodawcze wszystkich samorządów biorących udział w projekcie. Czekam tylko na ich ukonstytuowanie i zaraz wysyłam odpowiednie pismo. Liczę, że jeszcze w grudniu podjęte zostaną wszystkie niezbędne uchwały. Nie jest jednak tak, że nic się nie dzieje. Prace cały czas trwają. Jest na przykład siedziba na ul. Sobótki we Wrzeszczu. Po wyborach znacząco wzrosła szansa, że uda się doprowadzić do wspólnych ustaleń w zakresie ulg. Nad tym wszystkim kontrolę sprawuje mój pełnomocnik. Już niedługo dotrzemy do szczęśliwego końca.

A jak wygląda kwestia włączenia do projektu SKM jako elementu niezbędnego dla pełnego sukcesu?

Wystąpiłem do wszystkich zainteresowanych samorządów, by zastanowiły się nad zaangażowaniem finansowym i wykupieniem udziałów SKM. Jako samorząd mamy obecnie 12 %, ale ostatecznie powinniśmy uzyskać (wszystkie samorządy) ponad 50 %. Mamy bowiem pełną świadomość konieczności włączenia tego przewoźnika do naszego projektu komunikacyjnego.

Czy jest szansa na komunalizację SKM?

Największym problemem jest brak wizji na poziomie centralnym. Są coraz to nowe projekty, a to kompanie regionalne, a to komunalizacja, a to inwestor strategiczny. Dla mnie każde rozwiązanie, które łamie monopol PKP, jest dobre.

Na jakich jeszcze płaszczyznach widać, że projekt metropolii pomorskiej zaczyna nabierać konkretnych kształtów?

Kolejnym ważnym wydarzeniem były prace nad Regionalnym Programem Operacyjnym, który ustala zasady rozdziału środków unijnych w naszym regionie w latach 2007-2013. Powołałem 17 zespołów powiatowych, z których jeden był – po raz pierwszy – wspólny dla Gdańska, Gdyni i Sopotu. Razem musiały ustalić, jakie inwestycje będą podejmowane w „jądrze metropolii”. Nie rywalizacja, lecz współpraca.

Jaki docelowy kształt powinna mieć metropolia? Federacja, czy może konfederacja?

Trudno odpowiedzieć na to pytanie, bo nie ma nawet projektu ustawy. Obecnie wiem, jaki będzie zasięg terytorialny.

Metropolię moją widzę…

Jako „organizm” od Wejherowa, poprzez Trójmiasto, aż po Pruszcz Gdański. Ale obejmujący też Kosakowo, Żukowo, Kolbudy. Wiemy, że swój akces zgłasza też Tczew. Na razie jednak nasze projekty przygotowują grunt.

Kiedy możemy liczyć na formalne usankcjonowanie powstania metropolii?

Wszystko zależy od ustawy. Sądząc po obecnym zachowaniu władz centralnych, samorządy nie są priorytetem i na odpowiednie rozwiązania przyjdzie nam pewnie jeszcze trochę poczekać. Na razie metropolia istnieć będzie jako związek funkcjonalny, związek gmin.

A Pan Marszałek jaki model preferuje? Jeden orga¬nizm czy współpracujące miasta?

Zdecydowanie to drugie. Proces scalania musi następować powoli. Obecnie nie ma przyzwolenia, żeby powstał jeden podmiot. Ale te samodzielne gminy muszą przekazywać część kompetencji do metropolii.

Czy metropolia będzie rozwijała się dla dobra regionu czy wbrew interesom peryferii?

Nie może być tak, że metropolia rozwija się kosztem reszty województwa. Wprost przeciwnie, metropolia ma być tym czynnikiem, który ciągnie innych.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Jak dogadali się w Helsinkach?

Regiony zachodniej i centralnej Europy należą do najbardziej zurbanizowanych obszarów na świecie. Około 80% populacji żyje tam na terenach miejskich. Jednakże poszczególne miejscowości różnią się między sobą wielkością, strukturą i zapleczem ekonomicznym, tworząc szeroki wachlarz kategorii od małych miasteczek o charakterze rolnym do olbrzymich mega-metropolii. Ta charakterystyczna różnorodność stanowi zasadniczą cechę sieci miejskiej w Europie.Największe obszary miejskie nazywane są metropoliami, choć należy podkreślić, że nie ma jednej uniwersalnej definicji metropolii. Prawdziwe jest stwierdzenie, iż każdy rozległy i istotny z gospodarczego punktu widzenia obszar miejski określany jest mianem metropolii. Jej granice geograficzne nie pokrywają się zazwyczaj z obwodem administracyjnym gmin (miast), a raczej składają się z ośrodka centralnego (zwykle jednego, w niektórych przypadkach dwóch lub trzech) oraz pewnej liczby podmiejskich gmin dookoła owego ośrodka. Innymi słowy, metropolia to funkcjonalny obszar urbanistyczny, którego granice wyznaczają tak zwane „funkcje metropolitalne”, a nie kryteria geograficzne.

Metropolie europejskie stanowią również istotne ośrodki działalności ekonomicznej. Są one wręcz motorami wzrostu gospodarczego w Europie, dostarczając korzyści aglomeracyjnych biznesowi oraz przyciągając najbardziej atrakcyjne inwestycje (najdynamiczniejsze firmy) i najszybciej rozwijające się branże przemysłu.

Podstawowym warunkiem rozwoju metropolii jest sprawne nią zarządzanie. Kształtuje się nowy mechanizm wpływu władz publicznych, łączący podejście oddolne (bottom up) z podejściem odgórnym (top down). Problemy, którym trzeba stawić czoła, rozwiązywać należy na drodze negocjacji między licznymi podmiotami.

Obszary metropolitalne w Europie stoją przed szeregiem poważnych wyzwań. Należą do nich: globalizacja związana z procesem integracji światowych rynków i powodująca ich przyspieszone przemiany systemowe, wymóg rozwoju zrównoważonego, czyli zarządzania zasobami naturalnymi, spójność społeczna i terytorialna oraz dbałość o satysfakcję z życia mieszkańców. Trudno jest sprostać wszystkim tym zadaniom, dlatego tak ważna jest rozsądna władza.

Skomplikowana codzienność to dziś norma w większości metropolii na świecie. Zagrożeniom takim jak przeludnienie, kurcząca się przestrzeń i osamotnienie osób żyjących w miastach można przeciwdziałać. Pozytywny przykład przemyślanego rozwoju i zarządzania metropolią stanowią Helsinki.

Intensywny rozwój terenów okołomiejskich i piętrzące się problemy natury metropolitalnej tworzą impuls dla powstawania nowych, silnych koalicji na szczeblu lokalnym i regionalnym. Urzędnicy, korporacje, zrzeszenia charytatywne i stowarzyszenia na rzecz interesu ogólnego, reprezentanci mniejszości oraz najuboższych, stowarzyszenia na rzecz ochrony środowiska, przeciwnicy globalizacji, rolnicy, liderzy religijni i inni – wszyscy są akceleratorami rozwoju we współczesnych metropoliach. Koalicje przez nich tworzone sięgają ponad granice administracyjne miast – działają raczej w obszarach funkcjonalnych. Mogą być zawiązywane z różnych powodów. W niektórych przypadkach działają na rzecz zwalczania ubóstwa w starych przedmieściach, inne walczą o reformy systemu podatkowego dla redukcji zróżnicowań fiskalnych, jeszcze inne zabiegają o rozwój infrastruktury i przyciąganie inwestorów w starszych dzielnicach miast. Wszystkie te koalicje szukają nowych form współpracy w metropolii, zawierają formalne bądź nieformalne umowy dla rozwiązywania problemów leżących często poza granicami administracyjnymi gmin (na przykład spraw związanych z transportem, jakością środowiska naturalnego, zarządzaniem wodociągami, zarządzaniem siłą roboczą czy planowaniem rozwoju gospodarczego). Dlatego w zarządzaniu metropolią coraz większego znaczenia nabiera tak zwany policy mix .

Ważną rolę w spójnym rozwoju metropolii regionu Helsinki odgrywa Rada Metropolitalna Helsinek (Helsinki Metropolitan Area Council). Podstawowe zadania Rady dotyczą systemu planowania transportu, założeń odnośnie regionalnego transportu publicznego, zarządzania odpadami i zarządzania jakością środowiska naturalnego na rzecz czterech gmin członkowskich: Helsinki, Espoo, Kauniainen i Vantaa. Rada gromadzi też różnego rodzaju informacje o regionie, tworząc bazy danych oraz przeprowadzając studia i badania dotyczące wielu zagadnień związanych z regionem. Poza gminami członkowskimi Rada służy też pobliskim miejscowościom w ramach odrębnych kontraktów.

Sprawy będące w gestii Rady rozpatrywane są przez Zgromadzenie Regionalne (składające się z 22 członków) oraz Zarząd (liczący 14 członków). Helsinki wybierają 11 przedstawicieli, gminy Espoo i Vantaa (po pięciu każda), a Kauniainen – jednego przedstawiciela na każde spotkanie Zgromadzenia Regionalnego. To spotyka się przynajmniej dwa razy do roku. Narada dotycząca budżetu oraz strategii odbywa się jesienią, a sprawy dotyczące finansów omawiane są wiosną. Układ polityczny Zgromadzenia jest zgodny z wynikami ostatnich wyborów lokalnych.

Zarząd wybierany jest przez Zgromadzenie zgodnie ze strukturą polityczną obszaru metropolitalnego, która jest rezultatem ostatnich wyborów do władz lokalnych. Zarząd składa się z 7 członków z Helsinek, po trzech z Espoo i Vantaa oraz jednego z Kauniainen. Struktura Zarządu musi też być zgodna z wymaganiami dotyczącymi równouprawnienia kobiet i mężczyzn. Majorzy gmin członkowskich są jednocześnie członkami-ekspertami. Zgodnie z prawem Zgromadzenie podlega audytowi (Komitet ds. Audytu) w sferze administracji i finansów.

Dyrektor Generalny odpowiedzialny jest za zarządzanie operacjami Rady Metropolitalnej, które podzielone są na cztery niezależne sekcje wykonawcze: Transport, Zarządzanie Odpadami, Informacja Regionalna ds. Środowiska oraz Usługi Wspólne.

Misją Rady Metropolitalnej jest dostarczanie głównych usług dla mieszkańców Obszaru Metropolitalnego Helsinek w celu promocji przyjaznego, wysokiej jakości środowiska miejskiego. Wartościami Rady są użyteczność, przejrzystość i chęć współpracy, a także zrównoważony rozwój oraz dobre warunki pracy.

Zgodnie z pozytywnym trendem dotyczącym liczby odbiorców wyniki finansowe Rady Metropolitalnej były lepsze niż założenia budżetowe. Przychody wyniosły około 235,2 miliona euro, podczas gdy wydatki oszacowano na 216,6 miliona euro. Takie wyniki umożliwiły pokrycie deficytu budżetowego w transporcie, wynikającego z roku poprzedniego oraz zaplanowanie inwestycji w sferze zarządzania odpadami.

Rada Metropolitalna jest członkiem (lub współpracownikiem) następujących organizacji międzynarodowych:

  • EMTA – European Metropolitan Transport Authorities – skupia instytucje odpowiedzialne za transport publiczny w głównych miastach europejskich; promuje wymianę informacji oraz dobrych praktyk w dziedzinie organizacji, planowania i finansowania transportu publicznego.
  • UITP – The International Association of Public Transport – światowa sieć branży transportu publicznego; reprezentuje ponad 2700 miejskich, lokalnych, regionalnych i krajowych profesjonalistów zajmujących się mobilnością z ponad 90 krajów na wszystkich kontynentach. UITP obejmuje wszystkie środki transportu – metro, autobusy, tramwaje, trolejbusy, kolej regionalną i podmiejską oraz transport wodny. Aktualnie rozszerza swoją obecność na rynku o sektor taksówek.
  • METREX – Network of European Metropolitan Regions and Areas – sieć praktyków: polityków, urzędników i ich doradców związanych z planowaniem przestrzennym i rozwojem na poziomie metropolitalnym.
  • Metropolis – World Association of Major Metropolises – część sekcji metropolitalnej organizacji UCLG (United Cities & Local Government organization), która wyrosła z połączenia organizacji IULA (International Union of Local Authorities) oraz UTO (United Towns Organization). Misją jest promocja współpracy międzynarodowej i wymiany doświadczeń pomiędzy członkami, na przykład władzami lokalnymi i metropolitalnymi. Metropolis występuje na międzynarodowym forum, broniąc interesów miast zrzeszonych.
  • ICLEI – The International Council for Local Environmental Initiatives – to stowarzyszenie władz lokalnych (szczebla centralnego i regionalnego) na rzecz zrównoważonego rozwoju.
  • ISWA – The International Solid Waste Association – organizacja międzynarodowa, niezależna i non-profit, działająca na rzecz interesu publicznego w celu promocji i zrównoważonego rozwoju zarządzania odpadami na świecie. ISWA jest otwarta zarówno na podmioty indywidualne, jak i na organizacje ze środowiska naukowego, instytucje publiczne, firmy prywatne i państwowe, ze sfery doradztwa i przemysłu zainteresowane zarządzaniem gospodarką odpadami.
  • EUROCITIES – poprzez rozwój wiedzy i jej propagowanie wspiera swoich członków w staraniach o osiąganie wyższej jakości środowiska życia, pracy oraz zrównoważonego rozwoju. Organizacja współpracuje z instytucjami unijnymi oraz z rządami państw, aby zagwarantować pewną implementację na gruncie lokalnym prawa wspólnotowego i różnorodnych programów. Dzięki temu poprawia i rozwija otoczenie miejskie, a jednocześnie chroni środowisko w skali światowej.

W większości krajów europejskich około 30-40% wartości dodanej brutto tworzonej jest w regionach obejmujących stolice państw oraz w obszarach metropolitalnych. W przypadku Finlandii 34% wartości dodanej brutto wytwarza region Helsinek. Jednocześnie trzeba podkreślić, że prawie wszystkie obszary metropolitalne są bardziej produktywne niż państwa, w których się znajdują. Wartość dodana brutto per capita w Helsinkach jest około 50% wyższa niż średnia krajowa.

Struktura gospodarcza wpływa istotnie na potencjał gospodarczy miast. Przykładowo, w okresie 1995-2003 gwałtowny wzrost w Dublinie, Helsinkach i Sztokholmie wynikał z szybkiego rozwoju sektora technologii informatycznych i komunikacyjnych. W stolicach nowych państw członkowskich Unii Europejskiej, takich jak Warszawa, Budapeszt czy Praga, inwestycje zagraniczne, sektor budowlany oraz procesy restrukturyzacyjne miały największy wpływ na wzrost gospodarczy.

Metropolie państw nordyckich – Helsinek czy Sztokholmu – rozwijają się w bardzo szybkim tempie. Są to obszary nowoczesne i dynamiczne, nieodczuwające problemów natury strukturalnej. Ich gospodarki bardziej nastawione są na wschodzące rynki nowych państw członkowskich, Rosji, Dalekiego Wschodu oraz Ameryki, a mniej zależne od rynków i dużych gospodarek państw „starej Unii”.

Region metropolitalny Helsinek to jedyny obszar urbanistyczny w Finlandii, gdzie liczba ludności przekracza jeden milion. Ponadto, ze względu na jego wielkość i znaczenie gospodarcze jest to jedyny obszar w kraju o charakterze metropolii. Populacja regionu Helsinek przekracza łączną liczbę mieszkańców sześciu kolejnych pod względem wielkości obszarów miejskich Finlandii. Dla kontrastu, w skali europejskiej region Helsinek jest metropolią o jedynie średniej, a nawet małej wielkości.

Badanie przeprowadzone przez konsorcjum ERECO (European Economic Research Consortium) na 45 obszarach urbanistycznych w 27 krajach europejskich plasuje Helsinki na 32. pozycji (1,2 miliona mieszkańców w 2003 roku) pod względem populacji zamieszkującej region. Pierwsze miejsce zajął Paryż, drugie Londyn, a trzecie Madryt. W pierwszej dziesiątce, na pozycji 9. znalazła się Warszawa. Populacja Helsinek stanowi około jedną dziewiątą populacji Paryża. Z punktu widzenia europejskiej sieci urbanistycznej liczona populacją wielkość najpotężniejszych miast Europy daje ciekawy obraz. Są dwie mega-metropolie (Paryż i Londyn) w istotny sposób wybijające się pod względem wielkości i tworzące klasę same dla siebie. Nawet następne w rankingu stanowią rangę o wiele niższą. Wiele miast ma podobną wielkość i stanowią one najliczniejszą grupę. Wskazuje to na istotną cechę sieci miejskiej – Europa nadal składa się w głównej mierze z miast o zasięgu raczej krajowym (bądź niższym) niż globalnym.

Drugim kryterium porównawczym wielkości obszarów urbanistycznych jest wielkość produkcji, mierzona wartością dodaną brutto w 2003 roku. Paryż jest bezwarunkowym liderem w tym rankingu, a jego odległość od reszty metropolii jest o wiele większa niż w poprzednich kategoriach. Helsinki uplasowały się na pozycji 21., a Warszawa na 36. Wartość produkcji w Helsinkach stanowi około jedną dziewiątą wartości produkcji Paryża, natomiast porównywalna jest z wartością produkcji w Lyonie, Birmingham, Atenach i Marsylii. Pozycje metropolii nowych państw członkowskich są w tym rankingu istotnie niższe niż w klasyfikacji wielkości populacji.

Kolejnym ważnym miernikiem jest udział sektora usług (rynkowych i nierynkowych) w zatrudnieniu w wybranych metropoliach w 2004 roku (wszystkie stolice Europy oraz kolejne po nich największe miasta w największych krajach). Dominacja sektora usługowego jest najwyższa w Amsterdamie, potem w Londynie, Brukseli, Sztokholmie, Rzymie i w Paryżu. We wszystkich tych miastach udział sektora usługowego w zatrudnieniu zawiera się w przedziale 85-90%. Helsinki także należą do grupy miast zorientowanych na usługi, mimo iż ich udział w zatrudnieniu jest nieco niższy i wynosi 81%.

Usługi nierynkowe – zdominowane przez administrację publiczną i usługi użyteczności publicznej – zatrudniają najwięcej, bo ponad 37% siły roboczej w Rzymie, Berlinie i w Kopenhadze. Oczywiście stolice, ze względu na swój charakter i koncentrację funkcji rządowych i okołorządowych, mają większy udział w zatrudnieniu w administracji publicznej niż inne wielkie miasta. Dotyczy to szczególnie struktury gospodarczej takich miast, jak Rzym czy Berlin. W Helsinkach i innych stolicach państw nordyckich gminy odpowiadają za edukację, usługi związane z ochroną zdrowia i opieką społeczną, zatem cechują się większą koncentracją pracowników sektora publicznego na szczeblu gminnym niż na szczeblu krajowym. Administracja publiczna szczebla krajowego nie jest zatem tak silnie reprezentowana, jak w większych krajach Unii Europejskiej. Wraz z usługami publicznymi stanowią w Helsinkach udział w zatrudnieniu zbliżony do średniej ze wszystkich metropolii ujętych w badaniu.

Wysoki udział sektora prywatnego w zatrudnieniu to wspólna cecha wszystkich metropolii. Średnio połowa siły roboczej zatrudnionej w europejskich metropoliach pracuje w sektorze prywatnym. Najwyższa koncentracja pracy w sektorze usług prywatnych występuje w Londynie i Brukseli (ponad 65%). W Helsinkach udział ten wynosi 53%. W większości stolic Europy Środkowej i Wschodniej sektor usług prywatnych jest nadal mniejszy niż średnia dla wszystkich metropolii.

W sektorze usług prywatnych około 32% miejsc pracy tworzy handel hurtowy i detaliczny, natomiast nieznacznie większy udział mają tak zwane inne usługi rynkowe – konsulting, marketing, zarządzanie nieruchomościami czy wynajem. Pozostała część usług prywatnych to hotele i restauracje, transport i komunikacja oraz usługi finansowe. W porównaniu z innymi metropoliami Europy struktura usługowa Helsinek jest całkiem podobna. Warto jednakże odnotować, iż udział miejsc pracy w transporcie i komunikacji w ogólnej liczbie miejsc pracy jest istotnie wyższy w Helsinkach niż średnio w innych metropoliach. Dzieje się tak dlatego, że Helsinki specjalizują się w branżach przemysłu związanych z logistyką i są węzłem transportowym i komunikacyjnym dla całej Finlandii. Udział handlu hurtowego i detalicznego także przewyższa średnią dla wszystkich badanych metropolii, natomiast udziały w hotelach, restauracjach i usługach finansowych są niższe od średniej.

Uprzemysłowienie, jakie nastąpiło w XIX i XX w., spowodowało masywny rozwój gospodarczy prawie wszystkich miast, dziś określanych mianem metropolii w Europie. Rozwój sektora usług przewyższył aktualnie rozwój działalności przemysłowej w wielu dużych miastach europejskich. W większości metropolii działalność przemysłowa zatrudnia niższy odsetek siły roboczej. Działalność produkcyjna i budownictwo zatrudniają średnio 20%. W Helsinkach ten odsetek wynosi 19%. Jednak w wielu metropoliach przemysł nadal stanowi istotną bazę w gospodarce – daje pracę dla ponad jednej trzeciej siły roboczej w Barcelonie (1. miejsce) i tylko nieznacznie mniej w Mediolanie, Stutgarcie i Turynie. W miastach tych znaleźć można jeden lub kilka klastrów – w Mediolanie i Barcelonie klaster tekstylny i przemysł maszynowy, w Stutgarcie i Turynie – klaster samochodowy i branż pokrewnych. W szybko rozwijających się metropoliach Europy Wschodniej i Południowej, na przykład w Budapeszcie, Pradze, Madrycie i Atenach, budownictwo tworzy bardzo silny klaster. W rankingu metropolii pod względem udziału w zatrudnieniu w przemyśle Warszawa znalazła się na 6. miejscu spośród 45 badanych metropolii (istotnie powyżej średniej dla badanych miast). Ciekawe jest spostrzeżenie, że liczne miasta o charakterze przemysłowym rozwijają się bardzo dynamicznie i są niezwykle mocne pod względem bazy gospodarczej.

Jeśli chodzi o produktywność, istnieje wiele przyczyn jej wysokiego poziomu w metropoliach. Przede wszystkim przemysły kapitałochłonne i wysoko wyspecjalizowane usługi są skoncentrowane właśnie w dużych miastach ze względu na optymalne warunki dla funkcjonowania. Duże korzyści skali oraz konkurencja, a także dostępność wysoko kwalifikowanej siły roboczej obok wydajnego transportu i sieci komunikacyjnych stanowią silne strony metropolii. Ponadto, działalność przemysłowa I sektora, cechującego się niską produktywnością, jest nieobecna w metropoliach.

Dwie najbardziej znaczące pod względem ekonomicznym metropolie to Paryż i Londyn (łącznie tworzące około 7% całkowitej wartości dodanej brutto w Unii Europejskiej). Najwyższą wartością dodaną brutto na mieszkańca w 2003 roku cechował się Zurych, a dalej Hamburg, Wiedeń i Bruksela. Na 5. pozycji uplasowały się Helsinki. Warszawa znalazła się na ostatnim miejscu.

Wzrost metropolii europejskich w latach 1995-2003 obrazują trzy zmienne: populacja (zmiany mierzone migracją netto oraz przyrostem naturalnym), zatrudnienie oraz produkcja. Pod względem wzrostu populacji w badanym okresie najszybciej rozwijał się Madryt oraz Helsinki, a najwolniej – Budapeszt i Praga. Pod względem wzrostu zatrudnienia przoduje Dublin i Helsinki, a dalej Madryt i Amsterdam. Najsłabiej w badanym okresie rosło zatrudnienie w Wiedniu, Hamburgu i w Warszawie, natomiast zaskakuje fakt, iż zatrudnienie spadło w Berlinie.

Pod względem wzrostu produkcji (mierzonego stopą wzrostu wartości dodanej brutto) w badanym okresie 1995-2003 najszybciej rozwijał się Dublin, Warszawa oraz Helsinki, a najwolniej Berlin, Mediolan i Rzym.

Zakończenie

W zarządzaniu miastem znaczenia nabierają ich menedżerowie. Stare prawdy mówiące, że wzrost gospodarczy to sprawa wyłącznie rządów na szczeblu krajowym, stają się przeszłością. Jest to szczególnie widoczne w zwalczaniu ubóstwa w krajach rozwijających się. Niektóre miasta wykonały o wiele więcej niż inne w rozwinięciu popytu na pracowników, zwiększeniu przychodów i redukowaniu ubóstwa. Jednakże większość menedżerów miast tradycyjnie niewiele wie o gospodarce materii, którą zarządzają, o jej silnych i słabych stronach. Słuszne jest powiedzenie, że wiele osób zna swój własny „kawałek” czy „róg”, ale nikt nie zna całego obrazu. W rezultacie „polityka gospodarcza” miasta zredukowana jest tylko do przyciągania inwestorów z zewnątrz przy pomocy różnego rodzaju zachęt, takich jak: ulgi podatkowe czy darmowe tereny pod inwestycje w parkach przemysłowych. Nie przywiązuje się jednak istotnej wagi do analizy mogącej wskazać, czy koszty takich „zachęt” nie są przypadkiem większe od korzyści.

Recesje gospodarcze w latach 1973-1974 i 1979-1981, które uwieńczyły 25-letni okres powojennego gospodarczego „prosperity” na świecie, uświadomiły, że taki chaotyczny rozwój miast nie przynosi dobrych rezultatów. W dużych miejscowościach Europy i Ameryki Północnej tradycyjnemu planowaniu rozwoju przestrzennego i zarządzaniu terenami miejskimi towarzyszył wysoki i rosnący poziom bezrobocia (szczególnie wśród ludzi młodych) oraz dewastacja śródmiejskich terenów i obszarów przemysłowych. Specjaliści od planowania byli zatem zobligowani do skierowania swoich wysiłków na regenerację, rewitalizację miast i ich gospodarek, często nasiloną nowymi lub zwiększonymi kompetencjami władz lokalnych. Wcześniejsze plany działań zastąpione zostały scenariuszami rozwoju opartymi na kompromisie. Jednakże rozwój nowych trendów nastąpił dopiero w późnych latach 90. Wówczas zapoczątkowano rozwój konsultacji miejskich jako mechanizmu reorientacji oraz reform władz lokalnych w krajach rozwijających się. Ponadto w 1997 roku nowa strategia Banku Światowego zakładała, że miasta powinny rozwinąć swoje Strategie Rozwoju (Strategie Rozwoju Miasta) w pierwszej kolejności dla opracowania założeń odnośnie walki z ubóstwem, rozwoju gospodarczego, środowiska, zarządzania miastem i finansów.

Decentralizacja zmusza władze lokalne, biznes i inne podmioty do współpracy dla plasowania miasta w gospodarce globalnej i określenia, co może poprawić dobrobyt. Dzięki dialogowi ludzie potrafią dokładnie określić swoje potrzeby i wyznaczyć właściwe cele. Rosnąca świadomość i przemyślane zarządzanie władz miejskich stanowią istotny element w podnoszeniu konkurencyjności, a jednocześnie w zwalczaniu ubóstwa i innych „dolegliwości” obszarów miejskich.

Skip to content