Categories
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Metropolia, czyli wspólnota partnerów

Wojciech Szczurek

prezydent Gdyni

Z Wojciechem Szczurkiem , prezydentem Gdyni, rozmawia Dawid Piwowarczyk .

Panie Prezydencie, czy za cztery lata będziemy mieli do czynienia z nowym organizmem w postaci metropolii trójmiejskiej?

Na początek warto zdefiniować, co rozumiemy pod pojęciem metropolia…

Chodzi mi o te działania, które mają uczynić z naszych miast efektywną i liczącą się europejską metropolię…

Według mnie problem polega na tym, że mówiąc o metropolii dyskutanci myślą każdy o czym innym.

To czym dla Pana powinna być nasza metropolia?

Metropolia to trochę słowo – zaklęcie. Marzenie, podszyte… megalomanią i przekonaniem, że to co wielkie jest lepsze od dużego, a na pewno znacznie lepsze niż małe. Bo jest silne i potężne. Stąd właśnie pomysły reformy struktur administracyjnych, ze wskazaniem na centralizację. A tymczasem, według mnie wielka skala nie przekłada się automatycznie na lepszą jakość. Często dyskutanci zdają się zapominać, że to nie administracja, nawet największa i najwyższa nie jest tym czynnikiem, który decyduje o wielkości. Obawiam się, że niektóre z projektów dotyczących metropolii są też przejawem niezrozumienia idei samorządności.

Co zatem jest lepsze dla projektu naszej aglomeracji? Łączenie struktur administracyjnych, czy scalanie pewnych konkretnych projektów? Jaka jest Pana wizja?

W mojej ocenie, to nie nowe struktury administracyjne zadecydują o naszym wspólnym sukcesie. Trzeba zastanowić się nad tym, jak kreować i stymulować pewne zjawiska, żeby uzyskać efekt synergii samorządów kilku blisko położonych miast. Z pożytkiem dla tychże miast i całego regionu. Myślę, że próby odgórnych zmian administracyjnych wynikają z nie do końca rozumianej idei samorządności, tradycji, więzi historycznych, unikatowości miejsca, w którym się żyje. My jesteśmy przywiązani do pojęcia mała ojczyzna, które jest emanacją lokalnego patriotyzmu, jako realnej wartości. Ta wartość przekłada się na aktywność, poczucie więzi i odpowiedzialności za miejsce, w którym się żyje.

Twierdzi Pan, że łatwiej być gdynianinem, sopocianinem, gdańszczaninem, niż trójmieszczaninem?

Tak. Trzeba mieć świadomość, że pojęcie Trójmiasto jest tylko funkcjonalnym opisem pewnych zjawisk. Jest prostym zabiegiem pozwalającym w prosty sposób mówić o relacji między trzema blisko siebie położonymi miastami. Z perspektywy mieszkańca Warszawy czy Krakowa różnice w kłopotach na przykład występujących w Orłowie i Kamiennym Potoku nie istnieją. A my, tu wiemy, że są, na czym polegają i że najlepiej lokalnie te kłopoty usuwać. Ponadto, przecież, tak naprawdę aglomeracja obejmuje zdecydowanie większy obszar, ciągnący się od Wejherowa, Kosakowa, Żukowa kończąc na Tczewie.

To wyklucza reformy i zmianę struktur administracyjnych?

Argumenty przeciw znajdziemy też w doświadczeniach historycznych. Dotychczas były w zasadzie dwie poważne próby scalenia naszych miast w jeden organizm. Raz, na początku lat 50-tych, w szczytowym okresie stalinizmu, kiedy o decentralizacji wręcz niebezpiecznie było myśleć. Po raz kolejny ta idea powróciła w okresie stanu wojennego. Ale nie przetrwała próby czasu.

Jakie są jeszcze kontrargumenty?

Narzucona arbitralnie reforma jest niewątpliwie zaprzeczeniem idei samorządności, której sedno, to przybliżenie procesu decyzyjnego do obywatela. Decyzja podejmowania bliżej obywatela jest trafniejsza, szybsza i tańsza. Warto też pamiętać o jednym z fundamentów Unii Europejskiej – zasadzie subsydiarności, znajdującej swój wyraz w polskim systemie prawnym. Zgodnie z tym prawem podstawową jednostką terytorialnego zarządzania jest gmina. I to ona ma zaspokajać wszystkie istotne potrzeby lokalnej społeczności. Dopiero w przypadku, gdy jakieś zadanie ją „przerasta” może być ono delegowane na wyższy poziom. Powiat więc realizuje to, czego nie można zrealizować w gminie, województwo – to, czego nie da rady powiat, a państwo realizuje to, czego nie można sprawnie i skutecznie realizować na poziomie województw. To taka instrukcja subsydiarności – na skróty. Pewne jest, że to gmina jest fundamentem systemu.

To znaczy, że zmiany nie są możliwe i nie są konieczne.

Są możliwe. Wcale nie uważam, że musimy mieć tutaj republikę wolnych elektronów.

To jak Pan, Panie Prezydencie rozumie idee metropolizacji?

Najważniejsze dla mnie – nie niszczyć tego, co dobre i poczynić krok w kierunku budowania nowego, bardziej nowoczesnego oblicza naszego regionu. Żebyśmy byli dobrymi gospodarzami naszego miejsca. I nie tylko dobrymi samorządowcami, ale i osobami poczuwającymi się do odpowiedzialności za region. Dla mnie metropolizacja to dobre, ale partnerskie współdziałanie i świadomość tego, że funkcje metropolitalne są realizowane u nas w wielu ośrodkach. Oczywiście, większość z nich jest realizowanych przez stolicę regionu, zarazem – miasto największe i o największym potencjale. Charakterystyczną cechą naszej pomorskiej metropolii jest to, że i okoliczne miasta i gminy też tutaj mają swoją istotną rolę. Dobrym przykładem jest gmina Kosakowo. Liczy ona tylko siedem tysięcy mieszkańców, ale na przykład dzięki lokalizacji na jej terenie oczyszczalni ścieków, cmentarza, lotniska – jest ona włączona w realizowanie istotnych funkcji metropolitalnych. Problem nie tkwi w nazwie i lokalizacji, a więc w tym, czy to Kosakowo, Gdynia, czy Gdańsk. Problem polega na tym, żebyśmy nauczyli się partnerskiego współdziałania. Myślę, że szansą jest właśnie alokowanie tych funkcji poza stolicą regionu.

Nie tylko Gdańsk powinien realizować nowe projekty ważne z punktu widzenia regionu…

Dokładnie tak. Dobrym przykładem jest tutaj realizowany u nas, w Gdyni, projekt Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego.

Ale czy nie jest tak, że pewne nieporozumienia wynikają z osobistych animozji, rywalizacji dwóch najważniejszych osobowości samorządowych Trójmiasta – prezydentów Szczurka i Adamowicza?

To, że prywatnie lubię Pawła Adamowicza, wcale nie oznacza, że ja zawsze muszę się z nim zgadzać. Uważam, że byłoby to nawet dziwne. Bo odpowiadamy za dwa, duże organizmy i z natury rzeczy musi dochodzić czasem do konfliktu interesów. Ale postawię tezę, że antagonizmy, to już historia.

Teraz będą już tylko sukcesy w budowaniu aglomeracji?

Jeszcze kilka miesięcy temu uczestniczyłem w poważnej dyskusji, poważnych ludzi, mających autorytet, którzy całkiem serio dyskutowali kwestię scalenia Gdańska- Sopotu-Gdyni w jedno miasto. Według mnie idea metropolii w tym wydaniu, już poniosła porażkę. Bo to próba narzucenia pewnych centralistycznych propozycji.

Idea utopijna?

Nie tyle utopia, co genialny generator problemów i wątpliwości. Czy metropolia, to Trójmiasto, Gdańsk, Sopot, Gdynia, czy może jeszcze Reda, Rumia, Wejherowo, Pruszcz Gdański? Czy wymazujemy z nazewnictwa nazwy Gdańsk, Gdynia, Sopot i zaczynami funkcjonować pod wspólnym szyldem Trójmiasta. A może wszyscy na mocy dekretu staniemy się nagle sopocianinami, lub gdańszczanami? Czy jesteśmy gotowi przekreślić wieloletnią, a nawet wielowiekową tradycję bytów samoistnych, znów od 16 lat – samorządnych? Według mnie to jest nierealne. Należy też odpowiedzieć sobie na zasadnicze pytanie, czy scalenie oznaczałoby na pewno, że będzie u nas lepiej, szybciej, efektywniej? Czy z perspektywy np. gdańskiego magistratu problemy Grabówka, Oksywia będą lepiej widzialne, diagnozowane, rozwiązywane? Śmiem odpowiedzieć negatywnie, podpisując się całym swoim doświadczeniem samorządowca.

Twierdzi Pan, że niektórzy chcą zagarnąć, odebrać nam nasz samorząd?

Państwo nie jest tworem instytucjonalnym, wymyślonym w oderwaniu od rzeczywistości. Samorządy, to nie budynki, nieruchomości, lecz konkretni, aktywni społecznie ludzie, wszyscy obywatele. Zasada subsydiarności, o której wcześniej wspomniałem, daje nam naprawdę wiele możliwości działania i to na każdym szczeblu samorządu. I tak w nawiązaniu do idei metropolii – samorząd wojewódzki ma bardzo wiele kompetencji i możliwości budowania regionalnej strategii, realizacji wspólnych dla całego województwa, czy np. Trójmiasta inwestycji, rozwiązań organizacyjnych, czy instytucji.. Nie musimy budować nowych tworów, by pewne słuszne i potrzebne z punktu widzenia metropolii i regionu zadania rozwijać i dynamizować. Ja stanowczo mogę powiedzieć, że dopóki będę miał realny wpływ na losy Gdyni, to nie pozwolę na traktowanie miasta instrumentalnie. Nie zgodzę się na projekty, które byłyby dla Gdyni niekorzystne.

Gdzie zatem jest płaszczyzna do wspólnych działań?

Według mnie takim polem jest dobra, partnerska współpraca, praktycznie w każdej dziedzinie.

Panie Prezydencie, czy nie boi się Pan, że będziemy mieli do czynienia ze zjawiskiem odrywania się naszej metropolii od regionu? Że będziemy rozwijali się szybciej jak gdyby kosztem otoczenia. Że region ponosić będzie tylko straty, a nie generować zyski z lokalizacji na jego terenie dużego ośrodka?

Myślę, że właśnie ten nasz pluralizm jest zabezpieczeniem przed takimi negatywnymi zjawiskami. Metropolia, rozumiana jako centrum, musi umieć dzielić się z regionem i otoczeniem. Wiem, że są z tym problemy. My na przykład, w Gdyni, musieliśmy stoczyć batalię o Pomorski Park Naukowo-Technologiczny. Było bowiem wielu, którzy uważali, że taki regionalny projekt powinien być zlokalizowany w stolicy regionu.

Gdańsk próbuje zawłaszczać pewne rzeczy? Chce opierać swój rozwój na „krzywdzie” mniejszych partnerów?

Owszem, obserwuję, że pewne osoby uważają za naturalne jakieś szczególne prawa, wręcz przywileje stolicy regionu, że rozwój powinien odbywać się na przykład przez anektowanie okolicznych wsi i gmin. Powiem dosadnie – Gdynia, ale i Sopot to dwa duże i silne ośrodki, z którymi trzeba współpracować, których na pewno nie uda się wchłonąć, czy zwasalizować.

Czy patrząc na obecne zjawiska nie zauważa Pan niepokojącej tendencji niekontrolowanego rozlewania się metropolii na okolicę?

To problem związany z kwestią urbanizacji. Musimy zadbać o to, żeby śródmieścia były nasycane funkcjami ogólnomiejskimi. W innym przypadku grozi nam wymieranie centrów miast. Budowa jednorodnych enklaw, na przykład dzielnic biurowych, czy wyprowadzanie centrów handlowych na przedmieścia w wielu krajach Europy Zachodniej skończyło się klęską. Miasto musi rozwijać się równomiernie. W centrum, by ono żyło i było atrakcyjne muszą powstawać i biura, i mieszkania, i kina, i teatry, i nowe centra handlowe, restauracje i wiele innych jeszcze miejsc, które dopiero wspólnie tworzą jedną zwartą przyjazną całość. W naszej aglomeracji takich centrów może być wiele.

Czy przykład Związku Komunikacyjnego nie jest obrazem porażki idei metropolii?

Myślę, że wprost przeciwnie! Dyskutowaliśmy długo, ale dzięki temu udało nam się wypracować kompromis zadowalający wszystkich. Bo jeżeli mamy budować nowoczesną i konkurencyjną metropolię, to musimy umieć rozmawiać i ze sobą się dogadywać. Próba narzucania czegoś odgórnie skazana jest na porażkę. Każdy dobry samorządowiec będzie współpracował z zewnętrznymi partnerami, jeżeli projekt przyniesie korzyść mieszkańcom jego miejscowości, ale także regionowi. Musimy wspólnie definiować problemy i rozdawać sobie zadania, zgodnie z najlepszą wiedzą i doświadczeniami. My, w Gdyni, mamy na przykład kilkunastoletnie doświadczenia współpracy z okolicznymi gminami w gospodarce komunalnej. Związek Komunalny nauczył nas dialogu, nauczył nas szanowania partnera. Pomimo, że reprezentuję największy w tym związku samorząd, to nie mogę narzucać swojego zdania, swojej wizji innym. Taka postawa przynosi lepsze wyniki, społeczną akceptację i więcej satysfakcji niż działanie z pozycji silniejszego. Nieważne, że my mamy ćwierć miliona mieszkańców, a inna gmina tylko kilka tysięcy. Oczywiście, to nie jest łatwy sposób współpracy. Musieliśmy się nauczyć powściągliwości, samoograniczenia i kompromisów. Z szacunku dla partnerów.

Dziękuję za rozmowę.

Dodaj komentarz

Skip to content