Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Dwa bieguny

Coraz lepiej wiemy, dlaczego aktywność fizyczna jest ważna. Lakonicznie, ale z dużą głębią można podsumować, że sport to zdrowe ciało i zdrowy duch, także ten społeczny. Jednak sport ma dwa oblicza, jest jak magnes – może przyciągać, ale może też odpychać. Jeżeli ktoś ma pecha i na pewnym etapie swojego życia zostanie potraktowany niewłaściwym „biegunem sportowego magnesu”, może od sportu zostać odstraszony na dobre, na całe życie. To odpychanie przybiera różne formy i odbywa się na wszystkich etapach naszego życia. To przez nie potrzebujemy potem wszelkiej maści programów promocji aktywności fizycznej, zachęcania, namawiania, zmuszania – przywracania do sportu. Dlaczego przywracania? Bo zdecydowana większość z nas rodzi się bardzo aktywna fizycznie i bardzo szybko trudno nam usiedzieć w jednym miejscu. Nawet jeśli nie możemy, to bardzo chcemy się ruszać. Co więc takiego dzieje się, że w miarę dorastania chęć do sportu w swojej masie jakoś się ulatnia? Wydawałoby się, że chodzi przecież o to, żebyśmy aktywni fizycznie byli przez całe życie – oczywiście w sposób dopasowany do wieku i stanu zdrowia.

Nie biegaj, bo…

złamiesz nogę albo się spocisz i przeziębisz! Kto z nas tego nie słyszał, będąc małym brzdącem? Pierwsze wypychanie ze świata aktywności fizycznej, radości wysiłku do siódmych potów odbywa się więc bardzo wcześnie w naszym życiu. Oczywiście, podszyte jest troską o nasze bezpieczeństwo. Tyle tylko, że gdzieś podświadomie buduje korelacje: sport-ryzyko! No i rzecz jasna inne: sport-zakłócanie świętego spokoju. A może zamiast stopować, lepiej dostarczyć zabezpieczenia, zorganizować, pilnować… i chwalić – czyli utrzymywać zainteresowanie aktywnością, a nie straszyć.

Na tym etapie życia dziecka jego rodzice potrzebują pewnie sporej pomocy fachowców, którzy pokażą, nauczą jak rzeczywiście bezpiecznie aktywność takiego berbecia wspierać. Znamy już przecież baseny dla niemowlaków czy fitness dla przedszkolaków. Podobno pierwsze lata życia kształtują najważniejsze wzorce – i trudno w to nie wierzyć. Jaki model sportu stworzy sobie maluch skarcony za bieganie po mieszkaniu, bo tata ogląda właśnie w telewizji mecz?

Brawo! Wygrałeś!

Wpajamy pociechom, dajemy wzorce, że sport to rywalizacja. Wygrywa najlepszy. Grasz, żeby wygrać! I co? Słabsi wracają na kolejną lekcję WF-u ze zwolnieniem. Problem z rywalizacją polega na tym, że nie przynosi szkód pod jednym, zasadniczym warunkiem – szacunek dla pokonanego. Każdy ma swoje miejsce w sporcie. Prawdziwe, a nie oparte o źle rozumianą litość.

Rywalizacja jest dobra, motywuje, pobudza, fascynuje, uwalnia adrenalinę, daje satysfakcję zwycięstwa. A co z przegranymi? „Nie martw się, jutro to ty wygrasz” albo „więcej i mocniej potrenujesz, to będziesz najlepszy” – czyli tak czy siak masz wygrać i już. Wkroczenie w okres grupowej socjalizacji – czyli krótko mówiąc: wejście do systemu edukacyjnego – może się okazać prawdziwą traumą. Dygresja osobista: mnie odepchnięto na całe życie od biegania, ponieważ mój „wuefista” w podstawówce miał niewyobrażalny kompleks maratończyka, który „leczył”, gnając nas do upadłego po lesie. Najpewniej miałem pecha. Ale nauczyciele WF-u to tylko jedna strona medalu. Rówieśnicy mogą być nawet gorsi. Zdaje się, że „łamaga, fajtłapa, cienias” to określenia z lamusa wobec dzisiejszego arsenału wyzwisk i obelg, które może usłyszeć mniej sprawne fizycznie dziecko od innych dzieci. Dlaczego? Bo przecież wpajamy pociechom, dajemy wzorce, że sport to rywalizacja. Wygrywa najlepszy. Grasz, żeby wygrać! I co? Słabsi wracają na kolejną lekcję WF-u ze zwolnieniem. Nikt nie chce być poniżany. Problem z rywalizacją polega na tym, że nie przynosi szkód pod jednym, zasadniczym warunkiem – szacunek dla pokonanego. Prawdziwy, empatyczny, szczery. Łatwo powiedzieć? Taki szacunek może nie łatwo zbudować, ale jest to możliwe. Dajmy jak najszerszą paletę aktywności fizycznej do wyboru. Nie gloryfikujmy nadmiernie i tak uprzywilejowanej piłki nożnej (jak często można słuchać o „sporcie narodowym”?). Ty lepiej kopiesz piłkę, ja lepiej pływam. Ja jeżdżę na wózku i dla mnie życiowym sukcesem będzie trafienie piłką do kosza, dla ciebie i twojej drużyny koszykarskiej wygranie międzyszkolnego turnieju. Każdy ma mieć swoje miejsce w sporcie. Prawdziwe, a nie oparte o źle rozumianą litość.

Szkoda czasu na głupoty, zadbaj o przyszłość!

Moment wchodzenia w dorosłość, życiowe decyzje, serie egzaminów, pierwsza praca, założenie rodziny. Tak jakby do tego poważnego, dorosłego życia nie pasowało coś tak „dziecinnego” jak sport.

Jak już ktoś cudem przetrwał upadki na miękkim dywanie podczas pierwszych maratonów wokół stołu, jeśli siła charakteru i umiejętności małego Pele pozwoliły mu zająć pozycję Tarzana w szkolnej dżungli, przychodzi najtrudniejszy moment. To wtedy statystycznie najwięcej ludzi rezygnuje z jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Moment wchodzenia w dorosłość. Życiowe decyzje, serie egzaminów, pierwsza praca, założenie rodziny. Tak jakby do tego poważnego, dorosłego życia nie pasowało coś tak „dziecinnego” jak sport. Koniec szaleństwa i zabawy, czas na powagę i trudy życia.

Na szczęście rośnie nie tylko świadomość znaczenia sportu, ale także fizyczne jego uprawianie. Coraz więcej z nas nie daje się wypchnąć ze sportu albo jeśli już to się kiedyś wydarzyło, ma w sobie na tyle determinacji, że do niego wraca. Chodzi jednak o to, żeby wyjątkowe było nieuprawianie sportu, a nie jego uprawianie.

Coraz więcej z nas nie daje się wypchnąć ze sportu albo ma w sobie na tyle determinacji, że do niego wraca. Chodzi jednak o to, żeby wyjątkowe było nieuprawianie sportu, a nie jego uprawianie.

Włączać a nie wypychać

Z tego wynika, że dobra strategia sportu ma nas ze świata sportu nie wypuszczać, bo przecież w nim tkwimy niemalże od urodzenia. Ma pomagać utrzymywać w nas tę aktywność fizyczną przez całe życie – w różnych formach, z różną intensywnością, ale przede wszystkim z radością. Wyczyn i mocna rywalizacja temu nie służą – wspierają sport zawodowy, który poradziłby sobie pewnie sam. To przecież dzisiaj bardzo dochodowa branża gospodarki. Natomiast sport masowy i otwarty dla wszystkich wymaga wsparcia publicznego i chyba przede wszystkim zmiany paradygmatu – przejścia od ekskluzywności (nastawienia na wyławianie najlepszych i ich wspierania) do inkluzywności, czyli przytrzymywania nas wszystkich przez całe życie przy aktywności fizycznej.

5_SPORT_WSTEP

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Dajmy przykład

Moje życie nieodłącznie związane było (i nadal jest) ze sportem, w tym przez długi czas ze sportem wyczynowym. Ale wyczynowość to tylko jedno z obliczy sportu i to niekoniecznie to najważniejsze. Sport przede wszystkim musi być powszechny. Dlaczego? Bo sport wychowuje, ma ogromny wpływ na kształtowanie się naszej osobowości i charakteru, szczególnie u najmłodszych. W życiu i w pracy, podobnie jak na sportowych arenach, towarzyszy nam stres, miewamy też lepsze i gorsze chwile, ciągle komunikujemy się z innymi ludźmi.

A czego uczy sport? Poszanowania przeciwnika, umiejętności współdziałania w grupie (także z osobami, które nie zawsze są łatwe we współpracy), radzenia sobie ze stresem, podejmowania decyzji pod presją, umiejętności pogodzenia się z niepowodzeniami (ale też odpowiedniego radzenia sobie z sukcesem!) i wyciągania z tego odpowiednich wniosków. Wszystkie te cechy bardzo pomagają życiu codziennym i zawodowym, warto więc, by najmłodsi jak najbardziej nimi przesiąkali.

Aby dziecko chciało uprawiać sportu, potrzebuje odpowiedniego wzorca. Niezwykle inspirujący jest przykład, jaki dają sportowcy. Oczywiście jest to dla nas olbrzymia odpowiedzialność, bo silnie oddziałujemy na młodych ludzi i możemy wpływać na to, co robią.

Jednak aby dziecko chciało uprawiać sportu, potrzebuje odpowiedniego wzorca. Niezwykle inspirujący jest przykład, jaki dają sportowcy czy celebryci związani ze sportem. Nierzadko są oni dla młodych osób autorytetami. Oczywiście jest to dla nas olbrzymia odpowiedzialność. Dlatego też nawet po zakończeniu kariery sportowej nie możemy spoczywać na laurach, bo wciąż silnie oddziałujemy i możemy wpływać na to, co robią dzieciaki.

Długo zastanawiałem się, co będę robił po zakończeniu swojej kariery. Jakie będzie moje „życie po życiu”. Dość długo dojrzewał w mojej głowie pomysł „Akademii Piłki Ręcznej”, którą niedawno założyłem. Akademia działa dwutorowo. Po pierwsze szukamy talentów i chcemy je szlifować. Łącznie chcemy objąć szkoleniem około 3000 lub 3500 dzieci. Natomiast ze względu na szeroki zasięg działania chcemy też propagować sport jako sposób spędzania czasu, prowadzenia zdrowego trybu życia, jako formę minimalizowania napięć społecznych. Chcemy dać też szansę dzieciakom z trudnych środowisk. Ten cel chcemy realizować poprzez formę jednodniowych eventów organizowanych na świeżym powietrzu (street handball czy „plażówka”), a także obozów sportowych. Nie chcemy ograniczać się tylko do piłki ręcznej. To jest olbrzymie pole do działania i bardzo ambitny projekt. Jestem jednak optymistą i wierzę, że przy współudziale wielu środowisk: sportowców, lokalnych władz, sektorów edukacji i pomocy społecznej, mediów i biznesu, takie przedsięwzięcia mają dużą szansę powodzenia. Jestem też przekonany, że efekt ich działania będzie zdecydowanie pozytywny. Każdy z wyczynowych sportowców kiedyś zakończy profesjonalną karierę, tak jak ja zakończyłem swoją. Myślę, że dzięki takim inicjatywom możemy kontynuować swoją pasję, łączyć ją z pracą zawodową. Mamy potencjał do tego, by dać innym coś od siebie.

Najważniejsze są jednak te wzorce, które dzieci obserwują we własnej rodzinie. Dla dziecka tylko z pozoru ważniejsze jest to, co robił na meczach Artur Siódmiak czy inni zawodowi sportowcy pokazywani w telewizji. W rzeczywistości dużo większe znaczenie ma to, co robią jego rodzice, jacy są na co dzień. Długo mieszkałem za granicą i tam prosportowe zachowania rodzinne są na porządku dziennym. Ojciec z synem idą razem rolki, na rower. Rodziny organizują wspólne spacery nordic walking, który może uprawiać zarówno dziecko, rodzic, jak i dziadkowie! To jest bardzo prosty sposób na pokazanie dziecku jak wspaniały jest sport.

Najważniejsze są jednak te wzorce, które dzieci obserwują we własnej rodzinie. Dla dziecka tylko z pozoru ważniejsze jest to, co robił na meczach Artur Siódmiak czy inni zawodowi sportowcy pokazywani w telewizji. W rzeczywistości dużo większe znaczenie ma to, co robią jego rodzice, jacy są na co dzień.

Nie tylko wspólne uprawianie sportu jest istotne, równie ważnym aspektem jest wspólne przeżywanie emocji sportowych. Po pierwsze – tych emocji, których dostarczają nam sportowcy. Po drugie, to wspólne przeżywanie emocji rodzących się podczas udziału dziecka w zawodach sportowych– bycie z nim w ważnych dla niego momentach, zarówno wtedy gdy staje na najwyższym stopniu podium, jak i wtedy gdy przeżywa porażkę. Takie działania pomagają zaszczepić i utrzymać zapał do uprawiania sportu i postawę sportową, a to z kolei bardzo pomaga w dorosłym życiu, nawet jeśli nasza pociecha nie zdecyduje się na kontynuowanie kariery sportowca.

Kończąc, chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz – naturalny i infrastrukturalny potencjał, jakim dysponujemy jako miasto czy region. Oczywiście od razu na myśl cisną się Orliki – bardzo fajnie, że powstały, ale nie zapomnijmy o ich zapełnieniu, odpowiednim wykorzystaniu i przede wszystkim ich udostępnianiu. Tutaj bardzo ważna jest rola animatorów tego typu obiektów.

Mam też na myśli inne miejsca, w których można uprawiać sport, takie jak plaże i morze, których w moim rodzinnym Gdańsku nie brakuje. Dlaczego nie wykorzystać ich do propagowania sportu? Tata z mamą i synkiem ścigają się na kajakach, na rowerach wodnych, nurkują. To są z pozoru banalne pomysły, ale uważam, że takie działania są niezwykle skuteczne. I wcale nie musza być to wielkie wydarzenia. Może być to impreza dzielnicowa czy osiedlowa. Przy okazji oprócz kwestii sportowo-rekreacyjnej zyskujemy również aktywizację lokalnych społeczności, ludzie się poznają, rozmawiają, blokowiska nabierają życia. Takie uspołecznianie i upowszechnianie sportu jest też niezbędne do wyławiania nowych talentów. Każdy musi gdzieś zacząć, gdzieś się objawić. Może się to stać właśnie podczas takich właśnie imprez.

Sport ma bardzo wiele walorów i moim zdaniem zasługuje na ważne miejsce w życiu publicznym. Aby mądrze go wspierać, trzeba zacząć od podstaw, zrobić jak najwięcej dla jego upowszechnienia, ale skupić się na małej skali miasta, dzielnicy, szkoły i przede wszystkim rodziny. To zadanie dla nas wszystkich, które też nam wszystkim, a nie tylko przyszłym sportowcom, będzie przynosić korzyści.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Kuźnia charakteru

Co daje nam sport, czego on nas uczy? Myślę, że uprawiając sport od siódmego roku życia, wiem już coś na jego temat i widzę jak wygląda on od kuchni. Uważam, że w początkowym etapie przygody ze sportem odgrywa on rolę swoistej szkoły życia. Nie ma lepszego doświadczenia dla dzieciaków jak kontakt, styczność ze sportem i uprawianie jakiejkolwiek dyscypliny. Nic chyba tak nas nie przygotuje do późniejszego życia.

Zacznę od początku: wiadomo, że gdy w dosyć młodym wieku zaczyna się uprawianie sportu, to często jest on zabawą, czymś, co sprawia nam dużo frajdy. Tak samo było też w moim przypadku. Chyba najważniejszą rzeczą, której w początkowej fazie uczy sport, jest systematyczność oraz świadomość, że chcąc do czegoś dojść, trzeba ciężko pracować i podnosić swoje umiejętności. Jest to niezwykle ważne – wiadomo, że w sporcie trudno oszukać, a każda nieczysta gra prędzej czy później wyjdzie na jaw. Trzeba więc za każdym razem ciężko pracować. Im wcześniej więc zrozumiemy, że wytrwała praca i przede wszystkim systematyczność popłacają, tym bardziej nasze szanse na bycie dobrym sportowcem wzrosną.

W miarę upływu czasu i po kolejnych treningach nasze umiejętności rozwijają się i jesteśmy coraz lepsi. Pojawiają się wtedy częste wyjazdy na turnieje, obozy. Okazuje się wówczas, że mimo młodego wieku jesteśmy zdani sami na siebie, musimy być na tyle samodzielni, by radzić sobie w każdej sytuacji. Oczywiście, na początku nie każdemu się to udaje, lecz w miarę upływu czasu, wraz z rosnącym doświadczeniem, każdy nabiera już pewnego obycia i potrafi samodzielnie podejmować decyzje.

W sporcie cały czas albo wygrywamy, albo przegrywamy. Trzeba zachowywać do tych sytuacji odpowiedni dystans, znajdować równowagę i po prostu umieć sobie z nimi poradzić.

Tenis stołowy jest akurat sportem indywidualnym, w którym zawodnik jest niestety zdany sam na siebie. To on musi w kluczowych momentach podejmować samemu decyzje i brać za nie pełną odpowiedzialność. Często jest tak, że w pojedynkach pojawiają się różne nerwowe sytuacje. Przychodzi na przykład taki moment, że w meczu jest 3–3 w setach i wynik 9–9, a więc o tym, czy wygramy, czy przegramy, decydują właściwie dwie piłki. Te dwie piłki dzielą nas od zwycięstwa albo porażki. I w takim momencie przydaje się umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Z turnieju na turniej nabiera się doświadczenia – wiele meczów się wygrywa, wiele meczów się przegrywa. Myślę, że zdobywa się w tym czasie umiejętność radzenia sobie ze stresem, zachowywania zimnej krwi. Uważam, że ich opanowanie jest rzeczą cechującą najlepszych zawodników. Pomimo ogromnego stresu, silnej presji otoczenia, prezesów, działaczy, kibiców i wszystkich ludzi dookoła potrafią oni sobie z tym wszystkim poradzić.

Jeśli nam się uda i wygramy, to oczywiście świetnie, odczuwamy wielką radość po zwycięstwie. Trzeba się jednak nauczyć radzenia sobie z tą radością – wydaje mi się, że należy się cieszyć, celebrować zwycięstwo, ale nie można też popaść w zbytnią euforię i chodzić przez pół roku z głową w chmurach. Wiadomo bowiem, że są kolejne cele, kolejne turnieje i trzeba dosyć szybko wrócić na ziemię. Jednocześnie warto też zapamiętać ten pozytywny stan towarzyszący człowiekowi po zwycięstwie, aby go w sobie „zakotwiczyć” i móc odtworzyć go później na kolejnym turnieju. Jeśli natomiast powinie nam się noga, nie uda nam się wygrać pojedynku, to trzeba sobie jakoś z tą porażką poradzić. Nie można jej zbytnio rozpamiętywać, popadać w depresję – nie tędy droga. Musimy ją przeanalizować, wyciągnąć wnioski i zrobić wszystko, aby podczas kolejnego meczu, na kolejnym turnieju, popełnione błędy się nie powtórzyły. Zarówno zwycięstwo, jak i porażka są więc dla młodego człowieka rzeczami bardzo dobrymi, pouczającymi i wychowującymi. W sporcie cały czas albo wygrywamy, albo przegrywamy. Trzeba zachowywać do tych sytuacji odpowiedni dystans, znajdować równowagę i po prostu umieć sobie z nimi poradzić.

Kolejną rzeczą, której uczymy się, uprawiając jakąś dyscyplinę sportową, jest szacunek: do ciężkiej pracy, do drugiego człowieka, do naszego przeciwnika, niezależnie od losów spotkania. Wiadomo, że czasami nawet najwięksi mistrzowie przegrywają, każdemu zdarza się słabszy moment. Gdy oglądamy na przykład na konferencje prasowe po wielkich turniejach, wszyscy utytułowani zawodnicy pokazują, że są wspaniałymi ludźmi również poza kortem, poza boiskiem. Zawsze wypowiadają się o swoim przeciwniku z szacunkiem. Nawet gdy (a w zasadzie przede wszystkim) przeciwnik pokonał go dosyć niespodziewanie. Wiadomo, że nikt nie lubi przegrywać, dla każdego jest to dosyć bolesne, ale trzeba się tego nauczyć. Nauczyć się doceniania ciężkiej pracy naszego rywala – na pewno bowiem każdy ciężko pracuje, aby osiągać coraz lepsze wyniki. Trzeba to docenić. Uważam, że jest to cecha najlepszych sportowców, z których trzeba brać przykład i którzy powinni być wzorem dla młodych ludzi. Nauczenie się przegrywania jest niesamowicie ważne, wymaga jednak czasu. Niestety nie wszyscy to potrafią, nad czym mocno ubolewam.

Już jako mała dziewczynka miałam styczność zarówno ze sportem osób pełnosprawnych, jak i niepełnosprawnych. Wiem zatem, że sport, oprócz rozwijania samodzielności, chęci ciężkiej pracy, samodyscypliny, umiejętności radzenia sobie ze zwycięstwami i porażkami, jest także pewną odskocznią, szansą na to, aby zrobić w swoim życiu coś pozytywnego. Aby wynieść to życie na trochę wyższy poziom. Pamiętam, że jako dziecko pojechałam na turniej osób niepełnosprawnych, gdzie było wielu zawodników o ograniczonej sprawności, a grali w tenisa bardzo dobrze, wygrywali mecze, osiągali mnóstwo sukcesów, cieszyli się życiem. Oni są naprawdę wspaniałym przykładem tego, że jeśli się chce, to można ciężką pracą i zaangażowaniem osiągnąć właściwie wszystko.

Sport to także współpraca z innymi ludźmi. Nie wszystkim przychodzi ona łatwo. Ja akurat gram w tenisa, który jest sportem indywidualnym. Czasami zdarza mi się jednak grać w turniejach drużynowych czy chociażby w grach podwójnych i udało mi się nauczyć współpracować z innymi osobami. Niezależnie od tego, że – nie ukrywam – wolę, gdy przy stole wszystko zależy wyłącznie ode mnie. Trzeba jednak zawsze brać pod uwagę to, co do powiedzenia ma kolega z drużyny, trener czy sparing partner i umieć wykorzystać ich mądrość.

Przede mną jeszcze wiele lat grania, ale myślę, że niezależnie od tego, co będzie po zakończeniu kariery sportowej, poradzę sobie w życiu, gdyż chyba jak każdy sportowiec mam w sobie nieco zawziętości i pozytywnego uporu. Niezależnie od tego, co mnie w życiu spotka, gdy pojawią się jakieś trudniejsze momenty, będę walczyła o to, by sobie z nimi poradzić. Wydaje mi się, że każdy, kto miał styczność ze sportem, kto musiał wylać trochę potu, aby osiągnąć sukces, zawsze będzie się starał osiągnąć to, o czym marzy.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Wychowanie fizyczne

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke – dziennikarz „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego” i Radia Gdańsk.

Leszek Szmidtke: Publiczna dyskusja o znaczeniu sportu koncentruje się na zdrowiu oraz sprawności fizycznej. Czy nie gubimy czegoś równie ważnego?

Katarzyna Deberny: Takie spojrzenie wynika z dosyć powszechnego postrzegania sportu jako aktywności fizycznej, które ogranicza się do wyglądu, samopoczucia oraz tablicy wyników. Niewiele jest tu miejsca na kształtowanie charakteru lub postaw społecznych.

L.S. A czy sport może być skutecznym sposobem kształtowania postaw?

Krzysztof Zuchora: Sport jest najbardziej naturalnym zachowaniem człowieka. Rozumiany nie tylko jako ruch, ale też przez pryzmat wartości, jakie za sobą niesie. Sport ma ponad 3 tysiące lat. Przetrwał wiele epok, rewolucji i ustrojów. Jest w nim coś niezwykłego, coś, co sprawia, że człowiek go potrzebuje. Nie tylko dla sprawności fizycznej, wyników, medali, ale także z powodu innych wartości. Od starożytności sport jest przede wszystkim, opartą na współzawodnictwie, postawą wobec siebie i wobec innych. Wolny rynek jest również oparty na współzawodnictwie i sport kształtuje takie postawy, dzięki którym łatwiej się odnaleźć we współczesnym świecie. Dlatego sensem sportu jest budowanie człowieka. Niestety, dzisiaj istnieje w Polsce konflikt między potrzebami dziecka a szkołą jako instytucją.

Wiesław Firek: Postawy społeczne były kształtowane przy pomocy sportu od zawsze. Właśnie po to między innymi w starożytnej Grecji (czasów Peryklesa) tworzono gimnazjony – żeby oprócz walorów estetycznych wyciągać ze sportu coś więcej, coś, co dla tamtejszych społeczności miało istotne znaczenie. To właśnie na boiskach sportowych (palestrach i gimnazjonach) przysposabiano młodych ateńczyków do pełnienia przyszłych ról społecznych.

Wartości, jakie niesie za sobą wychowanie fizyczne, jego uniwersalizm i olbrzymie znaczenie wychowawcze są tym, czego nam dziś trzeba. Niestety, to znaczenie przesłania chęć osiągania wyników. A wcale nie chodzi o bycie najlepszym sportowcem w klasie. Nie zawsze się wygrywa, ale droga, którą trzeba pokonać, wzbogaca i tego brakuje w szkole.

Katarzyna Płoszaj: Sport kształtuje zachowania prospołeczne, ducha fair play, a także bardziej indywidualne cechy jak rozbudzanie i kształtowanie zainteresowań. Nie możemy też zapominać o wiedzy, którą sport pomaga rozwijać. Gdyby sportu nie ograniczano w szkołach tylko do aktywności fizycznej, ale wzbogacano np. o wiedzę o ruchu olimpijskim, łatwiej można by kształtować postawy, o których mówimy.

K.Z. Baron de Coubertin – inicjator nowożytnych igrzysk olimpijskich i pedagog – nie miał wątpliwości, że wprowadzenie sportu do szkół doprowadzi do szerzenia takich postaw wśród dzieci i młodzieży, a poprzez to do realnej zmiany społecznej.

Grażyna Rabsztyn: Sport uczy też współpracy – szczególnie gry zespołowe. Oprócz tego szacunku do drugiej osoby, środowiska naturalnego, umiejętności wygrywania, przegrywania, uodparnia też na stres. Uczeń dzięki temu poznaje siebie, własne możliwości jak i ograniczenia. Człowiek, który poznał siebie w młodości, później łatwiej znajduje się w różnych sytuacjach, jest bardziej otwarty, potrafi sobie stawiać cele, jest też bardziej cierpliwy i konsekwentny. Docenia znaczenie i wartość innych ludzi. Wcale nie chodzi o bycie najlepszym sportowcem w klasie. Dziecko ukształtowane przez sport po prostu lepiej będzie sobie radziło w życiu. Będzie pełniej się angażowało we wspólne działania i może nawet czerpało większą radość z życia.

L.S. Czy w naszym kraju system edukacyjny wzmacnia i rozwija odpowiednie postawy, zarówno te społeczne, jaki i indywidualne? Czy usytuowanie sportu w szkole jest właściwe i jak później wygląda realizacja tych założeń?

G.R. Moim zdaniem, lekcje wychowania fizycznego powinny być najważniejsze w szkole. Wartości, jakie niosą, ich uniwersalizm, jak też olbrzymie znaczenie wychowawcze są tym, czego nam dziś trzeba. Niestety, górę bierze chęć osiągania wyników. To właśnie do osiąganych rezultatów jest u nas sprowadzany sport – i to zarówno w formie wyczynowej, jak i w szkole. W 1980 roku pobiłam rekord świata, ale później była kontuzja i długie leczenie. Przed Igrzyskami Olimpijskimi w Moskwie musiałam podjąć decyzję, czy w ogóle pojadę. Była to trudna decyzja, poprzedzona wewnętrzną walką, bo nie byłam właściwie przygotowana do startu. Mimo to pojechałam. Występ nie był udany (5. miejsce w biegu finałowym) i utkwiło mi w pamięci powszechne rozczarowanie, że nie przywiozłam medalu, że zawiodłam. Nie zawsze się wygrywa, ale droga, którą trzeba pokonać, wzbogaca i tego brakuje w szkole. Nie można rozliczać wyłącznie z wyników.

W.F. W założeniach nasz model wychowania fizycznego w szkołach posiada te wszystkie elementy, które w tym miejscu się postuluje. Właściwie to każdy przedmiot ma za zadanie wzmacniać i szerzyć wartości oraz kompetencje potrzebne w przyszłym życiu. Jednak coś zawodzi i rezultaty szkolnego wychowania oraz kształcenia nie zawsze pokrywają się z tymi oczekiwanymi.

Szkoła tworzy „zbyt sztywny gorset”, brakuje elastyczności, za małe jest też zaufanie do nauczycieli widoczne w programach i sposobach rozliczania – nie dają one szansy na spełnienie oczekiwań pokładanych w wychowaniu.

K.P. Związek ze sportem i przyswajanie wartości, jakie on niesie, można poznawać nie tylko poprzez aktywność fizyczną. Nie wszystkie dzieci mają odpowiednie predyspozycje. Niekiedy przyczyny zdrowotne wykluczają dzieci z zajęć ruchowych. Jednak sport jest na tyle blisko związany z innymi dziedzinami nauki oraz życia, że może docierać do młodych ludzi. Przedmioty w szkołach są zbyt oddalone od siebie, podczas gdy większość dziedzin w prawdziwym świecie zazębia się. Edukacja olimpijska ma właśnie taki charakter. Na świecie są różne koncepcje kształcenia poprzez sport. Jedni stawiają na aktywność fizyczną, inni zaś preferują wiedzę, czyli nawiązanie do wizji de Coubertina, jeszcze inni widzą w sporcie najlepszy sposób przygotowania młodego człowieka do współczesności.

L.S. Czy sport może być dobrym sposobem na ograniczenie wielu osobistych oraz społecznych słabości Polaków? No i dlaczego, mimo 4 lekcji WF-u tygodniowo, w szkole nie pełni takiej roli?

K.D. Każdy z nas jest inny, lecz szkoła tego nie dostrzega. Nie dopasowuje się do indywidualnych potrzeb i możliwości. Każdy z uczniów inaczej przeżywa muzykę, ale też sport. Uważam, że na przeszkodzie stoi poczucie wstydu, bo nie potrafimy przegrywać i wygrywać. Dlatego między innymi nie uprawiamy sportu i dlatego tyle zwolnień z zajęć WF-u. Żeby czerpać korzyści ze sportu, musimy zdobyć się na odwagę.

W.F. W przypadku trzech przedmiotów: plastyki, muzyki oraz właśnie wychowania fizycznego, zgodnie z rozporządzeniem ministra edukacji, należy oceniać nie tylko wiedzę czy umiejętności, ale też postęp, zaangażowanie czy szerzej – postawę ucznia. W ten sposób można zachęcać do pracy nad sobą i do współpracy z innymi. Tak postawione priorytety nie zmierzają do ukształtowania wybitnych sportowców, ale powszechnego wpajania wartości, o których rozmawiamy. Niestety, WF wychodzący poza aktywność fizyczną jest rzadkością.

K.Z. Nauczyciel jest twórcą i ma prawo wykonywać swój zawód we własny sposób. Niestety to też tylko teoria, gdyż ilość obowiązków, kontroli, sposób rozliczania z realizacji programu – w przeważającej większości przypadków zabija chęć do twórczego zaangażowania. Skutkiem jest brak szacunku dla dziecka. Przecież już Janusz Korczak zwracał uwagę na potrzebę wysłuchania dziecka. Musi być rozmowa z drugim człowiekiem, a nie tylko mówienie do niego. W obecnym systemie oceniania nie widzę takiej możliwości.

Priorytetem powinno być wychowanie, a dopiero później wszelkie inne formy działania. Niestety, WF wychodzący poza aktywność fizyczną jest rzadkością.

W.F. Szkoła przygotowuje ucznia do życia w świecie, którego nie znamy. Prawdopodobnie spora część zawodów, zdobyta wiedza i umiejętności ulegną dezaktualizacji. Postawotwórcza rola wychowania fizycznego, polegająca na kształtowaniu uczciwości, szacunku dla drugiej osoby, umiejętności współpracy, poszanowania zasad czystej gry i in., jest wyeksponowana w założonych celach procesu wychowania. W teorii, głównym zadaniem szkolnego wychowania fizycznego jest przygotowanie do całożyciowej troski o ciało i zdrowie. Zaś postawy pożądane społecznie kształtowane są niejako przy okazji, co nie znaczy, że są mniej ważne. Problem polega na tym, że trudno ocenić coś, co z założenia ma cele przede wszystkim prospektywne. Jak ocenić taką pracę nauczyciela? Testy sprawnościowe pokazują jedynie aktualną kondycję ucznia. Ocena postaw polega jedynie na analizie deklaracji ucznia…

K.Z. Jak oceniać wychowanie? Twórca polskiej szkoły edukacji zdrowotnej Maciej Demel mawiał, że albo wychowanie weźmiemy w cudzysłów, albo fizyczne. Na lekcjach dominuje aktywność ruchowa i pomijane jest wychowanie. W tym drugim przypadku wszystkie dzieci mają takie same prawa. W pierwszym przypadku każde jest inne, do czego innego się nadaje i z każdym inaczej trzeba postępować. Problem naszej szkoły polega na tym, że dorośli ustawiają ją według własnej miary, a nie dopasowują jej do potrzeb dziecka. Dlatego moim studentom tłumaczę, że priorytetem jest wychowanie, a dopiero później wszelkie inne formy działania.

L.S. W innych krajach mają podobne problemy z przeniesieniem dobrych założeń na lekcje WF-u?

G.R. Przez kilka lat pracowałam w Niemczech i przede wszystkim pozycja nauczyciela WF-u jest tam dużo wyższa niż w Polsce. Nie tylko dlatego, że nauczyciel prowadzi dodatkowo zajęcia z innego przedmiotu, ale jest też możliwa matura ze sportu. Nie chodzi wyłącznie o aktywność fizyczną, ale jest anatomia człowieka, fizjologia, odżywianie, teoria sportu itp. Jest to przedmiot do wyboru w zakresie podstawowym i rozszerzonym. Uczniowie najczęściej nie chcą zostać olimpijczykami, ale poznać swój organizm i nauczyć się zaradności życiowej. Takie rozwiązanie z jednej strony podnosi znaczenie lekcji wychowania fizycznego, ale też pokazuje przydatność tej wiedzy w codziennym życiu.

W Polsce wychowanie fizyczne coraz bardziej skręca w kierunku kształtowania postaw. Ale jeżeli sport ma nieść wartości, pomagać w utrzymaniu społecznych więzów, dbaniu o ciało i ducha, to nie może się ograniczać do szkoły.

W.F. W Polsce wychowanie fizyczne coraz bardziej skręca w kierunku kształtowania postaw. Dzieci oraz młodzież mogą wybierać formy aktywności fizycznej, co sprzyja kształtowaniu poczucia odpowiedzialności za własny proces kształcenia i wychowania. Uczniowie traktowani są bardziej podmiotowo. Niestety, wprowadzając nowe rozwiązania nie zadbano odpowiednio wcześnie o przygotowanie nauczycieli. W anglosaskich systemach edukacyjnych od XIX wieku w procesie wychowania fizycznego kładzie się duży nacisk na gry zespołowe, a racją tego jest ich ścisły związek z pożądanymi postawami prospołecznymi. W tym obszarze edukacji mamy o wiele krótszą tradycję niż Anglicy czy Amerykanie. Może stąd wynika nasze kulturowe opóźnienie.

K.D. Na zawodach często można obserwować sytuację, kiedy nasz pokonany zawodnik schodzi do szatni pogrążony w rozpaczy, że nie zwyciężył, że inni byli lepsi. Tymczasem amerykański zawodnik w podobnej sytuacji idzie uśmiechnięty, zadowolony, że wziął udział w zawodach, że dobrze rywalizował. Trener też się cieszy, bo obaj wiedzą, jak ważne jest zmaganie się. Dlatego nie uda nam się przenieść całości lub części elementów edukacyjnych z innych krajów. Wpierw musimy się nauczyć właściwie przeżywać, szanować nasze zwycięstwa i przegrane. Coubertin mówił „ (…) w życiu ważny jest nie triumf, lecz walka”.

G.R. Szkoła nie jest też samotną wyspą. Nie można się ograniczać do szkolnej edukacji sportowej. Jest przecież dom i rodzina, ale też jest olbrzymi świat poza nimi. W Polsce kluby sportowe o takim powszechnym, rekreacyjnym charakterze niemal przestały istnieć. Tymczasem w Niemczech jest ich olbrzymia ilość i na nie są przeznaczane pieniądze, uczniowie mają dostęp do boisk, sal gimnastycznych, basenów pływackich lub kortów. Jeżeli sport ma nieść wartości, pomagać w utrzymaniu społecznych więzów, dbaniu o ciało i ducha, to nie może się ograniczać do szkoły.

Ocena naszej pedagogiki sportowej jest zbyt mocno uzależniona od sportu z pierwszych stron gazet. Sport wyczynowy, szczególnie zaś kilka dyscyplin, przesądza o naszym postrzeganiu całości.

K.P.: Ocena naszej pedagogiki sportowej jest zbyt mocno uzależniona od sportu z pierwszych stron gazet. Sport wyczynowy, szczególnie zaś kilka dyscyplin, przesądza o naszym postrzeganiu całości. Widząc przykłady zachowań niezgodnych na przykład z zasadą fair play, zapomina się często o jego wychowawczej roli i założeniach edukacyjnych sformułowanych przez de Coubertina. Idea olimpijska, podobnie jak program wychowania fizycznego w szkołach, są nasycone wartościami istotnymi dla rozwoju człowieka jak i społeczeństwa. W wielu krajach edukacja olimpijska jest obecna w szkołach. Niedawno na Słowacji została wprowadzona – i to nie tylko na lekcje WF-u, ale też do innych przedmiotów, jak historia lub geografia.

K.Z. W krajach, gdzie odbywały się Igrzyska Olimpijskie, wprowadzano do szkół taką edukację. Przygotowywano w ten sposób społeczeństwo do zrozumienia treści, jakie niosą zarówno igrzyska, jak i cały sport. Właśnie sport i muzyka są w wielu systemach edukacyjnych ważną częścią procesu wychowania. Nie ma w tym nic nowego, gdyż właśnie tak to rozumiano już w starożytnej Grecji. Ważne jest też, żeby robić to w odpowiednim wieku. Dużo łatwiej oddziaływać poprzez sport i muzykę na dziecko niż na studenta wyższej uczelni. Tam już jest miejsce na wiedzę. Stanisław Staszic mówił, że jeżeli nie przeczytasz dziś książki, to nic się nie stanie – może nawet później przeczytasz ze zdwojoną uwagą. Ale jeżeli dziś nie wykonasz ćwiczenia, to już tego nie odrobisz.

4_PPG_KUZNIA_CHARAKTERU_OK

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Sport to świetny pretekst

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke – dziennikarz „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego” i Radia Gdańsk.

Leszek Szmidtke: Czy ludzie biznesu mają sportowe korzenie?

Kazimierz Wierzbicki: Tak, wielu z nich, ale nie zawsze – są to byli olimpijczycy. Takich mamy w naszym regionie ledwie kilku. Znam też przypadki sportowców zawodowych, którzy po zakończeniu kariery odnaleźli się w biznesie. Pozostali uprawiali różne dyscypliny sportu, ale najczęściej działo się to w szkolnych lub akademickich klubach. Cechy, jakich musi się nauczyć sportowiec, bardzo się w biznesie przydają. Nie chodzi tylko o walory osobiste, jak nieustępliwość, radzenie sobie w trudnych sytuacjach, umiejętność planowania i zmierzania do celu, oswajanie się z porażkami i sukcesami oraz wyciąganie wniosków z jednych i drugich. Niezwykle ważna jest też umiejętność pracy w zespole. Każdy sportowiec musi się nauczyć współpracy z trenerem oraz innymi zawodnikami. W większym stopniu te umiejętności muszą posiąść trenerzy. Nawet, jeżeli jest rywalizacja, to równolegle musi być współpraca. Wydaje mi się, że byli sportowcy bardziej szanują konkurentów. Chętnie zatrudniam sportowców, bo wiem, jakie mają cechy – szczególnie jako szefowie. A ponieważ znam też ciemne strony sportu, więc nie jest to jedyne kryterium, jakim się kieruję, przyjmując ludzi do pracy.

Staramy się popularyzować i rozwijać sport na różnych płaszczyznach, ale to nie jest działalność dochodowa. Trefl oczywiście czerpie z tego korzyści wizerunkowe, choć nigdy szczegółowo nie badaliśmy tego zjawiska. Nawet nie chcemy tego robić.

L.S. Założył Pan i nadal prowadzi kluby sportowe. Czy taka działalność to biznes, pasja, a może misja?

K.W. Nie traktuję tego jako sposobu na zarabianie pieniędzy. Sport i muzyka w młodości były moim codziennym chlebem. Na moim podwórku powstały Czerwone Gitary. Twórcy tego zespołu to byli moi sąsiedzi. Do nich przyjeżdżali inni wybitni muzycy tego okresu, jak choćby Czesław Niemen. To byli ludzie pełni pasji i o sobie też tak mogę powiedzieć, że sport jest moją pasją. Kiedy moja firma rozpoczynała działalność w Sopocie, ówczesny prezydent miasta Jan Kozłowski powiedział, że coś jestem winien temu miastu. Pomyślałem, że skoro jestem trenerem koszykówki, to może stworzę drużynę koszykarską. No i tak to się zaczęło. Później też zrozumiałem, że taka drużyna powoduje dobry odbiór naszej firmy w lokalnej społeczności. Natomiast nie wiem, czy określanie tego, co robię, mianem „misji” jest właściwe. Staramy się popularyzować sport, a szczególnie siatkówkę oraz koszykówkę. Mamy stały kontakt ze szkołami na terenie całego województwa. Na mecze przyjeżdżają uczniowie, dzięki czemu mamy rekordową w kraju oglądalność. Nasi zawodnicy jeżdżą do szkół, gdzie uczestniczą w lekcjach. Prowadzimy też szkoły koszykarskie i siatkarskie, których absolwenci grają w reprezentacjach kraju na różnych szczeblach i tu też jesteśmy rekordzistą. Sport trzeba rozwijać na różnych płaszczyznach, ale to nie jest działalność dochodowa. Trefl oczywiście czerpie z tego korzyści wizerunkowe. Wzmacniana jest marka naszej firmy i jest ona pozytywnie odbierana. Nie robiliśmy nigdy badań nad korzyściami, jakie firma czerpie z zaangażowania w sport i czy zwróciły się poniesione nakłady. Nawet nie chcemy tego robić. Miałem okazję przyglądać się, jak działa Barcelona. Stykałem się z drużynami koszykarskimi i piłki ręcznej. Po tych doświadczeniach zastanawiałem się, co zrobić, żebyśmy też tak byli odbierani w lokalnym środowisku. Nie bez znaczenia jest polityczne uwarunkowanie i dążenie do emancypacji Katalonii, ale podstawą silnego zakorzenienia oraz regionalnej identyfikacji Barcelony jest otwarcie na tamtejsze dzieci oraz młodzież. Przeniesienie tego wzorca na Pomorze nie jest łatwe i nie da się tego zrobić szybko, ale coraz więcej dzieci i młodzieży bywa na naszych meczach i ta więź zaczyna się tworzyć. Najwięcej zachodu wymaga namówienie nauczycieli, żeby po lekcjach chcieli przyjechać z klasą na różne wydarzenia sportowe. Zdaję sobie sprawę, że to nie jest łatwe, ale wartości, jakie zyskuje młodzież, są tego warte.

Naszym problemem jest to, że dwukrotnie wydajemy publiczne pieniądze: na sport w szkole i na sport w wydaniu zawodowym. Dlaczego działalności małych klubów sportowych nie przenieść do szkół?Tam jest baza, tam są też nauczyciele, których potencjał można lepiej niż do tej pory wykorzystać.

L.S. Dlaczego tak trudno namówić nauczycieli do przyjazdów?

K.W. Jest wielu pasjonatów, którzy doceniają znaczenie sportu, wartości wychowawcze, jakie on niesie. Niestety system, z którym mamy do czynienia w sporcie oraz szkolnictwie, hamuje zarówno inicjatywy, jak i szersze spojrzenie na znaczenie sportu. Środowisko sportowe jest hermetyczne i jakby niezainteresowane zmianami. Mam swoje przemyślenia, jak sport powinien wyglądać w szkole. Musi tam być miejsce dla każdego. Zarówno dla tych, którzy nie mają predyspozycji do osiągania lepszych wyników, jak też dla chcących w przyszłości uprawiać sport zawodowo. Tak jest np. w USA, gdzie wartość sportu rozumie się zarówno przez rozwój fizyczny, jak i stojące za sportem wartości, które są wpajane na wielu poziomach i na różne sposoby. Służy to kształtowaniu pozytywnych cech w człowieku. Właśnie wtedy nabywa się umiejętności rywalizacji, dążenia do celu, pracy nad sobą, współpracy itp.

W sporcie musi być miejsce dla każdego. Zarówno dla tych, którzy nie mają predyspozycji do osiągania lepszych wyników, jak też dla chcących w przyszłości uprawiać sport zawodowo. Tak jest np. w USA, gdzie sport to zarówno rozwój fizyczny, jak i kształtowanie pozytywnych cech w człowieku.

L.S. Czy chodzi wyłącznie o sport jako aktywność fizyczną?

K.W. Sport stanie się czymś więcej niejako samoistnie, jeżeli podniesiona zostanie jego ranga w szkole. Lepsze wykorzystanie dostępnych pieniędzy, w tym podniesienie kwalifikacji nauczycieli, żeby nie ograniczali się do ruchu i nie koncentrowali na wynikach. Wielkie znaczenie ma angażowanie się wybitnych sportowców w działalność edukacyjną i wychowawczą. Dlatego tak dużo wagi przykładamy do obecności naszych zawodników w szkołach, prowadzenia lekcji z dziećmi oraz młodzieżą. Naszym problemem jest podwajanie pracy i pieniędzy. W Polsce dwukrotnie wydajemy publiczne pieniądze: na sport w szkole i na sport w wydaniu zawodowym. Dlaczego działalności małych klubów sportowych nie przenieść do szkół? Tam jest baza, tam są też nauczyciele, których potencjał można lepiej niż do tej pory wykorzystać

L.S. Jest pan też kibicem?

K.W. Najchętniej kibicuję tym dyscyplinom, w które nie jestem zaangażowany. Na siatkówkę oraz koszykówkę muszę patrzeć chłodnym okiem. Nie jest to łatwe, ale taki podział jest konieczny. Trzeba spokojnie oceniać treningi, zawodników, kadrę trenerską, różnego typu umowy, przygotowania do zawodów, wyjazdów. Dlatego emocje trzeba trzymać w ryzach. Mówię o osobistych emocjach, gdyż generalnie pozytywne emocje są potrzebne.

L.S. Wielu przedsiębiorców angażuje się w finansowanie sportu zawodowego, ale mam wątpliwości, czy jest to udana inwestycja.

K.W. Najczęściej robią to dlatego, że są pasjonatami danej dyscypliny i angażują się we wspieranie klubu. Podchodzą do tego emocjonalnie i nie chcą na tym zarabiać. Mali przedsiębiorcy chętnie się dzielą i pomagają, na przykład szkołom w rozwoju ich drużyn. Niekiedy dlatego, że ich dzieci tam grają, natomiast zyskuje cała drużyna i szkoła. Co innego wielkie firmy, które wybierają konkretną dyscyplinę, konkretną drużynę, z konkretnego miasta i sponsorując, chcą coś zyskać. Największe firmy finansują reprezentacje narodowe i też robią to z powodów marketingowych. Wykładają pieniądze z przekonaniem, że sukcesy drużyny lub reprezentacji będą dobrze promowały ich markę oraz produkty. My podchodzimy do tego inaczej. Z Treflem zaczynaliśmy od III ligi i od początku była to pasja. Niewielu – łącznie z Jackiem Karnowskim oraz Janem Kozłowskim (obecny i poprzedni prezydent Sopotu – przyp. red.) – wierzyło, że coś więcej z tego wyjdzie, kiedy zapowiedziałem, że po trzech latach będziemy w gronie najlepszych. Kiedy tak się stało, trzeba było sprofesjonalizować działania.

Inwestycja w sport ma też bardzo pośredni charakter. Przykład – powołaliśmy specjalne stowarzyszenie zrzeszające 60-70 firm, które są bardzo zaangażowane i na które możemy liczyć. Razem kibicujemy naszym drużynom, ale w Ergo Arenie dochodzi również do rozmów biznesowych i mecze są coraz częściej wykorzystywane w tworzeniu dobrego klimatu między firmami chcącymi współpracować. Natomiast z dużymi sponsorami, którymi najczęściej są spółki skarbu państwa, musimy się rozliczać. Robimy specjalne badania, z których wynika, jaką medialną korzyść zyskują.

L.S. Kluby nie działają w próżni: są zawodnicy, trenerzy oraz kluby z ich właścicielami, są też firmy angażujące się na różne sposoby. Nie zapominajmy jeszcze o samorządach, które również mniej lub bardziej otwarcie finansują sport zawodowy.

K.W. Klub sportowy jest trudną firmą. Dobór zawodników, trenerów, podpisywanie z nimi umów wiąże się z wieloma niewiadomymi, jest dużo emocji, ambicji i łatwo o błąd. Te relacje są już u nas poukładane. Znowu podeprę się przykładem Barcelony, której rozwój jest możliwy dzięki miłości do sportu ludzi oraz całych środowisk. Cała reszta ma charakter służebny.

L.S. Wyniki poszczególnych drużyn również?

K.W. Wyniki są istotne dla zwykłych kibiców. Natomiast mniej istotne dla osób emocjonalnie związanych z drużynami działającymi pod tym szyldem, w tym również wspierających je przedsiębiorców. Oczywiście dzięki temu, że jest to mechanizm dobrze działający, efekty zarówno sportowe, jaki i finansowe są bardzo dobre, ale to jest wierzchołek całej piramidy.

L.S. Czy w katalońskich relacjach, jak też tych naszych pomorskich, biznes wspierający drużyny nie próbuje wpływać na kluby, trenerów lub zawodników?

K.W. Środowiska emocjonalnie związane z klubami, a więc mali i średni przedsiębiorcy, nie roszczą sobie takich praw. Nawet, jak zdarzały się próby, to nie były skuteczne. Co innego tzw. „sponsorzy tytularni”. Inna jest motywacja i inne oczekiwania. Muszą mieć wpływ, dbając o interes swojej firmy, ale to regulują umowy. Nie mają wpływu na przykład na składy, ale rozliczamy się przed nimi z wyników, jak i z rezultatów marketingowych. Doświadczyliśmy przypadku nadmiernej ingerencji i był to przykład, jak niekorzystnie takie postepowanie wpływa na klub oraz sponsora.

Sport, nawet w zawodowej postaci, musi być dostępny. Integracja sportu z innymi dziedzinami życia jest koniecznością. Mamy coraz częściej do czynienia z taką naturalną kulturą sportową, różnymi formami samoorganizacji. To wszystko rośnie w naszych oczach.

L.S. A jak bardzo samorządy powinny być zaangażowane w sport na tym poziomie?

K.W. Decydujące znaczenie ma tworzenie infrastruktury. Dotyczy to zarówno budowy takich hal jak Ergo Arena lub stadionów jak PGE Arena, jak i mniejszych obiektów, szczególnie przy szkołach oraz infrastruktury ogólnodostępnej. Przecież niewielkie siłownie na wolnym powietrzu mają ogromne znaczenie dla sportu rekreacyjnego. Ogólnie bardzo sobie chwalę współpracę z władzami Gdańska oraz Sopotu. Oczywiście, wymaga to zaangażowania z naszej strony i to nie tylko w działalność sportową. Nasi zawodnicy uczestniczyli w różnych akcjach charytatywnych, na przykład wspierania hospicjum. Zagraniczni zawodnicy są zaangażowani w naukę języka angielskiego. Odwiedzamy szpitale, przedszkola, jesteśmy naprawdę częstymi gośćmi w szkołach i pomagamy w rozwoju sportu dzieci i młodzieży. Sport, nawet w zawodowej postaci, musi być dostępny. Integracja sportu z innymi dziedzinami życia jest koniecznością. Mamy coraz częściej do czynienia z taką naturalną kulturą sportową, różnymi formami samoorganizacji. To wszystko rośnie w naszych oczach.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Więcej niż marketing

Leszek Szmidtke: Jaka dyscyplina sportu jest najlepsza dla koncernu paliwowego?

Paweł Olechnowicz: W skali kraju LOTOS jest kojarzony jako marka wspierająca sport. To przede wszystkim efekt naszych długofalowych działań wzmacnianych powszechnym i rosnącym zainteresowaniem sportem. Dobrze przemyślane i konsekwentnie prowadzone działania przynoszą pozytywne efekty.

Sponsoring, sportowy i nie tylko, jest atrakcyjną formą promocji. Łączy wiele aktywności istotnych z punktu widzenia marketingu: funkcje reklamy i public relations. Ale sponsoring to nie tylko sposób promocji. To także nawiązanie interakcji z klientami, z pracownikami w działaniach motywacyjnych, w budowaniu dialogu ze społecznością lokalną. Oceniany jest jako przyjazne narzędzie komunikacji. Nie budzi naturalnych reakcji obronnych, jak w przypadku reklamy tradycyjnej. Znaczna część potencjalnych konsumentów jest przychylnie nastawiona do sponsoringu, uważając go za właściwą, wspierającą kulturę i sport, działalność firm.

Sponsoring to nie tylko sposób promocji. To także nawiązanie interakcji z klientami, z pracownikami w działaniach motywacyjnych, w budowaniu dialogu ze społecznością lokalną. Wymaga jednak cierpliwości i konsekwencji. Jedynie długofalowe działania skutkują osiąganiem założonych celów.

Inną cechą sponsoringu jest transfer wizerunku: przypisywanie sponsorowi cech i charakterystyk kojarzonych ze sponsorowanym podmiotem, które stanowią wymierną wartość marketingową dla sponsora. Takie zjawisko wykorzystywane jest w sponsorowaniu sportu. Jednak wybierając sponsoring jako metodę promocji, należy liczyć się z rozłożeniem jego efektów w czasie. Jedynie długofalowe działania skutkują osiąganiem założonych celów.

L.S.: Czy koncern paliwowy jest niejako z definicji skoncentrowany na sportach motorowych?

P.O.: Zaangażowanie marki LOTOS w sporty motorowe jest pewnego rodzaju „jazdą obowiązkową” dla branży paliwowej i olejowej. Zarówno my, jak i konkurenci z branży, jesteśmy aktywni w wielu dyscyplinach, przy czym jedynym „wspólnym mianownikiem” są sporty motorowe. Z badań wynika, że jedna trzecia respondentów kojarzy LOTOS z rajdami i wyścigami samochodowymi.

Rajdy są jednym z bardziej popularnych sportów w Polsce. Rocznie ogląda je na żywo kilka mln osób. Wśród najczęściej oglądanych dyscyplin sportowych w telewizji ­– sport motorowy zajmuje czołowe miejsce. Zdecydowanie zwiększa się także zainteresowanie mediów, które w coraz szerszym zakresie rozpoznają potencjał tej dyscypliny. Publiczność na trasach Rajdu Polski szacowana jest na kilkaset tysięcy widzów oglądających na żywo; publiczność rajdów Mistrzostw Polski oglądających rajd na odcinkach specjalnych szacujemy równie wysoko.

Sport samochodowy wyzwala emocje, jakich nie dostarcza żadna inna dyscyplina. Jedną z przyczyn jest ogromnie wysoki stopień identyfikacji kibica z takimi kierowcami jak: Kubica, Kajetanowicz czy Kościuszko. Rajdy stanowią tym sposobem optymalny nośnik, symbolizujący dynamikę, odwagę, postęp techniczny, szybkość działania, a także, poprzez wspomnianą identyfikację z kierowcami rajdowymi, doskonałą asocjację z produktami sponsorów. Kibice rajdowi stają się ambasadorami marek sponsorów oraz kreatorami opinii nie tylko o rajdach, ale o samochodach, sponsorach, produktach. Marketing sportowy jest narzędziem opłacalnym dla każdej z zainteresowanych stron. Sportowcy, kibice oraz biznes żyją w symbiozie, która zapewnia korzyści wszystkim.

L.S. Jak wygląda wybór dyscypliny lub nawet konkretnych zawodników, jeżeli Grupa LOTOS ma zostać sponsorem tytularnym?

P.O.: Założenia wyjściowe do rozmów z każdym potencjalnym adresatem sponsoringu były i są takie same. Wiele wymagamy od siebie i oczekujemy, że każdy nasz partner, w tym np. sponsorowany sportowiec, będzie postępował identycznie. Kiedy obie strony spotykają się na wspólnym gruncie, mając podobne intencje i reguły działania, sukces jest murowany.

Wiele wymagamy od siebie i oczekujemy, że każdy nasz partner będzie postępował identycznie. Kiedy obie strony spotykają się na wspólnym gruncie, mając podobne intencje i reguły działania, sukces jest murowany.

Poza sportami motorowymi LOTOS sponsoruje m.in. futbol, kolarstwo, siatkówkę i lekkoatletykę. Łącznie to kilkanaście różnego rodzaju dyscyplin sportu kwalifikowanego oraz amatorskiego. Niejeden spyta, co wspólnego te dyscypliny mają ze sprzedażą paliw. Rankingi wyraźnie pokazują, że dzięki zaangażowaniu się w najczęściej pokazywane dyscypliny, marka LOTOS znajduje się na drugim miejscu w zestawieniu marek o najwyższym ekwiwalencie medialnym. Kolokwialnie mówiąc – LOTOS jest wiceliderem rankingu sponsorów sportu w Polsce.

L.S. Czy najbardziej popularne dyscypliny oraz zawodnicy i dotarcie do największej liczby odbiorców, głównie kibiców, wyczerpują zainteresowanie LOTOSU sportem?

 

P.O.: Promocja marki to nie jedyny powód obecności Grupy LOTOS w sportowym świecie. Należy pamiętać, że w swej pierwotnej idei sport był i jest sposobem kształtowania młodych charakterów.Ważne jest budowanie poczucia empatii i bliskości oraz prezentacja koncernu, który, w myśl idei społecznej odpowiedzialności biznesu, swoją działalność rozwija w sposób odpowiedzialny, stawiając człowieka w centrum zainteresowania.

Naszym celem jest konsekwentne wspieranie ważnych dla Polaków dyscyplin. Przykładem jest sponsoring polskiego narciarstwa wraz z programem „Szukamy Następców Mistrza”. Mamy pozytywne doświadczenia z realizacji Narodowego Programu Skoków Narciarskich, który wspólnie z Polskim Związkiem Narciarskim z sukcesem realizujemy od 10 lat. Dzisiejsi reprezentanci kadry olimpijskiej w tej dyscyplinie to właśnie stypendyści lub wychowankowie naszego programu. Jednocześnie promowane są funkcje wychowania przez sport i obiektywnie egzekwowane zasady rywalizacji sportowej oraz fair play. Jest więc sprawdzony model współpracy sportu i biznesu.

Pozytywne doświadczenia z PZN rok temu przenieśliśmy na grunt pomorski i wspólnie z Lechią Gdańsk rozwijamy futbol w regionie. W ramach programu „Biało-zielona przyszłość z LOTOSEM” powstało już 8 zamiejscowych ośrodków szkoleniowych w: Stężycy, Bytowie, Starogardzie Gdańskim, Pruszczu Gdańskim, Ustce, Krokowej, Nowym Dworze Gdańskim i Chojnicach. Minął dopiero rok od rozpoczęcia programu, a w jego ramach trenuje już 1300 młodych piłkarzy – a to dopiero początek. Są stypendia, wsparcie dla trenerów oraz dodatkowy sprzęt piłkarski. Ważne jest to, że z programem trafiamy do dzieci i młodzieży spoza aglomeracji trójmiejskiej – tam, gdzie dostęp od sportu jest nierzadko bardziej ograniczony niż w dużych miastach.

L.S. W ostatnich latach bardzo dynamicznie rozwija się sport powszechny. Wspieranie różnych inicjatyw jest jeszcze marketingiem, czy to już społeczna odpowiedzialność biznesu?

P.O.: Społeczna odpowiedzialność biznesu to wspieranie istotnych oczekiwań społecznych, nie mających bezpośredniego związku z bardzo dobrym wypełnianiem obowiązków statutowych, co w naszym przypadku polega na dostarczaniu na rynek najwyższej jakości produktów.

Sport, zarówno wyczynowy, jak i powszechny jest nośnikiem wartości, które mają olbrzymie znaczenie w kształtowaniu indywidualnych postaw oraz relacji społecznych. Klimat, w jakim możemy się rozwijać, jakość życia naszych pracowników mają dla nas duże znaczenie. Dlatego kładziemy szczególny nacisk na wspieranie pracowników zrzeszonych w zakładowym TKKF-ie lub startujących samodzielnie w różnego typu zawodach (biegi długodystansowe, motocross, piłka halowa) – oraz sami organizujemy rozgrywki (m.in. szachy, regaty żeglarskie, kręgle, tenis ziemny). Ruch jest czymś naturalnym i dzięki temu sport można wykorzystać w kształtowaniu postaw. Wielu przedsiębiorców, także najlepszych menedżerów, czynnie uprawiało sport, a nawet po latach jest on mocno obecny w ich życiu. W biznesie przydają się walory osobiste jak nieustępliwość, radzenie sobie w trudnych sytuacjach, planowanie, zmierzanie do wyznaczonego celu. Olbrzymie znaczenie ma oswajanie się z porażkami oraz sukcesami i wyciąganie z tych sytuacji odpowiednich wniosków. Do tego dochodzi umiejętność pracy w zespole. Właśnie gry zespołowe uczą takich postaw i wierzę, że nasza inicjatywa organizacji piłkarskich szkółek przyniesie wiele owoców w przestrzeni społecznej. Dzieci, które przez lata będą się uczyły gry w piłkę, mają szansę zostać nie tylko dobrymi zawodnikami, ale równocześnie zdobędą kompetencje, dzięki którymi poradzą sobie zarówno jako przedsiębiorcy, jak też jako pracownicy w małych firmach oraz takich jak LOTOS. Pracownik obdarzony takimi cechami będzie cenną częścią każdego zespołu.

Uprawianie sportu od wczesnego dzieciństwa pozwala młodym ludziom zagospodarować ich energię na boiskach, basenach oraz w salach gimnastycznych. Należy jednak większą uwagę skupić na wartościach i postawach, a to jest zadanie szkoły. Możemy w tym pomagać, ale nie zastąpimy szkół oraz nauczycieli.

Powszechne uprawianie sportu od wczesnego dzieciństwa pozwala młodym ludziom zagospodarować ich energię na boiskach, basenach oraz w salach gimnastycznych. Należy jednak większą uwagę skupić na wartościach i postawach, a to jest zadanie szkoły. Możemy w tym pomagać, ale nie zastąpimy szkół oraz nauczycieli. Większy nacisk należy położyć na obecność sportowców wyczynowych w szkołach. Wybitni sportowcy często są wzorcami, które dzieci i młodzież chcą naśladować. Spotkania wzbogacą obie strony i zastanawiamy się nad takimi zapisami w umowach sponsorskich, które zachęcą sportowców do większej aktywności społecznej.

Skip to content