Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Jak wykorzystać szansę chińską?

Chiny jako kluczowy rynek eksportowy Polski i Pomorza – źródło naszego wzrostu gospodarczego i dobrobytu! Czy taki scenariusz czeka nas w perspektywie nadchodzącej dekady?

Obecnie jesteśmy świadkami wielkiego przebiegunowania – środek ciężkości globalnej gospodarki i związanego z nią bogactwa z tradycyjnej osi północnoatlantyckiej systematycznie przemieszcza się w kierunku Azji. Centrum tego rozwoju są Chiny, których gospodarka w ciągu ostatnich 30 lat urosła ponad 17 razy, a udział w globalnym PKB zwiększył się z 1% do 7,4%.

Ten niesamowity wzrost ma swoje korzenie w polityce reform zapoczątkowanych przez Deng Xiaopinga w 1979 r. (po śmierci Mao Zedonga). Wtedy to Chiny dokonały otwarcia na świat i przyciągnęły gigantyczną liczbę inwestycji zagranicznych (głównie o charakterze przemysłowym). Fabryki te, wykorzystując bardzo niskie koszty pracy, zaopatrywały rynki globalne w dobra masowej konsumpcji. W rezultacie eksport Państwa Środka wzrósł od tego czasu 66-krotnie, osiągając 39% udział w PKB w rekordowym 2006 r. (obecnie wynosi on 26,7%). Spowodowało to akumulację ogromnych rezerw walutowych, które przekroczyły już 3 bln dolarów i nadal rosną.

Oparcie znacznej części gospodarki na eksporcie jest jednak ryzykowne – silnie uzależnia od krajów konsumentów. Globalny kryzys finansowy, który rozpoczął się w USA, spowodował natychmiastowy spadek zamówień i bankructwo wielu chińskich fabryk w 2008 r. Natomiast obecne zwiększanie podaży pieniądza przez rząd amerykański powoduje utratę wartości dolarów zgromadzonych już przez Państwo Środka.

Dlatego dziś najważniejszym wyzwaniem dla Chin jest zbudowanie silnego rynku wewnętrznego, który stałby się trwałym fundamentem dalszego wzrostu. Proces ten z wielką determinacją wspierają władze centralne. W ramach pakietu antykryzysowego przeznaczyły 546 mld dolarów na stymulowanie rynku wewnętrznego, finansując budowę nowej infrastruktury, ochronę środowiska, opiekę zdrowotną i naukę.

I tak już dziś roczne wydatki konsumpcyjne chińskich gospodarstw domowych znacząco przekraczają bilion dolarów. To wartość 7-krotnie przewyższająca skalę konsumpcji w Polsce i porównywalna z konsumpcją w Niemczech. Rynek samochodów osobowych z liczbą 13,8 mln sprzedanych aut jest największym na świecie (zdetronizował w tej kategorii Stany Zjednoczone już w 2009 r.). W dodatku ma on nadal ogromny potencjał wzrostu – 2/3 gospodarstw domowych, które na to stać, nie posiada jeszcze samochodu. Ponadto chińska klasa średnia liczy już 240 mln osób, a jej potencjał wzrostu na następne 10 lat szacuje się na kolejne 440 milionów.

Patrząc na powyższe fakty, rodzi się pytanie: jak Polska i Pomorze mogłyby skorzystać na dynamicznym rozwoju rynku, liczącym bagatela miliard trzysta milionów konsumentów? Co chcielibyśmy zaoferować Chińczykom i które z naszych produktów oraz usług przypadną do gustu mieszkańcom Państwa Środka? Jak robić biznes w Chinach, uwzględniając dzielące nas różnice kulturowe? Które rejony tego bardzo zróżnicowanego wewnętrznie kraju mają największy potencjał wzrostu?
To, że w kolejnej dekadzie Chiny będą nadal jednym z najszybciej rozwijających się rynków świata jest niemal pewne. Warto więc wsiąść do tego szybko uciekającego pociągu i rosnąć wraz z Państwem Środka. Za 10 lat, gdy kraj ten znajdzie się na innym etapie rozwoju, rynki będą już podzielone, a ich zdobycie bardzo trudne lub wręcz niemożliwe.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Jak odnieść sukces na rynku globalnym?

Gospodarka globalna trzęsie się w posadach. Wahadło koniunktury globalnej wychyla się raz w jedną, raz w drugą stronę, nieustannie zwiększając niepewność co do przyszłości międzynarodowej ekonomii. Czy w czasach tak wielkiego strachu jest miejsce na dyskusję o ekspansji na rynki globalne? Czy w ogóle warto zaprzątać sobie głowę myślami o popycie i podaży w innych częściach świata, kiedy pod znakiem zapytania staje dotychczasowy ład gospodarczy?

Warto, …i to bardziej niż kiedykolwiek! Kryzys i zamęt oznacza „przetasowania” i jest najlepszym czasem na znalezienie swojego miejsca w sieci międzynarodowych powiązań. Poza tym globalizacji nie da się już „fizycznie” zatrzymać – zbyt silnie się zdecentralizowała, zindywidualizowała i uspołeczniła. Stała się trwałym elementem życia każdego człowieka (nawet jeżeli nie zdajemy sobie z tego sprawy). Otwartym pozostaje jedynie pytanie o jej formę – czy uda nam się stworzyć nowe, globalne reguły gry czy będzie dominował chaos i wolnoamerykanka? Oba te warianty są prawdopodobne, więc najlepsze, co możemy zrobić, to mądrze intensyfikować naszą międzynarodową obecność i przygotować się do radzenia sobie w różnych warunkach.

Do tej pory większość polskich przedsiębiorstw koncentrowała się na rynku lokalnym. Jest on na tyle duży, że wystarczał do budowy niemałych firm i zapewniał wysoką stopę życia ich właścicielom. Dziś jednak sytuacja jest zupełnie inna. Wiele jego segmentów uległo nasyceniu. Ich obsługa się sprofesjonalizowała, konkurencja wymusiła wzrost efektywności, a najsilniejsi (przez rozwój własny lub fuzje i przejęcia) okopali się na z góry upatrzonych pozycjach. W dodatku, podejmując zobowiązania międzynarodowe (jak choćby przystąpienie do Unii Europejskiej) otworzyliśmy się szeroko na konkurencję importu.

Receptą na silne ograniczenia wzrostu na rodzimym rynku jest wyjście w świat, co nierzadko wymaga dostosowania modelu biznesowego (choć niekoniecznie w tak dużym stopniu jak by się to mogło wydawać). Nie jest to jednak łatwe i wymaga solidnych przygotowań. Wiele z dotychczasowych porażek na zagranicznych rynkach było efektem nieprzemyślanej strategii i pochopnych inwestycji, często realizowanych bez planu na choćby pierwszy rok funkcjonowania.

Niedostatek odpowiednich kompetencji w wymiarze indywidualnym nie tłumaczy jednak niewielkiej (w stosunku do potencjału demograficzno-gospodarczego) obecności polskich przedsiębiorstw w zglobalizowanym świecie. Klucz do odpowiedzi kryje się w słabości myślenia i działania w wymiarze zbiorowym i to na różnych płaszczyznach.

Podstawą jest kształt naszych zasobów mentalno-kulturowych. Czy mamy tendencję do traktowania siebie jako podmioty globalnego świata, nie ograniczając się do panujących w danym momencie reguł gry, rozkładów sił czy interesów, czy też raczej staramy się wpasować w globalne mechanizmy, uznając, że na ich funkcjonowanie i tak nie mamy wpływu? Jaką postawę prezentujemy wobec sukcesu innych – czy uważamy, że zwiększy on szanse na nasz sukces, czy jest dla nas zagrożeniem? Odpowiedzi na tak fundamentalne pytania mogą tłumaczyć (przynajmniej po części) dlaczego w Polsce nie powstały przełomowe rozwiązania mogące konkurować na skalę globalną (na miarę Google’a czy Facebook’a). Choć są pewne „jaskółki” jak chociażby gra komputerowa „Wiedźmin”.

Ważna jest też renoma kraju pochodzenia przedsiębiorstwa. Sposób postrzegania przez społeczność zagraniczną matecznika danej firmy może mieć znaczący wpływ na chęć kupowania jej produktów i usług (vide: produkty niemieckie czy chińskie w Polsce). Natomiast na markę kraju składają się zachowania wszystkich przedsiębiorstw (w tym jakość oferty, terminowość etc.) będących w orbicie percepcji danej społeczności. Nie sposób kształtować jej w pojedynkę.

Istotne jest także skoordynowane wsparcie ze strony państwa, przenikające się ze wsparciem organizowanym w ramach zrzeszeń firm. Ten wymiar działania zbiorowego jest szczególnie ważny w Polsce, gdzie większość firm to małe i średnie przedsiębiorstwa. Przykład włoskich dystryktów przemysłowych (np. powstałych wokół marki wyrobów parmeńskich) pokazuje, iż nic nie stoi na przeszkodzie, by w swojej zbiorowości mogły się stać międzynarodowym potentatem w wybranych dziedzinach.

Odważmy się zatem w tych niepewnych czasach zawalczyć o miejsce na miarę naszego potencjału i aspiracji w przyszłym globalnym ładzie gospodarczym. Pamiętajmy jednak, że zasadnicza dźwignia sukcesu nie leży już w wysiłku indywidualnym, lecz w działaniach wspólnych.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Finanse samorządów

Jaka jest kondycja finansowa polskich samorządów? Czy przyszedł czas na poważne oszczędności, a może… „nie taki diabeł straszny, jak go malują”?

Globalny kryzys finansowy uwidocznił jak ważne jest prowadzenie zrównoważonej polityki budżetowej. Utrzymywanie rokrocznych deficytów i zadłużenia wymagającego wysokich kosztów obsługi w stosunku do dochodów okazało się bardzo ryzykowną strategią. Rynki finansowe, wątpiąc w wypłacalność poszczególnych państw, regionów czy miast, podniosły swoje oczekiwania co do stopy zwrotu z pożyczanych im środków. Nagłe, dużo wyższe oprocentowanie dla nowo pozyskiwanych pieniędzy postawiło pod znakiem zapytania wykonalność wielu publicznych budżetów. Zasypanie nowej „dziury” wymaga dodatkowych pożyczek, a to podnosi ryzyko i zwiększa oczekiwania wierzycieli co do oprocentowania. W ten sposób tworzy się spirala zadłużenia, a stąd już tylko krok do bankructwa. Czy właśnie taki scenariusz grozi polskim samorządom?

Wydaje się, że dziś jest to mało prawdopodobne. Choć wydatki samorządów w ostatnich latach rosły zdecydowanie szybciej niż dochody, to jak wskazują analizy prezentowane w niniejszym „Przeglądzie”, sektor ten notuje nadal solidną nadwyżkę operacyjną. Jednocześnie zadłużenie samorządów w stosunku do ich dochodów jest jednym z najniższych w Europie. Czy oznacza to, iż debata o kondycji finansowej polskich samorządów jest bezpodstawna?

W żadnym razie. Sytuacja finansowa poszczególnych gmin, powiatów czy województw nie jest jednolita. Zależy nie tylko od wskaźników zadłużenia, ale również od dochodów będących w rzeczywistej dyspozycji samorządów. Małe wiejskie gminy z reguły mogą decydować o zaledwie niewielkiej części swojego budżetu ze względu na niski w nim udział dochodów własnych (podatek rolny, od nieruchomości, PIT czy CIT). Większa część ich wpływów to subwencja oświatowa oraz dotacje przekazywane przez państwo na konkretne zadania zlecone. Samorządy te stają się więc strukturalnie wykluczone z możliwości inwestowania, w tym, ze względu na brak zdolności wniesienia wymaganego wkładu własnego, z ubiegania się o środki unijne. Tym samym nie są one w stanie poprawić swojej sytuacji w przyszłości, co de facto skazuje je na regres rozwojowy (w stosunku do samorządów, które prowadzą aktywną politykę w tym zakresie).

Od problemów nie są również wolne podmioty, które mają wysoki udział dochodów własnych (przede wszystkim miasta na prawach powiatu). Prowadzone przez nie obecnie inwestycje na szeroką skalę (przy niemałym udziale środków UE) mogą stać się zarówno dźwignią rozwojową jak i trwałym obciążeniem. Nowa droga, wiadukt, szkoła czy stadion będą stymulowały wzrost gospodarczy w jednej gminie (co przełoży się na jej dochody), a w innej generowały głównie koszty (utrzymanie niewykorzystanej infrastruktury). Ocena poszczególnych projektów inwestycyjnych nie jest łatwa. Szczególnie, że część z nich oddziałuje na dochody samorządów w sposób pośredni (np. budowa parku czy pola golfowego zwiększa atrakcyjność zamieszkania dla osób zamożnych, co powoduje ich osiedlanie się i w konsekwencji rodzi wyższe wpływy z podatków dochodowych).

Decyzje podejmowane przez samorządy nie są też obojętne z punktu widzenia budżetu państwa. Dług przez nie generowany wlicza się do całkowitego zadłużenia finansów publicznych (choć obecnie jest to udział niewielki). Podlega on zatem restrykcjom zarówno krajowym (np. przekroczenie konstytucyjnego progu 55% w stosunku do Produktu Krajowego Brutto skutkuje koniecznością zbilansowania budżetu w roku kolejnym) jak i unijnym (Traktat z Maastricht mówi o maksymalnym 3% deficycie i 60% długu w stosunku do PKB). Kondycja finansowa samorządów jest więc kwestią będącą w sferze bezpośredniego zainteresowania rządu, w tym przede wszystkim Ministra Finansów.

Trwający na świecie kryzys i załamanie finansów publicznych wielu krajów wymusza ich równoważenie również w Polsce. Na szczęście jesteśmy w sytuacji, kiedy możemy to robić w miarę spokojnie, rozsądnie i bez nacisku bliskiej perspektywy gwałtownego załamania – jak napisała jedna z agencji ratingowych „dobrowolnie, a nie zmuszani do tego przez rynki”. Dlatego, decydując się na konieczne redukcje, należy bacznie przyjrzeć się co, gdzie i kiedy tniemy, czy przypadkiem nie ucinamy źródeł przyszłych dochodów. Warto tutaj przypomnieć, iż dochody samorządów, choć prawie dwa razy mniejsze niż budżet centralny, odpowiadają za większość inwestycji w sektorze ogólnorządowym. Prawdą jest jednak również to, iż niektóre z tych wydatków trudno nazwać inwestycjami prorozwojowymi. Paradoksalnie, szalejący wokół kryzys może stać się dla nas najlepszą motywacją do mądrego przeglądu i racjonalizacji całego sektora finansów publicznych – ważne, aby konieczne oszczędności dały szanse na inwestycje, które w przyszłości zaowocują zwiększonymi przychodami. Jak uczy nas doświadczenie, więcej przykładów na takie właśnie myślenie można znaleźć jednak w budżetach samorządów, niż w kolejnych budżetach państwa.

ppg-4-2011_kotwica_budzetowa

Skip to content