Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Pomorska ekonomia współpracy

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – Redaktor Prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

W wielu dziedzinach gospodarki mamy dziś do czynienia z procesem przechodzenia z modeli biznesowych opartych na scentralizowanych instytucjach do modeli bazujących na rozproszonej wiedzy, zaufaniu oraz – coraz częściej – zaangażowaniu społeczności. Skąd taka zmiana?

Zadecydowało o niej przynajmniej kilka zjawisk, lecz dwa wybijają się na pierwszy plan. Zacznę od zmian kulturowych – młodzi ludzie są bardziej otwarci na to, żeby z wielu rzeczy korzystać, lecz niekoniecznie mieć je na własność. A jeszcze niedawno dla wielu priorytetem była sama chęć posiadania. Dochodzi do tego wątek technologiczny – mamy w rękach komputery, smartfony, tablety, za pomocą których uzyskujemy dostęp do tanich i elastycznych systemów płatności i komunikacji z innymi. Nie musimy wybierać się do biura ani banku, żeby z nich skorzystać – wszystko mamy przy sobie. Pozwala nam to na dokonywanie transakcji w prosty sposób. Co więcej – są one relatywnie bezpieczne. Ludzie, którzy daną rzecz – np. mieszkanie czy samochód – sprzedają, wynajmują bądź kupują, podlegają ocenie. Jedni Kowalscy oceniają drugich. Weryfikacja użytkowników stała się podstawą funkcjonowania wielu działających w internecie biznesów.

Nie jesteśmy zatem z natury nieufni i nieskorzy do kooperacji?

Ostatnio przeprowadzono badania, w których respondenci mieli odpowiedzieć na pytanie: „Czy mógłbyś podzielić się z nieznajomą osobą swoim domem bądź samochodem?”. Wyniki pokazały, że zarówno wśród Polaków, jak i wśród – kojarzonych przecież z otwartością – Amerykanów odpowiedzi twierdzącej udzieliło 2/3 ankietowanych. Pod tym względem statystycznie się nie różnimy. Uważam, że jako naród jesteśmy otwarci – lubimy się bawić, dzielić się radością, przyjmować gości w domu. Spójrzmy na EURO 2012 czy Światowe Dni Młodzieży. Nie różnimy się pod tym względem od Amerykanów czy społeczeństw zachodnioeuropejskich.

Czy może się to przełożyć na sukcesy powstających u nas firm działających w modelu sharing economy?

One dopiero raczkują. Nie widzę póki co ani na Pomorzu, ani też w Polsce przykładów firm, które urosłyby na tyle, by być naszymi wizytówkami. Wyjątkiem może tu być Allegro. Zauważam natomiast, że wiele nisz jest u nas zajmowanych przez wielkie międzynarodowe korporacje, jak Uber czy Airbnb. Niebawem wejdą na nasz rynek także zagraniczne podmioty zajmujące się organizowaniem pożyczania pieniędzy między osobami czy nawet przynoszenia pizzy przez kurierów albo też innych klientów. Na szczęście wiele usług to świat lokalny – czyli pomorski, polski, środkowoeuropejski – i dlatego mamy szansę, aby realizować ciekawe pomysły, bo łatwiej robić to „tu i teraz”. Polskim firmom – nawet jeśli mają ciekawy pomysł – trudno się będzie natomiast przebić na poziom światowy, gdyż to często bardziej kwestia ilości gotówki na koncie przeznaczonej na walkę z konkurentami niż kwestia lepszego pomysłu.

Polskim firmom działającym w modelu sharing economy trudno będzie się przebić globalnie, gdyż od razu wchodzą w konkurencję z wielkimi firmami o olbrzymim kapitale, korzystającymi z ekonomii skali.

Nie napawa to optymizmem… Skoro nie w sharing economy, to w jaki sposób moglibyśmy wykorzystać naszą otwartość w połączeniu z możliwościami, jakie daje nam dziś technologia?

Sharing economy jest dość wąskim pojęciem. Znacznie szerszym jest natomiast ekonomia współpracy, na którą jak najbardziej moglibyśmy na Pomorzu postawić. Są dane mówiące o tym, że z 80% posiadanych przez nas rzeczy korzystamy raz w miesiącu. Czy potrzebuję codziennie kosiarki? Czy codziennie muszę w pojedynkę dojeżdżać do pracy swoim własnym samochodem? Czy nie lepiej byłoby się „skrzyknąć” razem? Czy nie zaoszczędziłbym dzięki temu pieniędzy? Jaki wpływ na moje miasto miałoby to, gdyby każdy samochód przewoził nie jedną, lecz 3-4 osoby? Inny przykład – wyobraźmy sobie osiedle domków jednorodzinnych. Większość jego mieszkańców korzysta raz na jakiś czas z usług ogrodnika. Zamiast umawiać się z nim każdy oddzielnie w różne dni tygodnia moglibyśmy się zorganizować tak, by przyjechał on danego dnia na nasze osiedle i obsłużył wszystkich zainteresowanych. Dla niego byłaby to znaczna oszczędność czasu, a również paliwa na dojazd. My – jako grupa – moglibyśmy wynegocjować niższą cenę. Pomyślmy nad kwestią opieki nad dziećmi – jedna mama mogłaby pilnować kilku maluchów, dzięki czemu inne mamy mogłyby pójść pracować. Takich pomysłów są setki. Co stoi na przeszkodzie, by je zrealizować?

Jak się jednak zorganizować, by móc myśleć o takich projektach?

Internet niewątpliwie pomaga. Można też się przecież umówić w pracy, w klubie sportowym czy osiedlowym – wszędzie tam, gdzie fizycznie bądź wirtualnie się pojawiamy. Jako Pomorze mamy ogromny potencjał – w samej aglomeracji trójmiejskiej żyje 1,2 mln osób. Możemy nawiązać do „Solidarności”, która była właśnie siecią ludzi powiązanych ze sobą, chcących coś razem robić, dzielących się ze sobą. Urodziła się ona zresztą w Gdańsku nie bez przyczyny. Kto zasiedlił Pomorze po II Wojnie Światowej? Kresowiacy, czyli osoby już wcześniej na Kresach od dziecka skazane na bliską współpracę, a na koniec przyjezdne. A imigranci muszą sobie we wszystkim pomagać, szczególnie gdy czasy, w których się żyje, nie są łatwe. Dochodzi do tego fakt, że Gdańsk i Gdynia to miasta portowe, a co za tym idzie – bardziej otwarte na świat oraz inność. Stanowiło to ogromny kontrast względem pozostałych polskich miast w okresie komunizmu.

„Solidarność” urodziła się w Gdańsku nie bez przyczyny. Kto zasiedlił Pomorze po II Wojnie Światowej? Kresowiacy, czyli osoby od dziecka zmuszone do współpracy i w końcu przyjezdne. A imigranci muszą sobie ze wszystkim pomagać, szczególnie gdy czasy, w których się żyje, nie są łatwe.

Celem ekonomii współpracy, o której Pan mówi, jest więc chyba bardziej podnoszenie jakości życia, ułatwianie sobie codziennych spraw, niż budowanie wielkich projektów biznesowych…

We współczesnym świecie wszystko się przenika. Jeśli każde pomorskie gospodarstwo domowe na dojazdach do pracy i szkoły czy wspólnych zakupach zaoszczędziłoby 2 tys. zł rocznie, uzyskalibyśmy ogromną kwotę. Co więcej – dzięki nawiązywaniu współpracy, wychodzeniu z naszych społecznych mikrokapsułek, ma szansę zaistnieć mnóstwo nowych relacji społecznych. Może to przynieść ogromny efekt mnożnikowy. Weźmy za przykład organizację weekendu sąsiedzkiego – to nie tylko rozmowy o grillowanych kiełbaskach, ale też o lokalnym bezpieczeństwie, o edukacji dzieci, o pasjach, które można zamienić w biznes. Podczas takich spotkań można polecić kogoś do pracy, znaleźć lepszą opiekunkę do dziecka czy ekipę remontową. To wszystko ma ogromny wpływ na kształt i jakość naszego życia. W skali Polski takie przełamywanie lodów, nawiązywanie kontaktów i tworzenie lokalnych przedsięwzięć mogłoby być swego rodzaju innowacją społeczną, zainspirowaną przez nas – Pomorzan.

W skali Polski przełamywanie lodów, nawiązywanie kontaktów i tworzenie lokalnych przedsięwzięć mogłoby być swego rodzaju innowacją społeczną, zainspirowaną przez nas – Pomorzan.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Pomorska automatyka podbija świat

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – Redaktor Prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Automatyka przemysłowa to dziś jedna z najbardziej perspektywicznych gałęzi gospodarki. W Polsce nie jest jeszcze tak dobrze rozwinięta jak np. w Europie Zachodniej. W jaki sposób udało się Panu założyć przedsiębiorstwo o takim profilu?

Od początku swojej ścieżki zawodowej pracowałem w dużej niemieckiej korporacji Thyssenkrupp, działającej w branży automotive. Przeszedłem tam drogę od programisty aż do menedżera działu zajmującego się projektowaniem linii przemysłowych. Odnajdywałem się dobrze w tym, co robiłem. Jednakże po kryzysie gospodarczym 2008 r. koncern ten zdecydował się zamknąć swój gdański oddział. W Trójmieście nie było w tamtym czasie firm, w których mógłbym wykorzystać swoją wiedzę i doświadczenie, pojawił się więc pomysł założenia własnej działalności.

Brzmi to tak samo ciekawie, jak niewiarygodnie – pojedyncza osoba, niedysponująca wielkim kapitałem jest w stanie wejść ot tak na ten rynek ze swoją nowo założoną firmą?

Zaraz po założeniu firmy, nie mając jeszcze w realizacji żadnego projektu, pojechałem szukać klientów do Niemiec. Kapitał relacyjny zdobyty podczas kilku lat pracy w Thyssenkrupp pozwolił mi relatywnie szybko dotrzeć do kilku przedstawicieli podmiotów działających na tym rynku i porozmawiać z nimi na temat ewentualnej współpracy przy projektowaniu linii produkcyjnych. Udało się zdobyć kilka drobnych zleceń i wystartować, rozglądając jednocześnie za osobami, które mogłyby dołączyć do firmy. Po krótkim czasie „na pokładzie” byli już m.in. fachowcy, którzy pracowali ze mną wcześniej w gdańskim oddziale Thyssenkrupp.

W jaki sposób – jako raczkującej dopiero, nieznanej jeszcze na rynku firmie – udało się Wam zdobyć zlecenia? Jakie były Wasze przewagi konkurencyjne – czy chodziło głównie o niższą cenę?

Gdy pracowałem w Thyssenkrupp, jednym z moich kluczowych klientów był Ford. Miałem know-how, wiedziałem jak produkuje się wykorzystywane przez nich maszyny, doskonale znałem standardy linii produkcyjnych oraz zasady bezpieczeństwa stosowane w fabrykach. Starałem się więc przekonać przedstawicieli generalnego wykonawcy linii produkcyjnych dla Forda, że jestem w stanie robić dla nich to samo i na takim samym poziomie jakościowym, co wcześniej, tyle że pod swoją marką. Na szczęście zaufali mi. Z początku nie potrzebowaliśmy dużych nakładów finansowych. Wynajęliśmy małe biuro i w 3 osoby pisaliśmy oprogramowanie do maszyn. Co istotne, przekonałem klienta swoim know-how, a nie ceną – o tej była mowa dopiero na koniec.

Na początku zlecenia dotyczyły „własnoręcznego” projektowania linii produkcyjnych czy podwykonawstwa na zasadzie wiernego realizowania instrukcji zamawiającego?

Mówiąc dokładnie: programowania procesów produkcyjnych, a zatem programowania, w jaki sposób ma zachować się maszyna, by poprawnie wykonać proces – tak, by był on bezpieczny dla operatora, powtarzalny, by mieścił się w czasie itd. Control Solutions zaczęło się rozwijać i zdobywać doświadczenie właśnie na tego typu software’owych projektach. Oprócz samego tworzenia oprogramowania do naszych zadań należało także uruchamianie zaprogramowanych przez nas sterowników bezpośrednio w fabrykach. Po roku od uruchomienia działalności naszymi klientami były już duże koncerny przemysłowe, m.in. ThyssenKrupp, dostarczające rozwiązań technologicznych dla producentów samochodów, takich jak Ford czy Volkswagen.

Czy nadal zajmujecie się tylko i wyłącznie software’ową stroną projektowania maszyn?

Tym zajmujemy się nadal, ale dzisiaj zakres działalności jest szerszy. Przez ostatnich kilka lat znacznie poszerzyliśmy wachlarz naszych kompetencji, szczególnie jeśli chodzi o budowę maszyn. Zajęliśmy się robotyką przemysłową, a konkretniej organizowaniem procesów potrzebnych do budowy silników samochodowych. Stworzyliśmy również dział konstrukcji elektrycznych, w którym nasi konstruktorzy „oczujnikowują” maszyny od strony elektrycznej i uzbrajają maszyny w instalacje. Mówiąc mniej fachowym językiem -– wychodzimy z koncepcją maszyny do klienta, on ją akceptuje, a następnie my ją budujemy, programujemy i sprzedajemy gotową – dokładnie tak, jak pralkę w sklepie.

Jesteście w stanie sami wytworzyć finalny produkt, czy też stanowicie jedno z ogniw całego, szerszego procesu produkcyjnego?

To zależy od produktu. Na pewno jesteśmy za mali, by wyprodukować całą linię produkcyjną wartą miliony euro – nie mamy ani takich środków, ani takich zasobów. Tutaj możemy być co najwyżej jednym z wielu ogniw procesu. Generalny wykonawca wygrywa projekt, a następnie szuka do niego poddostawców technologii – np. projektu elektrycznego, oprogramowania. To miejsce dla nas. Cały projekt powstaje oczywiście pod marką generalnego wykonawcy, a my – choć naszą część projektujemy i programujemy sami – musimy trzymać się określonych standardów, procedur.

Inaczej jest, jeśli chodzi np. o proces produkcyjny silnika. Składa się na niego kilkadziesiąt mniejszych procesów. Za każdy z nich odpowiada maszyna, a tych, łącznie w procesie produkcyjnym, wykorzystuje się nawet 100 czy 200. Wiele z nich jesteśmy w stanie wytworzyć sami – obecnie wykonujemy je chociażby dla Jaguara oraz Forda. Takie projekty stanowią dla nas pole do popisu – mamy tu znacznie większą autonomię w kwestii tworzenia know-how.

Jako że Waszymi klientami są przede wszystkim koncerny motoryzacyjne, trudno Wam chyba jest znaleźć klienta na polskim rynku.

Zazwyczaj w biznesie jest tak, że firma uczy się na krajowym podwórku i w pewnym momencie wychodzi w świat. U nas było odwrotnie. Na zagranicznym rynku uczyliśmy się procesów skomplikowanych, precyzyjnych, z najwyższej półki, którymi w Polsce zajmuje się niewiele podmiotów. Chcielibyśmy jednak nie tylko nasze know-how, lecz przede wszystkim gotowe maszyny sprzedawać niedługo na krajowym rynku.

Zazwyczaj w biznesie jest tak, że firma uczy się na krajowym podwórku i w pewnym momencie wychodzi w świat. U nas było odwrotnie, gdyż uczyliśmy się procesów skomplikowanych, precyzyjnych, z najwyższej półki, którymi w Polsce zajmuje się niewiele podmiotów.

Zależy nam, by wiedzę i doświadczenie z niemieckiego i szerzej – światowego – rynku automotive wykorzystać w polskich procesach produkcyjnych. Wejście do krajowej branży automotive byłoby z naszej perspektywy najłatwiejsze, ale nie jest ona tutaj tak dobrze rozwinięta, jak chociażby meblarska czy farmaceutyczna. Będziemy się więc starać wejść w nowe segmenty rynku. Tam też wykorzystuje się automatykę, a my nie musimy się przecież koncentrować na jednej branży. Taka dywersyfikacja może też być dla nas szansą na rozwój produktów pod naszą marką – liczymy na to, że wiele maszyn będziemy mogli wykonać samodzielnie.

W jaki sposób zdobywacie klientów na rynku?

Podstawa, bez której nie ma wejścia na ten rynek, to know-how. Bez wiedzy, choćby się było najtańszym, nie ma szans na zdobycie zleceń. My nie posiadamy biura handlowego, zdobywamy klientów przede wszystkim w wyniku polecenia. Jesteśmy też zapraszani do aukcji internetowych na przetargi. Tak jest np. w Niemczech. Nikt jednak nie zaprosiłby nas do tego procesu, gdyby nas nie znał.

Podstawa, bez której nie ma wejścia na rynek automatyki przemysłowej, to know-how. Bez wiedzy, choćby się było najtańszym, nie ma co liczyć na to, że ktokolwiek zdecyduje się na twoje usługi.

To, że jesteśmy z Polski, nie oznacza absolutnie, że konkurujemy ceną. Know-how to podstawa. Sami staramy się podejmować tematy ambitne, ale nieprzekraczające naszych możliwości. Nie chcemy wchodzić w projekty, które trudno byłoby nam udźwignąć. Mieliśmy ostatnio szansę na wygranie przetargu w Szwecji, jednak wiązałoby się to z koniecznością wysłania tam 20 robotyków. Takich zasobów własnych w chwili obecnej nie posiadamy. Teoretycznie moglibyśmy zbudować „na szybko” zespół ze specjalistów rozsianych po rynku, wysłać go tam i może na tym zarobić, ale nie jest to moja filozofia prowadzenia biznesu.

Jaka zatem jest Pańska filozofia?

Niektórzy mówią mi, że moja wizja biznesu jest nieco staroświecka. Prowadzenie firmy wydaje mi się dość ulotne, gdy wszystko jest wynajmowane, tymczasowe, nastawione na maksymalną elastyczność. Przykładowo gdy masz dużo zleceń, to rekrutujesz masowo pracowników, wynajmujesz powierzchnie i realizujesz projekty, a gdy nie masz – zwalniasz ludzi, oddajesz biura, pozbywasz się szybko zobowiązań itp. W takim modelu często działają dzisiaj firmy IT. Na rynku trzeba oczywiście być konkurencyjnym, ale ja nie chciałem prowadzić biznesu w taki sposób. Dlatego też po kilku latach wynajmowania biur zdecydowałem się na zbudowanie siedziby firmy, w której znajdą się biura, hala produkcyjna i laboratorium. Motywuje mnie to, że takiej  działalności nie można „zgasić” w jeden dzień, gdy coś nie wyjdzie. Przeciwnie – trzeba się starać, żeby utrzymać to, co się zbudowało, biorąc też odpowiedzialność za zatrudnionych tu pracowników. Nie chcę, by moja firma skupiała się na wyłapywaniu jak największej ilości projektów oraz ciągłym zatrudnianiu i zwalnianiu pracowników w zależności od potrzeb. W Control Solutions wszyscy są zatrudnieni na umowę o pracę, na czas nieokreślony, nie korzystamy z usług freelancerów itp. Zależy mi na stabilności firmy i trwałej wartości, rośniemy więc na miarę realnych możliwości, organicznie.

Skąd taka niechęć do zatrudniania freelancerów? Obecnie elastyczne formy zatrudnienia zyskują przecież coraz bardziej na popularności…

Zatrudniam ludzi, w których inwestuję, których wysyłam na szkolenia i do których mam zaufanie. Jest to młody zespół, dobrany przez doskonale znającego naszą specyfikę HR-owca. Zespół jest budowany nie tylko z myślą o kompetencjach projektowych, ale też pod kątem pracy w zespole. Szukamy ludzi, którzy odpowiednio wkomponują się w klimat naszej firmy również pod kątem charakterologicznym.

Pracownicy dużo jeżdżą za granicę w delegacje, bywa że pracują pod presją czasu i przy zmieniających się oczekiwaniach klienta. W tej branży im bardziej zgrany i stabilny jest zespół, tym lepiej dla projektów i biznesu. Wolę więc bazować na mniejszym zespole, ale takim, do którego mam całkowite zaufanie. Każda z jego osób jest wizytówką Control Solutions na świecie.

Weźmy za przykład realizowany przez nas projekt uruchomienia linii produkcyjnej Forda w Meksyku. Nie wysyłaliśmy tam całego zespołu. Na drugi koniec świata poleciała jedna doświadczona osoba – programista. Powiedział, że jest z Control Solutions, uruchomił maszyny, sprawdził, czy wszystko działa i wrócił do Gdańska. Wiedziałem, kogo tam wysyłam i że poradzi sobie z tym zadaniem. Takiego komfortu nie miałbym, posiłkując się kimś z zewnątrz, freelancerem czy nawet firmą.

Jak wygląda konkurencja na rynku, na którym działacie?

Jest w Polsce kilka firm, które świadczą podobne usługi – niektóre w mniejszym, a niektóre w większym nawet zakresie. To jest mały świat, więc znamy dobrze naszych konkurentów, spotykamy się też często podczas realizacji różnych projektów.

Zawsze ze sobą konkurujecie, czy też zdarza się, że gracie jako jeden zespół?

Podczas przetargów oczywiście konkurujemy ze sobą, lecz gdy okaże się, że razem uczestniczymy w części  większego projektu, kładziemy nacisk na współpracę i wzajemną pomoc. Być może oni mają know-how, którego my nie posiadamy, a może to my będziemy w stanie im w jakiś sposób pomóc. Jestem za tym, by zespoły poszczególnych firm znały się i utrzymywały dobre relacje. Uczulam na to swoich pracowników.

Jak klienci patrzą na to, że jesteście firmą z Polski? Nasza gospodarka przez wiele lat kojarzyła się przecież raczej z prostym podwykonawstwem, a nie zaawansowanym know-how

To się zmienia. Dzisiaj nie ma problemu z tym, byśmy zdobywali za granicą zlecenia w zakresie wykorzystania zaawansowanych technologii, programowania. Kiedy jedziemy na uruchomienie projektu do fabryki, wszyscy wiedzą, że jesteśmy inżynierami z Polski i nikt nie patrzy nam na ręce. Wyrobiliśmy sobie markę i zaufanie klienta. Uważam, że polscy inżynierowie są naprawdę dobrzy na tle światowego nawet rynku. Poza tym naszym atutem jest syndrom pracowitości. Nam się po prostu chce. Zatrudniamy młode osoby po studiach, które mają wiedzę, chęci oraz są elastyczne.

Polscy inżynierowie są w skali świata naprawdę dobrzy. Poza tym naszym atutem jest syndrom pracowitości. Nam się po prostu chce.

Ostatnio mieliśmy wylot do Szwecji, do fabryki Volvo. Pierwotnie mieliśmy stawić się tam w poniedziałek, ale klient nagle spytał, czy nie moglibyśmy pojawić się już w sobotę, bo taka była potrzeba. Dla nas nie było to żadnym problemem – zmieniliśmy termin lotu, rezerwację hotelu i zjawiliśmy się wcześniej. Tymczasem jestem przekonany, że wiele renomowanych, wielkich firm miałoby z tym problem. Bo skoro mają markę, to po co się tak bardzo wysilać? My na tym dużo zyskujemy.

Czy lokalne uczelnie zapewniają Wam odpowiednią podaż i jakość pracowników?

Podaż na pewno, sam zresztą jestem absolwentem Politechniki Gdańskiej. Mimo to, jeśli chodzi o procesy, którymi się dzisiaj zajmujemy, wiedza ze studiów przydaje się w bardzo ograniczonym zakresie. Świeżo upieczony inżynier może i ma duży zapał do pracy, ale musi się jeszcze wiele nauczyć u nas w firmie, aby być samodzielnym, pełnowartościowym pracownikiem. Sporo czasu i wysiłku potrzeba, by z takiej osoby zrobić naszą międzynarodową „wizytówkę”. Nie rzucamy ludzi na głęboką wodę. Najpierw muszą się czegoś nauczyć, później musimy ich sprawdzić i dopiero wtedy możemy rozmawiać o samodzielności.

Oprócz absolwentów Politechniki Gdańskiej i Akademii Morskiej zatrudniamy też osoby, które relokowały się do Trójmiasta. Jest ich w regionie coraz więcej. Wydaje mi się, że sporo ludzi z różnych zakątków Polski chce się dzisiaj przeprowadzić nad morze i tu zamieszkać ze względu na wysoką jakość życia. Zaczynają się też pojawiać aplikacje z zagranicy, głównie z Ukrainy. Jesteśmy jak najbardziej otwarci na międzynarodowe środowisko, w takim przecież pracujemy na co dzień.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Rewitalizacja – najpierw mieszkańcy, później budynki

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – Redaktor Prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Na czym tak naprawdę polega proces rewitalizacji przestrzeni miejskiej? Wiele osób błędnie utożsamia go bowiem jedynie z modernizacją czy renowacją budynków…

Dzieje się tak, gdyż niejednokrotnie w polskich miastach byliśmy świadkami projektów rewitalizacji przestrzeni, które polegały na otynkowaniu starych kamienic, za których murami nadal mieszkali pozostawieni samym sobie ich borykający się z różnymi problemami mieszkańcy. Dziś w coraz większym stopniu – choć muszę przyznać, że nieraz z dużymi oporami – upowszechnia się w Polsce patrzenie na rewitalizację jako proces społeczny, w ślad za którym idą niezbędne zmiany przestrzenne, wypracowane z mieszkańcami.

Niejednokrotnie w polskich miastach byliśmy świadkami projektów rewitalizacji przestrzeni, które polegały na otynkowaniu starych kamienic, za których murami nadal mieszkali pozostawieni samym sobie ich borykający się z różnymi problemami mieszkańcy. Dlatego też wiele osób utożsamia ten proces jedynie z modernizacją czy renowacją budynków.

Jakie przestrzenie powinny w pierwszej kolejności podlegać rewitalizacji?

Przede wszystkim takie, w których występują skumulowane problemy społeczne. Doświadczeniem Gdyni jest to, że obszary rewitalizowane to w głównej mierze miejsca, gdzie w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat lokowano budynki socjalne lub tanie budownictwo o niskim standardzie. Tworzone były tym samym całe skupiska osób, które trafiały tam z racji swojej trudnej – zawinionej bądź nie – sytuacji bytowej. Gdy na pewnym obszarze koncentruje się tylu mieszkańców o takiej charakterystyce, buduje się społeczność, która zamiast próbować się podźwignąć i sprowadzić własne życie na właściwe tory, izoluje się i jest ciągnięta w dół przez przybieranie najbardziej destruktywnych postaw. Mamy tam doświadczenia związane z dziedziczeniem, już przez kilka pokoleń, postaw pasywnych, roszczeniowych. W ramach rewitalizacji staramy się przerwać ten zaklęty krąg.

Jakie działania możecie, jako miasto, podjąć na takich obszarach?

Staramy się przyjrzeć lokalnej społeczności i zdiagnozować, jakie problemy trapią ją w największym stopniu. Później wspólnie zastanawiamy się, jak je można rozwiązać. Oferujemy różnego typu działania społeczne – zarówno w zakresie pomocy społecznej (ale nie na zasadzie zasiłków, lecz pracy z rodzinami), edukacji, kultury, integracji społeczności lokalnej. Inicjujemy powstawanie dzielnicowych centrów sąsiedzkich czy bibliotek, po to, by ludzie wychodzili z domu i mogli się ze sobą spotykać, rozmawiać w innych okolicznościach niż na ławce przy piwie.

O „twardych” inwestycjach infrastrukturalnych wspomniał Pan na sam koniec. To nie przypadek?

Inwestycje czysto infrastrukturalne powinny pojawiać się na sam koniec procesu rewitalizacji, jako efekt wspólnej, przemyślanej pracy przeprowadzonej razem z mieszkańcami. Posłużę się przykładem projektu rewitalizacyjnego, który realizujemy w gdyńskiej Chylonii. Przez pierwszych kilka lat wykonaliśmy ogromną pracę mającą na celu zdobycie zaufania mieszkańców, którzy mieli poczucie opuszczenia, porzucenia, ignorowania ich problemów. Zależało nam na tym, by wciągnąć ich do dialogu, rozmawiać z nimi o tym, co jest dla nich ważne, jak chcieliby żyć. Z naszych rozmów można wywnioskować, jakich zmian w lokalnej przestrzeni by oczekiwali. Co więcej, zaprojektowaliśmy ją wspólnie na nowo. Mieszkańcy, z pomocą architekta, przez rok projektowali przestrzeń, mówiąc o tym, w jaki sposób ją sobie wyobrażają. W wyniku tej pracy powstała zaakceptowana koncepcja zagospodarowania i projekt. Obecnie realizujemy zaplanowaną przez społeczność lokalną inwestycję.

Dobrze, by inwestycje czysto infrastrukturalne pojawiały się na sam koniec procesu rewitalizacji, jako efekt wspólnej, przemyślanej pracy przeprowadzonej razem z mieszkańcami.

Dlaczego tak istotne jest, by zmiany w przestrzeni zachodziły dopiero jako pokłosie rozmów z mieszkańcami?

Rewitalizacja następuje przede wszystkim w głowach i sercach – dopiero gdy zmienia się podejście mieszkańców do otoczenia, można myśleć o programowaniu zmian w przestrzeni. Naszą filozofią jest rozpoczynanie tego procesu właśnie od działań miękkich, budujących lokalną dumę, tożsamość, integrujących mieszkańców, a dopiero później przechodzenie do pracy nad tym, co należy zmienić w przestrzeni miejskiej.

Kiedy podchodzi się do tego procesu od drugiej strony, nie rozmawiając z mieszkańcami, nie próbując zrozumieć ani ich, ani też ich problemów, może to jeszcze pogorszyć sytuację. Często zdarza się tak, że świeżo odnowiona przestrzeń jest dewastowana przez osoby, które nie czują tego, że powstała ona z myślą o nich. Widzę to jako element podświadomego protestu przeciwko robieniu czegoś, co nie wyszło naprzeciw potrzebom, oczekiwaniom społeczności lokalnej. To sposób na okazanie swojej frustracji spowodowanej tym, że – w rozumowaniu mieszkańca – miastu zależy bardziej na ładnych budynkach niż na poprawie sytuacji zamieszkujących je osób.

Kiedy podchodzi się do procesu rewitalizacji odgórnie, nie konsultując go z mieszkańcami, może to jeszcze pogorszyć sytuację. Społeczność lokalna może wówczas poczuć, że miastu zależy bardziej na ładnych budynkach niż na poprawie sytuacji zamieszkujących je osób.

Niestety, często – jako organizatorzy działań rewitalizacyjnych – znajdujemy się dziś w potrzasku wynikającym z tego, że istnieje nacisk, by jak najszybciej wydatkować pieniądze unijne. Bywa więc, że wiele działań – zarówno miękkich, jak i twardych – przeprowadzamy równolegle. Jest to pewne zakłócenie logiki, która w moim odczuciu jest najlepszą sekwencją zdarzeń.

Czy największym wyzwaniem związanym z rewitalizacją jest właśnie zdobycie zaufania lokalnych mieszkańców?

Jest to niewątpliwie trudne zadanie. Ludzie ci często czują się wykluczeni – ale nie tyle w rozumieniu definicji wykluczenia społecznego, bo często dają sobie jakoś radę pod względem materialnym, ile wykluczenia poza społeczność miasta. Czują, że ich problemami nikt się nie interesuje, że miejsce ich zamieszkania jest lekceważone. To sprawia, że z dużą rezerwą podchodzą do pierwszych propozycji podjęcia dialogu.

Dochodzi do tego często dystans wynikający z braku spełnienia wcześniejszych obietnic. Dobrym tego przykładem jest w Gdyni tzw. Meksyk. W przeszłości mieszkańcom tego obszaru wielokrotnie obiecywano zmiany. Z różnych powodów obietnice te nie zostały niestety zrealizowane. Obecnie, mimo że projekty dróg, które mają tam zostać zmodernizowane, są już na deskach kreślarskich, mieszkańcy i tak nie wierzą, że to nastąpi.

Bariera nieufności rodzi więc poważne wyzwanie budowania stałej, dobrej komunikacji. Przykład Meksyku spowodował, że skupiliśmy się na tym, by ją doskonalić. Tam, gdzie jeżdżą koparki i spychacze, ludzie widzą, że coś się naprawdę dzieje, że ich nie oszukujemy. Ale tam, gdzie dopiero przygotowujemy przedsięwzięcia, tworzymy projekty i dokumentację, mają oni prawo do niepokoju – nie każdy czyta przecież stronę internetową miasta czy urzędowe obwieszczenia. Trzeba wówczas z myślą o tych ludziach szukać takich kanałów informacyjnych, które pozwolą na bieżące informowanie o toczących się działaniach.

Jak zdobyć zaufanie mieszkańców?

Wróćmy do przykładu okolic ulicy Zamenhofa – gdy zaczynaliśmy pracę na tym osiedlu, mieszkańcy w ogóle nie chcieli z nami rozmawiać. Zaczęliśmy więc od dzieci. We współpracy z biblioteką i lokalną organizacją pozarządową zaprosiliśmy je do konkursu pt. „Mój wymarzony plac zabaw”. Wówczas na całym osiedlu znajdowała się jedna zardzewiała huśtawka oraz zdezelowana piaskownica. Zabieraliśmy dzieci na wycieczki – swego rodzaju wizyty studyjne, po to, by mogły zobaczyć inne place zabaw. Następnie zorganizowaliśmy konkurs plastyczny, gdzie zadaniem najmłodszych było narysowanie wymarzonego miejsca do zabaw. Wybrane w głosowaniu, najciekawsze koncepcje przekazaliśmy projektantowi, który zaprojektował dwa place zabaw. My zadbaliśmy o to, by szybko je zrealizować. Koniec końców w mało atrakcyjnej przestrzeni miejskiej powstały dwa nowe – jak by powiedziała młodzież: „odjechane” – place zabaw. Dopiero wtedy u dorosłych pojawiła się refleksja, że coś jest na rzeczy, że samorząd rozpoczął wprowadzanie zmian na tym osiedlu. Zakiełkowało w nich poczucie sprawstwa – świadomość, że jako mieszkańcy mogą mieć realny wpływ na kształt otaczającej ich rzeczywistości. Był to świetny wstęp do dyskusji na temat tego, jak ma wyglądać całe osiedle. Kluczem do osiągnięcia tego sukcesu była też szybka realizacja projektu – w przypadku, gdyby wszystko przeciągało się w czasie, tak pozytywny efekt mógłby nie nastąpić.

Powróćmy na chwilę do kwestii infrastrukturalnych – w jaki sposób organizowana jest w ramach rewitalizacji przestrzeń, by poprawić jakość życia mieszkańców?

Chodzi przede wszystkim o dobre zagospodarowanie przestrzeni wspólnej, tak by ludzie chcieli w niej przebywać i spędzać czas. Budowane są więc ciągi piesze, parki, place zabaw. Istotnym elementem są także centra sąsiedzkie, w których mogą znajdować się osiedlowe kluby czy biblioteka. Chcemy dać mieszkańcom ofertę nie tyle biernego spędzania czasu wolnego, ile współtworzenia różnych atrakcyjnych aktywności.

Poruszyliśmy aspekty rewitalizacji związane z infrastrukturą oraz problemami społecznymi. W definicji tego procesu zawiera się jednak jeszcze jeden wymiar – pobudzania aktywności ekonomicznej mieszkańców. W jaki sposób to zrobić?

Na pewno nie jest to łatwe. Gdyńskim przykładem na to, że to jednak możliwe, jest Osada Rybacka na Oksywiu – do niedawna obszar zupełnie nieznany, nawet dla większości gdynian. Na terenie tym znajdowało się kilka większych budynków jednorodzinnych oraz domy rybackie. Generalnie był to zespół małej, bardzo kameralnej zabudowy w zapomnianej części miasta. Ale półtora roku temu powstał tam piękny nadmorski bulwar. Teren zaczął być atrakcyjny nie tylko dla mieszkańców, ale i dla osób z zewnątrz, które chcą pospacerować, odpocząć nad morzem. Od tego czasu pojawiło się tam kilka punktów gastronomicznych. Zaczęła się aktywność gospodarcza – lody, gofry, rybne knajpki. Te małe biznesy otwierali mieszkańcy Osady. Jako samorząd nie wspieraliśmy ich dotacjami na działalność gospodarczą, jednak ludzie ci skorzystali z inwestycji infrastrukturalnej, która została zrealizowana w ich sąsiedztwie. Podobny mechanizm może zadziałać na Babich Dołach, które również są obszarem rewitalizowanym – dziś zapomnianym i słabo rozwiniętym, ale dzięki unikalnej lokalizacji na klifie posiadającym ogromny potencjał.

Osada Rybacka czy Babie Doły mają jednak swoją nadmorską specyfikę, co naturalnie sprzyja otwieraniu małej gastronomii oraz pokrewnych aktywności gospodarczych. Co natomiast w pozostałych dzielnicach objętych rewitalizacją, w rejonach Witomina czy Chylonii?

Liczymy na to, że rosnąca jakość życia na tych obszarach będzie przyczynkiem do powstawania wielu lokalnych usług. Oczywiście, nie możemy dać gwarancji, że taki rozruch faktycznie nastąpi. Obserwujemy jednak, jak zmienia się charakter tych obszarów w ramach prowadzonych działań rewitalizacyjnych. Jesteśmy wyczuleni na generowanie rozwoju lokalnego biznesu, ukierunkowanego zarówno na lokalne usługi, jak i na przyciąganie osób z zewnątrz.

Czy zaplanowaliście na tych obszarach jakieś działania z zakresu ekonomii społecznej?

Jeśli chodzi o tworzenie podmiotów ekonomii społecznej, jesteśmy dalecy do logiki projektowej, która jest dość powszechnie praktykowana w naszym kraju. Polega ona na tym, że dzięki dużym pieniądzom pochodzącym z Europejskiego Funduszu Społecznego powstaje wiele podmiotów ekonomii społecznej, które funkcjonują kilka lat na unijnej kroplówce, lecz gdy ona się kończy – najczęściej upadają. W Gdyni staramy się, by celem tych podmiotów nie było jedynie skonsumowanie dotacji, lecz budowanie trwałości biznesowej i stałych miejsc pracy. Przykładowo, powierzyliśmy jednemu z nich prowadzenie baru mlecznego znajdującego się przy Akademii Morskiej. Nie musimy go subsydiować, bo tam zawsze będzie klient. Inny podmiot ekonomii społecznej prowadzi od lat punkt ksero w Urzędzie Miasta Gdyni. Tu również zawsze będzie klient, zapewniający rozwój biznesu. Dlatego w naszym mieście podmiotów ekonomii społecznej jest relatywnie mało, jednak jeśli już istnieją, mają one dość mocne podstawy biznesowe. Podobne podejście mamy do stosowania tej formy w obszarach rewitalizowanych – będziemy to robić, ale rozważnie.

Widzi Pan zatem potencjał, by podmioty ekonomii społecznej funkcjonowały także na obszarach rewitalizowanych?

Taki potencjał z pewnością jest – dlaczego na przykład podmiot ekonomii społecznej nie mógłby się zajmować administrowaniem terenami rewitalizowanych osiedli, dbając o ich czystość, pielęgnację zieleni itp.? Myślimy o takich działaniach, lecz muszą być one przede wszystkim trwałe. Aktywność w ramach ekonomii społecznej podejmują często osoby długotrwale bezrobotne. Nie możemy pozwolić sobie na to, by dać im pracę, którą niebawem stracą. To ryzyko pogłębienia ich problemów psychicznych, które są barierą w podjęciu zatrudnienia i utwierdzenia w przekonaniu, że do niczego się nie nadają. Trzeba od razu wejść z pomysłem cechującym się trwałością, tak by te osoby wzmocnić.

Aktywność w ramach ekonomii społecznej podejmują często osoby długotrwale bezrobotne. Nie możemy pozwolić sobie na to, by dać im pracę, którą niebawem stracą. To ryzyko pogłębienia ich problemów psychicznych, które są barierą w podjęciu zatrudnienia i utwierdzenia w przekonaniu, że do niczego się nie nadają.

Czy do każdego z obszarów rewitalizowanych należy podchodzić indywidualnie, czy też są pewne „wytrychy”, które sprawdzają się we wszystkich okolicznościach?

Jedyne, co jest wspólne na poszczególnych obszarach rewitalizowanych, to filozofia jej wdrażania. Filozofia rozmowy, słuchania mieszkańców i kształtowania działań w kontakcie z nimi. Narzędzia, które stosujemy są natomiast w każdej dzielnicy inne. Dla przykładu – w rejonie ul. Zamenhofa mieszka wiele osób, ale samo osiedle jest dość kompaktowe – zajmuje niewielką przestrzeń. Relatywnie łatwo jest zebrać mieszkańców w klubie osiedlowym i z nimi porozmawiać. Z kolei Witomino to obszar zdecydowanie bardziej rozległy, gdzie znacznie trudniej byłoby nam skutecznie zadziałać w ten sposób. Dlatego też postawiliśmy tam na spacery z mieszkańcami oraz technologie internetowe, pozwalające im „bawić się” w kształtowanie przestrzeni za pomocą specjalnego programu. Na Oksywiu obszar rewitalizacji jest natomiast tak rozległy, że trzeba go było podzielić na mniejsze przestrzenie i pracować odrębnie z ich mieszkańcami. Specyfika każdego rejonu jest inna.

Jedyne, co jest wspólne na poszczególnych obszarach rewitalizowanych, to filozofia jej wdrażania. Filozofia rozmowy, słuchania mieszkańców i kształtowania działań w kontakcie z nimi. Narzędzia, które stosujemy są natomiast w każdej dzielnicy inne.

Cały czas mówimy o tym, w jaki sposób miasto komunikuje się z mieszkańcami. Czy są jednak kanały pozwalające na to, by mieszkańcy swobodnie komunikowali się z miastem? Sądzę, że to mogłoby być podstawą do budowania ich podmiotowości, świadomości, że mogą zgłaszać swoje potrzeby i problemy, być wysłuchiwani przez drugą stronę…

To bardzo ważne, gdyż to faktycznie buduje zaufanie. Nie wystarczy komunikować ludziom, że miasto coś robi, lecz dać im również możliwość powiedzenia, czego od nas oczekują. Uważam, że w tej kwestii poszliśmy bardzo do przodu. Zdarza się, że ludzie zgłaszają mi swoje problemy przez Messengera. Przypominają chociażby, że dwa miesiące temu było spotkanie, na którym zasygnalizowali, że potrzebują wiaty przystankowej, a my nic z tym nie zrobiliśmy. Tak naprawdę nie zapomnieliśmy o tej sprawie, lecz przedłużała się ona ze względów proceduralnych. Mimo to, czuliśmy presję mieszkańców, ich oczekiwanie spełnienia danej obietnicy. Poczucie mieszkańców, że ktoś ich słucha najłatwiej zbudować, gdy można szybko zrealizować to, na co czekają. Staramy się stawić czoła temu wyzwaniu.

Wspominał Pan o tym, że każdy projekt rewitalizacyjny ma swoją specyfikę dostosowaną do miejsca, w którym jest przeprowadzany. Czy jednak są pewne – polskie bądź zagraniczne – wzorce, na których się wzorujecie?

Czasem zdarza mi się rozmawiać lub czytać o doświadczeniach rewitalizacyjnych innych miast. Wszystkie rozmowy czy lektury na ten temat utwierdzają mnie jednak w przekonaniu, że choć można zaczerpnąć trochę dobrych wzorców na poziomie niuansów, to jednak samo kształtowanie rewitalizacji musi się odbyć oddolnie, przy uwzględnieniu lokalnej specyfiki – i to nawet nie gdyńskiej, lecz oksywskiej, chylońskiej czy witomińskiej. W moim odczuciu proces ten powinien być w 95% budowany lokalnie i znacznie bardziej niż na doświadczeniach innych rewitalizacji bazować na zbiorowej mądrości oraz odczuciach mieszkańców. Ich suma przekłada się na ostateczny kształt udanej rewitalizacji.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Energetyczne know-how z Pomorza

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – Redaktor Prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

W ostatnim czasie głośno było o tym, że gdańscy naukowcy stworzyli wynalazek, który może odmienić polską energetykę. Cóż to takiego?

Grzegorz Żywica: Stworzyliśmy prototyp domowej minielektrociepłowni. Mówiąc w najprostszych słowach: przenieśliśmy technologie podobne do tych, które wykorzystuje się w wielkich elektrociepłowniach i elektrowniach, do pracy w domu.

Dariusz Kardaś: Stworzone przez nas urządzenie wytwarza takie same produkty, jak tradycyjna elektrociepłownia – energię cieplną oraz elektryczną. Jego wyróżnikiem jest natomiast skala – jest ono 100000 razy mniejsze od swojego „pierwowzoru”.

Twierdzą Panowie, że jest to innowacja w skali świata. Pytanie, które nasuwa się samo brzmi więc: dlaczego nigdy wcześniej nie zainteresowano się – w Polsce oraz za granicą – zminiaturyzowaniem dużych elektrociepłowni?

GŻ: Jeszcze kilkanaście, a nawet kilka lat temu mało kto zajmował się energetyką o małej skali. Sektor energetyczny stanowiły wielkie elektrownie oraz elektrociepłownie. Dopiero boom na odnawialne źródła energii spowodował, że ludzie zaczęli się zastanawiać, w jaki sposób można byłoby wytwarzać energię elektryczną na własny użytek. Od tego czasu rozwinęły się urządzenia takie, jak przydomowe turbiny wiatrowe czy ogniwa fotowoltaiczne. Nasza elektrociepłownia wpisuje się w ten trend. Jej przewagą jest to, że jej praca nie zależy od warunków pogodowych – biomasę czy węgiel można magazynować i spalać zawsze wtedy, gdy jest na to zapotrzebowanie. Nie jest do tego też potrzebna żadna instalacja zewnętrzna – wystarczy trochę miejsca w małej kotłowni, nieco tylko więcej niż dla domowych pieców węglowych wytwarzających samo ciepło.

DK: Energetyka to wielki przemysł i ogromne, stojące za nim pieniądze. Budowa elektrowni to wydatki rzędu setek milionów albo i miliardów złotych. W obiektach takich produkowana jest energia rzędu 1000 megawatów. Tymczasem budowę mikrosiłowni można liczyć „jedynie” w dziesiątkach tysięcy złotych, a wytwarzana przez nią energia elektryczna to ledwie 2-3 kilowaty. Trudno się dziwić energetykom, że nigdy nie traktowali mikroenergetyki na poważnie. Uważali ją za coś mało istotnego, coś, co nie jest warte ich uwagi. Gdyby tylko widzieli w niej potencjał, już lata temu mogli się zająć pracą nad rozwiązaniami z nią związanymi i skutecznie je wdrożyć. To w dużej mierze za sprawą ich mentalności obszar rynkowy, w którym się poruszamy nadal jeszcze nie jest dobrze zagospodarowany. Dlatego też mikroenergetykę lubię porównywać do dronów. Są one na rynku dość nowe, chociaż po niebie od dekad latają znacznie bardziej skomplikowane urządzenia, jakimi są samoloty. Dronami nikt przez długi czas się natomiast nie interesował, mimo że z technicznego punktu widzenia można było je stworzyć już dawno temu.

Mikroenergetykę można porównać do dronów. Są one na rynku dość nowe, chociaż po niebie od dekad latają znacznie bardziej skomplikowane urządzenia, jakimi są samoloty. Dronami nikt przez długi czas się natomiast nie interesował, mimo że z technicznego punktu widzenia można było je stworzyć już dawno temu.

Na jakim etapie znajduje się obecnie Wasz wynalazek?

GŻ: Mamy opracowany prototyp do celów laboratoryjnych, który badamy już od trzech lat. Mamy też drugi egzemplarz, który nie jest jeszcze prototypem komercyjnym. Generalnie jednak nasza technologia jest już opracowana i sprawdzona w różnych warunkach – także w symulowanych warunkach rzeczywistych. Nie jest ona jeszcze tak tania i nie ma tak estetycznego wyglądu zewnętrznego, by mogła być z sukcesem sprzedawana. W tej chwili razem z firmą SARK z Gdyni staramy się opracować podzespoły do docelowego wariantu komercyjnego. Prace te mają skończyć się za rok. Dążymy do tego, by nasza technologia była jak najtańsza, a zarazem niewielka i ładnie „opakowana” – tak, by znalazła swoje miejsce na rynku.

DK: Nasz wynalazek jest w stanie wysokiego stopnia gotowości technologicznej. Najwyższej, jaki jesteśmy w stanie osiągnąć w Instytucie Maszyn Przepływowych. Jest całkowicie gotowy do komercjalizacji.

GŻ: Jest wiele firm, które chciałyby wytwarzać poszczególne elementy naszej elektrosiłowni. Brakuje nam dziś jednak partnera strategicznego, który objąłby cały projekt swoim zasięgiem i kompleksowo przeprowadził proces komercjalizacji. My się na tym zwyczajnie nie znamy. Do tego potrzeba ludzi, którzy znają rynek, potrafią sprzedawać produkty, czują się dobrze w świecie biznesu i finansów.

Do komercjalizacji potrzeba ludzi, którzy znają rynek, potrafią sprzedawać produkty, czują się dobrze w świecie biznesu i finansów. My skupiamy się na kwestiach naukowych.

Czy rozważaliście, by zaangażować w komercjalizację podmiot zagraniczny?

DK: Najprościej jest pojechać do dużego zachodniego koncernu i sprzedać patent. Nasze badania pochłonęły już jednak kilkanaście milionów złotych z różnego typu polskich programów wsparcia. Nie chcemy sprzedać ich wyników np. za milion złotych po to, by zagraniczny potentat mógł zarobić na ich wykorzystaniu znacznie większe pieniądze. Korzystając przy okazji z wiedzy tamtejszych uczelni. Zależy nam na rozwijaniu tej technologii w oparciu o polskie firmy i polską wiedzę.

Zasadnicza bariera komercjalizacji minielektrociepłowni wynika zatem z charakterystyki branży, w której działacie – prace nad większością innowacji wiążą się tu po prostu z koniecznością poniesienia ogromnych nakładów finansowych…

DK: Taka jest specyfika przemysłu. Dla porównania: w sektorze IT do stworzenia innowacji potrzeba często, obok dobrego pomysłu w głowie, jedynie komputera. W naszej branży sama już budowa prototypu jest bardzo kosztowna. Nie tylko za sprawą materiałów. W pracach nad nim uczestniczą przecież naukowcy, którzy też chcą zarabiać i trzeba ich opłacać.

W sektorze IT do stworzenia innowacji potrzeba często, obok dobrego pomysłu w głowie, jedynie komputera. W przemyśle sama już budowa prototypu jest bardzo kosztowna.

Wróćmy do kwestii samego wynalazku. Czy jest on zaadresowany tylko i wyłącznie do domów jednorodzinnych?

GŻ: Nie tylko – nie planujemy tworzyć urządzenia o jednej tylko mocy z myślą o jednej tylko grupie odbiorców. Myślimy o stworzeniu typoszeregu – urządzenia o bliźniaczej technologii, ale charakteryzującej się różną wielkością mocy. W zależności od potrzeb użytkownika, będzie można dopasować odpowiednie urządzenie – o najmniejszej mocy dla domów, po większe moce dla gospodarstw rolnych, przedszkoli, hoteli, urzędów itp. Możliwości jest tu bardzo dużo. Niemniej jednak spodziewamy się, że głównymi odbiorcami będą domy jednorodzinne, które w tej chwili ogrzewane są węglem, pelletem czy olejem opałowym oraz gospodarstwa rolne posiadające duże zasoby niepotrzebnej im biomasy, którą będzie można efektywnie wykorzystać.

Jedną z największych zalet energetyki rozproszonej opartej na OZE jest zerowa emisyjność technologii. Tymczasem spalanie – przede wszystkim węgla – wiąże się z wydzielaniem się do atmosfery wielu szkodliwych substancji. Czy nie jest to czynnik, który mógłby podciąć skrzydła Waszemu projektowi?

GŻ: Zakładamy, że nasza mikrosiłownia będzie wyposażona w specjalny filtr. W ogólnym rozrachunku nie podniesie to znacznie kosztu urządzenia, a dzięki temu produkowana energia będzie praktycznie czysta.

DK: W naszym Instytucie trzy niezależne zespoły opracowały kilka koncepcji elektrofiltrów, drastycznie ograniczających emisję pyłów z małych kotłowni. Planujemy wykorzystać jedną z nich.

Mimo wszystko, polityka klimatyczna Unii Europejskiej odnosi się bardzo sceptycznie do wszelkiego wykorzystywania węgla. Nie boicie się, że – chociażby za sprawą regulacji – może być Wam trudno rywalizować z mikroinstalacjami OZE?

GŻ: Węgiel to tylko jedno z wielu paliw, jakie może być spalane w naszym kotle. Oferujemy urządzenie emitujące znacznie mniej zanieczyszczeń niż tradycyjny kocioł, a produkujące jednocześnie ciepło i energię elektryczną. To znacznie lepsza i czystsza alternatywa od większości wykorzystywanych obecnie w Polsce urządzeń grzewczych. Nie boimy się, że nasz wynalazek mogłyby przyhamować regulacje.

DK: Zaletą naszego rozwiązania jest też bez wątpienia jego „lokalność” – technologia ta może korzystać z lokalnych paliw. W Polsce może być to drewno, we Włoszech łupiny oliwek, a w innym kraju jeszcze inny produkt.

Czy zastanawiacie się nad tym, by w przyszłości – o ile uda się z sukcesem przeprowadzić proces komercjalizacji – wyjść z Waszą technologią za granicę?

DK: Firma SARK, z którą współpracujemy myśli o ekspansji na rynki azjatyckie – do Indii oraz Bangladeszu. W tej chwili prowadzone są w tej sprawie rozmowy.

GŻ: Chcielibyśmy nie wychodzić na te rynki z technologią, lecz z gotowym produktem.

W Bangladeszu i Indiach będzie tak duże zapotrzebowanie na ciepło?

DK: Energię cieplną można wykorzystywać nie tylko do ogrzewania budynków, lecz także w procesach technologicznych związanych z oczyszczaniem wody czy suszeniem produktów. Tymczasem państwa, o których mówimy mają problem z jakością wody. To dla nas ogromna szansa.

Na zdobycie tak dużych rynków chrapkę ma bez wątpienia również wiele przedsiębiorstw i zespołów naukowych z całego świata. Czy ktoś jeszcze pracuje nad technologią podobną do Waszej?

GŻ: Z naszej wiedzy wynika, że na ten moment posiadamy najlepiej rozwiniętą technologię. Nie widzieliśmy drugiego tak zintegrowanego i przebadanego urządzenia jak to zaprojektowane przez nas. Konkurencja jednak nie śpi – sądzę, że tylko kwestią czasu jest zanim inny, zagraniczny zespół zaprezentuje podobne rozwiązanie. Jeśli uda im się je szybciej skomercjalizować, niewykluczone, że za kilka lat będziemy musieli kupować urządzenia francuskie czy niemieckie.

DK: Jestem przekonany, że nasz wynalazek może stać się polskim przebojem, produktem rozpoznawalnym i sprzedawanym globalnie. Mamy technologię oraz specjalistów, którzy są w stanie wytworzyć każdy element urządzenia w Polsce. Pomysł, nad którym pracujemy jest realnie dostosowany do możliwości, potencjału naszej gospodarki.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Jak uwolnić potencjał Żuław?

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – Redaktor Prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Na czym polega koncepcja Pętli Żuławskiej?

Jest to sieć dróg wodnych o długości ponad 300 km, zlokalizowana na terenie województwa pomorskiego oraz warmińsko-mazurskiego, głównie w obszarze delty Wisły. Wiedzie ona przez rzeki takie jak: Wisła z Motławą, Szkarpawa czy Nogat, a także przez Zalew Wiślany. Na Pętlę składa się sieć portów oraz przystani żeglarskich, które umożliwiają uprawianie turystyki wodnej.

Pętla Żuławska to również nazwa spółki, która zarządza infrastrukturą portową na wyżej opisywanym obszarze. Do jej zadań należy także opieka nad szlakami wodnymi oraz integracja poszczególnych portów i przystani – zarówno między sobą, jak i z najbliższym otoczeniem. Staramy się to robić w różny sposób, m.in. wspierając połączenia między portami i przystaniami realizowane przez żeglugę śródlądową.

Jakiego typu aktywności można wykonywać w ramach Pętli Żuławskiej?

Bardzo dużą popularnością cieszy się pływanie tzw. hausbootami. Są to łodzie motorowe o opływowych kształtach, posiadające rozbudowaną infrastrukturę wewnętrzną: od 4 do 12 miejsc do spania, kuchnię, toaletę. Na takiej łodzi można normalnie mieszkać. Spędzanie czasu na hausboocie polega na poruszaniu się od przystani do przystani. W każdej z nich można podłączyć się do prądu i uzupełnić zapasy wody. W marinach są także otwarte punkty informacji turystycznej z bezpłatnymi przewodnikami i mapkami okolicy. W przystaniach można skorzystać z wypożyczalni rowerów i odwiedzić lokalne atrakcje. Sądzę, że jest to przemyślany sposób podróżowania, zwiedzania, zapoznawania się z regionem od podszewki. Oczywiście również i na miejscu, na przystani, na turystów czeka wiele atrakcji, jak np. paleniska do ognisk, boiska do siatkówki czy siłownie na powietrzu.

Jako ciekawostkę dodam, że we wszystkich przystaniach znajdują się również wypożyczalnie książek. Czasu na ich czytanie jest bowiem na hausbootach bardzo dużo. Są one wolne – przepłynięcie całej Pętli zajmuje około tygodnia – lecz zarazem bezpieczne. Nie trzeba mieć uprawnień, by nimi kierować – wystarczy godzinne przeszkolenie, którego dokonuje wynajmujący łódkę. To duży atut i ułatwienie – nie każdy posiada przecież patent żeglarski.

Czym jeszcze oprócz hausbootów można się poruszać po Pętli Żuławskiej?

Jachtami, motorówkami, kajakami, rowerami wodnymi – krótko mówiąc: wszystkim, co jest w stanie pływać. Na obszarze Pętli zlokalizowanych jest wiele wypożyczalni sprzętu wodnego, ich rezerwacji można też dokonać drogą internetową.

Czy Pętla Żuławska to pewien stały, wytyczony szlak, czy też każdy może sobie wybrać, w które miejsce w jakiej kolejności się popłynie?

Czas spędzany na Pętli Żuławskiej polega przede wszystkim na pływaniu po rzekach. Można wystartować z dowolnego miejsca, a następnie najlepiej jest płynąć zgodnie z nurtem rzeki. Oczywiście – można też płynąć pod prąd, jednak wtedy podróż staje się dłuższa i – ze względu na większe spalanie paliwa – bardziej kosztowna. Nieco inną specyfikę ma natomiast pływanie po Zalewie Wiślanym – to największy polski akwen wodny, na poruszanie się po nim trzeba jednak posiadać podstawowe uprawnienia żeglarskie.

Wydaje się, że Pętla Żuławska to idealne miejsce na spokojny wypoczynek – np. dla rodzin czy osób starszych. Czy można powiedzieć, że to Wasze docelowe grupy turystów?

Uważam, że Pętla Żuławska posiada bardzo zdywersyfikowaną ofertę, w której każdy może znaleźć coś dla siebie. Nie jest powiedziane, że trzeba się poruszać powolnym hausbootem – można też przecież jachtem czy motorówką. Z kolei każdy z portów i przystani ma swoją indywidualną charakterystykę. W Krynicy Morskiej zatrzymują się z reguły osoby, które chcą pobawić się aktywniej – są tam liczne restauracje oraz głośne dyskoteki. W Tolkmicku czy Kątach Rybackich jest spokojniej – tam przyjeżdżają ci, którzy chcą pobyć z naturą i spokojnie spędzić czas. W Malborku czy Gniewie do wrażeń przyrodniczych dochodzą też kulturowo-historyczne. Mamy też wreszcie liczne zapytania o spotkania biznesowe. Mogą się one odbywać w specjalnie przygotowanych do tego statkach o wysokim standardzie, będących w stanie pomieścić ponad 20 osób. Takie spotkania mogą trwać dzień czy dwa, na pokład zamawiany jest catering. To ciekawa, unikatowa oferta.

Większość użytkowników Pętli Żuławskiej to jednak zapewne osoby chcące wypocząć. Czy korzystają z niej przede wszystkim osoby z regionu czy też z pozostałych części kraju?

Naszych żeglarzy i motorowodniaków dzielimy na dwie grupy: rezydentów oraz gości. Pierwszych jest znacznie więcej – trzymają na stałe swoje łódki czy jachty w lokalnych portach i przystaniach. Korzystają z nich razem z rodziną czy znajomymi, bądź też udostępniają je do wypożyczenia. Są to w większości mieszkańcy regionu. Jachty gościnne przypływają do nas natomiast spoza Pomorza – mamy trochę gości z zagranicy, niektórzy, pomimo niskiego poziomu wód na Wiśle, przypływają też na Żuławy z Warszawy. Sądzę, że łodzie gościnne stanowią około 30% wszystkich poruszających się po Pętli Żuławskiej w sezonie turystycznym.

Skąd głównie pochodzą przyjeżdżający na Żuławy turyści zagraniczni?

Są to głównie turyści niemieccy oraz nasi sąsiedzi z Królewca. Część firm wypożyczających hausbooty porusza się tylko po tym rynku, prowadząc tam akwizycję. Niemcy docierają wówczas na Pomorze samochodem czy samolotem, okrętują się i tydzień spędzają na łodzi. To czas, w którym można spokojnie przepłynąć całą Pętlę, razem z Zalewem Wiślanym. Rzadko zdarza się, by ktoś przyjechał po to, by popływać tylko jeden czy dwa dni.

Jakie szanse gospodarcze generuje Pętla Żuławska dla obszarów, przez które przebiega?

Gdyby spojrzeć na mapę wodną Żuław, przez ich tereny przebiegają setki kilometrów różnego rodzaju kanałów. Ta sieć jest niesamowicie gęsta i po dziś dzień słabo wykorzystywana. Daje znaczne możliwości transportowe, które mogłyby odciążyć pomorskie drogi. Dość powiedzieć, że przed wojną infrastruktura wodna Żuław była wykorzystywana właśnie w celu przewożenia ładunków. W zeszłym roku zaczęto wozić zboże z Elbląga do Gdańska, a w drugą stronę nawozy. Okazało się, że jest na to zapotrzebowanie, nie ma też żadnych przeszkód infrastrukturalnych, by na tej trasie pływały barki. Stoimy przed szansą odtworzenia rzecznego ruchu transportowego – zarówno przewozu towarów, jak również ożywienia ruchu pasażerskiego.

Przez tereny Żuław przebiegają setki kilometrów różnego rodzaju kanałów. Ta sieć jest niesamowicie gęsta i po dziś dzień słabo wykorzystywana. Daje możliwości transportowe, które mogłyby odciążyć pomorskie drogi.

Wzmożenie transportu rzecznego na Żuławach stało się też impulsem dla lokalnego rzecznego przemysłu stoczniowego. Najlepszym tego przykładem jest starorzecze Wisły w Błotniku, gdzie tuż obok nowopowstałej mariny dla jachtów swoją działalność rozpoczęła stocznia, specjalizująca się w produkcji hausbootów oraz tzw. domów na wodzie. Te ostatnie można określić jako pontony, na których postawiony jest dom. W Żuławkach właściciel okolicznej przystani ma piętrowy dom na wodzie, w którym mieszka i który w sezonie wynajmuje. W gdańskim Kanale na Stępce powstanie nawet w najbliższych latach marina, przy której zacumowanych będzie kilkadziesiąt takich domów. To novum, które przybyło do nas z Holandii.

Rosnąca popularność i rozpoznawalność Pętli Żuławskiej przełożyła się też na rozwój produkcji jachtów. Na Martwej Wiśle ulokowanych jest kilka stoczni, które je produkują, choć oczywiście nie tylko z myślą o rynku lokalnym. Mało kto wie, że Polska w produkcji i eksporcie jachtów wyprzedza państwa śródziemnomorskie – ta branża stała się naszą specjalizacją. Większość produkowanych u nas łodzi nadal wędruje za granicę, lecz rynek krajowy stale się powiększa.

Wzmożenie transportu rzecznego na Żuławach stało się też impulsem dla lokalnego rzecznego przemysłu stoczniowego.

Jakie jeszcze branże są gospodarczymi beneficjentami Pętli Żuławskiej?

Z pewnością branża gastronomiczno-hotelarska. My, jako spółka, nie możemy świadczyć takich usług, lecz w okolicy portów i przystani, którymi zarządzamy, otwartych zostało wiele pensjonatów, restauracji. Również mieszkańcy oferują swoje kwatery prywatne. Powstało także wiele wypożyczalni sprzętu wodnego.

Jakie korzyści z tego projektu płyną dla okolicznych gmin i mieszkańców?

Lokalna społeczność jest bez wątpienia beneficjentem rozwoju Pętli Żuławskiej. Szacuję, że inwestycje z nią związane przełożyły się na powstanie – bezpośrednio i pośrednio – ponad 120 miejsc pracy. Obecność Pętli to także możliwość promocji okolicznych obszarów, które – nie ukrywajmy – nie są tak rozpoznawalne, nie mają takiej marki jak nadmorskie kurorty czy wsie Szwajcarii Kaszubskiej.

Mieszkańcy mogą także aktywnie korzystać z infrastruktury powstałej w związku z rozwojem Pętli. Przykładowo gmina Cedry Wielkie, w której znajduje się wieś Błotnik, zakupiła 10 jachtów dla młodzieży. Uczniowie wszystkich klas gminnych szkół przechodzą edukację na tych kadetach.

Jak – z punktu widzenia zarządców Pętli Żuławskiej – zapatrujecie się na plany przekopu Mierzei Wiślanej?

Z naszej perspektywy byłaby to korzyść, w szczególności jeśli mówimy o portach Zalewu Wiślanego, takich jak Braniewo, Nowa Pasłęka, Frombork, Tolkmicko, gdzie nie ma dziś zbyt dużego ruchu. Jest to spowodowane tym, że na Zalew Wiślany nie jest łatwo wpłynąć – żeby przepłynąć przez Cieśninę Pilawską od strony Obwodu Kaliningradzkiego, trzeba posiadać wizę i zgłosić chęć przejścia dwa tygodnie wcześniej. Ogranicza to możliwość wpłynięcia na wody Zalewu jachtów – zarówno polskich, jak i zagranicznych. Z kolei od strony Szkarpawy istnieją ograniczenia związane z nisko przebiegającymi liniami energetycznymi. Mamy nadzieję, że dzięki powstaniu przekopu na Zalewie pojawi się więcej jachtów z Niemiec czy Skandynawii.

Przekop Mierzei Wiślanej może ułatwić dostęp do Pętli Żuławskiej jachtom z Niemiec i Skandynawii. Dziś – ze względu na restrykcyjne podejście Rosji – jest to utrudnione.

Przekop Mierzei Wiślanej uruchomi też możliwość powstania nowych możliwości transportowych. Turyści chcący dostać się z Elbląga na Mierzeję Helską mają przed sobą w sezonie perspektywę stania w 5–6-godzinnych korkach. Będzie można im zaproponować możliwość przedostania się na Hel promem pasażersko-samochodowym z Elbląga, który dopłynie na miejsce w 2 godziny. A to tylko jedna z wielu możliwości. Osobiście uważam, że w regionie Żuław spora część transportu publicznego powinna zostać przekierowana na wodę.

Jakie są plany związane z dalszą rozbudową Pętli Żuławskiej?

Obecnie zaczyna być realizowany projekt o nazwie Pętla Żuławska II. Inwestycje z nim związane będą koncentrowały się na wybrzeżu Zatoki Gdańskiej i w Delcie Wisły. Powstaną nowe mariny żeglarskie, a istniejące zostaną rozbudowane. Chcemy także zaprosić do współpracy istniejące porty, przystanie i właścicieli innej infrastruktury wodniackiej do współpracy w ramach klastra turystycznego. Chcemy dzielić się z nimi naszymi doświadczeniami. Będziemy także doposażać nasze mariny w elementy inteligentnego zarządzana ze środków programu INTERREG Unii Europejskiej pod nazwą South Coast Baltic. Tak więc wiele jeszcze pracy przed nami.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Sytuacja gospodarcza województwa pomorskiego w I kwartale 2017 r.

Pobierz PDF

Koniunktura gospodarcza

Oceny koniunktury gospodarczej w województwie pomorskim w I kwartale 2017 r. w ujęciu branżowym były dobre. W pięciu spośród siedmiu analizowanych sektorów liczba przedsiębiorców pozytywnie oceniających warunki gospodarowania przeważała nad liczbą opinii negatywnych. Niezmiennie najlepsze noty cechowały sektor informacji i komunikacji, w którym wartość wskaźnika ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa w marcu sięgnęła +38,4 pkt. Była ona porównywalna w odniesieniu do IV kw. 2016 r. oraz nieznacznie wyższa niż w III kw. 2016 r.

Dobrze sytuację gospodarczą oceniali również reprezentanci firm działających w sektorze transportu i gospodarki magazynowej (+10,9 pkt. na koniec I kwartału), handlu hurtowego (+9,5 pkt.), przetwórstwa przemysłowego (+9,4 pkt.) oraz handlu detalicznego (+6,9 pkt.). W dwóch spośród tych sektorów – przetwórstwie przemysłowym i handlu hurtowym – noty te były wyższe od obserwowanych pod koniec IV kwartału 2016 r. Na szczególną uwagę zasługują przede wszystkim nastroje w przetwórstwie przemysłowym, najlepsze od początku III kw. 2016 r., a także w branży transportu i gospodarki magazynowej, które – pomimo tego, że minimalnie niższe niż w IV kw. 2016 r. – są zdecydowanie wyższe niż w I, II oraz III kw. ub.r.

Negatywne nastroje cechowały sektor budownictwa (–16,5 pkt.) oraz zakwaterowania i usług gastronomicznych (–14,8 pkt.). O ile w przypadku tego drugiego jest to dość naturalnym zjawiskiem, wynikającym z sezonowego charakteru turystyki na Pomorzu, o tyle szczególnie niepokoi sytuacja w sektorze budownictwa. Nie dość, że pesymistyczne nastroje dotykają ten sektor od półtorej roku miesiąc w miesiąc, to jeszcze marcowa ocena była najniższa od maja 2014 r.

Wykres 1. Indeks bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa wg sektorów w województwie pomorskim w okresie od marca 2016 do marca 2017 r.

Przedział wahań wskaźnika wynosi od –100 do +100. Wartości ujemne oznaczają przewagę ocen negatywnych, dodatnie – pozytywnych.
Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych GUS

W czterech spośród siedmiu analizowanych branż (handel detaliczny, handel hurtowy, zakwaterowanie i usługi gastronomiczne oraz transport i gospodarka magazynowa) odnotowano poprawę, biorąc za punkt odniesienia sytuację sprzed roku (marzec 2016 r.). Wyraźny wzrost (powyżej 8 pkt.) nastąpił w przypadku pierwszych dwóch z tych sektorów. Istotny regres w ujęciu rocznym odnotowano jedynie w sektorze informacji i komunikacji (–10,0 pkt.), co może wynikać z pewnego nasycenia lokalnego rynku IT. Nieznacznie gorsze nastroje niż w marcu 2016 r. odnotowano także w przetwórstwie przemysłowym (–4,3 pkt.) oraz w budownictwie (–3,6 pkt.).

W trzech sektorach koniunktura gospodarcza w województwie oceniana była lepiej niż przeciętnie w Polsce. Najwyraźniej różnicę widać było w przypadku przetwórstwa przemysłowego (+8,8 pkt. względem kraju) oraz informacji i komunikacji (+6,6 pkt.). Mając na uwadze nastroje reprezentantów ostatniej z tych branż, pod koniec I kw. 2017 r. województwo pomorskie znalazło się na piątym miejscu wśród wszystkich polskich regionów. Znacznie niższe dysproporcje wewnątrzkrajowe in plus z perspektywy Pomorza dotyczyły handlu hurtowego (+1,7 pkt.).
W gorszej sytuacji niż przeciętnie w kraju znaleźli się natomiast reprezentanci branży przede wszystkim zakwaterowania i usług gastronomicznych, gdzie indeks bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa kształtował się na poziomie o ponad 21 pkt. niższym od wartości ogólnopolskiej. W rezultacie pomorskie znalazło się na 14. pozycji wśród wszystkich województw. Warto jednak zwrócić uwagę na sezonowość tego zjawiska – I oraz IV kwartał rokrocznie uznawane są przez lokalnych przedsiębiorców z branży zakwaterowania i usług gastronomicznych za najgorsze w skali roku. Należy się spodziewać, że sytuacja odwróci się w II kwartale 2017 r.

Na podstawie indeksu przewidywanej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa można mówić o optymistycznych nastrojach przedsiębiorców. Polepszenia swojej sytuacji spodziewali się reprezentanci aż sześciu sektorów – wszystkich oprócz handlu hurtowego, gdzie zresztą zakładane pogorszenie szacowano na zaledwie 0,1 pkt. Szczególnie pozytywne nastroje dotyczyły sektorów: przetwórstwa przemysłowego (+13,4 pkt.), zakwaterowania i usług gastronomicznych (+11,0 pkt.) oraz handlu hurtowego (+10,7 pkt.). Warto mieć na uwadze, że ogólna przewaga opinii pozytywnych dotyczyła nie tylko Pomorza, ale całej polskiej gospodarki – w skali kraju polepszenia swojej sytuacji spodziewali się reprezentanci wszystkich siedmiu sektorów.

Działalność przedsiębiorstw

Na koniec marca 2017 r. liczba podmiotów gospodarki narodowej wyniosła 287,7 tys. W stosunku do grudnia 2016 r. uległa ona zwiększeniu o 0,9 tys. podmiotów. Większy wzrost odnotowano natomiast w ujęciu rocznym – w tym czasie liczba podmiotów gospodarczych wzrosła o 4,5 tys. (1,6 proc.). Rozpoczęty prawie cztery lata temu stały wzrost przedsiębiorczości jest zatem kontynuowany. Dotyczy on oczywiście przede wszystkim przedsiębiorstw najmniejszych i poprzez rosnące najprawdopodobniej zjawisko samozatrudnienia wpisuje się w obserwowany wzrost popytu na pracę.

Wyniki działalności przedsiębiorstw w pierwszym kwartale 2017 r. były bardzo pozytywne. W porównaniu z analogicznym okresem sprzed roku, sprzedaż detaliczna towarów wzrosła o 18,1 proc., produkcja budowlano­‑montażowa – o 11,4 proc., a produkcja sprzedana przemysłu – o 5,3 proc.

Pierwszy kwartał 2017 r. był bardzo dobry dla przedsiębiorstw przemysłowych. Nie tylko w marcu, lecz również i w styczniu oraz lutym miał miejsce wzrost produkcji sprzedanej w stosunku do analogicznego miesiąca roku poprzedniego. Był on szczególnie zauważalny w styczniu, kiedy wyniósł prawie 11 proc. W branży tej kontynuowany jest zatem trwający już od kilku lat trend wzrostowy.

Sektor produkcji budowlano­‑montażowej, po bardzo słabym 2016 r., wyraźnie ożywił się od początku br. Po trwającym od maja do grudnia 2016 r. okresie, w którym produkcja była niższa niż w analogicznym okresie roku poprzedniego, w styczniu 2017 r. nastąpiło bardzo wyraźne przełamanie (ponad 19 proc. wzrost w stosunku do stycznia 2016 r.). Również w lutym oraz marcu odnotowano wyraźnie wyższe – odpowiednio: o 15,0 proc. i o 11,4 proc. – wartości niż przed rokiem.

Wykres 2. Dynamika produkcji sprzedanej, budowlano­‑montażowej i sprzedaży detalicznej w województwie pomorskim w okresie od stycznia 2014 do marca 2017 r.

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku.

I kwartał 2017 r. był bardzo udany również z punktu widzenia sprzedaży detalicznej. We wszystkich trzech miesiącach odnotowano wartości wyraźnie wyższe niż przed rokiem, odpowiednio o: 16,9 proc., 14,6 proc. oraz 18,1 proc. Wiele wskazuje na to, że tym samym uda się przełamać trend spadkowy, który – z wyjątkiem sierpnia ub.r. – trwał przez cały poprzedni rok. Wzrost popytu zgłaszanego przez gospodarstwa domowe na lokalnym rynku może wynikać m.in. ze względu na wypłaty z budżetu państwa w ramach programu 500+.

Handel zagraniczny

W I kwartale 2017 r.¹ wartość eksportu wyniosła 2166,2 mln euro, zaś importu – 2723,5 mln euro. Saldo handlu zagranicznego było więc ujemne i przekroczyło 557 mln euro.

W porównaniu do obrotów z I kwartału 2016 r. zaobserwowano wyraźne zmniejszenie wolumenu eksportu (o ponad 12 proc.), a także wzrost importu (o 5,1 proc.).

W I kwartale 2017 r. struktura towarowa eksportu z województwa pomorskiego nieco odbiegała od tego, co obserwowano w poprzednich kwartałach. Zwraca uwagę przede wszystkim znaczny spadek udziału tradycyjnie dominującej w pomorskim eksporcie grupy statków, łodzi oraz konstrukcji pływających, który wyniósł jedynie 13,6 proc., podczas gdy w IV kwartale 2017 r. – 16,8 proc., a w III kwartale 2016 r. – aż 23,1 proc. Spadek ten może w dużej mierze wynikać z pogorszenia koniunktury w branży wydobywczej offshore. Nieco mniejszy udział przypadł paliwom (10,5 proc.) oraz maszynom i urządzeniom elektrycznym (10,0 proc.). Wymienione trzy grupy towarowe odpowiadały za 34,1 proc. eksportu w I kwartale 2017 r. Dla porównania – w całym 2016 r. było to łącznie aż 48,8 proc. sprzedaży zagranicznej województwa. Różnica ta została w 2017 r. pokryta wzrostem udziału produktów takich, jak m.in.: ryby i skorupiaki, kotły, maszyny i urządzenia mechaniczne, zboża, wyroby z żeliwa i stali czy meble.

Wykres 3. Struktura kierunkowa eksportu z województwa pomorskiego w I kwartale 2017 r.

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Izby Celnej w Warszawie

W strukturze kierunkowej największym udziałem cechowały się Niemcy (23,0 proc.). Na kolejnych pozycjach plasowały się: Holandia (9,1 proc.) Norwegia (6,4 proc.), Wielka Brytania (6,4 proc.), Francja (4,8 proc.) oraz Szwecja (4,1 proc.), Republika Czeska (4,3 proc.) oraz Wielka Brytania (4,1 proc.). Wśród odbiorców dominują państwa UE, na które przypadało prawie 69 proc. sprzedaży zagranicznej województwa.

Cechą pomorskiego importu jest wysoki poziom koncentracji towarowej. Warto mieć na uwadze, że struktura towarowa importu jest w znacznym stopniu kształtowana przez strukturę towarową eksportu. Wynika to z faktu, iż pomorskie importuje towary podlegające przetworzeniu, które następnie są eksportowane. Zjawisko to dało się zaobserwować również w I kwartale 2017 r. Na najważniejsze produkty sprowadzane z zagranicy, tzn.: paliwa (37,1 proc.) oraz maszyny i urządzenia elektryczne (12,1 proc.) przypadało łącznie 49,2 proc. importu. Zdecydowanie niższy udział niż przez cały 2016 r. (średnio 12,0 proc.) dotyczył statków, łodzi i konstrukcji pływających (8,1 proc.). Podobnie jak w przypadku eksportu tych towarów, wynika to m.in. z dekoniunktury na rynku offshore.

W I kwartale 2017 r. najistotniejszym partnerem importowym – głównie za sprawą paliw –pozostała Rosja (25,6 proc. importu). Mniejszy strumień produktów trafił do województwa pomorskiego z Chin (12,3 proc.), Norwegii (8,7 proc.), Niemiec (6,7 proc.) oraz Iraku (6,6 proc.).

Wykres 4. Struktura kierunkowa importu do województwa pomorskiego w I kwartale 2017 r.

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Izby Celnej w Warszawie.

Rynek pracy i wynagrodzenia

Według stanu na koniec I kwartału 2017 r. przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw wynosiło 316,0 tys. osób. W stosunku do końca grudnia wzrosło o 11,4 tys., a w porównaniu do końca marca 2016 r. – o 17,9 tys. Tempo wzrostu zatrudnienia było znacznie wyższe od tempa obserwowanego w okresie od końca grudnia 2015 r. do marca 2016 r. oraz nieznacznie wyższe niż w IV kwartale 2016 r.

Wykres 5. Wielkość zatrudnienia i poziom przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w sektorze przedsiębiorstw w województwie pomorskim w okresie od stycznia 2014 do marca 2017 r.

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku.

W marcu 2017 r. przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw wyniosło 4716 zł. Oznacza to nieznaczny, wynoszący aż 0,8 proc., wzrost w stosunku do poziomu wynagrodzeń w poprzednim kwartale. Jego nie najwyższa wartość jest uzasadniona tym, że pod koniec roku w wielu miejscach pracy przyznawane są premie, nagrody oraz dodatki, zawyżające ogólny poziom wynagrodzeń. W relacji do wynagrodzenia sprzed roku odnotowano wyraźny, znacząco przekraczający poziom inflacji, wzrost (6,2 proc.). Oznacza to utrzymanie tendencji realnej zwyżki płac.

W ślad za rosnącym zatrudnieniem przyszedł ubytek bezrobotnych. Na koniec marca 2017 r. ich liczba sięgnęła 61,8 tys. To o ponad 22 proc. mniej niż przed rokiem i o 3,6 proc. mniej niż pod koniec IV kwartału 2016 r. Stopa bezrobocia wynosiła 7,0 proc. Była ona o 0,3 pkt. proc. niższa niż pod koniec czwartego kwartału ub.r. Tak dobre dane dotyczące osób pozostających bez pracy obserwowano ostatnio w 2008 r.

Wykres 6. Liczba bezrobotnych i ofert pracy zgłoszonych do urzędów pracy w województwie pomorskim w okresie od stycznia 2014 do marca 2017 r.

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku.

Niska w porównaniu z poprzednimi kwartałami oraz latami wielkość populacji bezrobotnych ogółem to również efekt zmian sytuacji bezrobotnych znajdujących się w szczególnej sytuacji na rynku pracy. Uwagę zwraca zwłaszcza wyższy od dynamiki ogółem spadek bezrobotnych długotrwale (–27,6 proc. r/r). Nieznacznie niższy spadek zaobserwowano w tym samym okresie w grupie osób 50+ zarejestrowanych w urzędach pracy (–20,3 proc.). Obserwowane zmiany potwierdzają bardzo wysoki popyt na pracę, stwarzający szansę powrotu na rynek tym, których kompetencje mogły już ulec dezaktualizacji. Jeżeli popyt na pracę będzie nadal tak znaczący, to istnieje szansa na trwałą ich integrację z rynkiem pracy. Jeszcze wyższą dynamikę zmian zaobserwowano w wśród osób w wieku do 30. roku życia. W ciągu roku z grupy tej ubyło aż 24,0 proc. osób. Wyższy niż przeciętnie spadek jest efektem ponadprzeciętnej chęci do ewentualnego przekwalifikowania się oraz wyższej gotowości do zmiany miejsca zamieszkania cechujących ludzi młodych.

Długoterminowe ożywienie obserwowane na rynku pracy było także do pewnego stopnia widoczne w liczbie ofert zgłaszanych do powiatowych urzędów pracy. W marcu 2017 r. wpłynęło ich 11,6 tys. To o 5,1 tys. więcej niż w grudniu 2016 r., i o 16,2 proc. więcej niż przed rokiem. Obydwa te wskaźniki dobrze oddaje dobrą sytuację na pomorskim rynku pracy.

Barometr innowacyjności

W IV kwartale 2016 r. w Biuletynie Urzędu Patentowego opublikowano informację o 932 wynalazkach zgłoszonych do opatentowania. Liczba zgłoszeń pochodzących z województwa pomorskiego sięgnęła 54, co stanowiło 5,8 proc. wszystkich zgłoszonych wynalazków. Jest to odsetek wyższy od obserwowanego w III kwartale br.

Omawiane wartości cechuje wysoka zmienność, dlatego też warto posiłkować się informacjami o zgłoszeniach wynalazków analizowanymi narastająco. Od początku roku w biuletynie Urzędu Patentowego opublikowano informacje o 4004 zgłoszeniach, z czego 218 zgłoszeń pochodziło z Pomorza. Stanowiło to 5,4 proc. z liczby wszystkich opublikowanych zgłoszeń.

Wykres 7. Liczba pomorskich wynalazków zgłoszonych i opublikowanych w Biuletynie Urzędu Patentowego

Źródło: Opracowanie na podstawie http://www.uprp.pl

Udział województwa w liczbie zgłaszanych patentów jest niższy od udziału regionu w liczbie mieszkańców całej Polski (6,0 proc. w 2016 r.), czy też w liczbie ogólnopolskich przedsiębiorstw (6,8 proc.). Niemniej, należy mieć na uwadze, iż statystyka patentowa jest zdominowana przez zgłoszenia z województwa mazowieckiego, w tym w szczególności z Warszawy.

Struktura zgłoszonych patentów przez pomorskich wynalazców różniła się nieco w IV kwartale 2016 r. od struktury ogólnopolskiej. Po niespełna 17 proc. zgłoszeń dotyczyło podstawowych potrzeb ludzkich (Dział A w Międzynarodowej Klasyfikacji Patentowej) oraz Działu F – budowa maszyn; oświetlenie; ogrzewanie; uzbrojenie; technika minerska. Istotnym udziałem oraz minimalną nadreprezentacją w odniesieniu do poziomu ogólnopolskiego cechował się również dział G – fizyka (14,8 proc.; o 0,2 pkt. proc. więcej niż w skali kraju). Największa nadreprezentacja względem kraju dotyczyła natomiast działu H – elektrotechnika (13,0 proc.; o 5,5 proc. więcej niż w skali kraju).

Tabela 1. Ogólnopolskie oraz pomorskie zgłoszenia wynalazków opublikowane w Biuletynie Urzędu Patentowego wg Międzynarodowej Klasyfikacji Patentowej (MKP) w I kw. 2017 r.

Dział MKP Pomorskie Polska
Dział A – Podstawowe potrzeby ludzkie 13% 17%
Dział B – Różne procesy przemysłowe; Transport 23% 19%
Dział C – Chemia; Metalurgia 11% 25%
Dział D – Włókiennictwo; Papiernictwo 1% 0%
Dział E – Budownictwo; Górnictwo 12% 8%
Dział F – Budowa maszyn; Oświetlenie; Ogrzewanie; Uzbrojenie; Technika minerska 17% 12%
Dział G – Fizyka 13% 11%
Dział H – Elektrotechnika 10% 8%
RAZEM 100% 100%

Źródło: Opracowanie na podstawie http://www.uprp.pl

Ważniejsze wydarzenia

Inwestycje Ericssona i Intela
Hyperscale Customer Experience Lab – tak nazywa się wspólne przedsięwzięcie Ericssona i Intela w Gdańsku. Nowoczesne laboratorium ma służyć wprowadzaniu na rynek nowych technologii produkowanych przez te firmy.

Inwestycje Balticonu w Gdańsku
Na obszarze zlokalizowanym w okolicy Deepwater Container Terminal powstanie depot, terminal kolejowy oraz warsztat modyfikowania kontenerów. Wartą 20 mln zł inwestycje zrealizuje Balticon.

Nowy zarząd Energi
Rada nadzorcza Energi SA pełnienie funkcji zarządu powierzyła Danielowi Obajtkowi, wiceprezesa ds. finansowych – Jackowi Kościelniakowi, a wiceprezesa ds. operacyjnych – Alicji Barbarze Klimiuk. W styczniu ze stanowiska prezesa odwołany został Dariusz Kaśków.

Nauta zwodowała trawler
W Zakładzie Nowych Budów Stoczni Nauta w Gdańsku został zwodowany częściowo wyposażony trawler rybacki m/v Voyager. Jego finalnym odbiorcą będzie armator Voyager Fishing Company z Irlandii Północnej.

Hybrydowy prom w stoczni Crist
W stoczni Crist rozpoczęło się wodowanie w suchym doku hybrydowego promu P310. Jednostka powstaje na zlecenie fińskiego armatora Finferries.

Swarovski zainwestuje w Gdańsku
Austriacki koncern otwiera w Gdańsku centrum usług wspólnych. Swoje biura ulokuje w Garnizonie.

Rozbudowa Pomorskiego Centrum Logistycznego
Przy gdańskim terminalu kontenerowym trwają prace związane z rozbudową Pomorskiego Centrum Logistycznego. W połowie roku w jego magazynach będzie łącznie 88 tys. m kw. powierzchni.

Magazyn wysokiego składowania w Porcie Gdynia
W Porcie Gdynia otwarty został magazyn wysokiego składowania. Na powierzchni 5 tys. m kw. składowane będą towary drobnicowe.

PSSE na Lubelszczyźnie
Pomorska Specjalna Strefa Ekonomiczna rozszerzyła swoją działalność na kolejne województwo – lubelskie. W podstrefie Biała Podlaska, o powierzchni 94 ha, powstanie m.in. intermodalne centrum logistyczne obsługujące eksport polskich towarów do Chin.

Nowy prezes Grupy LOTOS
Marcin Jastrzębski został powołany przez Radę Nadzorczą Grupy LOTOS na stanowisko prezesa zarządu. Wiceprezesem zarządu ds. produkcji został natomiast Jarosław Kawula.

Ograniczony kontrakt Remontowej
Firma Siem Offshore Contractors, która trzy lata temu zamówiła w Remontowa Shipbuilding cztery statki PSV, po odebraniu dwóch jednostek ograniczyła zakres umowy. Powodem tej decyzji jest spowolnienie obserwowane na rynku offshore.

Przenosiny Lufthansa Systems
Lufthansa Systems przeniesie się z Opera Office do Alchemii. Powierzchnia nowej gdańskiej siedziby niemieckiej firmy wyniesie 5 tys. m kw.

Stocznia Marynarki Wojennej w rękach Stoczni Wojennej z Radomia
Stocznia Marynarki Wojennej, która od 2009 r. była w stanie upadłości, a od 2011 r. – w stanie upadłości likwidacyjnej, zostanie przejęta przez PGZ Stocznię Wojenną z Radomia, należącą do Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Cena wywoławcza SMW wyniosła 225 mln zł.

Inwestycje w Porcie Gdańsk
Gdański port ogłosił przetargi na modernizację fragmentu Nabrzeża Szczecińskiego oraz budowę parkingu buforowego. Obydwie inwestycje mają usprawnić pracę w porcie wewnętrznym.

Nelton zaprojektował prom dla Szwajcarów
Inżynierowie z biura projektowego Nelton z Pruszcza Gdańskiego rozpoczęli prace nad dokumentacją dotyczącą budowy promu z napędem hybrydowym, który będzie pływał po Jeziorze Czterech Kantonów w Szwajcarii.

Nowy wiceprezes PSSE
Nowym wiceprezesem Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej został Paweł Lulewicz. Wcześniej piastował on funkcję dyrektora Elbląskiego Parku Technologicznego.

Z Gdańska do Tel Awiwu
PLL LOT od czerwca uruchomią bezpośrednie połączenie lotnicze z Gdańska do Tel Awiwu. To drugi, po Ryanairze przewoźnik lotniczy, który połączy Gdańsk z Izraelem.

Pomorskie wyróżnione przez PARP
W raporcie dotyczącym stanu sektora małych i średnich przedsiębiorstw w Polsce, wydanym przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości, województwo pomorskie uplasowało się na drugim miejscu, tuż za Mazowszem.

WP do Alchemii
Gdański oddział jednego z największych polskich portali internetowych zmieni swoją lokalizację z Wrzeszcza na będący obecnie w budowie biurowiec Argon, wchodzący w skład kompleksu Alchemia. Realizację inwestycji zaplanowano na wrzesień br.

Islandzkie zlecenie stoczni Crist
Vegageroin – Islandzki Urząd Transportu Drogowego – zamówił w stoczni Crist pasażersko­‑samochodowy prom, obsługujący kursy pomiędzy wyspami archipelagu Westmana.

Nowa zasobnia w gdyńskim porcie
Na obszarze Morskiego Terminalu Masowego Gdynia została oddana do użytku nowa masownia. Będzie ona służyła przechowywaniu ładunków masowych, jak np. węgla czy kruszywa. Nakłady inwestycyjne poniesione w tym celu przez Port Gdynia wyniosły około 18 mln zł.

Nowy kontrakt Stoczni Crist
Norweski armator – Arctic Group AS – zlecił gdyńskiej stoczni budowę jednostki typu fish carrier służącej transportowi ryb i owoców morza z farm morskich do przetwórni. Termin realizacji projektu to połowa 2018 r. Jest to drugi z serii statek budowany na zamówienie Arctic Group.

Port Gdańsk hubem Nissana
Przez nadchodzące trzy lata gdański port będzie odprawiał zdecydowanie więcej samochodów koncernu Renault Nissan Alliance. Przeznaczeniem pojazdów transportowanych do Gdańska będą rynki całej Europy Środkowo­‑Wschodniej.

Gigantyczne dofinansowanie B+R
Zarząd Województwa Pomorskiego wybrał do realizacji 30 projektów badawczo­‑rozwojowych o łącznej wartości prawie 130 mln zł. Projekty te wystartowały w konkursie w Poddziałaniu 1.1.1 „Ekspansja przez innowacje – wsparcie dotacyjne” w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Pomorskiego.

Bydłowiec opuścił Gdynię
Stocznia Remontowa Nauta przebudowała kontenerowiec „Alondra” na jednostkę przeznaczoną do przewozu zwierząt hodowlanych. Przebudowę zlecił właściciel statku – duński armator Corral Line.

Nowe połączenie ro‑ro
Statek EMS Highway będzie regularnie raz w tygodniu zawijał do gdańskiego portu po produkowane w Czechach samochody marki Hyundai. Auta będą płynęły do brytyjskiego Tilbury.

Jachtem do Nowego Dworu Gdańskiego
W ramach modernizacji Pętli Żuławskiej zaplanowane zostały kolejne inwestycje. Jedną z nich będzie otwarcie trasy żeglugowej na Tudze wraz z budową przystani żeglarskiej w Nowym Dworze Gdańskim. Zakończenie inwestycji planowane jest na 2018 r.

Polecimy do Berlina
Po majówce będzie można polecieć z Gdańska do Berlina. Połączenie będą obsługiwać linie lotnicze Air Berlin. Rejsy do stolicy Niemiec będą odbywały się codziennie.

Najnowocześniejsza rafineria w Gdańsku
Za sprawą realizacji wartego 2,3 mld zł projektu EFRA, gdańska rafineria ma się stać najnowocześniejszą w całej Unii Europejskiej. Inwestycja rozpoczęła się w kwietniu ub.r., a jej finalizacja planowana jest na drugi kwartał 2018 r.

Dobre wyniki LOTOSU
Zysk netto Grupy Kapitałowej LOTOS wyniósł w ub.r. ponad 1,1 mld zł, podczas gdy w 2015 r. koncern odnotował stratę w wysokości ponad 260 mln zł. Wyniki te cieszą tym bardziej, że osiągnięte zostały w trudnych warunkach – przy relatywnie niskim poziomie cen ropy naftowej.

YDP zamyka działalność
Young Digital Planet, będąca częścią fińskiej Grupy Sanoma, znika z rynku. Likwidacja YDP oznaczać będzie utratę pracy dla kilkudziesięciu osób zatrudnionych w gdyńskim biurze spółki.

Spadek zysku ENERGI
Zysk netto Grupy ENERGA wyniósł w 2016 r. 147 mln zł. To o prawie 700 mln zł mniej niż w roku 2015.

¹ Dane za rok 2017 pochodzą ze zbioru otwartego, co oznacza, że przez cały rok sprawozdawczy rejestrowane są dane dotyczące wszystkich miesięcy (bieżących i poprzednich w przypadku dosyłania brakujących danych) oraz korekt rejestrowanych za okres sprawozdawczy, którego dotyczą.

Skip to content