Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Na czym polegał fenomen Pawła Adamowicza?

Pobierz PDF

Paweł Adamowicz był jakiś inny. Widać to było szczególnie wyraźnie w ostatnich latach jego działalności, które cechowało dążenie do budowania wspólnoty i włączanie mieszkańców do podejmowania decyzji (model partycypacyjny). Ale nawet w pierwszej fazie swojej aktywności, znaczonej podejściem bardziej technokratycznym, widać było, że robi to w aurze troski o coś więcej niż własna pozycja i skuteczność, niż własne ego.

W czym tkwiła tajemnica siły oddziaływania Pawła Adamowicza, jego otwartości i zdolności do uczenia się, do samokorekty? Jego zdolności do współpracy i budowania koalicji oraz pozyskiwania serc mieszkańców?

Myślę, że była to tak zwana POSZERZONA TOŻSAMOŚĆ. Paweł Adamowicz nie był niewolnikiem własnego ego, utożsamiał się nie tylko ze swoją prezydenturą i urzędem (co robi wielu samorządowców i polityków) – utożsamiał się z ukochanym Gdańskiem, ale także z Polską, Europą a nawet w pewnym sensie ze światem. Ta poszerzona tożsamość pozwalała mu widzieć otoczenie i świat jako całość. Gdańsk był częścią tej tożsamości i Polska też była taką częścią. Dlatego tak bardzo mu na Gdańsku i na Polsce zależało.

Dzięki tej poszerzonej tożsamości nie miał również skłonności do przejmowania, kontrolowania i podporządkowywania sobie (urzędowi) nie swoich (niezależnych) inicjatyw. Jeśli czuł, że są one dobre dla Gdańska lub Polski – popierał je. Dawał szansę żyć otoczeniu – w jego wyobrażeniu urząd miał być naturalnym partnerem a nie „Zosią Samosią”.

Takiej poszerzonej tożsamości można życzyć wszystkim liderom samorządowym i politykom, szczególnie w Roku Samorządu Terytorialnego.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Sytuacja gospodarcza województwa pomorskiego w III kwartale 2019 r.

Pobierz PDF

Koniunktura gospodarcza

Choć wśród ocen dotyczących kondycji polskiej gospodarki nadal dominują te pozytywne, to coraz więcej Polaków spodziewa się spowolnienia gospodarczego i pogorszenia swojej sytuacji, zapowiadając oszczędności – tak przynajmniej wynika z badania 2019 IRIS Financial Confidence Survey1. Pesymistyczne odczucia Polaków znajdują odzwierciedlenie w najnowszych prognozach Komisji Europejskiej, która obcięła prognozy wzrostu gospodarczego Polski – z 4,4 do 4,1 proc. w 2019 r. oraz z 3,6 do 3,3 proc. w przyszłym roku. Nie zmienia to jednak faktu, że polska gospodarka pozostanie jedną z najprężniejszych w skali całej Unii Europejskiej2. Nadejście spowolnienia przewiduje również Narodowy Bank Polski, który zweryfikował swoje prognozy wzrostu gospodarczego dla Polski z 4,5 do 4,3 proc. w 2019 r., z 4,0 do 3,6 proc. w 2020 r. oraz z 3,5 do 3,3 proc. w 2021 roku3.

Na koniec III kwartału br. wśród pomorskich przedsiębiorców dominowały pozytywne nastroje – wartość indeksu bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa we wszystkich siedmiu badanych branżach była dodatnia, choć w czterech spośród nich była ona bardzo niska, oscylując wokół 3‑4 pkt. Mowa tu o: zakwaterowaniu i usługach gastronomicznych (+3,6 pkt.), handlu detalicznym (+3,6 pkt.), transporcie i gospodarce magazynowej (+3,4 pkt.) oraz przetwórstwu przemysłowym (+3,3 pkt.). Najwyższą wartość odnotowano w sektorze informacji i komunikacji (+15,9 pkt.), co nie zmienia jednak faktu, że był to najniższy wynik od ponad dwóch lat. Na wyraźnym „plusie” były też: handel hurtowy (+11,9 pkt.) oraz budownictwo (+9,2 pkt.).

Wartość wskaźnika we wszystkich analizowanych branżach była we wrześniu br. niższa niż pod koniec II kwartału, co świadczy o pogarszających się nastrojach przedsiębiorców. Najwyższy spadek w porównaniu do czerwca odnotowano w sekcji zakwaterowania i usług gastronomicznych (–50,3 pkt.), jednak jest to zjawisko typowe, związane z kończącym się okresem wakacyjnym. Znaczny spadek – odpowiednio o: 16,7 pkt., 14,0 pkt. i 12,4 pkt. – dotyczył sektorów: transportu i gospodarki magazynowej, informacji i komunikacji oraz handlu hurtowego. Z kolei najmniejszy – o 4,6 pkt. – odnotowano w handlu detalicznym.

Na znacznie gorsze nastroje przedsiębiorców wskazuje również porównanie wrześniowych wartości wskaźnika z analogicznymi z 2018 r. Jedyną branżą, w której są one w tym roku wyższe (o 6,0 pkt.) jest budownictwo. W pozostałych zauważalny jest – mniej lub bardziej widoczny – spadek. Największy dotyczy sektora informacji i komunikacji (–23,7 pkt.) oraz zakwaterowania i usług gastronomicznych (–14,4 pkt.). Wyraźny, przekraczający 10 pkt. spadek odnotowano też wśród przedsiębiorców z branży transportu i gospodarki magazynowej (–11,2 pkt.) oraz przetwórstwa przemysłowego (–10,3 pkt.).

Wykres 1. Indeks bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa wg sektorów w województwie pomorskim w okresie od września 2018 do września 2019 r.

Przedział wahań wskaźnika wynosi od –100 do +100. Wartości ujemne oznaczają przewagę ocen negatywnych, dodatnie – pozytywnych.
Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie danych GUS

Pod koniec III kwartału br. indeks bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa był na Pomorzu w trzech sektorach wyższy niż średnio w Polsce, a w czterech – niższy. To duża zmiana w porównaniu z poprzednim kwartałem, kiedy to we wszystkich badanych sektorach sytuacja była oceniana lepiej niż w Polsce. We wrześniu wyższa niż przeciętnie w kraju ocena dotyczyła pomorskich firm z branż: przetwórstwa przemysłowego, budownictwa oraz handlu hurtowego. W każdym z tych przypadków wskaźnik był nieznacznie wyższy niż średnio w Polsce. Nieznaczne różnice in minus dotyczyły natomiast: handlu detalicznego, transportu i gospodarki magazynowej oraz zakwaterowania i usług gastronomicznych. Jedyne większe negatywne odchylenie dotyczyło natomiast sektora informacji i komunikacji (–11,4 pkt. względem kraju).

Na przestrzeni ostatnich siedmiu lat nastroje pomorskich przedsiębiorców w sześciu spośród siedmiu badanych branż poprawiły się. Porównując uśrednione wartości indeksu bieżącego ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa pomiędzy trzecim kwartałem 2019 r., a tym samym okresem 2012 r. największa różnica in plus dotyczy sektora budownictwa (+35,2 pkt.) oraz handlu detalicznego (+24,6 pkt.). Wzrost ten w obydwu przypadkach można uzasadnić dynamicznym rozwojem społeczno­‑gospodarczym polskiej, w tym również pomorskiej gospodarki oraz bogaceniem się społeczeństwa. W analizowanym okresie pogorszyły się nastroje jedynie przedsiębiorców z sektora przetwórstwa przemysłowego (–12,0 pkt. względem III kwartału 2012 r.).

Pomorscy przedsiębiorcy po raz pierwszy od dłuższego czasu patrzą w przyszłość z pesymizmem – indeks przewidywanej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa w sześciu spośród siedmiu branż znajdował się na minusie. Najgorsze prognozy (–24,7 pkt.) dotyczyły sektora zakwaterowania i usług gastronomicznych, co jest jednak zjawiskiem naturalnym, związanym z sezonowym charakterem tej branży na Pomorzu. Zauważalnego pogorszenia spodziewali się także przedsiębiorcy z sektorów informacji i komunikacji (–9,0 pkt.) oraz handlu hurtowego (–7,3 pkt.). W przypadku tego pierwszego był to już siódmy miesiąc z rzędu, w którym badany wskaźnik wynosił poniżej 0. Trend ten może być związany z coraz większym nasyceniem trójmiejskiego rynku IT oraz niedoborem specjalistów z tej branży. Jedynym obszarem, w którym prognozy były optymistyczne, było przetwórstwo przemysłowe (+12,6 pkt.).

W skali całego kraju prognozy przedstawiały się minimalnie korzystniej niż w województwie pomorskim. Indeks przewidywanej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa był najwyższy w branży informacji i komunikacji (+7,5 pkt.). W trzech kolejnych – handlu detalicznym, przetwórstwie przemysłowym oraz handlu hurtowym – znajdował się minimalnie na plusie. Podobnie jak na Pomorzu, branżą, w której było najwięcej obaw co do nadchodzącej przyszłości, było zakwaterowanie i usługi gastronomiczne, gdzie wartość wskaźnika wyniosła – 9,0 pkt.

Działalność przedsiębiorstw

Na koniec września 2019 r. liczba podmiotów gospodarki narodowej na Pomorzu wyniosła 305,9 tys. Na przestrzeni roku odnotowano zatem wzrost o ponad 12 tys. podmiotów. Liczba ta jest także o 2,9 tys. wyższa niż pod koniec poprzedniego kwartału.

Wszystkie badane indeksy – produkcji sprzedanej przemysłu, produkcji budowlano­‑montażowej oraz sprzedaży detalicznej towarów – osiągnęły pod koniec III kwartału br. wyniki wyższe niż w analogicznym okresie 2018 r. Szczególnie wysoki wynik dotyczył produkcji budowlano­‑montażowej, która była wyższa o 21,3 proc. niż we wrześniu ub. r. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że w sierpniu br. produkcja sprzedana przemysłu oraz produkcja budowlano­‑montażowa były niższe niż przed rokiem – odpowiednio o: 0,4 i 5,2 proc. W przypadku pierwszego z indeksów, była to już druga niższa miesięczna wartość w ujęciu rok do roku w przeciągu ostatnich 4 miesięcy, co może zwiastować zbliżającą się recesję. W przypadku drugiego, było to pierwsze takie zdarzenie od prawie 2,5 roku i za szybko jeszcze, by wysnuwać daleko idące wnioski. Najlepsza sytuacja dotyczyła sprzedaży detalicznej towarów, która zarówno w lipcu, sierpniu, jak i wrześniu była wyższa niż przed rokiem – odpowiednio o: 10,0 proc., 3,8 proc. i 6,9 proc.

Wykres 2. Dynamika produkcji sprzedanej, budowlano­‑montażowej i sprzedaży detalicznej w województwie pomorskim w okresie od stycznia 2016 do września 2019 r.

Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku

Trzeci kwartał 2019 r. był dla pomorskich przedsiębiorstw przemysłowych zbliżony do poprzedniego kwartału. W dwóch miesiącach (lipcu i wrześniu) poziom produkcji sprzedanej przemysłu był wyższy niż przed rokiem (odpowiednio o: 7,9 i 3,3 proc.), natomiast w sierpniu odnotowano spadek o 0,4 proc. w ujęciu rok do roku. To już trzeci miesiąc w tym roku, gdy poziom produkcji w porównaniu z tym samym miesiącem 2018 r. jest niższy. Według prognoz sytuacja polskiego przemysłu będzie się w nadchodzącym czasie pogarszała. We wrześniu indeks PMI dla Polski spadł z 48,8 do 47,8 pkt. To już 11. miesiąc z rzędu, kiedy wskaźnik ten wyniósł poniżej 50 pkt., co oznacza, że zdaniem ankietowanych menedżerów logistyki przemysł przetwórczy kurczy się z miesiąca na miesiąc. Pesymistyczne są również prognozy – zaledwie 1/3 badanych menedżerów spodziewa się, że w ciągu najbliższego roku produkcja przemysłowa wzrośnie. Oznacza to, że nastroje są najgorsze od początku prowadzonych od 2012 r. badań4.

Po raz pierwszy od wielu kwartałów, w sierpniu br., odnotowano niższy miesięczny poziom produkcji budowlano­‑montażowej w ujęciu rok do roku. Również wynik lipcowy, choć wyższy niż przed rokiem, stanowił najniższy wzrost w ujęciu rdr. od lutego 2018 r. Być może zbyt szybko jeszcze, by wysnuwać daleko idące wnioski, jednak zdaniem wielu ekspertów kończy się właśnie okres hossy w budownictwie. Według badań GUS wskaźnik koniunktury w budownictwie wyniósł we wrześniu br. 3,2, podczas gdy w poprzednich miesiącach wynosił odpowiednio: 5,6, 6,2 i 7,8. Z raportu EFL „Budownictwo przyszłości. Pod lupą” wynika, że pomimo nadal dobrej sytuacji w branży, wielu jej reprezentantów nie jest zbyt pewnych nadchodzącej przyszłości – 1/5 badanych patrzy w przyszłość z niepokojem, a 2 na 5 badanych nie jest jej w stanie przewidzieć. Za największe problemy, wpływające na pogarszający się obraz branży, uznaje się rosnące zatory płatnicze, a także niedobór pracowników5.

Trzeci kwartał 2019 r. był udany dla pomorskich przedsiębiorstw z branży sprzedaży detalicznej towarów. Przez cały kwartał utrzymał się trend wzrostowy rozpoczęty na początku 2017 r. (w granicach +3,8 – +10,0 proc. względem wartości ubiegłorocznych). Z badania 2019 IRIS Financial Confidence Survey wynika, że coraz więcej Polaków deklaruje zmniejszenie konsumpcji, przede wszystkim jeśli chodzi o wydatki na posiłki poza domem oraz ubrania. Z kolei co trzeci badany deklaruje zmniejszenie wydatków na żywność. Trend ten nie pozostanie bez negatywnego wpływu na przedsiębiorstwa z branży handlu detalicznego6.

Handel zagraniczny

W III kwartale 2019 r.7 wartość eksportu wyniosła 2917,9 mln euro, zaś importu – 3605,9 mln euro. Saldo handlu zagranicznego było więc ujemne i wyniosło –688 mln euro. W odniesieniu do poprzedniego kwartału wartość eksportu wzrosła o 8,8 proc., a importu – o 8,2 proc. Z kolei saldo zwiększyło się o 5,7 proc. W skali całej polskiej gospodarki, w pierwszych trzech kwartałach br. wyeksportowano towary o łącznej wartości 173,6 mld euro, natomiast wartość towarów importowanych wyniosła 172,8 mld euro. Saldo handlu zagranicznego było dodatnie i wyniosło 0,8 mld euro. W porównaniu z analogicznym okresem 2018 r. wartość towarów eksportowanych wzrosła o 5,0%, natomiast importowanych – o 2,7%. Saldo handlu zagranicznego wzrosło natomiast o 3,7 mld euro.

W porównaniu do obrotów z III kwartału 2018 r. zaobserwowano na Pomorzu spadek wolumenu importu (o 4,2 proc.), natomiast wolumen eksportu był niemal identyczny. Zarówno pomorski eksport, jak i import były w III kw. 2019 r. znacznie wyższe od wartości notowanych w analogicznym okresie 2017 r.

Wśród towarów eksportowanych z Pomorza dominowały, podobnie jak w poprzednich kwartałach, cztery grupy towarów: statki, łodzie oraz konstrukcje pływające (16,9 proc. wartości eksportu), paliwa (8,7 proc.), maszyny i urządzenia elektryczne (8,6 proc.) oraz ryby i owoce morza (7,5 proc.). Łącznie odpowiadały one za 41,8 proc. wartości eksportu z województwa pomorskiego. Było to o 2,8 pkt. proc. więcej niż w II kwartale br., jednak o 6,5 pkt. proc. mniej niż w analogicznym okresie 2018 r. Warto mieć jednak na uwadze, że wahania te niekoniecznie muszą oddawać realne zmiany zachodzące w regionalnej gospodarce, a bardziej są efektem specyfiki branży stoczniowej, w której zlecenia są często długoterminowe oraz opiewają na bardzo wysokie kwoty. Bywa więc, że nawet realizacja pojedynczego kontraktu wpływa w dużym stopniu na cały kształt kwartalnej struktury eksportu.

Wykres 3. Struktura kierunkowa eksportu z województwa pomorskiego w III kwartale 2019 r.

Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie danych Izby Celnej w Warszawie

Tradycyjnie już najwięcej towarów eksportowanych z województwa pomorskiego powędrowało do największego partnera handlowego polskiej gospodarki – Niemiec (21,2 proc.). Na kolejnych pozycjach znalazły się: Francja (8,6 proc.), Holandia (5,2 proc.) oraz Szwecja (5,0 proc.). W skali Polski największymi odbiorcami eksportowanych towarów były w pierwszych trzech kwartałach br.: Niemcy (27,7 proc. wartości eksportu), Czechy (6,1 proc.), Wielka Brytania (6,0 proc.) oraz Francja (5,8 proc.).

Struktura towarów importowanych na Pomorze była w III kwartale 2019 r., podobnie jak we wcześniejszych kwartałach, zdominowana przez paliwa, które odpowiadały za niemal 1/3 (32,4 proc.) wartości importu. Tradycyjnie też istotny był udział towarów z branż: statków, łodzi i konstrukcji morskich (10,1 proc.), ryb i owoców morza (8,4 proc.) oraz maszyn i urządzeń elektrycznych (8,3 proc.). Łączny udział towarów z czterech w/w grup w pomorskim imporcie wyniósł w analizowanym okresie 59,2 proc., czyli o 1,7 pkt. proc. mniej niż w poprzednim kwartale oraz o 4,1 pkt. proc. mniej niż w analogicznym okresie 2018 r.

Zauważalne podobieństwo struktury importowej i eksportowej województwa pomorskiego wynika z faktu, że regionalny import jest w dużym stopniu kształtowany przez eksport: na Pomorze sprowadzane są towary podlegające przetworzeniu, które następnie w dużej części są sprzedawane za granicę.

W III kwartale 2019 r. największym eksporterem na Pomorze – głównie za sprawą paliw – była tradycyjnie już Rosja (23,1 proc. wartości importu). Za jej plecami znalazły się: Chiny (13,5 proc.), Norwegia (6,7 proc.), Niemcy (6,3 proc.) oraz Kazachstan (4,3 proc.). Z kolei w strukturze geograficznej importu towarów do całej polskiej gospodarki na przedzie znajdują się Niemcy (22,0 proc.), a za nimi są Chiny (12,3 proc.) oraz Rosja (6,1 proc.). Tak znaczący udział importu z Rosji na Pomorzu wynika z obecności rafinerii przetwarzającej ropę sprowadzaną w dużym stopniu właśnie z kierunku rosyjskiego.

Wykres 4. Struktura kierunkowa importu do województwa pomorskiego w III kwartale 2019 r.

Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie danych Izby Celnej w Warszawie

Barometr innowacyjności

W III kwartale 2019 r. w Biuletynie Urzędu Patentowego opublikowano informację o 986 wynalazkach zgłoszonych do opatentowania. Liczba zgłoszeń pochodzących z województwa pomorskiego sięgnęła 48, co stanowiło 4,9 proc. wszystkich zgłoszonych wynalazków. Jest to odsetek niższy o 0,7 pkt. proc. od obserwowanego w poprzednim kwartale oraz o 0,2 pkt. proc. wyższy niż w analogicznym okresie 2018 r.

Wykres 5. Liczba pomorskich wynalazków zgłoszonych i opublikowanych w Biuletynie Urzędu Patentowego w I, II i III kwartale 2019 r.

Źródło: opracowanie na podstawie http://www.uprp.pl

Udział województwa w liczbie zgłaszanych patentów był więc w mijającym kwartale niższy od udziału regionu w liczbie mieszkańców całej Polski (6,0 proc.) oraz – już wyraźnie – w odniesieniu do liczby ogólnopolskich przedsiębiorstw (6,8 proc.). Niemniej należy mieć na uwadze, iż statystyka patentowa jest zdominowana przez zgłoszenia z województwa mazowieckiego, w tym w szczególności z Warszawy.

Choć polska gospodarka nadal postrzegana jest za jedną z mniej innowacyjnych w skali Unii Europejskiej, cieszy jednak, że województwo pomorskie należy do najbardziej innowacyjnych polskich regionów. W czwartej edycji badania Indeks Millennium – Potencjał Innowacyjności Regionów, przeprowadzonego przez Bank Millennium, Pomorze uplasowało się, podobnie jak rok wcześniej, na czwartym miejscu. Na podium znalazły się: Mazowsze, Małopolska oraz Dolny Śląsk. W ramach badania innowacyjność regionów była oceniana przez pryzmat pięciu obszarów: wydajności pracy, wydatków na działalność badawczo­‑rozwojową, edukacji policealnej, osób pracujących w B+R oraz liczby patentów. Pomorze wypadło najlepiej jeśli chodzi o wydajność pracy oraz edukację policealną. Najmniej punktów otrzymało natomiast w dwóch ostatnich kategoriach – pracujących w B+R oraz liczby patentów.

W III kwartale br. niemal 1/3 pomorskich zgłoszeń patentowych dotyczyło działu B Międzynarodowej Klasyfikacji Patentowej – różne procesy przemysłowe i transport. Zauważalny, niemal 15‑procentowy udział dotyczył natomiast działów: E – budownictwo i górnictwo oraz G – fizyka.

Największa nadreprezentacja względem kraju również dotyczyła działów: B (+8,5 pkt. proc.) oraz E (+6,4 pkt. proc.). Największe odchylenie in minus dotyczyła natomiast działu C – chemia i metalurgia (–11,5 pkt. proc.).

W analogicznym okresie ubiegłego roku największa nadreprezentacja dotyczyła działu F – budowa maszyn, oświetlenie, ogrzewanie, uzbrojenie, technika minerska (+8,2 pkt. proc. względem kraju), natomiast największe odchylenie in minus, działu A – podstawowe potrzeby ludzkie (–6,8 pkt. proc.).

W III kwartale br. niemal 1/3 pomorskich zgłoszeń patentowych dotyczyło działu B Międzynarodowej Klasyfikacji Patentowej – różne procesy przemysłowe i transport. Zauważalny, niemal 15‑procentowy udział dotyczył natomiast działów: E – budownictwo i górnictwo oraz G – fizyka.

Największa nadreprezentacja względem kraju również dotyczyła działów: B (+8,5 pkt. proc.) oraz E (+6,4 pkt. proc.). Największe odchylenie in minus dotyczyła natomiast działu C – chemia i metalurgia (–11,5 pkt. proc.).

W analogicznym okresie ubiegłego roku największa nadreprezentacja dotyczyła działu F – budowa maszyn, oświetlenie, ogrzewanie, uzbrojenie, technika minerska (+8,2 pkt. proc. względem kraju), natomiast największe odchylenie in minus, działu A – podstawowe potrzeby ludzkie (–6,8 pkt. proc.).

Tabela 1. Ogólnopolskie oraz pomorskie zgłoszenia wynalazków opublikowane w Biuletynie Urzędu Patentowego wg Międzynarodowej Klasyfikacji Patentowej (MKP) w I, II i III kw. 2019 r.

Dział MKP III kwartał 2019 r. 2019 r.
Pomorskie Polska różnica Pomorskie Polska różnica
% % pkt. proc. % % pkt. proc.
Dział A – Podstawowe potrzeby ludzkie 12,5 16,0 –3,5 15,4 17,1 –1,7
Dział B – Różne procesy przemysłowe; Transport 31,3 22,7 +8,5 24,3 22,0 +2,3
Dział C – Chemia; Metalurgia 10,4 21,9 –11,5 14,0 23,2 –9,2
Dział D – Włókiennictwo; Papiernictwo 2,1 1,6 +0,5 0,7 0,9 –0,2
Dział E – Budownictwo; Górnictwo 14,6 8,2 +6,4 9,6 8,2 +1,4
Dział F – Budowa maszyn; Oświetlenie; Ogrzewanie; Uzbrojenie; Technika minerska 8,3 12,9 –4,5 11,0 11,5 –0,5
Dział G – Fizyka 14,6 10,6 +3,9 17,6 10,3 +7,4
Dział H – Elektrotechnika 6,3 6,0 +0,3 7,4 6,9 +0,5
RAZEM 100,0 100,0 100,0 100,0

Źródło: opracowanie na podstawie http://www.uprp.pl

Mając na uwadze zgłoszenia wynalazków notowane narastająco od początku 2019 r., można stwierdzić, że względem kraju Pomorze specjalizuje się przede wszystkim w dziale G (fizyka), który charakteryzuje nadreprezentacja rzędu 7,4 pkt. proc.

Ważniejsze wydarzenia8

Anwil otworzy terminal przeładunkowy w Gdańsku
W gdańskim porcie powstanie terminal przeładunkowy należącej do Grupy Orlen spółki Anwil. Terminal będzie służył do magazynowania nawozów oraz ich przeładunku z transportu kolejowego na morski.

Rekordowe przeładunki w Naftoporcie
W ciągu pierwszego półrocza br. gdański Naftoport przyjął 8,3 mln ton ropy naftowej, czyli o prawie 30 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2018 r. Tak wysoki wynik jest w dużej mierze zasługą czasowego wstrzymania dostaw ropy naftowej z rurociągu „Przyjaźń”, spowodowanego jego zanieczyszczeniem.

Zmiany w zarządzie LOTOS-u
Dotychczasowi wiceprezesi Grupy LOTOS, Patryk Demski oraz Robert Sobków, zostali odwołani ze swoich funkcji. Na ich miejsce Rada Nadzorcza spółki powołała Zofię Paryłę oraz Mariana Krzemińskiego.

LOTOS odkrył nowe złoża ropy
Grupa LOTOS wraz z norweską spółką AkerBP odkryły na norweskim szelfie złoża ropy naftowej, których objętość szacuje się na 80‑200 mln baryłek ekwiwalentu ropy naftowej. To największe złoże znalezione w tym regionie od ponad 30 lat. Wydobycie surowca ma się rozpocząć w listopadzie br.

Chiński importer lokuje się w Gdańsku
Globalway – jeden z czołowych importerów m.in. mebli, zabawek oraz artykułów sportowych z Chin, otwiera swój magazyn w gdańskim Panattoni. Jak mówi Jian Yao, prokurent firmy, Globalway chce nie tylko nawiązać relacje z polskimi klientami, ale też z polskimi producentami poprzez włączenie ich towarów do swojej sieci sprzedaży. Spółka jest obecna w ponad 150 krajach świata.

Protest w LOTOS-ie
Pracownicy produkcji Grupy LOTOS protestowali pod siedzibą zarządu spółki przeciwko zmianom kadrowym oraz zmniejszeniu liczby osób zatrudnionych przy obsłudze instalacji rafineryjnych. Ich zdaniem redukcja zatrudnienia powoduje wzrost ryzyka wystąpienia poważnych awarii instalacji, potencjalnie zagrażających zdrowiu i życiu pracowników oraz bezpieczeństwu całej rafinerii.

Konferencja SEC po raz pierwszy w Gdańsku
Organizowana przez spółkę EPAM coroczna konferencja Software Engineering Conference po raz pierwszy odbyła się w Gdańsku. W wydarzeniu wzięło udział ponad 1,2 tys. specjalistów z obszaru nowoczesnych technologii, inżynierii i innowacji z całego świata, a wśród prelegentów znaleźli się reprezentanci globalnych korporacji, takich jak: Facebook, Google czy EPAM System.

JUUL Labs otworzył biuro w Gdańsku
Amerykańska firma z Doliny Krzemowej, będąca liderem amerykańskiego rynku e‑papierosów, otworzyła w Gdańsku centrum finansowo­‑księgowe dla obszaru Europy Środkowo­‑Wschodniej i Afryki. Zatrudnienie w centrum znalazło póki co 70 specjalistów.

Koniec 5‑letniej przebudowy platformy „Petrobaltic”
Platforma „Petrobaltic” po 5 latach prac remontowych opuszcza Stocznię „Remontowa”. Platforma będzie pracowała na bałtyckim złożu B8.

Gryfy Gospodarcze 2019 rozdane
Za nami dwudziesta gala Pomorskiej Nagrody „Gryf Gospodarczy”. Wśród nagrodzonych firm znalazły się m.in. Fido Voice, Invicta, Nava, Gdańska Stocznia Remontowa, Zakłady Porcelany Stołowej Lubiana, Klimor, Just Join IT czy MGJ. Przedsiębiorstwa były nagradzane w kategoriach takich jak m.in.: lider innowacji, lider eksportu, lider kształcenia zawodowego czy lider odpowiedzialności społecznej.

Crist przejmuje teren po stoczni Nauta
Stocznia Crist przejmuje na najbliższe pięć lat część infrastruktury produkcyjnej w Zakładzie Nowych Budów, który wcześniej wykorzystywała Stocznia Remontowa Nauta. Ta ostatnia z kolei będzie prowadziła swoją produkcję tylko w Gdyni, na terenie po Stoczni Gdynia.

Targi Trako 2019
Tradycyjnie już w gdańskim Amber Expo odbyły się 13. Międzynarodowe Targi Kolejowe Trako 2019. Wzięło w nich udział ponad 700 wystawców z 30 krajów z całego świata. Wśród uczestników wydarzenia nie zabrakło przedstawicieli zarządów spółek kolejowych, polskich i zagranicznych instytucji działających na rzecz rozwoju kolei czy producentów związanych z branżą kolejową.

Za nami Europejskie Forum Nowych Idei
W Sopocie odbyła się dziewiąta edycja organizowanej przez Konfederację Lewiatan konferencji Europejskie Forum Nowych Idei. EFNI jest corocznym miejscem debaty na temat przyszłości Europy, w której biorą udział politycy, ekonomiści, przedsiębiorcy, reprezentanci świata nauki i kultury z Polski i zagranicy. Hasło tegorocznej edycji brzmiało: „#CoBędzieJutro? Jaka demokracja, jaki rynek, jaka Europa?”.

Hapag­‑Lloyd otwiera centrum wiedzy w Gdańsku
Jeden z największych armatorów kontenerowych na świecie w 2020 r. otworzy w Gdańsku swoje centrum wiedzy. Inwestor ma w planach zatrudnienie 180 osób, w tym przede wszystkim specjalistów z obszarów takich jak: IT, zarządzanie towarami niebezpiecznymi oraz zarządzanie biznesem.

Statek do transportu żywych ryb gotowy
Stocznia Crist oddała do użytku w pełni wyposażony life fish carrier, czyli statek do transportu żywych ryb. Zamawiającym był norweski armator Arctic Group AS.

Port Gdańsk zbliża się do podium
W pierwszym półroczu br. Port Gdańsk odnotował wzrost przeładunków o 9 proc. w porównaniu do analogicznego okresu poprzedniego roku. Oznacza to, że znajduje się on tuż za plecami trzeciego największego portu Morza Bałtyckiego – Primorska.

Za nami Baltexpo
W gdańskim Amber Expo odbyły się 20. Międzynarodowe Targi Morskie Baltexpo. W wydarzeniu wzięło udział ponad 250 wystawców z ponad 20 krajów. Podczas targów Krajowa Izba Gospodarki Morskiej tradycyjnie już przyznała nagrody – „Złote Kotwice”. Tegorocznymi laureatami zostali: Remontowa Shipbuilding, Gdańska Stocznia Remontowa oraz Marine Technology.

Gdańsk najbardziej punktualnym polskim lotniskiem
Port Lotniczy im. Lecha Wałęsy w Gdańsku pozostaje najbardziej punktualnym polskim lotniskiem. W rankingu przygotowanym przez firmę VariFlight współczynnik punktualności gdańskiego lotniska wyniósł w czerwcu 82,65 proc., czyli o prawie 6 pkt. proc. więcej niż średnia dla wszystkich polskich portów lotniczych.

Rekordowo niskie bezrobocie na Pomorzu
W czerwcu br. stopa bezrobocia w województwie pomorskim wyniosła 4,4 proc., co jest najniższym wynikiem od kiedy prowadzone są badania. Stopa bezrobocia na Pomorzu była czwartą najniższą w skali wszystkich polskich województw.

Nowe połączenia lotnicze z Gdańska
W drugiej połowie grudnia Wizzair otwiera połączenie lotnicze z Gdańska do Edynburga, a w czerwcu przyszłego roku – do włoskiego Bari. Z kolei na przełomie października i listopada Wizzair oraz Ryanair otwierają swoje połączenia do Odessy.

Airport City Gdańsk
Przy lotnisku im. Lecha Wałęsy w Gdańsku powstanie Airport City Gdańsk – kompleks siedmiu ekologicznych biurowców najwyższej światowej klasy, w których znajdzie się łącznie 100 tys. m² powierzchni biurowej. Inwestorem jest gdański Port Lotniczy. Koszt projektu ma przekroczyć miliard złotych.

Pomorskie czwarte w rankingu innowacyjności
Województwo pomorskie zajęło czwarte miejsce w rankingu najbardziej innowacyjnych polskich województw, przygotowanym przez Bank Millennium, utrzymując tym samym swoją pozycję sprzed roku. Na podium znalazły się województwa: mazowieckie, małopolskie oraz dolnośląskie.

1 za: www.forbes.pl

2 za: www.tvn24bis.pl

3 za: www.npb.pl

4 za: www.rp.pl

5 za: www.outsourcingportal.eu, www.efl.pl

6 za: www.forbes.pl

7 Dane za rok 2019 pochodzą ze zbioru otwartego, co oznacza, że przez cały rok sprawozdawczy rejestrowane są dane dotyczące wszystkich miesięcy (bieżących i poprzednich w przypadku dosyłania brakujących danych) oraz korekt rejestrowanych za okres sprawozdawczy, którego dotyczą.

8 W niniejszym podrozdziale wykorzystano informacje pochodzące m.in. z portalów trojmiasto.pl oraz pomorskie.eu.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Od potentata do… start‑upu

Pobierz PDF

Rozmowę przeprowadził Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Ambient System jest firmą, która osiągnęła sukces, wspinając się krok po kroku w łańcuchu wartości dodanej – począwszy od lokalnej działalności dystrybucyjnej, przez instalacyjno­‑dystrybucyjną, a kończąc na rozwijaniu zaawansowanego działu badawczo­‑rozwojowego oraz produkcji systemów, które są sprzedawane globalnie. W jaki sposób udało się Państwu przejść tę drogę?

Spółka ma całkiem długą historię, została założona bowiem w 1992 r., choć przekornie opowiadam znajomym, że pracuję w dynamicznie rozwijającym się start‑upie. Zaraz wyjaśnię dlaczego. Od samego początku główny segment działalności firmy był związany z bezpieczeństwem przeciwpożarowym – rozpoczynaliśmy od dystrybucji systemów detekcji pożaru. Po kilku latach spółka rozszerzyła działalność o ich instalację – pierwotnie na obszarze północnej Polski, a następnie na terenie całego kraju.

Pierwszym przełomowym momentem naszej działalności był rok 2004, kiedy w Polsce zaczęło obowiązywać rozporządzenie nakładające obowiązek stosowania dźwiękowych systemów ostrzegawczych w określonych obiektach, m.in. galeriach handlowych, hotelach, szpitalach czy biurowcach. Otworzyło to całkiem nowy segment w naszej branży, a my postawiliśmy sobie za cel zdobycie w nim czołowej pozycji jako dystrybutor – i to nam się udało.

Co natomiast z wątkiem start‑upowym?

Kolejny krok milowy nastąpił w 2010 r., kiedy podjęliśmy decyzję o stworzeniu działu R&D i rozpoczęciu prac nad własnym rozwiązaniem przeciwpożarowym. Oznaczało to ogromną rewolucję – przekształcenie charakteru firmy z relatywnie prostej dystrybucji na terenie Polski w organizację z własnym działem R&D, działem produkcji oraz strukturą dystrybuującą i – z czasem – wspierającą nasze produkty globalnie.

„Narodziny start‑upu”, o których wspominałem, nastąpiły w 2014 r., kiedy rozpoczęliśmy reorganizację firmy. Była to gigantyczna zmiana – skupiliśmy się wyłącznie na rozwijaniu własnych produktów, rezygnując z pozostałych, wcześniej świadczonych usług dystrybucyjno­‑instalatorskich. W rezultacie musieliśmy pożegnać 80% członków zespołu, a w ich miejsce zatrudnić nowych pracowników o kompetencjach potrzebnych przedsiębiorstwu produkcyjnemu z branży nowoczesnych technologii. Już w 2015 r. zadebiutował na rynku nasz sztandarowy produkt – system Multives, na którego bazie do dziś rozwijamy zarówno globalną sprzedaż, jak i nowe produkty.

Skąd wzięło się przekonanie, że tak dobrze rozwijającą się firmę trzeba zreorganizować, i to tak drastycznie?

Miały na to wpływ dwa zasadnicze powody – po pierwsze, będąc jednocześnie firmą o charakterze produkcyjnym i instalacyjnym, konkurowalibyśmy z naszymi potencjalnymi klientami. Już na wcześniejszym etapie, gdy zajmowaliśmy się działalnością instalacyjno­‑produkcyjną, nieraz słyszeliśmy od instalatorów, że powinniśmy podjąć decyzję – albo jesteśmy „przyjaciółmi”, czyli dostawcami, albo konkurentem, z którym walczy się o klienta.

Drugi powód jest związany z tym, że jesteśmy średniej wielkości przedsiębiorstwem z 60‑70 osobami na pokładzie. Aby móc dobrze prosperować jako firma produkcyjna działająca w sektorze zaawansowanych technologii, przy tej skali działalności trzeba się skupić na jednym obszarze i jak najlepiej się w nim wyspecjalizować. Zreorganizowaliśmy przedsiębiorstwo również po to, by uniknąć rozproszenia działalności, a co za tym idzie – ryzyka, że zbyt dużo naszego czasu i energii pochłaniałyby mniej dla nas istotne oraz zyskowne obszary działalności, takie jak sprzedaż czy instalacje. Dążyliśmy do tego, by być najlepsi w zakresie produktowym i zbudować w Gdańsku firmę, która osiągnie pozycję lidera na rynku europejskim w swojej branży.

Jesteśmy średniej wielkości przedsiębiorstwem z 60‑70 osobami na pokładzie. Aby móc dobrze prosperować jako firma produkcyjna działająca w sektorze zaawansowanych technologii, przy tej skali działalności trzeba się skupić na jednym obszarze i jak najlepiej się w nim wyspecjalizować.

Jaka jest specyfika branży, w której działacie?

Branża elektronicznych systemów bezpieczeństwa przeciwpożarowego jest częścią większego rynku bezpieczeństwa budynkowego, który można generalnie utożsamić z produkcją urządzeń elektronicznych o różnym stopniu zaawansowania. Cechuje ją jednak dość duża bariera wejścia, związana z kapitałochłonnością oraz wymaganymi kompetencjami. Firmy działające w naszym segmencie muszą spełniać wszelkie obowiązujące regulacje przeciwpożarowe. Nasze produkty są odpowiednio certyfikowane, co nakłada na nas dodatkowe wymagania – począwszy od etapu tworzenia koncepcji rozwiązań, przez ich produkcję, projektowanie systemów wykorzystujących nasze urządzenia, aż po etap instalacji produktów w obiektach.

Generalnie przedsiębiorstwa działające w tej branży muszą reprezentować unikatowy miks kompetencji, w którym umiejętność projektowania, produkcji i dystrybucji systemów przeciwpożarowych łączy się z wiedzą dotyczącą akustyki oraz cyfrowej dystrybucji sygnałów audio, czyli zagadnieniem związanym z sektorem telekomunikacji.

Oferujecie klientom wyłącznie produkt czy powiązane z nim usługi?

Podstawą naszego biznesu jest sprzedaż produktów. Niemniej jednak ze względu na specyficzny zestaw kompetencji, jaki jest wymagany przy implementacji tego typu rozwiązań, oferujemy naszym klientom również usługi w zakresie m.in. symulacji akustycznych, projektowania systemów czy wsparcia w zakresie programowania i uruchamiania naszych rozwiązań.

Kim są Wasi klienci i w jaki sposób udało Wam się odnieść sukces na polskim rynku?

Naszymi głównymi klientami są firmy instalujące systemy bezpieczeństwa w obiektach. W zdobyciu pozycji lidera na polskim rynku natomiast bez wątpienia pomogła nam nasza wcześniejsza działalność dystrybucyjno­‑instalatorska.

Dystrybucja rozwiązań innych firm a sprzedaż własnego know­‑how to jednak dwie zgoła odmienne kwestie – jak udało Wam się „przebić” z zaprojektowanym przez Was systemem?

Kluczowa była jakość oferowanego przez nas rozwiązania – opracowaliśmy jeden z najlepszych systemów na świecie w naszej kategorii. Skorzystaliśmy przy tym z naszej renty zapóźnienia – dzięki temu, że zaczęliśmy projektować system dopiero na przełomie roku 2013 i 2014, mogliśmy korzystać z najnowszych dostępnych wówczas technologii telekomunikacyjno­‑informatycznych. Mimo bardzo dynamicznych zmian w obszarze technologicznym nasze rozwiązanie nadal pozostaje „na czasie”, czego nie można powiedzieć o systemach konkurentów, które były projektowane wcześniej.

Opracowaliśmy jeden z najlepszych systemów na świecie w naszej kategorii. Skorzystaliśmy przy tym z naszej renty zapóźnienia – dzięki temu, że zaczęliśmy projektować system dopiero na przełomie roku 2013 i 2014, mogliśmy korzystać z najnowszych dostępnych wówczas technologii telekomunikacyjno­‑informatycznych.

Druga istotna kwestia jest związana z tym, że dzięki korzystaniu z najnowszych technologii wiele funkcji systemu mogliśmy przerzucić z hardware’u na software, optymalizując koszty. Dzięki temu nasz produkt jest z jednej strony wybitny technologicznie, a z drugiej – efektywny kosztowo. Mając dwa tego typu atuty, nasz system staje się bardzo atrakcyjny na rynku.

W jaki sposób udało się Wam stworzyć tak unikatowe rozwiązanie? Zaczynaliście swój projekt od zera czy raczej umiejętnie korzystaliście z dostępnego już na rynku know­‑how, odpowiednio „zlepiając” poszczególne elementy?

Dzięki temu, że przez wiele lat byliśmy firmą instalacyjną, mieliśmy bardzo dobre rozeznanie wśród produktów naszej obecnej konkurencji. Znaliśmy wszystkie silne i słabe strony ich rozwiązań, w praktyce weryfikowaliśmy, co się sprawdza, a co nie. Rozpoczynając prace nad naszym know­‑how, inspirowaliśmy się najlepszymi cechami produktów dostępnych na rynku i wzbogaciliśmy je o nowoczesną technologię w zakresie transmisji danych i przetwarzania sygnałów.

Dzięki temu, że przez wiele lat byliśmy firmą instalacyjną, mieliśmy bardzo dobre rozeznanie wśród produktów naszej obecnej konkurencji. Rozpoczynając prace nad naszym know­‑how, inspirowaliśmy się najlepszymi cechami produktów dostępnych na rynku i wzbogaciliśmy je o nowoczesną technologię.

Kim są Wasi najwięksi konkurenci na rynku?

Operują na nim głównie podmioty globalne, np. Bosch, Honeywell czy TOA, ale jest też kilka firm działających regionalnie – na rynku europejskim, np. ASL z Wielkiej Brytanii, RCF z Włoch czy LDA z Hiszpanii. Konkurencja oczywiście odbywa się na poziomie międzynarodowym. W odróżnieniu od naszych konkurentów, którzy zazwyczaj mają dużo szersze portfolio produktowe, my skupiamy się na wąskim wycinku rynku.

W jaki sposób udało się Wam dokonać ekspansji zagranicznej?

Początki działań eksportowych to rok 2013, kiedy to ze „strzępem” oferty, bazując na produktach innych producentów, próbowaliśmy dotrzeć do klientów w Europie. Celem nie była sama sprzedaż, lecz rozpoznanie rynków i klientów w kontekście projektowanego wówczas przez nas rozwiązania. Taka inwestycja zaowocowała lepszym dopasowaniem naszego produktu do poszczególnych rynków oraz bardzo dynamicznym rozwojem sprzedaży na tych rynkach, gdy weszliśmy już na nie w pełni przygotowani.

Dzisiaj nasza sprzedaż zagraniczna bazuje głównie na sieci dystrybutorów obsługiwanych z Gdańska, którzy mają silną pozycję w poszczególnych krajach. Jedynymi wyjątkami są Niemcy, Czechy i Słowacja, gdzie mamy swoje zespoły na miejscu.

Na których rynkach skupiliście największą uwagę i dlaczego?

Jesteśmy obecni na rynkach, gdzie obowiązują europejskie normy bezpieczeństwa przeciwpożarowego, które spełniają nasze produkty. Dlatego też w głównej mierze działamy na Starym Kontynencie, zahaczając też jednak o rynki, na których wspomniane normy są respektowane, m.in. na Bliskim Wschodzie, w Afryce czy w Azji Południowo­‑Wschodniej.

Od czasu reorganizacji zajmujecie się projektowaniem i produkcją własnych rozwiązań, a sprzedaż jest powierzona sieci dystrybutorów – skąd taka decyzja i w jaki sposób ich wybraliście?

Gdy rozpoczynaliśmy ekspansję zagraniczną, jednym z pierwszych pytań, jakie musieliśmy sobie zadać, było: ilu chcemy mieć partnerów­‑dystrybutorów w jednym kraju? Czy wybieramy rozwiązanie, w którym mamy 3‑5 dystrybutorów na danym rynku, czy raczej stawiamy na jeden silny podmiot, któremu udzielamy wsparcia i dajemy pełną swobodę działania w tym obszarze? Wyszliśmy z założenia, że pierwsza opcja jest bardziej konfliktogenna – często się zdarza, że jeden podmiot podbiera klienta drugiemu, inny gra nie fair i może to spowodować więcej kłopotów niż korzyści. Podjęliśmy więc decyzję, by w każdym kraju szukać wiarygodnego partnera, który ma silną pozycję w naszej branży i powierzyć mu „opiekę” nad danym rynkiem.

Kolejnym krokiem było zastanowienie się, jakich cech poszukujemy u „idealnego kandydata” na partnera – np. czy ma to być firma, która ma szeroką ofertę w zakresie bezpieczeństwa, czy raczej powinna mieć wąskie portfolio i skupiać się na dystrybucji 2‑3 systemów na rynku? Dzięki takim przygotowaniom ograniczyliśmy ryzyko wybrania podmiotu, który nie spełniłby ostatecznie naszych oczekiwań.

Wspominałem też o tym, że przed wejściem „na poważnie” na dany rynek, penetrowaliśmy go pod kątem podmiotów, które pasują do strategii naszej firmy, oraz weryfikowaliśmy, na ile proponowane przez nas produkty wpisują się w specyfikę danego rynku. Dzięki wszystkim tym działaniom w większości państw, w których się pojawiliśmy, mieliśmy raczej „miękkie lądowanie”. O tym, że to podejście dobrze się sprawdziło, najlepiej świadczą wyniki – mimo że w momencie wyjścia za granicę mieliśmy pozycję lidera na polskim rynku, to dziś, po czterech latach, znakomitą większość przychodów Ambient System stanowią te uzyskiwane ze sprzedaży eksportowej.

Przed wejściem „na poważnie” na dany rynek, penetrowaliśmy go pod kątem podmiotów, które pasują do strategii naszej firmy, oraz weryfikowaliśmy, na ile proponowane przez nas produkty wpisują się w specyfikę danego rynku. Dzięki wszystkim tym działaniom w większości państw, w których się pojawiliśmy, mieliśmy więc raczej „miękkie lądowanie”.

Jak Państwa klienci podchodzą do faktu, że jesteście firmą pochodzącą z Polski? Jak odbierana jest polska marka za granicą?

W branży bezpieczeństwa pożarowego budynków z sukcesem działa sporo firm z Polski, w tym również z Pomorza, np. Satel, Roger czy Mercor. Z naszego doświadczenia widzimy, że polskie przedsiębiorstwa są za granicą postrzegane pozytywnie przez pryzmat produktów stojących na wysokim poziomie zaawansowania technologicznego oraz dobrej jakości. W dodatku mają one dość konkurencyjne ceny w porównaniu z produktami pochodzącymi z Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych.

Obecnie Ambient System rozpoczęło prace nad budową w Gdańsku centrum badawczo­‑rozwojowego, w którym zatrudnienie znajdzie docelowo ponad 100 osób. Podobnego typu inwestycje wśród polskich firm są raczej rzadkością – skąd taka decyzja?

Powodów realizacji takiej inwestycji oczywiście było co najmniej kilka. Jeden z najważniejszych dotyczył tego, że prowadzone dziś przez nas projekty rozwojowe, realizowane wspólnie z Politechniką Gdańską, związane m.in. z rozwojem algorytmów zwiększających zrozumiałość komunikacji oraz z nowymi obszarami wykorzystania naszych technologii, wymagają specjalistycznych laboratoriów akustycznych, których w naszej obecnej lokalizacji nie jesteśmy w stanie zbudować. Kolejnym powodem było to, że dynamiczny rozwój firmy generuje wzrost zapotrzebowania na powierzchnię biurowo­‑magazynowo­‑produkcyjną. Wreszcie zależało nam na zadbaniu o komfort pracy zespołu. Nie ukrywam też, że podjęcie decyzji znacznie ułatwiło nam dofinansowanie, jakie otrzymaliśmy ze środków Ministerstwa Rozwoju.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Na czym polega partnerstwo w biznesie?

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Kiedy w biznesie można mówić o partnerstwie?

Partnerstwo to myślenie o interesie drugiej strony. Najprościej mówiąc: jeśli firmy są partnerami biznesowymi, to obydwie muszą czerpać satysfakcjonujące je korzyści z nawiązanej relacji. Sam jako przedsiębiorca niejednokrotnie brałem udział w transakcjach, w których moje korzyści były albo zerowe, albo tak małe, że na końcu wychodziłem z nich z niesmakiem. Trzeba dbać o to, by nie wzbudzać wśród swoich klientów, podwykonawców czy konsorcjantów takich uczuć. Mówiąc o partnerstwie w biznesie, nie można też jednak zapomnieć o relacjach wewnątrz firmy – tu również mógłbym odwołać się do zasady dbania o interes drugiej strony, czyli podwładnego, współpracownika, ale też przełożonego.

Partnerstwo to myślenie o interesie drugiej strony. Trzeba dbać o to, by nie wzbudzać wśród swoich klientów, podwykonawców czy konsorcjantów poczucia niesmaku ze zrealizowanej transakcji czy nawiązanej współpracy.

Skupmy się najpierw na kwestii partnerstwa na poziomie firm. Dlaczego jest im ono w ogóle potrzebne?

Warto przeanalizować to pod kątem dwóch kwestii. Pierwszą jest warstwa moralna, etyczna – każdy z nas postępuje według pewnego wzoru zachowań, który uważa za właściwy, który stara się szanować i poza niego nie wychodzić. Te zachowania staramy się respektować zarówno w życiu codziennym, prywatnym, jak i w pracy, w biznesie. Jeśli więc podpisuję z kimś umowę i zobowiązuję się w jej ramach do czegoś, to faktycznie chcę to robić, a nie oszukać partnera. Sądzę, że dla większości ludzi takie podejście jest naturalne.

W tym momencie należałoby zadać pytanie, dlaczego niektóre firmy nie zachowują się po partnersku. Tu wkracza drugi wymiar – ekonomiczny. Otóż niepartnerskie podejście jest na krótką metę bardzo opłacalne. Na przykład, jeśli umówiłem się z drugą firmą, że zabezpieczę transakcję, a tego w rzeczywistości nie zrobię, osiągnę z tego tytułu określone korzyści. To, że naraziłem transakcję na ogromne ryzyko, schodzi na drugi plan. Podobnie jest z firmami, które opóźniają dokonywanie płatności podwykonawcom – robią to, ponieważ osiągają dzięki temu w krótkim okresie korzyść finansową. Wolą poobracać kilkoma milionami złotych przez miesiąc czy dwa i sporo na tym zyskać, niż zapłacić na czas dostawcy. Nawet jeśli miałby on z tego powodu mieć kłopoty. Reasumując, dla niektórych przedsiębiorstw postawa partnerska jest obca, ponieważ krótkoterminowo „niepartnerstwo” bardzo się opłaca.

Realne partnerstwa są więc w stanie zawierać wyłącznie firmy myślące o swoim biznesie strategicznie, długofalowo?

Przede wszystkim mogą to być takie przedsiębiorstwa, ponieważ w długiej perspektywie podejście partnerskie jest po prostu bardziej efektywne. Jeśli prowadzę małą firmę, powinno mi zależeć na utrzymywaniu dobrych relacji z innymi relatywnie niewielkimi podmiotami, które w razie potrzeby będą mogły mi pomóc, np. gdy natrafię na operację biznesową, której nie będę w stanie udźwignąć samemu i będę zmuszony szukać kooperanta.

Podejście niepartnerskie jest na krótką metę bardzo opłacalne. Gdy jednak myśli się o biznesie strategicznie, długofalowo, partnerstwo przynosi wiele korzyści natury ekonomicznej.

W wypadku dużych firm partnerstwo wygląda nieco inaczej – często zdarza się, że „wieloryb” utrzymuje wokół siebie cały „plankton” partnerów, ponieważ w nieokreślonej przyszłości mogą mu się do czegoś przydać. Być może zapewnią mu pracowników, być może czegoś go nauczą, dostarczą jakieś rozwiązanie, bądź też uda się wykorzystać ich elastyczność. Takie relacje mają sens tylko na długą metę – krótkoterminowo zupełnie się nie opłacają.

Jakie są właśnie największe korzyści natury ekonomicznej, na co mogą liczyć firmy zachowujące się po partnersku w długiej perspektywie?

Po pierwsze, znacznie maleją koszty transakcyjne. Jeżeli ufam partnerowi, mniej muszę wydawać na weryfikację uczciwości drugiej strony, co jest przecież bardzo kosztowne. Zarządzanie wspólnymi projektami jest też mniej skomplikowane i tańsze: można na przykład ustalać rzeczy przez telefon, a niekoniecznie listem poleconym.

Po drugie, partnerstwo pozwala mi realizować znacznie więcej, niż mógłbym dokonać sam. Lepiej mieć samemu jednego cukierka, czy też mieć połowę cukierków z dużego worka? Ja wybieram drugą opcję, dzięki czemu mogę uczestniczyć w projektach, które przerastałyby naszą firmę, gdyby działała sama. Jeśli myśli się o biznesie długofalowo, opłaca się budować swoją zdolność koalicyjną i tworzyć konsorcja, współpracować z innymi przedsiębiorstwami, nawet jeśli teoretycznie są moimi konkurentami. Wymaga to jednak strategicznego myślenia.

Po trzecie, dzięki uczestnictwie w partnerstwie wzrasta moja odporność na ewentualne problemy. Nie ma dziś na świecie firmy, która byłaby pewna, że rynek, na którym funkcjonuje, będzie istniał za 10 lat. Jest wiele przykładów wielkich rynków, które się zawaliły, podobnie zresztą jak firm, które były tak zaangażowane w walkę z konkurencją, że umknął im moment rynkowego załamania. W sytuacji, gdy działalność przedsiębiorstwa skupia się wyłącznie na drapieżnej rywalizacji, gdy z wszystkimi wokół jesteśmy na „wojennej ścieżce”, może się okazać, że w momencie zredukowania rynku pozostaniemy zbyt słabi, aby przetrwać sami. Jeśli natomiast uczestniczymy w pewnego rodzaju partnerstwach, to łatwiej nam będzie przetrwać „odpływ”, a nawet liczyć na pomoc (np. wspólny lobbing).

Jakie są natomiast wymiary partnerstwa wewnątrz firmy?

Wspominałem na wstępie, że w tym wypadku również chodzi o to, by myśleć o interesie drugiej strony. Klasycznym przypadkiem są pracodawcy starający się dawać więcej elastyczności pracownikom, którzy są rodzicami małych dzieci. Z kolei ci rodzice powinni jednak myśleć o interesie firmy – czyli o wykonaniu obowiązków, których się od nich oczekuje.

Ciekawym i często pomijanym tematem jest partnerstwo jako relacje między członkami jednego zespołu, szczególnie w małych firmach. Gdy zespół składa się z czterech osób i jedna z nich nagle idzie na urlop czy zwolnienie lekarskie w sytuacji, gdy terminy gonią, a nad firmą wisi ryzyko poniesienia kar umownych, nietrudno o to, by koledzy znaleźli się „pod wodą”. Wiadomo, że w świetle prawa osoba będąca na wakacjach czy L4 nie może pracować i nikt nie może mieć o to do niej pretensji. Jednak w relacji partnerskiej, gdy pracownik idzie na zwolnienie lekarskie np. z powodu choroby dziecka, to nie chcąc zostawić kolegów z zespołu w niekomfortowej sytuacji – jeśli ma taką możliwość – może zadeklarować im swoją pomoc: w dogodnym momencie odebrać telefon, coś sprawdzić czy załatwić.

Czy nie jest to jednak pewna forma obchodzenia prawa?

Nie da się ukryć, że kodeks pracy – nie tylko w Polsce – wymusza bardzo wiele zachowań, które nie są partnerskie. Najlepiej obrazuje to kwestia urlopów, która jest bardzo ściśle uregulowana. Wyobraźmy sobie, że mamy końcówkę roku, pracownik wykorzystał już wszystkie dni urlopowe, a pilnie potrzebuje wziąć jeszcze dwa. W takiej sytuacji może pójść na urlop bezpłatny, ale zarówno pracodawca, jak i sam pracownik woleliby odliczyć te dwa dni od przyszłorocznej puli – to typowy przykład zachowania partnerskiego. Niestety, postępując w ten sposób, łamią prawo.

Pozostając jeszcze przy relacji pracodawca­‑pracownik: jakie mogą być inne wymiary partnerstwa na tej linii?

Nieraz jako pracodawcy zdarzyła mi się sytuacja, że ktoś odszedł z pracy, bo nie odpowiadało mu coś, co można było relatywnie łatwo zmienić. Nie mieliśmy ze sobą relacji partnerskich i z tego powodu ta osoba, zamiast powiedzieć nam wprost, co jej przeszkadza, przyszła złożyć wypowiedzenie. Spytałem się, dlaczego wcześniej nie powiedziała mi, z czym ma trudności. Spośród trzech problemów, które temu pracownikowi przeszkadzały, dwa mógłbym załatwić od ręki, a w kontekście trzeciego również moglibyśmy się dogadać, tyle że w nieco dłuższej perspektywie. Pracownikom może w pracy zależeć na wielu rzeczach: na wyższym wynagrodzeniu, na zmianie projektu, na możliwości pracy zdalnej, na jak najrzadszych delegacjach itd. Pracodawca z kolei dysponuje całym wachlarzem instrumentów – organizacyjnych, finansowych, kompetencyjnych, z których może skorzystać, aby zwiększyć satysfakcję pracownika, którego ceni i potrzebuje. Gdy relacje są partnerskie, możemy o tym szczerze porozmawiać. Gdy nie są – dochodzi do takich sytuacji jak ta, o której mówiłem wcześniej, w takim wypadku tracą zazwyczaj obydwie strony.

Partnerstwo jest zatem postawą, która opłaca się zarówno pracodawcy, jak i pracownikowi. Dlaczego zatem to podejście wcale nie jest powszechne?

To proste: oszustwo wyklucza partnerstwo. A każdy z nas zna kogoś, kto został kiedyś oszukany przez pracodawcę. To naturalne więc, że znając takie przykłady, trudno zaufać swojemu aktualnemu szefowi. Z kolei podejrzewam też, że większość pracodawców zetknęła się z oszustwem ze strony jakiegoś pracownika. To wszystko powoduje, że obie strony chronią się i są mniej skłonne do partnerstw. Przy czym, co smutne, partnerstwo mogą też blokować inne rzeczy – czasem zwykłe niezrozumienie się. Błędy – zarówno ze strony przełożonych, jak i podwładnych – zdarzają się i będą się zdarzały. W partnerstwie ważne jest jednak to, by potrafić sobie wybaczać i mimo zgrzytów ufać sobie.
Generalnie sądzę jednak, że podejście partnerskie w firmach staje się coraz popularniejsze. Często spotykam się z przykładami tego, że pracodawca dba o interes swojego pracownika, jest wobec niego empatyczny, traktuje go jako partnera, a nie podwładnego, który ma jedynie wykonywać swoje obowiązki.

Czy nie jest jednak tak, że dziś w sytuacji rynku pracownika takie zachowania ze strony szefów coraz częściej są po prostu koniecznością?

Owszem, jesteśmy dziś świadkami wielkiej zmiany na rynku pracy. Przedsiębiorcy, którzy do niedawna mieli luksus przebierania w osobach chętnych do pracy i nie zachowywali się po partnersku, teraz cierpią – muszą zmienić swoje przyzwyczajenia. Czasem i to nie pomaga, ponieważ gdy ktoś przez kilkanaście lat był despotą, mało kto uwierzy, że nagle stał się partnerem. Z kolei te firmy, które od lat działały z myślą o horyzoncie długoterminowym, korzystają dziś z relacji partnerskich, w których czują się dobrze i które są dla nich naturalne. Pracownicy są wobec nich bardziej lojalni, dobra opinia na rynku pracy powoduje też, że nie będą mieli problemów ze znalezieniem kolejnych wartościowych pracowników. Wniosek z tego taki, że jeśli myśli się o biznesie długofalowo, w latach tłustych nie należy nadmiernie korzystać ze swojej dominującej pozycji i postępować w sposób niepartnerski, ponieważ gdy ten okres się skończy, może być trudno utrzymać się na powierzchni.

Jeśli myśli się o biznesie długofalowo, w latach tłustych nie należy nadmiernie korzystać ze swojej dominującej pozycji i postępować w sposób niepartnerski, ponieważ gdy ten okres się skończy, może być trudno utrzymać się na powierzchni.

Wydaje się, że to, o czym Pan mówi, można przenieść z kategorii biznesu na każdą inną dziedzinę życia.

Tak, gdyż podejście partnerskie jest nie tyle podejściem biznesowym, ile podejściem do życia. Jest ono immanentną cechą wychowania. Jeśli moi rodzice traktowali siebie i innych wokół po partnersku, a ja widziałem to jako dziecko, będę miał świadomość tego, że zachowanie partnerskie jest właściwe i istnieje spora szansa, że będę tak postępował jako dorosły. Jeśli natomiast w moim otoczeniu – w domu, w szkole czy wśród znajomych – nie było zachowań partnerskich, widziałem przykłady oszukiwania drugiej osoby, sam zapewne też będę się chronił, zachowując się bardziej egoistycznie, nie po partnersku.

Podejście partnerskie jest nie tyle podejściem biznesowym, ile podejściem do życia.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Jak włączyć polską e‑migrację w rozwój pomorskich przedsiębiorstw?

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

W jakim celu została założona fundacja PLUGin?

Kilka lat temu zaobserwowaliśmy, że środowisku rozproszonych na całym świecie, pracujących w sektorze technologicznym i innowacyjnym Polaków drzemie ogromny i niewykorzystany potencjał. Potencjał ten był związany z ich doświadczeniami, kontaktami, „insiderską” i ekspercką wiedzą dotyczącą poszczególnych rynków. Fundacja powstała, żeby wspierać i sieciować tych ludzi, a także otwierać ich na relacje z polskimi firmami technologicznymi zainteresowanymi ekspansją międzynarodową. Zachęcamy do tego, by „Polak pomagał Polakowi”.

Na czym polega Wasza działalność?

Nasze działania opierają się na trzech fundamentach: connect, inspire, empower. Przede wszystkim łączymy ludzi, zwiększając szanse przecięcia się ich ścieżek. Jest to możliwe dzięki organizowanym spotkaniom networkingowym w różnych miejscach na świecie (tzw. PLUGiny) oraz konferencjom (np. Polish Tech Day w Londynie). W trakcie tych spotkań lokalni specjaliści, niekoniecznie Polacy, dzielą się swoją wiedzą ekspercką. W ten sposób wychodzimy również poza ramy narodowości, która według nas w dzisiejszym świecie może być pretekstem do rozpoczęcia rozmowy, ale nie powinna być jej ograniczeniem. I na koniec – PLUGin to również platforma, której zasoby wspierają realizację własnych pomysłów członków diaspory technologicznej.

Narodowość w dzisiejszym świecie może być pretekstem do rozpoczęcia rozmowy, ale nie powinna być jej ograniczeniem.

Jak doszło do powstania Fundacji?

Pomysł zrodził się w 2013 r. w Londynie w głowie Jacka Ratajczaka, związanego z wrocławskim środowiskiem technologicznym. Zaczęło się od spotkań w pubie, gdzie w nieformalnej atmosferze można było porozmawiać z kolegami po fachu, osobami z branży nowych technologii i innowacji, z podobnym nastawieniem do życia i pracy. Najpierw w takich spotkaniach brali udział polscy programiści z okolicznych banków i start­‑upów. Często przyprowadzali ze sobą nieco mniej „technicznych” znajomych, w tym również obcokrajowców. Z czasem zmieniliśmy formułę spotkań oraz stwierdziliśmy, że podobne grupy mogą powstać także w innych ważnych ośrodkach technologicznych na świecie. Za pomocą networkingu poznaliśmy osoby, które zaczęły organizować takie spotkania w Paryżu, Singapurze, San Francisco, Nowym Jorku, Wrocławiu czy Gdańsku.

Jak duża jest polska diaspora technologiczna na świecie? Gdzie znajdują się jej główne „węzły”?

Oszacowanie wielkości polskiej diaspory technologicznej jest bardzo trudne – wyzwaniem jest bowiem określenie granicy „technologiczności”. Niemniej jednak wydaje mi się, że głównych węzłów diaspory należy szukać w największych hubach technologicznych świata. To tam kotłują się pomysły, tam grawitują specjaliści, również z Polski. Takimi miejscami są dzisiaj Londyn, Berlin i Dolina Krzemowa, a na znaczeniu zyskuje m.in. Singapur.

W tym miejscu warto też wspomnieć, że jedną z inicjatyw Fundacji PLUGin, realizowaną we współpracy z Muzeum Emigracji w Gdyni, jest projekt „e‑Migracja – Polska Diaspora Technologiczna”. Jego celem jest zmapowanie polskiej diaspory technologicznej, aby lepiej ją poznać, zrozumieć powody wyjazdu oraz pozostania za granicą, a także poszukać możliwości podjęcia współpracy. Pierwszy raport z badania jest już dostępny do pobrania na stronie e‑migracja.eu. Jednym z najciekawszych wniosków jest obalenie mitu „emigranta zarobkowego” – jak się bowiem okazuje, głównym powodem wyjazdu z Polski w społeczności diaspory technologicznej były ciekawość świata i chęć rozwoju, a nie wyższe zarobki.

Głównym powodem wyjazdu z Polski w społeczności diaspory technologicznej były ciekawość świata i chęć rozwoju, a nie wyższe zarobki.

Fundacja PLUGin działa między innymi po to, by polska diaspora technologiczna miała swój wkład w rozwój polskiej gospodarki. W jaki jednak sposób polscy emigranci „nowego pokolenia” – ci, którzy wyjechali z Polski po to, by lepiej się rozwinąć, a nie po to, by przetrwać – mogą mieć udział w sukcesie polskich firm?

Ich najcenniejszą wartością – taką, której nie da się po prostu „wygoogle’ować” – jest znajomość lokalnych rynków. Wejście we współpracę z takimi osobami może umożliwić polskim firmom tzw. soft­‑landing, czyli wsparcie w wejściu na nowy rynek (co nie musi się odbywać tylko na linii z Polski za granicę, ale też z jednego państwa zagranicznego do kolejnego), przez wyjaśnienie lokalnej specyfiki, pokierowanie w odpowiednie miejsca czy zrobienie wartościowego „intro”. Taka pomoc bywa w biznesie wręcz bezcenna.

Wejście we współpracę z reprezentantami diaspory technologicznej może umożliwić polskim firmom tzw. soft­‑landing, czyli wsparcie w wejściu na nowy rynek, przez wyjaśnienie lokalnej specyfiki, pokierowanie w odpowiednie miejsca czy zrobienie wartościowego „intro”.

Czy reprezentanci polskiej diaspory technologicznej są skorzy do takiej współpracy? Mówiąc o naszych cechach narodowych, często wymienia się przecież nieufność, brak chęci do współpracy, zawiść etc.

W Polsce nie jest jeszcze powszechne to, żeby ktoś dzielił się bezinteresownie swoimi kontaktami czy doświadczeniami – raczej chroni je jako własne, bolesne lekcje z przeświadczeniem, że „skoro ja się nauczyłem na swoich błędach, to niech inni mają tak samo”. Taki brak przepływu wiedzy spowalnia rozwój całego ekosystemu.

Mamy jednak bardzo ciekawą obserwację: Polacy, którzy wyjechali za granicę, często przesiąkają tamtejszą otwartością i chęcią odwdzięczenia się za otrzymaną pomoc (tzw. giving back to the community), bardzo chętnie pomagając innym, szczególnie swoim rodakom. Sentyment związany z narodowością i językiem jest powszechny, a im ktoś dawniej wyjechał, tym jest on większy. Sam tego doświadczyłem kilka lat temu w Dolinie Krzemowej, gdzie pracujący tam od lat Polacy aktywnie szukają możliwości wsparcia polskich przedsiębiorców.

Polacy, którzy wyjechali za granicę, często przesiąkają tamtejszą otwartością i chęcią odwdzięczenia się za otrzymaną pomoc. W Polsce nie jest jeszcze powszechne, żeby ktoś chętnie dzielił się swoimi kontaktami czy doświadczeniami – raczej je chroni jako własne, bolesne lekcje.

Jakie są efekty działalności Fundacji PLUGin? Czy można je w ogóle w jakiś sposób zmierzyć?

Efekty z jakiejkolwiek działalności – czy to biznesowej, czy wolontariackiej – są proporcjonalne do poziomu zaangażowania. Tak jest także w wypadku działalności Fundacji PLUGin. Konkurujemy o czas naszych wolontariuszy z wieloma innymi organizacjami. Przez 6 lat działalności – najpierw bardziej nieformalnej, teraz już w formie fundacji – udało nam się przekonać blisko 100 osób do poświęcenia nam części swojego czasu. Niekiedy była to współpraca dłuższa i intensywniejsza, czasem krótsza i płytsza.

Jak najbardziej możemy mówić o przypadkach, kiedy nasza działalność dała wymierne efekty. Dzięki udziałowi w naszych spotkaniach wielu ich uczestników znalazło nową, bardziej inspirującą pracę. W podobny sposób pomogliśmy w nawiązaniu lokalnych relacji założycielom co najmniej jednego start­‑upu, a jeden z gdańskich software house’ów na naszej konferencji Polish Tech Day zrekrutował nowego szefa działu sprzedaży na lokalnym rynku. I na koniec – co faktycznie jest mniej mierzalne, a bardziej „wyczuwalne”, lecz bardzo cieszy – mamy wrażenie, że nasza działalność przyczynia się do poprawy wizerunku Polaków w oczach zarówno obcokrajowców, jak i naszych rodaków mieszkających za granicą.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Jak edukować do bycia twórcą technologii?

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Pokolenie osób urodzonych pod koniec lat 80. oraz w latach 90. często słyszało od rodziców, że kluczem do osiągnięcia sukcesów w dorosłym życiu jest nauka języków obcych. Te przewidywania w sporej mierze się sprawdziły. Czy współcześnie takim kluczem do przyszłych sukcesów może być nauka programowania?

Nie uważam, że zamiast języka angielskiego czy hiszpańskiego dzieci powinny uczyć się dziś w szkołach konkretnych języków programowania, gdyż często się one zmieniają – różne są mody, jedne języki zyskują na popularności, inne je tracą, na rynku pojawiają się też zupełnie nowe. Nie zmienia to jednak faktu, że we współczesnym świecie warto wiedzieć, do czego służy programowanie, w jaki sposób zachodzi, na czym polega myślenie algorytmiczne czy logiczne. Opiera się dziś przecież na nich praktycznie cała gospodarka, a w przyszłości będzie się to tylko intensyfikowało.

Chodzi więc nie o naukę programowania, a o nauczenie się pewnego sposobu myślenia?

Chodzi o to, by dzieci już na wczesnych etapach edukacji miały świadomość, że mogą być nie tylko konsumentami, lecz również twórcami technologii – cyfrowych aplikacji, produktów, pomysłów, usług. Uczeń szkoły podstawowej podczas lekcji programowania potrafi już stworzyć prostą stronę internetową czy grę, jak np. wąż czy tetris. Widzi, że może nie tylko w nią grać, ale i ją projektować. Może się nią pochwalić rodzicom i szkolnym kolegom. Dla młodego człowieka stanowi to niesamowitą motywację do nauki.

Dzieci już na wczesnych etapach edukacji powinny mieć świadomość, że mogą być nie tylko konsumentami, lecz również twórcami technologii – cyfrowych aplikacji, produktów, pomysłów, usług.

Czy należy się spodziewać, że w przyszłości udział twórców technologii w ogóle społeczeństwa będzie się powiększał?

Sądzę, że proporcja nie będzie się mocno zmieniała. W nauce programowania wśród dzieci chodzi jednak o to, by pokazać im, że istnieje coś takiego jak programowanie i dać im szansę na realizowanie się w nim, jeśli im się spodoba. Często jest tak, że dzieci są bardzo szybko kierunkowane na pewną ścieżkę edukacyjną – czy to bardziej techniczną czy humanistyczną – w której są niejako „zamykane”, nie sprawdziwszy wcześniej innych opcji rozwojowych. Takim młodym ludziom, znajdującym się na samym starcie swojej edukacji warto pokazać, do czego służy informatyka i programowanie i to nie na zasadzie: „kiedyś ci się to może przydać”, lecz uświadamiając, jak wiele można zrobić na podstawie wiedzy, którą poznało się np. w ciągu jednego tygodnia. Każda z lekcji zaprojektowanych przez RoboCamp kończy się stworzeniem jakiegoś projektu, dzieła, robota, gry, którymi dzieci mogą się później pobawić. A czy na przyszłych etapach edukacji dziecko wybierze kierunek bardziej ścisły, czy humanistyczny – nie ma żadnego znaczenia. Ważne, by spróbowało namiastki programowania i wiedziało, czy ta ścieżka go fascynuje, czy nuży. Wszyscy uczą się w szkole chemii, a nie każdy zostaje przecież chemikiem.

Każda z lekcji zaprojektowanych przez RoboCamp kończy się stworzeniem jakiegoś projektu, dzieła, robota, gry, którymi dzieci mogą się później pobawić. Dla młodego człowieka stanowi to niesamowitą motywację do nauki.

Nauka programowania w szkołach powinna być więc kierowana nie tylko do klas matematyczno­‑informatycznych, czy technologicznych kółek zainteresowań, ale do wszystkich dzieci?

Zdecydowanie powinna być to powszechna wiedza, która pojawia się na pewnym etapie edukacji dla wszystkich dzieci. Szczególnie, że nauka programowania znajduje się przecież w podstawie programowej dla szkół podstawowych – zarówno w Polsce, jak i w wielu innych krajach na świecie. Ma to na celu nie tylko zainteresowanie dzieci programowaniem, ale też przeciwdziałanie wykluczeniu cyfrowemu. Nie wyklucza to oczywiście istnienia kółek zainteresowań, które będą doskonaliły dzieci, przygotowywały je do udziału w olimpiadach itd. Tak samo jest jednak z każdym innym przedmiotem w szkole. Są regularne lekcje geografii dla wszystkich i kółka geograficzne dla zainteresowanych. Gdyby ograniczyć naukę programowania tylko do kółek, chodziłyby na nie w większości dzieci, które poznały ten temat na zajęciach pozaszkolnych, czyli raczej te z dość majętnych rodzin, których stać było na opłacenie prywatnego kursu. Moim zdaniem byłoby to krzywdzące dla pozostałych.

Czy nie jest jednak tak, że istnieje wiele rzeczy, które warto, by dzieci poznały, lecz nie zawsze da się to zmieścić podczas zajęć szkolnych? Dlaczego akurat programowanie?

Programowanie z elementami robotyki, czym zajmujemy się jako RoboCamp, to bardzo interdyscyplinarna dziedzina, na przykładzie której można dzieciom pokazać, do czego służą inne przedmioty, jak fizyka czy matematyka. Młody człowiek podczas zajęć widzi np. że pewne funkcjonalności związane z zachowaniem robota można najpierw policzyć, a później sprawdzić eksperymentalnie odpowiednio je zakodowując. To świetne narzędzie do tego, by pokazać dzieciom, do czego służą elementy wiedzy, które poznajemy w szkole.

Czy zakładając w 2006 r. RoboCamp widział Pan już pewne trendy i zjawiska technologiczne, które dziś tak mocno oddziałują na naszą rzeczywistość?

Spodziewałem się, że w niedalekiej przyszłości pojawi się duże zapotrzebowanie na usługi programistów i inżynierów. Już wtedy uważałem, że nauka programowania i robotyki powinna być obecna na zajęciach szkolnych jak najwcześniej po to, by jej efekty były lepsze i trwalsze. Przez pierwszych 10 lat byliśmy firmą usługową, prowadzącą zajęcia edukacyjne. Z biegiem lat schodziliśmy na coraz to niższe etapy edukacji – począwszy od poziomu studiów, przez szkołę podstawową, na zerówce kończąc. Przez te 10 lat stworzyliśmy sami dla siebie program dydaktyczny, który miał pomóc w prowadzeniu zajęć naszym edukatorom, pracującym w 12 polskich miastach. Zależało nam na tym, by prowadzili zajęcia na przyzwoitym poziomie i żeby materiały wykorzystywane podczas lekcji były regularnie aktualizowane i udoskonalane.

W jaki sposób nastąpiła transformacja z firmy stricte usługowej do oferującej gotowe produkty e‑learningowe?

Wyszło to ze strony naszych klientów – przede wszystkim nauczycieli szkół, którzy zaczęli nam zgłaszać, że gdyby mieli dostęp do naszych kursów i platformy e‑learningowej, to świetnie poradziliby sobie w edukowaniu uczniów bez naszych pracowników. Przystaliśmy na to – zamiast dalej prowadzić zajęcia „własnymi rękami”, dopracowaliśmy produkt, który zaoferowaliśmy nauczycielom. Od 2016 r. wspiera on prowadzenie szkolnych zajęć z programowania i robotyki.

Szkoły są dziś głównym odbiorcą Waszych usług?

To jedna z dwóch najważniejszych grup klientów – oferujemy też bowiem nasze produkty firmom edukacyjnym, które prowadzą dla dzieci zajęcia pozalekcyjne w oparciu o naszą platformę. Jeśli chodzi o szkoły – nasze programy są przygotowane z myślą o zerówce i szkole podstawowej, a wśród klientów mamy placówki zarówno publiczne, jak i prywatne.

Czy zajęcia z programowania i robotyki w oparciu o Waszą platformę musi prowadzić odpowiednio wykwalifikowany nauczyciel?

Wielką zaletą naszej platformy jest to, że jest to produkt bardzo atrakcyjny z perspektywy nauczyciela – każdy sobie z nim poradzi, niezależnie od tego, jakie jest jego doświadczenie w pracy z komputerem. Zdecydowana większość jego użytkowników nie ma pojęcia o informatyce i nie stanowi to bariery. Korzystają na tym dzieci – dzięki możliwości łatwego nauczania zajęcia mogą być prowadzone zarówno w dużych szkołach miejskich, jak i małych wiejskich.

Boom na IT stara się dziś wykorzystać wiele firm edukacyjno­‑szkoleniowych: zarówno w zakresie usług nakierowanych na dzieci, jak i dorosłych. Jak radzicie sobie z konkurencją?

Znacząca liczba polskich firm, które prowadzą zajęcia z programowania dla dzieci to nasi klienci. Ciężko więc powiedzieć, że z nimi konkurujemy – oferujemy im nasze materiały szkoleniowe, a one wykorzystują je w swojej działalności. Jeśli natomiast chodzi o realną konkurencję – są nią tylko i wyłącznie amerykańskie podmioty, tworzące platformy e‑learningowe podobne do naszej. Tyle tylko, że są one bardziej zorientowane na uczenie samego programowania, bez aspektu robotyki, która jest naszym wyróżnikiem.

Znacząca liczba polskich firm, które prowadzą zajęcia z programowania dla dzieci to nasi klienci. Realną konkurencję stanowią dla nas tylko i wyłącznie amerykańskie podmioty, tworzące platformy e‑learningowe podobne do naszej.

Generalnie jednak obszar, w którym działamy – pomimo dynamicznego rozwoju technologii IT – stanowi nadal, w skali świata, dość niewielką niszę. Oprócz wspomnianej konkurencji ze Stanów Zjednoczonych, nikt nie posiada produktu podobnego do naszego. Wyjątkami są państwa, w których nie szanuje się zbytnio własności intelektualnej, jak Rosja czy Chiny. Dla nas jest to jednak o tyle bezpieczne, że podróbki naszej platformy są dostępne tylko na tych wydzielonych rynkach, na których my i tak raczej nie działamy. Dopóki nie wchodzą one na rynek europejski, czy amerykański nie stanowi to dla nas problemu. Gdy natomiast tu wejdą – mamy możliwość prawnego reagowania na tego typu incydenty, z czego korzystamy.

W którym momencie zdecydowaliście się wyjść za granicę – jeszcze jako firma szkoleniowa, czy dopiero w momencie uruchomienia sprzedaży produktu?

Nigdy nie oferowaliśmy usług szkoleniowych za granicą – to trudne, drogie i ciężko skalowalne. Natomiast sprzedaż produktu dostępnego online rozpoczęliśmy właśnie za granicą. Skupiliśmy się na rynku amerykańskim. Dopiero po roku zaoferowaliśmy go też w Polsce. W tym momencie nadal większość naszych przychodów pochodzi z USA, lecz udział naszego krajowego rynku stale się zwiększa.

Jak nieznanej na amerykańskim rynku firmie z Polski udało się przebić za Oceanem oraz wyrobić swoją markę i rozpoznawalność?

Ciężką pracą – tu nie ma dróg na skróty. Jako że odbiorcami naszego produktu są głównie nauczyciele, staraliśmy się do nich dotrzeć. Początkowo oferowaliśmy nieodpłatnie online bardzo wiele poradników, informacji, które wspierały ich w prowadzeniu zajęć z programowania i robotyki. Prowadziliśmy bloga, byliśmy aktywni w sieciach społecznościowych, zaczęliśmy też wreszcie pokazywać nasze produkty podczas różnego rodzaju wydarzeń internetowych skupionych wokół nauczycieli. Po jakimś czasie ta inwestycja w czas i pracę zaczęła się zwracać – nauczyciele, a właściwie szkoły po ich rekomendacjach, zaczęły kupować dostęp do naszej platformy. Nadal kontynuujemy ten kierunek, choć jest to dość mozolna praca, a koszt pozyskania klienta jest wysoki. Plusem jest to, że gdy kogoś już uda nam się przekonać, zazwyczaj zostaje z nami na lata.

W jaki sposób udaje się Wam konkurować z amerykańskimi platformami, i to na ich rodzimym rynku? Czy tą przewagą są aspekty robotyki?

Główną przewagą naszego produktu jest to, że jest on przygotowany pod nauczyciela. Większość rozwiązań oferowanych przez konkurencję skupia się natomiast na rodzicu oraz dziecku, które pracuje indywidualnie w domu. Czas trwania danego ćwiczenia jest w takim wypadku nieadekwatny do czasu trwania lekcji. Trwające kilka godzin eksperymentowanie z robotem jest możliwe do wykonania w warunkach domowych, kiedy jest dużo czasu i można go rozłożyć na kilka dni. Natomiast w szkole jest to niewykonalne – tu wszystko musi się zamknąć w 45 czy 90 minutach. Wszystkie lekcje dostępne na naszej platformie są przygotowane tak, by nauczyciel był je w stanie w tym czasie przeprowadzić pod względem logistycznym i metodyczno­‑technicznym.

Jakie są Wasze plany na przyszłość – zdobycie kolejnych rynków, czy dywersyfikacja działalności, np. stworzenie platformy e‑learningowej dla dorosłych?

Chcemy dalej specjalizować się w tym, co potrafimy najlepiej, czyli w tworzeniu materiałów do prowadzenia zajęć w szkołach. Planujemy zwiększać swój zasięg produktowy – przygotowywać lekcje pod różne roboty, skierowane do różnych grup edukacyjnych, a także wydłużyć czas nauki na naszej platformie, tak by obejmowała okres od zerówki aż do końca szkoły średniej. Mamy w zamiarze przygotować także specjalne programy, które będą przygotowywały uczniów do olimpiad informatyczno­‑programistycznych. Moim planem, który wdrażam w życie jest to, by dzieci, które są pasjonatami w tej dziedzinie mogły jeszcze przed studiami nabyć szerokiej wiedzy i umiejętności związanych z programowaniem, tak by w przyszłości miały większe szanse na zostanie wysokiej klasy specjalistami. Jeśli takiej nauki nie ma przed studiami – trudno jest później zostać świetnym programistą. Moim zdaniem nie chodzi bowiem o to, byśmy mieli olbrzymie ilości „programistów­‑rzemieślników”, a o to, by nasi programiści byli najlepsi. Na ilość rzemieślników nigdy nie wygramy z krajami takimi jak np. Indie, gdzie średniej klasy specjalistów jest mnóstwo.

Nie chodzi o to, byśmy mieli olbrzymie ilości „programistów­‑rzemieślników”, a o to, by nasi programiści byli najlepsi. Na ilość rzemieślników nigdy nie wygramy z krajami takimi jak np. Indie, gdzie średniej klasy specjalistów jest mnóstwo.

Jaka jest, bazując na Waszych doświadczeniach, marka polskiego IT za granicą?

Nigdy nie spotkaliśmy się z negatywnym podejściem – prędzej reakcje na kraj naszego pochodzenia były pozytywne. Generalnie mam wrażenie, że za granicą, przede wszystkim w Azji, klienci postrzegają nas w pierwszej kolejności jako firmę europejską. To, czy jesteśmy z Polski, Czech czy Francji nie ma już natomiast aż tak wielkiego znaczenia. Zyskujemy na naszej europejskości.

Skip to content