Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Strategiczne wybory regionu

Drodzy Czytelnicy!

Rosnąca niepewność, nieprzewidywalność i permanentna zmiana – to znaki szczególne dzisiejszych czasów. Kryzys finansowy tendencje te pogłębił i przyspieszył, wymuszając jednocześnie przewartościowanie dotychczasowych modeli i wizji rozwoju. Świat, który się obecnie przed nami wyłania kształtowany jest między innymi przez megatrendy digitalizacji i urbanizacji – to one decydują o tym, że rozwój przechodzi do sfery niematerialnej i koncentruje się w wielkich aglomeracjach miejskich. Znaczenie ma również przesuwanie się centrów wzrostu z osi euroatlantyckiej w kierunku wybrzeży Pacyfiku i związana z tym nowa architektura gospodarki światowej.

Wielkie zmiany budzą niepokój. Są jednak szansą na ponowne (lepsze!) znalezienie sobie miejsca w globalnej układance rozwojowej. Dlatego właśnie dziś tak ważna jest refleksja nad strategicznymi wyborami Pomorza. Jej znaczenie jeszcze rośnie, gdy weźmiemy pod uwagę istotne decyzje inwestycyjne, których podjęcie czeka nas w najbliższym czasie (wydobycie gazu łupkowego, budowa elektrowni atomowej). Warto poważnie zastanowić się jak do nich podejść, gdyż mogą one przedefiniować nasze przewagi rozwojowe na długie lata. Nie bez znaczenia pozostaje też kwestia odpowiedniego zaprogramowania nowej puli środków unijnych, które będą dostępne dla Pomorza w okresie 2014–2020. Ich ukierunkowanie może mieć niemały wpływ na siłę i rozkład wewnętrznych potencjałów regionu.

Podejmowanie właściwych decyzji strategicznych nie jest jednak łatwe. Z jednej strony należy dobrze rozumieć charakter i dynamikę zachodzących globalnie zmian – na czym one polegają, gdzie się dokonują, kto jest ich liderem. Z drugiej zaś trzeba dobrze rozeznać posiadane potencjały – kulturowe, instytucjonalne, ludzkie i infrastrukturalne – i świadomie je kształtować. W ten sposób, rozumiejąc co dzieje się wokół nas oraz będąc świadomymi samych siebie, zawsze będziemy w stanie znaleźć sobie dobre miejsce w szybko zmieniającym się świecie.

Realizacja tak rozumianego podejścia do rozwoju stawia przed nami jednak wyższe wymagania. Jego sukces zależy, w dużej mierze, od umiejętności prowadzenia dialogu – i to zarówno wewnątrz regionu jak i z jego otoczeniem. Jedynie w wyniku ciągłych i konstruktywnych interakcji możemy uzyskiwać lepsze zrozumienie nas samych i zmieniającego się świata. Do tego potrzebny jest jednak „pierwiastek obywatelski” – zdolność do myślenia w kategoriach dobra wspólnego i poczucie odpowiedzialności za nie, a także umiejętność prowadzenia dialogu nienaruszającego niczyjej godności, w którym liczy się siła argumentów i „obywatelska empatia”, a nie argument siły.

Dialogiczne podejście nie może ograniczać się jedynie do relatywnie wąskiej grupy osób. Pełne wykorzystanie tkwiącego w nim potencjału wymaga włączenia prawdziwej refleksji zbiorowej. Do tej pory regionalne strategie rozwoju opierały się zwykle na logice politycznej i wiedzy eksperckiej, przy braniu pod uwagę co najwyżej głosu silnych interesariuszy – znanych i wpływowych osób, reprezentujących istniejący krajobraz instytucji. Nie pozwalało to uwzględnić wszystkich opinii i możliwości, a jednocześnie większość nie czuła się współwłaścicielami tak wypracowanych koncepcji. Podejście to uniemożliwiało wykorzystanie całej mądrości zbiorowej tkwiącej w społeczności regionalnej. Dawało też małe szanse interesom przyszłości, które zwykle nie mają jeszcze swoich zinstytucjonalizowanych orędowników. Tymczasem mamy i będziemy mieli do czynienia z coraz większą indywidualizacją rozwoju. Rozkwit technologii informacyjno-komunikacyjnych sprawił, że strategie rozwojowe poszczególnych osób i organizacji stają się coraz bardziej zróżnicowane. Powstające w wyniku ich realizacji unikatowe zasoby doświadczeń mogą okazać się niezwykle cenne z punktu widzenia rozwoju całego regionu. Ich dostrzeżenie i wykorzystanie możliwe jest jednak tylko poprzez szerokie i obywatelskie zaangażowanie.

Dialog obywatelski na niespotykaną dotychczas skalę otwiera nam możliwość zaangażowania w nasz rozwój refleksji zbiorowej. Tym samym pozwala na bieżące i elastyczne dostosowywanie naszych celów i zachowań do zmieniającej się rzeczywistości. Właśnie takie podejście do rozwoju powinno zapewnić Pomorzu naprawdę trwałą przewagę konkurencyjną w nadchodzących latach.

Kluczową płaszczyzną do debaty o przyszłości naszego regionu jest mający obecnie miejsce proces aktualizacji Strategii Województwa Pomorskiego do 2020 r. Wykorzystajmy ten fakt jako dobry punkt wyjścia do szerokiej, międzysektorowej i międzypokoleniowej rozmowy o przyszłości Pomorza. Takie postawienie sprawy powinno nam pomóc lepiej wyprofilować zarówno nasze indywidualne strategie, w kontekście znalezienia sobie miejsca w dynamicznie zmieniającym się otoczeniu, jak i przybliżyć nas do wypracowania wspólnej, pomorskiej wizji rozwoju. Ważne jest także, aby ta rozmowa Pomorzan o przyszłości nie zakończyła się z chwilą uchwalenia dokumentu Strategii – świat zmienia się zbyt szybko, aby ważne przyszłościowe decyzje podejmować raz na kilka czy tym bardziej kilkanaście lat.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Zderzenie światów

Pierwsza polska elektrownia atomowa powstanie prawdopodobnie nad Bałtykiem, na Pomorzu, w Żarnowcu lub nieodległym Choczewie. Ostateczna decyzja o lokalizacji zapadnie w 2013 roku.

Sondaże wskazują, że większość mieszkańców zainteresowanych gmin z satysfakcją przyjmuje zlokalizowanie elektrowni w pobliżu miejsca zamieszkania. Na terenach tych samych i sąsiednich gmin trwają poszukiwania złóż gazu łupkowego.

Historycznie ukształtowana przestrzeń społeczna rozpocznie konfrontację z nowymi, obcymi strukturami gospodarczymi, a nawet z naciskiem politycznym. Będziemy obserwować dwoistość procesów – z jednej strony napór „nowoczesności”, z drugiej opór przed zmianami.

Impuls rozwojowy i zachwianie status quo

Oba te przedsięwzięcia tworzą nowe szanse na rozwój materialny oraz wzbogacenie się wielu gmin północnej części Pomorza. Impuls modernizacyjno­-gospodarczy będzie znaczący. Ale zauważyć należy, że będzie to także silna i bezwzględna interwencja w sferę społeczną, kulturową i obyczajową. Nie znamy jeszcze natury tych procesów, ale z dużym prawdopodobieństwem możemy przewidywać, że pojawią się także skutki negatywne. Zachwieje się równowaga społeczna, lokalny świat mocno się skomplikuje, zaczną się łamać dotychczasowe wartości, a pojawią się nowe, często niezrozumiałe i przez to trudno akceptowalne. Historycznie ukształtowana przestrzeń społeczna zacznie konfrontację z nowymi, obcymi strukturami gospodarczymi, a nawet z naciskiem politycznym. Będziemy obserwować dwoistość procesów – z jednej strony napór „nowoczesności”, z drugiej opór, a nawet obronę przed zmianami, zamykanie się w znanym, bezpiecznym świecie. Nie oznacza to, że z powstałej sytuacji nie będzie wyjścia. Mówi to tylko o tym, że nastąpi zderzenie z zastosowaniem presji, a nawet przymusu.

Pierwsze sygnały takich sytuacji już się pojawiają. Nowo projektowane zmiany w ustawodawstwie górniczym już dziś odczytywane są jako zagrożenie dla właścicieli gruntów, na których mogą znajdować się złoża gazu łupkowego. Nowe prawo umożliwi jednostronne i szybkie wywłaszczanie. Taki tryb działania może być krzywdzący i nie zapewni właściwego odszkodowania za utracony grunt. To także sygnał o możliwości ograniczania praw samorządu lokalnego na rzecz zewnętrznych i potężnych inwestorów. Mając świadomość tych faktów, możemy skuteczniej zabezpieczać własne interesy.

Pojawi się wielomiliardowy kapitał, przyjadą nowi ludzie, także obcokrajowcy, a więc „obcy”, silniejsi ekonomicznie i cywilizacyjnie, bardziej zdeterminowani, a może i cyniczni w podejmowaniu różnych decyzji dotyczących lokalnych problemów i miejscowej społeczności. Może to skutkować uszczupleniem znaczenia lokalnego samorządu oraz zmarginalizowaniem miejscowych kadr i instytucji publicznych. Może dominować „technokratyczny” punkt widzenia, a także niekonsultowana ingerencja centralnej biurokracji w sprawy lokalne. W tej sytuacji wystąpią protesty mieszkańców, wynikające z naruszenia ich interesów ekonomicznych (np. w zakresie turystyki), ale także obyczaju i tradycji. Wzrośnie tempo laicyzacji tradycyjnie katolickiej ludności kaszubskiej. Procesy urbanizacyjne zderzą się ze środowiskiem wiejskim, kultura miejska będzie eliminować kulturę wiejską, w tym elementy kultury i folkloru kaszubskiego.

Niezwykle ważna będzie rola władz samorządowych, które będą musiały przyjąć na siebie obowiązek prowadzenia negocjacji społecznych. Będzie to zadanie mozolne, ciągłe i bez gwarancji pełnego powodzenia.

Konieczna debata

Ten krótki i amatorski opis mogących wystąpić problemów nasuwa wniosek, że już dziś należałoby określić przestrzeń potencjalnych sprzeczności, które mogą wystąpić przy realizacji projektowanych inwestycji. Brak debaty z mieszkańcami, podczas której wszyscy zainteresowani czuliby się wysłuchani przez instytucje publiczne, może wywoływać niezadowolenie, a nawet poczucie krzywdy, które zniweczą nadzieje wiązane dziś z inwestycjami energetycznymi na Pomorzu.

Oczywiste jest, że problemy te inaczej będą postrzegane przez inżyniera stosującego najnowsze technologie światowe, a inaczej przez rolnika prowadzącego tradycyjne gospodarstwo agroturystyczne. Dlatego sytuacja ta wymagać będzie wywalczenia swoistej umowy społecznej, umożliwiającej korzystne współistnienie „nowego” ze „starym”. Niezwykle ważna w tym procesie będzie rola władz samorządowych, które będą musiały przyjąć na siebie obowiązek prowadzenia negocjacji społecznych. Będzie to zadanie mozolne, ciągłe i bez gwarancji pełnego powodzenia.

Pamiętać także należy, że rząd federalny Niemiec zadecydował o rezygnacji z wykorzystywania energii atomowej, a władze landu Meklemburgii­-Pomorza Przedniego oficjalnie oświadczyły, że Polska, planując budowę elektrowni jądrowej, nie uwzględniła wielu zagrożeń, i zaapelowały do władz polskich o rezygnację z tej inwestycji. W moim odczuciu nie są to reakcje ani histeryczne, ani koniunkturalne i wynikają z nowego odczytywania polityki energetycznej w Unii Europejskiej.

Czy zarysowane problemy oznaczają, że powinniśmy zrezygnować ze starań o lokalizację elektrowni atomowej w Żarnowcu czy z poszukiwań złóż gazu łupkowego? Oczywiście nie. Powinniśmy o te inwestycje usilnie zabiegać, ale muszą one być realizowane przy uwzględnieniu lokalnych uwarunkowań.

Wzrost gospodarczy, jaki osiągną zainteresowane gminy oraz cała metropolia trójmiejska, powinien odbywać się w warunkach minimalnych strat społecznych, bez niszczenia środowiska naturalnego. Nie możemy pozostać na uboczu, Pomorze powinno coraz silniej wchodzić w krwiobieg społeczno­-gospodarczy Polski, a także krajów sąsiadujących – Litwy, Białorusi oraz Obwodu Kaliningradzkiego.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Jaka energetyka? Wybór na pokolenia

Drodzy Czytelnicy!

Pytanie o przyszłość energetyczną Pomorza ma charakter zupełnie fundamentalny, wręcz historyczno-strategiczny. Jest to jedno z największych wyzwań, z którymi musi się zmierzyć nasza regionalna wspólnota. Jego skalę i znaczenie można porównać chyba jedynie z budową portu w Gdyni.

Na stołach decydentów leżą już plany pierwszej w Polsce elektrowni atomowej, nowych elektrowni węglowych i wielu farm wiatrowych, a także przemysłowego wydobycia gazu łupkowego. Do tego dochodzi jeszcze infrastruktura przesyłowa (kable, rury etc.). To wszystko w naszym regionie. Gdyby w całości zrealizować zapowiadane projekty, to… Pomorze stanie się jednym z największych zagłębi energetycznych kraju.

Wielkie przedsięwzięcia energetyczne mogą radykalnie zmienić oblicze naszego regionu. Mają one potencjał przyćmienia dotychczasowych pomorskich specjalizacji – i to zarówno tych tradycyjnych, uwarunkowanych geograficznie i historycznie, jak i dopiero rodzących się. W przypadku realizacji inwestycji energetycznych na pełną skalę: gospodarka morska, logistyka, turystyka czy informatyka zapewne stracą możliwość odgrywania pierwszoplanowej roli. Chodzi tu zarówno o aspekt stricte gospodarczy, jak i sam image regionu.

Ważne więc, abyśmy dobrze zrozumieli szanse i zagrożenia, a zawłaszcza tzw. externalities (koszty zewnętrzne) wynikające z kierunków i konkretnych projektów rozwoju energetyki na Pomorzu. Powinniśmy dokładnie rozpoznać skutki ekonomiczne, środowiskowe, społeczne i wizerunkowe poszczególnych opcji. A także to, jaka ich konfiguracja najlepiej zapewni nam możliwie tanią i pewną energię, da największe i długofalowe impulsy rozwojowe dla pomorskich firm, będzie stymulować naukę i edukację w regionie. Czy będzie ona zgodna z naszymi kodami kulturowymi i nie spowoduje zagrożenia dla relacji społecznych i dla środowiska, będącego dotychczas naszym wielkim atutem?

Powinniśmy gruntownie przemyśleć, jak aktywnie wyjść naprzeciw zapowiedzianym planom energetycznym, co zrobić, by z tych przedsięwzięć skorzystali nie tylko inwestorzy i Polska, ale także sam region – cała wspólnota pomorska i wspólnoty lokalne. Czy przyjmować wszystkie inwestycje – na zasadzie im więcej, tym lepiej – czy też wypracować podejście bardziej selektywne, preferujące wybrane kierunki i określone konstelacje (synergie) przedsięwzięć?

Zdefiniowanie odpowiedniej pozycji regionu wobec tych wyzwań nie jest łatwe. Gdybyśmy zdecydowali się na prezentowanie postawy ciągłej negacji, to narażamy się na ryzyko stagnacji rozwojowej i peryferyzacji. Natomiast w przypadku pełnej i bezkrytycznej akceptacji każdego projektu czekać nas może ekstensywny rozwój w modelu surowcowo-energetycznym, z dużymi kosztami środowiskowymi i społecznymi.

W tym kontekście wartą bliższego przyjrzenia się jest też inna kwestia – inteligentnych sieci (Smart Grid) i bezpośrednio z nimi związana energetyka rozproszona (mikroźródła). Rozwój tej koncepcji pozwoliłby na zaangażowanie szerokich kręgów społecznych w tworzenie nowoczesnego sektora energetyki na Pomorzu. W ten sposób pokaźna grupa mieszkańców regionu mogłaby stać się właścicielami sporej liczby niewielkich źródeł, powodując, że miejsca pracy oraz zyski związane z produkcją i sprzedażą energii zostałyby w znacznej części w regionie. Zaangażowanie kapitałowe prywatnych środków dużej liczby osób powinno również w jakimś stopniu odciążyć sektor energetyczny w gigantycznym wysiłku modernizacji polskiej energetyki, jaki jest konieczny w nadchodzących latach. Postawienie na rozwój inteligentnych sieci energetycznych na szeroką skalę to także wielka szansa dla pomorskich przedsiębiorstw. Kierunek ten, z dużym prawdopodobieństwem, będzie jednym z najbardziej dynamicznie rozwijających się w świecie w perspektywie kolejnych kilkunastu lat. Gdyby firmy działające na terenie Pomorza jako jedne z pierwszych posiadły kompetencje w obszarze inteligentnych sieci energetycznych, to mogłyby one eksportować swoje produkty i usługi poza granice regionu, budując jego wysoką konkurencyjność na arenie międzynarodowej.

Określenie pozycji Pomorza wobec konkretnych projektów energetycznych i ich konstelacji wymaga wielkiej wyobraźni i odpowiedzialności – skutki będą bowiem wyjątkowo trwałe i silne. Jest to o tyle trudne, że mamy do czynienia z dużą niepewnością i zmiennością czynników wyboru. Technologie szybko się rozwijają, a ich ceny nawet w perspektywie kilku lat potrafią się radykalnie zmienić. Do tego dochodzą ciągłe odkrycia nowych zasobów energetycznych. Trzeba również brać pod uwagę sekwencyjność rozwoju. Choć następne 10–20 lat może okazać się erą gazu, to już w dalszej perspektywie dominującą pozycję w energetycznym krajobrazie osiągnąć mogą odnawialne źródła energii, np. solarne.

Niewątpliwie więc na Pomorzu potrzebna jest otwarta, dobrze zorganizowana debata publiczna i dialog z inwestorami oparty na prawdziwych i kompletnych informacjach. Przygotowanie takiego dyskursu i umożliwienie wzięcia w nim udziału obywatelom leży przede wszystkim w sferze odpowiedzialności samorządów – wojewódzkiego, będącego emanacją wspólnoty regionalnej oraz tych lokalnych, na których terenach mogą być zlokalizowane konkretne projekty. Ze względu na skalę inwestycji i ich znaczenie dla całego systemu energetycznego Polski, stroną w dyskusji (a nie tylko promotorem wybranej opcji energetycznej) powinien być także rząd.

Jednak nie tylko o samą debatę i sam wybór chodzi. Stawką jest również dobra współpraca przy realizacji inwestycji. Będziemy potrzebowali umiejętności łączenia i wypośrodkowywania różnych interesów indywidualnych i grupowych, myślenia kreatywnego i całościowego, uwzględniającego różnorakie skutki poszczególnych projektów. Innymi słowy będziemy potrzebowali wyobraźni, odpowiedzialności i współdziałania na etapie wdrażania różnych przedsięwzięć.

Najgorszym możliwym rozwiązaniem byłby brak jakiejkolwiek realnej polityki regionalnej i polityk lokalnych oraz współdziałania społecznego, a w efekcie złe wykorzystanie szans i chaos inwestycyjny, co w dłuższej perspektywie mogłoby de facto osłabić atrakcyjność inwestycyjną i osiedleńczą Pomorza. Zostalibyśmy skłóceni i podzieleni, z inwestycjami kosztownymi w utrzymaniu i oddziaływującymi negatywnie zarówno na środowisko naturalne, jak i relacje społeczne.

Stawka jest wysoka. Zróbmy więc wszystko, by energetyka nie stała się obciążeniem, lecz kołem zamachowym pomorskiej gospodarki i rozwoju społecznego. Mam nadzieję, że niniejsze wydanie „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego” przyczyni się do lepszego zrozumienia dylematów, przed którymi przyszło nam stawać, a także kosztów i korzyści poszczególnych opcji energetycznych oraz ich konstelacji.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Transport – po co, jak i dokąd?

Transport zwany jest często krwioobiegiem gospodarki. W minionych dekadach ten element „polskiego organizmu” był wyraźnie zaniedbywany. Co gorsza, efekty tych zaniedbań są odczuwalne po dziś dzień. Trudno było jednak modernizować system transportowy, gdy zwyczajnie brakowało na to pieniędzy. Sytuacja zaczęła zmieniać się wraz z napływem funduszy unijnych. Za przykład stawiano Hiszpanię, która, dzięki środkom z UE, dokonała olbrzymiego infrastrukturalnego skoku. Pojawiła się więc chęć powtórzenia tego scenariusza w Polsce.

Inwestycje infrastrukturalne są niezbędne dla poprawienia konkurencyjności naszej gospodarki. Trzeba jednak pamiętać, że rozbudowana infrastruktura, to także ogromne obciążenie związane z jej utrzymaniem. Jeśli nie przyczynia się ona do rozwoju, jeśli nie służy realnym potrzebom gospodarki, wreszcie, jeśli zupełnie nie odpowiada na wyzwania przyszłości, wkrótce może okazać się, że koszty znacznie przewyższają korzyści. Dziś przekonują się o tym m.in. właśnie Hiszpanie.

Obecnie zarówno Polska, jaki i Pomorze znajdują się w dość newralgicznym punkcie rozwoju własnych systemów transportowych. Z jednej strony sporo zostało już zrobione, wciąż powstają autostrady, rozbudowywane są lotniska, modernizowane są sieci kolejowe. Z drugiej zaś strony coraz bardziej zauważalna staje się potrzeba wyznaczenia dalszej drogi rozwoju. Trwają prace nad strategicznymi dokumentami, takimi jak rządowa Strategia Rozwoju Transportu do 2020 roku. Niedawno przyjęta została regionalna Strategia Rozwoju Województwa Pomorskiego 2020, która w dużej części poświęcona jest zagadnieniom transportowym. Przed nami także nowa perspektywa finansowa Unii Europejskiej.

Żeby mądrze wykorzystać zarezerwowane w tej puli środki, a wcześniej – by stworzyć przemyślaną, służącą interesom przyszłości strategię, należy odpowiedzieć na wiele fundamentalnych pytań. Po co nam transport? Jakiego transportu potrzebujemy? Dokąd ma on nas prowadzić? To m.in. te dylematy podejmują autorzy oraz rozmówcy na łamach niniejszego wydania „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”. Mamy nadzieję, że ich opinie i refleksje przyczynią się do lepszego zrozumienia naszych potrzeb transportowych.

ppg-3-2012_transport

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Uczelnie są różne

Uczelnie, które chodzą bez butów

W ostatnich kilku miesiącach wiele mówi się o szkolnictwie wyższym w Polsce. To dobra wiadomość, albowiem sektor ten jest zbyt ważny dla rozwoju gospodarki i utrzymania stabilności systemu politycznego, by pozostawiać go samemu sobie. Problemem jest jednakże to, że w dyskusji tej dominują silne przekonania oraz wypowiadane są ostre tezy, niepoparte w większości przypadków twardymi argumentami, statystykami publicznymi czy badaniami naukowymi. W efekcie, spór o kształt polskiego szkolnictwa wyższego jest równie intensywny, co jałowy – staje się on konfrontacją indywidualnych przeświadczeń i mocno subiektywnych odczuć, na podstawie których formułuje się daleko idące konkluzje. Nie oznacza to, że opinie te są błędne lub nieprawdziwe, lecz faktem jest, że ciężko jest prowadzić dyskusje pomiędzy osobami o skrajnie odmiennych doświadczeniach osobistych. Rozmowa o szkolnictwie wyższym staje się wówczas licytacją różnorakich, subiektywnych wrażeń, które w żadnej mierze się nie wykluczają, lecz jednocześnie wiedzy o szkolnictwie wyższym w sposób szczególny nie wzbogacają.

Uczelnie są jak przysłowiowy szewc chodzący bez butów – są źródłem wiedzy o wielu aspektach życia publicznego, lecz nie tworzą jednak tej, dotyczącej szkolnictwa wyższego.

Dlatego też o obszarze tym wciąż wiemy stosunkowo niewiele. Owszem – mamy pewne doświadczenia, przeczucia czy intuicje lecz na ich podstawie trudno jest budować lepszą przyszłość Polski. Pozwala to na prowadzenie eseistycznych deliberacji, aczkolwiek tam, gdzie w grę wchodzą miliardy złotych na kształcenie i badania, jest to zdecydowanie zbyt mało. Paradoksalnie, uczelnie – mimo, że są źródłem wiedzy o wielu aspektach życia publicznego – same nie tworzą wiedzy o szkolnictwie wyższym. Jest to potwierdzeniem starego polskiego przysłowia o szewcu, który chodził bez butów.

Narzekają wszyscy – pracodawcy, wykładowcy i studenci. Tymczasem zamiast narzekać, należałoby wprowadzić obowiązkowy, państwowy monitoring poziomu zarobków absolwentów. Warto się przekonać, którzy z nich nie są przygotowani do funkcjonowania na rynku pracy, a którzy poruszają się na nim doskonale.

Monitoring receptą na narzekanie?

Aktualnie dyskusja o szkolnictwie wyższym jest prowadzona w sposób charakterystyczny dla lat 80. XX wieku. Wtedy to w Polsce było kilkadziesiąt uczelni kształcących na zbliżonym poziomie, według centralnie zdefiniowanych programów nauczania. Absolwentów szkół wyższych można było wówczas traktować jako w miarę jednolitą grupę, która istotnie różniła się od osób posiadających wykształcenie średnie czy zawodowe. W ciągu dwóch dekad zmieniło się wiele – nie dość, że liczba uczelni przekroczyła 400, a studenci stanowią 40% populacji danego rocznika, to nastąpiło również silne zróżnicowanie placówek nauczania, wydziałów, wykładowców, studentów, a przede wszystkim absolwentów. Nie ma obecnie jednego szkolnictwa wyższego – jest za to zbiór różnych uczelni. W tym sensie posługiwanie się określeniem absolwentów szkół wyższych, jako kategorią analityczną, jest niepoprawne, gdyż ignoruje ich skrajne zróżnicowanie. Śmiem też twierdzić – choć jest to jedynie moja intuicja – że solidny maturzysta jest znacznie lepiej wykształcony, niż wielu absolwentów uczelni „Szczęścia i Uśmiechu”, które umożliwiają uzyskanie dyplomów bez konieczności podejmowania intelektualnego wysiłku. Uzasadnia to krytyczne opinie dotyczące poziomu kształcenia na polskich uczelniach. Narzekają wszyscy – pracodawcy na niewłaściwie wykształconych absolwentów, wykładowcy na leniwych studentów, a studenci na oderwane od rzeczywistości zajęcia.

Tymczasem zamiast narzekać, należałoby wprowadzić obowiązkowy, państwowy monitoring poziomu zarobków absolwentów. Warto się przekonać, którzy z nich nie są przygotowani do funkcjonowania na rynku pracy, a którzy poruszają się na nim doskonale. Badania pokazują, że premia za kształcenie jest w Polsce wysoka, należąc do najwyższych w Europie. Oczywiście, wysokość wynagrodzenia jest tylko jedną z korzyści płynących z kształcenia, ale przy masowym modelu szkolnictwa wyższego jest ona z pewnością bardzo ważna. Wiedza o finansowych losach absolwentów jest konieczna do podejmowania decyzji w zakresie polityki publicznej. Umożliwia ona również maturzystom podejmowanie racjonalnych decyzji przy wyborze miasta, uczelni i kierunku studiów.

 

Nowe czasy – nowe role

Umasowienie szkolnictwa wyższego w Polsce było konsekwencją transnarodowych zmian społecznych i gospodarczych. W ich założeniu, uczeni nie powinni dalej tkwić w przysłowiowych „wieżach z kości słoniowej” – dla gospodarki i społeczeństwa uczelnie stały się zbyt ważne, by pozostawiać je wyłącznie samym sobie, nawet jeśli funkcjonowały w ten sposób przez wieki. Świat się zmienia, a wraz z nim musi zmieniać się też sposób, w jaki uczelnie kształcą studentów. W masowym modelu szkolnictwa wyższego model studiów i treści przekazywane w toku edukacji muszą uwzględniać fakt, że większość absolwentów nie ma aspiracji rozwoju intelektualnego. Chcą oni jedynie poznać prawdy, które pozwolą im więcej zarabiać i dostatniej żyć. Nie ma w tym nic zdrożnego, nawet jeśli to trochę smutne. W obliczu zaistniałej sytuacji trzeba zaakceptować więc fakt, że od uczelni nie wymaga się już kształcenia intelektualistów, a specjalistów, którzy mają sprostać wymaganiom rynku pracy. W tym kontekście trzeba przyznać rację pracodawcom narzekającym na oderwane od rzeczywistości kształcenie na poziomie akademickim. Są oni jednak w błędzie oczekując, że uczelnie będą przygotowywały dla nich gotowych do zatrudnienia pracowników. Rolą kształcenia akademickiego nie jest bowiem zaspokajanie potrzeb pierwszego pracodawcy, u którego zwykle absolwent jedynie zdobywa doświadczenia w zamian za niską pensję. Uczelnie mają za zadanie przygotować młodych ludzi do długiej kariery zawodowej, w ciągu której będą oni wielokrotnie zmieniali zatrudnienie, podczas gdy ich pierwsza praca jest ważnym, lecz tylko i wyłącznie chwilowym epizodem kariery.

W rankingowym amoku często zapomina się, że system szkolnictwa wyższego jako całość spełnia wiele skrajnie odmiennych funkcji, dlatego też poszczególne uczelnie nie muszą być jednocześnie globalnymi graczami i instytucjami kształcenia zawodowego.

Na koniec chciałbym zaznaczyć, że polskie uczelnie dalej będą się różnicowały i obok elitarnych, ukierunkowanych na funkcjonowanie w transnarodowym świecie nauki uczelni badawczych, muszą także funkcjonować szkoły wyższe kształcące specjalistów na potrzeby lokalnego rynku pracy. W rankingowym amoku często zapomina się, że system szkolnictwa wyższego jako całość spełnia wiele skrajnie odmiennych funkcji, dlatego też poszczególne uczelnie nie muszą być jednocześnie globalnymi graczami i instytucjami kształcenia zawodowego. Oczekiwanie od uczelni bycia doskonałym w realizacji wszystkich funkcji powoduje, że wygrywa socjalistyczne średniactwo, które w moim przekonaniu jest największym przekleństwem obecnego systemu.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Po co nam uczelnie?

ppg-4-2012_po_co_nam_uczelniePo co nam uczelnie? Polska gospodarka stoi na rozdrożu. Funkcjonujący model gospodarczy, oparty o imitowanie istniejących już rozwiązań i o konkurowanie ceną wyczerpuje się. Jeśli nadal będziemy w nim trwać, jeśli nie uruchomimy „silnika innowacji”, to wpadniemy w pułapkę krajów odbijających się od granicy średniego dochodu. Co prawda będziemy mogli osiągnąć pułap 60–70% PKB krajów „starej Unii”, nie zdołamy jednak wykonać kolejnego kroku, bo nawet perfekcyjne kopiowanie i imitowanie nie umożliwią nam wejścia na wyższy stopień rozwoju.

Aby uniknąć tych zagrożeń, by nie nabawić się syndromu średniaka potrzebna jest fundamentalna metamorfoza – zmiana sposobu myślenia o sobie, o świecie, o prowadzeniu biznesu, a także o relacjach z otoczeniem i innymi ludźmi. A gdzie szukać iskry inicjującej takie przeobrażenie jeśli nie w procesie edukacji, w którym dochodzi do kształtowania postaw, systemów wartości, charakterów? Tu właśnie pojawia się wielka rola uniwersytetów. By mogły one stać się katalizatorem takich zmian, ich „mury” muszą oprzeć się na fundamentach zaufania i kapitału społecznego, empatii, etosu i moralności oraz poszanowania wartości. Te same składniki są też spoiwem zdrowego i kreatywnego społeczeństwa, nowoczesnej i konkurencyjnej gospodarki.

Uczelnie borykają się dziś z tymi samymi problemami, które doskwierają całemu społeczeństwu. Kłopotem jest demografia – z roku na rok zmniejsza się liczba studentów, podmywając nieco fundamenty (także te finansowe) dydaktycznej działalności uniwersytetów. Świat zmienia się błyskawicznie, a utrzymując obecny „liniowy” i ściśle specjalizujący sposób nauczania trudno wyzwolić w młodych ludziach zdolność adaptowania się do tych zmian. By tego dokonać, trzeba postawić na modułowość i interdyscyplinarność kształcenia, zaszczepiać wśród ludzi „geny” zaradności, otwartości, innowacyjności i poczucia własnej wartości.

Przeformułowanie modelu funkcjonowania uczelni jest nieodzowne. Sytuację tę trzeba jednak potraktować nie jako problem sektorowy, ale jako szansę na jakościową zmianę całego systemu społeczno­-gospodarczego. Zatem odpowiadając na pytanie „po co nam uczelnie?”, odpowiadamy sobie na pytanie o to, jak chcemy się rozwijać jako gospodarka, społeczeństwo i kraj.

ppg-4-2012_po_co_nam_uczelnie_2

Skip to content