Categories
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Uczelnie są różne

dr Dominik Antonowicz

Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu

Uczelnie, które chodzą bez butów

W ostatnich kilku miesiącach wiele mówi się o szkolnictwie wyższym w Polsce. To dobra wiadomość, albowiem sektor ten jest zbyt ważny dla rozwoju gospodarki i utrzymania stabilności systemu politycznego, by pozostawiać go samemu sobie. Problemem jest jednakże to, że w dyskusji tej dominują silne przekonania oraz wypowiadane są ostre tezy, niepoparte w większości przypadków twardymi argumentami, statystykami publicznymi czy badaniami naukowymi. W efekcie, spór o kształt polskiego szkolnictwa wyższego jest równie intensywny, co jałowy – staje się on konfrontacją indywidualnych przeświadczeń i mocno subiektywnych odczuć, na podstawie których formułuje się daleko idące konkluzje. Nie oznacza to, że opinie te są błędne lub nieprawdziwe, lecz faktem jest, że ciężko jest prowadzić dyskusje pomiędzy osobami o skrajnie odmiennych doświadczeniach osobistych. Rozmowa o szkolnictwie wyższym staje się wówczas licytacją różnorakich, subiektywnych wrażeń, które w żadnej mierze się nie wykluczają, lecz jednocześnie wiedzy o szkolnictwie wyższym w sposób szczególny nie wzbogacają.

Uczelnie są jak przysłowiowy szewc chodzący bez butów – są źródłem wiedzy o wielu aspektach życia publicznego, lecz nie tworzą jednak tej, dotyczącej szkolnictwa wyższego.

Dlatego też o obszarze tym wciąż wiemy stosunkowo niewiele. Owszem – mamy pewne doświadczenia, przeczucia czy intuicje lecz na ich podstawie trudno jest budować lepszą przyszłość Polski. Pozwala to na prowadzenie eseistycznych deliberacji, aczkolwiek tam, gdzie w grę wchodzą miliardy złotych na kształcenie i badania, jest to zdecydowanie zbyt mało. Paradoksalnie, uczelnie – mimo, że są źródłem wiedzy o wielu aspektach życia publicznego – same nie tworzą wiedzy o szkolnictwie wyższym. Jest to potwierdzeniem starego polskiego przysłowia o szewcu, który chodził bez butów.

Narzekają wszyscy – pracodawcy, wykładowcy i studenci. Tymczasem zamiast narzekać, należałoby wprowadzić obowiązkowy, państwowy monitoring poziomu zarobków absolwentów. Warto się przekonać, którzy z nich nie są przygotowani do funkcjonowania na rynku pracy, a którzy poruszają się na nim doskonale.

Monitoring receptą na narzekanie?

Aktualnie dyskusja o szkolnictwie wyższym jest prowadzona w sposób charakterystyczny dla lat 80. XX wieku. Wtedy to w Polsce było kilkadziesiąt uczelni kształcących na zbliżonym poziomie, według centralnie zdefiniowanych programów nauczania. Absolwentów szkół wyższych można było wówczas traktować jako w miarę jednolitą grupę, która istotnie różniła się od osób posiadających wykształcenie średnie czy zawodowe. W ciągu dwóch dekad zmieniło się wiele – nie dość, że liczba uczelni przekroczyła 400, a studenci stanowią 40% populacji danego rocznika, to nastąpiło również silne zróżnicowanie placówek nauczania, wydziałów, wykładowców, studentów, a przede wszystkim absolwentów. Nie ma obecnie jednego szkolnictwa wyższego – jest za to zbiór różnych uczelni. W tym sensie posługiwanie się określeniem absolwentów szkół wyższych, jako kategorią analityczną, jest niepoprawne, gdyż ignoruje ich skrajne zróżnicowanie. Śmiem też twierdzić – choć jest to jedynie moja intuicja – że solidny maturzysta jest znacznie lepiej wykształcony, niż wielu absolwentów uczelni „Szczęścia i Uśmiechu”, które umożliwiają uzyskanie dyplomów bez konieczności podejmowania intelektualnego wysiłku. Uzasadnia to krytyczne opinie dotyczące poziomu kształcenia na polskich uczelniach. Narzekają wszyscy – pracodawcy na niewłaściwie wykształconych absolwentów, wykładowcy na leniwych studentów, a studenci na oderwane od rzeczywistości zajęcia.

Tymczasem zamiast narzekać, należałoby wprowadzić obowiązkowy, państwowy monitoring poziomu zarobków absolwentów. Warto się przekonać, którzy z nich nie są przygotowani do funkcjonowania na rynku pracy, a którzy poruszają się na nim doskonale. Badania pokazują, że premia za kształcenie jest w Polsce wysoka, należąc do najwyższych w Europie. Oczywiście, wysokość wynagrodzenia jest tylko jedną z korzyści płynących z kształcenia, ale przy masowym modelu szkolnictwa wyższego jest ona z pewnością bardzo ważna. Wiedza o finansowych losach absolwentów jest konieczna do podejmowania decyzji w zakresie polityki publicznej. Umożliwia ona również maturzystom podejmowanie racjonalnych decyzji przy wyborze miasta, uczelni i kierunku studiów.

 

Nowe czasy – nowe role

Umasowienie szkolnictwa wyższego w Polsce było konsekwencją transnarodowych zmian społecznych i gospodarczych. W ich założeniu, uczeni nie powinni dalej tkwić w przysłowiowych „wieżach z kości słoniowej” – dla gospodarki i społeczeństwa uczelnie stały się zbyt ważne, by pozostawiać je wyłącznie samym sobie, nawet jeśli funkcjonowały w ten sposób przez wieki. Świat się zmienia, a wraz z nim musi zmieniać się też sposób, w jaki uczelnie kształcą studentów. W masowym modelu szkolnictwa wyższego model studiów i treści przekazywane w toku edukacji muszą uwzględniać fakt, że większość absolwentów nie ma aspiracji rozwoju intelektualnego. Chcą oni jedynie poznać prawdy, które pozwolą im więcej zarabiać i dostatniej żyć. Nie ma w tym nic zdrożnego, nawet jeśli to trochę smutne. W obliczu zaistniałej sytuacji trzeba zaakceptować więc fakt, że od uczelni nie wymaga się już kształcenia intelektualistów, a specjalistów, którzy mają sprostać wymaganiom rynku pracy. W tym kontekście trzeba przyznać rację pracodawcom narzekającym na oderwane od rzeczywistości kształcenie na poziomie akademickim. Są oni jednak w błędzie oczekując, że uczelnie będą przygotowywały dla nich gotowych do zatrudnienia pracowników. Rolą kształcenia akademickiego nie jest bowiem zaspokajanie potrzeb pierwszego pracodawcy, u którego zwykle absolwent jedynie zdobywa doświadczenia w zamian za niską pensję. Uczelnie mają za zadanie przygotować młodych ludzi do długiej kariery zawodowej, w ciągu której będą oni wielokrotnie zmieniali zatrudnienie, podczas gdy ich pierwsza praca jest ważnym, lecz tylko i wyłącznie chwilowym epizodem kariery.

W rankingowym amoku często zapomina się, że system szkolnictwa wyższego jako całość spełnia wiele skrajnie odmiennych funkcji, dlatego też poszczególne uczelnie nie muszą być jednocześnie globalnymi graczami i instytucjami kształcenia zawodowego.

Na koniec chciałbym zaznaczyć, że polskie uczelnie dalej będą się różnicowały i obok elitarnych, ukierunkowanych na funkcjonowanie w transnarodowym świecie nauki uczelni badawczych, muszą także funkcjonować szkoły wyższe kształcące specjalistów na potrzeby lokalnego rynku pracy. W rankingowym amoku często zapomina się, że system szkolnictwa wyższego jako całość spełnia wiele skrajnie odmiennych funkcji, dlatego też poszczególne uczelnie nie muszą być jednocześnie globalnymi graczami i instytucjami kształcenia zawodowego. Oczekiwanie od uczelni bycia doskonałym w realizacji wszystkich funkcji powoduje, że wygrywa socjalistyczne średniactwo, które w moim przekonaniu jest największym przekleństwem obecnego systemu.

O autorze:

dr Dominik Antonowicz

dr Dominik Antonowicz jest pracownikiem Instytutu Socjologii UMK w Toruniu. Specjalizuje się badaniu polityki publicznej oraz szkolnictwa wyższego, prowadzi również badania nad społecznym fenomenem kibicowania. Stypendysta rządu brytyjskiego oraz stypendysta Fundacji na rzecz Nauki Polskiej programów START (2006) oraz KOLUMB (2008). Pracował w Center of Higher Education Policy Studies (CHEPS) na Uniwersytecie Twente. Od 2005 roku blisko współpracuje z Centrum Badań nad Polityka Publiczną na UAM w Poznaniu. W latach 2008–2009 pełnił funkcje doradcy Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego prof. Barbary Kudryckiej. Od 2011 jest członkiem Komitetu Ewaluacji Jednostek Naukowych (KEJN).

Dodaj komentarz

Skip to content