Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Potrzebna mapa zawodów przyszłości

W województwie pomorskim istnieje potrzeba prognozowania tego, na jakie zawody oraz umiejętności będzie największe zapotrzebowanie w średnim i długim okresie. Przede wszystkim ludzie młodzi chcieliby wiedzieć, jakie profesje będą się cieszyć największym zainteresowaniem wśród pracodawców w regionie oraz, co może ważniejsze, jakie umiejętności powinni posiąść, aby w przyszłości odnaleźć się na rynku pracy. Aby podołać temu wyzwaniu województwo pomorskie powinno systematycznie tworzyć i aktualizować mapę zawodów przyszłości. Zawierałaby ona prognozy oparte na analizach trendów światowych, krajowych i regionalnych oraz przesłankach pochodzących bezpośrednio od przedsiębiorców, które pozwoliłyby młodym ludziom na tworzenie ścieżek kariery, w perspektywie 5-10 lat.Potrzeba tworzenia mapy zawodów przyszłości wynika między innymi z paradoksu, jaki możemy obecnie zaobserwować na rynku pracy. Województwo pomorskie charakteryzuje się dość wysoką na tle innych województw stopą bezrobocia – 21,3 procent.

3

Na 16 województw zajmujemy pod tym względem dalekie 10 miejsce. Równocześnie jednak możemy zaobserwować ogromny deficyt wykwalifikowanych pracowników w wielu zawodach. Przemysł oraz branża budowlana wychodzą ze stagnacji. Przedsiębiorstwa chcą zatrudniać fachowców, przede wszystkim spawaczy, murarzy, dekarzy, ale mało kto chce lub może podjąć się takiej pracy. Wielu fachowców w pogoni za lepszymi zarobkami wyjechało już na zachód. Jednocześnie ci, którzy zostali, nie mają odpowiednich kwalifikacji i albo nie są zatrudniani, albo jakość wykonywanej przez nich pracy jest niezadowalająca. Niestety na przekwalifikowanie i douczenie do zawodu tych ludzi potrzeba zwykle kilku lat. Moglibyśmy zmniejszyć ten problem właśnie poprzez tworzenie mapy zawodów przyszłości, która mogłaby się stać wiarygodnym drogowskazem ułatwiającym decyzje edukacyjne i szkoleniowe. Biorąc pod uwagę fakt, iż ludzie myślą racjonalnie, nikt nie zdecydowałby się na kształcenie w kierunku zawodu, który nie miałby przyszłości.

Specyficzne podejście Polaków do kształcenia i edukacji jest kolejnym argumentem potwierdzającym tezę o konieczności lepszej współpracy (także informacji) między oświatą i edukacją a pracodawcami. Większość społeczeństwa widzi w edukacji i podnoszeniu swoich kwalifikacji najlepszą, jeżeli nie jedyną drogę do dostatniego życia. Każdy młody człowiek, od momentu uzyskania pewnej świadomości, zadaje sobie pytanie – w jakim kierunku powinien się kształcić, aby w przyszłości znaleźć pracę, jaką drogę obrać, aby zapewnić sobie godne życie w przyszłości? Waga tego pytania jest często jeszcze bardziej doceniana przez rodziców. Już od najmłodszych lat życia posyłają oni swoje dzieci na dodatkowe zajęcia i wymagają od nich dobrych wyników w nauce. Panuje ogólne przekonanie, iż dobrze obrana ścieżka edukacji jest w stanie najlepiej sprostać wyzwaniu konkurencyjnego rynku pracy, czyli pozwala uniknąć bezrobocia i niskich płac.

Traktowanie edukacji i kształcenia jako remedium na mało przyjazny rynek pracy ma swoje poparcie w faktach.

4

Najwięcej bezrobotnych w województwie pomorskim jest w grupie z wykształceniem zasadniczym zawodowym (35,1 proc.) oraz gimnazjalnym i poniżej (34 proc.), a najmniej z wyższym (4,3 proc.).

Dodając do tego fakt, iż ludzie młodzi (do 34 lat) stanowią największy odsetek (51,4 proc.) zarejestrowanych bezrobotnych, planowanie przez nich kariery staje się poważnym wyzwaniem.

5

Pojawia się więc pytanie – skoro większość ludzi patrzy na problem pracy przez pryzmat wykształcenia, to co należy zrobić, aby ułatwić im wybór odpowiedniej ścieżki edukacji? Najlepiej skorzystać z doświadczeń innych regionów czy krajów, które w tej mierze podjęły już stosowne kroki.

W Irlandii grupa ekspercka co roku opracowuje raport pt. Zapotrzebowanie na umiejętności w przyszłości – prognozę na temat tego, jakie umiejętności czy wykształcenie będą potrzebne za 5-10 lat. Jest to niejako mapa zawodów przyszłości, która pozwala młodym ludziom odpowiednio zaprogramować swoją karierę, tak aby wchodząc w dorosłe życie, znaleźli odpowiednią pracę. Składa się ona z ogólnej analizy rynku pracy, poprzez którą autorzy starają się pokazać główne trendy, jakie mogą zaistnieć na tym rynku. Następnie zamieszczane są opisy konkretnych zawodów, które najprawdopodobniej będą charakteryzować się wzrostem zapotrzebowania na nowych pracowników. Każdy z tych opisów powinien zawierać szczegółowe rekomendacje dotyczące edukacji i umiejętności, jakie dana osoba powinna posiadać, aby efektywnie pracować w tym zawodzie. Najlepiej zarysować ścieżkę kariery poprzez wytyczanie profili edukacji. Prognoza mogłaby zawierać również rekomendacje dotyczące przeciwdziałania bezrobociu dla jednostek administracji regionalnej oraz wpływ podejmowanych i podjętych już działań na zmiany zachodzące na rynku pracy.

Stworzenie mapy zawodów przyszłości będzie miało pozytywny wydźwięk w gospodarce, gdyż korzystając z lepiej wykwalifikowanych fachowców, przedsiębiorstwa stają się bardziej konkurencyjne. Równocześnie tworzy się lepsza jakość życia, gdyż usługi czy produkty oferowane na rynku są dużo wyższej klasy, ze względu na lepiej wykwalifikowaną i bardziej efektywną siłę roboczą. Jest to jeden ze sposobów na zapobieżenie emigrowaniu wykwalifikowanych fachowców oraz ludzi młodych, którzy ukończyli prestiżowe uczelnie z dobrymi wynikami i nie mogą znaleźć pracy w regionie.

Tworzenie mapy zawodów przyszłości powinno być jednym z zadań administracji publicznej na szczeblu regionalnym. Tego typu prognozy warto tworzyć we współpracy z regionalnymi przedsiębiorcami i stowarzyszeniami przedsiębiorców. Pracodawcy najlepiej potrafią określić, jakie kwalifikacje u potencjalnych pracowników cenią sobie najbardziej. Na podstawie długoterminowych planów rozwoju swoich przedsiębiorstw oraz własnej oceny będą w stanie określić, jaki profil pracownika będzie ich najbardziej interesował w przyszłości. Przedsiębiorcy na pewno chętnie podejmą się tego typu prognozowania, gdyż w ich interesie leży możliwość pozyskiwania wykwalifikowanej siły roboczej. Przy tworzeniu tego typu mapy zapotrzebowania na umiejętności w przyszłości należałoby również uwzględnić współpracę z jednostkami pozarządowymi. Mogłyby one przygotowywać konkretne analizy i badania oraz prognozować trendy w poszczególnych branżach mających największe znaczenie dla regionu, co pozwoliłoby na dokładniejsze zbadanie potrzeb rynku. Nie można również zapomnieć o nauce. Przedstawiciele oświaty i szkolnictwa wyższego powinni aktywnie uczestniczyć w debacie na temat zawodów przyszłości. Równocześnie staliby się oni realizatorami przygotowywanych rekomendacji w jednostkach, które reprezentują. Tego typu mapy powinny być w dużej mierze wykorzystywane przy tworzeniu programów nauczania oraz mieć wpływ na ilość miejsc na konkretnych profilach nauczania. Analiza, która powstawałaby przy współpracy administracji regionalnej, biznesu, organizacji pozarządowych i nauki powinna być ogólnodostępna dla wszystkich zainteresowanych i odpowiednio promowana w mediach lokalnych. Jeżeli udałoby się sporządzać co roku mapę zawodów przyszłości, która pokazywałaby trendy w średnim (5lat) i długim (10lat) okresie, to udałoby się stworzyć przewagę konkurencyjną województwa pomorskiego i regionalnych przedsiębiorstw oraz podnieść jakość życia i zapewnić szczególnie ludziom młodym skuteczne planowanie swoich ścieżek kariery, które wiodłyby do zdecydowanie pewniejszej pracy oraz godnego życia w przyszłości.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Emigrant – obywatel marnotrawny?

Czy i dlaczego powinniśmy interesować się emigrantami? Emigrant nie płaci podatków, nie interesuje się becikowym i już na pewno nie pragnie skrócenia roku szkolnego o dwa tygodnie. Jedyne, co interesuje emigranta to temat tabu: temat pracy. Z punktu widzenia polityków, jest więc chyba obywatelem „niewygodnym”.

Kiedy Ania – lat 21 – bierze do ręki gazetę, nie może uspokoić się jeszcze ponad godzinę. Jest studentką administracji na Uniwersytecie Gdańskim. Studiuje dziennie, więc na razie może tylko pomarzyć o płatnym stażu lub pracy na pół etatu w wymarzonym zawodzie. Codziennie rano przegląda gazetę. Wie, że jedyna praca, jaką mogą zaoferować jej agencje pośrednictwa pracy, to praca w hipermarkecie lub w drukarni. Gdy będzie miała trochę szczęścia, to załapie się na stanowisko hostessy. Ubierze się ciepło, by nie zamarznąć przy lodówkach, wyładowanych jogurtami. Potrzebuje pieniędzy na mieszkanie, które wynajmuje z chłopakiem i na angielski. Jest tuż przed egzaminem Advance. Nie może teraz rzucić kursu. Może wyjedzie. Do Londynu? Dublina? Gdziekolwiek. Znajomi byli. Będzie ciężko, ale da sobie radę. Przywiezie pieniądze na pół roku życia w Gdańsku.

Może gdyby decydenci zdawali sobie sprawę z dylematów studenckiego życia, nie próbowaliby mamić oczu narodu 1000 złotych dla młodych matek. Młodzi, wykształceni ludzie pragną przede wszystkim pracować. Kształcą się latami, by pracować w swoim zawodzie i żyć godnie. Młodzi ludzie wiedzą, że w Polsce jest niemal 3 mln oficjalnych bezrobotnych. Młodzi ludzie czują to bezrobocie w pogardliwym spojrzeniu pracodawców, odganiających się od nadgorliwych pracoholików. Młodzi ludzie marzą, że zagranicą jest lepszy świat. Kraina czarów, gdzie jest praca i jest godnie opłacana. I wyjeżdżają.

Tomek – lat 23 – mieszka niedaleko Gdańska. Jego ojciec jest wiceprezydentem. Tomek jest dobrym uczniem. Nie ma zbyt wielu znajomych. Wszyscy nieco zbyt uważnie patrzą mu na ręce. Tomek był już na kilku praktykach. Pewnie takich, w których załatwieniu pomógł mu wszechmogący w województwie pomorskim tata. Tomek jest zdolny. Wie o tym Tomek, i poza tym już chyba nikt. Tomek wyjeżdża do Dublina. Po co, dziwi się ojciec. Tomek musi, musi choć raz zdobyć coś sam, być z czegoś dumny, zarobić pieniądze. Sam, sam, sam…

W tym roku w ramach „Work and Travel” wyjedzie około 2500 osób. Studenci mają także do wyboru programy wymiany z uczelniami na całym świecie. Pół roku np. w Szwecji to niezapomniane doświadczenie. Można zobaczyć w mikroskali, jak funkcjonuje gospodarka jednego z najlepiej rozwiniętych państw w Europie. Młodzi ludzie zrobią wszystko, żeby zakwalifikować się do takiego programu. Wiedzą, że okazja jest niepowtarzalna. Często pragną sprawdzić swoje umiejętności w zupełnie nowych, czasem wrogich warunkach. Wiele razy słyszałam mrożące krew w żyłach opowieści o ludziach koczujących na Victoria Station, bez środków do życia, mieszkania i pracy. A jednak jechali. Student XXI wieku jest przygotowany na obóz przetrwania w każdej sytuacji. Umie się dostosować, przekwalifikować, walczyć. Umie, jeśli da mu się szanse – większe niż w pesymistycznym, przesiąkniętym marazmem świecie Pomorza.

Ania – lat 28 – pracuje w sklepie spożywczym na pół etatu. Drugie pół etatu zarezerwowane jest na pracę w solarium. Co drugi czwartek Ania zastępuje koleżankę w nadmorskim barze. W weekendy pomaga sprzątać w hotelu. W wolnych chwilach, a więc takich, które zdarzają się w Wigilię Bożego Narodzenia, Ania przygotowuje się do wyjazdu do Stanów Zjednoczonych. W wyjeździe, planowanym od dawna, finansowo pomogą Ani rodzice. Ania i rodzice zdają sobie sprawę z tego, że życie na czterech etatach jest niemożliwe. Ania cieszy się, że do tej pory nie miała czasu na znalezienie partnera, gdyż na pewno utrudniłoby to decyzję o wyjeździe.

W Polsce jest coraz więcej ludzi, którzy oficjalnie pracują na kilku etatach. Nie chcą, ale muszą. Zarabiają na mieszkanie, samochód, podręczniki dla dziecka. Coraz częściej zapominają, po co i dla kogo pracują, gdyż nie mają czasu na rodzinne spotkania. Czasem nawet jeden etat wystarcza, by wykończyć młodego Polaka. Mobbing spotyka ich coraz częściej. Pracuje się szybko i za marne pieniądze. Pracodawcy nie szanują swojego pracownika. Nie muszą. Wiedzą, że przyjdzie następny.

Kasia – lat 32 – od dawna pracuje w drukarni. Ma dziecko. Sama je wychowuje. Pracuje „na czarno”. Wie, że na razie nie może liczyć na nic więcej. Szef ma problemy finansowe. Kasia martwi się, że nie płaci składek. Nie stać jej na prywatny fundusz emerytalny. Myśli o wyjeździe do Szwecji. Ma tam kuzynkę. Pracowałaby tam poniżej swoich kwalifikacji jako hotelowa pokojówka. Nie musiałaby się martwić o przyszłość swojego dziecka i swoją. – „Chyba się zdecyduję” – mówi.

Coraz więcej wykształconych ludzi jest gotowych poświęcić swoje ambicje zawodowe i dumę na rzecz większych pieniędzy. Studenci ostatnich lat, zamiast szukać staży i praktyk, zmywają naczynia w londyńskich pubach. Nie chcą w Polsce pracować za darmo. Czują, że i po stażu nie dostaną dobrze płatnej pracy. Nie mają znajomości. Boją się o swoją przyszłość. Wyjazd za granicę jest dla nich ucieczką przed samym sobą. Przed koniecznością walki o pracę za 700 zł miesięcznie. Ucieczka jest odłożeniem problemów na później. Mają nadzieję, że wrócą mądrzejsi, bardziej zdystansowani, uzbrojeni do walki bez taryfy ulgowej.

Tomek – lat 20 – jest studentem prawa. Na prawie ma wielu kolegów. Ci koledzy nie za bardzo lubią się uczyć. Lubią za to nocne imprezy w sopockich klubach. Jeden z nich jest barmanem. Zorganizował sobie wakacyjny wyjazd do pracy w Londynie. Namawiał kolegów. Tomek też pojechał. Przecież nie będzie sam po klubach chodził.

Co pewien czas obserwujemy na naszych pomorskich uczelniach różne mody. Obecnie, na ostatnich latach studiów najmodniejsze stało się wykonywanie ciekawych prac, poznawanie fascynujących ludzi, „lansowanie się” w najmodniejszych klubach i wyjeżdżanie za granicę, w celach bynajmniej nie wypoczynkowych. Najbardziej „trendy” bez wątpienia są wyjazdy do Stanów Zjednoczonych, krajów skandynawskich i krajów latynoskich. Wyjeżdża się samemu lub ze znajomymi. Na trzy miesiące lub na rok. Szczegóły są z reguły bez znaczenia. Najważniejsze jest to, by pojechać, zobaczyć i wrócić. Można się wtedy chwalić i puszyć jak paw, bo przeżyło się coś wyjątkowego. A to zawsze jest „trendy”.

Paweł – lat 25 – stał na oliwskim przystanku o 4 rano. Czekał na autobus. Po kilku minutach czekania podeszło do niego dwóch młodzieńców w czarnych dresach z białymi paskami. Najpierw uderzyli go w nos, potem Paweł już nic nie pamiętał. Doznał poważnego urazu głowy. Paweł jest kelnerem, mieszka samotnie i ma kota. Dodatkowo jest także homoseksualistą. Po tym wypadku Paweł spakował się i pojechał do Belgii.

Można dyskutować, czy okrzyki podczas pochodu równości: „geje do gazu” albo „zrobimy z wami, co Hitler z Żydami”, ilustrują głupotę krzyczących czy też są obrazem stanu polskiej tolerancji. Jednak homoseksualiści, a także wszyscy Ci, którzy pragną żyć inaczej, wiedzą już od dawna, że w Polsce – to nie łatwe. Homoseksualiści często w wyniku manifestowania swojej orientacji seksualnej tracą kontakt z rodziną, a nawet pracę. „Zakaz pochodów to kropka nad i” – mówią, coraz częściej szykując się do wyjazdu. Wiedzą, że w Polsce jeszcze długo nie będzie równości. Pewnie mają rację, bo żeby być tolerancyjnym wobec innych, trzeba najpierw zaakceptować siebie. A to widać trudne w kraju pełnym zakompleksionych, niedowartościowanych ludzi.

Paulina – lat 25 – do Londynu jeździła w każde studenckie wakacje. W Polsce tęskniła za Londynem, w Londynie za Polską. Po studiach prawniczych przyjaciele zaczęli szukać pracy. Posypały się śluby. Ania nie miała ani pracy, ani ślubu. Pojechała tam, gdzie było jej zawsze najlepiej – do Londynu. Znalazła tam i pracę i narzeczonego. I została.

Młodzi, ambitni będą długo jeszcze wyjeżdżać „na saksy”. Niektórzy będą wracać. Szczególnie ci, przywiązani do polskiej tradycji i ci wrażliwsi, tęskniący za rodziną i przyjaciółmi. Każda historia takiego emigranta warta jest naszej uwagi. Warto przy jej słuchaniu zastanowić się też, co trzeba zrobić, żeby zostali. Żeby dla Polski i jej poszczególnych regionów kształtowali lepszą przyszłość. Na pewno podstawowym problemem jest ogromne bezrobocie. Nie możemy jednak zapominać, że bezrobocie to nie tylko całkowity brak pracy, ale to też praca upokarzająca człowieka, nie dająca mu możliwości utrzymania rodziny i przyzwoitego statusu życia. Trzeba też dać młodym ludziom sposobność sprawdzenia się, możliwość rozwoju i rozwinięcia twórczej inicjatywy, w czym często przeszkadza zbyt zbiurokratyzowana administracja. Warto też pomyśleć o tych, którzy wyjechali i wrócili. Bo to oni mogą stać się inicjatorami nowych rozwiązań. Często tacy „nawróceni” obywatele nie mogą pogodzić się z niskimi płacami, gdyż ciągle mają w pamięci wysokie zarobki w krajach, do których emigrowali. Jednak pewną nagrodą jest czerpanie satysfakcji z wykonywania wymarzonego zawodu. Warto też pomyśleć o lepszej pracy dla dorabiających studentów. Gdyż choć trudno w to czasem uwierzyć, studenci to nie jest tania siła robocza, lecz przyszli magistrowie i inżynierowie, którzy zagranicą zarabialiby trzy razy tyle.

Na końcu dodam od siebie, że w Londynie spędziłam pół roku. Nigdy nie zapomnę uczucia rosnącej adrenaliny, gdy pierwszy raz wysiadłam na Victoria Station. Potem była już tylko praca. Dwanaście godzin na dobę, codziennie – siedem dni w tygodniu. Przetrwałam londyński obóz przeżycia i uważam, że było warto. Choćby po to, by przez chwilę poczuć się jak przeciętny Londyńczyk, by na te pół roku zmienić tożsamość, a nocą oglądać najdziksze, nikomu nieznane zakamarki londyńskiego świata. Warto było też dlatego, że wróciłam do Polski bogatsza o wiele doświadczeń. Łatwiej podejmuję decyzje, jestem pewniejsza siebie. Znam swoją wartość na polskim rynku pracy i nie obawiam się podejmować kolejnych zawodowych wyzwań, nawet jeśli nie wszystkie zakończą się sukcesem.

Mogę mieć tylko nadzieję, że w przyszłości mnie i moim znajomym – emigrantom, stworzy się warunki godnej pracy, za godne pieniądze, tu – na Pomorzu, w Polsce i nie będziemy już musieli marzyć o pracy w kuchni w londyńskim barze.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Świadomość, determinacja i kwalifikacje

Jestem magistrem socjologii Uniwersytetu Gdańskiego, od czterech lat pracuję w Warszawie jako konsultant ds. public relations. W Gdańsku mieszkałam przez pięć lat, stąd rynek pracy Trójmiasta i Pomorza jest mi znany głównie z moich własnych doświadczeń, jak też doświadczeń moich rówieśników. Podczas studiów próbowałam już szukać pierwszej poważniejszej pracy, ponieważ zajęć na uczelni nie mieliśmy znowu tak wiele, a prace dorywcze, dzięki którym opłacałam sobie naukę języków obcych czy udział w szkoleniach dla studentów, nie dawały żadnego konkretnego doświadczenia. Bo dla którego pracodawcy istotnym doświadczeniem zawodowym osoby z wyższym wykształceniem będzie sprzątanie biur czy też przeprowadzanie ankiet? Jednak nie było łatwo – ponieważ po ukończeniu studiów chciałam zostać dziennikarzem, próbowałam zatrudnić się w trójmiejskich redakcjach prasowych. W jednej mi odmówiono, argumentując, że skoro jestem na pierwszym roku, nie będę w stanie pogodzić pracy z nauką. W drugiej przepracowałam pół roku i mimo, że słyszałam, że jestem dobra, nie pozwolono mi pracować w niepełnym wymiarze godzin – dziennikarze musieli być tak samo dyspozycyjni jak etatowi pracownicy i nieważne było to, że na trzecim roku studiów miałam mieć bardzo mało zajęć, a w związku z tym byłabym w stanie więcej pracować. Zostać nie mogłam. W każdym razie zawód dziennikarza poznałam na tyle, że nie chciałam już go więcej wykonywać. W taki sposób pierwsze doświadczenie zawodowe okazało się dla mnie cenną lekcją, ale też zwiastowało paradoks, na który natknęłam się, szukając pracy: pracodawcy oczekiwali doświadczenia zawodowego, jednak rzadko który z nich chciał zatrudniać studentów, dając im możliwość zdobycia tego doświadczenia.

Stwierdziłam zatem, że poważniejszą pracę podejmę, jeśli trafi mi się dobra propozycja, i postanowiłam skoncentrować się na nauce. Po pierwsze – języki obce. Ponieważ uczelnia zapewniała tylko jeden lektorat, kontynuowałam naukę języków na kursach. Najpierw angielski, potem niemiecki, obydwa kursy zakończone zdaniem certyfikatów. Samo ubieganie się o staż w konkursie „Grasz o Staż” pokazało, jak wiele te certyfikaty mi dały – biorąc udział w konkursie po raz pierwszy, nie dysponowałam jeszcze żadnym z nich i nie przeszłam do kolejnego etapu. Ubiegając się o staż po raz drugi, miałam już certyfikat z angielskiego, i to stanowiło istotną różnicę. Staż, wygrany w prestiżowym ogólnopolskim konkursie, do tej pory stanowi ważny punkt w moim CV. Sądzę jednak, że nie mniej wartościowe są „zwykłe” staże uczelniane, odbyte w renomowanych firmach. To, co się bardzo przydaje, to na pewno działalność w organizacjach wszelkiego rodzaju, a zwłaszcza w takich, których profil jest zgodny z zainteresowaniami zawodowymi – jest to niezła szkoła pracy zespołowej. W późniejszym życiu zawodowym przydaje się bardzo, bo na uczelni pracy zespołowej jest raczej jak na lekarstwo.

Kolejną ważną rzeczą były szkolenia zawodowe dla studentów. Sama uczestniczyłam w warsztatach organizowanych przez Biuro Karier UG. Wykonując różnorodne ćwiczenia, poznawaliśmy nasze mocne i słabe strony, sprawdzaliśmy też nasze umiejętności pod kątem przyszłej pracy. Jedno z zadań pokazało, że mam predyspozycje do pracy w biznesie, ale równie silne uzdolnienia tak do pracy naukowej, jak i artystyczne. Teraz, po pięciu latach mogę stwierdzić, że wszystko się sprawdziło – pracuję w sektorze usług dla biznesu – public relations, gdzie poza zawodową dokładnością niezbędna jest również kreatywność i wyobraźnia. Poza tym piszę doktorat.

Równie liczące się szkolenia – zwłaszcza pod kątem przyszłej pracy w biznesie – organizuje AIESEC. Mają one taką samą formę jak w firmach i prowadzone są przez doświadczonych specjalistów. Nie zdecydowałam się jednak, wbrew powszechnej modzie, na podjęcie studiów podyplomowych. Chociaż po przygodzie z dziennikarstwem zainteresowałam się public relations i miałam pomysł, aby wziąć udział w studiach bardzo dobrze prowadzonych przez Politechnikę Gdańską – postanowiłam jednak zaczekać z dalszą nauką do momentu podjęcia pracy zawodowej, tak aby nie studiować czegoś, co nie wiązałoby się z moją dalszą pracą.

Kończyłam studia w 2001 r., mając bardzo wyraźnie sprecyzowany pomysł dotyczący obszaru, w którym chciałam się rozwijać: zarządzanie zasobami ludzkimi, public relations lub badania rynku. Trwała już recesja, więc zaczęłam szukać pracy stosunkowo wcześnie. Nie tylko w Trójmieście, gdzie prasa pełna była głównie ofert dla specjalistów i menedżerów z co najmniej dwuletnim doświadczeniem. Szukałam pracy również w Warszawie – ponieważ było tam więcej firm zatrudniających osoby bez większego doświadczenia zawodowego. Metodą, z której korzystałam najczęściej, było wysyłanie podań bezpośrednio do szefów firm lub działów personalnych – ze 120 podań odbyłam jakieś 10 rozmów, aby w końcu otrzymać propozycję odbycia praktyki w agencji public relations w Warszawie. Po miesiącu praktyka przerodziła się w moją pierwszą stałą pracę. Było jasne, że zostanę tam dłużej.

Najbardziej zaskoczyło mnie to, że ludzie z Warszawy, których spotykałam, rzadko kiedy mieli dokumenty dorównujące moim pod względem znajomości języków, ilości odbytych szkoleń, praktyk czy działalności w organizacjach pozarządowych (co zaprocentowało zresztą nie tylko przy szukaniu pierwszej pracy, ale również podczas kolejnych zmian pracy). A przecież ciekawych możliwości było o wiele więcej niż w Gdańsku. Natomiast, co jest bardzo charakterystyczne, wiele osób studiujących w Warszawie kończyło dwa kierunki studiów równocześnie, zaś w Trójmieście rzadko kto decydował się na taki krok.

Tymczasem wielu moich rówieśników ze studiów nie miało pracy w ogóle, szukało jej miesiącami lub zadowalało się zajęciami będącymi dużo poniżej ich kwalifikacji. Ci, którzy nie mieli bladego pojęcia, co ich interesuje pod kątem zawodowym – skazywali się na długie poszukiwania. Z kolei – również na przykładzie moich znajomych – zauważyłam inną ciekawą tendencję – do Trójmiasta zaczęły przyjeżdżać co bardziej przebojowe osoby z wykształceniem zawodowym lub średnim z regionów takich jak Warmia i Mazury – głównie dlatego, że zaczęły tutaj powstawać galerie handlowe z licznymi butikami, gdzie można było dostać pracę lepiej płatną niż praca na podobnym stanowisku na przykład w Olsztynie.

Z kolei co bardziej przebojowe osoby z wykształceniem wyższym wyjeżdżały do Warszawy. Z mojego roku było to raptem kilka osób, które nie tylko miały najwyższe średnie, ale też dosyć wcześnie wiedziały, jakie mają predyspozycje i jaką pracę chcą wykonywać. To one właśnie trafiły do biznesu. Z takich ludzi składa się też Stowarzyszenie Loża Trójmiasto w Warszawie. Wielu z nich pracuje, aby zdobyć doświadczenie zawodowe pozwalające na powrót do Trójmiasta i podjęcie tutaj pracy. Kilku osobom już się to udało.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Czy znasz tajniki rekrutacji?

Matura, studia, życie – tak brzmi przewodnie hasło jednego z polskich czasopism edukacyjnych. Dla wielu osób studia stanowią okres, w którym uczą się samodzielności, rozpoczynają życie na własną rękę, choć często jest to ręka zaopatrzona w pieniądze rodziców.

Okres studiów kiedyś jednak się kończy i wówczas przychodzi czas na poszukiwanie pracy, choć wielu studentów robi to już wcześniej, dążąc do jak najszybszego osiągnięcia pełnej samodzielności. Niezależnie jednak od tego, kiedy to się stanie, stanie się to na pewno.

Praca stanowi pewne wyzwanie dla każdego, zwłaszcza gdy jest to pierwsza praca, kiedy to następuje zderzenie wiedzy akademickiej z praktyką, zderzenie własnych wyobrażeń z rzeczywistością.

Pierwszym krokiem do podjęcia pracy jest jej znalezienie. Wielu twierdzi, że proces poszukiwania zajęcia oznacza pracę na pełnym etacie, trzeba bowiem na niego poświęcić co najmniej 8 godzin dziennie. Najważniejsze – to znaleźć odpowiednie oferty pracy, później wystarczy tylko przygotować właściwe dokumenty, złożyć je u potencjalnego pracodawcy, a potem czekać na zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną.

Celem przeprowadzonego przez KN „Lider” badania było sprawdzenie, czy studenci wiedzą: jak napisać poprawne CV i list motywacyjny, co zrobić bym to właśnie „ja” został zaproszony na rozmowę kwalifikacyjną, a jeśli już tak się stanie, na co zwrócić szczególną uwagę podczas takiej rozmowy.

2

Badanie oparte na kwestionariuszu ankietowym przeprowadzono w dniach 12-20 października 2005 r. na grupie 235 studentów studiów dziennych Uniwersytetu Gdańskiego z sześciu wydziałów: Filologiczno-Historycznego, Prawa i Administracji, Nauk Społecznych, Matematyki, Fizyki i Informatyki, Zarządzania i Marketingu oraz Ekonomicznego.

Blisko 59 procent studentów uważa, że wiedza na temat rekrutacji może okazać się przydatną w czasie poszukiwania pracy. Wielu z nich tę wiedzę nabywało lub weryfikowało w sposób praktyczny. W czasie studiów studenci starają się o najróżniejsze stanowiska – od pracy fizycznej w centrach handlowych po stanowiska menedżerskie. Wielu z nich pracuje lub pracowało jako sprzedawca, telemarketer bądź też jako kelner lub barman, mimo iż zawody te nie mają wiele wspólnego z profilem ich studiów. Jednak część studentów wybiera posady zgodne z ich kwalifikacjami – sytuacja ta dotyczy przede wszystkim studentów ekonomii i zarządzania. Zostają oni bowiem asystentami w firmach finansowych, ubezpieczeniowych bądź też transportowych.

Podstawowe źródła informacji na temat rynku pracy, z których korzystali badani studenci przedstawia Rysunek 1. Tylko pojedyncze osoby szukały innych sposobów zdobycia wiedzy na temat zapotrzebowania na rynku pracy – korzystali oni z usług Urzędu Pracy lub uczestniczyli w Targach Pracy. Zaledwie 11,5 procent studentów zwróciło się po taką pomoc do Biura Karier (wyjątkiem wydają się być studenci Wydziału Ekonomicznego – 24 proc.) – szukali tam przede wszystkim informacji na temat możliwości odbycia praktyk lub znalezienia pracy. Tylko 1 osoba spośród 235 zamieściła swoje CV w bazie Biura Karier.

Badanie miało na celu sprawdzenie nie tylko aktywności studentów na rynku pracy, ale również podstaw teoretycznych wiedzy na temat rekrutacji, które powinien – jak się wydaje – posiadać każdy startujący w samodzielne życie. Umiejętnością poprawnego napisania listu motywacyjnego i CV mogło pochwalić się średnio 75 procent studentów.

Zaskakujące okazały się definicje „komunikacji niewerbalnej”, o które poproszono w ankiecie. Pojęcie to poprawnie zdefiniowało 74 procent studentów Wydziału Ekonomicznego wobec 55 procent studentów Wydziału Filologiczno-Historycznego. Oznaczać to może, iż studenci nie zdają sobie sprawy ze znaczenia takiego środka przekazu informacji jak mowa ciała bądź też nie potrafią go zdefiniować.

Wyniki niniejszej analizy wskazują na potrzebę edukacji studentów w zakresie rekrutacji. Oczywiście najlepszą metodą nauki jest zdobycie doświadczenia, zwłaszcza tego dotyczącego rozmowy kwalifikacyjnej czy innych form bezpośredniego kontaktu potencjalnych pracodawców i pracowników. Jednakże nawet dla tych, którzy takie doświadczenia mają już za sobą, znajomość podstawowych reguł może okazać się pomocna w uświadomieniu sobie popełnionych błędów czy też przyczynić się do zredukowania poziomu stresu towarzyszącego takim sytuacjom.

Edukacja taka mogłaby również pomóc w zainteresowaniu się samym sobą. Analiza własnych dokonań, umiejętności i predyspozycji, przeprowadzona dużo wcześniej niż będzie to konieczne przy pisaniu CV, może wskazać, co jeszcze trzeba zrobić, w jaki sposób podnieść swoje kwalifikacje, by otrzymać wymarzoną pracę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Studenci Prawa o rynku pracy

Najcenniejszą wiedzą dla osób wkraczających na rynek jest znajomość konkurencji. Pozwala ona zaplanować strategię, przedstawić lepszą ofertę, a w konsekwencji odnieść sukces. Rynek pracy rządzi się tą samą zasadą, z tym że oferowanym „produktem” jest nasza wiedza i doświadczenie.Tylko skąd wziąć wskazane informacje? Odpowiedź znajdziemy bliżej niż mogłoby się to wydawać. Europejskie Stowarzyszenie Studentów Prawa – ELSA Poland od sześciu lat przeprowadza ogólnopolskie badania rynku studentów prawa. Od 2003 roku badania współtworzy międzynarodowa grupa badawcza Ipsos. Celem badań jest: odzwierciedlenie oczekiwań studentów względem przyszłych pracodawców, wskazanie, jakie cechy mają istotny wpływ na sukces zawodowy, a także przedstawienie zamierzeń i planów respondentów. W roku 2004 w badaniu wzięło udział 1123 studentów dziennych studiów prawniczych z 14 ośrodków akademickich (Białystok, Gdańsk, Kraków, Lublin, Poznań, Rzeszów, Toruń, Warszawa, Katowice, Łódź, Wrocław, Szczecin, Olsztyn, Słubice).

Respondenci – studenci III-V roku prawa poproszeni zostali o odpowiedź na kilkadziesiąt pytań różnego typu. Niektóre wymagały wyłącznie wybrania jednej – kilku opcji, inne zmuszały do szerszej wypowiedzi. Dokładna ich analiza dostarczyć może bezcennych wskazówek, jak odnaleźć się na rynku pracy. Część opracowania, siłą rzeczy, skierowana jest do studentów wydziałów prawa i administracji, jednakże większość można uogólnić i odnieść do studentów jako grupy wkraczającej na rynek pracy. Jest to o tyle ważne, że dzięki poznaniu potencjalnej konkurencji, zyskuje się nad nią przewagę.

Studenci poproszeni o wytypowanie czynników decydujących o znalezieniu pracy wskazali kolejno na: wysokie kwalifikacje (71 proc. uważa ten czynnik za decydujący, wzrost względem roku 2003 o 20 pkt proc.), nieformalne układy (aż 56 proc., spadek o 1 pkt proc.), doświadczenie (55 proc., wzrost o 13 pkt proc.). Kolejne ważne cechy to: znajomość języków, umiejętność zaprezentowania się pracodawcy (wzrost z 22 proc. na 34 proc.), ukończenie dobrej uczelni (spadek z 31 proc. na 17 proc.). Za mało ważne czynniki studenci uznali: wygląd (8 proc.), pracę społeczną w czasie studiów (spadek z 17 proc. na 3 proc.) oraz wysoką średnią ocen (ten czynnik za istotny uznało jedynie 3 proc. respondentów).

Prawie połowa ankietowanych jako najważniejsze kryterium wyboru przyszłej pracy wskazała wysokość wynagrodzenia. Nieco mniej uznało za najistotniejsze: gwarancje zatrudnienia, możliwości awansu czy dalszej edukacji, pracę w gronie specjalistów oraz atmosferę. Mniejsze znaczenie dla respondentów mają: obszar działania przedsiębiorstwa, jego marka, miejscowość pracy, a nawet gwarantowane świadczenia socjalne. Większość respondentów (51 proc.) pytanych o wysokość wynagrodzenia brutto zaraz po studiach wskazała na przedział 1001-2000 zł, ponad jedna czwarta zgodziłaby się na pensję brutto w wysokości 2001-3000 zł. Wiedza o preferencjach zarobkowych naszych konkurentów ułatwia odpowiedź na pytanie o nasze oczekiwania w tej materii, bez narażania się na uznanie tych oczekiwań, przez osoby przeprowadzające rekrutację, za wygórowane lub zaniżone.

Interesujące wydają się odpowiedzi na pytania o największe atuty oraz słabości studentów jako osób poszukujących pracy. W pierwszej grupie wymieniono kolejno: pracowitość i odpowiedzialność (za swój atut uważa je aż 80 proc. ankietowanych), łatwość nawiązywania kontaktów, znajomość języków obcych (z roku na rok coraz więcej respondentów uważa znajomość języków obcych za swój atut), wykształcenie dodatkowe, fakultety, szkolenia (w przeciwieństwie do znajomości języków obcych, coraz mniej studentów uznaje to za swoją dobrą stronę). Najmniej ankietowanych uznało za swój atut umiejętność autoprezentacji oraz doświadczenie zawodowe (tylko 14 proc., przy 40 proc. w roku 2003). Nic więc dziwnego, że aż 39 proc. ankietowanych uważa brak doświadczenia za swoją największą słabość. Kolejne wskazywane słabe strony to: znajomość języków obcych (20 proc., spadek z 55 proc.), niewielkie umiejętności autoprezentacji, brak wiedzy teoretycznej, trudności w nawiązywaniu kontaktów oraz brak zapału do pracy. Znając słabości rywali, łatwiej jest wyeksponować swoje zalety i zająć wyższą pozycję w rankingu kandydatów.

Na koniec warto wskazać źródła informacji o rynku pracy, z których korzystają studenci. Najwięcej osób czerpie informacje z internetu (72 proc.), drugim źródłem wiadomości o rynku pracy jest prasa (głównie gazety ogólnopolskie), kolejnymi: uczelnia, telewizja, radio. Najmniej osób korzysta z prasy lokalnej. Może zatem należy zainteresować się akademickimi biurami karier oraz ogłoszeniami zamieszczanymi w prasie lokalnej, skoro korzysta z nich stosunkowo najmniej osób?

Podsumowując, przedstawione powyżej informacje są odzwierciedleniem tendencji występujących w środowisku studentów prawa, ale nie tylko. Jak można je wykorzystać, wkraczając na rynek pracy? Studenci analizując czynniki wskazane jako decydujące o znalezieniu pracy, mogą stwierdzić, jakie działania należy podjąć celem zwiększenia swoich szans w oczach pracodawcy. Informacje o kryteriach wyboru pracodawcy i oczekiwanym wynagrodzeniu, a nade wszystko o atutach i słabościach ankietowanych tworzą obraz studentów, czyli naszej przyszłej konkurencji. Dzięki poznaniu jej cech, stajemy o krok przed nią, a w procesie rekrutacyjnym o to przecież chodzi.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Zacząć od świadomości

Edukacja i rynek pracy są nierozerwalnie związane. Dobrze wykształcony człowiek znajduje pracę przynoszącą korzyści jemu i całej społeczności. Pracuje dla siebie, samorealizacji i dla ogółu. Wykształcenie daje mu świadomość jego własnych potrzeb i możliwości, popycha do przodu, poszerza horyzonty.

Warto postawić pytanie, dlaczego tak wielu młodych ludzi nie znajduje zatrudnienia? Z jednej strony dlatego, że system edukacyjny nie przygotowuje młodego człowieka do podjęcia pracy, z drugiej strony zaś – pracodawcy, widząc olbrzymi popyt na pracę na rynku, windują wymagania do rozmiarów absurdalnych. Następuje niedopasowanie. Tak na przykład, aby podjąć pracę na stanowisku przedstawiciela handlowego należy posiadać wykształcenie wyższe (najlepiej techniczne), znać co najmniej dwa języki obce, mieć co najmniej pięcioletnie doświadczenie na podobnym stanowisku oraz być dyspozycyjnym.

Zmiany, jakim podlega gospodarka we współczesnym świecie, zmuszają do tego, aby przeformułować pewne jej segmenty. Dotyczy to w równym stopniu sfery edukacji – jak wykształcimy młodych ludzi, takich będziemy mieć pracowników – jak i rynku pracy. Jednak obie te sfery są nierozerwalnie ze sobą powiązane i powinny funkcjonować w niezakłócony sposób. Jak bowiem oczekiwać wykwalifikowanej siły roboczej, jeżeli brak podstaw w obszarze oświaty i edukacji? Z drugiej strony, jak dobrze wybrać kierunek specjalizacji, jeśli na przykład to, co nas interesuje, nie spotka się z zapotrzebowaniem na rynku pracy? Z takimi dylematami boryka się aktualnie wiele państw na świecie. Kluczowym staje się właściwy przepływ informacji pomiędzy tymi sferami.

Ponadto nieustanne zmiany zmuszają jednostkę do przekształcenia własnego sposobu myślenia. W gospodarce centralnie planowanej praca była „dobrem danym”, o które nie zabiegano. Nie było problemu poszukiwania pracy – każdy pracę miał. Dziś jest inaczej. Zmiana ustroju, zmiany demograficzne oraz galopujące wręcz starzenie się społeczeństwa spowodowało, że praca stała się „dobrem luksusowym”, i to nie tylko w Polsce. Nie ma pewności, że po studiach zdobędziemy pracę, nie ma też pewności, czy znajdując posadę – utrzymamy ją. Zmiana sposobu myślenia to zmiana przeświadczenia, że musimy w życiu mieć jedną pracę, jedno mieszkanie, jeden samochód. To w pewnym sensie otwarcie horyzontów myślowych na zmiany. W Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej rynki pracy są elastyczne. Wynika to przede wszystkim ze świadomości mieszkańców, którzy są bardzo mobilni i w swoim życiu zmieniają pracę oraz otoczenie średnio co 3 lata. Oczywiście do tego dostosowana jest cała gospodarka mieszkaniowa, kredytowa, która ułatwia ludziom podejmowanie takich kroków. Przeprowadzenie podobnych zmian w Europie jest nieco trudniejsze, są one jednak nieuchronne. Powoli otwierają się możliwości pracy czy powrotu do pracy dla matek, firmy stopniowo stają się firmami prorodzinnymi, coraz powszechniejsza staje się praca czasowa czy sezonowa. Jednak nadal problemy dostosowawcze rynków pracy, mimo pewnych zmian globalnych (globalizacja wymusza efektywną alokację zasobów, w tym pracy) czy inicjatyw podejmowanych w ugrupowaniach integracyjnych (inicjatywy unijne, takie jak Europejska Strategia Zatrudnienia), pozostaną istotne i niejednokrotnie dotkliwe dla lokalnych (krajowych) rynków pracy. Rodzi to wyzwania i zobowiązania dla władz lokalnych. Niedopasowania wynikają z istotnych różnic na rynkach pracy: zróżnicowanie geograficzne, sektorowe, zawodowe, płciowe, wiekowe, warunków pracy, wreszcie kulturowe – to wszystko odgrywa ważną rolę przy doborze rozwiązań instytucjonalnych na rynku pracy. Dlatego obserwuje się olbrzymią lukę ilościową i jakościową pomiędzy podażą a popytem na rynkach pracy. Takie ilościowe i jakościowe niedopasowania powodują, że pojawia się konieczność wsparcia polityką rynków pracy – ale polityką, która nie byłaby oderwana od rzeczywistości, lecz ściśle powiązana z innymi politykami (np. strukturalną, rozwoju, edukacji, makroekonomiczną). Polityka rynku pracy powinna iść w parze ze zmianami strukturalnymi. Dlatego obok pasywnej polityki znaczenia nabierają aktywne programy rynków pracy, które działają na rzecz lepszej alokacji, większych przychodów i większej zdolności do zatrudniania. Przejawia się to wykorzystaniem następujących instrumentów mających na celu aktywizację rynków pracy:

  • zasiłek wypłacany za uczestnictwo w programach szkoleniowych i programach tworzenia nowych miejsc pracy (pasywna forma to zasiłek wypłacany tylko za chęć poszukiwania pracy),
  • publiczne usługi w sferze zatrudnienia (PES – Public Employment Service), usługi w zakresie wyszukiwania miejsc pracy, dostarczania informacji o rynku pracy, prognozowania wolnych miejsc pracy, profilowania przekwalifikowań i doszkalania,
  • zwiększenie podaży pracy poprzez szkolenia dla bezrobotnych i studentów, dokształcanie kadry pracującej, aby dostosować kwalifikacje do zmieniających się wymogów pracodawców (zapobieganie zwolnieniom), integrację zawodową osób niepełnosprawnych, osób starszych i kobiet,
  • edukacja,

Poniżej przedstawiono wykres pokazujący wydatki publiczne na aktywne i pasywne programy rynków pracy jako procent PKB w krajach OECD.

1

Jak pokazuje wykres, największe wydatki na aktywne programy rynków pracy w 2003 roku ponosiła Holandia i Dania. Te kraje przodują także w całkowitych wydatkach na programy rynku pracy (będących procentem PKB). Wybrane przykłady pokazują, że koncepcje zdolności do zatrudniania, zdolności przystosowywania się, przedsiębiorczości i wyrównywania szans nie są tylko abstrakcją i z powodzeniem mogą być przeszczepione na polski grunt.

Dania

W 1994 roku Dania przesunęła punkt ciężkości w polityce rynku pracy z form pasywnego wsparcia na rzecz aktywnych programów. Zredukowano okres wypłacania zasiłków dla bezrobotnych z 7 do 5 lat. Osoby, które nie znalazły pracy w ciągu pierwszych 2 lat bycia bezrobotnym, przechodziły tzw. okres aktywizacji, w czasie którego miały jednocześnie prawo i obowiązek przyjęcia oferty szkoleniowej. Przyjęto szereg instrumentów aktywizujących osoby trwale bezrobotne:

  • zwykłe szkolenie zawodowe dające możliwość subsydiowania płacy dla bezrobotnych, którzy są w rzeczywistości gotowi do zatrudnienia do prostej pracy w sektorze prywatnym lub publicznym,
  • indywidualne szkolenie zawodowe dla tych bezrobotnych, którzy nie mogą być zatrudnieni na zwykłych warunkach (indywidualne szkolenie zawodowe może mieć miejsce w firmach prywatnych lub w sektorze publicznym – zwykle w urzędach lokalnych),
  • edukacja (opuszczanie grona bezrobotnych i wkraczanie w szeregi uczących się) uzupełniona lub nie, pobieraniem zasiłków z placówek publicznych.

Zarówno kształcenie, jak i szkolenia zawodowe zaktywizowały siłę roboczą w Danii i w konsekwencji obniżyły bezrobocie. Jednak najlepsze rezultaty osiągnięto poprzez szkolenia zawodowe w sektorze prywatnym, co potwierdza fakt, że firmy prywatne mają większe możliwości kontynuacji szkoleń po okresie wsparcia środkami publicznymi (subsydia na szkolenia). Warto podkreślić, że reforma duńskiego rynku pracy przebiegała pod hasłem indywidualnego podejścia do bezrobotnego. Niektóre osoby otrzymały tzw. „indywidualne plany działania”, które konkretyzowały cel zatrudnienia (rodzaj pracy) oraz rodzaj aktywności, którą dana osoba podejmie (kierunek edukacji, rodzaj szkolenia zawodowego itp.), aby osiągnąć status zatrudnionego (uzyskać pożądane stanowisko). W czterech na pięć przypadków cel określony w planie zgadzał się z pragnieniami osoby zainteresowanej znalezieniem pracy, co było szczególnie istotne, biorąc pod uwagę uzyskanie wysokiej motywacji ze strony osoby bezrobotnej do realizacji proponowanego planu działania.

Sukces Danii opierał się nie tylko na szkoleniach, ale także na powszechnym uświadomieniu tego, że każdy ma prawo i zarazem obowiązek do pełnej aktywizacji zawodowej, co w konsekwencji budziło wysoką motywację. Aktualnie stopa bezrobocia w Danii wynosi 5,6 procent (2003 r.), a stopa zatrudnienia 75,1 procent (2003 r.).

Holandia

Holandia jest przykładem udanych reform rynku pracy przeprowadzonych w ciągu dwóch minionych dekad. Oczywiście pewne problemy pozostały nie rozwiązane, ale wzrost zatrudnienia i redukcja bezrobocia są imponujące. W 1983 roku stopa bezrobocia wynosiła 11 procent, a w 2002 roku już 2,7 procent; stopa zatrudnienia w latach 1982-1998 wzrosła o 31 procent (w tym czasie stopa zatrudnienia Niemiec Zachodnich wzrosła tylko o 3 proc.). Zapoczątkowaniem reform było Porozumienie z Wassenaar (1982 r.), określane potem jako „cud holenderski”7. Pod presją wysokiego i rosnącego bezrobocia partnerzy społeczni uzgodnili likwidację indeksacji płac, uśrednienie żądań płacowych, likwidację barier dla pracy tymczasowej i wprowadzenie całkowitej ochrony socjalnej dla osób pracujących w niepełnym wymiarze. Czas pracy uległ skróceniu, jednak nie wpłynęło to na czas funkcjonowania firm. Następnie wprowadzono reformy zasiłków dla bezrobotnych. Nowy system zasiłków, wprowadzony w 1987 roku, doprowadził do istotnej ich redukcji, co uczyniło pracę bardziej opłacalną dla pracowników. Dalsze reformy w 1996 roku „związały” warunki poszukiwania pracy z wymaganiami odnośnie znalezienia pracy „właściwej”, tak aby z czasem następowało coraz większe dopasowanie. Kolejne reformy polegały na zamrożeniu płacy minimalnej w latach 80. Płaca minimalna została zredukowana w 1984 roku o 3 procent i zamrożona do 1989 roku. Bardzo istotną zmianą była redukcja obciążeń podatkowych nałożonych na pracę. Od połowy lat 80. wprowadzano kolejne redukcje do 2001 roku, kiedy zainicjowano program kredytu podatkowego. Istotną formą aktywizacji była polityka aktywnych programów rynków pracy – w latach 90. powstało wiele miejsc pracy istotnych z punktu widzenia społecznego. Od 1999 roku stopniowo usuwane są zachęty do wcześniejszego przechodzenia na emeryturę.

Porozumienie z Wassenaar reprezentuje tak trudny do osiągnięcia konsensus pomiędzy rządem a partnerami społecznymi. Od tego momentu brak sporów na tle przemysłowym (gospodarczym) i społecznym oraz rozwój płac zgodnie z poprawą produktywności były często przytaczane jako główne czynniki poprawy zatrudnienia w Holandii. Obecnie stopa zatrudnienia w Holandii wynosi 74,4 procent (2002 r.).

Irlandia

Udane reformy rynków pracy przeprowadziła także Irlandia. Irlandia to specyficzny kraj. Jej sukces leży w położeniu kraju, otwartości gospodarczej i stosunkowo jednorodnej sile roboczej. Irlandia zdołała przyciągnąć inwestycje, które przyczyniły się do szybkiego wzrostu gospodarczego, a dzięki temu – stworzenia nowych miejsc pracy. Ponadto mały kraj – to niewielkie społeczeństwo, które jest bardziej podatne dla budowania partnerstwa społecznego. Poczucie wspólnoty ułatwia przeprowadzenie trudnych często reform. Sukces polityki zatrudnienia Irlandii można więc podsumować w kilku punktach:

  • świadome społeczeństwo,
  • znaczący napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych, głównie ze Stanów Zjednoczonych,
  • polityka makroekonomiczna zorientowana na stabilizację, dyscyplina w polityce budżetowej i konsolidacja podatkowa oraz ograniczanie wzrostu płac,
  • reformy rynku pracy i wzrost znaczenia wydatków na aktywne programy (do 30-40 proc. łącznych wydatków na programy rynku pracy), w tym na aktywizację zawodową kobiet, uelastycznienie rynku pracy oraz na zmiany strukturalne,
  • inwestycje w edukację,
  • efektywne wykorzystanie funduszy unijnych.

Austria i Grecja

Austria i Grecja prezentują pozytywne przykłady ponownej adaptacji pracowników dotkniętych procesem restrukturyzacji przemysłowej. W 1987 roku w Austrii powołano do życia tzw. Fundacje Pracy (Arbeitsstiftungen) oferujące szereg instrumentów dla osób dotkniętych grupowymi zwolnieniami, restrukturyzacją przemysłu i upadkiem wielu firm. Głównym zadaniem takich fundacji było wypełnienie luki w okresie przekwalifikowania. Chodziło o uniknięcie okresu pozostawania bezrobotnym, gdyż to rodziło obawę bezrobocia długookresowego. Pakiet instrumentów aktywizujących składał się z przewodnika po karierze, aktywnego poszukiwania pracy, szkoleń, kursów i wspierania przy zakładaniu własnych przedsiębiorstw. Fundacje nie były ograniczone tylko do szczebla przedsiębiorstw, ale były też nakierowane na cele regionalne i sektorowe, tak aby swym działaniem objąć kilka firm przechodzących podobne problemy restrukturyzacyjne. Fundacje powstały z inicjatywy firm, pracowników, urzędów pracy, landów oraz komun i otrzymywały wsparcie z funduszy strukturalnych. Uczestnicy programu fundacji otrzymywali zasiłek dla bezrobotnych w formie diet szkoleniowych (maksymalnie przez 3 lata, w wyjątkowych okolicznościach przez 4 lata) oraz tzw. stypendium fundacji. W 1995 roku na wszystkich szczeblach istniały 43 fundacje. Odnotowano również wysoką stopę ponownego zatrudnienia, szczególnie w branży spożywczej (83 procent) i transporcie (73 proc.).

Grecja wprowadziła program o podobnym charakterze, który objął osoby grupowo zwolnione w wyniku restrukturyzacji przemysłu. Tzw. Zintegrowany Program Interwencji składał się z szeregu instrumentów, które miały na celu ponowną integrację (poprzez aktywne działania w okresie 37 miesięcy) zwolnionych pracowników na rynku pracy. Program składał się z zasiłków na szkolenia, pracy subsydiowanej oraz grantów na rozpoczęcie własnej działalności. W przeciwieństwie do pasywnych form wsparcia dochodów, które wcześniej były szeroko rozpowszechnione w celu rozwiązania podobnych problemów, nowy program stworzył właściwe warunki do reintegracji bezrobotnych.

Hiszpania

Skostniały rynek pracy, olbrzymia ochrona zatrudnienia (najsilniejsza wśród krajów OECD), nieelastyczne płace i niski poziom wykształcenia – to cechy hiszpańskiego rynku pracy przed wprowadzeniem reform. Istotne reformy rynku pracy Hiszpania zawdzięcza przystąpieniu do UE. Z jednej strony wysoka stopa bezrobocia była trudnym do uniknięcia rezultatem procesu restrukturyzacji rolnictwa oraz przemysłu stoczniowego, hutniczego i górnictwa węglowego. Z drugiej strony członkostwo przyczyniło się do zwiększenia napływu inwestycji zagranicznych, co wraz z pomocą finansową uzyskiwaną w ramach funduszy strukturalnych i Funduszu Spójności przyczyniło się do utworzenia nowych miejsc pracy. Pozytywnym efektem akcesji był wzrost zatrudnienia kobiet. Był on bezpośrednim następstwem programów finansowanych m.in. przez Europejski Fundusz Społeczny. Stopa bezrobocia w Hiszpanii systematycznie spada. Według danych Eurostatu bezrobocie wynosi 11,3 procent (2003 r.).

Członkostwo we Wspólnotach wpłynęło pozytywnie na jakość życia w Hiszpanii, co w konsekwencji doprowadziło do wyeliminowania zjawiska migracji „za chlebem”, a nawet sprawiło, że wielu Hiszpanów powróciło do kraju.

Elementy strategii zatrudnienia zapoczątkowanej w pierwszej połowie lat 80. to:

  • program liberalizacji handlu: zmniejszenie barier importowych, zniesienie dotacji do eksportu, zniesienie barier dla BIZ, liberalizacja rynków produktowych,
  • reformy podatków i zasiłków dla bezrobotnych: obniżenie krańcowych stawek podatku od dochodów osobistych, obniżenie składek na ubezpieczenie społeczne, co przyczyniło się do zmniejszenia szarej strefy w sferze zatrudnienia,
  • podniesienie poziomu wykształcenia,
  • zwiększenie elastyczności rynku pracy poprzez: liberalizację stałych umów o zatrudnienie (w całej UE najwyższy wskaźnik zatrudnienia tymczasowego notuje się w Hiszpanii), reformę ustawodawstwa dotyczącego ochrony zatrudnienia (koszt zwolnienia zmniejszono z równowartości 45 do 33 dni, a wysokość maksymalnej odprawy zmniejszono z 42 do 24 miesięcy), eliminacja barier dla zatrudniania w niepełnym wymiarze godzin,
  • aktywne programy rynku pracy (w 2000 r. łączne wydatki na programy rynku pracy wynosiły 2,1 proc. PKB, z czego 42 proc. stanowiły programy aktywne; w 1993 roku ten udział stanowił tylko 13 proc.).

Kolejne reformy rynku pracy w Hiszpanii, oparte na narodowym planie działań14, będą koncentrowały się na: dalszym uelastycznianiu płac, reformie usług publicznych (PES) zdolnych do większej aktywizacji bezrobotnych, niwelowaniu barier dla mobilności pracowników, m.in. poprzez zwiększenie zasobów mieszkaniowych.

Wnioski

Niezwykle trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź na pytanie, jaka jest recepta na „zdrowy” rynek pracy. Layard i Nickell odnotowali, że reformy powinny się koncentrować na systemie zabezpieczeń społecznych i negocjacjach ze związkami zawodowymi (zmniejszeniu ich siły). Natomiast mniej uwagi należy poświęcić ochronie zatrudnienia czy płacy minimalnej. Z kolei Garibaldi i Mauro podkreślają znaczenie niskiej ochrony przed zwolnieniami z pracy i niskiego opodatkowania pracy jako głównych czynników wpływających na wzrost zatrudnienia w państwach OECD. Większość ekonomistów uznaje jednak, że kombinacja różnych typów reform i wykorzystanie różnych instrumentów przynosi najbardziej pożądane efekty.

Dopasowanie popytu na pracę do podaży stanowi wyzwanie dla sfery gospodarki i edukacji. Właściwy przepływ informacji pomiędzy rynkiem pracy a oświatą i edukacją spowoduje, że oba segmenty zaczną efektywnie funkcjonować. Organizacja studiów, szkoleń czy praktyk zawodowych oderwanych od prawdziwych potrzeb gospodarki (lokalnej czy krajowej) to marnotrawienie funduszy.

Z drugiej strony stałe dokształcanie, poprawianie kwalifikacji, samodoskonalenie ma rodzić się również, a może przede wszystkim, z czystej potrzeby, zainteresowań danej osoby, a nie z konieczności. Obok reform rynku pracy, uelastyczniania, wdrażania nowych instrumentów ważna jest zmiana świadomości i postaw pracowników lub przyszłych pracowników oraz pracodawców. Nie wszystko zależne jest od ustawy czy finansowania. Organizacja firmy jest często sprawą zarządu, prezesa i to od niego zależy, jak będzie zorganizowana praca. Ważne jest jednak porozumienie, komunikacja. Pracownik spełniony w sferze zawodowej przenosi satysfakcję na inne sfery swojego życia. Dobra atmosfera, zrozumienie potrzeb i wyjście im naprzeciw powoduje, że pracownikom zależy na pracy bardziej niż można by to uzyskać w inny sposób. Są zadowoleni, a przez to efektywni.

Skip to content