Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Jaka strategia dla sportu?

Czy sport może stać się trwałą i długofalową dźwignią rozwojową Polski? Brzmi to dość nieprawdopodobnie, tym bardziej, że „u nas” często dziedzina ta traktowana jest raczej po macoszemu – jak kwiatek do kożucha, niepotrzebny przeżytek, miejsce podtrzymywania „nie tak już niezbędnej” sprawności fizycznej. Okazuje się jednak, że sport – jeśli odpowiednio wykorzystany – jest jedną z najbardziej efektywnych ścieżek budowy innowacyjnej i konkurencyjnej gospodarki, i to szczególnie w okresie rozwojowym, w którym się dziś znajdujemy.

Mimo notowanego przez Polskę – jako jedynego kraju w Europie podczas trwającego kryzysu – nieustannego wzrostu gospodarczego, widzimy, że nasz dotychczasowy model rozwoju wyczerpuje się. Wykorzystaliśmy już potencjał drzemiący w prostych rezerwach wzrostu, takich jak lepsze wykształcenie społeczeństwa czy unowocześnienie parków maszynowych w przedsiębiorstwach. Wiele wskazuje na to, że zbliżamy się do „szklanego sufitu” rozwoju, który może skutecznie zablokować nasz marsz w kierunku wysokiego poziomu gospodarczego i jakości życia. Czego brakuje nam, by uniknąć popadnięcia w rozwojowy marazm.

Powyżej pewnego poziomu, dalszy wzrost nie jest już tak bardzo warunkowany – wnoszonymi przez poszczególne osoby, instytucje czy firmy – indywidualnymi potencjałami (te mają swoje naturalne granice). Bardziej liczy się zdolność do kooperacji – wspólnego dążenia do osiągania celów, w różnych, często zmieniających się, konfiguracjach (praktycznie nieograniczona przestrzeń do ciągłego, lepszego wzajemnego „układania się”). Warunkiem koniecznym jest otwartość i współpraca bazująca na zaufaniu. Te dwa składniki są kluczowe dla zlikwidowania „innowacyjnego klina”, który jest dziś kulą u nogi polskiej gospodarki. To właśnie kapitał społeczny, chęć i umiejętność kooperacji są najlepszymi stymulatorami innowacyjności i kreatywności. To one mogą pomóc polskim przedsiębiorstwom skutecznie konkurować na globalnych rynkach. Wcale nie chodzi o wielkość nakładów na badania i rozwój w firmach czy na uczelniach wyższych. Pieniądze przeznaczane na te cele są zdecydowanie bardziej efektem innowacyjności, niż jej warunkiem. Tam, gdzie są innowacje, pojawia się kapitał chcący w nie inwestować.

1_SPORT_KONCEPT_OK

Na co więc powinniśmy ukierunkować nasze wysiłki? Jak wspierać budowanie postaw społecznych niezbędnych do rozwoju? Kluczem jest system edukacji, któremu – na pewnym (i to niekrótkim, a zarazem bardzo „chłonnym”) etapie życia – poddany jest każdy z nas. Wtedy też, w procesie kształcenia i wychowania, nabieramy kompetencji, umiejętności i postaw, które w znacznym stopniu determinują to, jacy później jesteśmy, jakie cele sobie stawiamy, jak je realizujemy. Czym zatem „nasiąkają” dziś uczniowie szkół? Prym wiodą postawy silnie indywidualistyczne i konformistyczne (nie kreatywne) – osiąganie praktycznie całkowicie samodzielnego mistrzostwa (ignorowanie wysiłku zbiorowego) w rozwiązywaniu wystandaryzowanych zadań i testów („droga dojścia” do rezultatu jest bez znaczenia). Nie ma miejsca na pracę w zespole, popełnianie błędów, ponoszenie porażek i wyciąganie z nich wniosków.

Tutaj właśnie pojawia się strategiczna rola sportu. W nim trudno obyć się bez cech i postaw, takich jak nawiązywanie i utrzymywanie relacji z innymi ludźmi,  umiejętność pracy w grupie (drużynie) na rzecz dobra wspólnego, dzielenie się sukcesem, ale i porażką, szacunek do innych ludzi, ich pomysłów i odmienności. Czy nie są to kompetencje i umiejętności najbardziej deficytowe w polskim społeczeństwie i zarazem fundamentalne dla budowy kapitału społecznego? Dobrym przykładem tak zorientowanego systemu edukacji mogą być Stany Zjednoczone, gdzie – już od najmłodszych lat – angażuje się dzieci w sport. Organizowanie życia młodych ludzi wokół drużyny, zespołu powoduje, że chcą oni być, działać i przeżywać razem (budowanie tożsamości zbiorowej). Takie nastawienie przejawia się także później, w dorosłym życiu. USA to kraj o jednym z najwyższych poziomów konkurencyjności i innowacyjności gospodarczej. Jest to efekt wykształcenia się w społeczeństwie odpowiednich wzorców myślenia i zachowań, które polegają na umiejętnym godzeniu konkurencji w wymiarze indywidualnym z umiejętnością kooperacji i dostrzeganiem szerszego interesu zbiorowego.

Czy zatem sport może stać się dźwignią polskiej innowacyjności, a co za tym idzie – dalszego rozwoju kraju? Oczywiście, kształtowanie postaw to długotrwały proces – trudno oczekiwać błyskawicznego i bezpośredniego efektu. Niemniej sport, szczególnie, jeżeli nadać mu mądrą rolę w systemie edukacji, może w dłuższym horyzoncie w znacznym stopniu przyczynić się wytworzenia kulturowych przewag naszego wzrostu gospodarczego. By móc wykorzystać jego olbrzymi potencjał, musimy jednak zmienić dominujące dotychczas podejście. Ważne, by sport służył nie tylko samemu sobie, ale wspierał szersze strategiczne cele społeczno-gospodarcze.  Możemy na tym bardzo dużo zyskać. Co więcej, zmiana podejścia do roli sportu wcale nie musi nas wiele kosztować. W ostatnich latach, między innymi dzięki zaangażowaniu funduszy unijnych, znacznie podniósł się poziom infrastruktury sportowej. Teraz nadszedł czas, by te przestrzenie zaczęły pracować na rzecz rozwoju naszego społeczeństwa i kraju. Pora na narodową (a nie ściśle sektorową) strategię dla sportu.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Nie odwracajmy się od morza

Potencjał rozwojowy Pomorza na tle regionów Unii Europejskiej jest oceniany jako przeciętny. Pomorze jest bowiem regionem relatywnie niewielkim, peryferyjnie położonym i stosunkowo słabo dostępnym – co jest zarówno funkcją peryferyjnego położenia, jak i niedorozwoju infrastruktury komunikacyjnej. Model rozwojowy Pomorza można uznać za ekstensywny, oparty jest on bowiem na tradycyjnych czy wręcz schyłkowych sektorach gospodarki oraz prostej przewadze kosztowej, która jednak stopniowo zanika. Wychodząc z niskiego, jak na standardy europejskie, poziomu rozwoju, Pomorze, pod warunkiem w miarę korzystnej koniunktury globalnej i niepopełniania większych błędów w polityce gospodarczej, spodziewać się może utrzymania relatywnie wysokich stóp wzrostu PKB per capita przynajmniej w perspektywie średniookresowej, zgodnie z hipotezą doganiania (ang. catching-up). Proces ten pozwoli na redukcję przynajmniej części pierwotnej luki rozwojowej w stosunku do regionów Europy Zachodniej. Ten prosty potencjał wzrostu będzie się jednak z czasem wyczerpywał – dalsza progresja będzie wymagała zasadniczej zmiany modelu rozwojowego.

Pomorze przegrywa na zmianach
Patrząc na rozwój regionu z perspektywy historycznej, należy zauważyć, że od dłuższego czasu zarówno międzynarodowe, jak i krajowe znaczenie regionu maleje. Największe było wtedy, gdy w wyniku zbiegu kompleksu czynników Gdańsk, a później również w mniejszym stopniu Gdynia, odgrywały rolę swoistego polskiego okna na świat – kiedy były aktywnym pośrednikiem w wymianie handlowej między bogatym Zachodem a wschodem Europy. Gdańsk był w tamtym okresie jednym z najbogatszych i największych miast kontynentu. Wraz z upływem czasu zmieniły się jednak zasady gry rynkowej – zmiany geopolityczne, postęp technologiczny czy w końcu rozwój współczesnej infrastruktury sieciowej – niekorzystnie wpływając na rozwój regionu. Handel państw UE odbywa się przede wszystkim w obrębie rynku wewnętrznego; podobnie jest w Polsce, gdzie w wyniku transformacji systemowej oraz procesów integracyjnych doszło do geograficznej reorientacji wymiany handlowej. Na europejskim rynku wewnętrznym gros produktów transportowanych jest na relatywnie krótki dystans, z wykorzystaniem transportu kołowego oraz kolejowego. W każdym przypadku o wyborze środka transportu decyduje bowiem prosty i racjonalny rachunek ekonomiczny. Porty, odpowiedzialne w przeszłości za większość transportu w obrębie kontynentalnej Europy, zeszły w tym ujęciu na plan dalszy. Ze względów oczywistych obsługują one współcześnie handel na duże odległości w wymiarze transkontynentalnym. Pomimo dominacji wymiany na krótki dystans, procesy globalizacyjne w gospodarce mogą dać nowy impuls rozwojowy miastom portowym.

Globalizacja przynosi zasadnicze zmiany w logistyce produkcji. Dominować zaczął preferowany przez koncerny transnarodowe model fragmentaryzacji procesów produkcyjnych, bazujący na maksymalnym wykorzystaniu przewag poszczególnych lokalizacji w skali globalnej. Powstały globalne sieci poddostawców, dochodzi do przemieszczania punktów dystrybucyjnych, a w konsekwencji gwałtownego wzrost wolumenu frachtu morskiego. W jego obrębie doszło do konteneryzacji oraz wyłonienia się systemu hub and spoke – głównych portów bazowych oraz sieci portów regionalnych obsługiwanych tzw. feederami (takim centrum regionalnym jest m.in. Trójmiasto). Wzrosło też stopniowo znaczenie transportu intermodalnego, efektywnie wykorzystującego różne uzupełniające się środki transportu. Procesy te wzmogły konkurencję pomiędzy portami a operatorami terminali, pojawili się też globalni operatorzy terminali kontenerowych (jak Hutchinson, PSA czy APM Terminals). Doszło do integracji pionowej, tzn. część armatorów stała się również operatorami terminali kontenerowych. Wzrosło także znaczenie otoczenia portów – w obszarze ich ciążenia pojawiły się znaczące tereny inwestycyjne, które w wyniku wysoce kapitałochłonnych inwestycji stały się centrami logistyczno-produkcyjnymi.

Kryzys może doprowadzić m.in. do przyspieszenia realokacji centrum gospodarki światowej do Azji Południowo- Wschodniej, a dostępność do tego perspektywicznego rynku może nabrać decydującego znaczenia. Fracht morski będzie się musiał dalej dynamicznie rozwijać.

Co prawda obecny kryzys gospodarczy doprowadził do gwałtownego załamania się wolumenu obrotów handlowych na świecie (analiza danych miesięcznych WTO wskazuje na spadek wolumenu wymiany do poziomu z 2004 roku), jednak w dłuższej perspektywie sytuacja wróci do normalności. Kryzys może doprowadzić m.in. do przyspieszenia realokacji centrum gospodarki światowej do Azji Południowo-Wschodniej, a dostępność do tego perspektywicznego rynku może nabrać decydującego znaczenia. Fracht morski będzie się musiał dalej dynamicznie rozwijać.

Porty morskie dawały i dają Pomorzu swoisty bonus rozwojowy. Kluczowe pytanie brzmi: czy potrafimy ten potencjał docenić i w pełni wykorzystać? Można mieć wiele wątpliwości.

Potencjał zaklęty w portach i ich zapleczu
Nie da się ukryć, że na tle innych regionów kraju nadmorskie położenie jest zasadniczym wyróżnikiem Pomorza. Od morza nie należy się więc odwracać plecami – to ono zawsze było źródłem prosperity regionu. Endogeniczny potencjał wzrostowy Pomorza jest w dużym stopniu funkcją potencjału rynkowego aglomeracji trójmiejskiej (wielkości rynku lokalnego) oraz skupionego na terenie województwa – również poza Trójmiastem, w istotnych ośrodkach subregionalnych – relatywnie niewielkiego potencjału przemysłowego i sektora usług. Historycznie rzecz biorąc, siłą napędową rozwoju Pomorza był handel morski, czy szerzej – gospodarka morska (m.in. stocznie, rybołówstwo i rybactwo, przetwórstwo ryb itd.). To porty morskie w dużym stopniu pozwoliły Pomorzu osiągnąć jego współczesny potencjał jednego z większych współczesnych ośrodków metropolitalnych. Porty morskie dawały więc i dają Pomorzu swoisty bonus rozwojowy. Kluczowe pytanie brzmi: czy potrafimy ten potencjał docenić i w pełni wykorzystać? Można mieć wiele wątpliwości.

W stosunku do innych regionów czy ośrodków metropolitalnych Polski o rozbudowanej funkcji logistycznej specyfiką Pomorskiego jest oczywiście jego zdominowanie przez infrastrukturę obsługującą transport morski. Współczesne porty Gdańska i Gdyni należy uznać z perspektywy globalnej za porty dowozowe o znaczeniu regionalnym. Dysponują one łącznie potencjałem wejścia do grupy portów dużych, przy utrzymaniu wysokiej dynamiki wzrostu wolumenu obrotów – w dużym stopniu będzie to zależało od dynamiki, struktury i kierunków polskiej wymiany handlowej oraz państw sąsiadujących. Wysoka dynamika wymiany z państwami odległymi będzie promowała rozwój portów Pomorza pod warunkiem poprawy ich oferty, zwłaszcza w zakresie obsługi ruchu kontenerowego. Na świecie funkcjonuje dziś około 600 portów kontenerowych, obsługujących łącznie około 400 mln TEU, z czego największe porty (powyżej 1 mln TEU) obsługują ponad dwie trzecie ruchu kontenerów. Spodziewane tempo wzrostu globalnych przeładunków kontenerowych szacuje się na 8 do 9 proc. rocznie, przy wzroście zdolności przeładunkowych na poziomie około 4 proc. rocznie – oznacza to wzrost globalnego stopnia wykorzystania terminali do poziomu około 90 proc. i problem kongestii w wiodących hubach globalnych. Współczesny kryzys może odłożyć ten problem w czasie. Może to również dotyczyć portu w Hamburgu, który dzięki położeniu, wielkości (efekt skali i zakresu) oraz wprowadzonym rozwiązaniom logistycznym paradoksalnie jest w tym momencie największym portem kontenerowym obsługującym polską wymianę handlową. Inwestycje poczynione w portach Trójmiasta, w tym budowa DCT (Deepwater Container Terminal), może pozwolić Pomorzu na przejęcie części ruchu z „zakorkowanych” hubów i w tym należy upatrywać szansy na rozwój. Z wielu względów – m.in. specyfiki akwenu Morza Bałtyckiego – stworzenie realnej konkurencji dla Hamburga jest niemożliwe.

W gospodarce globalnej opierającej się na niepohamowanej konkurencji premiowane było, jest i będzie podejmowanie ryzyka. Analogicznie do wiodących portów globalnych porty Gdańska i Gdyni muszą przejść na kolejny etap rozwoju, stając się portami trzeciej generacji – zintegrowanymi centrami logistycznymi, jądrem pomorskiego klastra LTD. Klaster będzie się oczywiście rozwijał wokół portów, ale musi on wykorzystywać inne lokalne atuty: potencjał magistrali kolejowej oraz autostrady A1 z bezpośrednim połączeniem do portów, rozległe tereny inwestycyjne na terenie i w bezpośrednim zapleczu portów oraz potencjał trzech pomorskich lotnisk – Rębiechowa, Babich Dołów i Pruszcza Gdańskiego. Tylko to umożliwi mu stanie się kompletnym, wielofunkcyjnym, w pełni multimodalnym centrum preferowanym przez współczesny biznes.

Pomorski klaster LTD
Rozwój pomorskiego klastra LTD przełoży się poprzez efekt synergii na zdynamizowanie rozwoju innych klastrów w regionie, niewątpliwie poprawiając atrakcyjność inwestycyjną całego regionu. Działania zmierzające do rozwoju klastra LTD należy wdrażać szybko i konsekwentnie – konkurencja w obszarze Bałtyku nie śpi (czego przykładem są projekty inwestycyjne realizowane w fińskim Turku). Obecny kryzys na pewno nie może być argumentem za przyhamowaniem rozpoczętych procesów inwestycyjnych, które mogą doprowadzić m.in. do długo oczekiwanej skokowej poprawy dostępności komunikacyjnej regionu. Rozwój podstawowej infrastruktury transportowej jest bowiem warunkiem sine qua non rozwoju regionów, zwłaszcza peryferyjnych. Wejście do UE i w konsekwencji dostęp do środków wspólnotowej polityki strukturalnej dały nam realną szansę nadrobienia ogromnych zaległości w tym zakresie.

Co powinno być celem rozwoju pomorskiego klastra LTD? Zwiększenie udziału portów Trójmiasta w obsłudze wymiany handlowej Polski i państw sąsiednich, wzrost stopnia przetworzenia ładunków w portach lub na ich bezpośrednim zapleczu, przyciągnięcie do regionu dużych inwestorów branżowych i ich silne zakorzenienie w regionie.

Co zatem powinno być celem rozwoju pomorskiego klastra LTD? Na pewno zwiększenie udziału portów Trójmiasta w obsłudze wymiany handlowej Polski i państw sąsiednich – przejęcie części obrotów z zasadniczych hubów (co oznacza konieczność dostarczenia pełnej oferty). Po drugie, wzrost stopnia przetworzenia ładunków w portach lub na ich bezpośrednim zapleczu w ramach wyspecjalizowanych centrów logistyczno-produkcyjnych. Po trzecie, przyciągnięcie do regionu dużych inwestorów branżowych i ich silne zakorzenienie w regionie. Zaplecze portów musi stać się również centrum produkcyjnym, a tym samym należy wprowadzić system zachęt i bodźców analogiczny do specjalnych stref ekonomicznych. Podejmowane działania idą ogólnie w tym kierunku – należy je jednak zdynamizować.

Oczywiście, rozwój klastra LTD nie powinien być jedynym priorytetem Pomorza – należy szukać innych źródeł rozwoju w sektorze ICT, rolno-spożywczym czy turystyce. Pamiętajmy jednak, że w perspektywie długookresowej o rozwoju regionu będzie decydowała dostępność kapitału ludzkiego oraz zdolność do szybkiego uczenia się i elastycznego dostosowywania do zmieniających się uwarunkowań. Dobrym przykładem dla Pomorza może stać się – jakże nam historycznie i geograficznie bliski – hanzeatycki Hamburg, który poza sektorem LTD ma jeszcze kilka innych filarów gwarantujących mu stały rozwój i utrzymanie wysokiego przeciętnego standardu życia – nadrzędnego celu, do którego wszyscy powinniśmy zgodnie dążyć.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Oświecone Pomorze – mrzonka czy realna szansa?

Pobierz PDF

Dobra szkoła to mądrzy absolwenci. Mądrzy absolwenci to mądre społeczeństwo. Mądre społeczeństwo to mądre wybory polityczne. Mądrzy politycy i mądra administracja to mądry region i mądre państwo, to trwały rozwój i dobrobyt. Z państwem, które nie dba o edukację, jest jak z patologiczną rodziną, w której biedę dziedziczy się z pokolenia na pokolenie, bez szans na wyjście z jej zaklętego kręgu. Im niższy poziom edukacji w społeczeństwie, tym większe pole dla demagogii i populizmu, tym mniejsza gotowość do brania pełnej odpowiedzialności za swój los i tym większe przyzwolenie dla autorytatywnego i dyskrecjonalnego modelu władzy publicznej.

Dobre wykształcenie to znacznie więcej niż tylko lepszy status społeczny jednostki. To także – a może przede wszystkim – wyższy poziom świadomości obywatelskiej, dojrzalsze oczekiwania społeczne i mądrzejsze wybory – indywidualne i grupowe.

Czas skończyć z gadulstwem

Zapytani o najważniejsze czynniki rozwoju regionu czy kraju, najczęściej jednym tchem wymieniamy wśród nich edukację. Wszystkie strategie rozwoju, od gminnych po narodowe i europejskie, stawiają na edukację i rozwój zasobów ludzkich. Tylko nieliczne z nich przynoszą pozytywne efekty. Co zrobić, żeby to swoiste gadulstwo i zaklinanie rzeczywistości przekuć na konkrety?

W 1999 roku pojawiła się iskierka nadziei. Na drugiej – od początku transformacji – fali reform udało się przeprowadzić w polskiej edukacji istotne zmiany systemowe. Jak każda tego typu restrukturyzacja miała ona zarówno zalety, jak i wady. Doświadczenia kilku lat funkcjonowania w nowych uwarunkowaniach pozwalają na wprowadzenie rozsądnych poprawek.

Trzeba jednak podkreślić, że zmiany systemowe nie są gwarancją sukcesu. Tworzą jedynie ramy, mniej lub bardziej przyjazne dla pozytywnych przemian. Kluczem jest zawsze mentalność osób odpowiedzialnych za edukację: rodziców, nauczycieli, dyrektorów przedszkoli i szkół, rektorów oraz pracowników administracji publicznej. Potwierdzeniem tej tezy jest olbrzymie zróżnicowanie jakości kształcenia w ramach tego samego systemu, które obecnie występuje także w województwie pomorskim. Obok szkół i uczelni słabych lub przeciętnych są przykłady placówek bardzo dobrych a nawet doskonałych – również z perspektywy międzynarodowej. Oznacza to jedno: system może pomagać lub przeszkadzać, ale to podejście i determinacja ludzi zajmujących się edukacją decydują o jej jakości.

Strach przed odpowiedzialnością

Na jakość oświaty i edukacji ma wpływ bardzo wiele przesłanek. Podział kompetencji programowych, kontrolnych i finansowych między poszczególnymi ogniwami władzy publicznej konstytuuje ramy systemowe, tworzy fundamenty polityki edukacyjnej. Są one bez wątpienia bardzo ważne. Jednak to, co dzisiaj najbardziej doskwiera polskiej edukacji, to nie zły system. To brak wyraźnej odpowiedzialności kształcących za kształconych na każdym etapie procesu edukacji – od przedszkola po wyższe uczelnie. Niewątpliwie jedną z głównych przyczyn tego deficytu są niedostatki kompetencyjne wychowawców, nauczycieli i wykładowców. Problem ten urasta już do rozmiarów narodowego tabu, a środowisko nie jest zainteresowane rzeczywistą (a nie fasadową, jak dotychczas) merytoryczną weryfikacją i broni swoich przywilejów z Karty Nauczyciela. Konsekwencje są jednak negatywne także i dla samych nauczycieli: spada prestiż zawodu. Pojawia się niebezpieczna spirala: im bardziej się nauczyciele bronią przed weryfikacją swoich kompetencji, tym bardziej spada szacunek dla ich pracy i tym słabiej przygotowane osoby trafiają do tego zawodu. Niskie płace nie mogą być wymówką, tym bardziej że kwestia za niskich wynagrodzeń w oświacie staje się kontrowersyjna – wydaje się, że pora zweryfikować ogólnospołeczne przekonanie o niskich zarobkach nauczycieli.

Odpowiedzialność za odwrócenie procesu tak zwanej negatywnej selekcji w zawodzie nauczyciela spoczywa na władzach publicznych, w tym coraz bardziej na samorządach gminnych i regionalnych. Tylko bardzo dobrze przygotowany nauczyciel potrafi zdobyć autorytet u swoich wychowanków. Tylko nauczyciel z autorytetem jest w stanie wziąć odpowiedzialność za swoich podopiecznych. Tylko w atmosferze zaufania i odpowiedzialności możliwy jest efektywny proces uczenia i wychowywania.

Brak kompetencji nie jest jedyną przyczyną niedostatecznej odpowiedzialności nauczycieli. Coraz częściej jest nią strach przed szykanami ze strony uczniów i rodziców. Pojawiają się absurdy: zdarza się, że wymagający nauczyciel czy wykładowca zastraszany jest oskarżeniami o łamanie praw uczniów czy studentów, pojawiają się przypadki gróźb czy szantażu o charakterze kryminalnym, często nauczyciele są poddawani presji rodziców, dla których dobra ocena, będąca przepustką do dalszych etapów edukacji ich pociech, staje się wartością nadrzędną. Podniesienie prestiżu tego zawodu leży więc w interesie samych nauczycieli – nie uda się tego zrobić bez merytorycznej weryfikacji kadry, a także bez zdecydowanych działań administracyjnych i większego zaangażowania w ten proces rodziców. Konieczne jest przywrócenie zdrowych relacji nauczyciel-uczeń oraz nauczyciel-rodzic. W przeciwnym razie system będzie ewoluował w kierunku dualizmu, w którym wyznacznikiem podziału będzie nie jakość, ale podejście do roli szkoły w wychowaniu. Szkolnictwo państwowe ulegnie dogmatowi praw ucznia, w którym edukacja zostanie sprowadzona do „mechanicznego” przekazywania wiedzy, a strach przed naruszeniem tych praw będzie paraliżował działania wychowawcze. W szkolnictwie prywatnym (często o wyraźnym zabarwieniu religijnym) dryl i bezkompromisowość w zakresie wychowania będą dominowały nad aspektem czysto edukacyjnym.

Wielkim problemem polskiej edukacji jest rola i zaangażowanie rodziców. Coraz częściej – z różnych przyczyn – cedują oni całość odpowiedzialności za wychowanie i edukację swoich dzieci na szkołę. Tymczasem bez współodpowiedzialności rodziców i prawdziwego partnerstwa w procesie edukacji nie może być mowy o podniesieniu jej jakości. Ich udział, sprowadzony do przychodzenia na wywiadówki i obdzielania pretensjami za złe wyniki bądź to nauczycieli, bądź swoich dzieci, pogłębia deficyt odpowiedzialności w polskim systemie edukacji.

Metoda ważniejsza od programu

Jak pokazały doświadczenia reformy z 1999 roku, zmiany w programie na­ucza­nia nie wystarczają. Międzynarodowe porównania kompetencji uczniów (PISA) wskazują na wyraźne deficyty polskiego systemu kształcenia. Polscy uczniowie nadal mają problemy z czytaniem ze zrozumieniem, myśleniem matematycznym i wiedzą przyrodniczą – w każdej dziedzinie objętej badaniem wypadają dość słabo (miejsca od trzynastego do dwudziestego pierwszego na trzydzieści krajów OECD). Jak by nie interpretować tych wyników, nie mogą one zadowalać – awans Polski do grona najlepiej rozwiniętych krajów wymaga przesunięcia się w tych rankingach na czołowe pozycje. Wniosek jest jeden: najwyższy czas odejść od maksymalizacji wiedzy encyklopedycznej na rzecz umiejętności logicznego rozumowania, syntezy i wnioskowania. Aby się tak stało, konieczna jest zmiana modelu nauczania w polskich szkołach i na uczelniach. Ponownie kluczami są mentalność i przygotowanie merytoryczne kadry. Doświadczenie pokazuje, że doszkalanie zawodowe nauczycieli nie przynosi pożądanych efektów. Górę biorą złe nawyki i rutyna. Jest to kolejny przyczynek do podjęcia bardziej zdecydowanych działań podnoszących kompetencje w tym zawodzie. Dotyczy to także nauczycieli akademickich. Bardzo często bowiem w szkołach wyższych dostojeństwo i utarte układy personalno-instytucjonalne przeszkadzają w nadążaniu za rzeczywistością.

Szkoły muszą brać pod uwagę wyzwania pojawiające się przed naszym społeczeństwem. Zarówno program, jak i sposoby kształcenia nie mogą pozostawać w tyle za dynamicznymi przemianami w otoczeniu społecznym i gospodarczym. Tymczasem polska szkoła i polskie uczelnie w większości „produkują” absolwentów „genetycznie” upośledzonych – ze strukturalną wręcz nieumiejętnością i niechęcią do samodoskonalenia, z dużym bagażem informacji całkowicie zbędnych, z deficytem umiejętności praktycznych. Nie uczą odpowiedzialności – za własny los, za najbliższe otoczenie, za region i kraj. Marginalizuje się znaczenie umiejętności interpersonalnych: pracy w zespole, wykształcania się pozycji pozytywnego lidera grupy, dyskutowania, argumentowania, dochodzenia do konsensusu. Młodzi Polacy w porównaniu ze swoimi rówieśnikami z krajów wysoko rozwiniętych są wstydliwi i zakompleksieni. Nie chodzi o wywracanie do góry nogami pewnych cech narodowych, ale o wyposażenie nowych pokoleń w umiejętności (narzędzia) lepszego odnajdywania się w dzisiejszym świecie. Niesłychanie ważne jest także uczenie pozytywnego podejścia do życia. Brakuje umiejętności rozwiązywania problemów, analizowania wariantów, dokonywania wyborów oraz ponoszenia ryzyka i konsekwencji swoich decyzji, a nade wszystko zdolności do przyjmowania porażek jako ważnych doświadczeń życiowych, a nie nieodwracalnych katastrof. Przedszkole, szkoła i uczelnia muszą wykształcać pozytywne, optymistyczne i konstruktywne myślenie, muszą także uczyć czerpania radości z życia. Ze względu na cechy narodowe szkoła jest jedynym miejscem, które może ten optymizm budować na większą skalę.

Trójkąt z tombaku

O roli szeroko rozumianej edukacji i nauki w rozwoju społecznym i gospodarczym powiedziano i napisano bardzo wiele. Być może za wiele. Syntezą tych dywagacji może być koncepcja „złotego trójkąta rozwoju” – pokazująca znaczenie trzech najważniejszych dla rozwoju sfer: władzy publicznej, nauki i gospodarki. Budowa nowoczesnego państwa wymaga nie tylko efektywności każdej z tych sfer osobno, lecz przede wszystkim także dobrej współpracy między nimi. Mimo iż wszystkie trzy elementy są dalekie od ideału i złoty trójkąt bardziej przypomina trójkąt z tombaku, bez wątpienia najwięcej do zrobienia jest w sferze edukacji i nauki. O konieczności poprawek w reformie oświaty już pisałem. Optymizmem napawa fakt, że mówią o niej nie tylko samorządowcy i politycy, lecz także coraz częściej sami nauczyciele. Problemem pozostaje szkolnictwo wyższe, które poza żywiołowym, acz niepełnowartościowym rozwojem części komercyjnej pozostało jedną z nielicznych (a może jedyną) niezreformowaną sferą życia społecznego i gospodarczego Polski po 1989 roku. Próby dyskusji o zmianach systemowych w szkolnictwie wyższym sprowadzane są do kwestii odpłatności za studia. Samo środowisko akademickie wydaje się być zainteresowane zachowaniem status quo. Dopóki więc nie powstanie masa krytyczna dążąca do zasadniczego odświeżenia polskiej nauki i edukacji na poziomie wyższym, wszelkie działania poprawiające funkcjonowanie „złotego trójkąta” będą miały cechy fasadowości.

Nadzieja w samorządach

Dojrzewanie świadomości samorządów lokalnych i regionalnych, przyspieszane presją społeczną i „biczem” wyborczym, sprzyja pozytywnym przemianom w oświacie i edukacji. Impulsem do rzeczywistego zwiększenia troski o edukację na Pomorzu były także fatalne wyniki nowej matury. Jak pokazują doświadczenia ostatnich lat, zwiększenie odpowiedzialności samorządów za oświatę i edukację przynosi pozytywne efekty. Konieczne jest jednak uzbrojenie samorządów również w kompetencje finansowe. To nie wszystko. Decydujące znaczenie dla zwiększenia jakości pomorskiej edukacji będzie miało stworzenie społecznej presji, masy krytycznej, koniecznej do urzeczywistnienia wizji „oświeconego Pomorza”. Główną rolę mają do odegrania właśnie samorządy lokalne przy wsparciu marszałka województwa. Pierwsze przejawy wywierania takiej pozytywnej presji już nastąpiły. Teraz wypada życzyć Panu Marszałkowi wytrwałości w budowaniu pomorskiej koalicji edukacyjnej.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Złym i średnim nauczycielom dziękujemy

O wadach, silnych stronach i perspektywach pomorskiego systemu edukacji z Janem Kozłowskim , marszałkiem województwa pomorskiego, rozmawia Dawid Piwowarczyk.

– Panie Marszałku, jak Pan ocenia stan edukacji na terenie Pomorza?

– Posłużę się tutaj wynikami tegorocznych egzaminów maturalnych. Wprawdzie był to pierwszy rok nowego egzaminu maturalnego i można mieć jeszcze zastrzeżenia do pewnych jego rozwiązań, ale jest to dla nas duży sygnał ostrzegawczy. To pierwszy ranking, w którym nasze województwo znalazło się na przedostatnim miejscu w skali kraju. W żadnym innym rankingu województw tak źle nie wypadliśmy. Zaniepokoiło mnie to do tego stopnia, że zorganizowałem spotkanie rektorów pomorskich uczelni, kuratora i dyrektorów szkół średnich. Wyraziłem tym samym swój niepokój. Edukacja to rzecz najważniejsza dla nas, dla Pomorza, dla jego rozwoju. W nowej strategii rozwoju cały czas podkreślamy, że stawiamy na rozwój społeczeństwa oparty na wiedzy. Rozwój gospodarki musi być oparty na wiedzy. A tu okazuje się, że założenia sobie, a praktyka idzie w drugą stronę.

– Wyniki pokazały duże rozwarstwienie. Kilka bardzo dobrych ośrodków. Niemała grupa z wynikami bardzo złymi i grono średniaków…

– Złe wyniki dotyczyły głównie liceów profilowanych. Dla mnie to jest poważne pytanie, jak to się dzieje, że w województwie, w którym istnieją takie perełki jak III LO w Gdańsku i Gdyni, jest taka przepaść. W tych elitarnych, w których odbywają się matury międzynarodowe, uczą się laureaci olimpiad, była stuprocentowa zdawalność, a z drugiej strony są takie licea, gdzie zdawalność wynosi nieco ponad połowę. Oczywiście, jest to po części efekt tego, że najlepsze licea przyciągają najlepszych gimnazjalistów, proponują im ciekawe nauczanie na wysokim poziomie i w konsekwencji mają najlepszych absolwentów. Ale wydaje mi się, że każdej placówce powinno zależeć na dobrych wynikach.

– Z czego wynika więc tak nieciekawy obraz edukacyjnej mapy województwa?

– Widzę tu jednak duży marazm. Za mała jest aktywność kuratorów i dyrektorów. Powinniśmy powielać dobre wzorce. Za mała jest szczególnie rola i aktywność tych drugich. To oni powinni tak kształtować politykę, by móc korzystać z najlepszej kadry. Oczywiście ogranicza ich tutaj Karta Nauczyciela. Trzeba mieć świadomość, że urzędnik może być średni, a nauczyciel nie. Musi być bardzo dobry. Ze względu na nasze ogólne dobro nie możemy sobie pozwolić na to, by nasze dzieci uczyli, budowali podwaliny rozwoju nauczyciele źli i przeciętni. Trzeba postawić sprawę bardzo brutalnie. Zbyt wiele tutaj można zepsuć. Tymczasem selekcja do zawodu nauczyciela była przez lata bardzo zaniedbywana. To brzmi brutalnie i nie dotyczy wszystkich, ale na kierunki pedagogiczne szły osoby, które nie dostały się na „lepsze” kierunki – na politechnice, Akademii Medycznej czy uniwersytecie. Teraz musimy zadbać o to, żeby nauczycielami zostawali najlepsi, bo po pierwsze tylko najlepsi mogą się poznać na talentach uczniów. Po drugie – tylko tacy pedagodzy są w stanie rozpalić w swoich uczniach pasje. A ja twierdzę, że nie trzeba być dobrym we wszystkim. To właśnie osoby z wizją, pasją, i to często w bardzo wąskiej dziedzinie, są nośnikami postępu i rozwoju.

– Ale jednym z głównych zarzutów pod adresem nowej matury jest to, że ona stawia właśnie na przeciętność. Osoby wybitne, z pasjami, taki system oceny w pewien sposób nawet „dyskryminuje”. Premiowane jest dopasowanie do systemu, znajomość przeciętnego zunifikowanego kanonu wiedzy. W nowej maturze nie ma miejsce na pasje czy wyjątkowość.

– To prawda. Dlatego uważam, że system powinien iść w kierunku systemów zachodnioeuropejskich. Na przykład mówi się – musisz mieć sto punktów. Ale to od ciebie zależy, w jaki sposób je zdobędziesz. Możesz to zebrać w jednym przedmiocie, bo masz taką pasję i wielką wiedzę, albo też jesteś średni i gromadzisz punkty po trochu z każdej dziedziny. Ale by nie zabijać w młodych ludziach ich naturalnej ciekawości świata, ich pasji – nauczyciele powinni się wywodzić z najlepszych. Tylko pasjonat może odnaleźć i wyzwolić pasję.

– I tylko pasjonat może pracować jako nauczyciel…

– Do tego zmierzam. W ślad za tym powinien iść ekwiwalent finansowy. Bardzo dobrzy nauczyciele powinni zarabiać bardzo dobrze. A średnich nauczycieli nie powinno być. Myślę więc, że trzeba popatrzeć na system. Tak, by trafiali tu najlepsi i by byli dobrze opłacani. A rola dyrektora powinna polegać na tym, że ma dobierać najlepszą kadrę. Jego rolą nie powinno być – tak jak to jest obecnie – sugerować się innymi czynnikami: Kartą Nauczyciela, kwestiami socjalnymi. Szkoła nie może być dla nauczycieli, ale musi być dla nauki i uczniów. Dyrektor powinien odpowiadać za to, że ma najlepszy zestaw nauczycieli. A wtedy pozostaje już tylko kwestia relacji nauczyciel-uczeń.

– Nie wszyscy jednak muszą iść na studia, robić karierę naukową. Większości potrzebna jest po prostu niezła edukacja, która wprowadzi ich w dorosłe życie.

– Zdaję sobie sprawę, że i w edukacji potwierdza się krzywa Gaussa. Mało superzdolnych, niewielka grupa niezdolnych i największa tych średniaków. Ale chodzi o to, żeby rosła ta średnia. Czyli dążymy do tego, by z roku na rok rosły możliwości absolwentów. By pojęcie dobrej średniej co roku oznaczało wyższy poziom edukacji. To jest to, na co powinniśmy stawiać. Wiedza jest największym, niewyczerpalnym kapitałem. Przykłady Irlandii, Finlandii pokazują, że kraje nieposiadające zasobów naturalnych są w stanie mieć najnowsze technologie. Że to wiedza sprawia, że takie kraje zaczynają dominować. Ja bym postawił na podobne działania na Pomorzu.

– Z tego płyną nieciekawe wnioski, że nie ma co liczyć na szybką i spektakularną poprawę…

– Edukacja to proces rozłożony na lata, żeby nie rzec górnolotnie na całe życie. Dlatego i proces optymalizacji systemu edukacji z natury rzeczy musi być rozłożony na lata. Najważniejsze jednak jest to, by zdiagnozować jego słabe strony i jak najszybciej zacząć działać w celu ich eliminacji. Chętnie, jako gospodarz województwa, któremu na sercu leżą dobro i rozwój, postaram się w ten proces jak najmocniej włączyć. Jestem gotowy fundować nagrody dla najlepszych nauczycieli. Dla tych, którzy będą mieli wyniki, na przykład w postaci laureatów olimpiad. Ja wiem, że to wymaga poświęcenia, że tego nie da się osiągnąć w czasie osiemnastogodzinnego pensum. Taki pedagog musi poświecić swój prywatny czas.

– Motywować można też samych młodych ludzi.

– Od 2002 roku fundujemy stypendia dla uczniów i studentów i planujemy, że będzie ich coraz więcej. Bo w przygotowywanym programie operacyjnym, który jest dokumentem opisującym zakładaną alokacje środków unijnych w latach 2007-2013, znacząco zwiększamy kwotę przeznaczoną na stypendia. I to nie tylko na stypendia socjalne, lecz także naukowe czy motywacyjne. Na ten okres planujemy kwotę około czterdziestu milionów euro. Są to więc poważne kwoty. Nigdy jeszcze nie przekazywaliśmy tak dużych środków finansowych na edukację. Dzięki temu będzie można objąć wsparciem dużą grupę młodzieży. Stwarza to szansę, że województwo pomorskie przestanie być czerwoną latarnią, a stanie się awangardą w skali kraju.

– Czy nie obawia się Pan, że pieniądze pójdą do najlepszych i tylko pogłębią przepaść pomiędzy najlepszymi a resztą?

– Nie. Staramy się tak zbudować system, by sprzyjał wyrównywaniu szans. Będą stypendia socjalne i motywacyjne. Te pierwsze będą adresowane głównie do młodych ludzi z terenów wiejskich i zmarginalizowanych. Niektóre dzielnice Gdańska i Gdyni nie są pod względem poziomu edukacji lepsze niż zaniedbane czy zapomniane popegeerowskie rejony województwa – i to dla nich przeznaczane będą stypendia socjalne, które pozwolą im mieć szansę. Ci, którzy będą chcieli, będą się mogli wyrwać z kręgu beznadziei i marazmu, w którym obecnie są zanurzeni. I dodatkowo będą stypendia naukowe, motywacyjne, które trafią do wszystkich, którzy będą się w stanie wykazać ponadprzeciętnymi wynikami.

– Pieniądze to chyba jednak nie wszystko?

– Tak, równie ważni są ludzie, i to nie tylko nauczyciele. Ktoś musi zacząć też dbać o tę młodzież. Na inauguracji roku akademickiego na Politechnice Gdańskiej rektor uczelni, profesor Janusz Rachoń, cytował za panią Ewą Milewicz przykład, jak to w małej wiosce, w której znalazła się osoba zatroskana losem i przyszłością tamtejszej młodzieży, obecnie jest trzydziestu pięciu studentów. Dzisiaj są takie czasy i możliwości, że gdy młodzi zainwestują i skorzystają, a jeszcze ktoś ich w tych działaniach wspomoże, to mają szansę wejścia na inny poziom, mogą się wyrwać z kręgu niemocy. Tworzymy system, który tak jak w Unii wyrównuje szanse.

– Wracamy do pracy od podstaw?

– Tak. Oczywiście nie wszyscy będą studentami. Ale wszyscy z potencjałem muszą mieć szansę.

– Patrząc na szkolnictwo wyższe, czy mamy wystarczający potencjał?

– Nie można skwitować tego jednym zdaniem. Są różne uczelnie, gorsze i lepsze wydziały. Trudno mi się odnieść do nauk humanistycznych. Ale zgadzam się z rektorem Rachoniem, że trzeba się zastanowić nad sposobami oceny. Może warto odejść od archaicznych metod oceny, takich jak na przykład publikacje, i pójść w kierunku nowoczesnym – na przykład patentów. Czyli oceniania w oparciu o pewien konkret – o weryfikację rynkową. Nauka nie może być sztuką dla sztuki, musi udowodnić swoją wartość, przydatność dla społeczeństwa. Czy to, co oferuje, jest potrzebne i przydatne, czy tylko służy samym twórcom.

– Czy jest szansa? Jeżeli popatrzeć na najlepsze szkoły wyższe – na Stany Zjednoczone, Europę Zachodnią – to tam uczelnie nie tylko kształcą. Są częścią społeczeństwa, gospodarki. Często ponad połowa budżetu to środki z sektora prywatnego, który finansuje badania, stając się też naturalnym miejscem kariery dla absolwentów tych instytucji.

– To jest pięta achillesowa. Nasze szkolnictwo nie jest jeszcze w pełni gotowe i nie czuje często potrzeby silniejszego wtopienia się w gospodarkę. Duża część świata naukowego obraża się, traktuje naukę jako sacrum, które nawet nie powinno się komunikować i współdziałać z codziennym profanum. Ale my już wiemy, że to zły kierunek, droga donikąd. Samorząd województwa stara się trochę w to włączyć i pobudzać pozytywne trendy. W ubiegłym roku powstała Regionalna Strategia Innowacji, przygotowana przez konsorcjum pomorskich uczelni i instytutów naukowych, którego liderem jest Politechnika Gdańska. Teraz trwa okres wdrożeń. Efektem tych prac jest na przykład powołanie Parku Technologicznego w Gdańsku przy ulicy Trzy Lipy. To początek drogi. Musimy doprowadzić do pewnej komercjalizacji. Nauka powinna coś proponować biznesowi, a biznes być tym zainteresowany. Biznes kupi patent, gdy będzie widział praktyczne możliwości wdrożenia i sprzedaży wynalazku. Na tym polega rola nauki, żeby mu takie rozwiązania zaproponować.

– Czy to nie tak, że projekty są, ale zapomina się w nich o studentach, o ich potencjale?

– W tym kierunku też są prowadzone działania. Powstała wirtualna firma do nauki biznesu dla studentów Politechniki Gdańskiej, podobna instytucja funkcjonuje również na Uniwersytecie Gdańskim. Uważam, że na ostatnich latach studiów powinien być prowadzony przedmiot „nauka biznesu”. I to tutaj student powinien się dowiedzieć, jakie ma możliwości, skąd może pozyskać kapitał na założenie własnego biznesu. Tworzymy też mechanizmy sprzyjające aktywności biznesowej mieszkańców Pomorza. Powstały Pomorski Fundusz Poręczeń Kredytowych i Fundusz Pożyczkowy. Są też fundusze unijne dla przedsiębiorców, którymi dysponuje Agencja Rozwoju Pomorza. Tak więc coraz lepiej funkcjonuje ramię finansowe. Myślę, że teraz większy nacisk należy położyć na to, by studentów ośmielić, zachęcić do aktywności i zakładania firm. Gdy pytałem ostatnio osobę od lat zajmującą się badaniem kwestii aktywności młodych ludzi, co jest najważniejsze, ten człowiek powiedział „Głowa. Potrzebna jest myśl i chęć”.

– Ale gdy student w Stanach Zjednoczonych kończy studia, to niejako jest skazany na firmy okołouniwersyteckie lub założenie własnej. Ale tam system promuje aktywność i perspektywa porażki go nie paraliżuje. Bo gdy nie odniesie sukcesu, to i tak ma wiedzę, a porażka nie ciągnie się za nim całe życie. A w drodze do sukcesu cały czas jest wspomagany, może liczyć na grono doradców, na inkubatory, w których może prowadzić działalność na preferencyjnych warunkach. W Polsce takich zachęt i takiej swobody nie ma …

– Te mechanizmy wsparcia muszą powstać i powstaną. Mamy już pierwsze jaskółki, na przykład. Park Technologiczny w Gdyni, w którym pomaga się zakładać nowe firmy. My musimy iść tym szlakiem, który już dawno za Zachodzie został przetarty i świetnie funkcjonuje. Zgadzam się z wizją profesora Rachonia, że docelowo dwadzieścia procent absolwentów musi mieć własne firmy i zatrudniać innych, trzydzieści procent funkcjonować na zasadach samozatrudnienia, a tylko pięćdziesiąt procent być pracownikami najemnymi. To jest dobry kierunek i wcześniej czy później osiągniemy takie zdrowe proporcje.

– A czy najlepszym wyznacznikiem marazmu edukacyjnego naszego regionu nie jest brak inwestorów zainteresowanych lokowaniem w naszym regionie inwestycji bazujących na wiedzy?

– Myślę, że to może być jedna z przyczyn. Ale jest też kwestia lokalizacyjna. Wrocław, Kraków, Poznań wygrywają z nami swoim bardziej centralnym położeniem.

– Czy taki argument nie jest swego rodzaju próbą usprawiedliwienia pewnej nieudolności i braków w zakresie potencjału? Gdyby bazowało się na kryteriach geograficznych, nikt by nie dał żadnych szans na sukces Dolinie Krzemowej. Dookoła pustynia, nieprzychylny klimat, strefa sejsmiczna, oddalenie od dużych ośrodków naukowych. A tymczasem w krótkim okresie wyrosła tam największą i najbardziej zaawansowana strefa naukowo-innowacyjna na świecie.

– Tak, ale potrzebne są silna jednostka i wizja, wokół której buduje się coś nowego. Myślę, że mamy w Pomorskiem takie zarodki, które mogą wykiełkować i przynieść dobre efekty. Za najbardziej perspektywiczne uważam tereny wokół lotniska w Rębiechowie wraz z kilkoma działającymi już firmami w zakresie nowych technologii. Myślę, że będzie następował dalszy postęp i lokowanie nowych przedsięwzięć. Wiem, że jesteśmy na początku drogi. Tutaj musi być wiele działań wielokierunkowych. Mamy jednak dobry potencjał. Działają takie firmy jak Prokom, Intel, Flextronics International czy Jabil, więc są dobre przykłady. Trzeba zachęcać młodych ludzi i dawać im instrumenty. To młode pokolenie będzie bardziej aktywne i musi odnieść sukces.

– A system edukacji będzie im pomagał czy przeszkadzał?

– Mam świadomość, że teraz jest przepaść. Tutaj musi być ciągłość pewnej wizji kształcenia młodego człowieka, rozpoczynając od szkoły podstawowej. Byłem ostatnio w Sheffield. I zauważyłem ciekawe tendencje, całkiem inne niż w Polsce i na Pomorzu. U nas każda szkoła ma lub chce posiadać własne centrum komputerowe, a tam, w pięćsettysięcznym mieście, zbudowano pięć centrów e-learningu, wyposażonych w nowoczesny sprzęt. Szkoły przyjeżdżają na godzinę dziennie i to z siedmio-, ośmiolatkami, natomiast już jedenasto-, dwunastolatki zaczynają prace nad projektami. Widziałem na przykład. prace nad kwestią samooceny. Nauka w zespole i grupie – jest problem i jak go rozwiązać? Uczy to tych młodych ludzi od najmłodszych lat radzenia sobie z problemami, uczy współzawodnictwa, ale i współdziałania w grupie. I chcemy ten system z Sheffield kupić i od 2007 roku dzięki środkom unijnym wdrażać u nas.

– Czy tylko Gdańsk?

– Chcę wysłać ludzi, żeby się zapoznali i zastanowili, jak przenieść ten system na nasz grunt. I nie tylko Trójmiasta, lecz także mniejszych ośrodków. Uważam, że wystarczy jeden ośrodek w powiecie. Silne i dobrze wyposażone centra mają szanse stać się takimi wylęgarniami przyszłych talentów i geniuszy.

– Kwestia języków. Mimo że port, że Pomorze to okno całego kraju na świat, to nie ma tutaj motywacji. Nie uczymy się języków sąsiadów.

– Podstawowy jest angielski. Myślę, że w zakresie nauki tego języka jest coraz lepiej. Z pokolenia na pokolenie umiemy i wiemy coraz więcej i lepiej. Zawsze podkreślam i mówię młodym ludziom, z którymi mam kontakt: „nieważne, czy będziesz szewcem, czy naukowcem – znajomość języków obcych zawsze Ci się przyda”. Namawiam do nauki języków sąsiedzkich. Ale podstawą jest angielski, bo przykładowo osiemdziesiąt procent Skandynawów zna ten język. Na razie wystarczy nam osiągnąć ten poziom.

– Konkludując: jaki jest obraz pomorskiej edukacji?

– Celowo przejaskrawiłem. Ale te wyniki matur nami wstrząsnęły. Ale dla porównania: średnia osób z wyższym wykształceniem w województwie wynosi tylko jedenaście procent, to wskaźnik dwa razy mniejszy niż w Europie. Tymczasem dwadzieścia pięć tysięcy młodych ludzi co roku odchodzi z kwitkiem z Uniwersytetu Gdańskiego. To trzeba zmienić, postawić na rozbudowę i rozwój edukacji. Większy nacisk należy położyć na nauki ścisłe i inżynieryjne. Mamy przykłady, że przyjeżdża inwestor i pyta, ilu może zatrudnić inżynierów. Pod tym względem nie prezentujemy się jako region najlepiej. Dlatego w stypendiach chcemy premiować nauki ścisłe. Obecnie mamy tutaj niewielu chętnych. Myślę, że to wszystko przyniesie pozytywny skutek i edukacja będzie jednym z motorów rozwoju regionu. A należy pamiętać, że wykształcenie to nie tylko wyższy poziom rozwoju ekonomicznego, lecz także lepszy i wyższy poziom rozwoju społeczeństwa. Bez dużego grona ludzi światłych i wykształconych nie ma mowy o budowie sprawnego społeczeństwa obywatelskiego. W zakresie edukacji musimy odbudować relacje uczeń-mistrz. I musimy dbać o to, by uczeń miał szansę przerosnąć swojego mistrza.

– Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

W Gdańsku postawiliśmy na edukację

W Gdańsku w 208 różnego typu placówkach uczy się 75 tysięcy dzieci i młodzieży. Miasto przeznacza na ich działalność 32 procent swojego budżetu. Od 1992 roku samorządy kolejno przejmowały do prowadzenia poszczególne typy szkół. Wraz z przejmowaniem placówek do budżetu miasta wpływało relatywnie mniej środków z budżetu państwa. Obecnie w Gdańsku subwencja pokrywa 57 procent wszystkich wydatków na edukację.

Inwestowanie w edukację jest procesem długotrwałym, a efekty polityki proedukacyjnej będą widoczne dopiero po latach, dlatego też program rozwoju gdańskiej edukacji nosi nazwę „Gdańszczanin 2020”. Obejmuje on drogę rozwoju i kształcenia dziecka od trzeciego roku życia do czasu ukończenia przez nie szkoły ponadgimnazjalnej.

Jednym z najważniejszych, zrealizowanych już punktów tego programu jest restrukturyzacja placówek oświatowych. Program zakłada wprowadzenie do szkół podstawowych już od klasy pierwszej obowiązkowej nauki języka obcego i przeznaczenie większej liczby godzin na zajęcia pozalekcyjne i koła zainteresowań. Ważne jest też zabezpieczenie etatów dla pedagogów, psychologów i logopedów. Program zakłada również rozbudowanie zajęć sportowych jako elementu wychowawczego i sprawnościowo-zdrowotnego w edukacji dzieci i młodzieży, a także otwarcie szkół i placówek oświatowych w godzinach popołudniowych – tworzenie w nich dzielnicowych centrów kulturalno-oświatowych.

Sukcesem programu są wprowadzone już zmiany w sieci szkół i placówek oświatowych. Były one niezbędne, gdyż w Gdańsku corocznie spada liczba uczniów – średnio o 1300-1500 dzieci, czyli o dwie średniej wielkości szkoły. Zaoszczędzone w ten sposób środki pozwoliły na ustanowienie gdańskiego standardu liczby uczniów w poszczególnych typach szkół: 26 uczniów w klasie w szkole podstawowej (a nie jak dotychczas bywało powyżej 35 uczniów w klasie), 29 uczniów w klasie gimnazjum oraz 30 uczniów w klasie w szkołach ponadgimnazjalnych. Uporządkowane zostało też szkolnictwo ponadgimnazjalne, wzrosła jakość nauczania, a szkoły mają większą swobodę w organizacji czasu wolnego uczniów. Gdańsk postawił również na wychowanie morskie, edukację kulturalną i ekologiczną oraz zdrowotną.

W wyraźny sposób wzrósł poziom pracy nauczycieli. Większość z nich (7,8 tysiąca) ma wyższe wykształcenie, a w ostatnich latach ukończyła studia podyplomowe, kursy kwalifikacyjne oraz różnego rodzaju formy doskonalenia zawodowego. Miasto, wychodząc naprzeciw zapotrzebowaniu pedagogów, powołało Ośrodek Kształcenia Ustawicznego Nauczycieli (OKUN). Z szerokiej oferty ośrodka kształcenia korzystają nauczyciele i kadra kierownicza z terenu Gdańska oraz jego okolic. Najciekawszą ofertą, unikatową w skali kraju, jest szkolenie językowe dla nauczycieli nauczania zintegrowanego, w znacznej części opłacane z funduszy miasta. Za ten program OKUN po raz drugi otrzymał certyfikat European Language Label.

Duże środki ze specjalnych funduszy celowych przeznacza się na doskonalenie kadry kierowniczej placówek oświatowych. Dyrektorzy szkól i pozostałych placówek oświatowych uczestniczą w programach wymiany międzynarodowej: sympozjach, seminariach i warsztatach organizowanych na terenie naszego miasta oraz w Niemczech, Szwajcarii, Austrii, Włoszech i Francji. W trakcie wspólnych spotkań mają możliwość wymiany doświadczeń oraz poznania wielu innowacyjnych działań edukacyjnych i wychowawczych.

W gdańskich szkołach zostały wdrożone międzynarodowe programy edukacyjne, między innymi Sokrates-Comenius (w 2005 roku 28 placówek uzyskało 163 tysięcy euro na realizacje programu), Leonardo da Vinci (5 placówek – 89 tysięcy euro), Młodzież, Grundig. Wyjątkowo interesujący jest ten ostatni program, organizowany wspólnie z Grecją i Włochami. Jego podstawowe zadanie to przygotowanie naszych szkół do kształcenia dorosłych – cudzoziemców. Program Grundig jest wdrażany we wszystkich krajach Unii Europejskiej.

Szczególną opieką w naszym mieście objęty jest sport szkolny. Efekty są już widoczne. W ogólnopolskim współzawodnictwie dzieci i młodzieży Gdańsk przesunął się z szóstego miejsca na piąte. Wzrosła liczba klas sportowych, lokowanych w szkołach mających odpowiednią bazę i rozwijających współpracę z klubami sportowymi. Dla uczniów, którzy chcą uprawiać sport rekreacyjnie, są przygotowywane Dzielnicowe Centra Sportu. Będą one prowadziły cykle rozgrywek w różnych dyscyplinach sportowych dla dzieci i młodzieży danej dzielnicy.

To tylko niektóre inicjatywy Gdańska w dziedzinie edukacji i wychowania. Pamiętać należy także o klasach przeznaczonych dla dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych, o rozwoju przedszkoli, szkół z klasami integracyjnymi, kształceniu ponadgimnazjalnym czy zajęciach gimnastyki korekcyjnej. Dbamy o to, by mali gdańszczanie mogli uczestniczyć w terapiach pedagogicznych, uczęszczać do świetlic socjoterapeutycznych i środowiskowych, znaleźć pomoc socjalną, gdy zaś mają osiągnięcia naukowe – korzystać z rozbudowanego systemu stypendialnego. Jest dla nas sprawą szczególnie ważną wspieranie finansowe utalentowanych młodych ludzi. Jedną z takich form jest niedawno wprowadzone stypendium naukowe im. Gabriela Daniela Fahrenheita, o które mogą się ubiegać absolwenci matury międzynarodowej, zainteresowani podjęciem nauki w renomowanych uczelniach za granicą.

Dzięki reformie oświatowej osiągnęliśmy już dziś w gdańskich placówkach oświatowych wysoką jakość kształcenia. Potwierdzają to wysokie wyniki zewnętrznych sprawdzianów po szkole podstawowej, egzaminów gimnazjalnych oraz nowej matury, osiągnięte przez młodych gdańszczan.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Źle nie jest, ale musi być dużo lepiej

(…)Zawsze można kwestionować znaczenie statystyki, ale sygnał powinien być czytelny dla wszystkich: coś niedobrego dzieje się z pomorską oświatą i edukacją. Nie szukajmy łagodzących zaniepokojenie interpretacji, wytłumaczeń i zamiast skupiać się na statystyce, podejmijmy konkretne, być może radykalne działania naprawcze. Celem nie jest dogonienie średniej. Celem musi być pozycja lidera w oświacie i edukacji.

Na całym świecie edukacja jest postrzegana jako podstawowy czynnik wpływający na zwiększenie zamożności i konkurencyjności w globalnej gospodarce opartej na informacji[1]. Dostęp do odpowiedniej jakości szkolnictwa jak również możliwość skorzystania z wartościowych szkoleń, przekazujących wiedzę przydatną na rynku pracy, mają ogromne znaczenie dla perspektyw rozwojowych zarówno kraju, jak i regionu. Powszechnie uważa się, że kluczowym elementem wzmacniającym kapitał społeczny jest edukacja akademicka. Badania Banku Światowego[2] dowodzą, iż wśród 24 państw rozwijających się wyższy niż przeciętnie wzrost gospodarczy, wzrost płac a także poprawa kondycji zdrowotnej ludności wystąpiły w krajach charakteryzujących się wzrostem udziału populacji posiadającej wyższe wykształcenie. Okazuje się jednak również, że zdecydowanie większy pożytek przynoszą inwestycje edukacyjne realizowane we wczesnym dzieciństwie. Szczególnie produktywne są wydatki na kształcenie w wieku przedszkolnym oraz szkolnym [3]. Później zyski z zainwestowanych w edukację środków są coraz mniejsze.

Zmiany zachodzące w sektorze oświaty są odbiciem trendów demograficznych oraz zmieniającego się otoczenia społecznego. Następstwem niższej dzietności jest zmniejszająca się liczba dzieci uczęszczających do przedszkoli oraz szkół podstawowych. Obecnie w województwie pomorskim działa 396 przedszkoli. Kształcenie przedszkolne odbywa się również w 515 placówkach przedszkolnych funkcjonujących przy szkołach podstawowych[4]. Liczba dzieci korzystających z tej formy edukacji przekracza 48 tysięcy, z czego 72 procent stanowią dzieci uczęszczające do przedszkoli w miastach. W relacja liczby dzieci w przedszkolach i oddziałach przedszkolnych do populacji dzieci w wieku od trzech do sześciu lat kształtowała się na poziomie 49,3 procent [5]. Wskaźnik ten jest niższy od średniej krajowej o 3,7 punktu procentowego i plasuje województwo na dziewiątej pozycji w rankingu województw.

W szkołach podstawowych województwa pomorskiego, podobnie jak w przedszkolach, notuje się spadek liczby uczniów. W roku szkolnym 2003/2004 w 697 pomorskich szkołach podstawowych kształciło się 168 612 uczniów. Ich liczba w porównaniu do roku poprzedniego zmniejszyła się o około 4 procent. [6]. Zdecydowana większość uczęszczała do szkół publicznych. Dynamicznie rozwijający się sektor prywatny w oświacie nie cieszy się jak na razie wysokim zainteresowaniem. Przeciętna wielkość klasy była równa średniej krajowej i wyniosła 21 osób. Wartość wskaźnika różni się pomiędzy miastem i wsią, wynosząc odpowiednio 23 oraz 19 osób. Pomorskie szkoły charakteryzują się gorszymi warunkami lokalowymi. Liczba uczniów przypadających na jedno pomieszczenie szkolne kształtuje się na poziomie 20 i należy do najwyższych w kraju. Niepokoi również należący do najniższych w Polsce udział pracowni komputerowych oraz sal gimnastycznych w liczbie pomieszczeń szkolnych ogółem. Niemniej ponad 86 procent szkół podstawowych i 73 procent gimnazjów posiada komputery.

Podobne relacje są charakterystyczne dla szkolnictwa gimnazjalnego. Klasy gimnazjalne w województwie pomorskim liczą niemal tyle samo uczniów co przeciętnie w kraju (25), ale pomorscy gimnazjaliści mają mniejsze możliwości dostępu do pracowni szkolnych.

Najczęściej nauczanym językiem obcym w pomorskich szkołach podstawowych i gimnazjach jest język angielski. Uczy się go ponad 52 procent uczniów podstawówek oraz 70 procent gimnazjalistów. Dwukrotnie rzadziej naucza się niemieckiego. Co ciekawe, tego języka znacznie częściej naucza się w szkołach wiejskich (31 proc. uczniów), ponadpodstawowych (42,9 proc.) i ponadgimnazjalnych, gdzie jest niemal równie popularny jak język angielski.

Zestawienie nakładów na oświatę i wychowanie[7] w szkołach podstawowych wskazuje, iż środki finansowe, wydatkowane na kształcenie jednego ucznia w roku szkolnym 2003/2004, były nieco niższe niż przeciętnie w kraju. Kwota 4265,8 złotego uplasowała Pomorskie na siódmej pozycji w rankingu wojewódzkim. Natomiast rok nauki gimnazjalisty kosztował 3871,2 złotego (czwarta pozycja w rankingu województw), przy średnich ogólnopolskich wydatkach sięgających 3752 złotych na ucznia.

Rysunek 1. Wydatki na oświatę i wychowanie na mieszkańca w 2003 roku

1

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych GUS.

Jak wynika z zestawienia zrelatywizowanych liczbą mieszkańców wydatków publicznych kwoty wydatkowane przez jednostki samorządu terytorialnego w północnej części województwa są nieco wyższe. Uwagę zwracają w szczególności powiaty otaczające Trójmiasto, Słupsk oraz powiat słupski. Wyciąganie jednak prostych wniosków co do poziomu nauczania w oparciu o zestawienie nakładów na kształcenie byłoby ułomną metodą oceny. Lepszym miernikiem jakości edukacji w szkołach podstawowych są wyniki corocznie przeprowadzanego na terenie całego kraju sprawdzianu uczniów klas szóstych. W 2005 roku przeciętna ocena pomorskiego szóstoklasisty kształtowała się na poziomie 73 procent maksymalnej liczby punktów do zdobycia. Wartość ta była niższa od wynoszącej 74 procent średniej krajowej, plasując województwo na ósmej pozycji w rankingu regionów. W województwie najlepsze wyniki uzyskali uczniowie z Trójmiasta. Nieco gorzej oceniono szóstoklasistów z powiatów otaczających Gdańsk, Sopot oraz Gdynię. Najgorsze wyniki wystąpiły w szkołach z powiatów kościerskiego oraz sztumskiego, w których średnia ocena z egzaminu zawierała się w przedziale od 26,4 do 27,6 punktu na 40 możliwych do uzyskania. Z reguły słabiej oceniono uczniów szkół wiejskich. Przeciętny wynik egzaminu w tych placówkach był o około 10 procent niższy od średniej punktacji uzyskanej przez szóstoklasistę z Gdańska czy też Gdyni.[8]

Rysunek 2. Wyniki sprawdzianu szóstoklasistów w szkołach województwa pomorskiego w 2005 roku według powiatów

2

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej.

Kolejnym egzaminem umożliwiającym porównanie jakości kształcenia jest egzamin przeprowadzany wśród uczniów ostatnich klas gimnazjum. Oceny z egzaminu uzyskane przez pomorskich gimnazjalistów lokują województwo na dziewiątej (część humanistyczna) oraz szóstej pozycji (część matematyczno-przyrodnicza) w rankingu regionów. Spośród 20 powiatów województwa tylko w jednym – sztumskim – średnia ocena z części matematyczno-przyrodniczej mieściła się w przedziale niskim (od 50 do 54 proc. oceny maksymalnej)[9]. W trzech powiatach średni wynik uzyskany z tej części egzaminu był gorszy w porównaniu do roku 2004. Lepiej niż przed rokiem oceniono pracę uczniów w pięciu spośród 20 powiatów. Wyniki części humanistycznej kształtowały się podobnie – w żadnym z powiatów przeciętny wynik gimnazjalisty nie był gorszy niż 75 procent oceny maksymalnej. W 13 powiatach uzyskane oceny były wyższe od tych sprzed roku.

Rysunek 3. Wyniki egzaminu gimnazjalnego 2005 roku w powiatach województwa pomorskiego – część humanistyczna

3

Źródło: Centralna Komisja Egzaminacyjna w Warszawie.

Rysunek 4. Wyniki egzaminu gimnazjalnego 2005 roku w powiatach województwa pomorskiego – część matematyczno-przyrodnicza

4

Źródło: Centralna Komisja Egzaminacyjna w Warszawie.

Ofertę szkolnictwa ponadgimnazjalnego i ponadpodstawowego w województwie pomorskim tworzy 145 liceów ogólnokształcących, 103 szkoły zawodowe oraz 272 szkoły ogólnozawodowe. Większość, bo niemal 87 procent absolwentów szkół podstawowych i gimnazjów kontynuuje naukę w liceach ogólnokształcących oraz ogólnokształcących liceach zawodowych[10]. Udział ten jest jednak niższy od wynoszącej 89,6 procent średniej krajowej. Nauka w liceach ogólnokształcących odbywa się w zbliżonych do przeciętnych w kraju warunkach lokalowych oraz jest prowadzona w porównywalnej wielkości klasach. Podobnie jak w przypadku gimnazjów pomorscy licealiści mają nieco gorszy dostęp do laboratoriów oraz sal gimnastycznych. Wśród młodzieży kształcącej się w szkołach ponadgimnazjalnych równie dużym zainteresowaniem cieszą się zarówno język angielski, jak i niemiecki. Zwraca uwagę fakt, iż ponad 12 procent uczniów uczy się języka rosyjskiego.

W Pomorskiem udział wydatków na kształcenie w szkołach ogólnokształcących w wydatkach budżetowych jednostek samorządu terytorialnego ogółem kształtuje się na poziomie 6,7 procent. Relacja ta przekracza odpowiadającą jej wartość krajową. Wyższa jest również kwota corocznie ponoszona na edukację jednego ucznia. W roku szkolnym 2003/2004 wyniosła ona przeciętnie w województwie 2374 złote, należąc tym samym do najwyższych w Polsce. Więcej na jednego ucznia wydatkowano jedynie w województwach mazowieckim oraz śląskim.

Jednym z mierników efektywności kształcenia są wyniki egzaminu maturalnego. Ich analiza pozwala na porównanie jakości edukacji w liceach ogólnokształcących oraz ogólnokształcących liceach zawodowych województwa względem pozostałych regionów. Niestety, wyniki pomorskich maturzystów plasują województwo na końcu rankingu regionalnego. Spośród 17 670 uczniów tylko dla 83,1 procent egzamin zakończył się sukcesem. Gorszym rezultatem cechuje się jedynie województwo zachodniopomorskie , w którym procent uczniów, którzy zdali egzamin maturalny wyniósł 82,9. Współczynnik zdawalności dla Pomorskiego kształtował się na poziomie o 3,4 punktu procentowego niższym od ogólnopolskiego i aż o 8 punktu procentowego niższym od zajmującego pierwszą pozycję w rankingu województwa małopolskiego. Jednocześnie na Pomorzu znajdują się licea o ugruntowanej doskonałej pozycji nie tylko w skali kraju, lecz także w rankingach międzynarodowych (prowadzonych dla szkół z maturą międzynarodową) .

Jednym z czynników, który wraz z wprowadzeniem nowych zasad naboru na uczelnie wyższe w większym stopniu decyduje o wyniku egzaminu maturalnego, jest dokształcanie pozaszkolne. Trudno jednak przypuszczać, aby ten czynnik tak silne wpływał na zróżnicowanie wyników między województwami.

Rysunek 5. Zdawalność egzaminu maturalnego w sesji wiosennej w 2005 roku według województw

5

Źródło: www.cke.edu.pl.

W województwie pomorskim najniższy procent uczniów, którzy zdali egzamin maturalny wystąpił w powiecie puckim (65,5 proc.), najwyższy zaś w powiecie gdańskim (96,8 proc.). Zdawalność zależy od rodzaju szkoły ogólnokształcącej. Zdecydowanie gorszym wskaźnikiem charakteryzują się licea profilowane, w których, w zależności od powiatu, maturę zdało od 49,7 procent (pucki) do 82,8 procent (Sopot) uczniów. Co ciekawe, z egzaminem najlepiej poradzili sobie maturzyści z liceów ogólnokształcących w Człuchowie. Tylko 2,8 procent z nich nie udało się zdać egzaminu. Podobny wynik zanotowano w liceach ogólnokształcących w Lęborku oraz w powiecie gdańskim.

Szkolnictwo wyższe

Zmiany zachodzące na rynku pracy wymusiły konieczność nowego spojrzenia na cele i zadania systemu edukacyjnego. System akademicki jest obecnie systemem binarnym[11]. Podobnie jak w przypadku szkół podstawowych również na szkoły wyższe w znaczącym stopniu wpłynęły zmiany demograficzne, społeczne i gospodarcze. W ciągu dziesięciu lat zanotowano w Polsce trzykrotny wzrost liczby studentów szkół wyższych. W województwie pomorskim w roku akademickim 2004-2005 liczba studiujących wzrosła o 7,1 procent i wynosi obecnie. 95,7 tysiąca [12]. Mimo iż zdecydowaną większość wśród wyższych uczelni stanowią szkoły niepaństwowe, w zbiorowości akademickiej przeważają studenci (77 proc.) uczelni państwowych. Niezmienna pozostaje wynosząca około 53 procent proporcja studentów dziennych do liczby studiujących ogółem. Wartość ta przekracza o niemal 6 punktu procentowego przeciętną krajową.

Wśród studiujących na Pomorzu studenci Uniwersytetu Gdańskiego stanowią ponad 30 procent a przyszli inżynierowie kształceni na Politechnice Gdańskiej – niemal 19 procent studiujących. Dodatnia, jednak niższa od procentowego przyrostu liczby studentów ogółem, dynamika liczebności studiujących na uczelniach technicznych doskonale wpisuje się w obserwowane w Polsce trendy. Od 1990 roku udział studentów szkół technicznych zmniejsza się. Jednocześnie zwiększa się odsetek studentów kształcących w zakresie nauk społecznych. Wynika to po części z niższego niż w przypadku nauk przyrodniczych kosztu edukacji studenta. W związku z tym to właśnie nauki społeczne dominują w ofercie edukacyjnej nowo utworzonych szkół prywatnych. Jednak, wbrew powszechnej opinii, nie istnieją obecnie dowody na to, iż gospodarka oparta na wiedzy w szczególny sposób wpływa na zwiększenie zapotrzebowania na naukowców i inżynierów[13]. Charakterystyczny jest raczej wzrost popytu na ogólne umiejętności rozwiązywania problemów, jak również na takie cechy, jak: elastyczność, umiejętność dostosowania się oraz współpracy z klientem.[14] Mimo to wydaje się, że potrzeby gospodarki opartej na wiedzy będą szły w parze ze wzrostem popytu na umiejętności nabyte na kierunkach przyrodniczych/technicznych ze szczególnym uwzględnieniem nauk podstawowych. Analiza profili kształcenia oparta na strukturze absolwentów wskazuje, iż przeciętnie wyższe wykształcenie zawodowe osiąga 45 procent absolwentów. W Pomorskiem notuje się nieco niższy niż przeciętnie w Polsce udział absolwentów kończących studia z tytułem inżyniera (6,8 proc. przy średniej krajowej kształtującej się na poziomie 8 proc.).[15]

Wziąwszy pod uwagę fakt, iż część ze studiujących (zarówno studenci dzienni, jak i zaoczni) pochodzi spoza regionu, w którym studiuje, wskaźnik liczby studentów na tysiąc mieszkańców może być pewnego rodzaju miernikiem zarówno atrakcyjności oferty edukacyjnej, jak i marki regionalnych szkół wyższych. Uczelnia postrzegana jako renomowana jest atrakcyjna dla potencjalnych studentów pochodzących również z innych województw. Niestety, na Pomorzu relacja studiujących do liczebności populacji (wyrażonej w 1000) jest zdecydowanie niższa od średniej krajowej . W tak skonstruowanym rankingu województwo plasuje się dopiero na jedenastej pozycji. Można zatem założyć, że ani renoma, ani też oferta edukacyjna regionalnych uczelni nie należą do najlepszych w kraju. Podobnie nienajlepsze noty uzyskują pomorskie uczelnie w rankingach szkół wyższych . W corocznym zestawieniu „Rzeczpospolitej”[16] spośród prawie czterystu działających w Polsce uczelni na najwyższej dziewiętnastej pozycji uplasował się Uniwersytet Gdański. Ten sam ranking sklasyfikował Politechnikę Gdańską na następnym, dwudziestym miejscu. Wśród uniwersytetów oraz politechnik pomorskie uczelnie zajęły odpowiednio siódmą oraz szóstą lokatę. Na dziewiątej (z jedenastu) oraz piątej (z sześciu) pozycji w swoich kategoriach uplasowały się Gdańska Akademia Medyczna oraz Gdańska Akademia Wychowania Fizycznego.

Wraz z gwałtowanie rosnącą liczbą studentów oraz szkół wyższych pojawiły się obawy, iż zaspokojeniu gwałtownie narastającego popytu na wyższe wykształcenie będzie towarzyszył spadek jakości kształcenia. Dlatego w 2001 roku powołano Państwową Komisję Akredytacyjną, której celem jest weryfikacja jakości kształcenia.[17].

Tabela 1. Wyniki kontroli Państwowej Komisji Akredytacyjnej

2005_1_tab-1

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie www.waw.men.pl.

Przedmiotem oceny są studia danej specjalności na określonym poziomie kształcenia. Wyniki prac Państwowej Komisji Akredytacyjnej wskazują, iż występuje zróżnicowanie ocen pod względem rodzaju uczelni. Okazuje się, że najlepiej oceniane są uczelnie państwowe. Spośród ocenionych do tej pory jednostek organizacyjnych uczelni państwowych 79,3 procent uzyskało oceny pozytywne, 16,5 procent warunkowe, zaś tylko 1,9 procent oceny negatywne. 21 specjalności oceniono wzorowo. Rozkład ocen pomorskich uczelni jest bardzo podobny. Lepiej oceniono uczelnie państwowe, natomiast gorsze noty otrzymały uczelnie prywatne. Jedna z jednostek – Wydział Biologii, Geografii i Oceanologii UG – uzyskała ocenę wyróżniającą.

Powyższe zestawienie potwierdza przeciętną jakość kształcenia pomorskich szkół wyższych. Jednocześnie absolwenci wielu wydziałów są specjalistami poszukiwanymi na rynku pracy. Pomorskie uczelnie coraz częściej nawiązują współpracę z przedsiębiorstwami, dopasowując ofertę edukacyjną do oczekiwań konkretnych firm. Przykładem jest porozumienie zawarte między Politechniką Gdańską a koncernem LG. Koreańska firma zaoferowała zakup nowoczesnego sprzętu i oprogramowania dla jednego z wydziałów uczelni oraz sfinansowanie stażów i stypendiów dla najlepszych studentów. Politechnika zgodziła się natomiast na dopasowanie programów niektórych przedmiotów do potrzeb spółki i prowadzenie wspólnych projektów badawczych. W efekcie w ciągu najbliższych dwóch lat koncern obiecuje zatrudnić około 150 absolwentów pomorskiej uczelni[18]. Innym przykładem podobnego porozumienia jest umowa Politechniki Gdańskiej z Eaton Truck Company czy też Intelem. Szkoda tylko, że nie zawsze, tak jak w pierwszym z opisanych przypadków, nowo utworzone miejsca pracy czekają na gdańskich studentów na Wybrzeżu. Coraz częściej bowiem zagraniczny inwestorzy, oferujący pracę absolwentom wyższych uczelni, decydując o lokalizacji przedsięwzięć, omijają Pomorze[19]. Jak wynika z danych Państwowej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych żadna z 40 inwestycji zagranicznych zrealizowanych przy współudziale agencji w ciągu ostatnich dwóch lat (2003-2004) nie została ulokowana w województwie pomorskim[20].

Opisane wcześniej przykłady udanej współpracy inwestorów z pomorskimi uczelniami dowodzą, iż winy za nie najlepszych wyniki w przyciąganiu inwestycji zagranicznych należy raczej dopatrywać się w czynnikach atrakcyjności inwestycyjnej innych niż jakość kapitału ludzkiego. Tym bardziej że Pomorskie zajmuje czwarte miejsce w Polsce pod względem udziału mieszkańców z wyższym wykształceniem w populacji oraz cechuje się wyższym od średniej krajowej odsetkiem osób z wykształceniem średnim i policealnym.

Przedstawione zestawienia statystyczne dotyczące edukacji w szkołach podstawowych i gimnazjach wskazują na przeciętną pozycję województwa pomorskiego wśród polskich województw. Złe wyniki matury, mimo iż w nowej formule egzamin ten odbył się dopiero raz, sygnalizują konieczność baczniejszej obserwacji pomorskiego systemu oświaty. Zawsze można kwestionować znaczenie statystyki, ale sygnał powinien być czytelny dla wszystkich: coś niedobrego dzieje się z pomorską oświatą i edukacją. Nie szukajmy łagodzących zaniepokojenie interpretacji, wytłumaczeń i zamiast skupiać się na statystyce, podejmijmy konkretne, być może radykalne działania naprawcze. Celem nie jest dogonienie średniej. Celem musi być pozycja lidera w oświacie i edukacji . Pierwsze skowronki już mamy, czyli jest to możliwe.

[1]Constructing Knowledge Societies: New Challenges for Tertiary Education , Bank Światowy, 2002, str. XVII.

[2] Ibidem, str. X..

[3] The World Bank, Equity and Development, World Development Report 2006, str. 133.

[4]Edukacja i wychowanie w województwie pomorskim w roku szkolnym 2004/2005 , Urząd Statystyczny w Gdańsku.

[5] Dane za 2003 r., w którym nie występował jeszcze obowiązek edukacji przedszkolnej w klasach zerowych.

[6]Edukacja i wychowanie w województwie pomorskim w roku szkolnym 2004/2005 , opracowanie sygnalne, Urząd Statystyczny w Gdańsku, str. 2.

[7] Nie dotyczy wydatków gospodarstw domowych.

[8] Miasta o populacji wyższej niż 100 tysięcy mieszkańców.

[9] Okręgowa Komisja Egzaminacyjna w Gdańsku.

[10] Dane z roku szkolnego 2003/2004.

[11] Wśród systemów edukacji można wyróżnić system unitarny oraz system binarny (dualny). System unitarny szkolnictwa wyższego charakteryzuje jeden typ instytucji szkolnictwa wyższego, oferujący wszystkie programy studiów oraz kwalifikacji. System binarny (dualny) składa się z dwóch różnych typów instytucji szkolnictwa wyższego. Pierwszym z nich jest klasyczna edukacja uniwersytecka, łącząca edukację wyższą z wiedzą poznawczą (badawczą). Drugim jest edukacja zawodowa – pozbawiona profilu badawczego.

[12]Edukacja i wychowanie w województwie pomorskim w roku szkolnym 2004/2005, Urząd Statystyczny w Gdańsku, opracowanie sygnalne, str. 5.

[13] Closing the gap in eduaction and technology”, World Bank, str. 99.

[14] Ibidem, str. 99.

[15] Dane za 2002/2003 rok.

[16]Ranking szkół wyższych 2003 , www.rzeczpospolita.pl.

[17] http://www.men.waw.pl/pka.

[18] LG postawiła na PG, Gazeta Wyborcza, 7 października 2005.

[19] Udział Pomorskiego w liczbie zagranicznych inwestycji bezpośrednich notowanych na liście PAIiIZ w latach 2001-2004 zmniejszył się, zaś region przesunął się z 5 pozycji w rankingu województw w 2001 r. na 6-7 w 2004 r.

[20] www.paiz.gov.pl.

Skip to content