Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Metropolia, czyli wspólnota partnerów

Z Wojciechem Szczurkiem , prezydentem Gdyni, rozmawia Dawid Piwowarczyk .

Panie Prezydencie, czy za cztery lata będziemy mieli do czynienia z nowym organizmem w postaci metropolii trójmiejskiej?

Na początek warto zdefiniować, co rozumiemy pod pojęciem metropolia…

Chodzi mi o te działania, które mają uczynić z naszych miast efektywną i liczącą się europejską metropolię…

Według mnie problem polega na tym, że mówiąc o metropolii dyskutanci myślą każdy o czym innym.

To czym dla Pana powinna być nasza metropolia?

Metropolia to trochę słowo – zaklęcie. Marzenie, podszyte… megalomanią i przekonaniem, że to co wielkie jest lepsze od dużego, a na pewno znacznie lepsze niż małe. Bo jest silne i potężne. Stąd właśnie pomysły reformy struktur administracyjnych, ze wskazaniem na centralizację. A tymczasem, według mnie wielka skala nie przekłada się automatycznie na lepszą jakość. Często dyskutanci zdają się zapominać, że to nie administracja, nawet największa i najwyższa nie jest tym czynnikiem, który decyduje o wielkości. Obawiam się, że niektóre z projektów dotyczących metropolii są też przejawem niezrozumienia idei samorządności.

Co zatem jest lepsze dla projektu naszej aglomeracji? Łączenie struktur administracyjnych, czy scalanie pewnych konkretnych projektów? Jaka jest Pana wizja?

W mojej ocenie, to nie nowe struktury administracyjne zadecydują o naszym wspólnym sukcesie. Trzeba zastanowić się nad tym, jak kreować i stymulować pewne zjawiska, żeby uzyskać efekt synergii samorządów kilku blisko położonych miast. Z pożytkiem dla tychże miast i całego regionu. Myślę, że próby odgórnych zmian administracyjnych wynikają z nie do końca rozumianej idei samorządności, tradycji, więzi historycznych, unikatowości miejsca, w którym się żyje. My jesteśmy przywiązani do pojęcia mała ojczyzna, które jest emanacją lokalnego patriotyzmu, jako realnej wartości. Ta wartość przekłada się na aktywność, poczucie więzi i odpowiedzialności za miejsce, w którym się żyje.

Twierdzi Pan, że łatwiej być gdynianinem, sopocianinem, gdańszczaninem, niż trójmieszczaninem?

Tak. Trzeba mieć świadomość, że pojęcie Trójmiasto jest tylko funkcjonalnym opisem pewnych zjawisk. Jest prostym zabiegiem pozwalającym w prosty sposób mówić o relacji między trzema blisko siebie położonymi miastami. Z perspektywy mieszkańca Warszawy czy Krakowa różnice w kłopotach na przykład występujących w Orłowie i Kamiennym Potoku nie istnieją. A my, tu wiemy, że są, na czym polegają i że najlepiej lokalnie te kłopoty usuwać. Ponadto, przecież, tak naprawdę aglomeracja obejmuje zdecydowanie większy obszar, ciągnący się od Wejherowa, Kosakowa, Żukowa kończąc na Tczewie.

To wyklucza reformy i zmianę struktur administracyjnych?

Argumenty przeciw znajdziemy też w doświadczeniach historycznych. Dotychczas były w zasadzie dwie poważne próby scalenia naszych miast w jeden organizm. Raz, na początku lat 50-tych, w szczytowym okresie stalinizmu, kiedy o decentralizacji wręcz niebezpiecznie było myśleć. Po raz kolejny ta idea powróciła w okresie stanu wojennego. Ale nie przetrwała próby czasu.

Jakie są jeszcze kontrargumenty?

Narzucona arbitralnie reforma jest niewątpliwie zaprzeczeniem idei samorządności, której sedno, to przybliżenie procesu decyzyjnego do obywatela. Decyzja podejmowania bliżej obywatela jest trafniejsza, szybsza i tańsza. Warto też pamiętać o jednym z fundamentów Unii Europejskiej – zasadzie subsydiarności, znajdującej swój wyraz w polskim systemie prawnym. Zgodnie z tym prawem podstawową jednostką terytorialnego zarządzania jest gmina. I to ona ma zaspokajać wszystkie istotne potrzeby lokalnej społeczności. Dopiero w przypadku, gdy jakieś zadanie ją „przerasta” może być ono delegowane na wyższy poziom. Powiat więc realizuje to, czego nie można zrealizować w gminie, województwo – to, czego nie da rady powiat, a państwo realizuje to, czego nie można sprawnie i skutecznie realizować na poziomie województw. To taka instrukcja subsydiarności – na skróty. Pewne jest, że to gmina jest fundamentem systemu.

To znaczy, że zmiany nie są możliwe i nie są konieczne.

Są możliwe. Wcale nie uważam, że musimy mieć tutaj republikę wolnych elektronów.

To jak Pan, Panie Prezydencie rozumie idee metropolizacji?

Najważniejsze dla mnie – nie niszczyć tego, co dobre i poczynić krok w kierunku budowania nowego, bardziej nowoczesnego oblicza naszego regionu. Żebyśmy byli dobrymi gospodarzami naszego miejsca. I nie tylko dobrymi samorządowcami, ale i osobami poczuwającymi się do odpowiedzialności za region. Dla mnie metropolizacja to dobre, ale partnerskie współdziałanie i świadomość tego, że funkcje metropolitalne są realizowane u nas w wielu ośrodkach. Oczywiście, większość z nich jest realizowanych przez stolicę regionu, zarazem – miasto największe i o największym potencjale. Charakterystyczną cechą naszej pomorskiej metropolii jest to, że i okoliczne miasta i gminy też tutaj mają swoją istotną rolę. Dobrym przykładem jest gmina Kosakowo. Liczy ona tylko siedem tysięcy mieszkańców, ale na przykład dzięki lokalizacji na jej terenie oczyszczalni ścieków, cmentarza, lotniska – jest ona włączona w realizowanie istotnych funkcji metropolitalnych. Problem nie tkwi w nazwie i lokalizacji, a więc w tym, czy to Kosakowo, Gdynia, czy Gdańsk. Problem polega na tym, żebyśmy nauczyli się partnerskiego współdziałania. Myślę, że szansą jest właśnie alokowanie tych funkcji poza stolicą regionu.

Nie tylko Gdańsk powinien realizować nowe projekty ważne z punktu widzenia regionu…

Dokładnie tak. Dobrym przykładem jest tutaj realizowany u nas, w Gdyni, projekt Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego.

Ale czy nie jest tak, że pewne nieporozumienia wynikają z osobistych animozji, rywalizacji dwóch najważniejszych osobowości samorządowych Trójmiasta – prezydentów Szczurka i Adamowicza?

To, że prywatnie lubię Pawła Adamowicza, wcale nie oznacza, że ja zawsze muszę się z nim zgadzać. Uważam, że byłoby to nawet dziwne. Bo odpowiadamy za dwa, duże organizmy i z natury rzeczy musi dochodzić czasem do konfliktu interesów. Ale postawię tezę, że antagonizmy, to już historia.

Teraz będą już tylko sukcesy w budowaniu aglomeracji?

Jeszcze kilka miesięcy temu uczestniczyłem w poważnej dyskusji, poważnych ludzi, mających autorytet, którzy całkiem serio dyskutowali kwestię scalenia Gdańska- Sopotu-Gdyni w jedno miasto. Według mnie idea metropolii w tym wydaniu, już poniosła porażkę. Bo to próba narzucenia pewnych centralistycznych propozycji.

Idea utopijna?

Nie tyle utopia, co genialny generator problemów i wątpliwości. Czy metropolia, to Trójmiasto, Gdańsk, Sopot, Gdynia, czy może jeszcze Reda, Rumia, Wejherowo, Pruszcz Gdański? Czy wymazujemy z nazewnictwa nazwy Gdańsk, Gdynia, Sopot i zaczynami funkcjonować pod wspólnym szyldem Trójmiasta. A może wszyscy na mocy dekretu staniemy się nagle sopocianinami, lub gdańszczanami? Czy jesteśmy gotowi przekreślić wieloletnią, a nawet wielowiekową tradycję bytów samoistnych, znów od 16 lat – samorządnych? Według mnie to jest nierealne. Należy też odpowiedzieć sobie na zasadnicze pytanie, czy scalenie oznaczałoby na pewno, że będzie u nas lepiej, szybciej, efektywniej? Czy z perspektywy np. gdańskiego magistratu problemy Grabówka, Oksywia będą lepiej widzialne, diagnozowane, rozwiązywane? Śmiem odpowiedzieć negatywnie, podpisując się całym swoim doświadczeniem samorządowca.

Twierdzi Pan, że niektórzy chcą zagarnąć, odebrać nam nasz samorząd?

Państwo nie jest tworem instytucjonalnym, wymyślonym w oderwaniu od rzeczywistości. Samorządy, to nie budynki, nieruchomości, lecz konkretni, aktywni społecznie ludzie, wszyscy obywatele. Zasada subsydiarności, o której wcześniej wspomniałem, daje nam naprawdę wiele możliwości działania i to na każdym szczeblu samorządu. I tak w nawiązaniu do idei metropolii – samorząd wojewódzki ma bardzo wiele kompetencji i możliwości budowania regionalnej strategii, realizacji wspólnych dla całego województwa, czy np. Trójmiasta inwestycji, rozwiązań organizacyjnych, czy instytucji.. Nie musimy budować nowych tworów, by pewne słuszne i potrzebne z punktu widzenia metropolii i regionu zadania rozwijać i dynamizować. Ja stanowczo mogę powiedzieć, że dopóki będę miał realny wpływ na losy Gdyni, to nie pozwolę na traktowanie miasta instrumentalnie. Nie zgodzę się na projekty, które byłyby dla Gdyni niekorzystne.

Gdzie zatem jest płaszczyzna do wspólnych działań?

Według mnie takim polem jest dobra, partnerska współpraca, praktycznie w każdej dziedzinie.

Panie Prezydencie, czy nie boi się Pan, że będziemy mieli do czynienia ze zjawiskiem odrywania się naszej metropolii od regionu? Że będziemy rozwijali się szybciej jak gdyby kosztem otoczenia. Że region ponosić będzie tylko straty, a nie generować zyski z lokalizacji na jego terenie dużego ośrodka?

Myślę, że właśnie ten nasz pluralizm jest zabezpieczeniem przed takimi negatywnymi zjawiskami. Metropolia, rozumiana jako centrum, musi umieć dzielić się z regionem i otoczeniem. Wiem, że są z tym problemy. My na przykład, w Gdyni, musieliśmy stoczyć batalię o Pomorski Park Naukowo-Technologiczny. Było bowiem wielu, którzy uważali, że taki regionalny projekt powinien być zlokalizowany w stolicy regionu.

Gdańsk próbuje zawłaszczać pewne rzeczy? Chce opierać swój rozwój na „krzywdzie” mniejszych partnerów?

Owszem, obserwuję, że pewne osoby uważają za naturalne jakieś szczególne prawa, wręcz przywileje stolicy regionu, że rozwój powinien odbywać się na przykład przez anektowanie okolicznych wsi i gmin. Powiem dosadnie – Gdynia, ale i Sopot to dwa duże i silne ośrodki, z którymi trzeba współpracować, których na pewno nie uda się wchłonąć, czy zwasalizować.

Czy patrząc na obecne zjawiska nie zauważa Pan niepokojącej tendencji niekontrolowanego rozlewania się metropolii na okolicę?

To problem związany z kwestią urbanizacji. Musimy zadbać o to, żeby śródmieścia były nasycane funkcjami ogólnomiejskimi. W innym przypadku grozi nam wymieranie centrów miast. Budowa jednorodnych enklaw, na przykład dzielnic biurowych, czy wyprowadzanie centrów handlowych na przedmieścia w wielu krajach Europy Zachodniej skończyło się klęską. Miasto musi rozwijać się równomiernie. W centrum, by ono żyło i było atrakcyjne muszą powstawać i biura, i mieszkania, i kina, i teatry, i nowe centra handlowe, restauracje i wiele innych jeszcze miejsc, które dopiero wspólnie tworzą jedną zwartą przyjazną całość. W naszej aglomeracji takich centrów może być wiele.

Czy przykład Związku Komunikacyjnego nie jest obrazem porażki idei metropolii?

Myślę, że wprost przeciwnie! Dyskutowaliśmy długo, ale dzięki temu udało nam się wypracować kompromis zadowalający wszystkich. Bo jeżeli mamy budować nowoczesną i konkurencyjną metropolię, to musimy umieć rozmawiać i ze sobą się dogadywać. Próba narzucania czegoś odgórnie skazana jest na porażkę. Każdy dobry samorządowiec będzie współpracował z zewnętrznymi partnerami, jeżeli projekt przyniesie korzyść mieszkańcom jego miejscowości, ale także regionowi. Musimy wspólnie definiować problemy i rozdawać sobie zadania, zgodnie z najlepszą wiedzą i doświadczeniami. My, w Gdyni, mamy na przykład kilkunastoletnie doświadczenia współpracy z okolicznymi gminami w gospodarce komunalnej. Związek Komunalny nauczył nas dialogu, nauczył nas szanowania partnera. Pomimo, że reprezentuję największy w tym związku samorząd, to nie mogę narzucać swojego zdania, swojej wizji innym. Taka postawa przynosi lepsze wyniki, społeczną akceptację i więcej satysfakcji niż działanie z pozycji silniejszego. Nieważne, że my mamy ćwierć miliona mieszkańców, a inna gmina tylko kilka tysięcy. Oczywiście, to nie jest łatwy sposób współpracy. Musieliśmy się nauczyć powściągliwości, samoograniczenia i kompromisów. Z szacunku dla partnerów.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Czas na mądre samoograniczenia

Z Pawłem Adamowiczem , prezydentem Gdańska, rozmawia Dawid Piwowarczyk .

Panie Prezydencie, czy marzy się Panu bycie prezydentem Trójmiasta w następnej kadencji?

Marzy mi się, aby integracja działań, integracja funkcjonalna w ramach metropolii gdańskiej – bo tak to nazywam – posunęła się zdecydowanie do przodu. Szczególnie w takich dziedzinach, jak promocja gospodarcza, pozyskiwanie inwestorów, integracja w zakresie komunikacji publicznej.

A jak duża powinna być nasza metropolia?

Dla mnie jest to obszar pomiędzy Wejherowem a Tczewem.

Metropolia ma być jednym tworem administracyjnym?

Nie. Pozostanie niezależność instytucjonalna gmin i powiatów wchodzących w jej skład. Natomiast niektóre dziedziny i działania powinny być uzgadniane i prowadzone wspólnie. Czas na mądre samoograniczenie na rzecz interesu metropolitarnego. Oczywiście niektórzy prezydenci, burmistrzowie, wójtowie mogą pełnić swoje funkcje aż do emerytury, ale nie o to tutaj chodzi. Możemy wygrać – w perspektywie 10, 20 lat – walkę o zajęcie jak najlepszej pozycji na globalnym rynku. Walkę, którą toczą ze sobą nie tylko państwa i regiony, ale i metropolie.

Czy negocjacje dotyczące Związku Komunikacyjnego nie ujawniły słabości naszych chęci i możliwości w zakresie metropolizacji Pomorza?

Należy mieć świadomość, że negocjują liderzy. To od nich zależy, jakie będą efekty. Tymczasem owej świadomości i konieczności współpracy nie ma. Niezbędne są zmiany mentalnościowe u liderów. Nie rozumieją oni jeszcze, że bardziej efektywne i zrozumiałe dla decydentów gospodarczych jest mówienie nie o każdym mieście osobno, lecz o metropolii – o zespole miast. Nie mają świadomości tego, iż każda inwestycja, niezależnie gdzie zlokalizowana, przynosi korzyści także sąsiadom. Dalej pokutuje plemienno-ksenofobiczny styl patrzenia na własne miasta. Być może jest to dobre przed wyborami, do budowania pozycji we własnym mieście, ale na dłuższą metę to zgubna postawa. Musi powstać „Unia Miast Metropolii Gdańskiej” – ostatniego elementu nazwy używam świadomie i w sposób pragmatyczny. Podróżując z prezydentem Karnowskim po Stanach Zjednoczonych, przekonaliśmy się, że jeżeli chodzi o brand, jedynie trzy polskie miasta są jako tako rozpoznawalne: Gdańsk, Kraków i Warszawa. Nie ma więc najmniejszego sensu wymyślanie sztucznych nazw, choćby takich jak Trójmiasto. Posługując się językiem marketingu, musimy mówić o gdańskim obszarze metropolitalnym, gdyż to będzie zrozumiałe. I trzeba tutaj zapomnieć o osobistych ambicjach. Niczyja rola poprzez zastosowanie takiej nazwy nie będzie umniejszana. Każdy do tej metropolii będzie wnosił tyle, ile chce i może, nie tylko pod względem potencjału ludnościowego czy terytorialnego. Możemy wnieść znaną i pozytywnie rozpoznawalną markę.

Panie Prezydencie, często w rozmowach z samorządowcami z innych miast pojawia się zarzut, że Gdańsk próbuje zdominować inne pomorskie ośrodki. Próbuje wykorzystywać swoją potęgę, a urzędnicy gdańscy starają się pokazywać swoją wyższość.

Nie zgadzam się z takim poglądem. Ale musimy zdawać sobie sprawę z tego, że bez Gdańska metropolii po prostu nie będzie – to on jest jej podstawą. Biorąc pod uwagę naszą wielkość i potencjał, uważam, że Gdańsk zachowuje się nadzwyczaj spokojnie. Pojawiają się nawet zarzuty, że nasze „poprawne politycznie” działania (dążące do zadowolenia wszystkich partnerów) sprawiają, że idei metropolii brak właściwego dynamizmu. Przyspieszenia temu procesowi nie nada jednak województwo. Jeżeli ma istnieć świadomość metropolitalna, muszą ją budować same zainteresowane podmioty. Cały czas przypominam swoim urzędnikom o potrzebie przybierania pozycji służebnej, partnerskiej.

To skąd takie negatywne opinie?

Staramy się pomagać, jak możemy. Jesteśmy gotowi na realizację każdej prośby naszych partnerów. Myślę, że tego rodzaju opinie wygłaszane są przez podmioty w mniejszym stopniu związane z Gdańskiem i rzadziej z nami współpracujące. Często takie określenia wynikają z osobistych kompleksów czy poglądów innych osób, a nie z negatywnego doświadczenia w konfrontacji z naszymi urzędnikami. Naturalna jest też obawa i dyskomfort przedstawicieli mniejszych gmin w przypadku konieczności współpracy czy negocjowania z nami. Tego jednak nie jesteśmy w stanie zmienić.

Jakie są sukcesy w zakresie poprawy relacji na linii współpracy z innymi podmiotami wchodzącymi w skład metropolii?

Podam ostatni, bardzo znamienny przykład. Bez Gdańska nie odbyłoby się I Bałtyckie Forum Gospodarcze. Wyłożyliśmy nawet pieniądze za niektórych naszych mniejszych partnerów, choćby gminy. Ale nie chodzi tu o „dziadowanie”. W metropolii muszą funkcjonować równe prawa i obowiązki, dopasowane oczywiście do zdolności i potencjału danego podmiotu. Nie może istnieć sytuacja, że korzyści konsumujemy wszyscy, a koszty pokrywa tylko stolica regionu.

Panie Prezydencie, istnieje pojęcie „funkcji metropolitalnych”. Pojawia się tutaj zarzut, że Gdańsk próbuje je wszystkie „zawłaszczać” dla siebie.

To zarzut formułowany tylko przez jeden ośrodek. Głosi go prezydent Gdyni, Wojciech Szczurek. Powiedziałem kiedyś całkiem poważnie i podtrzymuję tę deklarację: jeżeli dla poprawy samopoczucia prezydenta Gdyni i jego współpracowników jest to konieczne, nie mam nic przeciwko temu, by na przykład siedziba Urzędu Wojewódzkiego była w Gdyni. Mówiąc inaczej, to nie nasza wina, że w każdym regionie jest stolica, gdzie koncentrują się pewne funkcje metropolitalne. Od tej reguły mamy w Polsce tylko dwa wyjątki: Bydgoszcz-Toruń, Zielona Góra-Gorzów Wielkopolski. U nas stołeczność Gdańska nigdy nie była kwestionowana. Od tysiąca lat poza drobnymi epizodami (Wolne Miasto i Toruń jako stolica ówczesnego województwa pomorskiego, siedziba przedstawiciela króla w Malborku) nasze miasto jest stolicą regionu. Wbrew temu, co się mówi, nie chcemy zawłaszczać. Dla przykładu, proponowaliśmy, żeby Forum mogło „wędrować” i odbywać się w różnych ośrodkach miejskich na Pomorzu. W niektórych tych opiniach i wypowiedziach przebrzmiewa myśl, która charakteryzowała politykę w latach 30. ubiegłego wieku. Wtedy to ze względów historycznych Gdynia była konfrontowana z Gdańskiem, przedstawiana jako jego alternatywa. Ale to, co było dobre wtedy, teraz, na początku XXI wieku jest niepotrzebne, anachroniczne i być może nawet szkodliwe. Po 1945 roku Gdańsk wrócił do Rzeczpospolitej, natomiast w umysłach i postawach niektórych polityków lokalnych skłonność do budowania nastawienia w opozycji do Gdańska jeszcze pobrzmiewa. Przykładem takiego antagonizmu jest wieczna wojna sportowa na linii Lechia Gdańsk-Arka Gdynia. Musimy pamiętać, że rozlicza się nas z sukcesów gospodarczych.

W rozmowach z pomorskimi samorządowcami można jednak usłyszeć tezę, że jednymi z poważniejszych zagrożeń dla budowy metropolii są osobiste antagonizmy, chęć rywalizacji pomiędzy prezydentem Adamowiczem a Prezydentem Szczurkiem. To prawdziwa teza?

Nie. Powiem więcej, ta teza nigdy nie była aktualna. Obydwa miasta mają tak różną historię i strukturę społeczną, że trudno je porównywać. Myślę, że ta konkurencja (tudzież konflikt) to w dużej mierze wytwór miejscowych dziennikarzy. My nie konkurujemy ze sobą, lecz z innymi polskimi i europejskimi metropoliami. Dla nas wyzwaniem jest, aby nasza metropolia zaistniała na mapie świata. A to, czy inwestor ostatecznie zainwestuje w Gdyni czy Gdańsku jest pięciorzędną sprawą.

Mimo wszystko stereotypy funkcjonują. Gdy inwestujesz – Gdynia, gdy robisz zakupy – Wrzeszcz, gdy chcesz pozwiedzać – Gdańsk, gdy chcesz pożyć sobie wygodnie na emeryturze – Sopot. Te różnice w postrzeganiu miast są wyraźne.

To prawda, że stereotypy są. Ale po to wybieramy dobrych liderów, żeby z nimi walczyli, żeby szli pod prąd. Na Pomorzu cierpimy na słabość debaty publicznej, miałkość publicystyki. Posługują się one stereotypami zamiast wnikać w głąb problemu. Większość dziennikarzy koncentruje się na opisie klisz, zamiast skupić się na ocenie współdziałania. A my potrafimy współpracować. Proszę popatrzeć na naszą halę. Jako miasto mogliśmy sami wykonać tę inwestycję. My jednak doprosiliśmy do projektu Sopot. Co więcej, to mniejszy partner jest obecnie inwestorem zastępczym.

Czy Pan Prezydent nie boi się „rozlewania” metropolii?

To zjawisko, z którym boryka się każda metropolia.

To prawda, ale wystarczy pojechać do Berlina czy Hamburga, aby zobaczyć, że tam proces ten jest kanalizowany, że nie „idzie się na żywioł”.

Tam mają niewątpliwie lepsze instrumenty zarządzania i planowania urbanistycznego. Ale i u nich jest pewien odpływ. Na przykład w Hamburgu zaczynają znowu wracać do śródmieścia. Liczę, że już wkrótce i u nas będziemy mieli do czynienia z podobnymi zjawiskami, że centra Gdańska i Gdyni znowu staną się atrakcyjnymi miejscami do życia. Ze względu na dostępność edukacji, kultury, ochrony zdrowia czy przestrzeni publicznej są one o wiele bardziej atrakcyjne niż tereny peryferyjne. Już powoli to obserwujemy. Jeszcze kilka lat temu śródmieście Gdańska było pod względem inwestycji w budownictwo mieszkaniowe prawie niewidoczne. Tymczasem obecnie buduje się – w samym tylko historycznym centrum – około 500 nowych mieszkań, a na kolejne 1500 wydano już niezbędne pozwolenia. Podobnie dzieje się na Przymorzu i Zaspie. Analogiczne zjawisko ma miejsce w centrum Gdyni.

Czy nie grozi nam dynamiczny rozwój metropolii przy jednoczesnym braku pożytku dla regionu?

Powiedzmy sobie wyraźnie, iż zawsze istnieć będzie dualizm pomiędzy metropolią a resztą województwa. Ale bez metropolii województwo nic nie znaczy. To tutaj powstaje ponad połowa jego PKB. Metropolia jest lokomotywą regionu pomorskiego. To będzie, jest i zawsze była bardzo dobra współpraca. Myślę, że jesteśmy skazani na siebie. Metropolia bez regionu także nie byłaby w stanie sobie poradzić.

Gdzie nasza metropolia może szukać swoich przewag na konkurencyjnym globalnym rynku regionów i metropolii?

To bardzo trudne pytanie. Gdy porównamy ofertę szkolnictwa wyższego, tylko w kilku kierunkach możemy rywalizować z Warszawą, Krakowem czy Wrocławiem. Z pewnością kultura, środowisko naturalne czy tak zwana jakość życia czyni nas bardziej atrakcyjnymi. Dzisiaj „białe kołnierzyki” – powracający lub przyjeżdżający do Polski – szukają miejsca do zamieszkania, kierują się nie tylko kwestią rynku pracy, ale również możliwym poziomem jakości życia. W tym zakresie mamy obecnie bardzo wiele do zaoferowania, a nasza atrakcyjność będzie cały czas rosła. Wybrzeże, Półwysep Helski, Kaszuby to niewątpliwe atuty, które pozwalają nam rywalizować z każdym o serca ludzi.

Jak będzie wyglądała nasza metropolia za 10-20 lat?

Jeżeli pokonamy wszystkie bariery i stereotypy, które w nas tkwią, rzeczywiście możemy być średniej wielkości, atrakcyjną metropolią europejską, która ma swoją specyfikę i identyfikację na mapie Europy. Która będzie przyciągać inwestorów i ludzi z innych regionów. Która posiadać będzie silny ośrodek akademicki i gospodarczy z dobrze rozwiniętymi usługami, ale i dobrze funkcjonującym przemysłem petrochemicznych, stoczniowym i morskim. Mam nadzieję, że będziemy też ważnym ośrodkiem kulturalnym. I to zarówno w sferze kultury „klasycznej”, jak i „niestandardowej”.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Warszawie nie zależy

Z Janem Kozłowskim , Marszałkiem Województwa Pomorskiego, rozmawia Dawid Piwowarczyk .

Czy proces tworzenia metropolii pomorskiej nie utknął w martwym punkcie?

Pamiętam, jak jeszcze w czasach świętej pamięci prezydent Cegielskiej rozmawialiśmy o powołaniu aglomeracji. Zaczęliśmy wtedy rozmowę od kwestii delimitacji, ustalenia parytetów głosów, granic, głosowań, jednak szybko się pogubiliśmy. Zaczęły się spory o rolę poszczególnych samorządów. Wówczas wszystko się załamało i sprawa trafiła na przysłowiową półkę.

Teraz jest szansa, że ktoś ten projekt z owej półki ściągnie, odkurzy i wdroży?

Tym razem szansa na sukces jest zdecydowanie większa. Po pierwsze, zaczynamy nie od wielkich reform administracyjnych, lecz od załatwienia poszczególnych problemów i projektów. Dzięki ich realizacji powstanie metropolii pomorskiej stanie się po prostu faktem. Konkretnym problemem, który postanowiliśmy rozwiązać na początku, była kwestia komunikacji publicznej i sławetnego wspólnego biletu. Dosyć długo to trwało, ale udało się zrobić milowy krok. Trzynaście gmin podjęło uchwały o utworzeniu Metropolitalnego Związku Komunikacyjnego Zatoki Gdańskiej.

Projekt nie spotkał się jednak z zachwytem władz centralnych, które muszą dać na tego typu działanie zgodę…

Rzeczywiście. We wrześniu poprzez wojewodę wysłaliśmy statut Związku do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, a w listopadzie otrzymaliśmy oficjalne pismo, że Ministerstwo nie akceptuje statutu i żąda wprowadzenia do niego ośmiu poprawek.

Miesiące prac sztabu ludzi i efektem tego było powstanie statutu niezgodnego z prawem?

Trudno tak naprawdę oceniać, czy mamy tu do czynienia z rzeczywistymi uchybieniami prawnymi. Niektórzy sugerują nawet, że projekt nie został zaakceptowany umyślnie przed wyborami samorządowymi. Powodem miałyby tu być różnice polityczne między ekipą samorządowców Pomorza i partii rządzącej w Warszawie.

Skala zarzutów Ministerstwa nie jest porażająca?

Nie. Dla przykładu nakazano nam zmienić zdanie: „specjalne zadania Związku” na „szczególne obowiązki Związku”. Był „skarbnik” powinno być „główny księgowy”. Wydaje mi się, że były to rzeczy mogące być usunięte od ręki.

Na ile opóźni to projekt?

Poprawki muszą zaangażować organy uchwałodawcze wszystkich samorządów biorących udział w projekcie. Czekam tylko na ich ukonstytuowanie i zaraz wysyłam odpowiednie pismo. Liczę, że jeszcze w grudniu podjęte zostaną wszystkie niezbędne uchwały. Nie jest jednak tak, że nic się nie dzieje. Prace cały czas trwają. Jest na przykład siedziba na ul. Sobótki we Wrzeszczu. Po wyborach znacząco wzrosła szansa, że uda się doprowadzić do wspólnych ustaleń w zakresie ulg. Nad tym wszystkim kontrolę sprawuje mój pełnomocnik. Już niedługo dotrzemy do szczęśliwego końca.

A jak wygląda kwestia włączenia do projektu SKM jako elementu niezbędnego dla pełnego sukcesu?

Wystąpiłem do wszystkich zainteresowanych samorządów, by zastanowiły się nad zaangażowaniem finansowym i wykupieniem udziałów SKM. Jako samorząd mamy obecnie 12 %, ale ostatecznie powinniśmy uzyskać (wszystkie samorządy) ponad 50 %. Mamy bowiem pełną świadomość konieczności włączenia tego przewoźnika do naszego projektu komunikacyjnego.

Czy jest szansa na komunalizację SKM?

Największym problemem jest brak wizji na poziomie centralnym. Są coraz to nowe projekty, a to kompanie regionalne, a to komunalizacja, a to inwestor strategiczny. Dla mnie każde rozwiązanie, które łamie monopol PKP, jest dobre.

Na jakich jeszcze płaszczyznach widać, że projekt metropolii pomorskiej zaczyna nabierać konkretnych kształtów?

Kolejnym ważnym wydarzeniem były prace nad Regionalnym Programem Operacyjnym, który ustala zasady rozdziału środków unijnych w naszym regionie w latach 2007-2013. Powołałem 17 zespołów powiatowych, z których jeden był – po raz pierwszy – wspólny dla Gdańska, Gdyni i Sopotu. Razem musiały ustalić, jakie inwestycje będą podejmowane w „jądrze metropolii”. Nie rywalizacja, lecz współpraca.

Jaki docelowy kształt powinna mieć metropolia? Federacja, czy może konfederacja?

Trudno odpowiedzieć na to pytanie, bo nie ma nawet projektu ustawy. Obecnie wiem, jaki będzie zasięg terytorialny.

Metropolię moją widzę…

Jako „organizm” od Wejherowa, poprzez Trójmiasto, aż po Pruszcz Gdański. Ale obejmujący też Kosakowo, Żukowo, Kolbudy. Wiemy, że swój akces zgłasza też Tczew. Na razie jednak nasze projekty przygotowują grunt.

Kiedy możemy liczyć na formalne usankcjonowanie powstania metropolii?

Wszystko zależy od ustawy. Sądząc po obecnym zachowaniu władz centralnych, samorządy nie są priorytetem i na odpowiednie rozwiązania przyjdzie nam pewnie jeszcze trochę poczekać. Na razie metropolia istnieć będzie jako związek funkcjonalny, związek gmin.

A Pan Marszałek jaki model preferuje? Jeden orga¬nizm czy współpracujące miasta?

Zdecydowanie to drugie. Proces scalania musi następować powoli. Obecnie nie ma przyzwolenia, żeby powstał jeden podmiot. Ale te samodzielne gminy muszą przekazywać część kompetencji do metropolii.

Czy metropolia będzie rozwijała się dla dobra regionu czy wbrew interesom peryferii?

Nie może być tak, że metropolia rozwija się kosztem reszty województwa. Wprost przeciwnie, metropolia ma być tym czynnikiem, który ciągnie innych.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Jak dogadali się w Helsinkach?

Regiony zachodniej i centralnej Europy należą do najbardziej zurbanizowanych obszarów na świecie. Około 80% populacji żyje tam na terenach miejskich. Jednakże poszczególne miejscowości różnią się między sobą wielkością, strukturą i zapleczem ekonomicznym, tworząc szeroki wachlarz kategorii od małych miasteczek o charakterze rolnym do olbrzymich mega-metropolii. Ta charakterystyczna różnorodność stanowi zasadniczą cechę sieci miejskiej w Europie.Największe obszary miejskie nazywane są metropoliami, choć należy podkreślić, że nie ma jednej uniwersalnej definicji metropolii. Prawdziwe jest stwierdzenie, iż każdy rozległy i istotny z gospodarczego punktu widzenia obszar miejski określany jest mianem metropolii. Jej granice geograficzne nie pokrywają się zazwyczaj z obwodem administracyjnym gmin (miast), a raczej składają się z ośrodka centralnego (zwykle jednego, w niektórych przypadkach dwóch lub trzech) oraz pewnej liczby podmiejskich gmin dookoła owego ośrodka. Innymi słowy, metropolia to funkcjonalny obszar urbanistyczny, którego granice wyznaczają tak zwane „funkcje metropolitalne”, a nie kryteria geograficzne.

Metropolie europejskie stanowią również istotne ośrodki działalności ekonomicznej. Są one wręcz motorami wzrostu gospodarczego w Europie, dostarczając korzyści aglomeracyjnych biznesowi oraz przyciągając najbardziej atrakcyjne inwestycje (najdynamiczniejsze firmy) i najszybciej rozwijające się branże przemysłu.

Podstawowym warunkiem rozwoju metropolii jest sprawne nią zarządzanie. Kształtuje się nowy mechanizm wpływu władz publicznych, łączący podejście oddolne (bottom up) z podejściem odgórnym (top down). Problemy, którym trzeba stawić czoła, rozwiązywać należy na drodze negocjacji między licznymi podmiotami.

Obszary metropolitalne w Europie stoją przed szeregiem poważnych wyzwań. Należą do nich: globalizacja związana z procesem integracji światowych rynków i powodująca ich przyspieszone przemiany systemowe, wymóg rozwoju zrównoważonego, czyli zarządzania zasobami naturalnymi, spójność społeczna i terytorialna oraz dbałość o satysfakcję z życia mieszkańców. Trudno jest sprostać wszystkim tym zadaniom, dlatego tak ważna jest rozsądna władza.

Skomplikowana codzienność to dziś norma w większości metropolii na świecie. Zagrożeniom takim jak przeludnienie, kurcząca się przestrzeń i osamotnienie osób żyjących w miastach można przeciwdziałać. Pozytywny przykład przemyślanego rozwoju i zarządzania metropolią stanowią Helsinki.

Intensywny rozwój terenów okołomiejskich i piętrzące się problemy natury metropolitalnej tworzą impuls dla powstawania nowych, silnych koalicji na szczeblu lokalnym i regionalnym. Urzędnicy, korporacje, zrzeszenia charytatywne i stowarzyszenia na rzecz interesu ogólnego, reprezentanci mniejszości oraz najuboższych, stowarzyszenia na rzecz ochrony środowiska, przeciwnicy globalizacji, rolnicy, liderzy religijni i inni – wszyscy są akceleratorami rozwoju we współczesnych metropoliach. Koalicje przez nich tworzone sięgają ponad granice administracyjne miast – działają raczej w obszarach funkcjonalnych. Mogą być zawiązywane z różnych powodów. W niektórych przypadkach działają na rzecz zwalczania ubóstwa w starych przedmieściach, inne walczą o reformy systemu podatkowego dla redukcji zróżnicowań fiskalnych, jeszcze inne zabiegają o rozwój infrastruktury i przyciąganie inwestorów w starszych dzielnicach miast. Wszystkie te koalicje szukają nowych form współpracy w metropolii, zawierają formalne bądź nieformalne umowy dla rozwiązywania problemów leżących często poza granicami administracyjnymi gmin (na przykład spraw związanych z transportem, jakością środowiska naturalnego, zarządzaniem wodociągami, zarządzaniem siłą roboczą czy planowaniem rozwoju gospodarczego). Dlatego w zarządzaniu metropolią coraz większego znaczenia nabiera tak zwany policy mix .

Ważną rolę w spójnym rozwoju metropolii regionu Helsinki odgrywa Rada Metropolitalna Helsinek (Helsinki Metropolitan Area Council). Podstawowe zadania Rady dotyczą systemu planowania transportu, założeń odnośnie regionalnego transportu publicznego, zarządzania odpadami i zarządzania jakością środowiska naturalnego na rzecz czterech gmin członkowskich: Helsinki, Espoo, Kauniainen i Vantaa. Rada gromadzi też różnego rodzaju informacje o regionie, tworząc bazy danych oraz przeprowadzając studia i badania dotyczące wielu zagadnień związanych z regionem. Poza gminami członkowskimi Rada służy też pobliskim miejscowościom w ramach odrębnych kontraktów.

Sprawy będące w gestii Rady rozpatrywane są przez Zgromadzenie Regionalne (składające się z 22 członków) oraz Zarząd (liczący 14 członków). Helsinki wybierają 11 przedstawicieli, gminy Espoo i Vantaa (po pięciu każda), a Kauniainen – jednego przedstawiciela na każde spotkanie Zgromadzenia Regionalnego. To spotyka się przynajmniej dwa razy do roku. Narada dotycząca budżetu oraz strategii odbywa się jesienią, a sprawy dotyczące finansów omawiane są wiosną. Układ polityczny Zgromadzenia jest zgodny z wynikami ostatnich wyborów lokalnych.

Zarząd wybierany jest przez Zgromadzenie zgodnie ze strukturą polityczną obszaru metropolitalnego, która jest rezultatem ostatnich wyborów do władz lokalnych. Zarząd składa się z 7 członków z Helsinek, po trzech z Espoo i Vantaa oraz jednego z Kauniainen. Struktura Zarządu musi też być zgodna z wymaganiami dotyczącymi równouprawnienia kobiet i mężczyzn. Majorzy gmin członkowskich są jednocześnie członkami-ekspertami. Zgodnie z prawem Zgromadzenie podlega audytowi (Komitet ds. Audytu) w sferze administracji i finansów.

Dyrektor Generalny odpowiedzialny jest za zarządzanie operacjami Rady Metropolitalnej, które podzielone są na cztery niezależne sekcje wykonawcze: Transport, Zarządzanie Odpadami, Informacja Regionalna ds. Środowiska oraz Usługi Wspólne.

Misją Rady Metropolitalnej jest dostarczanie głównych usług dla mieszkańców Obszaru Metropolitalnego Helsinek w celu promocji przyjaznego, wysokiej jakości środowiska miejskiego. Wartościami Rady są użyteczność, przejrzystość i chęć współpracy, a także zrównoważony rozwój oraz dobre warunki pracy.

Zgodnie z pozytywnym trendem dotyczącym liczby odbiorców wyniki finansowe Rady Metropolitalnej były lepsze niż założenia budżetowe. Przychody wyniosły około 235,2 miliona euro, podczas gdy wydatki oszacowano na 216,6 miliona euro. Takie wyniki umożliwiły pokrycie deficytu budżetowego w transporcie, wynikającego z roku poprzedniego oraz zaplanowanie inwestycji w sferze zarządzania odpadami.

Rada Metropolitalna jest członkiem (lub współpracownikiem) następujących organizacji międzynarodowych:

  • EMTA – European Metropolitan Transport Authorities – skupia instytucje odpowiedzialne za transport publiczny w głównych miastach europejskich; promuje wymianę informacji oraz dobrych praktyk w dziedzinie organizacji, planowania i finansowania transportu publicznego.
  • UITP – The International Association of Public Transport – światowa sieć branży transportu publicznego; reprezentuje ponad 2700 miejskich, lokalnych, regionalnych i krajowych profesjonalistów zajmujących się mobilnością z ponad 90 krajów na wszystkich kontynentach. UITP obejmuje wszystkie środki transportu – metro, autobusy, tramwaje, trolejbusy, kolej regionalną i podmiejską oraz transport wodny. Aktualnie rozszerza swoją obecność na rynku o sektor taksówek.
  • METREX – Network of European Metropolitan Regions and Areas – sieć praktyków: polityków, urzędników i ich doradców związanych z planowaniem przestrzennym i rozwojem na poziomie metropolitalnym.
  • Metropolis – World Association of Major Metropolises – część sekcji metropolitalnej organizacji UCLG (United Cities & Local Government organization), która wyrosła z połączenia organizacji IULA (International Union of Local Authorities) oraz UTO (United Towns Organization). Misją jest promocja współpracy międzynarodowej i wymiany doświadczeń pomiędzy członkami, na przykład władzami lokalnymi i metropolitalnymi. Metropolis występuje na międzynarodowym forum, broniąc interesów miast zrzeszonych.
  • ICLEI – The International Council for Local Environmental Initiatives – to stowarzyszenie władz lokalnych (szczebla centralnego i regionalnego) na rzecz zrównoważonego rozwoju.
  • ISWA – The International Solid Waste Association – organizacja międzynarodowa, niezależna i non-profit, działająca na rzecz interesu publicznego w celu promocji i zrównoważonego rozwoju zarządzania odpadami na świecie. ISWA jest otwarta zarówno na podmioty indywidualne, jak i na organizacje ze środowiska naukowego, instytucje publiczne, firmy prywatne i państwowe, ze sfery doradztwa i przemysłu zainteresowane zarządzaniem gospodarką odpadami.
  • EUROCITIES – poprzez rozwój wiedzy i jej propagowanie wspiera swoich członków w staraniach o osiąganie wyższej jakości środowiska życia, pracy oraz zrównoważonego rozwoju. Organizacja współpracuje z instytucjami unijnymi oraz z rządami państw, aby zagwarantować pewną implementację na gruncie lokalnym prawa wspólnotowego i różnorodnych programów. Dzięki temu poprawia i rozwija otoczenie miejskie, a jednocześnie chroni środowisko w skali światowej.

W większości krajów europejskich około 30-40% wartości dodanej brutto tworzonej jest w regionach obejmujących stolice państw oraz w obszarach metropolitalnych. W przypadku Finlandii 34% wartości dodanej brutto wytwarza region Helsinek. Jednocześnie trzeba podkreślić, że prawie wszystkie obszary metropolitalne są bardziej produktywne niż państwa, w których się znajdują. Wartość dodana brutto per capita w Helsinkach jest około 50% wyższa niż średnia krajowa.

Struktura gospodarcza wpływa istotnie na potencjał gospodarczy miast. Przykładowo, w okresie 1995-2003 gwałtowny wzrost w Dublinie, Helsinkach i Sztokholmie wynikał z szybkiego rozwoju sektora technologii informatycznych i komunikacyjnych. W stolicach nowych państw członkowskich Unii Europejskiej, takich jak Warszawa, Budapeszt czy Praga, inwestycje zagraniczne, sektor budowlany oraz procesy restrukturyzacyjne miały największy wpływ na wzrost gospodarczy.

Metropolie państw nordyckich – Helsinek czy Sztokholmu – rozwijają się w bardzo szybkim tempie. Są to obszary nowoczesne i dynamiczne, nieodczuwające problemów natury strukturalnej. Ich gospodarki bardziej nastawione są na wschodzące rynki nowych państw członkowskich, Rosji, Dalekiego Wschodu oraz Ameryki, a mniej zależne od rynków i dużych gospodarek państw „starej Unii”.

Region metropolitalny Helsinek to jedyny obszar urbanistyczny w Finlandii, gdzie liczba ludności przekracza jeden milion. Ponadto, ze względu na jego wielkość i znaczenie gospodarcze jest to jedyny obszar w kraju o charakterze metropolii. Populacja regionu Helsinek przekracza łączną liczbę mieszkańców sześciu kolejnych pod względem wielkości obszarów miejskich Finlandii. Dla kontrastu, w skali europejskiej region Helsinek jest metropolią o jedynie średniej, a nawet małej wielkości.

Badanie przeprowadzone przez konsorcjum ERECO (European Economic Research Consortium) na 45 obszarach urbanistycznych w 27 krajach europejskich plasuje Helsinki na 32. pozycji (1,2 miliona mieszkańców w 2003 roku) pod względem populacji zamieszkującej region. Pierwsze miejsce zajął Paryż, drugie Londyn, a trzecie Madryt. W pierwszej dziesiątce, na pozycji 9. znalazła się Warszawa. Populacja Helsinek stanowi około jedną dziewiątą populacji Paryża. Z punktu widzenia europejskiej sieci urbanistycznej liczona populacją wielkość najpotężniejszych miast Europy daje ciekawy obraz. Są dwie mega-metropolie (Paryż i Londyn) w istotny sposób wybijające się pod względem wielkości i tworzące klasę same dla siebie. Nawet następne w rankingu stanowią rangę o wiele niższą. Wiele miast ma podobną wielkość i stanowią one najliczniejszą grupę. Wskazuje to na istotną cechę sieci miejskiej – Europa nadal składa się w głównej mierze z miast o zasięgu raczej krajowym (bądź niższym) niż globalnym.

Drugim kryterium porównawczym wielkości obszarów urbanistycznych jest wielkość produkcji, mierzona wartością dodaną brutto w 2003 roku. Paryż jest bezwarunkowym liderem w tym rankingu, a jego odległość od reszty metropolii jest o wiele większa niż w poprzednich kategoriach. Helsinki uplasowały się na pozycji 21., a Warszawa na 36. Wartość produkcji w Helsinkach stanowi około jedną dziewiątą wartości produkcji Paryża, natomiast porównywalna jest z wartością produkcji w Lyonie, Birmingham, Atenach i Marsylii. Pozycje metropolii nowych państw członkowskich są w tym rankingu istotnie niższe niż w klasyfikacji wielkości populacji.

Kolejnym ważnym miernikiem jest udział sektora usług (rynkowych i nierynkowych) w zatrudnieniu w wybranych metropoliach w 2004 roku (wszystkie stolice Europy oraz kolejne po nich największe miasta w największych krajach). Dominacja sektora usługowego jest najwyższa w Amsterdamie, potem w Londynie, Brukseli, Sztokholmie, Rzymie i w Paryżu. We wszystkich tych miastach udział sektora usługowego w zatrudnieniu zawiera się w przedziale 85-90%. Helsinki także należą do grupy miast zorientowanych na usługi, mimo iż ich udział w zatrudnieniu jest nieco niższy i wynosi 81%.

Usługi nierynkowe – zdominowane przez administrację publiczną i usługi użyteczności publicznej – zatrudniają najwięcej, bo ponad 37% siły roboczej w Rzymie, Berlinie i w Kopenhadze. Oczywiście stolice, ze względu na swój charakter i koncentrację funkcji rządowych i okołorządowych, mają większy udział w zatrudnieniu w administracji publicznej niż inne wielkie miasta. Dotyczy to szczególnie struktury gospodarczej takich miast, jak Rzym czy Berlin. W Helsinkach i innych stolicach państw nordyckich gminy odpowiadają za edukację, usługi związane z ochroną zdrowia i opieką społeczną, zatem cechują się większą koncentracją pracowników sektora publicznego na szczeblu gminnym niż na szczeblu krajowym. Administracja publiczna szczebla krajowego nie jest zatem tak silnie reprezentowana, jak w większych krajach Unii Europejskiej. Wraz z usługami publicznymi stanowią w Helsinkach udział w zatrudnieniu zbliżony do średniej ze wszystkich metropolii ujętych w badaniu.

Wysoki udział sektora prywatnego w zatrudnieniu to wspólna cecha wszystkich metropolii. Średnio połowa siły roboczej zatrudnionej w europejskich metropoliach pracuje w sektorze prywatnym. Najwyższa koncentracja pracy w sektorze usług prywatnych występuje w Londynie i Brukseli (ponad 65%). W Helsinkach udział ten wynosi 53%. W większości stolic Europy Środkowej i Wschodniej sektor usług prywatnych jest nadal mniejszy niż średnia dla wszystkich metropolii.

W sektorze usług prywatnych około 32% miejsc pracy tworzy handel hurtowy i detaliczny, natomiast nieznacznie większy udział mają tak zwane inne usługi rynkowe – konsulting, marketing, zarządzanie nieruchomościami czy wynajem. Pozostała część usług prywatnych to hotele i restauracje, transport i komunikacja oraz usługi finansowe. W porównaniu z innymi metropoliami Europy struktura usługowa Helsinek jest całkiem podobna. Warto jednakże odnotować, iż udział miejsc pracy w transporcie i komunikacji w ogólnej liczbie miejsc pracy jest istotnie wyższy w Helsinkach niż średnio w innych metropoliach. Dzieje się tak dlatego, że Helsinki specjalizują się w branżach przemysłu związanych z logistyką i są węzłem transportowym i komunikacyjnym dla całej Finlandii. Udział handlu hurtowego i detalicznego także przewyższa średnią dla wszystkich badanych metropolii, natomiast udziały w hotelach, restauracjach i usługach finansowych są niższe od średniej.

Uprzemysłowienie, jakie nastąpiło w XIX i XX w., spowodowało masywny rozwój gospodarczy prawie wszystkich miast, dziś określanych mianem metropolii w Europie. Rozwój sektora usług przewyższył aktualnie rozwój działalności przemysłowej w wielu dużych miastach europejskich. W większości metropolii działalność przemysłowa zatrudnia niższy odsetek siły roboczej. Działalność produkcyjna i budownictwo zatrudniają średnio 20%. W Helsinkach ten odsetek wynosi 19%. Jednak w wielu metropoliach przemysł nadal stanowi istotną bazę w gospodarce – daje pracę dla ponad jednej trzeciej siły roboczej w Barcelonie (1. miejsce) i tylko nieznacznie mniej w Mediolanie, Stutgarcie i Turynie. W miastach tych znaleźć można jeden lub kilka klastrów – w Mediolanie i Barcelonie klaster tekstylny i przemysł maszynowy, w Stutgarcie i Turynie – klaster samochodowy i branż pokrewnych. W szybko rozwijających się metropoliach Europy Wschodniej i Południowej, na przykład w Budapeszcie, Pradze, Madrycie i Atenach, budownictwo tworzy bardzo silny klaster. W rankingu metropolii pod względem udziału w zatrudnieniu w przemyśle Warszawa znalazła się na 6. miejscu spośród 45 badanych metropolii (istotnie powyżej średniej dla badanych miast). Ciekawe jest spostrzeżenie, że liczne miasta o charakterze przemysłowym rozwijają się bardzo dynamicznie i są niezwykle mocne pod względem bazy gospodarczej.

Jeśli chodzi o produktywność, istnieje wiele przyczyn jej wysokiego poziomu w metropoliach. Przede wszystkim przemysły kapitałochłonne i wysoko wyspecjalizowane usługi są skoncentrowane właśnie w dużych miastach ze względu na optymalne warunki dla funkcjonowania. Duże korzyści skali oraz konkurencja, a także dostępność wysoko kwalifikowanej siły roboczej obok wydajnego transportu i sieci komunikacyjnych stanowią silne strony metropolii. Ponadto, działalność przemysłowa I sektora, cechującego się niską produktywnością, jest nieobecna w metropoliach.

Dwie najbardziej znaczące pod względem ekonomicznym metropolie to Paryż i Londyn (łącznie tworzące około 7% całkowitej wartości dodanej brutto w Unii Europejskiej). Najwyższą wartością dodaną brutto na mieszkańca w 2003 roku cechował się Zurych, a dalej Hamburg, Wiedeń i Bruksela. Na 5. pozycji uplasowały się Helsinki. Warszawa znalazła się na ostatnim miejscu.

Wzrost metropolii europejskich w latach 1995-2003 obrazują trzy zmienne: populacja (zmiany mierzone migracją netto oraz przyrostem naturalnym), zatrudnienie oraz produkcja. Pod względem wzrostu populacji w badanym okresie najszybciej rozwijał się Madryt oraz Helsinki, a najwolniej – Budapeszt i Praga. Pod względem wzrostu zatrudnienia przoduje Dublin i Helsinki, a dalej Madryt i Amsterdam. Najsłabiej w badanym okresie rosło zatrudnienie w Wiedniu, Hamburgu i w Warszawie, natomiast zaskakuje fakt, iż zatrudnienie spadło w Berlinie.

Pod względem wzrostu produkcji (mierzonego stopą wzrostu wartości dodanej brutto) w badanym okresie 1995-2003 najszybciej rozwijał się Dublin, Warszawa oraz Helsinki, a najwolniej Berlin, Mediolan i Rzym.

Zakończenie

W zarządzaniu miastem znaczenia nabierają ich menedżerowie. Stare prawdy mówiące, że wzrost gospodarczy to sprawa wyłącznie rządów na szczeblu krajowym, stają się przeszłością. Jest to szczególnie widoczne w zwalczaniu ubóstwa w krajach rozwijających się. Niektóre miasta wykonały o wiele więcej niż inne w rozwinięciu popytu na pracowników, zwiększeniu przychodów i redukowaniu ubóstwa. Jednakże większość menedżerów miast tradycyjnie niewiele wie o gospodarce materii, którą zarządzają, o jej silnych i słabych stronach. Słuszne jest powiedzenie, że wiele osób zna swój własny „kawałek” czy „róg”, ale nikt nie zna całego obrazu. W rezultacie „polityka gospodarcza” miasta zredukowana jest tylko do przyciągania inwestorów z zewnątrz przy pomocy różnego rodzaju zachęt, takich jak: ulgi podatkowe czy darmowe tereny pod inwestycje w parkach przemysłowych. Nie przywiązuje się jednak istotnej wagi do analizy mogącej wskazać, czy koszty takich „zachęt” nie są przypadkiem większe od korzyści.

Recesje gospodarcze w latach 1973-1974 i 1979-1981, które uwieńczyły 25-letni okres powojennego gospodarczego „prosperity” na świecie, uświadomiły, że taki chaotyczny rozwój miast nie przynosi dobrych rezultatów. W dużych miejscowościach Europy i Ameryki Północnej tradycyjnemu planowaniu rozwoju przestrzennego i zarządzaniu terenami miejskimi towarzyszył wysoki i rosnący poziom bezrobocia (szczególnie wśród ludzi młodych) oraz dewastacja śródmiejskich terenów i obszarów przemysłowych. Specjaliści od planowania byli zatem zobligowani do skierowania swoich wysiłków na regenerację, rewitalizację miast i ich gospodarek, często nasiloną nowymi lub zwiększonymi kompetencjami władz lokalnych. Wcześniejsze plany działań zastąpione zostały scenariuszami rozwoju opartymi na kompromisie. Jednakże rozwój nowych trendów nastąpił dopiero w późnych latach 90. Wówczas zapoczątkowano rozwój konsultacji miejskich jako mechanizmu reorientacji oraz reform władz lokalnych w krajach rozwijających się. Ponadto w 1997 roku nowa strategia Banku Światowego zakładała, że miasta powinny rozwinąć swoje Strategie Rozwoju (Strategie Rozwoju Miasta) w pierwszej kolejności dla opracowania założeń odnośnie walki z ubóstwem, rozwoju gospodarczego, środowiska, zarządzania miastem i finansów.

Decentralizacja zmusza władze lokalne, biznes i inne podmioty do współpracy dla plasowania miasta w gospodarce globalnej i określenia, co może poprawić dobrobyt. Dzięki dialogowi ludzie potrafią dokładnie określić swoje potrzeby i wyznaczyć właściwe cele. Rosnąca świadomość i przemyślane zarządzanie władz miejskich stanowią istotny element w podnoszeniu konkurencyjności, a jednocześnie w zwalczaniu ubóstwa i innych „dolegliwości” obszarów miejskich.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Mobilny – niezróżnicowany

Procesy metropolizacji prowadzą zazwyczaj do silnej segmentacji rynku pracy: podziału na wysoko wykwalifikowanych i dobrze zarabiających specjalistów oraz słabo opłacanych, zagrożonych bezrobociem pracowników niewykwalifikowanych. Ze swej natury metropolie opierają się głównie na usługach, generowaniu i transferze informacji, rzadziej zaś na produkcji. Stają się ośrodkiem wysyłającym sygnały do rozproszonych po okolicach centrów produkcyjnych, zapewniają lokalizację dla banków, kancelarii prawnych, firm konsultingowych, marketingowych i reklamowych. Wokół nich skupiają się także media, luksusowe obiekty gastronomiczne i hotelarskie o międzynarodowej klienteli.Osoby wysoko wykwalifikowane i dobrze zarabiający specjaliści tworzą w metropolii nową klasę społeczną – klasę metropolitalną – działającą na skalę międzynarodową w obustronnej sieci wielopłaszczyznowej współpracy metropolii. Aglomeracje tak funkcjonujące mają w dalszej perspektywie silniejszy związek ze sobą niż z resztą kraju. Otoczenie metropolii doświadcza nadzwyczaj szybkiego procesu peryferyzacji, utrzymując wizytówkę obszaru o nisko wykwalifikowanej sile roboczej lub terenów rekreacyjnych dla bogatych mieszkańców wielkiego miasta. Krótko mówiąc, proces metropolizacji z zasady pogłębia problem zróżnicowania społecznego w regionach. Czy zatem korzystne okazałoby się dla Trójmiasta przyjęcie takiej formy funkcjonowania? A może rozwój polegający na utworzeniu z Gdańska, Gdyni, Sopotu oraz gmin przyległych metropolii będzie nieunikniony na drodze do umacniania sytuacji gospodarczej, politycznej i edukacyjnej Trójmiasta oraz województwa pomorskiego. Powstałe tam inwestycje będą promieniować również na regiony peryferyjne, początkowo poprzez rynek pracy, a w dalszej kolejności poprzez rozszerzanie lokalizacji inwestycji.

Metropolie rozwijają się zdecydowanie szybciej niż regiony, w których się znajdują. Po metropolii stołecznej, która w każdym prawie kraju rozkwita naturalnie, wyodrębniają się Wrocław, Poznań, Kraków oraz Trójmiasto. To ostatnie cierpi na niedobór potencjału badawczego, a jego lokalizacja nie jest zbyt korzystna. Trudno jest też podtrzymać spójną politykę rozwoju ze względu na przedstawicielstwa władz trzech odrębnych miast, które mimo odwiecznie promowanej w tym regionie idei współpracy, wolą konkurować niż tworzyć coś wspólnie. Powstaje więc kwestia utworzenia „Trójmiejskiego Obszaru Metropolitalnego”. Warto jednak zauważyć, że twór taki powinien powstawać przede wszystkim w oparciu o tak zwany obszar integracji społecznej. W obliczu metropolizacji dotykamy bardzo ważnej kwestii zagrożenia niektórych gmin marginalizacją, a w dalszej konsekwencji – wykluczeniem społecznym. Odpowiedzią na umocnienie w ramach metropolii obszaru społecznego jest nasilająca się wraz z tymi procesami mobilność przestrzenna. Dojeżdżający pracownicy metropolii (tak zwani commuters), którzy przedtem nie byli w stanie pokonać trzech kilometrów dzielących ich od miejsca pracy, zaczynają pokonywać dystans przynajmniej 10 kilometrów, a bywa, że nawet i 60. Migracje za pracą i przyciąganie pracowników na stały lub czasowy pobyt w metropolii może być w przyszłości zastąpione codziennymi dojazdami do pracy. W przypadku Trójmiasta proces ten nie jest jeszcze zauważalny, choć szczególne znaczenie miałoby tu włączenie w obszar metropolitalny nie tylko obszarów najbliższych – Wejherowa i Pruszcza Gdańskiego – ale też dalszych, takich jak Tczew. Tego rodzaju obszar, choć nie zawsze jednolity, charakteryzuje się dość wysoką integracją. Tutaj natomiast mamy do czynienia raczej z miejskim regionem funkcjonalnym, czyli obszarem funkcjonalnie związanym z miastem.

Jeśli chodzi o przepływy ludności i tak zwane powiązania społeczne metropolii, można tu mówić albo o migracjach wahadłowych (związanych z dojazdem do pracy lub zakupami towarów i usług), albo migracjach trwałych (związanych z trwałym przemieszczaniem). Dojazdy do pracy ujęte w pierwszym typie migracji mają zwykle charakter przekraczania gmin o częstotliwości dobowej lub tygodniowej. Ta druga oznacza czasowe zamieszkanie w metropolii i powrót do miejsca pochodzenia (domu rodzinnego) średnio raz w tygodniu. Zjawisko to jest niejako wstępem do migracji trwałej. Trudno mierzalne i znacznie bardziej nieregularne są dojazdy do miasta w celu skorzystania z usług, nabycia dóbr, załatwienia spraw administracyjnych czy skorzystania z pomocy medycznej. Metropolia trójmiejska liczy około jednego miliona ludności, z czego w samym obszarze miejskim zamieszkuje aż 70%. Rynek pracy pokrywa się w 90% z granicami metropolii. Oznacza to, że skala przyciągania trójmiejskiej metropolii jest raczej słaba w porównaniu do Warszawy, do której gotowi są dojeżdżać zarówno pracownicy niewykwalifikowani, jak i piastujący stanowiska kierownicze. Może być to związane z małą różnicą w kosztach utrzymania, wysokimi opłatami ponoszonymi z tytułu dojazdów lub z relatywnie małą różnicą w poziomie płac. PKB per capita jest w trójmiejskim obszarze metropolitalnym o ponad 30% większy niż średnia krajowa. Do codziennych dojazdów do pracy (większych niż 60 kilometrów) przyznają się jedynie niektóre gminy zlokalizowane w południowej części województwa, natomiast w gminach położonych jeszcze dalej, trudno nawet mówić o jakichkolwiek tygodniowych ruchach ludności. Oznacza to, że albo decydują się pracować za niższą pensję w obrębie gminy, albo przeprowadzają się na stałe do Trójmiasta. Jak łatwo się domyślić, jednymi z najsilniejszych są przyciągania do gmin nadmorskich oraz Pojezierza Kaszubskiego w celach turystyczno-rekreacyjnych. Istnienie metropolii miałoby tutaj niewątpliwe pozytywny oddźwięk, choć na pewno wpłynęłoby na poziom cen i ogólny wzrost kosztów pobytu w rosnącej jakości usług hotelarsko-gastronomicznych. Emigracja trwała lub czasowa do Trójmiasta spowodowana jest głównie sprawami rodzinnymi i warunkami mieszkaniowymi, dopiero potem pracą i edukacją. Wśród pracowników napływających z sąsiednich gmin duża część charakteryzuje się działalnością rolną lub pracą najemną, podczas gdy osoby opuszczające Trójmiasto pracują raczej na własny rachunek. Wśród ludności napływowej średnio jedna trzecia to studenci, natomiast mobilność odpływowa nasilona jest bardziej wśród osób z niższym wykształceniem.

Powiązania społeczne umacniającej się metropolii trójmiejskiej z dalej położonymi gminami województwa wskazują na słabą (jak do tej pory) atrakcyjność gospodarczą, niedostatecznie rozwinięty rynek pracy i niższy (niż oczekiwany) poziom ośrodków akademickich. Przyszły jej rozrost prowadzić będzie do większej elastyczności transportowej mieszkańców gmin regionu wobec odległości od centrum. Pozostaje jednak bariera w postaci czasu dojazdu do pracy, która rozwiązana może być jedynie poprzez poprawę infrastruktury komunikacyjnej, co wiąże się z drogimi inwestycjami. Koszty pokrywane przez metropolię w miejsce tych, ponoszonych przez poszczególne miasta, będą jednak relatywnie mniejsze. Jest to zatem kolejny czynnik przemawiający za ujednoliceniem budżetów Trójmiasta i bardziej perspektywicznym spojrzeniem na jego rozwój. W sytuacji, kiedy województwo pomorskie postrzegane jest zarówno przez inwestorów, jak i migrujący kapitał ludzki jako region peryferyjny, powstanie i rozrost metropolii mogłyby znacznie przyczynić się do umocnienia jego sytuacji gospodarczej i społecznej, za czym idzie również redukcja bezrobocia.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Jako mieszkaniec metropolii mogę więcej

Od urodzenia mieszkam w Trójmieście, a perspektywa życia, nauki i pracy w wielkomiejskim klimacie zawsze mnie pociągała i fascynowała. Nie wyobrażam sobie siebie mieszkającego na prowincji, w małym miasteczku czy na wsi. Ma to pewnie swoje zalety, lecz w konfrontacji z perspektywą rozwoju i poziomu życia, jaką oferuje duże miasto, wypada mało atrakcyjnie dla człowieka takiego jak ja. Trójmiasto i gminy do niego przyległe już teraz tworzą imponującą, spójną wewnętrznie aglomerację. Dzięki temu coraz częściej słyszymy o powstaniu metropolii, łączącej wszystkie te regiony w jeden olbrzymi kompleks, który na mapie Polski i Europy zaczyna wyglądać coraz bardziej imponująco.Nasza metropolia połączona jest z resztą kraju i Europy. Mamy lotnisko, porty, połączenia kolejowe i autostradę w budowie. Region nasz jest miejscem krzyżowania się i łączenia ważnych szlaków handlowych, punktem tranzytowym i przeładunkowym. To wszystko powoduje rozwój gospodarczy, który jest najbardziej widocznym aspektem rozwoju metropolii. Dzięki współpracy miasta i gminy z regionu efektywniej wspierają wszelkiego rodzaju inwestycje komunikacyjne. Dla mnie jako mieszkańca tegoż regionu ważna jest nie tylko komunikacja z resztą świata, ale i w obrębie naszego „megamiasta”. Jeżeli mam załatwić coś w Gdańsku czy Rumi, nie traktuje tego jako wyjazdu do innego miasta. Jest to dla mnie podróż po jednym organizmie miejskim, niejako do innej jego dzielnicy. Szybka Kolej Miejska zapewnia taki transport. Gdy spojrzymy na krajobraz przelatujący za szybą, widzimy jedno wielkie miasto. Mimo wszystko napotykam problemy, które sprawiają, że przechodzenie z miasta do miasta nie jest ani proste, ani przyjemne. Wszędzie inne bilety, taryfy i mało połączeń gwarantujących przemieszczanie się pomiędzy granicami miast. Dużo się ostatnio mówi o powstaniu wspólnego biletu na wszystkie środki komunikacji miejskiej. To doskonały pomysł, który nie tylko usprawni samo przemieszczanie się, ale i da mieszkańcom trójmiasta i okolic poczucie, że są obywatelami jednego regionu, metropolii.

Bardzo podobała mi się inicjatywa zorganizowania wspólnego święta trójmiejskich studentów, czyli juwenaliów. Pokazały one, jak należy współpracować w naszej metropolii, a nie prowadzić zabójczą konkurencję. Mogłem wziąć udział w wielu imprezach i mieć poczucie, że bawią się ze mną studenci z całego Trójmiasta, a nie tylko pojedynczej miejscowości czy uczelni. Pozwoliło to organizatorom zebrać większe środki i zaoferować imprezę na wysokim poziomie z perspektywą powtórki w następnych latach. Przykład ten pokazuje nie tylko kierunek rozwoju, jakim jest współpraca między miastami przy organizacji takich wydarzeń, ale pozwala utożsamiać się ludziom z całym Trójmiastem. Dla mnie i moich znajomych nie jest problemem spędzenie wieczoru w którymkolwiek mieście. Dzieje się tak dlatego, że w zasadzie z miasta nie wyjeżdżam. Zanik owych widocznych granic, wspólne inicjatywy i komunikacja sprawiają, że to, co ludziom w innych miejscach Polski wydaje się niemożliwe, tutaj nie budzi większego zdziwienia. Mogę mieszkać w Gdyni, studiować w Gdańsku, a pracować w Sopocie. Pomimo że każdy z nas ma oczywiście swoją małą ojczyznę, swoje ukochane miasto, identyfikujemy się z całym regionem, interesujemy się jego sprawami i dopingujemy przy wszystkich obiecujących, dotyczących nas inicjatywach.

Jako mieszkaniec metropolii mogę więcej. Mam większy wybór studiów, kierunków rozwoju kariery, mogę oddawać się swoim pasjom i zainteresowaniom oraz kreatywnie spędzać wolny czasu. Gdy mam ochotę spędzić dzień w historycznej zabudowie Gdańska, pobawić się w sopockich klubach bądź poleżeć na gdyńskiej plaży, po prostu tam jadę. Podczas szukania pracy, rozwijania swoich zainteresowań wiem, że znajduję się w silnym i dużym skupisku miejskim, gdzie szanse na sukces są większe niż gdziekolwiek. Jak nie w jednym miejscu, to gdzie indziej, jeśli nie w tym mieście, to w drugim – wszystko w obrębie mojej metropolii. Zawsze mówiono, że duży może więcej. Jest w tym dużo prawdy. Łatwiej o fundusze z Unii Europejskiej, pozyskiwanie inwestorów, prezentowanie i przeforsowywanie swoich racji. Dla potencjalnych inwestorów na pewno ciekawszy jest duży i silny partner, z wizją, którą konsekwentnie realizuje. Mam wrażenie, że metropolia pomorska mogłaby takim miejscem być.

Czy w takim razie metropolia oznacza koniec naszych miast? Nic z tych rzeczy. Sformalizujmy naszą współpracę tam, gdzie się zgadzamy, gdzie korzyści odniosą wszyscy, a przy tym zachowają swoją odrębność. Nie ma co bić na alarm, że nie można łączyć miast o innym charakterze, historii i znaczeniu, bo my ich nie wrzucamy do jednego worka, tylko nawiązujemy współpracę w dziedzinach, w których taką potrzebę widzimy. Dzięki temu każdy będzie mógł powiedzieć, że jedzie na wakacje do przepięknego kurortu – Sopotu, mieszka w malowniczej okolicy Gdańska, gdzie historię spotykamy na każdym kroku czy zakłada firmę w młodej, przedsiębiorczej Gdyni. Przez inicjatywę stworzenia metropolii pokażemy, że nasz region to ludzie innowacyjni, bez kompleksów, uprzedzeń, potrafiący współpracować i ułatwiać sobie życie w wielu dziedzinach. Stanie się to magnesem dla całego kraju, Europy i świata, a przy tym każde miasto zachowa, swój charakter, klimat, markę, osobowość i niepowtarzalność. Działanie w ramach metropolii to nie przypisywanie sobie sukcesów innych, tylko codzienne małe i duże działania, które docenią zwykli mieszkańcy. To inicjatywy i projekty, które nie będą identyfikowane z jednym miastem czy osobą, ale z całym regionem, które z czasem wydadzą się nam oczywiste i normalne, jak wspólny bilet, wspólny plan rozwoju gospodarczego, wspólne szkolenia, seminaria i spotkania.

Metropolia jest administracyjną, ekonomiczną i kulturalną stolicą regionu. Aktualnie takim miastem jest Gdańsk. W ramach wielkiego zjednoczenia można by ujednolicić i uprościć wiele procedur administracyjnych. Wspólne urzędy, zintegrowany system ochrony zdrowia, zarządzania kryzysowego, instytucje pomocowe działające w ramach tych samych zasad i standardów. Ściślejsza współpraca policji i straży miejskiej, nie tylko na zasadzie inicjatyw, ale i sformalizowanych umów, przyniosłaby niewątpliwie duży efekt. Wiadomo, że nie należy odbierać Gdańskowi funkcji miasta wojewódzkiego, ale część urzędów i instytucji z powodzeniem mogłaby mieć siedziby w innych punktach metropolii. Dzięki temu dostęp do nich byłby łatwiejszy, a czas poświęcony na załatwienie jakiejś sprawy skróciłby się. Można by stworzyć organizacje i instytucje pomagające w załatwianiu spraw prawnych na terenie całej metropolii. Czy nie byłoby wygodnie pójść do urzędu miasta w Rumi i zarejestrować samochód w Gdańsku, bo tam mieszkamy, a akurat jesteśmy w okolicy i mamy czas? Na pewno jednym z ciekawszych pomysłów jest stworzenie e-miasta, czy e-metropolii. Miejsca, gdzie Internet byłby powszechny. Na przykład na terenie naszej metropolii istniałby bezprzewodowy dostęp do sieci. Byłby to z pewnością projekt przynoszący ogromne zyski. Stworzyłby on podstawy dla informatyzacji urzędów, ułatwił komunikację skoordynowanych i wspólnych działań takich instytucji, jak policja czy służba zdrowia. Poza tym, byłby to czynnik przyciągający ludzi świata biznesu i nie tylko. Nasza metropolia mogłaby w pełni zaistnieć w Internecie. Dobrze wiemy, że szybka informacja jest niezbędna przy promocji i rozwoju. Realizacja wielu pomysłów, szczególnie tych bardziej odważnych, jest na razie niemożliwa ze względu na przepisy prawne i bariery administracyjne. Są jednakże zaczątkiem dyskusji, która w przyszłości przynieść może widoczne efekty. Misją metropolii jest też usprawnianie i ujednolicanie działalności wszystkich miast członkowskich. Chciałbym tu zawrzeć wyraźną aluzję do Unii Europejskiej. Metropolia to dla mnie związek miast, powstały w celu przyspieszenia rozwoju, a nie zaniku odrębności i suwerenności.

Zjednoczenie w ramach wielkiej aglomeracji to nie tylko inwestycje, gospodarka, przedsięwzięcia czy plany. To przede wszystkim ludzie – oni tworzą i kształtują miasto, region, oni zadecydują, czy chcą współpracować w ramach metropolii. Młodzież studiująca na trójmiejskich uczelniach, przyjeżdżająca niejednokrotnie z różnych regionów Polski, po latach spędzonych na Pomorzu nie wyobraża sobie często innego miejsca do życia i pracy. To chyba pozytywne zjawisko. Uważam, że powstanie i rozwój metropolii powinien być skierowany głównie do młodych, chcących się kształcić ludzi, którzy korzystają z oferty edukacyjnej naszego regionu. Mamy uczelnie morskie, wojskowe, politechnikę i uniwersytet, akademie medyczną i sztuk pięknych – to bogata i ciekawa oferta zapewniająca szeroki wachlarz kierunków. To właśnie ludzie – specjaliści i eksperci – są naszym największym bogactwem. Ich doświadczenie i potencjał pozwala nam realnie myśleć o stworzeniu metropolii.

Choć jestem zwolennikiem i entuzjastą powstania wielkiej, wspólnej aglomeracji, zdaję sobie sprawę, że są pewne obawy, a może nawet mankamenty tego odważnego planu. Pomimo iż idea znana jest od dłuższego czasu, nie sposób nie odnieść wrażenia, że w wielu dziedzinach uprzedzenia i własny interes biorą górę. Cieszymy się, gdy uda się nam, a sąsiadom nie. Walka o gazoport jest tylko jednym z przykładów starego porzekadła: gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Konkurencja tak, ale dobrze rozumiana i zdrowa, taka z której moglibyśmy czasami zrezygnować dla osiągnięcia lepszych, wspólnych wyników. Mieszkańcy miast, powiedzmy to sobie szczerze, nie darzą się nawzajem miłością. Wolą działać i współpracować w obrębie swojego miasta. Nie jest to regułą, ale często ma miejsce. Czasami nieufni, czasami zniechęceni przez złą prasę, nie potrafimy myśleć na tyle globalnie, aby dostrzec naszych sąsiadów. Chyba, że mowa o zyskach ekonomicznych. Wtedy doceniamy szeroki rynek, jaki oferuje metropolia.

Niebagatelną rolę w rozwoju metropolii odegrają nasze regionalne media. To one będą zachęcać do współpracy, przedstawiać wspólnie zrealizowane projekty i sukcesy. Będą także ostrzegać i ukazywać błędy oraz zagrożenia płynące z istnienia i rozwoju pomorskiej metropolii.

Powstaje pytanie, jak funkcjonować będzie jednostka na tle tak ogromnego tworu, jakim jest metropolia? Czy przypadkiem nie zostaniemy przytłoczeni, nie staniemy się anonimowymi uczestnikami tego skomplikowanego organizmu? Czy metropolia nas nie przerośnie? Myślę, że nie. Mieszkańcy Trójmiasta i okolic już pokazali, że są zaradni i odważni, nie boja się wyzwań i mogą konkurować z każdym. Jeżeli zapewnimy opiekę, pomoc i perspektywę rozwoju słabszym, gorzej usytuowanym, więcej ludzi odniesie tu swój osobisty sukces.

Jak rozwój metropolii wpłynie na resztę regionu? To poważne pytanie. Od podejścia władz wojewódzkich oraz współpracy innych miast regionu, gmin i powiatów z metropolią zależy, czy będzie ona siłą napędowa regionu, czy spowoduje dwubiegunowość naszego „megamiasta”. Metropolia ma być wzorcem i rozpoznawalną marką regionu, ale dzięki jej sile można wypromować wiele mniejszych regionalnych inicjatyw. Wszystko zależy od współpracy i profesjonalnego podejścia władz samorządowych. Jedno jest pewne, nie możemy pozwolić, aby metropolia była ziemią obiecaną dla ludzi z zewnątrz, swego rodzaju mekką, gdzie odbywać się będą pielgrzymki „za chlebem”. Powinna być integralną częścią regionu, gdzie każdy odnajdzie satysfakcję na wszystkich poziomach działalności. To musi być zagwarantowane.

Dyskusja nad powstaniem metropolii ciągle się toczy. Czasami mówi się o tym więcej, czasami mniej. Być może sam fakt jej powstania jest już przesądzony? Może zaczyna już funkcjonować? Naszym problemem zaś jest tylko nazwanie tej rzeczywistości, którą podświadomie stworzyliśmy. Myślę, że jest w tym dużo prawdy. Region Trójmiasta i przyległych gmin ciągle się rozwija. Trzeba stworzyć warunki, żeby rozwój ten był jeszcze efektywniejszy i co ważne – kontrolowany (w pozytywnym znaczeniu tego słowa). Tylko poprzez dialog osiągniemy kompromis i wypracujemy najlepszą formułę metropolii dla Pomorza, Trójmiasta, naszych miast, dla nas – mieszkańców. Zatem do dzieła!

Skip to content