Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Metropolie akceleratorami rozwoju regionu

Metropolie z pewnością nie są odkryciem naszych czasów. Po łacinie to miasto-państwo, które założyło kolonie. Metropolią był Rzym już za czasów Nerona, Londyn za Henryka VIII czy Paryż Bourbonów. Cóż więc się stało, że nastąpił tak znaczny renesans tego słowa określającego duże miasto lub zespół miast o wyjątkowym znaczeniu. Owa wyjątkowość w obecnej cywilizacyjnej fazie globalizacji oznacza koncentrację ludności. W 1900 r. na świecie było 12 miast powyżej miliona mieszkańców, w 2000 r. tych wielkich miast było już ponad 500. Metropolizacja oznacza także koncentrację kierowniczych funkcji biznesu, administracji, mediów, nauki, wiedzy, innowacji. Metropolia jest ważnym ponadregionalnym, a często ponadkrajowym węzłem transportowym z dużym lotniskiem.Jest to więc esencja oddziaływania na region, państwo, kontynent. Stąd każde wielkie miasto, chcąc uczestniczyć w globalnej konkurencyjności, musi kreować funkcje metropolitalne. Kilka miast świata te funkcje już ma „od zawsze”. To główne stolice Europy, a także Nowy Jork, Waszyngton, Detroit, Chicago, Los Angeles. No i odzyskujące swoje znaczenie miasta Wschodu – Pekin, Hongkong, Delhi. Jest więc z kim konkurować.

Nawiązanie choćby elementarnego kontaktu sieciowego (np. poprzez połączenia lotnicze) z którąś metropolią światową daje szansę metropoliom europejskim. Z kolei niektóre miasta polskie aspirują do znaczenia metropolii europejskich.

Statusu metropolii nie można uzyskać mocą uchwały rady miasta czy decyzją prezydenta. Do grona metropolii mają szansę trafić miasta, które będą znane i uznane w Europie z racji funkcji, które w tym mieście się ulokują i zakorzenią na dłużej.

Metropolie mają swój europejski wizerunek. Dbają o marketing. Czasami jest to wręcz kwestia stylu i smaku. Gdańsk chce być renesansowym salonem Europy i ma ku temu prawo. Jednocześnie w tymże Gdańsku co pół roku w środku „salonu” – na Targu Węglowym montuje się ohydny namiot, w którym handluje się chińską bielizną. Takiego błędu nie popełniają miasta metropolitalne takie, jak Monachium, Norymberga, Bruksela czy nawet Kraków – mieniące się w grudniu świątecznym, kolorowym jarmarkiem w pięknych domkach rzemieślników znanych w regionie i Europie.

Ale tenże Gdańsk także mozolnie kreuje swój udział w europejskim rynku kongresowo-kulturalnym poprzez budowę Centrum Muzyczno-Kongresowego na Ołowiance. Odbywają się tam już ważne wydarzenia wykraczające poza normalne funkcje miasta, regionu, a niedługo i kraju. Jest to więc istotne kreowanie funkcji metropolitalnej.

Dlaczego metropolie są tak ważne, doceniane w rozwoju regionalnym? Otóż od kiedy opublikowano pierwsze zdjęcie satelitarne świata, w tym Europy, okazało się, że są skupiska błękitnego światła, które odpowiadają zasięgowi metropolii. Stąd mówi się, że metropolie są „światłami świata”. Świecą i przyciągają. Ważnym jest, co przyciągają. Przede wszystkim w metropoliach lokują się znaczący inwestorzy szukający potencjałów, mogących uczestniczyć w gospodarce opartej na wiedzy. Metropolie wybierają znaczące, globalne instytucje finansowe (np. NORDEA czy Dresdner Bank). W metropoliach dzieją się znaczące wydarzenia kulturalne zdolne przyciągnąć uczestników z Europy i świata. Na koncercie Możdżera w Filharmonii w grudniu słyszało się we foyer zarówno język polski, jak i angielski czy niemiecki.

W metropoliach lokują się międzynarodowe organizacje głównie o charakterze sieciowym (np. Parlament Hanzeatycki w Hamburgu czy Związek Miast Bałtyckich w Gdańsku) lecz, co najważniejsze, metropolia kształci, przyciąga i zakorzenia najwartościowszy kapitał ludzki – kreatorów społeczeństwa wiedzy. Są to doskonale wykształceni ludzie, śmietanka kadry zarządzającej, naukowców, przedsiębiorców, twórców. To oni tworzą klasę metropolitalną. Bez nich miasta bez funkcji metropolitalnych nie są w stanie wytworzyć tak poważnego udziału PKB. Bez nich regiony nie są w stanie uzyskać trwałej pozycji konkurencyjnej, dającej dobre warunki życia mieszkańcom. Dlatego warto inwestować w funkcje metropolitalne, w metropolie w ogóle, gdyż są to lokomotywy rozwoju zdolne uciągnąć cały skład wagonów gospodarki narodowej. Same wagony, bez lokomotywy, szybko zostaną odstawione na bocznicę.

Czy metropolie będąc „światłami świata”, będą także wyspami szczęśliwości? Z pewnością nie. W metropoliach następuje wyrazisty postęp rozwarstwienia społecznego: na „klasę metropolitalną” oraz pozostałą część tkanki społecznej, także tej biednej i wykluczonej. W metropoliach dają o sobie znać efekty kongestii transportowej, wciąż rosnącego zagęszczenia ruchu. Metropolie są wreszcie skrajnie przekształconym środowiskiem i nie zawsze jest to środowisko przyjazne dla zdrowia człowieka. Świadomość tych zagrożeń daje jednak szansę ich ograniczania.

Czy można wyobrazić sobie możliwość rozwoju regionu bez metropolii? Oczywiście, że tak – pod warunkiem, że któraś z sąsiedzkich metropolii ogarnie swoimi wpływami ten region. Może to być Berlin, Sztokholm, a może nawet Kaliningrad czy Sankt Petersburg. A wtedy wracamy do definicji łacińskiej: „miasta-państwa, które założyło kolonie”. Jeśli chcemy zachować znaczenie i niezależność, nie możemy dać się skolonizować.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Nie rewolucyjnie, nie kolizyjnie…

Metropolia pomorska – w czasach, w których marzymy o dobrych drogach, zniknięciu kolejek w wydziałach komunikacji i zmniejszeniu się wskaźnika zachorowań na raka? Fantasmagoria to czy bufonada? A może to cel polityczny grupy idealistów społecznych? Nie na takie tematy debatują i kłócą się politycy, o ilu prostszych, acz bardziej oczywistych celach marzą mieszkańcy województwa pomorskiego. A jednak. Ludzie są pragmatyczni. Wyczuwają na odległość fałsz i manipulacje. Są natomiast blisko rozwiązań ułatwiających życie, dających nadzieję na lepszą przyszłość, sprzyjających budowie społeczeństwa obywatelskiego.

Aby stworzyć metropolię pomorską, w pierwszej kolejności niezbędny jest dialog i zrozumienie potrzeby budowania nowej jakości życia. Dyskurs, w którym pojawiają się niezafałszowane argumenty na tak i na nie. Taką rozmowę z czytelnikami zainaugurował niedawno „Dziennik Bałtycki”. Na jego łamach w ciągu ostatnich paru miesięcy (z przerwą na okres wyborczy, aby nie uczynić z tematu sporu wygrywanego dla doraźnych celów politycznych) wypowiedziała się spora liczba osób (o mniej lub bardziej znanych nazwiskach) oraz anonimowa grupa internautów. W ramach publicznej debaty redakcja postanowiła stworzyć katalog „spraw do załatwienia”, w imię maksymy: „od czegoś trzeba zacząć”. Bez przekonania samych siebie i opinii publicznej o potrzebie podjęcia jakichś kroków, trudno marzyć o spełnieniu choćby pierwszego postanowienia powstałego niedawno komitetu obywatelskiego. Wyznaczył on tak zwaną grupę inicjatywną, mającą wprowadzać w życie konkretne pomysły na rozwój regionu.

Z dyskusji publicznej wynika jednoznacznie, że świadomość wspólnoty zamieszkiwania (a tym samym wspólnych problemów), szczególnie w obszarze szeroko pojmowanego Trójmiasta, jest bardzo wysoka. Nie sposób nie zauważyć, że granice między organizmami miejskimi na obszarze rozciągającym się pomiędzy Pruszczem Gdańskim a Wejherowem są umowne, historyczne, wizualnie i cywilizacyjnie zatarte. Strefę tę traktować można „elastycznie”, na przykład Pruszcz połączony jest zespołem kolejnych miejscowości z Tczewem.

Aby wyznaczyć granice dla obszaru metropolitalnego, należy znaleźć wszystkie istotne punkty, które definiują potrzebę egzystencji w jednej wspólnocie ponadmiejskiej. Trzeba przy tym udowodnić, że tak jak w przypadku innych europejskich czy światowych metropolii, owo zjednoczenie nie zabije historycznej i mentalnej odrębności poszczególnych organizmów miejskich wchodzących w skład przyszłej pomorskiej metropolii.

O tym, że na naszą rzeczywistość mają wpływ korzenie historyczne i całkiem nam współczesne partykularyzmy, niekończący się i podskórnie lub całkiem otwarcie wybuchający spór o realizację dla całego Trójmiasta bądź regionu funkcji infrastrukturalnych (baza kontenerowa, port, stocznia, hala sportowa itd.) to pewnik. Aby metropolitalny sen przerodził się w codzienność, potrzebne są dowody, że historia zostanie na swoim miejscu. Na przykład w kwestii nazw – Sopot będzie nadal Sopotem, a Gdynia pozostanie Gdynią. Nazwy większych i mniejszych miejscowości połączy jedynie wspólne miano metropolii. Znaczenie i ambicje mniejszych organizmów miejskich zostaną uszanowane, a ich dorobek niezaprzepaszczony. Wręcz przeciwnie, „sprzedany” marketingowo lepiej i z większym skutkiem niż dotąd.

Konieczny jest także, ugruntowany praktyką i wcześniejszymi zapisami, proporcjonalny podział funkcji w ramach powstającego organizmu. Szczególnie mniejsze miejscowości, włączające się świadomie do planowanego konglomeratu, nie mogą mieć poczucia, że cokolwiek tracą – powinny tylko zyskiwać. Choć sama duma z przynależności do czegoś wielkiego, gwarantującego poszerzenie możliwości może uskrzydlać, potrzebne są dowody, że życie w wielkim organizmie stwarza pokaźniejsze szanse cywilizacyjne. Nie zaś dorzuca kolejne udręki życia codziennego, które w naszym kraju kojarzone są często z egzystencją w dużej aglomeracji. Dowód na to, że warto żyć w metropolii, powinien wyjść z największego miasta planowanego nowego organizmu. Bez rozwiązania kluczowych, nękających dziś Trójmiasto problemów (rozwiązania komunikacyjne, przestępczość, niski standard życia w niektórych dzielnicach) nie będzie takiego jednoznacznego dowodu. Tylko inwestycje infrastrukturalne, przejrzystość polityki komunalnej, ekologicznej, otwartość wobec otoczenia, szczególne traktowanie słabszych gospodarczo, demograficznie i finansowo partnerów dają szanse na dobrą współpracę. Ta z kolei przerodzić się może z czasem w budowę nowego partnerskiego związku.

Proces ten powinien przebiegać stopniowo – nie rewolucyjnie i nie kolizyjnie. W chwili wypracowywania ostatecznej decyzji o powstaniu związku metropolitalnego niezbędne wydaje się sięgnięcie do narzędzi demokracji bezpośredniej. Narzędziem tym jest referendum. To jednak na razie kwestia przyszłości.

Zanim do tego dojdzie, konieczne jest z jednej strony przedstawienie całego rachunku kosztów i ewentualnych strat bądź problemów, przed którymi stanie metropolia. Z drugiej, warto przygotować listę ewentualnych zysków, nie tylko w sferze finansowej (gwarantowane fundusze europejskie).

Czym metropolia pomorska (o nieustalonej dotąd nazwie) będzie kusić? Na ile będzie skuteczniejsza od pojedynczych organizmów miejskich (na przykład znanego już w Europie Gdańska) w pozyskiwaniu funduszy? Kto na tej zmianie zarobi – pojedynczy mieszkańcy, przedsiębiorcy, a może sfera komunalna, samorządowa? Czy środki te spożytkowane zostaną tylko w najmocniejszym ekonomicznie organizmie (jak choćby w Gdańsku), czy raczej zapewnią równomierny rozwój całego obszaru powstającej metropolii?

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Subsydiarna i gdańska

Zakładając, że debata nad zasadnością utworzenia metropolii wokół obszaru Trójmiasta dobiegła końca i trudno wskazać przeciwników tego rozwiązania, pozostaje jedynie ustalić ostateczne kwestie szczegółowe. Dotyczą one:

  • nazwy metropolii,
  • obszaru metropolii,
  • sposobu utworzenia i zarządzania metropolią.

Nazwa metropolii budzi sporo emocji. Najczęściej używane są zamiennie: „Metropolia Gdańska”, „Metropolia Pomorska”, „Metropolia Zatoki Gdańskiej” i „Metropolia Trójmiejska”. Emocje wynikają głównie z podejrzeń o zbyt eksponowaną i uprzywilejowaną pozycję Gdańska w metropolii (przy użyciu nazwy „Metropolia Gdańska”). Z drugiej strony nazwa własna Gdańsk ma swoją wartość wynikającą głównie z historii. Wartości takiej nie mają ani „Metropolia Pomorska”, która nie wyróżnia nas na mapie świata (tą samą nazwę mogą nosić metropolie w innych krajach), ani z podobnych powodów „Metropolia Trójmiejska”. Jeśliby zatem przyjąć nazwę inną niż ta pierwsza, warto uświadomić sobie, że już na starcie nowy obszar metropolitalny pozbywa się pewnego niepodważalnego waloru. To tak, jakby w wyniku fuzji przedsiębiorstwa Coca Cola z pięcioma innymi firmami, wprowadzono na rynek nową nazwę w trosce o dobre samopoczucie wszystkich partnerów. Z tych oczywistych dla ekonomisty powodów uważam, że nazwa „Metropolia Gdańska” stanowi sama w sobie zbyt dużą wartość, by można ją było poświęcać dla zdobycia przychylniejszego stanowiska potencjalnych partnerów, głównie Gdyni.

Kluczowe pytanie to: w jaki sposób utworzyć „Metropolię Gdańską”? Czy proces ten powinien być dobrowolny, to jest czy poszczególne miasta i gminy przystępowałyby do niej na podstawie własnych decyzji, czy też ustawa metropolitalna określałaby pewien obszar, a przynależność do niego byłaby obligatoryjna? Czy powinien być to proces centralizacji władzy, czy integracji?

Dyskutowane są różne scenariusze: od dobrowolnego, luźnego związku miast i gmin, zawiązywanego dla realizacji poszczególnych projektów, poprzez utworzenie „powiatu metropolitalnego”, aż do utworzenia jednego scentralizowanego organizmu miejskiego. Każde z tych rozwiązań ma swoje wady i zalety, co jednak ważniejsze, nie są to wszystkie propozycje. Wydaje się, że budowanie „Metropolii Gdańskiej” bazować powinno na kilku zasadach:

Po pierwsze, obowiązywać powinna zasada subsydiarności, to znaczy tam, gdzie kompetencje władzy niższego stopnia są wystarczające do rozwiązania danego problemu, nie ma sensu centralizacja. Każde postępowanie niezgodne z tą zasadą powoduje bowiem niszczenie inicjatyw wynikających z lokalnej samorządności i obciążenie władz wyższego szczebla sprawami, w których są one niekompetentne. Przyjęcie owego priorytetu oznacza konieczność wyspecyfikowania spraw, projektów i problemów, którymi powinny zajmować się władze metropolitalne jako najbardziej do tego predestynowane. Identyfikacja tych spraw, określająca zakres i kompetencje władz metropolitalnych powinna zatem stanowić pierwszy etap budowy metropolii.

Lista ta obejmuje zagadnienia z obszaru gospodarki, środowiska naturalnego, komunikacji publicznej, centrów kultury i sportu, ochrony zdrowia, połączeń komunikacyjnych ze światem, infrastruktury otoczenia biznesu, edukacji i nauki. Jednym z ważniejszych zagadnień, które powinno leżeć w gestii władz metropolitalnych, jest promocja metropolii wśród inwestorów krajowych i zagranicznych, bazująca na wspólnym memorandum ofertowym. Metropolia, którą zamieszkuje ponad milion mieszkańców, stanowi bowiem dla większości inwestorów wartość dodaną w stosunku do tego, co mógłby im zaoferować sam Gdańsk, Gdynia, Wejherowo czy Żukowo. Wartość ta wynika z wielu elementów, takich jak kapitał ludzki, jakość życia, rynek dostawców i odbiorców, rynek powierzchni biurowych, magazynowych i gruntów, możliwość edukacji czy współpracy gospodarczej. To władze metropolitalne, a nie włodarze poszczególnych miast i gmin, powinny promować „Metropolię Gdańską” w Londynie, Sztokholmie czy Brukseli. To one powinny być odpowiedzialne za przyciąganie miejsc pracy dla absolwentów uczelni wyższych, tworzenie młodzieży perspektyw życiowych i przeciwdziałanie emigracji zarobkowej.

Jeśli zgodzimy się, że promocja „Metropolii Gdańskiej” wśród inwestorów w Unii Europejskiej i na świecie jest sensowniejsza niż umasowienie pojedynczych miast i gmin, oznacza to automatycznie, iż władza i środki powinny być w tym zakresie scentralizowane na szczeblu metropolitalnym.

Z pewnością znajdzie się nie jeden przedstawiciel władzy lokalnej, który nie będzie podzielał owego poglądu. W tym miejscu dochodzimy do kwestii dobrowolności lub obligatoryjności. Sądzę, że każda sprawa „przynależna” szczeblowi metropolitalnemu wymaga przedyskutowania i przegłosowania w gronie podmiotów tworzących metropolię. Decyzja większości wiąże mniejszość. Dopuszczalna jest w pewnych przypadkach większość kwalifikowana, ale nie może być tu mowy o dobrowolności. Oznacza ona bowiem zastosowanie zasady „liberum veto”.

Drugim zatem prawidłem powinno być wykluczenie „liberum veto” i wprowadzenie obligatoryjności przekazania władzy i środków na szczebel metropolitalny w tych kwestiach, które uzyskały na przykład kwalifikowaną większość 2/3 głosów lokalnych reprezentantów władzy samorządowej. Sprawą nie mniej istotną jest określenie ilości głosów, którą dysponuje każdy z przedstawicieli samorządowych władz lokalnych. Liczba posiadanych głosów może być na przykład proporcjonalna do liczby mieszkańców lub środków finansowych oddanych do dyspozycji władzy metropolitalnej. Wskazane byłby pewne preferencje dla mniejszych partnerów.

Trzecią i ostatnią zasadą budowy „Metropolii Gdańskiej” powinno być poszukiwanie tanich rozwiązań. Chodzi o to, aby władza metropolitalna nie spowodowała dodatkowego wzrostu biurokracji. Obecnie rolę instytucji integrującej spełnia Rada Metropolitalna, którą tworzą samorządy: Gdańska, Gdyni, Sopotu, Wejherowa, Rumii, Kosakowa, Żukowa, Pruszcza Gdańskiego i Kolbud. Głównymi obszarami współpracy są transport, komunikacja, marketing i koordynowanie wspólnych inwestycji. Przewodniczącym Rady Metropolitalnej jest Marszałek Województwa Pomorskiego. Strukturę tę należałoby rozszerzyć i wzmocnić o samorządy lokalne z Pucka, Władysławowa, Kartuz, Starogardu i Tczewa. Lista samorządów lokalnych powinna stanowić załącznik do ustawy metropolitalnej.

Kolegialny organ władzy metropolitalnej mogłaby stanowić „Rada Metropolitalna”, w skład której wchodziliby wszyscy wójtowie, burmistrzowie, prezydenci miast i starostowie obszaru. Byłoby to ciało uchwałodawcze, które po przydzieleniu każdemu członkowi Rady odpowiedniej liczby głosów, podejmowałoby uchwały kwalifikowaną większością głosów wiążące wszystkie władze samorządowe.

Organ wykonawczy mógłby być wybierany spośród prezydentów miast metropolii. „Rada Metropolitalna” wybierałaby władzę wykonawczą do określonych spraw. Mogłoby się zatem okazać, że dla przykładu Prezydent Gdańska stanowi władzę metropolitalną w zakresie promocji metropolii za granicą, a Prezydent Sopotu odpowiedzialny jest za zarządzanie transportem publicznym. Pozwoliłoby to wykorzystać dla zarządzania wybranymi sprawami metropolii dotychczasową administrację, a jednocześnie mechanizm wyborczy stymulowałby do intensywnych działań na rzecz dobra wspólnego. Taki projekt budowy „Metropolii Gdańskiej” zakłada centralizację władzy i środków jedynie w tych sprawach, w których zarządzanie na szczeblu lokalnym nie jest możliwe lub efektywne.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Kluczem jest komunikacja

Ze Zdzisławem Czuchą , burmistrzem Kościerzyny rozmawia Dawid Piwowarczyk

Dlaczego warto wspierać projekt aglomeracji pomorskiej?

Ponieważ jest to projekt obejmujący swoim zasięgiem bardzo dużą część województwa. My – Kościerzyna, uwzględniając nasze powiązania z Trójmiastem, też czujemy się jego częścią. Proszę zauważyć, że wiele osób dojeżdżało i dojeżdża do Gdańska do pracy. Jeżeli weźmiemy pod uwagę czas dojazdu, to droga z Kościerzyny i z centrum Gdańska np. na lotnisko zajmuje podobną ilość czasu. Co więcej, będziemy starali się, żeby inwestycje w infrastrukturę drogową i kolejową jeszcze bardziej nas do aglomeracji przybliżały.

Jak należy ją budować?

Myślę, że trzeba dbać o wydolność komunikacyjną aglomeracji. I to zarówno wewnątrz jej, jak i w kontaktach z pobliskimi ośrodkami miejskimi. Co więcej, proszę dostrzec, że w jej ramach zaczyna następować specjalizacja. Okolice naszego miasta są jednym z najbardziej popularnych miejsc wypoczynku mieszkańców Trójmiasta, ponadto część z nich zaczyna się budować w naszej okolicy, zakładając, że trudny dojazd zrównoważą im korzyści mieszkania na terenie o mniej intensywnej zabudowanie, z dala od gęsto zaludnionego, ścisłego centrum aglomeracji. Dla przykładu, my jako miasto mamy też do zaoferowania – również mieszkańcom z innych ośrodków – usługi medyczne na bardzo wysokim poziomie.

Czy nie istnieje ryzyko, że aglomeracja oderwie się od regionu?

Według mnie prawda jest taka, że jeżeli będziemy dbali o rozwój sieci kolejowej i drogowej, ale również o dobre funkcjonowanie komunikacji publicznej łączącej takie miasta jak Kościerzyna, to nie powinno to stanowić problemu.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Nie jest ważne, kto pozyska inwestora

Z Wojciechem Kozłowskim , wiceprezydentem Wejherowa, rozmawia Dawid Piwowarczyk .

Dlaczego warto wspierać projekt aglomeracji pomorskiej?

Naturalnym jest to, że duży może więcej. Uważam, że działając wspólnie, zwiększamy nasze szanse w rywalizacji z innymi polskimi i europejskimi aglomeracjami.

Jak należy budować aglomerację pomorską?

Myślę, że kwestia zinstytucjonalizowania aglomeracji jest problemem mniej ważnym, niż rozwiązywanie rzeczywistych problemów. Na dzisiejszy dzień widzę przynajmniej dwie ważne płaszczyzny współpracy. Pierwszą jest integracja komunikacji, a przynajmniej zakończenie projektu wspólnego biletu. Jest to projekt potrzebny, który powinien zwiększyć mobilność mieszkańców. Po drugie, musimy wspólnie prowadzić działania promocyjne. Nie jest ważne, które miasto, czy gmina pozyska inwestora. Najważniejsze, że inwestycja przyjdzie do nas i będzie tak naprawdę promieniowała na pozostałe obszary.

Czy nie istnieje ryzyko, że aglomeracja oderwie się od regionu?

Według mnie prawda jest taka, że to tylko metropolia jest prawdziwą szansą Pomorza. Jeżeli będzie silna, to zyska na tym cały region. Aglomeracja jest szansą, a nie zagrożeniem dla naszego województwa. Oczywiście, nie można – na przykład przy okazji podziału środków unijnych – faworyzować centrum regionu, kosztem jego peryferii.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Wcześniej czy później metropolia musi powstać

Z Zenonem Odyją , prezydentem Tczewa, rozmawia Dawid Piwowarczyk

Dlaczego metropolia pomorska?

Po pierwsze, wymusza to w pewnym sensie sama geografia. Położenie Gdańska, Gdyni i Sopotu w naturalny sposób implikuje tego rodzaju skojarzenie. Po drugie, patrząc na metropolię w szerszym zakresie od Tczewa – jako południowej bramy – do Wejherowa, dają się zauważyć kolosalne zmiany, jakie tu zachodzą. Pokonując od lat trasę Tczew-Trójmiasto, widzę je bardzo wyraźnie. Myślę, że wystarczy już tylko kilka lat, by te miejscowości zostały ze sobą w naturalny sposób połączone. Jako miasto jesteśmy regionalnym centrum, ale po pewne usługi zawsze musieliśmy jeździć do Gdańska. Część tczewian uczęszcza tam też do pracy. Ostatnio jednak coraz częściej zaczynamy obserwować odwrotne przypadki. To wszystko pokazuje, iż istnieje wiele „nitek” łączących Tczew, Wejherowo, Redę i Rumię z Trójmiastem. Prędzej czy później metropolia musi tu powstać. Oczywiście przy zachowaniu pewnej odrębności i autonomiczności podmiotów wchodzących w jej skład.

Co musimy zrobić, żeby taką metropolię stworzyć?

To oczywiście duży problem. Ostanie lata i doświadczenia (na przykład te dotyczące wspólnego biletu) pokazały, że jest wiele do zrobienia i że czeka nas długa, mozolna droga. Próbować jednak trzeba, choćby poprzez rozmowy na wielu płaszczyznach. Całkowicie niezbędne jest też wspólne planowanie.

A jak powiązać rozwój metropolii z rozwojem województwa?

Myślę, że dobre propozycje zawiera wojewódzki plan zagospodarowania. Zakłada on, iż poza metropolią istnieć będą ośrodki stanowiące centra dla innych obszarów Pomorskiego. Jeżeli uda się wytworzyć dobre relacje, czy nawet silne więzi między tymi ośrodkami a centrum, z pewnością uda się powiązać rozwój regionu z rozwojem metropolii.

Dziękuję za rozmowę.

Skip to content