Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Więcej władzy dla regionów

Region – pojęcie z jednej strony często używane (żeby nie powiedzieć: nadużywane), z drugiej: ciągle niedookreślone. Regionem nazywa się i obszar geograficzny (region Bliskiego Wschodu), i grupę państw (region Skandynawii), a także wyodrębnione części konkretnego kraju. Żeby uczynić sprawy bardziej skomplikowanymi, ta ostatnia kategoria również nie jest jasna: czy mówimy o regionach jako o jednostkach administracyjnych, historycznych, czy geograficznych? Najlepiej byłby pewnie wrzucić to do jednego kotła, ale nie jest to takie proste. W Polsce doby Unii Europejskiej przyjęło się za region uważać po prostu województwo.

Myślenie kategorią „region” zamiast lub chociaż wspólnie z kategorią „państwo” mieści się ciągle w niewielu polskich głowach. Taka minirewolucja w sposobie myślenia wydaje się być jednak nieunikniona. Naukowcy, mimo zupełnie nieraz różnych poglądów, w przeważającej większości zgadzają się co do faktu, iż region będzie zyskiwał na znaczeniu na arenie międzynarodowej – na tyle, że w rezultacie stanie się ważniejszy od państwa (chociażby ze względu na większą mobilność czy mniejszy stopień biurokracji).

Jedne regiony rozwijają się lepiej, inne gorzej. To stwierdzenie, jak wszystkie poprzednie, to oczywista generalizacja. Od czego zależy więc stopień rozwoju regionu? Czy istnieje szablon, do którego można by przyłożyć każdy region, by sprawdzić, jaki ma on potencjał rozwojowy? Szwajcarscy naukowcy z BAK Basel Economics odpowiadają na te pytania twierdząco. Posługując się tzw. Shift – Share Analysis, opracowali sposób, w jaki można wyodrębnić te elementy rozwoju, których stopień zaawansowania region może zawdzięczać tylko sobie. Takie dane uzyskuje się przez oddzielenie od powyższych w pierwszej kolejności rezultatów globalnych (efektów oddziaływania państwa), a w drugiej – rezultatów strukturalnych (efektów wzajemnego oddziaływania na siebie poszczególnych gałęzi gospodarki). Operując powyższymi, nie najklarowniejszymi kryteriami, autorzy projektu „The Regional Growth Factors” stworzyli pojęcie regional effect , mające stanowić wyznacznik rozwoju regionu, oto jego elementy składowe:

  • Poziom edukacji i innowacji w regionie: według twórców pojęcia dziesięcioprocentowy udział absolwentów szkół wyższych w regionalnym rynku pracy przekłada się na 0,05 do 0,1% wzrostu w regionalnej gospodarce;
  • Poziom podatków w regionie: obniżka podatku dochodowego o 0,15% ma prowadzić do 0,05-0,1% wzrostu gospodarczego;
  • Swoboda gospodarcza, rozumiana jako stopień ingerencji władz w gospodarkę – brak tu konkretnych przykładów czy wyliczeń, następuje za to dość oczywista konkluzja, że im większa rola regionalnych i centralnych włodarzy w gospodarce, tym gorzej dla tej ostatniej;
  • Dostępność – w sensie nowoczesnej i rozbudowanej infrastruktury drogowej – nie ma ona według autorów projektu bezpośredniego związku ze wzrostem gospodarczym, jest jednak czynnikiem wartym odnotowania;
  • Geografia i historia – przede wszystkim stosunki z sąsiadami i stan ich gospodarek.

Twórcy projektu zaznaczają jednocześnie, że dla rozwoju regionu ważne są nie tylko pojedyncze elementy, ale też ich kombinacje. Podkreślają też, że poziom wzrostu gospodarczego powinien być badany przede wszystkim z perspektywy regionu, ponieważ różnice w jego poziomie są często większe przy porównywaniu regionów jednego państwa, niż przy braniu pod uwagę kilku krajów.

Istnieje zatem swoista, daleka od doskonałości, ale logicznie skonstruowana, linijka, do której można przyłożyć każdy region celem zmierzenia jego potencjału rozwojowego. Czego brakuje w projekcie „The Regional Growth Factors”? Interdyscyplinarności podejścia. Szwajcarscy badacze, koncentrując się na czynnikach ekonomicznych i napomykając o czynnikach geohistorycznych, zapomnieli o dwóch innych, niezmiernie ważnych elementach: kapitale ludzkim oraz rozwiązaniach instytucjonalnych. Przez to pierwsze pojęcie rozumiem nie tylko strukturę zawodową i wiekową ludności zamieszkującej region, ale także tzw. kapitał społeczny – kategorię określającą, ujmując rzecz ogólnie, poziom zaufania jednostek do instytucji państwowych. Im wyższy, tym więcej inwestycji w regionie, tym większa skuteczność prawa, tym przyjemniej w regionie się żyje. Pod drugim pojęciem kryje się natomiast kilka elementów. Przede wszystkim: ustrój terytorialny państwa; oczywiste jest, iż w krajach federacyjnych (np. w Niemczech) cedowanie na regiony dużej liczby zadań jest na porządku dziennym. W przypadku państw unitarnych największa liczba kompetencji pozostaje przy władzy centralnej, co utrudnia regionom decydowanie o sobie, a co za tym idzie – rozwój na wszelkich niwach. Konsekwencją ustroju terytorialnego będą kolejne elementy, m. in. sposób finansowania regionu – jego stopień zależności od budżetu państwowego, możliwość prowadzenia wymiany handlowej i jej ewentualne obwarowania. I jeszcze jeden element: obecność regionu w strukturach międzynarodowych i międzyregionalnych. Pozwala to zawierać porozumienia o współpracy, czyni region bardziej wiarygodnym na arenie międzynarodowej, co implikuje m. in. większą liczbę inwestycji.

Tyle teoria. Logiczną konsekwencją tego artykułu byłoby teraz przyłożenie do szwajcarskiej miarki województwa pomorskiego. Przeczytawszy jednak wszelkie możliwe analizy SWOT, przebrnąwszy przez Strategię Rozwoju Województwa, Regionalny Program Operacyjny i stosy innych dokumentów stwierdzam, że zostawię tę część mądrzejszym i bardziej doświadczonym od siebie. Skupię się natomiast na faktorze, który uważam za najważniejszy i od którego zależą wszystkie inne: od polityki regionalnej państwa.

Polska jest państwem unitarnym i w związku z tym, jak wspomniałam wcześniej, nie wykształciła „przyzwyczajenia” czy wręcz odruchu przyznawania regionowi dużej mocy decyzyjnej. Władza centralna grała i zapewne przez czas dłuższy jeszcze grać będzie pierwszoplanową rolę. Pokutuje tu poprzedni ustrój, w którym samorząd terytorialny nie miał w ogóle racji bytu, a także tradycja historyczna (państwo od zawsze było jedynym decydentem). Na dodatek sam region jest tworem ciągle w naszym kraju nowym – podziały administracyjne, mimo niewątpliwie najszczerszych chęci twórców reformy z 1999 roku, nie pokrywają się z historycznymi; nie ustają roszczenia, by stworzyć dodatkowe województwo, bądź zmienić przynależność powiatów czy gmin. W związku z powyższym sama polityka regionalna jest pojęciem stosunkowo nowym i od niedawna stosowanym w Polsce – Ministerstwo Rozwoju Regionalnego powstało dopiero w zeszłym roku, a mimo szumnej i zobowiązującej nazwy, koncentruje się jedynie na rozdzielaniu środków z funduszy unijnych. A skoro jesteśmy już przy funduszach unijnych właśnie – do tego ogródka też chciałabym wrzucić swój kamień. Według decyzji Komisji Europejskiej w latach 2004-2006 w regionach miały wykształcić się struktury administracyjne zdolne do samodzielnej realizacji programów operacyjnych. Proces ten faktycznie nabrał rozpędu, jednak nie wydaje się, by wraz z początkiem nowego roku Ministerstwo Rozwoju Regionalnego wyszło z dotychczasowej roli głównego decydującego o podziale środków unijnych, stając się w zamian dla dobra swojego i regionów przede wszystkim, swoistym pośrednikiem między Komisją Europejską a marszałkami województw. A przecież sposób, w jaki w Polsce przyznaje się środki unijne, jest tylko jednym z trzech oficjalnych – dlaczego Polska wzbrania się przed pójściem za przykładem Szwecji, Wielkiej Brytanii czy Holandii i coraz większej liczby państw, które tworzą oddzielne regionalne struktury celem decydowania o alokacji unijnych pieniędzy? Odpowiedź ponownie wyniknie ze struktury i „unitarnych przyzwyczajeń” naszego państwa. Przeciwnicy pomysłu krzykną, że wyżej wymienioną metodą pomnaża się biurokratyczne byty – owszem, ale czy dla większej efektywności i integralności różnych przedsięwzięć nie warto w tym przypadku odłożyć brzytwy Ockhama?

Wszystkie poruszone przeze mnie wątki prowadzą do jednej konkluzji: w Wiśle upłynie jeszcze wiele wody, zanim jednostka o wdzięcznej nazwie region, polityka regionalna i myślenie kategoriami regionu zakorzeni się w naszych głowach. Widać to także na przykładzie zakończonej kampanii wyborczej do samorządów; z jednej strony kandydaci na radnych do gmin i miast wyraźnie dominują nad tymi widzącymi się w przyszłym sejmiku pomorskim. Z drugiej strony, choć jest to kampania samorządowa, a więc dotycząca naszych podwórek i najbliższej okolicy, porusza się w niej ciągle tematy ogólnopolskie; zawirowania partyjno-koalicyjne przenoszą się na grunt lokalny i regionalny, a partie bazują w swoich hasłach na uniwersalnych bolączkach Polaków i tematach, które obowiązkowo pojawiają się w każdej wyborczej kampanii (bezrobocie, kwestia aborcji).

Kluczem do rozwoju regionalnego jest więc według mnie pozostawienie regionu samemu sobie – scedowanie na niego jak największej liczby kompetencji – tak by jego włodarze, a więc pośrednio mieszkańcy województwa, mogli sami decydować o sprawach ich dotyczących. Proste? Podobno takie rozwiązania są najlepsze…

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Przykłady najdynamiczniej rozwijających się regionów

„The age is running mad after innovation”

Boswell’s Life of Johnson, vol. IV

W ciągu ostatniej dekady szybki rozwój gospodarczy i polityczny w trzech regionach świata zmienił obraz globalnej gospodarki i przyciągnął uwagę i kapitał USA, Europy i Japonii. Chiny, Indie i Europa Centralna stały się najszybciej rozwijającymi regionami świata. Co przyczyniło się do ich sukcesu?Azja to chyba współcześnie najciekawszy dla badaczy region. Obecnie można tam odczuć „powiew ducha optymizmu”. Wynika to ze zjawiska poszukiwania przez azjatyckie państwa swoich własnych ścieżek rozwoju. Chiny i Indie – azjatyckie giganty – podążają drogą długookresowego pozytywnego trendu. Ale sukces Azji, to nie sukces pojedynczych państw funkcjonujących osobno, to sukces azjatyckich społeczeństw, które na nowo odkrywają siebie nawzajem. Nowe powiązania handlowe, gospodarcze, polityczne i kulturalne zacieśniają więzi między narodami Azji. Ewidentnym tego przejawem jest jednoczenie Azji Południowo-Wschodniej w blok ASEAN+3, co oznacza większą współpracę pomiędzy Stowarzyszeniem Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) a Chinami, Japonią i Koreą. Jednak współpraca gospodarcza i wymiana handlowa to nie jedyne elementy sukcesu. Istotna zmiana uległa w sferze kontaktów międzyludzkich w Azji. Furorę robi tam obecnie popkultura rodem z Japonii i Korei Południowej. Młodzi ludzie naśladują koreańskie i japońskie gwiazdy, w telewizji promuje się koreańskie potrawy. Minęły czasy, kiedy blond włosy były modne. Azjaci zwiedzają różne rejony własnego kontynentu i odkrywają, że bycie Azjatą jest wartością. Odkrywają, że mają o wiele więcej do odkrycia i nauczenia od kultury, która jest bliżej domu niż Zachód. Można powiedzieć, że w ciągu ostatnich kilku lat w Azji obserwuje się powstawanie (czy budowanie) poczucia wspólnej wartości. Azja odkrywa, że właśnie nadszedł moment doganiania Zachodu.

Przykłady różnych rozwiązań wybranych regionów z dynamicznie rozwijających się części świata dają obraz gwałtownych zmian zachodzących w gospodarce światowej. O intensywności pozytywnych przemian decydowały nie tylko względy ekonomiczne, ale i otwartość oraz determinacja ludzi tworzących wspólnoty regionalne. Jednak są przypadki sukcesu czysto ekonomicznego i jednocześnie związanego z porażką społeczną. O ile o pozytywnych zjawiskach mówi się często i stawia się je jako wzorce do naśladowania, o tyle o wzroście ekonomicznym opartym na cierpieniu człowieka się milczy. Dlatego warto rozpocząć właśnie od przykładu rażącego wyzysku, który każdy z nas, kupując produkty „made in China” milcząco aprobuje.

Wielka Delta Rzeki Perłowej (Pearl River Delta) w Chinach – wielka fabryka świata

Wielka Delta Rzeki Perłowej składa się z Hongkongu, Makao i strefy ekonomicznej Delta Rzeki Perłowej. Hongkong stanowi strategiczną platformę przyciągającą inwestorów do najszybciej na świecie rozwijającego się zagłębia produkcyjnego – Delty Rzeki Perłowej. W opinii wielu ekspertów Delta staje się kolejnym obszarem azjatyckiego „cudu gospodarczego”. 25 lat temu ten obszar w prowincji Guangdong był nierozwiniętym terenem rolniczym. Dziś to najszybciej rozwijający się obszar na świecie. Powiązania gospodarcze Hongkongu z Chinami kontynentalnymi pozwoliły na jego szybką transformację z działalności produkcyjnej w kierunku gospodarki opartej na usługach. Pod koniec lat 70. cała działalność produkcyjna została przeniesiona z Hongkongu do cechującej się niskimi kosztami Delty Rzeki Perłowej. Dziś ponad 60 tysięcy firm powiązanych z Hongkongiem zatrudnia około 10-11 milionów ludzi w Delcie Rzeki Perłowej. Wśród znanych firm można znaleźć: Canon, Casio, Dupont, Epson, Fuji Xerox, GE, Matsushita, Motorola, NEC, Nissin Foods, Olympus, Philips, Ricoh, Samsung, Sanyo. Centra takich miast jak Shenzhen czy Guangzhou to nowoczesne ośrodki z drapaczami chmur, gdzie fabryki ulokowano na obrzeżach. Dla wielu inwestorów idealnym sposobem wejścia na rynek chiński jest otwarcie fabryki (rozpoczęcie działalności produkcyjnej) w Delcie, natomiast ulokowanie funkcji finansowych i zarządczych w Hongkongu. Idealne rozwiązanie – z czysto ekonomicznego punktu widzenia. Jednak ten „cud gospodarczy” okupiony jest wyzyskiem milionów ludzi, którzy w nieludzkich warunkach wytwarzają na czas produkty – elektronikę, sprzęt AGD, sprzęt telekomunikacyjny, zabawki, auta, zegarki, buty, odzież, ceramikę i wiele innych. Jednak praca w fabryce w Delcie to dla wielu Chińczyków z biednych wiejskich regionów szansa na poprawę losu. Chińska Republika Ludowa nie dała swoim rodakom alternatywy.

Każdy konsument staje się milczącym świadkiem wyzysku – kupując produkty, godzi się na ich dalsze wytwarzanie. Polskie i zagraniczne firmy lokujące się w Delcie powinny przestrzegać prawa człowieka, prawa pracy, reguły bezpieczeństwa, bo na dłuższą metę takie przedsięwzięcie się nie powiedzie. Sukces tworzą przecież ludzie, a nie tylko wyniki ekonomiczne. Dlatego warto o tym głośno mówić – boom gospodarczy ma różne oblicza. Zjawisku masowego przenoszenia produkcji do Azji często towarzyszą negatywne i nieetyczne zachowania firm nastawionych tylko na zyski. Rygorystyczna kontrola w fabrykach może zapewnić ludziom godziwe warunki pracy. Trzeba o to walczyć, zarówno na gruncie krajowym, jak i wspólnotowym.

Bangalore – Krzemowa Dolina Indii

Indie, to po Chinach, drugi ważny azjatycki fenomen na gospodarczej arenie świata. Wzrost gospodarczy Indii waha się między 7-8% rocznie. Tak duży skok cywilizacyjny Indii – mimo nadal aktualnych problemów związanych z nędzą i przeludnieniem – jest efektem liberalizacji gospodarki zapoczątkowanej po 1990 r. Obecnie w Indiach najbardziej dynamicznie rozwijają się usługi. Ich udział w PKB w 2000 r. wyniósł 48%. Szybki rozwój usług to efekt postępującej specjalizacji oraz ogromnego potencjału wysokowykwalifikowanej siły roboczej, dla której głównym atutem przyciągającym inwestorów jest powszechna, biegła znajomość angielskiego. Indyjscy fachowcy to światowa czołówka w branży wysokich technologii – od przemysłu informatycznego po genetykę, sprzęt kosmiczny i biotechnologię. To właśnie w Indiach narodziła się druga Dolina Krzemowa – Bangalore. Jaki jest fenomen Bangalore? Bangalore, mieszczące się w stanie Karnataka, to centrum informatyczne. To tu ulokowały się takie firmy, jak: Infosys, Wiaro, IBM, Hewlett Packard, Motorola, Texas Instruments jeszcze w latach 50. – The Indian Telephone Industry, Hindustan Machine Tools, Hindustan Aeronautics czy Bharath Electronics.

Bangalore było zawsze bardzo silnym ośrodkiem naukowym. Jeden z najwyższych w Indiach wskaźników alfabetyzacji, jaki odnotowuje się w Bangalore, świadczy o tym, że kształcenie ludzi jest tutaj priorytetem. Tu znajduje się wiele uczelni i laboratoriów naukowych, co szybko zostało wykorzystane przez przemysł lotniczy i kosmiczny. Wielokulturowość i powszechna znajomość angielskiego stały się atutem regionu zachęcającym do inwestowania. Bardzo ważnym czynnikiem decydującym o sukcesie rozwojowym regionu była spójna polityka rządu i samorządu, ale również zaangażowanie przedsiębiorców. Współpraca zaowocowała. Południowy stan Karnataka stał się komputerową stolicą Indii i ośrodkiem wysokich technologii.

Przedsiębiorcy zaczynali swoją działalność praktycznie od „zera”, ale cechował ich entuzjazm, wiara we własne siły, inteligencja i wyobraźnia. Wiedzieli, że im się uda. Takie przekonanie jest często najważniejsze. Dzisiaj na pytanie, dlaczego pracują w Bangalore, młodzi inżynierowie informatyki odpowiadają, że Bangalore to miejsce, gdzie się coś dzieje, gdzie czuć pewien klimat, aurę w powietrzu. Bangalore posiada bowiem klimat pożądany dla dyfuzji wiedzy i innowacyjnych rozwiązań. Młodzi pracownicy wielkich firm informatycznych spotykają się nie tylko na gruncie zawodowym, ale i towarzyskim – w pubach, klubach i rozmaitych centrach rozrywki tak popularnych w Bangalore.

Region Centropa w Europie Środkowej – sukces w różnorodności

Centropa to często przedmiot szczególnej uwagi ze względu na swój dynamiczny rozwój, ale też unikalny charakter regionu w Europie, który powstał na styku czterech państw, z czego trzy w momencie powstania Centropy nie należały jeszcze do UE. Celem projektu inicjującego funkcjonowanie Centropy było zacieśnienie współpracy międzyregionalnej i lepsze wykorzystanie potencjału w rejonie mającym przecież wspólną historię. Centropa jest zatem projektem przewodnim, który w „Regionie Europy Środkowej”, obok innych inicjatyw międzyregionalnych, tworzy multilateralne, wiążące i długotrwałe podstawy współpracy jednostek terytorialnych, przedsiębiorstw i instytucji społecznych. Oprócz makroregionu Wiedeń region Centropa obejmuje również dwa inne austriackie landy: Dolną Austrię i Burgenland, a ponadto zachodnie Węgry z miastem Györ, południowo-zachodnią część Słowacji wokół Bratysławy oraz południowe Czechy, wokół Brna. Makroregion został ukształtowany na bazie bliskości stolic Austrii i Słowacji, Wiednia i Bratysławy. Odległość pomiędzy tymi naddunajskimi metropoliami wynosi tylko 65 km. Wiedeń i Bratysława są tym samym najbliżej położonymi stolicami w Europie tak geograficznie, jak i historycznie. Takie położenie stwarza regionom Centropy niespotykane możliwości współpracy w zjednoczonej Europie. Wiedeń jest motorem austriackiej gospodarki. W UE zaliczany jest do 10 najlepiej prosperujących miast Europy i do 6 najbogatszych regionów Europy. To pozytywnie wpływa na rozwój Centropy – korzyści „rozlewają się” na inne obszary. Następuje intensywna integracja rynków pracy wewnątrz regionu – Wiedeńczycy dojeżdżają do pracy poza stolicą, natomiast do Wiednia dojeżdża ponad 200 tysięcy osób z regionów należących do Centropy. Można powiedzieć, że region „zrasta” się porównywalnie do powiązań między austriacką stolicą a sąsiadującymi landami – Dolną Austrią i Burgenlandem. W ostatnich latach wszystkie kraje regionu osiągnęły roczne stopy wzrostu PKB zdecydowanie wyższe od średniej unijnej. Regiony należące do Centropy również wobec średniej regionalnej dla każdego kraju wykazywały najwyższy poziom wzrostu. Taka siła procentuje.

Centropa bazuje na różnorodności. Różne kraje, różne systemy i poziomy zaawansowania rozwoju gospodarczego, różne języki, ale wspólny cel – rozwój oparty na współpracy. Dzięki napływowi inwestycji zagranicznych oraz funduszy strukturalnych większość barier związanych np. z niedostatkiem infrastruktury, szczególnie w nowych państwach członkowskich, powoli znika. W regionie rozwijają się klastry: biotechnologiczny, transportowy i logistyczny, przemysłu motoryzacyjnego, przemysłu drzewnego i meblowego, turystycznego i elektronicznego. Rozwój branż wysokotechnologicznych nie byłby jednak możliwy bez odpowiedniego zaplecza naukowego. Sukces rozwojowy regionu zależał w dużym stopniu od systemu edukacyjnego. Typową dla Centropy jest bowiem bardzo bogata oferta edukacyjna proponowana przez instytucje edukacyjne i różne placówki nastawione na stałe poszerzanie wiedzy. Ranking „World Competitiveness Report 2003” prezentuje wskaźnik dostosowania systemu edukacyjnego do współczesnej gospodarki. Najwyższą pozycję, ze wskaźnikiem 8,59 (na 10), uzyskała Finlandia, ale następną Austria (7,72). Węgry osiągnęły w rankingu 11. pozycję (wskaźnik na poziomie 6,12), a Czechy – pozycję 12. (6,05). Tak wysokie pozycje krajów Centropy wskazują na wysoką jakość nauczania i szybkość dostosowywania się do potrzeb zmieniającej się gospodarki globalnej. Kluczowym elementem edukacji w regionie jest nauczanie języków obcych, a co za tym idzie – poznawanie innych kultur. Ta wielokulturowość łączy się także z różnorodnymi ofertami spędzania czasu wolnego, co jest istotnym czynnikiem wpływającym na wysoką jakość życia w regionie, ale stanowi też bazę dla rozwoju turystyki, szczególnie uprzywilejowanej, jeśli chodzi o różnorodność krajobrazów i bogactwo zasobów naturalnych na tym terenie.

Brak homogeniczności stał się atutem regionu. Różnorodność rodzi bowiem zmiany, a współczesna gospodarka wymaga gotowości do zmian. Przy tych zmianach ważne jest jednak, aby nie zatracić swej tożsamości. Centropa jest tego dobrym przykładem.

Zakończenie

Dziś siła dynamicznych regionów opiera się na rozwoju wysokich technologii i wykwalifikowanej sile roboczej. W Indiach, które przecież wystartowały z reformami w podobnym okresie, co Polska, elity rządzące postawiły na liberalizację gospodarki, ale nieco wcześniej, bo już w latach 50., zaczęły tworzyć instytuty badawcze nastawione na rozwój nowych technologii. Nieco inną ścieżkę wybrały Chiny. Miejmy nadzieję, że przystąpienie do międzynarodowych organizacji typu WTO (czyli otwieranie się na świat) oraz zacieśnienie współpracy w regionie (CEPA) otworzy Chiny także mentalnie na rozwój społeczny.

Jak pokazują wszystkie przykłady, sztuczne granice administracyjne nie są wyznacznikiem decydującym o sukcesie rozwojowym. Istotą jest wspólna wizja, wewnętrzna spójność, jeśli chodzi o cele i wyznaczanie jednolitych kierunków rozwoju danego obszaru. Liczy się duch i kreatywność ludzi tworzących wspólnoty regionalne. Znany badacz geografii ekonomicznej, Richard Florida, podkreśla, że regiony (miasta) cechujące się populacją zróżnicowaną etnicznie i kulturowo, nastawioną na otwartość i tolerancję przyciągają do siebie tzw. klasę ludzi kreatywnych, którzy się tam osiedlają i pracują. Przemysł wysokich technologii kieruje się tam, gdzie „kreatywny kapitał” już jest, czyli gdzie żyje ta właśnie klasa ludzi kreatywnych, otwartych, gotowych wnieść nowatorskie pomysły tak w życie, jak i w biznes. Ta różnorodność daje możliwości rozwoju gospodarczego w regionie, co przyciąga następnych kreatywnych pracowników, gotowych wnosić innowacyjne rozwiązania. Spirala kreatywności wywołuje wzrost w regionie. Tak dziś powstają kreatywne regiony – regiony sukcesu.

„Taki sam podstawowy scenariusz rozwoju można odnaleźć w prawie każdym regionie o wysokim potencjale technologicznym. Zanim te regiony stały się „gorącymi punktami”, były to miejsca, gdzie kreatywność i ekscentryczność były akceptowane i celebrowane. Boston miał zawsze Cambridge. Seattle było domem Jimi’ego Hendrixa, a potem Nirwany i Pearl Jam tak samo jak firmy Microsoft czy Amazon. Austin było domem Williego Nelsona i jego słynnej sceny muzycznej Sixth Street na długo przed tym, jak Michale Dell wstąpił w progi swojego dziś znanego University of Texas Fraternity. Nowy Jork miał Christophera Streeta i SoHo na długo przed tym, jak powstała Silicon Alley (klaster nowych mediów ulokowany na Manhattanie). Wszystkie te miejsca były najpierw otwarte na różnorodność i kreatywność kulturową. Potem stały się kreatywnymi technologicznie, a następnie dały początek powstaniu nowych wysokotechnologicznych firm i przemysłów.”

Zatem korzyści aglomeracji to tylko jedna z przesłanek sukcesu. Prawdziwą siłą są ludzie. To oni tworzą więzi między sobą, które potem owocują dobrą współpracą w biznesie. Utalentowani ludzie tworzą nowe rozwiązania – innowacje. Zatem wzrost gospodarczy w danym regionie wynika z decyzji lokalizacyjnych kreatywnych ludzi, którzy wybierają miejsca zróżnicowane kulturowo, gdzie zaproszeniem są tolerancja i otwartość na nowe idee.

Kreatywność, czytelna wizja rozwoju, doskonała komunikacja wewnątrzregionalna, ale i wiara w swoje możliwości stały się kluczem do sukcesu rozwojowego dla wielu regionów na świecie. Oczywiście osiągnięcie sukcesu to nie zadanie dla jednostki i nikt tego chyba nie oczekuje od jednej osoby, jednej partii czy jednego samorządu. To zadanie dla wszystkich. Indie – tak przecież pełne kontrastów i zróżnicowań – odkryły ten fenomen. Może i my go odkryjemy. Od nas zależy, czy zbudujemy silne podstawy oparte na zaufaniu, czy będziemy zapleczem dla innych – pod każdym względem (jak Chiny).

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Kluczem jest konkurencyjność

Z Andrzejem Krzysztofiakiem , burmistrzem Kwidzyna, rozmawia Dawid Piwowarczyk .

– Czy jako samorządowiec z regionu zauważa Pan wpływ polityki rozwoju Pomorza? Czy coś takiego w ogóle istnieje?

– Oczywiście, polityka ta jest zdecydowanie widoczna także z poziomu regionu. Widoczna jest przede wszystkim przez pryzmat tworzonych dokumentów strategicznych, na przykład Planu Zagospodarowania Przestrzennego Województwa Pomorskiego, Strategii Rozwoju Województwa Pomorskiego czy Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Pomorskiego na lata 2007-2013, których opracowanie odbywa się w procesie szerokich konsultacji społecznych.

– Co z Pana punktu widzenia jest w niej dobre? A co należałoby poprawić?

– Pomorska polityka regionalna jest zdeterminowana specyfiką tego regionu: nadmorskiego, portowego, z silną mniejszością kaszubską. Siłą rzeczy polityka regionalna jest nastawiona na rozwój turystyki nadmorskiej, rozwój usług portowych i okołoportowych, a także na rozwój funkcji metropolitalnych Trójmiasta. Patrząc na taki profil polityki regionalnej z punktu widzenia samorządowca gminy w pewnym stopniu peryferyjnej w stosunku do metropolii trójmiejskiej a jednocześnie oddalonej od morza, trudno czuć się w pełni usatysfakcjonowanym. Siłą rzeczy główne cele strategiczne i działania priorytetowe nie dotyczą naszej gminy. Nadzieją dla nas jest jeden element strategii, niestety czasami traktowany po macoszemu, a mianowicie spójność regionu.

– Co z perspektywy Pana miasta jest najistotniejszym zadaniem w zakresie rozwoju regionu?

– Jest to pytanie, na które odpowiedź jest zdecydowanie najtrudniejsza. Z trzech głównych kierunków strategicznych tj. konkurencyjność, dostępność oraz spójność, patrząc z punku widzenia Kwidzyna doprawdy trudno jest wskazać te bardziej i mniej istotne. Kwidzyn od lat jest miastem przemysłowym i właśnie z rozwojem przemysłu, zwłaszcza w zakresie wysokich technologii – przemysł elektroniczny – wiąże szanse swojego dalszego rozwoju. Konkurencyjność jest tutaj czynnikiem kluczowym. Jednym z największych mankamentów naszego miasta, a jednocześnie czynnikiem, który w znaczący sposób ogranicza naszą konkurencyjność jest właśnie dostępność transportowa. Peryferyjne położenie Kwidzyna, brak rozwiniętej sieci dróg krajowych i sprawnych powiązań z głównymi drogami kraju znacząco ogranicza konkurencyjność miasta. Jednocześnie wcześniejsza przynależność do innego województwa, a zarazem peryferyjne położenie miasta w stosunku do stolicy regionu czyni tak ważne działania na rzecz spójności – zarówno w sensie kulturowym jak i przestrzennym.

– Czy czuje się Pan mieszkańcem peryferii? Jaki ma to wpływ na Pana miasto i okoliczne tereny? Upatruje Pan w tym raczej zagrożenia, czy może widzi jakąś szansę?

– Z całą pewnością Kwidzyn, poprzez swoje położenie, znajduje się na peryferiach województwa pomorskiego. Jednak dynamiczny rozwój miasta, jego silna pozycja w subregionie nie daje poczucia bycia gminą czy miastem peryferyjnym. Taka sytuacja i położenie niesie ze sobą zarówno zagrożenia i utrudnienia, jak również pewnego rodzaju profity. Do zagrożeń i utrudnień zaliczyć należy w pierwszej kolejności utrudniony dostęp do ośrodka metropolitalnego z jego ofertą edukacyjną, szkoleniową, kulturalną i sportową. Utrudniony jest również dostęp do ważnych węzłów transportowych oraz ośrodków decyzyjnych. Szansą dla miasta położonego na peryferiach województwa jest rozwój konkurencyjnej dla metropolii trójmiejskiej oferty kulturalnej i sportowej, a także dysponowanie tańszym rynkiem pracy, oferującym niższe od obszaru metropolitalnego koszty utrzymania.

– Jakie Pana zdaniem są przewagi regionu pomorskiego w toczącym się cały czas wyścigu regionów?

– Przewagą naszego regionu jest jego nadmorski charakter. Geografia daje nam przewagę, o której inne polskie województwa mogą tylko marzyć.

– Gdy porównuje Pan swoje miasto i całe województwo do innych miast i regionów w starej UE, czego im Pan zazdrości? Jakie mechanizmy chciałby Pan mieć również do swojej dyspozycji?

– Doprawdy trudno porównywać problemy naszego regionu i naszych gmin z problemami regionów starej UE. My ciągle próbujemy nadrabiać zaległości poprzedniej epoki; myślimy o braku mieszkań, o budowie wodociągów i kanalizacji. W Szwecji zastanawiają się, co robić z niepotrzebnymi mieszkaniami, blokami, osiedlami. Trudno w tej sytuacji o porównania, tym trudniej mówić mi o tym, czego im zazdroszczę. Co jednak wcale nie znaczy, że czujemy się w stosunku do nich jak „ubodzy krewni”. Nasze wieloletnie kontakty z miastami partnerskimi w Celle w Niemczech i Olofstrom w Szwecji wyraźnie wskazują, że pomimo zaległości w rozwoju podstawowej infrastruktury jesteśmy dla nich, zwłaszcza w ostatnich latach, równorzędnym partnerem w zakresie wymiany doświadczeń odnośnie m.in. opieki społecznej, kultury i sportu, czy ochrony środowiska. Zazdroszczę im ogólnie rzecz ujmując dojrzałej demokracji, wypracowanych i sprawdzonych mechanizmów zarządzania.

– Jak ocenia Pan wykorzystanie środków unijnych? Wydawane są optymalnie, czy też przy ich wydatkowaniu popełniliśmy jakieś błędy?

– Z całą pewnością do największych sukcesów wdrażania ZPORR w Województwie Pomorskim należy zaliczyć zarówno liczbę zgłoszonych projektów, która niejednokrotnie o kilkaset procent przewyższała dostępną alokację dla poszczególnych działań, jak również liczbę i wartość podpisanych umów w stosunku do dostępnej alokacji. Podczas pierwszej serii naborów do poszczególnych działań tylko w jednym działaniu wartość złożonych projektów nie przekroczyła założonej dla tego działania alokacji środków. W chwili obecnej w zasadzie złożone wnioski (wraz z listami rezerwowymi) w pełni pokrywają przyznaną alokację. Województwo Pomorskie jest w tym zakresie liderem w skali kraju, co znakomicie świadczy zarówno o przygotowaniu samorządów lokalnych do kreowania dobrych projektów, jak również o prawidłowym kierunku działań podejmowanych przez Samorząd Województwa jako instytucji wdrażającej. Pozostaje otwartym pytanie, czy złożone i dobrze ocenione wnioski przełożą się w pełni na podpisane umowy, a te z kolei na poprawnie zrealizowane i rozliczone projekty. Ale o tym będziemy się mogli przekonać dopiero za jakiś czas. Niestety, jak w całym kraju, tak również w województwie pomorskim nie obyło się bez problemów. Jednym z podstawowych był początkowy chaos informacyjny związany z częstymi zmianami przepisów i wytycznych oraz brakiem jednorodnych interpretacji. W tym miejscu warto podkreślić, iż jedynie ogromnemu samozaparciu i determinacji samorządów i pracowników samorządowych zaangażowanych w przygotowanie projektów należy zawdzięczać fakt, iż pomimo tego chaosu informacyjnego, udało się przygotować wszystkie projekty. Niejednokrotnie gotowe już projekty i wnioski musiały ulec zmianie, a wszystko to pod ogromną presją czasu. Pierwszy etap oceny wniosków pod względem formalnym zakładał możliwość skierowania ich do poprawy bądź uzupełnienia. Taki sposób postępowania pozwalał na wyeliminowanie czasem mało istotnych braków, pozwalał również na polemikę i sprostowania w przypadkach, gdy błąd nastąpił na etapie oceny wniosku przez osoby oceniające. Gorzej było jednak dalej. Pomimo, wydawałoby się, jasnych kryteriów oceny projektów w ramach poszczególnych działań zawartych w Uzupełnieniu Zintegrowanego Programu Rozwoju Regionalnego, częstokroć końcowa ocena Panelu Ekspertów była dla wnioskodawców niejasna i nieakceptowana. Ogromny niepokój budziła (i nadal budzi) przede wszystkim niezrozumiała i sprzeczna z zasadami jawności życia publicznego pozycja Panelu Ekspertów. Po pierwsze skład osobowy Panelu Ekspertów jest tajny. O ile akceptowalne może być nieujawnianie jego składu osobowego przed dokonaniem oceny poszczególnych wniosków w obawie przed próbami wywierania nacisku, o tyle utrzymywanie go w tajemnicy już po dokonaniu oceny jest co najmniej niezrozumiałe. Takich zasad na szczęście nie zastosowano odnośnie Regionalnych Komitetów Sterujących. Należy tu wyraźnie podkreślić, iż analogiczne zasady obowiązywały we wszystkich województwach, a uwagi powyżej zamieszczone mogą mieć (i prawdopodobnie mają) charakter uniwersalny. Podsumowując, niestety nie udało się ustrzec błędów w pierwszym okresie programowania – zwłaszcza na poziomie rządowym.

– Czy polityka regionalna powinna być tworzona oddolnie czy odgórnie?

– Polityka regionalna powinna być tworzona zdecydowanie oddolnie, a jej tworzenie winno być koordynowane przez samorząd województwa. Niestety, centralizm również dzisiaj zbyt często postrzegany jest jako najlepsze narzędzie. Takie rozwiązanie szczególnie w przypadku rozwoju regionalnego opartego o samorządy lokalne nie może się sprawdzić. Suma doświadczeń poszczególnych samorządów województwa, wsparta analizą regionu i wizją jego przyszłości pozwala na stworzenie skutecznej polityki regionalnej. Skutecznej, czyli takiej, której realizacja przyczyni się do dynamicznego rozwoju regionu i rozwiązania jego problemów.

– Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Wykorzystujemy swoje położenie

Z Arseniuszem Finsterem , burmistrzem Chojnic, rozmawia Dawid Piwowarczyk .

– Czy jako samorządowiec „z regionu” zauważa Pan istnienie pomorskiej polityki regionalnej?

– Nie można rozpatrywać polityki regionalnej w ujęciu mikro (województwo) w oderwaniu od ujęcia makro (Wspólnota Europejska). Funkcjonowanie polityki regionalnej wewnątrz Unii Europejskiej jest konsekwencją znacznego zróżnicowania stopnia rozwoju społecznego i gospodarczego poszczególnych krajów członkowskich Unii, jak też istnienia dysproporcji rozwojowych pomiędzy regionami. Podobnie sytuacja przedstawia się, gdy mowa o ujęciu wojewódzkim. Niektóre rejony województwa pomorskiego są silnymi ośrodkami społeczno-gospodarczymi, a inne z kolei wymagają znacznych nakładów na zmniejszenie dużych dysproporcji wynikających często np. z peryferyjnego położenia, niedorozwoju infrastruktury, bezrobocia itp. Władze naszego województwa dostrzegając te problemy, starają się tak kierować polityką regionalną, aby zmniejszać dysproporcje i tym samym dążyć do zrównoważonego i trwałego rozwoju wszystkich pomorskich regionów.

– Co z Pana punktu widzenia jest w niej dobre? A co należałoby poprawić?

– Skuteczność pomorskiej polityki regionalnej jest szczególnie widoczna w przypadku wdrażania Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Pomorskiego 2007-2013, który ma na celu określenie zasad rozdziału środków z Unii Europejskiej w przyszłym okresie programowania. W celu jak największego uspołeczniania tego procesu w naszym województwie przeprowadzany był szereg debat tematycznych i prezentacji tego dokumentu w gremiach roboczych, grupach eksperckich. Odbyło się wiele konferencji regionalnych, szczególnie warta podkreślenia jest organizacja w ramach konsultacji RPO tzw. Powiatowych Zespołów Roboczych, które skupiają przedstawicieli gmin, powiatów, organizacji pozarządowych i gospodarczych oraz innych istotnych środowisk lokalnych. Spotkania tych Zespołów mają na celu zgromadzenie uwag do RPO, aby jego ostateczny kształt był wynikiem kompromisu na szczeblu lokalnym. Z punktu widzenia samorządowca „z regionu” na pewno chciałbym, aby w procesie rozdziału unijnych pieniędzy stosowany był model polegający na umożliwieniu przepływu większej puli na rzecz rozwoju regionów peryferyjnych, w tym małych miast i miasteczek. Duże aglomeracje miejskie, również w naszym województwie, mają w tym przypadku o wiele bardziej uprzywilejowaną pozycję.

– Co z perspektywy Pana miasta jest najistotniejszym zadaniem w zakresie rozwoju regionu?

– Patrząc na rozwój regionu chojnickiego widzę równomiernie rozwijający się subregion chojnicko-człuchowski. Z tego punktu widzenia wszelkie działania powinny być prowadzone w sposób zapewniający wzrost atrakcyjności tego subregionu na mapie województwa pomorskiego. Nie da się ukryć, że krwiobiegiem wszystkich organizmów miejskich jest układ komunikacyjny. W naszym regionie główną jego osią jest droga krajowa nr 22, która ze względu na swój stan techniczny wymaga przeprowadzenia pilnych działań naprawczych. Realizowana już południowa obwodnica Chojnic sprawi, że po jej oddaniu do użytku, droga nr 22 w granicach miasta zmieni swój charakter z drogi krajowej na wewnętrzną drogę miejską. Mam nadzieję, że w najbliższych latach uda się nie tylko zmodernizować jej przebieg w granicach Chojnic, ale również w porozumieniu z samorządami gminy Chojnice, Powiatu Chojnickiego, gminy i miasta Człuchów oraz Powiatu Człuchowskiego gruntownie zmieni się jej oblicze na odcinku naszych wszystkich samorządów. Wierzę, że dzięki temu poprawi się przede wszystkim bezpieczeństwo na tej drodze, jak też skomunikowane zostaną nowe tereny przemysłowe pomiędzy Chojnicami i Człuchowem, powstanie ścieżka rowerowa dla mieszkańców naszych miast chcących korzystać z tej jakże godnej pochwały formy komunikacji.

– Czy czuje się Pan mieszkańcem peryferii? Jaki ma to wpływ na Pana miasto i okoliczne tereny? Upatruje Pan w tym raczej zagrożenia, czy może widzi jakąś szansę?

– Z punktu widzenia moich poprzednich kadencji widzę, że Chojnice dużo zyskały na zmianie województwa. Obecnie nasze miasto, między innymi dzięki funduszom europejskim, stało się niekwestionowaną stolicą południowej części województwa i znacząco oddziałuje tym samym na ziemie przyległe do regionu chojnicko-człuchowskiego. Jesteśmy coraz bliżej założeń wizji Chojnic określonej w naszej strategii rozwoju: „Chojnice roku 2014 to centrum społeczno-gospodarcze i kulturalne powiatu chojnickiego oraz ziem przyległych. Wraz z Człuchowem Chojnice stanowią południowy biegun rozwoju województwa pomorskiego. Chojnice to znany i uczęszczany ośrodek usługowo-przemysłowy na międzynarodowym szlaku komunikacyjnym. Miasto zapewnia mieszkańcom wysoką jakość życia – czyste środowisko przyrodnicze, dobre warunki mieszkaniowe, a także dostęp do opieki medycznej, wyższego wykształcenia i kultury”. Nie można zmarnować szansy, jaką dla rozwoju gospodarczego w skali dwóch powiatów jest duży kompleks łatwych do uzbrojenia, dostępnych i atrakcyjne położonych terenów, które mogą stanowić strefę przemysłu i usług ponadlokalnych, położoną na tyle daleko od ośrodków miejskich, aby zminimalizować jej uciążliwy wpływ, a jednocześnie na tyle blisko, aby zapewnić ludziom bliskość miejsc pracy. Po realizacji tych zamierzeń jestem przekonany, że region chojnicki będzie pozytywnie postrzegany nie tylko na mapie województwa pomorskiego, ale być może i w skali całego kraju.

– Jakie Pana zdaniem są przewagi regionu pomorskiego w toczącym się cały czas wyścigu regionów?

– Jest szereg charakterystycznych cech, które wyróżniają nasze województwo w skali kraju. Cechy te niejednokrotnie dają nam przewagę rozwojową. Sytuację tą precyzyjnie określa Strategia Rozwoju Województwa Pomorskiego 2020. Według mnie kluczowym faktem jest tutaj nasze nadmorskie położenie z najdłuższym odcinkiem polskiej linii brzegowej. Szanse związane z lokalizacją nie są jednak jeszcze dostatecznie wykorzystane i w tym widzę naszą przewagę w latach najbliższych.

– Gdy porównuje Pan swoje miasto i całe województwo do innych miast i regionów w starej UE, czego im Pan zazdrości? Jakie mechanizmy chciałby Pan mieć również do swojej dyspozycji?

– Miasta i regiony starej UE są w stosunku do nas na lepszej pozycji związanej z kilkudziesięcioma latami przewagi czasowej w rozwoju cywilizacyjnym. Jednakże przykłady Irlandii, Hiszpanii, Portugalii czy Grecji pozwalają przypuszczać, iż również nasz kraj szybko zmniejszy dysproporcje rozwojowe w stosunku do krajów „starej Unii”. Nasze rozwinięte kontakty parnerskie z wieloma miastami tych krajów dają mi możliwość przeprowadzania wielu porównań dotyczących różnorodnych dziedzin naszego życia. Z radością mogę stwierdzić, co potwierdzają nasi zachodni przyjaciele, że dysproporcje te mocno się zmniejszyły, a nasza jakość życia znacząco wzrosła. Trudno mówić o takich mechanizmach pozwalających na szybki rozwój regionu, które mogłyby być w moich rękach. Poziom regionu sprawia, że nie ma się wpływu na międzynarodową politykę regionalną. Na pewno chciałbym uprościć procedury wdrażania środków unijnych dla naszego kraju, które niekiedy nawet uniemożliwiają realizację wielu ciekawych projektów inwestycyjnych.

– Jak ocenia Pan wykorzystanie środków unijnych? Wydawane są optymalnie, czy też przy ich wydatkowaniu popełniliśmy jakieś błędy?

– Dotychczasowe wykorzystanie środków unijnych w naszym kraju przebiega wg mnie w sposób optymalny. Nie sprawdziły się „czarne wizje” stwierdzające, iż poziom ich wydatkowania jest bardzo niski. Trzeba pamiętać, iż zgodnie z zasadą n+2 z pierwszej puli unijnych środków musimy się rozliczyć do końca tego roku. Ostateczny czas podsumowań jest więc dopiero przed nami. Na pewno w celu lepszego wykorzystania puli przysługujących nam pieniędzy należy pilnie zmienić obowiązujące prawo zamówień publicznych, którego skomplikowane rozwiązania zmuszają do sztywnego i biurokratycznego prowadzenia postępowania przetargowego, niejednokrotnie uniemożliwiając realizację planowanych inwestycji. Niezbędne jest również uproszczenie procedur w ramach wdrażanych programów operacyjnych, ale zarówno tu jak i w przypadku prawa zamówień publicznych działanie w tym kierunku leży na szczeblu ministerialnym.

– Czy polityka regionalna powinna być tworzona oddolnie czy odgórnie?

– Rola polityki regionalnej na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat znacznie ewaluowała. Polityka tworzona odgórnie jasno określa te regiony w UE, które są strukturalnie opóźnione w rozwoju (czyli takie, gdzie PKB na jednego mieszkańca kształtuje się poniżej 75% dla całej Unii). I tu jej rola jest niezaprzeczalna. Po przeprowadzeniu takiej diagnozy wskazywane są poszczególne cele i określane są metody działań mające na celu zmniejszanie zidentyfikowanych dysproporcji. We wspieraniu regionalnym poszczególne instrumenty polityki powinny się jednak zazębiać i współpracować. Po tym procesie wkracza więc tzw. „polityka oddolna”, która ukierunkowuje założony odgórnie system na poszczególne regiony wsparcia w danym kraju, prowadząc tym samym do ich zrównoważonego rozwoju. Nie można więc oddzielać polityki odgórnej od oddolnej, traktując je jednorodnie jako dwa uzupełniające i wynikające z siebie systemy. Wierzę, że w taki model wpisze się region chojnicki, podnosząc mapę atrakcyjności województwa pomorskiego, co widoczne będzie w zamkniętym systemie regionalnym naszej części Europy.

– Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Widać zmiany na lepsze

Z Witoldem Namyślakiem , burmistrzem Lęborka, rozmawia Dawid Piwowarczyk .

– Panie burmistrzu, co z perspektywy Lęborka jest najistotniejszym zadaniem z zakresie rozwoju regionu?

– Dla nas najważniejsze jest przyspieszenie budowy drogi nr 6. Lębork potrzebuje szybkiego i wygodnego połączenia z Trójmiastem. Obecna droga przez Wejherowo, Redę i Rumię zaczyna powoli osiągać poziom maksymalnej przepustowości i przedłużanie decyzji o budowaniu nowej drogi szybkiego ruchu z Gdańska do Lęborka nie może już dłużej czekać. Oczywiście, cieszymy się z wielu dużych projektów, które ruszyły ostatnio w regionie, na przykład: Estakada Kwiatkowskiego w Gdyni oraz pomorski odcinek autostrady A1.

– Czy czuje się Pan mieszkańcem peryferii? Jaki ma to wpływ na Pana miasto i okoliczne tereny? Upatruje Pan w tym raczej zagrożenia, czy może widzi jakąś szansę?

– Wbrew opiniom wielu ludzi nie czujemy się peryferią, lecz rogatkami naszej wielkiej pomorskiej aglomeracji. Uważam, że nasza metropolia zaczyna się właśnie w Lęborku i poprzez małe Trójmiasto (Wejherowo, Redę, Rumię), Trójmiasto, Pruszcz Gdański ciągnie się aż do Tczewa. Wystarczy przejechać się właśnie krajową szóstką, a potem jedynką, żeby stwierdzić, że właściwie na całym tym obszarze mamy do czynienia ze zwartą zabudową. Nie ma już praktycznie pól i lasów, które jeszcze niedawno były głównym elementem krajobrazu, na przykład na odcinku Lębork-Luzino-Wejherowo. Na pewno nie uważamy się za prowincję i robimy wszystko, żeby nasze miasto korzystało w maksymalny sposób z położenia w obszarze aglomeracji.

– Jakie Pana zdaniem są przewagi regionu pomorskiego w toczącym się cały czas wyścigu regionów?

– Raczej nie będę tutaj oryginalny, gdy powiem, że na pewno gospodarka morska. To nasza regionalna specjalność i przewaga, jakiej nie mają inne regiony położone w głębi kraju. Na pewno też możemy liczyć na turystykę. Uważam, że warto mieć też na uwadze sektor paliwowy. Lotos już jest ważnym punktem na ekonomicznej mapie regionu, a budowa gazoportu oraz rozbudowa zbiorników jeszcze wzmocni rolę tego sektora.

– Gdy porównuje Pan Lębork i całe województwo pomorskie do innych miast i regionów w starej UE, czego im Pan zazdrości? Jakie mechanizmy chciałby Pan mieć również do swojej dyspozycji?

– Na pewno nie mówiłbym o zazdrości. Oczywiście oni mogli z wielu rzeczy korzystać na długo przed nami i teraz też już są dalej niż my. Jednak taki stan rzeczy ma też swoje dobre strony. Teraz to my mamy środki i możliwości finansowania niezbędnych zadań. A dzięki posiadanej wiedzy jesteśmy w stanie zrobić to szybciej i lepiej niż nasi zachodnioeuropejscy partnerzy. U nas już widać wiele pozytywnych efektów wstąpienia do Unii, a przecież proces ten cały czas się wzmaga i nabiera dynamizmu.

– Jak ocenia Pan wykorzystanie środków unijnych? Wydawane są optymalnie, czy też przy ich wydatkowaniu popełniliśmy jakieś błędy?

– Myślę, że zamiast mówić o błędach, lepiej powiedzieć o powszechnym niedosycie. Przygotowano dużo więcej projektów, niż można było zrealizować w obecnym okresie programowania i to mogło rodzić pewną frustrację. Jednak uważam, że środki, które pojawią się po nowym roku będą już na tyle duże, że uda nam się w nadchodzących latach zrealizować wszystkie niezbędne i ważne z punktu widzenia rozwoju Pomorza projekty. Ocenę tego, czy wydatkowanie było celowe i optymalne będziemy mogli stworzyć dopiero za 10-15 lat.

– Czy polityka regionalna powinna być tworzona oddolnie czy odgórnie?

– Uważam, że ani tak, ani tak. Doświadczenie uczy, że tutaj najważniejszy jest efekt synergii, bo ani same doły, ani sama góra nigdy nie będą miały pełnej i niezbędnej wiedzy i same nie zbudują optymalnego programu polityki regionalnej. Jeżeli jednak nie będą myślały w kategoriach ambicjonalno-emocjonalnych, lecz połączą swoje siły w celu zbudowania wspólnego dzieła, to efekt będzie na pewno zadawalający.

– Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Prowincja to nie my

Z Maciejem Kobylińskim , prezydentem Słupska, rozmawia Dawid Piwowarczyk .

– Czy jako samorządowiec „z regionu” zauważa Pan istnienie pomorskiej polityki regionalnej?

– Tak. Co więcej muszę powiedzieć, że to, co robimy na Pomorzu jest dostrzegane i doceniane również z perspektywy Brukseli.

– Co z Pana punktu widzenia jest w niej dobre? A co należało by poprawić?

– W polityce regionalnej nie trzeba poprawiać wiele. Muszę pochwalić tutaj Urząd Marszałkowski i Marszałka osobiście – w przypadku Pomorza naprawdę widać wizję i konsekwencję w jej realizacji. Jeżeli miałbym zastrzeżenia do prowadzenia polityki regionalnej, to raczej dotyczyłaby ona decydentów z Warszawy.

– A co oni robią źle?

– Przede wszystkim dają nam za mało samodzielności. Polityka regionalna, jeżeli ma być maksymalnie efektywna i skuteczna, nie może być prowadzona odgórnie.

– Czy czuje się Pan mieszkańcem peryferii? Jaki ma to wpływ na Pana miasto i okoliczne tereny? Upatruje Pan w tym raczej zagrożenia, czy może widzi jakąś szansę?

– Nie czuję się mieszkańcem peryferii, chociaż w porównaniu z Gdańskiem i Warszawą jesteśmy peryferią. Należy pamiętać jednak o tym, że ze Słupska nam bliżej do Berlina niż do Warszawy. Jesteśmy dużym miastem z dobrze rozwiniętą infrastrukturą społeczną, gospodarczą, kulturalną etc. W związku z tym nie czujemy się peryferią. Nasza lokalizacja niesie oczywiście pewne zagrożenia. Problemem jest jednak głównie nasze „oddalenie” od Gdańska. U nas nie ma regionalnego programu trzeciego telewizji, gorzej odbiera radio.

– Panie Prezydencie mówi się o tym, że współczesne techniki są dużą szansą dla terenów położonych niecentralnie. Czy Słupskie i całe Pomorze wykorzystuje tę szansę?

– Rzeczywiście współczesne techniki pomagają w gonieniu potentatów. Słupsk już dawno dostrzegł szanse, jakie dają nowe techniki i stara się z nich intensywnie korzystać. Nasze działania są chyba wysoko oceniane. Obecnie zajmujemy na przykład pierwsze miejsce w rankingu Związku Powiatów Polskich oceniających powiaty grodzkie między innymi pod kątem wdrażania nowych technologii. Dla przykładu Warszawa – 11, Sopot – 24, Gdańsk – 40, Gdynia – 48. Staramy się też ciągle doskonalić. Dosłownie kilka dni temu uzyskaliśmy certyfikat ISO.

– Gdy porównuje Pan Słupsk i całe Pomorskie do innych miast i regionów w starej UE, czego im Pan zazdrości? Jakie mechanizmy chciałby Pan mieć również do swojej dyspozycji?

– Zazdroszczę przede wszystkim tego, że są tak długo w wolnej Europie, chciałbym mieć przede wszystkim ich narzędzia gospodarcze. Chciałbym, żeby polski samorządowiec miał większą szansę – jako to się dzieje w „starej Europie” – być bardziej menadżerem niż politykiem. Jeżeli patrzymy na nasze postrzeganie w Europie, to najlepszą rekomendacją są tutaj na przykład nagrody płynące do nas z Unii. Obecnie tylko Gdynia i Częstochowa mogą pochwalić się większym dorobkiem. Tak więc nie czuję wielkich kompleksów.

– A propos tej zazdrości, nie brakuje Panu społeczeństwa obywatelskiego?

– Oczywiście, że tak. Ale my rozwijamy społeczeństwo obywatelskie od niedawna. Widzę jednak, że robimy to szybko i skutecznie i nadrabiamy zaległości. Co najmniej raz w miesiącu jestem w Brukseli i widzę, że nie mamy powodów do kompleksów. Jesteśmy świetnie reprezentowani. Pomorzu dobry PR robi reprezentujący nasz region prof. Synak. Bardzo dużo dla poprawy naszego wizerunku – jako Polaków – robi też pani Hübner. Jej dobre przygotowanie merytoryczne w połączeniu ze znajomością kilku języków pokazuje, że my, Polacy, mamy wielu specjalistów na najwyższym poziomie.

– Jakie Pana zdaniem są przewagi regionu pomorskiego w toczącym się cały czas wyścigu regionów? Co zrobić, by być liderem?

– Jesteśmy na 5-6 miejscu w kraju i na razie musielibyśmy postarać się awansować do polskiej pierwszej trójki. A to będzie bardzo ciężkie. Po pierwsze Warszawa na pewno na długo pozostanie zdecydowanym liderem. Po drugie, z Wielkopolską czy Dolnym Śląskiem przegrywamy, ponieważ oni mają zdecydowanie lepsze położenie geogospodarcze oraz zdecydowanie lepsze skomunikowanie poprzez dużo bardziej wydajną sieć komunikacyjną z największymi europejskimi rynkami zbytu. Za najważniejszy argument uznałbym nasze nadmorskie położenie. Musimy stać się bałtyckim centrum i ostatnio zaczynam znowu patrzeć na morze jako na nasza szansę. Mam na myśli nie tylko akcent gospodarczy, ale i geograficzny. Pomorze jest jednym z najpiękniejszych, jeżeli nie najpiękniejszym, polskim województwem. Sprzyja nam też ciekawa historia. Powstał dzięki temu bardzo interesujący melanż, który należy wykorzystać. Na koniec – mamy przecież Kaszubów.

– Jak ocenia Pań wykorzystanie środków unijnych? Wydawane są optymalnie, czy też przy ich wydatkowaniu popełniliśmy jakieś błędy?

– Z naszych doświadczeń i statystyki wynika, że udało nam się wykorzystać wszystkie środki. Tutaj należy jednak uderzyć się w pierś, mamy niesamowicie skomplikowane procedury. Bruksela wymaga już bardzo wiele, a my na szczeblu krajowym staramy się jeszcze bardziej tę biurokrację rozbudowywać.

– Staramy się być w czymś pierwsi?

– Tak, ale akurat tutaj nie powinniśmy tym liderowaniem się cieszyć.

– Dziękuję za rozmowę.

Skip to content