Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Polski przemysł – jak jest z tym 4.0?

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Na czym polega cyfryzacja przedsiębiorstwa przemysłowego?

Zależy o czym tak naprawdę chcemy rozmawiać – termin ten jest bowiem bardzo szeroki. Jeśli chodzi stricte o cyfryzację, to większość polskich firm przemysłowych, zarówno dużych, średnich, małych, jak i mikro, jest już stosunkowo wysoko ucyfrowionych – wiele z nich korzysta z usług w chmurze, z systemów ERP, MES czy CRM, z mediów społecznościowych w marketingu, z LinkedInu w celu szukania nowych kontrahentów, z platform współpracy ze swoimi dostawcami etc. Mogę śmiało powiedzieć, że polskie przedsiębiorstwa są w obszarze szeroko rozumianej cyfryzacji dobrze poinformowane o możliwych rozwiązaniach i korzystają z nich wedle swoich potrzeb.

Znacznie gorzej wygląda to, gdy mówimy o przemyśle 4.0. Fakt, że dane przedsiębiorstwo jest zaawansowane cyfrowo nie oznacza bowiem, że potrafi połączyć poszczególne systemy IT ze sferą OT (operational technologies), czyli z systemami przemysłowymi. Mówiąc prościej: dane generowane przez czujniki zainstalowane w maszynach przemysłowych rzadko kiedy są podłączone do cyfrowych baz danych, mogących analizować je i wyciągać z nich wnioski na bieżąco.

Polskie przedsiębiorstwa są w obszarze szeroko rozumianej cyfryzacji dobrze poinformowane o możliwych rozwiązaniach i korzystają z nich wedle swoich potrzeb. Znacznie gorzej wygląda to, gdy mówimy o przemyśle 4.0.

Czy jednak każda firma przemysłowa chcąca utrzymać swoją konkurencyjność, powinna dziś myśleć o wykorzystywaniu rozwiązań przemysłu 4.0?

Na pewno nie można wrzucić wszystkich przedsiębiorstw przemysłowych do jednego worka – mocno generalizując, wskazałbym na pięć grup firm, o różnej charakterystyce i potrzebach.

Pierwszą z nich stanowią przedsiębiorstwa, w których już od lat wytwarzane produkty są bacznie „śledzone” i analizowane przez maszyny podczas całego procesu produkcyjnego. Wynika to najczęściej z restrykcyjnych wymogów prawnych czy rygorystycznych wymogów branżowych, jakimi charakteryzują się niektóre gałęzie przemysłu, jak np. część spożywczego, chemicznego czy motoryzacyjnego. Firmy z tej grupy zaczęły więc de facto funkcjonować w ramach przemysłu 4.0 jeszcze zanim zdążyliśmy się przyzwyczaić do tego „modnego” ostatnio terminu.

Druga grupa to przedsiębiorstwa, które w pełni świadomie dokonują transformacji w kierunku przemysłu 4.0 – głównie po to, by zwiększyć swoją konkurencyjność na rynkach międzynarodowych. W niektórych branżach nie ma już po prostu innej drogi – dość powiedzieć, że wiele polskich zakładów utraciło swoją „tradycyjną” przewagę związaną z niższymi kosztami. Okazuje się dziś, że nowoczesne fabryki z Niemiec, Włoch czy Hiszpanii są w stanie dzięki zastosowaniu nowych technologii wytwarzać produkty nie tylko szybciej, ale też o 10, 15 czy 20% taniej od firm z Polski.

Nowoczesne fabryki z Niemiec, Włoch czy Hiszpanii są dziś w stanie dzięki zastosowaniu nowych technologii wytwarzać produkty nie tylko szybciej, ale też o 10, 15 czy 20% taniej od firm z Polski.

Następnie wyróżniłbym firmy, które w ostatnich latach poważnie zastanawiały się nad wdrażaniem elementów technologicznych przemysłu 4.0. Niektóre z nich je nawet testowały, ale summa summarum – spasowały. Przedsiębiorstwa te są z reguły nowoczesne, posiadają wysokiej jakości oprogramowanie i systemy, lecz nie widzą dziś dalszych możliwości związanych z automatyzacją, z bieżącym analizowaniem i wykorzystywaniem jeszcze większej ilości danych. Kolejny krok w kierunku przemysłu 4.0 oznaczałby bowiem dla nich konieczność całkowitego przedefiniowania dotychczasowych modeli biznesowych oraz wiązałby się z koniecznością poważnych inwestycji. Ten skok finansowy – szczególnie mając na uwadze kryzys związany z pandemią – jest dziś dla wielu z tych firm praktycznie nierealny.

Do czwartej grupy zaklasyfikowałbym firmy, które wytwarzają produkty quasi­‑jednostkowe: elementy czy urządzenia pojedyncze bądź wytwarzane w niewielkich seriach. Każdorazowo są to wyroby wymagające konkretnej specyfikacji, w związku z czym w perspektywie kolejnych projektów liczba zmiennych jest tak duża, że procesów produkcyjnych nie da się powtarzać, standaryzować. Dla tego typu przedsiębiorstw rozwiązania z zakresu przemysłu 4.0 nie mają więc zbyt dużej wartości – po co bowiem inwestować w system analizujący masę danych z procesu A, skoro za chwilę poszczególne maszyny i urządzenia zostaną skonfigurowane pod proces B?

Ostatnia wreszcie grupa to przedsiębiorstwa, które od lat wykonują pewne powtarzalne produkty dla swoich stałych klientów. Z jednej strony nie widzą one potrzeby opuszczania swojej strefy komfortu i ryzykowania z wchodzeniem na nieznane im obszary technologiczno­‑organizacyjne. Z drugiej strony mogłoby to być też źle odebrane przez ich odbiorców, którzy mogliby uznać, że ich wieloletni, sprawdzony dostawca staje się nagle nieprzewidywalny. Tego typu firmy nie będą więc inwestowały w technologie przemysłu 4.0 tak długo, jak nie będą ich oczekiwali ich klienci.

Skupmy się na tych firmach, dla których dostosowanie działalności do wymogów przemysłu 4.0 byłoby obecnie całkowicie uzasadnione – czy to ze względu na szanse rozwojowe, czy to z uwagi na zwiększenie szansy przetrwania na rynku. Co – oprócz wspomnianych przez Pana wcześniej barier finansowych – blokuje je przed wdrożeniem rozwiązań przemysłu przyszłości?

Najważniejszym chyba problemem jest kwestia dogadania się między specjalistami IT, specjalistami OT a zarządem. W tradycyjnym modelu przemysłu każda z tych sfer ma w organizacji swoje własne, odrębne cele, natomiast przemysł 4.0 wymaga ich dogrania i uspójnienia. Każde z tych środowisk powinno zrozumieć, że sensem integracji sfery IT i OT jest spełnianie celów i wymagań sfery biznesowej. To znaczy – rozwijanie firmy poprzez zwiększanie przychodów, zmniejszanie kosztów, uzyskiwanie określonych wskaźników produktywności, efektywności, jakości etc.

Przy czym problem, o którym tu mówię dotyka przede wszystkim większych firm – w mniejszych przedsiębiorstwach realia wyglądają zazwyczaj tak, że zarząd stara się w inicjatywy związane z przemysłem 4.0 wdrożyć specjalistę ds. IT. Zazwyczaj kończy się to rozczarowaniem, gdyż IT i OT to dwa zupełnie inne światy. Warto również uwzględnić fakt, że wiele małych firm przemysłowych w ogóle nie ma własnych pracowników IT. Są one w pełni zdane na wsparcie zewnętrzne, które ogranicza się przeważnie do podstawowych procesów. W rozmowach z takimi firmami rodzą się pomysły uruchomienia centrów usług wspólnych związanych z przemysłem 4.0 na wzór biur księgowych, które powstały w latach 90. ubiegłego wieku w wyniku współpracy kilku­‑kilkunastu firm.

Drugi istotny problem dotyczy tego, że technologia zbierania, interpretacji i wykorzystywania danych przyczynia się do decentralizacji dostępu do informacji oraz podejmowania decyzji. W tradycyjnym modelu, gdy coś szwankowało, następowała awaria, kierownik zespołu diagnozował sytuację i dzwonił do właściciela lub prezesa z prośbą o podjęcie decyzji dotyczącej naprawy sprzętu czy usprawnienia procesu. W uwarunkowaniach przemysłu 4.0, kiedy dane spływają i są analizowane w sposób ciągły, specjalista ds. ich obsługi od razu, na ekranie swojego tabletu czy smartfona widzi, co i gdzie nie działa oraz jak temu zaradzić, jaką interwencję podjąć. Nagle więc może okazać się, że pracownicy firmy wiedzą o zachodzących w niej procesach więcej niż sam szef. Pewna część przedsiębiorców wciąż przyjmuje to bardzo ciężko.

Technologia zbierania, interpretacji i wykorzystywania danych przyczynia się do decentralizacji dostępu do informacji oraz podejmowania decyzji. Pewna część przedsiębiorców wciąż przyjmuje to bardzo ciężko.

Kolejna kluczowa bariera jest natomiast związana z tym, że wielu właścicieli firm nie jest gotowych na wyzwanie rekonfiguracji swojego modelu biznesowego. W szczególności przedsiębiorstwa, które przez wiele lat działały wedle utartego schematu mają dziś problem ze znalezieniem sił i werwy, by przemyśleć swoją działalność na nowo. Choć przecież są świadome korzyści związanych z wprowadzeniem zmian. Opierają się im jednak, co zresztą jest jak najbardziej naturalna reakcją – wejście w nowy model biznesowy oraz związane z tym nabywanie nowych kompetencji, nowe podejście do rynku, konieczność nowych inwestycji etc., to z perspektywy firmy zawsze ryzyko.

Dla jakiego typu polskich firm przemysłowych transformacja w kierunku przemysłu 4.0 staje się dziś „być albo nie być”?

Wskazałbym tu głównie na przedsiębiorstwa produkujące komponenty – np. elementy metalowe, z tworzyw sztucznych czy innych materiałów – de facto na podstawie wytycznych dostarczonych im przez klientów w ramach współpracy B2B. To często firmy małe, zatrudniające 20‑50 osób, których formuła funkcjonowania ogranicza się do rynku krajowego, przeważnie do 3‑10 klientów. Ich przewagi konkurencyjne to: cena, jakość i terminowość wykonania – innowacje procesowe związane z przemysłem 4.0 byłyby im w obecnych realiach bardzo potrzebne.

Tym bardziej, że firmy te z jednej strony nie mają tak szerokiego pola manewru jak przedsiębiorstwa produkujące produkty końcowe dla rynku konsumenckiego, w zakresie m.in. szybkiego reagowania na trendy rynkowe, aktywności w social mediach czy wykorzystywania nowych rozwiązań technologicznych dla lepszego dostosowywania się do preferencji klientów. Z drugiej strony muszą dziś one konkurować z zagranicznymi poddostawcami – nie tylko z Azji, lecz również z Europy Zachodniej – którzy dzięki konsolidacji oraz wykorzystaniu nowoczesnych technologii są w stanie zorganizować procesy produkcyjne w sposób bardziej elastyczny i zintegrowany, co przekłada się na większą szybkość oraz niższe koszty wytworzenia produktu końcowego.

Konsoliduj albo giń?

Taka jest brutalna prawda odnosząca się do znacznej części małych polskich przedsiębiorstw przemysłowych. Żeby przetrwać, utrzymać swoją konkurencyjność, muszą one wzmocnić swój potencjał, swoją siłę sprawczą poprzez łączenie się. Wielu właścicieli firm, którzy budowali je przez 20‑30 lat i traktują je jako swoje dzieci bardzo obawia się wizji utraty kontroli nad swoim przedsiębiorstwem. Bywa, że jest to dla nich bariera nie do przejścia. Niepodjęcie działań w tym zakresie będzie w nadchodzących latach prowadziło do znikania z rynku wielu firm z tej grupy. Z jednej strony jest to wiadomość smutna, lecz z drugiej – da to tlen dla przedsiębiorstw myślących prorozwojowo, zdolnych do konsolidacji i przeprowadzenia modernizacji po to, by móc nadal skutecznie rywalizować na rynku.

W nadchodzących latach będzie znikało wiele małych firm przemysłowych, które nie były gotowe na konsolidację. Da to tlen dla przedsiębiorstw myślących prorozwojowo, zdolnych do łączenia się i przeprowadzenia modernizacji.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

U progu cywilizacyjnej transformacji

Pobierz PDF

Od zarania dziejów logika rozwoju cywilizacji ludzkiej opiera się na paradygmacie podboju i dominacji. Przez tysiące lat zasadę tę stosowaliśmy na wszystkich polach działania (a tak naprawdę eksploatacji) – w odniesieniu zarówno do Ziemi i jej zasobów, środowiska roślin i zwierząt, jak i wobec innych ludzi. Dopóki wszystkie te pokłady potencjałów wydawały się być nieograniczone, pionierskie podejście triumfowało.

Dziś jednak rozwój technologiczny osiągnął taki poziom, że umożliwił eksploatację planety ponad możliwości jej regeneracji. Jeśli prawie 8‑miliardowa populacja będzie dalej powszechnie stosowała strategię podboju i dominacji (mając do dyspozycji dostępne już dziś technologie), to naszą planetę czeka zapaść, a ludzkość – zagłada.

Aby przetrwać, musimy zmienić filozofię rozwoju i zaakceptować naszą współzależność. Poszerzyć naszą tożsamość zarówno o perspektywę innych ludzi, jak i o wrażliwość na Ziemię, jej zasoby i przyrodę.

Od zarania dziejów logika rozwoju cywilizacji ludzkiej opiera się na paradygmacie podboju i dominacji. Stosując go dalej, naszą planetę czeka zapaść, a ludzkość – zagłada. Aby przetrwać, musimy poszerzyć naszą tożsamość zarówno o perspektywę innych ludzi, jak i o wrażliwość na Ziemię, jej zasoby i przyrodę.

Europa – szansa na przełom

Na poziomie publicznym Europejski Zielony Ład jest chyba pierwszą poważną próbą zmierzenia się z wyzwaniem zaburzonych relacji: człowiek – środowisko naturalne, na tak znaczącą skalę. Komisja Europejska – przy poparciu większości państw UE – jest zdeterminowana, by wykuć nowy paradygmat rozwoju, przekształcający tę kolebkę cywilizacji ludzkiej i wciąż jeden z głównych ośrodków globalnego rozwoju gospodarczego, w przestrzeń neutralną klimatycznie i środowiskowo. Wszyscy kluczowi europejscy gracze wyrazili swoje pełne poparcie i trwałe zaangażowanie w jego wdrożenie, a pandemia COVID‑19 wręcz wzmocniła chęć porzucenia tego, co było i budowy czegoś nowego – lepszego.

Polska – w szpicy czy w ogonie?

Polska po 1989 r. dokonała niespotykanej na skalę światową transformacji kraju postkomunistycznego, awansując do grona państw wysoko rozwiniętych. Czy i tym razem staniemy w awangardzie cywilizacyjnej transformacji? Czy też będziemy ciągnąć się w ogonie rozwiniętego świata, stosując taktykę ciągłego blokowania i odwlekania zmian?

Wydaje się, że jako obywatele jesteśmy gotowi na dokonanie skoku naprzód – na podjęcie wzmożonego wysiłku kolejnej cywilizacyjnej transformacji. Za dobrą monetę można choćby wziąć fakt, iż w 2020 r. – z własnej kieszeni – wydaliśmy 5 mld zł na przydomową fotowoltaikę. To praktycznie tyle, ile w tym samym czasie na wszystkie inwestycje w moce wytwórcze przeznaczyły największe polskie koncerny energetyczne razem wzięte. Nam – obywatelom wystarczy stworzyć dobre ramy, a sami rzucamy się do przeprowadzenia zmian. Tkwią w nas potężne zasoby indywidualnej przedsiębiorczości – zdolności do praktycznego działania. Wyjątkowo dobrze pasujemy do idei prosumentyzmu.

Wyzwanie zbiorowego zorganizowania się

Od lat naszą, polską największą bolączką jest słaba zdolność do zbiorowego zorganizowania się. Tak, by suma naszych pojedynczych wysiłków nie znosiła się, lecz wzajemnie wzmacniała. Tymczasem zielona transformacja, ale także cyfryzacja, starzenie się społeczeństwa, budowa spójności społecznej czy potrzeba zapewnienia bezpieczeństwa zdrowotnego – wymagają od nas właśnie zdolności do myślenia i działania zbiorowego.

Zielona transformacja, ale także cyfryzacja, starzenie się społeczeństwa, budowa spójności społecznej czy potrzeba zapewnienia bezpieczeństwa zdrowotnego – wymagają od nas zdolności do myślenia i działania zbiorowego.

Sprostanie wyzwaniom ekologiczno­‑klimatycznym i budowa Zielonego Ładu nie obejdą się bez działań zarówno ręki publicznej, jak i prywatnej. By dokonać tej wielkiej zmiany społeczno­‑gospodarczej potrzebne są zarówno odpowiednie regulacje i bodźce ekonomiczne, jak i powszechna zmiana świadomości, sposobu myślenia i masowych zachowań.

Kluczowa rola samorządów

Na jakim szczeblu szansa na integrowanie różnych polityk publicznych (horyzontalność) oraz sprzężenie ich z oddolną energią i działaniami samych obywateli jest największa? Wydaje się, że odpowiedź jest klarowna – to poziom lokalny i regionalny.

To na poziomie lokalnym i regionalnym szansa na integrowanie różnych polityk publicznych oraz sprzężenie ich z oddolną energią i działaniami samych obywateli jest największa.

To samorządy mają więc w tym kontekście kluczową rolę do odegrania. To właśnie tu, w miejscach naszego zamieszkania, pracy i wypoczynku, dominuje myślenie praktyczne i gospodarskie, co od lat widać nie tylko w strategiach, lecz przede wszystkim – w konkretnych działaniach. Kultura kooperacji, współdziałania i współrozwoju w dużym stopniu już się wytworzyła (szczególnie u nas, na Pomorzu), jest na czym dalej budować. Nie ma też strachu przed patrzeniem w przyszłość z otwartą przyłbicą oraz stawianiem na modernizację w najnowocześniejszym wydaniu.

Dziejowa szansa

30 lat skutecznej transformacji to nasze wielkie dokonanie, ale zarazem i zobowiązanie. W wymiarze indywidualnym osiągnęliśmy już wiele, ale to jedynie połowa sukcesu. Czy przez kolejne 30 lat uda nam się „wygrać” również wymiar zbiorowy?

Globalna zmiana paradygmatu funkcjonowania i pozycja Europy, która może stać się katalizatorem transformacji obejmującej całą naszą planetę, dają nam dziś dziejową szansę. Czy ponownie – w sposób oddolny – uda nam się pchnąć Polskę na lepsze tory?

 

Artykuł ukazał się w regionalnym thinkletterze „Idee dla Pomorza” nr 3/2020. Kompletne wydanie w postaci pliku pdf można pobrać tutaj.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Przemysł – od logiki łańcucha wartości do logiki sieci

Pobierz PDF

Więcej w: „Stawka i oblicza cyfryzacji”. Plik pdf można pobrać tutaj.

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor publikacji Kongresu Obywatelskiego.

Czy polskich przedsiębiorców przemysłowych trzeba dziś przekonywać do cyfryzowania swoich firm, edukować w tym zakresie, czy też „czują” oni tę potrzebę już sami?

Polscy przedsiębiorcy, jako cała grupa, charakteryzują się generalnie dużą chęcią i umiejętnością znajdowania rozwiązań, pozwalających im odpowiednio dostosowywać się do panujących uwarunkowań i wyciągać z tego maksimum korzyści. Problem w tym, że przy bardzo dużej kreatywności, często brakuje spojrzenia długofalowego. Koncentrując się natomiast na zbyt krótkim horyzoncie, trudno jest wprowadzić kompleksową zmianę – owszem, można wtedy podejmować zmiany punktowe, etapowe, które jednak nie dają całościowego efektu, o który by nam chodziło.

O jaki efekt chodzi?

O utrzymanie konkurencyjności. Gdy rozmawiamy na jej temat, zazwyczaj odnosimy się bowiem do stanu obecnego – mówimy: „jesteśmy konkurencyjni, bo mamy taką i taką przewagę”. Może nią być nasza taniość, szybkość, jakość, lepsza znajomość rynku etc. Jednakże, mówiąc o przewagach, należy też myśleć perspektywicznie. To niewygodne – szczególnie dla wielu przedsiębiorstw, które znajdują się dziś w tzw. strefie komfortu. Firmy takie mają stałych partnerów, niezmienny poziom zamówień, są dobrze spozycjonowane w łańcuchu wartości, współpracują od lat z dobrymi poddostawcami – czego chcieć więcej? Nic tylko zwiększać moce produkcyjne, by uzyskiwać jeszcze większe przychody. Jeśli zatem stwierdzamy, że świat jest stabilny, a my jesteśmy zadowoleni z obecnego pozycjonowania, kontaktów i generalnej sytuacji, to nie podejmujemy żadnych wysiłków.

Jeśli jednak patrzymy na konkurencyjność firmy długofalowo – nasze podejście zmienia się o 180 stopni. Dostrzegamy wówczas, że dotychczasowy model może być zawodny w perspektywie długoterminowej. Pandemia pokazała najlepiej, że jedno zdarzenie szokowe jest w stanie wywrócić biznes do góry nogami. W ciągu kilku miesięcy nastąpiła chociażby totalna zmiana patrzenia na dotychczasowe łańcuchy dostaw. Nagle z wielu stabilnych – wydawałoby się – łańcuchów nie zostało prawie nic.

W jakim kierunku powinno ewoluować przedsiębiorstwo dążące do utrzymania swojej konkurencyjności w nowych realiach?

Perspektywiczne patrzenie na biznes wymaga od przedsiębiorców zmiany myślenia i odejścia od modelu sztywnych łańcuchów w kierunku rozwiązań zdecydowanie bardziej zwinnych, elastycznych, związanych z uczestnictwem w różnego rodzaju sieciach. Będąc w takim otoczeniu, firma może się odpowiednio konfigurować i pozycjonować w zależności od sytuacji, w której się znajduje. W tym podejściu jej kluczowe kompetencje mogą być wykorzystywane w różnych modelach tworzenia wartości.

Perspektywiczne patrzenie na biznes wymaga od przedsiębiorców zmiany myślenia i odejścia od modelu sztywnych łańcuchów w kierunku rozwiązań zdecydowanie bardziej zwinnych, elastycznych, związanych z uczestnictwem w różnego rodzaju sieciach.

Rozumiem, że mówi Pan o sieciach firm funkcjonujących w oparciu o rozwiązania przemysłu 4.0. Jak „wpiąć” przedsiębiorstwo w taką sieć?

Tu należy wyraźnie rozdzielić firmy samodzielnie podejmujące działania w kierunku transformacji cyfrowej od tych, które te działania mają w pewien sposób ustandaryzowane, chociażby poprzez bycie członkiem różnego rodzaju dużych organizacji, koncernów, czy też za sprawą koncentrowania swojej działalności na realizacji zleceń na ich rzecz. Duże firmy, duzi odbiorcy definiują specyfikacje określające standardy, jakie powinny być stosowane przez ich dostawców czy kooperantów. Firmy skupione na obsłudze tego typu partnerów siłą rzeczy muszą te standardy spełniać, a co za tym idzie – stają się częścią ich sieci.

Jak wygląda natomiast sytuacja firm próbujących dokonać cyfryzacji samodzielnie?

Wiele firm podejmuje indywidualne działania cyfryzacyjne, obejmujące wewnętrzny obszar funkcjonowania organizacji. Często wygląda to w taki sposób, że opracowanie i wdrażanie cyfrowych rozwiązań pomagających w zarządzaniu biznesem czy produkcją odbywa się bez uwzględnienia otoczenia. To wszystko dobrze działa na poziomie wertykalnym, jednak problem pojawia się w warstwie integracji horyzontalnej, czyli integracji procesowej danego przedsiębiorstwa z innymi podmiotami w ramach sieci. Przy braku zachowania określonych standardów siłą rzeczy będzie miało ono problem, by w takiej sieci uczestniczyć i zaistnieć. Mówiąc obrazowo: wtyczka zasilania w wersji angielskiej nie wejdzie przecież do kontaktu w wersji europejskiej.

W związku z tym nawet przedsiębiorstwo bardzo wysoko ucyfrowione, w którym wszystkie działania odbywają się z pełną kontrolą i sterowaniem cyfrowym, będące jednak „wyspą” niewidoczną dla sieci, nie będzie mogło korzystać z jej dobrodziejstw. Jak widać – można być więc niejako wykluczonym cyfrowo, nawet będąc bardzo zaawansowaną cyfrowo organizacją. Myśląc perspektywicznie, jeżeli chcemy podjąć się wysiłku transformacji cyfrowej, warto zadbać o to, by być „wtyczką” pasującą do sieci.

Nawet przedsiębiorstwo bardzo wysoko ucyfrowione, w którym wszystkie działania odbywają się z pełną kontrolą i sterowaniem cyfrowym, będące jednak „wyspą” niewidoczną dla sieci, nie będzie mogło korzystać z jej dobrodziejstw.

Czy na naszym poziomie rozwoju gospodarczego, celowanie w transformowanie przedsiębiorstw wedle wizji przemysłu 4.0 to jednak nie za wysokie progi?

Ostatni raport Światowego Forum Ekonomicznego dotyczący postępów cyfryzacji wskazuje, że na kilka tysięcy przebadanych firm, jedynie 50 w pełni odpowiadało wizji przemysłu 4.0, cechując się tak integracją wertykalną rozwiązań, jak również horyzontalną, dającą możliwość łączenia procesów z innymi partnerami. Wyniki osiągane przez te organizacje są oczywiście pasjonujące – kilkudziesięcioprocentowe wzrosty produktywności, zerowa emisyjność etc. Niewielka skala pozytywnych przykładów pokazuje jednak, jak bardzo jest to skomplikowane zagadnienie. Być może w tym momencie rzeczywiście większość polskich firm przemysłowych nie jest jeszcze w stanie całkowicie zaadaptować się do warunków przemysłu 4.0. Niemniej warto przedstawiać im pewien kierunek, najlepsze przykłady, tak, by mogły podejmować wysiłki w tym kierunku i przygotowywać się do cyfrowo­‑sieciowej zmiany. Zakładając oczywiście, że nie chcą pozostać „na brzegu”.

W takim podejściu warto zatem pokazać korzyści płynące z uczestnictwa przemyśle 4.0. Co wymieniłby Pan w tym kontekście w pierwszej kolejności?

Wskazałbym na zwiększenie produktywności, a konkretniej: lepsze wykorzystanie maszyn oraz zasobów. Przemysł 4.0 to także bardziej efektywne modele biznesowe, pozwalające łączyć wytworzony fizycznie produkt z dotyczącymi go usługami. Efektem finalnym jest lepsze spełnianie potrzeb klienta oraz stałe monitorowanie tego, jak produkt jest przyjmowany na rynku oraz jak się sprawuje. Wytwórca oferuje więc klientowi funkcje, a nie sam fizyczny produkt. Modele biznesowe oparte na takim podejściu dają kilkunasto­‑kilkudziesięcioprocentowy wzrost przychodu z działalności. Ale zwiększenie rentowności czy wzrost przychodowości to tylko fragment potencjalnych efektów. Należy pamiętać o kluczowej roli rozwiązań przemysłu 4.0 przy realizacji koncepcji gospodarki obiegu zamkniętego, efektywniejszym wykorzystaniu energii czy urzeczywistnianiu produkcji neutralnej dla środowiska.

Na co jeszcze zatem – oprócz wspomnianej wcześniej „kompatybilności” z siecią – warto zwrócić szczególną uwagę, myśląc o przystosowaniu przedsiębiorstwa przemysłowego do wymogów przemysłu 4.0?

Z pewnością niezmiernie istotny jest czynnik ludzki – z jednej strony może być on pewnego rodzaju barierą, problemem, a z drugiej stanowi również największą szansę. W jego kontekście kluczowe są trzy rzeczy: wiedza, umiejętności i nastawienie. Pierwsza z nich to olbrzymi temat związany z przygotowaniem kompetencji przyszłych kadr, z wdrażaniem specjalnych programów edukacyjnych. Umiejętności z kolei można nabywać, zarówno wykorzystując sukcesywnie nowoczesne technologie, jak również biorąc udział w bardzo konkretnie sprecyzowanych szkoleniach. Najważniejszym spośród tych trzech elementów jest jednak nastawienie, które decyduje o powodzeniu każdej zmiany. Dlatego też wdrożenie rozwiązań przemysłu przyszłości w Polsce zależy w dużej mierze od obecności tzw. apostołów – osób, które będą potrafiły pokazać szerszy kontekst stosowanych technologii, tłumacząc chociażby, że nie decydujemy się na ich wykorzystanie po to, by zabrały komuś miejsce pracy, lecz po to, by nam na różnych polach działalności pomóc. Że wprowadzane technologie nie są dla właściciela przedsiębiorstwa, lecz dla wszystkich pracowników.

Wdrożenie rozwiązań przemysłu 4.0 w Polsce zależy w dużej mierze od obecności tzw. apostołów – osób, które będą potrafiły pokazać szerszy kontekst stosowanych technologii, tłumacząc chociażby, że nie decydujemy się na ich wykorzystanie po to, by zabrały komuś miejsce pracy, lecz po to, by nam na różnych polach działalności pomóc.

W tym miejscu chciałbym jednak podkreślić, że wszystkie trzy wyżej wskazane elementy muszą zachować równowagę. Nie wystarczą same kompetencje bez nastawienia, podobnie jak nie wystarczy samo nastawienie, gdy nie ma wiedzy i umiejętności.

Zainteresował mnie wątek apostołów zmiany – skąd wziąć takie osoby? Trudno bowiem oczekiwać, nawet od osób pracujących w przemyśle od wielu lat, by były ekspertami w zakresie przemysłu 4.0.

Wśród działań Platformy Przemysłu Przyszłości jest m.in. uruchamianie Szkół Lidera transformacji, gdzie zapraszamy przedstawicieli firm po to, by w ramach projektu rozpoznawali sytuację swoich zakładów i pod okiem naszych mentorów opracowywali strategię zmiany, a następnie stawali się jej ambasadorami w organizacji, wyjaśniając ją i przekonując do niej pozostałych pracowników. Wzorce w tym zakresie znajdziemy również za granicą. W Niemczech podobnego typu inicjatywy są dostępne w ramach Mittlestand 4.0, czyli programu laboratoriów przemysłowych dla małych i średnich firm, który daje pracownikom zakładów możliwość bezpośredniego poznania, doświadczenia tego, jak wygląda i funkcjonuje fabryka 4.0, a także jakie mogą być z niej korzyści dla organizacji i jej pracowników. Jeszcze ciekawszy jest przykład jednego z państw azjatyckich, gdzie firmy przemysłowe mają możliwość wysyłania pracowników do tzw. fabryk wzorcowych. Są to zakłady prowadzone przez państwo, w których w kilkumiesięcznym okresie można przygotować cały zespół, by nauczył się korzystać z nowoczesnych technologii oraz poznał wynikające z nich korzyści. Takie fabryki mają jedną tylko wadę – produkują na złom, gdyż jako działalności prowadzone za publiczne pieniądze nie mogą wprowadzać swoich wyrobów na rynek…

Na jakiego typu nowinki technologiczne, niekoniecznie związane z przemysłem 4.0, które nie są jeszcze u nas upowszechnione, zwróciłby Pan uwagę polskich przedsiębiorców przemysłowych?

Moim zdaniem, z perspektywy firmy przemysłowej szczególnie cenna może być możliwość poznawania konsekwencji planowanych decyzji w sposób wirtualny. Dzięki temu zawczasu da się zobaczyć chociażby to, że coś, co wydaje nam się dziś oczywiste, w rzeczywistości może być dużym błędem. W tym kontekście nie do przecenienia są rozwiązania z zakresu wirtualnej czy rozszerzonej rzeczywistości.

Mógłby Pan zobrazować je jakimś konkretnym przykładem?

Często u przedsiębiorców przemysłowych spotykam się z podejściem, w myśl którego, skoro mamy dobrą sieć dostawców oraz wielu bardzo dobrych odbiorców, wystarczy zwiększyć dwu-, trzy‑ czy czterokrotnie moce produkcyjne, żeby osiągnąć znacznie wyższe przychody. Logika jest prosta: zwiększam liczbę urządzeń wytwórczych, np. wtryskarek, które produkują więcej wyrobów, transportowanych następnie przez wózki samojezdne do magazynów. Okazuje się jednak, że wózki mogą być „wąskim gardłem” – nie nadążają z przewożeniem towaru.

Jaki z tego wniosek? Większość przedsiębiorców powiedziałoby: dokupić wózki, dzięki czemu nie będzie przestojów w pracy maszyn. Przeprowadzenie symulacji działania tego systemu w oparciu chociażby o rozwiązania wirtualnej rzeczywistości, może nam jednak unaocznić, że gdy zwiększymy liczbę wózków, to „wąskie gardła” pojawią się gdzie indziej i związane będą np. z szerokością korytarzy, na których tak duża liczba wózków się blokuje. A zatem – zwiększenie mocy produkcyjnych jest w tym przypadku drogą na manowce.

Na tym polega koncepcja tzw. cyfrowego bliźniaka?

Tak – korzystanie z odwzorowania cyfrowego jest dziś coraz częstszym podejściem nie tylko w dużych, lecz również w średnich i małych firmach. Pozwala na przyjrzenie się temu, gdzie jesteśmy oraz jakie decyzje podjąć, by znaleźć się tam, gdzie chcielibyśmy być. W coraz bardziej złożonej i zaawansowanej technologicznie rzeczywistości, w której w dodatku nie mamy żadnych własnych doświadczeń, coraz trudniej jest działać intuicyjnie. Dzięki cyfrowemu bliźniakowi jesteśmy w stanie uniknąć złych, nieprzemyślanych kroków, a także lepiej i precyzyjniej zaplanować przyszłość – podstawą są tu bowiem „twarde” dane, a nie przeczucia czy przypuszczenia człowieka.

W coraz bardziej złożonej i zaawansowanej technologicznie rzeczywistości, w której w dodatku nie mamy żadnych własnych doświadczeń, coraz trudniej jest działać intuicyjnie. Bezpieczniej jest oprzeć się na „twardych” danych.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Sytuacja gospodarcza województwa pomorskiego w III kwartale 2020 r.

Pobierz PDF

Koniunktura gospodarcza

W III kwartale 2020 r. cały świat zmagał się ze skutkami pandemii koronawirusa. Nieco optymizmu przynosi jednak fakt, że okres ten był znacznie lepszy od II kwartału, gdy w wielu krajach wprowadzono tzw. lockdown gospodarki, a miliony ludzi zostało de facto uwięzionych w swoich domach. Z danych Eurostatu wynika, że unijne PKB było w III kwartale br. o 3,9 proc. niższe niż w analogicznym okresie roku 2019, lecz jednocześnie o 12,1 proc. wyższe niż w poprzednim kwartale1. Mało kto spodziewa się jednak, że ten trend wzrostowy zostanie utrzymany w ostatnim kwartale 2020 r., kiedy to spodziewane jest apogeum tzw. II fali pandemii.

Zbyt wcześnie jeszcze, by definitywnie osądzać, kto został największym „wygranym” obecnego kryzysu, a kto na nim najbardziej ucierpiał. Z wyliczeń ekonomistów Międzynarodowego Funduszu Walutowego wynika, że najszybciej otrząsną się z niego Chiny – szacuje się, że tempo wzrostu PKB Państwa Środka w 2020 r. wyniesie 1,9 proc., a w 2021 r. – 8,2 proc. Dla porównania: dla strefy euro będzie to odpowiednio: –8,3 proc. i 5,2 proc., natomiast dla naszego regionu wschodzącej i rozwijającej się Europy: –4,6 proc. i 3,9 proc. Z kolei największy rywal Chin na arenie globalnej – Stany Zjednoczone – ma w 2020 r. doświadczyć spadku PKB rzędu –4,3 proc., by w kolejnym roku wzrosło ono o 3,1 proc. Prognoza dla całego świata ogółem to natomiast spadek PKB o 4,4 proc. w 2020 r. oraz wzrost o 5,2 proc. w 2021 r.2

Polska gospodarka wykazała się jak dotychczas dość sporą odpornością na kryzys, szczególnie w odniesieniu do sytuacji panującej w innych krajach UE. Według ministra finansów, Tadeusza Kościńskiego, polska przejdzie w tym roku przez najsłabszą recesję w skali całej Unii Europejskiej. Z wyliczeń banku Goldman Sachs wynika, że nasza gospodarka w 2020 r. skurczy się o 2,3 proc., co będzie świetnym wynikiem na tle innych państw naszego regionu. Dla przykładu: według tej samej analizy, PKB Czech ma spaść o 6,5 proc., Węgier – o 6,2 proc., a Rumunii – o 4,2 proc.3

Wszyscy zastanawiają się też dziś, kiedy nastąpi „odbicie” gospodarek po II fali koronawirusa. Zdaniem wielu ekspertów, w tym m.in. prof. Stanisława Gomułki, głównego ekonomistę BCC oraz byłego wiceministra finansów, można się tego spodziewać w II-III kwartale przyszłego roku4.

W ocenie pomorskich przedsiębiorców III kwartał br. był wyraźnie lepszy od II kwartału, kiedy miało miejsce dotychczasowe apogeum kryzys. Ich nastroje, wyrażone we wskaźniku bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa, pozostają jednak znacznie gorsze niż przed pandemią. Pomimo wyraźnego trendu wzrostowego, powody do optymizmu są tonowane przez spodziewaną na jesień II falę epidemii, która – według prognoz – ma być znacznie silniejsza od tej wiosennej.

W obecnych, trudnych czasach najlepiej swoją bieżącą sytuację oceniają pomorskie firmy z branży informacji i komunikacji, gdzie analizowany wskaźnik wyniósł pod koniec III kwartału +29,9 pkt, a w lipcu i sierpniu był wyższy niż 30 pkt. Jeżeli można mówić o sektorze gospodarki, który najlepiej znosi pandemiczny kryzys, z pewnością jest to właśnie sektor IT, korzystający z faktu, że coraz więcej elementów i procesów ze świata „rzeczywistego” przenoszonych jest do świata wirtualnego.

Przewaga ocen pozytywnych na koniec III kwartału dotyczyła także branż: zakwaterowania i usług gastronomicznych (+12,2 pkt.) oraz przetwórstwa przemysłowego (+0,5 pkt.). Pierwsza z nich, pomimo wielu ograniczeń związanych z pandemią, skorzystała z faktu, że większość Polaków decydujących się na wyjazd urlopowy, spędzało go w Polsce. Z badań firmy Selectivv wynika, że w lipcu br. turystów odwiedzających Pomorze było aż o 27 proc. więcej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego. Robi to tym większe wrażenie, że – według tego samego badania – w lipcu 2020 r. w skali kraju odnotowany został spadek ruchu turystycznego, sięgający aż 38,8 proc.5

Z kolei w wypadku przetwórstwa przemysłowego – różne gałęzie II sektora w różny sposób odczuły skutki obecnego kryzysu. Jak mówił na łamach „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego” Jakub Kaszuba, Prezes Zarządu firmy Base Group, „skutki pandemii odczuły na Pomorzu bardzo mocno branża lotnicza oraz samochodowa, a konkretniej – zakłady, które dostarczają swoje wyroby w łańcuchu dostaw produkcji samolotów oraz aut. Wiele z nich miało spore problemy z otrzymywaniem zamówień. Dotknęło to nawet świetnie prosperujące, zaawansowane technologicznie firmy – „miotła” związana z przerwaniem łańcuchów dostaw była nieubłagana”. Większość z nich wraca już dziś do w miarę normalnej pracy. Są też jednak na Pomorzu gałęzie przemysłu, które na pandemii koronawirusa mogły w pewien sposób skorzystać. Zdaniem Jakuba Kaszuby „sektorem, który (…) zyskiwał w początkowym okresie pandemii, był pomorski przemysł stoczniowy. Jako że część stoczni w Niemczech, Włoszech czy we Francji tymczasowo zamknęło swoją produkcję, sporo zamówień trafiło do polskich firm z tej branży”. Obecny kryzys dość dobrze znoszą również branże wytwórcze produkujące na potrzeby inwestycji związanych z ochroną środowiska czy elektroenergetyką.

Najgorsza ocena bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa dotyczyła w III kwartale br. branży transportu i gospodarki magazynowej, gdzie przez wszystkie trzy miesiące wartości wskaźnika oscylowały w granicach –40,0 pkt. Jest to o tyle zaskakujące, że sektor ten bywa w wielu analizach często przedstawiany jako jeden z „wygranych” – obok ICT – pandemii. Tak niskie wartości wskaźnika mogą być jednak pokłosiem problemów, z jakimi branża zmaga się już nie od dziś, jak np. rosnącej presji kosztowej, spadających cen, a co za tym idzie – również i marż. A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze niepewność. Przewaga ocen negatywnych w analizowanym okresie dotyczyła także sektorów: budownictwa (–16,1 pkt. na koniec kwartału), handlu detalicznego (–8,9 pkt.) oraz handlu hurtowego (–1,2 pkt.).

To, że kondycja pomorskiej gospodarki staje się coraz lepsza najlepiej obrazuje porównanie wrześniowych wartości wskaźnika bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa z ocenami z końca II kwartału br. – przedsiębiorcy z wszystkich siedmiu analizowanych branż oceniają obecnie swoją sytuację znacznie lepiej niż przed trzema miesiącami. Największa różnica in plus dotyczy branży zakwaterowania i usług gastronomicznych (+32,2 pkt. względem czerwca br.). Można to uzasadnić faktem, że pod koniec II kwartału przedsiębiorców z tego sektora cechowała bardzo duża niepewność odnośnie tego, jak będzie wyglądał zbliżający się sezon wakacyjny. Summa summarum jednak nie sprawdziły się najczarniejsze scenariusze, których mogli się oni obawiać. Wyraźnie wyżej niż przed trzema miesiącami swoją obecną kondycję ocenili też przedsiębiorcy z branży handlu detalicznego (+14,4 pkt.), którzy otrząsnęli się już po bardzo dotkliwym z ich perspektywie lockdownie, a także z sektora przetwórstwa przemysłowego (+11,6 pkt.). W wypadku pozostałych czterech branż, indeks bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa był we wrześniu wyższy w granicach 4,6‑7,7 pkt. względem czerwca.

O rzeczywistości, w jakiej dziś się znajdujemy przypomina nam jednak porównanie obecnych nastrojów pomorskich przedsiębiorców z tymi, notowanymi przed rokiem. Jedynie w dwóch sektorach wskaźnik bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa jest obecnie wyższy, niż wówczas – mowa tu o: informacji i komunikacji (+14,0 pkt. względem września 2019 r.) oraz zakwaterowaniu i usługach gastronomicznych (+8,6 pkt.). W pozostałych pięciu branżach obecna sytuacja jest oceniana gorzej niż w analogicznym okresie ub.r. Największe różnice in minus dotyczą sektorów: transportu i gospodarki magazynowej (–41,3 pkt. względem września 2019 r.) oraz budownictwa (–25,3 pkt.). Wyraźnie niższe oceny cechują również handel hurtowy (–13,1 pkt.) oraz handel detaliczny (–12,5 pkt.).

Wykres 1. Indeks bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa wg sektorów w województwie pomorskim w okresie od września 2019 do września 2020 r.

Przedział wahań wskaźnika wynosi od –100 do +100. Wartości ujemne oznaczają przewagę ocen negatywnych, dodatnie – pozytywnych.
Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie danych GUS

O ile jeszcze pod koniec II kwartału br. można było się pocieszać, że w pięciu spośród siedmiu badanych sektorów wartość wskaźnika bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa była wyższa niż średnio w Polsce, o tyle we wrześniu br. taka sytuacja miała miejsce jedynie w odniesieniu do trzech. Największa różnica in plus dotyczyła sektora zakwaterowania i usług gastronomicznych (+29,6 pkt. względem kraju), z kolei w sektorze informacji i komunikacji indeks był o 10,9 pkt. wyższy niż przeciętnie w kraju, a w branży przetwórstwa przemysłowego – o 5,5 pkt. wyższy.

Jedynym obszarem, w którym nastroje pomorskich przedsiębiorców były drastycznie gorsze niż średnio w Polsce, była branża transportu i gospodarki magazynowej (–29,4 pkt. względem kraju). W pozostałych różnice na minus były nieznaczne i wynosiły: –4,6 pkt. w budownictwie, –3,9 pkt. w handlu detalicznym oraz –0,7 pkt. w handlu hurtowym.

W trzech spośród analizowanych branż obecne nastroje pomorskich przedsiębiorców są lepsze niż przed siedmioma laty. W każdym jednak wypadku różnica in plus jest niewielka – wskaźnik bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa wynosi +4,2 pkt. względem września 2013 r. w sektorze informacji i komunikacji, +2,2 pkt. w budownictwie oraz +1,9 pkt. w handlu hurtowym. Największe odchylenie na minus dotyczy branży transportu i gospodarki magazynowej, wynosząc –30,9 pkt. względem końca III kwartału 2013 r. W pozostałych branżach – zakwaterowania i usług gastronomicznych, handlu detalicznego oraz przetwórstwa przemysłowego – indeks jest odpowiednio o: 8,5 pkt., 6,7 pkt. oraz 2,6 pkt. niższy niż w porównywanym okresie.

Wartości wskaźnika przewidywanej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa są pod koniec III kwartału br. wyraźnie wyższe niż na koniec II kwartału. Nie zmienia to jednak faktu, że wśród przedsiębiorców z czterech analizowanych branż – i to wyraźnie – przeważają oceny negatywne. Najgorsze przewidywania dotyczą respondentów z branż: transportu i gospodarki magazynowej (–39,7 pkt. we wrześniu br.) oraz zakwaterowania i usług gastronomicznych (–23,5 pkt.). W wypadku drugiego z tych sektorów jest to jednak sytuacja notowana praktycznie co roku i wiążę się z jego sezonowym charakterem. Oprócz nich indeks przewidywanej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa miał ujemną wartość również jeśli chodzi o branżę handlu detalicznego (–14,6 pkt.) oraz handlu hurtowego (–12,1 pkt.). W znacznym stopniu wynika to bez wątpienia z obawa przedsiębiorców z tych branż przed II falą pandemii, spodziewaną na jesień.

Podobnie jak w poprzednim kwartale, również i na koniec III-ego, pomorscy przedsiębiorcy z czterech spośród siedmiu analizowanych branż oceniają swoje perspektywy lepiej niż przeciętnie w kraju. Największa różnica in plus dotyczy budownictwa (+19,2 pkt. względem kraju), a następnie: przetwórstwa przemysłowego (+9,6 pkt.), informacji i komunikacji (+3,1 pkt.) oraz zakwaterowania i usług gastronomicznych (+1,5 pkt.). Z kolei przewidywania bardziej negatywne niż przeciętnie w kraju dotyczyły przede wszystkim – podobnie jak w II kwartale – sektora transportu i gospodarki magazynowej (–30,8 pkt.), a także handlu detalicznego (–6,6 pkt.) oraz handlu hurtowego (–3,6 pkt.).

Działalność przedsiębiorstw

Pod koniec III kwartału 2020 r. w województwie pomorskim zarejestrowanych było 315,8 tys. podmiotów gospodarki narodowej. W porównaniu z danymi sprzed roku, ich liczba wzrosła o 9,9 tys. Było ich również więcej o 3,5 tys. w porównaniu z końcem poprzedniego kwartału.

Pomimo trwającego kryzysu związanego z pandemią koronawirusa, III kwartał br. był znacznie bardziej udany od II z perspektywy produkcji sprzedanej przemysłu – w sierpniu i wrześniu indeks produkcji sprzedanej przemysłu był nawet wyższy niż w analogicznym okresie ub.r. Trend wzrostowy widać także w wypadku sprzedaży detalicznej towarów, co nie zmienia jednak faktu, że osiągane wyniki przez cały kwartał były niższe niż w okresie lipiec­‑wrzesień 2019 r. Zauważalna zadyszka dotknęła natomiast produkcji budowlano­‑montażowej, gdzie wartości indeksu były niższe niż w II kwartale br., w tym – w sierpniu i wrześniu – niższe niż w analogicznych miesiącach ub.r.

Wiele wskazuje na to, że gałęzie pomorskiego przemysłu, które w dużym stopniu odczuły negatywne skutki kryzysu wywołanego pandemią koronawirusa w II kwartale br., wychodzą już „na prostą”. Indeks produkcji sprzedanej przemysłu w sierpniu i wrześniu był wyższy niż w analogicznym okresie roku ubiegłego o odpowiednio: 1,4 proc. oraz 6,8 proc. Z kolei w lipcu wartość ta była minimalnie niższa – o 1,3 proc. – niż przed rokiem. Analizując z czysto statystycznej strony, wartości odnotowane w analizowanym kwartale były więc na poziomie zbliżonym do tych, notowanych przed pandemią. Ożywienie w polskim sektorze przemysłowym widać po wskaźniku PMI, który przez wszystkie trzy analizowane miesiące osiągał wartości przekraczające 50, co oznacza, że sektor się rozwija. Szczególnie wysoka wartość wskaźnika została odnotowana w lipcu (52,8) – był to najwyższy wynik od dwóch lat. W sierpniu i we wrześniu wartości wskaźnika wynosiły odpowiednio: 50,6 i 50,8. Z jednej strony należy się cieszyć z wyraźnej poprawy względem II kwartału, jednak z drugiej – odnotowane wartości indeksu są niższe, niż spodziewała się większość ekspertów. Jak wskazują ekonomiści z Banku Pekao – może to świadczyć o tym, że ożywienie w tym sektorze traci impet. Perspektywy na IV kwartał br. pozostają bardzo niepewne6.

Wykres 2. Dynamika produkcji sprzedanej, budowlano­‑montażowej i sprzedaży detalicznej w województwie pomorskim w okresie od stycznia 2017 do września 2020 r.

Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku

Zgodnie z przewidywaniami, w III kwartale br. widać już oznaki spowolnienia inwestycyjnego w sektorze budowlano­‑montażowym, wynikającego z obecnego kryzysu. W II kwartale br. – ze względu na realizację zamówień zgłoszonych jeszcze przed pandemią – trend ten nie był jeszcze widoczny. W skali całego kwartału, po relatywnie udanym lipcu, wartość indeksu produkcji budowlano­‑montażowej na Pomorzu była niższa niż przed rokiem w sierpniu (o 5,2 proc.) oraz wrześniu (o 0,4 proc.). Ostatni raz wartość indeksu niższa niż w analogicznym okresie roku ubiegłego była na Pomorzu notowana w sierpniu 2019 r., a jeszcze wcześniej – dopiero w kwietniu 2017 r. Obrazuje to, jak duży wpływ na sytuację branży ma obecna sytuacja. Przyhamowanie produkcji budowlano­‑montażowej jest widoczne także w skali kraju. We wrześniu br. była ona niższa o 9,8 proc. niż rok wcześniej. Wyraźna różnica in minus dotyczyła robót budowlanych związanych z obiektami inżynierii lądowej i wodnej (–14,5 proc. w ujęciu rdr.) oraz robót o charakterze remontowym (–13,8 proc.). Podobnie jak na Pomorzu wrześniowe wyniki są zauważalnie wyższe od tych, notowanych w sierpniu7. Zdaniem Jana Stylińskiego, prezesa Polskiego Związku Pracodawców Budowlanych, obecny kryzys najbardziej wpłynie na redukcję inwestycji samorządowych, które stanowią około 20 proc. całego rynku. Nie spodziewa się on natomiast, by w pozostałych obszarach branży sytuacja miałaby być w najbliższym czasie trudna8.

Sektor handlu detalicznego, który był jednym z największych poszkodowanych tzw. lockdownu gospodarki oraz innych obostrzeń, jakie miały miejsce w szczególności w kwietniu i maju br., wyraźnie odbił się w III kwartale br., sukcesywnie zbliżając się do wartości indeksu sprzedaży detalicznej towarów, notowanej w ub.r. W skali całego kwartału indeks ten był niższy o 4,9 proc. niż przed rokiem w lipcu, o 1,8 proc. niższy w sierpniu i 0,2 proc. niższy we wrześniu. Z kolei w skali kraju sprzedaż detaliczna we wrześniu br. była wyższa niż przed rokiem o 2,5 proc. Widmo jesiennej II fali pandemii powoduje jednak, że ten pozytywny trend może ulec jednak odwróceniu – tak przynajmniej spodziewa się większość ekspertów, zdaniem których wrześniowa wartość indeksu może być ostatnią wyższą w ujęciu rdr. w 2020 r. W skali całego sektora największym beneficjentem obecnej sytuacji wydaje się być handel internetowy – jego udział w sprzedaży detalicznej sięgnął we wrześniu 6,8 proc. (w sierpniu – 6,1 proc.). Można się spodziewać, że w kolejnych miesiącach – szczególnie mając na uwadze rosnącą liczbę chorych na COVID-19 oraz wprowadzane obostrzenia – udział ten będzie jeszcze bardziej rósł9.

Handel zagraniczny

W III kwartale br. międzynarodowa wymiana handlowa, po bardzo trudnej wiośnie, zdecydowanie odżyła, nie osiągając jednak jeszcze pułapu sprzed pandemii. Widać to również na Pomorzu, gdzie zarówno eksport, jak i import towarów były wyższe niż w poprzednim kwartale – eksport w III kwartale br. wyniósł 2819,6 mln euro i był nieznacznie, o 1,0 proc. wyższy niż w II kwartale br., natomiast import, wynoszący 2853,1 mln euro, był aż o 24,1 proc. wyższy niż między kwietniem a czerwcem br. Ze względu na znaczne zwiększenie wartości importu, po dwóch kwartałach z dodatnim saldem handlu zagranicznego, saldo to znów było ujemne i wyniosło –33,5 mln euro (w poprzednim kwartale: +492,0 mln euro).

Mając na uwadze całą polską gospodarkę, w pierwszych trzech kwartałach 2020 r. wartość eksportu wyniosła 169,9 mld euro, natomiast importu – 162,4 mld euro. Saldo handlu zagranicznego wyniosło więc +7,5 mld euro. W porównaniu z analogicznym okresem roku 2019, eksport spadł o 4,0 proc., natomiast import – o 8,0 proc. Z kolei saldo handlu zagranicznego wzrosło o 7,0 mld euro10.

W porównaniu z III kwartałem poprzedniego roku wartość pomorskiego eksportu spadła o 4,4 proc., natomiast importu – aż o 20,9 proc. Saldo handlu zagranicznego wyniosło wówczas –688 mln euro. Z kolei w porównaniu z III kwartałem 2018 r., spadkowi uległy zarówno wolumen importu, wolumen eksportu, jak i saldo handlu zagranicznego.

Wśród towarów eksportowanych z Pomorza w III kwartale br. dominowały te, z grup: statków, łodzi oraz konstrukcji pływających (17,6 proc. wartości eksportu), maszyn i urządzeń elektrycznych (11,2 proc.) oraz ryb i skorupiaków (8,7 proc.). Porównując bieżące wyniki handlu zagranicznego z danymi historycznymi rzuca się w oczy znaczny spadek udziału paliw, który w mijającym kwartale wyniósł zaledwie 3,4 proc, a w II kwartale br. – 4,5 proc., podczas gdy we wcześniejszych okresach ta grupa towarów stanowiła zazwyczaj pomiędzy 7,0 a 10,0 proc. wartości pomorskiego eksportu. Tak niski wynik może być związany ze spadkiem globalnego popytu na paliwa, wywołanym przez pandemię.

Wykres 3. Struktura kierunkowa eksportu z województwa pomorskiego w III kwartale 2020 r.

Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie danych Izby Celnej w Warszawie

Produkty eksportowane z Pomorza trafiły w III kwartale br. w największym stopniu – tak samo jak w poprzednich kwartałach – na rynek niemiecki (24,4 proc. pomorskiego eksportu). Istotnymi odbiorcami pozostały podmioty ze: Szwecji (5,9 proc.), Holandii (5,0 proc.), Francji (4,7 proc.), Wielkiej Brytanii (3,5 proc.) oraz Rosji (3,5 proc.). Również w skali całej polskiej gospodarki, w pierwszych trzech kwartałach 2020 r. największym odbiorcą eksportowanych z naszego kraju produktów były Niemcy (28,5 proc. polskiego eksportu). Na kolejnych pozycjach uplasowały się natomiast: Czechy (5,9 proc.), Wielka Brytania (5,7 proc.) oraz Francja (5,6 proc.).

Wśród towarów importowanych do regionu podobnie jak w poprzednich kwartałach dominowała grupa paliw, odpowiadająca za 27,6 proc. wartości pomorskiego importu. Udział ten był znacznie wyższy (o ponad 7 pkt. proc.) niż w kryzysowym II kwartale br., lecz nadal nieco niższy niż w I kwartale (31,6 proc.), czy przed rokiem (32,4 proc.). Wśród importowanych towarów tradycyjnie już istotny był też udział grup: maszyn i urządzeń elektrycznych (11,6 proc.), ryb i skorupiaków (10,1 proc.) oraz statków, łodzi oraz maszyn pływających (8,2 proc.). W wypadku tej ostatniej grupy – to dobry znak po bardzo niskim (4,9 proc.) wyniku z II kwartału br., który był najpewniej związany z czasowym wstrzymaniem prac niektórych zachodnioeuropejskich stoczni, spowodowanym przez pandemię.

W III kwartale br. największym partnerem importowym Pomorza – podobnie jak we wcześniejszych okresach, głównie za sprawą importu paliw – pozostała Rosja, która identycznie jak w II kwartale br. odpowiadała za 18,6 proc. wartości pomorskiego importu. Za jej plecami znalazły się: Chiny (14,0 proc.), Niemcy (10,5 proc.), Norwegia (9,7 proc.) oraz Kazachstan (6,8 proc.). Pomorska struktura importowa odbiega od ogólnopolskiej, gdzie w okresie styczeń­‑wrzesień br. dominowały Niemcy (21,7 proc. wartości importu), a następnie Chiny (14,3 proc.), Włochy (4,9 proc.) oraz Rosja (4,7 proc.).

Wykres 4. Struktura kierunkowa importu do województwa pomorskiego w III kwartale 2020 r.

Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie danych Izby Celnej w Warszawie

Barometr innowacyjności

W III kwartale 2020 r. w Biuletynie Urzędu Patentowego opublikowano informację o 840 wynalazkach zgłoszonych do opatentowania. Liczba zgłoszeń pochodzących z województwa pomorskiego sięgnęła 47, co stanowiło 5,6 proc. wszystkich zgłoszonych wynalazków. Jest to odsetek wyższy o 0,2 pkt. proc. od obserwowanego w poprzednim kwartale oraz wyższy o 0,7 pkt. proc. niż w III kwartale poprzedniego roku.

Wykres 5. Liczba pomorskich wynalazków zgłoszonych i opublikowanych w Biuletynie Urzędu Patentowego w 2020 r.

Źródło: opracowanie na podstawie http://www.uprp.pl

Udział województwa pomorskiego w liczbie zgłaszanych patentów był zatem w mijającym kwartale, tak samo jak w poprzednich, niższy od udziału regionu w liczbie mieszkańców całej Polski (6,0 proc.) oraz w odniesieniu do liczby ogólnopolskich przedsiębiorstw (6,8 proc.). Niemniej należy mieć na uwadze, iż statystyka patentowa jest zdominowana przez zgłoszenia z województwa mazowieckiego, w tym w szczególności z Warszawy.

Polską gospodarkę nadal dzieli spory dystans do globalnych liderów innowacyjności. W tegorocznym Światowym Rankingu Innowacyjności (Global Innovation Index), opracowywanym przez Światową Organizację Własności Intelektualnej (WIPO) ONZ, uplasowała się ona na 38. miejscu wśród 131 badanych państw, co oznacza awans o jedną pozycję w porównaniu z ubiegłoroczną edycją badania. W badaniu analizowanych jest 80 wskaźników, podzielonych na 7 filarów: instytucje, kapitał ludzki wraz z B+R, infrastruktura, rozwój rynku, dojrzałość biznesu, wiedza i technologia oraz kreatywność. Polska najlepiej – na 35. miejscu w skali świata – uplasowała się w obszarze kapitału ludzkiego oraz B+R, natomiast na 36. pozycji, jeśli chodzi o wiedzę i technologię. Najgorzej – na 69. miejscu – wypadliśmy, jeśli chodzi o rozwój rynku11.

Otwarte pozostaje pytanie, jak na wzrost innowacyjności polskiej gospodarki wpłynie pandemia. Z jednej strony widzimy już teraz, że w jej następstwie wiele firm ogranicza swoje inwestycje badawczo­‑rozwojowe. Z drugiej natomiast strony obecny kryzys wymusił na wielu organizacjach podjęcie wyzwania transformacji cyfrowej. Zdaniem Andrzeja Soldatego, prezesa Fundacji Platforma Przemysłu Przyszłości, „perspektywiczne patrzenie na biznes wymaga od przedsiębiorców zmiany myślenia i odejścia od modelu sztywnych łańcuchów w kierunku rozwiązań zdecydowanie bardziej zwinnych, elastycznych, związanych z uczestnictwem w różnego rodzaju sieciach. Będąc w takim otoczeniu, firma może się odpowiednio konfigurować i pozycjonować w zależności od sytuacji, w której się znajduje”12.

Aby było to jednak możliwe, konieczne jest wdrożenie przez nią rozwiązań z zakresu przemysłu 4.0. Można się spodziewać, że w tym kierunku będzie w nadchodzących latach szło coraz więcej przedsiębiorstw przemysłowych, budując tym samym niejako „masę krytyczną” polskiej innowacyjności II sektora.

Wśród zgłoszeń patentowych zgłoszonych w województwie pomorskim w III kwartale br. przeważały te z działów F (budowa maszyn, oświetlenie, ogrzewanie, uzbrojenie, technika minerska) i G (fizyka) Międzynarodowej Klasyfikacji Patentowej, których udział w ogóle patentów zgłoszonych w tym okresie wyniósł po 21,3 proc. Wysoki (19,1 proc.) był także udział działu A – podstawowe potrzeby ludzkie.

Również tych dwóch działów dotyczyła – odpowiednio o: 10,7 pkt. proc. oraz 11,9 pkt. proc. – największa nadreprezentacja zgłoszonych patentów względem kraju. Z kolei największe odchylenia in minus – o 12,9 pkt. proc. oraz o 12,0 pkt. proc. – odnosiły się do działów B (różne procesy przemysłowe, transport) i C (metalurgia).

W analogicznym okresie ubiegłego roku największa nadreprezentacja względem kraju (+8,5 pkt. proc. względem kraju) dotyczyła działu B. Największe odchylenie in minus w porównaniu z resztą Polski dotyczyło natomiast działu C (–11,5 pkt. proc.).

Tabela 1. Ogólnopolskie oraz pomorskie zgłoszenia wynalazków opublikowane w Biuletynie Urzędu Patentowego wg Międzynarodowej Klasyfikacji Patentowej (MKP) w I, II i III kwartale 2020 r.

Dział MKP III kwartał 2020 r. 2020 r.
Pomorskie Polska różnica Pomorskie Polska różnica
% % pkt. proc. % % pkt. proc.
Dział A – Podstawowe potrzeby ludzkie 19,1 15,4 +3,8 22,9 17,7 +5,3
Dział B – Różne procesy przemysłowe; Transport 8,5 21,4 –12,9 14,6 21,6 –7,0
Dział C – Chemia; Metalurgia 12,8 24,8 –12,0 13,9 23,2 –9,3
Dział D – Włókiennictwo; Papiernictwo 0,0 1,0 –1,0 0,0 1,1 –1,1
Dział E – Budownictwo; Górnictwo 2,1 10,8 –8,7 4,9 9,5 –4,6
Dział F – Budowa maszyn; Oświetlenie; Ogrzewanie; Uzbrojenie; Technika minerska 21,3 10,6 +10,7 13,2 10,6 +2,6
Dział G – Fizyka 21,3 9,4 +11,9 22,2 10,2 +12,0
Dział H – Elektrotechnika 14,9 6,7 +8,2 8,3 6,2 +2,2
RAZEM 100,0 100,0 100,0 100,0

Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie http://www.uprp.pl

Mając na uwadze zgłoszenia wynalazków notowane narastająco od początku 2020 r., można stwierdzić, że względem kraju Pomorze specjalizuje się przede wszystkim w dziale G (fizyka), który charakteryzuje nadreprezentacja rzędu 12,0 pkt. proc.

Ważniejsze wydarzenia13

Gdynia i Gdańsk przyjazne dla biznesu (i życia)
Gdańsk uplasował się na 9. miejscu w rankingu najbardziej przyjaznych dla biznesu miast Europy Środkowo­‑Wschodniej, sporządzonym przez organizację ekspercką Emerging Europe. Podium przypadło Budapesztowi, Pradze oraz Warszawie. Według tej samej organizacji Gdańsk zajął 3., a Gdynia – 5. miejsce w zestawieniu miast o najwyższej jakości życia.

Amerykańskie centrum technologiczne w Gdańsku
Amerykańska firma Nike otworzy swoje centrum technologiczne w Gdańsku, świadczące usługi dla europejskiej centrali koncernu, znajdującej się w holenderskim Hilversum. Znajdą w nim zatrudnienie przede wszystkim specjaliści z branży IT.

Trójmiasto atrakcyjne dla inwestorów
Z najnowszego raportu ABSL pt. Sektor Usług Biznesowych w Polsce 2020 wynika, że Trójmiasto jest dziś w skali Polski najlepszą lokalizacją dla nowej inwestycji w tym obszarze. Nie zmienia to faktu, że jeśli chodzi o wielkość sektora, wciąż znajduje się za plecami Warszawy, Krakowa oraz Wrocławia.

Grupa Energa ze stratą w I półroczu
Grupa Energa opublikowała wyniki za I półrocze br. Spółka zanotowała w tym okresie stratę w wysokości 757 mln zł.

Sollers Consulting w Gdańsku
Sollers Consulting – międzynarodowa firma z branży konsultingowej – otworzyła swoje biuro w Gdańsku, w budynku Officyna. Ma w planach zatrudnienie 90 osób.

Zmiany w zarządzie Lotosu
Jarosław Kawula, dotychczasowy wiceprezes zarządu Grupy Lotos ds. produkcji i handlu, został odwołany ze stanowiska. Został zastąpiony przez Piotra Walczaka. Z kolei na stanowisko wiceprezesa zarządu ds. strategii i rozwoju został powołany Artur Cieślik.

Nie żyje Piotr Soyka
W wieku 76 lat zmarł Piotr Soyka – wieloletni prezes i twórca sukcesów Remontowa Holding.

PERN zbuduje nowe zbiorniki
W Dębogórzu pod Gdynią powstaną trzy zbiorniki na produkty naftowe o pojemności 32 tys. m³ każdy. Będą one stanowiły część programu Megainwestycje PERN, którego celem jest zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego kraju.

Duża strata Grupy Lotos
Grupa Lotos zanotowała w I półroczu br. stratę wynoszącą niemal 1,4 mld zł. Jest to wynik o ponad 2 mld zł gorszy niż w analogicznym okresie 2019 r.

Pandemia nie zniechęciła turystów
Z analizy przeprowadzonej przez firmę Selectivv wynika, że ruch turystyczny na Pomorzu w pierwszym miesiącu tegorocznych wakacji wzrósł w porównaniu z ubiegłym rokiem o 27 proc. To wynik tym bardziej imponujący, że ze względu na pandemię, Polacy podróżowali w tym roku znacznie mniej niż w lipcu 2019 r.

III edycja Forum Wizja Rozwoju za nami
W Gdyni odbyła się III edycja Forum Wizja Rozwoju. W wydarzeniu brali udział reprezentanci świata biznesu, nauki oraz polityki. W zorganizowanych w ramach Forum debatach wzięło udział ponad 450 prelegentów. Honorowym patronem spotkania był premier Mateusz Morawiecki.

Na Pomorzu powstaje Digital Innovation Hub
Gdańska firma VoiceLab.AI oraz Politechnika Gdańska wraz z prawie 20 partnerami tworzą Hub Innowacji Cyfrowych (Digital Innovation Hub) DIH4.AI. podstawowym celem hubu jest wspieranie firm podczas wytwarzania i komercjalizacji innowacyjnych projektów z zakresu nowoczesnych technologii poprzez dostęp do wiedzy, doświadczeń, technologii i dobrych praktyk.

Mayflower zwodowany
Autonomiczny statek Mayflower został zwodowany. Kadłub jednostki powstał w gdańskim AluShip Technology. Statek powstał na zlecenie morskiej organizacji badawczej Promare.

Infoshare w wersji online
Infoshare – największa konferencja technologiczna w obszarze Europy Środkowo­‑Wschodniej – odbyła się po raz pierwszy w wersji online. Transmisja była prowadzona z gdańskiego AmberExpo. Wśród uczestników spotkania tradycyjnie już znaleźli się przedstawiciele innowacyjnych start­‑upów, globalnych korporacji oraz inwestorów.

Platforma wsparcia rozwoju offshore
W Urzędzie Marszałkowskim Województwa Pomorskiego został podpisany list intencyjny w sprawie powołania platformy współpracy na rzecz wspierania sektora morskich farm wiatrowych w regionie. Głównym celem jest zaplanowanie regionalnego rozwoju łańcucha dostaw sektora offshore tak, by zwiększyć szanse Pomorza na zostanie jednym z europejskich liderów w tym zakresie.

Mieszko dla Marynarki Wojennej
Holownik Mieszko, zbudowany w Stoczni Remontowa Shipbuilding, został przekazany Marynarce Wojennej. To trzecia spośród sześciu zamówionych w gdańskiej stoczni tego typu jednostek.

Zodiak II na służbie
Stocznia Remontowa Shipbuilding przekazała Urzędowi Morskiemu w Szczecinie wielozadaniowy statek Zodiak II. Będzie on wykorzystywany przez gdyński Urząd Morski. Gdańska stocznia wybuduje także bliźniaczy statek dla Urzędu Morskiego w Szczecinie. Jednostki te zastąpią statki Planeta i Zodiak, które służą od 1982 r.

Port Gdańsk – awans pomimo spadku
W I półroczu 2020 r. Port Gdańsk obsłużył 23,2 mln ton towaru, czyli o ponad 15 proc. mniej niż w tym samym okresie roku ubiegłego. Pomimo to, utrzymał swoją czwartą pozycję w akwenie Morza Bałtyckiego oraz awansował do pierwszej dwudziestki europejskich portów, wyprzedzając porty w Genui oraz Dunkierce.

Nowoczesny prom dla Norwegów
Stocznia Remontowa Shipbuilding przekazała norweskiemu operatorowi promowemu Norled nowoczesny prom o napędzie hybrydowym. Jest to jedna z czterech tego typu jednostek, które realizuje gdańska stocznia.

Port instalacyjny w Gdyni
Zarząd Morskiego Portu Gdynia chce, by gdyński port został portem instalacyjnym dla przemysłu morskiej energetyki wiatrowej. Mają tu być kompletowane zestawy farm wiatrowych, wywożone następnie do instalacji na morzu. W tym celu ma zostać do 2024 r. wybudowany specjalny terminal. Szacunkowy koszt inwestycji to 500 mln zł.

Nowe inwestycje Portu Gdynia
Na terenie Portu Gdynia powstanie nowe place manewrowo­‑składowe o powierzchni ponad 17 ha, które wejdą w skład Centrum Logistycznego. Docelowo mają być na nim składowane kontenery oraz elementy farm wiatrowych. Ponadto, Zarząd Morskiego Portu Gdynia planuje rozbudowę terminu ro‑ro, dzięki której w porcie będą mogły być przyjmowane jednostki ro‑ro o długości do 240 m.

Gdański port lotniczy wraca do życia
Po trzech miesiącach wstrzymania regularnych lotów Port Lotniczy im. Lecha Wałęsy w Gdańsku systematycznie się odradza. W lipcu i sierpniu z usług lotniska skorzystało ponad 387 tys. pasażerów.

7N otwiera swoje biura w Trójmieście
W Trójmieście swoje biura otworzyła firma 7N, zajmująca się m.in. konsultingiem IT. Ważną rolę w ściągnięciu spółki odegrała inicjatywa Invest in Pomerania. Do końca 2021 r. firma planuje zatrudnić w Gdańsku 100 pracowników.

1 za: ec.europa.eu
2 za: forsal.pl
3 za: forsal.pl, tvn24.pl
4 za: biznes.interia.pl
5 za: selectivv.com
6 za: businessinsider.com.pl
7 za: stat.gov.pl
8 za: filarybiznesu.pl
9 za: alebank.pl
10 za: stat.gov.pl
11 za: wipo.int
12 za: Stawka i oblicza cyfryzacji, www.kongresobywatelski.pl
13 W niniejszym podrozdziale wykorzystano informacje pochodzące m.in. z portalów trojmiasto.pl oraz pomorskie.eu.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Europa – w gospodarczym rozkroku (cz. II)

Pobierz PDF

Pierwsza część wywiadu dostępna jest pod tym linkiem.

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego.

Skoro Europa „przegrać” może nawet na zielonym ładzie, co może nam pozostać?

Ociężałość UE wobec szybkich zmian technologicznych sprawia, że coraz trudniej jest zbudować europejską nadwyżkę gospodarczą. Nadal będziemy ją mieli na serze, winie, wysokomarżowej whisky, czy innych, niemal starożytnych produktach.

Nie o to chyba chodzi, by zostać gospodarczym skansenem świata. Przecież Komisja Europejska, państwa, firmy – wszyscy chyba czują, że sytuację, w jakiej się znaleźliśmy, trzeba zmienić. W jaki sposób można tego dokonać?

Trzeba nazwać strategiczny problem. A ten moim zdaniem sprowadza się do tego, co nazywam „trylematem neutralności klimatycznej” – spośród trzech priorytetów, tj. neutralności, konkurencyjności i wolnego handlu, UE jako całość najczęściej może wybrać jedynie dwa. Poszczególne kraje – jak np. Dania, Szwecja czy Niemcy – mogą lawirować, bo mają zieloną energetykę lub wysokomarżowe produkty na eksport, natomiast dla całości bloku ten „trylemat” jest coraz bardziej bolesny. Trzeba pamiętać, że w tle są wciąż pełzające problemy strefy euro i coraz bardziej kulejące duże gospodarki, jak Włochy, Hiszpania czy Francja.

Z polskiego ale i europejskiego punktu widzenia istnieje w moim odczuciu jedna sensowna droga – przeistoczyć Europę w „zieloną twierdzę”. Jeśli chcemy ratować planetę i podtrzymać konkurencyjność to musimy poświęcić wolny handel. Jest to jednak ścieżka krótkoterminowo bardzo bolesna i w dużej mierze negująca to, w jaki sposób przez lata swoją politykę prowadziła Bruksela. Z kolei dla Polski oznacza to bardzo wysoki priorytet dla transformacji energetycznej, bowiem „zielona twierdza” wiązałaby się z tym, że na jednolitym rynku faworyzowane byłyby towary o zielonym śladzie środowiskowym – tak, by konkurencyjność unijnych firm i gospodarek nie była erodowana przez fakt, że poza Starym Kontynentem są inne miksy energetyczne.

Strategiczny problem sprowadza się do „trylematu” neutralności klimatycznej – spośród trzech priorytetów, tj. neutralności, konkurencyjności i wolnego handlu, UE jako całość najczęściej może wybrać jedynie dwa. Aby Europa nie została gospodarczym skansenem świata, powinna przeistoczyć się w „zieloną twierdzę”.

Jest to Pańska recepta, czy też o takim pomyśle mówi się w kręgach unijnych?

„Otwarta strategiczna autonomia” w sferze zielonych i cyfrowych technologii – to nowy termin, który ukuto ostatnio w obszarze unijnej polityki handlowej. Na początku pandemii, w obliczu szoku wywołanego uświadomieniem sobie skali uzależnienia od Chin, ograniczał się on do „strategicznej autonomii”, jednak później pod presją krajów handlowych dodano do tej nazwy „otwartość”. W efekcie powstał pewnego rodzaju oksymoron, któremu trudno nadać jest sens. Proponując otwartą autonomię, sami na siebie zastawiamy pułapkę.

Może Pan to w jakiś sposób zilustrować?

Dobrym przykładem jest API (Active Pharamaceutical Ingredient), czyli aktywne składniki farmaceutyczne, wykorzystywane w wielu lekach. W ujęciu stricte handlowym API (a przede wszystkim ich intermediaty) to towary masowe, które produkowane są głównie w Azji – w Chinach czy Indiach – przede wszystkim dlatego, że koszty pracy są tam niskie, że nie ma tam norm ekologicznych, a w dodatku jest tam też wielki rynek wewnętrzny. Jeszcze przed pandemią występowały duże braki leków w UE z powodu zamknięć fabryk w Chinach. To uświadomiło nam, że ze względów bezpieczeństwa produkcja tego typu substancji powinna być przywrócona do Europy. Problem jednak w tym, jak to zrobić zgodnie z regułami wolnego handlu, jak to zrobić bez dotacji dla europejskich firm, które podjęłyby się tego zadania, bądź też bez stworzenia barier handlowych dla tańszych produktów z Dalekiego Wschodu. Obydwa te działania byłyby przecież sprzeczne z „religią” WTO.

Na przykładzie API można więc pokazać, że podstawowy wymiar bezpieczeństwa lekowego Europy wchodzi w kolizję z dogmatyczną polityką handlową i rynku wewnętrznego. Z jednej strony wszyscy czują, że UE jest korodowana przez te zasady otwartości handlowej, ale z drugiej strony – tu i teraz szereg państw europejskich zarabia dzięki handlowi. Polska pośrednio również, bo polski przemysł jest znaczącym zapleczem niemieckiej maszyny eksportowej. Dlatego też Europa nie chce – a zresztą pewnie nawet nie potrafi – grać dostępem do swojego wielkiego rynku wewnętrznego jako „orężem” czy straszakiem.

Jesteśmy więc w klinczu. „Otwarta strategiczna autonomia” w realiach European green deal, bez pragmatycznego i politycznego podejścia, może nas bardzo silnie zubożyć. Problem w tym, że trudno ten „trylemat” wyartykułować – Europa ma bowiem bardzo duży problem z dyskursem. Na radach i komitetach europejskich zawsze trzeba KE dziękować, jakakolwiek krytyka jest bardzo źle odbierana. Jest to niestety swego rodzaju „więzienie dyskursywne”.

Z jednej strony wszyscy czują, że UE jest korodowana przez te zasady otwartości handlowej, ale z drugiej strony – tu i teraz wiele państw europejskich zarabia dzięki handlowi. Jesteśmy więc w klinczu.

W jaki sposób, mając to wszystko na uwadze, w globalnej grze przemysłowo­‑technologicznej pozycjonować może się Polska? Coraz częściej słyszymy chociażby o opcji sojuszu technologicznego ze Stanami Zjednoczonymi.

To naiwne podejście. Z jednej strony, amerykański przemysł mocno kuleje, z drugiej strony trudno budować sojusz technologiczny ze światowym liderem w momencie, gdy perłą naszego przemysłu jest – z całym szacunkiem – meblarstwo. Amerykanów interesuje obecnie IT i biotechnologia. Nie możemy też udawać, że nie jesteśmy w Unii, co wiąże się z tym, że będziemy poddawani coraz większej presji związanej z zieloną transformacją.

Na dziś, nasza najbardziej realna perspektywa wiąże się z byciem podwykonawcą dla jednego z globalnych liderów – gospodarki niemieckiej. Nie dezawuujmy tego – będąc coraz bardziej zaawansowanym podwykonawcą, możemy konsekwentnie zajmować coraz bardziej wartościowe ogniwa w łańcuchu wartości, zdobywając obycie czy know­‑how w zakresie architektur produktowych czy wymogów jakości produkcji. Jednocześnie trzeba, wzorem Chin, tworzyć własne, nowe, złożone produkty flagowe – biotechnologiczne, cyfrowe i cyberfizyczne. To wszystko są rzeczy, których nasza gospodarka potrzebuje się uczyć – nie da się wyrosnąć w sposób nagły, nie zdobywając wcześniej wiedzy i doświadczenia poprzez obecność w innych łańcuchach wartości.

Na dziś, nasza najbardziej realna perspektywa wiąże się z byciem podwykonawcą dla gospodarki niemieckiej. Nie da się wyrosnąć w sposób nagły, nie zdobywając wcześniej wiedzy i doświadczenia poprzez obecność w innych łańcuchach wartości.

Na marginesie pragnę zwrócić uwagę, że trzeba powoli porzucać myślenie w kategoriach narodowych łańcuchów wartości – Ważne Projekty Wspólnego Interesu Europejskiego (IPCEI), czy partnerstwa w Horyzoncie Europa umożliwiają dziś budowanie polityki europejskich łańcuchów. Są to narzędzia niedoskonałe, ale trzeba z nich korzystać.

Czy pandemia może sprawić, że Niemcy będą powierzali nam jeszcze więcej zadań, chcąc przenieść swoje łańcuchy z Dalekiego Wschodu do Europy?

Pojawia się taka szansa – wiem, że w Polsko­‑Niemieckiej Izbie Przemysłowo­‑Handlowej nie nadążają dziś z odbieraniem telefonów od inwestorów, którzy rozważają przeniesienie swojej działalności do Polski, gdyż duża ekspozycja na Chiny, czy generalnie Azję, z różnych powodów staje się ryzykowna. Wiąże się to oczywiście z niepewnością wywołaną przez pandemię, jak również chociażby z tym, że w Państwie Środka coraz trudniej będzie produkować i sprzedawać, gdyż Chińczycy postawili dziś na budowę własnych marek, także na rynek wewnętrzny. Novum jest dziś bowiem to, że chińskie platformy e‑commerce budują chińskim przedsiębiorstwom przemysłowym własne marki – one tego nie potrafią, bo to gigantyczne fabryki kontraktowe, w których przez lata produkowano wszystkie zabawki i długopisy świata. Dziś jednak Chińczycy dążą do stworzenia tożsamości konsumenckiej – chińskiej produkcji i konsumpcji.

Czy mamy w ogóle szansę na budowę własnych, polskich zaawansowanych łańcuchów wartości na wzór tego, co robią Niemcy?

Nowe łańcuchy budują się najczęściej na nowych firmach, rzadziej na firmach, które dynamicznie rozbudowują nowe aktywności. Patrząc realnie, dziś stać nas na to, by być liderem w technologiach umiarkowanie zaawansowanych, jak np. budowa autobusów, pociągów oraz w produktach cyfrowych. Zaprojektowanie i wyprodukowanie baterii czy elektrolizera do produkcji wodoru to nie jest rocket science, ale jest naprawdę sporym przedsięwzięciem inżynierskim jak na polskie możliwości.

Nie widzę natomiast w tym momencie dużych szans na to, byśmy byli w stanie masowo rozwijać najbardziej innowacyjne produkty wysokotechnologiczne. Najlepszym tego przykładem są perowskity, które odkryła Polka, a które są dziś na świecie hitem w obszarze np. sztucznej fotosyntezy. Generalnie wynalazki wysokiej technologii z Polski są komercjalizowane gdzie indziej: nawet jeśli uda nam się wymyślić przełomową technologię, nie oznacza to, że mamy w Polsce zdolność do przekucia jej w innowacyjny produkt, bo wymaga to całego ekosystemu inwestycyjno­‑naukowego. Nie zmienia to faktu, że na te polskie firmy z obszaru wysokich technologii, które stanęły na nogi trzeba chuchać i dmuchać. Ale to jest detal polityki przemysłowej. W hurcie, trzeba skupić się dziś na zawiązywaniu układów kooperacyjnych, które umożliwią dalsze wspinanie się po drabinie wartości – to dla nas obecnie najlepsza ścieżka.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Europa – w gospodarczym rozkroku (cz. I)

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Na czym opiera się obecna strategia gospodarczo­‑technologiczna Unii Europejskiej?

Bazuje ona na tzw. zielonym ładzie (green deal), który gospodarczo sprowadza się przede wszystkim do dwóch kwestii: dematerializacji, czyli innymi słowy – cyfryzacji gospodarki oraz do rozwoju olbrzymiej gamy rozwiązań proklimatycznych. Na tych dwóch filarach europejska gospodarka ma się opierać przez najbliższych co najmniej 30 lat.

Dodać można do nich jeszcze trzeci punkt – rozwój biogospodarki, dotyczący nie tylko biotechnologii zdrowotnych, ale też energii, odpadów, żywienia, ograniczenia emisji z sektora rolniczo­‑leśnego etc. Technologie te – w przeciwieństwie do cyfrowych, w których Unia Europejska została daleko w tyle za Stanami Zjednoczonymi czy Chinami – rozwijają się dość wolno, w średnio 5‑8‑letnich cyklach, co odpowiada dość powolnemu stylowi europejskiej gospodarki.

Główną osią współczesnego globalnego wyścigu technologicznego jest rozwój nowoczesnych technologii cyfrowych i sztucznej inteligencji. Europa wypisała się z tej walki?

Wejście w taką rywalizację wymagałoby nie tylko wypchnięcia z rynku europejskiego dominujących platform cyfrowych, ale także zdefiniowania i realizowania określonej polityki przemysłowej, która w krajach wysoko rozwiniętych jest de facto polityką technologiczną. Taka polityka, mająca na celu komercjalizowanie wynalazków i sprzedawanie ich na rynku globalnym, wymaga jednak odpowiedniego ekosystemu gospodarczego. W niektórych państwach, jak np. w Stanach Zjednoczonych, może być nim dynamiczny rynek start­‑upów, wokół którego „krążą” fundusze venture capital, a w innych, jak np. w Chinach, Japonii czy Korei Południowej – flagowe, narodowe firmy.

Europa takiego wehikułu nie posiada – nie mamy żywiołowego rynku kapitałowego i europejskimi, administracyjnymi decyzjami nie da się go zbudować, Komisja Europejska nie ma zresztą do tego kompetencji. Unijna polityka nie jest też nakierowana na konkretne firmy. Więcej – UE nie potrafi się przyznać do dużych firm jako do europejskich firm, są one traktowane jako firmy narodowe.

Polityka przemysłowa, mająca na celu skalowanie innowacji na rynki globalne przy pomocy dużych lub szybko rosnących firm, wymaga odpowiedniego ekosystemu gospodarczego. Może być nim dynamiczny rynek start­‑upów czy flagowe, duże firmy. Europa takiego ekosystemu de facto nie posiada.

Dlaczego?

Głównym problemem jest archaiczne podejście UE do tej kwestii – szczególnie mając na uwadze etap gospodarczy, w jakim dziś się znaleźliśmy. Pamiętajmy, że Komisja Europejska była powoływana, kiedy Europa była trzecią po USA i Japonii lokomotywą gospodarczą świata. Jej główną misją było zwalczanie polityk przemysłowych krajów narodowych – w tym celu na poziom europejski przeniesiono wyłączne kompetencje decyzyjne w zakresie najważniejszych z punktu widzenia tradycyjnej polityki przemysłowej obszarów, takich jak m.in. polityka monetarna, polityka pomocy publicznej i koncentracji rynku, polityka handlowa, a z czasem – także polityka zamówień publicznych. W efekcie – Europa stała się nieoptymalnym walutowo, otwartym obszarem handlowym, w którym de facto polityka handlowa zaczęła dominować nad polityką przemysłową.

Funkcjonowanie według podejścia z lat 80. XX wieku to dziś jednak gospodarcze samobójstwo. Współcześnie zarówno polityka amerykańska, jak i chińska są bardzo silnie podporządkowane politykom rozwojowym lub strategiom korporacyjnym, a polityka handlowa jest tylko ich narzędziem – dlatego też Światowa Organizacja Handlu (WTO) stała się martwą organizacją. W Europie strategia przemysłowa podporządkowuje się natomiast polityce handlowej, a urzędnicy KE traktują WTO jak przedwojenni politycy Ligę Narodów. Problem w tym, że UE jest dziś jedynym podmiotem, który WTO poważa.

Współcześnie zarówno polityka amerykańska, jak i chińska są bardzo silnie podporządkowane politykom rozwojowym i korporacyjnym tych krajów, a polityka handlowa jest tylko ich narzędziem. W Europie strategia przemysłowa podporządkowuje się natomiast polityce handlowej. To gospodarcze samobójstwo.

Europa w ogóle nie tworzy własnej polityki przemysłowej?

Tworzy dokumenty i opracowuje polityki, które tylko z nazwy są „przemysłowe”. Ze względu na traktatową podrzędność wobec polityki handlowej, która jest taką skamieliną intelektualną z czasów konsensusu waszyngtońskiego i absolutnej przewagi Zachodu nad resztą świata, nie mamy w Europie podmiotowej, strategicznej polityki przemysłowej. Ostatni dokument dotyczący strategii przemysłowej UE – nawet jeśli intelektualnie lepszy od poprzednich – jest całkowicie bezzębny. Jedynym wyjątkiem jest polityka przemysłowa w zakresie zielonej gospodarki – tam działania są faktycznie bardzo silnie wymuszane.

Dlaczego w Europie polityka handlowa stoi ponad przemysłową?

Gdyż tak to zostało określone w traktatach – polityka handlowa jest zcentralizowana na poziomie Brukseli a przemysłowa pozostawiona stolicom. Dodatkowo w UE dominują kraje handlowe – Niemcy, Holandia, kraje skandynawskie, do niedawna Wielka Brytania. Państwa te „zarabiają” na Unię, tworzą nadwyżkę. Jednocześnie kryzys popytu wewnętrznego dekadę temu uzależnił je od rynków pozaeuropejskich, stąd taki silny z ich strony nacisk na liberalną politykę handlową. Oddajemy własny rynek, by wejść na inne rynki. Ale co wtedy, gdy inni nie chcą już nas na nie wpuszczać?

Oddajemy własny rynek, by wejść na inne rynki. Ale co wtedy, gdy inni nie chcą już nas na nie wpuszczać?

Patrząc jednak całościowo mankamentem europejskich gospodarek jest to, że od lat tracą swoje przewagi technologiczne. Jeśli spojrzeć na dotychczasowe filary przemysłowe Europy – „starą” energetykę, przemysł kolejowy, samochodowy – są to branże, które nie od dziś są w odwrocie. Mikroelektronika konsumencka przeniosła się do Azji. Chiny zbudowały własne wielkie firmy cyfrowe, elektroniczne, fotowoltaiczne, kolejowe. Wielu europejskich liderów zostało w ostatniej dekadzie przejętych. Rewolucje, które chce realizować UE mają słabe podstawy przemysłowe. Energetyki opartej na paliwach kopalnych, w której specjalizowały się europejskie firmy, już na Starym Kontynencie się nie buduje. W jej miejsce pojawiła się nowa, zielona, a tymczasem europejski przemysł fotowoltaiczny został zniszczony dekadę temu przez irracjonalną politykę celną. Z kolei w produktach konsumenckich, które są bardzo ucyfrowione, przegrywamy z Amerykanami, Chińczykami, Koreańczykami.

Jakie są konsekwencje braku europejskiej polityki przemysłowej?

Mówiąc brutalnie – UE jest „ogrywana” przez świat. Przespaliśmy ostatnich 15 lat, skupiając się na problemach takich jak kryzys strefy euro, czy naprawianie błędów integracji. W ogóle nie rozwinęliśmy platform cyfrowych – to największy problem, jeśli chodzi o zarządzanie rynkiem konsumenckim. W Europie dominują te amerykańskie, przebijać się zaczynają również chińskie. Takie firmy jak Allegro to w UE rzadkość. Z jednej więc strony, USA w dużej mierze przejęły Europę cyfrowo, a po drugiej stronie są Chiny, które mają podobne intencje i „wciskają” się na Stary Kontynent wszystkimi możliwymi, ścieżkami, rozbudowując chociażby – z pominięciem europejskich regulacji produktowych – wciąż słabo regulowany przez WTO handel cyfrowy. Co więcej, wiele dużych, strategicznych europejskich firm dostało się w ręce chińskie, przez co mogą one manipulować europejskimi decyzjami od środka.

W zakresie światowej gry przemysłowo­‑technologicznej Europa straciła polityczną asertywność, gdyż kluczowymi obszarami zajmują się unijni biurokraci i robią to, najogólniej mówiąc, po biurokratycznemu. Mimo, że globalna nadprodukcja stali wynosi okresowo 50‑100%, KE nie chce stosować agresywnej ochrony rynku – stąd zamknięcia hut, takich jak np. w Krakowie, będą w UE coraz częstsze. Nie wolno koncentrować przedsiębiorstw mimo, że rynek się globalnie skoncentrował, bo unijne zasady konkurencji odnoszone są głównie do rynku wewnętrznego. Najlepszy przykład – zablokowanie fuzji Alstoma i Siemensa, będącej szansą na obronę europejskiego rynku kolejowego, dla którego nie ma innej drogi niż konsolidacja. Jak bowiem inaczej konkurować z największą na świecie chińską firmą kolejową, która jest większa niż cztery kolejne największe – z Japonii, Kanady i Europy – razem wzięte. Wszystko to dzieje się przy zaostrzającej się polityce klimatycznej UE, za którą reszta świata podążą w umiarkowanym stopniu.

Z czasem dochodzi więc do sytuacji, w której nie ma już komu być nośnikiem zmiany technologicznej w Europie. Wyjątkiem jest kilkanaście­‑kilkadziesiąt dużych firm – głównie niemieckich, francuskich, duńskich, szwedzkich oraz holenderskich – które jeszcze przetrwały. Największym problemem jest jednak, że nie widać nowych, dużych firm.

Brzmi to tak, jak gdyby Bruksela chciała duże europejskie firmy unicestwić…

Wiele polityk unijnych prowadzi de facto do podkopania ich pozycji. Najlepszym tego przykładem jest przemysł motoryzacyjny, który stoi w Europie na skraju upadku z powodu wypychania silnika spalinowego, w którym wyspecjalizowały się europejskie koncerny, przy jednoczesnym dużym niedoczasie w obszarze baterii czy ogromnym zapóźnieniu w zakresie cyfrowej architektury samochodu względem amerykańskiej Tesli.

Europa sama tworzy sytuację, w której flagowe okręty europejskiej gospodarki nie są traktowane jak okręty europejskie, lecz krajowe. Muszą one konkurować ze wspieranymi przez państwo firmami chińskimi, co w Europie jest zabronione. Z kolei europejska polityka klimatyczna potwornie podnosi koszty produkcji w przemysłach ciężkich, wymuszając kosztowną zmianę technologiczną – jednak nie broniąc tego jednocześnie cłami.

Cały czas nie rozumiem, jaki jest sens prowadzenia „samobójczej” polityki wobec wielkich europejskich koncernów.

To proste – w Europie panuje po prostu nieuzasadniony żadną teorią ekonomiczną, ideologiczny kult małych i średnich przedsiębiorstw. Przy czym szwedzki startup, niemiecki tajemniczy mistrz, włoski wytwórca prosecco i polski producent mebli to byty, których gospodarczo nie łączy nic poza poziomem zatrudnienia. Jednocześnie, z powodu regulacyjnej ekonomii politycznej ten kult jest bardziej w sferze deklaracji, ideologii niż działań. W praktyce bowiem korporacje manipulują licznymi unijnymi przepisami technicznymi, jak np. regulacjami chemicznymi, gospodarką obiegu zamkniętego czy polityką ochrony danych osobowych – które na tysiąc drobnych sposobów uderzają w małe firmy. Oczywiście – w założeniu regulacje te mają charakter defensywny, muszą je wypełnić także podmioty amerykańskie czy chińskie, chcące wejść na unijny rynek, jednak w praktyce są one dla europejskich firm znacznie większym problemem niż np. dla Google’a, który ma zasoby, by błyskawicznie dostosować się do nowych wymogów RODO, a nawet wykorzystać je do poprawy swojej pozycji.

Europa pada więc ofiarą własnej otwartości handlowej – nie ma ku temu jakichś środków zaradczych?

Unia próbuje reagować, proponując nowe instrumenty, trochę „zapchajdziury” problemów tworzonych przez biurokrację. Ostatnim przykładem jest idea carbon border measure, polegający na wprowadzaniu wyższych opłat dla produktów importowanych z państw niespełniających unijnych norm środowiskowych. Jest zresztą w tym sporo ideologicznej gimnastyki, aby cła nie nazywać cłem, gdyż jest to niezgodne z zasadami gry WTO.

Dlaczego pozostali gracze nie respektują norm WTO?

Jest to reakcją na to, że w grze globalnej pojawił się potężny aktor – Chiny – który zignorował wszelkie traktaty handlowe. Taki schemat przerabiamy zresztą nie pierwszy raz w historii – celem traktatów handlowych od zawsze było utrwalenie przewag liderów i zahamowanie rozwoju krajów peryferyjnych. Umowy takie pozwalały zarabiać wszystkim stronom, ale zgodnie z zasadą kosztów komparatywnych, więcej zarabiał ten, kto był bogatszy.

Gdy Chińczycy prześledzili drogę Japonii i Korei stwierdzili, że będą wykorzystywać fakt bycia gospodarką nierynkową, żeby budować własną politykę przemysłową. Państwo Środka oparło ją m.in. na podkradaniu technologii i otwarciu rynku pod warunkiem wymuszonego transferu technologii, czego w krajach uznanych przez WTO za wolnorynkowe nie wolno było robić. Ale przecież Chiny nie były wtedy wolnorynkowe. Jednocześnie uzgodniły zawczasu z UE moment uznania za gospodarkę rynkową i obezwładniły ją jej własną bronią. W efekcie – wyrósł potwór, który ma gigantyczny rynek wewnętrzny, ogromną dźwignię kredytową ze strony państwa, tradycyjnie przedsiębiorcze społeczeństwo, bardzo duże wydatki na naukę oraz swoje wielkie firmy – nie do końca wiadomo, czy państwowe, czy prywatne. Taki aktor złamał wszelkie reguły dominacji gospodarczej Zachodu nad resztą świata.

Dlaczego zatem Unia nie zmieni swojego podejścia?

UE jest w kompletnej kropce ze względu na swój absolutny deficyt polityczności – unijna biurokracja, która miała być remedium na polityczność narodową, sama nie potrafi się spolityzować. W Europie nie ma więc dziś komu podejmować europejskich decyzji politycznych – większość bogatych państw UE, to małe kraje handlowe plus duże Niemcy. Spośród wielkiej piątki praktycznie tylko Niemcy nie mają problemów strukturalnych. Z kolei dla reszty krajów programy zmian strukturalnych oparte na technologiach, jak np. zielony ład, natrafiają na problem pt. „jak my mamy na to wszystko zarobić?”. W ten sposób zielony ład tworzy warunki podobne do obecności w strefie euro – trzeba stale bardzo intensywnie uciekać technologicznie do przodu, ale to bardzo trudne, gdy gospodarka składa się z milionów tradycyjnych firm. Dodatkowo pojawia się pytanie, w jaki sposób zarobić na zielonej rewolucji globalnie, skoro poza Europą nikt nie ma aż takich ambicji klimatycznych. Tym samym zrównoważone „zielone” produkty będą trudne do zglobalizowania.

Na tym właśnie rozpięciu między totalną niemal otwartością handlową Europy, a biurokratycznym oporem KE przed podporządkowaniem polityki handlowej polityce przemysłowej tworzy się hipoteza o niezdolności UE do tworzenia nowych łańcuchów wartości poza wymuszoną na Starym Kontynencie zieloną zmianą. W tym obszarze dobrze radzi sobie Vestas czy Siemens Gamesa, ale większość europejskich firm ma problem z absorbowaniem nowych technologii, szczególnie cyfrowych, żeby być frontlinerami – wdrażają technologie, ale ich nie rozwijają.

Na rozpięciu między totalną niemal otwartością handlową Europy, a biurokratycznym oporem KE przed podporządkowaniem polityki handlowej polityce przemysłowej tworzy się hipoteza o niezdolności UE do tworzenia nowych łańcuchów wartości poza wymuszoną na Starym Kontynencie zieloną zmianą.

Na marginesie zresztą, nie zmieniając swojego podejścia, istnieje ryzyko, że z europejskiego zielonego ładu bardziej niż europejskie firmy skorzystają chociażby Chińczycy – w obszarze fotowoltaiki zbudowali oni swój własny łańcuch wartości, a Europa tworzy dziś de facto politykę pod produkcję ogniw z Państwa Środka.

Druga część wywiadu ukaże się w następnym wydaniu „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego” (8 XII).

Skip to content