Hall Katarzyna

O autorze:

(...) Istniejące w województwie różnice w poziomie wykształcenia na wsi i w dużych miastach oraz różnice w przyroście naturalnym na wsi i w mieście, a także spore różnice w średnich wynikach edukacyjnych na terenach najbardziej zurbanizowanych i pozostałych muszą skłaniać do wnikliwego zadbania o wzmocnienie bazy oświatowej terenów nieco obecnie zaniedbanych edukacyjnie. Poprawienie szans edukacyjnych dzieci i młodzieży z niektórych obszarów województwa powinno być priorytetem na najbliższe lata. W szczególności, aby dbać o podnoszenie wyników edukacyjnych w województwie, w kolejnych latach bardzo ważne jest śledzenie wskaźników objęcia edukacją przedszkolną dzieci z terenów wiejskich o rosnącym przyroście naturalnym oraz dbanie o stan bazy i wyposażenie szkół podstawowych i gimnazjów na tych terenach. Ważne jest także poszerzanie istniejących oraz tworzenie kolejnych dobrze ukierunkowanych systemów stypendialnych, umożliwiających zdolnej młodzieży z zaniedbanych edukacyjnie środowisk regionu kontynuowanie kształcenia na poziomie średnim i wyższym.Regionalna tożsamość Region pomorski charakteryzuje się wielokulturowością - z jednej strony silnie reprezentowane są kultura i tradycja Aktywność społeczeństwa wyróżnia region pozytywnie na tle całego kraju. Pomorska aktywność w regionie Morza Bałtyckiego przejawia się między innymi w liczbie bałtyckich organizacji, które mają swe siedziby w województwie. Województwo pomorskie zajmuje też drugie miejsce (po mazowieckim) pod względem liczby zarejestrowanych organizacji pozarządowych przypadających na 10 tysięcy mieszkańców) i drugą co do wielkości bazę noclegową (na tysiąc mieszkańców). Wszystko razem świadczy o wielkiej dynamice mieszkańców. Dochodzą do tego wybitne walory krajobrazowe i turystyczne miejscowości nadmorskich oraz Kaszub. Z jednej strony można było ostatnio zaobserwować wielką rangę odbywających się w Gdańsku uroczystości upamiętniających 25-lecie Porozumień Sierpniowych, a z drugiej najbardziej dynamicznie w Polsce rosnące ceny nieruchomości. Z tego wyjątkowego regionu można być dumnym. Jednym z wychowawczych celów pracy pomorskich szkół może być umacnianie poczucia regionalnej dumy oraz zachęcanie młodzieży, aby po gruntownej edukacji, zdobywanej na najlepszych uczelniach polskich i zagranicznych, chciała wracać w miejsca, z których się wywodzi, i pracować dla ich rozwoju i pożytku. Charakterystyka demografii i sieci szkolnej Zapoczątkowana w 1999 roku reforma systemu edukacji spowodowała bardzo istotne zmiany w sieci szkolnej w całej Polsce. Wówczas rozpoczęły funkcjonowanie nowe szkoły - gimnazja, a uczniowie szkół podstawowych zaczęli kończyć swoją edukację na klasie szóstej (jeszcze dwa roczniki - ówczesne siódme i ósme klasy szkół podstawowych miały dokończyć edukację "starym" trybem). W 2002 roku odbyły się pierwsze egzaminy zewnętrzne na zakończenie nowych szkół podstawowych i gimnazjów oraz zaczęły działać szkoły ponadgimnazjalne. Rok szkolny 2004/2005 zakończył się maturami pierwszych gimnazjalistów - po ich trzech latach edukacji w liceach nowego typu. Tych, którzy poszli do techników, nowe matury obejmą dopiero rok później. Proporcje pomiędzy liczebnościami uczniów szkół podstawowych, gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych w województwie pomorskim są bardzo zbliżone do proporcji ogólnopolskich. Natomiast grupy znajdujące się w poszczególnych typach szkół ponadgimnazjalnych nieco się różnią. W Pomorskiem w szkołach zasadniczych zawodowych jest 18 procent uczniów, zaś w całej Polsce 15 procent. W technikach w Polsce jest 24 procent młodzieży, w Pomorskiem tylko 21 procent. Trudno ocenić, jaki to ma wpływ na różnice w obecnych wynikach maturalnych. Dopiero za rok poznamy pełniejszy obraz. Aby lepiej ocenić potencjał pomorskich szkół, dodatkowo potrzebny byłby dostęp do danych egzaminacyjnych tych samych uczniów trzy lata wcześniej - najlepiej w podziale powiatowym. Do głębszej analizy zagadnienia byłoby również przydatne poznanie dokładnych liczb młodych ludzi urodzonych w latach 1986-1988, którzy - w poszczególnych regionach - nie znaleźli się w ogóle w szkołach ponadgimnazjalnych (są to trzy pierwsze roczniki objęte kształceniem gimnazjalnym - w roku szkolnym 2004/2005 kształcące się w liceach). Wówczas można by dokładnie ocenić, jaka część młodzieży objęta jest w regionie nauką w szkołach kończących się maturą. Tak samo interesujący jest odsetek dzieci objętych w poszczególnych gminach i powiatach nauczaniem przedszkolnym. Ta wielkość może świadczyć o lepszym lub gorszym przygotowaniu do szkoły danego rocznika. Warto zwrócić jeszcze uwagę na kilka optymistycznych wielkości: w województwie pomorskim jest najwyższy w kraju przyrost naturalny; zajmuje ono drugie miejsce pod względem odsetka ludności z wykształceniem wyższym (po mazowieckim) i pierwsze pod względem liczby gospodarstw domowych wyposażonych w komputer osobisty. Te wskaźniki powinny dobrze wróżyć wynikom edukacyjnym kolejnych roczników uczniów. W Strategii Rozwoju Województwa Pomorskiego stwierdza się, że od kilkunastu lat obserwowany jest stały wzrost liczby osób z wykształceniem średnim i wyższym, ale znaczny odsetek absolwentów szkół ponadpodstawowych wśród bezrobotnych wskazuje na potrzebę weryfikacji kierunków kształcenia. Zwraca się tam również uwagę na niskie wykształcenie mieszkańców wsi, jako stanowiące istotny problem oraz barierę przemian na obszarach wiejskich. Z kolei jako pozytywny czynnik kształtujący rynek pracy w województwie pomorskim wymienia się korzystną strukturę zatrudnienia, która na tle całego kraju jest zdecydowanie bardziej zbliżona do struktury w Unii Europejskiej: Znacznie wyższy niż przeciętnie w kraju jest udział liczby pracujących w branżach usługowych, nieznacznie wyższy od średniej krajowej - w przemyśle i zdecydowanie niższy - w rolnictwie. Dodatkowo w sektorze usług ciągle powstaje najwięcej miejsc pracy. Na pewno sprzyjają temu walory turystyczne regionu. Planując działania edukacyjne w województwie pomorskim, warto jeszcze zwrócić uwagę na to, że średnia wieku mieszkańców jest niższa od średniej krajowej i unijnej. Województwo jako jedno z nielicznych w Polsce odnotowuje dodatni przyrost naturalny i dodatnie saldo migracji. Do roku 2017 będzie następował regularny przyrost ludności. Dotyczy to zwłaszcza ludności wiejskiej. Prognozowany jest natomiast spadek liczby ludności miejskiej. Osiągnięcia szkolne - różnice między powiatami na podstawie egzaminów zewnętrznych Analiza średnich wyników egzaminacyjnych w poszczególnych powiatach województwa pomorskiego zarówno po szkole podstawowej, gimnazjum, jak i na maturze pokazuje bardzo duże różnice wewnątrzregionalne. W wypadku egzaminów zdawanych przez całą młodzież - po szkole podstawowej i gimnazjum - zdecydowanie najlepsze wyniki występują w Trójmieście (istotnie najlepiej prezentuje się Gdynia), zaś wśród najsłabszych ze wszystkich trzech egzaminów jest Sztum. Wydaje się przy tym, że ta podbudowa i sposób pracy na etapach wcześniejszych powinna procentować na etapie licealnym. Wśród dwunastu wybranych najpopularniejszych egzaminów maturalnych w dziewięciu z nich Gdynia jest w pierwszej trójce w województwie, zaś Sztum aż z siedmiu egzaminów jest wśród najsłabszych. Gdańsk i Sopot znalazły się na podium już tylko z trzech egzaminów. Najlepszy z matematyki okazał się Lębork, a z geografii Nowy Dwór Gdański. Jeśli chodzi o wyniki maturalne, może zaskakiwać pozycja powiatu puckiego, wcale nie najgorszego w wypadku szkół podstawowych i gimnazjów - są tam najsłabsze wyniki aż z ośmiu egzaminów maturalnych. Jednak wydaje się, że spora część młodzieży (pewnie ta najzdolniejsza) z tego powiatu kształci się na poziomie licealnym w Trójmieście. Warto byłoby dokładniej analizować wskaźniki edukacyjnego przemieszczania się młodzieży. Szkoła podstawowa musi być oczywiście jak najbliżej dziecka i na tym etapie uczniowie kształcą się w innej miejscowości niż mieszkają zupełnie sporadycznie. Natomiast już na poziomie gimnazjalnym w Trójmieście przemieszczanie odbywa się szerzej - jest wiele szkół nierejonowych o interesującej ofercie. Uczeń szkoły ponadgimnazjalnej czasem dojeżdża do szkoły z daleka, również może zamieszkać w internacie. Stąd analizowanie jedynie średnich wyników na danym terytorium może zamazywać faktyczne efekty pracy poszczególnych szkół. Dobrze byłoby publikować wszelkie średnie dane z egzaminów gimnazjalnych i maturalnych na tle średnich wyników tych samych uczniów z egzaminów poprzednich. W ten sposób przede wszystkim można by docenić szkoły pracujące w trudnych środowiskach, których uczniowie osiągnęli duże postępy. Warto również poddawać analizie, w jaki sposób wyróżniające się w rankingach obszary i szkoły doszły do swoich końcowych wyników - jak na przykład w liceach w Lęborku zorganizowane jest nauczanie matematyki (liczba godzin, programy nauczania, podręczniki, organizacja i metody nauczania)? Wyniki takich analiz powinny być w regionie powszechnie dostępne. Kształcenie na poziomie wyższym Kształcenie na poziomie wyższym skupia się głównie w Trójmieście. Jest to ósmy co do wielkości ośrodek akademicki w kraju. Drugim w regionie ośrodkiem akademickim jest Słupsk. W ostatnich latach w związku z rosnącym zapotrzebowaniem w większych miastach województwa utworzono nowe uczelnie lub uruchomiono filie już istniejących. Pozytywnym czynnikiem w sferze kształcenia wyższego w regionie jest różnorodność kierunków studiów oraz aktywność uczelni w rozszerzaniu oferty edukacyjnej. Liczba miejsc dla studentów jest jednak ciągle zbyt mała, a wzrost liczby uczelni nie zawsze się łączy z wysoką jakością nauczania. Duży udział absolwentów wśród osób bezrobotnych wskazuje na potrzebę dalszej weryfikacji kierunków kształcenia. Największa uczelnia w regionie - Uniwersytet Gdański - jest rokrocznie zadowolona ze zgłaszającej się liczby kandydatów na jedno miejsce. Wielu z tych kandydatów stara się jednak jednocześnie o przyjęcie na inne kierunki lub uczelnie - w kraju i za granicą, i już po podjęciu decyzji o ich zakwalifikowaniu okazuje się, że tak naprawdę wybierają inne miejsce kształcenia - lista przyjętych istotnie się zmienia. Przydałby się tej uczelni nowoczesny, skomputeryzowany system rekrutacji, gdzie kandydaci mogliby od razu podawać swoją listę preferencji - jednocześnie rejestrować się na kilka kierunków. Z pewnością wówczas zostałaby urealniona statystyka związana z liczbą kandydatów na miejsce, zmalałyby dochody uczelni z tytułu rekrutacji (obecnie zarejestrowanie swojej chęci zakwalifikowania na każdy kierunek pociąga za sobą potrzebę wniesienia opłaty rekrutacyjnej), ale łatwiejsza i bardziej przyjazna byłaby obsługa kandydatów. Być może realne policzenie liczby kandydatów pomogłoby uniwersytetowi spojrzeć na nich z trochę większym szacunkiem. Sposób potraktowania w 2005 roku kandydatów z nową maturą na kierunki humanistyczne (na niektóre z powodu mało przemyślanego ustanowienia kryteriów rekrutacji prawie nikt z nich nie został przyjęty) zachęca przyszłych kandydatów do myślenia w pierwszym rzędzie raczej o innych uczelniach. Z pewnością podniosłaby się liczba chętnych na uczelnię o najstarszych tradycjach w regionie - Politechnikę Gdańską, gdyby obowiązkowa była matura z matematyki. Obecnie wielu uczniów szkół kończących się maturą z różnych przyczyn (przekonanie o braku zdolności, złe nauczanie na którymś etapie, posiadanie sprecyzowanych, innych zainteresowań) nie wybiera na egzaminie dojrzałości matematyki. Uniemożliwia to już potem myślenie o podjęciu studiów politechnicznych, po których obecnie stosunkowo najłatwiej znaleźć dobrą pracę. Polscy inżynierowie cenieni są również przez zagranicznych pracodawców. Zmiany systemowe związane z pozycją matematyki w szkołach średnich na pewno podniosłyby liczbę i poziom zainteresowanych studiami technicznymi. Obecnie Politechnika Gdańska ma kilka bardzo obleganych kierunków, ale są też takie, na które we wrześniu organizuje się rekrutację uzupełniającą. Zarówno uczelnie prywatne, jak i filie uczelni publicznych w mniejszych miejscowościach najczęściej, niestety, nie oferują kierunków kształcenia, po których najłatwiej znaleźć pracę, ale kierunki, na których zorganizowanie nauczania jest najtańsze. Stąd tak duża liczba studentów oraz poszukujących pracy, kończących między innymi kierunki ekonomiczne i pedagogiczne. Główne postulaty i potrzeby W celu bardzo potrzebnego, systematycznego monitorowania stanu pomorskiej oświaty warto rokrocznie analizować w poszczególnych powiatach i gminach następujące dane: - liczbę (odsetek) dzieci z poszczególnych roczników objętych nauczaniem przedszkolnym - liczbę (odsetek) młodzieży - według lat urodzenia - podejmującej naukę na etapie ponadgimnazjalnym w poszczególnych typach szkół - zestawienia wyników egzaminacyjnych w szkołach gimnazjalnych i kończących się maturą - według poszczególnych szkół, gmin i powiatów - skonfrontowane z wynikami egzaminów tych samych grup uczniów sprzed trzech lat - odsetek absolwentów szkół średnich podejmujących studia. Istniejące w województwie różnice w poziomie wykształcenia na wsi i w dużych miastach oraz różnice w przyroście naturalnym na wsi i w mieście, a także spore różnice w średnich wynikach edukacyjnych na terenach najbardziej zurbanizowanych i pozostałych muszą skłaniać do wnikliwego zadbania o wzmocnienie bazy oświatowej terenów nieco obecnie zaniedbanych edukacyjnie. Poprawienie szans edukacyjnych dzieci i młodzieży z niektórych obszarów województwa powinno być priorytetem na najbliższe lata. W szczególności, aby dbać o podnoszenie wyników edukacyjnych w województwie, w kolejnych latach bardzo ważne jest śledzenie wskaźników objęcia edukacją przedszkolną dzieci z terenów wiejskich o rosnącym przyroście naturalnym oraz dbanie o stan bazy i wyposażenie szkół podstawowych i gimnazjów na tych terenach. Ważne jest także poszerzanie istniejących oraz tworzenie kolejnych dobrze ukierunkowanych systemów stypendialnych, umożliwiających zdolnej młodzieży z zaniedbanych edukacyjnie środowisk regionu kontynuowanie kształcenia na poziomie średnim i wyższym. Jednocześnie warto myśleć o stworzeniu - przynajmniej na poziomie województwa - bazy danych dotyczących uczniów wszelkich typów szkół, dającej możliwość śledzenia ich losów oraz postępów edukacyjnych. Obecnie w sposób niezależny od siebie różne instytucje zbierają różne dane dotyczące systemu edukacji. Dość sprawnie skomputeryzowany jest system egzaminów zewnętrznych, komputeryzują się systemy naboru do szkół ponadgimnazjalnych w niektórych, większych miastach oraz systemy naboru na niektóre uczelnie wyższe. W sposób elektroniczny zbierają też niektóre dane kuratoria oświaty oraz Ministerstwo Edukacji Narodowej (np. poprzez System Informacji Oświatowej). Powstają różne programy wspomagające obsługę sekretariatów szkolnych, przepływ informacji pomiędzy szkołami (np. przekazywanie elektronicznie danych osobowych uczniów zmieniających szkołę), informowanie rodziców o wynikach uczniów itp. Doprowadzenie do posługiwania się przy tym wszystkim określonymi, publicznie znanymi standardami, umożliwiającymi powszechny dostęp do niektórych ważnych danych (jak np. wskaźniki wymienione wyżej), na pewno mogłoby mieć wpływ na trafność planowania zmian w sposobie zorganizowania oferty edukacyjnej w regionie.

O autorze:

Z Katarzyną Hall , zastępcą prezydenta miasta Gdańska, rozmawia Dawid Piwowarczyk. - Czy można mówić o pomorskiej wspólnocie obywatelskiej? - Na pewno można mówić. Dlaczego nie? - Ale czy jest to twór fikcyjny, czysto hipotetyczny, czy jest to coś, co jednak można opisać, zbadać, wyodrębnić z otoczenia? - Oczywiście należałoby się zapytać, co rozumiemy przez otoczenie (śmiech). Ja powiem tak, do tej pory zajmowałam się głównie edukacją i muszę przyznać, że w tej sferze, w tym obszarze czułam ducha wspólnoty w środowisku. Z tego, co wiem nasz region wyróżnia się pod względem liczby aktywnych obywateli, chcących brać sprawy w swoje ręce. To jest coś, co nas wyróżnia na tle kraju i uważam, że jest to bardzo pozytywne. Myślę, że po części związane jest z naszymi historycznymi uwarunkowaniami. Na Pomorzu jest bardzo silnie zróżnicowana społeczność. Z jednej strony są ludzie żyjący tu z dziada pradziada, z drugiej repatrianci, a na koniec spora grupa, która przeniosła się nad morze z południa kraju. Z tego właśnie wynika brak zasiedzenia i chęć współpracy. Ta aktywność jest tutaj większa niż w innych regionach kraju. - Pani Prezydent wyprzedziła nieco moje pytanie o wpływ historii na kształtowanie się naszej lokalnej społeczności... - Ja myślę, że właśnie największy wpływ miała historia. To nie jest przypadek, że różne wydarzenia z historii najnowszej miały miejsce w Gdańsku. Aktywni obywatele, którzy teraz działają w organizacjach pozarządowych, wcześniej aktywizowali się na polu animowania przemian politycznych w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i późniejszych. Mobilność i aktywność są cechami tej naszej pomorskiej społeczności. - Jak gdański Urząd Miejski stara się wspierać te pozytywne trendy w zakresie budowania świadomej wspólnoty obywatelskiej? - Miejmy świadomość, że ja w tym Urzędzie pracuję od tygodnia i na pewno jeszcze nie wszystko wiem. Wiem natomiast, na czym mi zależy i do czego chcę dążyć. - A mianowicie? - Do tego, żeby w jak największym stopniu różne zadania publiczne były przekazywane aktywnym organizacjom obywatelskim. Wiem, że to już się dzieje, bo spotykam się z osobami pracującymi w jednostkach podległych wydziałowi spraw społecznych i dowiaduję się od nich, że wiele działań jest przekazywanych aktywnym organizacjom. Natomiast nie umiem jeszcze za dużo na ten temat powiedzieć. Na pewno jednak chcę to wspierać. Szczególnie, żeby w edukacji czy pomocy społecznej jak najwięcej spraw i zadań publicznych mogło być powierzanych aktywnym organizacjom działającym w sferze działalności publicznej. - Jak bardzo może się to zmienić? Czy możemy dojść do takiego poziomu rozwoju wspólnot regionalnych, który cechuje najbardziej "uspołecznione" kraje, takie jak Holandia? - Powiem tak, że jeżeli samorządy ogólnie będą miały chęć oddawania zadań publicznych w szerszym stopniu - nie mówię tutaj tylko o Gdańsku, lecz o wszystkich jednostkach samorządowych w województwie - to można dążyć do ewolucyjnego wzrostu znaczenia III sektora. Jest to uzasadnione także tym, że bardzo często takie organizacje są w stanie sprawniej, szybciej i efektywniej wykonywać tego typu zadania niż etatowi urzędnicy. Wynika to z faktu, że kierują się misją, ideą, przekonaniem. Oczywiście można podawać lepsze i gorsze przykłady, ale chodzi mi o ogólną tendencję, żebyśmy ufali obywatelom i starali się ich pobudzać i zachęcać do tego typu działań. Czy i jak szybko będzie to postępować, trudno wyrokować. Patrząc poprzez pryzmat moich doświadczeń z jednostkami pozarządowymi, widzę wiele organizacji, którym warto pomagać w rozwoju. - Obserwując samorządy, można odnieść wrażenie, że bardzo niechętnie pozbywają się one władzy na rzecz innych podmiotów. - Nie umiem powiedzieć, czy są chętne czy niechętne, ja takiej niechęci nie zauważam. Zarówno Prezydent Adamowicz, jak i podlegli mi pracownicy gdańskiego Urzędu Miejskiego są przychylni sektorowi NGO. Czy jednak takie samo podejście jest po drugiej stronie, czy organizacje również są przychylne i dobrze oceniają naszą urzędniczą działalność, trudno mi powiedzieć. Nie wiem, czy nie uważa się, że może być jeszcze lepiej, jeszcze bardziej przychylnie. Bazując jednak na moich doświadczeniach z pracy "po drugiej stronie barykady", uważam, że zawsze może być lepiej. - Jakie są największe przeszkody ograniczające rozwój społeczeństwa obywatelskiego? - Myślę, że rozmaite progi i bariery związane właśnie z pobudzaniem aktywności obywateli nie wynikają wcale z niechęci poszczególnych urzędników, ale z obowiązującego nas prawa. Tak naprawdę często chcemy jednego, a ramy prawne mówią i proponują coś całkiem innego. Jednak wydaje mi się, że prawo mogłoby być bardziej przychylne w zakresie przekazywania pewnych zadań organizacjom obywatelskim. Pewne procedury czasami wiążą ręce. Nawet przy życzliwym nastawieniu niekiedy trzeba się trzy razy zastanowić, czy można. Moje doświadczenie w pracy w sektorze pozarządowym - jako osoby prowadzącej Gdańską Fundację Oświatową - mówi, że często tak bywało, że to przepisy uniemożliwiały zrobienie czegoś. Nawet, gdy istnieje duża przychylność urzędników, to bywają przepisy, które blokują aktywność. Nie jest to zatem w wielu przypadkach kwestia życzliwości czy dobrej woli urzędników. Część organizacji dobrze sobie radzi, ale oczywiście nastawienie administracji publicznej do organizacji pozarządowych mogłoby być bardziej przychylne. - Czy nie jest tak, że obecnie utracono ideę samorządności? Praktycznie nikt nie myśli - "samorząd to ja, Gdańsk to ja". - Ja myślę, że problem jest szerszy. Ważne jest to, żeby media poświęcały więcej uwagi zachęcaniu obywateli do świadomej postawy obywatelskiej. Najprostszą formą aktywności jest uczestniczenie w wyborach. Jest oczywistym, że powinniśmy chodzić na każde wybory - parlamentarne i samorządowe. To od nas zależy, kto zostanie w samorządzie, kto będzie posłem, radnym, burmistrzem, prezydentem. Jeżeli narzekamy na władze, to tak naprawdę narzekamy na nasze nietrafne wybory. Jeżeli więc aktywność na tym polu będzie większa, to większa też będzie identyfikacja z władzami. Mogę powiedzieć, że to ja wybierałam radnego, burmistrza, prezydenta. Mogę się z nim identyfikować, a w konsekwencji mogę od niego oczekiwać określonej postawy, mogę nawet oczekiwać takiego, a nie innego załatwienia interesującej mnie sprawy. Źle zaś się dzieje, gdy odsuwam od siebie ten temat. Jeżeli nie pójdę na wybory, to nie mam już takiego poziomu identyfikacji. Ta władza jest dla mnie obca, ktoś ją wybrał, ktoś tam rządzi. Poziom identyfikacji wynika w dużej mierze z tego, że pójdę, zapoznam się z kandydatem na radnego, poznam jego program, dotychczasowe osiągnięcia. Zbadam, jakie ma pomysły, czy warto je poprzeć - to elementarna aktywność obywatelska. - Czy nie uważa Pani, że nastąpiło upolitycznienie samorządów, a ludzie mają dość polityki? - Sądzę, że jest to pewien rodzaj polityki. Szczególnie w małej miejscowości jest ona inna niż w wielkim mieście. Ale wszędzie można poznać swojego radnego. Najczęściej są to osoby, które mieszkają parę ulic dalej. - Czy samorząd nie powinien brać na siebie roli umacniania społeczeństwa obywatelskiego? Obecnie najczęściej jest tak, że władze samorządowe są blisko wyborców tylko przed wyborami, a zaraz po wyborach następuje próba separacji i działania w myśl zasady - "my jesteśmy władzą, my wiemy lepiej, wy nas musicie słuchać". - Ja nie mam takiego wrażenia, oczywiście może czegoś nie wiem, nie rozumiem. Jestem mieszkanką Sopotu i wiem doskonale, kto jest radnym z mojej dzielnicy, wiem, jacy to ludzie, wiem, na kogo głosuję. Staram się wiedzieć jak oni pracują, śledzę postępy ich prac na rzecz ogółu. I dzięki temu identyfikuję się z władzą miejską, ze swoim samorządem, z tym, co się dzieje. Mam możliwość korzystania z wielu rzeczy, które są dobrze zorganizowane. Mam nadzieję, że mieszkańcy Gdańska też mają taką wiedzę i taką identyfikację. Osobiście staram się być świadomym obywatelem. Kiedy idę głosować, to dokonuję świadomego wyboru. Chcę poznać człowieka, na którego głosuję. Zachęcam do takiej postawy także moich znajomych i osoby, z którymi mam kontakt. Nie jest tak, że samorząd może się alienować. Władza ma świadomość tego, że wyborca patrzy jej na ręce i każdy radny z pewnością się z tym liczy. - A może powszechny brak postaw prospołecznych to wina edukacji, tego, że wychowujemy raczej naukowców, a nie członków społeczności? - Oczywiste jest to, że wiele rzeczy i problemów zaczyna się od edukacji. Tak samo jest w tym przypadku. Oczywiście musimy mieć świadomość tego, że jest to działanie długofalowe. Na edukacji spoczywa bardzo duża część odpowiedzialności za budowanie postaw obywatelskich. W placówkach, które mi podlegały kładliśmy bardzo duży nacisk nie tylko na przekazywanie wiedzy, ale też na budowanie w uczniach pozytywnych obywatelskich postaw. Pokazywaliśmy uczniom, że dzięki ich zaangażowaniu, na przykład w działalność samorządu uczniowskiego, mogą mieć praktyczny wpływ na wiele spraw ich dotyczących. I wiem, że jest tak w bardzo wielu szkołach. - Wracając do wspólnoty samorządowej, czy dobrym przykładem oddzielenia się władzy od ludzi nie jest to, że praktycznie nikt z obywateli nie wie jaki jest budżet, jaki jest zakres władzy samorządu? - W tej sprawie podjęto już pewne działania. W Gdańsku dokładamy wszelkich starań do tego, by maksymalnie dużo informacji było dostępnych dla obywateli. Widzę, że dla prezydenta Adamowicza jednym z priorytetów jest to, żeby wszystkie ważne dokumenty, ekspertyzy i opinie były publikowane, ogólnodostępne. Służy temu między innymi bardzo rozbudowana, ciągle uzupełniana i modernizowana strona internetowa naszego urzędu. Myślę, że wiele prac zmierza w tym kierunku, by każdy obywatel czy dziennikarz, będący swego rodzaju pośrednikiem na linii urząd - obywatel, miał jak najlepszy dostęp do informacji. - Czy nie uważa Pani, że więcej środków powinno być wydawanych za pośrednictwem III sektora? Czy nie powinno być wyraźnie powiedziane, że na przykład 5 - 10 % budżetu będzie przeznaczonych na realizację projektów, które powstaną oddolnie, które wymyślą i zrealizują sami obywatele? - Zgadzam się z tym poglądem. Są konkursy dotyczące zadań publicznych. Tutaj mamy taką możliwość. Takie konkursy odbywają się i myślę, że to jest bardzo dobra droga do przekazywania pewnych zadań i pobudzania aktywności obywatelskiej. - Czy nie jest tak, że my ciągle wolimy tzw. inwestycje "twarde" - wodociągi, budynki - zapominając lub dyskryminując tzw. inwestycje "miękkie", w umiejętności, wiedzę, poprawę warunków życia? - Myślę, że jedno i drugie jest ważne. Gdy środków brakuje, to powstaje problem, jak rozdysponowywać środki, które są. Oczywiście ważne jest na przykład organizowanie interesujących zajęć sportowych dla uczniów, ale z drugiej strony, jeżeli cieknie dach i wypadają szyby, to też trzeba na to znaleźć środki. I to jest ten dylemat. Jedno i drugie jest potrzebne, a rzadko mamy na tyle luksusową sytuację, że możemy wszystko w pełni sfinansować. Często musimy mieć pewną gradację zadań. - Jak wygląda pomorska wspólnota obywatelska na tle innych regionów? Czy możliwy jest dalszy postęp w jej budowaniu? - Oczywiście, że jest i musi być. Nie podjęłabym się tego zajęcia, gdybym nie była pewna, że możliwe jest poszerzanie tego zaangażowania. Myślę, że jest wiele pozytywnych przykładów, które możemy pielęgnować i rozwijać. - A jak wypadamy na tle innych europejskich regionów? - Powiedziałabym krótko - według mnie jest to stadium dynamicznego rozwoju. - Dziękuję za rozmowę.

O autorze:

Z Katarzyną Hall , Zastępcą Prezydenta Miasta Gdańska ds. Polityki Społecznej rozmawia Dawid Piwowarczyk Czy, Pani zdaniem, system edukacyjny zapewnia absolwentów o odpowiednich kwalifikacjach? Powiem tak, dużo robimy, żeby było lepiej. Już wiosną rok temu Prezydent Adamowicz powołał zespół, który pracował nad optymalizacją systemu edukacyjnego pod kątem oczekiwań rynku pracy. W jego skład poza urzędnikami weszli też przedstawiciele środowisk oświatowych i biznesowych oraz Powiatowego Urzędu Pracy w Gdańsku. Wypracowaliśmy szereg wniosków i staramy się je teraz wdrażać. Na czym mają polegać zmiany? Stawiamy na specjalizację, branżowość szkół zawodowych. Jednocześnie staramy się te szkoły doposażyć tak, żeby młodzież mogła korzystać z odpowiedniej bazy. Równolegle zaczynamy promować wśród młodzieży kształcenie w szkołach zawodowych i technikach. Wydaje się, że jeżeli te szkoły będą wyraziste, dobrze wyposażone i dobrze kształcące, to będą dobrą propozycją dla wielu młodych ludzi. Czy likwidacja szkół zawodowych nie była błędem? Zachłysnęliśmy się kilka lat temu ideą reformy pod kątem wydłużenia i polepszenia jakości kształcenia. Wynikiem tego było między innymi odejście od kształcenia technicznego na rzecz kształcenia ogólnego. Tymczasem, teraz zaczyna nam brakować ludzi wykształconych w konkretnych zawodach. Reforma wprowadzona jeszcze w czasach rządów Jerzego Buzka opierała się na innych założeniach. Zakładano postawienie silniejszego nacisku na kształcenie ogólne, na kształcenie dorosłych, przy jednoczesnym wzmocnieniu kształcenia kierunkowego w liceach profilowanych. Później zmieniono jednak koncepcję liceów profilowanych. Obecnie jest to konstrukcja błędna systemowo. Nie daje ona uczniom żadnych kwalifikacji zawodowych, a z drugiej strony wiedza ogólna przekazywana jest na niższym poziomie niż w liceach ogólnokształcących. Efektem takich działań jest to, że młodzi ludzie zaczynają zbyt rzadko kształcenie na kierunkach technicznych. Na zachodzie Europy około 26% młodych ludzi wybiera taką drogę edukacji, u nas tylko niecałe 14%. Z drugiej strony mamy zbyt wielu pedagogów czy politologów. Czy tworzenie szkół przyzakładowych może być antidotum na braki na rynku pracy? Pewnych zmian już się nie da cofnąć. Na pewno ze strony pracodawców jest jednak zainteresowanie współpracą i my na nią jesteśmy otwarci. Proponujemy umowy partnerskie, a nawet, jeżeli byłaby taka wola, to stworzymy możliwość przejęcia szkół przez pracodawców czy ich izby lub zrzeszenia. Zastanawiamy się też nad takimi rozwiązaniami, jak delegowanie przez firmy swoich pracowników do szkół, by młodzi mogli uczyć się zawodu od najlepszych praktyków. Są już efekty tych działań? Edukacja jest delikatną materią i nie ma tutaj miejsca na rewolucje. Zmiany muszą być przemyślane i ewolucyjne. Choć są już pozytywne efekty na przykład w kwestii współpracy z przemysłem stoczniowym. Mamy zarówno zasadniczą szkołę zawodową, jak i technikum - Conradinum. Zauważamy tutaj zwiększone zainteresowanie. Na przykład jeszcze kilka lat temu problemem było utworzenie jednej klasy o specjalizacji monter kadłubów okrętowych. W tym roku bez problemu znaleźliśmy już chętnych do czterech klas i chcemy promować kształcenie w tym kierunku. Bo przecież ani w Krakowie, ani Warszawie nie da się w takich zawodach kształcić. Edukacja może odbywać się tylko tam, gdzie są stocznie, gdzie uczniowie mają możliwość praktycznej nauki zawodu. I dopóki stocznie są, istnieją możliwości nauki i znalezienia pracy, my musimy w takich zawodach kształcić. Jeżeli nasze firmy przeżywać będą kryzys, to nasi specjaliści bez problemu znajdą pracę w zakładach w Norwegii, Niemczech i wielu innych krajach. To są ciężkie i wymagające zawody, ale gwarantujące znalezienie pracy i dobre zarobki. Czy firmy nie marnują potencjału doświadczonych pracowników? Ja myślę, że możemy na przykład doświadczone osoby wykorzystywać w toku edukacji. Z taką sytuacją mamy do czynienia w szkolnictwie, gdzie młody nauczycielstażysta otrzymuje zawsze swojego opiekuna, który dba o jego rozwój zawodowy. Taki system jest dobrym pomysłem i myślę, że w każdej innej branży może to dobrze funkcjonować i przynosić korzyści zarówno osobom młodym, jak i tym, którzy już powoli odchodzą z rynku pracy. Czy nie marnuje się potencjału kobiet? Nie wydaje mi się, żeby kobiety były dyskryminowane. Ja się tak na pewno nie czuję. Oczywiście mamy takie podziały, że pewne zawody cieszą się większą popularnością wśród kobiet, a inne wśród mężczyzn. Pewnie zawsze więcej będzie przedszkolanek niż mężczyzn pracujących w tym zawodzie. Z drugiej strony w wymienianym tu zawodzie montera kadłubów okrętowych zawsze pracować będą głównie mężczyźni. I nie uważam, żeby to było złe. Czym innym jest bowiem brak dyskryminacji i ograniczeń, które muszą być eliminowane, a czym innym są naturalne predyspozycje. Czy gminy są sobie w stanie same poradzić z tym problemem? Czy nie jest tak, że rząd tworzy reformy, a koszty i ciężar ich wprowadzenia przerzuca na samorządy? Ministerialne projekty obserwuję już od końca lat osiemdziesiątych. Nam jako samorządom pozostaje jak najlepsze zarządzanie szkołami. Ważne, żeby była też ogólnopolska dyskusja i warto na takim forum pokazywać swoje doświadczenia, walczyć o wdrożenie swoich pomysłów. Nigdy zresztą nie jest tak, że się nie da nic zrobić. Raz szybciej, raz wolniej jesteśmy w stanie pewne działania podejmować. Oczywiście zawsze działamy w granicach prawa. Czasami ministerstwo stara się iść bardzo daleko w "pomaganiu" nam. Przykład mundurków dobrze to obrazuje. Wprowadza się odgórnie pewne nakazy, które najlepiej funkcjonują w szkołach jako wypracowane w drodze konsensusu nauczycieli, uczniów i rodziców. Czy według Pani Unia Europejska jest szansą, czy zagrożeniem dla pomorskiego rynku pracy? Na pewno wejście do UE nie było błędem. Środki unijne pozwalają nam podejmować bardzo wiele działań, których wcześniej nie byliśmy w stanie z braku odpowiednich funduszy prowadzić. Wejście do europejskiej rodziny pozwala nam też korzystać z pewnych wzorców, wskazuje, jak lepiej komunikować się z rynkiem pracy, jak reformować system edukacyjny, by był on lepszy, bardziej wydajny. Po raz pierwszy mamy też szansę na udzielenie realnej pomocy osobom pozostającym długotrwale bez pracy. Odpływ pracowników za granicę stworzył szanse dla tych, którzy wcześniej byli bezrobotni, a teraz znaleźli pracę za granicą lub w Polsce, zajmując wakat powstały po wyjeździe osoby wcześniej na tym stanowisku zatrudnionej. Nasi pracownicy są też naszymi ambasadorami i dając dobre świadectwo swoją pracą, mogą zachęcać swoich zagranicznych pracodawców do lokowania części swojej aktywności gospodarczej właśnie u nas w Polsce, u nas na Pomorzu. Tak więc zważywszy na nieodwracalność akcesji, należy zrobić wszystko, by maksymalizować jej pozytywne skutki. Czy Polska, Pomorze może zatrzymać proces wyjazdu zdolnych Pomorzan, może przyciągać absolwentów, pracowników z innych regionów? Oczywiście, część osób wyjeżdża. Część za granicę, część do Warszawy i innych regionów. Taki proces był, jest i będzie. Ważne, żeby jednocześnie Trójmiasto było postrzegane jako region atrakcyjny, przyciągający ludzi z innych krajów i regionów. Warto tutaj dbać o poszerzenie oferty. Już teraz dzięki temu, że nasze szkoły są wyposażone w bursy, internaty, młode osoby z całego regionu, kraju i nawet z zagranicy mogą do nas przyjeżdżać, żeby uczyć się na poziomie zawodowym i średnim. We współpracy z uczelniami staramy się przygotowywać jeszcze atrakcyjną ofertę dla osób z zagranicy, które chciałyby studiować na Pomorzu. Chcemy, by młodzi Pomorzanie tutaj pracowali i kształcili się, by chcieli do nas przyjeżdżać również inni. Pani Prezydent, w trakcie spaceru naszymi pięknymi plażami spotyka Pani złotą rybkę, która obiecuje spełnić trzy życzenia. Co zmieniłaby Pani w edukacji? To nie jest łatwe pytanie. Na pewno sprywatyzowałabym zarządzanie placówkami edukacyjnymi. Byłoby łatwiej zarządzać, oferta byłaby bogatsza. Uważam, że zarządzanie szkołami publicznymi przez niepubliczne jednostki jest krokiem w dobrą stronę. Mamy już takie doświadczenia w Polsce i są one pozytywne. Jeżeli grupa nauczycieli chciałaby przejąć sprawy w swoje ręce, to byłabym jak najbardziej za tym, żeby na to się zgodzić. W szkolnictwie zawodowym poprawiłabym współpracę z firmami zainteresowanymi poszczególnymi branżami. Zmieniłabym też system edukacyjny tak, aby obejmował edukacją przedszkolną wszystkie dzieci. Dzięki temu szybciej obejmowalibyśmy opieką dzieci potrzebujące silniejszego wsparcia, a z drugiej strony jednostki szczególnie uzdolnione mogłyby jeszcze szybciej doskonalić się w tym, w czym są dobre. Dziękuję za rozmowę.

O autorze:

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk. Leszek Szmidtke: Dlaczego ciągle pokutuje przekonanie, że szkoła jest nudna i mało atrakcyjna? Katarzyna Hall: Jest wiele szkół, w których dzieci uczą się bawiąc i bawią się ucząc. Niestety, nie każda spełnia oczekiwania dzieci i rodziców. Generalnie szkoła zmieniła się na lepsze. Jednak jest jeszcze wiele pokutujących przyzwyczajeń. Starsze pokolenie, pamiętające nie zawsze dobrych nauczycieli, wysyłając dziś dzieci do szkoły, mówi: masz siedzieć cicho, patrzeć, słuchać i nie sprawiać kłopotów. Z pokolenia na pokolenie przekazujemy wizerunek szkoły bardziej jako miejsca opresji niż radości z nauczania, poznawania nowych ludzi i świata. W polskich klasach zazwyczaj dzieci siedzą wpatrzone w plecy innych uczniów. Tymczasem niewielka zmiana aranżacji, przestawienie ławek powoduje zmianę charakteru zajęć. Może na przykład uczyć współpracy, jeżeli ustawi się kilka ławek razem i podzieli klasę na parę zespołów. Mamy nauczycieli­-pasjonatów, potrafiących wyrwać się z pewnego uśrednienia i monotonii, ale też mamy właśnie ten schemat, podejście wyniesione z przyzwyczajeń rodziców do cichego, spokojnego i w gruncie rzeczy biernego siedzenia w klasach. Otwarte postawy uczniów, wychodzenie naprzeciw światu, większa aktywność – to zależy w dużym stopniu od nauczycieli. Każdej szkole i każdemu nauczycielowi należy się przyjrzeć z osobna. Dopiero wtedy można ocenić, czego im brakuje. Minister Edukacji Narodowej powinien przypatrywać się każdej szkole i każdemu nauczycielowi oddzielnie? Będę się przyglądała! Modernizujemy nadzór pedagogiczny. Pierwszy etap, czyli ewaluacje, już za nami. Obecnie mamy wizytatorów oraz kuratorów i często to oni decydują o kształceniu, a nie dyrektorzy i nauczyciele. Dlatego powołamy inspektorów jakości, którzy będą spędzać w szkołach po kilka dni, prowadząc audyt. Ich zadaniem będzie przygotowanie wielostronnego spojrzenia na pracę szkoły i efekty tej pracy. Szkoła musi się rozwijać i z tego będą rozliczani nauczyciele oraz dyrektorzy. Szkoły w swej działalności będą mogły liczyć na szeroką pomoc. Dzięki wsparciu unijnymi pieniędzmi przygotowujemy Centra Rozwoju Edukacji. Centra będą połączeniem placówek doskonalenia nauczycieli, poradni psychologiczno­-pedagogicznej, biblioteki pedagogicznej. Istniejąca sieć placówek z różnych powodów nie spełnia swojego zadania. Niektóre szkoły w ogóle nie korzystają z obecnego wsparcia. Doprowadzimy do tego, że każda szkoła będzie zawierać kontrakt na bieżącą analizę procesów dydaktycznych, tak aby centra mogły zdiagnozować, gdzie potrzebna jest pomoc. Czyli będą dwie nogi: jedna stawiająca wymagania, a druga wspierająca w rozwoju. Zmiany już następują i do 2015 roku zakończymy ten proces. Obecny nadzór mocno ogranicza inicjatywę nauczycieli. Dyrektor Centrum Hewelianum zwracał uwagę na obawy nauczycieli, że nie mogą zaliczyć odwiedzin w centrum jako normalnych lekcji. Dlatego, mimo zainteresowania ofertą, rzadko je odwiedzają. Przecież mogą to wpisać do dziennika jako lekcję przyrody, fizyki czy chemii! To bardzo atrakcyjna dla dzieci lekcja. Można tam pokazać rzeczy, których nie sposób zaprezentować w klasie. Przecież po to między innymi są takie centra i po to zrobiliśmy akcję Rok Odkrywania Talentów, żeby pobudzić ciekawość uczniów. Nauczyciel ma samodzielnie zaprojektować proces edukacji i wykorzystywać tego typu narzędzia, żeby nauka nie była nudna. Lekcje WOS-u powinno się prowadzić, idąc na sesje rady miasta, przyrody – idąc do parku, a historii – poprzez oglądanie zabytków czy historycznych miejsc. Takie placówki jak Centrum Hewelianum, Centrum Nauki Kopernik mogą być wykorzystywane jako element edukacji formalnej oraz nieformalnej, gdyż rodzice z dziećmi też mogą tam przychodzić. Edukacja pozaformalna coraz bardziej się rozpycha. Jak będzie w przyszłości wyglądał jej styk ze szkołą? Całe życie się uczymy, nawet gdy tego nie wiemy. Jako dziecko uczymy się od rodziców, rówieśników. Później trafiamy w tryby formalnej edukacji: przedszkole, szkoła, uczelnia, no i cały czas kształcimy się na setki innych sposobów. Zachęcam do lektury Podstawy Programowej – tam jest preambuła z celami obowiązującymi wszystkich. Mówi o kluczowych kompetencjach, postawach, wspólnych celach, jakie szkoła ma realizować. Postawy są kluczowe, gdyż jeżeli mówimy o zmianach w edukacji, to postawy nauczycieli będą decydujące. Obszarów decydujących o skuteczności edukacji, kształtowania postaw jest więcej, bo i dom rodzinny, i różne formy działalności społecznej… Oczywiście, ale nauczyciel ma ogromne znaczenie. Tym bardziej że przydzielamy mu coraz więcej zadań. Przede wszystkim ważne jest indywidualne podejście do ucznia. Każdy jest inny, uczniowie mają różne zdolności, ale też różne problemy lub ograniczenia. Jedne trzeba rozwijać, a drugie przezwyciężać i każdy przypadek należy traktować oddzielnie. Do tego potrzebna jest oczywiście współpraca nauczycieli. Jednak później są egzaminy, które służą do oceny nie tylko dzieci, ale i pedagogów. Jestem z wykształcenia nauczycielem matematyki i mam spore doświadczenie w tym zawodzie, a dodatkowo później uczyłam przyszłych nauczycieli. W mojej pierwszej pracy miałam klasę podzieloną niemal na pół. Jedna część to naprawdę zdolni uczniowie, błyskawicznie łapiący nowe treści. Druga połowa z najwyższym trudem przyswajała sobie przerabiany materiał. Gdybym chciała tak samo traktować jednych i drugich, to ci zdolniejsi strasznie by się nudzili, a uczniowie bardziej oporni na matematykę jeszcze mniej by pojmowali. Każdą z tych grup musiałam traktować inaczej. Niczego nowego nie odkryłam. Nauczyciele wiedzą, że jednym uczniom trzeba dawać więcej zadań, i to trudniejszych, a innym mniej. Dzięki takiemu indywidualnemu podejściu każdy z nich opanuje materiał i później sobie poradzi na zewnętrznych testach.
Kształcenie dorosłych jest w Polsce słabo rozwinięte. Szczególnie w przypadku osób niżej wykształconych, które powinny najbardziej zabiegać o poprawę. Dlatego tak ważne jest wyrobienie odpowiednich nawyków w szkole. Jeżeli tam będziemy się uczyć z przyjemnością, to później też chętniej zaczniemy poszerzać swoją wiedzę i umiejętności
Jak wspierać tych uzdolnionych? Czy potrzebna jest jakaś struktura? Szkoły się tym zajmują. Mogą doradzić i pomóc w znalezieniu różnych sposobów rozwoju talentów. Chodzi tu nie tylko o udział w konkursach lub olimpiadach, ale też o to, żeby rozwijać pasje i wykształcić chęć uczenia się w późniejszych latach. Kształcenie dorosłych jest w Polsce słabo rozwinięte. Szczególnie w przypadku osób z niższym wykształceniem, które powinny najbardziej zabiegać o jego poprawę. Dlatego tak ważne jest wyrobienie odpowiednich nawyków w szkole. Jeżeli tam będziemy się uczyć z przyjemnością, to później też chętniej zaczniemy poszerzać swoją wiedzę i umiejętności. Od rodziców oczekuje się coraz więcej w procesie edukacyjnym. Jaka będzie ich rola? Ta rzeczywistość jest i będzie różna. Rodzice są coraz bardziej zapracowani i jest wciąż mniej czasu. Ważna jest też jakość tych spędzonych wspólnie chwil. Zaangażowanie rodziców w edukację przynosi dobre efekty i powinno być jak największe, ale musi się to odbywać we współpracy z nauczycielem. Ten przepływ powinien być w obie strony, gdyż sytuacja dzieci i rodziców jest bardzo różna. Przecież są obszary biedy, czasami lekceważenia edukacji, i nauczyciele mogą tam interweniować. W szkołach realizowane są różne programy, jak dożywianie dzieci, opieka świetlicowa itp.
W szkołach powinny istnieć i działać rady rodziców. Rodzice są i będą zachęcani do aktywniejszej działalności i większego wpływania na życie szkoły. Tak, żeby na przykład radni Gdańska lub nawet prezydent miał partnera przy podejmowaniu decyzji dotyczących szkół. Ludzie muszą też czuć, że ich głos jest ważny i ma znaczenie.
Mówimy jednak o nieco innych sytuacjach. Kiedy pracują oboje rodzice i mają więcej niż jedno dziecko, większe zaangażowanie w edukację formalną i nieformalną – a takie są oczekiwania – może być trudne. Wychodzi się temu naprzeciw i coraz dłużej trwa opieka w przedszkolach i świetlicach szkolnych. Włącza się też dziadków, rodzeństwo i chyba jako społeczeństwo radzimy sobie z tym problemem coraz lepiej. Jednak ciągle w niewielkim stopniu organizujemy się, a przecież w taki sposób można sobie nieść pomoc w różnych sytuacjach. W Gdańsku jest duża liczba organizacji pozarządowych, ale ten sektor jest ciągle za słabo rozwinięty. Taka samoorganizacja umożliwia też wywieranie presji na szkołę, na przykład żeby przedłużyć o godzinę działalność świetlicy, można też podzielić się podwożeniem i odbieraniem dzieci po zajęciach. W szkołach powinny istnieć i działać rady rodziców. Próbujemy też uruchomić szerszą działalność organizacji młodzieżowych poprzez stworzenie ich wspólnej reprezentacji. Polska jest na szarym końcu krajów unijnych pod tym względem i trzeba to zmienić. Rodzice również są i będą zachęcani do aktywniejszej działalności i do większego wpływania na życie szkoły. Tak, żeby na przykład radni Gdańska lub nawet prezydent miał partnera przy podejmowaniu decyzji dotyczących szkół. Ludzie muszą też czuć, że ich głos jest ważny i ma znaczenie. Dziękuję za rozmowę.

Skip to content