Z Jerzym Szulistem , Prezesem gdyńskiej firmy budowlanej Mega, rozmawia Dawid Piwowarczyk
Jak z perspektywy osoby kierującej dużą firmą budowlaną wygląda pomorski rynek pracy?
Mega istnieje od 1989 roku. W tym czasie przeżywaliśmy różne okresy, w szczytowym zatrudnialiśmy ponad 800 pracowników. Obecnie daję pracę 300 osobom, ale mógłbym przyjąć kolejne 100, a może i 200 osób. Problemem jest to, że pracowników nie ma. Szczególnie brakuje wykształconych, wykwalifikowanych osób, które potrafią coś wykonać.
Dlaczego brakuje chętnych? Mamy ciągle bardzo duże bezrobocie. Oficjalne dane mówią, że w dalszym ciągu średnio jedna na siedem, sześć osób nie potrafi znaleźć sobie pracy.
Myślę, że problem stanowi między innymi nasz system edukacji. Pamiętam, że jeszcze kilka lat temu technika, szkoły zawodowe często pytały mnie o możliwość praktyk dla swoich uczniów. Dzisiaj takich szkół jest coraz mniej, większość osób odbiera obecnie wykształcenie ogólne. Po zakończeniu edukacji na poziomie średnim dana osoba nie posiada żadnych kwalifikacji zawodowych.
Taka osoba jest już dla was stracona?
Oczywiście, że nie. Choć zyskuje ona dla nas znaczenie dopiero dzięki szkoleniu w firmie. To nie system edukacyjny zapewnia nam odpowiednich ludzi, lecz my sami musimy o to zadbać. Dla mnie jako pracodawcy większe znaczenie mają bowiem rzeczywiste umiejętności, a nie ukończone szkoły i posiadane dyplomy.
A dobrzy pracownicy odpływają z firmy szerokim strumieniem?
Nie. My raczej nie odnotowujemy bardzo znaczącego exodusu. Myślę, że w dużej mierze jest to efekt naszej propracowniczej polityki w firmie. Dbamy o to, by warunki pracy i płacy były takie, żeby pracownik był zadowolony i gotowy związać się z firmą na dłużej. Tylko w ubiegłym roku dwukrotnie zwiększaliśmy pensje i na pewno w nadchodzących latach nasi pracownicy mogą liczyć na kolejny wzrost uposażeń.
Wracając do tematu edukacji, sądzi Pan, że środowiska biznesowe i samorządy są w stanie przeprowadzić konstruktywne rozmowy i tak zmodyfikować system edukacyjny, by zapewniał on absolwentów w odpowiedniej ilości i z odpowiednimi kwalifikacjami? By nie dochodziło do takich sytuacji, jak obecnie, gdy z jednej strony mury szkół opuszcza rzesza absolwentów z umiejętnościami, które nie gwarantują znalezienia zatrudnienia, a z drugiej strony środowiska biznesowe informują o poważnych brakach kadrowych w coraz większej liczbie zawodów.
Wydaje mi się, że jako biznes mamy przełożenie na decydentów. Niestety bardzo często wszystko rozbija się o kwestię niezbędnych nakładów finansowych oraz o pytanie, kto powinien za nie odpowiadać. Pracodawca, gmina czy inna instytucja? Bazując na swoich doświadczeniach, muszę powiedzieć, że dawniej o wiele bardziej dbano o szkolenie kadr. Jeszcze jako rzemieślnik uczestniczyłem w całej machinie, której celem było zapewnienie wykształcenia odpowiednim kadrom. Obecnie system ten został w dużej mierze zdemontowany. W efekcie w dużych firmach odczuwa się brak siły fachowej, ale w dalszym ciągu jeszcze zbyt mało robi się w kierunku pozyskania jej. Ponadto uważam, że w tym zakresie bardziej powinny wykazywać się samorządy. Podobnie miasta i gminy powinny lepiej zadbać o poprawę sytuacji na lokalnym rynku pracy.
A może to jest pomysł na realizację wspólnych projektów? Może takie firmy, jak Mega powinny na przykład we współpracy z samorządami stworzyć system stypendialny dla uczniów, połączony z gwarancjami zatrudnienia dla grupy najlepszych osób?
Chętnie uczestniczyłbym w takim przedsięwzięciu. Wiem, że dzisiaj trzeba zabiegać o swoje kadry.
Dlaczego więc do tej pory nie udało się takiego programu uruchomić?
Problemem jest między innymi to, że duża grupa uczniów to osoby zainteresowane ukończeniem szkoły, a nie zdobyciem rzeczywistych, wysokich kwalifikacji. Coraz rzadziej młodzi ludzie są gotowi ciężko fizycznie pracować. Część może zdecydowałaby się na to, gdyby zarobki były większe. Jednak, by móc dobrze zarabiać w budownictwie, trzeba mieć dużą wiedzę i duże umiejętności, a rzadko kto spełnia te wymagania już na początku kariery zawodowej. Firma może płacić i chce płacić więcej, ale to pracownik musi swoją pracą zarobić zarówno na swoją większą pensję, jak i na utrzymanie firmy, na wypracowanie środków potrzebnych na finansowanie jej dalszego funkcjonowania i rozwoju.
Rynek budowlany rozwija się dynamicznie, więc ze znalezieniem dodatkowych środków nie powinno być większych problemów.
Problemem naszej branży są kwestie zamówień publicznych. Do momentu, gdy o wyborze wykonawcy będzie decydowała tylko najniższa cena, trudno będzie poprawić sytuację samych firm i ich pracowników. Podmiot, który chce wygrać, musi maksymalnie ciąć koszty. Tutaj są dwa najprostsze rozwiązania: zmniejszyć pensje swoim pracownikom lub nie zapłacić podwykonawcom. Z tego wynika cała fala bankructw wielu dużych, średnich i małych firm budowlanych w naszym regionie. Przez dłuższy czas problemem była również ekspansja firm zachodnich. Dla nas ich rynki pozostawały zamknięte, a oni mogli podpisywać u nas kontrakty bez ograniczeń. Jednocześnie, chcąc zdobyć przyczółki na naszym rynku, korzystając z zasobów finansowych swoich zagranicznych central, oferowały one ceny nawet poniżej kosztów własnych. To znacznie ograniczało możliwości naszych rodzimych firm.
Patrząc z perspektywy firmy Mega, obserwując odpływ kadr do innych krajów członkowskich UE, jak Pan ocenia naszą akcesję do Wspólnoty Europejskiej? Pozytywnie czy negatywnie?
Oczywiście muszę przyznać, że odpływ doświadczonych pracowników był dla wielu firm bardzo przykrym doświadczeniem. Według mnie jednak pozytywnym efektem akcesji jest to, że zaczyna się cenić polskiego pracownika. Na ostatniej imprezie zakładowej powiedziałem, że tak naprawdę powinniśmy wznieść dwa toasty. Po pierwsze, co oczywiste, za firmę i jej pracowników, a po drugie za tych, którzy wyjechali. To oni bowiem nauczyli naszych pracodawców szacunku do pracowników, to oni zarabiając i przysyłając do kraju swoje wypłaty, przyczyniają się do wzrostu możliwości nabywczych, a tym samym do zwiększenia popytu i zapotrzebowania na usługi i produkty naszych firm. To tacy ludzie wymuszają na naszych firmach dostosowanie się zarówno w zakresie jakości oferowanych usług i produktów, jak i uposażeń dla pracowników. Myślę, że zmiany w tym kierunku będą postępowały szybciej niż niektórym się obecnie wydaje.
Czy zmiany na rynku pracy oraz wzrost uposażeń i podejścia pracodawców wpływają, Pana zdaniem, na zmianę postawy pracowników? Czy bardziej dbają o swoją pracę, lepiej, sumienniej ją wykonują? Czy wprost przeciwnie, widząc braki kadrowe, rozumiejąc, że ich pozycja w stosunku do pracodawcy uległa znaczącej poprawie, zaczynają - kolokwialnie mówiąc - "olewać" swoje obowiązki?
Jest bardzo różnie. Dużo zależy od indywidualnej postawy życiowej danego pracownika. Uważam jednak, że pracownicy, dostrzegając wzrost pensji, stwarzane przez pracodawcę szanse na dobry zarobek, na rozwój zawodowy, zaczynają bardziej szanować pracę, rzetelniej wypełniają swoje obowiązki. Ważnym jest także to, że ludzie coraz chętniej się zadłużają, na przykład na zakup mieszkań. Mając na uwadze konieczność regularnego obsługiwania kredytu przez wiele lat, pracownik zachowuje się dużo bardziej odpowiedzialnie. Wie bowiem, że utrata pracy może oznaczać brak możliwości spłaty zobowiązań, a w konsekwencji może skończyć się nawet utratą tak cennego dobra, jak mieszkanie.
Wracając do fali wyjazdów, uważa Pan, że istnieje szansa, iż za jakiś czas ci, którzy wyjechali, zaczną do nas wracać i zasilą ponownie nasz pomorski rynek pracy?
Myślę, że część osób wróci, ale obawiam się, że ci najlepsi, najbardziej poszukiwani niestety są już dla nas straceni.
Ilu zostanie, a ilu wróci?
Na pewno zostanie bardzo duży odsetek tych, którzy zdecydowali się wyjechać razem z całymi rodzinami. Dla nich ważne jest to, że tam istnieje większa stabilizacja, że dzieci mają inne możliwości edukacji, rozwoju. Coraz częściej takie osoby decydują się tam na kredyt, aby kupić dom czy mieszkanie. Niestety, obawiam się, że bardzo duża grupa już do nas nie wróci.
Panie Prezesie, coraz częściej słyszymy, że budowlańcy wracają, bo w Polsce są w stanie zarobić tyle samo, a nawet więcej niż na Zachodzie. Czy to prawda?
Myślę, że jeszcze tak nie jest. Oczywiście pewnie coraz częściej będziemy mieli do czynienia z indywidualnymi przypadkami, gdzie rachunek ekonomiczny będzie u nas korzystniejszy. Dobrzy fachowcy mogą już teraz zarobić u nas 6, a nawet 8 tys. miesięcznie. Jeżeli przeliczymy to na euro, uzyskamy kwotę 2 tys. euro. Jeżeli następnie uwzględnimy koszty utrzymania, kwestię przywiązania, więzi rodzinnych, to okaże się, że dla takich osób wizja emigracji zarobkowej nie jest już atrakcyjna. Myślę, że fala wyjazdów będzie malała wraz ze wzrostem pensji i zmianą podejścia pracodawców do pracowników.
Panie Prezesie, braki kadrowe wymusiły na pracodawcach przychylniejsze spojrzenie na kwestię zatrudniania osób z grup dawniej uważanych za wykluczone zawodowo. Czy myśli Pan, że i w budownictwie czeka nas na przykład wysyp kobiet murarzy czy zbrojeniarzy?
Nie przewiduję takiego zjawiska. Jestem w tej kwestii konserwatystą. Uważam, że pewne zawody pozostaną domeną mężczyzn, ale oni powinni mieć możliwość zarobienia na utrzymanie całej rodziny.
Czy w związku z brakiem rodzimych rąk do pracy będziemy musieli posiłkować się importem siły roboczej z innych regionów, krajów?
Tak. Myślę, że to jest nieuchronne. Sam zastanawiam się nad budową hotelu robotniczego, w którym mógłbym kwaterować takie osoby. Uważam, że stoimy dopiero na początku boomu budowlanego. Pamiętajmy, że w najbliższych latach tylko przy współudziale środków unijnych będziemy mogli sfinansować inwestycje w gigantycznej kwocie 100 mld euro.
Biorąc pod uwagę wszystkie te zjawiska, jak ,Pana zdaniem, będzie ewaluowała sytuacja na pomorskim rynku pracy?
Oczywiście, bardzo trudno to przewidzieć. Obawiam się, że te problemy będą się nawarstwiać, a jedyną szansą na poprawę będzie napływ kadr z zewnątrz. Myślę, że raczej nie możemy liczyć tu na Białoruś czy Ukrainę. "Pomoc" może nadejść raczej z Rumunii, Bułgarii, Wietnamu czy Chin.
Czy wzrost wydajności jest szansą na eliminację lub ograniczenie tych braków na rynku pracy?
Myślę, że w bardzo niewielkim stopniu. Polskie firmy cały czas podnoszą wydajność i obecnie jest w tym względzie coraz mniej możliwości poprawy. Ciągle stawiamy na usprzętowienie, mechanizację. Oczywiście, widzę, jakie zmiany nastąpiły w ciągu tych ostatnich lat, ale margines zmian jest tutaj już bardzo mały.
Dziękuję za rozmowę.