Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Trójmiasto – węzeł logistyczny o znaczeniu europejskim?

Polska od dawna przedstawia ambitne plany budowy autostrad. Ponad siedem lat temu wydana została koncesja na budowę 150 km odcinka autostrady płatnej z Gdańska do Torunia. Obecnie trwają prace budowlane pierwszego fragmentu odcinka koncesyjnego od Rusocina do Nowych Marzy. Obecny rząd uznał, że koncesja na pozostały odcinek autostrady wygasła. Nie wiadomo, kto i kiedy będzie budował ten odcinek. Poprzedni rząd przyjął wprawdzie program ODRA 2006 mający na celu między innymi poprawę żeglowności tej rzeki, ale znaczących inwestycji nie rozpoczęto. Linie kolejowe łączące porty polskie z zapleczem mają być systematycznie modernizowane do parametrów określonych umowami AGC i AGTC, których Polska jest sygnatariuszem. Rozpoczęto modernizację kluczowej linii kolejowej E-65 Gdynia – Warszawa. Są to jednak inwestycje bardzo kapitałochłonne i w praktyce niemożliwe do całkowitego sfinansowania z budżetu państwa. Międzynarodowe instytucje finansowe z rezerwą podeszły do finansowania w Polsce budowy autostrad płatnych. Spowodowało to konieczność rewizji programu zakładającego niewielkie (10%) zaangażowanie państwa. W obliczu spowolnienia wzrostu gospodarczego i zwiększającego się deficytu budżetu zmieniona ustawa, zakładająca partnerstwo publiczno-prywatne i większe zaangażowanie państwa w budowę autostrad, okazała się także mało realistyczna. Ponadto należało liczyć się z tym, że państwa Europy Zachodniej, kierując się własnymi interesami, sprzyjać będą rozwojowi infrastruktury transportowej w Polsce w korytarzach Wschód – Zachód. Otrzymałem zadanie sformułowania odpowiedzi na następujące pytania: czy Trójmiasto może stać się węzłem logistycznym o znaczeniu europejskim? Czy położenie geograficzne Trójmiasta rzeczywiście gwarantuje przepływanie przez nie większych potoków ładunków? Czy istnieje w województwie potencjał organizacyjny (np. firmy spedycyjne, wykształceni specjaliści)? Czy region dysponuje wystarczającym potencjałem infrastrukturalnym (jeżeli nie, jakie ma braki)?
Jeżeli przyjmiemy, że węzeł logistyczny to coś więcej niż centrum lub centra logistyczne, to odpowiedź na pierwsze, zasadnicze pytanie wymaga odniesienia się do roli i znaczenia portów morskich w Gdańsku i Gdyni, są one bowiem nie tylko jedną z kluczowych dziedzin gospodarki Pomorza, ale w istocie warunkiem si ne qua non istnienia jakiegokolwiek węzła transportowo-logistycznego w rejonie Trójmiasta. Uwaga ta odnosi się w szczególności do portowych obrotów kontenerowych, będących istotą operacji logistycznych. Operacje logistyczne czy też usługi logistyczne to nie tylko przewozy, przeładunki i magazynowanie towarów, to także szereg czynności, takich jak: doradztwo, obsługa celna, konfekcjonowanie, obsługa zamówień, zarządzanie zapasami, obsługa łańcuchów informacyjnych i wiele innych [1]. Czynności te w znacznej większości dotyczą ładunków drobnicowych, obecnie prawie w całości przewożonych w kontenerach. Ponadto cechą węzła logistycznego są także rozwinięte czynności terminalowe, którym podlega obrót kontenerami. Dlatego też w dalszych rozważaniach skupię się na ocenie konkurencyjności portów Trójmiasta jako centrów obsługi kontenerów.
Od wielu lat podnosiłem w swoich publikacjach problem dostępności polskich portów morskich [2]. Odzew tych publikacji był niewielki, gdyż działacze gospodarczy i polityczni koncentrowali się na sprawie niedostatków uregulowań prawnych (ustawa o portach morskich) bądź inwestycjach w samych portach. Tymczasem, jak pisałem, konkurencja w portach europejskich nie odbywa się przy nabrzeżach, lecz na szlakach transportowych łączących je z zapleczem. Wraz z rozwojem systemów intermodalnych zmieniła się konfiguracja zaplecza poszczególnych portów, które nie jest już traktowane jako tradycyjny obszar przyległy bezpośrednio do portu.
Załadowcy i przewoźnicy w coraz większym stopniu oceniają jakość usług portowych jako efektywność funkcjonowania połączeń z zapleczem, określaną takimi kategoriami, jak częstotliwość, czas i koszty przewozu. W mniejszym stopniu liczącym się parametrem stają się koszty samego przeładunku. Integracja przebiega wzdłuż łańcucha logistycznego i obsługi w systemie „od drzwi do drzwi”. Konkurencja w zakresie czasu dostarczenia ładunku (ang. transit time competition ) wytwarza nacisk na rozwój połączeń z zapleczem.
Rozwój europejskiego zaplecza portów morskich wynikał między innymi z procesów integracyjnych Unii Europejskiej oraz otwarcia rynków Europy Środkowej i Wschodniej. Jednym z zasadniczych procesów, jakie zaszły w otoczeniu europejskich portów morskich, było przejście Europy Środkowej i Wschodniej na początku lat 90. ubiegłego stulecia od handlu ze Wschodem do handlu z Zachodem. Bezpośrednio po zmianach politycznych zarówno konsumenci, jak i producenci zwrócili się w kierunku rynków zachodnich. Po okresie recesji kraje Europy Środkowej weszły w fazę przyspieszonego rozwoju. Zachodni inwestorzy zyskali w tych krajach nie tylko nowe rynki zbytu produktów konsumpcyjnych, lecz także miejsca produkcji charakteryzujące się tańszą niż u siebie siłą roboczą. W sposób skokowy wzrósł przepływ gotowych wyrobów i półproduktów. Lokalizacja dużych zakładów, jak montownie samochodów, spowodowała wzrost dostaw drogą morską. Było to wyzwanie dla portów zachodnioeuropejskich obsługujących rynki Europy Środkowej. W celu wykorzystania nowych możliwości porty te musiały podnieść dostępność do obszarów leżących poza ich tradycyjnym zapleczem.
Drugą cezurą było poszerzenie Unii Europejskiej o nowe kraje Europy Środkowej i Wschodniej w 2004 roku. Ponownie w sposób skokowy wzrosły obroty handlowe pomiędzy krajami „starej” i „nowej” Unii. Napływ środków z funduszy unijnych przyczynił się do zwiększenia inwestycji oraz popytu wewnętrznego. Oba te elementy wraz z eksportem sprawiły, że kraje regionu odnotowują w okresie poakcesyjnym rekordy wzrostu gospodarczego. Można postawić pytanie, kto w sensie transportowym zyskał najbardziej na powyższych zmianach?
Na otwarciu rynków Europy Wschodniej skorzystał najbardziej Hamburg, który rozwinął serwisy do portów bałtyckich oraz otworzył bezpośrednie połączenia kolejowe z Polską i innymi państwami regionu. Największą dynamikę wykazują obroty kontenerowe. Port Hamburg obsługuje ponad 2/3 liczby kontenerów przeładowywanych w portach niemieckich, a jego udział w tym segmencie rynku wśród portów UE basenu Morza Północnego przekracza 25% (udział Rotterdamu wynosi 41%). Dzięki działaniom inwestycyjnym port hamburski przekształcił się w europejskie centrum dystrybucyjno-logistyczne, zdolne skutecznie konkurować z portem w Rotterdamie. Strategia rynkowa, jaką obrał port w Hamburgu, polega na dążeniu do poszerzenia zaplecza za pomocą sieci połączeń kolejowych i terminali kontenerowych. Poprawiono połączenie wodne śródlądowe z kanałem Mittelland. Elektryfikacja linii kolejowej pomiędzy Hamburgiem a Berlinem oraz ponowne otwarcie linii pomiędzy Bremą a Berlinem to tylko dwa przykłady projektów infrastrukturalnych związanych z koleją. Połączenia kolejowe stały się decydującym czynnikiem konkurencyjności Hamburga jako portu kontenerowego. W rezultacie port stał się aktywnym ogniwem łańcucha transportowego, oddziałując czynnie na kształtowanie sieci transportowej krajowej i międzynarodowej.
Najbardziej wzrosły przeładunki kontenerów w tranzycie z Rosją i Polską. Z oficjalnych statystyk portu Hamburg wynika, że w 2001 roku w bezpośredniej komunikacji do i z polskich portów trafiło tam 79 462 TEU, a w 2006 roku obroty z Polską osiągnęły już 267 tys. TEU. Oznacza to ponad trzykrotny wzrost w przeciągu pięciu lat. Tylko w stosunku do 2005 roku obroty kontenerowe z portami polskimi wzrosły w 2006 roku o ponad 18%.
Duża część ładunków, skonteneryzowanych między Hamburgiem a Polską, przewożona jest także transportem drogowym. Według szacunków przedstawicielstwa Portu Hamburg w Warszawie, w 2001 roku w relacji między Polską a portem Hamburg przewieziono w sumie około 237 tys. TEU, z czego 180–190 tys. TEU transportem drogowym, co oznacza, że przewozy te wzrosły w porównaniu z 2000 rokiem o około 11% [3]. W roku 2006 oszacowano wolumen kontenerów przewożonych transportem drogowym na 160 tys. TEU.
Warto odnotować znaczny wzrost przewozów kontenerów koleją. Polsko-niemiecka spółka Polzug, działająca od 1992 roku, której udziałowcami są PKP, DB AG oraz Hamburger Hafen- und Lagerhaus (HHLA), w pierwszym roku działalności przewiozła 4800 TEU. Czas przejazdu pociągu kontenerowego waha się między 26 a 36 godzin w zależności od stacji przeznaczenia. Polzug organizował także kolejowy tranzyt kontenerów między Hamburgiem a Sestokai (Litwa) i Kijowem (Ukraina). Pociągi Polzugu przewiozły w 2006 roku łącznie ponad 120 tys. TEU. Odnotować należy przypadek terminalu gdańskiego, gdzie obroty także wzrosły w 2006 roku. Świadczy to o tym, że Polzug skutecznie konkuruje z przewoźnikami morskimi, zabierając ładunki bezpośrednio z zaplecza dwóch dużych portów morskich. Ocenia się, że w 2006 roku przewozy kontenerów koleją do Hamburga w relacjach z Polską wyniosły około 85 tys. TEU.
Po zsumowaniu danych dotyczących obrotów kontenerów Hamburga z Polską w relacjach drogą morską i lądową okazuje się, że wynoszą one ponad 500 tys. TEU i to Hamburg jest największym portem morskim obsługującym polski ruch kontenerowy. Należy w tym miejscu odpowiedzieć na pytanie – dlaczego Hamburg przejął funkcje portów polskich?
Polskie porty morskie leżą wprawdzie na głównych szlakach tranzytowych Północ – Południe, jednak brak autostrad, niewystarczająca sieć i niski standard dróg, słabo rozwinięty system transportu kombinowanego, brak centrów logistycznych, wysoki stopień zdekapitalizowania majątku trwałego portów wpłynęły niekorzystnie na ich aktualną pozycję konkurencyjną.
Po okresie dekoniunktury, przypadającej na początek lat 90. ubiegłego wieku, spowodowanej recesją gospodarczą, porty polskie odnotowały wzrost obrotów. Wynikał on głównie z dużego tempa wzrostu gospodarczego w połowie dekady, zwiększenia wymiany handlowej oraz restrukturyzacji samych portów. Niestety, po 1998 roku obroty portowe uległy wyhamowaniu. Inaczej przedstawiały się obroty kontenerowe, które w latach 1990–2006 systematycznie wzrastały. Rysunek 1 obrazuje obroty kontenerowe polskich portów morskich w latach 1990–2006, natomiast tablica 1 przedstawia przeładunki kontenerów w polskich portach morskich w latach 2002–2006.
Wysokie tempo wzrostu obrotów kontenerowych utrzymuje się od 2000 roku (ok. 17% średniorocznie). Największy port kontenerowy, Gdynia, zwiększył obroty w 2006 roku w stosunku do roku poprzedniego o 15,2%. W porcie gdańskim obroty wzrosły w tym samym okresie o 12%, chociaż ich wolumen jest znacznie mniejszy niż w Gdyni. Na stosunkowo duże tempo wzrostu obrotów wpłynęły czynniki makroekonomiczne (wzrost obrotów handlowych, ogólne ożywienie gospodarcze) oraz inwestycje terminalowe w obu portach. Szacuje się, że w stosunkowo krótkim czasie potencjał przeładunkowy terminali w Gdańsku i Gdyni osiągnie 1,5 mln TEU rocznie [4].
W tym kontekście nasuwa się pytanie – jaka jest szansa na skuteczną konkurencję portów polskich z portami niemieckimi, szczególnie zaś z Hamburgiem? Istota zagadnienia sprowadza się do stwierdzenia, że w przyszłości infrastruktura będzie nieodzownym, lecz niewystarczającym warunkiem powiększenia zasięgu zaplecza. Zarządy portów muszą spostrzegać także tzw. niewidzialne aspekty dostępności. Tymczasem porty Trójmiasta nadal koncentrują się na rozwoju podstawowej infrastruktury wewnątrzportowej, natomiast modernizacja infrastruktury drogowej i kolejowej na zapleczu obu portów postępuje bardzo powoli.

Rysunek 1. Obroty kontenerowe polskich portów morskich w latach 1990–2006 (tys. TEU)

09_1

Źródło: „Namiary na Morze i Handel” – dodatek specjalny, marzec 2007.

Tablica 1. Przeładunki kontenerów w polskich portach w latach 2002–2006 (TEU)*

Port 2002 2003 2004 2005** 2006** 2006/2005** Gdynia***252 247308 526377 236400 181461 170115,2%Gdańsk20 26922 53742 83870 01478 364111,9%Szczecin-Świnoujście19 36722 02427 68036 08742 425117,6%Razem 291 883 353 087 447 754 506 282 581 959 114,9% Źródła: GUS – Urząd Statystyczny w Szczecinie, Centrum Statystyki Morskiej, dane z terminali: BCT, BTDG, GTK, GCT, Drobnica Port Szczecin VGN Świnoujście.
* Dane podawane przez GUS różnią się niekiedy od podawanych bezpośrednio przez terminale.
** Dane za 2005 i 2006 r. wg informacji z terminali BCT, BTDG, GCT, Drobnica Port Szczecin, VGN Polska.
*** Dane dla Gdyni za 2005 r. obejmują łączne przeładunki kontenerów w BCT i BTDG, a za rok 2006 – w BCT, GTC i BTDG. Dodatek specjalny „Namiary na Morze i Handel”, marzec 2007.
Przełomem stało się poszerzenie Unii Europejskiej o kraje Europy Środkowej. W efekcie Polska uzyskała dostęp do funduszy unijnych, których znaczna część skierowana zostanie na modernizację i rozbudowę infrastruktury transportowej. Należy jednak pamiętać, że do poszerzenia udziału w rynku przygotowały się porty niemieckie, mające znacznie lepszą pozycję wyjściową w stosunku do portów polskich. Ponadto, w dobie gospodarki rynkowej, porty polskie rywalizują o ładunki między sobą. Przykładem mogły być konflikty pomiędzy portami Gdańsk i Gdynia, dotyczące budowy w Gdańsku terminalu do przeładunku i przerobu zbóż i pasz oraz terminalu kontenerowego. Powyższe konflikty wskazują na to, że w warunkach gospodarki rynkowej walka konkurencyjna pomiędzy dwoma tak blisko położonymi portami jest trudna do uniknięcia. Prowadzi jednak do wzajemnego wyniszczenia. Wielokrotnie wskazywałem na to, że z makroekonomicznego punktu widzenia przyjęcie wspólnej strategii działania w obliczu rosnącej konkurencji portów zachodnich (szczególnie Hamburga) powinno być koniecznością. Ponadto ograniczenie wewnętrznej konkurencji, wynikające z porozumienia, powinno stworzyć portom możliwość lepszej penetracji zaplecza.
Na zakończenie należy zadać pytanie – czy w interesie gospodarek państw Europy Zachodniej leży dalszy wzrost obrotów głównych portów morskich na Bałtyku. W grudniu 1998 roku odbył się 113. Okrągły Stół [5] organizowany przez Europejską Konferencję Ministrów Transportu (EKMT), na którym, bazując na założeniu, że średnioroczne tempo wzrostu gospodarczego w krajach Europy Zachodniej będzie nadal umiarkowane (2–2,5%), a utrzyma się wysokie tempo wzrostu w krajach Europy Środkowej i Wschodniej, przedstawiono dwa scenariusze.
Pierwszy scenariusz zakładał między innymi wzrost znaczenia portów bałtyckich. Podstawowe znaczenie miały utrzymać porty Europy Północno-Zachodniej (Rotterdam, Hamburg, Antwerpia, Zeebrugge, Le Havre), zwiększyć się jednak miały obroty ładunków skonteneryzowanych w portach polskich (Gdynia, Świnoujście). Wzrastać miał ruch w korytarzu Północ – Południe wzdłuż planowanej drogi wodnej Odra – Dunaj. Ponieważ wzrosnąć miał także ruch w korytarzu Wschód – Zachód, rynki rosyjski i krajów WNP stać się miały strategicznym celem zarówno dla Niemiec oraz Holandii, jak i dla Polski. Pozostawało otwarte pytanie – czy ruch ten kierowany będzie z portów zachodnioeuropejskich bezpośrednio drogą lądową, czy też za pośrednictwem portów polskich.
W przypadku przewozów drogą lądową, w relacjach porty Europy Zachodniej – Rosja i kraje WNP, zarysowano drugi scenariusz zakładający brak istotnego wzrostu znaczenia portów bałtyckich. Główne porty zachodnioeuropejskie odnotować miały wzrost obrotów. Pomimo wzrostu obrotów portów francuskich, w rezultacie połączeń Sekwana – Północ oraz Ren – Rodan, transport lądowy nie będzie w stanie funkcjonować prawidłowo. Tradycyjne korytarze Północ – Południe i Wschód – Zachód zostaną przeładowane. Transport stanie się głównym sprawcą dewastacji środowiska. Przewozy europejskie wzrosną do 30–40 mld ton rocznie. Sytuacja pogorszy się, jeżeli utrzymywać się będzie dotychczasowy podział gałęziowy oraz strategia zakładająca niekontrolowany wzrost przewozów lądowych do głównych portów morskich Europy.
Po dziesięciu latach od sformułowania powyższych scenariuszy można stwierdzić, że bliższy rzeczywistości okazał się scenariusz pierwszy, zakładający wzrost znaczenia portów bałtyckich. Dynamika wzrostu obrotów kontenerowych w portach bałtyckich przekracza średnią światową (10% w 2005 r.), wynosząc 15,5%. Należy jednak pamiętać, że całkowite obroty kontenerowe wszystkich portów bałtyckich w 2005 roku (5,026 mln TEU) to mniej, niż odnotował w tym samym czasie port w Hamburgu i zaledwie ok. 20% obrotów największego na świecie portu kontenerowego w Singapurze (23,2 mln TEU). Największe przeładunki kontenerów spośród portów bałtyckich odnotował w 2006 roku St. Petersburg. W opinii ekspertów w najbliższych latach można się spodziewać dalszego zwiększenia przewozów i przeładunków kontenerów w portach bałtyckich. Zmianie ma ulec źródło tego wzrostu. Wpływ procesów integracyjnych zastąpiony zostanie rozwojem gospodarczym poszczególnych państw regionu [6]. Wzrastać będą także obroty kontenerowe w portach Gdyni i Gdańska.
Wracając do pytań postawionych we wstępie artykułu, stwierdzić można na podstawie przeprowadzonej analizy, że Trójmiasto, nawet po zakończeniu inwestycji terminalowych, powstaniu centrów logistycznych w obu portach oraz wybudowaniu i zmodernizowaniu infrastruktury liniowej łączącej je z zapleczem, spełniać będzie rolę węzła transportowo-logistycznego jedynie o zasięgu regionalnym. Wynika to przede wszystkim z peryferyjnego położenia Morza Bałtyckiego w stosunku do głównych, światowych szlaków żeglugowych oraz z ograniczeń nawigacyjnych w dostępie do tego akwenu. Szybciej modernizowana natomiast infrastruktura drogowa w korytarzach transportowych II i III (Wschód – Zachód) ułatwia przewozy drogą lądową, także do Hamburga. Trójmiasto posiada wystarczający potencjał organizacyjny i profesjonalny do pełnienia określonej powyżej roli. Dzięki zaangażowaniu funduszy unijnych ma także w stosunkowo krótkim czasie szanse na wyrównanie braków w infrastrukturze lądowej łączącej je z zapleczem.
Przypisy:

1 Usługi logistyczne, pod red. W. Rydzkowskiego, wyd. 2, Biblioteka Logistyka, Wyd. ILiM, Poznań 2007, s. 16.
2 Por. K. Wojewódzka-Król, W. Rydzkowski, Transport jako czynnik kształtujący konkurencyjność regionu gdańskiego, (w:) Szanse rozwoju regionu gdańskiego w warunkach konkurencyjności, PTE, Gdańsk 2000.
3 Kontenery, dodatek specjalny dwutygodnika „Namiary na morze i handel”, luty 2002.
4 Opinia, że potencjał przeładunkowy terminali kontenerowych w polskich portach morskich wzrośnie do 3 mln TEU rocznie wydaje się przesadzona. (Por. Kontenerowe przewozy morskie na Bałtyku, Kontenery, transport kontenerowy i multimodalny, dodatek specjalny, „Namiary i morze i handel” marzec 2007). Zupełnie nierealne są informacje prasowe, że docelowa zdolność przeładunkowa polskich portów wyniesie ponad 8 mln kontenerów rocznie.
5 Round Table 113: Land Access to Sea Ports, ECMT Economic Research Centre, Paris 1998.
6 Kontenerowe przewozy morskie na Bałtyku. Kontenery, transport kontenerowy i multimodalny. Dodatek specjalny, „Namiary i morze i handel” marzec 2007.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Rozwój transportu a struktura gospodarki Pomorza

A jak już będziemy mieli szerokie drogi, równo pokryte czarnym asfaltem, lśniące szyny na torach w dokładnie jednakowej od siebie odległości, duże porty lotnicze z licznie lądującymi w nich samolotami i wspaniałe terminale promowe oraz kontenerowe z rozbudowaną siatką morskich połączeń, to staniemy się gospodarczą potęgą, do której cały świat będzie się pchał z inwestycjami. Prawda, że piękne? Problem w tym, że równie wątpliwe. Wszyscy chcielibyśmy wierzyć, że gospodarka Pomorza, w efekcie prowadzonych i planowanych inwestycji w zakresie infrastruktury transportowej, ruszy z kopyta – i to nie stępem, a przynajmniej kłusem. Na dodatek, że owe tempo rozwoju będzie trwałe. Zresztą w znacznej części właśnie w to wierzymy. Czasami nawet ślepo.

Jakie działalności gospodarcze rozwiną się za sprawą rozbudowy infrastruktury transportowej? Przede wszystkim te, dla których owa infrastruktura transportowa jest podstawą działalności – a więc działające w zakresie transportu, spedycji i logistyki. Wraz z rozbudową i modernizacją infrastruktury transportowej będzie rosła branża TSL. Ta korelacja jest wyraźna i niepodważalna. Jednak ów wzrost nie będzie dotyczył poszczególnych działalności tej branży w równym stopniu. Rozbudowa infrastruktury transportowej niektórych faworyzuje. Na przykład zmodernizowanie linii kolejowej E65 łączącej Trójmiasto z Warszawą spowoduje wyraźne skrócenie czasu podróży pociągiem i w efekcie zahamowanie wzrostu liczby pasażerów przewożonych w tej relacji przez linie lotnicze. Natomiast bez wątpienia dalszy rozwój czeka spedytorów i operatorów logistycznych. Za sprawą prowadzonych inwestycji w infrastrukturze transportowej przez węzeł lądowo-morski aglomeracji gdańskiej przechodzić będą większe potoki towarów, które będą wymagały obsługi.

O ile rozbudowa infrastruktury transportowej, przyniesie niewątpliwe korzyści branży TSL, o tyle tymi, którzy zyskają na tym najwięcej, są przede wszystkim porty. Bez autostrady A1 i dobrych do niej połączeń, są one skazane na absolutną marginalizację. To jest być albo nie być dla portów Gdańska i Gdyni. Doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. Ale dla portów ważne są też połączenia kolejowe. Oczywiście, z ich punktu widzenia, pociągi towarowe nie muszą od razu pędzić 100 km/h, oby tylko nie wlokły się 20 km/h z częstymi przestojami na bocznicach.

Zarówno prowadzone, jak i planowane do uruchomienia w najbliższym czasie inwestycje transportowe są gwarancją rozwoju portów. Byleby były one realizowane w należytym tempie, a sukcesywnie oddawane do użytku zmodernizowane lub wybudowane odcinki szybko tworzyły spójną całość, która rzeczywiście będzie łączyła porty z ich zapleczem. Do pełni szczęścia, poza połączeniami w kierunku południowym, portom potrzebne są też połączenia w kierunku południowowschodnim, tak aby mogły one sprawnie obsługiwać towary, przede wszystkim do i z Ukrainy.

Jednak nawet z dobrymi drogami i kolejami na zapleczu portów Gdańska i Gdyni nie staną się one drugim Hamburgiem. Gigantyczne kontenerowce z Azji południowo- wschodniej do nich nie dopłyną. Ale inwestycje drogowe i kolejowe przyczynią się do wyraźnego zwiększenia przeładunków kontenerów. Istotnie zwiększą opłacalność ich dowozu drogą morską przede wszystkim pomiędzy Hamburgiem a portami Gdańska i Gdyni. Obecnie znaczna ich część omija nasze porty, wykorzystując dobre połączenia drogowe Niemiec.

Naturalnym przedpolem portów Gdańska i Gdyni jest Skandynawia, jednak potoki towarowe pomiędzy nią a Europą Środkową i Wschodnią nie są szczególnie imponujące. Na dodatek w połączeniach tych musimy konkurować z szeregiem portów południowego Bałtyku – i to zarówno na zachodzie, jak i na wschodzie, a także kolejowo-drogowym połączeniem Kopenhagi i Malmö. Są to dodatkowe czynniki sprawiające, że nie należy oczekiwać nagłego boomu w przeładunkach towarów portów Gdańska i Gdyni po wybudowaniu nowych dróg na ich zapleczu.

W związku z planami stworzenia portu lotniczego, wykorzystującego istniejącą infrastrukturę lotniska w Babich Dołach, pojawiły się argumenty, że przyczyni się on do zwiększenia przeładunków w gdyńskim porcie. Niestety, niektórzy zwolennicy tej inwestycji tracą jakby kontakt z rzeczywistością. Czy znajdzie się najpierw towar, a potem spedytor, który zechce przewieźć go setki, a może tysiące kilometrów w kilka godzin samolotem, by potem ów towar był transportowany dniami lub tygodniami statkiem? Odpowiedź jest oczywista. Port Gdynia nie zyska na potencjalnych przewozach cargo w planowanym porcie lotniczym.

Prowadzone i planowane inwestycje w infrastrukturze transportowej będą generowały rozwój w zakresie spedycji, transportu i logistyki niemalże wyłącznie w aglomeracji gdańskiej oraz w jej najbliższym sąsiedztwie. Nie staną się one bezpośrednim czynnikiem rozwojowym tej branży na pozostałym obszarze Pomorza.

Kto ponadto zyska na rozbudowie i modernizacji dróg, linii kolejowych oraz portów lotniczych i morskich? Odpowiedź jest równie oczywista jak poprzednio. Będą to wszystkie te przedsiębiorstwa, które szczególnie często korzystają z usług branży TSL. Inaczej rzecz ujmując, będą to wszystkie działalności gospodarcze, które możemy uznać za transportochłonne. Jeżeli więc jakieś przedsiębiorstwo potrzebuje dostarczenia znacznej ilości surowców lub półproduktów, a jednocześnie wymaga sprawnego wywiezienia wytworzonych przez siebie produktów, to ta część Pomorza, która będzie posiadała odpowiednio rozwiniętą infrastrukturę transportową, stanie się dla niego atrakcyjną lokalizacją. A więc te obszary, na których zachodzi rozwój infrastruktury transportowej, stają się bardziej atrakcyjne dla tych przedsiębiorstw, które szczególnie często z owej infrastruktury korzystają.

Szczególnym rodzajem działalności, która sama w sobie zazwyczaj nie należy do transportochłonnej, ale jednym z elementów ją przyciągających jest sąsiedztwo dużego portu lotniczego, jest hi-tech. Już teraz z portem lotniczym w Rębiechowie sąsiaduje kilka przedsiębiorstw działających w sferze zaawansowanych technologii. Należy się więc spodziewać, że wraz z rozbudową siatki połączeń lotniczych – w tym akurat przypadku przede wszystkim liniami tradycyjnymi – a także rozbudową samego portu lotniczego, nastąpi wzrost liczby przedsiębiorstw hi-tech. Podkreślić jednak trzeba, że ten warunek nie jest wystarczający – spełnionych być musi także szereg innych.

Kto poza branżą TSL i przedsiębiorstwami transportochłonnymi zyska na rozbudowie i modernizacji infrastruktury transportowej? Trzecią grupą będą wszyscy ci, którzy działają w branży turystycznej – poczynając od przewodników turystycznych, poprzez sprzedawców pamiątek, taksówkarzy, restauratorów, właścicieli nocnych klubów, na hotelarzach kończąc. Przyczyna jest prosta – zwiększy się dostępność Pomorza, a w efekcie odwiedzać nas będzie większa liczba turystów. Wzrośnie zwłaszcza liczba turystów weekendowych, dla których szybkość dojazdu do celu ma decydujące znaczenie. Są oni cenni dla naszego regionu, ponieważ ich podróże mają miejsce niemalże cały rok, a ponadto są skłonni wydać więcej pieniędzy podczas doby pobytu niż turyści, którzy przyjeżdżają na dłużej. Będą więc generować istotny dochód dla pomorskiej branży turystycznej, która ma charakter typowo sezonowy, w czasie gdy posiada ona niewykorzystany potencjał.

Także w tym przypadku szczególną rolę pełni transport lotniczy. Jednak odwrotnie niż przy branży hi-tech najważniejsza jest duża siatka połączeń tanimi liniami. Już teraz Pomorze, w tym przede wszystkim Trójmiasto, jest licznie odwiedzane przez turystów z Wielkiej Brytanii, skąd mamy najwięcej połączeń niskokosztowymi liniami lotniczymi. Jednak istnieje jeszcze znaczny potencjał, który może być wykorzystany pod oczywistym warunkiem wzrostu liczby połączeń tanimi liniami – zwłaszcza z innymi państwami Europy Zachodniej. Przy czym konieczne są działania promocyjne prowadzone tam, skąd można przylecieć do Trójmiasta – tak, aby turyści nie tylko mogli, ale też i chcieli nas odwiedzić. Konieczna jest też rozbudowa bazy turystycznej – zwłaszcza noclegowej o niskim i średnim standardzie.

Dla pomorskiej branży turystycznej, poza połączeniami lotniczymi, ogromne znaczenie mają połączenia drogowe. O ile autostrada A1 otworzy nasz region przede wszystkim dla turystów ze środkowej i południowej Polski, o tyle potrzebne jest też otwarcie na wschód – w kierunku obwodu kaliningradzkiego, a także na zachód – w kierunku Niemiec za pomocą drogi Via Hanseatica. W chwili obecnej nasz region jest stosunkowo licznie odwiedzany przez Rosjan i Niemców, ale dzięki połączeniom drogowym o przyzwoitym standardzie mógłby być odwiedzany przez nich jeszcze liczniej.

Gdzie na Pomorzu nastąpi rozwój gospodarczy w wyniku rozbudowy i modernizacji infrastruktury transportowej? Oczywiście tam, gdzie ta nowa infrastruktura będzie się znajdowała – w tym przede wszystkim w węzłach transportowych. Ale ów rozwój nie nastąpi przy autostradzie A1, w miejscu oddalonym od jakiegokolwiek z niej zjazdu. Nie będzie go też wzdłuż całej zmodernizowanej linii kolejowej E65 z Trójmiasta w kierunku Warszawy. Zyska więc przede wszystkim aglomeracja gdańska. Ale wyraźne korzyści powinna odczuć też wschodnia część województwa. Stosunkowo najmniej profitów z rozbudowy i modernizacji infrastruktury transportowej będzie miała zachodnia część województwa. Jednak ona także stanie się zdecydowanie bardziej dostępna, a dzięki temu bardziej atrakcyjna dla potencjalnych inwestorów.

Prowadzone i planowane inwestycje w infrastrukturę transportową na Pomorzu niewątpliwie przyczynią się do polaryzacji rozwoju. Jednak generowany za ich przyczyną impuls rozwojowy dotyczyć będzie całego regionu. Powstałe więc zróżnicowanie trzeba będzie postrzegać jako element nie tylko nieunikniony, ale równocześnie pozytywny.

Dzięki pięknym drogom, liniom kolejowym, portom lotniczym i morskim potęgą gospodarczą się nie staniemy. Jednak bez nich czekałaby nas marginalizacja. Gospodarka, która za sprawą niskiej jakości infrastruktury transportowej zmuszona jest do funkcjonowania z niejako zaciągniętym hamulcem ręcznym, będzie mogła go wyłączyć. W rezultacie zwiększy się efektywność, zmniejszą się koszty. Wszystkie przedsiębiorstwa, które już u nas są, otrzymają należącą się im od dawna szansę rozwoju. Te, których jeszcze u nas nie ma, otrzymają sygnał, że może warto na Pomorzu zainwestować.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Porty lotnicze – wzrost zasługą tanich przewoźników

Z Tomaszem Kloskowskim , Wiceprezesem Portu Lotniczego im. Lecha Wałęsy w Gdańsku, rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

10 lat temu, gdy oddawano do użytku nowy terminal, wydawało się, że wystarczy na długo. Stało się inaczej – czy to wyłącznie zasługa tanich linii lotniczych?

Powodem ciasnoty jest dynamiczny wzrost liczby pasażerów, a to oczywiście zasługa tanich przewoźników. Nie ukrywajmy natomiast, że pojawili się oni, bo Polska weszła do Unii Europejskiej. A Unia zliberalizowała zasady rządzące rynkiem lotniczym. Wcześniej w Europie obowiązywały umowy dwustronne między państwami, które określały, jacy przewoźnicy i do jakich miejsc mogli latać. Od chwili wejścia do Unii te granice się otworzyły. Oczywiście, ogromne znaczenie miało też otwarcie niektórych rynków pracy.

Kim są najczęściej korzystający z gdańskiego portu lotniczego: dojeżdżający do pracy, turyści, biznesmeni?

U przewoźników tradycyjnych dominuje ruch biznesowy. Tani przewoźnicy najczęściej wożą Polaków do pracy za granicę. Stosunkowo niewielu jest jeszcze turystów. Przewidujemy, że w najbliższych latach ta grupa pasażerów będzie rosła.

Czy w najbliższych latach można się spodziewać kolejnej rewolucji, podobnej do wywołanej przez tanich przewoźników?

Nie spodziewam się żadnej większej rewolucji, chyba że w Europie zapanuje moda na Gdańsk, tak jak wcześniej zapanowała na Pragę czy Kraków. Duży ruch turystyczny i sezon trwający dłużej niż obecnie spowodowałby wzrost liczby podróżnych w naszym porcie lotniczym. Jednak bardziej realna jest stabilizacja.

Dużo się mówi o nowych inwestycjach drogowych, także kolejowych. Rzadko natomiast słyszę opinie o potrzebie rozbudowy portu lotniczego w Gdańsku. Jeżeli już, to raczej o nowym lotnisku.

Kiedy spoglądamy na drogi i kolej, to wszyscy wiemy, że rozbudowa i modernizacja zależą nie tyle od rynku, co od polityki. Natomiast o branży lotniczej od 15 lat decyduje rynek. Wiemy, że jest konkurencja między przewoźnikami, ale również między portami lotniczymi. Dlatego jesteśmy przygotowani na podejmowanie decyzji w ciągu jednej nocy. Czy Polskie Koleje Państwowe potrafią podejmować tak szybko ważne decyzje? To obrazuje różnice między branżą lotniczą a kolejową.

Skoro jednak jest rozważana adaptacja lotniska wojskowego w Babich Dołach na potrzeby tanich przewoźników, to też zbliża się chwila podejmowania poważnych i kosztownych decyzji.

To są działania wyprzedzające. Kiedy przyjdzie taki moment, że lotnisko w Gdańsku osiągnie granice przepustowości, to będziemy w stanie w ciągu kilku lat otworzyć drugi port lotniczy obsługujący naszą aglomerację.

Kiedy to nastąpi?

Tego chyba nikt nie wie. Zamachy terrorystyczne mogą mieć wpływ na ruch lotniczy, a w niedalekiej perspektywie tani przewoźnicy zaczną wozić ludzi przez ocean. To są rzeczy, które mogą wywrócić rynek. Dlatego trzeba się przygotować na to, by pięć lat przed osiągnięciem granicy przepustowości w Gdańsku uruchamiać drugie lotnisko. Moim zdaniem to jest perspektywa kilkunastu lat.

Na drugie lotnisko jest wielu chętnych. Słupsk marzy o uruchomieniu portu lotniczego w Redzikowie, Gdynia mocno naciska, by ruch częściowo przenieść do Babich Dołów. W strategii rozwoju transportu województwa pomorskiego pojawiło się nawet lotnisko w Pruszczu Gdańskim. Które z wymienionych lotnisk ma szansę stać się drugim portem lotniczym dla naszej aglomeracji?

To jest pytanie do ekspertów, którzy na zlecenie Urzędu Marszałkowskiego przygotowują analizę wykonalności drugiego lotniska. Tych propozycji jest sporo, bo niemal każda gmina, która ma drogę startową uważa, że ma lotnisko, a port lotniczy to znacznie więcej niż właśnie droga startowa. Mam nadzieję, że to badanie odpowie na pytanie, która lokalizacja jest najlepsza i dlaczego. Bliskość aglomeracji ma ogromne znaczenie, choćby z powodu rosnącego ruchu turystycznego. Natomiast nie bez znaczenia są różne problemy społeczne związane z działalnością portu lotniczego.

Rozmawiamy o lotniczym ruchu pasażerskim, o turystach, biznesmenach, ludziach dojeżdżających do pracy w ten sposób. Natomiast bardzo często dla inwestorów zastanawiających się nad wyborem miejsca dla kolejnej fabryki bliskość lotniska ma decydujące znaczenie. Czy wzrost liczby inwestorów owocuje wzrostem przewożonych ładunków?

Ruch towarowy w transporcie lotniczym to tak naprawdę ruch drobnicowy. I nie można nawet porównywać ilości przewożonych towarów między portem lotniczym a morskim. Jeden statek przewozi większą masę towarów niż przechodzi przez nasz port lotniczy przez cały rok. Jednak towarowy ruch lotniczy ma swoją specyfikę i dominują produkty branży high-tech oraz komponenty i produkty związane z przemysłem okrętowym. Z naszej perspektywy nie widać problemów, jakie mają stocznie. Jeżeli porównamy nasz port z innymi regionalnymi w Polsce, to jesteśmy na drugim miejscu pod względem masy towarowej za Katowicami. Moim zdaniem to świadczy o szybkim rozwoju gospodarki naszego regionu.

Czy branże high-tech oraz stoczniowa będą dominowały?

W najbliższym sąsiedztwie właśnie takie firmy dominują i właśnie dlatego tutaj się lokowały, by korzystać z transportu lotniczego. Przy obwodnicy jest też sporo firm kurierskich, które dzięki temu szybko docierają na cargo i tutaj spodziewamy się największego wzrostu przewożonych ładunków.

Dojazd do portu lotniczego nie będzie barierą?

Dzisiaj takiego zagrożenia nie ma, chociaż dotyczy to bardziej najbliższego otoczenia portu lotniczego. Korki są na ulicach, gdzie odbywa się ruch miejski. Odcinek drogi od obwodnicy do lotniska nie jest zatłoczony. Podobnie jest w Warszawie, mimo ogromnego zatłoczenia w samym terminalu ostatni odcinek drogi jest przejezdny. Oprócz tego, powstają projekty komunikacji zbiorowej do portu lotniczego z centrum Gdańska. Wpierw mówiło się o szybkim tramwaju, teraz częściej słyszę o kolei metropolitalnej. Sądzę, że w najbliższych latach ruch samochodów osobowych zostanie w znacznym stopniu zastąpiony przez komunikację zbiorową.

W „starych krajach” Unii Europejskiej poważną konkurencją dla lotnictwa na krótszych trasach stała się szybka kolej. I chociaż dzisiaj PKP raczej się zwija niż rozwija, to za kilkanaście lat pewnie będzie inaczej.

Gdyby w Polsce jeździł francuski TGV, to nie spałbym po nocach; póki jest PKP, śpię dobrze. Natomiast w dłuższej perspektywie samoloty na trasach krajowych, na przykład do Warszawy, nie mają szans konkurować z szybkimi pociągami. Oczywiście podróżujący dalej, a przesiadający się w Warszawie, nie będą jeździli pociągami, tylko dalej latali samolotami.

To jedyne zagrożenie dla komunikacji lotniczej?

Oczywiście terroryzm jest obecnie największym problemem i stąd coraz lepsze zabezpieczenia na lotniskach. Mamy coraz wyżej ustawianą poprzeczkę, ale to niestety oznacza pewne uciążliwości dla pasażerów. Pamiętajmy też, że port lotniczy jest odzwierciedleniem sytuacji regionu. Upadający region to też upadające lotnisko. Znakomicie wyposażone lotnisko z niskimi opłatami nie będzie przyciągało podróżnych i towarów, jeżeli region nie będzie atrakcyjny. Jeżeli Pomorze będzie się rozwijało tak, jak do tej pory, to również Port Lotniczy Gdańsk będzie miał coraz lepsze wyniki.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Koleje – jest nadzieja na urynkowienie

Z Jarosławem Zysnarskim , Prezesem Zarządu i założycielem firmy Doradca Consultans Ltd., rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Co będzie się działo z Polskimi Kolejami Państwowymi, nie wiadomo. Jednak najprawdopodobniej w najbliższych latach będzie modernizowana linia E65 Gdynia – Warszawa. Z drugiej strony, poszczególne samorządy zaczynają przejmować poszczególne linie. Co zaistnieje pomiędzy tymi skrajnościami?

Pośrodku jest na przykład samorząd wojewódzki, który ustawowo ma organizować na swoim terenie pasażerską komunikację drogową oraz kolejową. Chociaż przejmowanie przez gminy połączeń chyba będzie nieuniknione. Nie można liczyć na takiego partnera jak PKP w przypadku lokalnych połączeń, więc samorządy są skazane na przejmowanie, jeżeli chcą je zachować. Zalecam jednak daleko posuniętą ostrożność przy przejmowaniu linii. Z jednej strony samorządy powinny decydować o kształcie połączeń lokalnych i regionalnych, z drugiej należy dokładnie wszystko przeliczyć, zadbać o niezależnych ekspertów, tak by połączenia kolejowe nie stały się dodatkowym obciążeniem. Mamy kilka takich kosztownych przykładów z przeszłości, na przykład Kolej Lubuska.

Jeżeli się odwołujemy do historii, to Pomorze pod koniec XIX i na początku XX wieku miało gęstą sieć połączeń kolejowych. Dzisiaj często się mówi o reaktywacji niektórych połączeń.

Nie ma reguły. Przede wszystkim trzeba się przyjrzeć potokom pasażerskim i zastanowić się, jak będzie to wyglądało w przyszłości. Względy historyczne raczej nie powinny decydować.

Mamy coraz bardziej zakorkowane drogi i coraz dłuższy czas przejazdu samochodem. To właśnie może oznaczać, że zapomniane przez PKP linie kolejowe wrócą do łask.

Już widać większe zainteresowanie podróżowaniem kolejami. Oczywiście, jest to w znacznym stopniu pochodną rosnącego ruchu kołowego. Nie muszę chyba dodawać, że transport kolejowy jest pod wieloma względami i tańszy, i bardziej przyjazny dla środowiska.

Tańszy w eksploatacji, ale nie wtedy, kiedy trzeba nową linię zbudować albo zmodernizować.

To najważniejszy problem i dlatego trzeba bardzo ostrożnie podchodzić do wszelkich wyliczeń dotyczących uruchamiania linii. Dotychczasowe doświadczenie uczy, że przychody są przeszacowane, a koszty, zwłaszcza związane z inwestycjami, są dużo wyższe od tego, czego spodziewają się samorządy. To taka bomba z opóźnionym zapłonem, po kilku latach może eksplodować i wpędzić samorządy w poważne kłopoty.

Czyli projekt przejęcia części udziałów w PKP Przewozy Regionalne przez samorządy wojewódzkie może zakończyć się efektownymi eksplozjami?

Rzeczywiście, jest to przerzucenie kłopotu na barki samorządów, czyli na podatników. Przecież wpierw trzeba oddłużyć PKP Przewozy Regionalne. Samorządy po prostu nie mogą przejmować podmiotów zadłużonych. Należy natomiast zapytać – czy w ogóle jest to właściwa koncepcja? Czy rzeczywiście należy tworzyć kolejnego molocha, którego współwłaścicielami będzie 16 samorządów wojewódzkich? Trzeba pamiętać, że według założeń każdy z nich miałby kilku lub kilkunastoprocentowy udział w takiej spółce. Kolejne pytanie – czy rzeczywiście samorządy powinny prowadzić przewozy tego typu? Moim zdaniem to zła droga, lepsze rozwiązanie obserwujemy w województwie kujawsko-pomorskim. Tamtejsze władze widzą siebie jako instytucję finansująco-organizującą sieć połączeń kolejowych. Oni po prostu przeprowadzają przetargi na usługi operatorskie i PKP Przewozy Regionalne konkurują z innymi firmami ceną oraz jakością usług. Mam nadzieję, że w ten sposób będzie wyglądała przyszłość regionalnych przewozów pasażerskich koleją.

Wspomniał pan województwo kujawsko-pomorskie, to przykład, któremu wszystkie samorządy regionalne się przyglądają. Czy tym śladem pójdą inni?

Chciałbym, by to był kamyczek, który poruszy lawinę. Zainteresowanie innych samorządów jest zrozumiałe. Kwota zaoszczędzona przez władze tego województwa to jakieś 20 milionów złotych. O tyle mniej trzeba będzie dopłacić do nierentownych, ale potrzebnych połączeń.

Tylko, że wartość usług zaoferowanych przez tego prywatnego przewoźnika dopiero poznamy po upływie pewnego czasu.

Oczywiście, ale też na ogół w takich przypadkach jest premia dla pierwszego odważnego. Nowy operator PCC Rail/Arriva prawdopodobnie daje więcej albo zażądał mniej pieniędzy od samorządu województwa kujawsko-pomorskiego po to, by sobie otworzyć drzwi w następnych przetargach. Nie wiem, czy później oferty prywatnych przewoźników będą równie atrakcyjne, ale powstaje coś w rodzaju mechanizmu rynkowego. Kolejne przetargi również pokażą, czy koszty przedstawiane przez PKP Przewozy Regionalne są prawdziwe. Warto też zwrócić uwagę, że często ich wzrost jest wyższy niż inflacja. Wydaje mi się, że większość samorządów wojewódzkich jest już zmęczona sposobem negocjowania przez PKP. Odwołam się tutaj do słynnej literki „f „, która pojawia się jako główny argument w rozmowach, a ten symbol oznacza uruchomienie pociągu po ogłoszeniu.

Wnioski, niestety, nie są budujące. Przewozy drogowe, morskie czy lotnicze kształtuje w coraz większym stopniu rynek. Tego samego nie możemy powiedzieć o kolei i niestety widać różnicę.

Jesteśmy na początku drogi. Proszę sobie przypomnieć, jak wyglądał rynek przewozów lotniczych 5-6 lat temu. Też był monopol, który przez agresywną konkurencję metodą prób i błędów został obalony. Były bankructwa, ale dzisiaj mamy coraz bardziej otwarty rynek przewozów lotniczych. I jestem głęboko przekonany, że takie działania, jak próba samorządu województwa kujawsko-pomorskiego, do urynkowienia transportu kolejowego doprowadzą.

Mówimy przede wszystkim o komunikacji pasażerskiej. Tymczasem większość niezależnych przewoźników kolejowych jest bardziej zainteresowana wożeniem towarów niż ludzi.

Tutaj mamy więcej przewoźników, którzy mają większy udział w ilości przewożonych towarów niż pasażerów. Jednak również cały czas borykają się zarówno z monopolistycznymi zachowaniami przewoźnika PKP Cargo, jak i właścicielem infrastruktury PKP PLK. Jestem pewien, że gdyby mechanizmy rynkowe zaczęły działać w przewozach kolejowych, to na przykład nasze porty tylko by zyskały. My, jako kierowcy samochodów, też byśmy na tym korzystali, nie musząc walczyć na drodze z tirami.

Niektórzy eksperci uważają, że ważniejsze okażą się potrzeby transportowe całej Unii Europejskiej niż Polski czy tym bardziej Pomorza. – Nie ma tu chyba zagrożenia. Regionalne czy krajowe sieci komunikacyjne są i będą uzupełnieniem tego unijnego transportowego szkieletu. Regiony potrzebują jak najlepszej sieci transeuropejskiej, by swobodnie przewozić towary i ludzi.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Drogi – musimy lepiej zarządzać tym, co mamy

Z Maciejem Berendtem , Prezesem Biura Inżynierii Komunikacyjnej „B.I.K”, rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Przeglądając czy to strategię regionalną, czy też strategie poszczególnych miast i gmin zwykle to drogi zajmują najważniejsze miejsce. Tylko czy układa się to w jakąś całość?

Jest to całość, chociaż wieloletnie zaniedbania i próby nadgonienia zaległości mogą powodować, że wygląda to na chaotyczne łatanie największych dziur. Z drugiej strony uwagę przykuwają największe inwestycje, są bardziej spektakularne, przyciągają media, no i nimi można się też pochwalić. Należy też pamiętać, że nigdy nie zbudujemy tylu dróg, by zapotrzebowanie zostało zaspokojone. Dlatego trzeba szukać innych rozwiązań.

Ale czy to, co teraz jest projektowane i budowane, rzeczywiście wychodzi naprzeciw potrzebom naszego regionu, naszym potrzebom?

Tak, to jest właściwy kierunek. Budowa Trasy Kwiatkowskiego w Gdyni, rozbudowa Trasy W – Z w Gdańsku, to są szalenie ważne elementy dla całej aglomeracji. Przez długie lata będą dobrze obsługiwały mieszkańców. Przygotowywana Trasa Sucharskiego czy Obwodnica Południowa to kolejne części takiego wybiegania w przyszłość. Tylko jeszcze raz podkreślę, musimy szukać nowych rozwiązań.

Pytam dlatego, że Trasa W – Z, której rozbudowa pochłania tak wiele pieniędzy, ma wąskie gardło w postaci skrzyżowania w centrum miasta. Czy za dwadzieścia lat nie okaże się, że dzisiaj budowane drogi będą miały podobne wady?

Trudno na to odpowiedzieć, bo wiele rzeczy może się zdarzyć. Węzeł Okopowa jest faktycznie wąskim gardłem, ale budowa południowej obwodnicy poprawi sytuację. Chociaż za jakiś czas będziemy musieli się zastanowić, co z tym węzłem zrobić. Moim zdaniem, trzeba będzie ograniczyć liczbę relacji, by łatwiej i sprawniej można było nim przejechać.

Co pięć lat natężenie ruchu na drogach wzrasta o dwadzieścia procent, czyli nawet nowe inwestycje nie rozładują korków?

Niestety, nie rozładują. Nie ma takich rozwiązań, które by były dostosowane do naszych potrzeb. Nie ma pieniędzy, miejsca, a nawet sensu budować drogi bez końca. Potrzebne są działania, które będą zarządzały popytem i zmniejszą udział samochodów osobowych w ruchu drogowym. Trzeba doprowadzić do wzrostu znaczenia transportu publicznego oraz do stworzenia systemu sterowania i zarządzania ruchem drogowym. Ma to prowadzić do zrównoważenia między możliwością sieci drogowej a wielkością ruchu.

Co więc należy zrobić, by jak najlepiej wykorzystać to, co mamy?

Mamy kryzys funkcjonowania systemu transportowego, obniża się jego sprawność i zwiększa przestrzeń oraz czas działania kryzysu. Już wcześniej powinniśmy uruchomić inteligentne systemy transportu. W Trójmieście trwają prace nad uruchomieniem systemu zarządzania i sterowania ruchem o nazwie TRISTAR. To będzie jeden z elementów prowadzących do zrównoważenia. Na przykładzie Gdańska można pokazać kolejny element, czyli rozbudowę sieci tramwajowej. To zaś powinno zostać uzupełnione szeroką ofertą zachęt do korzystania z komunikacji publicznej. Tak, by właściciel samochodu osobowego chciał, a nie musiał, korzystać z tramwaju czy autobusu.

Czy budowa inteligentnych systemów organizacji ruchu czeka nas już w najbliższych latach?

Spodziewam się, że to rzeczywiście będzie perspektywa najbliższych kilku lat. Bardzo powinny pomóc Mistrzostwa Europy w piłce nożnej w 2012 r. Na taką imprezę przyjadą dziesiątki tysięcy ludzi, których trzeba będzie w krótkim czasie przewieźć i dlatego powinniśmy ten system mieć już gotowy.

To wyłącznie problem techniczny, czy też na przykład infrastruktura musi być dostosowana do potrzeb? No i jak przekonać lub zachęcić ludzi do jazdy komunikacją publiczną?

Owszem, ale to jest zadanie dla organizatora transportu. Właściciel samochodu kieruje się swoimi przyzwyczajeniami, co tu kryć, głównie wygodą, a to powinno kosztować. W ostatnim czasie w Londynie wprowadzono płatny wjazd do centrum. Długo się do tego przygotowywano, ale efektem jest zmniejszenie ruchu i pozytywne opinie mieszkańców oraz turystów. Jednak takie opłaty muszą zostać zrekompensowane bardzo dobrą ofertą przewozową. Nie można zniechęcać do samochodu i nie zachęcać do komunikacji publicznej. Dlatego niemal wszystko zależy od organizatora transportu, czyli od władz miasta. Możliwości są już naprawdę duże i na przykład zetknąłem się niedawno z ofertą najmu busa, by przywoził ludzi do pracy, a później ich odwoził. Kilka firm może się umówić i ich pracownicy mieszkający na danym osiedlu, zamiast kilkoma samochodami, pojadą jednym busem. O ile mniejszy ruch na drogach!

Nie można też zapominać o parkingach przy stacjach kolejowych, węzłach autobusowych czy tramwajowych.

Polityka parkingowa to kolejny ważny element tego systemu. Generalna zasada jest taka, że im bliżej centrum, śródmieścia, tym mniej miejsc postojowych. Jednak podkreślam kolejny raz, że taki zabieg musi być zrekompensowany dobrą komunikacją publiczną.

Te rozwiązania, o których pan wspomina i wprowadzenie których czeka nas w najbliższych latach, dotyczą jednak dużych miast. Co będzie się działo na Kaszubach, Kociewiu, Powiślu?

Tam problemy są oczywiście inne. Mniejsze miasta mają zwykle kłopot z ruchem tranzytowym, czyli muszą powstać obwodnice. W strategii transportowej województwa te obwodnice muszą być uwzględnione. To jest jedyny sposób na wyprowadzenie ruchu tranzytowego z takich miast, jak Kościerzyna, Kartuzy czy Starogard. Należy też wydzielać i rozszerzać enklawy ruchu pieszego, zmieniać lokalizację parkingów. Strefy ruchu pieszego są bardzo ważne, bo one przywracają ulicom pierwotne znaczenie. Ulica musi żyć mieszkańcami.

W takim razie przyszłość to lepsze zarządzanie tym co mamy, a nie budowa nowych dróg?

Na pewno musimy lepiej zarządzać tym, co mamy. Coraz wyraźniej zmierzamy w tym kierunku, choćby poprzez budowę Trójmiejskiego Systemu Sterowania. Oczywiście autostrady również musimy budować.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Porty morskie – na pierwszym miejscu skala obrotów

Z Janem Lewko , Kierownikiem działu marketingu Morskiego Portu Handlowego w Gdyni, rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

– Porty w Gdańsku i Gdyni, nawet razem wzięte, przeładowują mniej kontenerów wjeżdżających na teren Polski niż port w Hamburgu. Co trzeba zrobić, by w tym najważniejszym segmencie przeładunków można konkurować z europejską czołówką?

– Zgadza się, przeładunek kontenerów jest najważniejszy dla przyszłości portów. Niestety, żaden z bałtyckich portów nie ma bezpośrednich połączeń oceanicznych tak jak Hamburg czy Antwerpia. W najbliższych latach spodziewamy się jednak znaczącego wzrostu obrotów. Prognozy są na tyle optymistyczne, że w perspektywie pięciu, może dziesięciu lat będzie się opłacało tym wielkim oceanicznym kontenerowcom zawijać do naszych portów.

– Największe kontenerowce omijają nasze porty dlatego, że dostęp do nich jest zły; czy mamy może niedostosowane drogi oraz linie kolejowe, a tym samym zbyt długo trwa podróż ładunku do odbiorców?

– To wszystko jest ze sobą powiązane, ale na pierwszym miejscu trzeba postawić skalę obrotów. To zaś jest związane ze skalą wymiany handlowej portu oraz jego zaplecza – liczoną właśnie w kontenerach; następnie infrastrukturę portową, czyli możliwość przyjmowania statków o określonej wielkości; wreszcie możliwość dowozu oraz wywozu kontenerów w głąb lądu. Dzisiaj, na przykład, nie ma w porcie w Gdyni tranzytu. Dopiero gdy powstanie autostrada A1 i będzie połączona z autostradami czeskimi oraz słowackimi, pojawią się u nas ładunki tranzytowe. To samo dotyczy połączeń kolejowych. Co najmniej jeden z tych elementów komunikacji lądowej musi być dobrej jakości.

– Utworzenie jednego organizmu z portów w Gdańsku i Gdyni jest dyżurnym tematem. Profesor Włodzimierz Rydzkowski dopomina się, by powstała choćby wspólna strategia rozwoju.

– Z ekonomicznego i organizacyjnego punktu widzenia jakaś forma współpracy byłaby wskazana. Tylko proszę pamiętać, że jest ona w gestii właściciela, czyli skarbu państwa oraz gminy.

– Do tej pory właściciel nie zadbał o pożądaną współpracę. Kolejna rzecz, która często się pojawia w dyskusji o przyszłości portów to zarzut, że nadmiernie koncentrujemy się na infrastrukturze, a zbyt mało na spięciu transportu morskiego z lądowym w jeden organizm, budowaniu przewagi konkurencyjnej poprzez lepszą organizację.

– Zgadzam się z taką opinią. Poprawa strony organizacyjnej, uwzględniając nawet stan infrastruktury kolejowej, jaki jest dzisiaj, doprowadzi do przejęcia znacznie większej ilości ruchu kontenerowego niż obecnie. Dzisiaj w przypadku Portu Gdynia zaledwie 12% obrotów kontenerowych obsługiwanych jest transportem kolejowym. Co więcej, udział ten maleje.

– Port w Gdańsku ma jeszcze sporo wolnej przestrzeni, tego samego nie można powiedzieć o gdyńskim porcie. Jakie będą tego konsekwencje?

– Wokół naszego portu wyrosło miasto i mamy bardzo mało przestrzeni pod inwestycje. W niedalekiej przyszłości będziemy musieli wybierać, co chcemy obsługiwać. Już dzisiaj preferujemy tzw. czyste ładunki, czyli drobnicowe: kontenery, ładunki ro-ro, promowe. Udział ładunków masowych, które niegdyś były bardzo ważnym elementem naszej działalności, jak na przykład węgiel, zmniejszył się niemal do zera. Nie przeładowujemy rud żelaza, ze zbóż najwięcej importuje się śruty sojowej.

– Przyszłość na przeładunku ropy naftowej też chyba trudno zbudować?

– Do gdańskiego portu przybija bardzo dużo tankowców. 50% obrotu to właśnie ropa naftowa i produkty ropopochodne. W większości jest to tranzyt rosyjskiej ropy. Jednak Rosjanie postanowili wybudować od podstaw terminale naftowe w pobliżu Sankt Petersburga. Można więc się spodziewać, że tamtędy będzie transportowana ich ropa.

– Tym bardziej należy szukać porozumienia między portami, żeby raczej się uzupełniać niż konkurować. Cały czas rozmawiamy o przewozie ładunków, ale rozmawiając o perspektywach transportu morskiego, rozwoju portów trudno pominąć ruch pasażerski. Obecnie terminal przenoszony jest w inne miejsce, by większe promy mogły do niego przybijać, czyli jest coraz więcej chętnych?

– Mamy połączenie pasażerskie Gdynia – Karlskrona, ale mamy też sześć razy w tygodniu połączenia statkami typu ro-ro do portów fińskich. Spodziewamy się wzrostu w tym zakresie, ale nie będzie to jakiś znaczący skok. W ubiegłym roku mieliśmy około czterysta tysięcy pasażerów, w tym roku może będzie czterysta pięćdziesiąt tysięcy. Nie sądzę byśmy przekroczyli granicę 600-700 tysięcy pasażerów rocznie. Nie spodziewamy się też otwierania nowych połączeń w najbliższym czasie. Nowe promy projektowane na bałtyckie trasy mają większą przestrzeń ładunkową, kosztem pasażerskiej.

Skip to content