Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Pomorze jutra – odporność i współrozwój. Twarde realia wymuszą zmiany?

Pobierz PDF

Zbliżona wersja niniejszego tekstu ukazała się w magazynie „Rejsy” Dziennika Bałtyckiego w dniu 24 kwietnia 2020 r.

Jak za mniej zrobić więcej? Takie pytanie stoi dziś przede wszystkim przed władzami samorządowymi, ale także właściwie przed każdym z nas. Jeszcze nie osiągnęliśmy przełomu w walce z epidemią, a kryzys gospodarczy dopiero się zaczyna. Widać już jednak, że musimy nastawić się raczej na długi marsz, niż na jakieś odbicie i szybki powrót do „normalności”. Powoli dociera do nas również to, że tamtej „normalności” (sprzed dosłownie kilku miesięcy) już nie będzie.

Przyjmując to, co jest (bo tego nie zmienimy), musimy szeroko otworzyć nasze źródła energii i kreatywności, by stworzyć nową przyszłość, by „normalność” zdefiniować na nowo. Zacząć powinniśmy od refleksji, jakie mamy zasoby i czego rzeczywiście potrzebujemy do życia. W jakich warunkach – nazwijmy to ogólnie kulturowo­‑organizacyjnych – możliwe będzie zarówno zapewnienie sobie lepszej odporności na wszelkie zakłócenia i szoki zewnętrzne, jak i stworzenie możliwości rozwoju mimo ograniczonych zasobów¹.

Powoli dociera do nas, że tamtej „normalności” (sprzed dosłownie kilku miesięcy) już nie będzie. Przyjmując to, co jest (bo tego nie zmienimy), musimy otworzyć nasze źródła energii i kreatywności, by stworzyć nową przyszłość, by „normalność” zdefiniować na nowo.

Trójmiasto i Pomorze są szczególne. Czterdzieści lat temu były kolebką „Solidarności” – największego ruchu społecznego XX wieku na świecie. W ostatnich latach dla całej Polski stanowiły zaś wzór takiej przestrzeni rozwoju, w której systematycznie dokonuje się postęp na drodze do syntezy indywidualnej wolności ze zdolnością do myślenia i działania zbiorowego, gdzie dźwignią rozwojową staje się kultura dialogu i współpracy, gdzie władze samorządowe starają się rozwiązywać problemy rozwojowe nie ponad społeczeństwem, ani nawet dla społeczeństwa, ale RAZEM ze społeczeństwem.

Teraz, w czasie pandemii, ten rysujący się nowy model rozwojowy stał się oczywistą koniecznością. Środków będzie mniej, a wyzwania będą trudniejsze, bardziej złożone. Pandemia w żaden sposób nie uchyla wyzwań klimatyczno­‑ekologicznych, demograficznych czy technologicznych. Co więcej, wydaje się, że ryzyka pandemiczne (nawet jeśli zaczną nam towarzyszyć w sposób stały), dla naszego przetrwania są mimo wszystko mniej fundamentalne niż wyzwania klimatyczno­‑środowiskowe. Musimy się liczyć z różnymi wstrząsami i zagrożeniami – wichurami, suszami, nawalnymi deszczami, zanieczyszczeniami Bałtyku, nowymi pandemiami itd.

W Trójmieście i na Pomorzu od lat dokonuje się systematyczny postęp na drodze do syntezy indywidualnej wolności ze zdolnością do myślenia i działania zbiorowego, gdzie dźwignią rozwojową staje się kultura dialogu i współpracy. Teraz, w czasie pandemii, ten rysujący się nowy model rozwojowy stał się oczywistą koniecznością.

Potrzebne jest stworzenie regionalnego SYSTEMU ODPORNOŚCIOWO-ROZWOJOWEGO we współpracy z powiatami i gminami. Jednocześnie musimy zachować zdolność do konkurowania i rozwoju, ale już w nieco innej filozofii niż dotychczas. Teraz czeka nas nowa wielka transformacja, której kamieniem węgielnym nie będzie już jedynie indywidualny sukces, ale budowa całych ekosystemów rozwoju opartych na nieco innej filozofii życia i pracy, na tworzeniu produkcyjnych obiegów zamkniętych oszczędzających zasoby nasze i naszej planety, na skracaniu łańcucha dostaw (produkcja bardziej lokalna) oraz na budowie zbiorowej odporności (resilience) wobec zagrożeń związanych z pandemiami czy skutkami zmian klimatyczno­‑środowiskowych. Jesteśmy na Pomorzu w sposób szczególny predestynowani do tego, żeby zjednoczyć się na rzecz czegoś, a nie przeciw czemuś – w tym wypadku – dla budowy odporności naszej wspólnoty i tworzenia silnych (nieco innych niż dotychczas) podstaw dalszego rozwoju naszej konkurencyjności.

Co to wszystko oznacza dla naszego trójmiejskiego i pomorskiego ZORGANIZOWANIA SIĘ? Oto najważniejsze zmiany, których musimy dokonać:

1. KONIEC Z PODZIAŁEM NA WŁADZĘ I SPOŁECZEŃSTWO.

Władza samorządowa tylko razem ze społeczeństwem może rozwiązywać najważniejsze problemy. I tu nie chodzi o to, że przedstawiciele społeczeństwa pomogą uszlachetnić politykę władz samorządowych. Nie! Tu chodzi o synergię realnych masowych zachowań społecznych z tym, co robi (w sensie regulacyjnym i inwestycyjnym) władza samorządowa. Już teraz znajdziemy takie przykłady – rozproszoną obywatelską energetykę, małą obywatelską retencję wodną, segregację odpadów i ich powtórne wykorzystywanie, redukcję marnotrawstwa żywności, czy ostatnio – zjawisko masowej samopomocy i samoorganizacji w okresie pandemii. Obszarów takich synergii mogłoby być jednak zdecydowanie więcej – kompasem powinna być idea prosumenckiego Pomorza, czyli łączenia roli producenta i konsumenta. Polityka publiczna i środki publiczne dziś już nie wystarczą. Musimy stworzyć całościowy mechanizm obronno­‑rozwojowy, integrujący politykę publiczną z milionami polityk prywatnych i rodzinnych i przekładający ją na codzienną praktykę działania. Tradycyjna polityka będzie dalej tracić na znaczeniu, coraz większe znaczenie dla polityk publicznych będą miały faktyczne zachowania konsumenckie, życiowe i polityczne obywateli.

Władza samorządowa tylko razem ze społeczeństwem może rozwiązywać najważniejsze problemy. I tu nie chodzi o to, że przedstawiciele społeczeństwa pomogą uszlachetnić politykę władz samorządowych. Nie! Tu chodzi o synergię realnych masowych zachowań społecznych z tym, co robi władza samorządowa.

2. KONIEC Z PODZIAŁEM NA SEKTORY.

Podział na sektory jest marnowaniem naszych zasobów, inwencji, talentów i energii. Zdolność do rozwiązywania problemów będzie wymagała wyjścia z logiki wąskiego patrzenia przez pryzmat: biznesu, nauki, edukacji, administracji czy kultury. Wszyscy musimy wyjść ze swych silosów sektorowych i nauczyć się myśleć i działać w kategoriach wspólnych interesów (dóbr wspólnych). Musimy zrozumieć, że wszystkie sektory są współzależne, a podejmowanie współpracy jest konieczne nawet wówczas, gdy efekty są niepewne, a rozkład korzyści niedodefiniowany. Biznes „nie robi łaski” myśląc w kategoriach społecznych, nauka działając w kategoriach rozwiązywania problemów i wyzwań rozwojowych, a administracja dbając o wygodę i bezpieczeństwo mieszkańców czy obywateli. Tylko horyzontalny system komunikacji, współpracy, współodpowiedzialności może dać nam siłę, mądrość i efektywność, której potrzebujemy. Szybko zresztą zobaczymy, że myślenie horyzontalne jest po prostu opłacalne dla nas wszystkich. Myślenie biznesu w kategoriach społecznych pokazuje swoją opłacalność w wymiarze ekonomicznym, nauka bez ścisłej więzi z otoczeniem oligarchizuje się i zamiera, a społeczeństwo nie zaspokoi swoich potrzeb pomijając rachunek biznesowy.

Dużo mówi się o tym, że pandemia spowoduje deglobalizację w przemyśle, ale deglobalizacja może dotknąć również sektora usług. Dotyczy to tzw. centrów usług wspólnych dla biznesu. Tu rodzi się dla Polski i dla Pomorza nowa szansa. W Indiach, które są liderem tego sektora zdecydowanie trudniej zapewnić warunki do pracy zdalnej niż w Polsce (wydajność infrastruktury telekomunikacyjnej, warunki mieszkalne itp.) . Wykorzystanie przez nas tej szansy nie będzie jednak możliwe bez ścisłej współpracy biznesu i uczelni na rzecz przyciągnięcia wyższego, projektowego segmentu tych usług.

3. KONIEC Z DOMINACJĄ I EKSPLOATACJĄ. ROZPOCZYNAMY ERĘ PARTNERSTWA WE WSPÓLNOTOWOŚCI.

Kiedy przestawimy się z logiki dominacji na logikę współpracy i partnerstwa, szybko zobaczymy, ile środków dotychczas marnowaliśmy. Trochę rozpieściły i zdemoralizowały nas środki unijne, które często pozwalały nam pozorować współpracę i działać nieefektywnie. Wobec sytuacji niszczącej eksploatacji zasobów czy destrukcyjnej rywalizacji nastawionej na zniszczenie konkurenta, a nie budowanie sytuacji „win­‑win”, nie mamy jednak zewnętrznego usprawiedliwienia. Zmiana reguł gry zależy od nas samych, naszej świadomości, a właściwie – uświadomienia sobie jak bardzo jesteśmy współzależni.

Jaki jest zatem warunek wstępny stworzenia Pomorskiego Systemu Odpornościowo­‑Rozwojowego? Uświadomienie sobie, że naprawdę jesteśmy współzależni. Że wirus gospodarczy, pandemiczny czy klimatyczny nie wybiera i będzie dotykał nas wszystkich.

Uświadommy sobie naprawdę, że jesteśmy współzależni. Że wirus gospodarczy, pandemiczny czy klimatyczny nie wybiera i będzie dotykał nas wszystkich.

Potrzebujemy więc takiego miejsca komunikacji i (po)rozumienia, gdzie wszyscy będziemy mogli się regularnie spotykać, dyskutować i uspójniać nasze myślenie. Potrzebujemy takiej stałej pomorskiej międzysektorowej agory komunikacyjnej – między władzą a społeczeństwem, między „srebrnym” a młodym pokoleniem, między Pomorzem lokalnym a metropolitalnym, między tymi, którzy myślą raczej liberalnie, a tymi, którzy wyznają wartości konserwatywne.

Właśnie taką agorę „debaty pisanej” (na szczeblu ogólnokrajowym) tworzymy od 2016 r. w ramach thinklettera Kongresu Obywatelskiego „Idee dla Polski”, który poruszając zróżnicowane tematy społeczne, gospodarcze i kulturowe wyznacza sobie za cel nakierowanie czytelników na holistyczne zrozumienie rzeczywistości, w której żyjemy. Jego fundamentalną cechą jest również dbałość o język, który nikogo nie wyklucza – zgodnie z zasadami etyki słowa: mówienia prawdy, mówienia jasno i empatycznie.

W związku z obecną sytuacją epidemii, która wstrzymuje możliwość fizycznych spotkań w ramach Pomorskich Kongresów Obywatelskich (organizowanych od ponad 10 lat), proponujemy stworzenie podobnej przestrzeni „debaty pisanej” o wymiarze regionalnym: thinklettera „Idee dla Pomorza”. Będzie to przestrzeń resetu myślowego i stymulowania Pomorskiego Systemu Odpornościowo­‑Rozwojowego. W pierwszej kolejności zaprosiliśmy do współpracy naturalnych partnerów takiej inicjatywy tj. Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego oraz Miasto Gdańsk. Za pośrednictwem tego artykułu zapraszamy do współpracy wszystkich zainteresowanych: osoby, organizacje i przedsiębiorstwa podzielające tę wizję! W szczególności zależy nam na identyfikowaniu i pokazywaniu pozytywnych przykładów „na styku” rożnych sektorów, logik i zasobów oraz inspirowaniu do tworzenia różnych „hubów”, „przegubów”, „pomostów” między światami, które dotychczas ze sobą nie współpracowały. Twarde realia będą nas popychały w tym kierunku.

¹ Pomijam tutaj kryzys polityczny związany z wyborami prezydenckimi, który może mieć kluczowe znaczenie i którego skutki mogą ograniczyć pole realizacji przedstawionej tutaj wizji.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Sytuacja gospodarcza województwa pomorskiego w IV kwartale 2019 r.

Pobierz PDF

Koniunktura gospodarcza

Polska gospodarka spowolniła – według wstępnych wyliczeń Głównego Urzędu Statystycznego wzrost PKB w 2019 r. wyniósł 4 proc., podczas gdy rok wcześniej średnie tempo wzrostu gospodarczego przekraczało 5 proc. W nadchodzących miesiącach możemy spodziewać się dalszego pogarszania się wyników – Bank Światowy w badaniu „Global Economic Prospects” przewiduje, że tempo wzrostu PKB wyniesie w Polsce w 2020 r. 3,6 proc. To i tak więcej, niż w skali całego świata, gdzie ma ono oscylować w granicach 2,5 proc. Ekonomiści Banku Światowego wskazują, że głównymi czynnikami ryzyka mogącymi potencjalnie przyhamować ten proces są dziś: konflikty handlowe, zawirowania na rynkach finansowych, niska skłonność do podejmowania ryzyka przez przedsiębiorstwa oraz napięcia geopolityczne1.

Obawy związane ze spowolnieniem gospodarczym są widoczne także wśród Polaków – z badania „Sytuacja na rynku consumer finance”, przeprowadzanego cyklicznie przez Związek Przedsiębiorstw Finansowych oraz Instytut Rozwoju Gospodarczego SGH wynika, że choć w IV kwartale ponad 46 proc. respondentów wskazywało na poprawę ogólnej sytuacji ekonomicznej Polski, to aż o ¼ wzrósł odsetek gospodarstw domowych pesymistycznie patrzących w przyszłość. Największe obawy są związane ze wzrostem bezrobocia oraz rosnącą inflacją2.

Póki co jednak, w IV kwartale 2019 r. wśród pomorskich przedsiębiorców przeważały pozytywne nastroje – na koniec grudnia w sześciu spośród siedmiu analizowanych branż wartość indeksu bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa była dodatnia. Najlepiej swoją sytuację oceniali reprezentanci sektora informacji i komunikacji (+15,9 pkt.), handlu hurtowego (+13,2 pkt.) oraz transportu i gospodarki magazynowej (+11,6). Nieco niższa wartość indeksu dotyczyła budownictwa (+10,2 pkt.), przetwórstwa przemysłowego (+7,3 pkt.) oraz handlu detalicznego (+0,1 pkt.). Jedynym sektorem, w którym dominowały nastroje pesymistyczne było zakwaterowanie i usługi gastronomiczne (–4,9 pkt.), jednak jest to trend obserwowany cyklicznie, związany z sezonem zimowym, w którym ruch turystyczny jest znacznie niższy niż latem.

W nieco gorszym świetle powyższe dane stawia porównanie z końcówką poprzedniego kwartału – w odniesieniu do ocen z września, lepiej swoją bieżącą sytuację ocenili reprezentanci czterech sektorów. Największy wzrost indeksu odnotowano w sektorze transportu i komunikacji (+8,2 pkt.), zauważalny był on także w sektorze przetwórstwa przemysłowego (+4,0 pkt.). W dwóch kolejnych sektorach – handlu hurtowym oraz budownictwie – był on minimalny i oscylował w granicach 1 pkt. W jednym sektorze – informacji i komunikacji – sytuacja względem września pozostała bez zmian, natomiast w dwóch: handlu hurtowym oraz zakwaterowaniu i usługach gastronomicznych aktualna sytuacja firm została przez przedsiębiorców oceniona gorzej. Było to szczególnie odczuwalne w drugiej z tych branż, gdzie spadek indeksu sięgnął 8,5 pkt., co jednak nie powinno niepokoić, gdyż jest to zjawisko obserwowane co sezon.

Wykres 1. Indeks bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa wg sektorów w województwie pomorskim w okresie od września 2018 do grudnia 2019 r.

Indeks bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa

Przedział wahań wskaźnika wynosi od –100 do +100. Wartości ujemne oznaczają przewagę ocen negatywnych, dodatnie – pozytywnych.
Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie danych GUS

Jeszcze mniej optymistycznie wygląda porównanie grudniowych nastrojów przedsiębiorców z indeksem bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa z końca 2018 r. Tylko w trzech branżach tegoroczne oceny są wyższe niż przed rokiem – mowa tu o budownictwie i handlu hurtowym (obydwie +7,8 pkt. w ujęciu rok do roku) oraz transporcie i gospodarce magazynowej (+4,3 pkt.). Największa różnica in minus (–31,4 pkt.) dotyczy sektora informacji i komunikacji, co może świadczyć o coraz większym nasyceniu tego rynku w Trójmieście, a także o problemach związanych z niedostateczną podażą programistów na Pomorzu. Pozostałe branże, w których indeks bieżącej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa był w grudniu w województwie pomorskim niższy niż przed rokiem to: handel detaliczny (–8,1 pkt.), przetwórstwo przemysłowe (–4,0 pkt.) oraz zakwaterowanie i usługi gastronomiczne (–0,4 pkt.).

Na koniec IV kwartału 2019 r. nastroje pomorskich przedsiębiorców w czterech branżach były lepsze niż przeciętnie w Polsce. Było to najbardziej odczuwalne w sektorze przetwórstwa przemysłowego (+8,7 pkt. względem średnich ocen w kraju) oraz budownictwa (+6,6 pkt.). Lepiej niż średnio w kraju swoją sytuację ocenili też reprezentanci sektora transportu i gospodarki magazynowej (+4,9 pkt.) oraz handlu hurtowego (+3,7 pkt.). Swoją bieżącą sytuację za gorszą niż w grudniu 2018 r. uznali natomiast badani przedsiębiorcy z sektorów: zakwaterowania i usług gastronomicznych (–11,0 pkt.), informacji i komunikacji (–8,7 pkt.) oraz handlu detalicznego (–4,3 pkt.).

Na przestrzeni ostatnich siedmiu lat nastroje pomorskich przedsiębiorców w sześciu spośród siedmiu badanych branż poprawiły się. Porównując uśrednione wartości indeksu bieżącego ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa pomiędzy czwartym kwartałem 2019 r., a tym samym okresem 2012 r. największa różnica in plus dotyczy sektora budownictwa (+44,4 pkt.) oraz transportu i gospodarki magazynowej (+37,3 pkt.). W pierwszym przypadku można to uzasadnić dynamicznym rozwojem społeczno­‑gospodarczym polskiej, w tym również pomorskiej gospodarki, natomiast w drugim – dużymi inwestycjami infrastrukturalnymi, jak również z szybko rosnącym handlem zagranicznym. W analizowanym okresie pogorszyły się nastroje jedynie przedsiębiorców z sektora przetwórstwa przemysłowego (–12,5 pkt. względem IV kwartału 2012 r.).

Przedsiębiorcy z Pomorza dawno już nie patrzyli w przyszłość tak pesymistycznie jak pod koniec IV kwartału 2019 r. W pięciu spośród siedmiu badanych branż indeks przewidywanej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa przybrał wartości ujemne. Najgorsze prognozy dotyczyły reprezentantów sektora zakwaterowania i usług gastronomicznych (–42,5 pkt.), handlu hurtowego (–20,0 pkt.) oraz transportu i gospodarki magazynowej (–15,3 pkt.). W przypadku dwóch ostatnich – były to najniższe indeksy wskaźnika od 7 lat. W przypadku handlu hurtowego negatywne prognozy mogą być związane z coraz silniejszą konkurencją na rynku, presją cenową, a także trudną sytuacją wielu klientów – głównie punktów sprzedaży detalicznej – potęgowaną przez presję konkurencyjną ze strony sklepów wielkopowierzchniowych oraz niedzielny zakaz handlu. Z kolei przedsiębiorców z sektora transportu i gospodarki magazynowej niepokoić może globalne spowolnienie gospodarcze, a także negatywne prognozy gospodarcze dotyczące największego polskiego partnera handlowego – Niemiec.

Pesymistyczne perspektywy rysowali też przedsiębiorcy z branży handlu detalicznego (–10,1 pkt.) oraz budownictwa (–7,7 pkt.). Przewaga ocen pozytywnych – i to bardzo nieznaczna – dotyczyła sektorów: przetwórstwa przemysłowego (+2,5 pkt.) oraz informacji i komunikacji (+0,7 pkt.). W przypadku ostatniej z tych branż dodatni indeks odnotowano po raz pierwszy od 9 miesięcy.

W skali całego kraju prognozy wydają się być jeszcze bardziej pesymistyczne niż na Pomorzu – indeks przewidywanej ogólnej sytuacji przedsiębiorstwa był w grudniu 2019 r. dodatni jedynie w branży informacji i komunikacji (+4,2 pkt.). W pozostałych sześciu sektorach odczucia były mniej lub bardziej negatywne. Największe obawy dotyczące przyszłości prowadzonej działalności wykazywali przedsiębiorcy z branż: budownictwa (–12,8 pkt.), zakwaterowania i usług gastronomicznych (–12,3 pkt.) oraz transportu i gospodarki magazynowej (–11,7 pkt.).

Działalność przedsiębiorstw

Pod koniec roku w województwie pomorskim zarejestrowanych było 307,3 tys. podmiotów gospodarki narodowej. W porównaniu z danymi z końca 2018 r., ich liczba wzrosła o ponad 10,5 tys. Było ich również więcej o ponad 1,3 tys. w porównaniu z końcem poprzedniego kwartału.

Wykres 2. Dynamika produkcji sprzedanej, budowlano­‑montażowej i sprzedaży detalicznej w województwie pomorskim w okresie od stycznia 2016 do grudnia 2019 r.

Dynamika produkcji sprzedanej, budowlano­‑montażowej i sprzedaży detalicznej

Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku

IV kwartał 2019 r. był zdecydowanie najgorszym z perspektywy wszystkich trzech badanych indeksów – produkcji sprzedanej przemysłu, produkcji budowlano­‑montażowej oraz sprzedaży detalicznej towarów. Najmniej optymistycznie nastraja ten pierwszy – jego wartości w listopadzie i grudniu były niższe niż w analogicznym okresie roku ubiegłego, co może świadczyć o początku negatywnego trendu. Z kolei w wypadku produkcji budowlano­‑montażowej oraz sprzedaży detalicznej towarów przez wszystkie trzy miesiące analizowanego kwartału wartości indeksów były wyższe niż przed rokiem, tyle że minimalnie, w granicach 0,5‑3,9 proc.

W ostatnim kwartale 2019 r. wartości indeksu produkcji sprzedanej przemysłu były najniższe w skali całego roku. W porównaniu do analogicznego okresu 2018 r. wyższą wartość (o 4,1 proc.) odnotowano jedynie w październiku. Z kolei listopad i grudzień były jedynymi następującymi po sobie miesiącami w 2019 r., w których wartość indeksu była niższa niż w tym samym okresie roku poprzedniego. Coraz więcej wskazuje na to, że sektor przemysłowy czeka w Polsce głęboka recesja. I to pomimo tego, że wskaźnik PMI dla polskiego przemysłu w listopadzie i grudniu rósł – o ile w październiku wynosił zaledwie 45,6 pkt., co było najniższym odczytem od dekady, o tyle w listopadzie wzrósł do 46,7 pkt., a w grudniu do 48 pkt. Wartości te nadal pozostają jednak poniżej 50 pkt., co świadczy o tym, że w ujęciu miesiąc do miesiąca przemysł się kurczy. Najlepszym na to dowodem jest fakt, że polskie firmy z II sektora odnotowały w grudniu 14. z rzędu spadek poziomu produkcji, co owocuje zmniejszaniem się liczby nowych miejsc pracy. Nie nastraja to optymistycznie na najbliższą przyszłość3.

Zarówno w październiku, listopadzie, jak i grudniu wartości indeksu produkcji budowlano­‑montażowej pozostawały nieznacznie wyższe niż w IV kwartale 2018 r. – odpowiednio o: 1,7, 2,8 i 0,5 proc. Pomimo wyższych wartości niż w analogicznym okresie roku poprzedniego, IV kwartał 2019 r. cechował się najgorszymi wynikami w skali całego roku – niższą wartość indeksu niż w trzech ostatnich miesiącach odnotowano tylko w sierpniu (–5,2 proc. w ujęciu rok do roku). Jeszcze mniej korzystnie kondycja produkcji budowlano­‑montażowej wyglądała w skali całej polskiej gospodarki – w porównaniu z analogicznym okresem roku 2018 odnotowano niższe wartości we wszystkich trzech miesiącach kwartału: w październiku o –4,0 proc., w listopadzie o –4,7 proc., natomiast w grudniu o –3,3 proc. Dane te potwierdzają tezę, że skończył się w Polsce boom budowlany. Wielu ekspertów wskazuje jednak, że najbardziej prawdopodobny dla branży jest scenariusz „miękkiego lądowania” – w dużej mierze za sprawą wysokiej aktywności w budownictwie mieszkaniowym4.

Z perspektywy przedsiębiorców działających w branży sprzedaży detalicznej towarów IV kwartał 2019 r. również należy uznać za najgorszy w skali całego roku – i to, podobnie jak w wypadku produkcji budowlano­‑montażowej, pomimo faktu, że we wszystkich trzech miesiącach indeks sprzedaży detalicznej był wyższy niż w analogicznym okresie roku 2018. Odnotowane wartości (odpowiednio: 3,6 proc., 3,9 proc. i 1,2 proc. wyższe w ujęciu rdr) były jednak trzema z pięciu najniższych obserwowanych w skali całego roku. Zaskakuje szczególnie niski wynik w grudniu, kiedy sprzedaż detaliczna utrzymuje się zazwyczaj na wysokim poziomie w związku z wydatkami świątecznymi. Lepsze niż na Pomorzu wyniki odnotowano w skali całego kraju, gdzie na koniec roku indeks sprzedaży detalicznej towarów był wyższy o 5,7 proc. w porównaniu do grudnia 2018 r. Na ten wynik w dużej mierze wpłynęły wzmożone zakupy przed świętami Bożego Narodzenia. Przewiduje się jednak, że w następnych miesiącach – w dużej mierze za sprawą rosnącej inflacji – wzrost poziomu sprzedaży może przyhamować5.

Handel zagraniczny

W IV kwartale 2019 r.6 wartość eksportu z województwa pomorskiego wyniosła 3108,9 mln euro, natomiast importu na Pomorze – 3729,8 mln euro. Saldo handlu zagranicznego było ujemne, wynosząc niespełna –621 mln euro – było ono zatem o 67 mln euro niższe niż w III kwartale. W porównaniu z poprzednim kwartałem wartość eksportowanych towarów była wyższa o 6,5 proc., natomiast importowanych – o 3,4 proc.

W skali całej polskiej gospodarki rok 2019 został zamknięty dodatnim saldem handlu zagranicznego, wynoszącym około 1800 mln euro. Wartość towarów wyeksportowanych w tym czasie z Polski wyniosła łącznie 235,8 mld euro, natomiast importowanych – 234,0 mld euro. W porównaniu z 2018 r. wzrostowi uległa zarówno wartość eksportu (o 5,5%), jak i importu (o 2,6%)7.

W odniesieniu do IV kwartału 2018 r. wartość towarów eksportowanych z Pomorza wzrosła o 9,6%, natomiast importowanych spadła o 10,5%. Saldo handlu zagranicznego uległo zmniejszeniu o 710,8 mln euro. Z kolei porównaniu do IV kwartału 2017 r., w mijającym kwartale zauważalnie wyższy był zarówno wolumen importu, jak i wartość eksportu.

Za największą wartość eksportowanych z Pomorza towarów odpowiadały – tradycyjnie już – cztery grupy wyrobów: statki, łodzie oraz konstrukcje pływające (18,1% wartości eksportu), ryby i skorupiaki (9,3%), maszyny i urządzenia elektryczne (8,6%) oraz paliwa (5,8%). Razem stanowiły one 41,8 wartości pomorskiego eksportu, czyli dokładnie tyle samo, ile w poprzednim kwartale. W analogicznym okresie roku poprzedniego ich łączny udział był o 1,4 pkt. proc. wyższy. Analizując eksport towarów z Pomorza należy mieć na uwadze, że dominująca grupa – statki, łodzie oraz konstrukcje pływające – cechuje się długoterminowymi kontraktami, opiewającymi na bardzo wysokie kwoty pieniędzy. Bywa zatem, że nawet finalizacja jednego zamówienia wpływa w istotnym stopniu na cały kształt kwartalnej struktury eksportu.

Największym odbiorcą towarów eksportowanych z Pomorza pozostają bezdyskusyjnie Niemcy, które odpowiadały za 21,3 proc. pomorskiej sprzedaży zagranicznej w IV kwartale 2019 r. Za ich plecami znalazły się: Francja (7,0 proc.), Norwegia (6,0 proc.) oraz Holandia (5,2 proc.). Mając na uwadze całą polską gospodarkę, w 2019 r. największym partnerem eksportowym również były Niemcy, gdzie powędrowało 27,6 proc. sprzedawanych za granicę towarów. Na „podium” znalazły się też: Czechy (6,1 proc.) oraz Wielka Brytania (6,0 proc.), a tuż za ich plecami – Francja (5,8 proc.).

Wykres 3. Struktura kierunkowa eksportu z województwa pomorskiego w IV kwartale 2019 r.

Struktura eksportu - IV kw. 2019

Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie danych Izby Celnej w Warszawie

Pomorski import opierał się w IV kwartale 2019 r. głównie na grupie paliw, które odpowiadały za 31,3 proc. wartości sprowadzanych towarów. Bardzo wysoki, sięgający 18,6 proc. był także udział towarów z grupy statków, łodzi i konstrukcji morskich. Jak zazwyczaj kolejne miejsca w ogólnej strukturze importu zajęły grupy: ryb i skorupiaków (8,8%) oraz maszyn i urządzeń elektrycznych (7,8%). Udział powyższych czterech grup towarów w pomorskim imporcie ogółem stanowił 66,5 proc., czyli o 7,3 pkt. proc. więcej niż w poprzednim kwartale oraz o 1,6 pkt. proc. mniej niż w analogicznym okresie 2018 r.

Spore podobieństwo struktury importowej i eksportowej województwa pomorskiego jest związane z tym, że regionalny import jest w dużym stopniu kształtowany przez eksport: na Pomorze sprowadzane są towary podlegające przetworzeniu, które następnie w dużej części są sprzedawane za granicę.

W ostatnim kwartale 2019 r. towary o największej wartości – w tym przede wszystkim paliwa – zostały na Pomorze sprowadzone z kierunku rosyjskiego (24,2 proc. łącznej wartości importu). Na kolejnych miejscach wśród partnerów importowych znalazły się: Chiny (10,8 proc.), Norwegia (7,8 proc.), Kazachstan (6,3 proc.) oraz Niemcy (5,8 proc.). W skali całej polskiej gospodarki, największym partnerem importowym są natomiast Niemcy z niemal 22‑procentowym udziałem. Za nimi znajdują się Chiny (12,4 proc.), a dopiero na trzecim miejscu Rosja (6,2 proc.).

Wykres 4. Struktura kierunkowa importu do województwa pomorskiego w IV kwartale 2019 r.

Struktura importu - IV kw. 2019

Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie danych Izby Celnej w Warszawie

Barometr innowacyjności

W IV kwartale 2019 r. w Biuletynie Urzędu Patentowego opublikowano informację o 856 wynalazkach zgłoszonych do opatentowania. Liczba zgłoszeń pochodzących z województwa pomorskiego sięgnęła 45, co stanowiło 5,2 proc. wszystkich zgłoszonych wynalazków. Jest to odsetek wyższy o 0,3 pkt. proc. od obserwowanego w poprzednim kwartale oraz o 1,1 pkt. proc. niższy niż w analogicznym okresie 2018 r.

Wykres 5. Liczba pomorskich wynalazków zgłoszonych i opublikowanych w Biuletynie Urzędu Patentowego w 2019 r.

Innowacyjność - 2019 r.

Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie http://www.uprp.pl

Udział województwa w liczbie zgłaszanych patentów był więc w mijającym kwartale, podobnie jak w poprzednich, niższy od udziału regionu w liczbie mieszkańców całej Polski (6,0 proc.) oraz w odniesieniu do liczby ogólnopolskich przedsiębiorstw (6,8 proc.). Niemniej należy mieć na uwadze, iż statystyka patentowa jest zdominowana przez zgłoszenia z województwa mazowieckiego, w tym w szczególności z Warszawy.

Nie zmienia to jednak faktu, że polska gospodarka pozostaje w skali Europy innowacyjnym „maruderem”, a nasz region nie wyróżnia się szczególnie na tym niezbyt korzystnym tle. Nie jesteśmy doceniani nawet przez naszego największego partnera handlowego – Niemcy, gdzie w rankingu opracowanego przez Związek Przemysłu Niemieckiego, polska gospodarka znalazła się na 27 pozycji spośród 35 badanych państw. Trudno jednak o pozytywną zmianę w sytuacji, gdy wydatki polskich przedsiębiorstw na badania i rozwój nadal pozostają na poziomie raptem 50 proc. wydatków w pozostałych krajach Unii Europejskiej8.

W ostatnim kwartale br. najwięcej zgłoszeń patentowych z województwa pomorskiego dotyczyło działów: B (22,2% – różne procesy przemysłowe i transport) oraz C (20,0% – chemia, metalurgia) Międzynarodowej Klasyfikacji Patentowej. Zauważalny był także udział patentów z działu F (17,8% – budowa maszyn, oświetlenie, ogrzewanie, uzbrojenie, technika minerska).

W porównaniu z patentami zgłoszonymi w całym kraju, największa nadreprezentacja dotyczyła na Pomorzu działu G (fizyka), wynosząc +4,6 pkt. proc względem kraju. Z kolei największe odchylenie in minus było związane z działem A (podstawowe potrzeby ludzkie) i wyniosło –6,4 pkt. proc.

W analogicznym okresie ubiegłego roku największa nadreprezentacja dotyczyła działu E – budownictwo i górnictwo (+6,9 pkt. proc. względem kraju), natomiast największe odchylenie in minus, działu C – chemia i metalurgia (–11,7 pkt. proc.).

Tabela 1. Ogólnopolskie oraz pomorskie zgłoszenia wynalazków opublikowane w Biuletynie Urzędu Patentowego wg Międzynarodowej Klasyfikacji Patentowej (MKP) w IV kw. 2019 r. oraz całym roku 2019

Dział MKP IV kwartał 2019 r. 2019 r.
Pomorskie Polska różnica Pomorskie Polska różnica
% % pkt. proc. % % pkt. proc.
Dział A – Podstawowe potrzeby ludzkie 11,1 17,5 –6,4 14,4 17,2 –2,9
Dział B – Różne procesy przemysłowe; Transport 22,2 26,3 –4,1 23,8 23,0 +0,8
Dział C – Chemia; Metalurgia 20,0 17,1 +2,9 15,5 21,7 –6,3
Dział D – Włókiennictwo; Papiernictwo 4,4 1,6 +2,8 1,7 1,1 +0,6
Dział E – Budownictwo; Górnictwo 6,7 9,5 –2,8 8,8 8,5 +0,4
Dział F – Budowa maszyn; Oświetlenie; Ogrzewanie; Uzbrojenie; Technika minerska 17,8 13,4 –4,3 12,7 12,0 +0,7
Dział G – Fizyka 13,3 8,8 +4,6 16,6 9,9 +6,6
Dział H – Elektrotechnika 4,4 5,8 –1,4 6,6 6,6 0,0
RAZEM 100,0 100,0 100,0 100,0

Źródło: opracowanie IBnGR na podstawie http://www.uprp.pl

W skali całego roku 2019 za pomorską specjalizację względem reszty kraju można uznać dział G (fizyka), w którym nadreprezentacja udziału zgłoszonych wynalazków wyniosła +6,6 pkt. proc. W ubiegłym roku nadreprezentacja ta była znacznie mniejsza i wynosiła jedynie +0,7 pkt. proc. Wówczas największe odchylenie in plus dotyczyło działu F i wynosiło +5,7 pkt. proc.

Ważniejsze wydarzenia9

Rozbudowa gdyńskiego Centrum Logistycznego
W Centrum Logistycznym Portu Gdynia, w pobliżu terminali kontenerowych BCT i GCT, powstał magazyn wysokiego składowania. To pierwszy z czterech zaplanowanych tego typu obiektów. Magazyn został wydzierżawiony przez firmę Terramar, działającą w branży TSL.

Nowe biurowce otwarte
Deweloper Torus oddał do użytku dwa zrealizowane w Gdańsku budynki biurowe – Neon (ostatni budynek wchodzący w skład kompleksu biurowego Alchemia) oraz pierwszy z dwóch obiektów kompleksu Officyna (zlokalizowany we Wrzeszczu, przy ul. Grunwaldzkiej).

Inwestycja w mroźnię
Grupa Cedrob z Ciechanowa – największy polski producent mięsa – zbuduje w Porcie Gdańsk mroźnię wysokiego składowania. Obiekt będzie się znajdował nieopodal DCT Gdańsk, a jego pojemność wyniesie około 30 tys. palet. Mroźnia ma zostać oddana do użytku w połowie 2021 r., a koszt inwestycji wyniesie nie mniej niż 100 mln zł.

EPG zbudowało gigantyczną wieżę
Energomontaż Północ Gdynia zbudował wieżę do układania podwodnych rurociągów o łącznej masie ponad 850 ton. Konstrukcja zostanie przetransportowana barkami do Holandii i zamontowana na statku „Seven Vega”, budowanego przez brytyjskiego armatora Subsea 7.

Amerykańskie firmy otwierają biura w Gdańsku
Odyssey Logistics & Technology Corporation – amerykański potentat działający w branży logistycznej otworzy swoje nowe biuro w Gdańsku, a konkretniej w niedawno otwartym biurowcu Neon. Na początek będzie tu delegowana działalność zespołu zarządzania usługami logistycznymi. Z kolei w Olivia Business Centre ulokuje się nowojorska firma Acoustic. Docelowo ma zatrudnić 250 specjalistów, głównie z branży IT.

Prezes Lotosu odwołany
Aleksander Bonca został odwołany ze stanowiska Prezesa Zarządu spółki Lotos. Zastąpił go – jako p.o. Prezesa Zarządu – Jarosław Wittstock, dotychczasowy Wiceprezes.

Orlen przejmie Energę?
PKN Orlen planuje przejąć Grupę Energa. Na początku grudnia ogłosił wezwanie na 100 proc. akcji gdańskiej spółki. Daniel Obajtek, Prezes Zarządu PKN Orlen, powiedział, że jego spółka chciałaby stworzyć multienergetyczny koncern, na wzór podobnego typu organizacji, które działają w wielu innych krajach. Obajtek zapewnia, że spółka Energa wraz ze wszystkimi miejscami pracy pozostanie w Gdańsku.

Wielomilionowa inwestycja PERN
Spółka PERN przeznaczy w 2020 r. na swoje projekty inwestycyjne prawie 550 mln zł. Najwięcej środków pochłoną: rozbudowa Terminala Naftowego w Gdańsku, rozbudowa nowych zbiorników na ropę oraz budowa rurociągu Boronów­‑Trzebinia.

Nowy Prezes Grupy Energa
Jacek Goliński został nowym Prezesem Zarządu Grupy Energa. Zastąpił on na stanowisku Grzegorza Ksepko, który od końca czerwca 2019 r. był p.o. Prezesa Zarządu spółki.

Lotos zainwestuje w Azoty
Gdański koncern naftowy zainwestuje 500 mln zł w projekt Polimery Police realizowany przez spółki Grupy Azoty. W ramach inwestycji powstanie kompleks chemiczny Polimery Police, składający się m.in. z gazoportu oraz infrastruktury logistycznej. Moce produkcyjne kompleksu wyniosą niemal 440 tys. ton polipropylenu rocznie.

LPP wypuściło obligacje
LPP wypuściło obligacje, pozyskując tym samym 300 mln zł. Z tych środków sfinansowana zostanie budowa Centrum Dystrybucyjnego gdańskiej firmy w Brześciu Kujawskim.

Albatros zwodowany
Remontowa Shipbuilding oddała do użytku okręt Albatros – drugi z serii trzech niszczycieli min typu Kormoran, zbudowany na zamówienie Marynarki Wojennej.

Terminal Cukrowy gotowy
W Porcie Gdańsk otwarty został Terminal Cukrowy. Jego budowę sfinansowała Krajowa Spółka Cukrowa. Projekt opiewał na ponad 100 mln zł. Inwestycja umożliwi sprzedaż cukru drogą morską o masie przynajmniej 300 tys. ton rocznie.

Odbyło się Forum Gospodarki Morskiej
W Gdyni po raz 19 odbyło się Forum Gospodarki Morskiej (wcześniej pod nazwą Międzynarodowego Forum Gospodarczego). W spotkaniu wzięło udział około 600 gości. Debatowano na tematy m.in. rozwoju morskiej energetyki wiatrowej oraz o wyzwaniach stojących przed polskimi portami.

Remontowa sprzedała dwa PSV
Remontowej Shipbuilding nareszcie udało się sprzedać dwie jednostki PSV, które gdańska stocznia zbudowała na zlecenie Siem Offshore Contractors. Ostatecznie zamawiający anulował jednak kontrakt i statki czekały na kupca, którym finalnie okazał się szwedzki Viking Supply Ships AB.

Nowy statek Polskiej Żeglugi Morskiej
Polska Żegluga Morska nabyła nowy statek – masowiec „Sopot” zbudowany w chińskiej stoczni Yangfan. To 62. statek znajdujący się we flocie PŻM.

Planeta I zwodowana
Remontowa Shipbuilding zakończyła budowę statku wielozadaniowego Planeta I, którego nabywcą jest Urząd Morski w Szczecinie. Wartość zamówienia to ponad 213 mln zł, z których 85% stanowiło dofinansowanie ze środków unijnych.

Nowe zlecenie stoczni Crist
Gdyńska stocznia Crist zbuduje prom hybrydowy na zlecenie fińskiego Finferries. Jednostka ma docelowo kursować w rejonie archipelagu Wysp Alandzkich i pokonywać swoją trasę przy wykorzystaniu własnych, ładowanych na lądzie baterii. Wcześniej stocznia Crist zbudowała dla Finferries prom hybrydowy Elektra.

Pierwszy pociąg z Chin w Gdańsku
Do Gdańska przyjechał pierwszy pociąg towarowy z Chin, przewożący 30 kontenerów. Swoją trasę pokonał w 12 dni. Od stycznia 2020 r. planowane są regularne, cotygodniowe połączenia z Państwa Środka do DCT Gdańsk.

Arciszewska­‑Mielewczyk Prezesem PLO
Dorota Arciszewska­‑Mielewczyk została nowym Prezesem Zarządu Polskich Linii Oceanicznych. Zastąpiła Krzysztofa Adamczyka, który pełnił funkcję p.o. Prezesa Zarządu.

Rekordowe przeładunki trójmiejskich terminali
Gdański DCT przekroczył w 2019 r. poziom 2 mln TEU, a gdyński BCT – 0,5 mln TEU przeładunków. Dla obydwu terminali były to rekordowe wartości.

Nowe połączenia lotnicze z Gdańska
W najbliższych miesiącach otwartych zostanie kilka nowych połączeń lotniczych z Gdańska. Polecimy m.in. do: Burgas (od czerwca), Zadaru (od marca), Zaporoża (od marca), Goteborga i Trondheim (od kwietnia). Zwiększona zostanie także częstotliwość lotów do Sztokholmu i Oslo.

5 milionów pasażerów na gdańskim lotnisku
16 grudnia w gdańskim porcie lotniczym wylądował 5‑milionowy pasażer w 2019 r. Gdańskie lotnisko nigdy wcześniej nie obsłużyło w ciągu roku tylu pasażerów. Prezes Portu Lotniczego Gdańsk, Tomasz Kloskowski, liczy na to, że w 2021 r. uda się zwiększyć liczbę pasażerów nawet do 6 milionów.

Znów pojedziemy ze Słupska do Ustki
Po kilkuletniej przerwie związanej z pracami modernizacyjnymi, na trasę Słupsk­‑Ustka wracają pociągi regionalne. Będą kursowały kilkanaście razy dziennie, a podróż zajmie 20 minut.

Samorządowa koalicja na rzecz klimatu
Tuż przed otwarciem tegorocznego kongresu Smart Metropolia pt. „Klimat dla metropolii. Metropolie dla klimatu”, prezydenci i burmistrzowie polskich miast podpisali „Deklarację współpracy klimatycznej miast i gmin”, stanowiącą podstawę powstania Klimatycznej Koalicji Polskich Miast i Gmin. Samorządowcy chcą zintensyfikować wspólne działania na rzecz klimatu poprzez m.in. poprawę miejskich polityk transportowych, energetycznych, planowania przestrzennego oraz inwestycji.

Rozbudowa terminala lotniskowego rozpoczęta
Port Lotniczy Gdańsk podpisał z Korporacją Budowlaną Doraco umowę na rozbudowę terminala T2. Koszt inwestycji to ponad 225 mln zł, a w jej ramach powstanie nowy pirs terminala T2 o długości 180 m i powierzchni użytkowej 16 tys. m².

LPP z nagrodą Prezydenta
Gdańska firma odzieżowa LPP została laureatem konkursu Nagroda Gospodarcza Prezydenta RP – wyróżnienia dla firm, które wnoszą znaczący wkład w rozwój polskiej gospodarki, budując jednocześnie pozytywny wizerunek rodzimej przedsiębiorczości na arenie międzynarodowej.

W kierunku Pomorskiej Doliny Wodorowej
W Pomorskim Parku Naukowo­‑Technologicznym odbyła się konferencja dotycząca rozwoju technologii wodorowych, którą swoim patronatem objął Marszałek Województwa Pomorskiego Mieczysław Struk. Jednym z najważniejszych wydarzeń w trakcie konferencji było podpisanie deklaracji o powołaniu Pomorskiej Doliny Wodorowej, mającej stworzyć warunki do realizacji konkretnych celów związanych z zastosowaniem ogniw wodorowych w transporcie, m.in. w wybranych liniach kolejowych, czy w transporcie wodnym między Trójmiastem a Półwyspem Helskim. Wśród sygnatariuszy Deklaracji znaleźli się m.in. Województwo Pomorskie, Klaster Technologii Wodorowych i Czystych Technologii Węglowych czy Gmina Miasta Gdynia.

1 za: money.pl
2 za: strefabiznesu.pl
3 za: parkiet.com
4 za: biznes.interia.pl
5 za: tvn24bis.pl
6 Dane za rok 2019 pochodzą ze zbioru otwartego, co oznacza, że przez cały rok sprawozdawczy rejestrowane są dane dotyczące wszystkich miesięcy (bieżących i poprzednich w przypadku dosyłania brakujących danych) oraz korekt rejestrowanych za okres sprawozdawczy, którego dotyczą.
7 za: www.stat.gov.pl
8 za: rp.pl
9 W niniejszym podrozdziale wykorzystano informacje pochodzące m.in. z portalów trojmiasto.pl oraz pomorskie.eu.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Rola prawdy w biznesie

Pobierz PDF

Prawda fundamentem biznesu

Prawda w biznesie spełnia trzy zasadnicze funkcje. Po pierwsze jest źródłem transparentności. Informacja zgodna z prawdą dostarcza obiektywnych, wiarygodnych faktów, na podstawie których można podejmować decyzje. Biznes polega na zarządzaniu ryzykiem, a przejrzystość daje nam wiedzę o prawdziwym stanie rzeczy, dzięki czemu można lepiej oszacować i zminimalizować niepewność.

Po drugie na prawdzie buduje się zaufanie. Biznes najlepiej funkcjonuje wtedy, kiedy współpraca między np. kupującym a sprzedającym, dostawcą a klientem, kredytobiorcą a kredytodawcą opiera się właśnie na zaufaniu. Nie rozpoczyna się współpracy z kimś, komu się nie ufa. Relacje gospodarcze muszą się opierać na zaufaniu, a zaufanie – na prawdzie.

Trzecia rola, jaką odgrywa prawda, jest związana z funkcją weryfikacyjną. W otwartej gospodarce rynkowej prawda jako „weryfikator” działa za pomocą mechanizmów rynkowych oraz systemu regulacji i wewnętrznej kontroli. Przyczynia się tym samym do tego, że prędzej czy później kłamstwo wychodzi na jaw, prawda demaskuje fałsz. Prawdę można przechytrzyć na krótką metę – ale nie długofalowo.

Przykładów dowodzących tej tezy jest bez liku – podam dwa. Kilka lat temu okazało się, że mięso oznakowane jako wołowina i sprzedawane przez sieć supermarketów zawierało koninę. Kiedy w wyniku kontroli żywności prawda wyszła na jaw, klienci przestali kupować ten produkt i utracili zaufanie do tej marki. W tym wypadku rynek konsumencki odrzucił produkt, skuteczne działanie nadzoru regulacyjnego doprowadziło zaś do ukarania nieuczciwych dostawców.

Drugi przykład: Volkswagen przez lata fałszował dane emisyjne silników swoich aut produkowanych i sprzedawanych w milionach egzemplarzy. Kiedy w wyniku kontroli przeprowadzonej przez odpowiednie organy regulacyjne fałszerstwo wyszło na jaw, wybuchł skandal. Firma była zmuszona przyznać się do kłamstwa i w konsekwencji zostały na nią nałożone liczne grzywny, a kilku przedstawicieli najwyższego szczebla zostało oskarżonych o oszustwo. W efekcie niemiecki koncern poniósł bolesne konsekwencje – osłabił swoją markę oraz utracił zarówno pozycję na rynku, jak i zaufanie setek tysięcy klientów.

Jak pokazują przytoczone przykłady, prawda odgrywa w biznesie kluczową rolę. Ale przeciwieństwo prawdy – nieprawda – również ma w nim swoje miejsce. W historii relacji gospodarczych podstęp jest obecny od zawsze. Nieprawda – w formie kłamstwa, półprawd i fałszywych narracji – jest nagminnie stosowana po to, by zyskać przewagę konkurencyjną, uprzykrzyć życie rywalom lub wypromować się na rynku.

Prawda odgrywa w biznesie kluczową rolę. Ale przeciwieństwo prawdy – nieprawda – również ma w nim swoje miejsce i jest nagminnie stosowana po to, by zyskać przewagę konkurencyjną, uprzykrzyć życie rywalom lub wypromować się na rynku.

Najbardziej udane inicjatywy biznesowe to te, które oferują nie tylko dobrą usługę lub produkt, ale także dają „coś więcej” – atrakcyjny przekaz, ciekawą „opowieść” (story), odwołującą się do emocji i zaufania, jakimi darzą ich klienci, partnerzy, pracownicy, inwestorzy itd. Właśnie to pragnienie promowania się z dobrej strony i tworzenia atrakcyjnej narracji rodzi pokusę, by posłużyć się nieprawdą, półprawdą lub zmienioną wersją prawdy. Wiele firm jej ulega.

Przemysł (nie)prawdy

Ci, którzy posiadają odpowiednie środki i siłę rynkową, mogą zafałszować prawdę lub wysłać w świat nieprawdziwy przekaz. Paradoksalnie funkcjonują oni dzięki wsparciu tzw. przemysłu nieprawdy. To świat zwodniczej reklamy, marketingu i public relations, finansowych sprawozdań celowo wprowadzających w błąd, fałszywych komunikatów medialnych, trollingu w mediach społecznościowych itp.

Warto zauważyć także, że do tego środowiska została dokooptowana część środowiska naukowego. W praktyce jego reprezentanci pod płaszczykiem wiedzy naukowej szerzą nieprawdę wedle wytycznych swoich biznesowych zleceniodawców. Sponsorowane badania naukowe dotyczące wpływu e‑papierosów czy różnego rodzaju składników suplementów na nasze zdrowie, wprowadzające w błąd opinię publiczną, to tylko niektóre z licznych przykładów.

Na szczęście biznes nauczył się traktować nieprawdy „udające” fakty z odpowiednim sceptycyzmem. Powszechne występowanie fałszu jest brane pod uwagę przez osoby podejmujące decyzje oraz świadomych konsumentów.

Aby przeciwstawić się kłamstwom i móc funkcjonować w przejrzystym i godnym zaufania otoczeniu, biznes gotów jest zapłacić za prawdę. W celu ochrony przed fałszem i jego destrukcyjnymi konsekwencjami powstał tzw. przemysł prawdy. Ma on zapewnić integralność prawdy, oddzielić fakty od fikcji i przeciwdziałać konfabulacjom. Na ten zorganizowany system sceptycyzmu składa się środowisko audytorów, analityków, konsultantów, prawników, badaczy rynków, agencji ratingowych i normalizacyjnych, organizacji ochrony konsumentów, obserwatorów rynku itd. Istnieje po to, by pomóc przedsiębiorcom zweryfikować fakty, obnażyć kłamstwa i manipulacje, podtrzymywać tak bardzo potrzebną w biznesie transparentność oraz zminimalizować ryzyko działania.

Istnienie przemysłów prawdy i nieprawdy sprawia, że walka o prawdę sama w sobie staje się dużym biznesem, rozgrywającym się w dwóch konkurujących, choć wzajemnie zależnych ekosystemach. Każdy z tych ekosystemów – jeden podważający, a drugi wspierający prawdę – istnieje w odpowiedzi na realne potrzeby przedsiębiorstw. Z jednej strony potrzeba prawdy, a z drugiej zapotrzebowanie na narrację czyni z prawdy, nieprawdy i półprawdy produkty i usługi, które można wytwarzać, kupować i sprzedawać dla osiągnięcia zysku.

Jednakże opisując dynamikę roli prawdy w biznesie jako swego rodzaju wolny, konkurencyjny rynek, gdzie fakt i fikcja, zaufanie i sceptycyzm wzajemnie się ścierają, tworzy się jej uproszczony obraz. W rzeczywistości rynek prawdy nie jest ani wolny, ani konkurencyjny czy równy. Ogromna siła rynkowa przemysłu nieprawdy przez cały czas podważa prawdę, przejrzystość i zaufanie, co może prowadzić do psucia procesów biznesowych, zmniejszenia konkurencyjności i szkodzić gospodarce. Co więcej, postęp technologiczny w tworzeniu nieprawdy, koncentracja przedsiębiorstw i rosnąca niesymetryczność w dostępie i rozpowszechnianiu informacji coraz bardziej spychają prawdę do pozycji obronnej.

Jeszcze bardziej niepokojące są sygnały, że sam przemysł prawdy jest w stanie erozji. Dowody na to można znaleźć w tak newralgicznych typach działalności gospodarczej, jak ocena zdolności kredytowej. Dekadę temu instytucje finansowe atrakcyjnie opakowały miliony ryzykownych kredytów, które następnie zostały sprzedane inwestorom na całym świecie jako wysokiej jakości produkty finansowe. Wiodące agencje ratingowe, które powinny stać na straży prawdy, celowo przyznały tym kredytom ocenę AAA, mimo że wiedziały, iż nie spełniają one warunków tej oceny. Kiedy kredyty przestały być spłacane, straty sięgnęły miliardów dolarów, a świat wpadł w spiralę kryzysu finansowego, którego konsekwencje odczuwamy do dzisiaj.

Aby funkcjonować w przejrzystym i godnym zaufania otoczeniu, biznes gotów jest zapłacić za prawdę. W celu ochrony przed fałszem i jego destrukcyjnymi konsekwencjami powstał tzw. przemysł prawdy – świat audytorów, analityków, konsultantów, prawników i agencji ratingowych. Często jednak również w tym środowisku pojawia się fałsz.

Kiedy firmy audytowe wchodzą w zmowę ze swoimi klientami po to, by błędnie przedstawiać sytuację finansową przedsiębiorstwa (np. Parmalat, Enron), musimy zadać sobie pytanie: dlaczego filary przemysłu prawdy poddają się nieprawdzie? Czy możemy w ogóle ufać instytucjom należącym do przemysłu prawdy?

Jak uczy nas kryzys kredytów hipotecznych, jeśli zależy nam na zdrowej gospodarce, sprawą najwyższej wagi staje się zapewnienie jakości i integralności prawdy. W interesie i gestii biznesu jest to, by tę integralność gwarantować – i choć posiada on wewnętrzne procedury kontroli, nie może tego robić samodzielnie. Władze powinny również zapewnić odpowiedni instytucjonalny, prawny i regulacyjny nadzór, aby chronić przejrzystość, weryfikować prawdę i karać fałszywe praktyki biznesowe.

Oczywiście nadzór ten musi zachować właściwą równowagę, tak aby nie tłumić swobody gospodarczej. Nie zmienia to jednak faktu, że regulacje muszą stanowić skuteczny środek odstraszający, czyniąc w ten sposób prowadzenie biznesu opartego na fałszywych przesłankach ryzykownym i potencjalnie bardzo kosztownym działaniem. Nieprawda powinna wiązać się z odpowiedzialnością, której następstwem jest np. utrata reputacji i marki firmy, utrata zaufania partnerów handlowych i klientów, wycofanie finansowania przez banki, odejście pracowników, inwestorów, a nawet bankructwo.

W tym wypadku prawda jest na ogół weryfikowana i rozliczana przez nadzór już po fakcie. Niestety, kary, sankcje i inne konsekwencje wymierzone w nieuczciwych graczy są niewielkim pocieszeniem dla tych, którzy już ponieśli straty w wyniku kłamstwa. Dlatego regulacje ze strony państwa powinny działać zarówno „reagująco”, jak i „zapobiegawczo” – poprzez regularnie aktualizowaną i skuteczną legislację oraz interwencje organów regulacyjnych we właściwym czasie itd. – po to by zmniejszyć możliwość zaistnienia takich sytuacji.

Regulacje ze strony państwa powinny działać „reagująco”, nakładając kary i sankcje tam, gdzie występują nieuczciwe praktyki, jak również zapobiegawczo – poprzez aktualną i skuteczną legislację, wprowadzane standardy itd. – po to by zmniejszyć możliwość zaistnienia takich sytuacji.

Największa afera na polskim rynku finansowym, w której brała udział firma GetBack, wiązała się z dotkliwymi karami. Na towarzystwo funduszy inwestycyjnych i domy maklerskie nałożono sankcje finansowe i odebrano im licencje. Bank, który handlował obligacjami windykatora trafił na listę ostrzeżeń publicznych. Cały ówczesny zarząd usłyszał zarzuty prokuratorskie m.in. za oszukiwanie inwestorów w sprawozdaniach finansowych spółki. Nowy zarząd pozwał z kolei byłego audytora za nienależyte wywiązanie się ze swoich obowiązków przy badaniu sprawozdania finansowego spółki, co było jedną z przyczyn znalezienia się przez GetBack w 2018 r. na skraju bankructwa. Wszystkie te konsekwencje miały miejsce po fakcie. Zawiodły instytucje państwa, z organami regulacyjnymi na czele, które mogły wcześniej zainterweniować i wykryć oszustwa.

Ochrona prawdy wymaga jednak więcej niż ciągłych ulepszeń w kwestii nadzoru i regulacji, wysokich standardów ochrony konsumentów, bieżącej interwencji, egzekwowania prawa i wprowadzania sankcji na czasie. Potrzebne są zmiany strukturalne, które zwiększą przejrzystość i wyeliminują tzw. konflikty interesów, z nich bowiem rodzą się kłamstwa i manipulacje. Wymaga to zmian, takich jak oddzielenie audytu od konsultingu czy bankowości inwestycyjnej od doradztwa. Potrzebne są też narzędzia do zmniejszenia koncentracji przedsiębiorstw (oligopolizacji) i ich siły rynkowej w tak wrażliwych obszarach, jak media i social media, usługi cyfrowe i własność oraz dostęp do danych.

Czy prawdę zastąpi cyfrowa pewność?

Postęp technologiczny, zwłaszcza w przetwarzaniu danych i komunikacji, gwałtownie zmienia rynek, handel i sposoby zarządzania firmami. Stawia to nowe zadania zarówno przed prawdą w biznesie, jak i przed przemysłem prawdy.

Nawał informacji, fake newsy, alternatywne interpretacje faktów, zmanipulowane dane i zwodnicze komunikaty podważają prawdę, jej przejrzystość i zaufanie do niej. Pomieszanie prawdy i fikcji potęguje niepewność i ryzyko oraz sprawia, że trudniej podjąć rozsądne decyzje biznesowe. Nienadążające ustawodawstwo i regulacje związane z odpowiedzialnością za publikowanie nieprawdziwych treści w Internecie i mediach (tzw. content liability) również umniejszają wartość prawdy w biznesie.

Pozytywne jest jednak to, że zmiany technologiczne otwierają nowe możliwości wzmocnienia prawdy zarówno w komercyjnych relacjach biznesowych, jak i w systemach regulacji. Zbieranie danych (przemysłowych oraz „behawioralnych”), przetwarzanie i wymiana informacji znacząco wzmacniają transparentność w relacjach komercyjnych (przynajmniej dla tych, którzy posiadają lub mają dostęp do tych danych).

Shoshana Zuboff wskazuje w swojej wnikliwej książce The Age of Surveillance Capitalism, że wraz ze wzrostem technologii, takich jak blockchain czy 5G, nowe formy handlu, oparte na wymianie cyfrowych danych miedzy komputerami i maszynami, mają szansę zredukować nieprzejrzystość i ryzyko w procesach biznesowych. Wraz z ekspansją gospodarki cyfrowej, sztucznej inteligencji i Internetu rzeczy fałszowanie przez czynnik ludzki straci na znaczeniu na rzecz obiektywnych informacji pochodzących z przetwarzania ogromnych ilości obiektywnych technicznych i „behawioralnych” danych.

Wraz z ekspansją gospodarki cyfrowej, sztucznej inteligencji i Internetu rzeczy fałszowanie straci na znaczeniu na rzecz obiektywnych informacji pochodzących z przetwarzania ogromnych ilości technicznych i „behawioralnych” danych.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

BPO/SSC – od ilości do jakości

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Sektor nowoczesnych usług biznesowych często jest określany mianem BPO/SSC. Czasem można odnieść wrażenie, że obydwa te terminy traktuje się jako jedno i to samo pojęcie, co jest błędnym podejściem. Czym więc różni się BPO od SSC?

Wiele mniejszych firm korzysta z różnego typu zewnętrznych usług – np. księgowych czy informatycznych. Centra BPO (business process outsourcing) świadczą podobnego typu usługi, tyle że w znacznie większej skali – są zdolne do „przejmowania”, outsourcowania całych procesów z międzynarodowych korporacji. Z kolei SSC (shared services centre) to centrum usług wspólnych, które dana organizacja powołuje na własne potrzeby, przekazując mu pewne wewnętrzne procesy. Centrum to pozostaje integralną częścią struktur korporacji.

Outsourcing usług na zewnątrz jest znaną praktyką, często stosowaną przez wiele firm, natomiast skąd bierze się potrzeba tworzenia „wewnętrznego outsourcingu” w postaci SSC?

Wiele podmiotów widzi w tym szansę na zwiększenie efektywności działania – w ich strukturach najważniejsze procesy, wykonywane w kilkunastu czy kilkudziesięciu lokalizacjach na całym świecie, nie są zazwyczaj wystandaryzowane i niekoniecznie przebiegają identycznie, niezależnie od lokalizacji. Na różnice wpływa również język, którego używa się pod daną szerokością geograficzną. W takiej sytuacji uzasadnionym ekonomicznie działaniem jest scentralizowanie i ustandaryzowanie poszczególnych procesów – np. IT czy finansowo­‑księgowych – i stworzenie dedykowanych im SSC. Jeśli w jednym miejscu będą pracowali specjaliści obsługujący wiele krajów w danym zakresie, z perspektywy organizacji będzie to bardziej opłacalne i wydajne, niż gdyby mieli tworzyć kilkanaście lub kilkadziesiąt mniejszych zespołów w każdej lokalizacji.

To wielkie korporacje tworzą SSC – polska gospodarka takich organizacji jeszcze się nie doczekała. Czy znajdziemy natomiast firmy BPO z polskim kapitałem?

Możemy zaobserwować, że polską specjalizacją staje się IT – firmy, takie jak Asseco czy Comarch, są renomowanymi w skali świata zewnętrznymi dostawcami usług informatycznych. Generalnie jednak globalny rynek BPO również jest zdominowany przez podmioty zagraniczne, takie jak WIPRO, Cognizant, Accenture czy Tata Consultancy Services. Usługi BPO świadczą też częściowo firmy z tzw. wielkiej czwórki – PwC, EY, KPMG i Deloitte. Ich główna przewaga jest związana z tym, że mają odpowiednią renomę, skalę i kapitał relacyjny, by dotrzeć bezpośrednio do decydenta – centrali obsługiwanej korporacji, np. w Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych.

Polską specjalizacją na rynku BPO staje się IT – firmy, takie jak Asseco czy Comarch, są renomowanymi w skali świata zewnętrznymi dostawcami usług informatycznych. Generalnie jednak rynek ten jest zdominowany przez podmioty zagraniczne.

Istotny udział na rynku BPO mają też korporacje hinduskie, np. wspomniane już WIPRO czy Tata. Zaczęły one budować swoją pozycję już w latach 90., kiedy rozpoczęła się moda na outsourcing. Z usług firm z Indii – ze względu na niską cenę usług oraz dostępność kadr posługujących się językiem angielskim – chętnie zaczęły wówczas korzystać korporacje amerykańskie i brytyjskie.

Dlaczego usługi świadczone przez BPO oraz SSC są często traktowane jako tożsame?

Ponieważ zarówno firmy z branży BPO, jak i wewnętrzne centra usług wspólnych (SSC) bardzo często obsługują te same lub podobne procesy – np. związane z finansami, księgowością, IT czy HR. Tym samym zatrudniają one de facto pracowników o bardzo podobnych lub wręcz identycznych kompetencjach, wiedzy i doświadczeniu.

Czy Polska nadal jest atrakcyjną lokalizacją dla podmiotów z branży BPO/SSC czy też międzynarodowe korporacje szukają już tańszych miejsc, np. w Rumunii czy Bułgarii?

Nasz kraj przestaje być atrakcyjną lokalizacją z punktu widzenia działalności relatywnie prostych – ze względu na rosnące płace raczej nie przeniesie już do nas procesów firma chcąca otworzyć centrum obsługi klienta jedynie z językiem angielskim czy proste centrum „przerzucania” faktur i zamówień. Jesteśmy po prostu za drodzy. Dlatego też – w skali całego kraju – na co wskazuje Związek Liderów Sektora Usług Biznesowych (ABSL – Association of Business Service Leaders in Poland), pod względem stricte ilościowym boom na otwieranie ogromnych centrów BPO/SSC mamy już za sobą. Nie oznacza to jednak, że sektor ten jest w naszym kraju w kryzysie – centra te są i nadal będą w naszej gospodarce obecne (dziś dają zatrudnienie ok. 300 tys. osób).

Jak zatem rysuje się przyszłość sektora BPO/SSC w Polsce?

Z perspektywy zagranicznych inwestorów Polska jest dziś ciekawym miejscem do ulokowania bardziej skomplikowanych, zaawansowanych procesów. Na naszym rynku pojawia się coraz więcej centrów badawczo­‑rozwojowych międzynarodowych korporacji, jak również wysokospecjalistycznych SSC – np. finansowych czy IT. Nie są to już zazwyczaj centra zatrudniające kilkaset osób, których główną kompetencją jest znajomość języka obcego, lecz raczej podmioty poszukujące kilkudziesięciu inżynierów, księgowych czy programistów, posiadających bardzo dużą wiedzę i doświadczenie. A takich na polskim rynku pracy nie brakuje. Jest to bardzo duża zmiana jakościowa w porównaniu do poprzednich lat.

Z perspektywy zagranicznych inwestorów Polska jest dziś ciekawym miejscem do ulokowania bardziej skomplikowanych, zaawansowanych procesów. Na naszym rynku pojawia się coraz więcej centrów badawczo­‑rozwojowych międzynarodowych korporacji, jak również wysokospecjalistycznych SSC – np. finansowych czy IT.

Pamiętam, jak jeszcze stosunkowo niedawno, kilkanaście lat temu, gdy sektor BPO/SSC na Pomorzu dopiero raczkował, pracując w firmie HR-owej, pokazywaliśmy potencjalnym inwestorom statystyki dotyczące dostępności kadr, ich wykształcenia, doświadczenia i oczekiwań finansowych. Gdy chwaliliśmy się zarządom firm z Wielkiej Brytanii czy ze Stanów Zjednoczonych, że mamy tu dobre uczelnie wyższe, które wypuszczają na rynek pracy świetnie przygotowanych absolwentów, bardzo się dziwili i twierdzili, że nie potrzebują absolwentów, lecz ludzi do „obrabiania” faktur. Tłumaczyliśmy im wówczas, że nie ma u nas osób, które mówią biegle po angielsku, niemiecku czy francusku i nie ukończyły studiów. Dla nich szokiem było to, że w ich centrum miałyby pracować osoby z tytułem magistra. Próbowali nas przekonać, że przecież tacy pracownicy znudzą się po roku czy dwóch. My natomiast ich uspokajaliśmy, zapewniając, że się nie znudzą, gdyż na lokalnym rynku pracy takie zajęcie dawało im możliwość wejścia do międzynarodowej firmy i zdobycie pierwszych doświadczeń, a praca w SSC nie będzie postrzegana jako zbyt mało ambitna dla np. absolwenta bankowości.

Dziś sytuacja jest diametralnie inna, zarówno pomorski, jak i ogólnopolski rynek dojrzał, co oznacza, że gdy ktoś kończy dobre studia, nie jest skazany na pracę w najprostszych usługach. Pojawia się coraz więcej miejsc pracy, w których może zajmować się zaawansowanymi procesami, robić ciekawe i ambitne rzeczy. Trudno już obecnie – nie tylko na Pomorzu, ale i w całej Polsce – znaleźć osoby, które znają język obcy i będą chciały pracować w call center.

Co może kryć się pod hasłem bardziej skomplikowanych, zaawansowanych procesów usługowych?

Są one najczęściej związane z IT oraz finansowością. I tak chociażby Google ma w Polsce zespoły programistów, którzy programują w wieloplatformowym języku Python. Jeśli chodzi o finanse, w 2019 r. jedna z największych na świecie firm ubezpieczeniowych Metlife zdecydowała się na otwarcie w Warszawie Globalnego Centrum Finansowego, gdzie poszukiwane są osoby z doświadczeniem w aktuariacie, czyli, mówiąc w skrócie, w badaniu ryzyka ubezpieczeniowego. To tylko pierwsze z brzegu przykłady procesów, które pozwalają absolwentom polskich uczelni oraz osobom posiadającym bogate doświadczenie zawodowe rozwijać się w międzynarodowym środowisku. Przy okazji może to im otworzyć drogę do kariery w oddziałach korporacji w innych krajach, czy w centralach tych firm.

Czy nie jest jednak tak, że te prostsze usługi migrują niekoniecznie za granicę, a do innych dużych, lecz nieco peryferyjnych polskich miast, np. do Olsztyna czy Białegostoku?

Jeśli inwestor potrzebuje osoby ze znajomością jedynie języka polskiego i angielskiego, to tego typu miasta faktycznie mogą być rozsądną lokalizacją. Sam nieraz przekonywałem klientów, że warto przyjrzeć się również takim ośrodkom, pomimo że może być potencjalnie problem ze znalezieniem pracowników znających wiele języków. Sęk w tym, że większość korporacji rozważających ulokowanie się w Polsce myśli przyszłościowo i jeśli już pojawią się w danym miejscu i podpiszą kilkuletnią umowę najmu biura, to chcą mieć w danej lokalizacji perspektywy rozwojowe. Stąd też często spotykałem się z sytuacjami, w których inwestorzy – choć wiedzieli, że będzie to dla nich rozwiązanie droższe, trudniejsze – decydowali się na ulokowanie się w Gdańsku, Poznaniu czy Krakowie. Mieli świadomość, że te lokalizacje mają większy potencjał, by w przyszłości osadzać tam bardziej zaawansowane procesy.

Często spotykałem się z sytuacjami, w których inwestorzy – choć wiedzieli, że będzie to dla nich rozwiązanie droższe, trudniejsze – decydowali się na ulokowanie się w Gdańsku, Poznaniu czy Krakowie. Mieli świadomość, że te lokalizacje mają większy potencjał, by w przyszłości osadzać tam bardziej zaawansowane procesy.

Trochę inaczej może być w wypadku firm chcących docelowo otworzyć proste call center, obsługujące wyłącznie klientów anglojęzycznych – wówczas Olsztyn czy Białystok to bardzo interesujące lokalizacje. Z kolei koszty życia, a co się z tym wiąże – również wysokość pensji rosną nie tylko w największych miastach, lecz w całym kraju, co generalnie zniechęca inwestorów do lokowania tego typu inwestycji w Polsce.

Zgadza się Pan zatem, że wiele projektów inwestycyjnych realizowanych przez wielkie korporacje przechodzi naturalną ścieżkę wzrostu – gdy nie znają one jeszcze dobrze danego miejsca, wolą zacząć od ulokowania działalności relatywnie bezpiecznej, prostej. Jeśli się sprawdzi, idą dalej i dorzucają bardziej skomplikowane usługi?

Owszem – tak jak wspominałem, nieraz byłem świadkiem sytuacji, w których korporacje wybierały największe polskie miasta – na pierwszy rzut oka rozwiązanie trudniejsze i droższe – gdyż oferowały one największe możliwości rozwojowe. Dlatego też nie tylko w Trójmieście, ale również w wielu innych polskich miastach można znaleźć liczne przykłady „awansu” danego SSC w globalnym łańcuchu wartości.

Co natomiast dzieje się z prostszymi procesami, które były wykonywane w poszczególnych SSC jeszcze przed ich „awansem” – rezygnuje się z nich czy raczej dobudowuje się do nich nowe, bardziej zaawansowane „cegiełki”?

Coraz częściej zdarza się, że SSC decydują się oddać relatywnie proste procesy do wyspecjalizowanego zewnętrznego BPO, pozostawiając u siebie jedynie te najbardziej zaawansowane, o największej wartości dodanej, dotykające core’owej działalności firmy. Z perspektywy SSC jest to działanie uzasadnione – zamiast zatrudniać np. 100 księgowych, co wiąże się z licznymi kwestiami formalnymi, organizacją szkoleń, poszukiwaniem pracowników itp., opłaca się co miesiąc jedną fakturę wystawianą przez BPO za realizację konkretnej usługi.

Proste procesy wykonywane dotąd przez SSC są dziś oddawane głównie BPO ulokowanym za granicą?

Strategie są różne – niektóre korporacje bez skrupułów, mając na uwadze jedynie zminimalizowanie kosztów, oddają te procesy w ręce firm świadczących BPO, a znajdujących się np. w Bułgarii czy Indiach. Są jednak także liczne przykłady dużych organizacji, które kierują się większą odpowiedzialnością względem swoich pracowników – dbają one o to, by osoby te mogły nadal pełnić dotychczasowe obowiązki w tym samym mieście, tyle że w innej firmie, już pod szyldem BPO.

Czy można powiedzieć, że istotnym czynnikiem, mającym wpływ na to, że międzynarodowe korporacje lokują w Trójmieście wysoko zaawansowane procesy, jest obecność wielu innych renomowanych korporacji, które osiedliły się tu w ostatnich latach?

Oczywiście – firmy myślące o ulokowaniu części swojego biznesu w zagranicznej lokalizacji badają tamtejsze otoczenie konkurencyjne. Patrzą na to, kto tam już jest. Bardzo ważną rolę odgrywają też stowarzyszenia takie jak ABSL, które zrzeszają korporacje posiadające swoje SSC w Polsce, jak również firmy typu BPO. Ich celem jest między innymi zachęcanie kolejnych globalnych graczy do tego, by osiedlili się w naszym kraju.

W sytuacji gdy dana firma dopiero zastanawia się, czy zainwestować w Polsce, najpierw odwiedza dane miejsce. Na spotkania, w których uczestniczą potencjalny inwestor i lokalni włodarze, często zaprasza się też reprezentantów korporacji, które już się tu ulokowały, po to by pokazać inwestorowi, że nie będzie tu sam. Owszem – z jednej strony będzie konkurował z tymi firmami o pracownika. Z drugiej jednak ich obecność pokazuje, że w danym miejscu da się prowadzić biznes, że są tu zasoby pracy, że dobrze się tu żyje itd.

Gdy rynek BPO/SSC był jeszcze w Gdańsku stosunkowo mało rozwinięty, pamiętam, że najbardziej renomowanym i popularnym miejscem w Polsce do prowadzenia tego typu działalności był Kraków. Często doradzaliśmy firmom chcącym osiedlić się w naszym kraju, by wybierały inne lokalizacje, np. Gdańsk czy Poznań. One jednak upierały się właśnie przy Krakowie. Pytaliśmy ich menedżerów: „Dlaczego chcecie się ulokować akurat tam, przecież tam jest już kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy w tej branży, będziecie się musieli bić o każdego pracownika, presja płacowa będzie ogromna”. „Tak – mówili – ale szefostwo ze Stanów Zjednoczonych woli Kraków, mimo że to bardzo wymagająca lokalizacja, gdyż jest tam już wiele innych korporacji”. Z ich perspektywy była to opcja droższa i trudniejsza, ale bezpieczniejsza.

Czy trójmiejski sektor BPO/SSC wyróżnia się czymś na tle innych dużych polskich miast?

Zdecydowanie tak: Pomorze jest bardzo atrakcyjną lokalizacją z punktu widzenia firm skandynawskich – tak było od początku rozwoju sektora BPO/SSC i tak jest nadal. Wynika to nie tylko z bliskości geograficznej, ale też z ciekawego, unikatowego w skali Polski zestawu kompetencji kandydatów do pracy – ze względu na prowadzone w ramach Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Gdańskiego studia skandynawistyczne w Trójmieście jest znacznie więcej osób znających języki skandynawskie niż w innych częściach Polski. Korzystamy z tego – udało nam się wypracować wśród korporacji ze Skandynawii bardzo silną markę, której dowodem są liczne inwestycje płynące na Pomorze z tego kierunku.

Pomorze jest bardzo atrakcyjną lokalizacją z punktu widzenia firm skandynawskich – tak było od początku rozwoju sektora BPO/SSC i tak jest nadal. Wynika to nie tylko z bliskości geograficznej, ale też z ciekawego, unikatowego w skali Polski zestawu kompetencji – głównie językowych – kandydatów do pracy.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Rewolucja technologiczna potrzebuje wartości (cz. II)

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor prowadzący „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego”.

Czy w obliczu współczesnej rewolucji technologicznej, oprócz problemów czysto technologicznych, przed ludźmi może się też nawarstwić cała masa dylematów natury etycznej, filozoficznej, społecznej?

Oczywiście. Coraz więcej pracy będą mieli eksperci z dziedziny nauk społecznych: filozofowie, socjologowie, psychologowie – osoby, które pomogą nam się uporać z zachodzącymi zmianami oraz ich konsekwencjami. Zmiana jest dziś tak dynamiczna, że cały czas nie potrafimy jej w dobry sposób „ogarnąć” – nadal jesteśmy przyzwyczajeni do transformacji, które trwały dziesięciolecia, a nie miesiące czy tygodnie. Potrzebujemy kogoś, kto pomoże poruszać się nam w tym świecie.

Zmiany technologiczne są dziś tak dynamiczne, że cały czas nie potrafimy ich w dobry sposób „ogarnąć” – nadal jesteśmy przyzwyczajeni do transformacji, które trwały dziesięciolecia, a nie miesiące czy tygodnie. Potrzebujemy kogoś, kto pomoże poruszać się nam w tym świecie.

Aż nasuwa się pytanie, czy w takim razie rozwój technologiczny jest wartością samą w sobie, czymś absolutnie pozytywnym? Czy może lepiej byłoby go – jak proponuje chociażby prof. Andrzej Zybertowicz – trochę wstrzymać, tak by nas nie przerósł, byśmy mieli szansę na jego lepszą adaptację?

Zgadzam się, że tak szybki rozwój niesie za sobą wiele niebezpieczeństw, wiele dziedzin życia społeczno­‑ekonomicznego po prostu za nim nie nadąża. Myślę, że takie spowolnienie nie byłoby złym pomysłem, problem tylko w tym, że jest już na nie za późno. Można powiedzieć, ze współczesne tempo rozwoju technologicznego wymknęło się już nam spod kontroli, jest już nie do okiełznania. Przyhamowanie rozwoju i ekspansji nowoczesnych technologii było możliwe na początku procesu ich dynamicznego wzrostu, dziś jednak każda próba ich przystopowania będzie odbierana jako zamach na wolność.

Wystarczy, że spojrzymy na przebijającą się dyskusję dotyczącą łatwości dostępu treści dla dorosłych – gier, książek, treści typowo dla dorosłych. Stanowi to duży problem w kontekście np. wychowywania dzieci. Kiedyś dziecko musiało bardzo się wysilić, żeby dotrzeć do takich materiałów, a teraz jest to banalnie proste. Mimo że problem ten dotyczy sprawy kluczowej – czyli bezpieczeństwa naszych dzieci – mamy problem: nie wiemy, w którym miejscu możemy sobie powiedzieć: „hola, hola, trzeba coś z tym zrobić”. Każda taka ingerencja będzie się bowiem wiązała z ograniczeniem swobody, którą dysponowaliśmy do tej pory.

Nie wierzy Pan np. w ogólnopolski czy ogólnoeuropejski społeczny i polityczny konsensus, w którym zgadzamy się, że na pierwszym miejscu powinno być dobro naszych dzieci?

Obawiam się, że to nie jest sprawa dla polityków – to sprawa wartości. Żeby móc wspólnie stawić czoła wyzwaniom i zagrożeniom, jakie niosą za sobą nowe technologie, musimy oprzeć się na wartościach, nie ma innej drogi.

Byłem jakiś czas temu świadkiem dyskusji dotyczącej dużych zmian politycznych zachodzących w ostatnich 30‑40 latach. Mieliśmy chociażby słynną Arabską Wiosnę, gdy Syryjczycy, Libijczycy czy Egipcjanie obalali władze, walcząc o poprawę warunków bytowych, o przestrzeganie praw człowieka czy sprzeciwiając się korupcji. W mediach na całym świecie przedstawiano to jako rewolucję możliwą dzięki internetowi – ludzie zbierali się i organizowali na Facebooku czy Twitterze, w tym tkwiła ich siła. Problem jednak w tym, że choć władzę było stosunkowo łatwo obalić, to bardzo trudne było utrzymanie zmiany. Nie było bowiem tego, co w latach 80. w Polsce – gdzie u podstaw społecznego buntu, oprócz elementów związanych z domaganiem się wolności i poprawy sytuacji ekonomicznej, leżał cały zestaw wartości utrwalających zachodzącą zmianę. Za tym zestawem stała praca wielu polskich liderów, społeczników, duchownych, filozofów, politologów.

W Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie tego zabrakło – tam wykorzystano po prostu możliwość łatwego „skrzyknięcia się”. Technologia pomogła obalić władze i zmienić rząd, ale czy pomogła zmienić życie na lepsze? To już kwestia dyskusyjna. W sytuacji rewolucji technologicznej do głosu muszą dojść nauki społeczne, przed nimi ogromna praca do wykonania. Cały dyskurs technologiczny nie może się opierać tylko na kwestiach technicznych czy biznesowych – nabierzmy pokory i porozmawiajmy o wartościach.

Żeby móc wspólnie stawić czoła wyzwaniom i zagrożeniom, jakie niosą za sobą nowe technologie, musimy oprzeć się na wartościach – cały dyskurs technologiczny nie może się opierać tylko na kwestiach technicznych czy biznesowych.

Często jednak słyszymy, że dziś każdy powinien być inżynierem lub programistą, a psychologowie, czy w szczególności socjologowie są teraz passé…

Jeśli sprowadzamy świat do zero­‑jedynkowego systemu, którego celem jest tylko i wyłącznie produkcja i rozprzestrzenianie nowych zdobyczy techniki – wówczas faktycznie nie ma co kształcić specjalistów w tych dziedzinach, bo pracy będzie dla nich bardzo mało i nie będzie ona doceniana. Jeśli jednak zależy nam na tym, by zastanowić się, co z tymi zdobyczami zrobić, nauki społeczne są w tym kontekście nie tylko bardzo wartościowe, ale wręcz niezastąpione. Przecież nasza – ludzka – wartość nie opiera się przede wszystkim na tym, że jesteśmy zdolni tworzyć wynalazki.

Mówiąc o wartościach nie uciekniemy od kwestii edukacji – może to przede wszystkim ona powinna przygotować przyszłe pokolenia do życia w erze technologicznej?

Teoretycznie tak. Tymczasem dzisiejszy model edukacji nadal działa na bazie XVIII-wiecznego systemu pruskiego, którego celem było dostarczenie średnich rangą oficerów oraz średnich rangą urzędników. W tamtym okresie cel ten – prosty i łatwo mierzalny – sprawdził się. Czy jednak jest on aktualny teraz?

Moim zdaniem nie – model ten runął w momencie spopularyzowania masowych środków porozumiewania się na odległość, w świecie coraz szybszej redystrybucji wiedzy i dokonań technologicznych. Każdy z nas ma smartfona – gdy potrzebujemy jakiejś informacji, nie jedziemy do biblioteki, lecz w kilka sekund wyszukujemy ją w naszym telefonie. Oczywiście – możemy dyskutować, jaka jest jakość i wartość tej informacji, ale zostawmy to na razie na boku. Jaki zatem sens edukować dzieci w tradycyjny sposób, ucząc ich tych samych rzeczy, które maszyny zrobią od nas 10 razy szybciej i 10 razy lepiej?

Każdy z nas ma smartfona – gdy potrzebujemy jakiejś informacji, nie jedziemy do biblioteki, lecz w kilka sekund wyszukujemy ją w naszym telefonie. Jaki zatem sens edukować dzieci w tradycyjny sposób, ucząc ich tych samych rzeczy, które maszyny zrobią od nas 10 razy szybciej i 10 razy lepiej?

Po co zatem nam dziś szkoła?

Wróćmy na chwilę do tego, jak powstawały pierwsze szkoły, pierwsze sposoby przekazywania wiedzy. Na czym polegały szkoły w starożytnej Grecji? Ludzie skupiali się wokół osób, które chciały ich nauczać, jak postrzegać świat. Wierzę, że na tym samym powinna polegać współczesna szkoła: powinna pozwolić nam odnaleźć się w otaczającym nas świecie, zrozumieć go, nauczyć nas funkcjonować w nim. Owszem – niektórą wiedzę trzeba „wykuć” na pamięć, ale to zdecydowana mniejszość.

W jakie zatem kompetencje szkoła powinna „uzbrajać” uczniów w dobie rewolucji technologicznej?

Skupiłbym się na dwóch podstawowych. Pierwszą z nich jest umiejętność łączenia wiedzy z różnych dziedzin. Polskie szkoły cały czas edukują w podejściu „silosowym”, ucząc oddzielnie historii, matematyki, języka polskiego, geografii. A spójrzmy tylko, że we współczesnym świecie – i to gigantyczna zmiana względem wcześniejszych lat – firmy, które specjalizują się tylko w jednej kompetencji giną. Biznes żyje dziś z „miksu naukowego” – każda wprowadzana usługa czy produkt są owocem pracy międzydziedzinowej. Świat po prostu taki jest – on nie składa się z odrębnych elementów, a otacza nas całościowo.

Odejdźmy od podejścia „silosowego” w edukacji – świat nie składa się przecież z odrębnych elementów, a otacza nas całościowo.

W taki też sposób można podejść do edukacji – jeśli rozmawiamy o nurcie literackim, to mówmy też o tym, gdzie on powstał, jakie miał uwarunkowania społeczne. Jeśli analizujemy procesy historyczne, analizujmy w jaki sposób wpływała na nie ówczesna sytuacja geopolityczna. Te wszystkie rzeczy się zazębiają i powodują, że słuchamy pewnych opowieści o życiu. Zamiast przekazywać dzieciom ciekawe historie, które realnie je zainteresują, skupiamy się na silosach, w których przez 45 minut mówimy tylko o historii, a przez kolejnych 45 minut tylko o geografii. Są już na świecie nurty pedagogiczne, które próbują „przełamać” to podejście – np. nauczyciele z różnych przedmiotów występują wspólnie i przedstawiają dany wątek z kilku różnych perspektyw.

Na czym natomiast polega druga kluczowa kompetencja?

To umiejętność rozumienia i sprawdzenia, czy wiedza, którą pozyskaliśmy jest prawdziwa, wiarygodna. W dobie tzw. fake newsów bardzo istotna staje się zdolność do krytycznej oceny, co jest faktem, a co opinią. Choć pozornie może się to wydawać błahe, ostatecznie wpływa to na nasze wybory, a tym samym – na losy całych społeczeństw. Kiedyś sytuacja była znacznie prostsza: jeśli coś znajdowało się w encyklopedii PWN, był to – według tamtejszego stanu wiedzy – fakt. Skąd natomiast dziś mamy brać wiedzę podstawową?

Wierzę, że te dwie przywołane wyżej kompetencje sprawią, że młodzi ludzie będą w stanie wyciągać wnioski i samodzielnie myśleć. To dziś podstawa – jeśli nie potrafimy samodzielnie myśleć, jesteśmy bardziej podatni na wpływy. A Facebook, Twitter, inne mass media chętnie nas z obowiązku myślenia zwolnią, aby zalewać nas treściami, które same wytypują i manipulować naszymi emocjami. Wiedzą, że wówczas czasem nawet jeden tweet jest w stanie zmienić naszą decyzję w poważnej kwestii. A myślenie – obiektywnie – jest trudne. Zastanawianie się nad decyzjami, jakie mamy podjąć, jest dla naszych mózgów nieprzyjemne. Dużo prościej przyjąć coś jak na tacy, a najlepiej gdyby było to czarno­‑białe, żeby się za daleko nie zagłębiać.

Jeśli nie potrafimy samodzielnie myśleć, jesteśmy bardziej podatni na wpływy. A Facebook, Twitter, inne mass media chętnie nas z obowiązku myślenia zwolnią, aby zalewać nas treściami, które same wytypują i manipulować naszymi emocjami.

Wierzy Pan, że szkoły mają potencjał, by zmienić dotychczasowe podejście i uczyć dzieci krytycznego myślenia, łączyć „silosy” wiedzowe itp.? Jeśli tak – od czego zacząć?

Uważam, że należy dać więcej wolności osobom, które przychodzą uczyć nasze dzieci. Choć narzekam na system oświatowy, jestem przekonany, że są w nim tysiące kreatywnych, otwartych, fenomenalnych nauczycieli, których ten system dziś ogranicza, zniechęca. Myślę, że oni w większości zgodziliby się z większością przywołanych przeze mnie tez, jednak nie mają swobody, by je wdrażać w życie.

System edukacyjny jest zbudowany w formie obiektu zamkniętego – sam sobie wymyśla cele, sam się organizuje, a później weryfikuje i sprawdza. W obiegu zamkniętym trudno przeprowadzić reformę. Musimy mówić o tym tak długo, aż to się przebije.

Mam wrażenie, że reform systemu edukacji akurat nie brakowało – zresztą właśnie jesteśmy w trakcie jednej z nich…

Wszystkie reformy oświaty z ostatnich 30 lat sprowadzały się do tego, czy tworzyć lub likwidować gimnazja, czy utrzymać szkoły zawodowe czy nie. Nikt – nawet w dobie gigantycznych zmian, jakie przyniósł internet – nie zastanowił się nad tym, jakie powinny być nowe cele szkoły. Czy mamy dziś obowiązkowe lekcje o cyberbezpieczeństwie w sieci? O ochronie naszych danych osobowych? Nie – dalej panuje model: „zakuj, zdaj, zapomnij”. Dzieci muszą zapamiętywać to, co w parę sekund można znaleźć w telefonie. W jaki sposób? Siedząc 45 minut w klasie, kiedy wiadomo, że żyjemy w czasach, gdy ludzka uwaga – nie tylko dzieci – znacząco się skróciła. Kto z rodziców tych dzieci ostatni raz przeczytał długi artykuł, kiedy przy każdym z nich są „highlightsy”, złote myśli, wytłuszczające najważniejsze tezy tekstu? Nie mamy do tego cierpliwości, a wymagamy jej od dzieci, które mają jej jeszcze mniej.

Przydałaby się zatem również edukacja dla rodziców?

Nie wiem, na ile edukacja, a na ile rachunek sumienia. Ilu z rodziców wie o narzędziach wspomagających bezpieczeństwo swojego dziecka w sieci? Ilu z takich narzędzi korzysta? Ilu rodziców rozpoznaje na wczesnym etapie, jakie są mocne strony ich dziecka? Ilu z nas nie wymaga od niego, by z każdego przedmiotu – nawet jeśli ten zupełnie mu nie leży – przynosił same piątki i szóstki? Sama idea oceniania uczniów jest zresztą moim zdaniem nikomu niepotrzebnym reliktem edukacyjnym.

Nie demonizuje Pan trochę tych ocen?

Młodzi ludzie, funkcjonując w otoczeniu, w którym na każdej lekcji otrzymują stopnie, oczekują, że w dorosłym życiu również będą oceniani – w pracy, w biznesie, w polityce itd. Każdy chce mieć jak najwięcej lajków w social mediach, a ulubiony program telewizyjny to taki, gdzie ktoś kogoś ocenia – to odzwierciedlenie tego samego schematu. A 99% naszej pracy nie podlega przecież ocenie. Zresztą – co to znaczy oceniać? Jak Pana praca jest oceniana? Da się Panu wystawić trójkę lub piątkę za wywiad? Moim zdaniem nie do końca – ktoś chętnie przeczyta tekst, komuś on się nie spodoba, ale nie będzie on wyrażony jedną cyfrą. To nic nie mówi. Biznes zrozumiał to już dawno – dziś większość pracodawców, a już na pewno ci dojrzali, nie ocenia pracowników, a rozmawia z nimi: słownie opisuje ich postawę, zaangażowanie, perspektywy. To co się liczy, to to, czy zadanie zostało wykonane, czy nie.

Młodzi ludzie, funkcjonując w otoczeniu, w którym na każdej lekcji otrzymują stopnie, oczekują, że w dorosłym życiu również będą oceniani – w pracy, w biznesie, w polityce. A 99% naszej pracy nie podlega przecież ocenie.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

To naród wybrał kierunek transformacji

Pobierz PDF

Niniejszy tekst ukazał się w „Magazynie DGP” w dniu 21 lutego 2020 r.

Od dawna chciałem to powiedzieć lub napisać, lecz niechęć do prowadzenia polemik – zwłaszcza publicznie – powstrzymywała mnie od tego. Do zabrania głosu skłonił mnie jednak prof. Andrzej Szahaj artykułem „Liberalizm, lewica, dialog” (Magazyn DGP, nr 31 z 14 lutego 2020 r.)*, który świadczy o tym, że wciąż nie rozumiemy źródeł takiego, a nie innego kierunku polskiej transformacji. Chcę przy okazji pogratulować toruńskiemu profesorowi: bo „wygrał” z prof. Marcinem Królem, po którego wyznaniu w 2014 r., że „byliśmy głupi”, najbliżej byłem wejścia w publiczną polemikę.

Dla zrozumienia naszej transformacji najważniejsza jest odpowiedź na pytanie o to, kto dokonał wyboru jej kierunku? Czy narzucili ją nam promotorzy wolnego rynku: Hayek i Friedman? Czy wybór ten dokonał się, bo tacy intelektualiści, jak prof. Król byli wtedy „głupi”? Dlaczego prof. Ryszard Bugaj czy prof. Tadeusz Kowalik, dysponujący koncepcjami socjaldemokratycznymi oraz Unią Pracy, mieli wówczas marginalny wpływ na masową wyobraźnię?

Prof. Szahaj dziwi się, że u progu transformacji „ta marginalna odmiana (kapitalizmu – red.) związana z Miltonem Friedmanem oraz Friedrichem Augustem von Hayekiem w latach 80. XX w. niespodziewanie stała się dominująca”. Otóż nie było to niespodziewane – przeciwnie, można było tego oczekiwać. W tamtym okresie byłem blisko ludzi, uczestniczyłem wiecach i spotkaniach „Solidarności” – obserwowałem reakcje na socjaldemokratyczne hasła Bugaja. I stąd wiem, że wyboru drogi rynkowej u progu transformacji dokonał naród.

To był wybór większości społeczeństwa ze swojej natury postchłopskiego – kulturowy, polityczny, lecz też intuicyjny. Postchłopskie, choć robotnicze masy, były przekonane, że tylko własność prywatna i wolny rynek, nie zaś skompromitowane w PRL państwo może nam – Polsce – dać dobrobyt. Chłopi pamiętali próby przymusowej kolektywizacji z lat 50., robotnicy widzieli do bólu namacalną nieracjonalność w państwowych przedsiębiorstwach. Co więcej, tamten polski suweren podświadomie czuł, że bez własności prywatnej może powrócić komunizm.

Wybór drogi rynkowej u progu transformacji był kulturowym, politycznym, lecz też intuicyjnym wyborem większości społeczeństwa ze swojej natury postchłopskiego.

Powtórzę więc: gdyby nawet tysiąc atletów intelektualnych takich jak prof. Król i prof. Szahaj w latach 1989‑1991 „nie zgłupiało” czy też bardziej się „napięło” na rzecz budowy modelu skandynawskiego czy socjaldemokratycznego, to i tak Polska poszłaby drogą rynkową – bo to była droga zgodna z naszym kulturowym fundamentem, mentalnością zdecydowanej większości społeczeństwa o chłopskich i postchłopskich korzeniach, gdzie najważniejsze jest to, „co je moje”.

Niezrozumienie fundamentów kulturowo­‑mentalnych społeczeństwa prowadzi prof. Szahaja do drugiego błędu w opisie sytuacji. Do tezy, że „w ostatnich 30 latach (nasze społeczeństwo) tak bardzo przesunęło się na prawo, że lewicowe postulaty uchodzą za skrajne”. Tymczasem to, co się stało po odzyskaniu wolności było efektem usunięcia „pokrywy” komunizmu. Po 1989 r. ujawniła się nasza prawdziwa natura, dopiero wówczas dowiedzieliśmy się, jacy jesteśmy. Jeśli weźmie się to pod uwagę, trudno się dziwić, że społeczeństwo okazało się indywidualistyczne i egoistyczne, nie kolektywistyczne czy wspólnotowe. Już przecież Norwid pisał, że „jesteśmy żadnym społeczeństwem…”. I właściwie nie tak wiele się zmieniło od tego czasu, choć myślę, że mimo wszystko podążamy w kierunku, by społeczeństwem się stać.

Po 1989 r. ujawniła się nasza prawdziwa natura, dopiero wówczas dowiedzieliśmy się, jacy jesteśmy. Jeśli weźmie się to pod uwagę, trudno się dziwić, że społeczeństwo okazało się indywidualistyczne i egoistyczne, nie kolektywistyczne czy wspólnotowe.

Postchłopski indywidualizm i przywiązanie do własności mamy zapisane w kulturowo­‑mentalnym DNA. Oczywiście żadne kody kulturowe nie są wieczne, a DNA zmienia się pod wpływem miliardów mikrodoświadczeń i podczas procesu uczenia się. Z pewnością rodzą się nowe wzorce, lecz ciągle nasze przywiązanie do własności mieszkań jest nadzwyczajne, a z myśleniem i działaniem zbiorowym mamy ogromny problem.

Tak więc to, co obserwowaliśmy w tych 30 latach po odzyskaniu wolności to było ukazanie naszego prawdziwego zbiorowego „ja” – tacy en masse byliśmy. Prawicowość, o której pisze prof. Szahaj, nie przyszła wraz z transformacją, ona była w nas. W przeciwieństwie do jego tezy – w ciągu tych 30 lat uległa ona osłabieniu w wymiarze ekonomicznym i społecznym. Oczywiście, jesteśmy też – na szczęście – wewnętrznie zróżnicowani, mamy tę podstawową matrycę zróżnicowań kulturowych: myślenie wschodnie i zachodnie, gen postchłopski i postinteligencki.

Trzecie uproszczenie prof. Szahaja, które utrudnia nam myślenie o przyszłości, to opis rynku. Naukowcy ukierunkowani aksjologicznie, czyli jednak związani emocjonalnie z doktryną lewicową czy socjaldemokratyczną, dyskwalifikują ideę mechanizmu rynkowego, wskazując na zjawiska nadmiernej kumulacji zysków, globalizacji, która wymknęła się spod kontroli, dominacji władzy ekonomicznej (jej wpływu na politykę) i tożsamościowo­‑kulturowej GAFA. To jednak ułatwianie sobie zadania. To zjawisko nowsze niż sama transformacja i kreowane poza państwem narodowym, które było punktem odniesienia debaty ustrojowej w latach 1989‑1991.

Nie jest to ład rynkowy, o którym marzyli jego zwolennicy z początku transformacji. Podstawowym naszym założeniem było istnienie konkurencji, a jeśli by jej brakowało, obowiązkiem państwa było jej przywrócenie lub wprowadzenie korekt regulacyjnych. Bez realnej konkurencji trudno mówić o ładzie rynkowym, jest to sytuacja dominacji i eksploatacji. Ewidentnie są problemy z wykorzystaniem ładu rynkowego do rozwoju w sytuacji zmian klimatycznych, globalizacji, w rzeczywistości cyfrowej rewolucji. Ale te okoliczności 30 lat temu trudno było brać pod uwagę, bo nie istniały, a dzisiaj wykraczają poza kwestię „rynek­‑państwo”. Dotyczą one kwestii „jakie społeczeństwo?”.

Lubię czytać prof. Szahaja, myślę, że wnosi on wiele dobrego do naszej debaty. Ale zidentyfikowanie przez niego obecnego napięcia między liberałami a lewicą nie jest dobrym punktem wyjścia do rozwiązywania problemów, które leżą mu i nam wszystkim na sercu – mieszkalnictwa, służby zdrowia, ekologii i klimatu, utraty podmiotowości w erze cyfrowej.

To, czego dziś naprawdę potrzebujemy to poszerzona tożsamość, czyli wyjście z baniek doktrynalnych, z owego homo separatus ku idei homo integratus. Tak jak w mowie noblowskiej podkreślała Olga Tokarczuk, świat jest jeden i – mimo wewnętrznych zróżnicowań – powinniśmy budować go razem, z pewną dozą wzajemnej „czułości”. Dopóki nie wyjdziemy poza ramy wszelkiego rodzaju „izmów”, będzie nam trudno go ogarnąć intelektualnie (zrozumieć całość) i praktycznie (zmienić na lepsze) – bo to wymaga zaufania i współpracy w ramach różnorodności aksjologicznej.

To, czego dziś naprawdę potrzebujemy to poszerzona tożsamość, czyli wyjście z baniek doktrynalnych, z owego homo separatus ku idei homo integratus. Dopóki nie wyjdziemy poza ramy wszelkiego rodzaju „izmów”, będzie nam trudno ogarnąć świat tak intelektualnie (zrozumieć całość), jak i praktycznie (zmienić na lepsze) – bo to wymaga zaufania i współpracy w ramach różnorodności aksjologicznej.

* https://edgp.gazetaprawna.pl/e-wydanie/57197,14-lutego-2020/70179,Dziennik-Gazeta-Prawna/714118,Liberalizm-lewica-dialog.html

Skip to content