Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Jak utrzymać atrakcyjność inwestycyjną Polski?

Pobierz PDF

Globalne wyzwania a lokalne możliwości  

Aby sprostać globalnym wyzwaniom i jednocześnie wykorzystać lokalne możliwości, Polska musi przystosować się do kluczowych trendów światowych. Konieczne jest nie tylko dostosowanie regulacji wewnętrznych do współczesnych wyzwań, ale także proaktywne reagowanie na zmieniające się warunki gospodarcze na świecie.  

Do jednego z priorytetów na najbliższe lata należy wzmocnienie roli Polskiej Strefy Inwestycji (PSI) poprzez nadanie jej nowych uprawnień. Zarządzające nią spółki powinny funkcjonować jako platformy, które nie tylko przyciągają inwestorów, ale także wspierają ich w dostosowywaniu się do nowych regulacji i warunków gospodarczych. Chodzi tu o działania wykraczające poza klasyczne ulgi podatkowe, a zatem: wsparcie w cyfryzacji, dostęp do nowoczesnej infrastruktury oraz ścisłą współpracę z instytucjami badawczo-rozwojowymi.  

Wdrażanie tych inicjatyw musi być poparte przewidywalnym i stabilnym otoczeniem prawnym oraz finansowym, które zapewnią inwestorom pełną pomoc – od przygotowania gruntów inwestycyjnych, po dostęp do kapitału i zasobów ludzkich. Konieczne są także reformy administracyjne, w tym wypracowanie mechanizmów szybkiego reagowania na potrzeby inwestorów oraz uproszczenie procedur związanych z udostępnianiem gruntów z zasobów Skarbu Państwa. Dzięki takim działaniom Polska może stać się liderem w przyciąganiu inwestycji i realizacji innowacyjnych projektów na dużą skalę.  

Energetyka kluczem do przyszłości inwestycyjnej  

Koszty energii odgrywają kluczową rolę w decyzjach przedsiębiorców, zwłaszcza w przypadku przemysłów energochłonnych, wymagających stabilnych i przystępnych cenowo źródeł energii. Polska ma obecnie wyjątkową szansę na rozwój sektora odnawialnych źródeł energii, takich jak energia wiatrowa i fotowoltaika, co może przyciągnąć nowych inwestorów, szczególnie tych, którzy dążą do obniżenia kosztów operacyjnych i redukcji śladu węglowego. 

Śląsk, tradycyjnie kojarzony z energetyką, ustępuje miejsca nowym projektom w nowych lokalizacjach, takim jak elektrownie jądrowe i morskie farmy wiatrowe (offshore). W rezultacie to właśnie północna część kraju może wkrótce zyskać pozycję centrum energochłonnych inwestycji przemysłowych. 

Jednocześnie coraz większe znaczenie zyskują technologie związane z wodorem, które mogą stanowić przewagę konkurencyjną Polski na globalnym rynku. Mapa energetyczna kraju zmienia się w dynamiczny sposób. Śląsk, tradycyjnie kojarzony z energetyką, ustępuje miejsca nowym projektom w nowych lokalizacjach, takim jak elektrownie jądrowe i morskie farmy wiatrowe (offshore), które stają się siłą napędową polskiego sektora energetycznego. Potencjał pierwszej polskiej elektrowni jądrowej szacowany jest na 3,75 GW (3750 MW), co uczyni ją jednym z filarów transformacji energetycznej kraju. Z kolei zgodnie z Polityką Energetyczną Polski do 2040 roku moc zainstalowana w morskiej energetyce wiatrowej ma osiągnąć 5,9 GW już w 2030 roku, a do 2040 roku – wzrosnąć do 11 GW. W rezultacie to właśnie północna część kraju może wkrótce zyskać pozycję centrum energochłonnych inwestycji przemysłowych.  

W obliczu tych zmian niezwykle istotne jest, aby oferować inwestorom zielone rozwiązania energetyczne – nie tylko korzystne finansowo, ale również ekologicznie odpowiedzialne. W tym procesie kluczową rolę ponownie mogą odegrać spółki zarządzające Polską Strefą Inwestycji, które powinny przygotowywać kompleksowe oferty uwzględniające nowoczesne i ekologiczne propozycje energetyczne dla przedsiębiorstw, współpracując w tym zakresie z instytucjami, takimi jak PGE, Energa, Enea, PSE czy Tauron. 

Infrastruktura i grunty inwestycyjne  

Kolejnym kluczowym elementem wpływającym na poziom inwestycji w Polsce jest dostępność odpowiednich gruntów inwestycyjnych. Niestety, brak uzbrojenia terenów należących do Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa (KOWR) stanowi poważny problem, który hamuje napływ kapitału. Dla wielu inwestorów istotnym czynnikiem jest szybki dostęp do terenów przygotowanych pod inwestycje, jednak proces ich uzbrajania, czyli zapewniania odpowiedniej infrastruktury, takiej jak drogi, media i sieci energetyczne, często przebiega zbyt wolno.  

Rozwiązaniem tego problemu mogłoby być wprowadzenie ustawowych zmian, które umożliwią szybsze przejmowanie terenów przez samorządy lub spółki zarządzające Polską Strefą Inwestycji w momencie, gdy pojawią się potencjalni inwestorzy. Takie reformy mogłyby znacząco przyspieszyć procesy administracyjne, co zwiększyłoby atrakcyjność inwestycyjną regionów i ułatwiło pozyskiwanie nowych inwestorów. 

Polska ma szansę stać się jednym z liderów w przyciąganiu innowacyjnych inwestycji. Nowe projekty, które powstają w ramach Polskiej Strefy Inwestycji, odgrywają kluczową rolę w realizacji tego celu, a regionalne spółki zarządzające muszą być przygotowane na to, by tę okoliczność maksymalnie wykorzystać. 

Dodatkowo, istotne byłoby stworzenie specjalnego funduszu inwestycyjnego, który wspierałby spółki zarządzające PSI oraz jednostki samorządu terytorialnego w budowie infrastruktury na terenach inwestycyjnych. Taki fundusz mógłby być wykorzystywany do przygotowania terenów pod inwestycje (np. uzbrojenie, budowa dróg dojazdowych czy mediów technicznych), co pozwoliłoby na szybsze uruchamianie inwestycji oraz minimalizowanie barier wejścia dla inwestorów. 

Wprowadzenie obu rozwiązań wpłynęłoby na poprawę konkurencyjności regionów w skali kraju i Europy, przyspieszając rozwój gospodarczy oraz zwiększając liczbę nowych miejsc pracy.  

Przyszłość Polskiej Strefy Inwestycji  

Spółki zarządzające Polską Strefą Inwestycji stanowią dziś fundament rozwoju gospodarczego naszego kraju. Ich potencjał jest ogromny, jednak by w pełni go wykorzystać, konieczne jest wprowadzenie reform, które przygotują je na przyszłe wyzwania. Dynamicznie zmieniające się warunki gospodarcze, globalne regulacje oraz rosnące oczekiwania społeczne wymagają od nich większej elastyczności, solidnego zarządzania oraz strategicznego podejścia. 

Polska ma szansę stać się jednym z liderów w przyciąganiu innowacyjnych inwestycji. Poprzez napływ nowoczesnych technologii, kapitału i know-how moglibyśmy nie tylko zapewnić długofalowy wzrost gospodarczy, ale również poprawić jakość życia obywateli. Nowe projekty inwestycyjne, które powstają w ramach PSI, odgrywają kluczową rolę w realizacji tego celu, a regionalne spółki zarządzające muszą być przygotowane na to, by tę okoliczność maksymalnie wykorzystać.  

Obecnie widoczne jest duże zróżnicowanie pomiędzy spółkami Polskiej Strefy Inwestycji. Najmniejsze z nich kierują kilkunastoma powiatami, natomiast największe obejmują ich kilkadziesiąt. W tej sytuacji każda spółka powinna wypracować indywidualne podejście do zarządzania oraz dostosować strategię do specyficznych wyzwań danego regionu.  

Rola spółek zarządzających Polską Strefą Inwestycji w realizacji strategii odpowiedzialnego rozwoju jest nieoceniona. Dzięki ich doświadczeniu w obsłudze inwestorów, realizacji projektów infrastrukturalnych oraz wspieraniu nowoczesnych technologii, spółki te mogą przyspieszyć rozwój naszego kraju. Ich współpraca z samorządami powinna wykraczać poza standardowe działania – mogą one odgrywać kluczową rolę w procesach inwestycyjnych, szczególnie w miejscach, gdzie lokalnym władzom brakuje zasobów kadrowych i odpowiedniego przygotowania. Taka współpraca przyczyni się do zrównoważonego rozwoju wszystkich regionów, minimalizując dysproporcje i budując silną, jednolitą gospodarkę. 

Kluczem do sukcesu jest dalsze wzmacnianie roli Polskiej Strefy Inwestycji, rozwijanie infrastruktury, szybkie udostępnianie terenów inwestycyjnych oraz wprowadzanie innowacji w sektorze energetycznym.  Polska Strefa Inwestycji pozostaje ważnym filarem gospodarki narodowej, a jej elastyczność i zdolność adaptacji do zmieniających się uwarunkowań międzynarodowych będą niezwykle istotne dla przyszłości naszej gospodarki. 

W kontekście przyszłości Przemysłu 4.0 spółki zarządzające PSI mogą odegrać rolę liderów w jego wdrażaniu. Kluczowym elementem tej transformacji jest rozwój Smart Manufacturing, który integruje zaawansowane technologie, automatyzację, digitalizację oraz systemy analizy danych w celu optymalizacji procesów produkcyjnych. Inwestycje w takie rozwiązania zwiększają konkurencyjność przedsiębiorstw, co w skali kraju przekłada się na wzrost pozycji Polski na rynkach międzynarodowych. Przyszłość gospodarki nie zależy już tylko od liczby pracowników, ale też liczby i jakości robotów oraz automatyzacji procesów. Promowanie i wspieranie Przemysłu 4.0 przez spółki zarządzające PSI stanowi fundament dla modernizacji gospodarki i przygotowania jej na wyzwania przyszłości. 

Podsumowując, Polska ma wszystkie atuty do tego, by pozostać jedną z najważniejszych lokalizacji na inwestycyjnej mapie Europy. Kluczem do sukcesu jest dalsze wzmacnianie roli Polskiej Strefy Inwestycji, rozwijanie infrastruktury, szybkie udostępnianie terenów inwestycyjnych oraz wprowadzanie innowacji w sektorze energetycznym. Polska Strefa Inwestycji pozostaje ważnym filarem gospodarki narodowej, a jej elastyczność i zdolność adaptacji do zmieniających się uwarunkowań międzynarodowych będą niezwykle istotne dla przyszłości naszej gospodarki. Sprawne zarządzanie, reformy prawne oraz rozwój OZE mogą uczynić Polskę liderem w przyciąganiu innowacyjnych inwestycji, co przyczyni się do długofalowego wzrostu gospodarczego oraz poprawy jakości życia obywateli. 

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Sektor nowoczesnych usług biznesowych – jak go rozwijać, by pozostać wśród liderów?

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego.

Jakie są dziś kluczowe czynniki lokalizacji, na które zwracają uwagę inwestorzy zagraniczni z sektora szeroko rozumianych nowoczesnych usług biznesowych?  

Na pierwszym miejscu zawsze znajdują się kompetencje oraz ich cena. Każdego inwestora interesuje przede wszystkim to, czy znajdzie w danym miejscu wykwalifikowane osoby do pracy oraz ile trzeba będzie im za tę pracę zapłacić. Co istotne, coraz częściej nie mniej od ilości dostępnych specjalistów liczy się też ich jakość. Projekty inwestycyjne w tym sektorze na polskim rynku są dziś mniejsze, jeśli chodzi o skalę, lecz bardziej wysublimowane, zaawansowane. Firmy mają nieraz wręcz detaliczne podejście do poszukiwanych kwalifikacji, np. potrzebują kilku osób o pewnym ścisłym profilu kompetencyjnym, paru kolejnych o innym, kilku następnych o jeszcze innym itd. W ten sposób składa się to na projekty w granicach najczęściej od 50 do 100 osób.

Co więcej, obecne zmiany technologiczne zwiększają techniczne możliwości podziału projektów pomiędzy mniejsze zespoły działające w różnych lokalizacjach. W ten sposób organizacje mogą próbować optymalizować koszty, poprzez np. zrealizowanie części projektu w jednym miejscu, w którym łatwiej znaleźć specjalistów z jednego rodzaju dziedziny, przy zachowaniu relatywnie niskich kosztów, a pozostałą część projektu prowadzić w innej części, nawet droższej, ale dysponującej zasobem pracowników o unikatowych umiejętnościach.  

W przypadku projektów lokujących się w Polsce widać przejście w kierunku tworzenia mniejszych centrów usług, wyróżniających się wysokiej jakości zasobami ludzkimi.  

Czy zatem minęły już czasy, w których popyt na pracowników ze strony korporacji był tak duży, że zatrudnienie w nich znajdował niemalże każdy absolwent studiów znający przynajmniej jeden język obcy?  

W przypadku projektów lokujących się w Polsce widać przejście w kierunku tworzenia mniejszych centrów usług, wyróżniających się wysokiej jakości zasobami ludzkimi. Jeśli chodzi o rynek globalny, to centra zatrudniające 1000-1500 osób, najczęściej skupiające się na mniej zaawansowanych procesach, cały czas powstają. W tym momencie atrakcyjnymi lokalizacjami do ich przyjmowania są m.in. Indie czy Filipiny, gdzie zasoby siły roboczej do tego typu zadań są odpowiednie do wspomnianej skali. W Polsce projektów skupionych wokół najprostszych procesów finansowo-księgowych czy też w zakresie obsługi klienta powstaje dziś bardzo mało. Nasz kraj, ze względu na rosnące koszty pracy, przestaje być najwłaściwszym miejscem do ich lokowania. 

Jakie państwa są dziś naszymi największymi konkurentami w kontekście lokowania inwestycji z sektora nowoczesnych usług biznesowych?  

Pierwszą piątkę konkurentów stanowią: Indie, Rumunia, Filipiny, Hiszpania oraz Portugalia. Z kolei na dalsze pozycje spadły pozostałe państwa z regionu Europy ŚrodkowoWschodniej, takie jak Bułgaria, Węgry czy Czechy. Rynki te są stosunkowo małe i zdaje się, że w dużej mierze wykorzystały już swój potencjał. Z kolei Indie i Filipiny rozważa się jako lokalizacje o szerokiej podaży talentów, cechujące się niskimi kosztami pracy. Do atutów Rumunii należy niezły potencjał ludnościowy oraz umiejscowienie geograficzne, wpływające z jednej strony na wysoką dostępność pracowników władających językami obcymi, a z drugiej – na niższy niż w Europie Zachodniej poziom wynagrodzeń. Natomiast Hiszpania i Portugalia pojawiły się w gronie naszych konkurentów około dwa lata temu jako kraje, które choć mają własne wyzwania gospodarcze, to jednak dysponują pokaźną populacją młodych, dobrze wykształconych osób.  

Jakiego typu projekty z omawianego sektora są obecnie najczęściej lokowane w Polsce?  

Nowoczesne usługi biznesowe można podzielić na procesy transakcyjne oraz wiedzochłonne. Pierwsze z nich są związane z podstawowymi usługami, natomiast te drugie są uznawane za bardziej zaawansowane. Należy mieć jednak na uwadze, że i w tym wypadku istnieje wiele odcieni szarości. W tej grupie znajdziemy zarówno niezbyt zaawansowane centra usług wspólnych (SSC), jak i innowacyjne działalności związane z obszarem B+R. Szacuje się, że obecnie w Polsce 45% rynku stanowią procesy transakcyjne, a 55% – procesy wiedzochłonne.

Głównymi rywalami Polski w kontekście lokowania nowoczesnych usług biznesowych są obecnie Indie, Rumunia, Filipiny, Hiszpania oraz Portugalia. Z kolei na dalsze pozycje spadły pozostałe państwa z regionu Europy ŚrodkowoWschodniej, takie jak Bułgaria, Węgry czy Czechy. Rynki te są stosunkowo małe i w dużej mierze wykorzystały już swój potencjał. 

W jaki sposób wygląda ich geograficzne rozmieszczenie na mapie Polski? 

Największymi rynkami w naszym kraju są Warszawa oraz Kraków – w każdej z tych lokalizacji w sektorze nowoczesnych usług biznesowych pracuje po ponad 100 tys. osób. Zaraz za nimi znajduje się Wrocław. Te trzy miasta dysponują w skali Polski największym potencjałem, co wynika również z tego, że to właśnie w nich zaczęły się pojawiać pierwsze inwestycje (w Krakowie miały miejsce już w latach 90.). Oprócz powyższego tercetu są też w Polsce metropolie, które zaczęły rozwijać się później, takie jak: Trójmiasto (około 40 tys. zatrudnionych w sektorze), Katowice (ponad 30 tys.) czy Łódź i Poznań (obydwa  poniżej 30 tys.).  

Czy można mówić o pewnego rodzaju specjalizacjach poszczególnych metropolii w obszarze nowoczesnych usług biznesowych?  

Zarówno w Warszawie, jak i Krakowie około 50% rynku stanowią procesy SSC. Oznacza to, że w każdej z tych metropolii w obrębie centrów usług wspólnych pracuje po około 50 tys. pracowników. W Trójmieście z kolei SSC są reprezentowane w mniejszym stopniu, a bardziej istotny komponent stanowią procesy IT odpowiadające za około 45% lokalnego rynku. Podobny udział tego sektora występuje w Katowicach, przy czym tamtejszy rynek jest o niemal 10 tys. pracowników mniejszy. Skupiając się stricte na udziale procentowym, największy udział IT dotyczy rynku bydgoskiego (około 70%). Wynika on z obecności firmy Atos, która zatrudnia kilka tysięcy pracowników, stanowiąc tym samym bardzo duży udział na lokalnym rynku o „objętości” około 10 tys. Osób. 

Cechą charakterystyczną Trójmiasta jest także duży udział komponentu R&D w strukturze zatrudnienia. Podobnie dotyczy to także Wrocławia, Krakowa oraz Warszawy. Z kolei w przypadku Łodzi zarysowuje się duży udział w obszarze usług BPO, co z kolei wynika w dużej mierze z obecności firmy Infosys, zatrudniającej około dwóch tys. Osób. 

Z czego bierze się mocna pozycja Trójmiasta w obszarze IT?  

Wynika ona z historii, ale duża jest tutaj również rola Politechniki Gdańskiej. Pierwsze prywatne firmy IT powstawały na Pomorzu w latach 90. Niektóre z nich po kilku latach działalności były wykupowane przez większe zagraniczne podmioty (np. przez Intel, Lufthansę). Z kolei Politechnika Gdańska od lat wypuszcza na rynek pracy bardzo dobrze wykwalifikowanych absolwentów. Przełożyło się to na dynamiczny rozwój lokalnego rynku, w tym również pojawienie się w Trójmieście, zwłaszcza na przestrzeni ostatnich 10 lat, wielu inwestycji w obszarze IT. 

Czy z opisanych przez Pana specjalizacji można wysnuć wniosek, że pewne polskie miasta są lepsze dla działalności SSC, inne dla BPO, a jeszcze inne dla R&D itd.? 

Byłbym ostrożny w wygłaszaniu takich osądów. Tak naprawdę wszystkie te obszary są dużymi „workami” o wielu różnych opcjach i możliwościach. O tym, która lokalizacja będzie najlepsza dla danego projektu, często decydują detale. Stwierdzanie, że metropolia X jest najlepsza dla BPO, a metropolia Y – dla R&D, byłoby znacznym nadużyciem. Wszystko zależy od konkretnych wymagań projektowych oraz oczekiwań inwestora. 

O tym, która lokalizacja będzie najlepsza dla danego projektu, często decydują detale. Stwierdzanie, że metropolia X jest najlepsza dla BPO, a metropolia Y – dla R&D, byłoby znacznym nadużyciem. Wszystko zależy od konkretnych wymagań projektowych oraz oczekiwań inwestora. 

Jaka jest Pana zdaniem największa przewaga Trójmiasta na tle innych polskich metropolii w kontekście przyciągania inwestycji z omawianego sektora?  

Trójmiasto jest bardzo dobrym miejscem do życia, ludzie rzadko się stąd wyprowadzają. Jeżeli dochodzi do takiej migracji, to jest ona najczęściej związana z otrzymaniem lepszej oferty pracy w innym mieście z grona „wielkiej piątki”, np. w Warszawie czy Poznaniu. Niemniej muszę przyznać, że widoczna jest pewna tendencja. W badaniach menadżerów, gdy pytanie dotyczy tego, w jaki sposób widzą oni poszczególne metropolie, Trójmiasto zawsze jest w czołówce (bardzo często na pierwszej pozycji) – wskazywane jako miejsce, w którym chcieliby mieszkać i pracować. Świadczy to o jego niewątpliwym uroku i wysokiej jakości życia, a to z kolei znacznie zwiększa szanse na długookresowe związanie nowych inwestorów z Pomorzem. Tutaj warto zamieszkać, przenieść się całą rodziną.  

Czy można powiedzieć, że jedyną potencjalną destynacją dla inwestorów z branży nowoczesnych usług biznesowych są w Polsce największe metropolie, czy też mniejsze, bardziej peryferyjne ośrodki również mogą mieć coś do zaoferowania? 

Moim zdaniem wielu inwestorów wcale nie skreśla mniejszych miast. Jako Invest in Pomerania staramy się „odczarowywać” mniej oczywiste lokalizacje dla inwestycji z sektora nowoczesnych usług. Na Pomorzu takim przykładem może być Słupsk. Zamieszkuje w nim 90 tys. osób, co stwarza już pewien potencjał ludnościowy. Przyciągnięcie tam tego typu inwestycji wcale nie jest niemożliwe. W ciągu ostatnich dwóch lat udało się nam ogłosić w Słupsku trzy projekty z tego sektora. Nie są to duże inwestycje – każda z nich jest rzędu 30 osób. Pokazuje to jednak, że w tego typu lokalizacjach istnieje pewien potencjał. Nie zmienia to faktu, że trzeba wykonać jeszcze dużo pracy w kierunku przekonania menadżerów, by z niego skorzystali. Zmienianie dotychczasowej percepcji bywa żmudnym procesem, zazwyczaj musi upłynąć trochę czasu, by dokonał się swoisty zwrot w obszarze mentalności. 

Czy mniejsze ośrodki, które chcą liczyć się w rywalizacji o przyciągnięcie inwestycji, muszą dysponować odpowiednim potencjałem biurowym? 

Jeszcze 12, 15 czy 20 lat temu można było mówić o modelu, w którym inwestor wybierał lokalizację ze względu na potencjał lokalnego rynku pracy, nawet jeśli rynek ten nie dysponował odpowiednią infrastrukturą, w tym również zapleczem biurowym. Był w stanie poczekać dwa czy trzy lata na to, by powstała. Tak było chociażby w przypadku firmy Bayer, która zanim wprowadziła się do biurowca w Barcelonie, przez kilka lat funkcjonowała w kontenerach zaadaptowanych na funkcje biurowe. 

Słupsk jest przykładem na to, że także w mniejszych miastach istnieje pewien potencjał. Nie zmienia to faktu, że trzeba wykonać jeszcze dużo pracy w kierunku przekonania menadżerów, by z niego skorzystali. Zmienianie dotychczasowej percepcji bywa żmudnym procesem, zazwyczaj musi upłynąć trochę czasu, by dokonał się swoisty zwrot w obszarze mentalności. 

Jako że w ostatnich latach w całej Polsce przybyło bardzo wiele powierzchni biurowej, trudno spodziewać się, by inwestor rozpatrywał lokalizacje, w których takowej nie ma. Jeżeli więc mówimy o tym, by „uruchomić” mniejsze miasta, trzeba wziąć pod uwagę, że wymagać to będzie z ich strony odważnego ruchu związanego z wcześniejszym przygotowaniem powierzchni biurowych, w których mógłby ulokować się potencjalny inwestor. 

Niewykluczone, że zmieni się to wówczas, gdy praca w danym centrum będzie wykonywana w modelu zdalnym. Wówczas zamiast sporego biura wystarczy relatywnie niewielka powierzchnia biurowa, w której pracownicy będą się mogli spotkać, np. raz w miesiącu. Póki co nie widać jednak jeszcze takich ruchów. 

Czy w przyszłości może się to Pana zdaniem zmienić?  

Z moich rozmów z przedstawicielami firm wynika, że w przyszłości mogą pojawić się modele dużych korporacji podzielonych na małe huby, w których ludzie będą pracowali zdalnie. Jak na razie nikt tego jeszcze realnie nie wdraża. Z drugiej jednak strony widzimy, że jeśli dany inwestor planuje zatrudnić 100 osób, to nie wynajmuje od razu biura o powierzchni np. 1000 m². Zauważamy pewnego rodzaju dostosowanie do trendów pracy zdalnej i hybrydowej; obserwujemy też zmniejszanie się powierzchni biur. Nawet po funkcjonujących dziś centrach widać, że trend do oddawania metrów kwadratowych istnieje – jedni oddają trochę mniej, inni trochę więcej, ale generalnie biura powierzchniowo ulegają zmniejszaniu. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal funkcjonują i inwestorzy nie wyobrażają sobie, by mogło ich nie być. 

Nie ma Pan wrażenia, że w ostatnim czasie model pracy zdalnej, który bardzo dynamicznie rozpowszechnił się w trakcie pandemii, stracił na popularności? Słyszałem o przynajmniej kilku przypadkach, w których obecne w Polsce firmy nakazały pracownikom powrót do biur – czy to na stałe, czy to w modelu hybrydowym.

Myślę, że obecnie wiele firm dąży do rozwiązania hybrydowego. Mogą na to wpływać chociażby zlecane przez menadżerów badania, z których wynika, że w związku z rozpowszechnieniem się pracy zdalnej nastąpił spadek produktywności. Choć przypomnijmy, że na początku pandemii, gdy wielu pracownikom nakazano pracę  z domu, trend był zgoła odmienny – podchodzili oni do modelu zdalnego z ekscytacją, związaną m.in. z oszczędnością czasu na dojazdy, paliwa, energii itd. Byli bardziej pobudzeni i wydajniejsi. Po jakimś czasie praca zdalna spowszedniała, doszły też problemy związane np. z izolacją społeczną, co prawdopodobnie przełożyło się na gorsze wyniki pracy.  

W odpowiedzi na taką sytuację firmy starają się znaleźć optymalne rozwiązania i niekiedy faktycznie proponują powrót do biur. Nieraz są to ruchy zdecydowane i gwałtowne, co – jak sądzę – niekoniecznie dobrze wpływa na morale pracowników. Wiele organizacji próbuje natomiast stawić czoła temu wyzwaniu w sposób bardziej wyważony, ostrożny. Eksperymentują one z modelem hybrydowym, prosząc pracowników o przyjeżdżanie do biura dwa czy trzy razy w tygodniu i obserwują, jakie przynosi to efekty. 

O ile na początku pandemii praca zdalna wiązała się często z poprawą produktywności, o tyle wraz z upływem czasu nastąpił jej spadek. W odpowiedzi na taką sytuację firmy starają się znaleźć optymalne rozwiązania i niekiedy proponują powrót do biur. Inne z kolei eksperymentują z modelem hybrydowym, prosząc pracowników o przyjeżdżanie do biura dwa czy trzy razy w tygodniu i obserwują, jakie przynosi to efekty. 

Myślę, że większość firm będzie szukała właśnie pewnego rodzaju hybryd. Póki co w takich modelach nadal więcej jest pracy zdalnej niż stacjonarnej. Czy to się zmieni? Jeżeli menadżerowie zaobserwują poprawę produktywności, to modele te mają szansę się utrzymać. Jeśli natomiast będą mieli do czynienia z jej dalszymi spadkami, perspektywa powrotu do biur stanie się coraz bardziej realna. 

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Pomorska edukacja– szansa rozwojowa?

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego.

Jakie są obecnie największe wyzwania stojące przed polskim systemem edukacji?

System edukacji stoi przed wieloma wyzwaniami, które mają wpływ na przyszłość uczniów. Państwo ma obowiązek przygotować absolwentów na zmiany, które nadejdą zarówno w bliższej, jak i dalszej perspektywie. W obliczu dynamicznego rozwoju technologii, zmieniających się uwarunkowań społecznych i globalnych wyzwań cywilizacyjnych, konieczne jest uporządkowanie i modernizacja całego systemu edukacji. 

Które jego elementy najbardziej wymagają uporządkowania?

W pierwszej kolejności wskazałbym na podstawy programowe. Powinny one być bardziej stabilne i opracowywane we współpracy z praktykami oraz ekspertami, by lepiej odpowiadały na zmieniające się potrzeby edukacyjne. Kolejnym obszarem wymagającym przemyślenia są ramowe plany nauczania. Warto zwiększyć elastyczność dyrektorów szkół, dając im większą swobodę w dostosowywaniu programu do specyfiki swoich placówek.

Rewizji należy także poddać system oceniania. Obecnie oceny często nie odzwierciedlają rzeczywistego rozwoju ucznia, a jedynie upraszczają obraz jego postępów. Powinny one dostarczać bardziej szczegółowych informacji zwrotnych zarówno uczniowi, jak i jego rodzicom czy nauczycielom. Z kolei zewnętrzne egzaminy wpływają na codzienną pracę szkoły w ten sposób, że często nauczyciele i dyrekcja czują się systemowo przymuszeni, by bardziej koncentrować się na wynikach testów niż na rozwoju kompetencji niezbędnych uczniom w dorosłym życiu.

Czy jednak można zmienić nasze podejście do egzaminów zewnętrznych?

Jakiekolwiek zmiany w tej materii nie są łatwym wyzwaniem – wymagają wysiłku nie tylko stricte merytorycznego, odnoszącego się np. do treści zadań, ale i finansowego. Pytania zamknięte są „tańsze”, ponieważ szybciej się je sprawdza. Z kolei pytania otwarte – choć „droższe” – w większym stopniu pozwalają uczniom na połączenie wiedzy przedmiotowej z szerszymi kompetencjami. Nie mówię o tym, że z pytań zamkniętych należy definitywnie zrezygnować – chodzi mi bardziej o uzyskanie balansu między otwartymi a zamkniętymi zadaniami egzaminacyjnymi.

Przejdźmy na poziom regionalny. Co jest tu Pana zdaniem priorytetem?

Na szczeblu regionalnym kluczowe jest, aby samorządy miały wysoką świadomość swoich kompetencji w obszarze edukacji. Oprócz odpowiedzialności za infrastrukturę i organizację szkół, powinny one także aktywnie angażować się w poprawę jakości edukacji. Samorządowcy powinni dostrzec, jak ważna jest ich rola w kształtowaniu systemu edukacji, który odpowiada na potrzeby lokalnych społeczności i zapewnia uczniom jak najlepsze warunki do rozwoju.

Na szczęście na Pomorzu ta świadomość jest wysoka. Naszą mocną stroną jest również to, że obok Strategii Rozwoju Województwa Pomorskiego 2030 (SRWP 2030) przygotowujemy i realizujemy strategiczne dokumenty operacyjne – Regionalne Programy Strategiczne (RPS). W Regionalnym Programie Strategicznym w zakresie edukacji i kapitału społecznego koncentrujemy się na diagnozie sytuacji w edukacji i na jej bazie przygotowujemy różnego rodzaju przedsięwzięcia. 

Jakie są z Pańskiego punktu widzenia najważniejsze regionalne wyzwania w obszarze edukacji?

Na poziomie województw wyzwań jest co najmniej kilka – nie dotyczą one wyłącznie Pomorza, lecz większości (o ile nie wszystkich) regionów. Pierwsze z nich to wyrównywanie szans edukacyjnych uczniów. Temat ten obecny jest w debacie publicznej od wielu lat, jednak narzędzia, którymi dysponują decydenci, nie zawsze są wystarczające, by skutecznie zlikwidować istniejące bariery. Mam tu na myśli również przedszkola. Uważam, że wysoki wskaźnik objęcia dzieci wychowaniem przedszkolnym to jedno z najważniejszych narzędzi w procesie wyrównywania szans edukacyjnych. Wczesna edukacja ma ogromny wpływ na późniejsze możliwości rozwoju.

Jeśli przyjrzymy się naszemu regionowi, to zauważymy spore zróżnicowanie w tym zakresie. W niektórych powiatach wskaźnik objęcia dzieci wychowaniem przedszkolnym sięga nawet 100%, a w innych może przekraczać tę wartość, co oznacza, że z przedszkoli w danej lokalizacji korzystają także dzieci z sąsiednich powiatów. Jednak są też takie powiaty, w których wskaźnik ten wynosi tylko około 80%, co świadczy o istotnym zróżnicowaniu, zwłaszcza na obszarach bardziej oddalonych od dużych aglomeracji. Istnieją także inne bariery utrudniające równy dostęp do edukacji. Należą do nich m.in.: wykluczenie komunikacyjne, bariera ekonomiczna związana z niskim statusem materialnym rodziny czy ograniczony dostęp do kultury (często związany z ubóstwem transportowym).

Drugim istotnym wyzwaniem jest wyposażenie uczniów w kompetencje związane z elastycznością, tak by potrafili dostosowywać się do dynamicznie i wielopłaszczyznowo transformującego się świata. Owa elastyczność jest ściśle powiązana z koncepcją uczenia się przez całe życie. Musimy mieć dziś świadomość, że nabyte kompetencje, zwłaszcza te potrzebne do wykonywania konkretnych zawodów, nie wystarczą w dłuższej perspektywie czasowej. W związku z tym konieczne jest ciągłe przystosowywanie się do zmieniających się realiów, co wymaga nie tylko wiedzy, ale przede wszystkim umiejętności adaptacyjnych. Niestety, obawiam się, że w wielu polskich szkołach, także tych w województwie pomorskim, elastyczność oraz zdolności adaptacyjne nie są wystarczająco rozwijane. 

Musimy mieć dziś świadomość tego, że nabyte kompetencje, zwłaszcza te potrzebne do wykonywania konkretnych zawodów, nie będą wystarczające w dłuższej perspektywie czasowej. W związku z tym konieczne jest ciągłe przystosowywanie się do zmieniających się realiów, co wymaga nie tylko wiedzy, ale przede wszystkim umiejętności adaptacyjnych.

Nie pomaga w tym też demografia…

Zgadza się – nieprzypadkowo za kolejne, bardzo poważne wyzwanie uznaję zmiany demograficzne, które mają ogromny wpływ na system edukacji. Przeglądając prognozy, widzimy niepokojące dane zwiastujące znaczący spadek liczby urodzeń. Z naszych analiz wynika, że jedynie w powiecie kartuskim i w Gdańsku przewidywany jest przyrost liczby uczniów. W pozostałych powiatach, według prognoz na 2030, 2035 czy 2040 rok, będziemy mieli do czynienia z wyraźnym spadkiem. Stawia to przed nami pytanie: jak dalej kształtować sieć szkół podstawowych i ponadpodstawowych w obliczu takich trendów demograficznych? Równolegle warto się też zastanowić nad przyszłością obiektów edukacyjnych, które dotąd służyły jako szkoły, a w sytuacji malejącej liczby uczniów będą mogły pełnić inne funkcje. 

A co w takim razie z nauczycielami?

To również bardzo istotny aspekt. Dzisiejsi uczniowie żyją bowiem w zupełnie innej rzeczywistości niż ci, uczęszczający do szkół 5 czy 10 lat temu. Potrzebują zatem bardziej elastycznych nauczycieli, którzy potrafią radzić sobie z nowymi wyzwaniami, adaptować się do zmian czy pomagać w sytuacji kryzysu zdrowia psychicznego u dzieci i młodzieży. Niestety, gros nauczycieli kończyło studia wiele lat temu, kiedy kształcenie pedagogów koncentrowało się głównie na przygotowaniu do nauczania przedmiotów, a nie do pełnienia roli wychowawców czy mentorów. Ponadto obecny system edukacji często stawia ich przed dylematem: czy lepiej solidnie przygotować uczniów do egzaminów, czy raczej skupić się na rozwijaniu kompetencji społecznych i pomocy w radzeniu sobie z problemami życia codziennego. Nauczyciele potrzebują wsparcia w przystosowaniu się do nowych realiów i wyzwań, które wymagają od nich nie tylko wiedzy merytorycznej, ale także umiejętności wychowawczych i psychologicznych. 

Dzisiejsi uczniowie potrzebują bardziej elastycznych nauczycieli, którzy potrafią radzić sobie z nowymi wyzwaniami. Niestety, gros nauczycieli kończyło studia wiele lat temu, kiedy kształcenie pedagogów koncentrowało się głównie na przygotowaniu ich do nauczania przedmiotów, a nie do pełnienia roli wychowawców czy mentorów. 

Znajdujemy się więc w sytuacji, w której od nauczycieli będzie wymagało się nie tylko przekazywania wiedzy i wzorców wychowawczych, lecz także umiejętności radzenia sobie w dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości. Wszystko to przy relatywnie niskich zarobkach i postępującym spadku prestiżu tego zawodu.

Owszem, to istotny problem. Trzeba przyznać, że obniżenie prestiżu tego zawodu nie zależy od działań samych pedagogów. Jest to rezultat prowadzenia długofalowej polityki, która doprowadziła m.in do tego, że wynagrodzenia nauczycieli są stosunkowo niskie w porównaniu do odpowiedzialności, jaką ponoszą. Należy wyraźnie podkreślić – jeśli zależy nam na pedagogach, którzy dostrzegają wyzwania stojące przed edukacją oraz koncentrują się na uczniu, to muszą być oni odpowiednio wynagradzani. Nie możemy pozwolić na sytuację, w której młode małżeństwo, rozpoczynające pracę w zawodzie nauczyciela, nie jest w stanie zaciągnąć kredytu na własne mieszkanie. W moim odczuciu powiązanie wynagrodzenia nauczycieli z poziomem wynagrodzeń w innych sektorach gospodarki narodowej mogłoby pomóc w przywróceniu prestiżu zawodu i przyciągnąć do niego osoby z pasją i zaangażowaniem. 

Jeśli zależy nam na nauczycielach, którzy dostrzegają wyzwania stojące przed edukacją oraz koncentrują się na uczniu, to muszą być oni odpowiednio wynagradzani. 

W tym miejscu wspomniałbym jeszcze o starzejącej się kadrze nauczycieli przedmiotów zawodowych, przy równoczesnym braku nowych osób, które mogłyby zasilić tę grupę. Problem ten wymaga kompleksowych rozwiązań, a więc wprowadzenia zmian na poziomie państwa. Musimy się zastanowić, jak sprawić, by pracownicy przedsiębiorstw, którzy mają dużą wiedzę praktyczną, mogli i chcieli pracować w szkołach. Przecież to właśnie firmy są organizacjami, gdzie rozwija się infrastruktura i nowoczesne technologie, a szkoły, z racji swojej struktury, często pozostają w tyle, korzystając z pomocy dydaktycznych, które nie zawsze odpowiadają realiom współczesności. 

Jakie miejsce w edukacji powinny mieć technologie? Na ile sala lekcyjna powinna współistnieć z narzędziami online, które ułatwiają dostęp do wiedzy i pozwalają na wprowadzenie bardziej elastycznych form nauki? 

W tym kontekście ważne jest, aby nauczyciele przedmiotów zawodowych nie tylko byli obecni w szkołach, ale również doskonalili swoje umiejętności bezpośrednio w przedsiębiorstwach. To z kolei może przyczynić się do lepszego dopasowania programu nauczania do wymagań rynku pracy, a także zapewnić nauczycielom aktualną wiedzę na temat nowoczesnego środowiska pracy. Należy stworzyć mechanizmy, które pozwolą na łatwiejszą wymianę doświadczeń między szkołami a przedsiębiorstwami. W ten sposób nauczyciele rozwiną swoje kompetencje, dzięki czemu lepiej przygotują uczniów do pracy w obecnych uwarunkowaniach. 

To bardzo istotna kwestia. Czymś pożądanym byłoby przecież, gdyby uczniowie mogli wynosić ze szkoły wiedzę w obszarze, np. sztucznej inteligencji, która przeżywa swój rozkwit. Jednak mając na uwadze realia polskiej edukacji, brzmi to trochę jak abstrakcja.

Nauczyciele, podobnie jak przedstawiciele innych zawodów, muszą być świadomi konieczności ciągłego rozwoju i doskonalenia swoich umiejętności. Mimo że wciąż jest to grupa intensywnie korzystająca z różnych form kształcenia i doskonalenia zawodowego, to jednak technologie rozwijają się w tempie, które często wyprzedza możliwości szkół w tym zakresie. Weźmy choćby pod uwagę wspomnianą przez Pana sztuczną inteligencję, która staje się coraz bardziej obecna w życiu codziennym. Jak nauczyciele powinni wykorzystywać AI w pracy z uczniami? Jak nauczać jej efektywnego wykorzystywania? To kluczowe wyzwania. Dodatkowo pojawiają się też kwestie etyczne związane z AI, które również muszą być uwzględniane w procesie edukacji.

Kolejna ważna kwesta dotyczy używania aplikacji i narzędzi umożliwiających nauczanie online. To zagadnienie stało się szczególnie istotne po doświadczeniach związanych z pandemią COVID-19, kiedy szkoły musiały przejść na zdalne nauczanie. Teraz pojawia się pytanie: na ile tradycyjne metody nauczania powinny być połączone z nowoczesnymi rozwiązaniami technologicznymi? Jakie miejsce w edukacji powinny zatem mieć technologie? Na ile sala lekcyjna powinna współistnieć z narzędziami online, które ułatwiają dostęp do wiedzy i pozwalają na wprowadzenie bardziej elastycznych form nauki?

Moim zdaniem nowoczesne technologie i aplikacje stanowią ogromne wyzwanie dla edukacji, zwłaszcza że zmieniają się i „doskonalą” niezwykle szybko. Dla nauczycieli oznacza to konieczność nieustannego śledzenia nowych trendów i dostosowywania się do nich. W tym kontekście ważną rolę odgrywają placówki doskonalenia nauczycieli, które muszą zapewniać odpowiednie wsparcie w zakresie szkoleń z nowych technologii. Kwestia ta wymagać będzie dużego zaangażowania zarówno ze strony pedagogów, jak i instytucji odpowiedzialnych za ich rozwój zawodowy. 

Przedsiębiorcy często przyjmują stanowisko, że to szkoły mają przygotować absolwentów do podjęcia pracy, traktując to jako obowiązek systemu edukacji. Odpowiedzialność za wykształcenie kompetentnych pracowników jest zatem zbyt jednostronnie przypisywana szkołom, bez realnego zaangażowania ze strony pracodawców. 

Jak natomiast powinna Pana zdaniem wyglądać współpraca między szkołami a lokalnymi przedsiębiorstwami?

Mamy już dobre doświadczenia w tej dziedzinie, związane z realizacją dużych projektów unijnych, które obejmowały przekształcenie sieci szkół zawodowych i ich sprofilowanie w kierunku kluczowych branż regionu. Niemniej jednak pojawiają się pewne trudności i niebezpieczeństwa związane z tą współpracą.

Po pierwsze, przedsiębiorcy często przyjmują stanowisko, że to szkoły mają przygotować uczniów do podjęcia pracy, traktując to jako obowiązek systemu edukacji. Jedynie czekają na absolwentów, by ewentualnie post factum wyrazić swoje zastrzeżenia dotyczące ich umiejętności. Odpowiedzialność za wykształcenie kompetentnych pracowników jest zatem zbyt jednostronnie przypisywana szkołom, bez realnego zaangażowania ze strony pracodawców.

Drugie wyzwanie dotyczy kwestii stabilności firm. Czasami szkoła nawiązuje współpracę z dużym przedsiębiorstwem, które oferuje staże czy praktyki zawodowe, a później, z powodów niezależnych od systemu edukacji, firma nagle zamyka swoją działalność. W takiej sytuacji współpraca (w tym np. klasy patronackie) zostaje przerwana, a szkoła – pozbawiona partnera, co stawia ją w trudnej sytuacji. Mając to na uwadze, uważam za konieczne, by placówki edukacyjne nie tylko same wychodziły z inicjatywą w stronę przedsiębiorców, ale także by ci drudzy aktywnie angażowali się w edukację, współdziałając ze szkołami w bardziej systematyczny i stabilny sposób. Partnerstwo to powinno opierać się na długofalowych relacjach, a nie przypadkowych i chwiejnych układach.

Wyzwań stojących przed systemem edukacji jest naprawdę sporo, a wyjście im naprzeciw będzie bez wątpienia wymagało dużego wysiłku. Sporo powiedzieliśmy już o systemie edukacji, o nauczycielach, teraz przejdźmy może do samych uczniów. W jaki sposób przygotować młodych ludzi do szybko zmieniającego się świata i wymagań rynku pracy? Wspominał Pan już o kwestii elastyczności – co oprócz niej?

Choć wiedza i kompetencje przedmiotowe są niezwykle ważne, to warto jednak spojrzeć na edukację w szerszym kontekście. Edukacja interdyscyplinarna jest kluczowym elementem, który pozwala na lepsze łączenie różnych dziedzin wiedzy, jak np. matematyki i fizyki, co w wielu szkołach zaczyna być wdrażane. Kompetencje nabywane w ramach edukacji interdyscyplinarnej są niezwykle przydatne w dzisiejszym świecie, gdzie granice między dziedzinami stają się coraz bardziej płynne. Choć, jak wskazała Pomorska Rada Oświatowa, nie zawsze jest ona realizowana w sposób efektywny, to trend ten jest na pewno krokiem w dobrą stronę.

Równie ważne, jeśli nie ważniejsze, stają się kompetencje istotne z perspektywy rynku pracy, a szczególnie te, na które zwracają uwagę przedsiębiorcy. Należą do nich m.in.: umiejętność logicznego wnioskowania i krytyczne myślenie, ale także kompetencje społeczne (tzw. kompetencje miękkie). Przedsiębiorcy podkreślają, że łatwiej jest nauczyć pracowników specyficznych umiejętności związanych z danym zawodem, a znacznie trudniej wykształcić w nich takie cechy, jak punktualność, odpowiedzialność czy zdolność do pracy zespołowej. Brak tych kompetencji może stanowić poważną przeszkodę w efektywnej pracy, dlatego ich rozwój w ramach systemu edukacji jest niezbędny. 

Wspomniałbym też o koncepcie lifelong learning, czyli nieustannym uczeniu się i przekwalifikowywaniu, który zyskuje na znaczeniu, zwłaszcza w kontekście ciągłych zmian na rynku pracy. Młodsze pokolenia powinny być przygotowywane nie tylko do nauki przez kilka lat, ale również do tego, że nieustannie będzie ona obecna w ich życiu pod postacią np. szkoleń czy kursów. 

Przedsiębiorcy podkreślają, że łatwiej jest nauczyć pracowników specyficznych umiejętności związanych z danym zawodem, a znacznie trudniej wykształcić w nich takie cechy, jak punktualność, odpowiedzialność czy zdolność do pracy zespołowej. Brak tych kompetencji może stanowić poważną przeszkodę w efektywnej pracy, dlatego ich rozwój w ramach systemu edukacji jest niezbędny. 

Ponadto edukacja coraz bardziej powinna skupiać się na pracy zespołowej, ponieważ to właśnie w takich warunkach dzieci i młodzież uczą się współpracy, dzielenia obowiązków czy wspólnego rozwiązywania problemów. Warto wprowadzać więcej projektów, które wymagają od uczniów kooperacji i twórczego podejścia do rozwiązywania problemów, co przygotuje ich do pracy w zawodach, gdzie współdziałanie w zespole jest codziennością.

Na koniec – nie możemy zapomnieć o kompetencjach cyfrowych, które w dzisiejszym świecie są absolutnie niezbędne. Dbałość o rozwój tych umiejętności, w tym obsługi nowych technologii i aplikacji, jest bardzo ważna. Również w tym kontekście rola szkół będzie nieodzowna.

Wspominał Pan o wymaganiach rynku pracy. W tym zakresie od lat w środowisku edukacyjnym toczy się spór w jakim stopniu rolą szkoły powinno być dostosowywanie się do sytuacji rynkowej. Jaka jest Pańska ocena?

W mojej ocenie szkoła powinna przygotowywać uczniów przede wszystkim do pełnego i świadomego uczestnictwa w życiu. Mam tu na myśli różnorodne obszary, takie jak: gospodarka, kultura, społeczeństwo czy środowisko. Człowiek poszukuje motywacji i wartości w wielu aspektach życia, dlatego edukacja, nawet w szkołach branżowych czy technikach, nie może być sprowadzona wyłącznie do przygotowania młodych ludzi do pracy. Taka redukcja zadań szkoły nie wpisuje się w złożoność ludzkiej natury.

Choć praca jest ważnym elementem życia, szkoła powinna przede wszystkim wspierać wszechstronny, psychofizyczny rozwój ucznia. Kluczowe jest rozwijanie kompetencji miękkich, takich jak: praca w zespole i skuteczne komunikowanie się, krytyczne i kreatywne myślenie czy efektywne uczenie się. Stanowią one bowiem fundament naszego człowieczeństwa, dzięki któremu możemy odnaleźć się w różnych sytuacjach życiowych. Podejście to, którego jestem zdecydowanym zwolennikiem, wykracza poza wąskie przygotowanie do konkretnego zawodu czy branży. Edukacja powinna kształtować ludzi wszechstronnych, gotowych do zmierzenia się z różnorodnymi wyzwaniami współczesnego świata. 

Skupmy się przez chwilę na wątku szkolnictwa zawodowego – w jakich obszarach pomorski rynek pracy sygnalizuje rosnące zapotrzebowanie na pracowników? 

Od 2014 roku na Pomorzu podejmujemy działania w zakresie szkolnictwa zawodowego. Dzięki nim województwo pomorskie może pochwalić się unikatowym podejściem do wykorzystania środków unijnych w szkolnictwie zawodowym, które zostało dostrzeżone nawet przez Komisję Europejską. Postawiliśmy na wsparcie wyłącznie tych kierunków kształcenia zawodowego, które odpowiadają potrzebom branż kluczowych dla rozwoju regionu, związanych z tzw. inteligentnymi specjalizacjami. W naszym regionie szczególny nacisk położono na branże, takie jak:

  • transport, logistyka i magazynowanie,
  • nowoczesne technologie w produkcji i usługach, zwłaszcza energetyka, w tym budowa elektrowni jądrowej,
  • zdrowie i srebrna gospodarka, odpowiadające na wyzwania związane ze starzejącym się społeczeństwem,
  • gospodarka morska, która mocno odradza się w regionie,
  • turystyka, gastronomia i hotelarstwo, będące „tradycyjnie” istotnym elementem regionalnej gospodarki. 

Człowiek poszukuje motywacji i wartości w wielu aspektach życia, dlatego edukacja nie może być sprowadzona wyłącznie do przygotowania młodych ludzi do pracy. Taka redukcja zadań szkoły nie wpisuje się w złożoność ludzkiej natury. 

Proces alokacji środków odbywał się w ścisłym dialogu z organami prowadzącymi szkoły, głównie powiatami, w tym miastami na prawach powiatu. Wspólnie zastanawialiśmy się nad kierunkami kształcenia, które warto rozwijać. Środki unijne były przeznaczane na wsparcie uczniów, nauczycieli oraz doposażenie dydaktyczne i infrastrukturę placówek, co miało strategicznie ukierunkować rozwój sieci szkół zawodowych w województwie. To podejście pozwoliło na lepsze dopasowanie systemu pomorskiej edukacji zawodowej do realiów rynku pracy i potrzeb regionalnej gospodarki, czyniąc z Pomorza wzór do naśladowania w skali kraju.

Czy da się połączyć ścisłe ukierunkowanie techniczne z elastycznością? Wydaje się, że ową elastyczność łatwiej osiągnąć na płaszczyźnie liceów ogólnokształcących.

W naszej współpracy z powiatami staramy się podkreślać, że choć kształcenie w konkretnym zawodzie jest oczywiście kluczowe, to równie istotne są kompetencje miękkie. Mowa tu o umiejętności przekwalifikowania się, świadomości całożyciowego uczenia się oraz pracy nad kompetencjami technicznymi ogólnymi, które wykraczają poza potrzeby jednej konkretnej firmy. Jeśli ktoś posiada kompetencje miękkie, a także zdolności interpersonalne, to łatwiej taką osobę wyszkolić do wykonywania specyficznych zadań w danym przedsiębiorstwie. Elastyczność pracowników się zwiększa, co pozwala im lepiej dostosowywać się do stale ewoluujących warunków pracy i nowych technologii. 

Województwo pomorskie może pochwalić się unikatowym podejściem do wykorzystania środków unijnych w szkolnictwie zawodowym, które zostało dostrzeżone nawet przez Komisję Europejską. Postawiliśmy na wsparcie wyłącznie tych kierunków kształcenia zawodowego, które odpowiadają potrzebom branż kluczowych dla rozwoju regionu, związanych z tzw. inteligentnymi specjalizacjami. 

W województwie pomorskim kładziemy duży nacisk na kompetencje miękkie, szczególnie w kontekście doradztwa zawodowego. Staramy się patrzeć szerzej, biorąc pod uwagę także rozwój i adaptowanie uczniów do różnorodnych ról zawodowych. Szkolnictwo zawodowe postrzegamy jako całościowe przygotowanie młodych ludzi do „świata pracy”, w którym umiejętności społeczne, techniczne i elastyczność są równie ważne, co specyficzne kwalifikacje zawodowe.

Czy można mówić o pewnego rodzaju specyfice edukacyjnej województwa pomorskiego?

Specyfika edukacyjna Pomorza wyróżnia się przede wszystkim podejściem opartym na dialogu i konsensusie, które stanowią fundament działania Samorządu Województwa Pomorskiego. Zależy nam na tym, aby decyzje dotyczące edukacji i wszelkich innych kwestii, w tym podziału środków unijnych, były podejmowane w oparciu o szeroką współpracę z różnymi interesariuszami. Zarząd Województwa Pomorskiego ostatecznie podejmuje uchwały dotyczące przyznania środków, ale cały proces uzgadniania priorytetów jest bardzo długi i szczegółowy, ponieważ staramy się dążyć do konsensusu. 

Specyfika edukacyjna Pomorza wyróżnia się przede wszystkim podejściem opartym na dialogu i konsensusie, które stanowią fundament działania Samorządu Województwa Pomorskiego. Zależy nam na tym, aby decyzje dotyczące edukacji i wszelkich innych kwestii, w tym podziału środków unijnych, były podejmowane w oparciu o szeroką współpracę z różnymi interesariuszami. 

Mogę powiedzieć, że w tym zakresie edukowaliśmy się na organizowanych przez Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową Kongresach Obywatelskich. W ramach licznych, długich paneli dyskusyjnych rozmawialiśmy tam o wyzwaniach, które stoją przed regionem oraz wspólnie szukaliśmy najlepszych sposobów rozwiązywania problemów. Zobaczyliśmy jak ważne jest, aby społeczeństwo miało okazję aktywnie uczestniczyć w podejmowaniu różnych decyzji. Miało to duży wpływ na sposób, w jaki planujemy i realizujemy dziś działania edukacyjne. Taka forma dialogu z przedstawicielami różnych grup społecznych, organizacji i instytucji stanowi fundament działań w obszarze edukacji w naszym regionie. Dzięki niemu planowane inicjatywy i projekty edukacyjne są bardziej dostosowane do realnych potrzeb społeczności, a proces ich wdrażania jest transparentny oraz inkluzywny; uwzględniający opinie szerokiego kręgu interesariuszy.

Co z perspektywy Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego wydaje się największym priorytetem w obszarze edukacji na Pomorzu?

Priorytety edukacyjne naszego regionu dotyczą z jednej strony wzmocnienia tego, co jest dobre, a z drugiej – wyeliminowania bądź ograniczenia słabszych stron. Zacząłbym od tych pierwszych – wśród naszych atutów znajduje się umiejętność wypracowywania przedsięwzięć strategicznych, które nie są podejmowane w izolacji, ale w ramach szerokiego dialogu z różnymi interesariuszami. To podejście umożliwia akceptację i wsparcie planowanych działań przez wszystkich, którzy są zainteresowani danym projektem. Takie współdziałanie pozwala na skuteczne tworzenie i realizowanie inicjatyw, które odpowiadają na rzeczywiste potrzeby regionu.

Kolejnym ważnym aspektem naszej specyfiki są kwestie gospodarcze, w tym szczególnie wyzwania związane z sektorem energetycznym. Energetyka, zwłaszcza rozwój offshore i elektrowni jądrowych, stawia przed nami ogromne wyzwania, którym musimy sprostać. Diametralnego znaczenia nabiera więc przygotowanie szkół branżowych i techników do edukowania pod kątem nowych zawodów, które pojawią się wraz z rozwojem tych gałęzi gospodarki.

Naszą silną stroną, o czym już wspominałem, jest także unikatowe podejście Pomorza do dystrybucji środków unijnych na szkolnictwo zawodowe, co potwierdza nasze zaangażowanie i dbałość o rozwój edukacji zawodowej w kontekście współczesnych wyzwań gospodarczych.

Czego dotyczą natomiast wyzwania skupione wokół niwelowania słabszych stron?

W województwie pomorskim od lat stawiamy na wyrównywanie szans edukacyjnych, szczególnie dla uczniów, którzy uczą się poza aglomeracją Trójmiasta, w mniejszych miejscowościach. Wdrażamy system stypendiów wspierających dzieci i młodzież z mniej rozwiniętych gmin. Ponadto, posiadamy też dedykowane środki na poprawę jakości edukacji – nie tylko poprzez tradycyjne zwiększanie liczby godzin lekcyjnych z przedmiotów, takich jak matematyka czy język polski, a tworzenie szans wykraczających poza standardowy program nauczania, by dawać uczniom możliwość rozwoju w wielu obszarach. 

W województwie pomorskim dostrzegamy, że istotne jest nie tylko uznanie nauczycieli, którzy osiągają sukcesy na poziomie ogólnopolskim, ale także tych, którzy angażują się w życie społeczności lokalnych, inspirują swoich uczniów do podejmowania wyzwań i są liderami w swoim środowisku. 

Jednym z dużych wyzwań jest także edukacja włączająca, polegająca na przygotowaniu dyrektorów, nauczycieli oraz rodziców do pracy z uczniami z różnymi rodzajami niepełnosprawności, deficytów czy zaburzeń. To skomplikowane zadanie, które wymaga od nauczycieli nie tylko odpowiednich kompetencji, ale również umiejętności tworzenia w klasie takiego systemu nauczania, który będzie dostępny i sprawiedliwy dla każdego ucznia. Bardzo ważne jest także, aby potrafili oni nawiązać współpracę z rodzicami i byli w stanie partnerować im w procesie edukacyjnym ich dzieci, co w obecnych czasach nie jest łatwe. Kwestia edukacji włączającej to jedno z głównych zagadnień, które potrzebuje systemowego wsparcia i zmian w sposobie funkcjonowania szkół.

Staramy się także działać na rzecz zwiększenia prestiżu zawodu nauczyciela. W województwie pomorskim dostrzegamy, że istotne jest nie tylko uznanie nauczycieli osiągających sukcesy na poziomie ogólnopolskim, ale także tych, którzy angażują się w życie społeczności lokalnych, inspirują swoich uczniów do podejmowania wyzwań i są liderami w swoim środowisku. Konkurs „Nauczyciel Pomorza” jest tego najlepszym dowodem.

Na zakończenie – jakie projekty i programy mające na celu rozwój kompetencji przyszłości, podnoszenie kwalifikacji zawodowych oraz promocję podejścia lifelong learning, są dziś realizowane na Pomorzu?

Przede wszystkim kontynuujemy drugi etap kształtowania sieci szkół zawodowych, dostosowanych do potrzeb gospodarki i kluczowych branż regionu. W ramach tego procesu uczniowie mają możliwość uczestniczenia w kursach kwalifikacyjnych oraz szkoleniach, które pozwalają im uzyskać dodatkowe kwalifikacje zawodowe, uzupełniające program nauczania szkolnego. Dzięki temu młodzi ludzie zdobywają umiejętności zwiększające ich atrakcyjność na rynku pracy.

Program „Zdolni z Pomorza” to z kolei inicjatywa wspierająca uczniów o wybitnych talentach. Dzięki niemu laureaci olimpiad ogólnopolskich i międzynarodowych otrzymują wsparcie, które pomaga im rozwijać swoje pasje i umiejętności. Wiele z tych osób trafia na renomowane uczelnie, zarówno krajowe, jak i zagraniczne, stanowiąc ważny zasób intelektualny regionu.

Dodatkowo realizujemy projekty mające na celu rozwój kompetencji kluczowych, szczególnie w szkołach, które mają wyniki poniżej średniej wojewódzkiej i znajdują się w obszarze strategicznej interwencji. Te placówki otrzymują wsparcie w zakresie rozwoju umiejętności ogólnych, co ma na celu wyrównywanie szans edukacyjnych uczniów i poprawę jakości ich wykształcenia. Ważnym przedsięwzięciem jest także wspomniane we wcześniejszym pytaniu promowanie edukacji włączającej.

Na koniec warto wspomnieć o projekcie realizowanym w ramach Krajowego Planu Odbudowy, dotyczącym tzw. zintegrowanej strategii umiejętności. Zespół koordynacyjny projektu skupia się na opisie umiejętności, które można zdobywać poza systemem formalnym. Jego zadaniem jest wdrażanie strategii mających na celu wsparcie rozwoju kompetencji w różnych obszarach, zarówno w kontekście systemu edukacji, jak i rynku pracy. 

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Instrumenty rozwojowe – czy zbudują konkurencyjność polskich firm?

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego.

Jakie wyzwania rozwojowe stoją dziś przed Polską i Pomorzem?

Aby nie stać w miejscu, ani się nie cofać, trzeba się rozwijać. Myślę, że mają tego świadomość mieszkańcy Pomorza, w tym także pomorscy przedsiębiorcy. O ile w skali regionu rozwój powinien zachodzić na kilku równoległych płaszczyznach, np. gospodarczej czy społeczno-kulturalnej, o tyle warto zastanowić się, co oznacza on w wypadku firm. Najprostsza odpowiedź, która zapewne przyjdzie do głowy wielu z nas, to inwestowanie. Jak jednak inwestować, by się rozwijać? Jak robić to mądrze, otwierając przed przedsiębiorstwem nowe szanse i horyzonty? Przedsiębiorcy – często intuicyjnie – wiedzą, co to oznacza i tak też robią.

Na ile ważna w przypadku przedsiębiorstw jest dziś umiejętność korzystania ze wsparcia ze strony publicznych (samorządowych, rządowych) instrumentów rozwojowych?

Od transformacji ustrojowej przez wiele lat funkcjonowaliśmy w dogmacie wolnego rynku ponad wszystko. Nieraz słyszeliśmy hasła typu: „niech wolny rynek to ureguluje”, „należy zdać się na wolny rynek” itp. Wiele osób i instytucji w to podejście głęboko wierzyło. Dziś okazuje się jednak, że wolny rynek to niekiedy hasło, a rzeczywistość jest dalece inna. Najlepszym tego przykładem są rządy, które w mniej lub bardziej jawny sposób subsydiują krajowe przedsiębiorstwa, a nawet całe branże. Zaburza to wolną, sprawiedliwą konkurencję na poziomie globalnym.

Wiele lat funkcjonowaliśmy w dogmacie wolnego rynku ponad wszystko. Dziś to niekiedy hasło, a rzeczywistość jest dalece inna.
Coraz więcej rządów w mniej lub bardziej jawny sposób subsydiuje krajowe przedsiębiorstwa, a nawet całe branże. Zaburza to wolną, sprawiedliwą konkurencję na rynku.

Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu, jako gorący zwolennik wolnego rynku, sugerowałbym przedsiębiorcom zdać się wyłącznie na związane z nim reguły i mechanizmy gospodarcze. Jednak obecnie, przyglądając się ogólnoświatowym trendom protekcjonistycznym, proponowałbym może nie tyle całkowite porzucenie wiary w mechanizmy rynkowe, co dokonanie w swoich założeniach kilku korekt. Byłbym zwolennikiem stwarzania – na poziomie regionu, państwa oraz całej Unii Europejskiej – narzędzi i warunków, będących tarczą chroniącą nasze firmy przed naruszającymi uczciwą konkurencję zachowaniami przedsiębiorców, np. z Chin oraz innych państw, w których wykorzystywane są metody zaburzające konkurencję i zasady wolnorynkowe.

Co ma Pan konkretnie na myśli?

Przede wszystkim mam na myśli nierówność szans. Trzeba o tym mówić oraz – na ile jest to możliwe – przeciwdziałać takim sytuacjom. A przynajmniej uwzględniać je w planach strategicznych firm jako pewnego rodzaju ryzyko. Przedsiębiorcy powinni robić to, co robią od zawsze – dbać o swoje firmy, o budowę i utrzymanie ich konkurencyjności. W obecnych realiach oznacza to m.in. umiejętność wykorzystywania publicznych instrumentów rozwojowych.

Rekomendowałbym także baczne obserwowanie horyzontalnych polityk i ich długofalowych celów. Ich znajomość zmniejszy ryzyko realizacji nietrafionych inwestycji, które np. po kilku latach będą wymagały modyfikacji, bo zamiast poprawić sytuację przedsiębiorstwa, wpłyną negatywnie na konkurencyjność firmy. Obecnie wybijającym się w skali Europy trendem jest rozwój zrównoważony, czyli uwzględniający wymiar środowiskowy oraz społeczny. Wiem, że często wiąże się on z kosztami, które trzeba ponieść dziś. Ale są to takie zmiany, które mogą istotnie wpływać na konkurencyjność firm już w nieodległym czasie. Myślę jednak, że pomorscy przedsiębiorcy mają to na uwadze.

Jaka jest rola regionalnych funduszy rozwoju w stymulowaniu zmian dokonujących się w danych województwach? 

Jako Pomorski Fundusz Rozwoju, będąc spółką Samorządu Województwa Pomorskiego, staramy się przygotowywać w regionie ofertę sprzyjającą realizacji strategii województwa. Ponadto dążymy do zwiększania naszego potencjału, angażując się jako menadżer funduszu powierniczego, czyli operator środków unijnych w zakresie instrumentów zwrotnych. Co istotne, środki pożyczane w ramach programów unijnych wracają do PFR-u, dzięki czemu możemy je wielokrotnie wykorzystywać – obecnie i w przyszłości. Moim zdaniem jest to prosty, ale skuteczny mechanizm budowania możliwości finansowania projektów inwestycyjnych na poziomie regionalnym. 

Jakiego typu mogą to być projekty?

Można je podzielić na dwa segmenty – pierwszy jest związany ze wzmacnianiem małych i średnich przedsiębiorców za sprawą dostarczania im kapitału do finansowania rozwoju poprzez projekty inwestycyjne, w tym także innowacyjne. Ważny jest dla nas także obszar transformacji energetycznej i zasobooszczędności. Drugim fundamentem jest natomiast wsparcie dla projektów infrastrukturalnych realizowanych przez gminy, instytucje regionalne, spółki komunalne itp., które są istotne w kontekście regionu i standardu życia jego mieszkańców. 

Mam tu na myśli przedsięwzięcia strategiczne z punktu widzenia rozwoju województwa, czyli dotyczące np. szkół, szpitali, sektora kultury. Nie są to często projekty realizowane wprost przez przedsiębiorców, ale tworzą one niejako krwioobieg dla regionalnego systemu gospodarczego. 

W obecnych realiach dbanie o swoją firmę, o budowę i utrzymanie jej konkurencyjności, jest tożsame m.in. z umiejętnym wykorzystywaniem publicznych instrumentów rozwojowych. 

A co z programami wsparcia skierowanymi konkretnie do pomorskich przedsiębiorców? 

Obecnie realizujemy jako beneficjent cztery projekty: pożyczkę rozwojową, pożyczkę na projekty związane z odnawialnymi źródłami energii, pożyczkę z obszaru gospodarki obiegu zamkniętego oraz pożyczkę dotyczącą efektywności energetycznej, obejmującą także termomodernizację budynków mieszkalnych, która przeznaczona będzie w dużej mierze dla wspólnot mieszkaniowych. Jesteśmy na etapie wyboru Partnerów Finansujących, którzy będą oferować pożyczki tzw. ostatecznym odbiorcom, czyli m.in. MŚP. Pożyczka rozwojowa już działa. Łącznie na te wszystkie cele rozdysponujemy środki w wysokości około pół miliarda złotych.

Niezależnie od powyższych projektów, w ramach środków unijnych, które zostały już „przepracowane” i do PFR-u wróciły uruchamiamy także finansowanie dla przedsiębiorców w postaci pożyczki ogólnorozwojowej. Działamy tu jako tzw. hurtownik, tj. udostępniamy środki najczęściej funduszom pożyczkowym lub innym instytucjom finansowym, które dalej dystrybuują je do MŚP. Z kolei w wypadku projektów większych, finansowanych od dwóch milionów złotych wzwyż, działamy również jako bezpośredni dostawca kapitału – w tym kontekście mamy w swojej ofercie chociażby Pożyczkę Strategiczną dla Pomorza, w ramach której oferujemy środki dla projektów istotnych z punktu widzenia rozwoju województwa”1

Wspólnym mianownikiem wymienionych przez Pana projektów jest słowo „pożyczka”. A przecież jeszcze nie tak dawno – przynajmniej jeśli chodzi o wsparcie unijne – dominowała logika dotacyjna. Dlaczego obecnie preferowane jest wsparcie w formie zwrotnej? 

Wynika to wprost ze zmiany nastawienia Komisji Europejskiej. Kierowanie się zasadami tej, nie takiej już nowej, logiki jest zatem niejako wymuszone. Jednak nie zawsze to, co zostaje ustalone odgórnie, jest czymś złym. Wydaje się bowiem oczywiste, że będąc dziś na znacznie bardziej zaawansowanym etapie rozwoju niż 10 czy 20 lat temu, potrzebujemy zdecydowanie mniej prostych inwestycji, związanych np. z wymianą danej maszyny, natomiast więcej projektów złożonych, bardziej zaawansowanych, które mogą generować istotne korzyści finansowe, a co za tym idzie – być finansowane poprzez instrumenty zwrotne. 

Dzięki stawianiu na instrumenty zwrotne, mogące „pracować” wielokrotnie, możemy zbudować kapitał i pewnego rodzaju instrumentarium, które będziemy mogli wykorzystywać zarówno teraz, jak i w przyszłości, kiedy kolejne perspektywy unijne będą wygasać. Myślę, że przedsiębiorcy doskonale to rozumieją i jednocześnie przyzwyczajają się do tego – oferowane przez nas pożyczki bez problemu znajdują swoich odbiorców. 

Dzięki stawianiu na instrumenty zwrotne, mogące „pracować” wielokrotnie, możemy zbudować kapitał i pewnego rodzaju instrumentarium, które będziemy mogli wykorzystywać zarówno teraz, jak i w przyszłości, kiedy kolejne perspektywy unijne będą wygasać. Myślę, że przedsiębiorcy doskonale to rozumieją i jednocześnie przyzwyczajają się do tego – oferowane przez nas pożyczki bez problemu znajdują swoich odbiorców.

W mojej ocenie zmiana logiki wsparcia wymaga od nas wykonania pewnego rodzaju pracy mentalnej związanej z poglądem, że pożyczka jest czymś gorszym od dotacji. Wsparcie zwrotne wymaga od interesariuszy większej odpowiedzialności. Prowokuje też optymalizację działań, które chcemy podjąć w danym przedsięwzięciu, w tym m.in. przeprowadzenie rzetelnej analizy finansowej. Jako że pożyczka musi zostać po pewnym czasie zwrócona, instrument ten zmusza przedsiębiorców do należytej weryfikacji i przygotowania projektu. To dobre, odpowiedzialne, dojrzałe i efektywne podejście. Jednak mamy w PFR świadomość, że w pewnych obszarach gospodarki, jak np. w zakresie prac badawczo-rozwojowych, gdzie ryzyko jest znacznie większe, a instrumenty typu venture capital wciąż nie są w Polsce powszechne i „oswojone”, wsparcie dotacyjne nadal powinno funkcjonować. 

Podobne wyzwanie w sferze mentalnej czeka również samorządy? 

Zdecydowanie – gminy również powinny przystosować się do tego, że środków dotacyjnych będzie coraz mniej i nauczyć się korzystania z instrumentów zwrotnych. Samorządy są generalnie dość przyzwyczajone do dotacji – i nie ma się im co dziwić, mając na uwadze projekty realizowane na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Niemniej jednak, udział zwrotnych instrumentów finansowych będzie w kolejnych latach wzrastał. Prędzej czy później wszyscy potencjalni beneficjenci projektów unijnych będą musieli nauczyć się korzystać z tej formy wsparcia i do niej przywyknąć.

Wsparcie zwrotne wymaga od interesariuszy większej odpowiedzialności. Prowokuje też optymalizację działań, które chcemy podjąć w danym przedsięwzięciu. Instrument ten zmusza przedsiębiorców do należytej weryfikacji i przygotowania projektu. To dobre, odpowiedzialne, dojrzałe i efektywne podejście. 

Ale Komisja Europejska ma lepsze i gorsze pomysły. I o ile stawianie na zwiększenie roli instrumentów zwrotnych jest myśleniem perspektywicznym i długofalowym, to pojawiające się pomysły w kwestii transformacji architektury wdrożeniowej w kolejnym okresie finansowej perspektywy unijnej już nie. Chodzi o sygnały dotyczące planowanych zmian w zakresie polityki spójności. Mówiąc w dużym uproszczeniu, sprowadza się to do rezygnacji z roli regionów jako gospodarzy programów regionalnych. A przecież mówiąc o budowaniu konkurencyjności, samorządności, samostanowienia, odpowiedzialności za realizowaną politykę rozwoju regionów, niezrozumiałym jest jednoczesne wyeliminowanie i zabranie takiej kompetencji samorządom województw i przeniesienie jej na szczebel wyżej (szczebel krajowy). To trochę jakby na szkołę przerzucać całkowitą odpowiedzialność za wychowanie dzieci, a przecież one kształtują swoje postawy i wyrastają w wartościach wyniesionych przede wszystkim z domu rodzinnego, czyli tej najmniejszej komórki społecznej. Podobnie jest w obszarach społeczno-gospodarczych, gdzie mamy jeszcze dużo do nadrobienia, takich jak np. społeczeństwo obywatelskie, przedsiębiorczość, sprawczość w rozwiązywaniu lokalnych i regionalnych problemów. Można powiedzieć, że te kompetencje i postawy kształtują się głównie małych ojczyznach, czyli regionach. Dlatego warto zabiegać o to, aby zarządzanie środkami unijnymi zostało także w gestii regionów w kolejnych perspektywach finansowych i głośno o tym wszystkim mówić i przypominać. 

  1. Po więcej informacji zapraszam na naszą stronę internetową www.pfr.zpomorskim.pl. ↩︎

Skip to content