Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Polski cud energetyczny?

„Światowy system energetyczny jest na rozdrożu. Obecnych trendów produkcji i zużycia energii nie da się utrzymać ze względów środowiskowych, ekonomicznych, społecznych. Trendy te jednak można i trzeba zmienić […]. To, czego potrzeba, to w istocie rewolucja energetyczna”. Kolejny manifest Greenpeace? Nic podobnego, do rewolucji nawołuje organizacja raczej konserwatywna – Międzynarodowa Agencja Energetyczna (International Energy Agency – IEA) – w opracowaniu World Energy Outlook 2008.

Dokument powstał, zanim jeszcze na dobre rozwinął się globalny kryzys, którego skutkiem jest gwałtowne zmniejszenie popytu na energię i jej nośniki. A skoro mniejszy popyt, to także niższe ceny na światowych giełdach surowcowych. Powód do radości? Tylko pozornie. Bo tania ropa i gaz to rynkowy sygnał zniechęcający inwestorów do finansowania prac nad nowymi technologiami. Zwłaszcza że mają tyle kłopotów wynikających z bałaganu na rynku finansowym. Również przemysł stracił chęć do modernizacyjnych inwestycji, do których miał zachęcać w Europie system limitów emisji dwutlenku węgla. Jeszcze pół roku temu, gdy cementownie, huty i elektrownie pracowały pełną mocą, wiele firm musiało dokupywać dodatkowe zezwolenia na emisję na giełdzie, a cena za tonę CO2 przekraczała 30 euro. Produkcja zmalała, spadły obroty na emisyjnej giełdzie, a wraz z nimi ceny. Gdy można truć po 10 euro za tonę, chęć do szukania rozwiązań niskoemisyjnych gwałtownie maleje.

Spadki cen mają charakter chwilowy i epoka tanich surowców nigdy nie wróci. Nawet gdyby okazało się, że ropy lub gazu nie brakuje, to inwestycje w poszukiwanie i udostępnianie nowych złóż zostały tak zaniedbane, że przywrócenie potencjału wydobycia surowców kopalnych zdolnego zaspokoić niekryzysowy popyt wymaga niewiele mniejszych inwestycji niż prace nad nowymi technologiami.

Wiadomo jednak, że spadki cen mają charakter chwilowy i epoka tanich surowców nigdy nie wróci. Bo nawet gdyby okazało się, że ropy lub gazu nie brakuje, to inwestycje w poszukiwanie i udostępnianie nowych złóż zostały tak zaniedbane, że przywrócenie potencjału wydobycia surowców kopalnych zdolnego zaspokoić niekryzysowy popyt wymaga niewiele mniejszych inwestycji niż prace nad nowymi technologiami. Skoro więc i tak trzeba inwestować (IEA szacuje, że koszt rewolucji technologicznej w sektorze energii to jakieś 45 bilionów dolarów na inwestycje w skali świata do roku 2050), to lepiej w przyszłość niż w przeszłość.

 

Amoniak XXI wieku

Problem z przyszłością polega na tym, że nikt jej jeszcze nie widział. Steven Chu, fizyk noblista i szef Departamentu Energii USA w rządzie Baracka Obamy, przekonuje, że trzeba zwiększyć inwestycje na badania i rozwój tak, by uzyskać kilka przełomów technologicznych o jakości noblowskiej. Porównuje obecną sytuację do stanu, w jakim świat znajdował się sto lat temu. Energii wówczas nie brakowało, dzięki czemu przemysł rozwijał się dynamicznie, a społeczeństwa Zachodu bogaciły się błyskawicznie, dostosowując do wzrostu zamożności styl życia i konsumpcji. Pojawił się problem zaspokojenia popytu na dobra w społeczeństwie, w którym ludziom już nie wystarczała para butów i jedna koszula na cały rok. Gdy wydawało się, że zgodnie z proroctwem Marksa kapitalizm ugnie się pod ciężarem własnych sprzeczności, na ratunek przyszła rewolucja technologiczna.

Najważniejszym jej elementem był wynalazek syntezy amoniaku z azotu zawartego w powietrzu, opatentowany przez Fritza Habera. Wykorzystanie tego osiągnięcia spowodowało niemal z dnia na dzień rozwój przemysłu nawozów sztucznych i wybuch pierwszej zielonej rewolucji: rolnictwo gwałtownie zwiększyło wydajność, widmo głodu odsunęło się na daleki plan. Koledzy Habera uzupełnili puzzle, dokładając inne syntezy chemiczne, dzięki którym człowiek nauczył się produkować to, z czym zaczynała mieć kłopoty natura: barwniki, włókna syntetyczne, tworzywa sztuczne, leki.

Steven Chu wierzy, że dziś mamy szansę na podobny przełom w dziedzinie energetyki. Nie wiadomo jeszcze, które konkretnie technologie zdefiniują wiek XXI, podobnie jak synteza amoniaku Habera zdefiniowała wiek XX. Dlatego IEA w swych opracowaniach radzi, by inwestować w sposób portfelowy, rozwijając całe spektrum możliwych technologii, zarówno służących wytwarzaniu energii, jak i zwiększaniu efektywności jej zużycia.

 

Może jednak atom?

Należy jednak szczerze przyznać: technologie są niezbędnym czynnikiem zmiany, lecz wtórnym w istocie wobec kwestii politycznych, społecznych i ekonomicznych. Przecież nie od dziś lobby fizyków atomowych przekonuje, że najlepszym rozwiązaniem problemów energetycznych świata są elektrownie jądrowe: ekologicznie czyste, technologicznie najbezpieczniejsze wśród wszystkich źródeł energii, powodujące, że rynek paliw jest zdywersyfikowany i stabilny. Dlaczego więc po euforii lat 70. XX stulecia entuzjazm dla atomu wygasł i wraca nieśmiało dopiero teraz? Powodów jest wiele. Najważniejszy to polityczny. Cywilne programy jądrowe były niejako skutkiem ubocznym projektów wojskowych rozwijanych w Stanach Zjednoczonych, Związku Sowieckim, Francji i Wielkiej Brytanii. Szybko stały się podstawą, na której rozwinęły się przemysły o dużym potencjale eksportowym. Problem pojawił się, gdy w kolejce po reaktory ustawiły się takie państwa, jak Irak, Iran czy Korea Północna. To właśnie jest koszt polityczny, czyli świadomość, że upowszechnianie energetyki jądrowej w kolejnych krajach oznacza de facto utratę kontroli nad procesem atomowych zbrojeń. I to głównie z tego względu Amerykanie wstrzemięźliwie podchodzą do wznowienia programu jądrowego u siebie – wiedzą, że osłabią wówczas swoją legitymację do kontrolowania projektów rozwijanych w Pakistanie, Indiach czy Korei Południowej.

Zagrożenie wyścigiem zbrojeń to nie wszystko. Na energetykę jądrową mogą sobie pozwolić tylko sprawne lub silne państwa. Zarówno ze względu na skalę inwestycji, jak i potrzebną infrastrukturę cywilizacyjną (dostęp do kadr, bezpieczeństwo), atom wymusza centralizację władzy i koncentrację kapitału (uruchomienie 1000 MW mocy to inwestycja rzędu 3 mld euro). Widać więc wyraźnie, że to opcja dobra dla dojrzałych, sprawnie działających demokracji lub niekoniecznie sprawnych, lecz silnych dyktatur.

Coraz więcej analityków poddaje ten model krytyce. Czyż nie żyjemy w epoce internetu, który umożliwił koordynację społeczną bez konieczności tworzenia scentralizowanych, hierarchicznych instytucji? Czy w czasie, gdy internet zyskiwał popularność, nie dojrzewały nowe technologie wytwarzania energii niewymagające wielkich instalacji systemowych: mikroturbiny gazowe, biogazownie, elektrownie wiatrowe, elektrownie słoneczne, małe elektrownie wodne? Są one w stanie dostarczać energię blisko odbiorców, wymagają niewielkiego zaangażowania kapitałowego – w sam raz, by mogły je udźwignąć spółdzielnie lub lokalne spółki producenckie. Oczywiście, alternatywne źródła energii mają wady – turbiny wiatrowe i panele słoneczne charakteryzują się niską dyspozycyjnością i wymagają równoważenia przez bardziej stabilne rozwiązania, np. turbiny gazowe, które łatwo uruchamiać, by uzupełniać szczytowe zapotrzebowanie na moc.

 

Inteligentna sieć

Rozproszone źródła energii stają się jednak coraz bardziej atrakcyjne w sytuacji, gdy idea „smart grid”, czyli inteligentnej sieci przesyłowej, przestała być już tylko marzeniem futurystów. Dzięki internetowi, informatyce i najnowszym rozwiązaniom automatyki sieć energetyczna może dostarczać prąd w sposób coraz bardziej przemyślny. Wystarczyłoby zainstalować w urządzeniach domowych – lodówkach, klimatyzatorach, bojlerach – przekaźniki włączone w sieć. Gdy akurat ze względu na porę dnia wystąpi szczytowe przesilenie, urządzenia najmniej potrzebne będą samoczynnie się wyłączać na krótki czas. Nikt przecież nie zauważy krótkiej przerwy w pracy np. klimatyzatora.

To tylko pierwszy krok do sieci w pełni inteligentnej, w której dodatkowym czynnikiem regulującym ruch elektronów będzie dynamiczne określanie cen energii w zależności od chwilowego popytu. W okresach poza szczytem opłaci się wykorzystywać tani prąd np. do produkcji wodoru potrzebnego do zasilania ogniw paliwowych. Gdy w czasie szczytu ceny ruszą w górę, zgromadzony wodór można natychmiast przetworzyć na energię. W takim systemie elektrownią szczytową może być każdy dom i każdy samochód, pod warunkiem oczywiście, że spełnią się wizje gospodarki wodorowej.

Zanim jednak do tego dojdzie, już dziś widać pozytywne skutki społeczne i gospodarcze rozwoju energetyki ze źródeł rozproszonych. W Danii praca w spółdzielniach obsługujących elektrownie wiatrowe daje zatrudnienie ponad stu tysiącom ludzi żyjących w obszarach wiejskich. W Niemczech energetyka alternatywna stworzyła podstawy bytu tysiącom przedsiębiorstw i dała pracę większej liczbie ludzi niż sektor energetyki jądrowej.

 

Lekcje dla Polski

To cenne doświadczenia, z których powinna skorzystać Polska, budując swoją strategię energetyczną. Sytuacja nie jest łatwa, bo nad naszym krajem ciąży dziedzictwo energetyki węglowej. Polską racją stanu jest jak najszybsza dywersyfikacja energetycznego portfela. Na jakim modelu powinna się ona oprzeć? Czy próbować sił we wszystkich obszarach: budować elektrownie atomowe i sieć źródeł alternatywnych, jednocześnie modernizując starą bazę energetyki węglowej? Tak byłoby najbezpieczniej, skąd jednak wziąć niezbędny kapitał? Pilnie potrzebne są strategiczne decyzje uwzględniające wszystkie aspekty: dostępne technologie, które można rozwijać w Polsce, efekty ekologiczne, społeczne i polityczne.

Polska nie dysponuje nawet dobrze przygotowanym bilansem energetycznym ani analizą alternatywnych miksów energetycznych, by można było badać ewentualne zapotrzebowanie na energię w perspektywie roku 2030. Myślenie liniowe, zakładające, że popyt na energię będzie systematycznie rósł wraz z rozwojem gospodarki, jest niezwykle niebezpieczne i może doprowadzić do podobnych błędów, jak nietrafione prognozy wzrostu popytu na gaz.

Niestety, w tej chwili Polska nie dysponuje nawet dobrze przygotowanym bilansem energetycznym ani analizą alternatywnych miksów energetycznych, by można było badać ewentualne zapotrzebowanie na energię w perspektywie roku 2030. Myślenie liniowe, zakładające, że popyt na energię będzie systematycznie rósł wraz z rozwojem gospodarki, jest niezwykle niebezpieczne i może doprowadzić do podobnych błędów, jak nietrafione prognozy wzrostu popytu na gaz. Podejmując dziś decyzję o energetyce jądrowej, decydenci powinni mieć świadomość, iż nie można wykluczyć scenariusza, że w chwili uruchamiania elektrowni atomowej nie będzie popytu na jej produkcję.

Niestety, prace nad strategią energetyczną przedłużają się, a w tym czasie w teren ruszyli cudotwórcy obiecujący fantastyczne rozwiązania technologiczne, które mają zbawić Polskę. Podziemne zgazowania i spalanie węgla oraz przemiana dwutlenku węgla w paliwo to dwie polskie wundertechnologie, które nie tylko mają rozwiązać bieżące problemy, ale i zamienić nasz kraj w Kuwejt. To już nawet nie rewolucja technologiczna – to po prostu cud.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Globalna, polska i pomorska energetyka w perspektywie

W 2009 roku energetyka na całym świecie staje wobec bodaj najbardziej dramatycznych zmian w swojej historii. Perspektyw dla globalnej, europejskiej i pomorskiej energetyki należy szukać, biorąc pod uwagę trzy punkty w czasie:

· 2020 rok – perspektywa charakterystyczna ze względu na rozwiązania unijnego Pakietu Energetyczno-Klimatycznego,

· 2030 rok – perspektywa ważna z punktu widzenia komercjalizacji czystych technologii węglowych,

· 2050 rok – perspektywa konieczna ze względu na amerykańskie/unijne deklaracje polityczne dotyczące budowy społeczeństwa wodorowego/bezemisyjnego.

Odpowiedź na pytanie o perspektywy energetyki otrzymamy już za kilka lat. Zadecydują o niej wyniki programu ratunkowego dla gospodarki amerykańskiej, w którym rozwój innowacyjnej energetyki (w tym podwojenie, w ciągu zaledwie trzech lat, produkcji energii ze źródeł odnawialnych) ma najbardziej fundamentalne znaczenie. Jest nadzieja, że energetyka (bezpieczeństwo energetyczne) przestanie być na świecie żerowiskiem dla polityków i sposobem „sprzedaży kosztów” przez korporacyjne przedsiębiorstwa.

Globalny kryzys gospodarczy (i amerykański sposób na jego pokonanie, mianowicie przeznaczenie 250 mld USD na innowacyjną/odnawialną energetykę z ogólnej wartości pakietu ratunkowego wynoszącej 787 mld USD), uruchamiający zmiany strukturalne, ma w całej historii energetyki status przypadku brzemiennego w skutki. Trafia on na grunt wytworzony przez dziesięciolecia przygotowań technologicznych, przyśpieszonych w USA i Europie w ostatnich kilkunastu latach przez reformy rynkowe w elektroenergetyce, polegające na odchodzeniu od formuły użyteczności publicznej i wprowadzaniu zasady dostępu do infrastruktury sieciowej – czyli na wyzwalaniu konkurencji.

Innowacyjność w energetyce

Sprawa powiązania ochrony środowiska naturalnego i innowacyjnej energetyki wymaga odrębnego komentarza. Konferencja Klimatyczna ONZ w Poznaniu (grudzień 2008) uwypukliła bardzo mocno spór o rzeczywisty wpływ CO2 na efekt cieplarniany. Konstruktywny wniosek z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego jest taki, że efekt cieplarniany – niezależnie od tego, czy jest, czy go nie ma – napędza innowacje w energetyce (daje społeczne przyzwolenie na koszty związane z innowacyjnością). Innowacje w energetyce są zaś dobre same w sobie (w perspektywie etyki użyteczności), zwłaszcza kiedy kurczy się przyzwolenie dla wojen stanowiących w przeszłości poligon innowacyjności.

Dotychczasowy system bezpieczeństwa, ufundowany na imporcie przez rozwinięty świat ropy naftowej i gazu ziemnego z krajów mniej rozwiniętych oraz na wielkoskalowych technologiach węglowych stanowiących jedno z największych źródeł emisji CO2, musi być zastąpiony innym.

Postawienie na innowacyjność w energetyce w istniejących uwarunkowaniach (kryzys gospodarczy, wymagania dotyczące ochrony środowiska) oznacza potrzebę zmiany doktryny bezpieczeństwa energetycznego. Dotychczasowy system bezpieczeństwa ufundowany na imporcie przez rozwinięty świat ropy naftowej i gazu ziemnego z krajów mniej rozwiniętych oraz na wielkoskalowych technologiach węglowych, stanowiących jedno z największych antropogenicznych źródeł emisji CO2, musi być zastąpiony innym systemem. W nowym systemie podstawą będą lokalne zasoby odnawialne (w Polsce głównie zasoby rolnictwa energetycznego, gdzie istnieje ogromny potencjał wzrostowy związany z biotechnologiami, w obszarze zarówno zwykłego postępu uprawowego roślin energetycznych, jak i technologii GMO). Będą to także innowacyjne technologie służące wykorzystaniu lokalnych zasobów (ich przetwarzaniu do postaci energii wykorzystywanej na trzech rynkach końcowych – energii elektrycznej, ciepła i transportu) oraz umożliwiające intensyfikację wykorzystania istniejących w energetyce systemów technicz­nych (w szczególności sieci elektroenergetycznych). Taki kierunek jest bardzo prawdo­podobny, bo jest w interesie USA, które są (potencjalnie) absolutnym liderem w innowacyjnej energetyce. Tylko na tej ścieżce Stany Zjednoczone mogą bronić swojej pozycji zagrożonej przez Chiny i Indie, a jednocześnie podciąć finansowanie terroryzmu i niedemokratycznego świata

Relokacja ryzyka

Inną ważną sprawą, która nabiera szczególnego znaczenia w świetle bieżących doświadczeń, jest relokacja ryzyka z obszaru energetyki odnawialnej (rozproszonej, innowacyjnej) na obszar tradycyjnej elektroenergetyki wielkoskalowej, wysokoemisyjnej, o niskiej efektywności wykorzystania paliw kopalnych, z charakterystycznymi wielkimi przedsiębiorstwami. W nowych uwarunkowaniach dotychczasowe duże ryzyko regulacyjne związane z energetyką odnawialną (ograniczonym dostępem technologii umożliwiających efektywne wykorzystanie tych zasobów) szybko maleje. Natomiast ryzyko regulacyjne związane z energetyką wysokoemisyjną i importem paliw węglowodorowych szybko rośnie. W odniesieniu do energetyki węglowej ryzyko to wzrasta zwłaszcza ze względu na niepewność regulacji dotyczących sposobu internalizacji kosztów zewnętrznych emisji CO2. Z kolei elektrownie atomowe są obciążone wielkim ryzykiem związanym z regulacjami dotyczącymi bezpieczeństwa atomowego („Time”, 12 stycznia 2009).

Potrzebę uwzględnienia alokacji ryzyka unaocznia kryzys gospodarczy, zmieniający wyobrażenie o finansowaniu inwestycji w energetyce. Stało się jasne, że ryzyko udzielenia kredytu wielkiemu przedsiębiorstwu może być bardzo duże, bo przedsiębiorstwo takie nie jest, przy braku pomocy państwa, wolne od ryzyka bankructwa. Sytuacja rosyjskiego Gazpromu i amerykańskich gigantów samochodowych, takich jak General Motors, Chrysler i Ford, są tu bardzo pouczające. Przypadek amerykańskich gigantów samochodowych trzeba zresztą obecnie rozpatrywać nie tylko w aspekcie nieefektywności zarządzania wielkimi przedsiębiorstwami, ale także zmian strukturalnych w energetyce w ogóle. Wiąże się to w szczególności z tym, że rząd amerykański chce wykorzystać restrukturyzację przedsiębiorstw samochodowych do modernizacji technologicznej transportu i uniwersalizacji technologii energetycznych w ogóle (nowy samochód hybrydowy/elektryczny jest jej istotną częścią).

Zintegrowany rynek, czyli czego potrzebuje Polska

W nowej sytuacji w interesie Polski jest działanie na rzecz systematycznej budowy zintegrowanego rynku podażowo-popytowego, na którym będą konkurować inwestycje w: budowę elektrowni węglowych, atomowych i odnawialnych oraz użytkowanie energii elektrycznej. Trzeba przy tym uwzględnić, że cena energii elektrycznej z elektrowni węglowych, bez instalacji CCS (separacji i magazynowania CO2) u odbiorcy końcowego, to około 150 USD/MWh (są to szacunki własne, przy koszcie uprawnień do emisji CO2 – 40 euro/tonę). Cena energii elektrycznej z elektrowni atomowych u odbiorcy końcowego to około 180 do 230 USD/MWh (dane z przywołanego czasopisma „Time”, uzupełnione o szacunki własne w zakresie kosztów sieciowych). Natomiast cena energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych u odbiorcy końcowego to około 150 USD/MWh (szacunki własne). Prognozowana w USA wycena inwestycji zapewniająca zwiększenie efektywności energetycznej użytkowania energii elektrycznej to około 10 do 30 USD/MWh („Time”).

Jak podaje „Time”, obecny potencjał redukcji amerykańskich rynków końcowych energii, związany z inwestycjami w jej użytkowanie (przy zastosowaniu już istniejących/skomercjalizowanych technologii użytkowania), wynosi 50% w przypadku rynku ciepła, 50% w przypadku rynku transportu oraz 75% w przypadku rynku energii elektrycznej. Oczywiście w Polsce nie można wykorzystać bezpośrednio amerykańskiego oszacowania potencjału redukcji rynku energii elektrycznej. Po pierwsze, zużycie energii elektrycznej (chodzi o energię zużytą przez odbiorców końcowych, a nie wyprodukowaną) na mieszkańca w USA (12 MWh/rok) jest czterokrotnie większe niż w Polsce (3 MWh/rok). Po drugie, elektrochłonność amerykańskiego PKB jest dwukrotnie mniejsza od polskiej. Uwzględniając te dwa czynniki, można uznać, że polski potencjał redukcji rynku końcowego energii elektrycznej kształtuje się na poziomie około 40%. Jak widać, jest znacznie większy niż odpowiedni cel w Pakiecie Energetyczno-Klimatycznym 3 x 20.

Budowa zintegrowanego rynku podażowo-popytowego bardzo szybko wprowadzi Polskę na ścieżkę intensyfikacji wykorzystania sieci elektroenergetycznych. Ma to krytyczne znaczenie, bo doniesienia o rewolucji technologicznej nadchodzące z USA dotyczą nie tylko wytwarzania i użytkowania energii elektrycznej. Obejmują one coraz częściej obszar, który był omijany przez dziesięciolecia przez jakościowy postęp techniczny, czyli obszar sieciowy. Spektakularnym przykładem takiego potencjalnego postępu technicznego są koncepcje przekształcania linii prądu przemiennego (na wszystkich poziomach napięciowych) w linie prądu stałego za pomocą przekształtników tyrystorowych. Trzeba jednakże podkreślić, że uzyskany za pomocą takiego przekształcenia wzrost zdolności przesyłowych linii staje się tylko jednym z wielu dodatkowych rozwiązań innowacyjnych, umożliwiających przezwyciężanie kolejnych ograniczeń w elektroenergetyce i wykorzystywanie pojawiających się nowych szans.

W świetle przedstawionych danych i światowych trendów trzeba w Polsce skoncentrować się na stworzeniu podstaw pod integrację energetyki rozproszonej (wytwórczej) z elektroenergetycznymi rozdzielczymi sieciami w kontekście budowy nowej struktury bezpieczeństwa elektroenergetycznego: lokalnego (miast, gmin wiejskich) oraz indywidualnego odbiorców końcowych (przedsiębiorców i ludności). W nowej strukturze jest na przykład miejsce na biogazownie zintegrowane technologicznie ze źródłami kogeneracyjnymi, stanowiące drugi filar bezpieczeństwa elektroenergetycznego gminy wiejskiej, a dla operatora dystrybucyjnego jednocześnie źródło usługi zastępowalności inwestycji sieciowych. To oznacza, że innowacyjna energetyka nie tylko stwarza w Polsce warunki do nowoczesnej reelektryfikacji wsi, ale ponadto umożliwia jej efektywne zarządzanie.

Bardzo spektakularnym przykładem integracji uniwersalizujących się technologii energetycznych z rozdzielczymi sieciami elektroenergetycznymi jest przyszła sytuacja indywidualnego odbiorcy posiadającego samochód elektryczny. Samochód taki, wykorzystany jako źródło awaryjnego zasilania przy braku zasilania z sieci, może stać się drugim filarem indywidualnego (odbiorcy) bezpieczeństwa elektroenergetycznego. Jednakże potrzebne będzie zbudowanie sieci publicznych i indywidualnych (prywatnych) stacji ładowania samochodów elektrycznych, z wykorzystaniem do tego celu elektroenergetycznych sieci rozdzielczych. Stanie się to możliwe tylko wtedy, gdy ich wykorzystanie zostanie zintensyfikowane.

Pomorska asymetria

Przyszłość energetyczna Pomorza w dużym stopniu jest zależna od konsolidacji elektroenergetyki przeprowadzonej w Polsce w latach 2006–2007 i utrwalonej w 2008 roku. Generalnie konsolidację tę, zwłaszcza w świetle amerykańskiego programu pobudzenia gospodarki za pomocą energetyki innowacyjnej/odnawialnej, trzeba oceniać jednoznacznie negatywnie. Od początku było widoczne, że przyczyn jej wprowadzenia trzeba szukać nie gdzie indziej, jak tylko w interesach politycznych i korporacyjnych.

Teza o potrzebie stworzenia narodowego silnego przedsiębiorstwa w postaci Polskiej Grupy Energetycznej, zdolnego do konkurencji z przedsiębiorstwami unijnymi i ochrony polskiego rynku przed konkurencją, nie miała żadnego uzasadnienia. Za brakiem zasadności tej tezy przemawiają praktyczny brak transgranicznych importowych zdolności przesyłowych już około 2012 roku (poza potencjalnymi zdolnościami na przekroju wschodnim) i narastający wewnętrzny deficyt Polski w zakresie mocy wytwórczych oraz paliw dla elektroenergetyki. Natomiast bardzo szybko PGE osiągnęła dominującą pozycję na rynku krajowym, ze wszystkimi negatywnymi konsekwencjami tego faktu (wzrostem cen hurtowych energii elektrycznej).

Wielka asymetria skonsolidowanych przedsiębiorstw (duża nadwyżka zdolności wytwórczych w PGE, bardzo duży ich deficyt w Enerdze), stanowiąca w gruncie rzeczy poważny błąd metodyczny, stworzyła jakościowo nową sytuację, która oprócz negatywnych konsekwencji ma uboczną stronę pozytywną. Mianowicie, po raz pierwszy w historii polskiej elektroenergetyki korporacyjnej powstały przedsiębiorstwa o bardzo różniących się interesach. W wyniku tego pojawiło się przedsiębiorstwo (ENERGA), którego interes polega na przyspieszaniu rozwoju energetyki rozproszonej w terenie, na którym ono działa. A to oznacza dla Pomorza szansę, której dotychczas nie było.

Dwie zasygnalizowane wyżej sytuacje (biogazownia, samochód elektryczny) pokazują, że tracą na znaczeniu technologie dedykowane tylko bezpieczeństwu elektroenergetycznemu (awaryjne agregaty prądotwórcze, redundantne linie elektroenergetyczne, transformatory oraz inne urządzenia rozdzielczo-sieciowe). Zyskują technologie integrujące zdolność do pracy podstawowej z użytecznością w stanach awaryjnych. Źródło kogeneracyjne zasilane z biogazowni, mające dyspozycyjność ponad 8000 h/rok, jest pod względem niezawodności porównywalne z zasilaniem z wiejskiej sieci elektroenergetycznej nN (niskiego napięcia). Z kolei samochód elektryczny będzie dobrym źródłem zasilania w wyjątkowych sytuacjach – wtedy, gdy odbiorcy będzie to najbardziej potrzebne, np. w czasie blackout -u. Koszty takiej struktury bezpieczeństwa łatwo minimalizować na poziomie wynikającym z „przeciwbieżnych” działań.

„Złoty trójkąt” – energetyczna szansa dla regionu

To wszystko sprawia, że Pomorze musi, razem z ENERGĄ, rozpocząć (pilnie) poszukiwanie nowego paradygmatu budowy bezpieczeństwa zasilania odbiorców w energię elektryczną, konwergentnie powiązanego z systemem bezpieczeństwa energetycznego w całości. Jest już zrozumiałe, że regionalny rynek bezpieczeństwa energetycznego musi obejmować: paliwa (i zasoby energii odnawialnej), technologie wytwórcze (i ogólnie przetwórcze), sieci elektroenergetyczne, sieci gazowe, zasobniki energii (w tym energii elektrycznej), użytkowanie energii. Rynek bezpieczeństwa energetycznego musi ponadto łączyć, a nie dzielić trzy rynki końcowe: energii elektrycznej, ciepła i paliw transportowych.

Pomorze musi rozpocząć (pilnie) poszukiwanie nowego para dyg ma tu budowy bezpieczeństwa zasilania odbiorców w energię elektryczną, konwergentnie powiązanego z systemem bezpieczeństwa energetycznego w całości. Rynek bezpieczeństwa energetycznego musi ponadto łączyć, a nie dzielić trzy rynki końcowe: energii elektrycznej, ciepła i paliw transportowych.

Po okresie konwergencji nastąpi zapewne nowy podział rynku bezpieczeństwa energetycznego i ukształtuje się inny od dotychczasowego segment bezpieczeństwa elektroenergetycznego. Zadanie to trzeba podjąć w ramach „złotego trójkąta” (biznes, samorządy, nauka), z odpowiedzialnym (na nowo ukształtowanym) udziałem polityków i mediów. Pod tym względem Pomorze ma na pewno dużą szansę, jedną z największych w Polsce. Gminne centra energetyczne, wykorzystujące lokalne zasoby energii odnawialnej, powinny się wkrótce stać znakami firmowymi bezpieczeństwa energetycznego pomorskich gmin. Centra te należy widzieć jako sposób na aktywizację gospodarczą gmin rolniczych, zwłaszcza w okresie kryzysu (na wzór strategii amerykańskiej).

Gminne centra energetyczne, wykorzystujące lokalne zasoby energii odnawialnej, powinny się wkrótce stać znakami firmowymi bezpieczeństwa energetycznego pomorskich gmin.

Trzeba pamiętać, że w przypadku innowacyjnej energetyki i rolnictwa energetycznego 90% przychodów ze sprzedaży energii elektrycznej pozostanie w regionie i przychody te są osiągalne bardzo szybko, co wynika z krótkiego okresu inwestycji. Ponadto, innowacyjna energetyka i rolnictwo energetyczne stanowią obszar najszybszego rozwoju technologicznego osiągalnego w regionie (w segmencie dóbr inwestycyjnych, biotechnologii, paliw drugiej generacji oraz zarządzania sieciowego wykorzystującego technologie internetowe). W przypadku elektrowni atomowych 80% przychodów ze sprzedaży energii elektrycznej trafi z wyprzedzeniem kilkunastoletnim poza Polskę, głównie do dostawców dóbr inwestycyjnych. Ponadto inwestycje te nie spowodują w Polsce żadnego istotnego postępu technologicznego (wywołają go w innych krajach – tych, w których są zlokalizowane przedsiębiorstwa dostarczające dobra inwestycyjne i paliwo dla elektrowni atomowych).

Pomorze ze swoją szansą na wytworzenie „złotego trójkąta” (z biznesem w postaci przedsiębiorstw takich jak: ENERGA, Pomorska Spółka Gazownictwa, a także LOTOS) może stworzyć pierwszą w Polsce regionalną infrastrukturę paliw drugiej generacji (gazowych i płynnych). W tym obszarze, szczególnie w zakresie upraw energetycznych, nauka musi pilnie i znacznie lepiej zbadać potencjał fotosyntezy. Produkcję roślin energetycznych i technologie ich przetwarzania na paliwa należy uznać za jeden z najbardziej obiecujących kierunków rozwojowych w energetyce. Na razie nawet tak podstawowe badania, jak te dotyczące wpływu liści roślin zielonych na ich zdolność do asymilacji węgla z dwutlenku węgla, są dopiero w początkowej fazie.

Proste koncepcje – dalekosiężne skutki

Z bardzo prostych koncepcji mogą wynikać dalekosiężne skutki dla Pomorza – regionu o dużym potencjale w obszarze innowacyjnej energetyki i rolnictwa energetycznego. Jedną z takich koncepcji jest potraktowanie ogniwa fotowoltaicznego i biomasy jako przetworników energii słonecznej i porównanie ich wydajności energetycznej. Jednostkową roczną energię słoneczną charakterystyczną dla Pomorza można szacować na około 9 GWh/ha; przy tym osiągalna obecnie efektywność wykorzystania tej energii za pomocą ogniw fotowoltaicznych wynosi około 10%. Z kolei osiągalna w procesie zgazowania, z wykorzystaniem fermentacji biologicznej, produkcja energii pierwotnej z roślin energetycznych (np. buraka energetycznego) wynosi około 80 MWh/ha i ma bardzo wielki potencjał wzrostowy (w kontekście zjawiska fotosyntezy). Dalej, sprawność energetyczna wykorzystania biometanu w produkcji skojarzonej (energii elektrycznej i ciepła) wynosi około 85% (35% + 50%), czyli jest 8,5 razy większa niż efektywność wykorzystania energii słonecznej za pomocą ogniw fotowoltaicznych. To dowodzi, że nauka musi w najbliższym czasie wskazać użyteczne dla praktyki gospodarczej Pomorza kierunki rozwojowe o podstawowym znaczeniu w obszarze innowacyjnej energetyki i rolnictwa energetycznego.

Pozostają jeszcze regulacje prawne, w szczególności te wychodzące poza obszar ustawy – Prawo energetyczne, potrzebne do realizacji nowych koncepcji, stymulujących zarówno budowę oddolnego bezpieczeństwa energetycznego, jak i równowagę popytowo-podażową. Jedna z takich koncepcji mogłaby polegać na wykorzystaniu formuły inwestycji pożytku publicznego występującej w ustawie – Prawo budowlane. Za pomocą tej formuły można by znacznie uprościć problemy lokalizacyjne w odniesieniu do źródeł odnawialnych, stanowiących oddolny filar bezpieczeństwa elektroenergetycznego miast i gmin wiejskich oraz umożliwiających ich indywidualny zrównoważony rozwój (w kontekście celów Pakietu 3×20 nałożonych na kraje członkowskie).

Podkreśla się, że dopiero taki rozwój energetyki odnawialnej – rozłożony w miarę równomiernie na miasta i gminy wiejskie – jest właściwy z punktu widzenia upodmiotowionego społeczeństwa (społeczeństwa wiedzy). Jest on całkowicie przeciwny do realizowanego obecnie w Polsce współspalania biomasy w wielkich elektrowniach kondensacyjnych czy też do planów budowy elektrowni atomowych, Do operacjonalizacji omawianego zastosowania formuły inwestycji pożytku publicznego można by wykorzystać benchmarking elektrochłonności/energochłonności (województw, miast i gmin wiejskich). Benchmarking taki, w powiązaniu z zasobami energii odnawialnej województw, miast i gmin wiejskich, powinien być w szczególności bazą do skonstruowania (już w 2009 roku) rządowego dokumentu, który określi zasady (model biznesowy) alokacji polskich celów Pakietu 3×20.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Obierzmy kurs na energetykę i nowoczesność

Na świecie i w Europie szaleje kryzys, u nas tylko spowolnienie. Nieoczekiwanie, z miesiąca na miesiąc, staliśmy się niemal najlepsi na kontynencie. Niektórych rozpiera duma. Niesłusznie. Dla ludzi tracących firmy lub idących na bruk nie ma znaczenia, że inni „statystycznie” mają jeszcze gorzej. Upadłość firmy jest dramatem, a bezrobocie – tragedią. Tak więc i u nas pytanie, jak wyjść z dołka, jest ważne. Nie można zbytnio się zadłużać, bo to dług na koszt naszych dzieci. Łotwa i Węgry zapadły się właśnie na długu i deficycie.

Trzeba jednak gdzieniegdzie mądrze pomóc, aby uratować niezłą firmę, jedyną żywicielkę miasta czy subregionu. Nie można też na przykład dopuścić, aby najlepsza firma w sieci General Motors, gliwicki Opel, miała kłopoty tylko dlatego, że Niemcy i Hiszpanie zasilą potężnie swój przemysł samochodowy, a my nie. To byłby ekonomiczny nonsens. Najważniejsze jest więc, by Unia Europejska miała wspólny, mądry plan. Trzeba na potęgę inwestować, wykorzystując fundusze strukturalne oraz kredyty z Europejskiego Banku Inwestycyjnego i z Banku Światowego. I nie panikować, a reagować szybko i skutecznie, gdy naprawdę jest to niezbędne. To zapewne mniej więcej wiadomo niemal wszystkim. Autorzy tekstów i eksperci z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową opiszą to profesjonalnie i szczegółowo. Warto jednak zadać sobie całkiem nowe, niespotykane pytania: czy w czasach kryzysu jest czas na innowacje, na gospodarkę opartą na wiedzy? Czy kryzys jest dobrym okresem na tworzenie nowych technologii i czego najpierw powinny one dotyczyć? Czy wejście w modernizację i w najnowsze rozwiązania technologiczne, organizacyjne i finansowe jest sposobem na wyjście z dołka?

 

Na kłopoty – nowe technologie

Jesteśmy w recesji, ale Unia i nasz kraj cierpią na wspólne słabości, niezależne przecież od kryzysu. Nie jesteśmy wystarczająco innowacyjni, jeśli porównać europejską gospodarkę z amerykańską lub z tą najlepszą pod tym względem – japońską. To oznacza brak konkurencyjności Unii (i Polski!) w wielu sektorach globalnej dzisiaj gospodarki, grozi upadkiem firm, bezrobociem, zahamowaniem rozwoju. Kryzys jedynie wzmacnia te tendencje. Równocześnie cierpimy na brak energii, obawiamy się zakręcenia kurków z gazem lub z ropą, a ceny obu tych surowców są ponad dwukrotnie wyższe niż kilka lat temu! Musimy także znacząco ograniczyć emisje CO2, co uderzy finansowo w energetykę, a potem w cały przemysł i gospodarkę, w codzienne koszty utrzymania. Wiadomo – bezpieczeństwo i ochrona środowiska sporo kosztują, ale my przecież chcemy być konkurencyjni, chcemy wygrać naszą Strategię Lizbońską!

Jedynym sposobem na rozwiązanie tego węzła gordyjskiego trzech wyzwań: bezpieczeństwo – ekologia – konkurencyjność są nowe technologie. Kiedyś odsiarczanie spalin (wyeliminowanie tzw. „kwaśnych deszczy”) w elektrowniach węglowych zwiększało ceny prądu o ok. 50%. Dziś, dzięki supertechnologiom są to marginalne koszty – 5% (tak mówią energetycy). Podobnie musi być i będzie ze stającymi dziś przed nami wyzwaniami technologicznymi.

Musimy zmodernizować polską energetykę. 4% naszych bloków węglowych wymaga szybkiej przebudowy, bo po kilkudziesięciu latach ciągłej eksploatacji zaczynają się sypać. Gdy wymienimy je na bloki najnowocześniejsze, sprawność podskoczy z obecnych ok. 35% na niemal 50%, zaś emisja CO2 spadnie o 1/3. Na tą operację dostaliśmy z Unii spory zastrzyk finansowy: 60 mld euro. Postawić trzeba także na technologie całkowicie eliminujące emisję CO2, czyli wychwytywanie i składowanie tego gazu. Jeśli Elektrownia Bełchatów i Południowy Koncern Energetyczny z Zakładami Azotowymi w Kędzierzynie postawią na te rozwiązania i szybko przystąpią do działań, to mamy szanse nawet na 1 mld euro dofinansowania dla każdej z tych instalacji.

Energetyka odnawialna ma także przed sobą wielką przyszłość. W Polsce musimy dojść do pokrycia nią 15% zapotrzebowania na energię. Energia zdobywana tą drogą jest jednak ciągle jeszcze bardzo droga i jedynie nowe rozwiązania technologiczne mogą radykalnie zmienić tę sytuację.

Najważniejsze jest oszczędzanie energii i podnoszenie sprawności urządzeń na każdym kroku – nie tylko w przemyśle. Trzeba zmienić nasze przyzwyczajenia
i filozofię życia. Wtedy cały problem stanie się prosty, a nasze cele – osiągalne. Zgadzam się z tymi, którzy proponują raczej wielki narodowy program oszczędzania energii niż budowę elektrowni atomowych. Skoro z dwóch takich elektrowni chcemy produkować 15% potrzebnego nam prądu, a tyle samo moglibyśmy po prostu zaoszczędzić, to sprawa jest oczywista. Tylko rząd RP, dysponujący wszystkimi danymi, może w tej sprawie podjąć racjonalne decyzje.

Nie zmienia to faktu, że do energetyki nuklearnej warto podejść poważnie. Na naszą pierwszą nuklearną inwestycję czeka doskonale wybrane przed ponad trzydziestu laty miejsce: Żarnowiec. Pomorska Specjalna Strefa Ekonomiczna zadbała o to, aby miejsce pod inwestycję było dobrze przygotowane, zarówno pod względem technicznym, administracyjnym i własnościowym (niemal wszędzie na świecie inwestycje nuklearne mają status własności państwowej!), jak i świadomości mieszkańców okolicznych gmin, że elektrownia nie jest dla nich zagrożeniem, ale szansą – na dobrą pracę, bogactwo inwestycji komunalnych, kontakt ze światem.

 

Czas gospodarki wiedzy

Specjalne Strefy Ekonomiczne uzyskały prawo działania w Polsce po wejściu do Unii tylko pod warunkiem, że będą w nich lokowane przedsiębiorstwa innowacyjne, a wyroby produkowane będą według najwyższych standardów i najnowszych technologii. I tak dochodzimy do drugiego problemu zawartego w pytaniach postawionych wyżej – problemu gospodarki opartej na wiedzy.

Właśnie teraz jest najlepszy czas, aby stawiać na gospodarkę opartą na wiedzy. Konkurencyjność można uzyskać tylko dzięki potędze naszych umysłów
i nowatorstwie rozwiązań. Mamy przecież do czynienia z dumpingiem socjalnym
i ekonomicznym Dalekiego Wschodu, mamy do pokonania od dawna najlepszych Japończyków czy Amerykanów. Mamy ogromne środki z programów „Innowacyjna gospodarka”, „Kapitał ludzki” czy z regionalnych programów operacyjnych. Naszym problemem powinno być nie to, czy wydamy te pieniądze, ale na co. Można je zwyczajnie przejeść (to też jest oczywiście coś pozytywnego) albo zainwestować w rozwój. Nie trzeba tłumaczyć, co jest lepsze, wystarczy wziąć przykład z Finów.

Programy unijne na nowoczesną, zmodernizowaną energetykę sypią się jak grzyby po deszczu. 7. Program Ramowy Badań i Nowych Technologii UE od dwóch lat, po raz pierwszy w historii, zawiera priorytet „Energia”. Stworzono program europejski dla małych i średnich przedsiębiorstw, którego niemal połowa poświęcona jest „inteligentnej energii dla Europy”. Ponadto uruchamiamy Strategiczny Program Technologii Energetycznych, pierwszy na tą skalę w Europie program integrujący sektor publiczny, przemysłowy i naukowy w inwestowaniu (a nie samych badaniach) w najlepsze światowe technologie. Wreszcie, w ramach Europejskiego Instytutu Technologicznego powstaje pierwsza Wspólnota Wiedzy i Innowacji w dziedzinie – a jakże – Zrównoważona Energia. Polsko – niemiecka współpraca w tym ostatnim przedsięwzięciu będzie miała szerokie pole do popisu.

Niezależnie od koniunktury energia jest najbardziej potrzebna – także w kryzysie. Dlatego energetyka jest dźwignią rozwoju. Kolejnym niezbędnym elementem jest innowacyjność, bo bez niej nie wygramy europejskiego i światowego wyścigu. Rynek jest obecnie chłonny i pełen zachęt zarówno pod względem inicjatyw energetycznych, jak i innowacyjnych. Na szczęście pomyśleliśmy o takich inwestycjach wcześniej. Polskie Klastry Innowacyjne powstają od kilku lat. Pierwszy był powstały w 2005 roku Śląski Innowacyjny Klaster Czystych Technologii Węglowych. Dzisiaj przekształca się on w Narodowe Centrum Czystych Technologii Węglowych Katowice – Zabrze – Mikołów oraz daje zaczyn dla współpracy polsko – niemieckiej w ramach Europejskiego Instytutu Technologicznego. Krakowska AGH i Politechnika Śląska w Gliwicach mają tutaj wiodącą rolę do spełnienia. Drugi był Pomorski Klaster Zielonej Energii, zlokalizowany w Parku Naukowo – Technologicznym w Gdańsku, a zajmujący się tym, co najbardziej przyszłościowe: energią odnawialną i sprawnością energetyczną.

W miesiącach światowego kryzysu (u nas na szczęście tylko spowolnienia) warto pomyśleć o tym, że ten zły czas minie. Minie szybciej, gdy zainwestujemy w to, co jest zawsze potrzebne, a nawet modne: w energetykę i w nowoczesność.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Budownictwo: Polska na tle krajów UE

Sytuacja w budownictwie w latach 2008-2009 w Unii Europejskiej oraz na świecie była zdeterminowana przez kryzys gospodarczy. Najbardziej aktualne dostępne dane pozwalają na analizę tego sektora w latach 2006-2008, czyli w okresie bezpośrednio poprzedzającym kryzys oraz na samym jego początku.
Sektor budowlany charakteryzuje się wysokim udziałem w Produkcie Krajowym Brutto (PKB), jest też branżą pracochłonną. Zależności te powodują, że sytuacja w budownictwie ma istotny wpływ na gospodarki narodowe i ich rynki pracy. Warto zatem prześledzić, jakie znaczenie ma sektor budowlany w poszczególnych krajach Unii Europejskiej w obu tych aspektach.

Ujęcie gospodarcze
Spośród państw wymienionych na rysunku 1. budownictwo tworzy najwięcej Produktu Krajowego Brutto w Hiszpanii. Dość duży udział tego sektora w gospodarce występuje w Irlandii, Grecji oraz Słowacji; fakt ten ma związek ze znacznym „rozgrzaniem” rynku budowlanego w latach 2003-2007. Pozostałe kraje mają zbliżony udział sektora budowlanego w tworzeniu PKB na poziomie ok. 6 proc. Najniższy udział spośród wymienionych krajów występuje w Niemczech – 4 proc. Warto tutaj zaznaczyć, iż udział budownictwa w tworzeniu PKB danego kraju świadczy jedynie o sile tego sektora wobec pozostałych branż w danym państwie. Niski udział w tworzeniu PKB może być efektem dużych kontrybucji do Produktu Krajowego Brutto płynących z pozostałych sektorów.

ppg_4_2009_rozdzial_14_rysunek_1

W aspekcie tym warto również spojrzeć na dynamikę produkcji budowlanej. Największe przyrosty produkcji w roku 2007 względem roku poprzedniego odnotowano w Rumunii, Bułgarii, na Łotwie oraz Litwie. Oscylują one w przedziale 36 – 55 proc. W pozostałych krajach odnotowano wzrost produkcji o 10-17 proc., natomiast znaczny spadek (-10 proc.) wystąpił w Irlandii. Polska w tej kategorii plasowała się w czołówce krajów Unii Europejskiej. W naszym kraju w tym czasie wystąpił wzrost produkcji budowlanej o 30%.

ppg_4_2009_rozdzial_14_rysunek_2

Kolejno należy przytoczyć wskaźnik pokazujący przyrost nowych zamówień w budownictwie w 2008 roku względem 2007. Ich liczba spadła przeciętnie w całej Unii Europejskiej o 9,5 proc. Największy spadek zauważono w Hiszpanii, gdzie rynek budowlany w czasie boomu był znacznie „przegrzany”. Duże spadki zanotowano w Wielkiej Brytanii oraz na Łotwie. W Polsce w 2008 r. wystąpił wzrost liczby nowych zamówień o niecałe 5 proc. Największy wzrost spośród krajów UE zanotowano w Belgii, Słowacji i Rumunii.

ppg_4_2009_rozdzial_14_rysunek_3

W tym kontekście warto przyjrzeć się także przyrostowi liczby nowych przedsiębiorstw w sektorze budownictwa w 2007 roku względem roku poprzedniego. Największy przyrost odnotowano w Estonii, Rumunii, Bułgarii, Łotwie oraz Polsce – sięgał on w tych krajach nawet 35 proc. W pozostałych państwach wzrost ten kształtował się na poziomie nieco ponad 5 proc. Najmniejszą aktywność w tym obszarze zanotowano w Portugalii oraz na Węgrzech.

ppg_4_2009_rozdzial_14_rysunek_4

Aspekt rynku pracy
W 2007 roku udział zatrudnionych w budownictwie w zatrudnieniu ogółem był największy w Irlandii, Hiszpanii, Luksemburgu, oraz w Portugalii. W pozostałych krajach wahał się on pomiędzy 4 a 8 proc. Warto tutaj zaznaczyć, iż niska wartość tego wskaźnika w Polsce może być efektem relatywnie dużego zjawiska zatrudnienia nierejestrowanego (tzw. szarej strefy), które szacuje się na 17,7% ogółem zatrudnionych w tym sektorze1.

ppg_4_2009_rozdzial_14_rysunek_5

Aby uzyskać lepszy obraz rynku pracy w budownictwie warto prześledzić dynamikę zatrudnienia w tym sektorze. Największym przyrostem zatrudnienia w 2007 roku w stosunku do roku poprzedniego, czyli w końcówce trwania boomu budowlanego, mogły pochwalić się Bułgaria Estonia i Łotwa. Zatrudnienie w tych krajach w tym okresie w wzrosło aż o 17 – 19 proc. Polska uplasowała w tym czasie na 4. pozycji z wynikiem 13,8%. Kraje, gdzie zatrudnienie wzrosło najmniej to Holandia, Węgry oraz Niemcy, w 2007 pracowało tam o 1 – 1,5 proc więcej osób niż rok wcześniej.

ppg_4_2009_rozdzial_14_rysunek_6

Kolejnym zagadnieniem, które warto przytoczyć są wynagrodzenia w budownictwie. Przedstawione dane świadczą także o kosztach pracy w poszczególnych krajach. W 2006 roku największe wynagrodzenie brutto otrzymywali pracownicy sektora budowlanego w Danii i Wielkiej Brytanii – wynosiło ono ponad 40 tys. euro rocznie. Najmniej zarabiali pracownicy tego sektora w krajach z najkrótszym stażem w UE.

ppg_4_2009_rozdzial_14_rysunek_7

Analizując rynek pracy w sektorze budowlanym w Unii Europejskiej, należy także zwrócić uwagę na dynamikę kosztów pracy. Jest ona dodatnio skorelowana z koniunkturą w branży. W 2007 roku w stosunku do roku poprzedniego największy, 40 – 65 procentowy wzrost kosztów pracy zanotowano w krajach nadbałtyckich – na Litwie, Łotwie i w Estonii, a także w Rumunii i Bułgarii. Polska na tle innych krajów UE pod tym względem uplasowała się na 6. miejscu. Wzrost kosztów pracy wyniósł u nas 27 proc. przy średniej wartości tego wskaźnika wśród analizowanych krajów na poziomie nieco ponad 20 proc. Najmniejszą dynamikę odnotowano w Holandii, Niemczech oraz w Hiszpanii.

ppg_4_2009_rozdzial_14_rysunek_8

Polska radzi sobie dobrze
Analiza danych opisujących sektor budownictwa w latach 2006 – 2008 pozwala na wyodrębnienie trzech charakterystycznych typów państw. Pierwszy typ to kraje, w których boom budowlany rozpoczął się w latach poprzedzających zakres analizy (Hiszpania, Irlandia). Dowodem na to są wysokie udziały branży budowlanej zarówno w PKB jak i zatrudnieniu tych państw. Opracowanie pokazuje jednak, iż już w 2007 roku, jako pierwsze zaczęły one odczuwać spowolnienie. Drugi typ tworzą kraje nadbałtyckie (Litwa, Łotwa, Estonia). Charakteryzowały się one najbardziej dynamicznym wzrostem w wielu aspektach w 2007 roku. Jednakże, jak pokazuje indeks nowych zamówień w budownictwie, w 2008 roku dołączyły one do krajów pierwszego typu, pogrążając się w dynamicznych spadkach. Trzeci typ stanowią, kraje o najkrótszym stażu w UE (Bułgaria, Rumunia), których dobra kondycja w sektorze budowlanym nie skończyła się wraz z nadejściem 2008 roku. Jeżeli chodzi o Polskę to najbliżej jej do trzeciego z wymienionych typów, ze stabilnym wzrostem większości wskaźników, trzymając się tuż za czołówką peletonu.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Jak to się robi w Szwecji?

W ostatnich latach, głównie za sprawą ujednolicania systemów szkolnictwa wyższego w krajach europejskich, związanym z wprowadzaniem systemu bolońskiego, sytuacja w obszarze kształcenia akademickiego w Polsce oraz Szwecji znacząco się do siebie zbliżyła – przynajmniej w teorii. Polska zaczęła upodabniać swój model edukacji do tego, który jest od wielu lat praktykowany w Szwecji, kraju będącym w pewnym sensie liderem, który pierwszy wprowadził różne, w innych krajach dopiero dyskutowane rozwiązania. Dlatego w dalszym ciągu spotkać się możemy z dość znaczącymi rozbieżnościami na tym polu.

Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że w praktyce edukacyjnej rozbieżności te stawiają oba kraje na przeciwległych końcach kontinuum w zakresie marginesu swobody wyboru pozostawianego studentom. Tak rozumiana samodzielność jest widoczna w Szwecji na wielu etapach kształcenia. Poczynając od różnorodności opcji wyboru drogi życiowej po ukończeniu szkoły średniej, kończąc na dowolności w kształtowaniu formy, treści, czasu trwania oraz momentu podjęcia studiów wyższych.

 

Swoboda bez matury

Na wstępie warto zaznaczyć, że w Szwecji 31 proc. mieszkańców ma wykształcenie wyższe, a według instytucji zajmującej się kwestiami edukacyjnymi, Högskoleverket, procent osób rozpoczynających naukę na stopniu wyższym jest z każdym rokiem większy (przy znaczącym udziale studentów zagranicznych). Szwedzki system szkolnictwa nie zna odpowiednika polskiej matury; do wstępu na uczelnie wyższe uprawnia konkurs świadectw. Wymogiem niezbędnym nie jest ukończenie dziennej szkoły średniej (gymnasiet), ponieważ jej status formalny w ostatnich latach zrównano z edukacją uzupełniającą przeznaczoną dla dorosłych (komvux) oraz nauką w uniwersytetach ludowych (folkhögskolor), zarządzanych przez samorządy lub fundacje. Ocena ucznia jest zgodna zresztą z samym charakterem zarządzania siecią szkół, w których główną rolę pełni zindywidualizowany audyt, nie zaś sformalizowane egzaminy zewnętrzne.

Edukacja na poziomie uniwersyteckim podzielona została na trzy poziomy, które w dużej mierze odpowiadają podziałowi wprowadzonemu przez system boloński. Z tego powodu zostaną tutaj przybliżone jedynie pewne rozbieżności. Na pierwszym, podstawowym poziomie można w ciągu dwóch lat uzyskać dyplom ogólny (allmän examen, högskolexamen), który można otrzymać, realizując dowolnie wybrane przez siebie kursy w wysokości 120 punktów ECTS. W przypadku licencjatu (kandidatexamen) oraz tytułu magistra (magisterexamen) trzeba zdobyć jedynie około połowy obowiązkowych punktów ECTS poprzez kursy wchodzące w skład dziedziny, z której student otrzyma dyplom. Istnieje również tytuł odpowiadający pięciu latom nauki i będący swoistym wprowadzeniem do pracy naukowej (masterexamen). Na tym kolejnym poziomie istnieje tzw. mały doktorat (licentiatexamen), uzyskiwany po dwóch latach nauki, oraz stopień doktora otrzymywany po czterech latach. W pewnym sensie obok tak wyglądającego systemu istnieją również dyplomy zawodowe, które można uzyskać po zdobyciu poziomów pewnej zależnej od dziedziny liczby punktów ECTS.

Szkolnictwo wyższe w Szwecji, nawet na długo przed wdrażaniem procesu bolońskiego, opierało się na systemie punktów kredytowych, określających formalne wymogi konieczne do zdobycia tytułów na różnych poziomach kształcenia uniwersyteckiego. W tym systemie szkoły wyższe proponują studentom szeroki wybór tzw. wolnostojących kursów, które dobierać można według własnych zainteresowań. Trwają one kilka tygodni (najczęściej jest to łącznie dziesięć spotkań, dwa razy w tygodniu), zakończone są egzaminem, po którym zaczyna się kolejny kurs.

Przedmioty najczęściej mają kontynuacje na kolejnych poziomach trudności, a kursy specjalistyczne wymagają ukończenia innych kursów na odpowiednich poziomach. Tak rozumiane przedmioty bywają dobierane przez uniwersytet w moduły, poczynając od semestralnych do kompleksowych programów, po których ukończeniu można uzyskać tytuł zawodowy lub naukowy z danej dziedziny. Taka konstrukcja przypomina trochę budowlę z klocków lego, gdzie różne elementy zazębiają się i układają na warstwie wcześniej zdobytej wiedzy, równocześnie stanowiąc podstawę dalszego kształcenia. Jednocześnie umożliwiają rozmaitą ich konstrukcję i wybór dodatkowych „klocków”, które obudowują trzon wznoszącej się budowli.

Konstrukcja szkół w Szwecji przypomina budowlę z klocków lego, gdzie różne elementy zazębiają się i układają na warstwie wcześniej zdobytej wiedzy, równocześnie stanowiąc podstawę dalszego kształcenia. Jednocześnie umożliwiają rozmaitą ich konstrukcję i wybór dodatkowych „klocków”, które obudowują trzon wznoszącej się budowli.

Wybierasz sam

Taka organizacja studiów ma jedną ważną cechę charakterystyczną – pozwala samodzielnie kierować swoją ścieżką edukacyjną na różnych poziomach. Aby zdobyć tytuł magistra z danego przedmiotu, nie trzeba ukończyć licencjatu, a ścieżka edukacyjna osób, które otrzymują ten sam dyplom, może się znacząco różnić. Zresztą nie jest to tylko cecha kształcenia na poziomie wyższym. Już w szkole średniej szwedzcy uczniowie mają możliwość wyboru od 15 do 20 proc. przedmiotów, na które uczęszczają. Kolejne 30 proc. warunkuje wybrana przez nich specjalizacja.

Szeroka oferta edukacyjna pozwala na praktycznie nieograniczony wybór, zwłaszcza na pierwszym poziomie studiów, który można zakończyć egzaminem ogólnym, bez przechodzenia programu kształcenia specjalistycznego. Aby jednak wybór przyszłej drogi życiowej był jak najbardziej efektywny i racjonalny, na wielu poziomach struktury uniwersytetu student ma możliwość zwrócenia się do konsultanta (czy to doradcy zawodowego, czy tutora) i zrewidowania swoich pomysłów, także pod kątem sytuacji na rynku pracy i oczekiwań pracodawców. Liczba osób oraz otwartość i dostępność różnorodnych form pomocy i indywidualnej opieki jest bez wątpienia jednym z elementów szwedzkiego systemu edukacji, który najbardziej zaskakuje polskiego studenta.

Również sposób sprawdzania wiedzy na poziomie akademickim w dużym stopniu odbiega od tego stosowanego w Polsce. Widać to już w przypadku högskoleprovet, egzaminu, do którego można przystąpić w przypadku uzyskania niesatysfakcjonujących wyników końcowych w szkole średniej lub braku ocen z wymaganych w rekrutacji na studia wyższe przedmiotów. Egzamin ten jest dobrowolny, przeprowadzany dwa razy do roku, za opłatą wynoszącą 350 SK (równowartość 150 PLN). Jego celem jest sprawdzenie kompetencji niezbędnych w toku kształcenia akademickiego, szczególnie zaś znajomości języka szwedzkiego i angielskiego oraz umiejętności logicznego myślenia czy rozumienia wykresów i tabel. Umiejętności te uznawane są za kluczowe w systemie szwedzkiej edukacji wyższej, gdzie znaczny nacisk położony jest na samodzielne znajdywanie oraz interpretację informacji.

Nacisk na tzw. kompetencje kluczowe nie oznacza jednak, że szwedzki student nie posiada wiedzy z realizowanych przedmiotów. Choć w zasadzie nie funkcjonuje coś takiego jak sesja egzaminacyjna, każdy przedmiot kończy się wykonywanym samodzielnie projektem lub pracą zaliczeniową opracowywaną w grupie. Pracom tym często towarzyszą rozbudowane egzaminy. Potrafią one trwać wiele godzin (od dwóch do nawet sześciu w przypadku studentów medycyny), dlatego na sali egzaminacyjnej znajdują się specjalnie wyznaczone przeszklone palarnie i nikogo nie dziwi widok osoby, która ma ze sobą znaczne ilości jedzenia. Szczególnie zwraca uwagę szczegółowość pytań egzaminacyjnych, na które odpowiedź często wymaga wykorzystania w praktyce całego zakresu materiału prezentowanego na zajęciach. I co najważniejsze, egzaminy nie są przeprowadzane w formie testowej.

Podjęcie studiów nie jest obwarowane ograniczeniami wiekowymi. W ten sposób grupa uczestnicząca wspólnie w kursie składa się z osób w różnym wieku, o różnym doświadczeniu życiowym (nierzadko pochodzących z różnych kultur), co sprawia, że ważnym punktem zajęć staje się dyskusja i wymiana poglądów.

Elastyczność

Ważną charakterystyką studiów w Szwecji jest także możliwość dowolnego kształtowania czasu studiowania, co dotyczy również zróżnicowania typów kursów. Studia jako takie nie są prowadzone w trybie zaocznym lub wieczorowym, ale kursy składające się na nie realizowane są w różnych formach. Część z nich oferowana jest w trybie kształcenia na odległość, część – jako kursy wieczorowe albo zajęcia odbywające się w zwartych dziennych blokach, raz w ciągu dłuższego okresu. Pozwala to pogodzić studia z ewentualną pracą zawodową. Podjęcie studiów nie jest też w żaden sposób obwarowane ograniczeniami wiekowymi; dotyczy to również ich kontynuacji. W ten sposób grupa uczestnicząca wspólnie w kursie składa się z osób w różnym wieku, o różnym doświadczeniu życiowym (nierzadko pochodzących z różnych kultur), co sprawia, że ważnym punktem zajęć staje się dyskusja i wymiana poglądów. Często przed podziałem na mniejsze grupy prowadzący zbiera informacje o studentach – tak aby wymiana zdań w grupie była jak najbardziej dla nich stymulująca intelektualnie.

Ta duża elastyczność systemu edukacyjnego i zajęć w jego ramach realizowanych prowadzi do znacząco wyższej niż w Polsce dodatkowej aktywności studentów. Istnieje rozbudowana oferta działań artystycznych, obywatelskich, politycznych, a także ukierunkowanych na rozwój zainteresowań, i to nie tylko naukowych. Liczne zrzeszenia studentów tworzą także ofertę integracyjną dla nowo przyjętych studentów. Te wszystkie aktywności pozwalają uzupełnić wiedzę zdobywaną w formalnej edukacji akademickiej.

Kolejną typową cechą charakterystyczną zarówno szwedzkich uczelni wyższych, jak i w zasadzie wszystkich krajów skandynawskich, jest duża liczba programów lub kursów prowadzonych całkowicie w języku angielskim. Z jednej strony jest to z pewnością swoistą odpowiedzią na fakt, że aż 20 proc. studiujących w Szwecji to studenci zagraniczni, często pochodzący z Azji. Dlatego wiele programów na poziomie magisterskim prowadzonych jest wyłącznie w języku angielskim. Z drugiej strony wiąże się to z dobrą powszechną znajomością języka angielskiego wśród mieszkańców Skandynawii. Pozycja języka angielskiego w systemie studiów wyższych (zwłaszcza w dziedzinach ścisłych i medycynie) doczekała się wielu głosów krytyki, które wskazują na istotny spadek wagi języka szwedzkiego w pewnych obszarach, zwłaszcza w przypadku słownictwa specjalistycznego.

Warto jednak zwrócić uwagę, że nie tylko struktura organizacyjna, lecz również forma prowadzenia zajęć daleko odbiega od tej typowej dla edukacji akademickiej w naszym kraju. Metody kształcenia w dużym stopniu skłaniają studenta do samodzielnej pracy i mają na celu kształtowanie jego podmiotowości. Zajęcia nastawione są na rozwój praktycznych umiejętności (nierzadko przy użyciu platform e-learningowych), pracę w grupach oraz zarządzanie projektami. Częstym sposobem pracy w grupie jest tzw. koleżeńskie sprawdzanie pracy pisemnej. Osoby z danej grupy czytają nawzajem swoje prace, wspólnie dokonują ich oceny i debatują nad ewentualnymi zmianami. W tym przypadku ważną rolę odgrywa osoba prowadząca, która oferuje merytoryczną pomoc w razie ewentualnych niejasności. Taki system oceny to swoiste wprowadzenie do obrony pracy dyplomowej, którą poprzedza napisanie i wspólna ocena kilku mniejszych prac o tematyce okołodyplomowej. Również sama obrona dyplomu podlega recenzji i krytycznej ocenie pracy z tej samej dziedziny wiedzy, przedstawionej przez innego studenta. Będąc recenzentem, student ma za zadanie wykazać wszystkie pozytywne i negatywne strony pracy oraz zaproponować ewentualne zmiany. Obrona nie stanowi więc jedynie formalności, lecz wymaga kreatywności i indywidualnego podejścia do problemu. Jest to szczególnie ciekawe w obliczu dyskusji, jaka toczy się w Polsce nad sensem utrzymania pracy licencjackiej w niektórych dziedzinach wiedzy.

Powyższy opis wskazuje, że cały system szkolnictwa wyższego w Szwecji cechuje elastyczność i wyjście naprzeciw potrzebom studenta – nie tylko poprzez fakt, że studia są całkowicie bezpłatne. W ciągu wielu lat, poprzez kolejne reformy, rządy starały się uczynić naukę na poziomie akademickim dostępną coraz szerszej grupie obywateli. Brak ograniczeń wiekowych, zrównanie różnych poziomów szkolnictwa na poziomie średnim, a także takie ułatwienia jak szeroka oferta preferencyjnych kredytów studenckich oraz innych typów pomocy materialnej sprawiają, że decyzja o podjęciu studiów zależy jedynie od poziomu motywacji studenta.

Jednak największą zaletą szwedzkiego systemu wydaje się jego elastyczność. Przede wszystkim umożliwia on darmowe zdobywanie dodatkowej wiedzy na różnych etapach życia, a tym samym umożliwia uczniom dostosowanie się do specyficznych wymagań rynku pracy na danym obszarze. Jak wynika z danych publikowanych przez Högskoleverket, w roku 2009 naukę na uczelniach szwedzkich podjęło aż 30 proc. więcej osób niż w roku poprzednim, co jest najprawdopodobniej związane z gorszą kondycją ekonomiczną państwa i ucieczką młodych ludzi przez bezrobociem, ale też z coraz większą rzeszą studentów zagranicznych z krajów rozwiniętych i rozwijających się. Znaczna ich liczba i ciągły wzrost w systemie szwedzkiej edukacji wskazują, że skandynawski system szkolnictwa pozostaje, i najprawdopodobniej długo jeszcze pozostanie, jednym z najlepszych i najefektywniejszych modeli na świecie.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Zasoby i konsumpcja ropy naftowej na świecie

Gdzie jest ropa?

Źródła ropy naftowej, podobnie jak pozostałych surowców energetycznych, są rozmieszczone nierównomiernie. Mapa eksploatacji głównych złóż, obejmująca Zatokę Perską, Amerykę Łacińską, region Morza Kaspijskiego czy Federację Rosyjską, nie pokrywa się z rozmieszczeniem głównych rynków, na których się ropę naftową konsumuje (Stany Zjednoczone, Chiny, Japonia, UE).

Rysunek 1. Rozmieszczenie udokumentowanych zasobów ropy naftowej w mld baryłek w 2009 r.

ppg_3_2010_rozdzial_15_rysunek_1

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie BP Statistical Review of Energy 2010, www.bp.com

Głównym dostawcą ropy naftowej na rynki światowe są państwa Bliskiego Wschodu. W regionie tym koncentruje się około 56,6 proc. z szacowanych na 1333,1 mld baryłek udokumentowanych zasobów ropy naftowej (2009 r.). Zdecydowanie mniej znajduje się w krajach Ameryki Środkowej i Południowej (14,9 proc.) oraz Eurazji (nie wliczając państw Bliskiego Wschodu – 10,3 proc.).

Naftowym potentatem jest Arabia Saudyjska, posiadająca niemal 1/5 światowych zasobów ropy. Mniej zasobne są złoża w Wenezueli (12,9 proc. zasobów światowych) oraz Iranie (10,3 proc.). Spośród państw euroazjatyckich wyróżnia się Rosja (5,6 proc.). W tym świetle złoża ropy naftowej znajdujące się w posiadaniu najzasobniejszej w Europie Zachodniej Norwegii to znikomy, bo zaledwie 0,5-proc. odsetek udokumentowanych zasobów globalnych (w przypadku Wielkiej Brytanii to jeszcze mniej, bo około 0,2 proc.).

 

Kto ją zużywa?

Rozmieszczenie zasobów ropy naftowej odbiega od geograficznej struktury zużycia. Liderem są kraje Azji i Pacyfiku, na które przypada około 31 proc. konsumpcji światowej. Nieco mniej zużywają państwa Ameryki Północnej (26,4 proc.) oraz kraje europejskie wraz z byłymi republikami Związku Radzieckiego (23,5 proc.). Struktura ta jednak dynamicznie się zmienia za sprawą rozwoju gospodarczego obserwowanego w Azji. W ciągu ostatnich 20 lat zaspokojony popyt na ropę naftową, kreowany przez państwa Azji i Pacyfiku, wzrósł dwukrotnie. W znaczącym stopniu przyczynił się do tego 3,5-krotny wzrost konsumpcji w Chinach czy też ponad 2,5-krotny wzrost zapotrzebowania na ropę w Indiach. W tym samym okresie globalna konsumpcja ropy zwiększyła się o ponad 25 proc. (w Polsce dynamika sięgnęła niemal 150 proc.)

Rysunek 2. Konsumpcja ropy naftowej w wybranych regionach świata w mln ton w latach 1989–2009

ppg_3_2010_rozdzial_15_rysunek_2

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie BP Statistical Review of Energy 2010, www.bp.com

 

Relacje handlowe

Nierównomierność występowania zasobów oraz konsumpcji ropy prowadzi do braku samowystarczalności. Jest on obecny zarówno w USA oraz państwach UE, jak i dynamicznie rozwijających się Chinach, dla których brak dostępu do źródeł surowców energetycznych stanowiłby ograniczenie możliwości dalszego rozwoju. Jego następstwem są zintensyfikowane relacje handlowe.

Rysunek 3. Handel ropą naftową oraz jej produktami – wybrane przepływy handlowe w 2009 r.

ppg_3_2010_rozdzial_15_rysunek_3

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie BP Statistical Review of Energy 2010, www.bp.com

Warto zauważyć stosunkowo wysoką koncentrację geograficzną importu obserwowaną w Europie. Spośród 665,3 mln ton ropy i produktów z ropy, jakie zaimportowały państwa europejskie w 2009 r., 52 proc. pochodziło z republik byłego ZSRR (głównie z Rosji bądź poprzez kontrolowaną przez Rosję sieć rurociągów). Na drugiej pozycji plasowały się dostawy pochodzące z regionu Bliskiego Wschodu (15,9 proc. importu). Koncentracja źródeł dostaw ropy w przypadku Stanów Zjednoczonych jest zdecydowanie mniejsza. Na najważniejszego dostawcę – Kanadę – przypadło około 21,5 proc. importu ropy i produktów ropopochodnych zrealizowanego w 2009 r., nieco mniej pochodziło ze środkowej i południowej Ameryki (20,5 proc.), Bliskiego Wschodu (15,4 proc.) oraz zachodniej Afryki (14 proc.).

Koncentracja geograficzna importu występuje również w przypadku Japonii (84,7 proc. dostaw z Bliskiego Wschodu) i Indii (70,5 proc. z Bliskiego Wschodu). Jej skala jest zdecydowanie mniejsza w przypadku Chin, które pozyskują ropę z kierunku bliskowschodniego – 40,8 proc., a także kupują ją w Afryce Zachodniej (18,4 proc.), byłych republikach ZSRR (10,5 proc.) oraz państwach Ameryki Środkowej i Południowej (7 proc.).

 

Gdzie przetwarzamy?

W zakresie potencjału przetwórczego liderem rankingu globalnego jest Europa oraz kraje byłego ZSRR. Zdolności przetwórcze rafinerii z wymienionego obszaru stanowią ponad 27,5 proc. globalnego potencjału przetwórczego. Cechą charakterystyczną jest stopniowy spadek mocy przetwórczych w rafineriach Europy Zachodniej (Niemcy, Wielka Brytania, Włochy) oraz ponowny wzrost obserwowany od 2003 r. w Rosji. Rosną również zdolności przerobowe Chin (o 10,5 proc. w ciągu roku), Indii (o 19,5 proc.) oraz państw Bliskiego Wchodu. Względną stabilizację w tym zakresie obserwuje się natomiast w Ameryce Północnej, Środkowej oraz Południowej.

Struktura rzeczywistego przerobu ropy naftowej nie odbiega znacząco od struktury potencjału przetwórczego. W tym zakresie przodują kraje euroazjatyckie (państwa europejskie oraz kraje b. ZSRR), którym w 2009 r. udało się przetworzyć 26,7 proc. globalnego przerobu ropy naftowej. Zdecydowanie mniejszym udziałem charakteryzują się Stany Zjednoczone (19,5 proc.) oraz Chiny (10,2 proc.).

Rysunek 4. Rzeczywisty przerób ropy naftowej w wybranych regionach świata w 2009 r.

ppg_3_2010_rozdzial_15_rysunek_4

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie BP Statistical Review of Energy 2010, www.bp.com

 

Na jak długo wystarczy?

Wzrost zapotrzebowania na ropę naftową jest pochodną wzrostu gospodarczego. Rozwijająca się gospodarka światowa konsumowała i konsumuje coraz więcej ropy. Na szczęście dzięki postępowi w technologiach zarówno eksploracyjnych, jak i wydobywczych odkrywane są coraz to nowe złoża bądź też zmienia się ich zasobność. Biorąc pod uwagę relację wartości rocznej produkcji do wielkości udokumentowanych zasobów (wskaźnik żywotności zasobów) w 2009 r., powinny one wystarczyć na blisko 46 lat. Wartość ta jest zróżnicowana geograficznie. W przypadku największego z dostawców ropy – Rosji – wskaźnik sięga 20,3, a drugiej na liście Arabii Saudyjskiej – 74,6. Wskaźnik żywotności zasobów jest najwyższy w regionie Bliskiego Wschodu (84,8) oraz Ameryki Środkowej i Południowej (80,6). W przypadku Europy i krajów b. ZSRR sięga on zaledwie 21,2 proc., Ameryki Północnej – 15 proc., Azji – 14,1 proc. Zwraca uwagę stosunkowo niska wartość indeksu dla Norwegii (8,3) oraz Wielkiej Brytanii (5,8).

Wiele zatem wskazuje, że wraz z upływem czasu eksploatacja źródeł ropy naftowej będzie się w coraz większym stopniu koncentrować poza obszarem euroatlantyckim. Podobnie coraz mniejsze znaczenie będą miały, obecnie już znikome w zestawieniu z wielkością konsumpcji, zasoby ropy w krajach Azji i Pacyfiku. Efektem będzie pogłębienie wydatnego podziału na kraje wydobywające oraz konsumujące ropę naftową.

Należy mieć świadomość, że tego typu przewidywania obarczone są znacznym prawdopodobieństwem błędu. Postęp technologiczny w zakresie eksploracji i eksploatacji złóż ropy negatywnie weryfikuje prognozy dotyczące żywotności zasobów przygotowywane w latach ubiegłych. Być może będzie tak również w przyszłości. Co więcej, dynamiczne zmiany są również obserwowane w zakresie technologii pozyskiwania surowców energetycznych – substytucyjnych dla ropy naftowej – takich jak gaz ziemny czy węgiel. Kolejnym czynnikiem, który może zweryfikować negatywnie czynione przewidywania, są złoża węglo­wodorów w obszarach arktycznych.

Skip to content