Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Samorząd regionalny katalizatorem współpracy

Z Janem Kozłowskim, marszałkiem województwa pomorskiego, rozmawia Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Przedsiębiorcy winią naukowców, a naukowcy przedsiębiorców. Co Pańskim zdaniem najbardziej hamuje współpracę między uczelniami a firmami w naszym regionie?

Przyczyn jest wiele, a jedną z nich jest fikcja, którą często była ta współpraca w gospodarce socjalistycznej. Przemysł musiał się wykazywać współpracą, ale w rzeczywistości pomysły naukowców rzadko trafiały do produkcji. Teraz po raz pierwszy mamy rzeczywisty wpływ na tworzenie instrumentów pomagających w nawiązywaniu takiej współpracy.

Czy te środowiska poradzą sobie w przełamywaniu barier czy też potrzebny jest ktoś, kto pomoże?

My właśnie występujemy jako katalizator. W Regionalnym Programie Operacyjnym zarezerwowaliśmy środki na wsparcie małych i średnich przedsiębiorstw. W jednym z konkursów można się ubiegać o środki na inwestycje, które wyraźnie wykażą innowacyjność. Trzeba będzie się wykazać umiejętnością współpracy z uczelniami lub instytutami naukowo – badawczymi. Inny konkurs jest dla odmiany adresowany do uczelni wyższych i na przykład można tam się ubiegać o pieniądze na infrastrukturę edukacyjną, ale będziemy preferować te wnioski, gdzie uczelnia wykaże się współpracą z przedsiębiorcami. Oczywiście, praktyka pokaże, jak te pomysły na zbliżenie zostaną przyjęte, ale to powinno zdopingować obie strony do wspólnych przedsięwzięć.

Jakie środki zostały przeznaczone na pomoc dla firm i uczelni?

21% wszystkich środków, które mamy w RPO, zostało przeznaczonych na wsparcie dla przedsiębiorców. To blisko 190 milionów euro. Innowacyjność, a więc konieczność współpracy z naukowcami, jest wysoko punktowana. Część środków została przeznaczona wyłącznie na nabywanie prac naukowo – badawczych i ich wdrażanie. Dodatkowe pieniądze zostały przewidziane na wsparcie różnych instytucji pomagających w transferze wiedzy. Uczelnie oraz instytucje badawcze mają do wykorzystania prawie 30 milionów euro. Są to środki nie tylko na poprawę bazy dydaktycznej, ale też modernizację, tworzenie i wyposażanie laboratoriów. Mamy też możliwość przesuwania pieniędzy na różne cele. Zobaczymy, jak przedsiębiorcy oraz szkoły wyższe się zachowają i czy będą chciały podjąć współpracę. Osobiście liczę, że te fundusze będą zachętą do przepływu wiedzy i technologii z uczelni do firm. Bardzo też liczę na projekty zgłaszane do programu Innowacyjna Gospodarka. Zostały przygotowane trzy duże projekty z biotechnologii, informatyki kwantowej i ekoenergetyki. Powinny się zakończyć konkretnymi wdrożeniami, szczególnie w tym ostatnim przypadku, gdzie musimy szukać nowych rozwiązań pozwalających oszczędzać energię i produkować ją ze źródeł odnawialnych.

Ma to być alternatywa dla powrotu do energetyki jądrowej?

Uzupełnienie, gdyż niezależnie od przewidywanych elektrowni jądrowej, węglowej lub gazowej musimy zwiększać udział energii ze źródeł odnawialnych. Liderem jest Instytut Maszyn Przepływowych PAN i tam będą powstawały konkretne rozwiązania, które powinny być wdrażane. Wreszcie trzecim elementem jest ogłoszony konkurs Innodoktorant. Propozycja jest skierowana do młodych ludzi, którzy teraz pracują nad swoimi doktoratami. Startować w konkursie mogą przedstawiciele nauk ścisłych, technicznych oraz przyrodniczych, których pomysły zostaną wykorzystane w przemyśle czy szerzej w gospodarce. Zarezerwowaliśmy na ten cel 1,5 miliona złotych, a zwycięzcy będą otrzymywać 30 tysięcy złotych rocznie. Spodziewam się dużego zainteresowania i wykorzystania tych pomysłów w naszej gospodarce. Wierzę, że rozpocznie się proces nawiązywania kontaktów. Myślę nie tylko o uczelniach, ale również przedsiębiorcach. Jest coraz więcej narzędzi, które pomagają nawiązywać kontakty: istniejące parki naukowo–technologiczne w Gdyni oraz Gdańsku i te planowane w Kwidzynie, Sztumie oraz w Słupsku. Proces zazębiania się nauki i przedsiębiorczości już się rozpoczął.

Przykłady Gdyni, Kwidzyna, Sztumu czy Słupska świadczą, że wiele samorządów rozumie potrzebę włączenia się w budowę narzędzi wspierających współpracę nauki i biznesu, że stawiają też na te gałęzie gospodarki, które korzystają z pracy naukowców.

Samorząd regionalny ma pewne możliwości. Czy samorządy innych szczebli widzą potrzebę wspierania współpracy czy są to tylko puste hasła?

Widzę aktywność innych samorządów w naszym regionie. Słupsk, Kwidzyn oraz Sztum zgłosiły wnioski o dofinansowanie budowy parków naukowo – technologicznych. Prężnie działający park w Gdyni to zasługa tamtejszego samorządu. Te przykłady świadczą, że wiele samorządów rozumie potrzebę włączenia się w budowę narzędzi wspierających współpracę nauki i biznesu, że stawiają też na te gałęzie gospodarki, które korzystają z pracy naukowców.

Czy istniejące parki naukowo – technologiczne w Gdyni oraz Gdańsku dowodzą, że to jest właściwa droga, że tak powinno wyglądać wsparcie samorządów i że uda się również w Słupsku, Kwidzynie, a także w Sztumie?

Firmy działające w gdyńskim czy też gdańskim parku już zdobywają międzynarodowe wyróżnienia. W Gdańsku na przykład powstało Business Angel. Fundusz inwestuje w firmy z sektora wysokich technologii. Trójmiasto będzie lokomotywą, ale bardzo nam zależy na rozprzestrzenianiu się takich pomysłów na cały region. Projekty spoza aglomeracji będą wręcz preferowane.

Czy barierą utrudniającą przepływ wiedzy, oprócz oczywiście braku pieniędzy, jest również słabość instytucji wsparcia?

W tym celu powołaliśmy fundusz venture capital Inveno. Ma właśnie wyszukiwać i wspierać przedsięwzięcia o dużym potencjale. To będzie działalność komercyjna; firma już wystąpiła o dofinansowanie z Krajowego Funduszu Kapitałowego w wysokości 40 milionów złotych. Podobny charakter ma Business Angel Seedfund Macieja Grabskiego. Nie chcę epatować nadmiernym optymizmem, ale początek już jest. Współuczestniczymy w opracowywaniu strategii Morza Bałtyckiego, będzie tam również miejsce na transfer technologii, współpracę parków naukowo–technologicznych w krajach nadbałtyckich. Szwedzi oraz Finowie mają bardzo bogate doświadczenia w tworzeniu takich parków i w transferze technologii.

Od wielu lat nasz region ma żywe kontakty z regionami państw skandynawskich, przykładem są częste wizyty w Turku. Chyba powinny być jakieś efekty tych kontaktów?

To jeszcze nie jest ten etap. Współpraca już jest, ale nie ma jeszcze zespołów mogących się zająć takimi projektami. Myślę, że za dwa, trzy lata dojdziemy do takiego poziomu wymiany między regionami i państwami z basenu Morza Bałtyckiego. Oczywiście jest kogo podpatrywać, ale my chcemy nawiązywać współpracę. Silny ośrodek informatyki kwantowej na Uniwersytecie Gdańskim to duży atut w takich kontaktach.

Niedawno gościł pan w Stanach Zjednoczonych, Chinach, wcześniej w Indiach, szukając przedsiębiorców gotowych osiedlić się na Pomorzu. Czy rozmawiając z potencjalnymi inwestorami, pytał pan o współpracę z nauką, o budowanie zaplecza naukowo – badawczego lub korzystanie z istniejących w naszym regionie placówek?

Rozmawiając niedawno w Saint Louis z firmą z sektora farmaceutyczno – biologicznego, pytaliśmy właśnie o tworzenie laboratorium badawczego w Gdańsku. Ostatnio rozmawiałem również o tym z przedstawicielem Szwajcarii – ten kraj zaproponował wsparcie finansowe dla Polski. Współpraca na polu naukowo – badawczym jest jednym z naszych priorytetów.

Do tej pory każda uczelnia działała samodzielnie. Natomiast dziś w ten sposób nie da się rozwiązywać najpoważniejszych problemów o charakterze interdyscyplinarnym. Potrzebna jest współpraca między uczelniami.

Wróćmy do podstawowego poziomu, czyli relacji uczelni i przedsiębiorców. W zasadzie głównym naukowym partnerem jest Politechnika Gdańska; czy taka monopolistyczna pozycja nie hamuje jej aktywności?

Jestem przekonany, że współpraca układa się dobrze. Przecież dzięki pieniądzom z Unii Europejskiej zbudowano nowy gmach wydziału Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki. Przyznaję, że do tej pory każda uczelnia działała samodzielnie. Natomiast dziś w ten sposób nie da się rozwiązywać najpoważniejszych problemów o charakterze interdyscyplinarnym. Potrzebna jest współpraca między uczelniami. Dlatego bardzo się cieszę, że doszło do porozumienia miedzy Politechniką Gdańską, Akademią Medyczną i Uniwersytetem Gdańskim w sprawie międzyuczelnianego wydziału biotechnologii. Myślę, że dzięki temu przykładowi będą powstawały inne zespoły zajmujące się konkretnymi projektami.

Uczelni jest kilka, natomiast w pomorskim krajobrazie dominują tysiące małych i średnich firm. Przedsiębiorstwa tej wielkości rzadziej widzą potrzebę wykorzystywania owoców pracy naukowców. Nawet nie ma jednej reprezentacji pomorskich przedsiębiorców.

To się zmienia. Przypomnę, że obok bardzo dobrze działającej Izby Rzemieślniczej Małych i Średnich Przedsiębiorstw, od niedawna istnieje Regionalna Izba Gospodarcza Pomorza zrzeszająca większe firmy. Te samorządy gospodarcze dostrzegają znaczenie współpracy z nauką.

Czy w rozmowach z przedstawicielami tych organizacji pojawia się problematyka transferu technologii?

Izba Gospodarcza Pomorza jest nową organizacją i chyba jeszcze nie udziela się w dyskusjach na takie tematy. Myślę, że konkursy na dofinansowanie środkami unijnymi firm z silnym akcentem na innowacyjność wymuszą poważniejsze zajęcie się transferem technologii przez organizacje zrzeszające firmy.

Ale czy to nie jest odwrócenie pewnego porządku? Przecież to firmy powinny szukać, wręcz wywierać presję na naukowców, żeby pracowali nad rzeczami, które odniosą sukces na rynku.

Jestem przekonany, że zwiększająca się liczba różnych możliwości będzie zachęcała przedsiębiorców do szukania nowych rozwiązań. Chcemy być regionem konkurencyjnym, a nie można być konkurencyjnym bez wprowadzania innowacyjnych rozwiązań w produkowanych towarach i usługach. Paradoksalnie, kryzys w gospodarce może być pomocny, gdyż taka sytuacja wręcz zmusza do szukania nowych rozwiązań.

Czy o środki zarezerwowane dla uczelni mogą się też ubiegać firmy z zapleczem naukowo – technicznym, prywatne instytucje badawcze?

Tak. Chodzi nam o rozwój bazy edukacyjnej oraz badawczej. Jeżeli firma prowadzi działalność badawczą, to nic nie stoi na przeszkodzie, by składała wniosek o dofinansowanie wyposażenia swojego laboratorium.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Inżynier czy kulturoznawca? O kluczowym dylemacie polskiej polityki innowacyjnej

Obecny kryzys finansowy i gospodarczy oraz rysujące się kryzysy energetyczny i środowiskowy zdecydowanie wzmacniają pytanie o źródła rozwoju Polski i przesłanki naszej konkurencyjności międzynarodowej w przyszłości. Wszystko to wiedzie do kwestii kształtu polityki proinnowacyjnej w Polsce. Czy powinniśmy pójść drogą lidera w wynajdywaniu nowych technologii, którą dotychczas szedł najbardziej innowacyjny kraj świata – USA oraz, w różnym stopniu, kraje Europy Zachodniej, czy też drogą podwykonawczej i niszowej innowacyjności technologicznej? A może należy wybrać drogę zupełnie przyszłościową (post-naukową), która opiera się na łączeniu twardych technologii z kulturą?

Globalny układ sił się zmienia

Przez ostatnie pięćdziesiąt lat Stany Zjednoczone kroczyły drogą silnego inwestowania publicznego i prywatnego w naukę, w tym zwłaszcza w nowe technologie. Cały narodowy system innowacyjny nastawiony był na nauki ścisłe i przyrodnicze oraz laboratoria i parki przemysłowe dla wynajdywania nowych technologii. Pozwoliło im to osiągnąć światowy prymat w tym zakresie i umożliwiło tworzenie bogactwa. W Europie podobną drogę, lecz w innym okresie i nieco innej formule, obrała między innymi Finlandia.

Stany Zjednoczone i niektóre kraje Europy Zachodniej zbudowały swoje bogactwo na inwestowaniu w nauki ścisłe i przyrodnicze; obecnie punkt ciężkości przesuwa się w kierunku Azji; koszt stworzenia przełomowego rozwiązania technologicznego systematycznie spada.

Wydawałoby się więc, że droga jest już określona i Polska powinna jedynie nią podążać, aby w przyszłości odnieść sukces. Jednak inni ze świata tzw. gospodarek wschodzących podjęli to wyzwanie już wcześniej. Jeszcze kilka lat temu można było powiedzieć, że w Chinach i Indiach wytwarza się jedynie produkty oparte na taniej i nisko wykwalifikowanej sile roboczej. W międzyczasie jednak zarobione na eksporcie takich produktów pieniądze kraje te zainwestowały w potencjał badawczo-rozwojowy. Pomiędzy 1996 a 2005 r. globalny udział Chin w całkowitych wydatkach na B+R wzrósł z nieco ponad 2% do ponad 7,5%, a relacja wydatków biznesu na B+R do PKB osiągnęła już prawie taki sam udział jak w Unii Europejskiej wynosząc 1,02% w 2006 r. Powyższe dane pokazują, jak bardzo te postrzegane przez wielu jako cywilizacyjnie zacofane kraje zaangażowały się w tworzenie innowacji technologicznych. Już teraz w pewnych częściach Azji w niektórych dziedzinach prowadzone są badania na najwyższym światowym poziomie. Tyle, że naukowcy pracujący w Chinach czy Indiach nie mają tak wygórowanych oczekiwań finansowych jak ich koledzy w Stanach Zjednoczonych czy Europie Zachodniej, jednocześnie uchodząc za najzdolniejszych w tej sferze. Sytuacja ta powoduje, że koszt stworzenia przełomowego rozwiązania technologicznego systematycznie spada. Jakie więc będą tego skutki dla świata?

Społeczeństwo post-naukowe

Według Christophera T. Hilla, który opublikował swoją tezę w amerykańskim miesięczniku Narodowej Akademii Nauk w 2007 r., Amerykanie w związku z zachodzącymi zmianami zaczną przechodzić od społeczeństwa naukowego do post-naukowego. Uważa on, że zmieni się charakter innowacji wiodących do tworzenia bogactwa i wzrostu produktywności. Jego zdaniem badania podstawowe w zakresie nauk ścisłych i przyrodniczych stracą na znaczeniu na rzecz badań z zakresu nauk społecznych. Skoro światowej klasy innowacje technologiczne będzie można kupić w wielu miejscach na świecie i będą one relatywnie tanie, to kluczowa stanie się umiejętność rozpoznania odpowiednich z nich i dopasowania do potrzeb konkretnych jednostek, grup, społeczeństw i kultur. Oczywiście, nie oznacza to, że nauki ścisłe i przyrodnicze trafią do lamusa. Nadal społeczeństwa będą potrzebowały wynalazków zaawansowanej inżynierii. Według autora kluczowe innowacje bez względu na przeznaczenie (przemysłowe, konsumenckie czy publiczne) nie będą jednak powstawać w warsztatach, laboratoriach i biurach, lecz w studiach, think tankach, atelier i cyberprzestrzeni. Jego zdaniem już teraz możemy zaobserwować tę zmianę w realnej gospodarce. Firmy takie, jak Google, YouTube, E-bay czy Yahoo zbudowały swoje sukcesy na radykalnych innowacjach, które nie miały wiele wspólnego z badaniami w zakresie nauk ścisłych i przyrodniczych.

W przyszłości generowanie bogactwa przesunie się w kierunku odpowiedniego wykorzystania wynalezionych już technologii, filtrując je przez pryzmat rozumienia zagadnień z zakresu psychologii, socjologii i kulturoznawstwa.

Jaka więc powinna być polska polityka innowacyjna w czasach, gdy Stany Zjednoczone będą przechodzić w kierunku społeczeństwa post-naukowego, Europa Zachodnia nadal będzie silnym ośrodkiem innowacji technologicznych, a kraje takie jak Chiny czy Indie zajmą dotychczasowe miejsce USA, wiodąc prym w naukach ścisłych i przyrodniczych oraz inżynierii?

Wizja Polski jako lidera nauk ścisłych i przyrodniczych wymaga silnego i inteligentnego państwa oraz ogromnych środków finansowych.

Polska liderem nowych technologii

Wydaje się, że możliwe są przynajmniej trzy wizje rozwoju w tym zakresie. Pierwszą jest opcja powielenia drogi, którą przebyły Stany Zjednoczone i Europa Zachodnia, a którą od kilku lat idą kraje takie, jak Chiny czy Indie. Polegałaby ona na skoncentrowaniu się na naukach fizycznych, matematycznych i biologicznych oraz inżynierii w celu osiągnięcia światowego prymatu w tym zakresie. Jest to wizja o tyle kusząca, iż Polska ma pewne tradycje w tym obszarze. Możnaby tu przytoczyć lwowską szkołę matematyczną, która funkcjonowała w okresie przedwojennym, a jej członkowie w późniejszym czasie zasilili ośrodki naukowe w całej Polsce. Nie bez znaczenia jest tu również okres PRL, gdy polska myśl inżynieryjna rozwijała się zarówno na potrzeby militarne Układu Warszawskiego, jak i przemysłu traktowanego jako podstawowa baza rozwoju. Mieliśmy duże osiągnięcia w zakresie fizyki czy atomistyki.

Do pewnego stopnia sprzyjającą temu okolicznością są przemysłowe inwestycje zagraniczne dokonane w Polsce w ostatnich dwudziestu latach, takie jak inwestycja koncernu amerykańskiego United Technologies w podkarpacką WSK Rzeszów. Pomimo tych przesłanek taka wizja rozwoju wydaje się w obecnych warunkach nierealistyczna. Po pierwsze, podejście to wymaga silnego i inteligentnego państwa, które potrafi świadomie wyznaczyć priorytety i ich bronić, a także zjednoczyć wokół takiej idei środowiska naukowe i gospodarcze, co, jak dowodzi praktyka ostatnich dwudziestu lat, jest bardzo mało prawdopodobne. Po drugie, wymaga ogromnych środków finansowych, których Polska obecnie nie ma i w dającej przewidzieć się przyszłości mieć nie będzie. Po trzecie, inne kraje podjęły to wyzwanie dużo wcześniej – Stany Zjednoczone pięćdziesiąt lat temu, Europa Zachodnia ścigając się ze Stanami Zjednoczonymi i formułując Strategię Lizbońską w 2000 r., a Chiny i Indie przed kilkoma laty. Tymczasem my swoje pierwszorzędne szanse i możliwości (np. w technologiach węglowych) – wynikające między innymi z potencjału zbudowanego w PRL-u – w ciągu okresu transformacji przegapiliśmy i roztrwoniliśmy. Właściwie w ciągu ostatnich 20 lat przeszliśmy już na pozycję importerów i adaptatorów technologii wytwarzanych poza Polską.

Wizja Polski jako podwykonawcy, wiodącego jednak prym w pewnych niszach, wymaga selektywnych inwestycji oraz rozwinięcia kompetencji w zakresie międzynarodowej komunikacji.

Polska podwykonawcą nowych technologii

Drugą opcją jest nie rezygnowanie z nauk ścisłych i przyrodniczych, lecz zamiast roli wiodącej przyjęcie roli uzupełniającej – roli podwykonawcy dla krajów bardziej rozwiniętych, w tym bliskich nam geograficznie i systemowo państw Europy Zachodniej. Jednocześnie opcja ta nie wyklucza możliwości bycia najlepszym w pewnych niszach. Przy założeniu, że kraje Europy Zachodniej i Stany Zjednoczone będą zapewniały stały popyt na badania naukowe, wariant ten wydaje się być relatywnie bezpieczny. Wymagałby on od nas nie rezygnowania z budowania narodowego systemu wspierania innowacji technologicznych i inwestowania w tym zakresie, lecz robienia tego w sposób bardziej ostrożny i selektywny, nie pompując ogromnych pieniędzy w najbardziej kapitałochłonne obszary. Jednocześnie należałoby rozwinąć kompetencje w zakresie międzynarodowej komunikacji, gdyż scenariusz ten wymaga bycia elementem łańcucha wartości w europejskich i globalnych sieciach produkcyjnych. W tej sytuacji nie bylibyśmy właścicielem wiodących, a jedynie uzupełniających ogniw całych łańcuchów technologicznych. Opcja ta również nosi znamiona pewnych zagrożeń, chociaż nie w takiej skali jak pierwszy scenariusz. Nadal bylibyśmy narażeni na obniżanie się rentowności badań podstawowych ze względu na dużą konkurencję ze strony krajów o relatywnie niewysokich płacach i dużym potencjale. Opcja ta wymaga również znacznych środków finansowych państwa, chociaż jego zdolność do definiowania priorytetów mogłaby być ograniczona, świecąc odbitym blaskiem polityki UE i koncernów zachodnich. Byłby to więc rozwój „zależny”, typowy dla układu centrum – peryferie, obarczony ryzykiem konkurencyjności struktur „twardego jądra” i nieprzynoszącym takich profitów, jakie daje pozycja wiodąca.

Wizja Polski post-naukowej zakłada obecność w międzynarodowych sieciach wynajdujących technologie oraz obecność w międzynarodowych łańcuchach wartości opartych na naukach społecznych, tworzących rozwiązania procesowe i organizacyjne.

Polska post-naukowa

Trzecią opcją, którą warto rozważyć, jest możliwość przeskoczenia etapu społeczeństwa naukowego i obranie kierunku na społeczeństwo post-naukowe – fazy, w którą Stany Zjednoczone dopiero wchodzą. W przyszłości wartość dodana, a co za tym idzie generowanie bogactwa będzie przesuwać się w kierunku odpowiedniego wykorzystania wynalezionych już technologii, filtrując je przez pryzmat rozumienia zagadnień z zakresu psychologii, socjologii i kulturoznawstwa. Ci, którzy w gąszczu powstających innowacji technologicznych będą potrafili wybrać odpowiednie z nich i dostosować do specyficznych potrzeb poszczególnych osób, grup, społeczeństw i kultur, osiągną największy sukces. Obierając tę drogę, Polska musiałaby postawić na zupełnie inny system innowacji niż ten rozumiany tradycyjnie przez pryzmat np. parków przemysłowych. Rola uczelni wyższych byłaby diametralnie różna. Inżynierowie pełniliby rolę tłumaczy globalnych procesów technologicznych, a specjaliści od nauk społecznych dopasowywaliby istniejące technologie do zmian zachodzących w systemach wartości i stylu życia zarówno jednostek, grup, jak i całych społeczeństw w ich kulturowej różnorodności. Scenariusz ten zakłada z jednej strony obecność w międzynarodowych sieciach wynajdujących technologie, aby mieć najszybszy możliwy dostęp do powstających innowacji technologicznych, lecz w minimalnym stopniu angażując się w ich wynajdywanie. Z drugiej zaś obecność w międzynarodowych łańcuchach wartości opartych na naukach społecznych, tworzących rozwiązania procesowe i organizacyjne wykorzystujące różne konfiguracje wynalezionych już technologii. Głównym problemem w takim scenariuszu jest to, iż Polska nie posiada jeszcze swoich dużych działających na międzynarodowych rynkach korporacji, takich jak Google czy YouTube. Niemniej jednak dobrą przesłanką jest to, że np. firma Allegro wygrała batalię o rodzimy rynek z takim gigantem, jakim jest E-Bay. Mamy również wiele przedsiębiorstw, takich jak Gadu-Gadu czy operatora portalu www.nasza-klasa.pl (przejętego już przez kapitał zagraniczny), które odnoszą spektakularne sukcesy, choć na razie jedynie w Polsce. Pozytywną przesłanką pozwalającą myśleć o ich sukcesie międzynarodowym są doświadczenia historyczne i kody kulturowe Polaków. Naszą przewagą może być brak historycznie i kulturowo uwarunkowanych tendencji imperialnych. Polacy w stosunkach z krajami rozwijającymi się (wzrastającymi), a w szczególności post-kolonialnymi nie mają tego stygmatu. W związku z tym możemy spodziewać się większej otwartości i zaufania ze strony innych, a co za tym idzie, uzyskać możliwość zbudowania wysokiego kapitału relacji

Musimy wybrać

Aby móc dokonać dobrego wyboru, należy zdawać sobie sprawę z trendów globalnych (układu przewag komparatywnych) oraz zasobów i tradycji posiadanych w kraju, a także możliwości realizacyjnych (zarówno po stronie państwa, jak i gospodarki). Nie mniejsze znaczenie ma jednak odpowiedź na pytanie, do czego my jako Polacy mamy większy talent? Czy doświadczenie historyczne i kody kulturowe predysponują nas bardziej do kwestii stricte technicznych (myślenie analityczne, nauki ścisłe i przyrodnicze) czy raczej do rozumienia wielu dziedzin i tworzenia połączeń (abstrakcyjne myślenie, umiejętność wyłapywania synergii i tworzenia nowych syntez)? Wybór jednej z powyższych opcji powinien mieć też wpływ na system kształcenia w Polsce, proporcji między nauczaniem wiedzy a kreatywności oraz między naukami ścisłymi i przyrodniczymi a społecznymi.

Niedokonanie wyboru lub porażka implementacyjna spowodują „drenaż polskich mózgów” wykształconych za publiczne pieniądze.

Najgorszym wariantem byłaby opcja czwarta. Niezdefiniowanie polityki proinnowacyjnej lub jej kompletna porażka implementacyjna i de facto ograniczenie się do dostarczania krajom zachodnim i Skandynawii dobrze wykształconych (z naszych publicznych pieniędzy) i utalentowanych naukowców i inżynierów w ramach jednolitego (mobilnego) rynku naukowego UE.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Sytuacja gospodarcza województwa pomorskiego w III kwartale 2008 r.

Analiza stanu gospodarki województwa pomorskiego w III kwartale 2008 r. obejmuje takie komponenty, jak: koniunktura gospodarcza, działalność przedsiębiorstw, handel zagraniczny oraz rynek pracy wraz z poziomem wynagrodzeń. Dokonano również przeglądu najważniejszych wydarzeń, jakie miały miejsce w tym okresie, mogących w istotny sposób wpłynąć na kierunki i tempo rozwoju regionu.

Koniunktura gospodarcza

W III kwartale oceny przedsiębiorców wskazywały na poprawę koniunktury. W każdym z analizowanych miesięcy była ona oceniana lepiej niż w czerwcu – który, oprócz stycznia, był okresem najniższych notowań. Najwyższe oceny koniunktury gospodarczej przedsiębiorcy sformułowali we wrześniu.

Wykres 1. Koniunktura gospodarcza w województwie pomorskim i w Polsce w latach 2006-2008.

ppg_4_2008_rozdzial_22_rysunek_1

Źródło: Opracowanie IBnGR.

 

Pozytywne oceny koniunktury w III kwartale nie pozwalają na formułowanie optymistycznych prognoz co do sytuacji gospodarczej w nadchodzących miesiącach. Składają się na to trzy przyczyny. Po pierwsze, analiza danych historycznych wskazuje, że tego typu zmiany mogą mieć charakter krótkotrwały. Po drugie, ogólnopolskie oceny koniunktury były znacznie niższe, co także wpływa na funkcjonowanie gospodarki w województwie pomorskim. Po trzecie, wskaźnik wyprzedzający koniunktury przyjmował niskie wartości w porównaniu z poprzednimi miesiącami. Najprawdopodobniej w perspektywie trzech miesięcy indeks bieżący zbliży się do 0, oscylując wokół wartości oznaczających równowagę ocen pozytywnych i negatywnych.

Działalność przedsiębiorstw

We wrześniu 2008 r. liczba podmiotów gospodarczych spadła o 0,3 proc. w ujęciu miesięcznym, natomiast wzrosła o 3 proc. w stosunku rocznym. Obserwowane zmiany w układzie miesięcznym są typowe i wynikają z sezonowych wahań aktywności gospodarczej. W sierpniu skończył się okres letni, który sprzyjał wzrostowi przedsiębiorczości. Osłabła również tendencja wśród absolwentów do zakładania działalności gospodarczej. W związku z tym, w wariancie optymistycznym, w kolejnych trzech miesiącach należy się spodziewać stabilizacji liczby podmiotów gospodarczych. W wariancie pesymistycznym będziemy mieli do czynienia z niewielkim spadkiem liczby przedsiębiorstw w następstwie obserwowanego spowolnienia rozwoju gospodarczego. Tym samym zamknięty zostałby ponad pięcioletni okres występowania sprzyjających warunków dla zakładania nowych firm.

Wykres 2. Dynamika produkcji sprzedanej, budowlano-montażowej i sprzedaży detalicznej w województwie pomorskim w latach 2006-2008.

ppg_4_2008_rozdzial_22_rysunek_2

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku.

W zakresie działalności przedsiębiorstw podkreślić należy dodatnią, w ujęciu rocznym, dynamikę sprzedaży zarówno w przedsiębiorstwach przemysłowych, budowlanych jak i handlowych. Jednak wzrost jej dynamiki, choć nieznaczny, odnotowany został jedynie w sprzedaży detalicznej. W pozostałych dwóch rodzajach działalności gospodarczej wystąpiło spowolnienie wzrostu. Jego zakres w przypadku budownictwa nie był jednak wysoki. Jedynie w przemyśle dynamika produkcji sprzedanej wyraźnie osłabła, spadając poniżej wartości 3 proc. w skali roku.

Handel zagraniczny

Wartość eksportu województwa pomorskiego w sierpniu 2008 r. wynosiła 709 mln euro i była wyższa niż w styczniu o 16 proc. Wyraźny wzrost wolumenu eksportu miał miejsce już w lipcu. W sierpniu był on kontynuowany, osiągając najwyższą wartość od początku roku.

Eksport z województwa pomorskiego kierowany jest głównie na rynki państw UE. W omawianym okresie przypadało na nie 46 proc. całości eksportu. W porównaniu do września roku poprzedniego udział ten spadł o 22 pkt. proc. W sierpniu najważniejszym partnerem była Norwegia., której udział w eksporcie wynosił 19 proc. Drugie miejsce zajęły Bahamy z 11-procentowym udziałem. Na dalszych pozycjach uplasowały się Wielka Brytania, Niemcy i Szwecja. Udział tych krajów w eksporcie zamykał się w granicach od 8 do 9 proc.

W strukturze towarowej eksportu w sierpniu 2008 r. najważniejsze pozycje zajmowały statki pełnomorskie, produkty naftowe oraz elektronika. Struktura towarowa tłumaczy duży udział Norwegii i Bahamów w eksporcie. Armatorzy, których siedziby znajdują się w tych państwach, są ważnymi odbiorcami produkcji pomorskich stoczni.

Import do województwa pomorskiego w sierpniu 2008 r. obejmował towary warte 881 mln euro i wzrósł w stosunku do stycznia o blisko 40 proc. Region cechuje się zatem ujemnym saldem handlu zagranicznego. W stosunku do stycznia uległo ono wyraźnemu pogłębieniu, ale dzięki wysokiej dynamice eksportu w lipcu i sierpniu było mniejsze niż w czerwcu.

Najważniejszym partnerem importowym województwa pomorskiego pozostaje Rosja, na którą przypadło 32 proc. wartości sprowadzonych towarów. Struktura importu z Rosji zdominowana była praktycznie w całości przez produkty mineralne. Dotyczy to surowców energetycznych – ropy naftowej i gazu ziemnego. Drugą pozycję zajęła Norwegia, której udział w imporcie do województwa pomorskiego wynosił 11 proc. Grupę czterech państw o udziale w imporcie zamykającym się w granicach od 6 do 8 proc. otwierają Niemcy. Znalazły się w niej jeszcze Bahamy, Chiny i Finlandia.

Do głównych produktów importowych zaliczały się oleje naftowe, sprzęt elektroniczny oraz jednostki pływające.

Rynek pracy i wynagrodzenia

Mimo słabnięcia koniunktury, sytuacja na rynku pracy jest nadal dobra i w kontekście bezrobocia ulega stałej poprawie. Jednak we wrześniu, podobnie jak w sierpniu, odnotowano niewielki spadek (o ok. 100 osób) zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw (wykres 3). Nie była to duża redukcja, ale utrwalenie negatywnych trendów w zakresie zatrudnienia staje się coraz bardziej prawdopodobne. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że stopniowe wygaszanie trendu wzrostowego widoczne jest także w przypadku poziomu wynagrodzeń. We wrześniu przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto kształtowało się na poziomie 3223 zł. W stosunku rocznym wzrosło ono jedynie o 4 proc. Dla porównania, we wszystkich miesiącach 2007 r. roczna dynamika kształtowała się na poziomie od 8 do 15 proc. Biorąc także pod uwagę wyniki działalności przedsiębiorstw widać wyraźnie, że popyt na pracę już nie rośnie.

Wykres 3. Wielkość zatrudnienia i poziom przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w sektorze przedsiębiorstw w województwie pomorskim w latach 2006-2008.

ppg_4_2008_rozdzial_22_rysunek_3

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku.

Mimo spadku zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw (bez podmiotów o liczbie pracujących do 9 osób), nadal maleje liczba bezrobotnych. W skali miesiąca spadek ten kształtował się na poziomie 3 proc. W stosunku do analogicznego miesiąca roku poprzedniego wynosił on 31 proc. (wykres 4). Obserwowana tendencja spadku bezrobocia utrzymuje się na wysokim poziomie, choć w ciągu ostatnich czterech miesięcy uległa nieznacznemu spłyceniu. Spadek liczby bezrobotnych miał nadal miejsce w odniesieniu do dwóch z trzech analizowanych grup bezrobotnych, znajdujących się w szczególnej sytuacji na rynku pracy. Wyjątkiem okazała się grupa bezrobotnych w wieku do 25 lat. Spowolnienie spadku liczebności tej grupy, obserwowane w poprzednich miesiącach, przekształciło się w niewielki wzrost jej liczebności. Jest to efekt malejącego zainteresowania wyjazdami zarobkowymi za granicę, co wiąże się z aprecjacją polskiej waluty oraz pogarszającą się sytuacją ekonomiczną najpopularniejszych państw docelowych dla emigrantów. Poza tym, po znacznej redukcji liczebności analizowanej grupy, składa się ona obecnie z osób, które mają większe trudności ze znalezieniem pracy. Istotne znaczenie mógł mieć również koniec okresu letniego. Część absolwentów, wykonujących w czasie jego trwania prace sezonowe, obecnie rejestruje się jako osoby bezrobotne.

Nadal utrzymuje się wysoka dynamika spadku liczby długookresowo bezrobotnych. Jest to zjawisko bardzo pozytywne (po części zapewne wynika z legalizacji zatrudnienia), gdyż długi brak kontaktu z pracą utrudnia ponowną integracje z rynkiem pracy. Duży popyt na pracowników ułatwia wyjście z długotrwałego bezrobocia.

We wrześniu, biorąc pod uwagę układ miesięczny, odnotowano ponadprzeciętna dynamikę spadku liczby bezrobotnych w wieku 50 lat i więcej. W ujęciu rocznym dynamika spadku liczebności tej grupy systematycznie dogania wartości wskaźnika dla ogółu bezrobotnych. Jest to efekt trudności z rekrutacją pracowników z innych analizowanych grup. Relatywnie niska mobilność osób powyżej 50. roku życia może być postrzegana przez pracodawców jako atut – osoby te po uzyskaniu zatrudnienia nie będą tak skłonne do jego zmiany jak młodsi pracownicy.

Wykres 4. Liczba bezrobotnych i ofert pracy zgłoszonych do urzędów pracy w województwie pomorskim w latach 2006-2008.

ppg_4_2008_rozdzial_22_rysunek_4

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku.

 

W wrześniu do urzędów pracy napłynęło 8,4 tys. ofert zatrudnienia. W stosunku do sierpnia odnotowano ich wyraźny wzrost (25 proc.). Znaczna redukcja właśnie w sierpniu została zatem zrekompensowana. Jednakże liczba ofert pracy była nieznacznie niższa niż rok temu i dość wyraźnie niższa niż dwa lata temu. Na podstawie tych danych trudno jednak wyciągać wnioski dotyczące popytu na pracę w najbliższych miesiącach.

Na rynku pracy województwa pomorskiego mamy do czynienia z pozornie paradoksalną sytuacją, w której z jednej strony popyt na pracę wydaje się słabnąć, na co wskazują dane o produkcji i zatrudnieniu, z drugiej zaś strony stopa bezrobocia nadal spada dynamicznie, a liczba ofert pracy utrzymuje się na dość wysokim poziomie. Jest to efekt wydrenowania regionalnego rynku pracy z wykwalifikowanych pracowników, spowodowanego emigracją i dobrą koniunkturą w latach 2004-2007. W tym okresie pracodawcy często zatrudniali osoby nie do końca odpowiadające zapotrzebowaniu firmy. Obecnie będą się starali się zastąpić, tych którzy się nie sprawdzili. W efekcie liczba ofert pracy w najbliższych miesiącach utrzymywać się może na dość wysokim poziomie przy jednoczesnej stagnacji lub niewielkim spadku liczby pracujących – przynajmniej w dużych przedsiębiorstwach.

Ważniejsze wydarzenia[2]

Deficyt infrastruktury transportowej powoduje, że każde większe wydarzenie związane z jej rozwojem jest niezwykle istotne dla polepszenia warunków funkcjonowania regionu. Do poważnych inwestycji drogowych zalicza się niewątpliwie budowa obwodnicy Słupska. Wart ponad 351 mln zł kontrakt wykonają dwie firmy – Strabag oraz pomorski Wakoz. Obwodnica liczyć będzie ponad 16 kilometrów. Połączy Reblinek z Redzikowem. Dla użytkowników wybudowane zostaną cztery węzły drogowe pozwalające wjechać i zjechać z drogi szybkiego ruchu. Planowane zakończenie prac przewidywane jest na wrzesień 2010.

Zapadła również decyzja o uruchomieniu kolejnej ważnej inwestycji. Do 2011 roku zakończyć ma się budowa mostu na Wiśle w okolicy Kwidzyna. Roboty mają ruszyć już w przyszłym roku. Most będzie budowany w wariancie z niskimi pylonami, co ma znacząco skrócić czas realizacji projektu oraz ograniczyć jego koszty. Obecnie szacuje się, że inwestycja pochłonie około 170 milionów złotych (zamiast pół miliarda złotych). W ramach inwestycji Kwidzyn zyska dogodne połączenie z lewobrzeżną częścią województwa, a dzięki skomunikowaniu z autostradą A1 podróż do Trójmiasta i na południe ulegnie znacznemu skróceniu. Coraz bardziej realne stają się także plany rozwoju SKM. W ciągu najbliższych lat tory mają zostać przedłużone do planowanej stacji Gdańsk Śródmieście (pod wiaduktem na al. Armii Krajowej). Równocześnie wykonana ma zostać budowa pierwszego etapu kolei metropolitalnej. Połączy ona Zaspę przez Niedźwiednik, Piecki-Migowo i Jasień z portem lotniczym w Rębiechowie. Z Rębiechowa (po istniejących już torach towarowych) koleją będzie można dojechać do Osowej, a następnie przez Wielki Kack do centrum Gdyni. Koszt połączenia kolejowego lotniska z Gdańskiem i Gdynią szacowany jest na około 610 milionów złotych. Dzięki wpisaniu projektu na tzw. listę indykatywną projektów unijnych projekt ma już zagwarantowane finansowanie ze środków UE; przy sprawnej pracy wszystkich urzędów realne jest uruchomienie kolei jeszcze przed mistrzostwami Euro 2012.

Obok infrastruktury transportowej niezwykle ważne są działania mające podnieść jakość, funkcjonalność, a co za tym idzie – atrakcyjność przestrzeni miejskiej. Dzięki porozumieniu władz Gdańska z PKP, jeszcze w tym roku mogą zacząć konkretyzować się plany zabudowy Targu Siennego i Targu Rybnego. Wspomniana budowa przystanku SKM Gdańsk Śródmieście umożliwi zagospodarowanie 6 hektarów terenu położonego nad tunelem, w którym poprowadzone zostaną tory przedłużające dotychczasową linię kolejową.

Bardzo ważnym wydarzeniem było także podpisanie umowy pomiędzy władzami Gdańska a duńskim funduszem Baltic Property. Dotyczy ono budowy sieci komunikacyjnej, otwierającej tereny Nowego Miasta (tereny postoczniowe) na pozostałą część Gdańska. Pierwszy etap sieci zbudowany zostanie kosztem około 105 mln zł. Duńczycy za 60 mln zrealizują całą dokumentację oraz zbudują ulice: Nowa Wałowa oraz Nowomiejska. Miasto wyłoży 44 mln na przebudowę skrzyżowania ulicy Jana z Kolna z Nową Wałową oraz wiaduktów nad torami łączącymi nową dzielnicę z głównym ciągiem drogowym – Aleją Zwycięstwa.

Przekształcenia terenów portowych dotyczą także Gdyni. Oprócz pogłębienia basenu prezydenta i budowy nowych nabrzeży, przebudowane zostaną obiekty handlowe. Działania te mają sprzyjać podniesieniu prestiżu jednego z najbardziej reprezentacyjnych miejsc Trójmiasta – gdyńskiego Skweru Kościuszki. Architektura nowych obiektów ma podkreślać wyjątkowy charakter miejsca. Samorządowcy liczą, że najważniejsze inwestycje zostaną zakończone przed przyszłorocznym zlotem żaglowców, którego Gdynia po raz kolejny będzie gospodarzem.

Mimo licznych działań mających na celu polepszenie warunków rozwoju Pomorza, należy pamiętać, że konkurencyjne regiony również wykazują się aktywnością na tym polu, uzyskując nieraz lepsze rezultaty. Z opracowanego przez ekspertów Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych Uniwersytetu Warszawskiego oraz CBOS raportu wynika, że Trójmiasto jest jedną z najbardziej „zacofanych” polskich metropolii. Dystans tracimy już nie tylko do Warszawy. Coraz bardziej uciekają nam też takie miasta, jak Wrocław, Poznań czy Kraków. Jako przyczynę takiego stanu rzeczy eksperci wskazują peryferyjne położenie oraz bardzo złe skomunikowanie z innymi regionami kraju i Europy, niski poziom edukacji oraz rywalizację władz poszczególnych miast tworzących aglomerację.

Mocną stroną województwa pomorskiego, jak i sąsiednich regionów są liczne walory turystyczne. Ich odpowiednie wyeksponowanie wymaga jednak inwestycji. Dzięki dotacji unijnej w czerwcu przyszłego roku ruszą prace przy modernizacji żuławskich szlaków wodnych. Liczące prawie 300 kilometrów drogi wodne tworzące tzw. Pętlę Żuławską są uważane za jedne z najbardziej atrakcyjnych w Europie. Ze względu jednak na zły stan techniczny ich żeglowność jest praktycznie zerowa. Od czerwca przyszłego roku kosztem 84 milionów złotych odtworzona zostanie, konsekwentnie dewastowana od kilkudziesięciu lat, infrastruktura. Wyremontowane i rozbudowane zostaną porty żeglarskie m.in. w Braniewie, Tolkmicku, Krynicy Morskiej, Malborku, Gniewie i Fromborku. Wyremontowane mają zostać też śluzy na Nogacie i Szkarpawie. Po zakończeniu inwestycji możliwe będzie – poza zwiedzaniem samej Pętli – dopłynięcie z Gdańska na jezioro Jeziorak.

Inwestycje realizują nie tylko samorządy przy wsparciu UE, ale także przedsiębiorstwa – i to te największe. Na terenie gdańskiej rafinerii trwają kolejne etapy rozbudowy zakładu w ramach projektu „10+”. Na początku września zakończono montaż ważącego 700 ton reaktora HDS. Urządzenie to jest częścią instalacji do odsiarczania oleju napędowego. Rozruch ma nastąpić w czerwcu przyszłego roku. Po zakończeniu całej inwestycji, obejmującej jeszcze budowę instalacji destylacji ropy naftowej, hydrokrakingu oraz wytwórni wodoru, zdolności przerobowe gdańskiego zakładu znacząco wzrosną. Roczna produkcja oleju napędowego wzrośnie o 3 miliony ton, benzyny o milion ton, a produktów ciężkich (m.in. asfaltów) o 500 tysięcy ton.

Pomorze cechuje się bardzo dobrymi warunkami wietrznymi dla produkcji energii przy użyciu wiatraków. Od września na Pomorzu kolejne 24 wiatraki produkują prąd o łącznej mocy 48 MW. Rocznie mają dostarczyć one ponad 100 GWh „zielonej energii”. Inwestycja zlokalizowana jest w Łosinie, w gminie Kobylnica. Docelowo na terenie gminy prąd produkować ma ponad 4 razy więcej tego typu urządzeń. Odbiorcą energii będzie Energa Obrót SA, którą do zakupu czystej ekologicznie, ale droższej energii obligują polskie i unijne przepisy. Docelowo nawet co piąty kilowat energii produkowanej w Unii Europejskiej ma pochodzić z odnawialnych źródeł. Z inwestycji zadowolona jest też sama gmina Kobylnica, która liczy, że po wybudowaniu wszystkich wiatraków tylko z tytułu podatku wzbogaci się o minimum sześć milionów złotych rocznie.

Na zakończenie warto wspomnieć o dwóch inwestycjach w infrastrukturę sportu (oraz innych imprez masowych). Pierwsza z nich – hala sportowa na granicy Gdańska i Sopotu – ukończona zostanie najprawdopodobniej z jeszcze większym opóźnieniem. (pierwotnie hala miała być oddana do użytku w 2005 r.). Powodem tego jest wstrzymanie większości robót z uwagi na pękające elementy dachu. Po sporządzeniu wymaganych ekspertyz podjęte zostaną decyzje o sposobie zabezpieczenia projektu i wprowadzeniu zmian, które pozwolą dokończyć budowę i bezpiecznie eksploatować obiekt w przyszłości. Obecnie najbardziej optymistyczne plany zakładają zakończenie inwestycji w czerwcu przyszłego roku, choć niewykluczone jest, że nastąpi to dopiero w grudniu 2009. Zgodnie z planem toczą się natomiast prace związane z budową gdańskiego stadionu na Euro 2012. Wojewoda pomorski wydał już pozwolenie na jego budowę. Jednocześnie zakończyły się prace porządkowe na terenie Letnicy. Wiosną przyszłego roku mają ruszyć właściwe prace budowlane. Budowa stadionu ma zakończyć się do 21 grudnia 2010 roku. W czasie mistrzostw Euro 2012 na stadionie zasiądzie prawie 42 tys. widzów.

 

[1] Niniejszy artykuł powstał w oparciu o następujące materiały w całości opublikowane na stronie internetowej PPG (ppg.ibngr.pl): A. Hildebrandt, 2008, Handel zagraniczny w województwie pomorskim , D. Piwowarczyk, 2008, Wiadomości gospodarcze , P. Susmarski, 2008, Koniunktura gospodarcza w województwie pomorskim w czerwcu 2008 r. , M. Tarkowski, 2008, Poziom rozwoju gospodarczego województwa pomorskiego i jego zmiany w czerwcu 2008 r.

[2] Opis poszczególnych wydarzeń dokonany został przez D. Piwowarczyka. Wyboru i zestawienia dokonał M. Tarkowski

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Innowacyjne Pomorskie – współpraca nauki i gospodarki w liczbach

Zwiększanie innowacyjności przedsiębiorstw we współczesnej gospodarce coraz częściej wiąże się z nawiązaniem współpracy z uczelniami i jednostkami badawczo-rozwojowymi. Współpraca tego typu daje bowiem dostęp do ważnego zasobu, jakim jest wiedza. Uczelnie dostarczają także wykwalifikowanych pracowników. Trzeba jednak pamiętać, że wiedza czy technologia, która powstała w jednostce naukowej, staje się innowacją dopiero wtedy, gdy zostaje wprowadzona na rynek. Pomorskie uczelnie i instytucje badawcze są ciągle słabo przygotowane do współpracy z gospodarką.

Nauka sobie, biznes sobie

Istotnym elementem potencjału innowacyjnego w każdym regionie są szkoły wyższe i inne instytucje naukowe oraz posiadany przez nie potencjał naukowo-badawczy, zarówno intelektualny (zasoby ludzkie i ich kreatywność), jak i rzeczowy (budynki, laboratoria, wyposażenie). Z założenia podejmują one badania podstawowe i stosowane, z inspiracji własnej oraz nabywców technologii. W regionie istnieją 53 jednostki zajmujące się działalnością badawczo-rozwojową, co stawia województwo na ósmej pozycji w kraju.

Wykres 1. Liczba jednostek badawczo-rozwojowych w poszczególnych województwach w 2006 r.

ppg_4_2008_rozdzial_21_rysunek_1

Źródło: Opracowanie własne na podstawie GUS, Bank Danych Regionalnych.

 

Mimo relatywnie dużego potencjału podmiotów ze sfery B+R, nie jest on dostatecznie ukierunkowany na zastosowania gospodarcze. Zespoły badawczo-rozwojowe nie znają potrzeb i uwarunkowań działania podmiotów gospodarczych, nie dysponują też gotowymi propozycjami współpracy (np. produktami czy technologiami oferowanymi w formie licencji) spełniającymi oczekiwania przedsiębiorców.

Wykorzystaniu potencjału naukowego w regionie nie sprzyja dodatkowo niski poziom nakładów na naukę. Udział wydatków na badania i rozwój w PKB w województwie pomorskim jest nieco wyższy od wartości zanotowanej dla całego kraju (0,42 proc. w stosunku do 0,38 proc.), jednak ponad czterokrotnie razy niższy od wskaźnika wyznaczonego dla krajów Unii Europejskiej (1,87 proc.). Warto jednak zaznaczyć, że wartość nakładów ponoszonych w województwie pomorskim na działalność B+R charakteryzował w ostatnich latach systematyczny wzrost – od 1999 r. suma ponoszonych nakładów na B+R wzrosła o połowę (do 307 mln zł w 2006r.)[1].

Wykres 2. Nakłady na B+R w poszczególnych województwach w 2006 roku w mln zł.

ppg_4_2008_rozdzial_21_rysunek_2

Źródło: Opracowanie własne na podstawie: GUS, Bank Danych Regionalnych.

O nie wykorzystanym potencjale innowacyjnym regionu świadczyć może liczba zgłaszanych wynalazków i udzielonych patentów. W ciągu ostatnich trzech lat liczba udzielonych w województwie pomorskim wzrosła, jednak nie osiągnęła ona średniej wartości dla Polski. W 2006 r. w województwie pomorskim zgłoszono 116 patentów, z czego 46 zostało udzielonych (co stanowiło ok. 4% patentów przyznanych w Polsce). Podobny udział na tle kraju województwo pomorskie uzyskało w sferze przyznanych wzorów użytkowych (w roku 2006 w regionie udzielono praw ochronnych 38 wzorom użytkowym)[2].

Innowacje powstają w przedsiębiorstwach

Innowacje nie powstają na uczelniach, lecz w firmach, które wprowadzając nowe produkty i sposoby organizacji odpowiadają na coraz większą presję konkurencyjną. Jak wspomniano powyżej, wiedza czy technologia, która powstała w instytucji badawczej, staje się innowacją dopiero wtedy, gdy zostaje wprowadzona na rynek – czyli de facto wówczas, gdy ktoś będzie gotowy za nią zapłacić. Czy pomorskie firmy są innowacyjne?

Instytut Badań nad Gospodarka Rynkową przeprowadził niedawno badania innowacyjności pomorskich firm[3]. Wyniki badań wskazują, że generalnie pomorskie firmy są innowacyjne. W ostatnich trzech latach nowe lub znacząco ulepszone produkty wprowadziła na rynek prawie połowa przedsiębiorstw z regionu. Jednak innowacje to nie tylko nowe produkty i usługi – to także nowe lub znacząco ulepszone procesy bądź rozwiązania produkcyjne, które wprowadziła 1/5 firm z województwa pomorskiego, lub też znaczące zmiany organizacyjne, zaimplementowane przez 1/3 firm. Ponad 40 proc. firm z regionu wprowadziło innowacje marketingowe, czyli nową lub znacząco ulepszoną koncepcję marketingową przedsiębiorstwa. Z drugiej jednak strony duża część wprowadzanych zmian do przedsiębiorstw to innowacje przyrostowe – jedynie na skalę firmy, nie będące nowością w skali branży.

Wykres 3. Innowacyjność pomorskich firm – odsetek firm, które wprowadziły innowacje w ciągu ostatnich trzech lat

ppg_4_2008_rozdzial_21_rysunek_3

Źródło: Opracowanie własne na podstawie wyników badań: Barometr Innowacyjności Województwa Pomorskiego, IBnGR, Gdańsk 2007.

Innowacyjność (produktowa, ale też organizacyjna i procesowa) związana jest m.in. z branżą, w jakiej działa firma. Ponieważ aktywność konkurencji, potencjał innowacyjny oraz charakter zmian są w dużym stopniu powiązane z sytuacją w branży, można mówić o sektorach bardziej lub mniej innowacyjnych. W przypadku innowacji produktowych, największym udziałem firm, które takie innowacje wprowadziły, charakteryzują się następujące branże: transport, gospodarka magazynowa i łączność, budownictwo, przetwórstwo przemysłowe oraz pośrednictwo finansowe.

Poziom innowacyjności firm jest również skorelowany z rynkiem, na którym działa dane przedsiębiorstwo. Bardziej innowacyjne są firmy, które sprzedają swoje produkty na rynki zagraniczne. Przyczyna takiego stanu wydaje się oczywista: firmy działające na rynku lokalnym są poddane mniejszej presji konkurencyjnej – najczęściej konkurują z innymi firmami lokalnymi. Natomiast wchodzenie na nowe rynki zbytu, w tym rynki zagraniczne, wymaga sprostania silniejszej konkurencji (dysponującej większym potencjałem m.in. finansowym oraz koncepcyjnym).

Wprowadzanie zmian powiązane jest także z wielkością firmy – im mniejsza jest firma, tym rzadziej wprowadza zmiany (w ostatnich trzech latach uczyniło to 93 proc. firm dużych oraz 45 proc. firm mikro). Także potencjał innowacyjny związany jest z wielkością firmy – im większa firma, tym częściej angażuje się w działania rozwojowe (odsetek firm dużych prowadzących taką działalność był ponad dwa razy większy niż firm mikro). Firmy większe częściej również inwestują w bardziej ryzykowne formy pozyskiwania wiedzy – zakup licencji, prac B+R czy prowadzenia własnych prac badawczo-rozwojowych.

Czy biznes potrzebuje nauki?

Pomorskie przedsiębiorstwa przy wprowadzaniu innowacji koncentrują się na pozyskiwaniu informacji ze swojego najbliższego otoczenia, w tym: klientów, dostawców i konkurentów. Dość wysokie znaczenie mają w tym zakresie również źródła otwarte, takie jak: czasopisma, targi czy wystawy. Szkoły wyższe oraz jednostki badawczo-rozwojowe nie są uważane za wartościowe – zaledwie kilka procent przedsiębiorstw wskazuje, iż korzysta ze źródeł związanych z sektorem B+R, takich jak zakup licencji, zakup prac badawczo-rozwojowych z jednostek naukowych czy wspólne projekty z jednostkami naukowymi.

W naszym regionie współpraca uczelni z przedsiębiorstwami w sferze transferu technologii jest nadal w zalążku. Od niedawna została ona uznana za ważny element podnoszenia innowacyjności regionu. Niestety, jak wskazują badania, duża część firm (1/3) nie widzi potrzeby nawiązywania związków kooperacyjnych z jednostkami naukowymi, znaczna liczba firm wskazuje na czynniki finansowe blokujące współpracę (wysokie koszty, brak środków). Wiele firm nie wie, w jaki sposób mogłyby dotrzeć do ośrodków naukowych, które chciałyby skomercjalizować badania.

Wykres 4. Najważniejsze przyczyny braku lub ograniczonej współpracy z instytucjami badawczo-rozwojowymi

ppg_4_2008_rozdzial_21_rysunek_4

Źródło: Opracowanie własne na podstawie wyników badań: Barometr Innowacyjności Województwa Pomorskiego, IBnGR, Gdańsk 2007.

Pomorskie przedsiębiorstwa, zwłaszcza MSP, nie są skłonne do prowadzenia działalności badawczo-rozwojowej i wdrażania jej wyników – działalność taką podjęło w ciągu ostatnich trzech lat zaledwie 7 proc. pomorskich przedsiębiorstw. Firmy nie postrzegają tego rodzaju działalności jako strategicznej dla swojego rozwoju, nie akceptują ryzyka i kosztów z nią związanych. Przedsiębiorstwa z Pomorza także bardzo rzadko współpracują z jednostkami badawczymi. Współpracę taką w ostatnich trzech latach deklarowało jedynie 3,6 proc. firm. Ponadto współpraca ta najczęściej polegała na wymianie wiedzy i informacji, dużo rzadziej na zlecaniu prac badawczo-rozwojowych czy wspólnych pracach B+R. Mało znaczącą rolę jednostek B+R w działalności MSP odzwierciedla również relatywnie niski udział nakładów na badania w sumie środków finansowych przeznaczonych na działalność inwestycyjną.

Taka sytuacja martwi, szczególnie w kontekście szeregu korzyści z tego typu współpracy. Badania pomorskich firm wskazują, ze firmy, które angażują się w działalność B+R (w tym także współpracę z jednostkami badawczo rozwojowymi) są bardziej skuteczne w wielu obszarach powiązanych z innowacyjnością: częściej pozyskują nowe rynki zbytu, częściej wprowadzają usługi nowatorskie w skali całego kraju/branży, a nawet szybciej zwiększają przychody.

Kompetencje – podstawa wdrażania innowacji

Badania wskazują, że aby w pełni wykorzystać szansę, jaką daje współpraca badawcza, firmy muszą posiadać odpowiedni potencjał absorpcyjny – odpowiedni poziom i jakość wiedzy oraz umiejętność efektywnego wykorzystania innowacji w przedsiębiorstwach. Dlatego też częściej w zakresie innowacji współpracują firmy dysponujące większym własnym potencjałem innowacyjnym, ale także ogólnie większym potencjałem rozwojowym. Potwierdzeniem może być fakt, iż firmy posiadające własną jednostkę B+R 15 razy częściej podejmowały współpracę z zewnętrznymi jednostkami B+R niż firmy, które takiego działu nie posiadały. Dlatego też można stwierdzić, ze głównym czynnikiem wpływającym na wykorzystanie zewnętrznych źródeł innowacyjności jest zwiększenie potencjału firm do absorbowania i wykorzystania w praktyce biznesowej wiedzy pozyskanej z jednostki naukowej.

Skuteczność przedsiębiorców w tym zakresie zależy w dużej mierze od ich kompetencji, umiejętności zarządzania oraz przyjętych strategii. Duży wpływ na potencjał innowacyjny i zdolność do absorpcji wiedzy przez przedsiębiorstwo ma m.in. zatrudnianie pracowników z wyższym wykształceniem (im więcej takich pracowników, tym większa innowacyjność) oraz częstotliwość szkoleń własnych pracowników. Pomorskie firmy, niestety, w ograniczonym stopniu wykorzystują szkolenia do poprawy swojej innowacyjności. Blisko 30 proc. firm z województwa pomorskiego w ogóle nie szkoli swoich pracowników, a w kolejnych 20 proc. firm pracownicy uczestniczą w szkoleniach zaledwie raz na kilka lat. Dane te pokazują, że blisko połowa firm nie wykorzystuje należycie szansy na poprawę swojego potencjału innowacyjnego.

Może być lepiej

Budowanie więzi partnerskich pomiędzy światem nauki a przemysłem to proces trudny i wieloletni, który wymaga przełamania wielu barier o różnym charakterze. Przeprowadzone badania wskazują jednak, że takie działania są możliwe i stwarzają szanse na podniesienie innowacyjności pomorskiej gospodarki. Muszą one jednak iść w parze z budową potencjału do przyjęcia przez firmy wiedzy od jednostek naukowych i zdolności do wykorzystania jej w praktyce gospodarczej.

[1] GUS, Bank Danych Regionalnych.

[2] GUS, Nauka i Technika 2006.

[3] Wyniki badań opublikowane były w dwóch edycjach raportów Barometr Innowacyjności Województwa Pomorskiego, Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową, Gdańsk 2007 i 2008.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Dlaczego warto inwestować w humanistykę?

Kiedy Henry Ford, inicjator taśmowej organizacji pracy, fundował muzea i wprowadzał dla pracowników swoich fabryk pakiety socjalne, trudno go było podejrzewać o kierowanie się względami humanitaryzmu lub ideałami humanistycznymi. Jego motywację stanowiła zasada egoistycznego dążenia do zysku, sformułowana już w XVIII wieku przez Adama Smitha, notabene wykładowcy filozofii. Polepszenie jakości życia pracownika i działania za rzecz rozwoju kultury nie tylko poprawiały wizerunek amerykańskiej firmy – największego wówczas koncernu przemysłu motoryzacyjnego – ale były również dla Forda-biznesmena inwestycją. Trudno byłoby podać mierzalny we wpływach finansowych zysk przedsiębiorstwa, niemniej poprawa wydajności pracy zadowolonych pracowników, jak też popularność samego Forda w amerykańskim społeczeństwie przekładały się korzystnie na wyniki jego przedsiębiorstwa.

Niepokojące jest, że pomimo dostrzegalnej w całej Unii Europejskiej potrzeby wzrostu nakładów na naukę zgodnie ze Strategią Lizbońską, pomija się lub przemilcza konieczność inwestowania w szeroko rozumianą humanistykę.

Podstawą zasadą gospodarki wolnorynkowej jest, że jej uczestnicy podejmują działania, kierując się chęcią zysku. Inwestycje w naukę, także te moderowane przez państwo, znajdą swoje poparcie społeczne (przekładające się również na poparcie polityczne dla konkretnych partii) zarówno wśród zwykłych obywateli, jak i przedsiębiorców, jeśli płatnicy podatków będą spodziewali się zwrotu zainwestowanych pieniędzy w przyszłości. Niestety, inwestycje w naukę, w tym humanistykę, przynoszą efekty po wielu latach, ewentualne sukcesy trudno jest przedstawić wyborcom jako rezultat własnej polityki, zaś w sektorze prywatnym jedynie największych przedsiębiorców stać na długookresowe inwestycje lub mecenat. Niestety, konieczność inwestycji w naukę i edukację jest w naszym kraju ignorowana. Polska znajduje się na szarym końcu państw europejskich pod względem wydatków na naukę; według projektowanego budżetu na 2009 rok, nakłady na nią mają wynieść ok. 1,4 proc. wydatków budżetu państwa, co stanowi 0,4 proc. PKB. Dla porównania, Niemcy w 2004 roku na badania i rozwój przeznaczały 2,5 proc. PKB. Działania polskiego rządu i samorządów terytorialnych na rzecz rozwoju innowacyjności i transferu nowoczesnych technologii do gospodarki w rodzaju prowadzenia kierunków zlecanych dla studiujących nauki matematyczne i przyrodnicze lub fundowania stypendiów dla doktorantów, choć jak najzupełniej słuszne, stanowią listek figowy, przysłaniający indolencję rodzimych instytucji państwowych w dziedzinie wspierania nauki. W tym kontekście niepokojące jest, że pomimo dostrzegalnej w całej Unii Europejskiej potrzeby wzrostu nakładów na naukę zgodnie ze Strategią Lizbońską, pomija się konieczność inwestowania w szeroko rozumianą humanistykę. Pomijanie humanistyki niepokoi także dlatego, że w ciągu ostatniego stulecia podział nauk na humanistyczne i ścisłe staje się podziałem czysto umownym, a niedoinwestowanie jednej z nauk w perspektywie długookresowej odbija się na pozostałych. Recept na poprawę kondycji nauk humanistycznych należy jednak szukać nie tylko w wzroście nakładów na badania i szkolnictwo, ale także w przeformułowaniu modelu edukacji.

 

Zmiana modelu edukacji

 

Podział nauk na ścisłe (przyrodnicze i matematyczne) i humanistyczne dezaktualizuje się stopniowo od XIX wieku; o ile da się go bronić przy rozumieniu nauki jako pewnego abstrakcyjnego efektu badań uczonych, to jego utrzymanie w nauczaniu jest przeżytkiem. W niemal każdej dyscyplinie nauczania i badań na szkołach wyższych konieczne jest łączenie dokonań przedstawicieli różnych dziedzin wiedzy. Chociaż nie zawsze w pracy chemika przydadzą się efekty badań filozofów nauki w dziedzinie metodologii, na pewno potrzebna jest mu elementarna wiedza z dziedziny prawa – wykorzystywania i cytowania cudzych prac, jak też możliwości ochrony efektów własnej pracy poprzez prawo autorskie i prawo własności intelektualnej. Podobnie historyk lub archeolog w badaniach wykorzystuje metody opracowywane przez fizyków i chemików np. dla datowania obiektów lub analizy wykorzystywanych w przeszłości materiałów. Wadą polskiej edukacji w szkołach wyższych jest niedostateczna obecność pokrewnych lub nawet odległych dziedzin nauk w ramach wykładów na konkretnym fakultecie. Sztywne programy nauczania nie tylko w szkołach średnich, ale również w szkolnictwie wyższym powodują, że przeciętny absolwent nie tylko niczym nie wyróżnia się spośród pozostałych, ale ma jedynie wąską, specjalistyczną wiedzę. Studentom i uczniom – przynajmniej liceów – powinno się zapewnić możliwość samodzielnego wyboru przedmiotów prócz wymaganego na danym kierunku minimum z określonej specjalności. Taki model edukacji przyjęto w krajach skandynawskich i anglosaskich, które chlubią się znaczącym rozwojem edukacji i nauki, także nauk humanistycznych.

Kwalifikacje pożądane obecnie na rynku pracy mogą okazać się zupełnie niepotrzebne za dwadzieścia lat. W tej perspektywie niewątpliwą zaletą nauk humanistycznych jest kształcenie ogólnej kompetencji do samodzielnych badań, jak i poznawania rzeczywistości społecznej w określonym kontekście.

Obecnie przeciętny student kierunków ścisłych z humanistyką styka się jedynie poprzez wykłady związane z metodologią nauk i filozofią sprowadzoną do bardzo skróconego, a przez to i sztampowego wykładu historii filozofii. Duże zainteresowanie kierunkami humanistycznymi (także studiowanymi jako drugi fakultet), często spłycająco tłumaczone postrzeganiem ich jako łatwiejszych, świadczy o tym, że wielu studentów odczuwa potrzebę humanistycznej formacji. Nawet absolwenci kierunków zamawianych, uznanych przez państwo za kluczowe dla rozwoju gospodarki, muszą liczyć się ze świadomością, że w nowoczesnej gospodarce wolnorynkowej przeciętny pracownik zmienia miejsce pracy i zamieszkania przynajmniej kilkakrotnie w ciągu życia. Kwalifikacje pożądane obecnie na rynku pracy mogą okazać się zupełnie niepotrzebne za dwadzieścia lub trzydzieści lat wraz z gwałtownymi przemianami technologii. W tej perspektywie niewątpliwą zaletą nauk humanistycznych jest kształcenie ogólnej kompetencji do samodzielnych badań, jak i poznawania rzeczywistości społecznej w określonym kontekście – historyk lub filolog dzięki ukończonym studiom powinien szerzej rozumieć tę rzeczywistość niż absolwent telekomunikacji. Osoba o wykształceniu humanistycznym również o wiele lepiej niż absolwent kierunku o wąskiej specjalności przygotowana jest do samokształcenia oraz udziału w tzw. ustawicznej edukacji.

 

Ilość nie przechodzi w jakość

 

Niepokojącym paradoksem w polskiej edukacji jest fakt, że kierunki, które potencjalnie powinny gwarantować zatrudnienie, nie cieszą się popularnością. Prawdziwą aberracją jest rozpoczynanie edukacji policealnej dla celów niezwiązanych w najmniejszym stopniu z planami zawodowymi lub chęcią kształcenia – dla uniknięcia służby wojskowej, otrzymania stypendium socjalnego, taniego kredytu studenckiego lub mieszkania w akademiku. Wbrew powszechnej opinii odczuwalny w Polsce brak wykwalifikowanych pracowników fizycznych nie stanowi skutku jedynie emigracji zarobkowej, ale również niedostosowania oferty edukacyjnej do potrzeb gospodarki. Powszechnie dostępne szkolnictwo wyższe w obecnej postaci bynajmniej nie służy polskiej gospodarce, ponieważ wybór kierunku studiów, jak i sama decyzja ich podjęcia nie jest decyzją ekonomiczną przyszłego studenta.

 

Publiczne uczelnie wyższe nieraz celowo przyjmują dużą ilość kandydatów na studia stacjonarne, ponieważ umożliwia im to czerpanie dochodów z prowadzenia na uczelni studiów niestacjonarnych, zgodnie z zapisem art. 163 ust. 2 ustawy o szkolnictwie wyższym: „w uczelni publicznej liczba studentów studiujących na studiach stacjonarnych nie może być mniejsza od liczby studentów studiujących na studiach niestacjonarnych”. Co prawda opłaty pobierane od studentów niestacjonarnych zgodnie z zapisem wspomnianej ustawy nie mogą przekraczać kosztów ponoszonych w celu prowadzenia studiów niestacjonarnych, niemniej w praktyce koszty np. unowocześnienia budynków trudno jest przypisać jako służące wyłącznie studentom zaocznym. W rezultacie na kierunki humanistyczne – stosunkowo „tanie” w prowadzeniu – przyjmuje się setki studentów, którzy nie mają szans na znalezienie pracy w zawodzie, a których wyniki matur nie świadczą bynajmniej o predyspozycji do podjęcia określonych studiów. Kilkuletnie kształcenie osoby, która następnie nie ma możliwości podjęcia pracy jako filozof lub filolog, jest bezspornie nietrafioną i zmarnowaną inwestycją. Być może słusznym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie mniejszych limitów przyjęć na studia stacjonarne (tak np. w Brazylii próbowano rozwiązać problem „nadprodukcji” absolwentów prawa) dostosowanych do realiów rynku pracy lub odpłatności za studia przy sprawnym systemie pomocy socjalnej i zdecydowanej reformie kredytów studenckich; wówczas o ilości studentów, także kierunków humanistycznych, decydowałyby w większym stopniu kalkulacja ekonomiczna i pasja studiujących. Polski, zwłaszcza przy tak małych nakładach na edukację i naukę, na marnotrawstwo środków nie stać.

 

Czy kapitalizm potrzebuje humanistów?

 

Przy ograniczonych środkach najprostszym rozwiązaniem zdawałoby się wprowadzenie cięć w wydatkach; z pewnością wielu obywateli przyklasnęłoby pomysłowi likwidacji lub okrojeniu wydziałów filozofii lub socjologii na rzecz tak promowanych kierunków potrzebnych gospodarce. Kapitalizm nie jest jednak systemem zamkniętym, który funkcjonuje jedynie w oparciu o czystą grę ścierających się na rynku przedsiębiorców. Prawidłowo funkcjonująca gospodarka potrzebuje zakorzenienia w nowoczesnym społeczeństwie. Wszakże prócz parametrów ekonomicznych inwestorzy biorą pod uwagę również m.in. takie czynniki, jak poziom korupcji i przestępczości w danym kraju, jego atrakcyjność kulturalną dla pracowników czy możliwość współpracy z organizacjami pozarządowymi. Na każdym z wymienionych pól, a przecież przykłady możnaby mnożyć, zaznacza się oddziaływanie dokonań nauk społecznych i humanistycznych – takich jak prawoznawstwo, kulturoznawstwo i etnologia, socjologia, politologia.

 

W tym świetle pewnego rodzaju sprzecznością jawi się lansowana przez Unię Europejską idea prowadzenia centrów innowacyjności czy też transferu nowoczesnych technologii, tak jakby innowacyjnością i przedsiębiorczością dało się administrować. Instytucje te mają być nastawione na współpracę pomiędzy gospodarką a nauką – zwłaszcza naukami, które wypracowują nowoczesne technologie – zupełnie jednak pomija się konieczność kreowania także poprzez naukę i edukację postaw ludzi otwartych na zmiany i nowe idee.

 

Warto chyba przypomnieć, że sama idea integracji europejskiej nie była wymysłem czysto ekonomicznym, choć rozpoczęła ją współpraca na polu gospodarczym. Idea, a zarazem postulat integracji Europy wyszła spośród kręgów humanistów – socjologów, filozofów i literatów. Jej pełna realizacja nie może odbywać się jedynie na polu gospodarczym. Przed naukami humanistycznymi w dobie jednoczącej się Europy stoi wyzwanie utworzenia nowych wzorców i postaw świadomego Europejczyka – obywatela Europy.

Innowacyjny pracownik to nie tylko taki, który zna najnowsze technologie, ale także ten, który potrafi szybko przyswajać wiedzę i aktywnie poszukiwać źródeł informacji.

Ważne jest również kreowanie przemian w świadomości społecznej – jedyny korzystny klimat dla gospodarki może dać społeczeństwo, w którym obecna jest kultura prawna, postawa obywatelska jego członków, jak też rozwinięta kultura odpowiedzialności i szerokie horyzonty. Innowacyjny pracownik to nie tylko taki, który zna najnowsze technologie, ale także ten, który potrafi szybko przyswajać wiedzę i aktywnie poszukiwać źródeł informacji.

 

Dużo mówi się w Europie, także z powodu mody na tzw. polityczną poprawność i tolerancję, o potrzebie wzajemnego zrozumienia i wybaczenia między nieraz skonfliktowanymi w przeszłości narodami. Trendy te pozostaną jednak jedynie modą wśród elit, jeśli polska humanistyka nie przyswoi zwykłemu przeciętnemu Polakowi znajomości historii i kultury pozostałych narodów. Polak wyjeżdżający do pracy na Zachodzie nieraz nie tylko nie posiada dostatecznych kompetencji językowych, ale też podstawowej wiedzy o kulturze i historii innych państw, dlatego przed polską humanistyką stoi zadanie nie tylko poznania i przyswojenia obcego dorobku, ale również przyswojenia go społeczeństwu.

 

Przy braku odpowiedniej polityki sprzyjającej rozwojowi nauk humanistycznych, jak też przedsiębiorców, którzy zupełnie słusznie nie widzą wyraźnych i bezpośrednich korzyści we współpracy z naukami humanistycznymi, konieczne dla środowisk akademickich jest podjęcie współpracy zarówno wewnątrz uczelni – pomiędzy różnymi wydziałami humanistycznymi – jak również z organizacjami pozarządowymi. W województwie pomorskim świetnym przykładem skuteczności takich działań są inicjatywy podejmowane przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie wraz z gdańskim środowiskiem akademickim.

 

Wielkim zadaniem dla socjologów, pedagogów, politologów, etyków i naukowców innych specjalności jest wypracowanie modelu tożsamości europejskiej, postawy, która jednocześnie pozwoli zachować własne poczucie narodowej czy regionalnej odrębności, jak też wspólnoty z innymi narodami. Integracja europejska, ale też zjawiska globalizacji i regionalizmu są polem badań dla wszystkich nauk społecznych i humanistycznych, przy czym naukowcy nie mogą w nich zachowywać jedynie postawy biernych obserwatorów. Przeformułowaniu będzie wymagać zmiana ideału uczonego jako badacza stroniącego od zbytniego zaangażowania, naukowiec – zarówno humanista jak i przyrodoznawca – musi stać się równocześnie politykiem, lobbystą i biznesmenem.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Pomysł autora czy uczelni? Zarządzanie własnością intelektualną według najlepszych

Transfer technologii jest nieodzownym elementem współczesnej nauki, który towarzyszy najlepszym uczelniom i jednostkom badawczo-rozwojowym (JBR) na świecie. W proces ten zaangażowani są najczęściej trzej gracze: naukowiec (wynalazca, innowator), uczelnia bądź JBR oraz inwestor, który wspiera finansowo rozwój pomysłu w celu wprowadzenia go na rynek i odnoszenia korzyści finansowych z tego tytułu. W Polsce coraz częściej mówi się o roli uczelni w zakresie wspierania komercjalizacji badań, a nie tylko jako o miejscu ich wytworzenia. Tym samym uczelnia zaczyna pełnić podwójną rolę w swojej misji. Staje się miejscem, które daje szansę i możliwości naukowcom na rozwój siebie i swoich pomysłów poprzez m.in. udostępnienie specjalistycznej infrastruktury, co przekłada się na udział uczelni w tworzeniu wynalazków. Jednocześnie, uczelnia może być podmiotem wspierającym transfer technologii z nauki do biznesu poprzez obsługiwanie samego procesu i pomoc w kontakcie pomiędzy twórcą a potencjalnym inwestorem.

Na podstawie doświadczeń międzynarodowych można wyróżnić dwa podejścia do komercjalizacji i sposobów podziału majątkowych praw autorskich:

  • model oparty na tym, że prawa autorskie pozostają przy twórcy, a naukowiec może wybrać drogę komercjalizacji, stosowany np. na University of Cambridge w Wielkiej Brytanii;
  • model, zgodnie z którym prawa autorskie należą do uczelni, stosowany np. w Stanach Zjednoczonych.

Oba modele dostarczają uczelniom środków do angażowania się profesjonalnie w transfer technologii i komercjalizację oraz motywują naukowców do kreatywnego podejścia do badań. Ponadto, oba modele pozwalają naukowcom na czerpanie korzyści ekonomicznych z tego, co tworzą – na określonych regułach.

Model brytyjski – większa swoboda twórcy

Do niedawna jeszcze (do 2005 r.) na Uniwersytecie Cambridge panował bardzo liberalny system. Podobnie jak w Szwecji i Finlandii, majątkowe prawa autorskie do wyników badań należały do twórcy. Jednak w 2005 r. wprowadzono nowy regulamin, który jasno precyzuje, że właścicielem praw jest uczelnia, ale naukowiec otrzymuje określoną część przychodów z korzystania z wyników jego prac przez podmioty zewnętrzne. Model Cambridge daje naukowcowi możliwość wyboru, czy komercjalizować swój pomysł z udziałem Cambridge Enterprise (opting-in ) czy bez (opting-out ). Niezależnie od decyzji, musi wziąć pod uwagę prawa uczelni do korzyści z wyników badań.

Model ten pozostawia naukowcowi większą swobodę w działaniu. Sam może podejmować decyzję odnośnie partnerów, inwestorów, wejścia na rynek itp. Jednocześnie, w obu przypadkach naukowiec może korzystać z usług Cambridge Enterprise, jednak w sytuacji strategii opting-out są one sprzedawane na zasadach komercyjnych.

Na Uniwersytecie w Oxfordzie również funkcjonuje podmiot, który został powołany specjalnie w celu występowania w imieniu uczelni w procesie komercjalizacji. Jego zadaniem jest dbanie zarówno o interesy uczelni, jak i naukowca. Działalność pozwala na pozyskiwanie finansowania na bieżącą działalność i zapewnienie specjalistycznych usług. Na Uniwersytecie w Oxfordzie działa spółka ISIS Innovation, której zadaniem jest oferowanie pakietu specjalistycznych usług – od składania wniosku patentowego do poszukiwania inwestora. Oferuje również usługi konsultingowe i zarządza funduszem University Challenge Fund, który wspiera naukowców poprzez zdobywanie wiedzy z zakresu zarządzania firmą, a w ramach Proof of Concept Fund pomaga sprawdzić potencjał rynkowy danego pomysłu. Podział własności intelektualnej na uczelni przedstawia tabela 2. ISIS Innovation wprowadza kategoryzację składanych do nich wniosków, dzieląc je na trzy grupy (na podstawie oceny ich potencjału rynkowego):

– projekty przeznaczone do komercjalizacji przez założenie firmy,

– projekty przeznaczone do komercjalizacji poprzez licencjonowanie,

– projekty nieprzeznaczone do komercjalizacji.

W dwóch pierwszych przypadkach projekty komercjalizowane są z udziałem ISIS Innovation i objęte ochroną patentową. Trzecia grupa nie jest komercjalizowana i na prośbę naukowca prawa własności intelektualnej (PWI) mogą zostać jemu przekazane.

Model amerykański – podporządkowanie interesom uczelni

Drugi model, który zakłada bardzo silne związanie wyników badań z uczelnią, charakteryzuje uczelnie takie, jak Uniwersytet Teksański w Austin i Arlington. W modelu amerykańskim panują dwie główne zasady (wynikają ze zobowiązań i praw uczelni i pracownika lub doktoranta). Po pierwsze, każdy naukowiec zatrudniony na uczelni ma obowiązek informowania wydziału i uczelni o wynikach badań lub prototypach, które mogą mieć zastosowanie komercyjne. Po drugie, wydział lub instytut ma obowiązek informowania autora prac o decyzjach związanych ze zgłoszoną technologią. Każda praca jest w posiadaniu uczelni, o ile nie zadecyduje ona o nie podejmowaniu kroków związanych z komercjalizacją. Wówczas prawa własności intelektualnej zostają w całości przekazane naukowcowi.

O ścieżce komercjalizacji decyduje rektor ds. badań naukowych, który bierze pod uwagę przede wszystkim interes uczelni. Niezależnie od wielkości przychodów z tytułu licencji, 50% należy do twórcy, jednak uczelnia ma prawo do zwrotu kosztów ochrony patentowej, przygotowania do sprzedaży licencji. Na uczelni w Austin również funkcjonuje powołana spółka The University Investment Management Company, która zajmuje się inwestowaniem kapitału uczelni. Finansuje badania, które powstają w wyniku współpracy z korporacjami oraz te, które uznawane są przez uczelnię za strategiczne. Ponadto, na uczelni znajdują się profesjonalne biura komercjalizacji, np. Biuro Transferu Technologii, Biuro Komercjalizacji czy Biuro Kreatywności i Kapitału. Zajmują się one pierwszymi ocenami pomysłów i sprawdzają ich zastosowanie komercyjne.[1]

Zapisy regulaminu uczelni wskazują, że uczelnia i naukowiec nie powinni uczestniczyć jako współudziałowcy w spółkach. Nie może to mieć charakteru ani kapitałowego ani również prowadzenia badań dla tego podmiotu przez naukowca. Regulaminy nakazują naukowcom sprzedaż udziałów, aby uniknąć konfliktu interesów. Każdy projekt po zgłoszeniu otrzymuje menedżera i ten prowadzi cały proces – od kontaktów z autorem po przygotowanie wniosku patentowego. Niezależnie od losów danego projektu należy pamiętać, że w przypadku modelu amerykańskiego bezsprzecznie wszystkie działania podporządkowane są interesom uczelni. To uczelnia dokonuje komercjalizacji, a nie naukowiec.[2]

W modelu amerykańskim uczelnia przejmuje prawa do każdego badania lub wyniku badań, a naukowiec ma prawo do uzyskiwania dochodu z prowadzonych prac. W modelu brytyjskim sam naukowiec decyduje o ścieżce komercjalizacji. Jednocześnie oba modele podkreślają aktywną rolę uczelni.

Który model lepszy?

Przytoczone modele różnią się od siebie ze względu na ich stosunek do naukowca. W modelu amerykańskim mamy do czynienia z silną pozycją uczelni, która przejmuje prawa do każdego badania lub wyniku badań, a naukowiec ma prawo do uzyskiwania dochodu z prowadzonych prac. W przypadku modelu brytyjskiego już na początku sam naukowiec decyduje o ścieżce komercjalizacji. Jednocześnie oba modele podkreślają aktywną rolę uczelni. Decydują o niej: rozbudowany system wsparcia, jego profesjonalizm i kompleksowość w przypadku modelu Cambridge oraz regulacje federalne w przypadku modelu Austin. [i]

Druga istotna różnica między modelami to sposób zaangażowania naukowca w nowe przedsięwzięcie. W modelu amerykańskim wykluczony jest jednoczesny udział uczelni i naukowca na zasadach partnerskich w spółkach, a wręcz wymaga sprzedaży tych udziałów. W modelu angielskim natomiast naukowca angażuje się w rozwój pomysłu i komercjalizację; promuje się jego aktywność.

Trudno jednoznacznie ocenić efektywność modeli. Oba pozwalają na szeroko zakrojoną działalność, która ma na celu zbliżanie nauki i gospodarki. Należy jednak zaznaczyć, że na świecie obserwuje się częściej model, gdzie prawa przypisywane są do podmiotu macierzystego, a naukowcom zapewnia się odpowiednie finansowanie. Wynika to właśnie z potrzeby zapewnienia uczelni wystarczających środków na prowadzenie działań związanych z komercjalizacją badań na szeroką skalę. Nie tylko wymaga to stworzenia warunków dla naukowców w postaci infrastruktury naukowo-badawczej, ale i profesjonalnego zespołu, który będzie wiedział, co zrobić, aby dane wyniki wykorzystać rynkowo. W przypadku drugiego modelu, czyli pozostawiania praw autorskich przy twórcy, warto podkreślić, że zapewnienie pewnej furtki i wolności w podejmowaniu decyzji dotyczących własnych pomysłów i badań może okazać się bardziej efektywnym motywatorem dla ludzi nauki.

ppg_4_2008_rozdzial_20_tabele_1_i_2

[1] Dariusz Trzmielak, Uwarunkowania rozwoju i instrumenty wspierania przedsiębiorczości technologicznej [w:] „Przedsiębiorczość akademicka i transfer technologii-warunki sukcesu”, Gdańsk 2008.

[2] Op.cit.

Skip to content