Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

O „magicznych” efektach rozwoju ośrodków regionalnych

Przestrzeń społeczno-gospodarcza postrzegana może być zawsze jako układ rozlicznych zależności centro-peryferyjnych. Warto zwrócić uwagę, że zależności owe są zwykle na tyle wielowymiarowe i wieloznaczne, że prawie nie można mówić o jednej, stabilnej i powszechnie rozpoznawalnej hierarchii krajów, regionów i miast.

Istnieje równolegle wiele hierarchii opierających się na odmiennych kryteriach, punktach widzenia, interesach, założeniach itp. Należy zwrócić uwagę, że współczesny świat nauki toczy nieustające debaty na temat rzeczywistych i pożądanych kryteriów hierarchizacji świata społecznego. Dotyczą one zarówno polityki i władzy, jak i gospodarki czy klasycznych zagadnień stratyfikacji społecznej. Ich odbiciem są debaty nad hierarchiami przestrzennymi. Nawiązując do języka zaproponowanego przez znanego francuskiego socjologa Pierre’a Bourdieu można mówić w tym kontekście o konkurujących ze sobą hierarchiach kapitału ekonomicznego, kapitału politycznego oraz kapitału kulturowego. Hierarchie te niekiedy ze sobą współgrają, wzajemnie się wzmacniając, a niekiedy stają wobec siebie w opozycji. Dotyczy to zarówno wymiaru ogólnospołecznego, jak i geograficznego. Z jednej strony mamy więc elity ekonomiczne mogące współpracować bądź wchodzić w konflikt z elitami politycznymi, z drugiej strony elity kulturowe (np. inteligencja) mogą podważać dominującą rolę elit politycznych czy ekonomicznych itp. W aspekcie geograficznym odpowiednikiem tego typu napięć może być współzawodnictwo ośrodków miejskich, których siła opiera się głównie na kapitale ekonomicznym. Mogą one współzawodniczyć z miastami, których uprzywilejowanie bazować będzie na ich funkcjach politycznych (administracyjnych), a także z tymi, które swoją szczególną rolę definiują przede wszystkim w świecie kultury i wiedzy. Jednocześnie współzawodnictwo przebiegać może w obrębie poszczególnych domen: polityki, ekonomii czy kultury. Na polu politycznym rywalizują ze sobą różne partie i ich elektoraty – przestrzennym odpowiednikiem tej rywalizacji może być rywalizacja miast i regionów o odrębnych preferencjach politycznych. Zdarza się niekiedy, że partie polityczne wypisują na swoich sztandarach hasła wsparcia dla konkretnych regionów kraju, jednak częściej ich sympatie dla poszczególnych obszarów czy ośrodków miejskich są mniej lub bardziej zawoalowane – oficjalne programy partii ogólnokrajowych głoszą bowiem równość szans dla wszystkich obywali i regionów. Walki o pozycję w hierarchii pola ekonomicznego mogą być także mniej lub bardziej jawne. Pozycja miast i regionów mocno związanych z jedną gałęzią gospodarki czy jednym koncernem będzie silnie uzależniona od pozycji owych gałęzi czy firm na rynku. Podobne współzawodnictwo odbywa się na szeroko rozumianym polu kultury. Może ono dotyczyć poszczególnych kultur narodowych czy regionalnych aspirujących do statusu uniwersalności i prestiżu, a także różnych typów kultur, np. kultury humanistycznej i literackiej z kulturą techniczną i technokratyczną. Z każdym z wymienionych typów kultury mogą się wiązać także miasta i regiony. I tak ośrodki tradycyjnej kultury i sztuki będą współzawodniczyć z ośrodkami wiedzy i innowacji, choć oczywiście te role mogą się także pokrywać.

Możliwości definicji własnego statusu

Co istotne, owa wielość zależności istniejących we współczesnym świecie, w szczególności w społeczeństwach europejskich, powoduje, że zarówno jednostki, grupy społeczne, jak i ośrodki miejskie i regionalne mogą dziś zajmować w różnych wymiarach role wpisujące się w różne pozycje w hierarchiach centro-peryferyjnych. Innymi słowy, zajmując w pewnych wymiarach położenie podporządkowane, peryferyjne, w innych znajdować się mogą na wysokich szczeblach hierarchii, a więc pełnić rolę ośrodków centralnych. Ta różnorodność sposobów definicji własnego statusu umożliwia tworzenie tożsamości pozwalających na przezwyciężanie poczucia subiektywnej marginalizacji. Nawet ośrodki o małej skali mogą się w takim układzie zdefiniować jako w pewnym zakresie uprzywilejowane, jeśli nie dominujące. Oczywiście najwyższym poziomem uprzywilejowania jest wysoki status we wszystkich możliwych wymiarach społecznego zróżnicowania, od ekonomicznego, poprzez polityczny aż do kulturowego. Kiedy jednak jego osiągnięcie nie jest możliwe w realnej perspektywie czasowej, skupić się można na wybranych polach, a nawet subpolach. Specjalizacja jest bowiem jedną z dobrych strategii ekspansji na początkowych etapach rozwoju wszelkiego rodzaju przedsięwzięć. Powzięcie przekonania o przewadze, zaawansowaniu w jednym choćby wymiarze pozwala na przezwyciężenie syndromu peryferyjnego. Warto zwrócić uwagę, że peryferyjność jest nie tylko zjawiskiem obiektywnym, ale ma także czysto subiektywny aspekt. Polega on na przekonaniu o własnej niższości, wiążącym się z poczuciem niemocy i wrodzonego zacofania. Jeśli przekonanie o skazaniu na peryferyjność w danym ośrodku czy regionie zostaje przełamane choćby w jednym, nawet wąskim zakresie, powstaje duża szansa na swoistą relatywizację poczucia niższości, nabranie dystansu do dotychczasowych sposobów postrzegania własnej roli w świecie społecznym i podjęcie działań w celu przezwyciężenia niemocy.

Znaczenie kapitału symbolicznego

Jak tłumaczył wspomniany tu Pierre Bourdieu, dominacja i mechanizmy podporządkowania wiążą się nie tylko z przewagą w zakresie wymienionych tu rozlicznych typów kapitałów, w tym trzech fundamentalnych: ekonomicznego, społecznego (którego typem jest kapitał polityczny) oraz kulturowego. Najwyższą ich formą jest tzw. kapitał symboliczny, o którym Bourdieu pisał, że jest „formą, jaką każdy z kapitałów przybiera, gdy jest postrzegany za pomocą percepcji, która przyznaje mu specyficzną logikę, lub, jeśli ktoś woli, nie rozpoznaje arbitralności jego posiadania i akumulacji” [1]. Innymi słowy, chodzi o to, że każdy system dominacji jest silny przede wszystkim siłą wiary w jego oczywistość, wrodzony prestiż, niepodważalność i nieodwołalność. W przypadku kapitału ekonomicznego można podać jako przykład przekonanie, że jest on kluczowym źródłem prestiżu, władzy, statusu społecznego i jedynym czynnikiem umożliwiającym skuteczne działanie społeczne. Rozpowszechnienie wśród posiadaczy tego typu kapitału przekonania implikującego wiarę w swoiste upośledzenie osób, które go nie posiadają, wielokrotnie wzmacnia efekt jego posiadania. Ci pierwsi mogą bowiem dzięki owemu wymiarowi symbolicznemu osiągać nad osobami biedniejszymi przewagę, która znacznie wykracza poza możliwości, jakie daje bogactwo w aspekcie czysto materialnym. Kapitał symboliczny posiadaczy kapitału ekonomicznego, jeśli jest znaczny, powoduje, że są oni uznawani za naturalną elitę społeczną, za osoby w swoisty sposób wybrane, szczególne, zasługujące na wyjątkowy szacunek i uprawnione do wydawania ocen i decyzji w wielu różnych dziedzinach. Dobrym przykładem mechanizmu wzmacniającego kapitał symboliczny kapitału ekonomicznego może być protestancka doktryna etyki pracy, przedstawiająca zaradność finansową jako formę bożego błogosławieństwa. W kapitał symboliczny mogą także przeradzać się inne formy kapitału. W przypadku kapitału kulturowego można wskazać jako przykład przekonanie o szczególnej roli społecznej technokratów. Jeśli ich kapitał kompetencyjny przerodzi się w silny kapitał symboliczny, to ich władza będzie wykraczała daleko poza korzyści wynikające z posiadania wiedzy, którą można wykorzystać w sposób praktyczny. W społeczeństwach, w których szeroko rozpowszechnione jest przekonanie o „magicznej” roli technokratów, o ich wyższości nad politykami i intelektualistami, otrzymują oni władzę pozwalającą na uzyskanie quasi-monopolu politycznego oraz władzę w sferze kulturowej. W innych sytuacjach największym kapitałem symbolicznym mogą cieszyć się intelektualiści czy inteligencja, których kapitał kulturowy przechodzić może w etos powszechnie uznawany za najwyższą formę moralnego prawa do dominującej roli na innych polach, w szczególności na polu politycznym. Kapitał polityczny, podobnie jak inne formy kapitału społecznego, także może przeradzać się w kapitał symboliczny, dając jego posiadaczom dodatkową „magiczną” władzę. Takie zjawisko zachodzi w wielu krajach totalitarnych i nie w pełni demokratycznych, w których kapitał polityczny daje szczególnie duże przywileje i przeradza się w „magiczną” moc działania w innych sferach życia społecznego.

Kapitał symboliczny a zróżnicowania regionalne

Rozważania te odnieść można bezpośrednio do zagadnienia zróżnicowań regionalnych. Warto bowiem zauważyć, że siła oddziaływania ośrodków centralnych na peryferie zwykle nie sprowadza się wyłącznie do sumy ich różnego typu kapitałów. To nie tylko zasoby finansowe, władza polityczno-administracyjna i wiedza oraz kompetencje kulturowe mieszkańców centrów przesądzają o ich hegemonicznym nierzadko wpływie na otoczenie i niezwykłej często aureoli doskonałości i nowoczesności. Wszystkie wymienione tu czynniki działają ze zwielokrotnioną siłą, gdy przeradzają się we wspomniany kapitał symboliczny. Bogactwo finansowe miasta czy regionu, gdy przejdzie w kapitał symboliczny, powoduje, że są one postrzegane jako miejsca, w których sposoby prowadzenia działalności gospodarczej uważane są za wzorcowe. Decyzje podejmowane w ośrodkach ekonomicznych posiadających znaczny kapitał symboliczny są śledzone z uwagą na całym świecie i stają się punktami odniesienia dla całego otoczenia. W tych regionach tworzy się więc wzorce uprawiania biznesu, określa standardy biznesowego wykształcenia i etykiety, wypracowuje sposoby mówienia o problemach gospodarczych, wyznacza modne paradygmaty ekonomiczne i strategie inwestycyjne. Peryferie, nawet jeśli dorównają centrom kapitałem finansowym w czystej postaci, pozostają nadal uzależnione od centrów, jeśli nie są w stanie przekształcić go w kapitał symboliczny. Peryferyjni kapitaliści pozostają wtedy zawsze postrzegani przez centrum, a co gorsza – przez siebie samych – jako „nowobogaccy” zdani na ocenę instytucji finansowych z centrum. Władza tych ostatnich, jak np. ma to miejsce w przypadku największych agencji ratingowych, zdefiniowana jest głownie właśnie w wymiarze symbolicznym, a nie administracyjnym czy ekonomicznym. Podobne mechanizmy dotyczyć mogą kapitału politycznego. „Magia” państwowych instytucji w wielu krajach wykracza znacznie poza ich realne, w szczególności zdefiniowane przez prawo przywileje. Polska zapewne nie jest tu dobrym przykładem, ale już Rosja, jako państwo o wiele silniejsze, może przedstawić wiele przypadków przekształcenia kapitału politycznego w symboliczny. W Polsce sporo ciekawych przykładów powstawania kapitału symbolicznego zaobserwować można na szeroko zdefiniowanym polu kapitału kulturowego. W skali globalnej najbardziej spektakularnym przykładem generacji symbolicznej formy kapitału kulturowego jest Kalifornia. Prestiż, nimb nowoczesności i wyrafinowania, jaki otacza tamtejsze aglomeracje, wykracza daleko poza zasoby obiektywnie zgromadzonej w nich wiedzy i kompetencji. Siła Krzemowej Doliny czy Hollywood polega bowiem w dużym stopniu na mitach, na mechanizmie swoistej konsekracji powstających tam idei. Podobne mechanizmy dotyczyć mogą poszczególnych form kapitału kulturowego, w tym wspomnianej technokratycznej wiedzy eksperckiej, humanistycznej wiedzy intelektualistów, etosu inteligenckiego z jego stylem życia, kodeksem moralnym i wiedzą historyczną itp. Miasta czy regiony, którym uda się przekształcić ich kapitał kulturowy w kapitał symboliczny, doznają spektakularnego pomnożenia swojej siły oddziaływania na otoczenie, a nawet cały świat (w skali ośrodków globalnych).

Relacje centrum – peryferie

Posiadanie przez ośrodki centralne kapitału symbolicznego powoduje, że uzależnienie od nich peryferii zyskuje charakter bezrefleksyjny. Im większy ich kapitał symboliczny, tym wyższość centrów i wszelkich form życia ekonomicznego, politycznego, kulturowego, jakie w nich mają miejsce, staje się bardziej oczywista. Centra o takiej przewadze stają się automatycznie przedmiotami fascynacji i idealizacji. Dzięki temu są w stanie wywierać wpływ na otocznie nie tylko metodami „twardymi”, a więc poprzez zakupy finansowe, dyspozycje polityczne czy wykorzystanie swych kompetencji, ale dominują także przy pomocy tego, co Joseph Nye nazwał „miękką siła” (soft power) [2]. Określają one bowiem wzorce zachowań działań uznane za idealne, sprawują rolę „prawodawczą” w sferze norm prowadzenia działalności gospodarczej, zachowań kulturowych itp. Mieszkańcy peryferii, pozostając pod wpływem centrów posiadających znaczne zasoby kapitału symbolicznego, nabierają jednocześnie – niezależnie od obiektywnych warunków, w jakich żyją – przekonania o swojej niższości, zacofaniu, bezradności. Życie nie tylko na zacofanych peryferiach, ale i w centrach nieposiadających kapitału symbolicznego wydaje się ich mieszkańcom szare i nudne, a ich światy jawią się im jako z definicji gorsze, niedoskonałe, pozbawione blasku i atrakcyjności w stosunku do przyciągających uwagę centrów symbolicznych. W efekcie wielu mieszkańców peryferii pozbawionych kapitału symbolicznego jest gotowych porzucić swe miejsce zamieszkania i przenieść się do centrów, w których społecznie zajmują często pozycje znacznie niższe niż na swych rodzimych peryferiach. Ich wysiłek rekompensowany jest jednak przez uzyskanie dostępu do owego zgromadzonego kapitału symbolicznego. Jego odbitym blaskiem mogą imponować pozostałym na peryferii krajanom przekonanym, że w dalekich centrach życie jest piękniejsze, ma sens i jest w nich po prostu „normalnie”.

Przełamanie efektu peryferyjności

Z powodu opisanego wyżej efektu działania kapitału symbolicznego niezbędne jest dążenie do budowania w lokalnych i regionalnych ośrodkach przekonania o ich relatywnej „centralności”, choćby w bardzo skromnym zakresie. Jak się bowiem wydaje, takie niewielkie przełamanie efektu peryferyjności może przynieść nadspodziewane efekty w sferze symbolicznej. Nawet jeśli nie uda się szybko przekształcić danego ośrodka w realne centrum wzrostu gospodarczego, pokazanie, że w sferze symbolicznej może on oferować coś unikalnego i atrakcyjnego, może pomóc „odczarować” dominujące wcześniej ośrodki centralne, a jednocześnie dodać mieszkańcom danego regionu wiary w siebie. Przełamanie przekonania o naturalnej niższości regionu, tendencji do poszukiwania „prawdziwego życia” gdzieś w dalekim świecie, przeświadczenia o niedoskonałości i słabości własnego świata i idealizacji silniejszych centrów i metropolii, jest niezbędną podstawą do zapoczątkowania dynamicznych procesów rozwojowych. Tylko wtedy bowiem, gdy mieszkańcy regionu zaczynają budować swój własny kapitał symboliczny, gdy nabierają wiary w swoje „magiczne” siły, są w stanie uzyskać realne efekty rozwojowe, mogące doprowadzić z czasem do osiągnięcia uprzywilejowanej pozycji w coraz liczniejszych wymiarach życia społeczno-gospodarczego.

1. Bourdieu Pierre and Loic J.D. Wacquant, Zaproszenie do socjologii refleksyjnej , Oficyna Naukowa, Warszawa 2001.

2. Nye Joseph S., Soft power. The means to success in world politics , 1st ed, Public Affairs, New York 2004.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Bieguny wzrostu jako koncepcja rozwoju

Bieguny wzrostu są jedną z koncepcji rozwoju gospodarczego, którą można stosować na różnych poziomach delimitacji. Teoria ta może tłumaczyć rozwój zarówno na poziomie lokalnym, jak i regionalnym. Ma ona głębokie umocowanie w teorii wzrostu endogenicznego, w której najważniejsze jest wykorzystanie funkcjonującego wewnątrz regionu potencjału społeczno-gospodarczego. Przy czym pokonywanie barier rozwojowych powinno następować przez pobudzanie wewnętrznych – endogennych – czynników wzrostu. Główne hipotezy badawcze przyjmują trzy obszary opisujące, czym jest wzrost endogeniczny.

  • Po pierwsze, pokonywanie istniejących barier wzrostu. Czynnik najbardziej wyeksploatowany w regionie hamuje regionalną produkcję. Odnalezienie tego czynnika jest warunkiem podjęcia działań inwestycyjnych, które będą eliminowały bariery spowalniające rozwój regionalny.
  • Po drugie, wykorzystanie specyfiki i wyjątkowości regionu. Biorąc pod uwagę analizę kosztów komparatywnych, wymagana jest specjalizacja, wykorzystująca potencjalne korzyści komparatywne sprzyjające rozwojowi regionu. Rolą polityki regionalnej w tym wypadku jest poszukiwanie mocnych stron danego regionu i próba ich wspierania.
  • Po trzecie, inicjowanie cykli wewnątrzregionalnych – chodzi o utrwalenie i poszerzenie lokalnych ogniw kooperacyjnych, wspieranie lokalnych czynników rozwoju – biegunów wzrostu oraz wewnątrzregionalną integrację produkcji i konsumpcji.

Teoria biegunów wzrostu

Według teorii biegunów wzrostu [1], procesy rozwojowe (wywołujące efekty napędzające i pobudzające) dynamizowane są przez aglomeracje miejskie. Z reguły miasta i ich potencjał (produkcyjny, inwestycyjny i kapitałowy) decydują o progresywności rozwoju gospodarczego, a aglomeracje miejskie stanowią jednostki centralne regionów, dysponujące czynnikami napędzającymi. Miasta takie położone są w centrach regionów spolaryzowanych, przyczyniając się do rozprzestrzeniania impulsów wzrostu na sąsiednie obszary. Jednostki miejskie poza działaniem (polaryzacją) w wymiarze obszaru, na którym są zlokalizowane, mają również wpływ na regiony sąsiednie. Wpływ ten określony jest głównie w pozytywnym wymiarze wzrostowym. Możliwości rozprzestrzeniania się efektów polaryzacji pochodzących z centrów regionalnych są warunkowane dwiema podstawowymi przesłankami: izochroną dojazdów i zasięgiem przestrzennym strumieni towarów. Czynnikami decydującymi o pojawianiu się efektów wzrostowych są podmioty gospodarcze, które najczęściej powstają w miejscach dogodnych do prowadzenia działalności ekonomicznej (np. bliskość zasobów naturalnych, rozwinięta infrastruktura, wykwalifikowani pracownicy itp.).

Niemniej jednak należy zwrócić uwagę, że tendencje rozwojowe stymulowane przez sektor gospodarczy nie muszą być tożsame z rozprzestrzenianiem rozwojowym stymulowanym przez region. Ponadto tendencje wzrostowe, stymulowane przez ośrodki centralne (miejskie), aktywizują nie tylko przestrzeń znajdującą się w bezpośrednim sąsiedztwie, ale mogą obejmować również inne regiony.

Podejście węzłowe

Dopełnieniem teorii biegunów wzrostu jest koncepcja modelu węzłowego [2]. Polega ona na wyodrębnianiu się tzw. węzłów wzrostowych połączonych sieciami komunikacyjnymi, które dynamizują procesy rozwojowe. Towarzyszy im formująca się w wyniku powyższego procesu przestrzeń infrastrukturalna. Jednakże koncepcja ta (zaadaptowana notabene w polityce regionalnej wielu państw, w tym Polski) również nie jest doskonała, ze względu na następujące kwestie:

  • nie zawsze procesom industrializacji towarzyszy powstawanie węzłów wzrostu;
  • możliwość tworzenia podstaw rozwoju w postaci węzłów wzrostu może zostać negatywnie zweryfikowana przez otoczenie rynkowe (elementy sztuczności, niepoparte racjonalnością i rachunkiem ekonomicznym);
  • powstawanie sieci infrastrukturalnych nie zawsze musi wynikać z oddziaływania węzłów wzrostowych; źle zlokalizowana infrastruktura nie będzie dynamizować rozwoju regionalnego.

Podejście klastrowe

Interesującym podejściem do koncepcji biegunów wzrostu jest założenie o wzajemnych powiązaniach między wzrostem gospodarczym a procesami urbanizacji kraju lub regionu, które z kolei odnoszą się do systemu biegunów wzrostu [3]. W tym wypadku podstawowymi przesłankami pozwalającymi stwierdzić istnienie biegunów wzrostu jest występowanie regionalnych i sektoralnych zbiorów podmiotów gospodarczych (klastrów), produkujących na potrzeby eksportowe. Przy czym początkowym impulsem rozwoju biegunów wzrostu jest popyt wewnętrzny danego regionu. Następnie region wysyła impulsy docierające do obszarów peryferyjnych, które rejestrowane są na poziomie sektoralnym i przestrzennym; czynnikami odpowiedzialnymi za interakcje są tzw. efekty sprzężeń. Ważnym aspektem w tym wypadku jest rola innowacyjności w procesie rozwoju i oddziaływania wewnętrznego oraz zewnętrznego sektoralnych i regionalnych elementów generujących rozwój gospodarczy. Rozpatrując zagadnienie innowacyjności, należy wziąć pod uwagę następujące składniki:

  • inwencja (proces obserwowany w dużych aglomeracjach miejskich, które znajdują się w krajach wysoko rozwiniętych);
  • dyfuzja;
  • adaptacja innowacyjności.

Kraje rozwijające się, w których nie występują miasta o znacznym potencjale innowacyjnym, uzależnione są od fazy drugiej i trzeciej wraz z towarzyszącymi im mechanizmami.

Możliwości wprowadzania innowacji wynikają w dużym stopniu z rozwoju danego państwa lub regionu. Innowacje i następujące po nich procesy dyfuzji i adaptacji mogą powodować zjawiska polaryzacyjne w przestrzeni regionalnej, krajowej i międzynarodowej. W wyniku polaryzacji zostaje ukształtowany w miarę stabilny, hierarchiczny system przestrzenny w ramach państw, regionów i miast. Procesy innowacyjne generują podobne mechanizmy dyfuzyjne, utrwalając zastaną strukturę przestrzenną. Jednak hipoteza ta może być ograniczona przez ostatnio rejestrowane zmiany w gospodarce światowej, takie jak: częste zmiany w strukturze gospodarczej wywołane nowymi technologiami, globalizacja gospodarki, transformacja gospodarcza państw postsocjalistycznych,szybkość przepływu informacji i kapitału inwestycyjnego. Często powoduje to zmienność gospodarczych układów przestrzennych – przeciwieństwo założenia o stabilności i utrwalaniu przestrzennego układu państw i regionów.

Pomimo pewnych niedoskonałości teoria biegunów wzrostu jest istotną koncepcją, pozwalającą wyjaśnić występowanie różnic międzyregionalnych i międzynarodowych. Jednocześnie – w zależności od zaprezentowanych do niej podejść – należy się skupić na wspieraniu różnych czynników warunkujących rozwój gospodarczy na objętym przez daną politykę obszarze.

1. Założenia koncepcji biegunów wzrostu zostały opracowane i rozwinięte przez następujących autorów: F. Perroux, J.R. Boudevilla, J.R. Lausena i P. Pottiera.

2. Twórcą modelu jest P. Pottier.

3. Rozważania takie zapoczątkował J.R. Lausen.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Rozwój – nie wszędzie w tym samym czasie

Obserwacja procesów wzrostu gospodarczego wskazuje na to, że w przestrzeni istnieją pewne miejsca, w których wzrost społeczny i gospodarczy jest bardzo dynamiczny. Szczególną cechą tych miejsc jest to, że stanowią one magnes przyciągający inwestorów, przedsiębiorstwa i ludzi, że są zdolne do tworzenia i wdrażania innowacji, że zlokalizowano w nich wiele szkół wyższych, instytutów badawczych i naukowych oraz placówek kulturalnych.

W świetle obserwacji tych procesów nasuwa się pytanie: jakie są przyczyny tak dynamicznego wzrostu tych ośrodków? Jakie są siły sprawcze tego, że rozwijają się one znacznie szybciej od innych? Czy ich działalność zubaża region, w którym są zlokalizowane, czy – przeciwnie – powoduje jego wzrost? Czy okres ich prosperity będzie trwał, czy też okaże się krótki, a ich dominującą rolę przejmą inne ośrodki?

Odpowiedzi na te pytania można szukać w wielu teoriach poświęconych wspomnianym zagadnieniom. Teorie te mają dużą wartość poznawczą, ponieważ powstały na podstawie obserwacji wielu zjawisk i prawidłowości. Pokazują zatem proces kształtowania się przewag pewnych ośrodków i próbują odpowiedzieć na pytanie, czy te same prawidłowości powtórzą się w innych miejscach w innym czasie.

Bieguny a wzrost

Pierwszym teoretykiem, który dostrzegł te procesy, był F. Perroux [1]. To jego prace stanowiły inspirację do powstania całego nurtu badań, zajmującego się biegunami wzrostu. Perroux przedstawił przestrzeń jako obszar, na którym znajdują się centra zdolne do wytwarzania sił dośrodkowych i na które oddziałują siły odśrodkowe.

Wzrost cechuje to, że „nie następuje wszędzie w tym samym czasie; pojawia się w punktach lub biegunach rozwoju i z różną intensywnością rozprzestrzenia się poprzez wiele kanałów i z różnymi końcowymi efektami dla całej gospodarki”.

Tworzenie się wspomnianych biegunów powoduje, że nierówności między regionami i krajami są nieuniknionym skutkiem, ale i warunkiem wzrostu. Inaczej mówiąc, nie ma wzrostu gospodarczego, z którego w jednakowym stopniu korzystaliby wszyscy; mało tego, aby biedniejsze regiony stały się współudziałowcami rozwoju, muszą powstać ośrodki bogatsze, które nad nimi dominują. Te silne centra ekonomiczne przyczyniają się również w znacznym stopniu do wzrostu gospodarki kraju.

Powstanie biegunów wzrostu jest zatem równoznaczne z pojawieniem się zjawiska dominacji. Dominacja ta ma wymiar nie tylko stricte ekonomiczny, ale również przestrzenny.

Przyczyny uzyskania przewagi

Jakie są przyczyny uzyskania tak znaczącej przewagi przez pewne ośrodki? W procesie ich wykształcania kluczową rolę odegrał przemysł, a szczególnie te jego gałęzie, które miały zdolność „pchnięcia” [2] całej gospodarki. Ich cechą było to, że wcześniej od innych podjęły produkcję na wielką skalę, że w tempie szybszym i w większym zakresie nastąpiła w nich koncentracja kapitału, że jako pierwsze zastosowały podział pracy i mechanizację. Te nowe przemysły przyciągały nowe branże i wywierały wpływ na całe środowisko regionu. Wraz z postępem gałęzie te zmieniają swój charakter. Dzisiaj kompleks przemysłowy może stać się biegunem wzrostu tylko wtedy, gdy jego napędowe przemysły zajmują się produkcją nowoczesną, znajdującą się na wysokim „szczeblu drabiny rozwoju technologicznego”, na którą dynamicznie wzrasta popyt. Jednocześnie cechą tych gałęzi jest zdolność do generowania, adaptacji i transmisji innowacji w całej przestrzeni, w której działają. Pola rozwoju, które tworzą, są na tyle duże, że mogą wywierać dominujący wpływ na całe otoczenie przemysłowe.

Najważniejsze czynniki wzrostu

Co jest najważniejszym czynnikiem przyspieszającym wzrost gałęzi?

Perroux, podobnie jak Schumpeter [3], wskazuje, że czynnikiem tym są innowacje. Rezultatem wdrożenia innowacji jest produkcja towarów, które bardziej odpowiadają potrzebom konsumentów. Na rozwój można zatem – zdaniem Perrouxa – patrzeć jako na ciągły proces narodzin nowego i obumierania starego przemysłu. Wywołuje to różnicowanie się tempa wzrostu rodzajów produkcji, obniżając w niej udział produktów „starych”, a zwiększając „nowych”.

To innowacje są przyczyną tego, że przemysły mają zdolność do zmian i przystosowywania się do nowych potrzeb. Jeżeli przestają być innowacyjne, to następuje ich regres, który może pociągnąć za sobą zmierzch ośrodków, w których są zlokalizowane.

Jeżeli są zdolne do kreowania i wdrażania innowacji, to rozwijają się dynamiczniej, potrafią przyciągać inne branże, czego skutkiem jest sektorowa i przestrzenna koncentracja aktywności (klastry) [4]. Wskutek grupowania się zróżnicowanych działalności powstają powiązania między różnymi gałęziami przemysłu. Badania tych związków – obok Perroux’a – podejmowali również Hirschman [5], Chenery i Watanabe [6].

Wniosek płynący z analizy struktury zależności, które tworzą się między gałęziami, jest następujący: biegun rozwoju może powstać tylko wtedy, kiedy kluczowa gałąź przemysłu ma charakter dynamiczny lub napędzający, gdy charakteryzuje się bardzo silnym potencjałem innowacyjnym i gdy produkowane przez nią wyroby cechuje bardzo wysoka dochodowa elastyczność popytu.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden element, który pojawia się w przytoczonej definicji, a który jest jednym z warunków funkcjonowania bieguna wzrostu. Jest to popyt, który nakręca wzrost produkcji. Wdrożenie innowacji ma sens tylko wtedy, gdy zostanie ona zaakceptowana przez konsumentów. Z badań wynika, że to właśnie w dużych ośrodkach istnieje najbardziej sprzyjający klimat do absorpcji innowacji.

Bieguny wzrostu a peryferie

Kolejnym ważnym zagadnieniem pojawiającym się w kontekście funkcjonowania biegunów wzrostu jest ich wpływ na przestrzeń, w której są zlokalizowane.

Istnienie biegunów utrwala przewagę ośrodków ekspansywnych, wzrostowych, co wywołuje polaryzację [7]. Powstaje efekt tzw. zasysania (backwash) Myrdala [8], który prowadzi do zwiększenia nierówności regionalnych. Określenie „zasysanie” czy też „wir” bardzo dobrze charakteryzuje ten proces. Oznacza to, że zasoby: kapitał i ludzie są przyciągani przez siłę emitowaną przez biegun wzrostu. Wskutek tych procesów wykształca się region centralny oraz region peryferyjny. W miarę upływu czasu przewaga ośrodka centralnego ulega zwiększeniu. Neven i Gouyette zwracają uwagę na to, że kluczową rolę w tym nierównomiernym wzroście przestrzennym odgrywają korzyści aglomeracji [9].

Obok oddziaływania negatywnego regiony dobrze prosperujące mogą wywierać również korzystny wpływ na mniej rozwinięte obszary. Skutki te przejawiają się w postaci efektu rozprzestrzeniania (spread ) lub przesączania (trickle down ). Zjawiska te spowodowane są głównie wzrostem popytu na produkty wytwarzane przez region, który pojawia się w lepiej rozwiniętym centrum, a jest następstwem dyfuzji technologii do obszarów słabiej rozwiniętych.

Jeżeli efekty rozprzestrzeniania są dostatecznie silne, regiony mogą zyskiwać na wzroście centrum. Hirschman twierdzi, że siła efektów zasysania może dominować, co początkowo prowadzi do polaryzacji, ale po pewnym czasie korzyści z efektów rozprzestrzeniania stają się na tyle silne, że wywołują tendencję w kierunku wyrównywania się dysproporcji. W późniejszych badaniach podkreślano, że zmniejszeniu dominacji biegunów wzrostu sprzyja rozwój sieci komunikacji. Jej rozwój może korzystnie wpływać na rozwój otoczenia.

Trwałość biegunów wzrostu

Kolejne pytanie, które się nasuwa, dotyczy problemu: czy biegun wzrostu utrzymuje swój status, czy też – po pewnym czasie – przestaje spełniać rolę ośrodka wiodącego?

Odpowiedź na to pytanie jest niejednoznaczna. Obserwacja wzrostu wielkich aglomeracji wskazuje, że w pewnym punkcie ich rozwoju niekorzystne efekty związane z ich funkcjonowaniem mogą przeważyć nad pozytywnymi. Nadmierne uprzemysłowienie i zaludnienie ośrodków może nasilić komplikacje związane z życiem i produkcją w wielkich miastach (wzrost płac, kosztów transportu, zagęszczenie, zanieczyszczenie środowiska, hałas itd.). Sprzyjać to będzie przenoszeniu się przemysłu do innych ośrodków.

Jak dzisiaj wygląda funkcjonowanie biegunów wzrostu? Od czasu opracowania przez Perroux pierwszej teorii fale innowacji uległy przyspieszeniu w czasie. Szacuje się, że przed II wojną światową fale te pojawiały się co trzydzieści lat, a dzisiaj czas ich występowania skurczył się do lat siedmiu. Przyspieszenie takie ma bezpośredni wpływ na charakter przemysłów i de facto powinno wpływać na destabilizację dominującej pozycji biegunów wzrostu.

Tendencje te prawdopodobnie będą się nasilać dzięki innowacyjnym firmom, których preferencje lokalizacyjne są inne od tych, którymi kierowały się tradycyjne przemysły. Przedsiębiorstwa te, poszukując lokalizacji, zainteresowane są regionami o możliwie największej dostępności (tendencja w kierunku centralizacji) oraz minimalnych kosztach (tendencja do lokowania działalności w strefach podmiejskich). A to oznacza, że regiony, które zdobyły przewagę w dobie rewolucji przemysłowej, tracą ją na rzecz innych, w których rozwijają się sektory związane z nowymi gałęziami tzw. trzeciej fali. Toffler podaje jako przykład utratę pozycji wiodącej przez Dolinę Merrimack w Nowej Anglii i wzrost rangi podbostońskiej Route 128 oraz Doliny Krzemowej [10].

W teorii ekonomii te obszary przemysłowe, w których produkcja oparta jest na nowoczesnych technologiach, określa się mianem technopoli. Technopole powstają w miejscach, w których możliwa jest bardzo ścisła współpraca dwóch sfer, które kiedyś funkcjonowały osobno, a mianowicie uniwersytetów, instytutów badawczych, laboratoriów oraz gospodarki. W literaturze spotyka się też pojęcie „region uczący się”. W regionie takim najważniejszą rolę odgrywa edukacja permanentna oraz wspieranie rozwoju nauki [11].

Pojawienie się tych nowych impulsów wzrostu mogłoby sugerować, że struktura urbanistyczna ulega częstym zmianom, że powstają nowe bieguny wzrostu, a stare tracą znaczenie. Tymczasem obserwacja ośrodków centralnych nie potwierdza takiego spostrzeżenia. Powstają co prawda lub wykształcają się nowe, nieistniejące wcześniej bieguny (przykład Tofflera), ale stare z reguły nie tracą znaczenia. Co więcej, jak przedstawiono w IV Raporcie Spójności [12], istnieje wysoka korelacja pomiędzy wskaźnikiem efektywności innowacyjnej a wynikami gospodarczymi. Najwyższy wzrost poziomu innowacyjności odnotowano w regionach fińskich, szwedzkich, niemieckich, brytyjskich i holenderskich, czyli zaliczanych do grupy najlepiej rozwiniętych, często określanych mianem „wysp innowacji”.

Powstałe w przeszłości bieguny wzrostu mają zdolność do zmian i zachowują rolę ośrodków wiodących. Potwierdza to układ przestrzeni w Europie, w której wykształciła się strefa rdzenia (nazywana też często europejskim bananem, pasmem słońca) oraz obszar pośredni i peryferie. „Europejski banan” charakteryzuje się dobrze rozwiniętą siecią transportu, dużym udziałem pracujących w usługach, wyższym od średniej unijnej wzrostem gospodarczym oraz wyższym od przeciętnego wzrostem innowacyjności. Na obszarze tym zlokalizowane są miasta, które określa się mianem „gospodarczych stolic Europy” [13].

Polityka regionalna a bieguny wzrostu

Nie ulega kwestii, że bieguny wzrostu są bardzo ważne w rozwoju regionów. Jednak obserwacja miast, które te bieguny stanowią, wskazuje, że nie zawsze emitują one pozytywne siły, które „dźwigają” cały region. W Ile de France Paryż stanowi aglomerację zamieszkaną przez 12 mln mieszkańców (ludność Francji to 64 mln mieszkańców). Tak znaczna koncentracja ludności i aktywności gospodarczej w stolicy musiała doprowadzić do znaczących nierówności, które we Francji określa się jako: Paryż na pustyni francuskiej.

W Polsce szczególnie symptomatyczny jest przypadek Warszawy, która jest typowym przykładem „zasysania” zasobów i bardzo słabego efektu rozprzestrzeniania pozytywnych impulsów.

Czy zatem powinniśmy aprobować zróżnicowanie przestrzeni? Jeżeli nie, to w jaki sposób aktywizować wzrost peryferii? Działania zmierzające do niwelowania nierówności regionalnych są celem polityki spójności UE. Oznacza to, że wspierane są regiony, których poziom rozwoju jest szczególnie niski. Coraz częściej jednak pojawiają się pytania o zasadność takiego podejścia. Czy warto tę politykę prowadzić w jej wyrównawczej wersji? Czy koszt alternatywny dla całego ugrupowania nie jest zbyt wysoki? Czy rozwój regionów nie byłby bardziej dynamiczny, gdyby środki finansowe trafiały do regionów dobrze rozwiniętych i przeznaczane były na wzrost innowacyjności? Argumentem za wyborem polaryzacyjnego wariantu tej polityki jest przekonanie, że po upływie pewnego czasu regiony słabiej rozwinięte staną się beneficjentami wzrostu tych najlepiej rozwiniętych, dzięki dyfuzji innowacji.

Przypisy:

1. F. Perroux, Economic Space, Theory and Applications , „Quartely Journal of Economics”, February 1950, F. Perroux, Note on the Concept of Economic Growth , 1955.

2. Rostow określa ten najważniejszy – z punktu widzenia szans rozwoju – pierwotny wzrost jako tzw. take off, start, który może nastąpić tylko wówczas, gdy nagromadzona zostanie pewna niezbędna ilość koniecznych czynników. Por. W. Rostow: The Process of Economic Growth , Oxford 1960.

3. J. Schumpeter, Teoria rozwoju gospodarczego , Warszawa 1958.

4. Nazwę cluster wprowadził Porter, M.E. Porter, The Competitive Advantage of Nations , Macmillan, London 1990.

5. A.O. Hirschman, Strategy of Economic Development, New Haven, 1958 oraz Investment Policies and Dualism in Underdeveloped Countries , „American Economic Review”, XLVII, September 1957.

6. H.B. Chenery, T. Watanabe, International Comparisons and Technology Transfer to Developing Countries , „Econometrica”, October 1958.

7. J. Hirschman, op. cit., 1957.

8. G. Myrdal, Economic Theory and Underdeveloped Regions , London 1957.

9 D. Neven, C. Gouyette, Regional Convergence in the European Community , „Journal of Common Market

Studies”, vol. 33/1995.

10. A. Toffler, Trzecia fala , Warszawa 1997.

11. B. Asheim, Industrial Districts as „Learning Regions”. A Condition for Prosperity , Studies in Technology, Innovation and Economic Policy, London 1992.

12. Rozwijające się regiony, rozwijająca się Europa , IV Raport na temat spójności gospodarczej i społecznej, Bruksela 2007.

13. J.J. Parysek, Duże miasta Europy i ich rola w procesie urbanizacji, rozwoju społeczno-gospodarczego i europejskiej integracji u schyłku XX wieku , „Przegląd Geograficzny”, t. LXVII, zeszyt 3-4/1995.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Czy akceptujemy zagranicznych inwestorów?

OPRACOWANIE PPG

Z sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej z maja 2006 roku wynika, że Polacy coraz przychylniej postrzegają obecność zagranicznych inwestorów w Polsce. 60% stwierdziło, że udział kapitału zagranicznego jest korzystny dla polskiej gospodarki. Odkąd CBOS prowadzi badania na ten temat, pozytywne nastawienie Polaków nie osiągnęło jeszcze tak wysokiego pułapu. Jedynie 13% uważa, że kapitał zagraniczny szkodzi gospodarce Polski, a ponad 1 badanych nie ma zdania na ten temat. Przyzwolenie dla inwestycji zagranicznych rośnie wraz z wykształceniem i sytuacją materialną respondentów badania.

Rysunek 1. Czy obecność kapitału zagranicznego jest korzystna dla polskiej gospodarki?

14_1

Źródło: CBOS.

Rysunek 2. Czy Pana/Pani zdaniem udział kapitału zagranicznego w polskiej gospodarce jest:

14_2

Źródło: CBOS.

Jednocześnie 32% Polaków nie potrafi określić swojego stosunku do udziału kapitału zagranicznego w polskiej gospodarce. 26% uważa, że utrzymuje się on na odpowiednim poziomie. Według co piątego Polaka kapitału zagranicznego jest w kraju zbyt dużo. Liczba ta, w porównaniu z badaniem z 2000 r., zmalała dwukrotnie, przy jednoczesnym wzroście liczby respondentów wskazujących na niedobór kapitału zagranicznego.

Przychylność Polaków wobec inwestorów zagranicznych, choć generalnie duża, różni się w zależności od branży, której dotyczy. Największym przyzwoleniem cieszą się zagraniczni udziałowcy w browarach czy zakładach produkujących samochody, sprzęt elektroniczny oraz odzież. Mniejszy poziom akceptacji zaobserwowano w stosunku do inwestorów zagranicznych w sektorze bankowym, a także hutach i elektrowniach. W tych przypadkach częściej wysuwany był postulat ograniczonego uczestnictwa inwestora zagranicznego w danym przedsiębiorstwie – w taki sposób, by nie miał on większości udziałów w firmie.

W kontekście inwestycji zagranicznych w Polsce uznaliśmy za zasadne sprawdzić, jak mają się te dane do badania dotyczącego stosunku Polaków do poszczególnych narodów. Badanie CBOS z września 2007 r. pokazuje, że lubimy tych, których znamy – najwyższe miejsca w rankingu najbardziej lubianych narodów zajmują Irlandczycy, Anglicy i inni mieszkańcy Europy, a także Amerykanie oraz Japończycy. Z największą antypatią ze strony Polaków spotykają się Arabowie; negatywne emocje dominują także w stosunku do Rosjan i Chińczyków. Nastroje te inaczej rozłożyły się wśród uczestników II Pomorskiego Kongresu Obywatelskiego w kwietniu 2007 r. Zapytani, czy zaakceptowaliby duże inwestycje azjatyckie i bardziej liczną obecność Azjatów w regionie, Pomorzanie w większości odpowiedzieli „tak”.

Rysunek 3. Czy zaakceptowałbyś duże inwestycje azjatyckie i wzrost obecności Azjatów na Pomorzu?

14_3

Źródło: www.kongresobywatelski.pl.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Inwestycje zagraniczne – alternatywa dla emigracji?

Przykłady wielu państw pokazują, że rozwój gospodarczy skutecznie powstrzymuje emigrację zarobkową, czasami wpływa nawet na to, że mamy do czynienia z reemigracją. Istotnym czynnikiem wzrostu gospodarczego pozostają bezpośrednie inwestycje zagraniczne i jeśli dzięki nim niweluje się różnicę poziomów płac pomiędzy rynkiem macierzystym a rynkiem kraju goszczącego emigrantów, emigracja stopniowo zanika. Spróbujmy zastanowić się, czy z takim scenariuszem mamy lub będziemy mieli do czynienia w Polsce.

Napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych

Od momentu uzyskania członkostwa w UE Polska stała się jeszcze bardziej atrakcyjnym miejscem do lokowania bezpośrednich inwestycji zagranicznych, czyli takich, dzięki którym powstają nowe miejsca pracy, fabryki, kupowane są lub wytwarzane nowoczesne technologie i produkty. Dziś już coraz rzadziej nasi południowi sąsiedzi ogłaszają, że kolejna duża fabryka będzie budowana na ich terenie, a nie w Polsce. Dane statystyczne także potwierdzają to zjawisko, a napływ inwestycji w roku 2006, mimo bardzo niskich wpływów z prywatyzacji, należał do rekordowych w historii i był wyższy o prawie 82% w porównaniu z rokiem 2005. Wtedy to pod względem napływu bezpośrednich inwestycji zagranicznych Polska zdecydowanie wyprzedziła Czechy i Węgry, a po raz pierwszy od dłuższego czasu napływ inwestycji do Polski był trzykrotnie wyższy niż do Republiki Czeskiej.

Rysunek 1. Bezpośrednie inwestycje zagraniczne – napływ kapitału w latach 2004-2006 (w mln euro)

13_1

Źródło: Narodowy Bank Polski.

Prawie 88% inwestycji, które napłynęły do Polski w roku 2006, pochodziło z UE, w tym najwięcej z Luksemburga – 3,6 mld euro, Niemiec – 2,7 mld euro, Włoch oraz Holandii po około 1,3 mld euro [1].

Z kwoty 15 061 mln euro zainwestowanej w Polsce w roku 2006 prawie 5 mld euro zostało ulokowanych w podmiotach działających w zakresie obsługi nieruchomości, informatyki, nauki, wynajmu maszyn i pozostałych usług związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej, 3,6 mld euro w podmiotach działających w przetwórstwie przemysłowym, 2,4 mld euro w handlu i naprawach, a w pośrednictwie finansowym prawie 1,7 mld euro. Ponad 900 mln euro wydatkowano na zakupy i sprzedaż przez nierezydentów nieruchomości w Polsce. Dla porównania w roku 2005 kwota ta była zdecydowanie niższa – wyniosła 336 mln euro.

Dokonując oceny powyższych danych, warto zwrócić uwagę na co najmniej dwie kwestie. Po pierwsze, trzeba odnotować wzrost na niespotykaną do tej pory skalę nakładów inwestycyjnych związanych w mniejszym lub większym stopniu z nieruchomościami. Analiza struktury napływu inwestycji do Polski od roku 1990 do chwili obecnej wskazuje, że inwestycje takie stanowią około 14% napływu. W strukturze napływu w roku 2006 było to już ponad 30% całej kwoty zainwestowanej przez inwestorów zagranicznych w Polsce.

Po drugie, nadal istotnym powodem napływu inwestycji do Polski jest chęć ograniczenia kosztów, co z kolei oznacza, że inwestorzy zagraniczni, przygotowując biznesplany, zakładają, iż w Polsce będą płacili swoim pracownikom za podobną pracę mniej, niż musieliby zapłacić w innej lokalizacji inwestycyjnej w UE. Koszty zasobów kadrowych dostępnych po konkurencyjnych cenach oraz ich podaż należą niezmiennie od kilku lat do głównych powodów, dla których Polska jest popularnym miejscem napływu inwestycji.

Opisana wyżej sytuacja może mieć oczywisty wpływ na emigrację zarobkową. Aby określić, jaki, przyjrzyjmy się mechanizmom związanym z migracjami zarobkowymi.

Migracja zarobkowa (emigracja)

Migracja (migratio – wędrówka) jest zjawiskiem naturalnym i należy ją rozumieć jako przemieszczanie się ludności na dłuższy okres poza miejsce stałego zamieszkania. Jedną z form migracji jest emigracja, która polega na zmianie kraju miejsca zamieszkania. Jej przyczyny są różne i mogą wynikać z powodów politycznych, religijnych, osobistych, rodzinnych czy ekonomicznych. Wśród tych ostatnich największe znaczenie ma zróżnicowanie zarobków, a więc fakt, że osoby o określonej specjalności, posiadające podobne umiejętności i doświadczenie, nie mogą znaleźć pracy bądź otrzymują mniejsze wynagrodzenie, niż mogłyby otrzymywać, pracując poza granicami kraju macierzystego.

Wstąpienie Polski do Unii Europejskiej pozwoliło – dzięki jednej z podstawowych wolności UE, jaką jest swobodny przepływ osób – podejmować obywatelom Polski, już jako obywatelom UE, m.in. decyzje o swobodnym wyborze miejsca pracy. Trzeba pamiętać, że w perspektywie roku 2011 można oczekiwać całkowitej liberalizacji dostępu do rynków pracy wszystkich państw UE-15, co może nasilić tendencje do poszukiwania pracy poza granicami Polski. Walczyć nadal jest o co, różnica w poziome zarobków pozostaje bowiem znacząca, i to bez względu na wykonywany zawód i poziom wykształcenia. Dla przykładu projektant systemów IT z Wielkiej Brytanii zarabia ok. 130 tys. funtów rocznie, a jego kolega w Indiach z podobnymi umiejętnościami niewiele ponad 40 tys. funtów [2]. Poziom zarobków w Polsce jest raczej zbliżony do hinduskich, a możliwości podejmowania pracy przez Polaków w Wielkiej Brytanii znacznie lepsze niż dla osób spoza UE. Inny przykład to wynagrodzenia w sektorze służby zdrowia, gdzie średnie zarobki np. anestezjologa w Polsce wynoszą około 4 tys. złotych brutto (pensja podstawowa+dyżury), a średnie zarobki w krajach Unii Europejskiej przekraczają 5 ys. euro, antomiast w USA i krajach Bliskiego Wschodu 8 tys. dolarów [3].

Tablica 1. Czynniki powodujące migracje wg modelu Banku Światowego

13_t1

Źródło: Bank Światowy, Migration and Remittances, Easter Europe and the former Soviet Union, 2006.

Zgodnie ze statystykami Europejskiego Banku Centralnego [4] poziom płac w Polsce mierzony wg kursu walutowego stanowi zaledwie 25% poziomu płac „starej” UE. Co prawda koszty życia poza Polską są zdecydowanie wyższe, ale nawet jeśli dochód jest mierzony parytetem siły nabywczej, to okazuje się, że poziom płac w Polsce stanowi ok. 50% poziomu płac w EU-15.

Przy tak dużych dysproporcjach w zarobkach i możliwościach, jakie niesie swoboda przepływu osób, mamy i będziemy mieli do czynienia ze zjawiskiem silnego odpływu siły roboczej z Polski, co może potrwać nawet 10 lat [5].

Opierając się na ocenach przygotowanych przez Komisję Europejską, dotyczących przepływu siły roboczej nowych państw członkowskich, można wykazać, że migracja z krajów UE-10 ma charakter komplementarny wobec rynków pracy UE-15 i łagodzi braki siły roboczej o określonym poziomie wykształcenia w wybranych sektorach.KE wskazuje, że grupa napływających pracowników jest przeciętnie lepiej wykształcona niż populacja rodzima krajów przyjmujących, a do pracy wyjeżdżają zasadniczo ludzie młodzi, w wieku od 18 do 34 lat, bezdzietni, w ok. 60% mężczyźni.

Czy ludzie ci będą chcieli wrócić do Polski i czy skala przyszłej emigracji może zostać ograniczona? Aby spróbować odpowiedzieć na to pytanie, posłużmy się modelem Banku Światowego, opartym na analizie czynników zachęcających do emigracji z danego kraju, czyli tzw. czynników wypychających, oraz czynników powodujących napływ emigrantów do danego kraju, czyli tzw. czynników ciągnących.

Spróbujmy jednak odwrócić sytuację. Przyjmijmy, że czynniki ciągnące to te, które mają spowodować reemigrację pracowników do Polski. Czynniki wypychające poddajmy ocenie pod kątem ograniczania emigracji. Dodajmy do tego rolę i znaczenie, jakie mogą mieć inwestycje zagraniczne.

Inwestycje zagraniczne jako alternatywa dla emigracji

Dokonując analizy czynników określanych przez Bank Światowy jako wypychające, zauważamy, że napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych do Polski może przyczyniać się bezpośrednio do ograniczenia ubóstwa, bezrobocia, niskich płac. Pośrednio może wpływać na poprawę systemu edukacji i opieki medycznej czy ograniczenie korupcji.

Wydaje się, że bezpośrednie inwestycje zagraniczne, które napływają do Polski, zdecydowanie łagodzą siłę czynników wypychających, ale tylko w niektórych grupach zawodów ich wpływ będzie miał znaczenie dla ograniczenia emigracji w krótkim okresie.

Czynnik, którym przede wszystkim kierują się inwestorzy zagraniczni w Polsce, a więc dostępność dobrze wykwalifikowanej kadry po konkurencyjnych kosztach, nie będzie prowadził do szybkiej konwergencji poziomu zarobków w Polsce i krajach macierzystych inwestorów. Należy oczekiwać, że będzie to dotyczyło jednak tylko niektórych grup zawodowych, a więc takich, w których nie występuje deficyt pracy w określonych zawodach na rynkach zagranicznych, przy założeniu, że przedstawiciele tych grup mogą swobodnie przemieszczać się za granicę (np. specjaliści IT). W takich bowiem przypadkach dla inwestorów zagranicznych najważniejsze będzie znalezienie osób z odpowiednimi umiejętnościami i stworzenie im dobrych warunków pracy i płacy na terenie Polski.

Oznacza to, że inwestycje zagraniczne mogą ograniczać emigrację w zawodach najmniej płatnych, ponieważ ludzie je wykonujący często nie będą w stanie sprawnie poruszać się za granicą, a także dobrze płatnych, znajdujących się na listach międzynarodowych zawodów deficytowych, ale też takich, które mogą być świadczone na odległość. Ten ostatni czynnik, a więc świadczenie usług na odległość, może także wpływać na ograniczenie emigracji ludzi, którzy zdecydują się pracować w sektorze BPO (Business Process Offshoring). Co prawda ich zarobki nie będą porównywalne z zarobkami za granicą, rozwój zawodowy będzie ograniczony, ale i tak poziom otrzymywanego wynagrodzenia będzie wyższy niż średnia krajowa w Polsce, możliwość emigracji pozostanie zaś otwarta, a nawet ułatwiona poprzez zdobycie doświadczenia w pracy w międzynarodowej korporacji. Inwestycje zagraniczne mogą też wpłynąć pozytywnie na takie sektory jak służba zdrowia, oferując wyższy poziom zarobków osobom pracującym w Polsce i kierując strumień usług częściowo na rynek polski a częściowo zagraniczny.

Analiza czynników określanych przez Bank Światowy jako ciągnące wykazuje, że dla obecnych emigrantów napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych może wiązać się z perspektywą wyższych zarobków, poprawą jakości życia, rozwojem osobistym i zawodowym. Pośrednio wpływać też może na wymienione przez Bank Światowy czynniki polityczne i społeczne.

Wnioski płynące z analizy czynników wypychających wskazują przede wszystkim na perspektywy związane z rozwojem osobistym i zawodowym obecnych emigrantów. Może to mieć znaczenie w świetle zjawiska określanego jako brain waste , czyli wykonywania przez emigrantów prac poniżej ich kwalifikacji. Nie należy jednak oczekiwać masowej fali powrotów do Polski, między innymi z powodu inwestycji zagranicznych w nieruchomości, windujących ich ceny do poziomów notowanych na rynkach zagranicznych.

Wnioski przedstawione w niniejszym artykule są prywatnymi opiniami autora i nie zawsze odzwierciedlają oficjalne stanowisko PricewaterhouseCoopers.

Przypisy:

1 Narodowy Bank Polski (październik 2007). Informacja o zagranicznych inwestycjach bezpośrednich w Polsce.

2 Forrester (August 2004). Two-Speed Europe, Why 1 million jobs will move offshore.

3 Informacja Zarządu Głównego Związku Zawodowego Anestezjologów dotycząca emigracji zarobkowej lekarzy anestezjologów, stan na 15 grudnia 2006 r.

4 European Central Bank (October 2006). Cross-border mobility within an enlarged EU, OP Series, No. 52

5 Ministerstwo Gospodarki (Luty 2007). Wpływ emigracji zarobkowej na gospodarkę polską.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Międzynarodowe koncerny oknem na świat

Z Andrzejem Gołygą , Prezesem Jabil Circuit Poland w Kwidzynie, rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Leszek Szmidtke: Kwidzyn, a nie Gdańsk, Pomorze, a nie na przykład Dolny Śląsk. Szczególnie w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych nasz region nie był mekką dla inwestorów. Czym się kierował Philips, wybierając Kwidzyn?

Andrzej Gołyga: Zanim Philips podjął decyzję o wyborze miejsca na swoją inwestycję, po Polsce jeździła specjalna delegacja. Oglądała między innymi Warszawskie Zakłady Telewizyjne oraz Gdańskie Zakłady Unimor, odwiedziła fabrykę Curtis w Mławie, a także Bydgoszcz i właśnie Kwidzyn. W tutejszej fabryce były wytwarzane podzespoły do telewizorów Philips. Organizacja pracy, nowoczesne zarządzanie, zaangażowanie ludzi, wiara w to, co robią, a także postawa samorządu spowodowała, że wybór padł na Kwidzyn. Takich inwestycji jak nasza nie było w Polsce zbyt wiele, więc szybka deklaracja samorządu, że znajdą odpowiedni teren i pomogą w infrastrukturze, miała ogromne znaczenie. Zaangażowanie lokalnej władzy odbiegało od tego, z czym spotykaliśmy się w innych tej wielkości miastach. Nie bez znaczenia jest kultura techniczna w danym miejscu, no i gwarancja wysokiej jakości wyrobów. Poza tym każdy, kto inwestuje kilkaset milionów dolarów, musi przewidywać, co będzie się działo za kilka czy kilkanaście lat. Czyli poszukując ludzi do pracy dzisiaj, musi sobie odpowiedzieć, czy za kilkanaście lat nadal będzie miał pracowników, jak wzrosną koszty, czy to wciąż będzie dobre miejsce do produkcji.

– Te kryteria bardziej sprzyjają dużym miastom. Gdzie zatem mniejsze miejscowości mogą poszukiwać swojej szansy?

Same muszą określić, jakich szukają inwestorów. Miejscowość, którą zamieszkuje 10 tysięcy ludzi, nie ściągnie inwestora chcącego w swojej fabryce zatrudniać 5 tysięcy pracowników. Kwidzyn ma dzisiaj 40 tysięcy mieszkańców, my zatrudniamy 5600 osób, a nasi dostawcy 3500. International Paper również daje pracę kilku tysiącom ludzi. Kwidzyn nie ma już ludzi do pracy, osiągnął barierę rozwoju. Dotyczy to również położonych w pobliżu miejscowości, w tym na przykład Sztumu.

– Sprawna komunikacja nie rozwiąże w takim razie tego problemu.

Nie rozwiąże, dlatego tworząc strategię, plany rozwoju, trzeba nakreślić pewne granice i odpowiedzieć sobie na pytanie, ile chcemy mieć przemysłu, ile turystyki, rolnictwa, ile osób można zatrudnić w tzw. sferze budżetowej. Inwestor zwraca uwagę na to, ilu i jakich znajdzie ludzi do pracy. Utworzenie specjalnej strefy ekonomicznej niewiele pomoże, jeżeli nie będzie miał kto pracować.

– A czy strefy są jeszcze skutecznym narzędziem do ściągania inwestorów?

Sama strefa nie jest już magnesem. Ważniejszy na przykład jest potencjał danego regionu, właśnie kadry. Dlatego bezpieczniej jest dla inwestora znaleźć miejsce w pobliżu Gdańska, Wrocławia czy Warszawy. Rynek pracy jest ogromny i łatwiej tam szukać odpowiednich ludzi. Ale można też ich stracić, bo jest więcej firm i kuszą wyższymi zarobkami czy awansem. W mniejszej miejscowości ta fluktuacja nie jest tak duża. Oczywiście warunki, jakie stwarza lokalna władza, są również bardzo ważne. Jeżeli inwestor może liczyć na 40 czy 50 procent ulgi, to sporo oszczędza. Dlatego strefy mają znaczenie, tak samo jak ulgi przyznawane przez samorządy. Chociaż ranga stref i ulg jest mniejsza niż przed laty. Osiem lat temu bardzo mocno zabiegałem, żeby w Kwidzynie powstała specjalna strefa ekonomiczna. Dlaczego? Bo wtedy innych ulg nie było. Dzisiaj możliwości jest dużo więcej. Jest na przykład Program Operacyjny Innowacyjna Gospodarka na lata 2007-2013.

– Spotkałem się z takim porównaniem, że w XXI wieku światowe koncerny, szczególnie tzw. wysokich technologii, pełnią podobną funkcję jak przed wiekami zakony, które przynosiły nowe spojrzenie na gospodarkę, wprowadzały cywilizację.

Tak to wygląda. Pamiętam, jak trafiłem do Kwidzyna i ile wysiłku mnie kosztowało znalezienie kilku dobrych inżynierów biegle mówiących po angielsku. Musieliśmy organizować masowe kursy języka angielskiego. Osiedlenie się Philipsa w Kwidzynie otworzyło wielu ludziom drzwi do Europy. W połowie lat dziewięćdziesiątych tylko nieliczni wyjeżdżali na Zachód. Pomijam już zyski dla domowych budżetów, kiedy wartość niemieckiej marki czy holenderskiego guldena w stosunku do złotówki była dużo większa niż dzisiaj euro. Ludzie poznawali nie tylko inne zasady panujące w firmach, w przemyśle, ale widzieli też inne domy, restauracje, inny stosunek do nich. Byliśmy wówczas oknem na świat. Koncern finansował znakomitych zagranicznych ekspertów, którzy przyjeżdżali do Kwidzyna i uczyli zarządzania ludzkimi zespołami i projektami. Dzisiaj to codzienność, ale dziesięć lat temu to była nowość. Teraz role się odwróciły i do nas przyjeżdżają ludzie z całego świata po wiedzę. Niemal wszyscy liczący się w produkcji telewizorów oraz podzespołów słyszeli o Kwidzynie.

– Wpływacie znacząco na kształt rynku pracy w tym mieście oraz w całym powiecie, ale czy macie jakiś wpływ na profil nauczania w szkołach ponadgimnazjalnych, a szczególnie zawodowych? Czy również Politechnika Gdańska uwzględnia potrzeby takich firm jak Jabil?

Nasza współpraca z uczelniami ma długą tradycję. Byliśmy chyba pierwszą firmą, która podpisała umowę z Politechniką Gdańską. Ludziom się czasami wydaje, że współpracujemy z uczelniami tylko po to, żeby je sponsorować i wyciągać absolwentów. Otwieramy się przed studentami i przyjmujemy ich na praktyki. Kształcą się nie tylko w naszej specjalizacji, ale są tu również studenci informatyki, automatyki, mechaniki, logistyki oraz transportu, a także organizacji i zarządzania. Powstają u nas prace dyplomowe, i piszą je nie tylko studenci Politechniki Gdańskiej, ale również Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz Politechniki Wrocławskiej.

– Czy rozmawiając z władzami miasta lub powiatu, sugerujecie zmiany w kierunkach kształcenia w szkołach, którymi zarządzają?

Oczywiście. Władzom samorządowym mówimy, jaki profil nas interesuje, czego oczekujemy, i robimy to od wielu lat. W tamtejszym Zespole Szkół Zawodowych utworzono specjalną klasę, w której młodzież jest kształcona z myślą o takich pracodawcach jak Jabil. Nie ograniczamy się jedynie do Kwidzyna. Współpracujemy na przykład z Technikum Elektronicznym z Inowrocławia, z Liceum w Malborku. Podobnie jest na Politechnice Gdańskiej, gdzie przy rektorze działa rada zrzeszająca przedstawicieli największych firm zainteresowanych współpracą z tą uczelnią. Uwagi, które przekazujemy, są rzeczywiście uwzględniane przy tworzeniu czy zmianach specjalizacji. Jednym z takich przykładów jest nasz postulat, by wprowadzić do kształcenia zarządzanie projektami. Tak więc mamy wpływ na to, jak kształcone są kadry, chociaż oczywiście chcielibyśmy mieć więcej do powiedzenia.

– Absolwenci Politechniki są rozchwytywani przez pracodawców. To słaba motywacja dla tej i temu podobnych uczelni. Może zatem przydałaby się jakaś konkurencja?

Rozwijają się wyższe szkoły o profilu ekonomicznym, pedagogicznym. Takie, które nie ponoszą zbyt dużych kosztów. Wystarczy budynek i dobra kadra. Nie wyobrażam sobie na tym etapie rozwoju polskiego szkolnictwa wyższego prywatnych uczelni o profilu technicznym. Takie kierunki jak fizyka, a szczególnie fizyka ciała stałego, czy chemia krystaliczna wymagają dużych nakładów. Elektronika, elektrotechnika, automatyka idą tak szybko do przodu, że studenci powinni mieć dostęp do najnowocześniejszych urządzeń. To jest bardzo kosztowna wiedza. Szkół prywatnych jeszcze długo nie będzie na nią stać.

– Ale pojawiają się też inne możliwości. Właśnie w Kwidzynie powstaje park naukowo-technologiczny. Czy takie inicjatywy budzą zainteresowanie dużych firm?

Jestem w to zaangażowany, ale na parki naukowotechnologiczne musimy spojrzeć bardziej z perspektywy regionalnej. Tego typu inicjatywy nie mogą powstawać niezależnie. Muszą tworzyć pewną całość, uzupełniać się, a nie konkurować. Oczywiście są na to środki z Unii Europejskiej, które pomogą w stworzeniu, a później w utrzymaniu takich instytucji. Firmy takie jak Jabil poradzą sobie bez parków, ale regionowi parki są potrzebne do rozwoju. Firmy globalne zawsze będą się zastanawiały, co nas tu jeszcze trzyma? Na pewno tania siła robocza, na drugim etapie produkcja po najniższych kosztach. Koncerny jednak nieustannie spoglądają na Chiny, Indie, a teraz także na Wietnam. Co pozostanie, gdy się tam przeniosą? Czy regiony będą w stanie wykorzystać kadry, potencjał do rozwoju mniej zależnego od wielkich korporacji? Dlatego uważam, że takie parki są potrzebne na Pomorzu.

Dziękuję za rozmowę.

Skip to content