Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Czy społeczności lokalne zyskują? Wnioski dla Pomorza

Współczesny rozwój lokalnych i regionalnych gospodarek jest ściśle związany z wyzwaniami, jakie niesie ze sobą globalizująca się gospodarka światowa. Proces dostosowania lokalnych struktur gospodarczych powinien uwzględniać podnoszenie poziomu innowacyjności, rozszerzanie stosowania nowoczesnych technologii i metod zarządzania, podnoszenie jakości towarów i usług. Stopień nasilenia tego procesu determinuje wzrost konkurencyjności gospodarki, co prowadzi do zwiększenia dochodów przedsiębiorstw oraz poprawy jakości życia mieszkańców.Dla dynamicznie rozwijających się krajów o ograniczonym rodzimym potencjale inwestycyjnym, takich jak kraje Europy Środkowej i Wschodniej, oznacza to konieczność otwarcia się i poszukiwania różnorodnych źródeł i schematów zapewniających trwały rozwój społeczny i gospodarczy. Inwestycje zagraniczne, zarówno bezpośrednie, jak i pośrednie, są dla wielu regionów współczesnego świata jedynym źródłem finansowania znaczących przedsięwzięć gospodarczych [1].

Zdecydowana większość analiz inwestycji zagranicznych skupia się jedynie na ich funkcjach gospodarczych, mierzonych wielkością poniesionych nakładów, przychodów, zatrudnienia, zysków finansowych. Wydaje się jednak, że dla lokalnych społeczności tradycyjnie badane korzyści z inwestycji zagranicznych są mało istotne: lokalne społeczności w nieznacznym stopniu korzystają z dobrodziejstw ekonomicznych generowanych przez firmy zagraniczne. Badanie społecznych korzyści bazuje na analizach i ocenach jakościowych, typowych dla nauk społecznych.

Znaczenie społeczne

Inwestycje zagraniczne pełnią szereg istotnych zadań, zarówno gospodarczych, jak i społecznych. W niektórych przypadkach ich znaczenie znacznie wykracza poza gospodarkę, obejmując różnorodne aspekty życia społecznego, w tym kulturę i politykę, zarówno w skali lokalnej, regionalnej, krajowej, jak i międzynarodowej [2]. Do podstawowych i społecznie istotnych znaczeń inwestycji zagranicznych można zaliczyć:

  • tworzenie wartości dodanej poprzez inwestycje, zarówno materialne, jak i niematerialne, takie jak edukacja i wzrost potencjału kapitału ludzkiego;
  • zapewnienie miejsc pracy, generujących dochody pracowników oraz podatki lokalne;
  • upowszechnianie know-how, dostęp do nowoczesnych technologii oraz metod i organizacji pracy;
  • probierz atrakcyjności lokalnego rynku pracy, potencjału konsumpcyjnego oraz otwartości władz lokalnych i regionalnych;
  • promocję miasta i regionu;
  • inspirację oraz kooperację z lokalnymi przedsiębiorstwami, co może prowadzić do rozwoju sektora otoczenia – zarówno obsługi inwestycji, jak i produkcyjnego – oraz wzrostu konkurencyjności gospodarki lokalnej;
  • wspieranie lokalnych inicjatyw społecznych, kulturalnych, sportowych, jednakże w przypadku inwestycji zagranicznych to wsparcie jest zazwyczaj bardzo ograniczone;
  • upowszechnianie zachodniego stylu życia i modelu konsumpcji.

Bilans korzyści i strat

Bilans korzyści i strat wynikających z zagranicznych inwestycji dla lokalnego społeczeństwa nie jest jednoznaczny. Różne motywy kierujące inwestorami niosą różne konsekwencje dla lokalnych społeczności i gospodarek. Poza licznymi pożytkami, dla wielu mieszkańców inwestycje zagraniczne pozostają przejawem wyprzedawania narodowego majątku, odpływem lokalnie generowanych zysków oraz zawłaszczania dorobku poprzednich pokoleń. Podejmowane jako elementy globalnych strategii rynkowych inwestycje mają czasem na celu eliminację konkurencji. Spotykany niekiedy pewien rodzaj arogancji inwestorów oraz niezrozumienie kulturowo uwarunkowanych zwyczajów nie przyczyniają się do tworzenia dobrego klimatu wobec zagranicznych inwestorów, w szczególności wśród bardziej konserwatywnych warstw społecznych. Kreowanie miejsc pracy, zwłaszcza nisko opłacanych, przy obecnym bardzo niewielki bezrobociu, wydaje się mało istotnym czynnikiem rozwoju. Dodatkowo, wielu inwestorów kieruje się niskimi płacami przy przenoszeniu swojej działalności do Polski, oferując często pracownikom płace minimalne, co nie przynosi wielu korzyści regionowi. Duża mobilność i łatwość przenoszenia się na inne lokalizacje, zwłaszcza gdy głównym czynnikiem wyboru miejsca inwestycji była tzw. tania siła robocza, nie przyczynia się na dłuższą metę do wzrostu konkurencyjności regionu i jego długofalowego rozwoju.

Inwestycje zagraniczne w Polsce, podobnie jak w innych krajach Europy postkomunistycznej, mają zasadnicze znaczenie w generowaniu dochodu narodowego oraz podnoszeniu poziomu życia mieszkańców. Od lat 70. zagraniczne firmy produkują poszukiwane dobra konsumpcyjne, a inwestycje „polonijne” z lat 80. przyczyniły się do zmniejszenia skutków kryzysu gospodarczego. Inwestycje zagraniczne tworzyły także podstawy klasy wyższej średniej i wyższej w Polsce wczesnych lat 90. Większość najbogatszych Polaków tego okresu pierwszy poważny kapitał inwestycyjny przywiozła z zagranicy, więc de facto były to inwestycje zagraniczne. Poza kapitałem finansowym przedsiębiorcy kopiowali także know-how, marketing i organizację pracy. Inwestycje zagraniczne, początkowo oparte niemal wyłącznie na zaspokajaniu potrzeb lokalnej konsumpcji, przechodziły ewolucję i obecnie są w znacznej mierze oparte na wzroście wydajności oraz tworzeniu wartości dodanej, zarówno gospodarczej, jak i społecznej.

Nowy wymiar

Wpływ inwestycji na społeczność Pomorza ulega w ostatnich latach wyraźnym zmianom, wynikającym zarówno ze zmian rynku pracy, sytuacji demograficznej, konkurencyjności, jak i włączenia w struktury Unii Europejskiej. Gwałtowny spadek bezrobocia oraz odpływ tysięcy młodych ludzi na Wyspy Brytyjskie postawił nowe zadania przed władzami lokalnymi oraz inwestorami. Tworzenie wielkiej liczby miejsc pracy przestało mieć zasadnicze znaczenie. Dużo bardziej istotne w ostatnim czasie okazuje się przygotowanie dobrze płatnych miejsc pracy dla osób wykształconych, inwestycje w edukację, rozwój umiejętności, podnoszenie jakości pracowników oraz tworzenie dla nich warunków do dobrego życia, a także ogólny wzrost konkurencyjności społecznej i kulturowej regionu. Inwestycje zagraniczne, wpływając na różnorodne aspekty życia społecznego, tworzą pośrednio i bezpośrednio dogodne milieu, sprzyjające zarówno rozwojowi przedsiębiorczości, jak i społeczeństwa obywatelskiego, oraz rozwój procesów metropolizacji aglomeracji gdańskiej. Należy przy tym pamiętać, że to nie inwestycje czy obcokrajowcy tworzą metropolię, ale jej mieszkańcy. Jeżeli zagraniczne inwestycje będą stymulowały przemiany społeczne prowadzące do metropolizacji, to będzie się tak działo wyłącznie w sposób pośredni. Przemiany stylu życia i pracy, powiązania międzynarodowe oraz napływ kapitału bez wątpienia przyczyniają się do wzrostu intensywności procesów metropolizacyjnych aglomeracji Trójmiasta.

Nowe wyzwania

18 lat po zwrocie systemowym w polskiej gospodarce różnice między znaczeniem inwestycji zagranicznych a krajowych, w tym lokalnych, wydają się coraz mniej istotne. Pierwotne ograniczenia lokalnego rynku, w tym brak kapitału i know-how, mają przede wszystkim historyczne znaczenie, a liczne lokalnie generowane inwestycje nie różnią się ani jakością, ani wartością od inwestycji zagranicznych. Najważniejsze i długofalowe, ważne dla zrównoważonego rozwoju lokalnego korzyści płynące z zagranicznych inwestycji wynikają nie tyle z bieżących korzyści ekonomicznych, ile ze społecznej wartości dodanej, tworzonej przez zagraniczne przedsiębiorstwa. Generowany pośrednio lub bezpośrednio wzrost umiejętności i wiedzy społeczności lokalnych pozostaje trwałym gwarantem dalszego rozwoju regionu. Wykorzystanie szans oraz minimalizacja zagrożeń płynących z nieuniknionej globalizacji gospodarki, której najbardziej wyrazistym przejawem są zagraniczne inwestycje, należą do najważniejszych wyzwań, stojących przed mieszkańcami i władzami Pomorza.

Przypisy:

1 Zobacz Storper 1997, Thun 2006, Tarasiński 2007.

2 Dunning, Kogut & Blomstrom 1990, Nowara & Rynarzewski 2007.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Dobra lokalizacja to dobra inwestycja

Z Janem Dębskim , Wiceprezesem ECE Projektmanagement Polska, która zbudowała i zarządza Alfa Centrum i Galerią Bałtycką w Gdańsku, rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

– Leszek Szmidtke: Inne potrzeby mają zagraniczni inwestorzy szukający lokalizacji dla fabryki, inne dla centrum handlowego. Czy miejsce to jedyna różnica?

Jan Dębski: Naszą filozofią jest budowanie centrów handlowych w centrach miast. Zasada jest prosta: dobra lokalizacja to dobra inwestycja. Kupujący muszą mieć dogodny dostęp, łatwy dojazd komunikacją miejską. To są elementy, które się składają na dobrą lokalizację. Najlepsze określamy skrótem AAA.

– Czy Wrzeszcz jest taką lokalizacją?

Wrzeszcz jest idealnie położony, pomiędzy zabytkowym centrum Gdańska a Sopotem. W pobliżu jest przystanek Szybkiej Kolei Miejskiej, tramwaje, pętle autobusowe komunikacji miejskiej oraz połączeń regionalnych. Nasze centrum położone jest przy ulicy Grunwaldzkiej, która jest główną osią komunikacyjną Gdańska, Sopotu i Gdyni. To jest naprawdę idealna lokalizacja. Lokalizacja jest sprawą ważną, może nawet najważniejszą, ale nie jedyną.

Oczywiście, w każdym mieście można postawić takie centrum handlowe jak Galeria Bałtycka. Kilka lat temu założyliśmy, że interesują nas miasta powyżej 250 tysięcy mieszkańców. Jednak rynek bardzo się zmienia i niektórzy nasi konkurenci osiedlają się już w miastach, które zamieszkuje 80 tysięcy ludzi. Wielkość miasta jest bardzo istotna. Nasze inwestycje są duże, drogie, spełniają wysokie standardy i dlatego liczba odwiedzających osób, klientów musi być odpowiednio duża. Najmniejsze centra, jakie stawiamy, mają od 160 do 200 sklepów, zatem oczekiwania co do liczby osób są znaczne. Gdańska lokalizacja jest dla nas jeszcze o tyle ważna, że do tej pory nasycenie tzw. nowoczesną powierzchnią handlową w porównaniu z ośmioma największymi polskimi miastami było niewielkie. Wynosiło około 350 metrów kwadratowych na 1000 mieszkańców wobec 600 metrów w Warszawie i Poznaniu.

– Czy decydując się na takie inwestycje, przeprowadzacie badania rynku? Bo wielkość miasta to chyba nie jedyne kryterium?

Przede wszystkim badamy czas dojazdu potencjalnych klientów. Podzieliliśmy to na trzy strefy: 15 minut, pół godziny oraz 45 minut i sprawdzaliśmy, ile osób w tych przedziałach czasowych może do nas dojechać. W przypadku Galerii Bałtyckiej to ponad milion osób. Oczywiście badamy też kondycję konkurencji.

– A czy badacie poziom zamożności potencjalnych klientów?

Badamy, chociaż z mojego doświadczenia wiem, że to nie jest takie oczywiste. Ten poziom jest najwyższy w Warszawie. Nasze drugie centrum budowaliśmy w Łodzi, a to miasto nie ma opinii zbyt zamożnego. Otworzyliśmy tam centrum handlowe pięć lat temu i okazało się, że była to bardzo udana inwestycja. Galeria Bałtycka została otwarta w październiku 2007 i już widać, że było to świetne posunięcie.

– Czy spoglądając na potencjalną kandydaturę, bierzecie też pod uwagę, jakie firmy są ulokowane w danym miejscu, jakie gałęzie gospodarki się tam rozwijają – wszystko, co ma wpływ na poziom zamożności potencjalnych klientów?

To również bierzemy pod uwagę. Analizujemy, jak rozwija się gospodarka, jaka jest stopa bezrobocia, ale we wszystkich miastach, w których inwestujemy, wygląda to podobnie.

– W tych miastach spotykacie się również z urzędnikami, z władzą samorządową. Jakie wnioski płyną z gdańskich doświadczeń?

To nie jest ukłon w stronę władz Gdańska, ale współpracowało nam się rewelacyjnie. Cały proces inwestycyjny trwał krótko. Myślę, że prezydent chciał zmienić charakter tej części miasta. Jeszcze nie tak dawno stały tam zabudowania fabryczne firmy Fazer, była też spółdzielnia mleczarska Maćkowy. Nie wyglądało to imponująco. Pojawia się znany w Europie inwestor: pokazujemy, co chcemy zrobić, dajemy gwarancję i miasto nie musi się angażować finansowo w to przedsięwzięcie. Samodzielnie kupiliśmy działki i tym samym uporządkowaliśmy sprawy własnościowe. To ostatnie było najtrudniejsze i trwało kilka lat.

– Czy były gotowe plany miejscowego zagospodarowania oraz infrastruktura?

Infrastruktura była, musieliśmy ją jedynie zaadaptować do naszych potrzeb. Bardziej skomplikowany był układ drogowy, ale usiedliśmy do rozmów i wynegocjowaliśmy, co trzeba zrobić, jakie musimy spełnić oczekiwania władz miasta dotyczące pobliskich dróg. Na jednej z działek stał budynek, w którym było 21 mieszkań. Wybudowaliśmy nowy i przeprowadziliśmy do niego mieszkańców. W tym nowym budynku są 24 mieszkania, a więc to kolejna korzyść dla miasta.

– Czy z porównania gdańskiej inwestycji z tym, co robiliście w innych polskich miastach, a także w innych krajach, wynika, co należy poprawić?

Oczywiście są bariery, a największą jest nowa ustawa o wielkopowierzchniowych obiektach handlowych. Ktokolwiek chce zbudować obiekt większy niż 400 metrów kwadratowych, czyli na przykład salon samochodowy lub meblowy, musi dostać zgodę. Kolejną rzeczą, na którą jednak miasto lub gmina nie ma wielkiego wpływu, jest wydawanie pozwoleń budowlanych. Zapowiadane ułatwienia bardzo by pomogły. Gdziekolwiek inwestujemy, samorządy trzymają się prawa. Jeżeli chcemy postawić centrum handlowe, to rozmawiamy z władzami miasta i one decydują, czy chcą mieć coś takiego, czy nie. Jeżeli samorząd się nie zgodzi, nic nie wskóramy. Niestety, polskie prawo budowlane jest niespójne, dlatego musimy bardzo uważać, jakie urzędy wydają decyzję. Nasze inwestycje są zbyt kosztowne, byśmy mogli sobie pozwolić na błędy. Jeżeli jakaś decyzja zostanie zaskarżona albo budowa wstrzymana, to straty są olbrzymie. Dlatego musimy być pewni, że wszystkie dokumenty wydawane przez miasto są zgodne z przepisami.

– Gdańsk jest takim miejscem, gdzie sprawy własnościowe są często zagmatwane. Czy natknęliście się na takie komplikacje?

Mimo że działek było wiele, to prawie wszystkie miały prywatnych właścicieli. Z takimi jest sprawa prosta – albo można się dogadać, albo nie. Kiedy jednak jakaś działka niezbędna do powstania centrum handlowego jest własnością skarbu państwa albo miasta i jest przetarg, a w pobliżu działa konkurencja, to dochodzi do zaciętej walki.

– Czy to ECE przyszło do Gdańska, czy też Gdańsk zachęcił pańską firmę do inwestowania poprzez jakąś formę promocji?

To była nasza inicjatywa. Już wiele lat temu zdecydowaliśmy, że wybudujemy w Gdańsku centrum handlowe. Na początku byliśmy zainteresowani miejscem, na którym dzisiaj stoi Manhattan. Zazwyczaj wygląda to podobnie: przyjeżdżamy do miasta, poznajemy je, analizujemy i wybieramy najlepszą, naszym zdaniem, lokalizację. Dopiero wtedy zaczynamy sprawdzać, jakie są możliwości zakupu działki i jakie są przeszkody. Kiedy już zbierzemy informacje, udajemy się do władz miasta i pytamy, czy są zainteresowane taką inwestycją.

– Inwestorzy, szczególnie z sektora wysokich technologii, przede wszystkim pytają o kadry, o absolwentów szkół wyższych, i to najlepiej uczelni technicznych. Czy firma budująca, a później zarządzająca centrum handlowym, ma podobne priorytety?

My koncentrujemy się na innych sprawach, chociaż to, co się dzieje na rynku pracy, jak najbardziej nas dotyka. Kupcy, którzy wynajmują od nas powierzchnie, skarżą się na brak ludzi. Natomiast my natykamy się na inne problemy. Olbrzymim utrudnieniem jest to co, się dzieje z firmami oraz materiałami budowlanymi. Skok cen był tak ogromny, że znacząco wzrosły koszty inwestycji. Pierwszy raz w naszej historii mieliśmy kłopot z ukończeniem na czas budowy.

– Czy Pomorze, region o specyficznym charakterze i położeniu, powinien szukać swojej szansy w jakiejś niszy?

Nie jestem przekonany, że Pomorze czy inne polskie regiony powinny w jakiś szczególny sposób starać się o inwestorów. Na początku lat dziewięćdziesiątych była epoka fast foodów i rynek zdominowały dwie czy trzy światowe marki. Później przyszedł czas na stacje benzynowe i też pojawiły się największe światowe korporacje. Po tym nastąpił wysyp hipermarketów, a teraz powstają centra handlowe i biurowce. Bardzo dynamicznie rozwija się też rynek mieszkaniowy. Miasto powinno zabiegać o inwestycje, ale jeżeli to nie jest odpowiedni czas, to niewiele można zwojować. Co takie miasto jak Gdańsk powinno zrobić? Powinno przygotować infrastrukturę dla przyszłych inwestycji. Kapitał zainteresowany postawieniem fabryki szuka terenów wyposażonych w infrastrukturę, zwłaszcza drogową. Drugą ważną rzeczą jest szybsze wydawanie pozwoleń na budowę. Potrzebna jest też dobra wola, dużo dobrej woli.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Przegrywamy zbyt krótką listą propozycji

Z Marcinem Piątkowskim z Centrum Obsługi Informacyjnej Inwestora Agencja Rozwoju Pomorza, rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

– Leszek Szmidtke: Mam trochę pieniędzy do wydania i pomysł. Potrzebuję dobrego miejsca blisko portu morskiego, lotniczego, autostrada też mile widziana Oczywiście mam także określone oczekiwania kadrowe, a sentyment kieruję do Polski. Dlaczego mam wybrać Pomorze i gdzie mam szukać pomocy?

Marcin Piątkowski: Oczywiście u nas, w Centrum Obsługi Informacyjnej Inwestora. Mamy bazę ofert inwestycyjnych z propozycjami samorządowymi, osób prywatnych, oferty pochodzące z agencji pośrednictwa w obrocie nieruchomościami. Jeżeli inwestor precyzyjnie określi swoje wymagania dotyczące terenu, to możemy zaproponować mu listę potencjalnych lokalizacji.

– Zapomniałem dodać, że mam mało czasu.

Staramy się udzielić odpowiedzi w ciągu 24 godzin. Jeżeli pytanie jest bardziej szczegółowe i wymaga zebrania dodatkowych danych, to potrzebujemy 72 godzin. My udzielamy informacji, natomiast dalsze procedury już od nas nie zależą. Założenie działalności w Polsce, przeprowadzenie wszystkich formalności przez administracje różnych szczebli, a później stawianie fabryki oraz proces rekrutacji – to wszystko zajmuje oczywiście dużo więcej czasu. Wiele zależy od regionu, rynku pracy, i na to wpływu nie mamy. Jesteśmy dla potencjalnego inwestora miejscem pierwszego kontaktu. Dowie się od nas o specyfice regionu, uwarunkowaniach prawnych, ekonomicznych, kulturowych. Dalszą obsługą zajmują się wyspecjalizowane kancelarie prawne lub inne instytucje.

– Ale jako inwestor oczekuję, bym na tym pierwszym etapie mógł się dowiedzieć, gdzie są przygotowane tereny, czy mają plany zagospodarowania, uzbrojenie.

Właśnie takie informacje otrzymuje od nas inwestor. Opis terenu w naszej bazie zawiera między innymi tego typu dane; są zdjęcia, wypisy. Podajemy, jakie media są tam dostępne, ewentualnie warunki przyłączenia.

– Wybór jest duży?

Niestety nie. Działki oferowane pod inwestycje przemysłowe zwykle nie są całkowicie przygotowane. Idealna działka jest prostokątna, płaska, uzbrojona, położona przy drodze krajowej lub autostradzie i z jasną sytuacją prawną. Takich terenów w naszym województwie jest niewiele. Konkurencja między regionami jest bardzo ostra i potencjalny inwestor, szukając miejsca, zwraca uwagę, jaki ma wybór, jaka jest szybkość i kompletność odpowiedzi. Przegrywamy zbyt krótką listą propozycji.

– A jak inwestorzy do was trafiają?

Wiele zależy od sposobu, w jaki inwestor wchodzi na dany rynek, jak zbiera informacje. Duże znaczenie ma też kraj, z którego pochodzi. Jeżeli na szczeblu centralnym działa tam instytucja, która zajmuje się tego rodzaju obsługą, to inwestor będzie szukał polskiego odpowiednika. Wtedy trafi do Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Czasami od razu szuka informacji na szczeblu regionalnym i wówczas trafia do Agencji Rozwoju Pomorza. Jednak najczęściej od razu kieruje się do miasta czy gminy.

– Centrum Obsługi Inwestora ma krótki staż. Trzy lata to w tej branży niewiele. Czy pomorskie samorządy przysyłają swoje oferty?

Trzy lata wystarczyły, by nawiązać współpracę z niemal wszystkimi gminami naszego województwa. Oczywiście ta współpraca różnie się układa, ale na pewno nie jesteśmy anonimowi. Zorganizowaliśmy między innymi dwa konkursy „Grunt na Medal”. Staramy się w ten sposób znaleźć najlepsze, najciekawsze oferty w naszym regionie. Od roku odwiedzamy poszczególne gminy, staramy się zweryfikować tereny, uściślić informacje, poznać lokalną specyfikę.

– Jak gminy znajdują inwestorów, jak promują swoje tereny? Częściej szukają chętnych, czy też czekają, aż inwestor sam się pojawi?

Dotychczasowe doświadczenia wskazują, że sposoby poszukiwania i ściągania inwestorów były niedostateczne. Duże miasta, jak Gdańsk lub Gdynia, są dobrze przygotowane, mają ludzi, którzy tym się zajmują. Jednak również średnie miasta, jak Słupsk, Chojnice, Człuchów, Malbork, Tczew, bardzo dobrze sobie radzą. Mniejsze gminy zazwyczaj nie są tak aktywne, chociaż od pewnego czasu widać poprawę. Rośnie aktywność gmin, czasami wynajmują one nawet specjalne firmy lub instytucje do poszukiwań.

– Te mniejsze miasta i gminy robią to samodzielnie, czy może już wspólnie szukają inwestorów?

Niewiele mamy przykładów wspólnych działań. Akcje promocyjne zwykle organizują największe miasta i, rzecz jasna, samodzielnie. Może to się zmieni, bo fundusze unijne zachęcają do współpracy. Mam nadzieję, że samorządy różnych szczebli będą wspólnie organizowały takie akcje. Wychodząc naprzeciw takim potrzebom, Agencja przygotowuje projekt, który będzie realizowany w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego. Znajdzie się tam między innymi wspólna strategia promocji gospodarczej województwa.

– Czy Centrum będzie nadal miejscem pierwszego kontaktu dla inwestora, czy może ta obsługa stanie się bardziej kompleksowa?

Takie właśnie jest założenie, natomiast nie jesteśmy właścicielem terenów oferowanych pod inwestycje. Nie mamy wpływu na ich przygotowanie i to, co się dalej z nimi dzieje. Gminy często mają swoje priorytety i nie zawsze przygotowanie terenów pod inwestycje znajduje się wśród najważniejszych celów samorządu. Środki europejskie, zwłaszcza Regionalny Program Operacyjny, przewidują dotacje na takie cele. Może dzięki temu nasza oferta będzie w przyszłości szersza.

– Jak wygląda współpraca z Pomorską Specjalną Strefą Ekonomiczną?

Strefa jest wśród instytucji oraz samorządów, z którymi współpracujemy. Jak wspomniałem, jesteśmy placówką pierwszego kontaktu. Zbieramy informacje od wszystkich po to, aby – gdy pojawiają się zainteresowani inwestorzy – kierować ich we właściwe miejsca.

– A czy ten dobór inwestorów ma charakter selektywny?

Wiele zależy od samorządów. Trójmiasto koncentruje się na inwestycjach ze sfery wysokich technologii. Promocje Gdańska i Gdyni skierowane są właśnie do takich przedsiębiorstw. W pozostałych przypadkach rzadko spotykamy, by gminy wybierały inwestorów. Unikają natomiast firm uciążliwych dla środowiska. Nawet w tym roku mieliśmy takiego inwestora z branży chemicznej. Mimo zapewnień, że zabezpieczenia są bardzo skuteczne, gminy po zapoznaniu się ze szczegółami oferty, zrezygnowały.

– Na którym miejscu znajduje się pytanie o ludzi do pracy?

To jedno z pierwszych pytań: czy znajdę chętnych do pracy i jaki będzie koszt ich zatrudnienia.

– Jakie są wyjaśnienia inwestorów, którzy nie zdecydowali się na osiedlenie w naszym regionie?

Próbujemy poznać przyczyny rezygnacji, ale to bardzo trudne. Rzadko dostajemy odpowiedź, jakie były prawdziwe powody. Zwykle firmy zasłaniają się tajemnicą handlową. Jeżeli jednak udaje się czegoś dowiedzieć, to najczęściej wymieniane jest niedostateczne przygotowanie terenu. Dobrze przygotowana oferta to połowa sukcesu. Inwestor, nawet jeżeli będzie chciał się osiedlić w naszym regionie, a nie dostanie kilku dobrych propozycji, skorzysta z konkurencyjnych ofert innych województw. Nie będzie nawet tracił czasu na wstępne zapoznanie się z tym, co przygotowaliśmy. Zwłaszcza więksi inwestorzy są bardzo wymagający. Przegrywamy rywalizację z południem Polski głównie dlatego, że dobrych ofert jest bardzo mało. Zaledwie 3-4 propozycje z naszej strony nie mają dużych szans, gdy Wrocław lub Kraków wykładają na stół po 10 ofert. Inwestor już na starcie decyduje się na miejsce, w którym ma większy wybór.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Business Process Offshoring szansą dla metropolii gdańskiej

Z punktu widzenia budowania silnej pozycji metropolii gdańskiej pozyskanie atrakcyjnych inwestycji typu BPO (Business Process Offshoring) [1] powinno być priorytetowym wyzwaniem dla gospodarki regionu. Warunki zewnętrzne są obecnie niezwykle sprzyjające ze względu na silne zainteresowanie państw Europy Zachodniej nowymi członkami UE oraz atrakcyjność samego regionu.

Połączenia komunikacyjne z większością miast europejskich, atrakcyjne położenie regionu oraz silne zaplecze edukacyjne składają się na dobrą ofertę dla inwestorów, którzy chcieliby otworzyć w regionie centra ICT [2]. Jednak w obszarze szczególnego zainteresowania powinni znaleźć się również inwestorzy, którzy poszukują lokalizacji dla swoich centrów analitycznych czy finansowo-księgowych – działalności charakterystycznej dla BPO. Taki typ inwestora może długookresowo przyczynić się do podniesienia atrakcyjności regionu. Centra finansowo-księgowe i analityczne są szczególnym typem inwestycji, które podejmowane są niezwykle ostrożnie przez inwestorów ze względu na wysokie wymagania dotyczące kwalifikacji i jakości pracy. Nieodzownym elementem działalności operacyjnej takich centrów są ciągłe szkolenia pracowników – inwestycje w kapitał ludzki. Z tego powodu ryzyko nagłego wycofania centrum w celu poszukiwania tańszych pracowników jest relatywnie niższe niż w przypadku np. inwestycji produkcyjnej. Podejście takie jest również korzystne dla samych pracowników (w tym wypadku mieszkańców Pomorza), gdyż pozwala im zdobywać kwalifikacje, co czyni ich bardziej konkurencyjnymi na rynku pracy. Ponadto ten rodzaj działalności charakteryzuje się oferowaniem relatywnie dobrze płatnych miejsc pracy, co może być alternatywą dla emigracji. Warto więc sprawdzić dokładnie, czym są inwestycje typu BPO oraz jakie korzyści mogą z nich płynąć.

Charakter zjawiska

Spłaszczanie świata towarzyszące procesowi globalizacji przejawia się międzynarodowym charakterem przedsiębiorstw oraz siecią powiązań między organizacjam [3]. Powiązania te kształtują obecny model funkcjonowania przedsiębiorstw, a konsekwencje zmian bezpośrednio wpływają na atrakcyjność inwestycyjną i budowanie przewag konkurencyjnych regionów.

Jednym z ważnych aspektów budowania powiązań między przedsiębiorstwami jest proces transgranicznego outsourcingu (ang. offshoring) działalności przedsiębiorstw, polegający na wydzielaniu i transferze z przedsiębiorstw procesów i zadań, które nie stanowią głównej ich działalności. Offshoring może być realizowany na dwa sposoby – przez zlecanie zagranicznym centrom zadań wydzielonych z przedsiębiorstw [4] albo przeniesienie części działalności do zagranicznych jednostek zadaniowych korporacji [5].

Transferowanie działalności między państwami prowadzi do budowania nowoczesnego modelu biznesowego opartego na zagranicznych usługodawcach, który ingeruje w strukturę globalnego rynku. Offshoring stanowi ważną część bezpośrednich inwestycji zagranicznych, wpływa na rynek zatrudnienia, stymuluje poszukiwanie nowych przewag konkurencyjnych przez regiony, których bezpośrednio dotyczy. Proces ten jest szczególnie ważny z punktu widzenia gospodarek i regionów rozwijających się, które wciąż mogą przyciągać inwestycje z krajów Europy Zachodniej lub Stanów Zjednoczonych ze względu na niższą cenę i dobrą jakość wykonywanych usług.

Skala oddziaływania offshoringu jest olbrzymia, szacowana na poziomie co najmniej 20% światowej wartości usług. Najwięcej centrów usługowych lokalizowanych jest w Indiach oraz Chinach, które jako pierwsze doświadczyły napływu inwestycji z tytułu transferowania działalności. Jednakże mapa inwestycji typu offshore mocno ewoluuje i obecnie coraz chętniej wybierane są nowe kraje członkowskie UE, również Polska – dobrze oceniana w światowych rankingach atrakcyjności inwestycyjnej.

Jak ewoluuje BPO?

Początkowe transfery do tańszych dostawców dotyczyły głównie przenoszenia prostych i łatwych do kontrolowania, a przy tym mało wykwalifikowanych zadań – głównie w przemyśle. Wiązało się to z dużymi różnicami w kosztach pracy pomiędzy poszczególnymi krajami. Wraz z wydzielaniem coraz bardziej skomplikowanych i specjalistycznych zadań rosło jednak znaczenie czynników takich jak: kwalifikacje i znajomość języków obcych, ryzyko danej lokalizacji (np. ryzyko polityczne, przepisy prawne, stabilność gospodarcza), bliskość kulturowa, poziom rozwoju i infrastruktura. Coraz częściej ważnym czynnikiem stawała się faktyczna odległość od kraju zleceniodawcy. Zgodnie z tym kryterium na lokalizację usług wybierane są państwa sąsiadujące ze zleceniodawcą [6].

Obecnie pojęcie offshoringu skupia w sobie ogromny zakres znaczeniowy, adekwatnie do szerokiego spektrum usług świadczonych transgranicznie. Z perspektywy budowania przewagi konkurencyjnej regionów, również metropolii gdańskiej, szczególnie ważny jest transgraniczny outsourcing procesów (PBO [7]), a w przyszłości zapewne ważny będzie rozwijający się od niedawna offshoring wiedzy (KPO [8]) [9].

Stanowiska pracy i typy usług

Offshoring procesów jest niezwykle atrakcyjny dla tzw. krajów przyjmujących, gdyż przenosi wysoko wykwalifikowane stanowiska pracy, które z kolei podnoszą konkurencyjność regionu przyjmującego. Jak podaje McKinsey [10], zakres kompetencji specjalistów z transferowanych stanowisk pracy może dotyczyć:

  • przetwarzania oraz przechowywania danych;
  • świadczenia usług biznesowego i finansowego wsparcia;
  • świadczenia usług prawniczych;
  • wykorzystywania matematycznych i ekonometrycznych kwalifikacji;
  • usług wsparcia diagnostycznego;
  • nauk medycznych.

Tylko w zakresie danych i informacji przedmiotem działalności obecnie wydzielanych centrów zadaniowych są m.in.: wprowadzanie, przetwarzanie, procesowanie i archiwizowanie olbrzymiego zakresu danych, procesowanie transakcji (np. dokonywanych za pomocą kart płatniczych), konwersja plików i dokumentów, skanowanie dokumentów, wysyłka listów reklamowych, projektowanie czy proste usługi podatkowe.

Przedsiębiorstwa coraz częściej wydzielają także skomplikowane usługi m.in. z zakresu finansów i księgowości (działalność taką wydzieliły m.in.: My Travel, Dresdner Bank, Deutsche Bank, British Telecom, Ford, Swissair czy eBay) lub tworzą własne specjalistyczne centra analityczne w różnych częściach świata (np. zlokalizowany obecnie w 36 krajach Experian, który dostarcza rozwiązań wspierających decyzje strategiczne i finansowe dla różnych organizacji, posiada swoje centra analityczne i procesowania w takich krajach jak Bułgaria, Chiny, Brazylia czy Irlandia).

Coraz częściej zlecane są usługi tzw. digitalizowania, czyli przetwarzania dokumentów z wersji drukowanej na elektroniczną m.in. map, zdjęć, wydań gazet, planów czy projektów [11]. Na przykład firma Kampsax – duński lider w opracowywaniu informacji geograficznej w zakresie m.in. map i inżynierii drogowej – przeniósł całą swoją działalność operacyjną do Indii, pozostawiając w Danii jedynie zarząd i marketing [12]. Kolejnymi przykładami usług, które szybko zaczęto świadczyć na odległość, jest przygotowywanie dokumentacji medycznych (ang. medical transcription), opisywanie i diagnozowanie wyników badań (np. prześwietleń rentgenowskich). Szacuje się, że w Stanach Zjednoczonych roczne koszty usług tworzenia dokumentacji medycznej wynoszą od 10 do 25 mld dolarów i ciągle rosną ok. 15% rocznie. Z tego powodu znaczna część tych usług jest już realizowana w Indiach [13].

BPO w Polsce i w Pomorskiem

Według informacji PAIiIZ [14], na koniec 2006 r. w Polsce zlokalizowano ok. 40 centrów usług różnego typu. Polska jako kraj zaznaczyła więc już swoje miejsce na mapie światowych inwestycji typu offshore oraz na mapie najbardziej pożądanych lokalizacji dla nowych inwestycji tego typu. Nasz kraj oceniany jest przede wszystkim przez pryzmat członkostwa w UE oraz wielkości rynku, na którym chce zaistnieć przynajmniej część firm zagranicznych. Jako ważne kryteria lokalizacyjne uznaje się potencjał Polski w postaci wysoko wykwalifikowanych pracowników, liczby absolwentów wyższych uczelni, znajomości języków obcych oraz bliskości kulturowej z krajami UE. Z całą pewnością ważnymi stymulatorami inwestycji są: ciągle duża różnica w kosztach pracy, dostępność pomocy unijnej oraz zachęty inwestycyjne, jakie oferują inwestorom np. specjalne strefy ekonomiczne.

Skupiając się na obecnej mapie inwestycji i priorytetowych sektorów, o jakie ubiegają się polskie regiony i inne kraje konkurujące z Polską o inwestycje, metropolia gdańska prezentuje się raczej słabo, a na mapie wybranych inwestycji BPO PAIiIZ w zasadzie nie istnieje. W metropolii zlokalizowanych jest właściwie tylko dwóch inwestorów typu BPO: Lufthansa i Reuters. Swoje centrum operacyjne ma również GE Money.

Rekomendacje dla Pomorza

Przyciągnięcie inwestycji typu BPO powinno być jednym z ważnych zadań regionalnej polityki wobec inwestorów zagranicznych w świetle podnoszenia atrakcyjności regionu w długim okresie. Budowanie stabilnych relacji z inwestorami wymaga jednak pewnych zmian w podejściu do pozyskiwania inwestorów. Po pierwsze, wizerunek metropolii gdańskiej jako atrakcyjnego miejsca lokowania inwestycji BPO powinien wynikać z materiałów udostępnianych inwestorom przez PAIiIZ (np. na stronie internetowej). Kontakt z PAIiIZ jest często pierwszym krokiem w poszukiwaniu przyszłej lokalizacji dla inwestycji.

Po drugie, metropolii potrzebna jest spójna dla całego regionu jednostka obsługi inwestorów, która stawiałaby interes metropolii ponad interesy konkurujących w praktyce miast metropolii. Z punktu widzenia interesów metropolii ważne jest, aby reprezentowała ją jedna silna jednostka obsługi inwestora zamiast kilku obecnie funkcjonujących, do których inwestor może się zwrócić.

I wreszcie, obsługa inwestora powinna być bardziej nastawiona na budowanie faktycznych relacji z inwestorami niż na obsługiwanie inwestorów w charakterze klientów. Oznacza to, że nie liczba spotkań i rozmów, lecz faktyczne efekty w postacie inwestycji powinny być miarą dobrze funkcjonującej jednostki obsługi inwestora, a w dalszej kolejności powinno nią być zadowolenie inwestorów ze współpracy z władzami lokalnymi.

Przypisy:

1 Zob. Rozdział „Charakter zjawiska”.

2 Information and Communication Technologies – technologie informacyjne i komunikacyjne.

3 ang. interogranizational dimension.

4 ang. offshore outsourcing lub international sourcing.

5 ang. corporate-owned offshore, strict sense offshoring lub captive offshoring.

6 Proces ten określany jest jako nearshoring (ang. near – blisko).

7 ang. Business Process Outsourcing.

8 ang. Knowledge Process Outsourcing.

9 Usługi KPO świadczy np. firma Evalueserve, która w swojej ofercie proponuje np.: prowadzenie badań, przeprowadzanie analiz klinicznych, przygotowywanie analiz inwestycyjnych, wykonywanie badań patentowych. Wszystkie usługi świadczone przez Evalueserve wymagają wysoko wykwalifikowanych specjalistów. Szerzej na http://www.evalueserve.com.

10 http://www.mckinsey.com.

11 R. Dossani, M. Kinney, 2007, The Next Wale of Globalization: Relocating Service Provision to India, World Development, Vol. 35, No. 5, s. 782.

12 http://www.kampsax.com oraz http://www.kampsaxindia.com.

13 http://en.wikipedia.org/wiki/Medical_transcription.

14 Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Wysokie technologie i Azja – kierunki przyszłości

Z Alanem Aleksandrowiczem , Pełnomocnikiem Prezydenta Gdańska ds. Obsługi Przedsiębiorców, rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

– Leszek Szmidtke: Kiedy największe polskie miasta chwaliły się, ilu i jakich ściągnęły inwestorów, zawstydzony Gdańsk spuszczał oczy. Gdzie leży przyczyna, że wielki kapitał omijał Gdańsk, Pomorze?

Alan Aleksandrowicz: Tych przyczyn było kilka. Najlepiej to pokazać na przykładzie lidera, czyli Wrocławia. Kilkakrotnie rozmawialiśmy na ten temat z prezydentem Rafałem Dutkiewiczem i jego otoczeniem. Wskazywano nam na kilka najważniejszych elementów. Wrocław ma znakomite położenie, blisko granicy z Niemcami, dobre połączenia drogowe, zwłaszcza z niemieckimi autostradami. Gdańsk zaś leży na uboczu, z dala od głównych szlaków komunikacyjnych. Brakuje nam autostrady i, moim zdaniem, to chyba najważniejszy powód zapóźnienia. Powinniśmy się domagać wyjaśnień, dlaczego tak długo powstaje autostrada A1. Dlaczego nie ma drogi tak ważnej dla Pomorza, ale też ważnej dla całego kraju?

– Milionowa aglomeracja to nie jest zbyt wielki atut, kiedy brakuje dobrych połączeń drogowych i kolejowych.

Oczywiście. Byliśmy niedawno w Indiach; tam średniej wielkości miasta mają po kilka milionów mieszkańców. Ostatnio kilku inwestorów zainteresowało się Gdańskiem, Trójmiastem dlatego, że jest tu duży rynek konsumencki. Milion mieszkańców uzasadnia budowę centrów logistycznych. Nie można też zapominać o portach morskich. Drugim powodem naszego zapóźnienia jest mniejszy rynek pracy. Mamy mniejsze zasoby dobrze wykwalifikowanych pracowników niż Warszawa, Śląsk czy właśnie Wrocław. To jest oczywiście pochodna wielkości i jakości nauczania ośrodków akademickich. Dla tzw. inwestycji opartych na wiedzy liczy się właśnie liczba absolwentów wybranych kierunków, liczba ośrodków badawczych. Chociaż w ostatnich latach widać poprawę, to niestety ominęły nas wielkie inwestycje, które napłynęły do naszego kraju w latach 2001-2004. Warto jeszcze zwrócić uwagę, że prywatyzacje dużych państwowych zakładów zaowocowały ogromnym zainteresowaniem inwestorów. Zwykle takim prywatyzacjom towarzyszyła intensywna promocja, poszukiwanie przedsiębiorców gotowych zainwestować swoje środki, i to przynosiło pozytywne skutki w postaci dużego zainteresowania zagranicznym kapitałem.

– U nas w tym czasie nacjonalizowano przemysł stoczniowy. Kiedy jednak porównujemy strategię wojewódzką, Gdańska, Gdyni, gdy słuchamy zapowiedzi władz, to można odnieść wrażenie, że jesteśmy zainteresowani wyłącznie tzw. wysokimi technologiami. A więc jest specjalizacja, czy też witamy każdego?

Na swoje potrzeby dzielę gospodarkę naszego regionu na trzy części. W dwóch pierwszych, czyli przemyśle stoczniowym i portach oraz rafinerii i energetyce, radzimy sobie dobrze, ewentualnie można lekko wspierać te dziedziny. Podobnie jest z turystyką. Dziedzina, o którą musimy walczyć, zabiegać, inwestować, to właśnie wysokie technologie, gospodarka oparta na wiedzy. Na tym polu toczy się zaciekła walka między największymi polskimi miastami. Fundamentem jest ciągły dopływ dobrze wykształconych kadr. Kiedy przeanalizujemy coroczną listę absolwentów kierunków inżynierskich, szczególnie informatyków, zobaczymy, że są od razu rozchwytywani. W tym przypadku nie ma bezrobocia. Przychodzący do nas inwestorzy wiedzą o tym doskonale. Mają własne źródła informacji, analizy sytuacji. Dlatego wspólnie z uczelniami musimy zabiegać, żeby jak najwięcej informatyków, inżynierów trafiało na nasz rynek. Jeżeli będzie taka potrzeba, to Gdańsk, Gdynia i cały region muszą przyciągnąć specjalistów nawet z innych części Polski.

– Uczelnie mają jednak ograniczone możliwości lokalowe, zwłaszcza Politechnika kształcąca, najbardziej poszukiwanych specjalistów. A poza tym, czy pierwsze pytanie inwestorów rzeczywiście zawsze dotyczy przyszłych pracowników?

Inwestorzy pytają na wstępie o trzy rzeczy: kadry, miejsce, w którym mogliby się usadowić – głownie chodzi im o parki naukowo-technologiczne – no i o jakość życia. To ostatnie jest naszą mocną stroną, dwa pierwsze kryteria niestety nie. Takie firmy jak Flextronics, Intel, Jabil osiedliły się w naszym regionie z powodu dobrej kadry. Dziś liczba absolwentów, którzy opuszczają pomorskie uczelnie, jest niewystarczająca i dlatego powinniśmy zachęcać nowe szkoły wyższe do osiedlania się w naszym regionie. Musimy zabiegać zwłaszcza o takie prywatne uczelnie, jak Polsko-Japońska Wyższa Szkoła Technik Komputerowych, która od września kształci w Gdańsku informatyków. Jest to zamiejscowy oddział warszawskiej uczelni i, jak słyszałem, zainteresowanie nią przerosło oczekiwania, mimo że czesne za semestr jest bardzo wysokie. Między innymi dlatego samorządy miejskie oraz regionalny powinny realizować coraz więcej programów stypendialnych.

– Co z tego, że będzie wielu absolwentów znakomitych uczelni, jeżeli potencjalni inwestorzy nie będą wiedzieli o Gdańsku, Pomorzu.

Należy się oczywiście promować, ale dzisiaj inwestorzy, którzy chcą zakładać centra usługowe, centra informatyczne czy nawet zwykłe call center, doskonale wiedzą, co się dzieje na środkowoeuropejskim rynku. Zensar buduje w Gdańsku centrum informatyczne, softwarowe, coś co nazywają it architects. Mimo że są tutaj inżynierowie, specjaliści, to firma nie pracuje na potrzeby polskiego rynku. Obsługuje klientów w krajach zachodnioeuropejskich, takich jak Fujitsu, Cisco, Citibank.

– Ale to nie oznacza, że macie siedzieć z założonymi rękami, spoglądając na długą kolejkę chętnych do zainwestowania.

Oczywiście, że nie. Fala zainteresowania rozlewa się po największych polskich miastach równomiernie. Wprawdzie inwestorzy z krajów zachodnioeuropejskich, ze Stanów Zjednoczonych trafiają do nas sami, ale pojawia się także wielka fala nowych inwestycji z krajów azjatyckich. Tam zaś nas nie znają, no, może trochę kojarzą nas w Japonii. Kapitał indyjski reprezentuje Zensar w Gdańsku, HCL w Krakowie, kilku inwestorów w Łodzi oraz Wrocławiu, no i słynny Mittal. Mimo to Polska w tym olbrzymim kraju jest niemal nieznana. Byliśmy niedawno w Indiach z marszałkiem Janem Kozłowskim i okazało się, że najbardziej rozpoznawalnymi krajami z naszej części Europy są tam Rumunia i Bułgaria. Prawie co miesiąc przyjeżdżają z tych państw misje gospodarcze.

– Promując Gdańsk, o kogo zabiegacie?

Staramy się ściągać duże centra usług o charakterze informatycznym oraz finansowym. Uważamy, że te inwestycje pozostaną, bo są oparte na wiedzy ludzi. Takie firmy mocno zapuściły korzenie np. w okolicach San Francisco czy Bostonu. Producenci sprzętu agd czy samochodów będą się przenosić tam, gdzie znajdą tańszą siłę roboczą. Gospodarka oparta na wiedzy ma jeszcze jedną ważną cechę: kryje się za nią duża konsumpcja. Pracujący w takich firmach zazwyczaj dobrze zarabiają. A firmy z tej branży potrzebują również wielu dodatkowych usług. To jest droga, którą powinien podążać Gdańsk. Oczywiście nie możemy zapominać o tradycyjnych gałęziach gospodarki: o portach, przemyśle stoczniowym, turystyce.

– Już wiemy, jacy inwestorzy są najbardziej pożądani. Gdzie będziecie ich szukać?

Bardzo zachęcam nasze władze do poszukiwania w krajach azjatyckich. Tam jest największy potencjał. Takie firmy jak HCL, Infosys, Tata dopiero się szykują do poważnego wejścia na europejskie rynki. Z niepokojem obserwują wydarzenia w Stanach Zjednoczonych. W Indiach słychać coraz częściej, że ich gospodarka jest zbyt uzależniona od rynku amerykańskiego. Europa to zamożny i duży rynek, a takie kraje jak Polska będą się cieszyły dużym zainteresowaniem. Podobnej reakcji można oczekiwać ze strony chińskich przedsiębiorców. Japonia jest kolejnym rynkiem, o który powinniśmy walczyć. Te trzy kraje są w centrum naszego zainteresowania i tam będziemy się promować. Oczywiście nie zapominamy o Europie. Chociaż kraje tzw. Starej Unii Europejskiej znają nas doskonale. Obecność Polski w Unii otworzyła nam wiele drzwi i powinniśmy to uwzględniać w poszukiwaniu inwestorów, w promowaniu Gdańska.

– Wspomniał pan, że inwestorzy dobrze się orientują, czym na Pomorzu, w Gdańsku dysponujemy. Czy mają uwagi, sugestie, jak powinno wyglądać kształcenie na poziomie akademickim? Czy też jedynym problemem jest zbyt mała liczba absolwentów?

Problemem jest liczba absolwentów, ale też słaba znajomość języków obcych. Wielkie centra business process outsourcing, na przykład Reuters, pracują dla klientów z całego świata. Potrzebują dobrze wykształconych ludzi ze znajomością języków obcych, i to nie tylko angielskiego, ale na przykład hebrajskiego czy arabskiego. Inwestorzy zwracają nam uwagę, że znajomość innych języków niż angielski wypada u nas słabo. Wskazują też na wzrost płac, na tempo tego wzrostu. Poważnym problemem jest również brak nowoczesnych powierzchni biurowych. I chociaż powstają już takie biurowce w Gdańsku i Gdyni, to jednak zapotrzebowanie wciąż jest większe.

– Co w takim razie oferujecie inwestorom, którzy potrzebują dużych powierzchni biurowych? Czy jest wystarczająca ilość terenów z uchwalonymi planami zagospodarowania przestrzennego, uzbrojonych w infrastrukturę?

Na szczęście takich terenów mamy dużo i dzięki temu zaczyna szybko przybywać inwestycji. W samym centrum miasta, za Zieleniakiem, firma Echo Investment zakupiła nieruchomości z zamiarem wybudowania kompleksu biurowego o powierzchni ponad 20 tysięcy metrów kwadratowych. Także przy ulicy Abrahama powstanie budynek o podobnej powierzchni. Takich pomysłów jest więcej, bo zainteresowanie rośnie w zaskakującym tempie.

– Czy powstające na obrzeżach Trójmiasta centra logistyczne także są konsekwencją tego zainteresowania?

Chętnych jest sporo, ale musimy uzbroić nowe tereny w infrastrukturę. W pierwszej kolejności ponad 200 hektarów między Trasą Sucharskiego a terminalem portowym DCT. Wspólnie z portem przygotowujemy ten teren i już szukamy inwestorów. Kolejne tereny, również wymagające uzbrojenia, znajdują się między ulicami Kartuską i Maszynową. Muszę się pochwalić, że ponad 60 %powierzchni Gdańska jest już objętych planami zagospodarowania przestrzennego i jesteśmy w krajowej czołówce. Piętą achillesową jest natomiast brak uzbrojenia. Na tym powinniśmy się teraz skupić. Inwestor, który do nas przychodzi i ma zamiar się budować, chce to robić od ręki, najlepiej w ciągu kilku tygodni. Kiedy teren jest nieprzygotowany, decyzja się odwleka, rośnie tym samym ryzyko i najczęściej firma szuka nowego miejsca.

– Czy gdańskie plany promocyjne, uzbrojenia działek, są uzgadniane z sąsiednimi samorządami oraz władzami województwa?

Promując Gdańsk, współpracujemy z Urzędem Marszałkowskim. Uzgadniamy wspólny kalendarz imprez promocyjnych, konferencji, wyjazdów, konfrontujemy przygotowywane materiały. Doskonale układa się nasza współpraca z Sopotem. Bardzo byśmy chcieli wciągnąć do wspólnych projektów Gdynię, Pruszcz Gdański, Kolbudy, Żukowo. Z Pruszczem już prowadzimy rozmowy. Żukowo ma bardzo ciekawe tereny położone blisko Centrum Hurtowego Renk w Barniewicach, cieszą się one dużym zainteresowaniem inwestorów. Rozszerzenie akcji promocyjnej, włączenie się kolejnych samorządów przyniesie duże korzyści. Pozyskamy więcej pieniędzy i będziemy mogli skuteczniej zabiegać o inwestorów.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Kluczem jest selektywna polityka i jej wspólna realizacja

Ze Zbigniewem Markowskim , Prezesem Zarządu O.M. Finance, rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

– Leszek Szmidtke: Gminy, powiaty i regiony szukają inwestorów. Oczywiście najbardziej pożądane są duże firmy. Jak ich zwabić na Pomorze, jak poradzić sobie z krajową i międzynarodową konkurencją?

Zbigniew Markowski: Trzeba wygenerować pomysły, by zainteresować naszym regionem obcy kapitał. Taką próbą są między innymi Bałtyckie Forum Metropolitalne i Memorandum Inwestycyjne dla Metropolii. Pokazujemy, podobnie jak firma idąca na giełdę, prospekt metropolii, jej zasoby, możliwości i potencjał wzrostu. Dobrze przygotowana i wypromowana oferta pozwala lokować się tu firmom, które mają własną klarowną strategię. Jedni poszukują kapitału, a drudzy mówią: chętnie zainwestujemy, ale jakie będziemy mieć z tego korzyści?

Chcę podkreślić, że promocja regionu lub miasta jest takim samym elementem marketingu jak promocja produktu: samochodu, ciągnika czy lekarstwa. Konkurujemy o kapitał z innymi regionami nie tylko kraju, ale i Europy czy wręcz świata. Kapitał szuka odpowiedniego miejsca do inwestowania. Takiego, w którym są dobre rynki, fachowcy, czyli to, co decyduje o efektywności. Kiedy patrzę na promocję Pomorza, to jestem pełen uznania dla tego, co robi marszałek Kozłowski, prezydent Adamowicz, Karnowski, burmistrzowie, a nawet wójtowie. Gdynia natomiast idzie własną ścieżką, sama organizuje wyjazdy, fora inwestycyjne, ale moim zdaniem większy skutek odnoszą wspólne działania. Aglomeracja Gdańska jest na mapie Europy świetnym produktem. Natomiast poszczególne miasta mogą pozostać niezauważone.

– Jednak nie jesteśmy w czołówce województw ściągających najwięcej inwestorów zagranicznych. Zatem co trzeba zrobić, by promocja była skuteczniejsza i aby po pierwszych oględzinach potencjalni inwestorzy nie odjeżdżali zniechęceni?

Obserwujemy falę zainteresowania. Odnosi się to zarówno do kraju, jak i regionów. Oczywiście decyduje stabilna gospodarka i prawo, wysoki wzrost gospodarczy, niska inflacja, a przede wszystkim zasoby dobrej siły roboczej. I w tym kontekście Gdańsk, Pomorze wychodzą z niebytu. Zaczynają do nas napływać renomowani inwestorzy, choćby Reuters. Jednak spoglądając chłodno na pomorskie potrzeby oraz możliwości, dochodzimy do wniosku, że powinny nas zainteresować tylko takie inwestycje, w których decydującym elementem są ludzie. Musimy przyciągać inwestorów, których działalność będzie się opierać na wiedzy i doświadczeniu zasobów ludzkich, a nie na stworzeniu od zera nowych fabryk. W naszym regionie nie potrzebujemy na przykład nowej fabryki samochodów.

– Oczywiście, ale żeby tacy renomowani inwestorzy chcieli do nas przyjść, to muszą się dowiedzieć, że jest takie miejsce, taki region. Tymczasem wspominał pan, że brakuje wspólnej promocji. A poza tym akcja promocyjna polegająca na pokazaniu się na billboardach, konferencje prasowe, a nawet reklamówki w telewizji mogą zachęcić turystów, ale nie inwestorów.

Z całą pewnością. Dlatego podejmujemy kroki, choćby wspomniane Bałtyckie Forum Metropolitalne, za którymi idą prezentacje Gdańska, Pomorza w różnych stolicach. Zapraszamy tam wybranych inwestorów, a nie jedynie dziennikarzy czy miłośników turystyki. Przychodzą na te prezentacje poważni przedsiębiorcy, szefowie funduszy inwestycyjnych, ludzie decydujący o projektach, i to jest skuteczna forma docierania do potencjalnych inwestorów. Warto jeszcze zwrócić uwagę, że działający u nas inwestorzy sami zaczynają przyciągać kapitał. Hinduscy przedsiębiorcy sprowadzają swoich dostawców, podwykonawców – tak jak korporacja Zensar. Ten przykład pokazuje również, że tacy inwestorzy otwierają przed nami swoje rodzime rynki. Dlatego wizyta pomorskiej delegacji w Indiach może przynieść bardzo ciekawe rezultaty.

– Czyli szukając sposobów ściągania inwestorów, nie można zapominać o kluczu narodowym, etnicznym czy choćby towarzyskim?

Tak. Kiedyś importerem kapitału była Azja, a szczególnie Chiny oraz Indie. Dzisiaj coraz częściej oba te kraje eksportują kapitał. W Polsce na przykład spółka Mittal uczyniła z nieefektywnego hutnictwa bardzo zyskowny sektor gospodarki. Jednak większą wartość mają hinduskie firmy informatyczne, a my mamy świetne kadry, na dodatek są to ludzie znający język angielski. Dlatego cieszą się tak dużym wzięciem.

– Czy pomorskie poszukiwania zagranicznych inwestorów są przemyślane, mają selektywny charakter, czy też cieszymy się z każdego, kto wyrazi chęć inwestowania?

Urzędy w naszych miastach i gminach otrzymują wiele pytań od inwestorów. Są wśród nich budujący hotele, stacje benzynowe. Nam jednak powinno zależeć na tych, którzy uczynią dwie rzeczy: zahamują emigrację z Pomorza doskonale wykształconych fachowców, ludzi utalentowanych, mogących być liderami, oraz uszanują nasze unikalne środowisko, będą tworzyli w harmonii z przyrodą. Powinniśmy rozwijać gospodarkę morską opartą na wiedzy, logistykę, natomiast unikać dużego przetwórstwa, np. wspomnianych fabryk samochodów.

– Czy powinna być jedna instytucja zajmująca się wspólną promocją, która już na miejscu będzie prowadziła inwestorów za rękę? Czy też każda gmina, tak jak do tej pory, ma dbać wyłącznie o siebie?

Jako osoba o poglądach liberalnych powinienem powiedzieć, że każdy powinien to robić na własną rękę. Jednak w tym wypadku potrzebna jest jedna instytucja. Inwestora trzeba długo nakłaniać i łatwo go zrazić. Gdańsk, Sopot, Gdynia czy inne gminy nie mają takiego potencjału przyciągania. Działając razem, stwarzają dużo lepsze warunki. W jednym mieście można odpoczywać, w innym robić zakupy, pójść do restauracji, a w trzecim tworzyć wartość dodaną. Trzeba działać wspólnie, ponieważ koszty promocji są wysokie, na ulokowanie się firm potrzeba dużo czasu, no i jesteśmy wtedy odpowiednim partnerem dla zagranicznych oraz krajowych dużych i średnich firm. Wreszcie na koniec sprawa bardzo istotna: tak jak wspomniałem, musi być wspólne biuro obsługi inwestorów. Jest cała masa problemów: administracyjnych, prawnych, budowlanych. Zwykle inwestor potrzebuje kogoś, kto wytłumaczy niejasności, będzie pośrednikiem między nim a konkretną gminą. To jest poważne utrudnienie, bo każda gmina jest inna, ma różne plany zagospodarowania, zwyczaje urzędników, inny punkt widzenia władz. Inwestor zniechęca się, pokonując samodzielnie kolejne bariery. Potrzebna jest opieka, wyjaśnianie i dlatego jestem zwolennikiem jednego biura obsługi inwestorów, zwłaszcza dla średnich i dużych firm.

– Trudno sobie wyobrazić, że samorządy naszych miast i gmin miałyby dobrowolnie wyzbyć się kompetencji, władzy.

Głęboko w to wierzyłem. Byłem jedną z osób z tzw. grona G5, które przywróciło koncepcję metropolii gdańskiej. Wydaje mi się, że większość gmin docenia znaczenie tego kierunku. Niestety, nie wszystkie. Kilka z nich uważa, że to ogranicza ich wolność. Tylko jaka jest alternatywa? Co się stanie, kiedy wspólnie nie będziemy przyciągać inwestorów? Oczywiście znajdą sobie inne miejsce, i to niekoniecznie w Polsce. A nawet jeżeli zdecydują się na nasz kraj, to mają świetne warunki w okolicach Krakowa lub Wrocławia. Tam wszystkie działania są doskonale skoordynowane i współpraca sąsiadujących gmin układa się bardzo dobrze. Mamy więc nie tylko konkurencję międzynarodową, ale także silną krajową.

– Skoro brakuje koordynacji, to może chociaż sąsiadujące z Gdańskiem lub Gdynią gminy samodzielnie próbują wabić zagranicznych inwestorów?

Są tam młodzi ludzie pełni entuzjazmu i chęci, widać coraz więcej profesjonalizmu, ale nie tylko urzędnicy decydują, czy inwestor wybierze daną gminę. Brakuje terenów właściwie przygotowanych, czyli z miejscowymi planami zagospodarowania oraz infrastrukturą. Duże miasta, jak Gdańsk lub Gdynia, są w stanie przygotować się w ten sposób na przyjęcie inwestorów. Pozostałe gminy stoją przed poważnym dylematem i zwykle na coś innego muszą kierować pieniądze. Może zatem samorząd wojewódzki powinien pomóc w przygotowaniu terenów inwestycyjnych? Brakuje również środków na promocję. Wielu radnych uważa, że wydatki na promocję i marketing to wyrzucone pieniądze. To nieprawda, dlatego trzeba im uzmysłowić, że ściągnięcie inwestorów to proces wieloletni. Inwestorowi nie można też zaproponować jednej tylko lokalizacji. Dlatego potrzebna jest wspólna strategia dla całego regionu. Mając taki fundament, można się dopiero zastanawiać, jakie tereny nadają się pod inwestycje i jak je przygotować.

– Zachętą dla zagranicznych inwestorów miały być specjalne strefy ekonomiczne. Gminy często uważają, że ulokowanie na ich terenie podstrefy daje im niemal gwarancję ściągnięcia inwestorów, i na tym poprzestają. Czy z regionalnej perspektywy to rzeczywiście skuteczne narzędzie?

Tak. Niektóre strefy radzą sobie naprawdę dobrze. Mam jednak wątpliwości, dlaczego należy preferować kapitał obcy kosztem kapitału lokalnego. Polski rząd powinien tak ustalać reguły, by przedsiębiorstwa działające w każdym zakątku kraju były konkurencyjne. W początkowym etapie strefy były dobrym sposobem na ściąganie kapitału, i to dużych inwestorów. Na tym tle pomorska strefa radziła i nadal radzi sobie nieźle. Chyba jako jedyna w Polsce ma podstrefy na terenie innych województw: kujawsko-pomorskiego oraz zachodniopomorskiego.

– Jednak specjalne strefy ekonomiczne mają ograniczony repertuar zachęt, a oczekiwania inwestorów są większe niż kilkanaście lat temu.

Polacy rzeczywiście chyba nie zauważyli, że jedną z cech kapitału jest duża płynność. Kieruje się efektywnością, ceną siły roboczej, wysokością podatków, jakością prawa czy lokalizacją. Jeżeli się okaże, że takie same albo lepsze warunki proponują Rumunia, Bułgaria czy inne kraje, to nic nie powstrzyma kapitału przed przeniesieniem się do tych krajów. To oczywiście będzie skutkowało zamykaniem zakładów w Polsce. Dlatego musimy szukać i wybierać takich inwestorów, dla których wiedza i ludzie są najważniejsi. Zakład produkujący samochody można postawić niemal wszędzie. Natomiast takie firmy jak działający w Gdańsku Intel szukają czegoś innego. Nawet gdy z jakiegoś powodu zakończą działalność w danym miejscu, to zostaną ludzie, znakomici fachowcy, których potencjał można wykorzystać w inny sposób. Koszty pracy w Polsce rosną i będą rosły. Dla światowych koncernów produkujących lodówki czy samochody to sygnał, że czas się rozglądać za nowymi miejscami.

Dziękuję za rozmowę.

Skip to content