Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Porty lotnicze – wzrost zasługą tanich przewoźników

Z Tomaszem Kloskowskim , Wiceprezesem Portu Lotniczego im. Lecha Wałęsy w Gdańsku, rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

10 lat temu, gdy oddawano do użytku nowy terminal, wydawało się, że wystarczy na długo. Stało się inaczej – czy to wyłącznie zasługa tanich linii lotniczych?

Powodem ciasnoty jest dynamiczny wzrost liczby pasażerów, a to oczywiście zasługa tanich przewoźników. Nie ukrywajmy natomiast, że pojawili się oni, bo Polska weszła do Unii Europejskiej. A Unia zliberalizowała zasady rządzące rynkiem lotniczym. Wcześniej w Europie obowiązywały umowy dwustronne między państwami, które określały, jacy przewoźnicy i do jakich miejsc mogli latać. Od chwili wejścia do Unii te granice się otworzyły. Oczywiście, ogromne znaczenie miało też otwarcie niektórych rynków pracy.

Kim są najczęściej korzystający z gdańskiego portu lotniczego: dojeżdżający do pracy, turyści, biznesmeni?

U przewoźników tradycyjnych dominuje ruch biznesowy. Tani przewoźnicy najczęściej wożą Polaków do pracy za granicę. Stosunkowo niewielu jest jeszcze turystów. Przewidujemy, że w najbliższych latach ta grupa pasażerów będzie rosła.

Czy w najbliższych latach można się spodziewać kolejnej rewolucji, podobnej do wywołanej przez tanich przewoźników?

Nie spodziewam się żadnej większej rewolucji, chyba że w Europie zapanuje moda na Gdańsk, tak jak wcześniej zapanowała na Pragę czy Kraków. Duży ruch turystyczny i sezon trwający dłużej niż obecnie spowodowałby wzrost liczby podróżnych w naszym porcie lotniczym. Jednak bardziej realna jest stabilizacja.

Dużo się mówi o nowych inwestycjach drogowych, także kolejowych. Rzadko natomiast słyszę opinie o potrzebie rozbudowy portu lotniczego w Gdańsku. Jeżeli już, to raczej o nowym lotnisku.

Kiedy spoglądamy na drogi i kolej, to wszyscy wiemy, że rozbudowa i modernizacja zależą nie tyle od rynku, co od polityki. Natomiast o branży lotniczej od 15 lat decyduje rynek. Wiemy, że jest konkurencja między przewoźnikami, ale również między portami lotniczymi. Dlatego jesteśmy przygotowani na podejmowanie decyzji w ciągu jednej nocy. Czy Polskie Koleje Państwowe potrafią podejmować tak szybko ważne decyzje? To obrazuje różnice między branżą lotniczą a kolejową.

Skoro jednak jest rozważana adaptacja lotniska wojskowego w Babich Dołach na potrzeby tanich przewoźników, to też zbliża się chwila podejmowania poważnych i kosztownych decyzji.

To są działania wyprzedzające. Kiedy przyjdzie taki moment, że lotnisko w Gdańsku osiągnie granice przepustowości, to będziemy w stanie w ciągu kilku lat otworzyć drugi port lotniczy obsługujący naszą aglomerację.

Kiedy to nastąpi?

Tego chyba nikt nie wie. Zamachy terrorystyczne mogą mieć wpływ na ruch lotniczy, a w niedalekiej perspektywie tani przewoźnicy zaczną wozić ludzi przez ocean. To są rzeczy, które mogą wywrócić rynek. Dlatego trzeba się przygotować na to, by pięć lat przed osiągnięciem granicy przepustowości w Gdańsku uruchamiać drugie lotnisko. Moim zdaniem to jest perspektywa kilkunastu lat.

Na drugie lotnisko jest wielu chętnych. Słupsk marzy o uruchomieniu portu lotniczego w Redzikowie, Gdynia mocno naciska, by ruch częściowo przenieść do Babich Dołów. W strategii rozwoju transportu województwa pomorskiego pojawiło się nawet lotnisko w Pruszczu Gdańskim. Które z wymienionych lotnisk ma szansę stać się drugim portem lotniczym dla naszej aglomeracji?

To jest pytanie do ekspertów, którzy na zlecenie Urzędu Marszałkowskiego przygotowują analizę wykonalności drugiego lotniska. Tych propozycji jest sporo, bo niemal każda gmina, która ma drogę startową uważa, że ma lotnisko, a port lotniczy to znacznie więcej niż właśnie droga startowa. Mam nadzieję, że to badanie odpowie na pytanie, która lokalizacja jest najlepsza i dlaczego. Bliskość aglomeracji ma ogromne znaczenie, choćby z powodu rosnącego ruchu turystycznego. Natomiast nie bez znaczenia są różne problemy społeczne związane z działalnością portu lotniczego.

Rozmawiamy o lotniczym ruchu pasażerskim, o turystach, biznesmenach, ludziach dojeżdżających do pracy w ten sposób. Natomiast bardzo często dla inwestorów zastanawiających się nad wyborem miejsca dla kolejnej fabryki bliskość lotniska ma decydujące znaczenie. Czy wzrost liczby inwestorów owocuje wzrostem przewożonych ładunków?

Ruch towarowy w transporcie lotniczym to tak naprawdę ruch drobnicowy. I nie można nawet porównywać ilości przewożonych towarów między portem lotniczym a morskim. Jeden statek przewozi większą masę towarów niż przechodzi przez nasz port lotniczy przez cały rok. Jednak towarowy ruch lotniczy ma swoją specyfikę i dominują produkty branży high-tech oraz komponenty i produkty związane z przemysłem okrętowym. Z naszej perspektywy nie widać problemów, jakie mają stocznie. Jeżeli porównamy nasz port z innymi regionalnymi w Polsce, to jesteśmy na drugim miejscu pod względem masy towarowej za Katowicami. Moim zdaniem to świadczy o szybkim rozwoju gospodarki naszego regionu.

Czy branże high-tech oraz stoczniowa będą dominowały?

W najbliższym sąsiedztwie właśnie takie firmy dominują i właśnie dlatego tutaj się lokowały, by korzystać z transportu lotniczego. Przy obwodnicy jest też sporo firm kurierskich, które dzięki temu szybko docierają na cargo i tutaj spodziewamy się największego wzrostu przewożonych ładunków.

Dojazd do portu lotniczego nie będzie barierą?

Dzisiaj takiego zagrożenia nie ma, chociaż dotyczy to bardziej najbliższego otoczenia portu lotniczego. Korki są na ulicach, gdzie odbywa się ruch miejski. Odcinek drogi od obwodnicy do lotniska nie jest zatłoczony. Podobnie jest w Warszawie, mimo ogromnego zatłoczenia w samym terminalu ostatni odcinek drogi jest przejezdny. Oprócz tego, powstają projekty komunikacji zbiorowej do portu lotniczego z centrum Gdańska. Wpierw mówiło się o szybkim tramwaju, teraz częściej słyszę o kolei metropolitalnej. Sądzę, że w najbliższych latach ruch samochodów osobowych zostanie w znacznym stopniu zastąpiony przez komunikację zbiorową.

W „starych krajach” Unii Europejskiej poważną konkurencją dla lotnictwa na krótszych trasach stała się szybka kolej. I chociaż dzisiaj PKP raczej się zwija niż rozwija, to za kilkanaście lat pewnie będzie inaczej.

Gdyby w Polsce jeździł francuski TGV, to nie spałbym po nocach; póki jest PKP, śpię dobrze. Natomiast w dłuższej perspektywie samoloty na trasach krajowych, na przykład do Warszawy, nie mają szans konkurować z szybkimi pociągami. Oczywiście podróżujący dalej, a przesiadający się w Warszawie, nie będą jeździli pociągami, tylko dalej latali samolotami.

To jedyne zagrożenie dla komunikacji lotniczej?

Oczywiście terroryzm jest obecnie największym problemem i stąd coraz lepsze zabezpieczenia na lotniskach. Mamy coraz wyżej ustawianą poprzeczkę, ale to niestety oznacza pewne uciążliwości dla pasażerów. Pamiętajmy też, że port lotniczy jest odzwierciedleniem sytuacji regionu. Upadający region to też upadające lotnisko. Znakomicie wyposażone lotnisko z niskimi opłatami nie będzie przyciągało podróżnych i towarów, jeżeli region nie będzie atrakcyjny. Jeżeli Pomorze będzie się rozwijało tak, jak do tej pory, to również Port Lotniczy Gdańsk będzie miał coraz lepsze wyniki.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Koleje – jest nadzieja na urynkowienie

Z Jarosławem Zysnarskim , Prezesem Zarządu i założycielem firmy Doradca Consultans Ltd., rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Co będzie się działo z Polskimi Kolejami Państwowymi, nie wiadomo. Jednak najprawdopodobniej w najbliższych latach będzie modernizowana linia E65 Gdynia – Warszawa. Z drugiej strony, poszczególne samorządy zaczynają przejmować poszczególne linie. Co zaistnieje pomiędzy tymi skrajnościami?

Pośrodku jest na przykład samorząd wojewódzki, który ustawowo ma organizować na swoim terenie pasażerską komunikację drogową oraz kolejową. Chociaż przejmowanie przez gminy połączeń chyba będzie nieuniknione. Nie można liczyć na takiego partnera jak PKP w przypadku lokalnych połączeń, więc samorządy są skazane na przejmowanie, jeżeli chcą je zachować. Zalecam jednak daleko posuniętą ostrożność przy przejmowaniu linii. Z jednej strony samorządy powinny decydować o kształcie połączeń lokalnych i regionalnych, z drugiej należy dokładnie wszystko przeliczyć, zadbać o niezależnych ekspertów, tak by połączenia kolejowe nie stały się dodatkowym obciążeniem. Mamy kilka takich kosztownych przykładów z przeszłości, na przykład Kolej Lubuska.

Jeżeli się odwołujemy do historii, to Pomorze pod koniec XIX i na początku XX wieku miało gęstą sieć połączeń kolejowych. Dzisiaj często się mówi o reaktywacji niektórych połączeń.

Nie ma reguły. Przede wszystkim trzeba się przyjrzeć potokom pasażerskim i zastanowić się, jak będzie to wyglądało w przyszłości. Względy historyczne raczej nie powinny decydować.

Mamy coraz bardziej zakorkowane drogi i coraz dłuższy czas przejazdu samochodem. To właśnie może oznaczać, że zapomniane przez PKP linie kolejowe wrócą do łask.

Już widać większe zainteresowanie podróżowaniem kolejami. Oczywiście, jest to w znacznym stopniu pochodną rosnącego ruchu kołowego. Nie muszę chyba dodawać, że transport kolejowy jest pod wieloma względami i tańszy, i bardziej przyjazny dla środowiska.

Tańszy w eksploatacji, ale nie wtedy, kiedy trzeba nową linię zbudować albo zmodernizować.

To najważniejszy problem i dlatego trzeba bardzo ostrożnie podchodzić do wszelkich wyliczeń dotyczących uruchamiania linii. Dotychczasowe doświadczenie uczy, że przychody są przeszacowane, a koszty, zwłaszcza związane z inwestycjami, są dużo wyższe od tego, czego spodziewają się samorządy. To taka bomba z opóźnionym zapłonem, po kilku latach może eksplodować i wpędzić samorządy w poważne kłopoty.

Czyli projekt przejęcia części udziałów w PKP Przewozy Regionalne przez samorządy wojewódzkie może zakończyć się efektownymi eksplozjami?

Rzeczywiście, jest to przerzucenie kłopotu na barki samorządów, czyli na podatników. Przecież wpierw trzeba oddłużyć PKP Przewozy Regionalne. Samorządy po prostu nie mogą przejmować podmiotów zadłużonych. Należy natomiast zapytać – czy w ogóle jest to właściwa koncepcja? Czy rzeczywiście należy tworzyć kolejnego molocha, którego współwłaścicielami będzie 16 samorządów wojewódzkich? Trzeba pamiętać, że według założeń każdy z nich miałby kilku lub kilkunastoprocentowy udział w takiej spółce. Kolejne pytanie – czy rzeczywiście samorządy powinny prowadzić przewozy tego typu? Moim zdaniem to zła droga, lepsze rozwiązanie obserwujemy w województwie kujawsko-pomorskim. Tamtejsze władze widzą siebie jako instytucję finansująco-organizującą sieć połączeń kolejowych. Oni po prostu przeprowadzają przetargi na usługi operatorskie i PKP Przewozy Regionalne konkurują z innymi firmami ceną oraz jakością usług. Mam nadzieję, że w ten sposób będzie wyglądała przyszłość regionalnych przewozów pasażerskich koleją.

Wspomniał pan województwo kujawsko-pomorskie, to przykład, któremu wszystkie samorządy regionalne się przyglądają. Czy tym śladem pójdą inni?

Chciałbym, by to był kamyczek, który poruszy lawinę. Zainteresowanie innych samorządów jest zrozumiałe. Kwota zaoszczędzona przez władze tego województwa to jakieś 20 milionów złotych. O tyle mniej trzeba będzie dopłacić do nierentownych, ale potrzebnych połączeń.

Tylko, że wartość usług zaoferowanych przez tego prywatnego przewoźnika dopiero poznamy po upływie pewnego czasu.

Oczywiście, ale też na ogół w takich przypadkach jest premia dla pierwszego odważnego. Nowy operator PCC Rail/Arriva prawdopodobnie daje więcej albo zażądał mniej pieniędzy od samorządu województwa kujawsko-pomorskiego po to, by sobie otworzyć drzwi w następnych przetargach. Nie wiem, czy później oferty prywatnych przewoźników będą równie atrakcyjne, ale powstaje coś w rodzaju mechanizmu rynkowego. Kolejne przetargi również pokażą, czy koszty przedstawiane przez PKP Przewozy Regionalne są prawdziwe. Warto też zwrócić uwagę, że często ich wzrost jest wyższy niż inflacja. Wydaje mi się, że większość samorządów wojewódzkich jest już zmęczona sposobem negocjowania przez PKP. Odwołam się tutaj do słynnej literki „f „, która pojawia się jako główny argument w rozmowach, a ten symbol oznacza uruchomienie pociągu po ogłoszeniu.

Wnioski, niestety, nie są budujące. Przewozy drogowe, morskie czy lotnicze kształtuje w coraz większym stopniu rynek. Tego samego nie możemy powiedzieć o kolei i niestety widać różnicę.

Jesteśmy na początku drogi. Proszę sobie przypomnieć, jak wyglądał rynek przewozów lotniczych 5-6 lat temu. Też był monopol, który przez agresywną konkurencję metodą prób i błędów został obalony. Były bankructwa, ale dzisiaj mamy coraz bardziej otwarty rynek przewozów lotniczych. I jestem głęboko przekonany, że takie działania, jak próba samorządu województwa kujawsko-pomorskiego, do urynkowienia transportu kolejowego doprowadzą.

Mówimy przede wszystkim o komunikacji pasażerskiej. Tymczasem większość niezależnych przewoźników kolejowych jest bardziej zainteresowana wożeniem towarów niż ludzi.

Tutaj mamy więcej przewoźników, którzy mają większy udział w ilości przewożonych towarów niż pasażerów. Jednak również cały czas borykają się zarówno z monopolistycznymi zachowaniami przewoźnika PKP Cargo, jak i właścicielem infrastruktury PKP PLK. Jestem pewien, że gdyby mechanizmy rynkowe zaczęły działać w przewozach kolejowych, to na przykład nasze porty tylko by zyskały. My, jako kierowcy samochodów, też byśmy na tym korzystali, nie musząc walczyć na drodze z tirami.

Niektórzy eksperci uważają, że ważniejsze okażą się potrzeby transportowe całej Unii Europejskiej niż Polski czy tym bardziej Pomorza. – Nie ma tu chyba zagrożenia. Regionalne czy krajowe sieci komunikacyjne są i będą uzupełnieniem tego unijnego transportowego szkieletu. Regiony potrzebują jak najlepszej sieci transeuropejskiej, by swobodnie przewozić towary i ludzi.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Drogi – musimy lepiej zarządzać tym, co mamy

Z Maciejem Berendtem , Prezesem Biura Inżynierii Komunikacyjnej „B.I.K”, rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Przeglądając czy to strategię regionalną, czy też strategie poszczególnych miast i gmin zwykle to drogi zajmują najważniejsze miejsce. Tylko czy układa się to w jakąś całość?

Jest to całość, chociaż wieloletnie zaniedbania i próby nadgonienia zaległości mogą powodować, że wygląda to na chaotyczne łatanie największych dziur. Z drugiej strony uwagę przykuwają największe inwestycje, są bardziej spektakularne, przyciągają media, no i nimi można się też pochwalić. Należy też pamiętać, że nigdy nie zbudujemy tylu dróg, by zapotrzebowanie zostało zaspokojone. Dlatego trzeba szukać innych rozwiązań.

Ale czy to, co teraz jest projektowane i budowane, rzeczywiście wychodzi naprzeciw potrzebom naszego regionu, naszym potrzebom?

Tak, to jest właściwy kierunek. Budowa Trasy Kwiatkowskiego w Gdyni, rozbudowa Trasy W – Z w Gdańsku, to są szalenie ważne elementy dla całej aglomeracji. Przez długie lata będą dobrze obsługiwały mieszkańców. Przygotowywana Trasa Sucharskiego czy Obwodnica Południowa to kolejne części takiego wybiegania w przyszłość. Tylko jeszcze raz podkreślę, musimy szukać nowych rozwiązań.

Pytam dlatego, że Trasa W – Z, której rozbudowa pochłania tak wiele pieniędzy, ma wąskie gardło w postaci skrzyżowania w centrum miasta. Czy za dwadzieścia lat nie okaże się, że dzisiaj budowane drogi będą miały podobne wady?

Trudno na to odpowiedzieć, bo wiele rzeczy może się zdarzyć. Węzeł Okopowa jest faktycznie wąskim gardłem, ale budowa południowej obwodnicy poprawi sytuację. Chociaż za jakiś czas będziemy musieli się zastanowić, co z tym węzłem zrobić. Moim zdaniem, trzeba będzie ograniczyć liczbę relacji, by łatwiej i sprawniej można było nim przejechać.

Co pięć lat natężenie ruchu na drogach wzrasta o dwadzieścia procent, czyli nawet nowe inwestycje nie rozładują korków?

Niestety, nie rozładują. Nie ma takich rozwiązań, które by były dostosowane do naszych potrzeb. Nie ma pieniędzy, miejsca, a nawet sensu budować drogi bez końca. Potrzebne są działania, które będą zarządzały popytem i zmniejszą udział samochodów osobowych w ruchu drogowym. Trzeba doprowadzić do wzrostu znaczenia transportu publicznego oraz do stworzenia systemu sterowania i zarządzania ruchem drogowym. Ma to prowadzić do zrównoważenia między możliwością sieci drogowej a wielkością ruchu.

Co więc należy zrobić, by jak najlepiej wykorzystać to, co mamy?

Mamy kryzys funkcjonowania systemu transportowego, obniża się jego sprawność i zwiększa przestrzeń oraz czas działania kryzysu. Już wcześniej powinniśmy uruchomić inteligentne systemy transportu. W Trójmieście trwają prace nad uruchomieniem systemu zarządzania i sterowania ruchem o nazwie TRISTAR. To będzie jeden z elementów prowadzących do zrównoważenia. Na przykładzie Gdańska można pokazać kolejny element, czyli rozbudowę sieci tramwajowej. To zaś powinno zostać uzupełnione szeroką ofertą zachęt do korzystania z komunikacji publicznej. Tak, by właściciel samochodu osobowego chciał, a nie musiał, korzystać z tramwaju czy autobusu.

Czy budowa inteligentnych systemów organizacji ruchu czeka nas już w najbliższych latach?

Spodziewam się, że to rzeczywiście będzie perspektywa najbliższych kilku lat. Bardzo powinny pomóc Mistrzostwa Europy w piłce nożnej w 2012 r. Na taką imprezę przyjadą dziesiątki tysięcy ludzi, których trzeba będzie w krótkim czasie przewieźć i dlatego powinniśmy ten system mieć już gotowy.

To wyłącznie problem techniczny, czy też na przykład infrastruktura musi być dostosowana do potrzeb? No i jak przekonać lub zachęcić ludzi do jazdy komunikacją publiczną?

Owszem, ale to jest zadanie dla organizatora transportu. Właściciel samochodu kieruje się swoimi przyzwyczajeniami, co tu kryć, głównie wygodą, a to powinno kosztować. W ostatnim czasie w Londynie wprowadzono płatny wjazd do centrum. Długo się do tego przygotowywano, ale efektem jest zmniejszenie ruchu i pozytywne opinie mieszkańców oraz turystów. Jednak takie opłaty muszą zostać zrekompensowane bardzo dobrą ofertą przewozową. Nie można zniechęcać do samochodu i nie zachęcać do komunikacji publicznej. Dlatego niemal wszystko zależy od organizatora transportu, czyli od władz miasta. Możliwości są już naprawdę duże i na przykład zetknąłem się niedawno z ofertą najmu busa, by przywoził ludzi do pracy, a później ich odwoził. Kilka firm może się umówić i ich pracownicy mieszkający na danym osiedlu, zamiast kilkoma samochodami, pojadą jednym busem. O ile mniejszy ruch na drogach!

Nie można też zapominać o parkingach przy stacjach kolejowych, węzłach autobusowych czy tramwajowych.

Polityka parkingowa to kolejny ważny element tego systemu. Generalna zasada jest taka, że im bliżej centrum, śródmieścia, tym mniej miejsc postojowych. Jednak podkreślam kolejny raz, że taki zabieg musi być zrekompensowany dobrą komunikacją publiczną.

Te rozwiązania, o których pan wspomina i wprowadzenie których czeka nas w najbliższych latach, dotyczą jednak dużych miast. Co będzie się działo na Kaszubach, Kociewiu, Powiślu?

Tam problemy są oczywiście inne. Mniejsze miasta mają zwykle kłopot z ruchem tranzytowym, czyli muszą powstać obwodnice. W strategii transportowej województwa te obwodnice muszą być uwzględnione. To jest jedyny sposób na wyprowadzenie ruchu tranzytowego z takich miast, jak Kościerzyna, Kartuzy czy Starogard. Należy też wydzielać i rozszerzać enklawy ruchu pieszego, zmieniać lokalizację parkingów. Strefy ruchu pieszego są bardzo ważne, bo one przywracają ulicom pierwotne znaczenie. Ulica musi żyć mieszkańcami.

W takim razie przyszłość to lepsze zarządzanie tym co mamy, a nie budowa nowych dróg?

Na pewno musimy lepiej zarządzać tym, co mamy. Coraz wyraźniej zmierzamy w tym kierunku, choćby poprzez budowę Trójmiejskiego Systemu Sterowania. Oczywiście autostrady również musimy budować.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Porty morskie – na pierwszym miejscu skala obrotów

Z Janem Lewko , Kierownikiem działu marketingu Morskiego Portu Handlowego w Gdyni, rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

– Porty w Gdańsku i Gdyni, nawet razem wzięte, przeładowują mniej kontenerów wjeżdżających na teren Polski niż port w Hamburgu. Co trzeba zrobić, by w tym najważniejszym segmencie przeładunków można konkurować z europejską czołówką?

– Zgadza się, przeładunek kontenerów jest najważniejszy dla przyszłości portów. Niestety, żaden z bałtyckich portów nie ma bezpośrednich połączeń oceanicznych tak jak Hamburg czy Antwerpia. W najbliższych latach spodziewamy się jednak znaczącego wzrostu obrotów. Prognozy są na tyle optymistyczne, że w perspektywie pięciu, może dziesięciu lat będzie się opłacało tym wielkim oceanicznym kontenerowcom zawijać do naszych portów.

– Największe kontenerowce omijają nasze porty dlatego, że dostęp do nich jest zły; czy mamy może niedostosowane drogi oraz linie kolejowe, a tym samym zbyt długo trwa podróż ładunku do odbiorców?

– To wszystko jest ze sobą powiązane, ale na pierwszym miejscu trzeba postawić skalę obrotów. To zaś jest związane ze skalą wymiany handlowej portu oraz jego zaplecza – liczoną właśnie w kontenerach; następnie infrastrukturę portową, czyli możliwość przyjmowania statków o określonej wielkości; wreszcie możliwość dowozu oraz wywozu kontenerów w głąb lądu. Dzisiaj, na przykład, nie ma w porcie w Gdyni tranzytu. Dopiero gdy powstanie autostrada A1 i będzie połączona z autostradami czeskimi oraz słowackimi, pojawią się u nas ładunki tranzytowe. To samo dotyczy połączeń kolejowych. Co najmniej jeden z tych elementów komunikacji lądowej musi być dobrej jakości.

– Utworzenie jednego organizmu z portów w Gdańsku i Gdyni jest dyżurnym tematem. Profesor Włodzimierz Rydzkowski dopomina się, by powstała choćby wspólna strategia rozwoju.

– Z ekonomicznego i organizacyjnego punktu widzenia jakaś forma współpracy byłaby wskazana. Tylko proszę pamiętać, że jest ona w gestii właściciela, czyli skarbu państwa oraz gminy.

– Do tej pory właściciel nie zadbał o pożądaną współpracę. Kolejna rzecz, która często się pojawia w dyskusji o przyszłości portów to zarzut, że nadmiernie koncentrujemy się na infrastrukturze, a zbyt mało na spięciu transportu morskiego z lądowym w jeden organizm, budowaniu przewagi konkurencyjnej poprzez lepszą organizację.

– Zgadzam się z taką opinią. Poprawa strony organizacyjnej, uwzględniając nawet stan infrastruktury kolejowej, jaki jest dzisiaj, doprowadzi do przejęcia znacznie większej ilości ruchu kontenerowego niż obecnie. Dzisiaj w przypadku Portu Gdynia zaledwie 12% obrotów kontenerowych obsługiwanych jest transportem kolejowym. Co więcej, udział ten maleje.

– Port w Gdańsku ma jeszcze sporo wolnej przestrzeni, tego samego nie można powiedzieć o gdyńskim porcie. Jakie będą tego konsekwencje?

– Wokół naszego portu wyrosło miasto i mamy bardzo mało przestrzeni pod inwestycje. W niedalekiej przyszłości będziemy musieli wybierać, co chcemy obsługiwać. Już dzisiaj preferujemy tzw. czyste ładunki, czyli drobnicowe: kontenery, ładunki ro-ro, promowe. Udział ładunków masowych, które niegdyś były bardzo ważnym elementem naszej działalności, jak na przykład węgiel, zmniejszył się niemal do zera. Nie przeładowujemy rud żelaza, ze zbóż najwięcej importuje się śruty sojowej.

– Przyszłość na przeładunku ropy naftowej też chyba trudno zbudować?

– Do gdańskiego portu przybija bardzo dużo tankowców. 50% obrotu to właśnie ropa naftowa i produkty ropopochodne. W większości jest to tranzyt rosyjskiej ropy. Jednak Rosjanie postanowili wybudować od podstaw terminale naftowe w pobliżu Sankt Petersburga. Można więc się spodziewać, że tamtędy będzie transportowana ich ropa.

– Tym bardziej należy szukać porozumienia między portami, żeby raczej się uzupełniać niż konkurować. Cały czas rozmawiamy o przewozie ładunków, ale rozmawiając o perspektywach transportu morskiego, rozwoju portów trudno pominąć ruch pasażerski. Obecnie terminal przenoszony jest w inne miejsce, by większe promy mogły do niego przybijać, czyli jest coraz więcej chętnych?

– Mamy połączenie pasażerskie Gdynia – Karlskrona, ale mamy też sześć razy w tygodniu połączenia statkami typu ro-ro do portów fińskich. Spodziewamy się wzrostu w tym zakresie, ale nie będzie to jakiś znaczący skok. W ubiegłym roku mieliśmy około czterysta tysięcy pasażerów, w tym roku może będzie czterysta pięćdziesiąt tysięcy. Nie sądzę byśmy przekroczyli granicę 600-700 tysięcy pasażerów rocznie. Nie spodziewamy się też otwierania nowych połączeń w najbliższym czasie. Nowe promy projektowane na bałtyckie trasy mają większą przestrzeń ładunkową, kosztem pasażerskiej.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Kilka pytań do pomorskiej strategii rozwoju transportu

Uchwalona i opublikowana niedawno „Strategia rozwoju transportu w województwie pomorskim na lata 2007-2020” jest dokumentem ważnym i potrzebnym. Wskazuje ambitne cele i drogi prowadzące do ich osiągnięcia. Mimo mrocznego obrazu stanu aktualnego, kreśli świetlane perspektywy rozbudowy dróg, kolei, portów i lotnisk w Pomorskiem. Wskazuje też niezbędne i proponuje lepsze niż dotychczas rozwiązania organizacyjne. W sposób zrównoważony przywraca znaczenie powiązań wewnątrzregionalnych, w tym konieczność renesansu kolei, żeglugi na Zatoce Gdańskiej, potrzeby stałej modernizacji i właściwej dbałości o istniejącą infrastrukturę. Dokument proponuje trafne i zrozumiałe mierniki sukcesu strategii. Oby jak najwięcej z nich znalazło się w roczniku statystycznym województwa z roku 2020! Dokument jest obszerny, ciekawy i optymistyczny. Skłania jednak do pytań. Najważniejsze brzmi – ile to ma kosztować oraz kto i z jakich środków za to zapłaci? Można oczywiście powiedzieć, że tej rangi dokument strategiczny nie wymaga kalkulacji finansowych. To prawda, ale prawda roku 2000, gdy jeszcze poza Unią Europejską, bez doświadczenia i wzorców, samorząd świeżo powołanego województwa żmudnie tworzył swoją pierwszą strategię rozwoju i przymierzał się do programów operacyjnych. Dziś jesteśmy w Polsce na zupełnie innym etapie planowania strategicznego. Właściwie dokładnie wiadomo, jakie przedsięwzięcia w dziedzinie transportu zostaną podjęte w kraju do 2015 roku, gdyż wynika to z istniejących planów i programów, w tym współfinansowanych przez UE w okresie programowania 2007-2013. Bez rewolucji w systemie finansów publicznych i korekty priorytetów rozwojowych na wielkie zmiany w tych planach i programach liczyć nie można. Pewne przybliżone koszty słusznych i chwalebnych zamierzeń w dziedzinie rozwoju transportu w Pomorskiem (np. budowy pomorskiego odcinka autostrady A1, obwodnic głównych miast, obwodnicy zachodniej Trójmiasta, rozbudowy portów lotniczych, baz kontenerowych) ogłoszonych w regionalnej strategii rozwoju transportu, wypadało jednak podać. Prawdopodobnie pojawią się one później, na etapie programów, ale jakich programów, skoro na lata 2007-2013 „karty zostały już rozdane”? Załóżmy jednak, że koszty realizacji strategii są policzalne, a ich suma mieści się jakoś w ramach możliwych do wyobrażenia publicznych i prywatnych źródeł finansowania.

W ogóle cała sprawa nie jest błaha, gdyż kwestia rozwoju systemu transportowego ma istotne znaczenie dla pomyślnego działania i dalszego rozwoju regionu pomorskiego, i to z trzech istotnych powodów:

1. nadmorskiego (czyli nadgranicznego w wielorakim znaczeniu) położenia oraz istnienia portów morskich;

2. uzależnienia konkurencyjności ważnych gałęzi gospodarki regionu (przemysł okrętowy, chemiczny, papierniczy, elektrotechniczny i spożywczy, turystyka, nauka i szkolnictwo wyższe) od dobrej dostępności transportowej;

3. peryferyjnego położenia w kraju oraz znacznej odległości od głównych krajowych centrów społeczno-gospodarczych.

Nie wolno karmić się mitem o korzystnym położeniu regionu pomorskiego. Gdańsk wraz Prusami Królewskimi (później Prusami Zachodnimi) i województwem gdańskim były peryferiami Pierwszej i Drugiej Rzeczpospolitej, Królestwa Prus, Cesarstwa Niemieckiego, III Rzeszy i PRL. Zmiana ustroju w 1989 r. i przystąpienie do UE w 2005 r. niczego tu nie zmieniły. Wystarczy popatrzeć na mapę… Ale to nie znaczy, że z tego powodu region skazany jest na stagnację lub niedorozwój. Istotna jest dostępność, a nie położenie. Jednak przy niezbyt korzystnym położeniu utrzymanie dobrej dostępności kosztuje więcej. Dlatego poprawa zewnętrznych powiązań transportowych województwa pomorskiego ma absolutnie pierwszorzędne znaczenie dla jego dalszego rozwoju. Wydaje się, że wszyscy w województwie doskonale to rozumieją. Problem w tym, że kwestia dostępności regionu przez długi czas, przynajmniej w sferze politycznej i medialnej, sprowadzana była do budowy autostrady A1. W nowej regionalnej strategii rozwoju transportu postulatowi szybkiej budowy autostrady, choć nadal będącej na pierwszym miejscu, towarzyszą jednak cele znacznej poprawy dostępności kolejowej, morskiej i lotniczej.

Rodzi się też pytanie o priorytety. W sytuacji ogólnego zacofania infrastruktury transportowej, w stosunkowo ubogim kraju, najważniejsze są rozwiązania dające najwyższą efektywność nakładów w jak najkrótszym czasie. W świetle takiego kryterium najbardziej efektywne w ruchu pasażerskim są powiązania lotnicze, a w ruchu towarowym – kolejowe. „Strategia” dostrzega ten fakt, ale chyba zbyt mało eksponuje. Autostrada A1 nie rozwiąże wszystkich problemów dostępności zewnętrznej województwa pomorskiego. Poza tym, traktowanie autostrady jako „być-albo-nie-być” regionu powoduje utrzymywanie jej zaplanowanego w latach 70-tych przebiegu poza wszelką dyskusją. Przecież autostrada mogłaby przebiegać od węzła Swarożyn przez Wisłę i dalej wzdłuż jej prawego brzegu, łącząc i wspierając rozwój Grudziądza, Kwidzyna, Malborka. Ale to już inna historia.

Można sobie również stawiać pytanie, dlaczego omawiany dokument wspiera niezrozumiałą dla nikogo rywalizację między Gdańskiem a Gdynią, a nawet ją podsyca? Dwa terminale kontenerowe, dwa porty lotnicze (a trzeci w odwodzie), dwie bazy logistyczne, dwa terminale promowe, tu Sucharski, tam Kwiatkowski, tu most, tam wiadukt. Tu wilk stale głodny, a tam owca już nadgryziona… Dobrze, że chociaż ambicje Sopotu idą w innym kierunku. Takie kwestie eksperci powinni rozstrzygać i dawać jasne rekomendacje, a przynajmniej alternatywy. W rozwoju infrastruktury finansowanej lub współfinansowanej z funduszy publicznych nie ma praw rynku, są prawa polityki. Są lepsze lub gorsze uwarunkowania i przesłanki, ale decyzja musi być jasna. Przy obecnym sposobie planowania dyskusje i spory co do lokalizacji portu trwałyby do 1939 roku, a Gdynia byłaby ośrodkiem rezydencjalno-wypoczynkowym Wielkiego Gdańska. Zachodzi obawa, że w grze polityczno-planistycznej Pomorskie przegrywa i będzie nadal przegrywać, m.in. dlatego, że każda propozycja Gdyni napotyka kontrpropozycję Gdańska. Mówiąc wprost – gdyby skoncentrować wysiłek na jednym celu, już od lat cała Trasa Kwiatkowskiego lub cała Trasa Sucharskiego pracowałaby dla polskiej gospodarki. To samo dotyczy baz kontenerowych, promowych i pozostałej infrastruktury portowej.

W nadchodzącym dwudziestoleciu rosnące znaczenie dla poprawy dostępności regionu dla pasażerów będzie miał transport lotniczy. Dla dostępności regionu liczy się port, który wybiorą przewoźnicy. Na tym miejscu trzeba skupić wysiłek inwestycyjny i dla tego miejsca zdobywać klientów. Berlin ma trzy lotniska, ale strategicznie (po długiej i zażartej dyskusji) decyduje się na jedno – Schoenefeld. Frankfurt dopuścił do gry Ham, ale pod własnym szyldem.

Tymczasem wygląda na to, że w województwie pomorskim powstaje Port Lotniczy Gdynia-Oksywie (może im. gen. Orlicz-Dreszera?) w Kosakowie-Babich Dołach, połączony nieistniejącą Koleją Metropolitalną z już istniejącym Portem Lotniczym Gdańsk im. Lecha Wałęsy w Rębiechowie. W rezerwie jest jeszcze lotnisko w Pruszczu Gdańskim. Skoro Siły Powietrzne i Marynarka Wojenna RP chcą użyczać swoich lotnisk na cele cywilne, to bardzo dobrze. Na całym świecie siły zbrojne współpracują z sektorem cywilnym, ale to nie znaczy, że Ramstein to Fraport, a Andrews to O’Hare. Pomysł na regionalną sieć lotnisk nie jest zły, ale koniecznie trzeba wskazać port najważniejszy – bramowy.

Siedem długich lat, tłustych przecież, gdy spojrzeć w przeszłość, straciły samorządy terytorialne Trójmiasta i województwa na urzeczywistnienie idei „wspólnego biletu”. Żadne usprawiedliwienia nie mogą już być wysłuchane. Powołanie związku taryfowego jest przecież możliwe. Wszyscy gracze reprezentują (samorządy, firmy przewozowe, PKP) interes publiczny i żyją w mniejszym lub większym stopniu z podatków. Chyba, że grają w durnia.

W strategii proponuje się również nowe drogi, w tym niektóre znane od lat z różnych opracowań planistycznych. Niewątpliwie są tu znaczne potrzeby i każda inwestycja znajdzie uzasadnienie. Można jednak się zastanawiać, skąd się wzięła „obwodnica zachodnia”, narysowana w poprzek wszystkich istniejących i planowanych tras? Czy autorzy tego pomysłu, włączonego jednak do oficjalnej strategii, zdają sobie sprawę z tego, że wobec narastającej suburbanizacji, droga ta za 10-15 lat niczego już nie „obwiedzie”, a możliwości jej wytrasowania wobec panujących stosunków własnościowych i uwarunkowań ekologicznych są bardzo wątpliwe? Dlaczego, skoro myśli się perspektywicznie, nie podnieść rzeczywiście rangi drogi 214 i nie uczynić z niej prawdziwej obwodnicy metropolii trójmiejskiej, wyprowadzającej ruch z głębi kraju nad otwarte morze aż do Łeby – drogi stanowiącej główny korytarz północ-południe Kaszub oraz poprawiającej dostępność Lęborka i Kościerzyny?

Gdyby zapytać, jakie jest największe zagrożenie dla realizacji ambitnej i jakże ważnej dla całego regionu strategii rozwoju transportu, to odpowiedź nie może pominąć dwóch zjawisk – dalszego braku zgody politycznej w kwestii podziału funkcji transportowych między Gdańskiem a Gdynią oraz znacznego wzrostu cen paliw.

Brak zgody można przezwyciężyć środkami politycznymi, wprowadzając ustawę metropolitalną, dając więcej kompetencji zarządom województw nad metropoliami, a nawet wprowadzając do metropolii merów mianowanych przez premiera.

Wywołany obiektywnym wyczerpywaniem się zasobów naturalnych kryzys paliwowy, którego skutki dotkną całej gospodarki, oznaczać będzie zmiany w popycie w kierunku najmniej energochłonnych środków transportu. W tej nowej grze transport samochodowy, zarówno indywidualny pasażerski, jak i towarowy, może przegrać najwięcej. Trudno przewidzieć, na ile postęp techniczny, w tym zastosowanie biopaliw, pozwolą zniwelować negatywne efekty wzrostu cen ropy naftowej i gazu. W strategii wyraźnie brakuje scenariusza zwiększonego popytu na transport zbiorowy, w tym kolejowy.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Warunki życia w Gdańsku na tle innych ośrodków konkurencyjnych w Europie

Czym jest Urban Audit?

Program Urban Audit jest przedsięwzięciem badawczym, którego celem jest dostarczenie porównywalnych danych statystycznych o najważniejszych miastach państw członkowskich UE. Kondycja miast w znacznej mierze decyduje o rozwoju społeczno-gospodarczym państw i regionów. W miastach występują jednocześnie specyficzne problemy mogące hamować ten rozwój. W związku z tym Komisja Europejska uznała za konieczne monitorowanie stanu największych ośrodków miejskich w celu dostarczenia informacji stanowiących podstawę dla programowania polityki miejskiej i kontroli jej efektów.

Program badawczy prowadzony jest przez EUROSTAT, czyli europejski urząd statystyczny. Pierwsza edycja rozpoczęła się w 1998 r. i objęła 58 miast Unii Europejskiej. W jej trakcie opracowano metodykę badania, dokonano doboru wskaźników i w efekcie uzyskano dane umożliwiające porównanie miast w zakresie demografii, warunków życia, gospodarki, szkolnictwa, stanu i ochrony środowiska, kultury i turystyki itp. Zebrane dane w większości dotyczyły lat 1981, 1991 i 1996. Stały się one częścią pierwszej ogólnoeuropejskiej bazy danych o miastach – Urban Audit [1].

16_t1

Miasta objęte badaniem

Pozytywne wyniki pierwszej edycji programu skłoniły Komisję Europejska do podjęcia decyzji o jego kontynuacji. Biorąc pod uwagę zbliżające się rozszerzenie UE, w drugim etapie objęto badaniem także miasta państw kandydujących. Łącznie zebrano informacje o 258 dużych (powyżej 250 tys. mieszkańców) i średnich (od 50 do 250 tys. mieszkańców) miastach z 27 krajów obecnej UE. W Polsce do grupy tej zaliczono 23 miasta. Wśród nich znalazło się 18 ośrodków regionalnych, a więc także Gdańsk, oraz pięć innych miast na prawach powiatu liczących poniżej 100 tys. ludności. Wszystkie objęte programem miasta liczyły w 2002 r. łącznie 7,8 mln mieszkańców, co stanowiło ponad 33 proc. ludności miejskiej kraju [2]. Wybrane jednostki rozmieszczone były równomiernie na jego całym terytorium. Zwiększyło to reprezentatywność uzyskanych wyników. Drugą edycję badania przeprowadzono, w przypadku Polski, w latach 2003-2005, gromadząc dane pochodzące głównie z 2001 r.

Oprócz obszarów miast w ich graniach administracyjnych badaniu poddano także strefy podmiejskie, co pozwoliło na uwzględnienie zachodzących procesów suburbanizacji. Trzeci wymiar badania dotyczył wewnętrznego zróżnicowania warunków życia w mieście. W niniejszym 2 Jak wyżej. artykule skupiono się jednak na ukazaniu miasta Gdańska, rozpatrywanego w granicach administracyjnych na tle pozostałych miast objętych badaniem. Tym samym, ze względu na charakter i objętość publikacji, pominięto analizę wyników dotyczących pozostałych dwóch aspektów programu. Ludność

Gdańsk mający ponad 455 tys. mieszkańców zaliczał się do stosunkowo dużych miast na tle pozostałych ośrodków objętych badaniem. W rankingu liczby ludności zajął 74. miejsce, sąsiadując z takimi ośrodkami o zbliżonej wielkości, jak: Drezno, Bradford, Göteborg, Strasburg, Antwerpia, Edynburg. W okresie pięciu lat poprzedzających badanie liczba jego ludności nie uległa istotnym zmianom. W porównaniu do pozostałych badanych miast był to wynik gorszy od przeciętnej – około połowa ośrodków odnotowała bowiem wzrost liczby mieszkańców. Liderem pod tym względem był holenderski Tilburg, w którym liczba ludności wzrosła o ponad 3,5 proc.

Gdańsk cechował śladowy udział mieszkańców będących jednocześnie obywatelami państw UE albo pozostałych państw. Pomijając tak kosmopolityczne miasta jak Luksemburg czy Bruksela, w pozostałych nie odnotowano szczególnie wysokiego udziału mieszkańców z innych państw UE. W dość znacznej grupie (55 miast) przekraczał on jednak 2 proc. Na tym tle Gdańsk, z odsetkiem omawianej grupy mieszkańców kształtującym się na poziomie 0,05 proc., zajął 205. miejsce. Natomiast udział mieszkańców obywateli pozostałych krajów kształtował się w Gdańsku na poziomie 0,09 proc., co plasowało go na 236. miejscu. Dane te potwierdzają tezę mówiącą o Gdańsku co najwyżej jako o „potencjalnej metropolii”. Funkcje metropolitalne, będące faktycznym wyznacznikiem statusu miasta, są tu bardzo słabo rozwinięte, o czym świadczy właśnie niski procent mieszkańców-obcokrajowców.

W zakresie charakterystyki gospodarstw domowych Gdańsk nie odbiegał od przeciętnej dla wszystkich badanych miast. Dotyczy to zarówno wielkości gospodarstw, jak i ich struktury – udziału gospodarstw jednoosobowych oraz gospodarstw prowadzonych przez rodziny niepełne.

Aspekty społeczne

Dynamiczne zmiany, jakie mają miejsce na polskim rynku nieruchomości, spowodowały dość znaczną dezaktualizację danych dotyczących zagadnień mieszkalnictwa, które w społecznym komponencie programu Urban Audit II miały kluczowe znaczenie. Omówienie tych zagadnień pominięto, skupiając się na wskaźnikach lepiej oddających obecną sytuację miasta.

Gdańsk cechuje niższa od przeciętnej powierzchnia użytkowa mieszkań na jedną osobę. W porównaniu z liderami rankingu, takimi jak Aalborg (49 m2) czy Odense (47 m2), sytuacja Gdańska wygląda znacznie gorzej. Około 20 m2 powierzchni użytkowej na mieszkańca plasuje miasto na 158. miejscu (na 204 miasta, dla których uzyskano dane). Pozycja miasta jest pochodną poziomu rozwoju i zamożności całego kraju – pozostałe polskie miasta cechowała zbliżona wartość omawianego wskaźnika. Można mieć nadzieję, że rosnąca w ostatnich latach dostępność kredytów i wywołany przez nią boom mieszkaniowy znacząco zmniejszą tę różnicę.

Przeciętna oczekiwana długość życia w Gdańsku wynosiła 74,5 roku i była niższa od przeciętnej dla badanych miast (75,5). Jest to kolejna zmienna, której wartość zależy głównie od poziomu rozwoju społeczno-gospodarczego kraju. W Polsce, podobnie jak w pozostałych krajach Europy Środkowo-Wschodniej, przeciętna długość życia jest niższa niż w krajach UE-15.

Poziom przestępczości w Gdańsku nie odbiegał od przeciętnego dla badanych ośrodków. Około 76 przestępstw na tysiąc mieszkańców plasowało miasto na 104. miejscu. Pozostałe polskie miasta cechowały podobne wartości omawianego wskaźnika. Wyższy poziom przestępczości odnotowano głównie w miastach krajów UE-15. W Polsce, w tym w Gdańsku, wskaźnik ten może być wyższy, a to za sprawą tzw. ciemnej liczby przestępstw, które nie zostały zgłoszone policji. W Polsce, jak i w innych krajach przechodzących transformację ustrojową, była ona z reguły wyższa niż w państwach Europy Zachodniej.

16_t2

Edukacja

W zakresie edukacji sytuacja Gdańska na tle innych badanych miast okazała się zróżnicowana. Słabą stroną była bardzo mała liczba dzieci w wieku 0-4 lata korzystających ze żłobków i przedszkoli. Na tysiąc dzieci w tym wieku w wymienionych instytucjach przebywało jedynie 191, podczas gdy średnia dla badanych miast wynosiła 435. Problem ten występował nie tylko w Gdańsku. Inne polskie miasta cechowały również niskie wartości analizowanego wskaźnika, co było efektem głębokiej redukcji liczby żłobków i przedszkoli, jaka miała miejsce po 1989 r. Niestety, również na tle polskich miast uczestniczących w programie sytuacja Gdańska była zła.

W zakresie poziomu wykształcenia mieszkańców pozycja Gdańska była lepsza. Odsetek ludności z wykształceniem ponadpodstawowym (gimnazjalne, zasadnicze zawodowe, średnie zawodowe, średnie ogólnokształcące) sięgał 50 proc. i w porównaniu z innymi badanymi miastami był bardzo wysoki. Omawiana kategoria wykształcenia jest szeroka i niejednorodna. Z jednej strony wykształcenie gimnazjalne jest absolutnie niewystarczające do prawidłowego funkcjonowania na rynku pracy, z drugiej zaś – specjaliści z wykształceniem zasadniczym lub średnim zawodowym są bardzo poszukiwani przez pracodawców. Trudno więc oceniać wysoki udział tej grupy osób jednoznacznie pozytywnie lub negatywnie, tym bardziej że część mieszkańców była w trakcie podnoszenia swoich kwalifikacji. Osoby z wyższym wykształceniem są natomiast generalnie pożądane na rynkach pracy, zwłaszcza dużych miast. Nawet jeżeli nie mają specjalistycznego wykształcenia, łatwiej dostosowują się do wymagań pracodawców. Odsetek osób z wyższym wykształceniem w Gdańsku wynosił 15 proc. i nie odbiegał od przeciętnej dla badanych ośrodków. W rankingu miasto zajęło 121. miejsce.

16_t3

Środowisko

Stan środowiska i sposób gospodarowania jego zasobami był zdecydowanie słabą stroną miasta. Jakość powietrza atmosferycznego pozostawiała wiele do życzenia. Wysokie stężenie ozonu w powietrzu nie występowało często – jedynie 6 dni w roku. Na tle rekordzistów, takich jak Karlsruhe (68 dni), sytuacja nie wyglądała źle, należy jednak zaznaczyć, że w większości badanych miast liczba dni, w których odnotowano wysokie stężenie ozonu, była niższa niż w Gdańsku. Poważnym problemem okazało się

zapylenie atmosfery. Wysokie stężenie pyłów utrzymywało się w ciągu 97 dni. Miasto zajęło pod tym względem 12 miejsce w rankingu 137 miast, dla których uzyskano dane.

Nie najlepiej wypadła także gospodarka odpadami. Co prawda masa odpadów zebranych na mieszkańca była mała, ale aż 99 proc. składowano na wysypiskach, nie odzyskując z nich surowców wtórnych ani energii. Pod tym względem Gdańsk ponownie zajął 12. miejsce w rankingu badanych ośrodków. Przeciętny udział odpadów wytworzonych w tych miastach, a następnie składowanych na wysypiskach, wynosił 53 proc. Gdańsk cechował natomiast przeciętny udział terenów zielonych w powierzchni miasta, który kształtował się na poziomie 32 proc.

Powyższa analiza ukazuje Gdańsk jako miasto charakteryzujące się przeciętnymi warunkami życia. W żadnym z istotnych aspektów nie należał on do liderów rankingu. Okres transformacji ustrojowej był etapem, w trakcie którego warunki życia niewątpliwie uległy znacznej poprawie. Wizyta w dużych miastach krajów „piętnastki” uświadamia nam jednak, że ciągle jeszcze wiele kwestii wymaga poprawy, co wiąże się najczęściej z kosztownymi, rozłożonymi na lata inwestycjami. W tym sensie przeciętna pozycja Gdańska wydaje się uzasadniona. Pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnej edycji programu, uwzględniającej już efekty wydatkowania funduszy strukturalnych, sytuacja miasta ulegnie znaczącej poprawie.

16_t4

Przypisy:

1. Porównanie warunków życia w miastach europejskich (Program Urban Audit II), 2005, Notatka informacyjna – wyniki badań GUS, GUS, Warszawa.

2. Jak wyżej.

Skip to content