Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Edukacja głupcze!

Relacja z wystąpienia na Politechnice Gdańskiej Craiga Barretta – prezesa zarządu Intel Corporation.

30 marca 2006 roku w auli Politechniki Gdańskiej odbyło się spotkanie prezesa zarządu Intel Corporation Craiga Barretta ze studentami uczelni, środowiskiem akademickim oraz gospodarczym. W spotkaniu uczestniczyli również prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, rektor Politechniki Gdańskiej prof. dr hab. inż. Janusz Rachoń oraz prezes Intel Technology Poland Leszek Pankiewicz.

Wykład wygłoszony przez prezesa Intel Corporation dotyczył wpływu nowoczesnych technologii na rozwój krajów i regionów. Zdaniem Craiga Barreta rozkwit technologii informatycznych doprowadził do znaczących zmian w warunkach gospodarowania. To właśnie za sprawą postępu technologicznego, a przede wszystkim rozwoju internetu w ostatnich latach zaobserwowaliśmy błyskawiczny wzrost rynku towarów i usług. Wkroczeniu na światowe rynki 3 miliardów Chińczyków oraz Hindusów towarzyszył wzrost konkurencji. Rozwój nowoczesnych technologii zapewnia bowiem nie tylko możliwości ekspansji, prowadzi również do nasilenia rywalizacji. Jak zatem pozostać konkurencyjnym?

Na receptę zaproponowaną przez prezesa Intel Corporation składają się trzy elementy. Po pierwsze, należy postawić na edukację. We współczesnym świecie wartość człowieka jest mierzona poziomem jego wiedzy. Kluczem rozwoju jest zatem ciągłe inwestowanie w kształcenie. Drugi ze składników recepty to kreatywność. Twórcze pomysły potrzebują finansowania, a zatem, co jest szczególnie istotne w wypadku Polski, musimy zwiększać nakłady na prace badawczo-rozwojowe. Ostatnią zaś spośród wymienionych przez Craiga Barretta części przepisu na sukces jest stworzenie przyjaznego dla biznesu otoczenia. Oprócz tworzenia warunków prawnych sprzyjających gospodarowaniu, należy podejmować działania pomagające w zaistnieniu nowych pomysłów na rynku. Szczególne zadanie w tym zakresie prezes Intel Corporation przypisuje uczelniom wyższym. W jego opinii to nie tylko kuźnie pomysłów, miejsca, gdzie rodzą się idee, to także instytucje pomagające w sprzedaży rozwiązań odpowiadających potrzebom rynkowym. Tylko te kraje, którym udaje się zapewnić wszystkie trzy z wymienionych warunków, są konkurencyjne i będą w stanie utrzymać wysoką konkurencyjność w przyszłości.

W drugiej części wystąpienia prezes Intela opowiedział o regułach, zapewniających powodzenie w prowadzeniu biznesu. Niezmiernie ważne jest zrozumienie nastręczającego się problemu. „Nie bójmy się pytać dlaczego” mówił Craig Barrett. Pytajmy tak długo, dopóki nie otrzymamy odpowiedzi wyjaśniającej wszystkie nasze wątpliwości. Dopiero to pozwoli lepiej zrozumieć zagadnienie oraz znaleźć optymalne rozwiązanie. Równie istotną zasadą w jego opinii jest konieczność wyprzedzania zmian. Podejmujmy działania wcześniej, zanim i tak zostaniemy do tego zmuszeni przez sytuację na rynku. Wśród argumentów przytoczonych przez Barretta warto wskazać na te odnoszące się do odmiennych reakcji przemysłu muzycznego oraz filmowego na powstanie nowych kanałów dystrybucji. O ile zagrożeń wynikających z możliwości swobodnego przesyłania dużych ilości informacji przez internet nie uniknięto w obydwu wypadkach, o tyle przemysł filmowy zaczął postrzegać ją jako szansę w kategorii nowego kanału dostępu do odbiorców.

Podczas kończącej spotkanie sesji pytań Craig Barrett zapowiedział, że Intel planuje podwojenie liczby pracowników gdańskiego centrum badawczo-rozwojowego w ciągu najbliższych 3 lat. Ponadto wraz z Prezydentem Gdańska, Rektorem Politechniki Gdańskiej oraz Dyrektorem Centrum Informatycznego Trójmiejskiej Akademickiej Sieci Komputerowej prezes amerykańskiego koncernu ujawnił plany związane ze zwiększeniem wydajności superkomputera używanego przez TASK.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

O innowacyjności Pomorza ”bez krawatów”

Relacja ze spotkania zorganizowanego w ramach realizacji projektu Regionalne Studia Innowacyjności i Konkurencyjności współfinansowanego ze środków Unii Europejskiej i budżetu państwa.

Notowała Sylwia Kupiec .

Maciej Dzierżanowski (Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową):

Serdecznie witam na naszym spotkaniu! Chcielibyśmy w nieco luźniejszej formule porozmawiać o tym, czy Pomorze jest innowacyjnym regionem. Doskonałym punktem odniesienia do tej dyskusji jest wykład Craiga Barretta, prezesa Intel Corporation, na który mogliśmy Państwa zaprosić dzięki uprzejmości prezesa Leszka Pankiewicza. Odnośnie kwestii, co to właściwie jest innowacyjny region, otrzymaliśmy bardzo dobrą podpowiedź: innowacyjność kształtują trzy czynniki: smart people, smart ideas, smart environment, czyli zmyślni ludzie, dobre pomysły i przyjazne otoczenie. Chciałbym, żebyśmy porozmawiali zwłaszcza o przyjaznym otoczeniu, które jak usłyszeliśmy jest niezmiernie ważne i jednocześnie najtrudniej je stworzyć. Patrząc na region, dostrzeżemy szereg różnych elementów: firmy, administrację, wyższe uczelnie. Możemy dyskutować, czy firmy są dostatecznie innowacyjne – często mówi się, że raczej nie, ponieważ za mało inwestują w badania i rozwój. Wiele inicjatyw wspierania innowacyjności wychodzi właśnie z założenia, że firmy nie są innowacyjne. Może jednak nie jest tak źle – niedawno wyłoniliśmy pomorskich liderów innowacyjności, a poza tym generalnie firmy działają w warunkach konkurencji, co zmusza je do wprowadzania zmian i ulepszeń.

Przede wszystkim warto jednak zastanowić się, czy pozostałe elementy regionalnego systemu innowacji – tj. sektor badawczo-rozwojowy i administracja – są dostatecznie efektywne i sprawne? Czy tworzą owo przyjazne otoczenie sprzyjające rozwojowi innowacyjnych firm i klastrów? Kolejna istotna kwestia dotyczy tego, jakie czynniki i działania wpływające na innowacyjność należałoby wspierać środkami publicznymi, w tym z funduszy strukturalnych w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego w latach 2007-2013? A zatem, czy jesteśmy innowacyjnym regionem? Czy poruszamy się do przodu, wyprzedzamy zmiany i wykorzystujemy nowoczesne technologie, czy też zamierzamy czekać aż bieg wydarzeń zmusi nas do bycia innowacyjnym? W jakim kierunku powinniśmy się poruszać? Jak Państwo to oceniają przez pryzmat własnych doświadczeń? Zapraszam do zabierania głosu, liczę na ożywioną i swobodną dyskusję.

Alina Landowska (Agencja Rozwoju Pomorza):

Czy rzeczywiście musimy czekać aż coś nas zmusi? Tak naprawdę rynek już zmusza nas do bycia innowacyjnymi! Jak to wygląda z perspektywy przedsiębiorstw?

Jacek Zimny (Siemens):

Uważam, że rynek wymusza rozwój technologii i innowacyjności, co z kolei przekłada się na stymulowanie rynku. Można powiedzieć, że jest to w pewnym sensie pętla zwrotna: z jednej strony klienci wymuszają innowacyjność, a z drugiej strony nowe technologie i innowacyjne rozwiązania kreują nowe potrzeby, nowy popyt.

Jacek Jettmar (Pomorska Sieć Innowacyjna „Brainet”):

Przede wszystkim należy postawić pytanie, gdzie powstają innowacje i komu służą? W przypadku takich międzynarodowych firm, jak Intel czy Siemens innowacje są pochodną ich zadań, kampanii oraz atmosfery i kultury organizacyjnej. Czy jednak ta innowacyjność zmienia nasz region? Ona niewątpliwie kreuje miejsca pracy, ale czy kreuje także nowe firmy, które na bazie know-how powstającego np. w Intelu czy Siemensie mogłyby tworzyć szanse dla młodych absolwentów? Kluczowym pytaniem w kontekście innowacyjności regionu jest to, czy powstają tu rodzime firmy, czy rodzi się własna wartość dodana? Trzeba ocenić, co jest pierwotnym źródłem innowacyjności regionu.

Maciej Stachowiak (Elab, ICT Pomerania):

Myślę, że mimo wszystko kolejne firmy powstają, jakkolwiek rynek trójmiejski – zwłaszcza w branży IT – jest stosunkowo słabo rozpoznany. W zeszłym roku stworzyliśmy inicjatywę klastra firm informatycznych (ICT Pomerania) i proste mapowanie wykazało, że istnieje prawie 1000 takich firm. Dyskusyjne jest ile z nich robi rzeczywiście coś nowatorskiego. Większość to jednoosobowe działalności, które dostarczają usługę, nie wytwarzają innowacji. W wielu przypadkach trudno jest bowiem pokonać barierę finansową i uruchomić własną działalność badawczo-rozwojową. Ja obserwuję jednak firmy z Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego, niemal wszystkie robią coś wyjątkowego, naprawdę ciekawego, czego wcześniej nie widziałem. Jest zatem miejsce dla prawdziwych innowacji i to wśród firm naprawdę małych, chociaż z zewnątrz może to wyglądać na partyzantkę. Trudno natomiast mówić o wdrażaniu innowacji, które generuje Intel, bo on je generuje w zasadzie dla siebie.

Alina Landowska:

Przeciwstawiając usługi innowacjom, dotknęliśmy samej definicji innowacyjności. Podstawowa z nich – zaproponowana przez Schumpetera – określa innowacje jako nowe kombinacje w usługach, procesach, produktach. Często mamy natomiast do czynienia ze stereotypowym postrzeganiem innowacyjności przez pryzmat zaawansowanych technologii czy też firm takich jak Intel czy Siemens. Innowacje to także znacznie prostsze rozwiązania i zdecydowanie uważam, że są one obecne.

Krzysztof Cała (Parsifal):

Cieszę się, że podniosła Pani bardzo ważną kwestię zdefiniowania istoty innowacyjności. Jeżeli miałoby to być coś wyjątkowego, nowatorskiego, to za chwilę wszyscy popadlibyśmy w minorowy nastrój, ponieważ okazałoby się, że w zasadzie nie jesteśmy innowacyjni. Zaryzykowałbym jednak twierdzenie, że innowacyjność to w znacznej mierze zdolność dostosowania się do zmiennych warunków rynku, w tym umiejętność zachowania miejsc pracy. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że jest to myślenie asekuracyjne. Chciałbym jednak dobrze zdefiniować innowacyjność. Sądzę, że można postrzegać ją jako cechę związaną z umiejętnością osiągnięcia sukcesu, wytworzenia takiej kombinacji, która będzie atrakcyjna dla rynku.

Stanisław Szultka (Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową):

Jak powiedział prezes Intela, wyznacznikiem innowacyjności jest de facto zysk, czyli fakt, że firma potrafi na siebie zapracować. Obecnie wartość na rynku tworzy przede wszystkim wiedza. Jeżeli odniesiemy to do miejsc pracy, to wysoko opłacanymi będą te, które generują wartość bazującą na wiedzy. Taki jest współczesny model rozwoju firm i regionów. Powstaje więc pytanie jak do tego dojść na Pomorzu, gdzie z pewnością mamy firmy innowacyjne i konkurencyjne, ale gdzie bardzo dużo małych przedsiębiorstw nie tworzy wysoko płatnych miejsc pracy czy tzw. wysokiej wartości dodanej. Jak zatem stymulować powstawanie takich firm i takich miejsc pracy? Czy powinno się w tym zakresie bazować na dużych korporacjach typu Intel lub Siemens czy raczej na małych firmach opartych na nowych technologiach, takich jak EURx, które są w stanie eksportować know-how? Małopolska rozwija się w oparciu o duże korporacje, a jaką drogą ma iść Pomorze, jaki kierunek jest bardziej obiecujący? Czy mamy szansę na stworzenie 100 czy też 1000 małych, innowacyjnych firm w branży biotechnologii czy ICT? Co trzeba zrobić w regionie, jakie warunki stworzyć, żeby powstawały takie firmy jak EURx?

Piotr Skowron (EURx):

Trudno mi będzie dać dobrą, reprezentatywną odpowiedź z racji tego, że moja firma jest w pewnym sensie przeniesieniem działalności naukowo-badawczej w zakresie biotechnologii molekularnej ze Stanów Zjednoczonych. Amerykanie dużo zainwestowali w powstanie naszego laboratorium, tak więc nie musieliśmy starać się o środki na inwestycję. Tę inwestycję „spłacamy” teraz naszą innowacyjnością – generowaniem kolejnych kombinacji genów mających zastosowanie komercyjne. Niewątpliwie pojawia się jednak szereg świeżych pomysłów, w oparciu o które można by zrealizować nowe przedsięwzięcia.

Stanisław Szultka:

Mówi Pan, że przykład Pana firmy nie jest typowy, ale w gruncie rzeczy jest on reprezentatywny dla modelu, który przyniósł sukces Irlandii. Sukces ten bazował na tym, że Irlandczycy wracali do kraju z kapitałem amerykańskim i inwestowali. Pytanie, czemu nie ma więcej takich przypadków w Polsce? Jakie warunki muszą zostać spełnione?

Piotr Skowron:

Przypadek mojej firmy nie jest typowy, gdyż nie jestem stricte przedsiębiorcą. Do USA trafiłem po raz pierwszy w roku 1989 jako doktorant. W zasadzie nie byłem zainteresowany pracą w przemyśle biotechnologicznym – byłem sensu stricte naukowcem, a posuwanie się do praktycznych aspektów nauki uważałem poniekąd za ujmę. Życie bywa jednak przekorne i zmusiło mnie do zainteresowania się przemysłem. Byłem młodym doktorantem z niewielkim stypendium, zakładałem rodzinę.Byłem zmuszony „dorobić” i zostałem zatrudniony przez mały amerykański start-up założony przez trzy osoby, w tym profesora z uniwersytetu i pracownika znanej firmy biotechnologicznej. Firma opierała się na jednym pomyśle – wykorzystania nietypowego enzymu do przecinania DNA – ale okazało się, że to wystarczyło. Panowie zaprosili mnie do współpracy. Firma zatrzymała się na etapie zatrudniania 10 osób, powstały zarówno publikacje w prestiżowych czasopismach naukowych, jak i patent. Ja w tym czasie skończyłem pracę nad doktoratem i wróciłem do Polski – na Uniwersytet Gdański, potem na Politechnikę. Po pewnym czasie okazało się, że ten start-up został wykupiony przez dużą korporację. Dostałem od niej ofertę pracy, która była na tyle przekonująca, że zrezygnowałem z już „dopiętego” stypendium typu postdoc w jednym z najbardziej znanych laboratoriów na Uniwersytecie Wisconsin-Madison,pojechałem do Stanów na kontrakt do firmy biotechnologicznej. Po pięciu latach zdecydowałem się wrócić do kraju, a korporację amerykańską przekonałem do zbudowania laboratorium w Polsce. Ominęły mnie zatem te etapy tworzenia od podstaw firmy w Polsce. W skrócie, Amerykanie przenieśli centrum B+R do Polski.

Maciej Stachowiak:

Dotknął Pan jednak ważnego aspektu. Myślę, że potrzebujemy takiego pozytywnego wzorca zakładania biznesu. W Stanach Zjednoczonych jest ogólnie przyjęte, że jeżeli start-up upada, to nikt nie płacze z tego powodu.

Piotr Skowron:

Oczywiście, to nie jest żaden wstyd. Jest to raczej dobrze widziane jako podjęcie pewnej próby, ryzyka…

Maciej Stachowiak:

Odbywa się to w sposób elegancki, ludzie nie są dyskredytowani w środowisku…

Piotr Skowron:

Oczywiście. Uważani są raczej za rozwojowych „fighterów”, którym pewnie uda się następnym razem. Natomiast w naszym środowisku akademickim wszyscy czekają i zacierają ręce, myśląc: „niech się nie uda”. Doświadczyłem tego na własnej skórze.

Maciej Stachowiak:

Chciałbym na chwilę wrócić do definicji innowacyjności. EURx, dzięki inwestycji amerykańskiej produkuje technologie, rozwija nowe koncepcje bazujące w całości na polskiej myśli. Dlatego uważam, że definicja innowacyjności powinna wyżej stawiać poprzeczkę. Dla mnie prawdziwa innowacyjność to tworzenie czegoś nowego, co inni rzeczywiście będą chcieli kupować. Samo przeżycie, utrzymanie się na rynku, nie jest wynikiem innowacyjności, tylko pewnego sprytu i instynktu przetrwania. Nie satysfakcjonuje mnie też powiedzenie: jestem innowacyjny, bo mam zyski lub rośnie mi sprzedaż. Nie, to jest naturalna konsekwencja prowadzenia biznesu – np. sprzedaży jabłek lub gwoździ. Według mnie innowacją jest na przykład stworzenie prostej, nowej aplikacji, którą ktoś będzie chciał wykorzystać. Znam na przykład firmę, której pracownicy napisali proste oprogramowanie, które pomaga zarządzać bankowi flotą bankomatów i powoduje, że koszty utrzymania bankomatów istotnie maleją. To jest innowacyjna aplikacja, ponieważ nikt tego wcześniej w ten sposób nie robił. Tym rozwiązaniem jest zainteresowany nawet Euronet.

Krzysztof Cała:

Przykład, który Pan podał nasuwa mi myśl, że innowacyjność to niekoniecznie przełomowy w sensie myśli techniczne produkt, ale umiejętne połączenie dostępnych technologii z potrzebami klientów i możliwościami sfinansowania przedsięwzięcia.

Maciej Stachowiak:

Oczywiście, chociaż z drugiej strony często generujemy innowacje, na które wcale nie ma zbytu. Ktoś wymyśla urządzenie lub rozwiązanie, które przez długi czas jest niezauważane i dopiero po kilku latach znajduje praktyczne zastosowanie.

Jacek Jettmar:

Wróćmy jednak do szerszych uwarunkowań sprzyjających innowacyjności! Jeśli popatrzymy na sukcesy Intela czy Young Digital Planet, to zauważymy, że firmy te powstały na bazie doskonale wykształconych ludzi. Mieli oni bardzo dobrych profesorów, odbyli zagraniczne staże, potrafili śledzić literaturę oraz rynek i z pasją przystąpili do działania. Intel nie znalazł się na Pomorzu dlatego, że ma sentyment do ducha „Solidarności”, ale dlatego, że pojawił się genialny lider z kolegami i stworzyli dobrą firmę. Sukces Young Digital Poland polega na tym samym. Dlatego uważam, że kwestia edukacji jest sprawą podstawową. Jeżeli mamy mówić o innowacyjności w tym regionie – w znaczeniu podnoszenia konkurencyjności w skali europejskiej czy światowej – to powinniśmy postawić na lepsze kształcenie, najlepszych profesorów, praktyczne prace dyplomowe i doktorskie oraz jak największe otwarcie na świat. Trzeba dać młodym ludziom szansę otarcia się o inne uczelnie, inne sposoby myślenia, zebrania doświadczeń i sukcesów. Trzeba jednak zarazem stworzyć tym młodym ludziom warunki do powrotu. Ogromna ilość znakomitych absolwentów wyjeżdża i nie wraca – przy czym jest to szerszy problem, ponieważ w tej chwili Stany Zjednoczone żerują na absolwentach z Europy. Należy zrobić wszystko, żeby przeciwdziałać temu absolutnemu drenażowi mózgów z Polski. Po drugie, należy także zadbać o to, by jak najwięcej osób studiowało nauki ścisłe, w tym nowoczesne nauki biologiczne. Mamy wystarczająco dużo fachowców od marketingu czy zarządzania, brakuje natomiast ludzi, którzy byliby w stanie tworzyć bazowe innowacje techniczne. Powtarzam, jeżeli chcemy mówić o tym, co należy zrobić, żeby podnieść innowacyjność regionu, to trzeba przede wszystkim skupić się na edukacji: przekształcić uczelnie, sposób zarządzania, mentalność profesorów, zmienić kryteria awansowania naukowców. Jest to długi i ciężki proces. Widać już pewne zmiany. Od niedawna katedry i uczelnie ocenia się także pod względem ilości patentów. Inna rzecz, że paradoksalnie polski urząd patentowy ma 3 lata zaległości w przyznawaniu patentów. Cały czas znajdujemy się jeszcze w kompletnym niedostosowaniu.

Stanisław Szultka:

Rzeczywiście jest drenaż mózgów między Europą a Stanami Zjednoczonymi. Można zatem powiedzieć, nawiązując także do wypowiedzi prezesa Intela, że w Europie są dobrzy inżynierowie, dobrze wyedukowani ludzie, są też dobre pomysły, ale to Ameryce udało się wykształcić ten trzeci czynnik, czyli przyjazne otoczenie, które potrafi łączyć wszystkie elementy i tworzyć wartość rynkową. Powstaje pytanie, czy możemy i potrafimy stworzyć podobne otoczenie w Polsce, w naszym regionie?

Maciej Dzierżanowski:

Na pewno jest to wyzwanie, które powinniśmy podjąć. Musimy tworzyć to przyjazne otoczenie, skupiając się na elementach, które możemy zmieniać na poziomie regionalnym. Uważam, że bardzo istotny jest ten wątek uczelni. Nie wystarczy jednak powiedzieć sobie, że edukacja jest priorytetem – cały czas to słyszymy! Pytanie, jak pomorskie uczelnie powinny się zmieniać, bo one mogą się zmieniać od wewnątrz – na poziomie zarządzeń rektorów, nowych regulaminów itp. Jak Państwo widzą rolę uczelni: jako partnera w procesach innowacyjnych, czy tylko jako źródło cennych pracowników?

Maciej Stachowiak:

My obserwujemy potencjał studentów i próbujemy go ożywiać, realizując pilotażowy portal praktyk studenckich dla Politechniki Gdańskiej, który tak naprawdę przeradza się w portal ogólnopolski. Firmy i studenci zaczynają z niego korzystać i ci, którzy szukają możliwości wzajemnie się odnajdują. Nie możemy jednak czekać na uczelnie wyższe, ponieważ pomimo dobrych chęci, ich dynamika zmian jest zbyt powolna. Myślę, że jako przedsiębiorcy powinniśmy częściej i śmielej korzystać z zasobów ludzkich na uczelniach i nie czekać aż uczelnia powie nam, jak to robić. Musimy wypracować własne metody. W różny sposób można dotrzeć z merytorycznymi zadaniami do uczelni wyższych – np. ufundować kilka prac magisterskich. To my – firmy – powinniśmy docierać do uczelni, bo one będą się dostosowywać trochę wolniej.

Maciej Dzierżanowski:

Rozumiem, nie czekamy na uczelnie…

Maciej Stachowiak:

Nie możemy czekać. Są nam potrzebni dobrzy pracownicy, technicy, informatycy, ludzie, którzy mają pomysły i wyobraźnię, szukają różnych koncepcji i mają więcej zacięcia niż my. Myślę, że uczelnie będą powoli podążać do przodu we właściwym kierunku – ważne jest, że rozumieją tę konieczność. My natomiast musimy dokonać przewrotu w sposobie myślenia studentów i firm.

Piotr Skowron:

Ja rzeczywiście w niewielkim zakresie współpracowałem z uczelniami. Dwie osoby, jak do tej pory, robiły pracę magisterską w firmie. Obecnie cztery osoby mają zaawansowane prace doktorskie. Generalnie największym problemem jest konieczność zabezpieczenia używanych przez nas unikalnych technologii. Stąd konieczne jest znalezienie odpowiedniego kandydata, który jest na tyle zdolny i zmotywowany, aby został w firmie na stałe. Do tej pory jednak osoby, które do nas trafiły, zostały i jestem z tego bardzo zadowolony.

Maciej Dzierżanowski:

A dlaczego nie funkcjonują projekty stażowe w firmach?

Maciej Stachowiak:

Wczoraj przeprowadziliśmy rozmowę z Powiatowym Urzędem Pracy, ponieważ chcieliśmy zaproponować staż czterem osobom. Niestety okazało się, że nie możemy do naszej firmy wybrać konkretnej osoby z uczelni, którą urząd finansowałby przez rok. Może właśnie dlatego? Możliwe, że są to przesadne oczekiwania, ale wydaje mi się, że ograniczyłoby to przypadkowość osób i długotrwałe ich poszukiwanie.

Piotr Skowron:

Jeszcze słówko na temat stażów. Wiele zależy od tego, w jakim stopniu wyspecjalizowana jest działalność w danym przedsiębiorstwie. Na przykład w mojej firmie ograniczeniem jest stosunkowo długi czas przygotowania stażysty do pracy. Potrzebuję co najmniej roku na wydobycie umiejętności z człowieka, a jednocześnie nie chcę inwestować czasu, nie wiedząc, co z tego wyniknie. Wolę poszukać absolwentów i wybrać tych najlepszych, żeby od początku działać na pewnym gruncie.

Stanisław Szultka:

Ponieważ wróciliśmy do firm, warto postawić pytanie, jakie programy wsparcia kreować, żeby miało to realne przełożenie na powstawanie nowych i rozwój już istniejących przedsiębiorstw? Jak wspierać innowacyjność, wykorzystując fundusze strukturalne? Na co przeznaczać pieniądze, na jakie projekty? Czy kierować je na edukację, czy bezpośrednio do przedsiębiorstw?

Jacek Jettmar:

Uważam, że ciekawie byłoby także zorganizować dyskusję z takimi ludźmi, którzy przeszli długą drogę doświadczeń, z przedstawicielami firm, które nie były zakładane przez naukowców tylko przez bardzo przedsiębiorczych inżynierów czy farmaceutów – jak np. Impuls, Figiel, Infracor, Satel, Platan, Ziaja. Jeżeli chcemy, żeby ten region był innowacyjny, to nie możemy stawiać wyłącznie na doktorów, znakomicie wykształconych, świetnie władających językami i mających szczęście w poszukiwaniu dobrych partnerów za granicą. Musimy bazować na pewnej przeciętności, na wydobywaniu przedsiębiorczości oraz stwarzaniu ludziom i firmom odpowiednich warunków. Jest bardzo dużo przedsiębiorstw, które mają potencjał i kapitał, ale nie mają pomysłu na to, jak się trochę zmodernizować, na jakie produkty postawić. Mówiąc o systemie innowacyjnym naszego regionu, należałoby stworzyć pewne wsparcie w zakresie wiedzy i umiejętności formułowania czy restrukturyzowania firm, w znaczeniu lepszego dostosowania się do wymogów rynku, technologii i konkurencji. Chciałbym podkreślić, jak ważna jest zmiana mentalności, zwłaszcza wiedzy metodologicznej i umiejętności menedżerów w zakresie planowania strategicznego!

Maciej Stachowiak:

Na pewno istotna jest kwestia umiejętnego wykorzystywania funduszy unijnych. Ostatnio na jednym z seminariów prezentowany był przypadek bodajże Newcastle, gdzie zorientowano się, że finansowanie zbyt dużej ilości projektów nie jest zbyt efektywne. W efekcie zdecydowano się na wsparcie nie 250 różnych tematów, ale ok. 20 konkretnych projektów innowacyjnych.

Alina Landowska:

Czy Panowie, jako przedsiębiorcy byliby w stanie określić, jakie działania podejmowane w regionie mogłyby wesprzeć konkretne biznesowe przedsięwzięcia?

Piotr Skowron:

W kilku sferach pomoc regionalna na pewno byłaby przydatna. Ja miałem na przykład kłopot z gwałtownym exodusem laboratoriów. Gdyby w regionie były jakieś mechanizmy, które zapewniłyby mi jakieś lokum, to nie straciłbym pół roku na szukanie nowej siedziby i budowanie własnego laboratorium. Przytoczę znamienny przykład. W zeszłym roku nawiązaliśmy współpracę z firmą malezyjską, która w zamian za ograniczony dostęp do nieznanej im technologii zaoferowała dystrybucję poprzez istniejącą sieć naszych produktów na rynku azjatyckim. Dzięki założeniu strategicznego, technologicznego joint venture z niewielkim przedsiębiorstwem z Polski firma ta uzyskała od rządu malezyjskiego 400 tys. dolarów. Takie działanie jest doskonałym przykładem wsparcia ze strony rządu, który liczy na przepływ i rozwój technologii.

Maciej Dzierżanowski:

Być może wsparcie powinno być w większym stopniu kierowane bezpośrednio do firm. W Polsce pieniądze przekazywane są bardzo często na budowanie infrastruktury otoczenia biznesu, sieci i centrów transferu innowacji itp. Czy to jest rzeczywiście dobry kierunek, czy pieniądze trafiają tam, gdzie są potrzebne?

Piotr Skowron:

Przepraszam, ale ja nie zauważam istotnego wsparcia dla firm! Jeżeli ja mam przez pół roku czy rok starać się o zdobycie jakichś funduszy, a wynik podejmowanych przeze mnie wysiłków jest wysoce niepewny, to wolę w tym czasie wykonać kilka projektów na rzecz partnerów biznesowych i po prostu zarobić pieniądze.

Maciej Stachowiak:

Tak. Poza tym nawet po uzyskaniu dofinansowania dość długo czeka się na wypłatę środków.

Jacek Jettmar:

Uważam jednak, że powinno się przeprowadzić badanie efektywności środków przyznanych w ramach działania Sektorowego Programu Operacyjnego – Wzrost Konkurencyjności Przedsiębiorstw na bezpośrednie inwestycje w małych i średnich przedsiębiorstwach. Z tego co wiem, innowacyjność większości tych projektów opiera się na zakupie zachodnich maszyn. Innowacyjność firmy, która zakupi taką maszynę zanika w momencie, gdy jej konkurencja zaopatrzy się w nowocześniejszą generację urządzeń. Mówiąc w skrócie, niewiele w tym trwałego kreowania konkurencyjności. Z drugiej strony działanie SPO – WKP, w którym są pieniądze na badania i rozwój dla przemysłu i jednostek badawczo-rozwojowych nie zostało wykorzystane.

Maciej Stachowiak:

Wynika to z faktu, że procedura jest tak długotrwała i męcząca, że już w przedbiegach się rezygnuje albo głównym partnerem musi być działająca w regionie uczelnia wyższa lub inna instytucja badawcza, a tam ciężko jest w ogóle się z kimś dogadać.

Piotr Skowron:

Mam pewne pytanie odnośnie mechanizmów wspierania przedsiębiorców. Mam np. pomysł, jak zaprojektować molekularny „skalpel” przecinający sekwencje DNA w praktycznie dowolnej sekwencji nukleotydowej. Czy Agencja Rozwoju Pomorza jest w stanie np. przeznaczyć 1 mln dolarów na realizację tego projektu i wejście na rynek światowy z tym pomysłem?

Alina Landowska:

To chyba nie jest dobrze zaadresowane pytanie – należy raczej zastanowić się, czy istnieje taka możliwość w ramach całego systemu wsparcia. Na obecnym etapie planowania wykorzystania funduszy strukturalnych powstaje dokument nazywany Regionalnym Programem Operacyjnym. Należy w nim zapisać pewne działania, które będą mogły być finansowane ze środków unijnych w latach 2007-2013. Powstają tam zgrabne zapisy dotyczące systemu wspierania przedsiębiorczości. Uważam jednak, że jest pewna blokada wynikająca z braku dialogu pomiędzy władzami regionu a przedsiębiorcami właśnie na temat takich projektów, o jakim Pan mówi. Ważne jest uświadomienie tego, że tworząc mechanizmy ogólne, należy także ukierunkowywać te pieniądze (ponad 900 mln euro) na bardzo konkretne projekty. Sądzę, że nie ma tutaj dialogu, nie ma świadomości tego, jakie projekty można w regionie sfinansować. Jeżeli ten dialog nie zostanie zainicjowany już teraz, nie będziemy mieli szansy wykorzystania pieniędzy unijnych w sensowny sposób, a dodam jeszcze, że komisja będzie się dopytywać, czy wydajemy dostatecznie dużo środków na projekty innowacyjne. Jestem absolutnie za tym, aby takie projekty jak Pański były dofinansowane.

Maciej Dzierżanowski:

Takie komercyjne projekty powinny być jednak finansowane głównie poprzez fundusze venture capital, które częściowo mogłyby być zasilane środkami publicznymi. Niestety nie mamy jeszcze w regionie takich funduszy. Dotknęłaś jednak kwestii braku dialogu, rozmów z przedsiębiorcami. Prowadzi to do następnej kwestii, którą chcielibyśmy poddać pod dyskusję. Mianowicie, czy mamy sprawną i skuteczną administrację, która mogłaby wspierać innowacyjność w regionie? Czy przykładowo jest ona w stanie wyjść z procesem konsultacyjnym do przedsiębiorców? Dlaczego prezes Skowron ma chodzić i pukać do różnych drzwi, przedstawiając swój pomysł. To właśnie administracja, pracując nad dokumentami strategicznymi, powinna zorganizować odpowiedni proces konsultacyjny, żeby taki i inne projekty wyciągnąć i bardziej aktywnie wspierać ich realizację

Alina Landowska:

Zgadzam się. Uczestniczę w konsultacjach Regionalnego Programu Operacyjnego. Ręce mi opadają, gdy słyszę niektóre wypowiedzi, ale zgadzam się, że zapisy tego dokumentu powinny być konsultowane, tak aby przedsiębiorcy mogli praktycznie skorzystać ze środków unijnych. Z kim jednak konsultować te zapisy, z jakimi organizacjami przedsiębiorców? Nie można bowiem prowadzić szerokiego dialogu ze wszystkimi firmami!

Jacek Zimny:

Problemem administracji jest także niska świadomość potrzeby stymulowania innowacyjności i informatyzacji społeczeństwa. Istnieją trudności w przekonaniu jednostek samorządu terytorialnego do partnerstwa publiczno-prywatnego, które w cywilizowanej Europie umożliwia angażowanie kapitału prywatnego i rozwiązuje problem finansowania szeregu przedsięwzięć. Zadajemy sobie pytanie, czy województwo pomorskie jest innowacyjne, jak wypada na tle innych województw? Mówimy o Regionalnym Programie Operacyjnym w województwie, które nie ma zamkniętej strategii w obszarze IT. Na tle innych województw zostajemy w tyle. Czy władze lokalne mogą to zmienić? My organizujemy cykle spotkań z włodarzami, w powiatach, województwach itd., na których przekonujemy, że aby dany teren rozwijał się, potrzebny jest łatwy dostęp do informacji i wiedzy. Nasza firma promuje projekty internetowych urzędów. Te aplikacje mają służyć zautomatyzowaniu działań i ułatwieniu kontaktu klientów (także przedsiębiorców) z urzędami. Z pewnością warto zabiegać o wdrożenie rozwiązań opartych na współpracy podmiotów publicznych mogących pozyskać odpowiednie środki z sektorem biznesowym. Niestety nadal brakuje aktów wykonawczych do ustawy o partnerstwie publiczno-prywatnym.

Maciej Stachowiak:

Absolutnie się zgadzam! Dopowiem tylko, że w ramach inicjatywy klastra firm informatycznych ICT Pomerania chcemy doprowadzić do tego, żeby powstała w Trójmieście bezprzewodowa sieć internetowa. Odpłatna, ale ogólnodostępna. Korzystamy w tym zakresie z doświadczeń Finlandii i nawet uzyskaliśmy zainteresowanie ze strony Urzędu Miasta Gdańska, który wyraził chęć współpracy i partycypowania w kosztach takiego przedsięwzięcia. Okazuje się, że są na to pieniądze, tylko niekoniecznie wiadomo, jak je wydać, jak ma taka sieć działać. Nie dyskutujmy tutaj o technologii, bo pewnie można zrobić to na kilka sposobów. Zbudowanie sieci bezprzewodowej sprawi, że każdy człowiek, który ma jakieś urządzenie pozwalające na połączenie z Internetem będzie mógł łatwiej dotrzeć do dowolnej informacji, usługi, edukacji, rozrywki w dowolnym miejscu. Chcemy do tego przedsięwzięcia zaangażować wszystkich lokalnych operatorów, aby zbudować wspólną sieć.

Jacek Zimny:

Ja uczestniczyłem od początku w rozmowach na temat projektu Wireless City Gdańsk, gdy jeszcze nie było żadnych standardów w zakresie tej technologii. Były bardzo ambitne cele, prezentacje metropolii on-line. Natomiast prawda jest taka, że o tym się tylko mówi. Projekt Wireless City Gdańsk trwa już ok. 9 miesięcy. Z jednej strony mamy nowoczesne technologie i usługi dostępne on-line, z drugiej zaś trudne do przełamania administracyjne przeszkody i stereotypy.

Jacek Jettmar:

W zaproszeniu do dyskusji padło pytanie jak zdynamizować regionalny system innowacji poprzez konkurencję i współpracę? Powiedziałbym, że na obecnym etapie należałoby całkowicie postawić na współpracę. Musimy zgodzić się na pewną różnorodność, a jednocześnie tępić bezpośrednią konkurencję. Tam, gdzie pojawiają się przeciwstawne interesy, trzeba się połączyć. Dobrym przykładem jest projekt Wireless City, gdzie widoczne jest duże zaangażowanie dwóch partnerów: Intela i Politechniki. Nawet w przypadku odmiennych koncepcji należy porozumieć się w danej sprawie, rozwiązać problem, a nie konkurować ze sobą. Powszechność Internetu jest niewątpliwie jednym z kluczowych elementów systemu innowacyjnego. I można to osiągnąć – odsyłam Państwa do krótkiej informacji prasowej, która ukazała się kilka miesięcy temu. Absolwent architektury UW pojechał na wieś, gdzie został wybrany wójtem i przekonał swoich radnych, żeby nie budować kolejnych dróg do zagród, tylko sprawić, by w każdym domu był dostęp do Internetu.

Jacek Zimny:

Reprezentuję korporację, która nawet wypracowała pewien program o nazwie Broadband Everywhere. Organizowane są spotkania, na których zachęca się beneficjentów do pozyskiwania środków publicznych na ten cel. To właśnie samorządy mogą podciągnąć Internet pod każdą strzechę. My zapewniamy finansowanie oraz otoczenie dla każdego projektu. Tym samym odpowiadając na postawione pytanie, można powiedzieć, że jest zaangażowanie dużych korporacji w podnoszenie innowacyjności regionu.

Maciej Dzierżanowski:

Jacku, postawiłeś tutaj kontrowersyjną tezę, że należy ograniczać konkurencję. Każda teoria na temat innowacyjności mówi, że to właśnie konkurencja jest podstawowym czynnikiem sprawczym.

Jacek Jettmar:

Pracownicy Instytutu, Pani Alina czy ja reprezentujemy jednostki, które angażują się we wspieranie przedsiębiorczości, czyli mamy publiczną misję czynienia dobra. Chodzi o to, żebyśmy między sobą nie konkurowali, lecz współpracowali. Bo jeśli różne „sekty” będą głosiły tę samą prawdę, ale zwalczały siebie nawzajem, to potencjalni „wierni” nie będą chcieli z nikim rozmawiać.

Krzysztof Cała:

To bardzo ważny problem. W całej rozciągłości zgadzam się z Panem. Wiem, że ryzykownie brzmi stwierdzenie, że należy ograniczyć konkurencję. Sądzę jednak, że dużo więcej można by zrobić, gdyby udało się uzyskać pewien konsensus. Wiadomo jednak, że za realizacją pewnych przedsięwzięć stoją pieniądze, prestiż, inne gratyfikacje. Walka w kuluarach jest ostra i zażarta, niezależnie od tego, czy ktoś stoi z flagą pokoju z napisem: „chcę dla wszystkich jak najlepiej”. Tymczasem, zwłaszcza w przypadku projektów o dużym znaczeniu dla regionu, należałoby chętniej przystępować do współpracy czy poszukiwania pewnych kompromisowych rozwiązań.

Maciej Dzierżanowski:

Współpraca jest ważna, ale nie można eliminować konkurencji, zwłaszcza jeżeli chodzi o generowanie idei. Konkurencja jest drogą do poszukiwania niższych kosztów, lepszego zaspokojenia potrzeb.

Jacek Jettmar:

W Regionalnej Strategii Innowacji jasno określiliśmy jako jeden z celów – tworzenie grup branżowych, ponieważ chcemy przekonać firmy, np. firmy meblarskie, o tym, że ich konkurenci znajdują się w innych województwach, krajach itd. Chodzi o zjednoczenie się w celu rozwiązania pewnych problemów, takich jak: lepsze materiały, tańsze, lepsze okucia, może lepsze wzornictwo, o nawiązanie współpracy w tym zakresie, a nie wygryzanie się nawzajem na lokalnym rynku. Wówczas może mieć miejsce zarówno konkurencja, jak i współpraca. Konkurencja nie powinna występować pomiędzy tymi, którzy chcą wspólnie sfinansować jakiś postęp techniczny czy technologiczny. Chodzi o to, aby konkurencja ekspandowała tam, gdzie nie ma tego porozumienia. W Niemczech od wielu lat funkcjonują silne stowarzyszenia przemysłowe w poszczególnych branżach. To właśnie one stworzyły pewne zręby standaryzacji, normalizacji i kontroli rynku, dzięki czemu walczą z dużymi korporacjami. Bardzo istotne jest, aby zrozumieć, że nasza konkurencja jest w USA i innych krajach, a nie na lokalnym rynku.

Maciej Dzierżanowski:

Padła teza dotycząca współpracy między firmami. Jak to Państwo widzicie?

Jacek Jettmar:

Powiem może trochę prowokacyjnie, że nie wierzę w powodzenie klastra informatycznego, właśnie ze względu na to, że są to setki firm, a aplikacje, które mogą znaleźć zastosowanie i mają szansę na komercjalizację, mają dość ograniczony rynek. Firmy informatyczne są bardzo szeroko rozwinięte w wielu krajach w Europie, Azji, np. w Indiach. Znalezienie w takich układach luki rynkowej będzie bardzo trudne. Życzę sukcesu, ale naprawdę nie wierzę w powodzenie.

Maciej Stachowiak:

Zlecenia w Indiach kończą się ze względu na bliskość Pakistanu. To, że produkujemy rzeczy innowacyjne, o czym już mówiłem, to jest jedna kwestia. Klaster jest po to, aby wykorzystać pojawiające się szanse – przykładowo ostatnio zgłosiła się do nas niemiecka firma konsultingowa z propozycją projektu, który miałby objąć 150 programistów. Jedna firma nie jest w stanie tego zrealizować. To można wykonać w ramach konsorcjum firm – właśnie w ramach klastra.

Jacek Jettmar:

To jest zwykła kooperacja.

Krzysztof Cała:

To przedsięwzięcie doskonale wpisuje się jednak w szerszą definicję innowacyjności bliską przedsiębiorczości. Dbałość o kulturę przedsiębiorczości jest prostą drogą do wspierania innowacyjności. Nawet jeśli nie powstanie ewidentnie innowacyjny projekt, który zdobędzie świat, o którym wszyscy będą mówili, to istotne będzie to, że przy okazji takiego projektu tworzyć się będzie nowe pokolenie ludzi, którzy inaczej myślą o przedsiębiorczości, którzy uczą się współpracy.

Maciej Dzierżanowski:

Tak, ale przedsiębiorczość jest pochodną możliwości zrobienia biznesu, pochodną sprzyjającego otoczenia, tego smart environment. Chodzi m.in. o to, czy regionalna administracja będzie w stanie powoływać partnerstwa publiczno-prywatne, czy wprowadzać nowoczesne technologie? Pytanie, co jeszcze może zrobić administracja, aby stworzyć przyjazne środowisko dla innowacyjności i przedsiębiorczości?

Jacek Zimny:

Przede wszystkim administracja musi chcieć.

Maciej Stachowiak:

Powiedziałbym więcej – nie przeszkadzać i umiejętnie wspierać. My zorganizowaliśmy naszą inicjatywę klastra ICT oddolnie. Zdefiniowaliśmy istniejące firmy, zauważyliśmy pewne powiązania i nazwaliśmy to klastrem. Zaprosiliśmy do współpracy Solemis, Antenę. Widzę, że Panu Jettmarowi brak wiary. Poczekajcie rok, zobaczymy. Na pewno dzięki przeprowadzeniu kilku projektów firmy przekonają się, że warto być częścią klastra, warto podjąć pewną współpracę.

Maciej Dzierżanowski:

Należy cieszyć się, że takie inicjatywy powstają. Nie wiem, czy podobny potencjał jest w biotechnologii, czy raczej każdy pilnuje swojego know-how?

Piotr Skowron:

Są branże bardziej „okopane”, dbające o to, by nie utracić swojego know-how, a przy okazji uchwycić coś z zewnątrz. Ważna jest możliwość dialogu.

Maciej Stachowiak:

Dialog nas rozpręża. Trzeba poznać swoich konkurentów, aby być spokojniejszym.

Maciej Dzierżanowski:

Chciałbym jeszcze zadać Państwu ostatnie pytanie: w jakich obszarach powinna mieć miejsce interwencja publiczna?

Stanisław Szultka:

Przygotowując się do tego spotkania, rozmawialiśmy o tym, czy wspierać i ewentualnie jak wspierać innowacyjność Pomorza? Pojawia się pytanie, czy władze powinny stymulować innowacyjność poprzez wsparcie dla przedsiębiorstw, czy – mówiąc o społeczeństwie informacyjnym – poprzez budowę infrastruktury. Czy ułatwienie dostępu do pewnego rodzaju usług, np. e-urząd, przełoży się na zwiększenie stopnia korzystania z innych usług za pośrednictwem Internetu? Gdzie powinny być kierowane środki publiczne, na przykład w ramach RPO? Czy na dofinansowanie projektów innowacyjnych w przedsiębiorstwach, czy raczej na infrastrukturę społeczeństwa informacyjnego?

Jacek Zimny:

Mówiliśmy wcześniej o konieczności podnoszenia świadomości ośrodków administracji. Bez szkolenia tych pracowników nie będzie możliwe podniesienie ich świadomości. A żeby efektywnie przeprowadzać takie szkolenia, należy także zainwestować w infrastrukturę. Musimy również zauważyć, że duże inwestycje kierują się tam, gdzie już istnieje dobrze przygotowana infrastruktura. Raporty Głównego Urzędu Statystycznego badające dostęp do Internetu w dużych miastach, miasteczkach i wsiach potwierdzają bardzo duże zróżnicowanie pomiędzy miastami powyżej 100 tys. mieszkańców a terenami wiejskimi. Bez inwestycji w infrastrukturę, drogą radiową czy kablową, nie będzie możliwe przeprowadzenie szkoleń w urzędach, które zmieniłyby podejście i ułatwiłyby życie, co tak naprawdę przełożyłoby się z czasem na zmniejszenie bezrobocia, podniesienie poziomu innowacyjności itd.

Maciej Stachowiak:

Widzę, że mamy wspólny mianownik. W urzędach miast są pieniądze i urzędy chcą zmieniać sytuację w zakresie dostępu do Internetu, tylko nie wiedzą jak. Jest to także kierunek, który być może powinien znaleźć wsparcie w ramach RPO.

Alina Landowska:

Zgadzam się z tym, co powiedziałeś – infrastruktura jest niewątpliwie ważna. Wrócę jednak do pytania Staszka, które z mojego punktu widzenia jest szalenie ważne. Dlaczego? Ponieważ Marszałek powiedział, że powinniśmy stworzyć skoordynowany system wspierania przedsiębiorczości. Osobiście uczestniczę w budowaniu tego systemu i zostałam postawiona przed pytaniem: co ten system ma wspierać? Czemu i komu służyć? Jak wspierać kogoś z kim nie ma kontaktu i nie wiadomo jakie są jego potrzeby? Dlatego też chciałam dowiedzieć się, czy Panowie jako przedsiębiorcy korzystacie z instytucji otoczenia biznesu, infrastruktury wspierającej biznes? Jak oceniacie ten segment rynku, który działa tylko i wyłącznie dla Was? Ponadto przy rozmowie o dotacjach w ramach RPO powiedziałam, że inwestycje będą miały dwojaki charakter, tzn. bezpośrednich inwestycji do firm oraz inwestycji właśnie w instytucje otoczenie biznesu, które mają pomagać pośrednio poprzez szkolenia i doradztwo. Czy bardziej potrzebne jest wsparcie tych projektów inwestycyjnych, czy też potrzebna jest pomoc ze strony instytucji otoczenia biznesu? Czy uważacie Panowie za zasadne dofinansowywanie takich podmiotów?

Maciej Dzierżanowski:

Zmierzając ku końcowi, odpowiedzmy na pytanie Aliny i jednocześnie podsumowując, spróbujmy określić, w jaki sposób stymulować innowacyjność w regionie? Gdzie przyłożyć punkt ciężkości? Na jakie czynniki postawić?

Jacek Zimny:

Moja firma należy do izby niemieckiej, ale i do szeregu innych, niekoniecznie ściśle związanych z naszą branżą. Polsko-Niemiecka Izba Przemysłowo-Handlowa stara się przyciągnąć i zainteresować nowe firmy współpracą z tymi, które już od dawna zrzesza. Uważam, że musi nastąpić przełamanie stereotypów w tym zakresie. Taka powinna być rola instytucji, które Pani przytoczyła.

Piotr Skowron:

Według mnie brakuje grantów na określony pomysł, na rozbudowę infrastruktury oraz realizację pomysłu. Druga potrzeba to obsługa prawna. Moja branża jest na tyle wyspecjalizowana, że ciągle muszę zagłębiać się w literaturę fachową, przez co nie mam czasu na zgłębianie innych zagadnień, w tym właśnie otoczki prawnej. Wybór jest tego rodzaju – albo jestem twórcą i konkuruję z pomysłami kolegów z Japonii czy USA, albo jestem administratorem, „biegającym” dookoła spraw tak naprawdę zupełnie ubocznych w stosunku do konkretnego pomysłu. Nie da się pogodzić tych dwóch aktywności. Jeśli będę miał jakiś pomysł, to chciałbym udać się do placówki, która zapewni mi zabezpieczenie tego pomysłu na następnym etapie, czyli jeśli wyjdę z nim na zewnątrz, to nie zostanie on mi automatycznie odebrany. Nie musi być to od razu patent, mogą być umowy np. wstępne, dające ochronę na rok. W momencie realizacji tego pomysłu chciałbym uzyskać pomoc w zakresie rozwoju przedsięwzięcia od strony formalnej. Potrzebuję kogoś, kto tak zabezpieczy moje know-how etc., abym mógł skupić się na aspektach merytorycznych, tj. projektowaniu sekwencji DNA, planowaniu eksperymentów i pisaniu wniosku patentowego czy publikacji.

Krzysztof Cała:

Sadzę, że należy wspierać przedsiębiorczość, budować wokół niej dobrą aurę. Dla mnie jest to główny motor innowacyjności. Istotna jest także chęć niesienia pomocy przez różnego rodzaju urzędy. Problemem okazuje się bowiem nie sama czasochłonność czy trudność założenia firmy, lecz tak naprawdę utrzymanie jej od strony księgowości. Sprawa jest prosta, gdy pracuje się samemu, ale w momencie zatrudnienia każdej kolejnej osoby problemy są coraz większe. A jeśli dodatkowo przekroczy się magiczną liczbę pięćdziesięciu osób, te problemy jeszcze bardziej narastają. Koszty pracy – nie tylko związane z zatrudnieniem, ale także z obsługą firmy – są bardzo duże.

Maciej Stachowiak:

Na spotkaniu z innowacyjnymi firmami z Polski i Szwecji polscy przedsiębiorcy narzekali, że płacą wysokie podatki i prowadzą skomplikowaną księgowość. Szwedzi mają wyższe podatki i prowadzą równie skomplikowaną księgowość i jakoś sobie radzą. Co więcej, mają wyższe koszty utrzymania pracownika. Co ja bym zmienił? Obecnie pracuję również nad projektem we wczesnej fazie rozwoju i potrzebowałbym kapitału, który pomógłby mi to sfinansować. Niesie on w sobie potencjał innowacyjny, więc będzie można na nim zarabiać pieniądze. Jesteśmy jednocześnie w stanie poddać się wszelkim audytom i weryfikacjom, aby uzyskać to wsparcie. Uważam, że na takie przedsięwzięcia powinno się przeznaczać pieniądze. Druga rzecz, jak wspierać tę innowacyjność? Ważne jest tworzenie ośrodków badawczo-rozwoj owych, w których można by zatrudniać studentów. My na przykład wynajmujemy pomieszczenia, dajemy sprzęt, zagadnienia i problemy do opracowania, tak aby wyłonić ludzi dla siebie. W przypadku Pana Skowrona sprawa jest bardziej skomplikowana, ponieważ wymaga bardziej wyszukanego zaplecza technicznego. Mógłby Pan korzystać z laboratorium w PPNT w Gdyni. Byłoby dobrze, gdyby RPO dało możliwość finansowania takich centrów rozwojowych, opłacenia wynajmu powierzchni i wynagrodzeń dla 2-3 studentów, którzy by tam pracowali. Uważam, że jeśli robimy projekt badawczo-rozwojowy i realizuje się tam ciekawe rzeczy, to przez takie działanie można by obudzić w studentach pewną percepcję i świadomość innowacyjną. Może w przyszłości odejdą, aby tworzyć firmy studenckie, a może wygenerują technologię tak zaawansowaną, że będę chciał razem z nimi założyć nową firmę. Proszę zauważyć, że Politechnika ma wolną przestrzeń, którą chętnie by wynajmowała.

Jacek Zimny:

Pan Jettmar mówił o rozwijaniu współpracy w określonych branżach. Tym samym pomoc dla tego typu inicjatyw w ramach RPO i przeznaczanie środków dla parków technologicznych mogłaby wpłynąć na przewagę konkurencyjną regionu.

Maciej Dzierżanowski:

Cieszę się, że pozostają nadal tematy do dyskusji i pytania, na które chcielibyśmy uzyskać odpowiedzi. Myślę, że w związku z tym można zorganizować kolejne spotkanie, na przykład pod kątem konsultacji RPO. Te bardzo konkretne projekty, o których Państwo mówili, dają motywację do tworzenia Regionalnego Funduszu Inwestycyjnego, który nie tyle uruchamiałby bezzwrotne dotacje, ale po prostu inwestował w atrakcyjne przedsięwzięcia. To jest bardziej uzasadnione w przypadku projektów, które są blisko rynku.

Alina Landowska:

Chciałabym tylko zaznaczyć, że już niebawem zacznie działać fundusz z udziałem kapitału prywatnego i samorządu. Jeśli dobrze pójdzie, to otrzyma on również dofinansowanie ze środków unijnych. Powinno to stworzyć możliwość sfinansowania takich pomysłów.

Maciej Dzierżanowski:

Myślę, że udało się nam poruszyć parę wątków i z pewnością będziemy tę tematykę jeszcze podejmować. Nadal trwa dyskusja nad RPO i modyfikacje wciąż są możliwe. Także Regionalna Strategia Innowacji będzie z pewnością aktualizowana i będzie ewoluować. Należy te dokumenty traktować poważnie i próbować na nie wpływać. Bardzo podoba mi się także Państwa podejście: skoro określone instytucje publiczne nie dają sobie rady, to sektor przedsiębiorstw może interweniować i podejmować inicjatywy, które pozwalałaby przezwyciężyć pewną niemożność. Tutaj potrzebna jest jednak duża otwartość ze strony tych instytucji i umiejętne wsparcie tego typu procesów. Dziękuję bardzo za rozmowę i zachęcam do późniejszej lektury Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego. Uruchamiamy również stronę internetową poświęconą innowacyjności i forum dyskusyjne. Mam nadzieję, że dyskusja będzie toczyła się dalej…

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Innowacyjność i przedsiębiorczość bez siebie żyć nie mogą

Innowacyjność w połączeniu z przedsiębiorczością może się stać kluczowym czynnikiem determinującym sukces młodego pokolenia. To połączenie jest szczególnie ważne, gdyż sama innowacyjność nie gwarantuje jeszcze sukcesu. Jedynie przeniesienie postaw innowacyjnych w sferę gospodarki może dać wymierne korzyści. Aby takie zjawisko miało miejsce, uczelnie wyższe wraz z władzami lokalnymi i regionalnymi powinny wspierać postawy innowacyjne, przedsiębiorczość akademicką oraz transfer technologii ze sfery nauki do biznesu.Postawy innowacyjne wśród młodych ludzi tworzą się podczas zdobywania wykształcenia. Proces ten zaczyna się już od najwcześniejszych lat nauki i rzutuje na sposób, w jaki młodzi ludzie myślą oraz działają w dorosłym życiu. Nasuwa się więc pytanie, czy edukacja promuje postawy innowacyjne? Można odnieść wrażenie, że podczas okresu kształcenia szkoły i uczelnie wyższe nagradzają za myślenie schematyczne, zapominając o kreatywności. Uważa się, iż najlepszy uczeń czy student jest osobą potrafiącą jak najdokładniej odtworzyć to, co zostało już napisane lub powiedziane. Rzadko dopuszcza się odpowiedzi konstruowane własnymi słowami. Wymiernym efektem takiego postępowania jest brak zdolności nowatorskiego, nieschematycznego myślenia wśród osób wchodzących na rynek pracy.

Innowacyjność wymaga również specyficznych cech osobowościowych. Potrzebna jest ponadprzeciętna zdolność do podejmowania ryzyka. Stoi to jednak w sprzeczności z poczuciem stabilizacji i bezpieczeństwa. Część młodych ludzi nie ma odwagi, aby ryzykować pieniędzmi i czasem, aby wcielić w życie nierzadko bardzo dobry pomysł. Przeświadczenie o istnieniu choćby minimalnego ryzyka niepowodzenia automatycznie dyskredytuje ideę w ich oczach. Poza tym bierność wymaga mniej wysiłku niż innowacyjność.

Nie jest jednak wystarczające posiadanie odpowiednich predyspozycji, cech osobowościowych i wyuczonych zachowań. Trzeba również posiadać odpowiednią wiedzę, która mogłaby zainspirować do działania. Można ją zdobyć w dwojaki sposób. Poprzez studiowanie i badanie danego zagadnienia lub przez partycypację i obserwowanie zjawisk zachodzących w praktyce. Ludzie młodzi powinni pamiętać o utrzymywaniu kontaktów i przeprowadzaniu rozmów z najlepszymi specjalistami w danej dziedzinie. Siedzenie nad pustą kartką i najtęższe myślenie o tym, jak zrobić biznes nic nie da, jeżeli w parze nie będzie szła dostateczna wiedza na dany temat. Pomysły na dobry biznes nie biorą się znikąd. Powstają na podstawie posiadanej wiedzy, inspirującej do wyłapywania luk bądź wymyślania niespotykanych zastosowań.

Najlepszym sposobem na wynajdywanie innowacyjnych pomysłów jest interdyscyplinarność. Pozwala ona dostrzec zastosowanie dla istniejących już rozwiązań w nowych dziedzinach. Osoby koncentrujące się na jednym wąskim zagadnieniu nie mają często wystarczającego potencjału do kreowania nowej linii myślenia poza własnym obszarem działalności. Interdyscyplinarność wymaga z kolei zdolności do dialogu, zaufania i współpracy.

Jednakże innowacyjność sama w sobie jest tylko sztuką dla sztuki. Można spełnić wszystkie opisywane powyżej warunki i nic z tego nie będzie wynikać. Kluczem do zmaterializowania dobrych pomysłów jest przedsiębiorczość. Pozwala ona myśleć kategoriami biznesowymi, co jest warunkiem koniecznym do odniesienia sukcesu. Przedsiębiorczość daje więc szansę na założenie własnej firmy. Ze względu na świeże, niekonwencjonalne spojrzenie może ona zyskać przewagę nad zastanymi, skostniałymi strukturami. Tak więc podstawowym błędem jest traktowanie innowacyjności i przedsiębiorczości jako zagadnień odrębnych.

Nieocenioną rolę w promowaniu innowacyjności i wspieraniu przedsiębiorczości może odgrywać administracja publiczna. We współpracy z uczelniami i biznesem powinna tworzyć warunki dla przedsiębiorczości akademickiej. Młodzi przedsiębiorcy potrzebują szerokiego wsparcia w momencie rozpoczynania działalności, które w późniejszym okresie może zaowocować nowymi miejscami pracy i wpływami do budżetu w postaci podatków. Wsparcie powinno być udzielane w postaci tworzenia parków technologicznych, inkubatorów oraz centrów transferu technologii. Te pierwsze mają za zadanie między innymi udostępniać powierzchnie biurową, laboratoria oraz usługi doradcze, rachunkowe i marketingowe po preferencyjnych cenach lub nieodpłatnie. Jednocześnie ich rolą, przy odpowiedniej masie krytycznej przedsiębiorstw, jest tworzenie atmosfery wymiany wiedzy i doświadczeń między firmami będącymi częścią przedsięwzięcia. Bliskość geograficzna ma nieoceniony wpływ na powstawanie innowacyjnych pomysłów i rozwiązań. Równocześnie inkubatory mają na celu pomaganie młodym przedsiębiorcom w fazie rodzenia się pomysłu. Ich zadaniem jest asystowanie przy tworzeniu biznes planu i rejestracji przedsiębiorstwa. Zaś rolą centrów transferu technologii jest pomoc studentom i pracownikom naukowym we wdrażaniu innowacyjnych pomysłów do gospodarki. Mają one za zadanie pomagać w zdobywaniu kontraktów biznesowych i ich negocjowaniu. Wsparcie w takiej postaci nie jest jednak wystarczające. Bardzo ważnym czynnikiem, który decyduje o rozpoczęciu działalności przez ludzi młodych jest dostęp do kapitału. Istnieje ogromne zapotrzebowanie na wszelakiego rodzaju fundusze pożyczkowe dla mikroprzedsiębiorstw, dostępność do kapitałów wysokiego ryzyka oraz tak zwanych aniołów biznesu. Administracja publiczna mogłaby oferować gwarancje na spłatę zaciągniętych pożyczek, co pozwoliłoby instytucjom finansującym na mniej restrykcyjne podejście do młodych przedsiębiorców, od których w normalnych warunkach wymagano by pełnych zabezpieczeń. Istnieje również możliwość stworzenia przez władze lokalne i regionalne specjalnego funduszu realizującego wspomniane cele.

Innowacyjność, zwłaszcza sektora przedsiębiorstw, jest jednym z priorytetowych obszarów wsparcia Unii Europejskiej. Środki przeznaczane na działania innowacyjne z roku na rok są większe. Ich celem jest zwiększenie konkurencyjności państw dwudziestki piątki w skali globalnej.

Podsumowując, postawy i działania innowacyjne są kluczową przesłanką konkurencyjnego rozwoju gospodarczego. Jednakże tylko w parze z przedsiębiorczością będą efektywnie spełniać swoją rolę. Właśnie dlatego koincydencja tych dwóch jakże spójnych postaw może stworzyć szansę młodemu pokoleniu na lepszą przyszłość.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Otwartość na smyczy!

Czyli jacy jesteśmy, a jacy chcielibyśmy być my – Pomorzanie!

Specjalista psychiatra dr Joanna Żurada-Wyrwińska: Czytałam kiedyś przekrój badań prowadzonych przez Uniwersytet Harvarda w Stanach Zjednoczonych. Wytypowano grupę wybitnych studentów z prestiżowych kierunków (grupę A). Wzorowych, świetnie się uczących i udzielających się w różnych organizacjach, ambitnych, zapowiadających się na prawdziwych liderów. Druga grupa B to byli studenci przeciętni, normalni, którzy poza nauką mieli też czas na wiele przyjemności. Obie grupy studentów były badane po 10, 20 i 30 latach. Z grupy A wyrosła prawdziwa elita. Ci najbardziej kreatywni zrobili największe kariery, zarobili największe pieniądze. Z kolei badanie poziomu ich optymizmu i szczęścia wypadło na bardzo niskim poziomie. Mieli dużo chorób układu krążenia, depresję, zaobserwowano duży odsetek rozwodów. Sukces pochłonął ich jakby w całości. Z grupy B dawni studenci zajęli niższe stanowiska. Lecz mimo to i tak zarabiali przyzwoite pieniądze, byli szanowani przez społeczność, w której się obracali, nie było prawie rozwodów. Byli szczęśliwi.

Wyobraźmy sobie takie badanie w naszej pomorskiej rzeczywistości. Dwie grupy studentów, Uniwersytet Gdański, popularne kierunki. Grupa A za 20 lat to ludzie sukcesu. Załóżmy – prezesi banków, szefowie wielkich korporacji na całym świecie. W wieku lat 20 odbywali już staże na uczelniach w całej Europie. W wieku lat 40 – nadal w Europie, wyposażeni w prestiż, ale ogołoceni z tradycji, domu, tożsamości grupowej – nieszczęśliwi, jak ci w Stanach Zjednoczonych. Grupa B – ta mniej zdolna – w wieku lat 20 także w Europie, dorabia w kawiarniach na całym świecie. W wieku lat 40 nadal w Europie, zajmuje przeciętnie prestiżowe stanowiska. Część powróciła na Pomorze. Pracuje, żeby przeżyć. Czyli obie grupy skazane na porażkę.

Czy taki scenariusz musi odegrać moje pokolenie? Czy jesteśmy na tyle otwarci na zmiany i mamy tyle możliwości, by uniknąć czarnej wizji? Czy zostaniemy wysłuchani? Te pytania i wiele innych zadałam specjaliście psychiatrze, dr Joannie Żuradzie-Wyrwińskiej oraz socjologowi, dr Jarosławowi Załęckiemu, a także nam wszystkim jako przedstawicielom młodego pokolenia. Oto wnioski:

Jako przedstawiciel tego pokolenia mogę śmiało wyznać, że jestem otwarta na zmiany. Ale jakie zmiany? Dbam o wykształcenie, które pozwoli mi na dużą elastyczność zawodową. Uczestniczę w wydarzeniach kulturalnych, zbieram doświadczenia zawodowe. Ale szczerze przyznam, że gdyby jutro ktoś zaproponował mi pracę w Krakowie, wcale nie pobiegłabym pakować walizek. Moja otwartość ma więc swoje granice, choć na pewno nie wynikają one ze stuprocentowej pewności zdobycia dobrej pracy na Pomorzu.

Dr J. Żurada-Wyrwińska: W Stanach Zjednoczonych jest inaczej. Wykształcone dzieci Polaków, którzy się zasymilowali, mają zupełnie inne podejście. Oni już wyrośli w pozytywnym myśleniu i nie rozumieją naszych problemów. „Jest trudno o pracę – to trzeba jej szukać”. Wiadomo, że po dobrych uniwersytetach trafia się do dobrze prosperujących firm. Na dobre posady jest trudno się dostać. Ale to tylko sygnał, że należy wysłać nie 50, ale 200 CV. Trendem tamtej młodzieży jest jeżdżenie za pracą. Jak jest praca na drugim końcu Stanów, to oni nie mają żadnych skrupułów. Nie patrzą na rodzinę czy przyjaciół, po prostu jadą. Są odważni.

Nasze młode pokolenie też jest odważne. Moja koleżanka zaledwie wczoraj powiedziała mi, że zapisuje się na wszystkie egzaminy w terminie zerowym i leci do Anglii. Jakiś czas temu skończyły się wyjazdy wakacyjne, teraz już nawet nie jeździ się po przygodę. Nieważne z kim się jedzie, do jakiej pracy i do jakiego kraju. Ważne tylko, ile się zarobi i żeby starczyło na cały rok. Ale przecież niektórzy zostają. Jest jeszcze drugi rodzaj odwagi. Tej, która każe nam codziennie rano wstawać z łóżka i walczyć. Udzielać się na uczelni i w pracy, a po pracy w przeróżnych organizacjach. Jest jeszcze odwaga histeryczna, która tym, co wyjechali, nakazuje wrócić. Ta odwaga to nadzieja na lepsze jutro.

Dr J. Załęcki: Zacznijmy od tego, że społeczeństwo obywatelskie w Polsce jest na początku rozwoju. Mimo iż mamy już rozwinięty samorząd terytorialny, zaangażowanie ludzi – mieszkańców jest wciąż na bardzo niskim poziomie. I to zarówno, jeśli chodzi o inicjatywy samorządowe, jak i obywatelskie. Wybory samorządowe, polityka lokalna ciągle spotyka się z nikłym zainteresowaniem, czym wyraźnie odstajemy od państw Unii Europejskiej. Mało Polaków angażuje się w organizacje pozarządowe. Owszem, jest pewna wąska elita, pewna grupa młodych ludzi, zresztą nie tylko młodych, ale to jest wciąż niewystarczająca ilość. To ciągle dużo mniej niż w państwach ustabilizowanej demokracji.

My – znaczy młode pokolenie angażujemy się w rozwój, ale własny. Kiedy mielibyśmy mieć czas na organizacje pozarządowe, gdy doba ma tylko 24 godziny. A pracodawcy żyją w przekonaniu, że ma przynajmniej trzydzieści parę. Na rozmowie kwalifikacyjnej, jeszcze zanim zdążę usiąść, przyszły pracodawca już pyta o trzy lata doświadczenia, dwa języki (poprawne politycznie minimum) i już jestem za drzwiami z dużą ilością pozornie wolnego czasu.

Dr J. Żurada-Wyrwińska: Ostatnio wróciłam z San Francisco i nawet tam dotarł już trend odchodzenia z wielkich firm. Młodzi ludzie nie chcą już żyć, by pracować. Wyjeżdżają, odwiedzają różne kultury, koncentrują się na swoim wnętrzu. Stawiają warunki swoim pracodawcom. Kilka dni temu rozmawiałam z młodą dziewczyną, która pytała mnie o adres dobrego psychologa. Zapytałam, dlaczego jest jej potrzebny. Jej odpowiedź była bardzo interesująca: „Czuję, że nie zrealizuję się bez tej pomocy”.

Pomoc jest nam wszystkim bardzo potrzebna. My jeszcze nie zeszliśmy z drzewa, jeśli chodzi o przestrzeganie prawa pracy. Często nie mamy możliwości wyboru. Naszą otwartość ogranicza 20% bezrobocie. Szybko się wypalamy, jeśli wszyscy wymagają, oczekują, a nic nie dają w zamian. Jak się rozwijać, kiedy za drzwiami na nasze stanowiska czyha 100 innych chętnych, młodszych, ze świeżymi pomysłami. Jeśli jesteś najlepszy w swojej branży, masz prawo do otwartości. Przynajmniej do czasu pierwszego potknięcia. Po pierwszej porażce jesteś bacznie obserwowany. Czujesz, że zaczynasz bać się współpracowników. Zaczynasz się pocić, siadając przy swoim biurku. To syndrom wypalenia. Znak, że niedługo zastąpi cię nowa jakość. A tobie otwartość uwiążą na smyczy i w twojej nowej pracy to szef będzie dyktował warunki.

Dr J. Załęcki: Jest całkowity brak komunikacji. Media lokalne w niewielkim stopniu prowadzą działalność społeczno-edukacyjną. Bardziej interesują się polityką ogólnopolską, tym co się dzieje w Warszawie, ostatecznie lokalnymi aferami. Rzadko pokazują jakiś pozytywny przejaw działalności. Czasem można coś dobrego przeczytać, ale to jest naprawdę kropla w morzu. Większość dzielnic nie ma rad osiedlowych, gdyż ludzie nie przejawiają takiej woli. Środowiska lokalne nie mają przywódców. Przeciętny gdańszczanin miałby problem ze wskazaniem choćby trzech znanych działaczy na Pomorzu, bo ich albo nie ma, albo ich nie widać, albo już dawno wyemigrowali do Warszawy.

No i tu się kończy rozmowa o otwartości, bo tak naprawdę nikogo to nie interesuje. Wszyscy o nas mówią, próbują zdefiniować. Nazywają pokoleniem X, pokoleniem CV, pokoleniem JP II. Wszyscy nam współczują, że musimy szukać pracy za oceanem. Ale czasem wystarczy włączyć telewizję i dowiedzieć się, co tak naprawdę interesuje nasze otwarte społeczeństwo. Dziennikarze przelecą tysiące kilometrów, by dowiedzieć się czy Andrzej Lepper zostanie wicepremierem, czy nie zostanie? Czy Zyta Gilowska zostanie w rządzie, czy nie zostanie? Otwarte społeczeństwo to, które chce coś zmienić i zmienia. Trzeba bowiem pamiętać, jak łatwo jest zaprzepaścić potencjał tkwiący w młodym pokoleniu. Rozwój, który się rozpoczął, nie może być całkowicie jednokierunkowy. Trzeba pamiętać, że rozwój jest dziełem ludzi, a nie maszyn. A człowiek szybko się męczy i wypala, nie jest we wszystkim perfekcyjny. Myślę, że młode pokolenie otwiera się na nowe technologie,

szuka nowych możliwości. Byle tylko nie stało się tak, jak w czarnej komedii czy dramatach Witkacego – że to, o co walczymy, obróci się przeciwko nam.

Dr J. Żurada-Wyrwińska: Takie zjawisko rzeczywiście istnieje, szczególnie w dużych aglomeracjach, w Warszawie. Młode kobiety, które są szalenie ambitne chcą być perfect we wszystkich dziedzinach: i w pracy, i w uprawianiu sportów, i w bywaniu w modnych miejscach, i w wyglądzie. One bardzo szybko się wypalą, a ich życie osobiste często wygląda tragicznie. To widać nawet w drobiazgach. Nadmiernie ambitni wolą się wyspać niż spotkać z przyjaciółmi. Czasem do nich dociera, że ich droga prowadzi do nikąd, i że całą energię pokładają w jednym kierunku. Ale strasznie trudno jest zejść z takiej drogi. Ja swoich pacjentów uczę, by byli elastyczni, pamiętali o drobiazgach, drobnych przyjemnościach, kontakcie z naturą, przyjaciółmi. Żeby nie wszystko było takie jednokierunkowe. W życiu potrzeba trochę luzu…

Gdybyśmy my – studenci Pomorza byli przedmiotem badań, jakie przeprowadzono w Stanach Zjednoczonych wiele lat temu, dobrze by było dla nas, gdybyśmy znaleźli się w umiarkowanej grupie B. Ponieważ dziś do rozwoju potrzebna jest nam otwartość, elastyczność i potencjał. Ale by poza kołem napędowym rozwoju być także człowiekiem, trzymajmy tę naszą otwartość trochę na smyczy.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Nie tylko pieniądze…

Strategia Lizbońska jest uznawana przez autorytety za najważniejszy program społeczno-gospodarczy Unii Europejskiej. Podjęto się jej uchwalenia, ponieważ kraje skupione w Unii dostrzegały powiększający się dystans pomiędzy Europą i Ameryką oraz rosnącą konkurencję ze strony państw azjatyckich. Celem strategii jest odwrócenie tej tendencji i uczynienie gospodarki europejskiej bardziej konkurencyjną.Kraje wiodące technologicznie, jakimi są USA i Japonia przeznaczają rocznie miliardy dolarów na badania naukowe, jednak ich potencjał rozwojowy ma swoje źródło także w czynnikach pozafinansowych. Aby prawidłowo przenieść obce doświadczenia na grunt europejski, należy rozpoznać te czynniki i stymulować ich rozwój równolegle z rozdziałem środków finansowych lub nawet poprzedzając inwestycje pieniężne.

Podstawowym czynnikiem pozafinansowym jest nastawienie. Optyka antyinnowacyjna prowadzi często do marnotrawienia pomysłów, nawet jeśli autor pracuje w firmie mającej możliwość i środki na rozwój projektu. Dlatego istotne jest wspieranie firm zakładanych przez usamodzielniających się autorów, na przykład poprzez rozwijanie parków naukowo-technicznych, które oferują raczkującym przedsiębiorcom przyjazne środowisko pracy, preferencyjne stawki, porady prawne, kursy zarządzania i – co zapewne najważniejsze – możliwość kontaktu z innymi przedsiębiorcami.

Kierunek przepływu innowacji w krajowej gospodarce jest skutkiem nastawienia firm i ich zachowań. Inicjatywy rozwojowe pojawiają się często na uniwersytetach oraz w jednostkach badawczych, mimo iż nie są wynikiem aktualnego zapotrzebowania. Jest to niewłaściwy kierunek (naukowiec -> firma), ponieważ to firmy powinny zwracać się do jednostek badawczych z propozycjami problemów do rozwiązania. Nawet jeśli innowacja opracowana na uniwersytecie ma swoje uzasadnienie ekonomiczne, problemem staje się zainteresowanie odbiorcy, który nie dostrzega korzyści lub po prostu obawia się zmian.

Należy dążyć do większego zaangażowania firm prywatnych w badania prowadzone przez jednostki badawczo-rozwojowe. Interakcja musi zachodzić na możliwie wczesnych etapach projektu. Warto zachęcić przedsiębiorstwa do formułowania problemów, aby właściwie ukierunkować wysiłki naukowe. Przykładem takiej (udanej) współpracy może być zaangażowanie Uniwersytetu Gdańskiego w optymalizację komunikacji miejskiej w Olsztynie.

Duży odsetek czasu, który mógłby być przeznaczony na badania i rozwój jest marnotrawiony na załatwianie formalności. Są one głównie związane ze staraniami o fundusze i z dokumentacją ich wykorzystywania. O ile prace z tym związane można zlecić wyspecjalizowanym zespołom – własnym (jak w przypadku ComArchu) lub zewnętrznym (w przypadku mniejszych podmiotów, które nie są w stanie takich zespołów zorganizować) – o tyle powstające opóźnienia czasowe są krytyczne w procesie innowacyjnym. Czas jest bardzo ważnym czynnikiem w procesie innowacji z dwóch powodów. Jednym z nich jest konkurencja – swoisty wyścig technologiczny, którego przykładem może być rywalizacja pomiędzy zespołami z Polski i Japonii w konstrukcji niebieskiego lasera. Drugi, to cykl życia produktu innowacyjnego, szczególnie w dziedzinie nowych technologii, który bywa krótszy niż czas trwania procedury patentowej w Polsce. Dla przykładu poprzednik niebieskiego lasera – schyłkowy już laser czerwony – jest stosowany w napędach CD zaledwie od 15-20 lat, a wiele wskazuje na to, że jego następca zostanie zastąpiony jeszcze szybciej. Oznacza to, że gdyby czerwony laser został opracowany w Polsce, to przez czwartą część okresu jego produkcji nie byłby chroniony prawami patentowymi, ponieważ czas rozpatrywania wniosku przez Urząd Patentowy RP wydłużył się do 5 lat.

Opracowanie wniosku patentowego zajmuje dodatkowo kilka miesięcy i jest to etap, na którym zatrzymuje się wielu młodych naukowców, którzy w tym czasie są najczęściej zmuszeni podjąć pracę zawodową, zwykle kolidującą z projektem. Oczywistym wyjściem z sytuacji jest znalezienie firmy zainteresowanej wdrożeniem danego pomysłu i zatrudnienie się w niej. Nie jest to jednak takie łatwe z uwagi na negatywne nastawienie wielu firm, które nie dostrzegają potencjalnych korzyści.

Często jedyną drogą do realizacji zamierzeń jest założenie własnej działalności gospodarczej. Trudno jednak oczekiwać, żeby początkujący naukowiec mógł założyć firmę i inwestować w badania, zanim zacznie osiągać dochody. Dlatego przedsiębiorstwa o takiej genezie często rozpoczynają od innej, mniej innowacyjnej działalności, ale przynoszącej dochody umożliwiające prowadzenie badań.

Przykładem takiej „wstępnej” działalności może być inicjatywa, jaką podjąłem z grupą przyjaciół. Jeszcze jako studenci dostrzegliśmy możliwości wprowadzenia usprawnień w pracy i organizacji uczelni dzięki zastosowaniu nowoczesnych technologii informatyczno-elektronicznych. Sprzyjająca okazja do ich implementacji niesie konieczność wprowadzenia Elektronicznej Legitymacji Studenckiej. Wymiana legitymacji, narzucona przez ustawodawcę, likwiduje barierę antyinnowacyjnego nastawienia, a dzięki wskazaniu korzyści dla uczelni i nawiązaniu z nią dialogu jesteśmy w stanie uzyskać właściwy kierunek zapotrzebowania na innowacje (czyli firma -> naukowiec). To uczelnie proponują nam teraz nowe zastosowania dla naszego systemu.

Dodatkowo udało nam się pozyskać zainteresowanie prywatnego inwestora, który użycza nam swojego doświadczenia biznesowego, finansuje wdrożenia, a także dysponuje możliwościami prowadzenia sprzedaży i serwisu naszego systemu na terenie kraju. Dla naszej czteroosobowej firmy oznacza to możliwość dotarcia z ofertą do znacznie szerszej grupy odbiorców.

W tym miejscu warto podkreślić znaczenie dwóch konkursów na biznesplan, w których wzięliśmy udział. Pierwszy z nich, organizowany przez Akademicki Inkubator Przedsiębiorczości przy Uniwersytecie Gdańskim, dał nam impuls do działania. Drugi z konkursów, organizowany przez bank Millenium i redakcję Rzeczpospolitej, był znacznie bardziej wymagający, jednak wysiłek zaprocentował wymierną korzyścią w postaci kontaktu z naszym aktualnym inwestorem. Pojedynczy artykuł w prasie przyciągnął uwagę osób zainteresowanych tematem i dzięki temu osiągnęliśmy większą korzyść, niż gdybyśmy otrzymali nagrodę pieniężną.

Ze względu na konieczność przygotowania biznesplanu, bardzo ważny w naszym projekcie był udział osoby z wykształceniem ekonomicznym, szczególnie na etapie przygotowań. Pomoc w opracowaniu planu finansowego jest szczególnie istotna, jeśli młody przedsiębiorca ma zamiar starać się o kredyty, fundusze venture capital lub dotacje.

Mimo że nie skorzystaliśmy z drogi proponowanej przez Akademicki Inkubator Przedsiębiorczości, poważnie braliśmy ją pod uwagę, podobnie jak ulokowanie się w Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym w Gdyni – także dla nas atrakcyjnym. Są to bardzo cenne inicjatywy, które otwierają przed młodymi przedsiębiorcami nowe możliwości. Powstające firmy nastawione na rozwój w internecie (na przykład nagrodzone w organizowanym przez Politechnikę Gdańską konkursie „Jaskółki Przedsiębiorczości”) z pewnością będą zainteresowane wykorzystaniem infrastruktury IT, a możliwość działania w ramach wolontariatu pozwala uniknąć zaporowych kosztów prowadzenia działalności. Czynnikami, które odwiodły nas od współpracy była przede wszystkim konieczność uzyskiwania zgody (w szczególności inkubatora) na niektóre z naszych działań. W warunkach, gdy konieczne jest podejmowanie szybkich decyzji, uzależnianie się od gremialnego ciała decyzyjnego jest wysoce ryzykowne. Także konieczność przekazywania inkubatorowi procentu przychodu, a nie zysku, jest trudna do zaakceptowania w sytuacji, kiedy firma nie spodziewa się mieć znaczącego zysku przez kilka pierwszych miesięcy. Utrata płynności finansowej jest największym zagrożeniem dla nowo powstających firm.

Istotnym czynnikiem w obu prowadzonych przeze mnie projektach (patent i firma) jest interdyscyplinarność. Projekt związany z patentem powstał, gdy wiedzę z dziedziny elektroniki zaimplementowałem w pneumatyce, natomiast komercyjny projekt elektronicznej legitymacji nie doszedłby do skutku, gdyby członkowie naszego zespołu, także elektronicy, nie poznali wcześniej technologii kart chipowych. Niewielu absolwentów naszego wydziału specjalizuje się w takich dziedzinach, a ich połączenie pozwoliło dostrzec nowe zastosowania dla posiadanych umiejętności. Innym przykładem wpływu interdyscyplinarności na innowacje jest przypadek, z którym zetknąłem się w trakcie mojej praktyki na Strathclyde University w Szkocji. Opiekun naszego zespołu, będąc specjalistą w dziedzinie ultradźwięków, przeniósł swoje zainteresowania na medycynę i dzięki temu opracował ulepszoną metodę leczenia zatorów żylnych.

Wspomaganie inicjatyw łączenia odległych dziedzin wiedzy postrzegam jako podstawowy sposób generowania innowacji. Okazją do zdobycia nowych kwalifikacji jest podjęcie pracy w branży odmiennej niż dotychczasowa. Duże koncerny często rekrutują pracowników z dowolnym wykształceniem i przysposabiają do nowych zadań. Pozwala to firmie wykorzystać umiejętności pracowników na nowym polu bez znaczącej utraty wydajności.

Jeszcze w czasie studiów można zadbać o poszerzenie spektrum swoich umiejętności. Dzięki istniejącym „narzędziom”, jakimi są Indywidualny Tok Studiów i system punktowy ECTS, student ma możliwość realizowania przedmiotów nie tylko na odmiennym wydziale, ale nawet na innej uczelni. Niestety, w Polsce jest to bardzo utrudnione – wymienione wyżej systemy nie są kompatybilne między uczelniami, a ambitny student politechniki lub uniwersytetu próbujący sił na akademii medycznej lub morskiej, byłby skazany na zaporową ilość dodatkowych przedmiotów. Warto podkreślić, że im (pozornie) odleglejsze dziedziny, z których łączy się wiedzę, tym większa szansa na nowe rozwiązania.

Działania przedsiębiorcze i innowacyjne mogą iść w parze, ale nie muszą. Warto je wspierać, korzystając z zasobów funduszy unijnych. Należy jednak pamiętać, że postawiony cel, jakim jest konkurencyjna gospodarka oparta na wiedzy, wymaga połączenia tych działań. Przedsiębiorstwa bez zaplecza naukowego i jednostki badawcze bez wsparcia biznesowego są na słabej pozycji w wysoce konkurencyjnych warunkach globalnej gospodarki. W polskim środowisku oznacza to, że należy wzmacniać proinnowacyjne nastawienie, likwidować bariery formalne i odpowiednio motywować odpowiednie grupy. Wspomagać powstawanie interdyscyplinarnych zespołów. Są to działania pozafinansowe, o których nie można zapominać, aby dobrze wykorzystać kapitał wykształcenia, potencjał młodego pokolenia, a także dostępne środki finansowe.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Jakie atuty i szanse ma Pomorze, aby stać się innowacyjnym regionem?

Na pytanie, czy Pomorze ma atuty i szanse stać się innowacyjnym regionem, jako mieszkaniec Pomorza odpowiedziałbym bez zastanowienia „tak!”. Bardziej kierowałbym się jednak sentymentem do moich rodzinnych stron niż obiektywizmem. Spróbujmy w takim razie spojrzeć na fakty i zastanowić się, czy mamy taki potencjał. Popatrzmy na czynniki ekonomiczne, geograficzne, socjologiczne oraz historyczne.

Pomorze jako region nigdy nie było oporne na zmiany polityczne i ekonomiczne. Wręcz przeciwnie, najpierw zachodziły one tu, by później rozprzestrzenić się w całej Polsce. Przykładem z odległej historii może być gdański Długi Targ, gdzie wymiana i handel zbożem miały charakter międzynarodowy. Bliżej współczesności natomiast rolę tę odegrała Solidarność, która dała początek wolnorynkowym, politycznym i gospodarczym zmianom.

Mówiąc o tym, jakie szanse ma Pomorze, aby stać się innowacyjnym regionem, trzeba uprzednio odpowiedzieć sobie na bardziej ogólne pytanie: czy Polska jako kraj może być innowacyjna? Wiele decyzji, dzięki którym region miałby stać się innowacyjny, musi być podjętych na szczeblu centralnym. Chodzi tu przede wszystkim o środki finansowe przeznaczone na badania, warunki legislacyjne dla przedsiębiorstw czy system edukacji. Bez właściwego zadbania o powyższe czynniki Pomorze nie stanie się innowacyjnym regionem. Na swoim szczeblu władze lokalne powinny zmieniać wszystkie możliwe procedury prawne i administracyjne na prostsze i bardziej przejrzyste tak, aby wyróżniać się na tle innych. Chęć zmian powinna wypływać bezpośrednio od władz regionu. Tylko to może podnieść atrakcyjność Pomorza w oczach inwestorów i dać zielone światło na rozpoczęcie przez nich działań. Zmiany na szczeblu regionalnym wymagają koordynacji i współpracy wielu instytucji, a może nawet powołania specjalnej komórki odpowiedzialnej za podjęcie działań mających na celu wzmocnienie innowacyjności Pomorza. Potrzeba współpracy uniwersytetów i instytutów naukowych, władz regionalnych, organizacji społecznych, aby umożliwić szybsze zazębianie się trybów napędzających bardziej dynamiczny rozwój regionu pomorskiego. Wydaje się, że brak koordynacji działań i wyraźnego wspólnego celu jest głównym problem, przez który Pomorze rozwija się wolniej niż inne regiony Polski. Rzecz jasna innowacyjność regionu będzie dyktowana przez wolny rynek i zapotrzebowanie na nowoczesne rozwiązania całej polskiej gospodarki. Nie zmienia to jednak faktu, iż wyżej wymienione działania i zmiany pomogłyby Pomorzu stać się bardziej innowacyjnym regionem w krótszym czasie.

Przyjrzyjmy się teraz takim aspektom, jak kapitał ludzki, finansowy, położenie geograficzne i infrastruktura, gdyż to właśnie te czynniki decydują o atrakcyjności regionu, jego potencjale rozwojowym i innowacyjnym. Na Pomorzu mamy wszelakiego rodzaju specjalistów inżynierów, programistów cechujących się zapleczem naukowym Politechniki Gdańskiej i Akademii Morskiej w Gdyni, lekarzy z zapleczem Akademii Medycznej oraz ekonomistów, menedżerów i prawników, którzy związani są z Uniwersytetem Gdańskim. Są to cztery najważniejsze grupy ludzi, które powinny tworzyć innowacyjność regionu. Osoby kończące powyższe uczelnie mają pomysły, projekty i przeprowadzają badania naukowe, które mogłyby przynieść korzyści, gdyby je skomercjalizować i wcielić w życie.

Brak kapitału finansowego jest najczęstszym powodem, dla którego wykształcona kadra wyjeżdża zagranicę. Tam prowadzenie różnego rodzaju badań i dalszy rozwój jest znacznie łatwiejszy. Aby zapobiec zjawisku emigracji naukowców, jak i osób z innowacyjnymi pomysłami, władze województwa muszą wygospodarować środki z budżetu na finansowanie pomorskiej nauki lub wypracowanie systemu poręczeń kredytowych przez instytucje państwowe i prywatne na rzecz instytucji i firm, tworzących innowacyjność regionu pomorskiego.

Pomorze ma szanse stać się innowacyjną częścią kraju, czego dowodem jest otwieranie się międzynarodowych korporacji, takich jak Intel, Franke, ABB, a także polskich firm, między innymi: Young Digital Planet, Prokom Software, Wirtualna Polska, Polpharma. Każde z tych przedsiębiorstw jest innowacyjne nie tylko na skalę Pomorza czy Polski, lecz również na skalę światową (świadczy o tym chociażby projekt nowej, alternatywnej dla Google wyszukiwarki, który wraz z innymi firmami tworzy Prokom Software). Flagowe firmy jak Intel, otwierając siedziby badawczo-rozwojowe na Pomorzu, podnoszą swoją obecnością rangę regionu pomorskiego. Jeśli tylko inne znane, światowe marki zrobiłyby to samo, można by z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że byłby to początek tworzenia się pomorskiej doliny krzemowej.

Następnym czynnikiem, który może wpływać na innowacyjność Pomorza, jest niewątpliwie położenie geograficzne. Region usytuowany jest blisko Skandynawii, która jak wiadomo, od lat wyróżnia się swoją innowacyjnością i przykładaniem szczególnej wagi do rozwoju nauki. Należy skłonić Skandynawów oraz Niemców do inwestycji w pomorską naukę poprzez różnego rodzaju udogodnienia, między innymi podatkowe i administracyjne.Przyspieszeniu czynności formalnych mogłoby służyć powołanie komórek we władzach miasta lub gminy, które załatwiałyby tak zwaną „robotę papierkową” za potencjalnych inwestorów. Aby nakłonić biznesmenów do lokowania tu swoich pieniędzy, nasz region bez wątpienia musi poprawić infrastrukturę drogową i lotniczą (zarówno międzynarodową, jak i lokalną). Konieczny jest bliski kontakt z ambasadami, konsulatami i izbami gospodarczymi krajów skandynawskich oraz innych, aby te relacje przełożyły się na konkretnie projekty inwestycyjne.

Nie możemy także zapomnieć o naszym pomorskim rynku. Jest na nim wiele firm, które potrzebują ciągłego unowocześniania, aby stać się konkurencyjne w Europie. Takimi przedsiębiorstwami są Grupa Lotos, lokalne stocznie, nowo powstający terminal gazowy, jak i rozrastający się terminal kontenerowy. Mają one bez wątpienia spore zapotrzebowanie na badania i inwestycje, które są niezbędne w dynamicznie zmieniających się dziś warunkach. Firmy te muszą być miejscem, gdzie niemal ciągle wprowadzane są innowacje, pozwalające utrzymać konkurencyjność na tle rywali. Przydałby się także rozwój wysokiej klasy badań podstawowych, które stworzyłyby szansę na wykreowanie przełomowych innowacji, dających możliwość osiągnięcia ponadprzeciętnych zysków.

Dla Pomorza ważny będzie rozwój takich dziedzin, jak telekomunikacja, elektronika, biotechnologia czy medycyna. Nie bez znaczenia jest także kategoria ochrony środowiska (zwłaszcza z takimi kurortami, jak Sopot). Branże te mają szczególną specyfikę, ponieważ ich stały rozwój jest czymś immanentnym. Telekomunikacja, elektronika, biotechnologia ustawicznie potrzebują nowych pomysłów. Problemem jest jednak to, że prace badawczo-rozwojowe w tych obszarach są bardzo kosztowne.

Uczelnie wyższe muszą nauczyć inżynierów bycia menedżerami, którzy potrafią przedstawić swoje badania w taki sposób, aby mogły one znaleźć wsparcie u różnych instytucji finansowych, a także ze środków Unii Europejskiej. Instytucje samorządowe, które będą odpowiedzialne za promocje działań innowacyjnych w regionie, muszą także stworzyć ideę corocznych targów. Naukowcy spotykać się tam będą z potencjalnymi inwestorami, by zaprezentować swoje pomysły, oferujące szeroką gamę rozwiązań dla różnych gałęzi przemysłu. Owe targi mogą w perspektywie kilku lat wypromować Pomorze jako region przychylny dla różnego rodzaju inwestycji.

Jak widać, wizja innowacyjnego Pomorza jest możliwa do zrealizowania. Ubolewam jednak nad tym, że w tak dużym stopniu jest ona zależna od instytucji, które albo nie funkcjonują jak powinny, albo w ogóle nie istnieją. Żałuje również, że instytucje odpowiedzialne za innowacje w regionie nie są w stanie szybko reagować na bodźce zachodzące w globalnym świecie. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że się mylę lub że instytucje te zmienią się, a wówczas Pomorze będzie na mapie najbardziej innowacyjnych regionów Europy.

Skip to content