Categories
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Otwartość na smyczy!

Marta Abel

Studentka polonistyki i socjologii, Uniwersytet Gdański

Czyli jacy jesteśmy, a jacy chcielibyśmy być my – Pomorzanie!

Specjalista psychiatra dr Joanna Żurada-Wyrwińska: Czytałam kiedyś przekrój badań prowadzonych przez Uniwersytet Harvarda w Stanach Zjednoczonych. Wytypowano grupę wybitnych studentów z prestiżowych kierunków (grupę A). Wzorowych, świetnie się uczących i udzielających się w różnych organizacjach, ambitnych, zapowiadających się na prawdziwych liderów. Druga grupa B to byli studenci przeciętni, normalni, którzy poza nauką mieli też czas na wiele przyjemności. Obie grupy studentów były badane po 10, 20 i 30 latach. Z grupy A wyrosła prawdziwa elita. Ci najbardziej kreatywni zrobili największe kariery, zarobili największe pieniądze. Z kolei badanie poziomu ich optymizmu i szczęścia wypadło na bardzo niskim poziomie. Mieli dużo chorób układu krążenia, depresję, zaobserwowano duży odsetek rozwodów. Sukces pochłonął ich jakby w całości. Z grupy B dawni studenci zajęli niższe stanowiska. Lecz mimo to i tak zarabiali przyzwoite pieniądze, byli szanowani przez społeczność, w której się obracali, nie było prawie rozwodów. Byli szczęśliwi.

Wyobraźmy sobie takie badanie w naszej pomorskiej rzeczywistości. Dwie grupy studentów, Uniwersytet Gdański, popularne kierunki. Grupa A za 20 lat to ludzie sukcesu. Załóżmy – prezesi banków, szefowie wielkich korporacji na całym świecie. W wieku lat 20 odbywali już staże na uczelniach w całej Europie. W wieku lat 40 – nadal w Europie, wyposażeni w prestiż, ale ogołoceni z tradycji, domu, tożsamości grupowej – nieszczęśliwi, jak ci w Stanach Zjednoczonych. Grupa B – ta mniej zdolna – w wieku lat 20 także w Europie, dorabia w kawiarniach na całym świecie. W wieku lat 40 nadal w Europie, zajmuje przeciętnie prestiżowe stanowiska. Część powróciła na Pomorze. Pracuje, żeby przeżyć. Czyli obie grupy skazane na porażkę.

Czy taki scenariusz musi odegrać moje pokolenie? Czy jesteśmy na tyle otwarci na zmiany i mamy tyle możliwości, by uniknąć czarnej wizji? Czy zostaniemy wysłuchani? Te pytania i wiele innych zadałam specjaliście psychiatrze, dr Joannie Żuradzie-Wyrwińskiej oraz socjologowi, dr Jarosławowi Załęckiemu, a także nam wszystkim jako przedstawicielom młodego pokolenia. Oto wnioski:

Jako przedstawiciel tego pokolenia mogę śmiało wyznać, że jestem otwarta na zmiany. Ale jakie zmiany? Dbam o wykształcenie, które pozwoli mi na dużą elastyczność zawodową. Uczestniczę w wydarzeniach kulturalnych, zbieram doświadczenia zawodowe. Ale szczerze przyznam, że gdyby jutro ktoś zaproponował mi pracę w Krakowie, wcale nie pobiegłabym pakować walizek. Moja otwartość ma więc swoje granice, choć na pewno nie wynikają one ze stuprocentowej pewności zdobycia dobrej pracy na Pomorzu.

Dr J. Żurada-Wyrwińska: W Stanach Zjednoczonych jest inaczej. Wykształcone dzieci Polaków, którzy się zasymilowali, mają zupełnie inne podejście. Oni już wyrośli w pozytywnym myśleniu i nie rozumieją naszych problemów. „Jest trudno o pracę – to trzeba jej szukać”. Wiadomo, że po dobrych uniwersytetach trafia się do dobrze prosperujących firm. Na dobre posady jest trudno się dostać. Ale to tylko sygnał, że należy wysłać nie 50, ale 200 CV. Trendem tamtej młodzieży jest jeżdżenie za pracą. Jak jest praca na drugim końcu Stanów, to oni nie mają żadnych skrupułów. Nie patrzą na rodzinę czy przyjaciół, po prostu jadą. Są odważni.

Nasze młode pokolenie też jest odważne. Moja koleżanka zaledwie wczoraj powiedziała mi, że zapisuje się na wszystkie egzaminy w terminie zerowym i leci do Anglii. Jakiś czas temu skończyły się wyjazdy wakacyjne, teraz już nawet nie jeździ się po przygodę. Nieważne z kim się jedzie, do jakiej pracy i do jakiego kraju. Ważne tylko, ile się zarobi i żeby starczyło na cały rok. Ale przecież niektórzy zostają. Jest jeszcze drugi rodzaj odwagi. Tej, która każe nam codziennie rano wstawać z łóżka i walczyć. Udzielać się na uczelni i w pracy, a po pracy w przeróżnych organizacjach. Jest jeszcze odwaga histeryczna, która tym, co wyjechali, nakazuje wrócić. Ta odwaga to nadzieja na lepsze jutro.

Dr J. Załęcki: Zacznijmy od tego, że społeczeństwo obywatelskie w Polsce jest na początku rozwoju. Mimo iż mamy już rozwinięty samorząd terytorialny, zaangażowanie ludzi – mieszkańców jest wciąż na bardzo niskim poziomie. I to zarówno, jeśli chodzi o inicjatywy samorządowe, jak i obywatelskie. Wybory samorządowe, polityka lokalna ciągle spotyka się z nikłym zainteresowaniem, czym wyraźnie odstajemy od państw Unii Europejskiej. Mało Polaków angażuje się w organizacje pozarządowe. Owszem, jest pewna wąska elita, pewna grupa młodych ludzi, zresztą nie tylko młodych, ale to jest wciąż niewystarczająca ilość. To ciągle dużo mniej niż w państwach ustabilizowanej demokracji.

My – znaczy młode pokolenie angażujemy się w rozwój, ale własny. Kiedy mielibyśmy mieć czas na organizacje pozarządowe, gdy doba ma tylko 24 godziny. A pracodawcy żyją w przekonaniu, że ma przynajmniej trzydzieści parę. Na rozmowie kwalifikacyjnej, jeszcze zanim zdążę usiąść, przyszły pracodawca już pyta o trzy lata doświadczenia, dwa języki (poprawne politycznie minimum) i już jestem za drzwiami z dużą ilością pozornie wolnego czasu.

Dr J. Żurada-Wyrwińska: Ostatnio wróciłam z San Francisco i nawet tam dotarł już trend odchodzenia z wielkich firm. Młodzi ludzie nie chcą już żyć, by pracować. Wyjeżdżają, odwiedzają różne kultury, koncentrują się na swoim wnętrzu. Stawiają warunki swoim pracodawcom. Kilka dni temu rozmawiałam z młodą dziewczyną, która pytała mnie o adres dobrego psychologa. Zapytałam, dlaczego jest jej potrzebny. Jej odpowiedź była bardzo interesująca: „Czuję, że nie zrealizuję się bez tej pomocy”.

Pomoc jest nam wszystkim bardzo potrzebna. My jeszcze nie zeszliśmy z drzewa, jeśli chodzi o przestrzeganie prawa pracy. Często nie mamy możliwości wyboru. Naszą otwartość ogranicza 20% bezrobocie. Szybko się wypalamy, jeśli wszyscy wymagają, oczekują, a nic nie dają w zamian. Jak się rozwijać, kiedy za drzwiami na nasze stanowiska czyha 100 innych chętnych, młodszych, ze świeżymi pomysłami. Jeśli jesteś najlepszy w swojej branży, masz prawo do otwartości. Przynajmniej do czasu pierwszego potknięcia. Po pierwszej porażce jesteś bacznie obserwowany. Czujesz, że zaczynasz bać się współpracowników. Zaczynasz się pocić, siadając przy swoim biurku. To syndrom wypalenia. Znak, że niedługo zastąpi cię nowa jakość. A tobie otwartość uwiążą na smyczy i w twojej nowej pracy to szef będzie dyktował warunki.

Dr J. Załęcki: Jest całkowity brak komunikacji. Media lokalne w niewielkim stopniu prowadzą działalność społeczno-edukacyjną. Bardziej interesują się polityką ogólnopolską, tym co się dzieje w Warszawie, ostatecznie lokalnymi aferami. Rzadko pokazują jakiś pozytywny przejaw działalności. Czasem można coś dobrego przeczytać, ale to jest naprawdę kropla w morzu. Większość dzielnic nie ma rad osiedlowych, gdyż ludzie nie przejawiają takiej woli. Środowiska lokalne nie mają przywódców. Przeciętny gdańszczanin miałby problem ze wskazaniem choćby trzech znanych działaczy na Pomorzu, bo ich albo nie ma, albo ich nie widać, albo już dawno wyemigrowali do Warszawy.

No i tu się kończy rozmowa o otwartości, bo tak naprawdę nikogo to nie interesuje. Wszyscy o nas mówią, próbują zdefiniować. Nazywają pokoleniem X, pokoleniem CV, pokoleniem JP II. Wszyscy nam współczują, że musimy szukać pracy za oceanem. Ale czasem wystarczy włączyć telewizję i dowiedzieć się, co tak naprawdę interesuje nasze otwarte społeczeństwo. Dziennikarze przelecą tysiące kilometrów, by dowiedzieć się czy Andrzej Lepper zostanie wicepremierem, czy nie zostanie? Czy Zyta Gilowska zostanie w rządzie, czy nie zostanie? Otwarte społeczeństwo to, które chce coś zmienić i zmienia. Trzeba bowiem pamiętać, jak łatwo jest zaprzepaścić potencjał tkwiący w młodym pokoleniu. Rozwój, który się rozpoczął, nie może być całkowicie jednokierunkowy. Trzeba pamiętać, że rozwój jest dziełem ludzi, a nie maszyn. A człowiek szybko się męczy i wypala, nie jest we wszystkim perfekcyjny. Myślę, że młode pokolenie otwiera się na nowe technologie,

szuka nowych możliwości. Byle tylko nie stało się tak, jak w czarnej komedii czy dramatach Witkacego – że to, o co walczymy, obróci się przeciwko nam.

Dr J. Żurada-Wyrwińska: Takie zjawisko rzeczywiście istnieje, szczególnie w dużych aglomeracjach, w Warszawie. Młode kobiety, które są szalenie ambitne chcą być perfect we wszystkich dziedzinach: i w pracy, i w uprawianiu sportów, i w bywaniu w modnych miejscach, i w wyglądzie. One bardzo szybko się wypalą, a ich życie osobiste często wygląda tragicznie. To widać nawet w drobiazgach. Nadmiernie ambitni wolą się wyspać niż spotkać z przyjaciółmi. Czasem do nich dociera, że ich droga prowadzi do nikąd, i że całą energię pokładają w jednym kierunku. Ale strasznie trudno jest zejść z takiej drogi. Ja swoich pacjentów uczę, by byli elastyczni, pamiętali o drobiazgach, drobnych przyjemnościach, kontakcie z naturą, przyjaciółmi. Żeby nie wszystko było takie jednokierunkowe. W życiu potrzeba trochę luzu…

Gdybyśmy my – studenci Pomorza byli przedmiotem badań, jakie przeprowadzono w Stanach Zjednoczonych wiele lat temu, dobrze by było dla nas, gdybyśmy znaleźli się w umiarkowanej grupie B. Ponieważ dziś do rozwoju potrzebna jest nam otwartość, elastyczność i potencjał. Ale by poza kołem napędowym rozwoju być także człowiekiem, trzymajmy tę naszą otwartość trochę na smyczy.

O autorze:

Marta Abel

Dodaj komentarz

Skip to content