Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.
Leszek Szmidtke: Licznik Geigera po powrocie z Francji był potrzebny?
Jan Kozłowski: Gdy wchodziliśmy i wychodziliśmy z elektrowni atomowej, dokonywano pomiarów. Liczniki nic nie pokazały, tak więc o żadnym napromieniowaniu nie ma mowy.
L.S.: Miano was przekonać, że elektrownia atomowa to doskonały i bezpieczny dla otoczenia pomysł?
J.K.: Nie tylko o to chodziło. Mogliśmy się na miejscu przekonać, że elektrownie atomowe są ważną częścią francuskiej gospodarki. We Francji są obecnie 54 takie elektrownie i powstają dwie nowe. Francuzi budują elektrownię jądrową w Finlandii oraz w Chinach. W wielu państwach na świecie trwa budowa lub przygotowania do budowy takich obiektów, nawet w krajach słynących z ekologicznego podejścia do gospodarki czy energetyki, takich jak Szwecja. Francja konsekwentnie rozbudowywała energetykę jądrową i dziś jest chyba najlepiej przygotowana do nowych inwestycji. Duży nacisk położono również na bezpieczeństwo. Jest w tym kraju bodajże sześć organizacji zajmujących się nadzorem nad elektrowniami jądrowymi. Największa to Komisariat ds. Energii Atomowej, który zatrudnia 15 tysięcy pracowników. Gospodarze zwracali jeszcze uwagę na konsultacje społeczne. Kontakt musi być nie tylko z ludźmi żyjącymi w najbliższym otoczeniu lub w miejscu, w którym powstanie elektrownia. Byliśmy w elektrowni w Nogent, miejscowości liczącej 6 tysięcy mieszkańców, położonej 120 kilometrów od Paryża. Mimo że produkcja energii trwa tam od 30 lat, cały czas działa tzw. lokalna komisja informacyjna złożona z mieszkańców. Na bieżąco kontroluje ona działalność elektrowni, ma dostęp do informacji o stanie bezpieczeństwa. Zaufanie społeczne jest jednym z istotniejszych elementów tego systemu.
L.S.: Pańskie wątpliwości zostały rozwiane, ale teraz musi Pan przekonać mieszkańców regionu, a szczególnie gmin, na terenie których elektrownia może powstać, że to najlepsza lokalizacja, która nie spowoduje żadnego zagrożenia.
J.K.: Zastanówmy się na początek, jakie rodzaje elektrowni należy brać pod uwagę: jądrową, konwencjonalną, czyli węglową oraz gazową, i wreszcie odnawialną. Żadna z nich nie jest idealnym rozwiązaniem. Trzeba uwzględniać różne elementy: wydajność, emisję gazów, wpływ na krajobraz. Elektrownia atomowa daje czystą energię. Owszem, jest problem z odpadami radioaktywnymi, ale w przypadku reaktora, który być może powstanie na Pomorzu, rocznie będzie to ilość mieszcząca się w pływackim basenie. Moim zdaniem nie jest to duży problem, o ile będziemy odpowiednio przygotowani. Gminy francuskie bardzo się starają, by kolejne elektrownie powstawały na ich terenie. Jest to dla nich niezwykle korzystne. Wspomniane miasteczko Nogent otrzymuje rocznie ponad 26 milionów euro do budżetu dzięki elektrowni atomowej; jest to 60% budżetu tej gminy. Rada gminy Gniewino już podjęła uchwałę akceptującą taką inwestycję na swoim terenie, gdyż wie, co może zyskać.
L.S.: Nie tylko gminy widzą korzyści, również regiony. Wielkopolska też chce u siebie taką elektrownię.
J.K.: Tak, gdyż korzyści są widoczne. To bardzo duże inwestycje, a więc kilka tysięcy miejsc pracy w czasie budowy i kilkaset w czasie eksploatacji. W Nogent pracują dwa reaktory, które obsługuje 800 osób. Wprawdzie siłownie wiatrowe też dają czystą energię, ale szpecą krajobraz, są też zagrożeniem dla ptaków. I najważniejsza rzecz: dają energię tylko wtedy, gdy wieje wiatr. Musi więc być jakaś rezerwa w postaci innej elektrowni. Dlatego chcemy, żeby w naszym regionie powstała elektrownia gazowa i węglowa. Ich budowa trwa znacznie krócej niż elektrowni jądrowej. Francuscy eksperci mówili nam, że jeżeli chcemy rozpocząć produkcję w 2020 roku, to już należy zacząć przygotowania, a najpóźniej za dwa lata złożyć zamówienie na reaktor. Budowa elektrowni węglowej trwa od 5 do 7 lat, gazowej trochę krócej, ale i w jednym, i w drugim przypadku występuje emisja gazów.
L.S.: Właśnie limity na emisję dwutlenku węgla spowodowały, że do końca ubiegłego roku potencjalni inwestorzy musieli złożyć deklarację rozpoczęcia budowy elektrowni. Wprawdzie nie jest to zbyt zobowiązujące, ale pozwala zorientować się, ile takich inwestycji może powstać w naszym regionie.
J.K.: Deklaracja jest jedna, ale potencjalnych inwestorów mamy więcej. Najpoważniejsze europejskie firmy zgłosiły chęć budowy elektrowni węglowej w Gdańsku. Najczęściej wskazują tereny portowe, gdyż tam najłatwiej dostarczyć węgiel i jest dostęp do wody chłodzącej. Dlatego między innymi zmieniamy plan zagospodarowania przestrzennego województwa czy regionalną strategię rozwoju energetyki.
L.S.: Nie jestem przekonany, czy naprawdę potrzebujemy dużych elektrowni. Może lepszym rozwiązaniem są liczne, acz niewielkie źródła energii odnawialnej?
J.K.: Takie źródła są oczywiście potrzebne. W naszym regionie są dobre warunki dla budowy małych elektrowni wodnych, wiatrowych, na biomasę i biogaz. Osiągniemy 20-procentowy poziom udziału energetyki odnawialnej określony przez unijną dyrektywę. Polska musi również zmniejszyć o 20% emisję CO2 oraz zwiększyć efektywność – a to już nie będzie takie proste.
Jeżeli dziś nie zadbamy o nowe źródła energii, to za kilka lat może jej zabraknąć. W naszym regionie powstaje jedynie 30% prądu, który zużywamy. Czyli jesteśmy importerem, a chcemy być eksporterem energii. Stąd między innymi nasze poparcie dla budowy elektrowni węglowych, gazowych oraz atomowej.
L.S.: Nasz region ma deficyt energii i musi ją sprowadzać z odległych nawet o kilkaset kilometrów elektrowni. Czy gospodarka już odczuwa ten deficyt, czy też jest to dopiero przed nami?
J.K.: Jeszcze nie ma zagrożenia, tym bardziej że kryzys zmniejszy zapotrzebowanie na energię elektryczną. Po jakimś czasie problemy się skończą, pojawią się nowi inwestorzy i zapotrzebowanie wzrośnie. Jeżeli dziś nie zadbamy o nowe źródła energii, to za kilka lat może jej zabraknąć. W naszym regionie powstaje jedynie 30% prądu, który zużywamy. Czyli jesteśmy importerem, a chcemy być eksporterem energii. Stąd między innymi nasze poparcie dla budowy elektrowni węglowych, gazowych oraz atomowej .
L.S.: Ale regiony nie muszą podchodzić do bezpieczeństwa energetycznego tak jak państwa.
J.K.: Nie. Pamiętam jednak wypowiedź premiera Jerzego Buzka, który powiedział, że bezpieczeństwo energetyczne kraju powinno się opierać na bezpieczeństwie Pomorza. Jesteśmy dobrze przygotowani do tego typu inwestycji. Wybór Żarnowca na budowę elektrowni jądrowej prawie 30 lat temu nie był przypadkowy. W czasie naszej wizyty we Francji słyszałem opinie tamtejszych ekspertów, że to najlepsza lokalizacja. Chociaż dla bezpieczeństwa energetycznego kraju elektrownie jądrowe powinny powstać i w Żarnowcu, i w Klempiczu.
L.S.: Budowa takiej elektrowni to wydatek liczony w miliardach złotych. Taniej jest zmodernizować krajowe sieci przesyłowe. Może należy zadbać o drugi kabel energetyczny ze Szwecji?
J.K.: Nie możemy się opierać na jednym źródle, musimy zadbać o dywersyfikację. To jest konieczne z punktu widzenia interesów zarówno kraju, jak i regionu. Niech więc powstanie kabel, ale też niech powstają elektrownie, o których mówiliśmy. Rozbudowa sieci przesyłowych pozwoli na eksportowanie energii poza granice województwa, ale też za granice kraju.
Mimo że Francja ma największy udział energii atomowej w ogólnym bilansie, jest nadal najbardziej atrakcyjną destynacją turystyczną na świecie. Spodziewam się więc, że nasze gminy nie stracą dochodów z turystyki, a zyskają dodatkowe inwestycje podnoszące ich turystyczną atrakcyjność.
L.S.: Wróćmy zatem do elektrowni jądrowej. Najbardziej prawdopodobną lokalizacją jest południowy brzeg Jeziora Żarnowieckiego. Na co mogą liczyć okoliczne gminy?
J.K.: Będą opłaty wprost do budżetu, choćby podatek od nieruchomości – wartość inwestycji szacuje się na 4 miliardy euro. Do tego nowe firmy i udział w podatku CIT, nowi mieszkańcy i udział w podatku PIT. Oczywiście nowe miejsca pracy w czasie budowy oraz eksploatacji. I znowu odwołam się do francuskiego przykładu, gdyż zapytałem o wpływ elektrowni na ruch turystyczny. Zdaniem naszych gospodarzy nie ma tu żadnej kolizji. Francja nadal jest najbardziej atrakcyjną destynacją turystyczną na świecie, a ma przecież największy udział energii atomowej w ogólnym bilansie. Spodziewam się więc, że nasze gminy nie stracą dochodów z turystyki, a zyskają dodatkowe inwestycje podnoszące walory okolicy. Gminy Gniewino i Krokowa chcą na przykład, aby powstał kanał dla żeglugi z Jeziora Żarnowieckiego do morza. Coś takiego bardzo zwiększyłoby atrakcyjność tamtych terenów .
L.S.: Tylko czy takie oczekiwania są realne? Budowa kanału to co najmniej 200 milionów złotych.
J.K.: Jeżeli tę kwotę porównamy z kosztem budowy całej elektrowni, okaże się, że to niewiele. Oczywiście nie przesądzam, czy uda się coś takiego osiągnąć, ale przystępując do negocjacji, gminy muszą mieć przygotowaną listę oczekiwań.
L.S.: Gminy powinny sporządzić dokument o nazwie „Założenia do planu zaopatrzenia w energię”. Ile pomorskich gmin przygotowało taki plan?
J.K.: Na 123 gminy w naszym województwie założenia przygotowało 122. Tylko jedna gmina jeszcze tego nie zrobiła. Jesteśmy chyba jedynym województwem w kraju z tak kompletną dokumentacją zaopatrzenia w energię.
L.S.: Innym problemem jest sprzeciw mieszkańców oraz samorządów gminnych wobec budowy sieci przesyłowych.
J.K.: Przy inwestycjach elektroenergetycznych powinna obowiązywać podobna zasada jak przy budowie dróg. Specustawa pozwala na wywłaszczenie za cenę rynkową właścicieli nieruchomości blokujących inwestycję. Wprawdzie w naszym województwie są to jednostkowe przypadki, ale blokują ważne dla całego regionu elementy sieci elektroenergetycznych.
L.S.: Czy budowa gazoportu jest również elementem bezpieczeństwa energetycznego Pomorza?
J.K.: Nasza inicjatywa nie jest alternatywą dla Świnoujścia. Uważamy, że mogą powstać dwa gazoporty. Wróciliśmy do tego tematu, ponieważ minęły dwa lata i nie widać dużych postępów w inwestycji na Pomorzu Zachodnim. Znaczenie ma również koszt budowy. Lokalizacja w Gdańsku byłaby dużo tańsza i to jest ważny argument przemawiający za drugą inwestycją. Podobnie jak mogą być dwie elektrownie atomowe: w Żarnowcu i Klempiczu, tak samo mogą powstać dwa gazoporty: w Świnoujściu oraz Gdańsku.
L.S.: Pozostaje tylko rozstrzygnąć jedną sprawę: skąd wziąć miliardy złotych na dwie elektrownie i dwa gazoporty?
J.K.: Można znaleźć prywatnych inwestorów. Tylko trzeba wcześniej odpowiedzieć na pytanie, czy chcemy zachować to dla państwa, czy też oddać w prywatne ręce. To drugie rozwiązanie jest tańsze.
L.S.: Dziękuję za rozmowę.