Ważnym aspektem edukacji młodego człowieka jest możliwość sprawdzenia zdobytej, wyuczonej wiedzy w realnym życiu, czyli praktyka. Możliwość skonfrontowania teorii z rzeczywistością firmy czy urzędu. Praktyki powinny przygotowywać młodych ludzi do płynnego przejścia ze szkolnych czy uczelnianych pieleszy do dorosłego, zawodowego życia. Czy nasz system edukacyjny spełnia tę funkcję? Czy absolwenci trójmiejskich uczelni są przygotowani do podjęcia pracy bezpośrednio po studiach, czy może nasze uczelnie produkują od razu kandydatów na wszelkiego rodzaju kursy i szkolenia dokształcające?
Student musi być przygotowany do tego, co go czeka po opuszczeniu uczelni lub nawet jeszcze wcześniej. Pracodawca będzie od niego wymagał nie tylko poświęcenia i znajomości podstaw teoretycznych dziedziny, do której wkracza zawodowo, lecz najczęściej będzie także żądał chociaż minimalnego doświadczenia. Doświadczenie to młody człowiek powinien zdobyć już podczas studiowania, a może nawet w trakcie edukacji na poziomie szkoły średniej. Wraz z uzyskaniem wykształcenia średniego powinien poznać podstawy pracy zespołowej, punktualności i wywiązywania się z powierzonych zadań.
Starając się sprostać wciąż rosnącym wymaganiom pracodawców, uczelnie, nie tylko trójmiejskie, wprowadzają obowiązkowe praktyki. Teoretycznie po ich ukończeniu student powinien dysponować minimum doświadczenia niezbędnego do podjęcia pracy zawodowej. Jednak czy rzeczywiście tak jest, zależy głównie od przedsiębiorczości samego studenta. Często uczelnia po pierwszym roku nauczania wprowadza praktykę wewnętrzną. Praktyka kończy się zaliczeniem lub oddaniem projektu, nad którym pracowała cała grupa. Nie jest to najlepszy sposób spożytkowania czasu, gdyż wiedza przekazywana przez wykładowców wykorzystywana jest zazwyczaj w sposób taki jak na wcześniejszych zajęciach, a zaliczenie przypomina egzamin końcowy przedmiotu. Taka praktyka nie sprawdza osobistego wkładu pracy studenta w projekt całej grupy i, co gorsza, nie spełnia podstawowego zadania – nie odbywa się w rzeczywistym środowisku konkretnego przedsiębiorstwa. Lepszym rozwiązaniem byłoby rozszerzenie współpracy z firmami z regionu i wprowadzenie programu prawdziwych praktyk, na których to pracodawca określałby wymagania i potem je oceniał.
Wypowiedź studentki Politechniki Gdańskiej:
Odbyłam w tym roku praktykę obowiązkową po drugim roku studiów. Była to praktyka bezpłatna. Tylko niektórzy moi koledzy mieli więcej szczęścia i dostali się na praktyki płatne. Niestety, są one możliwe tylko po tak zwanej znajomości, ponieważ firmy nie są chętne do przyjmowania praktykantów, a co dopiero wynagradzania ich. Firmy szukałam sama i było to bardzo trudne. Uczelnia akceptowała każdą firmę, pod warunkiem, że miała ona możliwość przeprowadzenia programu praktyk. Propozycje studentów akceptował (albo nie) dziekan wydziału. Miałam opiekuna praktyk, spełnił moje oczekiwania. Jeżeli nie mógł się mną zająć, przydzielał mi osobę, która przejmowała jego rolę. Jeżeli chodzi o ocenę przydatności praktyk, nie oszukujmy się – praktyki to tylko formalność, byle je zaliczyć i otrzymać „papier”. Czy umiejętność toczenia lub obsługi obrabiarki będą umiejętnościami potrzebnymi w pracy inżyniera? Szczerze w to wątpię. Chociaż czegoś się nauczyłam… obsługi ksero. |
Innym działaniem uczelni jest nakaz prowadzenia „Dzienniczka Praktyk” podczas pracy w normalnej firmie. W takim dzienniczku muszą się znaleźć konkretne zadania wyznaczone wcześniej przez opiekuna praktyk, a wykonanie ich z kolei musi być potwierdzone przez pracownika firmy odpowiedzialnego za praktykanta. Zaliczenie praktyk następuje zazwyczaj na podstawie rozmowy przeprowadzonej między praktykantem a pracownikiem uczelni. Taki system nie jest zły, ponieważ wprowadza pewną formę kontroli uczelni nad studentem, jednak należałoby go nieco usprawnić, dając większą elastyczność. Do absurdów prowadzi przewidywanie pewnych wydarzeń, na przykład awarii silnika elektrycznego, i zapisywanie tego typu założeń w owym dzienniczku. Dobrym rozwiązaniem wydaje się być sprawozdanie z przebiegu praktyk, pisane przez pracodawcę albo osobę odpowiedzialną za praktykanta w danej firmie. Wymaga to, niestety, więcej czasu niż podpisanie „dzienniczka”, ale myśląc przyszłościowo, może się bardziej opłacić dla kształcenia wykwalifikowanej kadry, którą kiedyś stanie się praktykant uczciwie rozliczony z praktyki. Istotnym czynnikiem motywującym powinna być możliwość wybrania dowolnej firmy o wymaganym profilu, a nie tylko takiej, która ma podpisaną umowę z uczelnią.
Niektóre wydziały organizują w trakcie praktyk wycieczki, mające na celu przybliżenie późniejszego zawodu. Taka forma nie zastąpi jednak normalnej praktyki i może jedynie uzupełniać proces poznawania zawodu. Kolejnym elementem tego procesu są zajęcia laboratoryjne na kierunkach technicznych. Niestety, często wprowadzane równocześnie z przedmiotem, którego dotyczą. Działanie takie nie jest korzystne, gdyż bez wcześniej zdobytej wiedzy dotyczącej zagadnienia testowanego w laboratorium nie można w pełni przeanalizować wyników, a co za tym idzie – zrozumieć głębi postawionego pytania czy zadania. Dzieje się tak, mimo że wykładowcy doskonale zdają sobie sprawę z nieodpowiedniego przygotowania studentów do takich zajęć. Przyczyny zarówno ograniczenia zajęć laboratoryjnych, jak i wycieczek pomagających w edukacji są te same i, wydawałoby się, prozaiczne. Otóż chodzi o pieniądze, a dokładnie o finansowanie dodatkowego semestru zajęć czy wycieczki. Chociaż uczelnie starają się najbardziej optymalnie rozplanować zajęcia laboratoryjne oraz szukają pomocy u sponsorów, to wciąż za mało. Dobrym wyjściem byłoby stworzenie w województwie pomorskim funduszu finansowanego przez władze samorządowe i przedsiębiorstwa zainteresowane wykształceniem wyspecjalizowanej kadry.
Coraz częściej młodzi ludzie, zawiedzeni „systemem” uczelnianych praktyk, starają się organizować je na własną rękę. Zazwyczaj jednak spotykają się z dość lekceważącym podejściem ze strony potencjalnych – jak mogłoby się wydawać – pracodawców. Bezpłatne i bez większych wymagań – takie są najczęściej praktyki. Praktykanci nie narzekają, bo o praktykę nie jest łatwo, a zaświadczenie o jej odbyciu jest na wagę złota przy poszukiwaniu pracy. Tylko nielicznym udaje się dostać na pełnopłatne praktyki, po których mają niekiedy szansę na stałą pracę w wybranej firmie. Warto więc wyczulić pracodawców na to, jak ważnym elementem edukacji są praktyki. To w dużej mierze także od nich zależy, czy młodzież kończąca pomorskie uczelnie będzie szarym tłumem niewiedzącym, co dalej po studiach, czy młodymi, ambitnymi, przygotowanymi do podjęcia stawianych przed nimi zadań, przyszłymi pracownikami zasilającymi ich rozwijające się firmy.
Rozmowa ze studentką ASP:
– Czy na Twoim kierunku (malarstwo) są przeprowadzane jakiekolwiek praktyki?
– (szeroki uśmiech) Nie, chyba nie, u nas nie ma praktyk, na innych kierunkach chyba też nie.
– Czy według Ciebie to dobrze, czy źle?
– Jak u nas mogłyby wyglądać praktyki? Ciężko by było coś wymyślić, raczej nie ma takiej możliwości. Mamy za to plenery.
– Plenery?
– Plenery, czyli utrwalenie wiadomości wyćwiczonych przez cały rok, wyjazd w jakieś malownicze miejsce i poświęcenie się pracy twórczej. (kolejny raz wielki uśmiech.
– To jest obowiązkowe? Czy tylko dla najlepszych?
– Jadą na to wszyscy, planowo trzeba to zaliczyć pod koniec pierwszego roku, ale można też odrobić pod koniec drugiego roku. Płacimy za wyjazd 120 złotych, resztę dopłaca szkoła, dostajemy deski do malowania i białą farbę emulsyjną.
– Chyba można nazwać taki wyjazd praktykami. Czy według Ciebie są one potrzebne?
– Potrzebne, ale ze względów towarzyskich tylko i wyłącznie. Całość wygląda bardziej jak spotkanie integracyjne. Jeśli chodzi o rozwój artystyczny, to dno.