Categories
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Musimy mieć pomysł dla małych gospodarstw

Kazimierz Sumisławski

Dyrektor Departamentu Środowiska, Rolnictwa i Zasobów Naturalnych, Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Pomorze jest mocno zróżnicowane geograficznie, glebowo, nie bez znaczenia są również odmienne rolnicze tradycje. Czy mimo to jest coś takiego jak pomorskie gospodarstwo?

Mamy kilka subregionów w naszym województwie. Typowe gospodarstwo rolne można spotkać na Żuławach. Tam są najlepsze gleby i warunki do prowadzenia gospodarki rolnej. Pszenica, buraki, rzepak dają wysokie plony, a tym samym dużą efektywność ekonomiczną. Niestety, jest tam coraz mniej bydła mlecznego, choć warunki do hodowli są znakomite. Trudno mówić o rozwoju rolnictwa na Kaszubach, skoro przeważa tam piach i kamienie. Za to są doskonałe warunki do rozwoju turystyki i dzięki temu wielu rolników przestawia się na nowe źródło dochodów -agroturystykę. Na Kociewiu są nieco lepsze warunki glebowe, ale też jest wiele małych gospodarstw i tym samym konieczność poszukiwania pieniędzy z innych źródeł. Na ziemi słupskiej są duże gospodarstwa – bliżej im do Żuław niż sąsiednich Kaszub.

Jaka część pomorskich gospodarstw sprzedaje swoją produkcję na rynku?

Myślę, że proporcje są nieco lepsze niż ogólnopolskie, gdzie prawie połowa to małe gospodarstwa, poniżej pięciu hektarów, które nie produkują na rynek. Średnia powierzchnia pomorskiego gospodarstwa jest wyższa niż ogólnopolska i dochodzi do prawie dwudziestu hektarów.

Średnia powierzchnia pomorskiego gospodarstwa rośnie?

Jeszcze kilka lat temu ta średnia wynosiła 14-15 hektarów, dziś już 20. Jednak proces jest zbyt wolny i dużych zmian w najbliższych latach nie będzie. Szczególnie na Kaszubach jest mały obrót ziemią. Więcej przypadków kupna lub sprzedaży jest na terenach, gdzie wcześniej były PGR-y i ziemia należy do skarbu państwa. Unia Europejska wspiera nasze przekształcenia, dzięki temu są pieniądze na wcześniejsze emerytury czy powiększanie gospodarstw, ale efekty nie są zbyt duże. Więcej może zdziałać ekonomia, gdyż coraz trudniej wyżyć z małego gospodarstwa. Będą zatem przekształcenia, ale raczej wynikające z integrowania działalności niż powiększania gospodarstw.

Jednym z mierników kondycji rolnictwa jest cena gruntów rolnych.

Ceny są mocno zróżnicowane. Niedawno Główny Urząd Statystyczny opublikował dane, według których hektar dobrej ziemi, czyli I-III klasy, kosztuje 15-16 tys. zł. To oczywiście uśredniona cena dla całego kraju. W tzw. obrocie na Żuławach cena wynosi 23-24 tys. zł, chociaż słyszałem też niedawno, że ktoś zapłacił prawie 30 tys. Słaba ziemia – V-VI klasa, czyli taka, jaką mamy na Kaszubach – kosztuje niewiele ponad 20 tys. zł za hektar. Jak wcześniej wspomniałem, transakcji jest niewiele.

Czy produkcja z naszych gospodarstw trafia najczęściej na pomorskie stoły? Skąd dostarczana jest żywność na tak duży rynek jak Trójmiasto?

Na ten duży rynek z najbliższego sąsiedztwa docierają głównie warzywa i owoce. Sporo napływa też produktów mlecznych oraz mięsnych. Producenci rolni nie są udziałowcami firm zajmujących się przetwórstwem i dystrybucją. Dlatego nie wiemy, jaka część tego, co wyprodukują nasi rolnicy, zostaje w województwie pomorskim. Najczęściej na stoły Pomorza trafiają produkty przetworzone. Najwięcej jest warzyw, przetworów mięsnych, w sezonie również owoców.

Eksportujemy sporo przetworów owocowo- warzywnych, ale trudno mówić o pomorskich przebojach. W przyszłości naszym atutem może być jakość.

Mamy jakieś hity eksportowe?

Nie przypominam sobie. Eksportujemy sporo przetworów owocowo-warzywnych, ale trudno mówić o pomorskich przebojach. W przyszłości naszym atutem może być jakość. W porównaniu z krajami tzw. starej Unii Europejskiej nasi rolnicy stosują kilkakrotnie mniej nawozów i środków ochrony roślin.

Konsekwencją jest oczywiście lepsza jakość, ale też znacznie mniejsza wydajność.

Konsumenci coraz częściej postrzegają żywność przez pryzmat kraju, w którym została wyprodukowana, doceniając te, w których stosuje się do upraw mniej chemii. Na różnych targach żywności ekologicznej, i nie tylko, polska żywność jest dobrze odbierana.

To się przekłada czy też przełoży w przyszłości na rozwój eksportu?

Sądzę, że tak. Nie mam danych, jak to wygląda dla naszego województwa, ale eksport żywności jest jednym z nielicznych przykładów, gdzie Polska ma dodatnie saldo.

Odnotowujemy duży napływ duńskiego mięsa. Tamtejsi rolnicy są sprawni, dobrze zorganizowani, mają również dopłaty i tym samym są bardzo konkurencyjni.

Jaki import jest największym zagrożeniem dla pomorskiego rolnictwa i przetwórstwa?

Szerokim strumieniem wpływa na nasz rynek mięso wieprzowe i wołowe. Przetwórcy, nie mając umów z pomorskimi rolnikami, mogą sprowadzać mięso niemal z całego świata. Wiele krajów subwencjonuje eksport żywności, więc cena jest odpowiednio niższa i bardzo konkurencyjna dla naszej produkcji. Odnotowujemy duży napływ duńskiego mięsa. Tamtejsi rolnicy są sprawni, dobrze zorganizowani, mają również dopłaty i tym samym są bardzo konkurencyjni.

Nasi rolnicy nie reagują tak dobrze na wyzwania rynku?

Więksi producenci dostosowują się do wyzwań. Gospodarstwa roślinne produkujące na przykład rzepak eksportują duże jego ilości do Niemiec. To jednak pokazuje kolejny problem, gdyż tam przetwarzają go na biodiesel. Czemu takiego przetwarzania i zapotrzebowania nie ma w Polsce? Gdyby pobudować tłoczarnie, wtedy nie tylko byłaby produkcja oleju, ale również zysk w postaci dodatkowej energii powstałej przy produkcji. Są unijne pieniądze na odnawialne źródła energii, o które mogą się starać na przykład samorządy. Produkcja samego surowca pozbawia naszą wieś dodatkowych dochodów.

Skoro są pieniądze, dlaczego nie ma chętnych?

To jest poważny problem, gdyż brakuje woli integrowania się i mechanizmów zachęcających do współpracy. Takie przedsięwzięcia przekraczają możliwości jednego gospodarstwa. Rozmowy z producentami rzepaku już były i nawet jest wola współpracy, ale czy chętni przebrną przez wszystkie trudności, nim powstaną przetwórnie i będzie można podłączyć się do sieci energetycznych?

Gdyby rolnicy zaczęli się integrować, to ich pozycja w negocjacjach byłaby zupełnie inna. Byliby poważnym partnerem dla przetwórstwa. Dziś, przy tak dużym rozdrobnieniu, są źle traktowani.

Od razu pojawia się nowy problem. W Niemczech lub w Danii wiele firm przetwórczych jest własnością rolników. W Polsce takich przypadków zbyt wiele nie ma.

To był duży błąd przy prywatyzacji przetwórstwa, że rolnicy nie dostali większości udziałów. Dziś stoją u bram zakładów skazani na dobrą wolę właścicieli. Nie ma długoletnich umów, które by stabilizowały rynek. Gdyby rolnicy zaczęli się integrować, to ich pozycja w negocjacjach byłaby zupełnie inna. Byliby poważnym partnerem dla przetwórstwa. Dziś, przy tak dużym rozdrobnieniu, są źle traktowani.

Może więc sami rolnicy powinni zakładać przetwórnie? Na początek niewielkie, które uniezależnią ich od dużych firm.

Przetwórni jest sporo i start takiego przedsięwzięcia byłby bardzo trudny. Natomiast niewielkie firmy pracujące na rzecz lokalnych społeczności mogą być rozwiązaniem. Na większe przedsięwzięcia potrzeba sporego kapitału, którego mali i średni rolnicy nie mają. Jest natomiast sporo nisz do wykorzystania. Dawniej na całych Kaszubach uprawiano len. Kiedy jednak zlikwidowano roszarnie, uprawy straciły sens. Dziś, mimo że naturalne włókno jest bardzo poszukiwane, nikt nie bierze się za ponowną uprawę i przetwórstwo lnu. Oczywiście trzeba rozpoznać rynek, czy byliby chętni na różne produkty pochodzące z lnu. Trwają gorące dyskusje o genetycznie modyfikowanej żywności, a może warto się zastanowić nad produkcją żywności bez użycia soi? Przecież niemal cała soja dostępna na rynku jest genetycznie modyfikowana. Karmione są nią świnie, drób, w sklepach można kupić kotlety sojowe. Może czasami warto pójść pod prąd?

Produkty regionalne są w wielu krajach silnym wsparciem rolnictwa. U nas też coraz częściej mówi się, że jest to jakaś szansa dla niektórych rolników.

Ta dziedzina wymaga wsparcia na szczeblu krajowym i regionalnym. Produkty regionalne są szansą dla najmniejszych gospodarstw. Przypomnę, że połowa gospodarstw w Polsce nie przekracza 5 hektarów. To gospodarstwa o charakterze socjalnym, więc trzeba dać im szanse. Agroturystyka jest jednym rozwiązaniem, drugim zaś żywność tradycyjna. Musimy wydobyć na wierzch nasze dziedzictwo kulinarne. Receptury, które mają co najmniej 25 lat, wpisujemy na specjalną listę i tym samym chronimy od zapomnienia. Mamy już 100 przepisów, 25 następnych czeka na weryfikację. Nie są opatentowane, więc przetwórcy mogą z tych propozycji korzystać. Zawarliśmy też porozumienie ze służbami weterynaryjnymi oraz Sanepidem, dzięki któremu mali przetwórcy zajmujący się produktami tradycyjnymi będą łagodniej traktowani. To nie ma być jedzenie prezentowane wyłącznie na festynach, ale dostępne w sklepach lub restauracjach, dlatego musi być bezpieczne. Nie tylko turyści są zainteresowani takimi przysmakami. Dlatego produkcja powinna się odbywać w dobrych warunkach. Jeżeli ma trafiać do sklepów, to musi być ciągłość dostaw. Rolnicy zainteresowani taką działalnością będą musieli zakładać firmy. Oczywiście, nie wszystkie specjały z listy staną się produktami regionalnymi. O tym przecież decyduje Komisja Europejska. W listopadzie takim produktem powinna stać się Truskawka Kaszubska, ale tym tropem powinny pójść także ryby, szczególnie słodkowodne, owoce leśne oraz miody.

Co może zrobić samorząd regionalny? Jakie macie narzędzia, żeby przygotować grunt pod różne formy działalności?

Nasze pole manewru jest ograniczone, ale sprzedaż żywności tradycyjnej wiąże się z rozwojem regionalnym. Marszałek może stworzyć listę takich produktów. Może je wspierać promocyjnie, szczególnie w dużych miastach. Taka żywność musi się pojawić na rynku, żeby zainteresować konsumentów. Rolnicy muszą się zintegrować, produkować w dobrych warunkach i później sprzedawać.

Przejęcie przez samorząd regionalny rolniczego doradztwa będzie pomocne?

Moim zdaniem tak. Musimy znaleźć pomysły dla małych gospodarstw. Odpowiednie doradztwo może się okazać kluczem do sukcesu. Rolnictwo całej Europy integruje się, gdyż to jest szansa na przetrwanie. Trzeba szukać nowych rozwiązań i nowych pomysłów. Podnoszenie cen – a tego najczęściej domagają się rolnicy – nie jest rozwiązaniem. Jeżeli ktoś ma jedną krowę, to nawet 5 zł za litr mleka nie uratuje takiego gospodarstwa. Na wsi będzie mieszkało coraz więcej ludzi, natomiast coraz mniej będzie pracowało w rolnictwie. Dlatego trzeba szukać rozwiązań, które pomogą się odnaleźć właścicielom małych gospodarstw. Na Pomorzu to jest jedno z ważniejszych zadań zarówno dla samorządów, jak i rolniczych organizacji.

Dziękuję za rozmowę.

Dodaj komentarz

Skip to content