Eksportujemy sporo przetworów owocowo- warzywnych, ale trudno mówić o pomorskich przebojach. W przyszłości naszym atutem może być jakość.Mamy jakieś hity eksportowe? Nie przypominam sobie. Eksportujemy sporo przetworów owocowo-warzywnych, ale trudno mówić o pomorskich przebojach. W przyszłości naszym atutem może być jakość. W porównaniu z krajami tzw. starej Unii Europejskiej nasi rolnicy stosują kilkakrotnie mniej nawozów i środków ochrony roślin. Konsekwencją jest oczywiście lepsza jakość, ale też znacznie mniejsza wydajność. Konsumenci coraz częściej postrzegają żywność przez pryzmat kraju, w którym została wyprodukowana, doceniając te, w których stosuje się do upraw mniej chemii. Na różnych targach żywności ekologicznej, i nie tylko, polska żywność jest dobrze odbierana. To się przekłada czy też przełoży w przyszłości na rozwój eksportu? Sądzę, że tak. Nie mam danych, jak to wygląda dla naszego województwa, ale eksport żywności jest jednym z nielicznych przykładów, gdzie Polska ma dodatnie saldo.
Odnotowujemy duży napływ duńskiego mięsa. Tamtejsi rolnicy są sprawni, dobrze zorganizowani, mają również dopłaty i tym samym są bardzo konkurencyjni.Jaki import jest największym zagrożeniem dla pomorskiego rolnictwa i przetwórstwa? Szerokim strumieniem wpływa na nasz rynek mięso wieprzowe i wołowe. Przetwórcy, nie mając umów z pomorskimi rolnikami, mogą sprowadzać mięso niemal z całego świata. Wiele krajów subwencjonuje eksport żywności, więc cena jest odpowiednio niższa i bardzo konkurencyjna dla naszej produkcji. Odnotowujemy duży napływ duńskiego mięsa. Tamtejsi rolnicy są sprawni, dobrze zorganizowani, mają również dopłaty i tym samym są bardzo konkurencyjni. Nasi rolnicy nie reagują tak dobrze na wyzwania rynku? Więksi producenci dostosowują się do wyzwań. Gospodarstwa roślinne produkujące na przykład rzepak eksportują duże jego ilości do Niemiec. To jednak pokazuje kolejny problem, gdyż tam przetwarzają go na biodiesel. Czemu takiego przetwarzania i zapotrzebowania nie ma w Polsce? Gdyby pobudować tłoczarnie, wtedy nie tylko byłaby produkcja oleju, ale również zysk w postaci dodatkowej energii powstałej przy produkcji. Są unijne pieniądze na odnawialne źródła energii, o które mogą się starać na przykład samorządy. Produkcja samego surowca pozbawia naszą wieś dodatkowych dochodów. Skoro są pieniądze, dlaczego nie ma chętnych? To jest poważny problem, gdyż brakuje woli integrowania się i mechanizmów zachęcających do współpracy. Takie przedsięwzięcia przekraczają możliwości jednego gospodarstwa. Rozmowy z producentami rzepaku już były i nawet jest wola współpracy, ale czy chętni przebrną przez wszystkie trudności, nim powstaną przetwórnie i będzie można podłączyć się do sieci energetycznych?
Gdyby rolnicy zaczęli się integrować, to ich pozycja w negocjacjach byłaby zupełnie inna. Byliby poważnym partnerem dla przetwórstwa. Dziś, przy tak dużym rozdrobnieniu, są źle traktowani.Od razu pojawia się nowy problem. W Niemczech lub w Danii wiele firm przetwórczych jest własnością rolników. W Polsce takich przypadków zbyt wiele nie ma. To był duży błąd przy prywatyzacji przetwórstwa, że rolnicy nie dostali większości udziałów. Dziś stoją u bram zakładów skazani na dobrą wolę właścicieli. Nie ma długoletnich umów, które by stabilizowały rynek. Gdyby rolnicy zaczęli się integrować, to ich pozycja w negocjacjach byłaby zupełnie inna. Byliby poważnym partnerem dla przetwórstwa. Dziś, przy tak dużym rozdrobnieniu, są źle traktowani. Może więc sami rolnicy powinni zakładać przetwórnie? Na początek niewielkie, które uniezależnią ich od dużych firm. Przetwórni jest sporo i start takiego przedsięwzięcia byłby bardzo trudny. Natomiast niewielkie firmy pracujące na rzecz lokalnych społeczności mogą być rozwiązaniem. Na większe przedsięwzięcia potrzeba sporego kapitału, którego mali i średni rolnicy nie mają. Jest natomiast sporo nisz do wykorzystania. Dawniej na całych Kaszubach uprawiano len. Kiedy jednak zlikwidowano roszarnie, uprawy straciły sens. Dziś, mimo że naturalne włókno jest bardzo poszukiwane, nikt nie bierze się za ponowną uprawę i przetwórstwo lnu. Oczywiście trzeba rozpoznać rynek, czy byliby chętni na różne produkty pochodzące z lnu. Trwają gorące dyskusje o genetycznie modyfikowanej żywności, a może warto się zastanowić nad produkcją żywności bez użycia soi? Przecież niemal cała soja dostępna na rynku jest genetycznie modyfikowana. Karmione są nią świnie, drób, w sklepach można kupić kotlety sojowe. Może czasami warto pójść pod prąd? Produkty regionalne są w wielu krajach silnym wsparciem rolnictwa. U nas też coraz częściej mówi się, że jest to jakaś szansa dla niektórych rolników. Ta dziedzina wymaga wsparcia na szczeblu krajowym i regionalnym. Produkty regionalne są szansą dla najmniejszych gospodarstw. Przypomnę, że połowa gospodarstw w Polsce nie przekracza 5 hektarów. To gospodarstwa o charakterze socjalnym, więc trzeba dać im szanse. Agroturystyka jest jednym rozwiązaniem, drugim zaś żywność tradycyjna. Musimy wydobyć na wierzch nasze dziedzictwo kulinarne. Receptury, które mają co najmniej 25 lat, wpisujemy na specjalną listę i tym samym chronimy od zapomnienia. Mamy już 100 przepisów, 25 następnych czeka na weryfikację. Nie są opatentowane, więc przetwórcy mogą z tych propozycji korzystać. Zawarliśmy też porozumienie ze służbami weterynaryjnymi oraz Sanepidem, dzięki któremu mali przetwórcy zajmujący się produktami tradycyjnymi będą łagodniej traktowani. To nie ma być jedzenie prezentowane wyłącznie na festynach, ale dostępne w sklepach lub restauracjach, dlatego musi być bezpieczne. Nie tylko turyści są zainteresowani takimi przysmakami. Dlatego produkcja powinna się odbywać w dobrych warunkach. Jeżeli ma trafiać do sklepów, to musi być ciągłość dostaw. Rolnicy zainteresowani taką działalnością będą musieli zakładać firmy. Oczywiście, nie wszystkie specjały z listy staną się produktami regionalnymi. O tym przecież decyduje Komisja Europejska. W listopadzie takim produktem powinna stać się Truskawka Kaszubska, ale tym tropem powinny pójść także ryby, szczególnie słodkowodne, owoce leśne oraz miody. Co może zrobić samorząd regionalny? Jakie macie narzędzia, żeby przygotować grunt pod różne formy działalności? Nasze pole manewru jest ograniczone, ale sprzedaż żywności tradycyjnej wiąże się z rozwojem regionalnym. Marszałek może stworzyć listę takich produktów. Może je wspierać promocyjnie, szczególnie w dużych miastach. Taka żywność musi się pojawić na rynku, żeby zainteresować konsumentów. Rolnicy muszą się zintegrować, produkować w dobrych warunkach i później sprzedawać. Przejęcie przez samorząd regionalny rolniczego doradztwa będzie pomocne? Moim zdaniem tak. Musimy znaleźć pomysły dla małych gospodarstw. Odpowiednie doradztwo może się okazać kluczem do sukcesu. Rolnictwo całej Europy integruje się, gdyż to jest szansa na przetrwanie. Trzeba szukać nowych rozwiązań i nowych pomysłów. Podnoszenie cen - a tego najczęściej domagają się rolnicy - nie jest rozwiązaniem. Jeżeli ktoś ma jedną krowę, to nawet 5 zł za litr mleka nie uratuje takiego gospodarstwa. Na wsi będzie mieszkało coraz więcej ludzi, natomiast coraz mniej będzie pracowało w rolnictwie. Dlatego trzeba szukać rozwiązań, które pomogą się odnaleźć właścicielom małych gospodarstw. Na Pomorzu to jest jedno z ważniejszych zadań zarówno dla samorządów, jak i rolniczych organizacji. Dziękuję za rozmowę.
Pomorski Przegląd Gospodarczy
Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową
ul. Do Studzienki 63
80-227 Gdańsk