Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke – dziennikarz „Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego” i Radia Gdańsk.
Leszek Szmidtke: Kiedy kończy się czas oficjalnej dyplomacji, a zaczyna czas działania organizacji pozarządowych czy biznesowych?
Paweł Olechnowicz: W zasadzie nie ma takiej granicy. Mówiąc zaś o organizacjach biznesowych jak Central Europe Energy Partners (CEEP) i ich wpływie na politykę w sektorze energetycznym, można śmiało stwierdzić, że w Brukseli już nas znają. Mniej interesuje nas polityka czy dyplomacja, a bardziej konkretne przepisy mające wpływ na rynki energetyczne. Jednak nie ograniczamy się do wąskiego rozumienia naszej branży, gdyż ściśle związana z naszymi zainteresowaniami jest np. ochrona środowiska naturalnego. Dlatego obok firm oraz organizacji z 11 krajów Europy Środkowo-Wschodniej jest również obecna nauka. Nie wchodzimy w kompetencje polityki, szanujemy jej autonomię, ale kształtowanie europejskiego prawa, od którego będzie zależała nasza przyszłość, należy oprzeć na ekspertyzach powstających w kręgach biznesowych i naukowych. Obie sfery, polityczna i biznesowa, powinny się uzupełniać i wspierać, ale też nie wchodzić w swoje kompetencje.
Nieobecność reprezentacji biznesu energetycznego z naszej części Europy w procesie powstawania unijnego prawa szybko okazała się widoczna. Nasz kontynent jest zróżnicowany pod względem rozwoju gospodarczego i państwa, które przystąpiły do Unii w ostatnich kilkunastu latach, są często marginalizowane w procesie powstawania nowych regulacji.
Czy kraje Europy Środkowo‑Wschodniej, wstępując do Unii, miały świadomość potrzeby takiego dostępu do wiedzy oraz wpływania na powstawanie unijnego prawa?
Dostęp do wiedzy nie jest dziś barierą. Powstanie CEEP wynikało z innych przesłanek. Nieobecność reprezentacji biznesu energetycznego z naszej części Europy w procesie powstawania unijnego prawa szybko okazała się widoczna. Nasz kontynent jest zróżnicowany pod względem rozwoju gospodarczego i państwa, które przystąpiły do Unii w ostatnich kilkunastu latach, są często marginalizowane w procesie powstawania nowych regulacji dotyczących przemysłu czy ochrony środowiska.
Tak gra się w Europie i trzeba się było dostosować do obowiązujących reguł?
W Brukseli jest wiele różnych przedstawicielstw całych branż czy też poszczególnych firm, ale dominują te z krajów tzw. starej Unii. CEEP był pierwszą taką organizacją z naszej części Europy. Ernst & Young przygotował raport, w którym pokazano, jak duża jest różnica między wspomnianą „starą piętnastką”, a krajami, z których pochodzą firmy, uczelnie oraz inne organizacje tworzące CEEP. Wprawdzie tworzymy jedną trzecią PKB całej Unii, ale pod względem rozwoju lub konkurencyjności ciągle odstajemy. Jeżeli do tego dołożymy związki najsilniejszych państw UE z krajami spoza wspólnoty, na przykład Niemcy – Rosja, Włochy – Rosja, to trudno mówić o partnerskim układzie krajów Unii i tworzenia silnego europejskiego organizmu. Kiedy dyskutuje się na temat emisji CO2, efektywności energetycznej, preferowania niektórych gałęzi energetyki, to państwa lepiej rozwinięte wymuszają rozwiązania, które siłą rzeczy są niekorzystne dla naszej części Europy. Ten dysonans połączony z kryzysem oraz problemami strefy euro pogłębia podziały w Unii.
Jak na organizację działającą od 3 lat mamy już duży dorobek i stajemy się stałym elementem w unijnym krajobrazie energetycznym. Nawet duże firmy działające na własną rękę, mające w Brukseli samodzielne przedstawicielstwa, nie są w stanie tyle osiągnąć. Podobnie wyglądają działania na szczeblu politycznym. Pojedyncze państwo, nawet duże, nie zdziała zbyt wiele.
Czy włączenie się w odpowiednim momencie w powstawanie nowych unijnych regulacji spowoduje, że będą one uwzględniały interes i możliwości gospodarki krajów naszego regionu, szczególnie w obszarze energetyki?
Zostaliśmy już zaakceptowani jako istotny think‑tank i jesteśmy zapraszani do konsultacji, towarzyszących powstawaniu nowych regulacji. Zarówno komisarz ds. energetyki Günther Oettinger, jak i inni komisarze odpowiadający za przemysł, widzą w nas partnera. Polityka energetyczna jest kształtowana nie tylko w Brukseli, ale też w innych krajach. Dlatego mamy swoje biuro w Berlinie. Dobra współpraca z firmami niemieckimi, także w zakresie powstającego prawa, ułatwia wpływanie na ostateczne decyzje zapadające w Komisji Europejskiej. Przed nami jeszcze daleka droga, żeby stać się pełnoprawnym partnerem istniejących struktur, ale jak na organizację działającą od 3 lat mamy już duży dorobek i stajemy się stałym elementem w unijnym krajobrazie energetycznym. Nawet duże firmy działające na własną rękę, mające w Brukseli samodzielne przedstawicielstwa, nie są w stanie tyle osiągnąć.
Jak wygląda proces powstawania nowych regulacji, dotyczący energetyki i gdzie jest w nim miejsce dla organizacji takich jak CEEP?
Jesteśmy zapraszani do konsultacji nad proponowanymi rozwiązaniami. Nasze stanowisko jest wzmacniane opiniami ekspertów z różnych branż i dzięki temu tworzymy pełen obraz konsekwencji, jakie może powodować powstanie nowego prawa. Proces legislacyjny w Unii Europejskiej gwarantuje odpowiednio długi czas na dokładne zapoznanie się z problematyką, analizę skutków, jak też zaprezentowanie stanowiska. Dzięki temu jakość unijnych regulacji jest zazwyczaj wyższa, niż ustaw stanowionych w kraju.
Trzy lata działalności wystarczyły, żeby zorientować się, jak należy rozmawiać, jakich argumentów używać i jak dopasowywać techniki negocjacyjne tak, by nie tylko towarzyszyć tworzeniu prawa, ale również na nie wpływać?
Ciągle uczymy się Unii i wprawdzie już wiemy, że jesteśmy brani pod uwagę, że uczestniczymy w powstawaniu prawa, ale nadal zgłębiamy wiedzę. A to już dużo.
Musimy pokazać, że stanowimy całość, która nie może być rozgrywana przez partnera spoza Unii, a tak często dzieje się w energetyce. Nie jest to łatwe gdyż partykularyzmy są bardzo silne. Nasza opinia będzie zauważalna wtedy, gdy będziemy myśleli kategoriami całej wspólnoty lub choćby dużej jej części.
Czyli jeszcze jest to etap inwestowania?
Taka jest nasza filozofia. Chcemy być partnerami w dyskusji, a nie krzykaczami. Może i mamy bardziej emocjonalną naturę, ale nie rzucamy się z szablą na czołgi. Nie wypalamy się w jałowych sporach, lecz chcemy porozumienia. Podchodzimy do problemów profesjonalnie, przez budowanie odpowiednich kompetencji. Gdy je posiądziemy, będziemy zauważani wśród krajów i organizacji podejmujących kluczowe decyzje. Musimy brać na siebie odpowiedzialność i nie możemy tłumaczyć się, że sami nic nie znaczymy. Powinniśmy uczestniczyć w europejskich procedurach podejmowania decyzji, bo inaczej będziemy w nich pomijani. Przecież nie po to nowe kraje zostały włączone do Unii Europejskiej, żeby tylko wykorzystać ich rynki, a ważne decyzje dalej podejmować w grupie krajów – założycieli Wspólnoty Węgla i Stali. Musimy przekonać kraje lepiej rozwinięte, że pomoc, jakiej nam udzielają, im się opłaci, że jest to inwestycja, która po wyrównaniu poziomów rozwoju społeczno-gospodarczego przyniesie im jeszcze więcej korzyści. Wreszcie, że stanowimy całość, która nie może być rozgrywana przez partnera spoza Unii, a tak dzieje się w energetyce. Nie jest to łatwe, gdyż partykularyzmy są bardzo silne, także wśród krajów nowo przyjętych. Szczególnie mniejsze państwa próbują rozwiązywać poszczególne sprawy, zważając tylko na swoje korzyści. Tymczasem w Brukseli zauważani są ci, którzy reprezentują coś więcej, niż samego siebie. Dotyczy to zarówno państw, jak i firm.
Kogo w takim razie trzeba zapraszać do współpracy, żeby głos był słyszalny, a argumenty brane pod uwagę?
Oprócz firm z krajów „starej 15” trzeba włączać też przemysłowe organizacje ponadregionalne działające już w Brukseli i mające doświadczenie oraz wpływ. Prezes Olechnowicz, nawet będąc znajomym poszczególnych komisarzy, nic nie zdziała, jeżeli nie będzie miał za sobą firm oraz organizacji, w imieniu których zabiera głos. Nasza opinia będzie zauważalna, jeżeli będziemy myśleli kategoriami całej wspólnoty lub choćby dużej jej części. Musimy też pamiętać, że jest to środowisko demokratyczne i dlatego realizowanie zmian lub nowych rozwiązań prawnych musi uwzględniać konieczność przekonywania innych, a szczególnie głównych graczy. Podobnie wyglądają działania na szczeblu politycznym. Pojedyncze państwo, nawet duże, nie zdziała zbyt wiele. Musi zadbać o sojuszników i razem tworzyć szanse na przeforsowanie rozwiązań, które jednak muszą też uwzględniać interesy pozostałych.