Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Migracje do Warszawy – zrozumieć proces

W maju 2006 roku miałam przyjemność uczestniczyć w Pomorskim Kongresie Obywatelskim w Gdańsku.

Wygłaszałam wówczas krótką prezentację na temat warszawskich imigrantów z różnych części Polski, w tym także z Pomorza. W tym samym panelu brał udział również Michał Garapich, który badał polskich migrantów w Londynie. Mówiliśmy w dużej mierze jednym głosem. W dyskusji po prelekcjach padł wówczas w naszym kierunku zarzut, że zbyt lekko traktujemy temat, że opowiadamy o szukaniu nowych doświadczeń, nieskrępowanym „buszowaniu”, czyli podtrzymywaniu zamierzonej tymczasowości w pracy, w zamieszkiwaniu, w kontaktach społecznych i generalnie: w strategii życiowej, że koncentrujemy się na niezobowiązującym smakowaniu życia, gdy tymczasem migracja to częstokroć dramat braku wyboru, to heroiczna decyzja spowodowana totalnym brakiem perspektyw, to bolesne oderwanie od korzeni, banicja i rozdarcie. Wówczas zdałam sobie sprawę, jak zupełnie inny jest dyskurs emigracji od dyskursu imigracji, czyli innymi słowy: jak bardzo różni się język opisujący sytuację wyjazdu od języka przyjazdu. Zupełnie inaczej widzi się i opisuje migrację z perspektywy miejsca, które trzeba opuścić, a inaczej – z perspektywy miejsca, do którego się przyjeżdża, by rozpocząć nowy rozdział swojego życiorysu; miejsca, które ma w sobie niezbadany potencjał i kusi nowymi możliwościami. Oboje z Michałem Garapichem badaliśmy migrantów w miejscach, do których przyjechali [1], nie koncentrując się specjalnie na tym, co pozostawili. Zresztą sami badani na nowym etapie swojego życia także nie poświęcali specjalnej uwagi temu, co za nimi. Czasem czuć było jeszcze w ich wypowiedziach posmak tamtego języka, często odwoływali się do względów sentymentalnych, do szczególnej atencji, jaką darzą krainę swojej młodości i darzyć będą zawsze. Tu akcenty przesunęły się jednak znacząco w kierunku sentymentu właśnie, ustępując miejsca zupełnie innemu rozkładowi znaczeń praktykowanemu w codziennym życiu. Co więcej, nawet jako system odniesienia strony rodzinne stawały się coraz mniej istotne; kierunki ważnych życiowo porównań przebiegały zupełnie gdzieś indziej.

Moje badania socjologiczne koncentrowały się na imigrantach posiadających wyższe wykształcenie, zazwyczaj młodych, którzy przyjechali do Warszawy na przełomie wieków. W Polskiej gospodarce był to czas bessy, którą najpóźniej odczuli absolwenci wyższych uczelni. Gdy jednak bezrobocie dotknęło także tę grupę, wówczas w wielu miejscach wytworzyła się swoista kultura migracji do Warszawy – podtrzymywana i rozwijana przez całe środowiska koleżeńskie czy uczelniane, rzadziej krewniacze – polegająca na migrowaniu do Warszawy jako szeroko praktykowanej strategii życiowej. Jeden z respondentów następująco opisywał to zjawisko:

„Pod koniec lat 90-tych, gdy mieszkałem w Toruniu, wydawało mi się, że wszyscy mówią tylko o jednym. O Warszawie i o możliwościach, jakie w stolicy czekają na odważnych. Osobiście miałem jednego dobrego znajomego grafika komputerowego, który zdecydował się na podjęcie pracy w Warszawie. Od razu zarabiał trzykrotność tego, co w rodzinnym Toruniu. Spotykając się z nim na piwie w jednym z toruńskich pubów, śmialiśmy się, gdyż z sąsiednich stolików dobiegały nas rozmowy… o Warszawie i o możliwościach, jakie w stolicy czekają na odważnych” [2].

Wzór migracji do Warszawy jako strategii życiowej młodych ludzi po studiach upowszechniał się bardzo szybko, było to bowiem rozwiązanie sensowne, funkcjonalne i atrakcyjne. W tym kontekście mówi się zazwyczaj o finansowym i zawodowym aspekcie decyzji migracyjnych; w socjologii funkcjonuje termin „migracje zarobkowe” i częstokroć przy jego pomocy próbuje się wyczerpująco tłumaczyć procesy migracyjne. Z moich badań wynika jednak, że – nie umniejszając roli czynnika zawodowego i zarobkowego – nie jest to jedyne, wystarczające wytłumaczenie. Okazuje się bowiem, że migracja jest dla wielu młodych osób także sposobem na wejście w dorosłość, na ostateczne wyzwolenie się z zależności od domu rodzinnego i rozpoczęcie samodzielnego życia. Tym motywom także towarzyszy czynnik finansowy – skuteczne usamodzielnienie wymaga przecież stałej pracy i dochodów pozwalających na utrzymanie – jednak sedno sprawy leży gdzieś indziej: w uniezależnieniu od kurateli rodziców, w chęci praktykowania dowolnego stylu życia, w awersji do scenariusza zakładającego powrót pod rodzicielski nadzór po okresie względnej swobody na studiach.

Nie mniej istotnym czynnikiem migracji okazała się sama zmiana, jakaś życiowa wolta, wartościowana coraz bardziej pozytywnie w naszej kulturze, przynajmniej przez wykształconych, młodych ludzi. Jedna z respondentek tak to ujęła:

„Nie, nie bałam się. Przed samym wyjazdem właśnie taki radca prawny, który z nami pracował w Elblągu, Radek, mówi do mnie: pani Małgosiu, ale przecież to jest przeprowadzka, pani zmienia swoje życie, wszystko przewraca do góry nogami. Ja mówię: i świetnie, i cudnie, i właśnie o to chodzi. No nie, no pani Małgosiu, pani posłucha, co ja mówię – wszystko przewraca pani do góry nogami, wchodzi pani w nowe środowisko. A ja na to: panie Radku, właśnie o tym mówię” [3].

Częstokroć za decyzją migracyjną nie stała żadna kalkulacja, żadna przemyślana analiza, a jedynie – okazja, szczęśliwy zbieg okoliczności, który nadarzał się przypadkowo. Taka okazja przychodziła z zewnątrz, niespodziewanie, i stawała się wehikułem migracyjnym niejako „przenoszącym” migranta w nowe miejsce. Mogła to być oferta pracy, oferta współmieszkania, miłość do warszawianki, szansa dalszej edukacji, możliwość rozwinięcia biznesu, namowy znajomych, którzy już się przenieśli – cokolwiek. Reakcją przyszłego migranta na taką okoliczność była refleksja: dlaczego nie?

Tak więc można powiedzieć, że migrację powodować może cały szereg czynników „miękkich”, słabo poddających się tradycyjnej analizie na bazie danych demograficznostatystycznych. I taki jest chyba charakter najnowszych migracji, przynajmniej tych inteligenckich. Nastawienie na zmianę, otwarcie na nowe możliwości, chęć skutecznego wejścia w dorosłość i usamodzielnienia, także finansowego, wreszcie – umacnianie się środowiskowych wzorów migrowania i funkcjonowanie łańcuchów migracyjnych – to wszystko powoduje, że zmienia się sposób migrowania i strategie życiowe związane z życiem po migracji, a więc zmienić się też muszą kategorie i terminy, którymi staramy się opisać te zjawiska. Mnie udało się w tym kontekście zidentyfikować dwa wzory migrowania powiązane silnie ze strategiami życiowymi migrantów: wzór stabilnie nowoczesny i płynnie nowoczesny. Są to oczywiście typy idealne w rozumieniu nadanym temu określeniu przez Maxa Webera, a więc czyste konstrukcje pojęciowe służące raczej rozumieniu rzeczywistości i porównywaniu niż opisujące jakieś faktyczne podziały w życiu społecznym.

Pierwszy z tych typów nazywam stabilnie nowoczesnym [4]. Jest to strategia zakładająca realizację tradycyjnego, „solidnego” wzoru rodzinno-zawodowo-mieszkaniowego [5], traktowana jako najwłaściwszy scenariusz życiowy. Wzór ten najczęściej dotyczy par i rodzin, choć nie tylko. Mimo zmiany miejsca, przyjezdny stara się jak najszybciej osiągnąć stabilizację według znanego modelu, i skłonny jest opłacić ją znojem, uporem i konsekwencją. Oczywiście zmienia pracę i – w pierwszym okresie – wynajmowane mieszkania, jednakże postrzega te zmiany jako destabilizujące i wytrącające z udeptanej ścieżki dającej poczucie bezpieczeństwa. Migracja to dla niego przesunięcie w przestrzeni; chce, aby oprócz tego przesunięcia nic się nie zmieniło. Gorączkowo szuka stabilizacji i stara się tak uregulować ważne parametry swego życia, by było jak dawniej – tylko lepiej.

Drugi wzór, który wiążę z Baumanowską nowoczesnością, lekką i płynną, jest zasadniczo odmienny. Zakłada on otwartą opcję zmiany i perspektywę buszowania – zarówno w sferze terytorialnej, towarzyskiej, mieszkaniowej, jak i zawodowej. Jedna z autorek analizowanych przeze mnie autobiografii ujmuje to następująco:

„Nauczyłam się, że oczekiwanie stabilności na liberalnym, a nawet nieco drapieżnym, warszawskim rynku pracy prowadzi do zguby i frustracji. Jedyna droga to znaleźć przyjemność w zdobywaniu nowych doświadczeń i nieustannym szkoleniu. W ciągu 5 lat trzy razy zmieniałam pracę, znajomi patrzyli z mieszaniną zdziwienia i podziwu, kiedy kończyłam studia podyplomowe – IT w biznesie – w Polsko-Japońskiej Szkole Technik Komputerowych. Szlifując znajomość angielskiego, poznałam pięć szkół językowych, zanim wybrałam odpowiednią dla siebie. Moje obecne kompetencje nie są wyspecjalizowane. Kiedy ktoś pyta mnie o zawód, mówię, że zajmuję się zarządzaniem projektami. I mam to, co cenione najbardziej: elastyczność, odwagę i znam się na ludziach. Moim mottem stało się zdanie: każda zmiana może być potencjalnie zmianą na lepsze” [6].

Migranci zanurzeni w płynną nowoczesność doceniają wolność, anonimowość, „adaptabilność” [7], swoisty ferment i otwartość, których zasmakowali w Warszawie lub które znają z zagranicznych metropolii, gdzie mieszkali wcześniej. Jak typowi Baudellaire’owscy spacerowicze smakują klimat i wdychają atmosferę miejsca w klubach, pubach, poznając nowych ludzi, zmieniając towarzystwo i szukając nowych wrażeń. Są znacznie bardziej nastawieni na przyjemne życie i zorientowani na teraźniejszość. Dla nich lekkość bytu nie jest nieznośna, lecz – kusząca [8]. Wolą świadomie umieszczać się w sieci możliwości, niż paraliżować swoje ruchy długoterminowymi, nieodwołalnymi zobowiązaniami czy decyzjami [9]. Raczej nie tworzą więc zakrojonych na całe życie planów karier zawodowych, a już na pewno nie poświęcają im szczególnego wysiłku i zainteresowania. Są otwarci na kolejne migracje, zwłaszcza że nie szukają stabilizacji, a raczej interesującego, barwnego życia, w którym jeszcze wszystko może się wydarzyć, zaś oparcia upatrują w sobie, w swoim kapitale migracyjnym i sieci powiązań społecznych.

Obecnie wydaje się, że intensywność migracji do Warszawy zmalała [10], zaś potencjał migracyjny polskich inteligentów (i nie tylko) przesunął się w stronę migracji zagranicznych. Także polepszenie koniunktury gospodarczej spowodowało większy popyt na pracę, umniejszając rolę dysproporcji między Warszawą a np. Pomorzem w kwestii zatrudnienia i wynagrodzenia. Masowy napływ Pomorzan do Warszawy, który kilka lat temu decydował o rozkwicie migracyjnego Stowarzyszenia Loża Trójmiasto w Warszawie, obecnie znacznie osłabł. Marek Giętkowski, były kanclerz Loży, stwierdził niedawno, że dziś należałoby raczej założyć Lożę Trójmiasto w Londynie – to tam dzieją się najciekawsze rzeczy, tam jest polski ferment, tam napływa najwięcej naszych krajan [11]. Nie zmienia to jednak faktu, że zaobserwowane na przykładzie Warszawy wzory migrowania i strategie życiowe migrantów pozostają w mocy, choć urzeczywistniają się już w zgoła innych dekoracjach. Bowiem pewne zmiany kulturowe już zaszły lub właśnie zachodzą, a kontakt z zagranicznymi metropoliami może je tylko zintensyfikować. Bardzo sugestywnie ujęła to jedna z moich respondentek:

„Mój dom jest w Gdyni. Mój dom jest zawsze w Gdyni… Znaczy inaczej – mój dom jest we mnie. Gdzie ja jestem, tam jest mój dom. I wydaje mi się – to jest może taka opinia – wydaje mi się, że nie jestem jedyna, która tak myśli. Ale wydaje mi się, że ludzie, którzy wynajmują mieszkania, agenci nieruchomości i osoby wynajmujące mieszkania, nie powinny przywiązywać aż tak dużej wagi do tego, gdzie mieszkają, jak mieszkają. Znaczy jak mieszkają – na pewno tak. Ale na zasadzie: są już na Zachodzie sieci apartamentów, które są w pełni wyposażone, właśnie dla takich ludzi jak ja. Dzisiaj pracuję tutaj, jutro dostaję fajną ofertę pracy, w związku z tym jestem mobilna i się przerzucam w inne miejsce pracy, do innego miejsca zamieszkania i innego miasta i nie ciągnę za sobą całego balastu. Wydaje mi się, że w ogóle świat zmierza ku temu, bo granice się otwierają, firmy są już multinacjonalne i tak powinno być” [12].

1 Celowo unikam określenia: docelowych, ponieważ implikuje ono jakąś ostateczność i nieodwołalność, gdy tymczasem wiele osób jest w permanentnej wędrówce, robiąc tylko dłuższe lub krótsze przystanki.

2 Mężczyzna z Torunia, autobiografia nadesłana na konkurs „Gazety Wyborczej Stołecznej”.

3 Wywiad z kobietą z Nowego Dworu Gdańskiego.

4 Por. Z. Bauman, Płynna nowoczesność, przeł. T. Kunz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006, s. 176 i nast.

5 Można tu przywołać tradycyjne pojęcie „kariery zawodowej” – ibidem, s. 181.

6 Kobieta z Lublina, autobiografia nadesłana na konkurs „Gazety Wyborczej Stołecznej”.

7 Por. Z. Bauman, Płynna nowoczesność, op. cit., s. 182.

8 Ibidem, s. 184.

9 Ibidem, s. 193.

10 Piszę: wydaje się, ponieważ statystyki migracyjne produkowane w Polsce nie dają podstaw do żadnych sensownych analiz. W Warszawie jako imigracje rejestruje się wciąż fakty zameldowania na pobyt stały, co samo w sobie jest absurdem. Większość znanych mi migrantów mieszka bowiem latami bez meldunku, w wynajmowanych mieszkaniach, obracając się częstokroć w świecie społecznym złożonym z innych migrantów, niemal bez udziału ludności miejscowej.

11 Inne stowarzyszenia migracyjne, np. Korporacja Absolwentów Akademii Ekonomicznej z Krakowa, mają już swoje zagraniczne placówki.

12 Wywiad z kobietą z Gdyni.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Po pierwsze, jest bardzo dużo ofert pracy

Ze Sławomirem Ziemianowiczem , Starostą Słupskim, rozmawia Dawid Piwowarczyk

Panie Starosto, czy w związku z poprawą sytuacji na rynku pracy możemy już mówić o tym, że udało się rozwiązać wszystkie istotne problemy lokalnego – słupskiego, a także całego pomorskiego rynku pracy?

Patrząc z perspektywy Słupska i regionu słupskiego, to jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia. Natomiast to, co się stało ostatnio – zmiany wynikające częściowo z emigracji, częściowo z ożywienia rynku pracy w postaci pojawienia się wielu nowych ofert pracy – spowodowało, że bezrobocie w obszarze naszego powiatowego urzędu pracy bardzo mocno spadło. Spadek o 5 tys. osób w tak krótkim okresie jest na pewno satysfakcjonujący. Bezrobocia na poziomie poniżej 20 tys. osób nie notowaliśmy bowiem od bardzo dawna.

A z czego wynika ten spadek?

Po pierwsze, jest bardzo dużo ofert pracy. Ludzie znajdują sobie pracę nawet bez pomocy i wsparcia urzędów pracy. By pokazać skalę zjawiska, powiem, że w najgorszych dla słupskiego rynku pracy miesiącach trafiało do urzędu 200- 300 ofert, teraz jest to średnio 800-900, a w rekordowym miesiącu wpłynęło ich ponad 1000. Doszło do tego, że coraz trudniej zatrudnić dobrego pracownika. Docierają do mnie sygnały od przedsiębiorców, że są oni gotowi zwiększać dynamicznie zatrudnienie, ale brakuje chętnych do pracy. Kolejnym czynnikiem jest poważny ubytek ludzi, szczególnie wśród młodych pracowników, powstały wskutek czasowych lub stałych wyjazdów do pracy za granicę. Następnym elementem jest to, że całkiem spora liczba osób zarejestrowanych w powiatowych urzędach pracy to osoby, które tak naprawdę nie są bezrobotne, a rejestrują się tylko po to, by uzyskać darmowe ubezpieczenie zdrowotne. W rzeczywistości są to osoby aktywne zawodowo zatrudnione w szarej strefie lub takie, które wyjechały za granicę. Bardzo często zdarza się, że w przypadku, gdy takiej osobie oferuje się zatrudnienie, ona bez zapoznania się z jego warunkami mówi, że nie jest zainteresowana pracą i prosi o wykreślenie z rejestru. Następnie po okresie 3 miesięcy ponownie wraca do urzędu i rejestruje się, by nabyć uprawnienia do ubezpieczenia.

A jak Pan Starosta jako pracodawca ocenia rynek pracy? Czy sektor publiczny także zatrudnia ludzi i przyczynia się tym samym do spadku bezrobocia?

Należy mieć świadomość tego, że sektor ten ma swoją dynamikę w zakresie zatrudniania. Jest ona wynikiem zmiany prawa albo ma charakter „wyborczy”. Jednak przez cały czas w sektorze publicznym istnieje popyt na osoby, które mają wiedzę oraz praktyczne umiejętności w zakresie pozyskiwania i rozliczania środków unijnych. Takich osób jest niestety niewiele i bardzo się one cenią. Na tym obszarze na pewno odbędą się ruchy kadrowe. Sporo osób potrzebnych też będzie w instytucjach otoczenia biznesu. Tam również trafią w najbliższych latach niemałe środki pomocowe i konieczne będzie zatrudnienie nowych osób, tak by absorpcja tych środków przebiegała sprawnie.

A jak się zmienia kwestia zatrudnienia „na czarno”?

My nie mamy żadnych narzędzi do pomiaru tego zjawiska. Natomiast moja opinia jest taka, że szara strefa nadal funkcjonuje, a usługi są tym sektorem, gdzie zjawisko to jest najbardziej rozpowszechnione.

A co jest z Pana punktu widzenia obecnie największym problemem na rynku pracy? Co by należało zmienić i w jakim kierunku, żeby sytuacja na słupskim rynku pracy uległa znaczącej poprawie?

Nie można tutaj przeprowadzić szybkiej zmiany. W Słupsku mamy bardzo niedobrą strukturę bezrobocia. Ponad 70% bezrobotnych to osoby z wykształceniem zawodowym i niższym. Znaczna część tych ludzi nie jest w stanie sprostać wymaganiom współczesnego rynku pracy. I tu czeka nas ciężka, mozolna, długotrwała i kosztowna praca u podstaw.

A propos środków, czy pomoc unijna może ułatwić kreowanie pozytywnych zjawisk na rynku pracy?

Jest taka szansa. Ale ci ludzie muszą chcieć. Muszą mieć atrakcyjne możliwości. Trzeba pracodawców bardziej zachęcać, tak by byli oni gotowi podejmować trud zatrudniania takich osób. Bowiem w przypadku takich pracowników trzeba będzie poza dostosowaniem zawodowym wykonać pracę w celu zmiany ich mentalności.

A czy myśli Pan, że jest szansa na znaczącą poprawę sytuacji osób wykluczonych, młodych, kobiet, osób starszych?

Szansa na znalezienie środków, by te grupy objąć pomocą, będzie większa. Natomiast to, czy będziemy potrafili po to sięgnąć, zależeć będzie od tego, jakie projekty będziemy w stanie przygotować. Ja wierzę w tę szansę, w to, że znajdą się mądrzy ludzie, którzy będą w stanie podjąć ten trud i skutecznie działać. Ale musimy mieć świadomość, że tu nie wystarczą już proste recepty. Same dotacje czy prace interwencyjne to już będzie za mało.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Dlaczego bezrobocie w Pomorskiem tak szybko spada?

Rok 2006 był okresem pozytywnych zmian na krajowym i regionalnym rynku pracy. Ożywienie gospodarcze i dobre wyniki przedsiębiorstw znalazły odzwierciedlenie w poprawie sytuacji zatrudnienia. Odnotowaliśmy w Pomorskiem wzrost liczby zatrudnionych, spadek liczby bezrobotnych zarejestrowanych w urzędach pracy oraz obniżenie stopy bezrobocia przy jednoczesnym wzroście liczby ofert pracy zgłaszanych przez pracodawców do urzędów pracy w ramach pośrednictwa pracy. W 2006 roku Pomorskie zajęło I miejsce w kraju pod względem spadku liczby bezrobotnych. Wyniósł on 21,2%. Dla porównania najmniejszy spadek liczby bezrobotnych według regionów zanotowano w Lubelskiem, gdzie wyniósł on 9,6%. Spadek liczby bezrobotnych miał miejsce we wszystkich powiatach: największy w Gdańsku (o 36,9%), w powiecie gdańskim (o 34,8%), w Słupsku (o 34,2%) i Sopocie (o 31,7%), a najmniejszy w powiecie lęborskim (o 6,5%,). W tym samym okresie w kraju liczba bezrobotnych zmniejszyła się o 16,7%, tj. o 463,6 tys. osób [1]. W grudniu 2005 roku różnica pomiędzy stopą bezrobocia w województwie a średnią krajową wyniosła 1,7 punkta procentowego, na koniec 2006 roku różnica ta zmniejszyła się do poziomu 0,6%. Obniżenie stopy bezrobocia w regionie w okresie grudzień 2005 roku – grudzień 2006 roku wyniosło w województwie pomorskim 3,8%. Sytuacja na regionalnym rynku pracy ulega poprawie, choć nadal poziom bezrobocia jest bardzo wysoki. Niepokojącym zjawiskiem jest jego bardzo duże zróżnicowanie w regionie, sięgające 28,9 punktów procentowych pomiędzy powiatami o najwyższym a najniższym poziomie bezrobocia. Sytuacja ta powoduje, iż ogólna poprawa we wskaźnikach wojewódzkich nie jest wyraźnie odczuwana na lokalnych, powiatowych rynkach pracy.

Analiza danych statystycznych w Pomorskiem wskazuje na poprawę elastyczności w podejmowaniu zatrudnienia i zwiększenie aktywności osób poszukujących pracy w samodzielnych staraniach na jej pozyskanie. Dane, pochodzące z systemu monitoringu przepływów bezrobotnych, wykazują przewagę osób wykreślonych z ewidencji urzędów z powodu niepotwierdzania gotowości do podjęcia zatrudnienia nad osobami wykreślonymi z tytułu podjęcia zatrudnienia. Zatrudnienie, o którym mowa, odnotowane w statystykach powiatowych urzędów pracy następowało najczęściej w wyniku działań urzędów i stosowania programów rynku pracy tj. pośrednictwa pracy, poradnictwa zawodowego, przekwalifikowań czy wsparcia dla rozwoju działalności gospodarczej. Brak odzwierciedlenia liczby podjęć pracy przez osoby zarejestrowane w odpowiedniej statystyce wynika z faktu nieinformowania urzędu przez byłych bezrobotnych o fakcie podjęcia przez nich zatrudnienia.

Powyższe dane wskazują, iż bezrobotni w wyniku własnej inicjatywy i działań skutecznie pozyskują zatrudnienie, co jest bardzo pożądanym efektem. Rezygnacja z rejestracji w urzędzie (związana z jednoczesną utratą ubezpieczenia zdrowotnego i innych form wsparcia) następuje w praktyce najczęściej w wyniku pozyskania lepszej alternatywy w postaci zatrudnienia. Jednocześnie jest to sygnał mówiący o większej opłacalności podejmowania pracy przez bezrobotnych nad korzystaniem z form pomocy publicznej. Może to świadczyć także o zjawisku legalizacji dotychczasowego zatrudnienia „na czarno”. Kwestią otwartą pozostaje odpowiedź na pytanie, jaki udział w tym odpływie ma nasilona w ostatnich 2 latach emigracja zagraniczna? Zapewne znaczący, ale raczej nie decydujący. Sygnałem potwierdzającym poprawę sytuacji na rynku pracy w stolicy naszego regionu są informacje na temat osób korzystających z pomocy społecznej. Według danych MOPS w Gdańsku od kilku lat spada liczba mieszkańców otrzymujących wsparcie władz lokalnych z powodu trudnej sytuacji spowodowanej bezrobociem. Tendencja ta dotyczy zarówno liczby osób indywidualnych, jak i rodzin. W 2003 roku liczba rodzin, którym udzielono pomocy z tytułu trudnej sytuacji spowodowanej bezrobociem, wyniosła 4 169, w 2004 roku było to 3 906 rodzin, w 2005 odpowiednio 3 551 rodzin [2]. W roku 2006 spodziewana liczba beneficjentów pomocy społecznej z powyższego tytułu wyniesie ok. 3 473 rodziny.

Dane statystyczne nie odzwierciedlają rzeczywistej sytuacji osób poszukujących pracy zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i w całej populacji bezrobotnych. Zarówno pracodawcy, jak i służby zatrudnienia podkreślają, iż poziom rzeczywistego bezrobocia jest zawyżony. Urzędy pracy szacują, iż jest to nadwyżka rzędu od 10 do 30% liczby zarejestrowanych. Utrzymywanie wysokiego statystycznego bezrobocia spowodowane jest przyjętymi rozwiązaniami prawnymi, związanymi z przysługującym prawem do ubezpieczenia zdrowotnego przypisanego osobom zarejestrowanym i członkom ich rodzin oraz wysokimi kosztami pracy i wynikającymi z nich obciążeniami fiskalnymi. Innym negatywnym skutkiem tej sytuacji jest zatrudnienie nierejestrowane. Praca w szarej strefie jest poważnym problemem polskiego i regionalnego rynku pracy. GUS podaje, iż skala tego zjawiska ulega zmniejszeniu, jednak jej poziom jest nadal wysoki. W okresie pierwszych 9 miesięcy 2004 roku (od stycznia do września) pracowało w szarej strefie 1 317 tys. osób, a 6 lat wcześniej – w ciągu 8 miesięcy (od stycznia do sierpnia) – 1 431 tys. osób. W tym samym okresie 2004 roku z pracy nierejestrowanej korzystało 1019 tys. gospodarstw domowych, podczas gdy w 1998 roku – 1 418 tys.[3]. Należy jednak dodać, iż stopa bezrobocia w Polsce na koniec 1998 roku wyniosła 9,6%, a gospodarka stała przed procesami restrukturyzacji zatrudnienia, w wyniku których w kolejnych latach gwałtownie wzrosło bezrobocie w kraju.

Obok zjawiska zatrudnienia w szarej strefie poważną barierą w skutecznej aktywizacji zawodowej znacznej części zbiorowości bezrobotnych są utrwalone bierne postawy, charakteryzujące się wyuczoną bezradnością, ogólnym wycofaniem i niską motywacją do podejmowania działań w kierunku podwyższenia swojej atrakcyjności na rynku pracy. Urzędy pracy na co dzień spotykają się z brakiem zainteresowania ze strony wielu bezrobotnych ofertami pracy, które pozostają w ich dyspozycji. Pojawiają się też trudności z pozyskaniem chętnych do uczestnictwa w programach aktywizacji zawodowej, wymagających zaangażowania i udziału w kilkutygodniowych bezpłatnych szkoleniach zawodowych i innych zajęciach, polegających na kształtowaniu aktywnych postaw i zachowań pożądanych na rynku pracy.

Odnośnie popytu na pracę dość powszechna jest sytuacja, kiedy pracodawcy – mimo braków kadrowych – zniechęceni procedurami administracyjnymi związanymi z pozyskaniem pracowników i po wyczerpaniu innych metod rekrutacji, w ostateczności korzystają z pośrednictwa pracy w urzędzie pracy, nie będąc do końca przekonanymi o jakości kwalifikacji i kompetencji zawodowych osób kierowanych przez pośrednictwo pracy.

Podstawowym problemem polityki rynku pracy w Polsce jest jej pasywny charakter. W naszym kraju, podobnie jak w innych państwach środkowoeuropejskich, udział wydatków na APRP – aktywną politykę rynku pracy – w PKB jest niższy niż przeciętnie w Europie, co odzwierciedla generalnie niższe wydatki na politykę rynku pracy, opartą przede wszystkim na działaniach pasywnych. Udział wydatków na programy aktywne zarówno w PKB, jak i w całości wydatków na politykę rynku pracy, należy w Polsce do najniższych w OECD [4]. Należy przypomnieć, iż poziom bezrobocia w Polsce przekracza dwukrotnie średnią UE, a poziom wskaźnika zatrudnienia jest najniższy w obrębie państw należących do Wspólnoty Europejskiej.

Prognozy gospodarcze dla kraju są umiarkowanie optymistyczne, utrzymanie w 2007 roku wysokiego – 5% tempa wzrostu PKB, niska inflacja, spodziewana dostępność Funduszy Strukturalnych to dobre przesłanki dla dalszej poprawy sytuacji na rynku pracy. Myśląc o utrwaleniu tej pozytywnej tendencji, trzeba mieć na względzie niekorzystną strukturę bezrobocia w Pomorskiem, która obrazuje grupy charakteryzujące się różnymi barierami: edukacyjnymi, psychologicznymi, społecznymi.

W populacji bezrobotnych w województwie pomorskim:

– liczba długotrwale bezrobotnych wynosi 64,7% ogółu,

– brak kwalifikacji zawodowych charakteryzuje 28,3% osób zarejestrowanych w powiatowych urzędach pracy,

– ludzie młodzi do 25 roku życia stanowią 21% ogółu, osoby w „wieku niemobilnym” po 50 roku życia odpowiednio 19,3% ogółu,

– udział kobiet w liczbie bezrobotnych ogółem wynosi 61,1%.

Kluczowe problemy związane z redukcją liczby bezrobotnych dotyczą niskiej konkurencyjności i niedopasowania zasobów pracy do obecnych i przyszłych wymagań gospodarki. Zasadniczą kwestią jest tu zdolność publicznych i niepublicznych instytucji rynku pracy do wypracowania programów prozatrudnieniowych i podejmowania wspólnych przedsięwzięć skierowanych do określonych grup odbiorców, odpowiadających na ich rzeczywiste potrzeby. Często muszą to być działania polegające w pierwszej kolejności na właściwym przygotowaniu psychospołecznym i zawodowym bezrobotnych do pełnienia roli kompetentnego i świadomego oczekiwań rynku pracy pracownika. Istotną barierą w dokonaniu szybkiej i jakościowej zmiany w tym zakresie jest niska dostępność do usług rynku pracy, obserwowana szczególnie poza aglomeracją trójmiejską.

Jak wiemy, wysokie bezrobocie jest przyczyną wielu negatywnych zjawisk związanych z funkcjonowaniem społecznym. Do najważniejszych z nich zaliczyć należy izolację i wykluczenie społeczne, ubóstwo, patologie w funkcjonowaniu rodziny, alkoholizm i inne uzależnienia. Konsekwencją tych uwarunkowań jest brak pełnego uczestnictwa w życiu społecznym powodujący niemożność pełnego korzystania z takich usług, jak: kształcenie i doskonalenie zawodowe, uczestnictwo w kulturze i rozrywce, aktywne spędzanie czasu wolnego, odpowiednia ochrona i profilaktyka zdrowotna. Ogólnie rzecz biorąc, bezrobocie generuje czynniki wpływające na obniżenie potencjału kapitału ludzkiego. Obecnie przed nami rysuje się szansa na dokonanie istotnej zmiany i rozwiązanie najpoważniejszego problemu społecznego, jakim jest bezrobocie oraz związane z nim wykluczenie społeczne, dotykające liczną część społeczeństwa na Pomorzu. Właściwe wykorzystanie możliwości, jakie niesie ze sobą Program Operacyjny Kapitał Ludzki oraz środki Europejskiego Funduszu Społecznego w wysokości rzędu 280 mln. euro w okresie 2007-2013, obok koniecznych reform związanych z obniżeniem kosztów pracy, pozwolą na trwałe uporać się ze strukturalnym charakterem bezrobocia w naszym regionie i przyczyną się do zasadniczego wzrostu jego konkurencyjności i innowacyjności na europejskim rynku pracy.

Przypisy:

1 Informacja miesięczna o rynku pracy, WUP Gdańsk, grudzień 2006 r.

2 Sprawozdanie z działalności systemu pomocy społecznej za 2005 r., MOPS Gdańsk.

3 Praca nierejestrowana w Polsce, GUS, październik 2005.

4 Program Operacyjny Kapitał Ludzki, Ministerstwo Rozwoju Regionalnego, Warszawa, listopad 2006 r..

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

System coraz lepiej radzi sobie z wyłapywaniem wirtualnych bezrobotnych

Z Zofią Zienkiewicz-Zimą , Dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Sztumie, rozmawia Dawid Piwowarczyk

Pani Dyrektor, jak zmienia się sytuacja na rynku pracy?

Ostatnie miesiące przyniosły znaczącą zmianę na rynku pracy. Po raz pierwszy od wielu lat mamy do czynienia z rynkiem pracownika.

Czy można powiedzieć, że jest już dobrze?

Oczywiście poziom bezrobocia jest jeszcze dość wysoki, ale nie jest to już poziom tragiczny. Co więcej, obecnie w bardzo wielu zawodach, na przykład wśród pracowników budowlanych, istnieje wyraźny deficyt rąk do pracy.

Z czego wynika ta pozytywna tendencja na rynku pracy?

Obserwujemy bardzo pozytywny trend wzrostu aktywności gospodarczej na terenie naszego powiatu. Firmy coraz lepiej radzą sobie na rynku i potrafią wychodzić ze swoją ofertą na przykład na dużo większy i bardziej zasobny rynek trójmiejski. Rośnie sprzedaż i zatrudnienie w starych podmiotach gospodarczych, ale jednocześnie powstają nowe podmioty, w tym firmy zakładane przez bezrobotnych przy wsparciu naszego urzędu i środków unijnych.

Jednocześnie jednak wiele osób wykonujących zawody budowlane ma statut bezrobotnego, a poziom aktywności zawodowej jest ciągle niski.

Istnieje kilka przyczyn takiego stanu rzeczy. Przede wszystkim, wiele osób ciągle pracuje w szarej strefie. Nie mniej ważne jest także to, że duża część pracowników nie ma wszystkich kwalifikacji, uprawnień i umiejętności wymaganych przez pracodawców.

W tej sytuacji powinien się uaktywnić powiatowy urząd pracy ze swoimi programami doszkalającymi.

Oczywiście działamy w tym kierunku, ale coraz częściej mamy problemy z rekrutowaniem chętnych na nasze kursy i szkolenia. Duża grupa osób, nie myśląc o tym, że pozbawia się zabezpieczeń na okoliczność wypadku oraz obniża swoją przyszłą emeryturę, woli zarabiać w szarej strefie i nie jest zainteresowana znalezieniem legalnej pracy, wynajdując byle powód, by tylko móc odmówić przyjęcia proponowanego przez urząd zajęcia.

Jak radzicie sobie z eliminowaniem tych wirtualnych bezrobotnych?

Myślę, że nasz system coraz lepiej radzi sobie z wyłapywaniem takich bezrobotnych. Warto by zastanowić się przy tej okazji nad wyprowadzeniem systemu ubezpieczeń poza powiatowe urzędy pracy. Wówczas trafialiby do nas tylko ludzie rzeczywiście poszukujący pracy. Odciążeni pracownicy urzędów mogliby wtedy poświęcać im więcej czasu i jeszcze bardziej efektywnie wpływać na poprawę sytuacji na rynku pracy.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Kultywowanie tradycyjnego modelu rodziny

Z Mirosławem Ginterem , Dyrektorem Powiatowego Urzędu Pracy w Kościerzynie, rozmawia Dawid Piwowarczyk

Panie Dyrektorze, czy czynniki etniczno-kulturowe mogą mieć wpływ na poziom aktywności zawodowej mieszkańców Pomorza?

Trudno mówić tu na podstawie jakichś konkretnych danych, ale moja wiedza i doświadczenie podpowiadają mi, że mogą mieć wpływ. To, że Kaszubi potrafili przetrwać w mniej sprzyjających warunkach klimatycznych, że nie ulegli w XIX wieku germanizacji, wymusiło na nich pewne zmiany w zachowaniu. Sądzę, że pokłosiem tego jest fakt, że Kaszubi mają dużo bardziej poważne i odpowiedzialne podejście do pracy. Dlatego są tak cenieni przez pracodawców.

A jakie czynniki mogą decydować o tym, że jednak nasz pomorski wskaźnik aktywności zawodowej jest zdecydowanie niższy w stosunku do wskaźników w innych regionach Unii Europejskiej?

Myślę, że wpływ na to może mieć silniejsze w naszym regionie, a szczególnie na obszarach wiejskich, kultywowanie tradycyjnego modelu rodziny. To na mężu spoczywa wyłączny obowiązek utrzymywania jej. Aktywność zawodowa kobiet jest w takim modelu albo całkowicie wykluczona, albo dopuszczalna tylko w niewielkim stopniu. Oczywiście z jednej strony obniża to wskaźnik aktywności zawodowej w regionie, z drugiej jednak pozwala od kilku lat szczycić się województwu pomorskiemu jako jedynemu w kraju poziomem dzietności powyżej 2, który gwarantuje, że liczba mieszkańców Pomorza nie będzie malała. Myślę, że kolejnym ważnym powodem są czynniki ekonomiczne. Zbyt słaby rozwój gospodarczy regionu, koncentracja aktywności tylko na wybranych obszarach musiały znaleźć też odbicie we wskaźniku aktywności zawodowej.

Czy zaobserwował Pan jakieś zmiany na swoim lokalnym rynku pracy?

W ostatnim czasie obserwujemy poważne przeobrażenia na lokalnym rynku pracy. Wejście Polski do UE, które pozwoliło na legalne zagraniczne wyjazdy do pracy, w połączeniu z ożywieniem gospodarczym powoduje, że w coraz większym stopniu zaczynamy borykać się z problemem deficytu wykwalifikowanych pracowników.

Jest szansa, że dzięki temu wskaźnik aktywności zawodowej wzrośnie?

Na pewno tak. Przede wszystkim dobra koniunktura gospodarcza sprzyja temu, by ujawniła się część szarej strefy. Region korzysta też z dużych transferów środków z zewnątrz. Po pierwsze, trafiają do nas środki unijne, a po drugie, ludzie pracujący obecnie za granicą wysyłają do kraju pieniądze. Rosną więc możliwości nabywcze mieszkańców regionu, a to przekłada się na wzrost gospodarczy i wzrost zatrudnienia. Dodatkowo uważam, że oficjalne wskaźniki poziomu aktywności są zdecydowanie zaniżone. Pracuje znacznie więcej osób, „uciekają” one jednak oficjalnym statystykom.

A jakie czynniki hamują obecnie pozytywne tendencje w tym zakresie?

Na pewno problemem jest brak inwestorów, gotowych wyłożyć większe kwoty i utworzyć na terenie naszego powiatu kilkadziesiąt, kilkaset nowych miejsc pracy. Szczególnie korzystne byłoby tutaj pojawienie się podmiotu, który oferowałby zajęcie dla kobiet. Kolejnym problemem są bariery komunikacyjne. Powiat nie jest wystarczająco dobrze skomunikowany z innymi powiatami, a w szczególności z najsilniejszym gospodarczo Trójmiastem. Nie możemy przez to w wystarczająco dużym stopniu korzystać ze świetnej koniunktury w aglomeracji. Nienajlepsze połączenie z regionem ogranicza bowiem pozytywne oddziaływanie aglomeracji tylko do najbliższych terenów – położonych w odległości do 30-40 kilometrów. Tymczasem w Europie Zachodniej, przy dobrej sieci komunikacyjnej, miasta położone w takiej odległości od metropolii jak Kościerzyna od Gdańska w pełni korzystają z „renty położeniowej”. Dodatkowy problem stanowią także kwestie mentalnościowe. Część ludzi niechętnie zmienia zawód, czy doszkala się, tym samym dobrowolnie eliminują się lub też poważnie ograniczają swoje szanse na rynku pracy.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Szara strefa funkcjonuje, jest całkiem spora i ma się dobrze

Z Barbarą Kapica , Dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Kartuzach, rozmawia Dawid Piwowarczyk

Pani Dyrektor, z czego wynika niższa aktywność zawodowa mieszkańców Pomorza w stosunku do innych regionów Unii Europejskiej i innych polskich województw?

Szczerze przyznam, że nie wiem z czego to wynika. Jednym z powodów może być moim zdaniem to, że poza Trójmiastem i kilkoma innymi ośrodkami większość pomorskich powiatów ma charakter wiejski. A ludność obszarów wiejskich jest mniej aktywna zawodowo niż ludność miejska.

A może ten niski wskaźnik zawdzięczamy ułomnej statystyce, której część danych umyka, nie jest uwzględniana w publikowanych wynikach?

Niewątpliwie tak. Niestety nikt nie przeprowadził szczegółowych badań, które dokładnie określałyby na przykład zjawisko szarej strefy w naszym województwie czy powiecie kartuskim. Z opinii ludzi wynika jednak, że szara strefa funkcjonuje, jest całkiem spora i ma się dobrze. My jako urząd pracy mamy pewien ogląd sytuacji dzięki ewidencji bezrobotnych. Osoby są wykreślane z rejestru, poza oczywistą sytuacją podjęcia legalnej pracy, w przypadku nie zgłoszenia się na wezwanie urzędu. Ludzie nie zgłaszają się zasadniczo w dwóch przypadkach. Po pierwsze, gdy pracują w szarej strefie i po drugie, jeżeli wyjechali do pracy za granicę, nie informując o tym powiatowego urzędu pracy.

A czy takie czynniki, jak uwarunkowania etnicznokulturowe oraz historyczne mogą mieć wpływ na wskaźnik aktywności zawodowej?

Moim zdaniem nie do końca można tutaj szukać prostego przełożenia. Oczywiście w rodzinach, w których wszyscy mają pracę, wskaźnik aktywności osób młodych będzie większy. A z drugiej strony w przypadku rodzin, gdzie mamy do czynienia z trwałym bezrobociem, może występować bardzo negatywne zjawisko „dziedziczenia bezrobocia”. Ale czy można to w jakiś sposób powiązać na przykład z czynnikami wymienionymi w pytaniu, to trudno mi powiedzieć. Faktem jest jednak to, że Kaszubi zawsze należeli do ludzi pracowitych. I na pewno nie można powiedzieć, że są oni kulturowo mało aktywni.

A może kultywowanie w większym stopniu tradycyjnego modelu rodziny przekłada się na niższy poziom aktywności kobiet?

Myślę, że może się tak dziać. Choć nasze ostatnie doświadczenia pokazują, że aktywność zawodowa kobiet wzrasta, a w coraz większym stopniu mamy problem z mężczyznami, którzy „uciekają” nam ze statystyki. To mężczyźni częściej trafiają do szarej strefy lub wyjeżdżają do pracy za granicę. W tym drugim przypadku wiąże się to często z tym, że wielu Kaszubów ma rodziny za granicą, szczególnie w Niemczech. Duża część osób wyjeżdża tam do nielegalnej pracy. Znikają więc z naszej statystyki i nie są jednocześnie ujawniani w statystykach kraju, do którego jadą. Ale tak naprawdę nie mamy danych i może warto zastanowić się nad przeprowadzeniem badań, które powiększyłyby naszą wiedzę na temat rzeczywistego poziomu aktywności mieszkańców Pomorza.

Pani Dyrektor, czy nie ma Pani wrażenia, że ta bierność zaczyna być powoli większym problemem niż bezrobocie?

Nie. Nawet te osoby, które się wyrejestrowują, a tych mieliśmy w 2006 roku bardzo dużo, to nie są osoby rezygnujące z aktywności. Trudność polega na tym, że my wiemy tylko, ile osób jest zatrudnionych legalnie, a cała rzesza ludzi aktywnych zawodowo, ale pracujących nielegalnie, wymyka się naszym statystykom.

A czy urzędy pracy nie powinny też zająć się takimi nieaktywnymi ludźmi i zacząć „odzyskiwać” ich dla rynku pracy?

Być może tak. Ale musielibyśmy mieć odpowiednie możliwości i instrumenty. Na dzień dzisiejszy obowiązuje nas ustawa o promocji zatrudnienia i tam określone są nasze kompetencje na rynku pracy.

A czy jesteśmy w stanie w najbliższych latach awansować z ostatniego, niechlubnego miejsca w UE pod względem poziomu zatrudnienia?

Jak już wcześniej powiedziałam, wskaźnik jest tak niski w dużej mierze dlatego, że ułomna statystyka nie jest w stanie podać rzeczywistego poziomu aktywności zawodowej. Uważam, że jeżeli pójdziemy w kierunku zmniejszenia obciążeń pozapłacowych, to pracodawcy zaczną chętniej legalizować stanowiska pracy, a na to nałoży się dobra koniunktura. Tylko w ubiegłym roku z powodu niestawienia się do pracy musieliśmy wykreślić z naszej ewidencji aż 1700 osób. Jestem przekonana, że zdecydowana większość tych osób znalazła zatrudnienie, ale niestety ten fakt nie został odnotowany w oficjalnych statystykach.

Dziękuję za rozmowę.

Skip to content