Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Uratować ludzkość czy zachować wartości?

Pobierz PDF

Główną przeszkodą na drodze do rozwiązania problemów globalnych (zagrożeń klimatycznych, rosnących nierówności czy proliferacji niebezpiecznych nowych technologii) jawią się obecne same mechanizmy demokratyczne.

Oficjalnie Zachód hołduje „demokracji” jako zestawowi wartości i procedur nadających mu tożsamość, kontrastujących go z krajami „niedemokratycznymi”. Niektóre z tych wartości Zachód już porzuca lub odwraca, np. coraz częściej słyszymy, że wolność słowa musi zostać poświęcona właśnie dla obrony demokracji. Trudno sobie wszakże wyobrazić utrzymanie mitu demokracji po odebraniu demosowi prawa dokonywania znaczących wyborów politycznych. Tymczasem charakter tych wielkich wyzwań, jakie przez nami stoją, wymaga, aby oddolne decyzje demosu abstrahowały od partykularnych interesów poszczególnych krajów i społeczności. By poświęcały „lokalnie rozumiane” dobro dla osiągnięcia tego, co, po pierwsze, jest dobre dla całej ludzkości; po drugie, dobre nie teraz, lecz kiedyś w przyszłości; po trzecie, co objawia się dobrem dopiero jako rezultat wielce złożonych rozumowań, które przeciętny wyborca musi przyjmować na wiarę.

A nawet jeśli wszyscy się zgodzą, że np. działania przeciwdziałające kryzysowi klimatycznemu będą w długiej perspektywie dobre dla wszystkich mieszkańców Ziemi – to nie dla wszystkich ich koszt jest taki sam i nie wszyscy są tak samo zagrożeni skutkami kryzysu. Kryzys dla wielu stanowi właśnie okazję, by poprawić swoją pozycję w relacji do innych państw, nawet jeśli w dalszej przyszłości może ten oportunizm kosztować nas wszystkich. Ta sama różnica korzyści i kosztów dotyczy różnych grup społecznych wewnątrz państw.

W obecnej sytuacji geopolitycznej, gdy narasta konflikt interesów pomiędzy globalną Północą i globalnym Południem, nie znajduję takiego rozwiązania, które pozwalałoby z jednej strony zachować reguły demokratyczne, a z drugiej — zmusić wszystkie podmioty do podjęcia tych wyrzeczeń.

Bogata Północ wydaje się posiadać dużo większe doświadczenie we wprowadzaniu tego typu rozwiązań — mieszkańcy Północy są znacznie bardziej podatni na retorykę „samoograniczenia”: czują się dowartościowani, składając „ofiary” dla wspólnej, lepszej przyszłości, budują swój status w oparciu o rankingi wyrzeczeń. Można powiedzieć, że mieszkańców Północy po prostu na to stać. Zaspokojenie potrzeb z dołu ich piramidy Maslowa zwiększa znaczenie tych wyższych potrzeb.

Zupełnie inaczej brzmią jednak podobne apele w uszach miliardów mieszkańców Południa, wydobywających się z nędzy lub dopiero co z niej wyrwanych. „Teraz wszyscy się musimy ograniczać. Nie możemy się rozwijać tak szybko, jak dotąd. Wy także — toteż nigdy już nas nie dogonicie. Musimy przecież zadbać o losy całego świata. My więc nie będziemy latać na drugie wakacje w roku, a wy pozostaniecie biednymi rolnikami i sweatshop workers”. Ta różnica interesów i punktów widzenia nie zależy od demokratyczności lub niedemokratyczności ustroju. Autorytarne Chiny kierują się projekcjami wzrostu swojego PKB, przewagi geopolitycznej, podnoszenia stopy życiowej swoich obywateli tak samo, jak Indie, największa demokracja świata. W jaki sposób wytłumaczyć miliardowi Hindusów, że nie mogą oni podążać tą ścieżką rozwoju, która zapewniła dostatek Północy? A to właśnie Chiny nie muszą się martwić, jak „wytłumiać” i zawężać demokrację na rzecz odgórnie narzuconego „rządu ekspertów”: tych, którzy wiedzą lepiej, tj. myślą perspektywicznie i globalnie. Nie muszą, bo nie mają czego wytłumiać.

W obecnej sytuacji geopolitycznej, gdy narasta konflikt interesów pomiędzy globalną Północą i globalnym Południem, nie znajduję takiego rozwiązania, które pozwalałoby z jednej strony zachować reguły demokratyczne, a z drugiej – zmusić wszystkie podmioty do podjęcia tych wyrzeczeń.

W odpowiedzi na to wyzwanie słyszymy hasła swą naiwnością pasujące raczej do hollywoodzkich filmów: że wystarczy wyedukować te masy, aby zrozumiały, że ich interes nie jest najważniejszy, i wtedy, jak najbardziej demokratycznie, wybiorą ścieżkę samopoświęcenia na ołtarzu ogólnoświatowego dobra; i że Północ jest w stanie zasypać tę przepaść różnicy interesów pieniędzmi z podatków obywateli Północy.

Większość z owych zagrożeń i wyzwań (klimat, nierówności ekonomiczne, sztuczna inteligencja, demografia itd.) nie prezentuje się nam bezpośrednio. Ich zrozumienie wymaga głębokiego „myślenia pismem”, czyli długimi ciągami przyczyn i skutków, w oparciu o gołe abstrakty, symbole, liczby.

Tymczasem problem z tą powszechną edukacją polega także na tym, że większość z owych zagrożeń i wyzwań (klimat, sztuczna inteligencja, demografia itd.) nie prezentuje się nam bezpośrednio. Ich zrozumienie wymaga głębokiego „myślenia pismem”, czyli długimi ciągami przyczyn i skutków, w oparciu o abstrakty, symbole, liczby. Z roku na rok jest to dla demosu coraz trudniejsze. Politykę demokratyczną uprawia się już niemal wyłącznie w mediach audiowizualnych, poprzez ataki i manipulacje emocjonalne, jeśli nie wręcz hormonalne.

A zarazem świat pełen jest zagrożeń i wyzwań bezpośrednich. Nie trzeba przeprowadzać żadnych wieloetapowych dedukcji, żeby docenić zagrożenie przybliżającymi się do naszych granic wojskami rosyjskimi. I ujrzawszy w sklepie rosnące ceny, policzywszy pieniądze w portfelu i zrozumiawszy, że nie stać nas już na kupienie tego, co chcieliśmy, nie musimy zawierzać skomplikowanym modelom komputerowym, by poczuć dolegliwość inflacji. Natomiast żeby połączyć łańcuchem przyczyn i skutków zmianę w średnich temperaturach z konkretnymi działaniami człowieka, trzeba wykonać spory wysiłek intelektualny: nauczyć się czytać wykresy i tabele, pojąć podstawy statystyki, poznać naturę procesów nieliniowych, metodologię modelowania złożonych systemów itp. Tylko politycy przed wyborami twierdzą, że wyborcy są mądrzy i rozumieją wszystko. 99% ludzi podobnego wysiłku nie podejmuje. Może tylko zawierzyć — tym lub tamtym mediom, influencerom, politykom.

Ale sprawić, by ludzie wzięli to na wiarę, też nie jest łatwo. Doświadczamy bezprecedensowego załamania ufności w autorytety, w dotychczasowy porządek polityczny i w ogóle w istnienie wspólnego dla wszystkich gruntu etycznego. Utraciliśmy poczucie, że jesteśmy częścią jednej wspólnoty; że wyznajemy te same wartości, stanowiące jej fundament. Podziały biegną w poprzek („plemiona” o odmiennych hierarchiach wartości i wyznacznikach tożsamości) oraz z góry na dół: między „elitami” a „plebsem” (powiększający się rozziew, wynikający tak z różnicy kapitału finansowego, co kulturowego).

Toteż perswazja w wykonaniu takich czy innych „elit” jest niejako z automatu odbierana jako rodzaj manipulacji. Budzi reakcję obronną: „skoro oni chcą mnie do czegoś zmusić, to znaczy, że służyć to będzie ich interesom, nie moim”.

Ów odruch nieufności i sprzeciwu wobec elit nie jest niczym nowym. Znamy z historii rozmaite odmiany populistycznych resentymentów. W poszczególnych epokach przeciętny człowiek miał więcej lub mniej powodów, by przyjmować narrację o „złych elitach” i „dobrym ludzie”. Wydaje mi się, że żyjemy w czasach, gdy tych powodów jest akurat więcej, m.in. z uwagi na to, że w konsekwencji globalizacji i postępu technologicznego (przede wszystkim w dziedzinach opartych na informacji) rzeczywiście następuje bezprecedensowe skupienie bogactwa oraz pochodzącej z niego władzy w rękach wąskiego — i coraz węższego — kręgu osób. Widzimy to zarówno we wskaźnikach mierzących nierówności, jak i w łatwości wpływu „panów Silicon Valley” na rządy, na globalną kulturę, obyczaje, na „manufactured consent”. I ludzie to wyczuwają, nawet jeśli nie zawsze potrafią udowodnić.

Najważniejszą zmienną staje się dziś postęp technologiczny. I jawi się on ścieżką bezalternatywną. Technologia od zawsze wpływała na wszystkie dziedziny życia człowieka. Determinowała rozwój społeczny, formy kultury, siłę gospodarki, wojska.

W Polsce swego czasu popularne było powiedzenie: „na kogo nie zagłosuję i tak mi wyjdzie Balcerowicz” — Leszek Balcerowicz stanowił bowiem symbol dominującego porządku liberalnego. Z jednej strony odzyskaliśmy wówczas formalną suwerenność, a z drugiej — wiedzieliśmy, że wchodzimy do rzeczywistości silnych, zastanych reguł: reguł gry finansowej, rywalizacji technologicznej, walki o władzę na poziomach wyższych niż krajowe. Wiedzieliśmy, że dołączając do bogatego klubu „państw Zachodu” musimy podążać pewną utartą ścieżką.

Dziś porządek liberalno ‑demokratyczny ma dalece mniejszą siłę. Najważniejszą zmienną staje się zaś postęp technologiczny. I tak samo jawi się on ścieżką bezalternatywną. Technologia od zawsze wpływała na wszystkie dziedziny życia człowieka. Począwszy od demografii, poprzez sposób prowadzenia wojny, rywalizację między poszczególnymi kulturami, cywilizacjami i państwami. Determinowała rozwój społeczny, formy kultury, siłę gospodarki, wojska. Głęboko zmieniała nasze myślenie o prawie, samą definicję praw jednostki. Tym, co różni naszą epokę od poprzednich, jest tempo tych zmian. Dotychczas następowały one na tyle powoli i w przewidywalny sposób, że ludzie rodzili się i umierali w mniej więcej tym samym świecie, opartym na zasadniczo tych samych wartościach, prawach, tradycji. Teraz tempo zmian jest takie, że właściwie co 10 lat wchodzimy w nowe realia i w idące za nimi inne obyczaje i wartości. Często nawet ludzie relatywnie młodzi (20‑ i 30‑latkowie) nie są w stanie się adaptować.

Widzimy, jak kolejne fale uderzeniowe zmian idą przez cywilizację Zachodu, przesuwając znaczenia „człowieka”, „kobiety”, „rodziny”, redefiniując prawa człowieka, sposób, w jaki pracujemy, dyskutujemy.

Co więcej, ten proces przyspiesza. Szykuje się chociażby wielka rewolucja w medycynie, dzięki technologii CRISPR i pochodnych, która znacznie podniesie średnią długość życia. Spróbujmy sobie wyobrazić świat, w którym 120‑latkowie żyją jak dzisiejsi 60‑latkowie. Oznacza to zupełnie inną piramidę społeczną, inny model rodziny i inną relację jednostki wobec rodziny. Upadek dotychczasowych modeli ubezpieczenia emerytalnego, całkowicie inny rozkład głosów w wyborów (ogromną przewagę głosów osób starszych, broniących status quo, nad młodymi). To tylko jedna ze zmian, które majaczą na horyzoncie, możliwych dzięki użyciu sztucznej inteligencji w poszczególnych dziedzinach.

AI jest swoistym „mnożnikiem”, „przyśpieszaczem” postępu w nauce, zwłaszcza dzięki analizie Big Data i możliwości modelowania „na sucho”, zamiast niezliczonych i kosztownych eksperymentów w rzeczywistości (AlphaFold Google’a w ten sposób modeluje w trzech wymiarach strukturę związków chemicznych). Następny krok to AI samodzielnie dokonująca odkryć, „skoków intuicyjnych” ku nowym teoriom naukowym. AI użyta do projektowania GMO przynosi nowe kategorie żywności — począwszy od roślin i zwierząt nie mających w ogóle podstawy w dotychczasowej biologii (tzw. synthetic genomics) do produkcji mięsa, które nigdy nie było częścią żywego zwierzęcia. Podobne zastosowania wydają się przynajmniej wpasowywać w obecny model gospodarczy i kulturowy. Z AI wiążą się jednak również zagrożenia trudne do oszacowania i powstrzymania (contain).

Pozostańmy przy AI i inżynierii genetycznej. Ażeby stać się mocarstwem nuklearnym, konieczne są prace i inwestycje na skalę państwa; nie da się zbudować bomby atomowej łatwo, szybko i po kryjomu. Tymczasem już za chwilę student pierwszego roku chemii organicznej będzie w stanie kupić sobie w Internecie prosty zestaw do inżynierii genetycznej i z pomocą AI wyprodukować w garażu nowy, śmiertelny wirus z potencjałem do rozprzestrzenienia się na cały glob i zabicia miliardów ludzi. Jak coś takiego powstrzymać? Jakie rodzaje zabezpieczeń należałoby wprowadzić, żeby wykluczyć podobne scenariusze?

Ta kategoria wyzwań znana jest jako containment problem. W tej chwili najgoręcej dyskutuje się strategie ograniczenia, powstrzymania (containment) sztucznej inteligencji. Stąd alarmistyczne listy otwarte podpisywane przez postaci w rodzaju Stephena Hawkinga czy Elona Muska; stąd inicjatywy pokroju OpenAI. Jak powstrzymać proliferację czystej informacji, bo tym jest każdy program, w tym sztuczna inteligencja? Jak dotąd, jedyne sensowne odpowiedzi zakładają powstanie jakiegoś rodzaju globalnego rządu, dysponującego władzą de facto totalitarną: inwigilującego każdego mieszkańca Ziemi i zdolnego błyskawicznie interweniować w każdym zakątku świata. Innymi słowy, dokładne przeciwieństwo porządku liberalno‑demokratycznego, któremu teoretycznie hołduje Zachód.

Tym, co różni naszą epokę od poprzednich, jest szybkość postępu technologicznego, a co za tym idzie – cywilizacyjnych zmian. Już teraz tempo zmian jest takie, że właściwie co 10 lat wchodzimy w nowe realia i w idące za nimi inne obyczaje i wartości.

Wydaje się, że sama natura — a jej emanacją jest nauka i technologia — przymusza nas do wyboru, w którym żaden z członów alternatywy nie jest dobry. Znaleźliśmy się więc w klasycznej „sytuacji tragicznej”, jak w greckim teatrze. Czy dla rozwiązania tych najsroższych problemów globalnych powinniśmy oddać swoją podmiotowość i swobodę, radykalnie ograniczyć demokrację (tak, aby decyzje demosu nie miały wpływu na strategie przyjęte przez globalnych technokratów) i zgodzić się na kontrolę niczym w Panopticonie? Czy też powinniśmy trzymać się tradycyjnych wartości Zachodu, tym samym ryzykując katastrofę, aż do całkowitej zagłady ludzkości (w czarnym scenariuszu „uciekającej” nam spod kontroli AI czy postępu w inżynierii genetycznej dającego jednostkom władzę nad życiem miliardów)?

Czy dla rozwiązania tych najsroższych problemów globalnych powinniśmy oddać swoją podmiotowość i swobodę, radykalnie ograniczyć demokrację i zgodzić się na kontrolę niczym w Panopticonie? Czy też powinniśmy trzymać się tradycyjnych wartości Zachodu, tym samym ryzykując katastrofę, aż do całkowitej zagłady ludzkości?

Dotąd to nie cała ludzkość, lecz poszczególne społeczności stawały przed podobnymi dylematami. Jedne wybierały wierność wartościom, i najczęściej razem z tymi wartościami ginęły; inne zmieniały swoje systemy wartości, aby przetrwać — przystosowywały się. Teraz jednak nie możemy rozegrać takich darwinowskich szachów kultur. Stoimy przed wyzwaniami globalnymi. Jest to więc raczej ruletka niż szachy: jeden numer do obstawienia przez Homo sapiens jako gatunek, jedna szansa na wygraną.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Barometr Nowoczesnych Usług Pomorza 2024

Pobierz PDF

Badania i raport zrealizowano w ramach naboru o objęcie wsparciem z Planu Rozwojowego dotyczącego realizacji projektu w ramach naboru Inwestycji A.3.1.1 pt. „Zbudowanie systemu koordynacji i monitorowania regionalnych działań na rzecz kształcenia zawodowego, szkolnictwa wyższego oraz uczenia się przez całe życie, w tym uczenia się dorosłych” nr umowy o objęcie wsparciem KPO/22/LLL/U/0013.

zestaw logotypów Krajowego Planu Odbudowy


Wstęp Strona tytułowa publikacji Barometr Nowoczesnych Usług Pomorza 2024

Globalizacja istotnych dla światowej gospodarki procesów odbywała się w przeszłości ze zróżnicowaną dynamiką.

W przypadku korporacyjnych procesów biznesowych rozpoczęła się ona od delokalizacji produkcji. Było to o tyle łatwe, że produkcja – ze względu na swoją fizyczną naturę – mogła bez przeszkód odbywać się z dala od głównych siedzib firm. Wystarczyło przenieść linie produkcyjne tam, gdzie koszty pracy i surowców były niższe, a infrastruktura przemysłowa wystarczająco rozwinięta. Stąd też, szczególnie w ostatnich dwóch dekadach ubiegłego wieku, wiele firm z państw rozwiniętych zaczęło korzystać z tej możliwości, lokując swoje fabryki przede wszystkim na Dalekim Wschodzie. Możliwość fizycznego oddzielenia procesów usługowych pojawiła się później, wraz z dynamicznym rozwojem technologii informacyjnych i komunikacyjnych. Wcześniej, bez szybkiego przepływu informacji i możliwości zdalnej współpracy, usługi musiały być zlokalizowane tam, gdzie znajdowali się główni interesariusze. Wraz z rozwojem technologii zmieniły się jednak zasady gry. W ślad za tym menedżerowie zaczęli szukać optymalizacji kosztowych również w obszarze delokalizacji usług.

Skorzystała na tym Polska, stając się jednym z kluczowych beneficjentów tego procesu. Na tle innych rynków wyróżnialiśmy się ogromną ilością wykwalifikowanej siły roboczej, która mogła świadczyć wysokiej jakości usługi za relatywnie niskie wynagrodzenia. Przyciągnęło to nad Wisłę międzynarodowe firmy, które zaczęły otwierać tu swoje centra usług. Początkowo zajmowały się one dość prostymi zadaniami, jednak z czasem przeszły do realizacji bardziej zaawansowanych procesów. Stopniowo zaczęliśmy stawać się hubem dla globalnych organizacji, które lokowały tu coraz bardziej skomplikowane operacje biznesowe.

Pomimo szybkiego rozwoju naszej gospodarki, a co za tym idzie – również wzrostu wynagrodzeń, Polska nadal jest atrakcyjną lokalizacją dla wielu działalności w obszarze nowoczesnych usług. Co decyduje o mniejszej bądź większej atrakcyjności inwestycyjnej danej lokalizacji? Które polskie podregiony są pod tym względem liderami? Jak w tym kontekście rysuje się sytuacja pomorskich podregionów? W niniejszym opracowaniu podjęto próbę odpowiedzi m.in. na te pytania.

Na potrzeby badania pod pojęciem „nowoczesnych usług” rozumie się usługi – podstawowe, zaawansowane i najbardziej zaawansowane – wspierające rozwój przedsiębiorstw, budujące ich konkurencyjność, efektywność oraz dostosowujące je do współczesnych warunków rynkowych. W szczególności chodzi tu o procesy biznesowe (np. księgowe, IT, badawczo-rozwojowe) relokowane z centrali korporacji do rozproszonych globalnie lokalizacji. O ile usługi zaawansowane i najbardziej zaawansowane są naturalnie niezwykle pożądane, gdyż to za ich sprawą tworzone są najlepsze miejsca pracy, a tym samym dobrobyt, o tyle podstawowe też są istotne, gdyż stanowią lokalną kuźnię kadr w kontekście przyszłych – w tym wysoko zaawansowanych – inwestycji.

Szczegółowe wyjaśnienie celów, zakresu i metodologii badawczej znajduje się w rozdziale III, zaś zidentyfikowane czynniki lokalizacji zostały szerzej opisane w rozdziale IV. Wnioski płynące z niniejszej analizy zostały zaprezentowane zarówno w formie analizy cząstkowej (rozdział V), umożliwiającej szczegółowy wgląd w wyniki pomorskich podregionów osiągnięte w poszczególnych kategoriach badawczych podlegających ocenie, jak również w ujęciu syntetycznym (rozdział VI). Ostatni rozdział raportu zawiera podsumowanie oraz najważniejsze wnioski badawcze.


Cały raport w formacie PDF

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Puls Gospodarczy Pomorza w II kw. 2024 r.

Pobierz PDF

Badania i raport zrealizowano w ramach naboru o objęcie wsparciem z Planu Rozwojowego dotyczącego realizacji projektu w ramach naboru Inwestycji A.3.1.1 pt. „Zbudowanie systemu koordynacji i monitorowania regionalnych działań na rzecz kształcenia zawodowego, szkolnictwa wyższego oraz uczenia się przez całe życie, w tym uczenia się dorosłych” nr umowy o objęcie wsparciem KPO/22/LLL/U/0013.

zestaw logotypów Krajowego Planu Odbudowy


Najważniejsze wnioski

  • W III kwartale br. Barometr Koniunktury Pomorza ponownie osiągnął poziom dodatni – najwyższy od roku.
  • Stopa bezrobocia w województwie pomorskim pozostała bez zmian, podczas gdy w skali Polski ogółem – minimalnie wzrosła.
  • Saldo międzynarodowej wymiany handlowej po raz pierwszy od trzech kwartałów znalazło się na minusie.
  • Liderem struktury towarowej pomorskiego eksportu została grupa statków, łodzi i konstrukcji pływających, wyprzedzając grupę maszyn i urządzeń elektrycznych. 


Cały raport w formacie PDF

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Jakie podejście do rozwoju subregionów?

Pobierz PDF

Województwo pomorskie w ostatnich dekadach rozwijało się dynamicznie i systematycznie zwiększało swój dobrobyt mierzony wielkościami absolutnymi, jak również relatywnymi w stosunku do średniej UE. W roku 2022 wielkość PKB per capita wyrażona parytetem siły nabywczej wyniosła tu 80% średniego PKB per capita dla całej UE. Pomorskie wyeliminowało wiele problemów, które gnębiły region w latach 90. ubiegłego wieku oraz pierwszej dekadzie obecnego stulecia, z czego bezrobocie należało do wiodących. Dziś stoimy wręcz w obliczu niedoboru rąk do pracy i wyzwaniem jest pozyskanie pracowników. Kluczowa dla rozwoju infrastruktura, zarówno ta drogowa/komunikacyjna, jak również ta stanowiąca zaplecze dla wielu instytucji i usług publicznych, została zmodernizowana. Przekłada się to w dużej mierze na wysoką ocenę jakości życia na Pomorzu przez mieszkańców.

Patrząc jednak głębiej, wewnątrz regionu możemy w wielu wymiarach zauważyć istotne zróżnicowanie – w zakresie poziomu oraz dynamiki rozwoju, struktury gospodarczej, rynku pracy czy wreszcie zadowolenia z życia i potrzeb rozwojowych identyfikowanych przez mieszkańców – występujące pomiędzy poszczególnymi obszarami województwa.

Według stanu na koniec 2022 roku, do rejestru REGON wpisanych było 344 569 podmiotów gospodarki narodowej, co w przeliczeniu na 1000 mieszkańców daje 146 jednostek. Największy udział w ogólnej liczbie zarejestrowanych podmiotów stanowiły osoby fizyczne prowadzące działalność gospodarczą (73,4%). Koncentrację podmiotów gospodarki narodowej w poszczególnych powiatach województwa pomorskiego ilustruje rysunek 1. Widać wyraźnie, że koncentracja działalności gospodarczej silnie koreluje z dużymi ośrodkami miejskimi – przede wszystkim aglomeracją trójmiejską oraz w mniejszym stopniu Słupskiem.

Poszczególne subregiony różnią się również pod względem bieżącej dynamiki rozwoju. Na rysunku 2. przedstawiono zmianę liczby zatrudnionych przez pracodawców, zlokalizowanych w poszczególnych subregionach, na przestrzeni roku 2023. Jedynie dwa subregiony – trójmiejski i gdański – wykazały dodatni bilans liczby zatrudnionych. Pozostałe odnotowały spadek tej wartości. Wskazuje to na różną siłę rozwojową aglomeracji i terenów wokół niej zlokalizowanych w stosunku do pozostałej części regionu.

Jedynie dwa subregiony – trójmiejski i gdański – wykazały dodatni bilans liczby zatrudnionych. Pozostałe odnotowały spadek tej wartości. Wskazuje to na różną siłę rozwojową aglomeracji i terenów wokół niej zlokalizowanych w stosunku do pozostałej części regionu.

 

Rysunek 1. Podmioty gospodarki narodowej na 1000 ludności w 2022 r.1

 

Rysunek 2. Zmiana liczby zatrudnionych przez pracodawców w subregionach w 2023 r.2

Podmioty gospodarcze w poszczególnych częściach regionu w różnym stopniu doświadczają barier rozwojowych. W 2024 roku przeprowadzone zostało badanie dotyczące barier rozwojowych małych i średnich przedsiębiorstw w woj. pomorskim3. Wynika z niego, że przedsiębiorstwa położone w subregionach chojnickim i starogardzkim istotnie częściej podają brak środków finansowych jako barierę dla rozwoju. Jednocześnie częściej wskazują na oczekiwane wsparcie publiczne – nie tylko w obszarze ułatwienia dostępu do kapitału na inwestycje, ale również innych tzw. usług otoczenia biznesu, w tym np. w zakresie networkingu czy podnoszenia kwalifikacji.

Potrzeby i oczekiwania mieszkańców

Pod koniec 2022 roku Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego zrealizował badanie dotyczące m.in. potrzeb i oczekiwań mieszkańców województwa4. Badanie zostało przeprowadzone na dużej próbie (6600 respondentów) i pozwala na analizę wyników z podziałem na poszczególne powiaty – różniące się oceną jakości zaspokojenia potrzeb, a tym samym posiadające inny priorytet dla interwencji w danym zakresie. Jako przykład może posłużyć zagadnienie transportu publicznego wraz z odsetkiem mieszkańców wskazujących na konieczność zmian w tym obszarze (rysunek 3.). Ocena jego jakości najlepsza jest w aglomeracji oraz w centralnych powiatach województwa, które są połączone z Trójmiastem Pomorską Koleją Metropolitalną. Zdecydowanie większy odsetek mieszkańców wskazuje na potrzebę inwestycji w transport publiczny w zachodnich częściach województwa oraz na Powiślu.

 

Rysunek 3. Udział mieszkańców identyfikujących potrzebę poprawy w obszarze transportu publicznego5

 

Obszary wymagające poprawy – m. Gdańsk

 

Obszary wymagające poprawy – m. Słupsk

 

Obszary wymagające poprawy – powiat człuchowski

Rysunek 4. Obszary wymagające poprawy wg mieszkańców wybranych powiatów woj. pomorskiego6

Dysproporcje potrzeb rozwojowych woj. pomorskiego uwypuklone zostały w analizie zebranych opinii mieszkańców poszczególnych powiatów nt. obszarów wymagających poprawy. Na rysunku 4. przedstawiono wyniki badania dla trzech powiatów, w tym dwóch grodzkich – Gdańska i Słupska. W każdym z nich jako najważniejszy został wskazany inny obszar interwencji. W Gdańsku zwrócono uwagę na kwestię korków i nadmiernego ruchu drogowego. W Słupsku za podstawowe wyzwanie uznano dostęp do usług medycznych, a w powiecie człuchowskim – dostęp do atrakcyjnych miejsc pracy. Wyniki wskazują na różne uwarunkowania rozwojowe poszczególnych lokalizacji. W aglomeracji trójmiejskiej, która koncentruje znaczną część potencjału gospodarczego województwa o zdywersyfikowanej strukturze branżowej, a co za tym idzie zróżnicowanej ofercie pracy, gdzie rynek cechuje się dużą płynnością miejsc pracy, nie ma większego problemu ze znalezieniem odpowiedniego (do oczekiwań) zatrudnienia. Problem ten występuje natomiast na peryferiach regionu w powiatach: człuchowskim, bytowskim czy chojnickim, gdzie wybór w ofertach pracy jest zdecydowaniem mniejszy. W aglomeracji trójmiejskiej, która koncentruje dużą część podmiotów medycznych (szczególnie specjalistycznych), jest lepszy dostęp do opieki medycznej, co z kolei wskazywane jest jako największe wyzwanie w Słupsku.

Mieszkańcy poszczególnych subregionów województwa pomorskiego sygnalizują konieczność podejmowania różnego rodzaju interwencji. Przykładowo: w Gdańsku zwrócono uwagę na kwestię korków i nadmiernego ruchu drogowego. W Słupsku za podstawowe wyzwanie uznano dostęp do usług medycznych, a w powiecie człuchowskim – dostęp do atrakcyjnych miejsc pracy.

Przytoczone powyżej przykłady zróżnicowanych potrzeb, identyfikowanych przez mieszkańców poszczególnych subregionów województwa, wskazują również na konieczność uwzględnienia tych dysproporcji w projektowaniu interwencji publicznej oraz kierunkach polityki rozwoju regionalnego.

Polityka rozwoju powinna uwzględniać zróżnicowane potrzeby i potencjały poszczególnych subregionów. W oparciu o powyższe wnioski, w woj. pomorskim można wskazać kilka kluczowych filarów, które wytyczają kierunek działań.

1. Stawianie na najsilniejsze potencjały

Strategia województwa pomorskiego identyfikuje zasadę koncentracji – wsparcia rozwoju gospodarczego – na dwóch poziomach. Pierwszym są inteligentne specjalizacje regionu. W roku 2016, w oddolnym procesie partycypacyjnym, zostały zidentyfikowane cztery inteligentne specjalizacje województwa, które wskazały kierunki rozwoju, w szczególności uwzględniając dziedziny cechujące się największym potencjałem innowacyjnym i technologicznym. Specjalizacje te okresowo są poddawane przeglądowi i weryfikacji ich zakresów, a aktualnie należą do nich: specjalizacja morska, ICT, energia odnawialna oraz zdrowie.

W roku 2016, w oddolnym procesie partycypacyjnym, zostały zidentyfikowane cztery inteligentne specjalizacje województwa, które wskazały kierunki rozwoju, w szczególności uwzględniając dziedziny cechujące się największym potencjałem innowacyjnym i technologicznym. Aktualnie należą do nich: specjalizacja morska, ICT, energia odnawialna oraz zdrowie.

Biorąc pod uwagę, że największy potencjał technologiczny, zaplecza badawczego i uczelni w sposób naturalny koncentruje się na obszarze aglomeracji, to również podmioty działające w zakresie inteligentnych specjalizacji regionu w dużym stopniu zlokalizowane są w Trójmieście i przyległych mu terenach. W ostatnim czasie, wsłuchując się w postulaty płynące z samorządów lokalnych leżących poza aglomeracją, obok inteligentnych specjalizacji zidentyfikowano również branże istotne z punktu widzenia poszczególnych obszarów regionu. Są to lokalne specjalizacje, które dominują na terenach danych powiatów. Przykładem takiej branżowej identyfikacji jest sektor drzewno‑meblarski, co zilustrowano na rysunku 5.

 

Rysunek 5. Branża drzewno‑meblarska – obszar specjalizacji7

Zarówno inteligentne specjalizacje, jak i kluczowe branże subregionalne przekładają się na interwencję publiczną w zakresie instrumentów wsparcia dla przedsiębiorstw, do których należy m.in. pomoc inwestycyjna dla terenów słabszych strukturalnie. Regionalna polityka wsparcia wychodzi naprzeciw potrzebom obszarów o niższym poziomie rozwoju społeczno­‑gospodarczego (większe bezrobocie, niższe dochody gmin czy niższy wskaźnik przedsiębiorczości). Na takich terenach udostępniana jest oferta dotacyjna dla małych i średnich przedsiębiorstw chcących realizować nowe inwestycje. To wyjątek od generalnej zasady mówiącej o tym, że wsparcie inwestycyjne przedsiębiorstw w regionie realizowane jest poprzez instrumenty zwrotne (pożyczki).

Regionalna polityka wsparcia wychodzi naprzeciw potrzebom obszarów o niższym poziomie rozwoju społeczno­‑gospodarczego. Udostępniana jest im oferta dotacyjna dla małych i średnich przedsiębiorstw chcących realizować nowe inwestycje. To wyjątek od generalnej zasady mówiącej o tym, że wsparcie inwestycyjne przedsiębiorstw w regionie realizowane jest poprzez instrumenty zwrotne (pożyczki).

2. Dobra diagnoza i zrozumienie stanu faktycznego

Kluczowym elementem efektywnej polityki rozwoju subregionów jest monitorowanie dynamiki oraz gruntowna diagnoza obecnej sytuacji. Obejmuje to analizę istniejących potencjałów oraz identyfikację braków w różnych obszarach, takich jak infrastruktura, zasoby ludzkie, czy gospodarka. Taka diagnoza powinna być oparta na rzetelnych danych i szczegółowych badaniach potrzeb oraz oczekiwań mieszkańców. Dzięki temu możliwe jest zrozumienie realnych wyzwań i szans rozwojowych, co pozwala na reakcje oraz precyzyjne dopasowanie działań do lokalnych uwarunkowań i specyfiki danego subregionu.

W 2022 roku przeprowadzone zostało duże badanie, uwzględniające identyfikację zróżnicowań wewnątrzregionalnych (na poziomie powiatów), kluczowych potrzeb oraz oczekiwań mieszkańców. Planowane są w przyszłości okresowe badania o podobnych charakterze, które na stałe wpiszą się w ocenę polityki i identyfikacji potrzeb rozwojowych na poziomie subregionalnym. Również w odniesieniu do inteligentnych specjalizacji oraz branż kluczowych planowany jest (w ramach Pomorskiego Obserwatorium Gospodarczego) systematyczny monitoring zmian strukturalnych w gospodarce Pomorza, trendach technologicznych i społecznych. Celem tych obserwacji jest zapewnienie informacji dla planowania polityki i instrumentów rozwoju, m.in. w odniesieniu do edukacji i rynku pracy.

3. Dialog i partnerstwo

Rozwój subregionów nie może odbywać się w oderwaniu od lokalnych społeczności i kluczowych interesariuszy. Współpraca regionalnych władz samorządowych z lokalnymi jednostkami samorządu terytorialnego jest nieodzowna – tak samo jak włączenie do dialogu przedstawicieli sektora prywatnego, organizacji pozarządowych (NGO) oraz środowisk akademickich. Partnerstwo oraz współpraca różnych sektorów umożliwia lepsze zrozumienie i realizację wspólnych celów, a także korzystanie z różnorodnych zasobów i kompetencji, co zwiększa efektywność podejmowanych działań.

Rozwój subregionów nie może odbywać się w oderwaniu od lokalnych społeczności i kluczowych interesariuszy. Współpraca regionalnych władz samorządowych z lokalnymi jednostkami samorządu terytorialnego jest nieodzowna – tak samo jak włączenie do dialogu przedstawicieli sektora prywatnego, organizacji pozarządowych (NGO) oraz środowisk akademickich.

Praktycznym wymiarem dialogu jest – z jednej strony – partycypacyjny, oddolny model wyboru regionalnych inteligentnych specjalizacji, w którym udział brało kilkaset podmiotów – przedsiębiorstw, jednostek naukowych oraz instytucji otoczenia. Z drugiej strony, działania oraz negocjacje prowadzone w ramach zintegrowanych porozumień terytorialnych (ZPT) oraz miejskich obszarów funkcjonalnych (MOF) grupują partnerów we wspólny proces definiowania kluczowych – z lokalnego punktu widzenia – wyzwań rozwojowych i inwestycji, które następnie są finansowane w ramach regionalnych funduszy UE.

4. Zapewnienie wysokiej jakości życia

Jednym z głównych celów polityki rozwoju subregionów jest poprawa jakości życia mieszkańców. Aby to osiągnąć, działania muszą obejmować trzy kluczowe obszary: konkurencyjność gospodarki, dostępność usług publicznych oraz ochronę środowiska. Zwiększenie dochodów mieszkańców poprzez wspieranie lokalnej przedsiębiorczości i przyciąganie inwestycji jest niezbędne dla podniesienia standardu życia. Równie ważne jest zapewnienie łatwego dostępu do wysokiej jakości usług publicznych, takich jak transport, ochrona zdrowia i edukacja. Ponadto dbałość o czyste środowisko naturalne przyczynia się do poprawy ogólnego dobrobytu mieszkańców i ich samopoczucia.

5. Lokalna jakość życia i mobilność

Trzeba również zwrócić uwagę na pewien dylemat związany z polityką rozwoju z punktu widzenia zróżnicowanej dystrybucji wparcia dla subregionów. Dylemat ten dotyczy efektywności wydatkowania środków na zapewnienie jakości życia – dostępu do usług publicznych. Generalnie wyższa jakość życia jest w aglomeracji, a niższa na obszarach najbardziej od niej oddalonych. Jednocześnie zapewnienie mieszkańcom tych terenów dostępu do podobnej jakości usług publicznych (medycznych, edukacyjnych, kulturalnych) byłoby niezwykle kosztowne lub zgoła niemożliwe. Z drugiej strony ukierunkowanie polityki rozwoju na zwiększanie mobilności wewnętrznej powodowałoby w dłuższym okresie dalsze osłabianie ludnościowego i gospodarczego potencjału peryferyjnych części regionu.

Poprawa jakości życia powinna być realizowana na poziomie lokalnym oraz poprzez zwiększenie mobilności obywateli. Inwestycje w infrastrukturę (drogi, transport publiczny, szkoły, szpitale) bezpośrednio wpływają na komfort życia mieszkańców. Jednocześnie usprawnienie mobilności dzięki rozwojowi sieci transportowych i komunikacyjnych ułatwia dostęp do miejsc pracy, edukacji i usług, co sprzyja integracji społecznej i gospodarczej subregionów. Takie podejście pozwala na zrównoważony rozwój, który uwzględnia zarówno potrzeby lokalne, jak i regionalne.

1 Stan w dniu 31.12.2022 r. Zob. Branże kluczowe dla gospodarki woj. pomorskiego z uwzględnieniem specyfiki subregionalnej, red. R. Bęben, PIN, PTS, Gdańsk 2024.

2 Tamże.

3 Badanie motywacji, barier rozwojowych i aspiracji przedsiębiorców z województwa pomorskiego z sektora MŚP, IBRIS, Warszawa 2024.

4 Postawy i zachowania mieszkańców województwa pomorskiego w kontekście budowania tożsamości Pomorzan, Instytut Kaszubski, IBRIS, Gdańsk 2023.

5 Tamże.

6 Tamże.

7 Branże kluczowe…, dz. cyt.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Cyfrowa gospodarka – potrzebni i wielcy, i mali

Pobierz PDF

Rozmowę prowadzi Marcin Wandałowski – redaktor Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego.

Założona i prowadzona przez Pana już od kilkunastu lat firma Bilander świadczy usługi, które zwykł Pan nazywać „EKG przedsiębiorstwa”. Dlaczego?

Specjalizujemy się w pomocy w zarządzaniu firmami. W praktyce zbieramy i porządkujemy różnego rodzaju dane, a następnie – poprzez technologię – wspieramy w wyciąganiu z nich wniosków. Dane te mogą dotyczyć zarówno samego przedsiębiorstwa (np. strategii i wizji rozwoju, budżetu, bieżących informacji ze sprzedaży, produkcji czy czujników zamontowanych na firmowych urządzeniach), jak również rynku, na którym funkcjonuje, a nawet szerzej – całej gospodarki, z uwzględnieniem oddziałujących na nią trendów makroekonomicznych.

Naszą główną rolą jest tworzenie systemów wspierających podejmowanie decyzji – zbierając wyżej opisane dane, widzimy, niczym na ekranie EKG, pewien sygnał, który pozwala zauważyć, czy dany proces, czy też podjęty kierunek działań, jest zasadny i realizowany w sposób efektywny, rentowny, czy też należałoby go skorygować. Taka analiza pozwala nam znaleźć pewnego rodzaju nieprawidłowości czy anomalie. Następnie staramy się w elastyczny sposób zaproponować narzędzia i działania, które odpowiedzą na te wyzwania i zwiększą efektywność prowadzenia biznesu.

Czy – bazując na własnym doświadczeniu biznesowym – uważa Pan, że polskie firmy mają jeszcze spore rezerwy efektywnościowe?

Na pewno nie można mierzyć wszystkich przedsiębiorstw jedną miarą, gdyż każde może się znajdować na nieco innym etapie rozwoju. Jeżeli jednak miałbym pokusić się o jakieś bardziej generalne wnioski, to przede wszystkim należy zauważyć, że po ponad 30 latach funkcjonowania w warunkach gospodarki wolnorynkowej, w tym również na rynkach zagranicznych, wiele polskich firm siłą rzeczy musiało już dostosować się do prosperowania w wymagających uwarunkowaniach, co w pozytywny sposób przełożyło się na sposób ich zorganizowania. Uśredniając, sądzę, że owa rezerwa efektywnościowa może wynosić około 20%, a zatem wcale nie ma aż tak wiele do poprawy.

Zdarzają się jednak przypadki, w których owa rezerwa jest większa, a jej uwolnienie pozwala firmie nabrać zupełnie inne tempo rozwoju. Przykładowo, dzieje się tak wówczas, gdy wysoko wykwalifikowana kadra menedżerska jest zmuszona poświęcać dużo czasu na zbieranie danych, ich ujednolicanie czy „sklejanie”, podczas gdy tego typu procesy mogłyby być wykonywane w sposób zautomatyzowany. Poprzez ucyfrowienie pewnych procesów osoby te zyskują większą przestrzeń do myślenia o szansach, wyzwaniach, rywalizacji z konkurencją, strategii ekspansji zagranicznej czy nowej ofercie. W tym miejscu zwróciłbym też uwagę na to, jak cennym, wręcz unikalnym zasobem jest dziś nie tylko czas, ale i nieprzerywana ciągłymi telefonami czy spotkaniami uwaga. Nieraz poświęcenie przez osoby o najwyższych kompetencjach 4 czy 8 godzin na namysł strategiczny może przynieść firmie ogromny skok rozwojowy.

Niezwykle cennym, wręcz unikalnym zasobem jest dziś nie tylko czas, ale i nieprzerywana ciągłymi telefonami czy spotkaniami uwaga. Nieraz poświęcenie przez osoby o najwyższych kompetencjach 4 czy 8 godzin na namysł strategiczny może przynieść firmie ogromny skok rozwojowy.

Firmy generują dziś coraz większe ilości danych, z których coraz większa część ma charakter cyfrowy – nie stanowi to zaskoczenia, gdyż takie są współczesne realia biznesowo­‑technologiczne. Na ile Pana zdaniem nasza gospodarka jest dziś ucyfrowiona – czy jesteśmy na początku drogi, czy też może osiągnęliśmy już pewien stopień zaawansowania?

Niewątpliwie jesteśmy już na tej drodze, natomiast w zależności od branży – na innym jej kilometrze. Przykładowo, system płatności mobilnych Blik jest dziś liderem w skali całej Europy, o ile nie świata. Nasze firmy są bardzo daleko również, jeśli chodzi o różnego rodzaju usługi finansowo­‑cyfrowe. Zawdzięczamy to w dużej mierze swoistej rencie zapóźnienia w obszarze cyfryzacji – trend ten dotarł do nas później niż np. w krajach zachodnich, co pozwoliło nam na wykorzystanie ich doświadczeń, uniknięcie wielu błędów i „wskoczenie” z miejsca na wyższy poziom rozwoju. Pozytywnie oceniam także poziom ucyfrowienia polskiej administracji państwowej.

Na drugim biegunie znajduje się natomiast wiele polskich firm przemysłowych. Ich zapóźnienie cyfrowe wynika w znacznej mierze ze specyfiki II sektora w Polsce, a konkretniej z tego, że naszą mocną stroną przez lata była wyspecjalizowana, lecz krótkoseryjna produkcja. Stąd też nasze przedsiębiorstwa z tej branży są bardziej jednorazowymi montowniami niż manufakturami wytwarzającymi dziesiątki tysięcy identycznych produktów. Niski poziom powtarzalności poskutkował natomiast węższym polem do przeprowadzania automatyzacji.

Zapóźnienie cyfrowe polskich firm produkcyjnych wynika z tego, że mocną stroną naszego przemysłu była przez lata wyspecjalizowana, lecz krótkoseryjna produkcja. Stąd też przedsiębiorstwa z tej branży są bardziej jednorazowymi montowniami niż manufakturami wytwarzającymi dziesiątki tysięcy identycznych produktów. Nie sprzyjało to wprowadzaniu szeroko zakrojonych procesów automatyzacyjnych.

Czy ten obraz nadal jest aktualny?

Dzięki wchodzącej robotyzacji czy coraz liczniejszej grupie polskich oddziałów zagranicznych linii produkcyjnych, w wielu miejscach zaczynamy nadrabiać nasze zaległości. Zauważam też, że polscy przedsiębiorcy coraz częściej starają się przekuwać jednorazowe projekty na powtarzalne procesy i aktywnie poszukiwać kontraktów na seryjną produkcję.

Natomiast tym, czego niektórym z nas, włącznie ze mną, jeszcze brakuje, to świadome zarządzanie całościowym cyklem życia produktu i doświadczenie w zarządzaniu procesami. Mam tu na myśli m.in. badanie aktualnych szans rynkowych, znajdowanie miejsc na rynku z opracowanymi produktami, dostosowywanie ich do potrzeb konkretnych sektorów i uregulowywanie ich (np. prawnie, finansowo) w taki sposób, by można było je sprzedawać nie tylko w Polsce, ale i zagranicą.

Czy w perspektywie kilku⁠–⁠kilkunastu najbliższych lat wyobraża Pan sobie przedsiębiorstwa, które nie będą obecne w świecie cyfrowym?

W tym momencie znajdziemy w Polsce sporo takich firm, jednak z każdym rokiem jest ich coraz mniej. Wydaje mi się, że filozofia zrównoważonego rozwoju, jaką promuje dziś mocno Unia Europejska, wymusi cyfryzację nawet na przedsiębiorstwach, które w tej chwili nie widzą potrzeby przechodzenia przez ten proces. W horyzoncie nadchodzących lat może być on niezbędny, aby spełniać regulacyjne standardy czy nawet – aby w ogóle móc wprowadzać swoje produkty i usługi na rynek.

Jestem jednak przekonany, że polskie firmy sobie poradzą. Przedsiębiorstwa, które są liderami cyfrowej transformacji, będą stanowiły inspiracje dla pozostałych. Druga rzecz, że jeśli chodzi o ogólny poziom cyfryzacji naszego biznesu – naprawdę nie mamy się czego wstydzić. Nie jesteśmy może najbardziej ucyfrowioną gospodarką na świecie, ale na pewno nie znajdujemy się też w europejskim ogonie.

Czy uważa Pan, że polskie firmy mogą stać się beneficjentami postępującej cyfryzacji gospodarki, czy też raczej stanowi to dla nich zagrożenie? Jeszcze nie tak dawno temu, zanim powstał Facebook czy wielkie wirtualne platformy handlowe, dość powszechne było przekonanie, że oferujący niskie bariery wejścia internet może przyczynić się „demokratyzacji” biznesu. Tymczasem dziś wydaje się, że cyfrowy świat zmierza raczej w kierunku monopolizacji czy oligopolizacji – czy nie przyblokuje to ścieżek rozwojowych naszych przedsiębiorstw?

Jestem zwolennikiem patrzenia na problemy przez pryzmat różnych grup potrzeb czy odbiorców. Spójrzmy na produkty, co do których oczekujemy, że będą powszechne i dostępne dla każdego. Aby było to możliwe, będą one musiały być tanie. Żeby były tanie, będą musiały zostać wyprodukowane w sposób masowy, przy wykorzystaniu efektu skali. W kontekście tego typu dóbr, oligopol wydaje się być bardzo dobrym modelem. Osobiście widzę w nim dużą wartość w odniesieniu do wielu sektorów, które mają świadczyć usługi bądź wytwarzać produkty w sposób bardzo szeroki, powszechny, ujednolicony. Czy jest bowiem sens, by produkować tysiąc rodzajów cegieł? Moim zdaniem nie – niech będzie pięć ich standardów i kilka czy kilkanaście firm, które je wytwarzają i ze sobą konkurują.

Z drugiej strony, gdy będę budował dom, to będę potrzebował usług fachowców, którzy znają się nie tylko na cegłach, lecz na szerokim spektrum tematów związanych z budownictwem. Zatrudniając ich, będę oczekiwał, że wykorzystają oni swoje kompetencje oraz zakupione na rynku różnego typu materiały, by zrealizować moją potrzebę.

Zmierzam do tego, że w świecie cyfrowym – podobnie, jak w świecie fizycznym – będzie występował podział pomiędzy oligopolem dostarczającym masowe, powszechne, dość tanie, lecz niespersonalizowane produkty i usługi a mniejszymi, bardziej niszowymi, wyspecjalizowanymi w wybranych obszarach przedsiębiorstwami, będącymi w stanie dostosować swoją ofertę do konkretnych potrzeb klienta.

W świecie cyfrowym – podobnie, jak w świecie fizycznym – będzie występował podział pomiędzy oligopolem dostarczającym masowe, powszechne, dość tanie, lecz niespersonalizowane produkty i usługi a mniejszymi, bardziej niszowymi, wyspecjalizowanymi w wybranych obszarach przedsiębiorstwami, będącymi w stanie dostosować swoją ofertę do konkretnych potrzeb klienta.

Domyślam się, że widzi Pan potencjał polskich firm właśnie w zagospodarowywaniu wyspecjalizowanych nisz rynkowych i konkurowaniu, między innymi, swoją elastycznością.

Dokładnie tak, choć dlaczego mielibyśmy wykluczyć powstanie polskiego cyfrowego oligarchy? Świetne do tego predyspozycje ma chociażby wspomniany wcześniej przeze mnie system Blik, który pretenduje do bycia bardzo atrakcyjną usługą rozchwytywaną w skali świata.

Po wejściu Polski do Unii Europejskiej, w 2005 r. mieliśmy do czynienia z szeroką emigracją Polaków do państw Europy Zachodniej. Wśród nich znalazło się także wiele osób wysoko wykwalifikowanych. Czy nie widzi Pan ryzyka, że w warunkach gospodarki cyfrowej możemy doświadczyć kolejnej fazy tzw. drenażu mózgów? Już teraz słyszymy o licznych przykładach polskich specjalistów, którzy pracują zdalnie z Polski dla zachodnich firm, otrzymując wynagrodzenie w euro, funtach czy dolarach, co w wyścigu o talenty stawia polskie przedsiębiorstwa w trudnej sytuacji…

Spójrzmy na to zjawisko z innej strony – dlaczego innowacyjne polskie firmy, pracujące nad nowoczesnymi, inspirującymi usługami i produktami, nie mogłyby zachęcić specjalistów z państw rozwiniętych do zaangażowania się w ich projekty? Motywacją takich osób często nie są wcale pieniądze – oni zdążyli je już zarobić, nie muszą martwić się o przyszłość swoją ani swojej rodziny. Są oni natomiast nieraz żądni wartościowej pracy, zaangażowania się w ciekawą inicjatywę, unikatowy pomysł. Mając to na uwadze, cyfryzacja wyrównuje szanse, zaciera nasz dług kapitałowy względem Zachodu. Znam osobiście Polaka, żyjącego w naszym kraju, który spina międzynarodowy projekt między Nową Zelandią, Kanadą i Etiopią. Takich ludzi jest w Polsce na pewno znacznie więcej i spodziewam się, że będzie ich tylko przybywało, szczególnie że – jak mi się wydaje – mamy jako Polacy dobre predyspozycje do uczestniczenia w międzykulturowych projektach.

Dlaczego innowacyjne polskie firmy, pracujące nad nowoczesnymi, inspirującymi usługami i produktami, nie mogłyby zachęcić specjalistów z państw rozwiniętych do zaangażowania się w ich projekty? Motywacją takich osób często nie są wcale pieniądze – są oni żądni wartościowej pracy, zaangażowania się w ciekawą inicjatywę, unikatowy pomysł.

Jest Pan zatem zdania, że technologia wyrównuje szanse, a nie pogłębia różnice?

Jestem o tym przekonany. Dzięki internetowi dostęp do wiedzy czy rozwiązań pokroju sztucznej inteligencji stał się dość powszechny. Wierzę, że te technologie będą w stanie przyczynić się do wyrównywania różnic, chociażby w obszarze edukacji, na całym świecie. Już teraz powstają systemy bazujące na AI, mające pełnić funkcję pewnego rodzaju korepetytorów dla uczniów. Gdy zostaną dopracowane i rozpowszechnione, będą mogli z nich korzystać wszyscy chętni – zniknie wówczas podział na dzieci, których rodziców stać na prywatne korepetycje, lekcje dodatkowe, a tych, którzy nie mogą sobie na to pozwolić. W dużym stopniu zatarta zostanie też różnica między uczniem z Polski, Niemiec czy Hiszpanii a uczniem z Afryki – wystarczy tylko dostęp do komputera i internetu.

Wracając do tematu rynku pracy – nie obawia się Pan jednak walki o pracownika pomiędzy firmami pokroju Bilandera a wielkimi graczami, takimi jak globalne korporacje? Zakładam, że również i one są w stanie zaoferować ciekawe wyzwania zawodowe…

Mam wrażenie, że korporacje w obecnych realiach coraz bardziej potrzebują specjalistów, którzy w efektywny sposób będą wykonywali w miarę cykliczną pracę – trochę jak w fabryce. Z kolei firmy małe i średnie, których działalność można porównać do rzemiosła, będą przyciągały osoby, które potrzebują nowych, nieszablonowych wyzwań.

Patrząc na przekrój całego społeczeństwa, jestem przekonany, że część osób – głównie tych, które patrzą na pracę jak na źródło zapewnienia środków do życia – będzie decydowała się na pracę dla korporacji, natomiast ci, którzy od pracy oczekują spełnienia, satysfakcji, wypełnienia pewnego rodzaju misji, często będą wybierali angaż w mniejszej, ale znacznie bardziej elastycznej organizacji. Będą tam trafiali ludzie, którzy chcą mieć wpływ na decyzyjność, którzy mają potrzebę kreowania, bycia usłyszanym.

Mam też przeświadczenie, że wybór miejsca pracy nie zawsze będzie wynikał z cech charakteru danej osoby – często będzie decydowała o nim aktualna sytuacja życiowa. I tak też osoby, które w danym momencie będą potrzebowały przede wszystkim pieniędzy, będą szły do korporacji. Po jakimś czasie, gdy już się ustatkują i będą potrzebowały nowych wyzwań, rozejrzą się za pracą w mniejszej firmie. Koniec końców, myślę, że będziemy zmierzali do rynku świadomego pracodawcy i świadomego pracownika – to dobra wiadomość.

Pozostając przy temacie korporacji – miał Pan okazję współpracować z największymi globalnymi graczami, a także poznać osoby, które stoją u ich sterów. Jak różna jest perspektywa patrzenia na biznes przez prezesów małych i średnich firm, a tych, którzy kierują rynkowymi gigantami?

Są to dwie zupełnie różne perspektywy. Na pewno więksi widzą więcej – gdy wejdziemy na wyższą górę, możemy objąć wzrokiem znacznie większe połacie terenu. Widzimy w oddali wodę, której nam brakuje i możemy ocenić, w którym kierunku należy pójść, by się do niej dostać. Ci, którzy są niżej, tak szerokiej perspektywy nie posiadają. Nie oznacza to jednak, że stoją na straconej pozycji względem większych – może przecież zdarzyć się tak, że widząc z góry pewien cel, będziemy chcieli pobiec na skróty, by jak najszybciej do niego dotrzeć, tymczasem po drodze napotkamy wielki kanion, którego wcześniej nie było widać i który nas przystopuje. W tym samym czasie ten mały, błądzący między drzewami, obejdzie w jakiś sposób ten uskok i pierwszy dotrze w upragnione miejsce. Nie ma tu reguły.

Dlatego też głęboko wierzę w synergię między graczami dużymi a tymi mniejszymi – po pierwsze, jedni są drugim zwyczajnie potrzebni. Po drugie, nie wszyscy mają predyspozycje do bycia gigantami i mogą pełnić bardzo użyteczną, istotną rolę w mniejszej skali. Podobnie na odwrót – szkoda byłoby tych, którzy umieją myśleć wielkoskalowo, globalnie, zamykać w niewielkim, lokalnym warsztacie, nie wykorzystując ich potencjału.

Głęboko wierzę w synergię między graczami dużymi a tymi mniejszymi – jedni są drugim po prostu zwyczajnie potrzebni.

Wydaje się, że wielkie korporacje nie tylko zauważają wcześniej pewnego rodzaju trendy, ale też same je nieraz kształtują. Tymczasem nie zawsze mogą być one po myśli mniejszych firm, społeczeństw czy nawet państw. Czy mamy narzędzia do tego, by – w razie potrzeby – móc się przed nimi skutecznie bronić?

Uważam, że tak – najlepszym przykładem jest chęć wykorzystywania przez gigantów danych personalnych obywateli w celu wymyślania nowych produktów i usług, a także udoskonalania algorytmów sztucznej inteligencji. Przez ostatnie 10⁠–⁠15 lat korporacjom się to udawało, przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, gdzie podejście do tego typu danych jest bardziej „luźne” niż na Starym Kontynencie.

Proszę zauważyć, że wystarczyło narzucenie pewnych regulacji na obszarze Unii Europejskiej, by przyblokować na europejskim rynku ten mechanizm. Okazało się, że niekarmienie sztucznej inteligencji nowymi danami ze Wspólnoty wpływa na dezaktualizację, przedawnienie AI, co drastycznie obniża jej użyteczność. To trochę tak, jakbym miał bazować na wynikach giełdowych z zeszłego roku.

Generalnie sekwencja, w której najpierw przedsiębiorca czy innego typu innowator wymyśla pewną rzecz i ją rozwija, a następnie przychodzi regulator, który umieszcza ją w odpowiednich ramach prawnych, jest stara jak świat. To pewnego rodzaju taniec, w którym raz prowadzi jedna strona, a innym razem – druga. Postrzegam tę różnorodność jako pozytywne zjawisko, które sprawia, że nie stoimy w miejscu, lecz rozwijamy się. Wydaje mi się, że warto mieć świadomość tej dynamiki – wówczas przestaniemy się jej bać.

Sekwencja, w której najpierw przedsiębiorca czy innego typu innowator wymyśla pewną rzecz i ją rozwija, a następnie przychodzi regulator, który umieszcza ją w odpowiednich ramach prawnych, jest stara jak świat. To pewnego rodzaju taniec, w którym raz prowadzi jedna strona, a innym razem – druga. To pozytywne zjawisko, które sprawia, że nie stoimy w miejscu, lecz rozwijamy się.

To, że UE udało się za pomocą regulacji zatrzymać niekontrolowany rozwój sztucznej inteligencji należy chyba postrzegać jako dobrą wiadomość – wszak w ostatnich latach z wielu źródeł mogliśmy usłyszeć obawy związane ze „spuszczaniem technologii ze smyczy”, z tym, że niebawem to AI zacznie rządzić nami, a nie na odwrót itp.

Jestem ogromnym przeciwnikiem katastroficznego patrzenia na rozwój technologiczny. To popularne, bo lęk i strach bardzo szybko się roznoszą i bardzo łatwo się sprzedają, z czego niektórzy potrafią czerpać korzyści. W mojej ocenie kreowane przez człowieka narzędzia – czy analogowe, czy cyfrowe – od zawsze służyły jednak temu, by mu pomagać.

Podobnie jest ze sztuczną inteligencją, która potrafi liczyć, sprawdzać, analizować fakty, wyciągać dane, proponować rozwiązania. Tak długo, jak jest ona dla człowieka użyteczna, będzie on z niej korzystał. Gdy jednak przekona się, że przynosi mu ona więcej szkód, to przestanie jej używać albo zwyczajnie odłączy ją od gniazdka i „potwór” zniknie.

Wierzę w to, że AI w rękach osób o odpowiednich kompetencjach i talentach będzie potrafiła wykreować przełomowe odkrycia i pomagać w bardzo wielu dziedzinach życia. Natomiast z jakiegoś powodu to człowiek stworzył młotek, a nie młotek stworzył człowieka. Tak samo – to technologie, nawet te najnowocześniejsze, pełnią służebną rolę względem człowieka, a nie na odwrót. Jeśli jest ryzyko, że będzie inaczej – można ich rozwój przyhamować, tak jak zrobiła to UE, wysyłając algorytmy sztucznej inteligencji na „dietę”.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Między konkurencyjnością a spójnością – jaka rola regionów?

Pobierz PDF

Nowoczesny rozwój gospodarczy jest w swej istocie stałą, strukturalną zmianą społeczną, która cechuje się kilkoma niezmiennymi prawidłami. Po pierwsze, innowacje technologiczne, będące rodzajem przemijającego monopolu na dane dobro lub rozwiązanie, zawsze są formą kreatywnej destrukcji. Tworzące się nowe rozwiązania niszczą dotychczasowe rynki, a wraz z nimi firmy, które nie zaadaptowały się do nowych warunków. Po drugie, innowacje mają swój lokalny wymiar geograficzny. Rodzą się często w skupiskach (clusters) bardzo specyficznych kompetencji, pozwalających zrozumieć ich rynkową i technologiczną specyfikę. Innymi słowy, kwitną one tam, gdzie jest krytyczna masa talentów zdolnych do ich rozwijania i stosowania, co określa się w ekonomii jako oszczędności bliskości (economy of proximity). Po trzecie, tam gdzie następuje taka aglomeracja specyficznych aktywów (talentów, technologii, infrastruktury), następuje też szybkie podniesienie wartości dodanej, a co za tym idzie – akumulacja kapitału i tzw. polaryzacja. Po czwarte, w rozwoju kraju kluczową rolę pełnią, konkurujące globalnie, duże – najlepiej rodzime – organizacje technologiczne, które integrują złożone łańcuchy wartości.

Procesy gospodarcze niemal zawsze mają swój rewers w postaci procesów politycznych, prowadzących albo do ich akceleracji, albo wyhamowania. To pierwsze kończy się konfliktami związanymi z nierównościami dochodowymi, a drugie – tyranią status quo i stagnacją. W pewnym sensie społeczeństwa mogą wybrać, które spory będą osią ich polityki. W praktyce widzimy, że konflikty pierwszego rodzaju coraz silniej organizują politykę w USA, drugiego zaś – coraz bardziej ciążą krajom UE. Z czasów transformacji ustrojowej wiemy, że hamowanie przemian zachodzi nie tylko ze strony tych, którzy są przegranymi zachodzących procesów, ale bardzo często ze strony tych, którzy są etapowymi zwycięzcami (np. oligarchowie lub korporacje) – uzyskali przemijającą przewagę i starają się ją utrzymać jak najdłużej, wykorzystując środki polityczne. Taki układ interesów tworzy zazwyczaj bardzo dobre podstawy dla rozwoju układów patronacko­‑klientelistycznych, prowadząc do powstania koalicji na rzecz zahamowania kreatywnej destrukcji. Nie można przy tym zapominać, że źródła polityki klientelistycznej sięgają w Polsce co najmniej XVII wieku i do dziś nie zanikły.

Z czasów transformacji ustrojowej wiemy, że hamowanie przemian zachodzi nie tylko ze strony tych, którzy są przegranymi dziejących się procesów, ale bardzo często ze strony tych, którzy są etapowymi zwycięzcami. Taki układ interesów tworzy zazwyczaj bardzo dobre podstawy dla rozwoju relacji patronacko­‑klientelistycznych.

Nawigowanie między Scyllą a Charybdą polityki rozwojowej zostało nazwane przez Darona Acemoglu i Jamesa Robinsona „wąskim korytarzem”1. Jak dotąd (po upadku komunizmu) Polsce udawało się całkiem zgrabnie nawigować w jego obrębie. Nie da się ukryć, że przez ostatnie 30 lat Polska odniosła wielki sukces rozwojowy, z którym mierzyć się mogą jedynie takie kraje, jak Irlandia czy Korea Południowa2.

Powyższy (mocno uproszczony) opis procesów gospodarczych jest niezbędnym tłem dla zrozumienia uwarunkowań unijnej polityki regionalnej w Polsce w 2024 r. Świadomie użyłem sformułowania „polityka unijna”, ponieważ mam duże wątpliwości, czy Polska od czasu wejścia do UE posiadała swoją własną, autonomiczną wizję rozwoju regionalnego, oderwaną od unijnego programowania polityki spójności. Jednak kiedy poziom PKB per capita najszybciej rozwijających się polskich regionów przekroczy średnią unijną, zniknie także warunkowość ex ante dużej części polityki rozwojowej Polski. A ewentualne przyjęcie Ukrainy do UE jeszcze bardziej przyśpieszy ten proces.

Ekonomia polityczna tej zmiany nie polega tylko na tym, że 7‑letnie budżety na rozwój przestaną być kształtowane w toku rozmów DG Regio z Ministerstwem Funduszy i Polityki Regionalnej. Przede wszystkim, polski system polityczny – zarówno ten lokalny, jak i krajowy – nie będzie już dysponował środkami publicznymi zewnętrznego pochodzenia, co mocno zaostrzy polityczne spory o redystrybucję krajowych środków publicznych z danin i podatków. Będziemy więc, z jednej strony, bardziej suwerenni w decyzjach inwestycyjnych, ale z drugiej – staniemy przed rzadkim w ostatnich dwóch dekad pytaniem, jak inwestować własne środki we własny rozwój. W tym kontekście, aktualnie toczące się dyskusje wokół CPK, elektrowni atomowych czy innych kosztownych przedsięwzięć celu publicznego stanowią zapowiedź dużo poważniejszych sporów, z którymi przyjdzie nam zmierzyć się za około siedem lat.

Kiedy poziom PKB per capita najszybciej rozwijających się polskich regionów przekroczy średnią unijną, zniknie także warunkowość ex ante dużej części polityki rozwojowej Polski. Z jednej strony będziemy bardziej suwerenni w decyzjach inwestycyjnych, ale z drugiej – staniemy przed nieznanym od dwóch dekad pytaniem, jak inwestować własne środki we własny rozwój.

Dyskusję na ten temat warto zacząć od zastanowienia się nad kształtem dotychczasowej unijnej polityki spójności. Czy faktycznie odniosła ona sukces?3 Trzeba jasno powiedzieć, że unijna polityka rozwojowa opiera się na kilku dogmatach, które mają raczej słabe uzasadnienie w teorii ekonomicznej.

Przede wszystkim, nie istnieją w niej żadne ugruntowane dowody na istotną rolę rozwojową średnich i małych przedsiębiorstw. Oczywiście, „tajemniczy mistrzowie” – jak określił ich Hermann Simon4 – byli przez dekady źródłem ekonomicznych przewag kilku europejskich gospodarek. Niemniej, był to raczej dowód na gospodarcze znaczenie efektów aglomeracji (clustering)5 niż na jakieś przewagi średniej i małej skali. Po drugie, pozostawanie długotrwałym biorcą polityki spójności jest dowodem na brak jej sukcesu i skazywaniem się na układ de facto klientelistyczny, ale w szerszym, niż tylko krajowy, kontekście. Po trzecie wreszcie, niewiele jest dowodów na to, że pomoc publiczna jest w stanie doprowadzić do zbudowania gospodarki opartej na wiedzy – dokładnie rzecz ujmując – na wysoce specyficznych aktywach niematerialnych. Aby uczestniczyć w gospodarce opartej na wiedzy, trzeba albo tę wiedzę już posiadać (np. zdobyć ją dzięki pracy w globalnej korporacji), albo zdobywać ją w praktyce – metodą uczenia się przez działanie (a więc eksperymentalną, tj. startupową). Oznacza to zatem, że tej samej zasadzie powinna podlegać właściwie cała pomoc publiczna udzielana w formie grantów i zamówień publicznych. Innymi słowy, albo uczymy się na błędach i płacimy za nie, co w legalno­‑kontrolnym kontekście oznacza niegospodarność, albo jesteśmy gospodarni, ale premiujemy tych, którzy już wiedzę posiadają.

Aby uczestniczyć w gospodarce opartej na wiedzy, trzeba albo tę wiedzę już posiadać, albo zdobywać ją w praktyce. Tej samej zasadzie powinna podlegać pomoc publiczna udzielana w formie grantów i zamówień publicznych. Albo uczymy się na błędach i płacimy za nie, co w potocznym sensie oznacza niegospodarność, albo jesteśmy gospodarni, ale premiujemy tych, którzy już wiedzę posiadają.

W jaki sposób przygotować się do wygaszenia polityki spójności w formie, jaką znamy od kilku dekad? Przede wszystkim – opierając ją na aktualnych podstawach teorii ekonomicznej. A także dostosowując naszą politykę do dwóch nadrzędnych celów Europejskiego Zielonego Ładu: dematerializacji gospodarki (cyfryzacji) oraz domykania obiegów materiałowych. Innymi słowy – stawiając na rozwój gospodarki cyfrowej oraz niskoemisyjnej gospodarki o obiegu zamkniętym.

W kontekście regionalnym oznacza to, iż zróżnicowanie między regionami będzie istnieć zawsze, a relatywny awans lub spadek powinien być poniekąd wynikiem ich rywalizacji – nie tylko w skali krajowej. Dobrym przykładem skuteczności takiej filozofii jest droga, jaką w ostatnich dekadach przeszedł Rzeszów i Podkarpacie, które skutecznie inwestowały wraz z Doliną Lotniczą oraz największą polską firmą IT. Po drugie, podstawą szybkiego wzrostu jest obecnie akumulacja kompetencji związanych z wytwarzaniem i obrotem różnymi aktywami niematerialnymi – przede wszystkim zaawansowanych technologii. Proces ten w ostatniej dekadzie skutecznie zachodził w takich ośrodkach, jak Kraków, Wrocław czy Trójmiasto za sprawą coraz bardziej wyspecjalizowanych centrów usługowych wielkich korporacji. Bynajmniej nie oznacza to, że powinniśmy przestać promować inwestycje w bazę przemysłową. Wręcz przeciwnie, aby utrzymać konkurencyjność przemysłu, stale rosnąć musi jego nasycenie technologiami cyfrowymi (nazwijmy to symbolicznie „tartakiem 4.0”).

Przygotowania do wygaśnięcia obecnego kształtu polityki spójności powinny opierać na rozwoju gospodarki cyfrowej oraz niskoemisyjnej gospodarki o obiegu zamkniętym, a więc inwestowaniu w specjalistyczny kapitał ludzki, wiedzę i kompetencje.

Po trzecie, oznacza to, iż zwrot z inwestycji w betonową infrastrukturę i aktywa trwałe będzie relatywnie maleć na rzecz inwestycji w kapitał ludzki, wiedzę i dane – z tym zastrzeżeniem, że o ostatecznym ich powodzeniu będzie decydować stopień wzajemnej komplementarności. Innymi słowy, inwestując intensywnie w technologie, musimy tak samo inwestować w dane czy kompetencje oraz specyficzną infrastrukturę. Inaczej nie ma to ekonomicznego sensu. W kontekście regionalnym oznacza to, że ośrodki posiadające głębokie zaplecze akademickie i badawcze będą absorbować zagraniczne inwestycje o znaczeniu globalnym, a te, które takowego nie posiadają – o znaczeniu jedynie regionalnym. Dla tych, których nie stać na dużą skalę, drogą jest oczywiście inteligentna specjalizacja (bardzo dobrym przykładem jest firma Ekoenergetyka i jej współpraca z Uniwersytetem Zielonogórskim).

Skąd wziąć pieniądze na zasypanie dziury po znikających funduszach unijnych? Odpowiedź nieco brutalna, ale jednocześnie prawdziwa, brzmi – z naszych wspólnych podatków oraz prywatnych oszczędności (niekoniecznie krajowych). Oznacza to, że czeka nas bardzo bolesna dyskusja na temat dystrybuowania budżetu krajowego. W kontekście polityki regionalnej oznacza to, że premię redystrybucyjną powinny otrzymywać ośrodki, które inwestują zgodnie z podaną powyżej logiką – w wiedzę, dematerializację i zieloną transformację. Również przedsiębiorstwa powinny być objęte ulgami podatkowymi na szeroko rozumiane inwestycje w wiedzę (tym większymi, im mniej atrakcyjny jest to region) – w szczególności na fundowanie stanowisk akademickich i grantów badawczych, które pomogą naukowcom oderwać się od zinstytucjonalizowanej nauki. W kontekście czysto finansowym, radykalnemu ograniczeniu ulegać powinny instrumenty pomocowe oparte o pomoc bezzwrotną (dotacje i granty) oraz instrumenty, których realizacja odbywa się bez udziału kapitału prywatnego.

W niedalekiej przyszłości czeka nas bardzo bolesna dyskusja na temat dystrybuowania budżetu krajowego. Premię redystrybucyjną powinny otrzymywać ośrodki, które inwestują w wiedzę, dematerializację i zieloną transformację. Natomiast radykalnemu ograniczeniu ulegać powinny instrumenty pomocowe oparte o pomoc bezzwrotną (dotacje i granty) oraz instrumenty, których realizacja odbywa się bez udziału kapitału prywatnego.

Jaką rolę w polityce rozwojowej powinny pełnić regiony i jaki powinien być rodzaj interwencji z tym związanych? Przede wszystkim, regiony powinny stać się faktycznymi właścicielami uczelni wyższych. Pozwoli to wówczas poszerzyć ich misję i funkcje, nadając im rolę wielowymiarowych narzędzi, tworzących nie tylko spójny z niższymi szczeblami system formacji kwalifikacji, dostosowany do lokalnych priorytetów rozwojowych, ale również faktyczne ośrodki inkubacji i akceleracji nowych przedsięwzięć gospodarczych (nie tylko prywatnych) i kompetencyjnych. Musi być to uzupełnione o budowę parków technologicznych i zaangażowanie prywatnych funduszy venture capital, które powinny otrzymać zastrzyk kapitału z PFR Ventures. Takie sprzęgnięcie musi być oczywiście objęte kompleksową i spójną stymulacją w formie ulg podatkowych. Ponadto państwo w ścisłej współpracy z regionami powinno fundować nowe instytuty w ramach Sieci Badawczej Łukasiewicz – tak jak się to dzieje w przypadku niemieckiego Fraunhofer‑Geselschaft6.

Drugim filarem rozwojowej funkcji regionów powinna być szeroko rozumiana funkcja komunikacyjna. Mam tu na myśli z jednej strony przywrócenie lub doprowadzenie linii kolejowych do każdego miasta powiatowego w Polsce i puszczenie po nich regionalnego transportu szynowego. Bez tego nie tylko nie da się szybko zredukować emisji z sektora transportowego, ale przede wszystkim opanować rosnących kosztów życia w metropoliach (i presji na ich rozlewanie się). Z drugiej strony, regiony powinny też wziąć na siebie rolę pośredniego ogniwa cyfrowej infrastruktury państwa – zapewniając zarówno centra obliczeniowe (np. współdzielone z uczelniami), jak i przede wszystkim tzw. zarządzane usługi cyberbezpieczeństwa dla gmin i powiatów.

Trzecim filarem rozwojowej roli regionów powinno być aktywne zaangażowanie się w zieloną transformację, a w szczególności substytucję paliwową. Z jednej strony, wymaga to regionalizacji polityki odpadowej (która w skali gmin ma z duże koszty i zbyt małą specjalizację), z drugiej zaś – konieczne jest sprzęgnięcie jej z polityką energetyczną – poprzez budowanie spalarni, klastrów energetycznych i regionalnych obszarów samobilansujących się, dolin paliw alternatywnych (np. wodorowych) czy lokalnych systemów ciepłowniczych w partnerstwie z firmami przemysłowymi. Transformacja ta jest tak wielowymiarowa, że wymaga głębokiego zaplecza kompetencyjnego oraz wyspecjalizowanych regionalnych agencji, w których pracować muszą osoby o profilu menedżersko­‑eksperckim, sprawnie łączące logikę celów publicznych i współpracy z biznesem, co oznacza w praktyce szeroko rozumiane partnerstwa publiczno­‑prywatne.

Należy podkreślić, że dla powodzenia zaawansowanej aktywności inwestycyjnej, konieczna jest zdolność pokonywania tzw. coordination failures. Kluczem do powodzenia nowej polityki regionalnej będzie więc przede wszystkim zdolność do wielopoziomowej współpracy instytucji publicznych, organizacji not‑for‑profit i firm. A zatem pojawienie się nowej klasy menedżerów publicznych, którzy umieją budować praktyczne zaufanie.

Udział regionów w polityce rozwojowej Polski powinien opierać się na trzech filarach: wiedzy, komunikacji (transport, cyfryzacja) oraz zielonej transformacji. Kluczem do powodzenia nowej polityki regionalnej będzie również zdolność do wielopoziomowej współpracy instytucji publicznych i organizacji prywatnych.

1 D. Acemoglu, J.A. Robinson, Wąski korytarz. Państwa, społeczeństwa i losy wolności, tłum. F. Filipowski.

2 Oczywiście z zastrzeżeniem, że są one bardziej zaawansowane rozwojowo od Polski. Korzystały także ze specyficznych rent geopolitycznych, a także bardzo znaczącego – przynajmniej okresowo – wsparcia gospodarczo-politycznego z zewnątrz. W przypadku Irlandii były to inwestycje amerykańskich firm farmaceutycznych, elektronicznych oraz IT. W przypadku Korei – stałe wsparcie finansowe i militarne, gwarantujące bezpieczeństwo.

3 Trudno jednoznacznie ocenić skuteczność unijnej polityki spójności. Niemniej warto zauważyć, że 20 lat po artykulacji strategii lizbońskiej średnie unijne PKB per capita spadło relatywnie do poziomu połowy PKB per capita w USA. Być może nie stało się to przez przypadek. Podobna różnica między UE a USA ma miejsce w nakładach na aktywa niematerialne, takie jak skomputeryzowana informacja, własność intelektualna i specjalistyczne kompetencje ekonomiczne.

4 H. Simon, M. Dietl, Tajemniczy Mistrzowie XXI wieku. Strategie sukcesu nieznanych liderów na światowych rynkach.

5 Por. M.E. Porter, Competitive Advantage of Nations.

6 Dobrą ilustracją skuteczności takiej współpracy jest Drezno, które mimo lokalizacji w dawnym NRD, stało się jednym głównych centrów rozwoju półprzewodników w Niemczech.

Skip to content