Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Wizja rozwoju rolnictwa w Polsce

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Zmiany w strukturze polskiego rolnictwa dla jednych postępują powoli, dla innych zbyt szybko. Czy za 10-20 lat polskie rolnictwo będzie podobne do niemieckiego czy duńskiego?

W moim przekonaniu zamiany w polskim rolnictwie zachodzą wolno. Mogłyby i powinny postępować szybciej. W zmianach struktury kluczową rolę odgrywają obecne zasady sprzedaży ziemi z zasobów skarbu państwa dotychczasowym dzierżawcom lub rolnikom na powiększenie bądź utworzenie nowego gospodarstwa. Obowiązująca ustawa o kształtowaniu ustroju rolnego określa wielkość gospodarstwa rodzinnego na 300 hektarów niezależnie od regionu. Dzierżawcy mogą z własności skarbu państwa kupić jednorazowo 500 ha. Mamy więc gospodarstwa rodzinne, ale są też gospodarstwa o powierzchni tysiąca lub nawet kilku tysięcy hektarów. Jest wreszcie trzeci model, czyli wspomniana dzierżawa ziemi należącej do skarbu państwa. Czasami są to ogromne gospodarstwa liczące 2-3 tys. ha, ale zgodnie z obowiązującymi przepisami dzierżawca, który chciałby wykupić tę ziemię, mógłby kupić tylko 500 hektarów. Wspomnę tylko, że ostatnia umowa dzierżawy wygasa w 2029 roku i nie bardzo wiadomo, co dalej. Pozycja dzierżawców jest bardzo silna i skarb państwa bez dużych odszkodowań nie może zerwać takiej umowy. To poważne ograniczenia w zmianach własności rolnej i niestety nie spodziewam się w tej kwestii dużych zmian. To jest bardzo poważny hamulec w tej najważniejszej części gospodarstw, które produkują na rynek. A przecież właśnie one stanowią o sile polskiego rolnictwa i jego konkurencyjności. Może jeszcze jedna ciekawostka: te największe, dzierżawione gospodarstwa nie mają dostępu do wielu programów unijnych. Małych gospodarstw, takich do 10 hektarów, jest 80% i do nich są adresowane różne formy dopłat i programy unijne.

W najbliższych latach liczba dużych gospodarstw oraz ich powierzchnia będą się powiększać. Mniejsze gospodarstwa mogą się spodziewać kłopotów na rynku. W rolnictwie będzie coraz większa konkurencja: nie tylko innych krajów europejskich, ale także Azji czy Ameryki.

Zatem nie zapowiadają się szybkie i poważne przekształcenia na polskiej wsi?

W najbliższych latach liczba dużych gospodarstw oraz ich powierzchnia będzie się zwiększać. Mniejsze gospodarstwa mogą się spodziewać kłopotów na rynku. W rolnictwie będzie coraz większa konkurencja: nie tylko innych krajów europejskich, ale także Azji czy Ameryki Południowej i Północnej, gdyż Stany Zjednoczone mocno subsydiują swoich farmerów. Nasze duże gospodarstwa są konkurencyjne. Oczywiście mogłoby być lepiej, ale do tego konieczne są zmiany w prawie umożliwiające powstawanie nowych. Nie możemy też zapominać, że politycy kilku krajów Unii Europejskiej, między innymi Wielkiej Brytanii, nawołują do zmian w finansowaniu dopłat bezpośrednich. Dla bogatszych państw może wygodniejsze jest wypłacanie tych subwencji z krajowych budżetów. Dla rolników w takich krajach Unii jak Polska byłoby to bardzo niekorzystnie.

Od chwili wejścia Polski do UE wszystkie gospodarstwa otrzymują dopłaty bezpośrednie do każdego hektara gruntów. Ten mechanizm spowodował niemal całkowite zatrzymanie obrotu ziemią rolną.

W dyskusji o polskim rolnictwie niekiedy pojawia się termin „renta zapóźnienia”. Czy są jakieś korzyści płynące z obecnej struktury, z dużej liczby małych gospodarstw czy wreszcie z dużej liczby mieszkańców wsi?

Od chwili wejścia Polski do Unii Europejskiej wszystkie gospodarstwa otrzymują dopłaty bezpośrednie do każdego hektara gruntów. Ten mechanizm spowodował niemal całkowite zatrzymanie obrotu ziemią rolnąii.

Programy rozwoju obszarów wiejskich muszą być skierowane nie tylko do małych gospodarstw, lecz powinny uwzględniać także zbudowanie infrastruktury, która będzie służyła wszystkim.

Dopłaty unijne utrzymują obecną liczbę i wielkość gospodarstw w Polsce?

Tak. Struktura polskich gospodarstw została w ten sposób zakonserwowana. Szczególnie te małe nie zmieniają właścicieli, nie są na przykład kupowane przez większych sąsiadów. Z jednej strony daje to zabezpieczenie socjalne biedniejszym rolnikom, ale z drugiej nie jest to dobre rozwiązanie dla rozwoju produkcji rolnej. „Renta zapóźnienia” jest dziś w pewnym sensie korzystna. Natomiast w dłuższej perspektywie muszą nastąpić zmiany. Większość właścicieli małych gospodarstw przejdzie do usług. Dlatego programy rozwoju obszarów wiejskich muszą być skierowane nie tylko do małych gospodarstw, lecz powinny także uwzględniać zbudowanie infrastruktury, która będzie służyła wszystkimiii.

„Renta zapóźnienia” dotyczy jednak bardziej potencjału polskiego rolnictwa, który przez niektórych oceniany jest bardzo wysoko, szczególnie w odniesieniu do rolnictwa krajów tzw. starej Unii Europejskiej. Tylko czy ten potencjał wynika z mniejszej wydajności z hektara, mniejszego zużycia nawozów sztucznych i środków ochrony roślin, mniejszej mechanizacji?

Oczywiście, małe gospodarstwa są w gorszym położeniu, gdyż są mniej zmechanizowane, stosują gorsze technologie. Jednak nie możemy zapominać o tym, co się działo od chwili wejścia Polski do Unii Europejskiej. Na 120 miliardów złotych zainwestowanych w naszą gospodarkę około 70 miliardów zostało skierowanych na obszary wiejskie. Te zmiany są widoczne, i to nie tylko w postaci wyremontowanych dróg, chodników czy doprowadzonej kanalizacji. Na polach pracują nowe ciągniki, kombajny, agregaty. Hodowle bydła i trzody rozwijają się z wykorzystaniem najnowszych rozwiązań. Według przeprowadzonych badań 80% pieniędzy z dopłat rolnicy kierują na modernizację. Natomiast dla najmniejszych gospodarstw musimy przygotować dodatkową ofertę. Gospodarstwo rolne jest oczywiście przedsiębiorstwem i ekonomia ma duże znaczenie. Nie zapominajmy jednak, że rolnictwo pełni również rolę przechowalnika tradycji, kultury. To otwiera nowe możliwości, gdyż gospodarstwa podejmują działalność produkcyjną. Naszym atutem są produkty tradycyjne i regionalne. Atutem może być też rolnictwo ekologiczne, zwłaszcza w gospodarstwach do 10 hektarów. Bardzo dużo zależy od zachowania gospodarzy, od tego, jak będą wykorzystywać istniejące możliwości: unijne dopłaty, nowe rozwiązania prawne w kraju.

Może należy szukać też innych rozwiązań, gdyż trudno sobie wyobrazić ponad milion gospodarstw zajmujących się uprawami ekologicznymi lub produkcją tradycyjnych specjałów.

Rzeczywiście, milion dwieście tysięcy gospodarstw nie będzie się zajmowało żywnością ekologiczną lub produktami tradycyjnymi. Jest miejsce dla małych oraz dużych gospodarstw, ale trzeba się zastanowić, jakie powinny być między nimi proporcje i jakie mają obowiązywać w obu przypadkach zasady. Spodziewam się, że w ciągu najbliższych 10-20 lat rynek uporządkuje strukturę, ale należy się do tego przygotować. Wiele zależy od tego, jak sami rolnicy widzą swoją przyszłość, czy na przykład będą chcieli sprzedawać swoje grunty pod inwestycje. Szczególnie duże możliwości istnieją tu na obszarach podmiejskich. Natomiast na takich terenach jak Kaszuby coraz poważniejszym źródłem dochodów małych gospodarstw będzie agroturystyka.

Rząd ma możliwości kierowania procesami przemian na wsi. Przekazanie samorządom regionalnym rolniczego doradztwa jest mniej niż kosmetyką. Może dodatkowe zachęty do tworzenia grup producenckich, wchodzenia w przetwórstwo rolno-spożywcze powinny bardziej zaprzątać głowy ministrów?

Przekazanie marszałkom doradztwa rolniczego jest początkiem zmian. Zastanawiamy się w naszym resorcie nad stworzeniem państwowej służby doradczej. Byliby to urzędnicy odpowiedzialni za wdrażanie i kontrolowanie wspólnej polityki rolnej Unii Europejskiej.

Nie będzie to powielanie istniejącego doradztwa?

Będzie to coś na wzór Inspekcji Weterynaryjnej. Mamy koło 2,5 tysiąca inspektorów pilnujących przestrzegania polityki państwa i kilkanaście tysięcy lekarzy prowadzących prywatną praktykę weterynaryjną. W przypadku doradztwa zyska na tym państwo, ale też rolnicy – dzięki bogatszej ofercie doradców działających na zasadach komercyjnych. Natomiast grupy producenckie rozwijają się coraz lepiej, rośnie ich liczba. Od 2007 r. jest ich dwa razy więcej.

A stało się to dzięki niewielkiej poprawce w ustawie zmieniającej zasady opodatkowania.

Oczywiście, i pójdziemy tym tropem, zmieniając prawo na korzyść grup producenckich, tak żeby łatwiej można je było tworzyć i rozwijać. Kolejna propozycja, nad którą w tej chwili pracujemy, to pomysł promocji polskiej wsi w polskich miastach. Na miejskich targowiskach i bazarach będą prezentowane wyroby rolnicze. Wszystko po to, żeby skrócić i uprościć drogę od producenta żywności do konsumenta. Myślimy o wejściu z taką promocją do 101 największych miast. To działanie, jak i kilka innych, doprowadzi do wyeliminowania pośredników z korzyścią dla producentów oraz konsumentów żywności.

Polskie rolnictwo, polskie przetwórstwo nie dopracowało się jeszcze odpowiednika szynki parmeńskiej lub któregoś z francuskich serów znanych na całym świecie. To nie tylko brak rozpoznawalnych polskich marek, ale także nastawienie wyłącznie na surowiec.

Rzeczywiście, to jest olbrzymi obszar do zagospodarowania. Do tej pory mamy tylko dziewięć produktów zarejestrowanych w Brukseli jako produkty regionalne. Za chwilę prawdopodobnie zostanie zarejestrowana Truskawka Kaszubska. W całej Unii jest 600 takich produktów, w Niemczech 120, we Francji 130, we Włoszech 80. Stawiamy pierwsze kroki, musimy się nauczyć czerpać z naszego dziedzictwa kulinarnego i umiejętnie je sprzedawać.

Bez dużej i sprawnej promocji nie będzie to możliwe.

Dlatego przygotowaliśmy ustawę o funduszach promocji. Siedem podstawowych branż – mleko, białe i czerwone mięso, warzywa, owoce, zboża i ryby – ma się złożyć na finansowanie promocji swoich produktów. Jestem pewien, że w krótkim czasie poznamy ciekawe propozycje, które zagoszczą najpierw na naszych, a później na europejskich stołach.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Prawo budowlane – kierunki zmian

Prawo jest podstawowym systemem regulacji zachowań człowieka w społeczeństwie. Tworzy ramy, w zakresie których wolno się poruszać. Wyznacza granice, których przekroczenie jest sankcjonowane. Korzyści płynące z takiego układu rzeczy są oczywiste – istnieje ład umożliwiający koegzystencję wielu jednostek, niwelujący obszary potencjalnego sporu, a także – przynajmniej z założenia – ułatwiający życie. Prawo, by mogło prawidłowo pełnić swoje funkcje, powinno odpowiadać oczekiwaniom społecznym, odzwierciedlać faktyczny stan stosunków społecznych i gospodarczych, czynić zadość zachodzącym wraz z biegiem czasu i następującym postępem zmianom. Czyli powinno ewoluować. W innym bowiem przypadku zamiast pomagać – przeszkadza. Istnieją pewne newralgiczne sfery życia, z reguły związane z zaspokajaniem podstawowych potrzeb człowieka, przy których dobre prawo – a więc także aktualne i adekwatne – jest szczególnie istotne. Taką sferą z pewnością jest budownictwo i mieszkalnictwo. Znajdują się one w zakresie żywotnych interesów każdego, dotyczą przedmiotów o dużej wartości ekonomicznej. Nie może więc dziwić, że zainteresowanie praktycznymi konsekwencjami obowiązywania prawa budowlanego oraz propozycjami jego zmiany jest duże.

 

Proces inwestycyjny dziś
Proces inwestycyjny w Polsce jest złożony i sekwencyjny. Spełnienie określonych wymogów warunkuje dopuszczalność sprawy do kolejnych etapów postępowania. W skrócie, nie zagłębiając się w szczegóły materii prawnej, tak wygląda kolej rzeczy: uzyskanie decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowaniu terenu (chyba że przygotowano dla terenu miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego); opracowanie i uzgodnienie projektu budowlanego; wystąpienie do właściwego organu administracji architektoniczno-budowlanej o zatwierdzenie projektu; uzyskanie pozwolenia na budowę (kulminacyjny punkt procesu inwestycyjnego); zawiadomienie o rozpoczęciu i rozpoczęcie robót budowlanych. Centralną instytucją prawa budowlanego jest pozwolenie na budowę (warunkuje ono możliwość rozpoczęcia robót budowlanych). Nie zawsze jest ono potrzebne – ustawa w drodze wyjątku przewiduje możliwość jedynie zgłoszenia robót budowlanych – jednak ze względu na kategorię obiektów budowlanych, których dotyczy, jest podstawą.

Największym novum jest zamiar rezygnacji z pozwolenia na budowę.

Proponowane zmiany
Prace nad zmianami w prawie budowlanym trwają. Obecnie rozpatrywanych jest kilka projektów ustaw nowelizacyjnych pochodzących przede wszystkim z Komisji Nadzwyczajnej „Przyjazne Państwo”. Największy objętościowo i zarazem najdalej idący (zmierza do modyfikacji przeszło 30 ustaw) jest projekt z 20 maja 2008 roku (druk nr 1048). Przeszedł on już etap prac sejmowych i senackich, a następnie został skierowany do prezydenta, który przekazał go do Trybunału Konstytucyjnego. Stanowisko trybunału nie jest jeszcze znane. Projekt ten definitywnie reorganizuje przebieg realizacji inwestycji budowlanych. Największym novum jest zamiar rezygnacji z pozwolenia na budowę. W myśl tej koncepcji zastąpione ono zostanie zgłoszeniem robót budowlanych do rejestru (a obiekty budowlane dotychczas wykonywane na podstawie zgłoszenia nie będą wymagały nawet rejestracji). Zgłoszenie będzie podlegać rejestracji, która powinna nastąpić w terminie 30 dni od jego doręczenia. Brak rejestracji w tym terminie będzie sankcjonowany: odpowiedzialny za „milczenie administracji” urzędnik podlegać będzie karze grzywny. Po skutecznej rejestracji zgłoszenie nabierze mocy prawnej.

Projekt likwidacji pozwoleń na budowę jest przez wielu odbierany jako rozwiązanie idące za daleko, tworzące zagrożenia dla interesu publicznego oraz komplikacje w układzie urbanistycznym.

Zmiany budzą kontrowersje
Ta zmiana, jakże istotna, budzi kontrowersje w środowiskach prawniczych. Dla wielu rozwiązanie to zdaje się iść za daleko. Podnoszone zarzuty stanowią, że likwidacja kontroli nad działaniami inwestorów może spowodować zagrożenia dla interesu publicznego oraz komplikacje w układzie urbanistycznym. Wątpliwości powstają także wokół tzw. zgody urbanistycznej. Projekt poza definicją – „należy przez to rozumieć ustalenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego albo decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowaniu terenu albo innej decyzji, jeżeli na podstawie przepisów odrębnych stanowi podstawę do wykonania projektu budowlanego i dokonania zgłoszenia zamiaru wykonania robót budowlanych” – nie rozstrzyga o szczegółach tej instytucji. Nie wiadomo, jaki organ będzie właściwy do jej wydawania ani w jakim trybie będzie to następowało, a konsekwencje jej naruszenia są daleko idące – w przypadku „naruszenia ustaleń zgody urbanistycznej, organ w decyzji nakazuje rozbiórkę obiektu lub, w celu doprowadzenia do zgodności ze zgodą urbanistyczną, jego części”. W celu przyspieszenia procesu inwestycyjnego ustawodawca zamierza wprowadzić karę grzywny w wysokości 1000 zł za każdy dzień zwłoki w zarejestrowaniu zgłoszenia robót budowlanych. W takim przypadku naruszenie przez organ ustawowego terminu oznaczać będzie straty leżące po jego stronie. Wówczas proces legislacyjny dobiega końca.

To, że obecny stan prawny nie jest doskonały, jest powszechnie wiadome. Realizacja procesu inwestycyjnego jest długotrwała i w pełni uzależniona od organów administracji. Sam zamysł rewizji prawa budowlanego jest więc słuszny. Inną kwestią jest ocena propozycji przygotowanych przez komisję parlamentarną. Czy obrany kierunek jest właściwy? Czy znaczna liberalizacja przepisów przyniesie pożądany rezultat? Czas pokaże.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Społeczeństwo – nieodłączny aspekt budownictwa

Od początku istnienia gatunku ludzkiego znaczna część działalności człowieka wiązała się z przekształcaniem otoczenia. Z biegiem czasu oddziaływanie to zyskiwało na intensywności i odbywało się w coraz większej skali. Wydaje się, że dzisiaj budownictwo można uznać za tę sferę ludzkiej działalności, która ma fundamentalny wpływ na otaczającą nas przestrzeń. Co więcej, często inwestycje budowlane determinują życiowe wybory, i to zarówno te codzienne, jak i te podejmowane w dłuższej perspektywie czasowej. Wpływają one chociażby na to, gdzie mieszkamy (bądź zamierzamy zamieszkać), jak spędzamy czas wolny, jak długo i czym dojeżdżamy do pracy lub szkoły. W ujęciu bardziej ogólnym – wpływają na styl i jakość naszego życia.

Odwracając zwrot wektora wzajemnej influencji, zauważamy, że ze strony społeczeństwa płyną sygnały świadczące o wpływie bądź chęci jego wywierania na charakter przedsięwzięć podejmowanych w szeroko pojętym budownictwie. Czasami będzie miał charakter świadomy, aktywny, można powiedzieć obywatelski, w innym wypadku nieuświadomiony bądź nie do końca świadomy – jak choćby zmiany, będące pokłosiem przeobrażeń stylów życia.

O ile mieszkańcy przestrzeni ogrodzonej zazwyczaj dobrze oceniają relacje z osobami zamieszkującymi osiedla o tradycyjnej zabudowie, o tyle ci drudzy żywią do sąsiadów z osiedli zamkniętych pewną niechęć. Tworzą się antagonizmy, nieporozumienia, wzmacnia stereotypizacja, rośnie nieufność.

Jak budownictwo na nas wpływa?

Zastanawiając się nad szerszym niż tylko zaspokajanie potrzeb mieszkaniowych znaczeniem budownictwa, można pokusić się o wskazanie kilku obszarów życia społecznego, które znajdują się w sferze wpływów tego sektora. Za przykład niech posłuży tutaj przypadek osiedli zamkniętych, których w Polsce buduje się dużo. Najczęściej grodzenie i zamykanie takich miejsc podyktowane jest względami bezpieczeństwa – ludzie chcą się grodzić, gdyż boją się kradzieży czy dewastacji ich mienia, a deweloperzy odpowiadają na tę potrzebę. Wszystko wydaje się jak najbardziej w porządku, jednak warto mieć świadomość niektórych skutków takiego działania, które z perspektywy społecznej i w dłuższym okresie można uznać za niepożądane. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez prof. Marię Lewicką z Uniwersytetu Warszawskiego, proces zamykania osiedli prowadzi do powstawania napięć społecznych, szczególnie w miejscach, w których gated communities sąsiadują z osiedlami otwartymi. O ile mieszkańcy przestrzeni ogrodzonej zazwyczaj dobrze oceniają relacje z osobami zamieszkującymi osiedla o tradycyjnej zabudowie, o tyle ci drudzy żywią do sąsiadów z osiedli zamkniętych pewną niechęć. Przypisują im takie cechy jak snobizm, mniejszą otwartość na innych, „nowobogackość”. Tworzą się antagonizmy, nieporozumienia, wzmacnia stereotypizacja, rośnie nieufność. Wiąże się to z faktem, że nowe osiedla często powstają w miejscu będącym wcześniej otwartą i ogólnodostępną przestrzenią, wykorzystywaną przez wszystkich bez ograniczeń. Dodatkowo negatywny wpływ na wzajemne stosunki mogą mieć różnice w statusie materialnym, gdyż mieszkańcy nowych osiedli to często osoby o względnie wysokich dochodach, co może wzbudzać zazdrość i nasilać negatywne oceny ze strony mieszkańców osiedli otwartych.

Warto w tym miejscu zaznaczyć, że istnieją rozwiązania architektoniczne pozwalające zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom, nieobarczone w takim stopniu negatywnymi skutkami społecznymi. Za przykład może tu posłużyć podejście secure by design, w którym oświetlenie, bryła budynku, odpowiednie przeszklenie i ekspozycja terenu powodują, że przestrzeń jest dobrze widoczna, co zniechęca potencjalnych przestępców. Osiedle takie powstało już w Siechnicach pod Wrocławiem. Projektant i deweloper postawili tam na integrację mieszkańców poprzez organizację osiedlowych imprez, tworzenie atmosfery wzajemnego zaufania i zachęcanie do samopomocy.

Ponadto beztroskie stawianie płotów i bram zdecydowanie negatywnie wpływa na budowanie kapitału społecznego – czynnika, który z perspektywy Polski może być kluczowy dla dalszego rozwoju, w tym również – a może przede wszystkim – gospodarczego.

Przedsiębiorcy budowlani przyglądający się społeczeństwu mogą nie tylko przyczynić się do poprawienia kondycji lokalnych wspólnot. Mogą też wykorzystać lekcję płynącą z tych obserwacji, by dostosować swoją ofertę do konkretnej sytuacji społecznej i zmieniających się stylów życia.

Trendy społeczne a budownictwo

Przedsiębiorcy budowlani przyglądający się społeczeństwu mogą nie tylko przyczynić się do poprawienia kondycji lokalnych wspólnot. Mogą również wykorzystać lekcję płynącą z tych obserwacji, by dostosować swoją ofertę do konkretnej sytuacji społecznej i zmieniających się stylów życia. Przykładowo, z badań przeprowadzonych przez Pawła Kubickiego z Uniwersytetu Jagiellońskiego3 wynika, że w największych miastach Polski mamy do czynienia z wyłanianiem się nowej klasy mieszczańskiej. Zdaniem Kubickiego wartości wyznawane przez nowych mieszczan predestynują ich do pozostawania i zamieszkiwania w centrach miast. Ludzie ceniący sobie dostęp do szerokiej oferty kulturalnej, handlowej i towarzyskiej rezygnują z budowania domu jednorodzinnego na przedmieściach na rzecz mniejszego, lecz eleganckiego mieszkania bądź apartamentu w centrum. Dla deweloperów są oni z pewnością ważną grupą docelową.

Można też przewidywać, że wraz ze zwiększającą się świadomością w zakresie ochrony środowiska oraz rozwojem energooszczędnych technologii firmy deweloperskie mogłyby zacząć stawiać na rozwiązania sprzyjające oszczędzaniu wody, energii elektrycznej czy przetwarzaniu odpadów. Oprócz oczywistych korzyści dla lokalnego środowiska naturalnego i zamieszkującej je społeczności takie zabiegi przyniosłyby pożytek przedsiębiorcom budowlanym, pozytywnie wpływając na ich wizerunek oraz dając im innowacyjną przewagę nad konkurencją, co z kolei poprawiłoby rynkową sytuację firmy.

 

Świadomy wpływ na budownictwo

Świadomość zależności występujących między decyzjami planistów, inwestorów czy deweloperów a jakością życia powoduje, że w coraz większym stopniu ludzie chcą uczestniczyć w procesie przekształcania ich najbliższego środowiska. To właśnie na tej „glebie” wyrosły inicjatywy obywatelskie, skupiające działalność wokół problemu przestrzeni publicznej, w tym takie, których oś zainteresowania stanowią nowe inwestycje budowlane. Pozwolę sobie na przywołanie dwóch takich inicjatyw. Pierwsza z nich to Forum Rozwoju Aglomeracji Gdańskiej, będące inicjatywą osób żywo zainteresowanych lokalnymi inwestycjami budowlanymi i planowaniem przestrzennym w obrębie Trójmiasta. Ta grupa urbanistycznych pasjonatów, którzy swoją działalnością pokazują, że „w Gdańsku są osoby popierające rozwój, że są to zwykli mieszkańcy, a nie tylko deweloperzy4”, często bierze udział w konsultacjach społecznych i spotkaniach z przedstawicielami administracji, gdzie dyskutowane są planowane zmiany w architekturze i infrastrukturze miasta.

Drugim obywatelskim projektem jest SISKOM, Stowarzyszenie Integracji Stołecznej Komunikacji. Zrzeszenie, początkowo zajmujące się tematyką autostrad i dróg ekspresowych, z czasem rozszerzyło swoje zainteresowania na inne formy komunikacji (jak choćby kolej, komunikacja miejska czy nawet ścieżki rowerowe), nie tylko w obszarze stołecznej aglomeracji. Co ważne, członkowie stowarzyszenia wywodzą się z różnych środowisk: drogowców, projektantów, inżynierów budownictwa, specjalistów od transportu, prawników, informatyków, ekonomistów, handlowców, pracowników PKP czy LOT. Dodatkowo SISKOM współpracuje z organizacjami ekologicznymi, podzielając ich troskę o przyrodę i jednocześnie wspierając je niezbędną wiedzą z dziedziny drogownictwa. Wzbogaca to wewnętrzną debatę, nadając jej prawdziwie międzyśrodowiskowy charakter i pokazuje, że obywatelski udział w procesie budowania infrastruktury komunikacyjnej kraju może być niestronniczy i w pełni profesjonalny.

Ponadto czasami podejmowane są akcje post factum, które stanowią swoisty komentarz społeczny do istniejących lub powstających rozwiązań przestrzennych. Przykładem takich inicjatyw może być np. organizowany od 2001 r. w Krakowie konkurs „Archi-szopa”, w którym mieszkańcy oraz jury konkursu „nagradzają” najbrzydszą krakowską inwestycję architektoniczną roku. Inną, bardziej spontaniczną akcją był happening zorganizowany w 2008 r. przez szwajcarskiego artystę Sana Kellera. Szwajcar, zdumiony fenomenem warszawskich zamkniętych osiedli, wraz z grupą podobnie myślących warszawiaków postanowił zaprotestować przeciw grodzeniu przestrzeni publicznej miasta, naśladując wycie wilków pod oknami takich właśnie obiektów.

Warto, by decydenci i inwestorzy dostrzegli ekspercki potencjał drzemiący w ludziach interesujących się tematyką przestrzenno- -budowlaną. Uwrażliwienie na kwestie istotne dla każdej ze stron przyniosłoby poczucie sprawstwa w ważnych obszarach społecznych, zwiększyłoby legitymizację realizowanych inwestycji.

Warto dostrzec potencjał mieszkańców

Zjawisko przenikania się sfery ekonomiki przemysłu budowlanego oraz sfery życia społecznego jest procesem o niebagatelnym znaczeniu dla przedsiębiorców, a także dla obywateli i mieszkańców. Wzajemne zrozumienie, dialog, obserwacja z pewnością przynoszą obu stronom wiele pożytku. Warto też, by decydenci i inwestorzy dostrzegli ekspercki potencjał drzemiący w ludziach interesujących się tematyką przestrzenno-budowlaną. Uwrażliwienie na kwestie istotne dla każdej ze stron przyniosłoby poczucie sprawstwa w ważnych obszarach społecznych, zwiększyłoby legitymizację realizowanych inwestycji, a także mogłoby przyczynić się do wizerunkowego oraz ekonomicznego rozwoju przedsiębiorstw budowlanych. Należałoby sobie życzyć, aby w przyszłości rozwój sektora przebiegał w takim właśnie duchu.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Sytuacja gospodarcza województwa pomorskiego w III kwartale 2009 r.

Stan gospodarki województwa pomorskiego w III kwartale 2009 r. przeanalizowany został pod kątem koniunktury gospodarczej, działalności przedsiębiorstw, obrotów handlu zagranicznego, rynku pracy oraz poziomu wynagrodzeń. Dokonano także przeglądu najważniejszych wydarzeń, mających potencjalnie istotny wpływ na kierunki i tempo rozwoju regionu.

Koniunktura gospodarcza

O pozytywnej ocenie koniunktury gospodarczej w trzecim kwartale zadecydowały noty zebrane we wrześniu br. O ile lipiec i sierpień były miesiącami, w których liczba ocen pozytywnych i negatywnych była zbliżona, o tyle we wrześniu nastąpiła wyraźna poprawa nastrojów wśród przedsiębiorców. W tym miesiącu wartość wskaźnika koniunktury bieżącej wynosiła 24,2 (w skali od -100 do +100). Osiągnięty wynik był najwyższy od czwartego kwartału 2007 r. Przewaga respondentów pozytywnie oceniających koniunkturę stała się na tyle duża, że jeżeli utrzyma się na zbliżonym poziomie przez kilka kolejnych miesięcy, to wyraźnej poprawie ulec powinien stan rynku pracy. Prawdopodobieństwo, że taki scenariusz będzie miał miejsce, nie jest jednak wysokie. Co prawda wskaźnik wyprzedzający koniunktury w województwie pomorskim osiągnął we wrześniu br. wysoką wartość (19,2 pkt), jednak w czwartym kwartale należy się spodziewać sezonowego pogorszenia koniunktury. Dla dalszych perspektyw stanu gospodarki istotna będzie jego skala. Jest dość prawdopodobne, że będzie ono płytsze niż w roku ubiegłym. Jeżeli tak się stanie, zaistnieją podstawy do ostrożnego optymizmu co do koniunktury w 2010 r.

Atutem Pomorskiego jest również fakt, że w porównaniu z pozostałymi regionami województwo to cechuje zdecydowanie ponadprzeciętna ocena koniunktury bieżącej. We wrześniu zostało ono liderem rankingu regionalnego, przewyższając ogólnopolski wskaźnik bieżącej koniunktury aż o 16,6 pkt proc. Również w przypadku wskaźnika wyprzedzającego noty uzyskane w województwie pomorskim były ponadprzeciętne.

ppg_4_2009_rozdzial_15_rysunek_1

Działalność przedsiębiorstw

We wrześniu 2009 r. liczba podmiotów gospodarczych w województwie pomorskim osiągnęła poziom 246,8 tys. Był to efekt kontynuacji systematycznego wzrostu liczby tych podmiotów, obserwowanego od maja br. Jak pokazują dane historyczne, wzrost poziomu przedsiębiorczości w okresie wiosenno-letnim jest dość typowy i wiąże się z sezonowym wzrostem aktywności gospodarczej oraz napływem absolwentów na rynek pracy. W omawianym okresie zjawisko to cechowało jednak wyższe natężenie, co w świetle spowolnienia gospodarczego i zwiększonej liczby bankructw należy oceniać nad wyraz pozytywnie. Świadczy ono o aktywności osób, które utraciły pracę, choć zapewne część wzrostu przedsiębiorczości zawdzięczamy „samozatrudnieniu” u byłego pracodawcy, co pozwala mu obniżyć koszty działalności gospodarczej. Niezależnie od powodu podjęcia samodzielnej działalności taki stan rzeczy jest korzystny – pozwala ograniczyć bezrobocie i dostarcza nowych doświadczeń zawodowych. Niewątpliwie większa liczba podmiotów gospodarczych ułatwi wzrost zatrudnienia w momencie powrotu lepszej koniunktury gospodarczej.ppg_4_2009_rozdzial_15_rysunek_2

Zmiany dynamiki produkcji sprzedanej przemysłu i sprzedaży detalicznej w trzecim kwartale br., w porównaniu z analogicznym okresem roku poprzedniego, mieszczą się w typowym przedziale zmienności obserwowanym w 2009 r. Tym samym nie można mówić o zmianach dotychczasowych trendów. W stosunku do trzeciego kwartału 2008 r. zaobserwowano natomiast wyraźny regres produkcji budowlano-montażowej. Jest to efekt ograniczenia inwestycji budowlanych w ciągu minionego roku. Trudna sytuacja w tym zakresie może być obserwowana przez najbliższe sześć do dwunastu miesięcy. Łagodzący wpływ niewątpliwie wywierać będą inwestycje infrastrukturalne. Lista zadań w zakresie budownictwa infrastrukturalnego w województwie pomorskim jest długa.

W ujęciu miesięcznym na uwagę zasługuje wyraźny wzrost produkcji sprzedanej przemysłu i produkcji budowlano-montażowej, odnotowany we wrześniu 2009 r. W porównaniu z poprzednimi miesiącami tego roku dynamika zmian była wysoka. Z kolei miesięczny spadek sprzedaży detalicznej mieścił się w zakresie obserwowanych wcześniej fluktuacji.

 

Handel zagraniczny

W trzecim kwartale 2009 r. zaszły dość istotne zmiany w obrotach handlu zagranicznego. O ile w lipcu eksport jeszcze rósł, o tyle w sierpniu jego wolumen (wyrażony w euro) uległ znacznemu ograniczeniu. W lipcu kształtował się na poziomie prawie 500 mln euro, a w sierpniu wynosił już tylko 360 mln euro. W przeciwieństwie do eksportu, import utrzymywał się w lipcu i sierpniu na zbliżonym poziomie i wynosił ok. 640-650 mln euro. W efekcie zmian, jakie miały miejsce w sierpniu, deficyt w handlu zagranicznym wyraźnie wzrósł.
Struktura geograficzna pomorskiego eksportu w sierpniu 2009 r. nadal wykazywała dominację rynków unijnych i wzrost ich znaczenia w stosunku rocznym. Istotny, bo prawie dwukrotny wzrost udziału w eksporcie zanotowały rynki krajów byłego ZSRR3 oraz kraje Europy Środkowo-Wschodniej. W przypadku krajów kapitalistycznych oraz pozostałych krajów miał miejsce spadek udziału w eksporcie.
Także w strukturze geograficznej importu nastąpiły istotne zmiany w stosunku rocznym -wzrósł udział krajów UE. Dzięki temu zajęły one ponownie pozycję dominującą w imporcie, wyprzedzając kraje byłego ZSRR.

 

Rynek pracy i wynagrodzenia

Zmiany stanu rynku pracy w trzecim kwartale 2009 r. miały zróżnicowany przebieg. Zaszła jedna niewątpliwie pozytywna zmiana. We wrześniu zatrzymany został, obserwowany od roku, spadek zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw – wzrosło ono nawet nieznacznie, o 0,1 proc. Może to być pochodna wyraźnie lepszych ocen koniunktury bieżącej, jakie zanotowano we wrześniu.

Zmiany poziomu wynagrodzeń nie wykraczały poza obserwowane wcześniej wahania. Jest to efekt występującego nadal, mimo globalnego spadku popytu na pracę, deficytu wykwalifikowanych pracowników w wielu branżach gospodarki. Stagnacja poziomu wynagrodzeń dotyczy wartości nominalnych. Uwzględniając inflację, można mówić o nieznacznym spadku dochodów realnych. Na szczęście nie jest on na tyle duży, aby wyraźnie ograniczyć popyt wewnętrzny.

ppg_4_2009_rozdzial_15_rysunek_3

Negatywnym zjawiskiem na rynku pracy był wzrost bezrobocia. Miał on miejsce, mimo rosnącego zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw. Proces ten jednak był zbyt mało intensywny, krótki i obejmujący jedynie mniejszą część rynku pracy – duże i średnie przedsiębiorstwa. W małych firmach nie odnotowano wzrostu popytu na pracę, wobec czego we wrześniu 2009 r. liczba bezrobotnych powiększyła się o 5,5 proc. w stosunku do czerwca br. Szczególnie szybko liczba bezrobotnych rosła we wrześniu. Najprawdopodobniej zapoczątkowany został wzrost, który występować będzie przez kolejne dwa kwartały. Od dalszych zmian koniunktury zależy, jak znaczna będzie jego skala.
Wzrostowi bezrobocia towarzyszyło pogorszenie jego struktury. Biorąc pod uwagę bezrobotnych w wieku do 25 lat, 50 i więcej lat oraz długookresowo bezrobotnych, stwierdzono, że najszybciej rosła liczebność pierwszej z wymienionych grup. Złożyło się na to kilka czynników, z których najważniejszym jest słaba pozycja na rynku pracy ze względu na ograniczone doświadczenie zawodowe. Poza tym wrzesień jest miesiącem, w którym nasila się napływ absolwentów, wcześniej wykonujących prace sezonowe. Recesja obserwowana w większości krajów UE, szczególnie w Wielkiej Brytanii i Irlandii, ograniczyła ponadto możliwości znalezienia pracy za granicą.
Grupę, której liczebność rośnie najwolniej, stanowili natomiast bezrobotni długookresowo. W kolejnych miesiącach należy spodziewać się nasilenia tego zjawiska. Mija właśnie rok, od kiedy bezrobocie zaczęło systematycznie rosnąć. Osoby, które wtedy utraciły pracę i do tej pory nie podjęły zatrudnienia, zaczną zasilać tę kategorię bezrobotnych. Ze względu na znaczne ograniczenie popytu na pracę wzrost liczby długookresowo bezrobotnych może być znaczny.

ppg_4_2009_rozdzial_15_rysunek_4

W trzecim kwartale br. nie odnotowano istotnych zmian w zakresie liczby ofert pracy zgłaszanych do PUP. Ich napływ utrzymywał się na poziomie od 4,2 do 4,5 tys. miesięcznie (najniższy był w sierpniu). We wrześniu nastąpiła jednak niewielka poprawa. Na podstawie tego faktu nie sposób wyrokować o zmianie tendencji na rynku pracy. Gdyby jednak oceny koniunktury utrzymywały się dłużej na poziomie zbliżonym do wrześniowego, będzie można oczekiwać, że liczba ofert pracy przynajmniej nie będzie maleć. Niezależnie od bieżących zmian w tym zakresie popyt na pracę jest ciągle o prawie połowę niższy niż przed rokiem. Spowolnienie gospodarcze w tym aspekcie rynku pracy znalazło bardzo wyraźne odzwierciedlenie.

 

Ważniejsze wydarzenia

Duże znaczenie dla poprawy warunków życia i prowadzenia działalności gospodarczej mają inwestycje infrastrukturalne. Ze względu na wieloletnie zaniedbania i rosnące potrzeby szczególne znaczenie przypisuje się inwestycjom drogowym. W tym kontekście wymienić należy przynajmniej dwa ważne wydarzenia. Po pierwsze, w październiku rozpoczęła się budowa południowej obwodnicy Gdańska. Odcinek trasy szybkiego ruchu długości dziewiętnastu kilometrów połączy Obwodnicę Trójmiasta z drogą krajową nr 7 (Gdańsk-Warszawa-Kraków-Rabka). Na trasie powstanie pięć węzłów (Południowy, Lipce, Olszynka, Przejazdowo i Koszwały) integrujących nową drogę szybkiego ruchu z dotychczasową i planowaną siecią drogową. Dzięki temu powinny ulec poprawie nie tylko warunki ruchu tranzytowego, ale także lokalnego. Termin oddania trasy do użytku przewidywany jest na połowę maja 2012 r., dzięki czemu przysłuży się ona usprawnieniu przebiegu mistrzostw Euro 2012. Inwestycję realizuje konsorcjum firm Bilfinger Berger oraz Wakoz kosztem 1126 mln zł.
Drugim ważnym wydarzeniem z zakresu rozbudowy infrastruktury drogowej było ustalenie, mimo protestów mieszkańców, ostatecznej lokalizacji Trasy Kaszubskiej na terenie Pomorza. Nowa droga ma się zaczynać w Gdyni (węzeł Wielki Kack), a następnie przebiegać przez Kielno, Szemud, Malwino, Luzino, Bożepole i Mosty, omijając od południa Lębork, i łączyć się z obecną trasą krajową numer 6. Przyjęcie takiego wariantu Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad uzasadnia niższymi kosztami oraz koniecznością ograniczenia negatywnego oddziaływania projektu na środowisko. Następnym krokiem ku realizacji tej inwestycji będzie przygotowanie dokumentacji, która trafi do oceny środowiskowej. W jej trakcie ustalony zostanie też ostatecznie przebieg spornego odcinka trasy w okolicach Koleczkowa i Kielna. Jeżeli prace projektowe i późniejsza budowa będą przebiegały sprawnie, nowa trasa oddana zostanie do użytku w 2013 r.
Znaczące inwestycje będą realizowane także w zakresie infrastruktury edukacyjnej, w szczególności w szkolnictwie wyższym. Szeroko zakrojony plan inwestycyjny realizuje Uniwersytet Gdański. Ponad 260 mln zł będzie kosztowała dalsza rozbudowa Kampusu Bałtyckiego na Przymorzu. W ramach tej inwestycji powstaną dwa budynki Wydziału Chemii i budynek Wydziału Biologii. Aż 90 proc. kosztów inwestycji zostanie pokrytych ze środków UE. Z kolei w kampusie sopockim również zostanie zrealizowana duża inwestycja w postaci nowego budynku o funkcjach dydaktycznych. Powstaną nowe pomieszczenia, do których przeniesione będą sale informatyczne. Rozbudowę infrastruktury prowadzą również inne uczelnie. Akademia Marynarki Wojennej inwestuje w nowy gmach biblioteki oraz centrum kongresowe. Koszt inwestycji szacowany jest na 40 mln zł, z czego 25 mln zł pochodzić ma z funduszy UE. Z kolei Wyższa Szkoła Administracji i Biznesu z własnych środków sfinansuje koszty budowy nowej siedziby Wydziału Prawa i Administracji. Budowa będzie prowadzona na działce liczącej 6,6 tys. m2, wydzierżawionej na 30 lat od Gdyni.
O jakości infrastruktury edukacyjnej decyduje także dostępność do zasobów informacji i wiedzy. Zwiększeniu tej dostępności służy projekt Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej, który jest wspólną inicjatywą pomorskich uczelni, bibliotek i samorządów. Docelowy zasób planowany jest na 20 mln stron różnego rodzaju zbiorów. Obecnie w wersji elektronicznej dostępne jest ponad 50 tys. elektronicznych kopii najbardziej wartościowych zbiorów uczelnianych. W najbliższym czasie akcja digitalizacji znacznie jednak przyspieszy i wszyscy zainteresowani będą mogli, za pośrednictwem strony internetowej, bezpłatnie przeglądać zgromadzone zasoby. Realizacja projektu nie byłaby możliwa bez wsparcia środków unijnych. Pokryją one 2/3 łącznych kosztów (6,3 mln zł). W przyszłości PBC ma oferować (ale już odpłatnie) nie tylko możliwość przeglądania, ale również drukowania tekstów. Koszt całej inwestycji wynosi 9,2 mln zł.
Jak pokazują wymienione przykłady, duże inwestycje infrastrukturalne dochodzą do skutku dzięki znacznemu wsparciu finansowemu z funduszy UE. W tym kontekście nie sposób pominąć informacji o bezzwrotnej dotacji z Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko w kwocie 4,3 mld zł, która trafi do województwa pomorskiego. Wymieniona suma, powiększona o wkład własny (3 mld zł), pozwoli sfinansować takie inwestycje jak: zachodni odcinek trasy W-Z, Obwodnicę Południową, Trasę Słowackiego i Trasę Sucharskiego, Trójmiejską Kolej Metropolitalną oraz nowy terminal w porcie lotniczym w Rębiechowie. Na tle innych dużych aglomeracji uzyskana skala wsparcia inwestycji w Trójmieście jest zdecydowanie ponadprzeciętna.
Jednym z kluczowych zagadnień gospodarczych jest kwestia sprzedaży majątku stoczni w Gdyni. Jak powszechnie wiadomo, ani prywatny inwestor (Stichting Particulier Fonds Greenrights), ani fundusz rządowy Kataru (Qatar Investment Authority) nie zdecydowały się na zakup stoczni w Gdyni i Szczecinie. W związku z tym ponownie uruchomiona została procedura pozyskania inwestora. 8 września Komisja Europejska wyraziła warunkowo zgodę na takie działania. Jednocześnie zaznaczyła jednak, że przy wyborze inwestora muszą obowiązywać jasne warunki oraz ma zostać zapewniony dostęp do stoczni wszystkim zainteresowanym zakupem składników majątkowych – w tym podmiotom niezainteresowanym kontynuowaniem dotychczasowej działalności. Jednocześnie polski rząd będzie musiał co miesiąc raportować postęp prac. Wycofanie się inwestora to także zła wiadomości dla wierzycieli. Zamiast wylicytowanych 381 mln zł, w kasie Agencji Rozwoju Przemysłu (zarządzającej pracami przy stoczniach) jest tylko 8 mln euro wadium, co drastycznie ogranicza szanse na odzyskanie przez byłych kontrahentów choćby części wierzytelności. Tymczasem część z nich jest w coraz gorszej sytuacji (plany zwolnienia nawet 1/3 załogi ogłoszone zostały w fabryce silników H. Cegielski Poznań S.A.). Brak inwestora oznacza też, że zwolnieni stoczniowcy nie mają co liczyć na szybki powrót do pracy w swoich dawnych zakładach.
W cieniu problemów związanych ze sprzedażą majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie pozostaje reszta sektora, którego stan, przynajmniej w chwili obecnej, jest nieco lepszy.
Dzięki pozytywnej decyzji Komisji Europejskiej Stocznia Gdańska może podjąć działania mające na celu osiągnięcie trwałej rentowności. Ma w tym pomóc częściowe oddłużenie zakładu, do którego przyczyniło się m.in. miasto Gdańsk, umarzając długi stoczni z tytułu podatku od nieruchomości. Za okres od listopada 2003 r. do marca 2004 r. stocznia była winna samorządowi 2 mln zł. Receptą na trwałe wyjście z trudnej sytuacji ma być dywersyfikacja działalności oraz lepsza organizacja pracy, która spowoduje, że likwidacja dwóch pochylni (pozostanie tylko jedna) nie spowoduje proporcjonalnego zmniejszenia produkcji statków. Poprawia się też sytuacja w Stoczni Remontowej. Po tym, jak wiosną tego roku w efekcie wykorzystywania instrumentu opcji walutowych spółka stanęła przed widmem bankructwa, nastąpiła poprawa. Zakład zawarł ugody z bankami, a dzięki osłabieniu złotego kontrakty Grupy Remontowej stały się bardziej rentowne. Ważne jest również, że rynek remontów i produkcji statków specjalistycznych nie odczuwa takiego załamania jak produkcja dużych jednostek.
Pogarsza się natomiast sytuacja Stoczni Marynarki Wojennej. Na razie z utratą pracy liczyć się musi 300 osób z blisko 1,3-tysiecznej załogi gdyńskiego zakładu. W związku z brakiem zamówień zagrożony jest jednak los całego przedsiębiorstwa. SMW winą za swoją tragiczną sytuację obarcza Ministerstwo Obrony Narodowej, które nie odbiera zamawianych jednostek. MON twierdzi natomiast, że bardzo chętnie kupowałoby nowe jednostki oraz remontowało stare, gdyby stocznia wywiązywała się ze swoich zobowiązań. Trudna sytuacja zakładu trwa od lat. Nie pomogła komercjalizacja w 2005 r., w wyniku której właścicielem spółki została Agencja Rozwoju Przemysłu. Dokapitalizowała ona SMW kwotą 120 mln zł (80 mln zł w formie podniesienia kapitału oraz 40 mln zł pożyczki). Sama spółka złożyła do gdyńskiego sądu wniosek o postępowanie układowe. Niewykluczone jednak, że za jakiś czas trafią tam też wnioski wierzycieli o ogłoszenie upadłości zakładu.
Dla szeroko rozumianego sektora gospodarki morskiej zapadają także pozytywne decyzje. Jedną z nich jest rekomendacja Międzynarodowej Rady Bezpieczeństwa Morza, sugerująca podniesienie limitu połowu dorsza dla polskich rybaków o 25 proc. Argumentem przemawiającym za taką decyzją jest odbudowywanie się bałtyckich stad tej ryby. Jeśli z opinią Rady zgodzą się odpowiedzialne za kształtowanie limitów instytucje, nowe przepisy zaczną obowiązywać już od początku przyszłego roku. Powinno to znacząco poprawić rentowność połowów. W tym roku dorsza mogło poławiać tylko 147 polskich kutrów, mających do dyspozycji dwukrotnie większe niż rok wcześniej limity połowowe. Łącznie można było odłowić do 12 tys. ton dorsza. Właściciele pozostałych 300 jednostek, w zamian za rekompensaty i odszkodowania, zobowiązali się zaprzestać połowów. Dorsz jest jedną z niewielu ryb gwarantujących rybakom duży zysk z połowów. Dużo mniej opłacalne są połowy śledzi – już od kilku lat przyznane na nie limity połowowe nie są w pełni wykorzystywane.
Istotny, aczkolwiek niejednoznaczny wpływ na tempo i kierunki rozwoju gospodarczego regionu będą miały zmiany dyslokacji jednostek Wojska Polskiego. Zlikwidowany ma zostać 49. Pułk Śmigłowców Bojowych z Pruszcza Gdańskiego, a 16. Batalion Saperów z Tczewa zostanie przeniesiony do Niska w województwie podkarpackim. Z jednej strony oznacza to redukcję kilkuset miejsc pracy, z drugiej strony jest szansa, że tereny opuszczone przez wojsko uda się szybko zagospodarować ze względu na ich atrakcyjne położenie.
Na zakończenie warto poruszyć kwestię wybiegającą dość daleko w przyszłość. Istnieją przypuszczenia, że na terenie Pomorza zlokalizowane są duże złoża ropy naftowej, gazu ziemnego oraz uranu. Kolejne firmy zaczynają starać się o koncesje poszukiwawcze. Już w przyszłym roku badania zamierza tu prowadzić kanadyjskie BNK Petrolium.
Przypuszczenia o obecności ropy i gazu na Pomorzu potwierdzają doświadczenia wchodzącego w skład Grupy Lotos Petrobalticu. Od lat spółka ta wydobywa ropę i gaz w północnej części polskiej wyłącznej strefy ekonomicznej na Bałtyku. Zasoby tylko jednego, największego złoża B23 szacowane są na około 110 mln baryłek ropy. W przypadku poszukiwań uranu nie ma jeszcze konkretnych deklaracji. Wstępne analizy opracowuje w tym względzie Ministerstwo Środowiska oraz Państwowy Instytut Geologiczny. Prowadzone kilkanaście lat temu badania potwierdzały, że na terenach położnych w pasie od Gdańska do Białegostoku zalegają spore złoża tego pierwiastka. Przy obecnych technologiach ich eksploatacja byłaby możliwa i być może rentowna. Wstępne szacunki mówią, że na terenie regionu występują zasoby do 2500 ton uranu. Pozwala to zapewnić paliwo średniej wielkości elektrowni atomowej na 30-100 lat.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Najpierw infrastruktura, potem zabudowa

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Pytając deweloperów o bardziej odległe plany, widziałem ich zakłopotanie. Nic dziwnego – minione dwa lata zniechęciły do wybiegania w daleką przyszłość. Wiceprezydent Gdańska odpowiedzialny za planowanie przestrzenne jednak musi sięgać dwadzieścia lat do przodu.

Wiesław Bielawski: O przyszłości miast myśli się w różnych perspektywach. Jest planowanie operacyjne, które dotyczy bieżących spraw. Jest też planowanie strategiczne, wybiegające w bardziej odległą przyszłość. Są takie dokumenty jak Studium Uwarunkowań Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego, gdzie wybiega się 20-30 lat do przodu. Myśli się o rozwoju infrastruktury technicznej, czyli drogach, wodzie, kanalizacji, a także o infrastrukturze społecznej, czyli na przykład o szkołach.

O co Gdańsk będzie bogatszy za dwadzieścia lat?

W.B.: Miasto wzbogaci się o halę widowiskowo-sportową, Baltic Arenę, Europejskie Centrum Solidarności, Muzeum II Wojny Światowej. Mamy też nadzieję, że choć częściowo zostanie zagospodarowany Targ Rakowy i Targ Sienny. Powstanie między innymi przystanek SKM Śródmieście. Zostanie wreszcie zagospodarowana dziura w przestrzeni i kompleks administracyjny przy Długich Ogrodach, a więc prokuratura, sąd i Urząd Miasta połączone zostaną z Głównym Miastem. Ta część Gdańska będzie bardzo ważna dla komunikacji. Powstaną tu zarówno mieszkania, jak i różne punkty usługowe, sklepy oraz przestrzenie biurowe.

Czego będą się mogły spodziewać pozostałe dzielnice Gdańska, szczególnie w jego południowo-zachodniej części?

W.B.: Stoimy przed wyzwaniem, jakim jest uzbrajanie tych terenów. Infrastruktura, która tam powstanie, będzie wpływała na dynamiczną ich zabudowę.

Już dziś jest ona dynamiczna, mimo braku infrastruktury.

W.B.: To jest poważny problem – nie tylko Gdańska. Nie na wszystko starcza pieniędzy. Dlatego sięgamy po różne pomysły, na przykład deweloperzy współfinansują uzbrajanie terenu. Wspomagamy się też środkami unijnymi. Właśnie zabieramy się do modernizacji całego układu komunikacyjnego tej części miasta. Planujemy nowe rozwiązania w postaci Nowej Łódzkiej, Nowej Warszawskiej. Lada dzień będą prowadzone konsultacje społeczne dotyczące pewnych rozwiązań. W całkiem już niedalekiej przyszłości pojawi się Obwodnica Południowa, dokończona zostanie Trasa W-Z.

Dokończenie Trasy W-Z oraz Obwodnica Południowa w znacznym stopniu zostaną sfinansowane ze środków unijnych. Skąd pieniądze na późniejsze inwestycje, skoro dziś nie znamy budżetu UE po roku 2013?

W.B.: Oczywiście nie wiemy, co przyniesie nowy okres programowania, ale mamy nadzieję, że rozwój Gdańska pociągnie za sobą większe wpływy podatkowe i tym samym będzie więcej pieniędzy na inwestycje infrastrukturalne. Mamy coraz więcej firm, rozwija się port, więc spodziewamy się wzrostu dochodów miasta.

Idealny stan mamy, gdy infrastruktura wyprzedza jakąkolwiek formę zabudowy, czyli deweloper wchodzi na tereny uzbrojone. Projektowanie odbywa się wówczas spokojnie, taka kolejność powoduje też niższy koszt budowy i w efekcie niższe ceny mieszkań. Niestety, głód mieszkaniowy powoduje gwałtowny rozwój budownictwa i wyprzedza rozwój infrastruktury. To jest ogromny problem wszystkich miast w Polsce.

Pytanie chyba równie oczywiste jak odpowiedź, ale jaka powinna być kolejność: najpierw deweloperzy budują nowe osiedla i później martwicie się o uzbrojenie terenu czy na początku jest infrastruktura, a później budownictwo?

W.B.: Idealny stan mamy, gdy infrastruktura wyprzedza jakąkolwiek formę zabudowy, czyli deweloper wchodzi na tereny uzbrojone. Projektowanie odbywa się wówczas spokojnie, nie ma żadnych niespodzianek wynikających na przykład z różnic wysokości. Taka kolejność powoduje też niższy koszt budowy i w efekcie niższe ceny mieszkań. Dziś w cenie metra kwadratowego jest również uczestnictwo deweloperów w uzbrajaniu terenu. Niestety, głód mieszkaniowy powoduje gwałtowny rozwój budownictwa i wyprzedza rozwój infrastruktury. To jest ogromny problem nie tylko Gdańska, ale i wszystkich miast w Polsce.

Kiedy deweloper na własny koszt i według swojego uznania uzbraja teren – a jest ich przecież wielu – czy skutkiem nie będzie przestrzenny chaos widoczny właśnie w przyszłości?

W.B.: Nie, gdyż plan zagospodarowania przestrzennego wyraźnie określa charakter danego zakątka miasta. Na straży stoją też odpowiednie instytucje. Infrastruktura tworzona przez firmy budowlane nie powstaje w oderwaniu od istniejących sieci, są przecież odpowiednie umowy umożliwiające podłączenie do sieci wodociągowej, kanalizacyjnej czy drogowej. Wszystko jest sprawdzane. Po prostu musi to być zgodne z planem zagospodarowania.

Czy deweloper ma jakiś wpływ na tworzenie planu? Jest dialog między wami?

W.B.: Prezydent raz do roku spotyka się z deweloperami i prezentuje plany na przyszłość. Pytamy, jak możemy pomóc w różnych rozwiązaniach, i oczywiście mówimy, jakie mamy oczekiwania. Podobnie wyglądają spotkania z zarządami spółdzielni mieszkaniowych.

Spotkania raz do roku mają raczej charakter kurtuazyjny. Pytam o bieżącą współpracę.

W.B.: Taka oczywiście też ma miejsce, ale na niższych szczeblach.

Maciej Lisicki: Współpraca dobrze się układa – widać to choćby po ilości budowanych mieszkań. Powstaje ich znacznie więcej niż w innych pomorskich miastach, i to nie tylko w liczbach bezwzględnych, ale również w przeliczeniu na jednego mieszkańca.

Kryzys nie wyhamował budownictwa mieszkaniowego?

M.L.: Oczywiście wydajemy mniej zezwoleń, ale trzeba patrzeć, jak to wygląda na tle innych dużych miast. Skala budownictwa jest też odpowiedzią na nasze relacje z deweloperami. Nawet gdyńscy budowlańcy mawiają, że dobrze się im pracuje w Gdańsku.

W.B.: W naszym mieście rozpoczynają się bardzo skomplikowane inwestycje. Hossa zainicjowała zagospodarowanie terenu po dawnych koszarach przy ulicy Słowackiego. Negocjujemy w tej chwili z Polnordem kształt północnego cypla Wyspy Spichrzów. Dzieje się tak mimo poważnego kryzysu na tym rynku.

Który kierunek będzie dominujący w dalszej perspektywie: rozwój południowej części miasta czy zagospodarowanie terenów poprzemysłowych w centrum?

W.B.: Nastawiamy się na zagospodarowanie do wewnątrz, czyli wykorzystanie istniejącej infrastruktury. Tu są tereny uzbrojone, ukształtowane ciągi komunikacyjne i dlatego w centrum będą powstawały nowe osiedla. Oczywiście mieszkania w tej części miasta będą w wyższym segmencie cenowym. Miasto musi jednak dysponować kompletną ofertą i między innymi dlatego w południowej części, przy obwodnicy, będą budowane tańsze mieszkania.

Nastawiamy się na zagospodarowanie centrum do wewnątrz, czyli wykorzystanie istniejącej infrastruktury. Tu są tereny uzbrojone, ukształtowane ciągi komunikacyjne i dlatego w centrum będą powstawały nowe osiedla.

M.L.: Tańsze również dlatego, że ze względu na lokalizację zainteresowanie nimi jest mniejsze. Ludzie wolą mieszkać w centrum, gdzie mają łatwiejszy dostęp do tzw. infrastruktury społecznej. Miasto też musi dbać o napływ mieszkańców do centrum, żeby nie pustoszały ulice, przedszkola i szkoły.

To jest oferta dla bardziej zamożnych, a przecież, siłą rzeczy, takich ludzi jest mniej.

M.L.: Proszę spojrzeć na rozwój rynku. Inpro rozpoczyna budowę Wieży Leszka Białego i kamienic między ulicami Szeroką a Świętojańską. Ta sama firma kontynuuje rozwój wcześniejszej inwestycji Trzy Żagle. We Wrzeszczu amerykańska firma Hines będzie wznosiła Quattro Towers, a nad Motławą izraelski inwestor Vitania tworzy Waterlane. Większość tych inwestycji to po kilkaset nowych mieszkań.

Miasto nie może jednak zapominać o pozostałych mieszkańcach, także o tych najmniej zamożnych. Do nich powinno być adresowane budownictwo komunalne oraz socjalne. Przewidujecie w najbliższych latach budowę nowych obiektów z myślą o tej grupie gdańszczan?

M.L.: W 2004 r. brakowało nam 3600 mieszkań, pod koniec 2009 r. deficyt mamy na poziomie 2 tys. Widać znaczącą poprawę. Oczywiście mieszkań komunalnych mamy dużo więcej – około 27 tys. Połowę tego zasobu możemy sprzedać i zarobimy na tym około 600 mln zł. Te pieniądze można zainwestować w część komunalną.

Obecna sprzedaż mieszkań komunalnych pozwala na taki optymizm?

M.L.: Sprzedajemy 2 tys. mieszkań rocznie. Od kilku lat utrzymujemy ten poziom wykupu i jest to bardzo dobre tempo. W ciągu 6-8 lat pozbędziemy się tej części zasobu, która została przeznaczona do sprzedaży. Zostaną nam mieszkania, których nie możemy sprzedać z różnych przyczyn: czy to z powodu planów zagospodarowania przestrzennego, czy też nieuregulowanego stanu własnościowego. Musimy też pamiętać o ludziach, których nigdy nie będzie stać na zakup własnego mieszkania i będą najemcami lokali komunalnych lub socjalnych. Dlatego ciągle budujemy nowe mieszkania i za jakiś czas wprawdzie zasób komunalny będzie mniejszy, ale też w lepszym stanie. Ponadto zmieniamy naszą politykę mieszkaniową. Białystok przeprowadził udaną, moim zdaniem, reformę. Okazało się, że 60 proc. dotychczasowych najemców nie powinno w ogóle zajmować mieszkań komunalnych, gdyż mają wystarczający poziom dochodów, żeby kupić mieszkanie lub wynająć je na wolnym rynku. Podejrzewam, że w Gdańsku jest podobnie.

Skoro mieszkania komunalne są i będą budowane, to zapewne zostały lub zostaną na nie wytypowane stosowne miejsca. Domyślam się, że nie będzie to w centrum miasta.

M.L.: Chcemy, żeby zasób komunalny był w miarę równomiernie rozłożony w całym mieście. Idealnym rozwiązaniem byłoby jedno mieszkanie komunalne w każdym budynku. Po weryfikacji ekonomicznej najemcami zostaną osoby o rzeczywiście niewielkich dochodach i często tzw. trudne społecznie. Zależy nam, żeby nie tworzyć gett, gdyż skutki tego są opłakane. Takie rozproszenie ułatwi też pracę służbom społecznym.

Czyli częściej miasto będzie kupowało mieszkania na rynku niż wcielało się w rolę inwestora?

M.L.: Potrzeby są tak duże, że musimy kupować mieszkania na rynku oraz budować nowe budynki z mieszkaniami komunalnymi.

Rozmawialiśmy o zagęszczaniu centrum miasta. Jednak tereny najbardziej odpowiednie do zagospodarowania, czyli postoczniowe, to ciągle odległa perspektywa.

W.B.: Powód jest prosty. Główną barierą jest Nowa Wałowa. Trudno sobie wyobrazić budowę mieszkań, centrów handlowych, a dopiero później zrealizowanie drogi. Jeżeli nie chcemy zablokować komunikacyjnie całego śródmieścia, musimy zbudować Nową Wałową. Pokonanie tej bariery pozwoli na dynamiczny rozwój Młodego Miasta. Do tego czasu poza Europejskim Centrum Solidarności nic nowego w tym rejonie nie powstanie. Ta trasa będzie realizowana w porozumieniu z głównym inwestorem, czyli Baltic Property Trust.

Są w Europie miasta, na przykład Amsterdam, które realizują projekty mieszkaniowe na wodzie. Czy władze Gdańska przewidują taki kierunek rozwoju?

M.L.: W ostatnim czasie wzrosło zainteresowanie terenami nad wodą i powstaje na nich coraz więcej inwestycji mieszkaniowych, głównie nad Motławą. Zakończona niedawno budowa kompleksu Szafarnia, gdzie inwestorem jest Pirelli Pekao Real Estate, jest tego przykładem. Wspomnieliśmy też wcześniej o Waterlane. Również na południowym krańcu Wyspy Spichrzów powstają nowe budynki mieszkalne. Gdańsk po II wojnie światowej odwrócił się od wody i teraz wracamy w miejsca, gdzie kwitło życie przez setki lat.

W.B.: Takie projekty to bardzo interesująca propozycja, ale dla wąskiego grona ludzi. Mamy wprawdzie sporo rzek i kanałów, gdzie takie budownictwo mogłoby powstawać, ale to jest i będzie niszą. Miasto nie berze pod uwagę takiego budownictwa jako formy zaspokajania potrzeb mieszkaniowych.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Lokalne zagłębia pomorskich firm budowlanych

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Ponad 200 z 1000 firm w gminie Sierakowice ma charakter budowlany. Co takiego jest w tym zakątku Kaszub, że sprzyja rozwojowi przedsiębiorczości, zwłaszcza związanej z budownictwem?

Tadeusz Bigus: Jeszcze w latach siedemdziesiątych w gminie Sierakowice obok Gminnej Spółdzielni, Spółdzielni Kółek Rolniczych, Banku Spółdzielczego było wielu przedsiębiorców. Wśród nich murarze, hydraulicy, cieśle; niemal każda specjalizacja budowlana miała po kilka zakładów. Wydaje mi się, że nie było tu złych wzorców w postaci dużych socjalistycznych zakładów niszczących indywidualną inicjatywę. Byli w naszej gminie rolnicy i rzemieślnicy, którzy wiedzieli, jak należy pracować. Nie można zapominać, że dominowały rodziny wielodzietne i głęboko zakorzeniona wiara katolicka. Te wzorce istniały wtedy i zostały przekazane dalej. Kolejny element miał już wymierny charakter: na początku lat siedemdziesiątych w Żukowie powstały zakłady drobiarskie, które potrzebowały surowca. W gminie Sierakowice szybko zaczęto budować kurniki do hodowli drobiu. Wiązał się z tym duży napływ pieniędzy.

Andrzej Bigus: Dobrze zarabiali nie tylko budowniczy kurników, ale również ich właściciele. W większości dochody te zostały dobrze wykorzystane – budowano domy dla siebie, dla rodziny. Dzięki temu murarze, hydraulicy, elektrycy, stolarze, dekarze mieli cały czas zajęcie.

W jednym z raportów przygotowanych przez Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową znalazłem stwierdzenie, że powstanie i rozwój firmy BAT spowodowało dynamiczny rozwój firm budowlanych w Sierakowicach na początku lat dziewięćdziesiątych.

T.B.: To przesada, chociaż zauważyliśmy szansę. Było zapotrzebowanie na materiały budowlane i dzięki temu szybko się rozwijaliśmy. Kilka miesięcy po otwarciu składu w Sierakowicach ruszyły w kilku innych miejscach punkty sprzedaży, między innymi w Gdańsku-Kokoszkach. Mówiłbym tu raczej o współdziałaniu, wzajemnym napędzaniu się, gdyż BAT rósł, kiedy różne firmy wykonawcze miały coraz więcej zleceń. Wzbogacaliśmy ofertę i stwarzaliśmy pośrednio większe możliwości dla firm z naszej gminy.

A.B.: Nawet gdy w danym momencie nie mogliśmy im pomóc, to proponowaliśmy szkolenie, żeby przedsiębiorcy mogli zapoznać się z nowymi technologiami. Dzięki kontaktom z producentami organizowaliśmy spotkania. Mamy dobrą opinię o wykonawcach z naszej gminy, więc rozmawiając z inwestorami, informowaliśmy o ich solidności i wysokiej jakości usług.

Przez prawie dwadzieścia lat konkurencja urosła. Czy sierakowickie firmy nadal zaopatrują się w materiały budowlane w firmie BAT?

T.B.: Nie żądamy i nie oczekujemy wyłączności w zakupie materiałów. Wiele firm stale się u nas zaopatruje, inni wybierają tylko niektóre towary. Od kilku lat mamy trochę mniej klientów, gdyż na towary naliczamy 22-procentowy podatek VAT. W wielu innych firmach nie jest to praktykowane.

A.B.: Możemy też obserwować, jak kupujący przemieszczają się. Często sierakowickie firmy dokonują zakupów w naszych oddziałach w Lęborku, Redzie, Kokoszkach. Najczęściej tam, gdzie mają zlecenia.

To są oczywiście firmy zarejestrowane. Jak dużo zakładów lub osób działających bez dopełnienia tego wymogu, na przykład małych rolników, dorabia jako budowlańcy?

T.B.: Nie wiemy, jak duża jest to liczba. Niekiedy firmy działające legalnie biorą do prac takich właśnie kilkuhektarowych rolników. Są oni zarejestrowani w KRUS i dlatego nie oczekują umowy o pracę, wystarcza im zapłata za wykonane usługi.

To zjawisko zanika czy się rozwija?

T.B.: Takich przypadków będzie coraz więcej. Pochodzimy z Gowidlina i widzimy, co dzieje się z rolnikami. Najczęściej taki proceder uprawiają niewielkie gospodarstwa, które inaczej nie mogą zapewnić sobie utrzymania. Bardzo wielu ich właścicieli pracuje, zwykle właśnie w budownictwie. Jeżdżą do Trójmiasta, wykonują proste prace murarskie: układanie kostki, roboty związane z wykopami czy doprowadzeniem do stanu surowego otwartego. Do robót związanych z instalacjami hydraulicznymi trzeba już odpowiedniego przygotowania – co najmniej kilku miesięcy nauki. Wtedy obie strony są bardziej zainteresowane umową o pracę.

Czy „szarą strefę” można ograniczyć?

T.B.: Wprowadzenie obowiązku dokumentowania zakupu materiałów oraz usług budowlanych na pewno ją zmniejszy. Innym sposobem jest powrót do ulg podatkowych – żeby kupujący towar lub usługę był zainteresowany otrzymaniem faktury. Do 2005 r. były ulgi podatkowe, ale też korzystający z nich musieli przez pięć lat przechowywać faktury, żeby móc udokumentować zakup przed urzędem skarbowym. Może powinno się wrócić do rozliczania się z inwestycji. Tyle że wtedy państwo musi dać coś w zamian. Póki nie będą wymagane dokumenty, póty „szara strefa” będzie istniała i rosła.

A.B.: Wprowadzenie w życie włoskiego modelu, gdzie trzeba pilnować paragonów po dokonaniu większych zakupów, znacznie zwiększy wpływy do budżetu – nie tylko w przypadku budownictwa, ale także innych branż, jak choćby spożywczej.

Nie sposób przewidzieć, czy politycy odważą się na uporządkowanie tych spraw, zwłaszcza przed wyborami. Ale spójrzmy na rozwój budownictwa w perspektywie 10-20 lat. Co się zmieni?

A.B.: Nie wiemy, jakie będą kanały dystrybucji, a oczywiście bardzo nas to interesuje.

W przyszłości, podobnie jak w krajach Europy Zachodniej, inwestor będzie cedował całość prac na jednego generalnego wykonawcę. Coraz więcej jest ludzi, którzy nie mają czasu na bieganie i załatwianie wszystkich spraw formalnych, kupowanie materiałów, szukanie firm.

Dlaczego kanały dystrybucji budzą więcej wątpliwości niż, powiedzmy, technologie?

T.B.: Technologie też będą się zmieniały, ale dla firmy handlowej bardzo istotny jest sposób sprzedaży. Może się na przykład okazać, że rynek materiałów budowlanych zdominują wielkie sieci handlowe. Miejsce dla małych sprzedawców zapewne jakieś zostanie, a i zapotrzebowanie na materiały budowlane też chyba będzie zawsze.

A.B.: Podobnie jak w krajach Europy Zachodniej, także u nas inwestor będzie cedował całość prac na jednego generalnego wykonawcę. Coraz więcej jest ludzi, którzy nie mają czasu na bieganie i załatwianie wszystkich spraw formalnych, kupowanie materiałów, szukanie firm. Fizycznie inwestor będzie obecny na placu budowy, gdy wbita zostanie pierwsza łopata, a później gdy odbierze klucze.

Czy firmy budowlane z Sierakowic zajmują się prostymi pracami murarskimi czy są tam również przedsiębiorstwa wykonujące prace specjalistyczne?

T.B.: W naszej gminie mamy chyba wszystko: począwszy od firm murarskich, poprzez dekarskie, wykończeniowe, do producentów okien i mebli. Naprawdę cały wachlarz wykonawców.

A.B.: Jest też firma zajmująca się stolarką, meblami i wystrojem dla banków w całej Polsce. Jeden z zakładów metalowych wykonuje i instaluje żurawie na platformach wiertniczych. Jeszcze inny dba o zasilanie elektryczne, obsługując najważniejsze koncerty i inne imprezy w kraju. W naszej gminie działają nie tylko specjalistyczne firmy usługowe, ale również jeden z największych w Polsce producentów szyb zespolonych.

Czy przedsiębiorstwa z gminy Sierakowice uczestniczą w największych przedsięwzięciach w naszym regionie, jak budowa Baltic Areny lub autostrady A1?

T.B.: Tak, ale jako podwykonawcy. Wprawdzie Elwoz realizuje duże przedsięwzięcia, między innymi buduje w Kościerzynie basen z całym jego zapleczem. Jednak o innych firmach w roli generalnych wykonawców tak dużych inwestycji nie słyszałem.

Czy przedsiębiorcy z Sierakowic szukają informacji, wiedzy, nowych rozwiązań?

T.B.: Większość, zwłaszcza specjalistyczne firmy, robi to we własnym zakresie. Dla mniejszych organizujemy szkolenia, prezentacje, ściągamy ekspertów z różnych przedsiębiorstw produkujących materiały budowlane. Oczywiście nie wszyscy są tym zainteresowani, ale wielu do nas przychodzi, żeby zapoznać się z nowościami na rynku.

Kilka lat temu zaczął się odpływ ludzi, głównie do Wielkiej Brytanii i Irlandii. Wielu z nich prowadziło tam działalność usługową w budownictwie. Czy teraz wracają i przynoszą stosowane tam nowe rozwiązania?

T.B: Nie znamy nikogo, kto wrócił z nowymi pomysłami lub rozwiązaniami.

Wracający z Wysp Brytyjskich przywożą złe nawyki, są niesolidni, psują rynek. W Polsce jest obecnie wyższa kultura budowania niż w krajach Europy Zachodniej. Dostęp do materiałów, technologii jest już taki sam, ale wykonawstwo na naszym rynku – znacznie lepsze.

A.B.: 17-19 lat temu przywożono nowe technologie, wtedy na przykład nie stosowano u nas płyt kartonowo-gipsowych. Teraz wracający z Wysp Brytyjskich przywożą złe nawyki, są niesolidni, psują rynek. W Polsce jest obecnie wyższa kultura budowania niż w krajach Europy Zachodniej. Dostęp do materiałów i technologii jest już taki sam, ale wykonawstwo na naszym rynku – znacznie lepsze.

W bliżej nieokreślonej przyszłości rynek zostanie zrównoważony, potrzeby mieszkaniowe zaspokojone. Co to będzie oznaczało dla takich firm jak BAT?

T.B.: Moim zdaniem to bardzo odległa przyszłość i będzie to w znacznym stopniu zależało od dostępności kredytów mieszkaniowych. Ostatnie półtora roku było wręcz szokiem – tak bardzo banki ograniczyły kredyty. Jeżeli to się ustabilizuje i banki będą udzielać kredytów inwestorom oraz chętnym do kupowania, to rynek budowlany będzie jeszcze długo się rozwijał.

A czy brak odpowiednio uzbrojonych terenów nie będzie równie poważną barierą?

T.B.: Oba czynniki będą hamowały rozwój budownictwa mieszkaniowego. Jako drobny deweloper widzimy, jak wielu ludzi rozbija się o rafę dostępności kredytowej. Dotyczy to nie tylko osób chętnych do zakupu, ale również wielu firm usługowych, wykonawczych czy deweloperskich. Natomiast równie dotkliwa jest bariera administracyjna. Mamy przykłady z własnej działalności – na konieczne decyzje czekamy dwa lata. Nie ma planów zagospodarowania przestrzennego, przewleka się wydanie decyzji o warunkach zabudowy i nie możemy rozpocząć prac projektowych. W skrajnym przypadku czekamy nawet cztery lata.

Gdzie będzie szukał szansy mały deweloper?

T.B.: Nie będziemy rywalizować z dużymi firmami. Budujemy dla inwestorów o nieco wyższych wymaganiach: większe działki, większe domy, lepsze materiały i bardzo dobra jakość wykonania. Będziemy szukać swojej szansy w tym segmencie.

Dziękuję za rozmowę.

Skip to content