Categories
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Wizja rozwoju rolnictwa w Polsce

Kazimierz Plocke

Sekretarz Stanu, Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Zmiany w strukturze polskiego rolnictwa dla jednych postępują powoli, dla innych zbyt szybko. Czy za 10-20 lat polskie rolnictwo będzie podobne do niemieckiego czy duńskiego?

W moim przekonaniu zamiany w polskim rolnictwie zachodzą wolno. Mogłyby i powinny postępować szybciej. W zmianach struktury kluczową rolę odgrywają obecne zasady sprzedaży ziemi z zasobów skarbu państwa dotychczasowym dzierżawcom lub rolnikom na powiększenie bądź utworzenie nowego gospodarstwa. Obowiązująca ustawa o kształtowaniu ustroju rolnego określa wielkość gospodarstwa rodzinnego na 300 hektarów niezależnie od regionu. Dzierżawcy mogą z własności skarbu państwa kupić jednorazowo 500 ha. Mamy więc gospodarstwa rodzinne, ale są też gospodarstwa o powierzchni tysiąca lub nawet kilku tysięcy hektarów. Jest wreszcie trzeci model, czyli wspomniana dzierżawa ziemi należącej do skarbu państwa. Czasami są to ogromne gospodarstwa liczące 2-3 tys. ha, ale zgodnie z obowiązującymi przepisami dzierżawca, który chciałby wykupić tę ziemię, mógłby kupić tylko 500 hektarów. Wspomnę tylko, że ostatnia umowa dzierżawy wygasa w 2029 roku i nie bardzo wiadomo, co dalej. Pozycja dzierżawców jest bardzo silna i skarb państwa bez dużych odszkodowań nie może zerwać takiej umowy. To poważne ograniczenia w zmianach własności rolnej i niestety nie spodziewam się w tej kwestii dużych zmian. To jest bardzo poważny hamulec w tej najważniejszej części gospodarstw, które produkują na rynek. A przecież właśnie one stanowią o sile polskiego rolnictwa i jego konkurencyjności. Może jeszcze jedna ciekawostka: te największe, dzierżawione gospodarstwa nie mają dostępu do wielu programów unijnych. Małych gospodarstw, takich do 10 hektarów, jest 80% i do nich są adresowane różne formy dopłat i programy unijne.

W najbliższych latach liczba dużych gospodarstw oraz ich powierzchnia będą się powiększać. Mniejsze gospodarstwa mogą się spodziewać kłopotów na rynku. W rolnictwie będzie coraz większa konkurencja: nie tylko innych krajów europejskich, ale także Azji czy Ameryki.

Zatem nie zapowiadają się szybkie i poważne przekształcenia na polskiej wsi?

W najbliższych latach liczba dużych gospodarstw oraz ich powierzchnia będzie się zwiększać. Mniejsze gospodarstwa mogą się spodziewać kłopotów na rynku. W rolnictwie będzie coraz większa konkurencja: nie tylko innych krajów europejskich, ale także Azji czy Ameryki Południowej i Północnej, gdyż Stany Zjednoczone mocno subsydiują swoich farmerów. Nasze duże gospodarstwa są konkurencyjne. Oczywiście mogłoby być lepiej, ale do tego konieczne są zmiany w prawie umożliwiające powstawanie nowych. Nie możemy też zapominać, że politycy kilku krajów Unii Europejskiej, między innymi Wielkiej Brytanii, nawołują do zmian w finansowaniu dopłat bezpośrednich. Dla bogatszych państw może wygodniejsze jest wypłacanie tych subwencji z krajowych budżetów. Dla rolników w takich krajach Unii jak Polska byłoby to bardzo niekorzystnie.

Od chwili wejścia Polski do UE wszystkie gospodarstwa otrzymują dopłaty bezpośrednie do każdego hektara gruntów. Ten mechanizm spowodował niemal całkowite zatrzymanie obrotu ziemią rolną.

W dyskusji o polskim rolnictwie niekiedy pojawia się termin „renta zapóźnienia”. Czy są jakieś korzyści płynące z obecnej struktury, z dużej liczby małych gospodarstw czy wreszcie z dużej liczby mieszkańców wsi?

Od chwili wejścia Polski do Unii Europejskiej wszystkie gospodarstwa otrzymują dopłaty bezpośrednie do każdego hektara gruntów. Ten mechanizm spowodował niemal całkowite zatrzymanie obrotu ziemią rolnąii.

Programy rozwoju obszarów wiejskich muszą być skierowane nie tylko do małych gospodarstw, lecz powinny uwzględniać także zbudowanie infrastruktury, która będzie służyła wszystkim.

Dopłaty unijne utrzymują obecną liczbę i wielkość gospodarstw w Polsce?

Tak. Struktura polskich gospodarstw została w ten sposób zakonserwowana. Szczególnie te małe nie zmieniają właścicieli, nie są na przykład kupowane przez większych sąsiadów. Z jednej strony daje to zabezpieczenie socjalne biedniejszym rolnikom, ale z drugiej nie jest to dobre rozwiązanie dla rozwoju produkcji rolnej. „Renta zapóźnienia” jest dziś w pewnym sensie korzystna. Natomiast w dłuższej perspektywie muszą nastąpić zmiany. Większość właścicieli małych gospodarstw przejdzie do usług. Dlatego programy rozwoju obszarów wiejskich muszą być skierowane nie tylko do małych gospodarstw, lecz powinny także uwzględniać zbudowanie infrastruktury, która będzie służyła wszystkimiii.

„Renta zapóźnienia” dotyczy jednak bardziej potencjału polskiego rolnictwa, który przez niektórych oceniany jest bardzo wysoko, szczególnie w odniesieniu do rolnictwa krajów tzw. starej Unii Europejskiej. Tylko czy ten potencjał wynika z mniejszej wydajności z hektara, mniejszego zużycia nawozów sztucznych i środków ochrony roślin, mniejszej mechanizacji?

Oczywiście, małe gospodarstwa są w gorszym położeniu, gdyż są mniej zmechanizowane, stosują gorsze technologie. Jednak nie możemy zapominać o tym, co się działo od chwili wejścia Polski do Unii Europejskiej. Na 120 miliardów złotych zainwestowanych w naszą gospodarkę około 70 miliardów zostało skierowanych na obszary wiejskie. Te zmiany są widoczne, i to nie tylko w postaci wyremontowanych dróg, chodników czy doprowadzonej kanalizacji. Na polach pracują nowe ciągniki, kombajny, agregaty. Hodowle bydła i trzody rozwijają się z wykorzystaniem najnowszych rozwiązań. Według przeprowadzonych badań 80% pieniędzy z dopłat rolnicy kierują na modernizację. Natomiast dla najmniejszych gospodarstw musimy przygotować dodatkową ofertę. Gospodarstwo rolne jest oczywiście przedsiębiorstwem i ekonomia ma duże znaczenie. Nie zapominajmy jednak, że rolnictwo pełni również rolę przechowalnika tradycji, kultury. To otwiera nowe możliwości, gdyż gospodarstwa podejmują działalność produkcyjną. Naszym atutem są produkty tradycyjne i regionalne. Atutem może być też rolnictwo ekologiczne, zwłaszcza w gospodarstwach do 10 hektarów. Bardzo dużo zależy od zachowania gospodarzy, od tego, jak będą wykorzystywać istniejące możliwości: unijne dopłaty, nowe rozwiązania prawne w kraju.

Może należy szukać też innych rozwiązań, gdyż trudno sobie wyobrazić ponad milion gospodarstw zajmujących się uprawami ekologicznymi lub produkcją tradycyjnych specjałów.

Rzeczywiście, milion dwieście tysięcy gospodarstw nie będzie się zajmowało żywnością ekologiczną lub produktami tradycyjnymi. Jest miejsce dla małych oraz dużych gospodarstw, ale trzeba się zastanowić, jakie powinny być między nimi proporcje i jakie mają obowiązywać w obu przypadkach zasady. Spodziewam się, że w ciągu najbliższych 10-20 lat rynek uporządkuje strukturę, ale należy się do tego przygotować. Wiele zależy od tego, jak sami rolnicy widzą swoją przyszłość, czy na przykład będą chcieli sprzedawać swoje grunty pod inwestycje. Szczególnie duże możliwości istnieją tu na obszarach podmiejskich. Natomiast na takich terenach jak Kaszuby coraz poważniejszym źródłem dochodów małych gospodarstw będzie agroturystyka.

Rząd ma możliwości kierowania procesami przemian na wsi. Przekazanie samorządom regionalnym rolniczego doradztwa jest mniej niż kosmetyką. Może dodatkowe zachęty do tworzenia grup producenckich, wchodzenia w przetwórstwo rolno-spożywcze powinny bardziej zaprzątać głowy ministrów?

Przekazanie marszałkom doradztwa rolniczego jest początkiem zmian. Zastanawiamy się w naszym resorcie nad stworzeniem państwowej służby doradczej. Byliby to urzędnicy odpowiedzialni za wdrażanie i kontrolowanie wspólnej polityki rolnej Unii Europejskiej.

Nie będzie to powielanie istniejącego doradztwa?

Będzie to coś na wzór Inspekcji Weterynaryjnej. Mamy koło 2,5 tysiąca inspektorów pilnujących przestrzegania polityki państwa i kilkanaście tysięcy lekarzy prowadzących prywatną praktykę weterynaryjną. W przypadku doradztwa zyska na tym państwo, ale też rolnicy – dzięki bogatszej ofercie doradców działających na zasadach komercyjnych. Natomiast grupy producenckie rozwijają się coraz lepiej, rośnie ich liczba. Od 2007 r. jest ich dwa razy więcej.

A stało się to dzięki niewielkiej poprawce w ustawie zmieniającej zasady opodatkowania.

Oczywiście, i pójdziemy tym tropem, zmieniając prawo na korzyść grup producenckich, tak żeby łatwiej można je było tworzyć i rozwijać. Kolejna propozycja, nad którą w tej chwili pracujemy, to pomysł promocji polskiej wsi w polskich miastach. Na miejskich targowiskach i bazarach będą prezentowane wyroby rolnicze. Wszystko po to, żeby skrócić i uprościć drogę od producenta żywności do konsumenta. Myślimy o wejściu z taką promocją do 101 największych miast. To działanie, jak i kilka innych, doprowadzi do wyeliminowania pośredników z korzyścią dla producentów oraz konsumentów żywności.

Polskie rolnictwo, polskie przetwórstwo nie dopracowało się jeszcze odpowiednika szynki parmeńskiej lub któregoś z francuskich serów znanych na całym świecie. To nie tylko brak rozpoznawalnych polskich marek, ale także nastawienie wyłącznie na surowiec.

Rzeczywiście, to jest olbrzymi obszar do zagospodarowania. Do tej pory mamy tylko dziewięć produktów zarejestrowanych w Brukseli jako produkty regionalne. Za chwilę prawdopodobnie zostanie zarejestrowana Truskawka Kaszubska. W całej Unii jest 600 takich produktów, w Niemczech 120, we Francji 130, we Włoszech 80. Stawiamy pierwsze kroki, musimy się nauczyć czerpać z naszego dziedzictwa kulinarnego i umiejętnie je sprzedawać.

Bez dużej i sprawnej promocji nie będzie to możliwe.

Dlatego przygotowaliśmy ustawę o funduszach promocji. Siedem podstawowych branż – mleko, białe i czerwone mięso, warzywa, owoce, zboża i ryby – ma się złożyć na finansowanie promocji swoich produktów. Jestem pewien, że w krótkim czasie poznamy ciekawe propozycje, które zagoszczą najpierw na naszych, a później na europejskich stołach.

Dziękuję za rozmowę.

Dodaj komentarz

Skip to content