Szajda Wiesław

Właściciel istniejącego od 1981 r. przedsiębiorstwa Hydromechanika SA, specjalizującego się w obróbce mechanicznej metali oraz wytwórstwie elementów i zespołów na podstawie dokumentacji technicznej klienta. Od 2001 r. pełni funkcję prezesa Pomorskiej Izby Rzemieślniczej Małych i Średnich Przedsiębiorstw, która reprezentuje 2500 firm zrzeszonych w 26 cechach rzemiosł, 4 spółdzielniach rzemieślniczych oraz Klubie Biznesu PIR MSP.

O autorze:

Z Wiesławem Szajdą , Prezesem Pomorskiej Izby Rzemieślniczej Małych i Średnich Przedsiębiorstw, rozmawia Leszek Szmidtke , dziennikarz PPG i Radia Gdańsk. - Przedsiębiorcy mają bardzo różne zdanie o samorządach. Pan ma firmy w kilku gminach, zatem i szersze spojrzenie na relacje przedsiębiorstwa - samorządy. Jest jakiś uniwersalny model? - Postawa samorządów jest bardzo zróżnicowana. Są takie gminy jak Żukowo, Kolbudy, gdzie samorządy wspierają przedsiębiorczość. Natomiast to, co się dzieje w gminach powiatu nowodworskiego czy w południowej części powiatu tczewskiego, nie jest najlepszym przykładem. Mam firmy w gminie Ostaszewo oraz Gniew i nie widzę zainteresowania nimi, a tym bardziej wsparcia ze strony samorządów. Jesteśmy traktowani wyłącznie jako źródło przychodów do budżetu gminy. - Wójtowie, burmistrzowie czy prezydenci pytani o wsparcie, jakiego udzielają firmom, gorąco zapewniają o wyjątkowej troskliwości i pomocy. Nie mogą zrozumieć, dlaczego na ich terenie jest tak mało inwestorów, skoro mają tyle ulg. - To są puste deklaracje. Płacę takie same podatkiw Ostaszewie jak ci, którzy prowadzą działalność w Gdańsku więc mówienie o ulgach jest mydleniem oczu. Warto zwrócić uwagę, że często tworzymy firmy w rejonach o wysokim bezrobociu. W moich trzech firmach łącznie pracuje prawie 140 osób i cały czas organizujemy nowe stanowiska pracy i szukamy chętnych. Powinniśmy być postrzegani jako siła napędowa tych gmin oraz powiatów o dużym bezrobociu. Rzeczywistość bywa jednak inna, dla nas czasami smutna. - Chcąc zainwestować w danej gminie, ma pan określone oczekiwania. Co samorządy powinny zrobić wcześniej, nim pan do nich przyjdzie? - Przede wszystkim powinny stworzyć korzystne dla inwestorów warunki. Muszą przygotować plany zagospodarowania przestrzennego, powinna być odpowiednia infrastruktura i pomoc przy pokonywaniu biurokratycznych barier. Bardzo by się też przydało wsparcie w promocji. A jaka jest rzeczywistość? Od dwóch lat próbuję uruchomić ośrodek szkoleniowy przy mojej firmie. Nie mogę się przebić przez kolejne odwołania i nie mogę rozpocząć budowy. Chcę również postawić magazyn. Niby nie powinno być problemów, bo teren został przeznaczony pod inwestycje, ale jednak jakieś problemy się pojawiają. Jestem tym już tak zmęczony, że poważnie zastanawiam się nad przeniesieniem firmy do Gdańska. To szokuje, że w gminach, które bardzo potrzebują przedsiębiorców, które mają duże bezrobocie, jesteśmy tak zniechęcani.

O autorze:

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz Pomorskiego Przeglądu Gospodarczego i Radia Gdańsk. Leszek Szmidtke: Pańska firma działa na zagranicznych rynkach, ale jako prezes Izby Rzemieślniczej ma pan dobry ogląd rodzimych uwarunkowań. Czym różni się konkurencja krajowa od zagranicznej? Wiesław Szajda: Dziś zagraniczne firmy mogą konkurować na naszym rynku, a nasze –działać w innych krajach. W zasadzie standardy się wyrównują, ale są pewne różnice. Nasze przedsiębiorstwa nie posiadają wsparcia w promocji czy finansowaniu, które pozwoliłoby im dobrze funkcjonować na rynkach światowych. Firmy z krajów Europy Zachodniej mogą liczyć na taką pomoc i dzięki temu mają przewagę. Jest też szereg drobnych różnic: na przykład jeśli zdarzy się wypadek przy projekcie, który realizuję dla kontrahenta zagranicznego, muszę go natychmiast o tym powiadomić. To wymagania niespotykane w naszym kraju, ale w polskich firmach funkcjonujących na rynkach europejskich doskonale znane.
Choć wszystkie wskaźniki pokazują wzrost gospodarczy, to w firmach mikro i małych źle się dzieje. Przedsiębiorstwa dochodzą do ściany, gdyż nie potrafią już dalej obniżać kosztów.
- Ma to więcej wspólnego z przestrzenią kulturowo­‑społeczną niż technologiczną… - Nasze firmy mogą korzystać z niemal wszystkich światowych technologii. Mimo wielu moich zastrzeżeń co do kształcenia, mamy również dobre kadry inżynierskie. - Jednak przeważająca część członków Pomorskiej Izby Rzemieślniczej Małych i Średnich Przedsiębiorstw nie funkcjonuje na rynkach zagranicznych. - I tu zaczynają się schody. Niby wszystkie wskaźniki pokazują wzrost gospodarczy, jednak w mikro i małych przedsiębiorstwach bardzo źle się dzieje. Dochodzą do pewnej ściany, gdyż dalej już nie daje się obniżać kosztów. - Proste rezerwy skończyły się. Co dalej? - Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Firmy niejednokrotnie zużyły wszystkie posiadane zasoby, więc nie mają środków na wprowadzenie nowoczesnych technologii. Wiele z nich, niestety, kończy działalność. W 2009 r. w Polsce zamknięto prawie dziewięćset piekarni i cukierni. Z rynku zniknęły nie tylko firmy – pracujący tam ludzie stracili zatrudnienie. - Właściciele nie mają pomysłów, kapitału, odwagi? - Wszystkiego po trochu. Nasza gospodarka jest nerwowa, nie wiemy na przykład, czy euro będzie kosztowało cztery, pięć, a może trzy złote. Dla firmy biorącej kredyt na zakup zagranicznych technologii ma to duże znaczenie. Poza tym cały czas wzrastają koszty funkcjonowania przedsiębiorstw – energii, pracy, rosną podatki itd. - Do tego należy dołożyć brak zaufania, nieumiejętność współpracy… - Bardzo brakuje wzajemnego zaufania między przedsiębiorstwami. Nie ma wspólnych projektów, które firmy razem by podejmowały.
Brakuje wzajemnego zaufania między przedsiębiorstwami. Nie ma projektów, które firmy wspólnie by podejmowały. Przyczyna leży w polskiej mentalności i strachu przed podzieleniem się tajemnicą i zyskiem.
- Z czego wynika ten brak zaufania? - Z wielu czynników. Po pierwsze, z polskiej mentalności. - Umiesz liczyć… - …licz na siebie. Po drugie, ze strachu przed podzieleniem się swoją tajemnicą i zyskiem, nawet jeżeli ma się on pojawić w odległej przyszłości. Niestety, obawy, że ktoś coś podejrzy i wykorzysta, są uzasadnione. - Pan zawsze podpisuje umowy z innymi firmami? Czy po prostu idzie do znajomego przedsiębiorcy i mówi, czego potrzebuje, a on to wykonuje i później się rozliczacie? - Zwykle jest to ten drugi przypadek i udaje się w 70, może 80 proc. W pozostałej części nawet umowy nie gwarantują, że kontrahenci wywiążą się na czas ze zobowiązań. Zdarza się też, że już w trakcie realizacji zlecenia próbują negocjować stawki. - Może po dwudziestu latach pionierskie pokolenie przedsiębiorców polskich jest w dużym stopniu zmęczone? Częściowo nasycone sukcesami, osiągnęło pewien poziom zamożności i po prostu nie jest gotowe do walki o więcej? - Tak właśnie jest, chociaż z tym bogactwem bym nie przesadzał. Natomiast wydaje mi się, że pokolenie, które zaczynało dwadzieścia lat temu, faktycznie jest zmęczone ciągłą walką o utrzymanie firmy. W tej chwili, w warunkach kryzysu, który – moim zdaniem – dopiero dociera do naszego kraju, wielu sobie nie poradzi.
Wymiana pokoleniowa i dziedziczenie funkcji w firmach są zagrożone – młodzi ludzie, widząc masę narastających problemów, uciekają do innych profesji.
- Musi nastąpić wymiana pokoleniowa? - Musi, i tu pojawia się następny problem. Przeważnie marzeniem przedsiębiorcy było, żeby dzieci wykształciły się i poszły w jego ślady. To pionierskie pokolenie było mniej wyedukowane, ale niemal każdy miał ambicje. Tylko że młodzi ludzie patrzą, jak rodzic szarpie się z utrzymaniem firmy, z ciągle zmieniającymi się przepisami, z bardzo niesprawiedliwymi podatkami. Ci, którzy pokończyli studia, widząc to wszystko, po prostu uciekają do innych profesji. - Jak duża jest skala tego zjawiska? - Badania wykazują, że za 10 lat ponad 40 proc. firm nie będzie miało następców. I to mimo że polityka gospodarcza Unii Europejskiej – także Polski – koncentruje się na sektorze MSP. Pamiętajmy, że w naszym kraju ponad 90 proc. to właśnie mikro i małe przedsiębiorstwa. - Pan nie ma tego problemu? Jest dziedzic? - Jest dziedzic i jest dziedziczka. Firmę tak podzieliłem, że syn już prowadzi swoje przedsiębiorstwo, a córka jest ze mną i przez dwa, trzy lata będziemy zarządzali wspólnie. Firma rozwija się od trzydziestu lat. Na początku byłem sam, dziś mamy około stu dwudziestu osób, trzy zakłady, prowadzimy nowe inwestycje. - Kto jest głównym odbiorcą? - Odbiorcy naszych produktów są poza granicami kraju. Głównie w Norwegii i Szwecji. Oprócz tego eksportujemy do Wielkiej Brytanii, Australii, Nowej Zelandii. Nasze wyroby można również spotkać w Stanach Zjednoczonych, a dokładniej w Zatoce Meksykańskiej. - Co jest pańską przewagą, czym pan konkuruje? - Przede wszystkim wysoką jakością. Produkujemy urządzenia dla przemysłu naftowego, które pracują trzy, trzy i pół tysiąca metrów pod powierzchnią oceanu. Są to konektory – uszczelnienia montowane na platformach wiertniczych. Teraz idziemy krok dalej i rozbudowujemy je o infrastrukturę, czyli wszystkie konstrukcje towarzyszące. Dlatego między innymi musimy rozwijać kontakty z sektorem nauki. Próbujemy współpracować z Politechniką Gdańską, z innymi uczelniami, ale ciężko to idzie. - Czy firma korzysta ze środków europejskich? - Dwa lata temu złożyłem projekt w programie wspierającym innowacyjne rozwiązania. Gdybym czekał z uruchomieniem produkcji na pieniądze z UE, to już nie byłoby projektu i być może nawet mojej firmy. Najciekawsze jest to, że prawdopodobnie do czerwca pieniądze te dostanę. - Narzędzie, które miało zachęcać do szukania nowych rozwiązań i pomagać małym oraz średnim firmom, jest nieskuteczne? - Mało tego, wiele firm doprowadza do katastrofalnej sytuacji. Nikt nie przewidział kryzysu, zrywania kontraktów. A firmy, które trzy lata temu otrzymały dofinansowanie, mają pięcioletnie zobowiązania i muszą na przykład utrzymać zatrudnienie. Niektóre z nich dokładają do funkcjonowania, żeby spełnić te kryteria. Nawet jeśli pieniądze są dostępne, to trzeba głęboko się zastanowić, czy z nich skorzystać. - Dziękuję za rozmowę.

Skip to content