Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Bałtycki gaz – Niezależni pionierzy

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Leszek Szmidtke: Kiedy w styczniu niemal pół Europy zostało odcięte od rosyjskiego gazu, zapewne mieliście powód do radości, że Władysławowo będzie ogrzewane ciepłem z gazu płynącego niezależnie od politycznych zawirowań?

Ewa Kochanowska: Cieszyliśmy się, że mamy polskie źródła gazu na Bałtyku i jesteśmy niezależni. Od chwili, gdy Petrobaltic rozpoczął wydobywanie ropy naftowej z dna morza, mamy dostęp do powstającego przy jej wydobyciu gazu i od 2003 roku znaczna część Władysławowa jest dzięki temu ogrzewana.

Nasze paliwo jest nietypowe – jest to gaz z morza, tak zwany gaz odpadowy. Nam udało się doprowadzić ten gaz na ląd. I obecnie niemal wszystkie duże obiekty (jak choćby ośrodek olimpijski w Cetniewie) oraz wielu indywidualnych odbiorców korzysta z naszego ciepła. Oceniamy, że jest to 70–80% zapotrzebowania we Władysławowie.

L.S.: Na waszej stronie internetowej można przeczytać, że elektrociepłownia jest unikalnym zakładem zarówno w Polsce, jak i w Europie. Na czym polega wyjątkowość tego systemu?

E.K.: Nasze paliwo jest nietypowe. Jest to gaz z morza, tak zwany gaz odpadowy. Towarzyszy wydobyciu ropy naftowej i zazwyczaj jest spalany na platformach. Natomiast nam udało się doprowadzić ten gaz na ląd. Niemal wszystkie zakłady przemysłowe, duże obiekty, jak choćby ośrodek olimpijski w Cetniewie, a także wielu indywidualnych odbiorców, korzysta z naszego ciepła. Oceniamy, że jest to 70–80% zapotrzebowania we Władysławowie .

L.S.: Czy tylko ciepło jest owocem bałtyckiego gazu?

E.K.: Gaz płynący z platformy już na lądzie jest poddawany separacji. Ma nieco inny skład niż zwykły gaz ziemny. Jest tam więcej ciężkich węglowodorów. Produkujemy z niego LPG, który sprzedajemy jako autogaz, oraz kondensaty gazu naturalnego. Odbiorcą tego ostatniego jest grupa Lotos. Podstawowymi produktami są energia cieplna, która trafia do miasta, oraz energia elektryczna, która płynie do ogólnej sieci.

L.S.: Jak duża jest produkcja?

E.K.: To oczywiście zależy od ilości gazu, który otrzymujemy z platformy. Możemy wyprodukować rocznie 76 megawatów energii elektrycznej, około 160 tysięcy gigadżuli energii cieplnej, 16 tysięcy ton LPG (propan-butan) i około 2 tysięcy ton kondensatu gazu naturalnego. Jednak te wielkości są możliwe tylko wtedy, gdy otrzymujemy założone 100 tys. metrów sześciennych gazu na dobę. Niestety, obecnie jest to połowa tej wielkości.

L.S.: Co jest przyczyną mniejszych dostaw surowca?

E.K.: Zasoby w eksploatowanym złożu powoli się wyczerpują. To tzw. złoże schyłkowe, gdzie jest coraz mniej ropy i tym samym gazu. Jest już wprawdzie nowe złoże, ale gazu jeszcze z niego nie otrzymujemy. Trzeba między innymi położyć około 30 kilometrów rury, którą gaz mógłby popłynąć z nowych odwiertów do istniejącej platformy.

L.S.: Na jak długo wystarczy ropy i gazu w złożu B3? Czy za rok mieszkańcy Władysławowa nie zostaną pozbawieni ogrzewania?

E.K.: Nie. Ropy i gazu jest tam jeszcze na kilka lat. Następuje renowacja odwiertów, więc dostawy nie zostaną nagle odcięte, jak to było niedawno z rosyjskim gazem. Jak planuje Petrobaltic, w tym czasie zostanie uruchomione nowe i bardzo bogate złoże B8. Dzięki temu będziemy nadal ogrzewać Władysławowo, produkować energię elektryczną i autogaz. Zagrożeniem może być jedynie wstrzymanie wykonania tych planów.

L.S.: Jeżeli zostanie uruchomiona dostawa z nowego złoża, to rozszerzycie grono odbiorców? Czy już mogą się do was zgłaszać inne nadmorskie miasta stawiające na turystykę, jak Jastarnia, Łeba czy Ustka?

E.K.: Tak, będziemy mogli wówczas zwiększyć liczbę odbiorców, nawet tych dużych. Nie planujemy jednak rozszerzania działalności poza Władysławowo. Większe odległości to duże straty ciepła i jest to po prostu mało opłacalne.

L.S.: Czy położenie kolejnej rury z gazem z platformy do któregoś z wymienionych miast również wykluczacie?

E.K.: Jeżeli Petrobaltic przystąpi do eksploatacji kolejnych złóż i będą one również bogate w gaz, to oczywiście można wybudować podobny obiekt w innym mieście. Tyle że musi być wystarczająco dużo odbiorców, żeby inwestycja się opłaciła. Władysławowo jest największym miastem w tej części polskiego wybrzeża. Ma kilku dużych odbiorców ciepła i to znacząco wpłynęło na lokalizację zakładu. Oczywiście odległość od platformy wydobywczej też miała znaczenie, ale decyduje liczba i wielkość zapotrzebowania odbiorców. Jastarnia jest zbyt małym miastem, Łeba też ma mniej mieszkańców niż Władysławowo.

L.S.: To wróćmy do wspomnianej wyjątkowości. Czy technologię przerobu musieliście sami opracować, czy takie rzeczy są dostępne na światowych rynkach?

E.K.: Technologia została opracowana przez naszych inżynierów. Pionierstwo polega na systemie przesyłu gazu. Z platformy wydobywczej należy ten gaz przesłać na brzeg do zakładu przerabiającego rurociągiem o długości 80 kilometrów. Na platformie gaz zostaje osuszony i sprężony do prawie 130 barów. Gaz ma specyficzną konsystencję, bo nie jest ani płynem, ani ciałem lotnym. Mówimy na to „faza gęsta”. W tej postaci jest właśnie przesyłany na brzeg. Nasz system przesyłu zdobył wiele nagród, prezentowany był też w innych krajach. Cieszył się bardzo dużym zainteresowaniem na międzynarodowych targach ECOTECH w 2007 roku. Ten system działa naprawdę dobrze. Nie mamy żadnych problemów z przesyłem gazu.

Przy założeniu, że trafia do nas 100 tys. metrów sześciennych gazu na dobę, emisję CO2 obniżamy o 100 tys. ton rocznie. To odpowiada spalaniu tysięcy wagonów węgla mniej. W mieście zlikwidowano wiele kotłowni węglowych, a także kilka zasilanych olejem opałowym. Dziś jest tam dużo lepsze powietrze niż kilka lat temu.

L.S.: Dla miasta, które w dużym stopniu żyje z turystyki, to bardzo korzystny system ogrzewania. Czy udało się oszacować, o ile mniej zanieczyszczeń przedostaje się do powietrza?

E.K.: Przygotowując projekt, poprosiliśmy o pomoc instytucje, które wspierają inwestycje proekologiczne tego typu. Wspólnie szacowaliśmy, co możemy osiągnąć dzięki takiemu systemowi ogrzewania i produkcji energii elektrycznej. Zacznijmy od tego, że na platformie wydobywczej przestano spalać gaz. Po sprowadzeniu go na ląd przetwarzamy go i dzięki temu bardzo mocno obniżyliśmy tzw. niską emisję we Władysławowie. Przy założeniu, że trafia do nas 100 tys. metrów sześciennych gazu na dobę, emisję CO2 obniżamy o 100 tys. ton rocznie. To odpowiada spalaniu tysięcy wagonów węgla mniej. W mieście zlikwidowano wiele węglowych kotłowni i kilka zasilanych olejem opałowym. Pamiętajmy też, że w wielu kotłowniach domowych spalano nie tylko węgiel, ale i śmieci oraz niemal wszystko, co właścicielom wpadało w ręce. Dziś jest tu dużo lepsze powietrze niż kilka lat temu .

L.S.: Efekt ekologiczny jest widoczny, ale czy jest to udane przedsięwzięcie biznesowe?

E.K.: Dzięki korzyściom, jakie ma z takiego rozwiązania środowisko naturalne, uzyskaliśmy wsparcie różnych instytucji przy powstawaniu zakładu, między innymi preferencyjny kredyt z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Wsparła nas też dotacją fundacja Ekofundusz.

L.S.: To wsparcie otrzymaliście na starcie. Czy teraz, spłacając kredyt, osiągacie zyski z „normalnej” działalności?

E.K.: Tak, jest to opłacalne. Zarabiamy na czterech wspomnianych produktach. Chociaż warunkiem jest odpowiednia ilości otrzymywanego paliwa. Jedynym naszym surowcem jest gaz z dna morskiego. Jeżeli mamy tego gazu tyle, ile założyliśmy, zarabiamy na siebie i na spłatę kredytu. Jeżeli otrzymujemy go mniej, kurczą się zarobki i zaczynają problemy.

L.S.: Skoro są korzyści, dlaczego nadal jest to jedyne takie przedsięwzięcie? Dlaczego nie są eksploatowane inne złoża i stamtąd nie ciągnie się gazu na brzeg?

E.K.: Są na Bałtyku rozpoznane złoża ropy i gazu. Petrobaltic posiada na nie wyłączną koncesję. Jest więc szansa na wykorzystanie tej technologii. Już się sprawdziła i chętnie się podzielimy naszym doświadczeniem.

L.S.: Czy inni mogliby również liczyć na podobne wsparcie instytucji finansujących ochronę środowiska?

E.K.: Myślę, że tak. Nasze przedsięwzięcie było możliwe właśnie dzięki wsparciu Ekofunduszu i Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Bez ich pomocy nasz zakład nigdy by nie powstał, a wspomniane instytucje pomogły nam dlatego, że efekt ekologiczny jest tak znaczący.

L.S.: Czy miejscowy samorząd też tak życzliwie podchodzi do takiego sposobu ogrzewania miasta?

E.K.: Mogę powiedzieć, że współpraca z władzami Władysławowa układa się dobrze.

L.S.: Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Energetyka na peryferiach, czyli o budowie regionalnych strategii energetycznych

Każda władza zbyt scentralizowana cierpi na syndrom dworski. Widzi się dwór, stolicę i okoliczne przysiółki oraz ośrodki mogące zagrażać stołecznej pozycji. Z prowincji się czerpie, a nie w nią inwestuje. Dotyczy to w równym stopniu starożytnego Rzymu, średniowiecznej Anglii i Szkocji, jak i współczesnych struktur administracji publicznej i korporacyjnej w Polsce, w tym struktur odpowiedzialnych za polską energetykę.

 

Tak blisko, a tak daleko

Rzecz dotyczy dwóch powiatów: człuchowskiego i chojnickiego. Historyczna tradycja Człuchowa i Chojnic wspólna była w dziejach tylko w zamierzchłej przeszłości. W Chojnicach mieściła się siedziba sądu komturzego Komturii Człuchowskiej. Nigdy później oba miasta nie współtworzyły dłużej scalonego układu administracyjnego ani kulturowego. W tym ostatnim aspekcie Chojnice są „bramą Pomorza” i „bramą Kaszub”. Człuchów jest już „za bramą” – było tak przed 1939 rokiem, gdy kaszubskie Chojnice od pruskiego Człuchowa dzieliła granica państwowa, a także po roku 1945, gdy miejsce ludności niemieckiej zajęli polscy osadnicy. W 1999 roku miejscowości te po raz pierwszy znalazły się w jednym województwie – i to takim, którego władze mieszczą się w Gdańsku! Sami mieszkańcy nie potrafią powiedzieć, dlaczego tak się stało. A z trójmiejskiego punktu widzenia są to zaledwie dwa bliskie sobie miejsca na mapie, które łączy jedna cecha: są na peryferiach.

Miasta leżą „na trasie”, czyli przy historycznym szlaku Królewiec – Berlin. Jednakże mają tylko jedną wspólną drogę – brakuje wspólnego skrzyżowania. Z tego powodu z Człuchowa jest „blisko” do Koszalina, a z Chojnic – do Bydgoszczy. Do Gdańska z obu miejscowości jest daleko. Podobnie jest z połączeniami PKP i PKS. Żadne z miast nie ma również kierunkowego numeru telefonu „0-58”.

Jeżeli mamy myśleć o strategii zaopatrzenia w energię województwa pomorskiego, trzeba pamiętać, że w interiorze nic nie jest takie jak w Gdańsku.

Równie egzotycznie przedstawia się sytuacja w energetyce. Odbiorca gazu kupuje go w zakładzie gazowniczym. Którym? – „naszym”, bydgoskim. Z kolei odbiorca energii elektrycznej kupuje ją w zakładzie energetycznym. Którym? – oczywiście „naszym”, bydgoskim (Chojnice, Czersk), albo „naszym”, słupskim (Człuchów). W Chojnicach centralny ośrodek dyspozycyjny zaopatrzenia w energię elektryczną jest od Gdańska bardzo daleko – istotne decyzje inwestycyjne zapadają nawet nie w Bydgoszczy, lecz w Poznaniu, gdzie siedzibę ma Grupa ENEA. Dla tej części województwa pomorskiego nazwa ENERGA to ewentualnie klub sportowy ze Słupska .

Peryferyjne położenie administracyjne i infrastrukturalne musi mieć skutki dla stanu lokalnego modelu zaopatrzenia w energię. Dodajmy, że okolica jest bardzo nieszczęśliwie położona z punktu widzenia ewentualnej rozbudowy infrastruktury sieciowej. Zarówno gazociągi, jak i linie przesyłowe buduje się trudno i mało efektywnie w okolicach słabo zaludnionych, zarośniętych lasem, pokrytych jeziorami i rzekami, pełnymi obszarów objętych spisem „Natura 2000” bądź leżących na terenie parków krajobrazowych i Parku Narodowego Bory Tucholskie. W rezultacie niedoborów systemowych niezbędne są rozwiązania lokalne, na przykład wyrąb lasu. Innym wyjściem jest używanie gazu propan-butan, niemal najdroższego nośnika ciepła, mającego jednak jeden walor: dostępność (w butlach, zbiornikach przydomowych czy na stacjach paliw). W wielu gminach „gazownia” to nie rurociąg, lecz szopa z butlami. W ten sposób istotne potrzeby energetyczne okolicy zaspokajane są nielegalnie (drewno) albo poprzez import, w znacznej części z krajów b. ZSRR (propan-butan). Pozostaje jeszcze niezawodny węgiel kamienny.

 

Energia w interiorze

W efekcie nałożenia się na siebie linii podziału administracyjnego, granic infrastruktury i firm energetycznych, układu drogowego i sieci telekomunikacyjnych, przy uwzględnieniu wymagań środowiskowych, subregion chojnicko-człuchowski jawi się jako pole do popisu dla biznesowych kamikadze, bogaczy-mecenasów albo wizjonerów – jak Eugeniusz Kwiatkowski – budujących Coś z niczego, ale z silnym poparciem struktur państwowych. Pozostają jeszcze przedsiębiorcy, którzy tam się urodzili albo przynajmniej lubią tam prowadzić biznes – mimo braku ku temu mocnych przesłanek.

Przy myśleniu o rozwoju energetycznym powiatów chojnickiego i człuchowskiego należy brać pod uwagę lokalne rozwiązania, uwzględniające perspektywę całkowicie odmienną od metropolitalnej.

Dlatego przy myśleniu o rozwoju energetycznym powiatów chojnickiego i człuchowskiego należy brać pod uwagę lokalne rozwiązania, uwzględniające perspektywę całkowicie odmienną od metropolitalnej. Trzeba też wykorzystać doświadczenia tych, którzy właśnie tam prowadzą swój biznes, zwłaszcza związany z energetyką. Co najmniej dwie firmy należy tu mieć na względzie .

Pierwsza z nich to POLDANOR, firma z Przechlewa w powiecie człuchowskim. Zasadniczo jest to polsko-duńskie przedsiębiorstwo produkcji zwierzęcej. Wokół podstawowego biznesu (hodowla trzody chlewnej) firma rozwija jednak działalność powiązaną: przetwórstwo, produkcję roślinną i zagospodarowanie odpadów. W efekcie w Polsce (szczególnie w sektorze energetycznym) POLDANOR jest znany jako innowacyjny producent energii wykorzystujący biogaz. Budowa biogazowni stała się wizytówką firmy. Właśnie w Przechlewie mogą się uczyć przyszli potentaci, aspirujący dopiero do wiedzy, która została tam wypracowana kilka lat temu.

Druga firma to RADPOL, giełdowa spółka z Człuchowa. Obecnie to Innowacyjna Firma Pomorza 2007, producent unikatowych rozwiązań dla elektroenergetyki i ciepłownictwa, zwielokrotniających żywotność niektórych systemów i podzespołów. Osiągnięcia firmy są trochę jak z książek science-fiction: materiały pamiętające kształt czy elektronowy akcelerator cząstek (większy, zwany Wielkim Zderzaczem Hadronów, znajduje się w Szwajcarii, ale ten szwajcarski, w odróżnieniu od człuchowskiego, nie działa). Firma współpracuje z Instytutem Energetyki Jądrowej w Nowosybirsku. RADPOL, poza byciem istotnym dostawcą dla energetyki, jest równocześnie jej dużym odbiorcą.

POLDANOR i RADPOL pokazują, że dzięki przedsiębiorczości i energii ludzi i firm nawet w niekorzystnych warunkach można zrobić Coś. Obie wymienione firmy, a także wiele innych tworzą intelektualny i biznesowy zalążek potencjalnej perły, inkubatora niestandardowych, innowacyjnych przedsięwzięć energetycznych. Pokazują ponadto, że można robić biznes energetyczny czy okołoenergetyczny w regionie niedysponującym rozwiniętym majątkiem sieciowym.

Niestety, wymienione firmy (oraz inne przedsiębiorstwa z okolicy) mogą wkrótce stanąć przed barierą rozwiązań infrastrukturalnych: zabraknie im energii (elektrycznej bądź gazu ziemnego) lub też będą miały jej za dużo (własnej produkcji, niepodpiętej „pod system”). W efekcie przeniosą część swojej aktywności poza region, który nie dysponuje systemowymi rozwiązaniami energetycznymi. Ze względu na położenie geograficzne i tradycję cywilizacyjną kierunek relokacji biznesu jest jasny: dalej od Gdańska.

Ale zostaną jeszcze woda i las.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Od niewiedzy do energetycznej świadomości

Społeczna świadomość w zakresie aktualnego stanu energetyki i projektów energetycznych nie jest w Polsce popularnym przedmiotem badań socjologicznych. Na podstawie istniejących danych można jednak wnioskować, że energetyczna świadomość polskiego społeczeństwa jest niska. O ile kwestia zaopatrzenia gospodarstw domowych w energię jest dla Polaków sprawą istotną, o tyle wiedza na ten i wiele pokrewnych tematów często nie wykracza poza zestaw stereotypowych, nieraz błędnych przekonań. Nie zdajemy sobie sprawy z orientacyjnej struktury zużycia źródeł energii oraz kierunku rozwoju energetyki w kraju i na świecie .

W sytuacji, gdy takie zagadnienia, jak znaczenie konwencjonalnych źródeł zasilania w energię, możliwość rozpowszechniania źródeł odnawialnych czy specyfika energetyki jądrowej i jej wpływ na środowisko naturalne cieszą się w Polsce znikomą popularnością, instytucjom odpowiedzialnym za prowadzenie polityki energetycznej może być trudno forsować kontrowersyjne z punktu widzenia społeczności projekty, mające na celu ulepszenie istniejącej infrastruktury i zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego kraju. Ich promocja i wdrażanie mogą napotykać liczne i trudne do zwalczenia przeszkody.

Analiza obecnego stanu zaopatrzenia Polski w energię elektryczną skłania do myślenia o budowie nowych źródeł energii. Zmiana struktury bilansu produkcji energii, jak również rozbudowa istniejącej infrastruktury elektroenergetycznej stanowią wyzwanie dla całego kraju, w tym województwa pomorskiego. Powstaje pytanie, na ile w procesach decyzyjnych aktywne mogą być lokalne społeczności i ich wybrani przedstawiciele oraz jak wyobrażają sobie oni swój udział w przebiegu tych wydarzeń? Sytuacji nie ułatwia ani brak jednolitej polityki energetycznej, ani niedobór danych statystycznych, które wskazywałyby, w jaki sposób ludzie zużywają energię i jaki jest jej faktyczny koszt.

 

Nic o innowacjach bez lokalnych społeczności

Wprowadzanie w obszar energetyki innowacji o charakterze technologicznym powinno nieodmiennie uwzględniać uwarunkowania natury społecznej. Innymi słowy, należy brać pod uwagę kontekst lokalnych zbiorowości, które w zależności od wielu czynników mikro- i makrostrukturalnych będą zajmować określone stanowiska względem wprowadzanych innowacji. Z jednej strony na postawę społeczności wpływać będą indywidualne uprzedzenia jej członków, ich status społeczny oraz poglądy polityczne. Z drugiej zaś – społeczności mogą być zróżnicowane ze względu na dominujące wzory norm i wartości. Przeważać mogą egalitaryzm, bezpieczeństwo i unikanie ryzyka lub indywidualna przedsiębiorczość, konkurencja i wolny rynek . Choć umiejętność rozpoznania specyfiki lokalnego świata nie jest gwarantem skutecznego przeprowadzenia zamierzonych inwestycji, to w sposób znaczący zwiększa szansę ich sprawnej realizacji.

Wprowadzanie w obszar energetyki innowacji o charakterze technologicznym powinno nieodmiennie uwzględniać uwarunkowania natury społecznej.

Za kluczowe z punktu widzenia powodzenia projektów energetycznych należy uznać dążenie do wypracowania trwałego społecznego konsensusu. Prowadzenie właściwej polityki informacyjnej, mającej na celu zwiększenie przejrzystości przepływu informacji, jest jednym z koniecznych warunków prowadzenia żywej debaty publicznej. Jest to szczególnie ważne w przypadku energetyki atomowej, którą wielu ekspertów uważa za skuteczną alternatywę dla pozyskiwania energii ze źródeł konwencjonalnych. Zamiast jednak zakomunikować społeczeństwu – hipotetycznie – że dla atomu nie ma alternatywy, należałoby wdrożyć program społecznych konsultacji, podczas których wszyscy zainteresowani mogliby dowiedzieć się, na czym naprawdę polegać miałby rozwój energetyki jądrowej w Polsce i jakie niósłby ze sobą korzyści i zagrożenia. Co więcej, konsultacje byłyby doskonałą okazją, by docelowo uwzględnić, istotny dla powodzenia konkretnych projektów, głos społeczności lokalnej .

 

Kto się boi energetyki jądrowej?

Warto w tym miejscu odwołać się do wyników badań ośrodka Pentor z listopada 2008 roku. Celem projektu było poznanie opinii i postaw społecznych Polaków wobec energetyki jądrowej. 47% badanych jest zdania, że w Polsce powinna w najbliższym czasie powstać elektrownia jądrowa. Przeciwników jest 38%, a kolejne 15% nie ma zdania. Zwolennikami pomysłu budowy elektrowni są częściej mężczyźni niż kobiety (odpowiednio 61% i 35%) oraz osoby w wieku do 29. roku życia, w przeciwieństwie do najstarszych respondentów z przedziału powyżej 60 lat (53% i 41%). Pozytywnie ze zgodą na budowę elektrowni korelują również wykształcenie, wielkość miejsca zamieszkania i wysokość dochodów .

 

Wykres 1. Czy Pana(i) zdaniem Polska powinna w najbliższym czasie zbudować elektrownię jądrową?

ppg_1_2009_rozdzial_15_rysunek_1

Źródło: Postawy społeczeństwa polskiego wobec energetyki jądrowej. Raport z badania, http://www.paa.gov.pl/informacje/dokumenty/PENTOR.pdf , dostęp: 07.02.2009.

 

Część badanych – choć nie zaprzecza, że inwestycja w atom jest potrzebna – wyraża swój sprzeciw wobec jej ewentualnej realizacji w pobliżu miejsca zamieszkania . Liczba zwolenników budowy elektrowni spada wówczas do 43%, przeciwników zaś rośnie do 47%. Dzieje się tak nawet pomimo założenia o zapewnieniu tańszej elektryczności i powstaniu nowych miejsc pracy czy też gwarancji szerzej rozumianego rozwoju regionu.

 

Wykres 2. Gdyby w pobliżu miejscowości, w której Pan(i) mieszka, zaplanowano budowę elektrowni jądrowej i zapewniono mieszkańcom tańszą elektryczność, nowe miejsca pracy i rozwój regionu, to czy poparł(a)by Pan(i) taką inwestycję, czy nie?

ppg_1_2009_rozdzial_15_rysunek_2

Źródło: Postawy społeczeństwa polskiego wobec energetyki jądrowej. Raport z badania, http://www.paa.gov.pl/informacje/dokumenty/PENTOR.pdf , dostęp: 07.02.2009.

 

Silne są natomiast w Polakach rozmaite obawy, które powodują, że sprzeciwiamy się potencjalnej budowie elektrowni jądrowej. Boimy się przede wszystkim konsekwencji awarii elektrowni (54%), a energetykę jądrową kojarzymy głównie z katastrofą w Czarnobylu (51%). Nie wiemy, jakie zagrożenia i korzyści związane są z tym typem energetyki (26%), a za problematyczne uznajemy składowanie wypalonego paliwa i odpadów promieniotwórczych (15%) . Badania potwierdzają tezę o niskiej świadomości energetycznej społeczeństwa polskiego. Przy pytaniu o liczbę jądrowych reaktorów energetycznych pracujących w odległości do 300 km od granic Polski poprawnej odpowiedzi (tj. 25 reaktorów) udzieliło jedynie 3% badanych. Respondenci albo deklarują, że reaktorów jest mniej, albo przyznają, że nie znają ich faktycznej liczby .

 

Wykres 3. Jakie są, Pana(i) zdaniem, powody sprzeciwu części społeczeństwa wobec budowy elektrowni jądrowych w Polsce?

ppg_1_2009_rozdzial_15_rysunek_3

Źródło: Postawy społeczeństwa polskiego wobec energetyki jądrowej. Raport z badania, http://www.paa.gov.pl/informacje/dokumenty/PENTOR.pdf , dostęp: 07.02.2009.

 

Większy społeczny udział to większa akceptowalność

Przykład energetyki jądrowej pokazuje dobitnie, że niski poziom wiedzy, akceptacji i zaufania społecznego w zbiorowości może uniemożliwić przekonanie jej przedstawicieli do wzięcia udziału w realizacji wielu projektów i inwestycji energetycznych, które są kluczowe z punktu widzenia rozwoju regionu. W dłuższej perspektywie czasowej zapotrzebowanie na energetykę niekonwencjonalną będzie wzrastać. Silniejsza tym samym stanie się konieczność moderowania energetycznej debaty, w którą zaangażowana zostanie strona społeczna. Co bardzo ważne, instytucje i eksperci odpowiedzialni za rozwój polskiej energetyki powinni zadbać o to, by rozwiać wszelkie obawy i wątpliwości społeczeństwa w zakresie energetyki atomowej czy odnawialnych źródeł energii.

Im liczniej obywatele będą mogli brać udział w procesie podejmowania decyzji dotyczących np. lokalizacji elektrowni atomowej na obszarze ich zamieszkania, tym mniejsza będzie liczba protestów, a poinformowana społeczność łatwiej zaakceptuje rozwiązania, które jej bezpośrednio dotyczą.

Wydaje się, że działaniem nieodzownym przy modernizowaniu polskiego rynku energii powinno być prowadzenie szeroko zakrojonych badań społecznych, których rezultaty posłużyłyby do kształtowania i monitorowania zachowań społeczności w zakresie energetyki. Dotyczy to przede wszystkim energetyki jądrowej, która nie dość, że fałszywie kojarzy się z bronią jądrową, to jeszcze postrzegana jest przez pryzmat katastrofy nuklearnej w Czarnobylu. Bez kompleksowego programu edukacji społecznej trudno będzie przekonać lokalne społeczności do realizacji zamierzonych na danym terytorium inwestycji. Im liczniej obywatele będą mogli brać udział w procesie podejmowania decyzji dotyczących np. lokalizacji elektrowni atomowej na obszarze ich zamieszkania, tym mniejsza będzie liczba protestów, a poinformowana społeczność łatwiej zaakceptuje rozwiązania, które jej bezpośrednio dotyczą.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Wielka budowa, wielka katastrofa i wielka niewiadoma – spór o Żarnowiec

W 1973 roku „Głos Wybrzeża” donosił: Na mapie energetycznej Polski zaznaczy się w najbliższym dziesięcioleciu nowe zagłębie. Nad Jeziorem Żarnowieckim, w północnych rejonach naszego województwa, powstaje już elektrownia szczytowo-pompowa, a za kilka lat rozpocznie się budowę pierwszej w kraju elektrowni atomowej. Wybrzeżowe zagłębie będzie więc symbolem tego, co najnowocześniejsze i najekonomiczniejsze w światowej energetyce. (…) W 1971 roku, kiedy ukonkretniła się wizja Polski przełomu XX i XXI wieku, podjęto decyzję o budowie pierwszej polskiej elektrowni atomowej. Uruchomienie jej przewidziano w początkach lat osiemdziesiątych. Do roku 2000 zamierza się wybudować kilka dalszych elektrowni tego typu . Dziennikarz piszący te słowa mógł nie wiedzieć do końca, o czym pisze. Mógł być też niepoprawnym optymistą albo wpisał się najzwyczajniej w rozpędzającą się w tamtym czasie gierkowską propagandę sukcesu, w której wizja przyszłości mogła być tylko imponująca.

Decyzję o budowie Elektrowni Jądrowej „Żarnowiec” podjęła Rada Ministrów 18 stycznia 1982 roku, miesiąc po wprowadzeniu stanu wojennego. Wiosną ruszyły pierwsze prace. Tej kolejnej socjalistycznej wielkiej budowie nie towarzyszyły jednak – w przeciwieństwie do poprzedniczek – entuzjastyczne nastroje. W okresie stanu wojennego schodziła ona na dalszy plan wydarzeń w Polsce. Działo się tak, mimo że było to przedsięwzięcie wyjątkowe nie tylko w skali regionu, ale i całego kraju. Obok pionierskiego charakteru budowy niespotykany był jej rozmach: obejmowała 180 ha (likwidacji uległa jedna wieś), pracowało przy niej blisko 5 tysięcy ludzi. Aby ułatwić im dojazd do pracy, na miejsce budowy doprowadzona została kolej elektryczna, a infrastrukturalnie włączone zostały wszystkie większe i mniejsze miejscowości w okolicy (Wejherowo, Lębork, Reda, Gniewino). W budowę elektrowni zaangażowanych było także około 70 polskich przedsiębiorstw. Zawarto również kontrakty z dziewięcioma zagranicznymi firmami. Przez ponad osiem lat budowy wzniesiono wiele obiektów: ośrodek radiometeorologiczny, budynek siłowni, hale do prefabrykatów betonowych, dworzec kolejowy, kompleks hotelowy, stołówkę. Reaktory dla elektrowni jednak nigdy nie dojechały.

 

Wielka katastrofa i obudzone społeczeństwo

Plany rysowane na początku lat 70. były nierealne już w momencie ich powstawania, a szybkość realizacji budowy nie pokrywała się z przewidywaną. W 1987 roku mówiono już o zastoju. Marne tempo prac nie było jedynym problemem, jaki dotknął tę inwestycję. 26 kwietnia 1986 roku w elektrowni atomowej im. W.I. Lenina w Czarnobylu miała miejsce katastrofa – doszło do wybuchu pary i wodoru, który zniszczył budynek reaktora. Radioaktywne chmury dotarły do niemal całej Europy. Od tego momentu Polacy zainteresowali się, co właściwie budowane jest nad brzegami Jeziora Żarnowieckiego. Z jednej strony można mówić o wzroście świadomości ekologicznej części społeczeństwa, z drugiej – o upowszechnianiu się najzwyczajniejszego strachu przed tą inwestycją.

Szczególną aktywność i zainteresowanie tematem wykazywali mieszkańcy Pomorza – w końcu to oni byliby pierwszymi ofiarami ewentualnej katastrofy. W tym kontekście warta wspomnienia jest działalność lokalnych środowisk naukowych i ekologicznych w końcu lat 80. Szczególnie aktywni na polu edukacyjnym byli członkowie organizacji Franciszkański Ruch Ekologiczny, prezentujący potencjalne zagrożenia związane z budowaną elektrownią. Obok nich aktywne było Gdańskie Forum Ekologiczne, które wraz z Gdańskim Towarzystwem Naukowym organizowało sesje naukowe poświęcone między innymi ekologicznym, gospodarczym i społecznym aspektom rozwoju energetyki jądrowej. Od 1988 roku Forum organizowało też publiczne akcje protestacyjne (demonstracje, wysyłanie listów, rozrzucanie ulotek), mające na celu zmuszenie władz do rezygnacji z kontynuowania budowy elektrowni w Żarnowcu i zaniechania rozwoju energetyki jądrowej w Polsce. Nie brakowało jednak w tym czasie głosów wskazujących na cywilizacyjną wręcz konieczność inwestowania w energię atomową.

Obie strony sporu – zwolennicy żarnowieckiej inwestycji i jej przeciwnicy – mieszali argumenty o charakterze merytorycznym z tymi, w których górę brały emocje i proste konstatacje. W jednym z artykułów publikowanych w tamtym czasie można przeczytać: Obawy społeczne przed energetyką jądrową (…) oparte są na skutkach katastrofy czarnobylskiej. Wszystkie inne awarie w swoich skutkach odbiegały od tego wydarzenia o kilkanaście rzędów wielkości. (…) Należy jednak z całą mocą podkreślić, że z uwagi na zasadnicze różnice konstrukcyjne i materiałowe przebieg jakiejkolwiek katastrofy w reaktorach WWER (jakie będą w Żarnowcu) nie może osiągnąć skutków awarii w reaktorze RBMK typu czarnobylskiego . Ten argument pojawiał się zresztą często w sporach o zasadność budowy elektrowni. W tej samej publikacji, w artykule reprezentującym odmienne stanowisko, pada zdecydowanie bardziej ogólna i jednoznaczna wypowiedź: Wiadomo już bezspornie, że energetyka jądrowa stanowi najgorsze zagrożenie dla gatunków zamieszkujących kulę ziemską . Nie miejsce tu oczywiście na analizę tych sporów, których charakter i argumenty ściśle związane były z tamtym „postczarnobylskim” czasem. Warto jednak podkreślić, że nie one miały decydujący wpływ na losy EJ „Żarnowiec”.

 

Wielka niewiadoma i przyczyny porażki

Do ukończenia budowy nie doszło, ponieważ spór o jej zasadność w PRL-u, jak i potem, w nowej Polsce, stał się elementem walki politycznej. Innymi słowy, nie przyczyny natury ekologicznej, lecz nastroje polityczno-społeczne wstrzymały budowę. Już w 1987 roku ówczesny minister ochrony środowiska i zasobów naturalnych Stefan Jarzębski narzekał na niesprzyjający klimat towarzyszący budowie, sugerując, że sprzeciw wobec elektrowni jądrowych to element naszej kultury politycznej. W tzw. środowisku dobrze jest widziane być przeciw. (…) Staliśmy się amoralni, egoistyczni i niestety często bezmyślni. Nie uświadamiamy sobie faktów. Przez wiele, wiele pokoleń będziemy korzystać z różnorodnych źródeł energii. Jednocześnie w coraz większym stopniu z elektrowni jądrowych. Nie jesteśmy w stanie, będąc w środku Europy, zahamować tego, co dokonało się już na świecie. To się po prostu nie uda . Dziejowa konieczność poległa jednak w starciu z polityką.

Nie przyczyny natury ekologicznej, lecz nastroje polityczno-społeczne wstrzymały budowę elektrowni jądrowej w Żarnowcu.

Do zamknięcia budowy przyczyniły się przede wszystkim protesty społeczne, i to te o charakterze tzw. akcji bezpośrednich. Przodowała w nich organizacja Wolność i Pokój. Choć nie można jej traktować jako klasycznego ruchu ekologicznego (ze względu na pierwotne cele był to ruch pacyfistyczny), to jednak cele ekologiczne obecne były w jej działalności od samego początku. Ponadto ważną cechą WiP, odróżniającą tę organizację od większości ruchów ekologicznych, był nielegalny i opozycyjny charakter prowadzonych przez nią akcji. W ten sposób protesty przeciw budowie „Żarnowca” stały się znakomitą okazją do aktywizacji różnych grup i organizacji opozycyjnych. Co więcej, w drugiej połowie lat 80., w obliczu zmian społeczno-politycznych, tego typu działania nadały faktyczne znaczenie całemu ruchowi ekologicznemu jako społecznemu ruchowi protestu .

Wiosną 1989 roku w Poznaniu odbył się zjazd WiP, podczas którego ogłoszono „ogólnopolską kampanię przeciwko energetyce jądrowej”. Jej głównym założeniem były akcje protestacyjne, organizowane w każdym mieście, w którym istniał ruch. I w tym wypadku Gdańsk okazał się ważnym miejscem tych protestów. W sumie w kwietniu i maju 1989 roku odbyło się kilka nielegalnych „marszów antyatomowych”, po których do rozmów z protestującymi przystąpili przedstawiciele Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Ich efektem była publiczna debata zwolenników i przeciwników budowy elektrowni w Żarnowcu.

Po zmianie władzy w Polsce protesty przeciw energetyce jądrowej nie ustają, lecz ich punkt ciężkości przenosi się do Warszawy.

Po zmianie władzy w Polsce protesty przeciw energetyce jądrowej nie ustają, lecz ich punkt ciężkości przenosi się do Warszawy. Można powiedzieć wręcz, że zyskują na sile. W nowej rzeczywistości zaczyna się bowiem otwarcie i głośno dyskutować o wielu problemach – wśród nich o energetyce jądrowej. Protestujący przestają też obawiać się, że nowa władza użyje przeciw nim milicji. Solidarnościowy rząd, nie chcąc zaogniać sytuacji, odracza decyzję o przyszłości energetyki jądrowej. Mimo to protesty trwają: pikietowany jest port gdyński, do którego w listopadzie przybywa statek z elementami reaktora dla EJ „Żarnowiec”, podejmowane są głodówki protestacyjne, w Gdańsku postuluje się przeprowadzenie lokalnego referendum. Rząd w akcie bezradności zawiesza w grudniu budowę elektrowni na rok. Trzeba jednak pamiętać, że z powodu wielu rozpoczętych jeszcze w PRL-u inwestycji, których sfinansowanie przekraczało ówczesne możliwości państwa, definitywne zamknięcie budowy w Żarnowcu było tylko kwestią czasu. Przeprowadzono w tej sprawie lokalne referendum, które towarzyszyło pierwszym demokratycznym wyborom samorządowym 27 maja 1990 roku. Było ono nic nie wnoszącą formalnością. Wprawdzie większość głosujących (86,1%) opowiedziała się przeciw dalszej budowie, jednak referendum nie miało mocy wiążącej, gdyż zanotowano zbyt małą frekwencję (44,3%). Ostateczna decyzja rządu Mazowieckiego nastąpiła trzy miesiące później. Społeczny opór i wysokie koszty inwestycji spowodowały, że 4 września 1990 roku Rada Ministrów podjęła decyzję o zaniechaniu budowy Elektrowni Jądrowej „Żarnowiec” .

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Chcemy elektrowni jądrowej

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Leszek Szmidtke: Gminy Gniewino i Krokowa mogą się pochwalić licznymi źródłami energii, a ich lista nie jest jeszcze zamknięta.

Jarosław Białk: Mamy na naszym terenie małe elektrownie wodne, mamy również gaz odpadowy z wydobywanej ropy, wykorzystywany w niemal całej gminie. Nie są to jednak duże złoża i dlatego jesteśmy podłączeni do ogólnej sieci.

Zbigniew Walczak: W gminie Gniewino przede wszystkim mamy elektrownię szczytowo-pompową. Nieopodal jest farma wiatraków i przygotowaliśmy jeszcze dwie lokalizacje możliwe dla tego typu przedsięwzięć. Zatem wykorzystujemy dwa źródła: wodę i wiatr.

L.S.: Niedługo może być trzecie źródło.

Z.W.: Jesteśmy gotowi do rozmów o lokalizacji elektrowni jądrowej. Od samego początku informowaliśmy marszałka Kozłowskiego, że nie ma znaczenia, na terenie której gminy powstanie elektrownia. Poza tym nie wiadomo, czy stanie w naszym regionie. Przecież wielkopolskie gminy też starają się o taką inwestycję. Proszę się nie dziwić, tu chodzi o miliardy złotych.

L.S.: Obie gminy stawiają na turystykę, a mimo to różnicie się w podejściu do niektórych źródeł, na przykład do farm wiatrowych.

Z.W.: Nie różnimy się aż tak bardzo. Inne jest położenie gminy Krokowa, a inne gminy Gniewino. Siłownie wiatrowe muszą się wkomponować w krajobraz. Meble w domu stają w wybranych miejscach, gdyż muszą współgrać z przestrzenią. Wiatraki muszą stać w miejscach o stałych i silnych prądach powietrznych.

W powrocie do koncepcji budowy elektrowni jądrowej nad Jeziorem Żarnowieckim nie upatrujemy wyłącznie korzyści finansowych. Musimy rozwijać różne gałęzie dające gminie i jej mieszkańcom dochód, między innymi infrastrukturę turystyczną. Przy okazji takiej inwestycji rozwija się również pozostała infrastruktura: drogi, szkoły.

L.S.: Inwestor chcący postawić taką farmę nie zaprząta sobie głowy walorami krajobrazu i tym, jak na niego wpłynie kilkanaście czy kilkadziesiąt wiatraków.

Z.W.: Każdy ma prawo do wyboru miejsca, które mu najbardziej odpowiada. Jednak wójt, rada gminy czy lokalna społeczność decyduje o akceptacji lub odrzuceniu danej lokalizacji. Oczywiście na energetyce wiatrowej można zarobić, chociaż nie wpływy decydowały o wyrażeniu przez nas zgody na budowę farmy. Jesteśmy gminą, która odprowadza pieniądze do budżetu państwa. Zatem im większe mamy wpływy podatkowe, tym więcej oddajemy. Dlatego w powrocie do koncepcji budowy elektrowni jądrowej nad Jeziorem Żarnowieckim nie upatrujemy wyłącznie korzyści finansowych. Musimy rozwijać różne gałęzie dające gminie i jej mieszkańcom dochód, między innymi infrastrukturę turystyczną. Przy okazji takiej inwestycji rozwija się również pozostała infrastruktura: drogi, szkoły .

J.B.: Zastanawialiśmy się długo nad zezwoleniem na budowę elektrowni wiatrowych na terenie gminy Krokowa. Dotyczyło to zarówno obszaru samej gminy, jak i terenów od strony morza. Zleciliśmy badania specjalistycznym firmom, które po analizie różnych czynników stwierdziły, że może jedno, w najlepszym wypadku dwa miejsca nadają się na tego typu inwestycje. Kolejnym czynnikiem jest rozwój turystyki i nasze starania, by nie tylko tereny nadmorskie cieszyły się zainteresowaniem odwiedzających naszą gminę. Dlatego celowo ograniczamy rozwój urbanistyczny takich miejscowości jak Biała Góra, Dębki czy Karwieńskie Błota, żeby ruch turystyczny przesunąć w głąb lądu. Od kilku lat rozmawiamy też z władzami gminy Gniewino o Jeziorze Żarnowieckim. Mamy gotowe projekty, niektóre już są realizowane, a na inne staramy się zdobyć potrzebne środki – między innymi z Unii Europejskiej. Naszym celem jest stworzenie takich warunków, żeby jak najwięcej naszych mieszkańców mogło czerpać korzyści z turystyki. Kiedy pytamy ich, co sądzą o postawieniu wiatraków, zwykle odpowiadają, że to nie będzie korzystne. Za taką inwestycją opowiedzieli się natomiast mieszkańcy kilku miejscowości, które jednak nie spełniają warunków inwestorów. My wiemy, jakie są korzyści, ale też jakie kłopoty wiążą się z powstaniem takich farm. Widzimy to w sąsiednich gminach: Gniewino oraz Puck.

Przeważająca większość osób, z którymi rozmawiamy, nie boi się elektrowni atomowej na naszym terenie. Oczywiście Czarnobyl zrobił swoje. Jednak technologie i świadomość ludzi się zmieniają.

L.S.: Jeżeli nad Jeziorem Żarnowieckim dojdzie do budowy elektrowni jądrowej, mieszkańcy też będą się obawiali, że turyści przestaną przyjeżdżać.

J.B.: Podróżując po krajach Europy, co rusz natykamy się na elektrownie jądrowe. Szczególnie gęsto usiana jest nimi Francja. Co ciekawe, w tym kraju turystyka rozwija się wyjątkowo dynamicznie. Takie obiekty nie psują krajobrazu, nie zniechęcają też turystów do odwiedzania tych terenów. Jeżeli nowa elektrownia zostanie ulokowana w miejscu, w którym miała stanąć poprzednia, to nie będzie prawie widoczna. Wprawdzie nie robiliśmy jakiegoś sondażu, ale rozmawiamy z mieszkańcami i pytamy, co sądzą o takim pomyśle. Przeważająca większość odpowiada, że nie boi się elektrowni atomowej na naszym terenie. Oczywiście Czarnobyl zrobił swoje. Jednak technologie i świadomość ludzi się zmieniają. Jeden z moich znajomych pochodzący z Żarnowca mieszka dziś w Finlandii. Pracuje w miejscowości, w której jest elektrownia atomowa z reaktorem, który miał być zainstalowany w Żarnowcu. Opowiada, że tamtejsi mieszkańcy nie boją się takiego sąsiedztwa, a reaktor pracuje bezawaryjnie .

L.S.: Jednak akceptacja mieszkańców i samorządów ma swoją cenę i podejrzewam, że we wstępnych rozmowach sygnalizowaliście, jakie są oczekiwania.

J.B.: Takich rozmów jeszcze nie było. Wójtowie gmin Gniewino i Krokowa tylko raz spotkali się w tej sprawie z marszałkiem Janem Kozłowskim. Dopiero kiedy będzie sygnał z Warszawy o wyborze tego miejsca, będziemy mogli przedstawić nasze oczekiwania. Elektrowni wartej kilkanaście miliardów złotych muszą towarzyszyć dodatkowe inwestycje, także w lokalną infrastrukturę.

L.S.: Ale jakąś wstępną listę oczekiwań zapewne przygotowaliście?

Z.W.: Mniej więcej wiemy, o co będziemy się starali. Gminy mają strategie rozwoju, mamy jakieś wstępne porozumienia i zamierzamy walczyć o wspólne cele. Liczymy na poprawę sieci komunikacyjnej, zarówno drogowej, jak i kolejowej. Dla rozwoju turystyki bardzo ważna jest droga wodna, dzięki której będzie można przepłynąć z morza na Jezioro Żarnowieckie. Nie jesteśmy pazerni, ale chyba każdy duży inwestor chce mieć dobre kontakty z lokalną społecznością. Takie inwestycje też mogą być atrakcją turystyczną. Wieża widokowa „Kaszubskie oko” nigdy by nie powstała, gdyby nie istniejący zbiornik elektrowni szczytowo-pompowej.

L.S.: Na terenach obu gmin jest specjalna strefa ekonomiczna. Czy działające tam firmy narzekają na deficyt energii elektrycznej, który jest już odczuwalny w całym regionie?

Z.W.: Tych przedsiębiorstw nie jest aż tak dużo, żeby były problemy z energią elektryczną. W czasie kryzysu zapotrzebowanie jest mniejsze, ale kryzys też się kiedyś skończy i jeżeli nie będzie nowych źródeł, to rzeczywiście mogą pojawić się kłopoty z zasilaniem.

L.S.: Powstanie takiej elektrowni spowoduje napływ nowych mieszkańców. Uwzględniacie to w swoich kalkulacjach?

J.B.: Zaczynamy o tym rozmawiać, gdyż inwestycje towarzyszące budowie elektrowni powinny przewidzieć, że będzie pracowało w tym miejscu kilka tysięcy ludzi, a później kilkaset osób już w czasie normalnej eksploatacji. Czyli potrzebujemy więcej miejsc w szkołach, ośrodkach zdrowia, więcej nowych domów, mieszkań itd. Pracownikami elektrowni będą ludzie wysoko wykwalifikowani, z dużymi oczekiwaniami, ale też dobrze zarabiający.

L.S.: Czyli gminom taka inwestycja się po prostu opłaca.

Z.W.: Tak, i dlatego samorządy w wielu krajach bardzo się starają o takie inwestycje. To będzie korzystne dla naszych gmin, ale też dla całego regionu.

L.S.: Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Energetyczne rolnictwo – kierunek dla Pomorza

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Leszek Szmidtke: Czy przyszłością pomorskiej energetyki są wyłącznie elektrownie jądrowe, węglowe oraz gazowe?

Jan Kiciński: Nasz region potrzebuje energii produkowanej w tzw. systemie skojarzonym. Czyli zarówno dużych elektrowni, takich jak jądrowe lub konwencjonalne, jak i tych na paliwo odnawialne. Nasz makroregion, czyli województwo pomorskie i warmińsko-mazurskie, jest predestynowany do rozwoju energetyki odnawialnej. Mamy potencjalnie duże zasoby biomasy, możemy w małej skali budować kogenerację rozproszoną, czyli gminne lub nawet przydomowe gniazda energetyczne. Mamy też dobre warunki do tworzenia logistyki związanej z wykorzystaniem roślin energetycznych. Pamiętajmy jednak, że energetyka odnawialna nie zaspokoi naszych potrzeb. 20% zapotrzebowania pochodzące ze źródeł odnawialnych to bardzo wysoki wskaźnik. Uważam, że energetyka jądrowa jest niezbędna w naszym regionie, i jestem jej zwolennikiem.

L.S.: Osoby, z którymi do tej pory rozmawiałem o potrzebach energetycznych w naszym regionie, niemal zawsze mówiły o budowaniu dużych elektrowni sieciowych. Natomiast zza oceanu dochodzą sygnały o coraz większym znaczeniu małych, rozproszonych źródeł energii.

J.K.: Gdyby istniał jeden sposób na zabezpieczenie naszych energetycznych potrzeb, to te poszukiwania nie miałyby sensu. Jesteśmy skazani na zrównoważony rozwój wszystkich źródeł i form energii. Te amerykańskie sygnały mówiące o decentralizacji źródeł są odpowiedzią na dzisiejsze potrzeby. Wspominałem, że to bardzo ważny dla naszego regionu kierunek. Gminy, a nawet indywidualne gospodarstwa, będą mogły budować źródła energii oparte na własnych zasobach. Nie możemy jednak zapominać o rozwoju dużej energetyki.

W naszym regionie korzystniejsze jest oparcie się na energetycznym rolnictwie. Można w ten sposób otrzymywać energię elektryczną, cieplną, można też uzyskiwać chłodzenie. Da się to osiągnąć, bazując na biomasie, na biogazowniach rolniczych typu odpadowego.

L.S.: Tylko że w źródłach odnawialnych też są dysproporcje. Rozwijają się farmy wiatrowe i później długo nic, następnie małe elektrownie wodne i nieśmiałe początki wykorzystywania biomasy.

J.K.: Rzeczywiście, wiatraki najbardziej rzucają się w oczy. Natomiast w naszym regionie korzystniejsze jest oparcie się na energetycznym rolnictwie. Można w ten sposób otrzymywać energię elektryczną, cieplną, można też uzyskiwać chłodzenie. Da się to osiągnąć, bazując na biomasie, na biogazowniach rolniczych typu odpadowego. Program Rozwoju Biogazowni jest bardzo obiecujący, tym bardziej że Niemcy oraz Szwedzi bardzo mocno rozwijają te źródła .

L.S.: Czy rolnik znajdzie odpowiednio wydajną i niedrogą technologię, aby mógł się zdecydować na taką biogazownię?

J.K.: To jeszcze mało przystępna i niestety kosztowna technologia. Dlatego chcemy zaproponować rolnikom tańsze rozwiązania. Przygotowaliśmy dwa projekty, z których jeden już nabiera rozpędu, a drugi chcemy uruchomić w najbliższym czasie. Będą to małe przydomowe wiatraki, do tego wodne pikoturbiny działające nawet przy niewielkich spadkach wody. W niedalekiej przyszłości może zostanie to skojarzone z ogniwami paliwowymi. I wreszcie kotły ekologiczne skojarzone z urządzeniami kogeneracyjnymi. W kotłach na biomasę będzie turbina i otrzymamy ciepło, energię elektryczną, a dodatkowo będzie można zainstalować pompę cieplną i wytwarzać chłodzenie – i już mamy poligenerację.

L.S.: Czy są to projekty powstające w Instytucie Maszyn Przepływowych?

J.K.: Nie, to są pomysły Bałtyckiego Klastra Ekoenergetycznego. Skupia on około 50 partnerów: uczelni, przedsiębiorstw, jednostek samorządowych. Instytut jest tylko koordynatorem działalności klastra.

L.S.: Prawie dwa lata temu rozmawialiśmy o projektach, którymi będzie się zajmował klaster. Co w tym czasie udało się osiągnąć?

J.K.: Cały czas zabiegamy o środki. Wcześniej opracowaliśmy dwa największe ekoenergetyczne projekty w kraju. Przygotowanie wszystkiego z całą dodatkową dokumentacją, studium wykonalności zajęło sporo czasu. Procedura kwalifikacyjna się opóźniała i prawie rok zajęło zatwierdzenie pierwszego projektu. Pieniądze już zaczęły spływać i możemy rozpocząć prace. Będą się one toczyły równolegle w kilku miejscach: w Gdańsku koordynujemy całość i zajmujemy się mikrosiłowniami kogeneracyjnymi, w Olsztynie będzie rozwijany program biogazowni rolniczych, we Wrocławiu program biogazowni odpadowych, a w Instytucie Energetyki program ogniw paliwowych. Projekt ruszył w styczniu, więc stawiamy pierwsze kroki.

L.S.: Czy to stwarza szansę, że za jakiś czas większość gospodarstw rolniczych będzie miała niezależne źródła energii elektrycznej i cieplnej?

J.K.: Chcielibyśmy do tego doprowadzić, chociaż pełnej niezależności takie gospodarstwa nie będą miały. Jednak korzystanie z takiej technologii przyniesie wiele korzyści i oszczędności. W ten sposób realizujemy program innowacyjnej gospodarki.

L.S.: A drugi projekt?

J.K.: Przedmiotem drugiego projektu są ekosiłownie poligeneracyjne. Mam nadzieję, że dzięki tym pracom uda się wyposażyć laboratoria badawcze na dłużej. Tym bardziej że w Polsce próżno szukać porządnego laboratorium zajmującego się mikrosiłowniami. Mamy poważnych partnerów, między innymi Pomorską Specjalną Strefę Ekonomiczną.

L.S.: Zdaje się, że mamy sporo do nadgonienia, gdyż już dziś w Szwecji 1% energii elektrycznej i 20% cieplnej pochodzi z odpadów.

J.K.: Tak, świat bardzo się interesuje pozyskiwaniem energii z odnawialnych źródeł. Nie ma też co ukrywać, że jest to energia dla bogatych. W USA coraz powszechniejsze jest przekonanie, że taka energetyka bardziej stymuluje rozwój gospodarczy. Proszę też pamiętać, że kilka lat temu kraje Unii Europejskiej zobowiązały się do realizacji pakietu 3 x 20, czyli ograniczenia emisji CO2 i zwiększenia udziału energetyki odnawialnej w ogólnym bilansie. Te drastyczne dla dużych elektrowni węglowych ograniczenia emisji dwutlenku węgla w dłuższym czasie będą napędzały innowacyjną gospodarkę. Będzie to bardzo kosztowne, szczególnie boleśnie mogą to odczuć takie kraje jak Polska, ale po jakimś czasie zauważymy, że się opłaciło. Tym bardziej że mamy naprawdę duże rezerwy.

Energetyka wodna ma swoje miejsce w naszym regionie. Natomiast większy potencjał, moim zdaniem, drzemie w programie siłowni kogeneracyjnych opartych na lokalnych źródłach o charakterze rolniczym.

L.S.: Pomorska energetyka ponad 100 lat temu rozpoczęła się od małych elektrowni wodnych. Czy to źródło ma przed sobą podobną perspektywę jak biogazownie?

J.K.: Energetyka wodna ma swoje miejsce w naszym regionie. Natomiast większy potencjał, moim zdaniem, drzemie w programie siłowni kogeneracyjnych opartych na lokalnych źródłach o charakterze rolniczym. Jest pewien segment wodnej energetyki związany z ultraniskospadowymi elektrowniami czy też pikoturbinami pracującymi bez potrzeby spiętrzania wody, ale to będzie margines energetyki odnawialnej .

L.S.: Jednak w takim regionie jak Pomorze wiele domów stoi nad rzekami oraz strumieniami i jeżeli nie trzeba będzie budować potężnych fundamentów pod turbiny, kopać kanałów, a tym bardziej zbiorników piętrzących wodę, to liczba zainteresowanych znacznie wzrośnie.

J.K.: Oczywiście. Tym bardziej że osiągana moc wystarczy dla domowych gospodarstw. Jednak taki wiatraczek, mała turbina, a w przyszłości ogniwo paliwowe, fotovoltaika zaczną zaspokajać te małe potrzeby energetyczne. W jednym z naszych programów ujęliśmy te przyszłościowe źródła i nazwaliśmy je „Energią wprost z natury”.

L.S.: Ta technologia jest skierowana do indywidualnych odbiorców, ewentualnie do niewielkiej ich grupy. Przemysł potrzebuje jednak odpowiedniej jakości energii elektrycznej.

J.K.: Ma pan rację. Tylko że małych odbiorców są setki tysięcy, a nawet miliony. Dlatego w jednym z projektów proponujemy przestawienie gospodarstw domowych na turbiny z czynnikami niskowrzącymi. Czyli produkcja energii elektrycznej na poziomie 20 kW i kilku kW energii cieplnej. Wielkie koncerny energetyczne, choćby nasza Energa, widzą, jak poważnym klientem będą producenci energii na własny użytek. Trzeba ich podłączyć do sieci, nie zniechęcać biurokracją. To będzie kosztowna inwestycja, ale zwróci się po pewnym czasie.

L.S.: Czy nasz region jest przygotowany, czy chce się przygotować na przyjęcie dużych inwestycji energetycznych?

J.K.: Wiele lat temu nasz instytut budował kadrę dla energetyki jądrowej. Koncentrowaliśmy się na turbinach dla takiej elektrowni, później te same turbiny dostosowywaliśmy do potrzeb elektrowni konwencjonalnych i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zająć się ponownie turbinami dedykowanymi energetyce jądrowej. Natomiast największe wyzwanie to przygotowanie odpowiednich kadr i, jak sądzę, Politechnika Gdańska uruchomi odpowiedni kierunek studiów.

L.S.: Przygotowuje się do tego Politechnika Poznańska.

J.K.: Nasza uczelnia techniczna pewnie pójdzie tym śladem. Budowa elektrowni jądrowej trwa kilkanaście lat i jest trochę czasu na wykształcenie i przygotowanie ludzi do pracy w takim miejscu. Nie martwię się też o stronę technologiczną, gdyż energetyka jądrowa jest bardzo dokładnie rozpracowana i bezpieczna. Możemy bez większego problemu kupić dobre technologie. Boję się społecznych reakcji. Ciągle w świadomości ludzi pokutuje Czarnobyl. Oczywiście można się zastanawiać, czy lepiej produkować taką energię w naszym kraju, czy też sprowadzać z zagranicy. Moim zdaniem, więcej argumentów przemawia za zbudowaniem własnych źródeł energetyki jądrowej.

L.S.: Dziękuję za rozmowę.

Skip to content