Categories
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Energetyczne rolnictwo – kierunek dla Pomorza

prof. dr hab. inż. Jan Kiciński

zastępca dyrektora Instytutu Maszyn Przepływowych Polskiej Akademii Nauk w Gdańsku

Rozmowę prowadzi Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Leszek Szmidtke: Czy przyszłością pomorskiej energetyki są wyłącznie elektrownie jądrowe, węglowe oraz gazowe?

Jan Kiciński: Nasz region potrzebuje energii produkowanej w tzw. systemie skojarzonym. Czyli zarówno dużych elektrowni, takich jak jądrowe lub konwencjonalne, jak i tych na paliwo odnawialne. Nasz makroregion, czyli województwo pomorskie i warmińsko-mazurskie, jest predestynowany do rozwoju energetyki odnawialnej. Mamy potencjalnie duże zasoby biomasy, możemy w małej skali budować kogenerację rozproszoną, czyli gminne lub nawet przydomowe gniazda energetyczne. Mamy też dobre warunki do tworzenia logistyki związanej z wykorzystaniem roślin energetycznych. Pamiętajmy jednak, że energetyka odnawialna nie zaspokoi naszych potrzeb. 20% zapotrzebowania pochodzące ze źródeł odnawialnych to bardzo wysoki wskaźnik. Uważam, że energetyka jądrowa jest niezbędna w naszym regionie, i jestem jej zwolennikiem.

L.S.: Osoby, z którymi do tej pory rozmawiałem o potrzebach energetycznych w naszym regionie, niemal zawsze mówiły o budowaniu dużych elektrowni sieciowych. Natomiast zza oceanu dochodzą sygnały o coraz większym znaczeniu małych, rozproszonych źródeł energii.

J.K.: Gdyby istniał jeden sposób na zabezpieczenie naszych energetycznych potrzeb, to te poszukiwania nie miałyby sensu. Jesteśmy skazani na zrównoważony rozwój wszystkich źródeł i form energii. Te amerykańskie sygnały mówiące o decentralizacji źródeł są odpowiedzią na dzisiejsze potrzeby. Wspominałem, że to bardzo ważny dla naszego regionu kierunek. Gminy, a nawet indywidualne gospodarstwa, będą mogły budować źródła energii oparte na własnych zasobach. Nie możemy jednak zapominać o rozwoju dużej energetyki.

W naszym regionie korzystniejsze jest oparcie się na energetycznym rolnictwie. Można w ten sposób otrzymywać energię elektryczną, cieplną, można też uzyskiwać chłodzenie. Da się to osiągnąć, bazując na biomasie, na biogazowniach rolniczych typu odpadowego.

L.S.: Tylko że w źródłach odnawialnych też są dysproporcje. Rozwijają się farmy wiatrowe i później długo nic, następnie małe elektrownie wodne i nieśmiałe początki wykorzystywania biomasy.

J.K.: Rzeczywiście, wiatraki najbardziej rzucają się w oczy. Natomiast w naszym regionie korzystniejsze jest oparcie się na energetycznym rolnictwie. Można w ten sposób otrzymywać energię elektryczną, cieplną, można też uzyskiwać chłodzenie. Da się to osiągnąć, bazując na biomasie, na biogazowniach rolniczych typu odpadowego. Program Rozwoju Biogazowni jest bardzo obiecujący, tym bardziej że Niemcy oraz Szwedzi bardzo mocno rozwijają te źródła .

L.S.: Czy rolnik znajdzie odpowiednio wydajną i niedrogą technologię, aby mógł się zdecydować na taką biogazownię?

J.K.: To jeszcze mało przystępna i niestety kosztowna technologia. Dlatego chcemy zaproponować rolnikom tańsze rozwiązania. Przygotowaliśmy dwa projekty, z których jeden już nabiera rozpędu, a drugi chcemy uruchomić w najbliższym czasie. Będą to małe przydomowe wiatraki, do tego wodne pikoturbiny działające nawet przy niewielkich spadkach wody. W niedalekiej przyszłości może zostanie to skojarzone z ogniwami paliwowymi. I wreszcie kotły ekologiczne skojarzone z urządzeniami kogeneracyjnymi. W kotłach na biomasę będzie turbina i otrzymamy ciepło, energię elektryczną, a dodatkowo będzie można zainstalować pompę cieplną i wytwarzać chłodzenie – i już mamy poligenerację.

L.S.: Czy są to projekty powstające w Instytucie Maszyn Przepływowych?

J.K.: Nie, to są pomysły Bałtyckiego Klastra Ekoenergetycznego. Skupia on około 50 partnerów: uczelni, przedsiębiorstw, jednostek samorządowych. Instytut jest tylko koordynatorem działalności klastra.

L.S.: Prawie dwa lata temu rozmawialiśmy o projektach, którymi będzie się zajmował klaster. Co w tym czasie udało się osiągnąć?

J.K.: Cały czas zabiegamy o środki. Wcześniej opracowaliśmy dwa największe ekoenergetyczne projekty w kraju. Przygotowanie wszystkiego z całą dodatkową dokumentacją, studium wykonalności zajęło sporo czasu. Procedura kwalifikacyjna się opóźniała i prawie rok zajęło zatwierdzenie pierwszego projektu. Pieniądze już zaczęły spływać i możemy rozpocząć prace. Będą się one toczyły równolegle w kilku miejscach: w Gdańsku koordynujemy całość i zajmujemy się mikrosiłowniami kogeneracyjnymi, w Olsztynie będzie rozwijany program biogazowni rolniczych, we Wrocławiu program biogazowni odpadowych, a w Instytucie Energetyki program ogniw paliwowych. Projekt ruszył w styczniu, więc stawiamy pierwsze kroki.

L.S.: Czy to stwarza szansę, że za jakiś czas większość gospodarstw rolniczych będzie miała niezależne źródła energii elektrycznej i cieplnej?

J.K.: Chcielibyśmy do tego doprowadzić, chociaż pełnej niezależności takie gospodarstwa nie będą miały. Jednak korzystanie z takiej technologii przyniesie wiele korzyści i oszczędności. W ten sposób realizujemy program innowacyjnej gospodarki.

L.S.: A drugi projekt?

J.K.: Przedmiotem drugiego projektu są ekosiłownie poligeneracyjne. Mam nadzieję, że dzięki tym pracom uda się wyposażyć laboratoria badawcze na dłużej. Tym bardziej że w Polsce próżno szukać porządnego laboratorium zajmującego się mikrosiłowniami. Mamy poważnych partnerów, między innymi Pomorską Specjalną Strefę Ekonomiczną.

L.S.: Zdaje się, że mamy sporo do nadgonienia, gdyż już dziś w Szwecji 1% energii elektrycznej i 20% cieplnej pochodzi z odpadów.

J.K.: Tak, świat bardzo się interesuje pozyskiwaniem energii z odnawialnych źródeł. Nie ma też co ukrywać, że jest to energia dla bogatych. W USA coraz powszechniejsze jest przekonanie, że taka energetyka bardziej stymuluje rozwój gospodarczy. Proszę też pamiętać, że kilka lat temu kraje Unii Europejskiej zobowiązały się do realizacji pakietu 3 x 20, czyli ograniczenia emisji CO2 i zwiększenia udziału energetyki odnawialnej w ogólnym bilansie. Te drastyczne dla dużych elektrowni węglowych ograniczenia emisji dwutlenku węgla w dłuższym czasie będą napędzały innowacyjną gospodarkę. Będzie to bardzo kosztowne, szczególnie boleśnie mogą to odczuć takie kraje jak Polska, ale po jakimś czasie zauważymy, że się opłaciło. Tym bardziej że mamy naprawdę duże rezerwy.

Energetyka wodna ma swoje miejsce w naszym regionie. Natomiast większy potencjał, moim zdaniem, drzemie w programie siłowni kogeneracyjnych opartych na lokalnych źródłach o charakterze rolniczym.

L.S.: Pomorska energetyka ponad 100 lat temu rozpoczęła się od małych elektrowni wodnych. Czy to źródło ma przed sobą podobną perspektywę jak biogazownie?

J.K.: Energetyka wodna ma swoje miejsce w naszym regionie. Natomiast większy potencjał, moim zdaniem, drzemie w programie siłowni kogeneracyjnych opartych na lokalnych źródłach o charakterze rolniczym. Jest pewien segment wodnej energetyki związany z ultraniskospadowymi elektrowniami czy też pikoturbinami pracującymi bez potrzeby spiętrzania wody, ale to będzie margines energetyki odnawialnej .

L.S.: Jednak w takim regionie jak Pomorze wiele domów stoi nad rzekami oraz strumieniami i jeżeli nie trzeba będzie budować potężnych fundamentów pod turbiny, kopać kanałów, a tym bardziej zbiorników piętrzących wodę, to liczba zainteresowanych znacznie wzrośnie.

J.K.: Oczywiście. Tym bardziej że osiągana moc wystarczy dla domowych gospodarstw. Jednak taki wiatraczek, mała turbina, a w przyszłości ogniwo paliwowe, fotovoltaika zaczną zaspokajać te małe potrzeby energetyczne. W jednym z naszych programów ujęliśmy te przyszłościowe źródła i nazwaliśmy je „Energią wprost z natury”.

L.S.: Ta technologia jest skierowana do indywidualnych odbiorców, ewentualnie do niewielkiej ich grupy. Przemysł potrzebuje jednak odpowiedniej jakości energii elektrycznej.

J.K.: Ma pan rację. Tylko że małych odbiorców są setki tysięcy, a nawet miliony. Dlatego w jednym z projektów proponujemy przestawienie gospodarstw domowych na turbiny z czynnikami niskowrzącymi. Czyli produkcja energii elektrycznej na poziomie 20 kW i kilku kW energii cieplnej. Wielkie koncerny energetyczne, choćby nasza Energa, widzą, jak poważnym klientem będą producenci energii na własny użytek. Trzeba ich podłączyć do sieci, nie zniechęcać biurokracją. To będzie kosztowna inwestycja, ale zwróci się po pewnym czasie.

L.S.: Czy nasz region jest przygotowany, czy chce się przygotować na przyjęcie dużych inwestycji energetycznych?

J.K.: Wiele lat temu nasz instytut budował kadrę dla energetyki jądrowej. Koncentrowaliśmy się na turbinach dla takiej elektrowni, później te same turbiny dostosowywaliśmy do potrzeb elektrowni konwencjonalnych i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zająć się ponownie turbinami dedykowanymi energetyce jądrowej. Natomiast największe wyzwanie to przygotowanie odpowiednich kadr i, jak sądzę, Politechnika Gdańska uruchomi odpowiedni kierunek studiów.

L.S.: Przygotowuje się do tego Politechnika Poznańska.

J.K.: Nasza uczelnia techniczna pewnie pójdzie tym śladem. Budowa elektrowni jądrowej trwa kilkanaście lat i jest trochę czasu na wykształcenie i przygotowanie ludzi do pracy w takim miejscu. Nie martwię się też o stronę technologiczną, gdyż energetyka jądrowa jest bardzo dokładnie rozpracowana i bezpieczna. Możemy bez większego problemu kupić dobre technologie. Boję się społecznych reakcji. Ciągle w świadomości ludzi pokutuje Czarnobyl. Oczywiście można się zastanawiać, czy lepiej produkować taką energię w naszym kraju, czy też sprowadzać z zagranicy. Moim zdaniem, więcej argumentów przemawia za zbudowaniem własnych źródeł energetyki jądrowej.

L.S.: Dziękuję za rozmowę.

Dodaj komentarz

Skip to content