Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Dlaczego warto inwestować w humanistykę?

Kiedy Henry Ford, inicjator taśmowej organizacji pracy, fundował muzea i wprowadzał dla pracowników swoich fabryk pakiety socjalne, trudno go było podejrzewać o kierowanie się względami humanitaryzmu lub ideałami humanistycznymi. Jego motywację stanowiła zasada egoistycznego dążenia do zysku, sformułowana już w XVIII wieku przez Adama Smitha, notabene wykładowcy filozofii. Polepszenie jakości życia pracownika i działania za rzecz rozwoju kultury nie tylko poprawiały wizerunek amerykańskiej firmy – największego wówczas koncernu przemysłu motoryzacyjnego – ale były również dla Forda-biznesmena inwestycją. Trudno byłoby podać mierzalny we wpływach finansowych zysk przedsiębiorstwa, niemniej poprawa wydajności pracy zadowolonych pracowników, jak też popularność samego Forda w amerykańskim społeczeństwie przekładały się korzystnie na wyniki jego przedsiębiorstwa.

Niepokojące jest, że pomimo dostrzegalnej w całej Unii Europejskiej potrzeby wzrostu nakładów na naukę zgodnie ze Strategią Lizbońską, pomija się lub przemilcza konieczność inwestowania w szeroko rozumianą humanistykę.

Podstawą zasadą gospodarki wolnorynkowej jest, że jej uczestnicy podejmują działania, kierując się chęcią zysku. Inwestycje w naukę, także te moderowane przez państwo, znajdą swoje poparcie społeczne (przekładające się również na poparcie polityczne dla konkretnych partii) zarówno wśród zwykłych obywateli, jak i przedsiębiorców, jeśli płatnicy podatków będą spodziewali się zwrotu zainwestowanych pieniędzy w przyszłości. Niestety, inwestycje w naukę, w tym humanistykę, przynoszą efekty po wielu latach, ewentualne sukcesy trudno jest przedstawić wyborcom jako rezultat własnej polityki, zaś w sektorze prywatnym jedynie największych przedsiębiorców stać na długookresowe inwestycje lub mecenat. Niestety, konieczność inwestycji w naukę i edukację jest w naszym kraju ignorowana. Polska znajduje się na szarym końcu państw europejskich pod względem wydatków na naukę; według projektowanego budżetu na 2009 rok, nakłady na nią mają wynieść ok. 1,4 proc. wydatków budżetu państwa, co stanowi 0,4 proc. PKB. Dla porównania, Niemcy w 2004 roku na badania i rozwój przeznaczały 2,5 proc. PKB. Działania polskiego rządu i samorządów terytorialnych na rzecz rozwoju innowacyjności i transferu nowoczesnych technologii do gospodarki w rodzaju prowadzenia kierunków zlecanych dla studiujących nauki matematyczne i przyrodnicze lub fundowania stypendiów dla doktorantów, choć jak najzupełniej słuszne, stanowią listek figowy, przysłaniający indolencję rodzimych instytucji państwowych w dziedzinie wspierania nauki. W tym kontekście niepokojące jest, że pomimo dostrzegalnej w całej Unii Europejskiej potrzeby wzrostu nakładów na naukę zgodnie ze Strategią Lizbońską, pomija się konieczność inwestowania w szeroko rozumianą humanistykę. Pomijanie humanistyki niepokoi także dlatego, że w ciągu ostatniego stulecia podział nauk na humanistyczne i ścisłe staje się podziałem czysto umownym, a niedoinwestowanie jednej z nauk w perspektywie długookresowej odbija się na pozostałych. Recept na poprawę kondycji nauk humanistycznych należy jednak szukać nie tylko w wzroście nakładów na badania i szkolnictwo, ale także w przeformułowaniu modelu edukacji.

 

Zmiana modelu edukacji

 

Podział nauk na ścisłe (przyrodnicze i matematyczne) i humanistyczne dezaktualizuje się stopniowo od XIX wieku; o ile da się go bronić przy rozumieniu nauki jako pewnego abstrakcyjnego efektu badań uczonych, to jego utrzymanie w nauczaniu jest przeżytkiem. W niemal każdej dyscyplinie nauczania i badań na szkołach wyższych konieczne jest łączenie dokonań przedstawicieli różnych dziedzin wiedzy. Chociaż nie zawsze w pracy chemika przydadzą się efekty badań filozofów nauki w dziedzinie metodologii, na pewno potrzebna jest mu elementarna wiedza z dziedziny prawa – wykorzystywania i cytowania cudzych prac, jak też możliwości ochrony efektów własnej pracy poprzez prawo autorskie i prawo własności intelektualnej. Podobnie historyk lub archeolog w badaniach wykorzystuje metody opracowywane przez fizyków i chemików np. dla datowania obiektów lub analizy wykorzystywanych w przeszłości materiałów. Wadą polskiej edukacji w szkołach wyższych jest niedostateczna obecność pokrewnych lub nawet odległych dziedzin nauk w ramach wykładów na konkretnym fakultecie. Sztywne programy nauczania nie tylko w szkołach średnich, ale również w szkolnictwie wyższym powodują, że przeciętny absolwent nie tylko niczym nie wyróżnia się spośród pozostałych, ale ma jedynie wąską, specjalistyczną wiedzę. Studentom i uczniom – przynajmniej liceów – powinno się zapewnić możliwość samodzielnego wyboru przedmiotów prócz wymaganego na danym kierunku minimum z określonej specjalności. Taki model edukacji przyjęto w krajach skandynawskich i anglosaskich, które chlubią się znaczącym rozwojem edukacji i nauki, także nauk humanistycznych.

Kwalifikacje pożądane obecnie na rynku pracy mogą okazać się zupełnie niepotrzebne za dwadzieścia lat. W tej perspektywie niewątpliwą zaletą nauk humanistycznych jest kształcenie ogólnej kompetencji do samodzielnych badań, jak i poznawania rzeczywistości społecznej w określonym kontekście.

Obecnie przeciętny student kierunków ścisłych z humanistyką styka się jedynie poprzez wykłady związane z metodologią nauk i filozofią sprowadzoną do bardzo skróconego, a przez to i sztampowego wykładu historii filozofii. Duże zainteresowanie kierunkami humanistycznymi (także studiowanymi jako drugi fakultet), często spłycająco tłumaczone postrzeganiem ich jako łatwiejszych, świadczy o tym, że wielu studentów odczuwa potrzebę humanistycznej formacji. Nawet absolwenci kierunków zamawianych, uznanych przez państwo za kluczowe dla rozwoju gospodarki, muszą liczyć się ze świadomością, że w nowoczesnej gospodarce wolnorynkowej przeciętny pracownik zmienia miejsce pracy i zamieszkania przynajmniej kilkakrotnie w ciągu życia. Kwalifikacje pożądane obecnie na rynku pracy mogą okazać się zupełnie niepotrzebne za dwadzieścia lub trzydzieści lat wraz z gwałtownymi przemianami technologii. W tej perspektywie niewątpliwą zaletą nauk humanistycznych jest kształcenie ogólnej kompetencji do samodzielnych badań, jak i poznawania rzeczywistości społecznej w określonym kontekście – historyk lub filolog dzięki ukończonym studiom powinien szerzej rozumieć tę rzeczywistość niż absolwent telekomunikacji. Osoba o wykształceniu humanistycznym również o wiele lepiej niż absolwent kierunku o wąskiej specjalności przygotowana jest do samokształcenia oraz udziału w tzw. ustawicznej edukacji.

 

Ilość nie przechodzi w jakość

 

Niepokojącym paradoksem w polskiej edukacji jest fakt, że kierunki, które potencjalnie powinny gwarantować zatrudnienie, nie cieszą się popularnością. Prawdziwą aberracją jest rozpoczynanie edukacji policealnej dla celów niezwiązanych w najmniejszym stopniu z planami zawodowymi lub chęcią kształcenia – dla uniknięcia służby wojskowej, otrzymania stypendium socjalnego, taniego kredytu studenckiego lub mieszkania w akademiku. Wbrew powszechnej opinii odczuwalny w Polsce brak wykwalifikowanych pracowników fizycznych nie stanowi skutku jedynie emigracji zarobkowej, ale również niedostosowania oferty edukacyjnej do potrzeb gospodarki. Powszechnie dostępne szkolnictwo wyższe w obecnej postaci bynajmniej nie służy polskiej gospodarce, ponieważ wybór kierunku studiów, jak i sama decyzja ich podjęcia nie jest decyzją ekonomiczną przyszłego studenta.

 

Publiczne uczelnie wyższe nieraz celowo przyjmują dużą ilość kandydatów na studia stacjonarne, ponieważ umożliwia im to czerpanie dochodów z prowadzenia na uczelni studiów niestacjonarnych, zgodnie z zapisem art. 163 ust. 2 ustawy o szkolnictwie wyższym: „w uczelni publicznej liczba studentów studiujących na studiach stacjonarnych nie może być mniejsza od liczby studentów studiujących na studiach niestacjonarnych”. Co prawda opłaty pobierane od studentów niestacjonarnych zgodnie z zapisem wspomnianej ustawy nie mogą przekraczać kosztów ponoszonych w celu prowadzenia studiów niestacjonarnych, niemniej w praktyce koszty np. unowocześnienia budynków trudno jest przypisać jako służące wyłącznie studentom zaocznym. W rezultacie na kierunki humanistyczne – stosunkowo „tanie” w prowadzeniu – przyjmuje się setki studentów, którzy nie mają szans na znalezienie pracy w zawodzie, a których wyniki matur nie świadczą bynajmniej o predyspozycji do podjęcia określonych studiów. Kilkuletnie kształcenie osoby, która następnie nie ma możliwości podjęcia pracy jako filozof lub filolog, jest bezspornie nietrafioną i zmarnowaną inwestycją. Być może słusznym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie mniejszych limitów przyjęć na studia stacjonarne (tak np. w Brazylii próbowano rozwiązać problem „nadprodukcji” absolwentów prawa) dostosowanych do realiów rynku pracy lub odpłatności za studia przy sprawnym systemie pomocy socjalnej i zdecydowanej reformie kredytów studenckich; wówczas o ilości studentów, także kierunków humanistycznych, decydowałyby w większym stopniu kalkulacja ekonomiczna i pasja studiujących. Polski, zwłaszcza przy tak małych nakładach na edukację i naukę, na marnotrawstwo środków nie stać.

 

Czy kapitalizm potrzebuje humanistów?

 

Przy ograniczonych środkach najprostszym rozwiązaniem zdawałoby się wprowadzenie cięć w wydatkach; z pewnością wielu obywateli przyklasnęłoby pomysłowi likwidacji lub okrojeniu wydziałów filozofii lub socjologii na rzecz tak promowanych kierunków potrzebnych gospodarce. Kapitalizm nie jest jednak systemem zamkniętym, który funkcjonuje jedynie w oparciu o czystą grę ścierających się na rynku przedsiębiorców. Prawidłowo funkcjonująca gospodarka potrzebuje zakorzenienia w nowoczesnym społeczeństwie. Wszakże prócz parametrów ekonomicznych inwestorzy biorą pod uwagę również m.in. takie czynniki, jak poziom korupcji i przestępczości w danym kraju, jego atrakcyjność kulturalną dla pracowników czy możliwość współpracy z organizacjami pozarządowymi. Na każdym z wymienionych pól, a przecież przykłady możnaby mnożyć, zaznacza się oddziaływanie dokonań nauk społecznych i humanistycznych – takich jak prawoznawstwo, kulturoznawstwo i etnologia, socjologia, politologia.

 

W tym świetle pewnego rodzaju sprzecznością jawi się lansowana przez Unię Europejską idea prowadzenia centrów innowacyjności czy też transferu nowoczesnych technologii, tak jakby innowacyjnością i przedsiębiorczością dało się administrować. Instytucje te mają być nastawione na współpracę pomiędzy gospodarką a nauką – zwłaszcza naukami, które wypracowują nowoczesne technologie – zupełnie jednak pomija się konieczność kreowania także poprzez naukę i edukację postaw ludzi otwartych na zmiany i nowe idee.

 

Warto chyba przypomnieć, że sama idea integracji europejskiej nie była wymysłem czysto ekonomicznym, choć rozpoczęła ją współpraca na polu gospodarczym. Idea, a zarazem postulat integracji Europy wyszła spośród kręgów humanistów – socjologów, filozofów i literatów. Jej pełna realizacja nie może odbywać się jedynie na polu gospodarczym. Przed naukami humanistycznymi w dobie jednoczącej się Europy stoi wyzwanie utworzenia nowych wzorców i postaw świadomego Europejczyka – obywatela Europy.

Innowacyjny pracownik to nie tylko taki, który zna najnowsze technologie, ale także ten, który potrafi szybko przyswajać wiedzę i aktywnie poszukiwać źródeł informacji.

Ważne jest również kreowanie przemian w świadomości społecznej – jedyny korzystny klimat dla gospodarki może dać społeczeństwo, w którym obecna jest kultura prawna, postawa obywatelska jego członków, jak też rozwinięta kultura odpowiedzialności i szerokie horyzonty. Innowacyjny pracownik to nie tylko taki, który zna najnowsze technologie, ale także ten, który potrafi szybko przyswajać wiedzę i aktywnie poszukiwać źródeł informacji.

 

Dużo mówi się w Europie, także z powodu mody na tzw. polityczną poprawność i tolerancję, o potrzebie wzajemnego zrozumienia i wybaczenia między nieraz skonfliktowanymi w przeszłości narodami. Trendy te pozostaną jednak jedynie modą wśród elit, jeśli polska humanistyka nie przyswoi zwykłemu przeciętnemu Polakowi znajomości historii i kultury pozostałych narodów. Polak wyjeżdżający do pracy na Zachodzie nieraz nie tylko nie posiada dostatecznych kompetencji językowych, ale też podstawowej wiedzy o kulturze i historii innych państw, dlatego przed polską humanistyką stoi zadanie nie tylko poznania i przyswojenia obcego dorobku, ale również przyswojenia go społeczeństwu.

 

Przy braku odpowiedniej polityki sprzyjającej rozwojowi nauk humanistycznych, jak też przedsiębiorców, którzy zupełnie słusznie nie widzą wyraźnych i bezpośrednich korzyści we współpracy z naukami humanistycznymi, konieczne dla środowisk akademickich jest podjęcie współpracy zarówno wewnątrz uczelni – pomiędzy różnymi wydziałami humanistycznymi – jak również z organizacjami pozarządowymi. W województwie pomorskim świetnym przykładem skuteczności takich działań są inicjatywy podejmowane przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie wraz z gdańskim środowiskiem akademickim.

 

Wielkim zadaniem dla socjologów, pedagogów, politologów, etyków i naukowców innych specjalności jest wypracowanie modelu tożsamości europejskiej, postawy, która jednocześnie pozwoli zachować własne poczucie narodowej czy regionalnej odrębności, jak też wspólnoty z innymi narodami. Integracja europejska, ale też zjawiska globalizacji i regionalizmu są polem badań dla wszystkich nauk społecznych i humanistycznych, przy czym naukowcy nie mogą w nich zachowywać jedynie postawy biernych obserwatorów. Przeformułowaniu będzie wymagać zmiana ideału uczonego jako badacza stroniącego od zbytniego zaangażowania, naukowiec – zarówno humanista jak i przyrodoznawca – musi stać się równocześnie politykiem, lobbystą i biznesmenem.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Pomysł autora czy uczelni? Zarządzanie własnością intelektualną według najlepszych

Transfer technologii jest nieodzownym elementem współczesnej nauki, który towarzyszy najlepszym uczelniom i jednostkom badawczo-rozwojowym (JBR) na świecie. W proces ten zaangażowani są najczęściej trzej gracze: naukowiec (wynalazca, innowator), uczelnia bądź JBR oraz inwestor, który wspiera finansowo rozwój pomysłu w celu wprowadzenia go na rynek i odnoszenia korzyści finansowych z tego tytułu. W Polsce coraz częściej mówi się o roli uczelni w zakresie wspierania komercjalizacji badań, a nie tylko jako o miejscu ich wytworzenia. Tym samym uczelnia zaczyna pełnić podwójną rolę w swojej misji. Staje się miejscem, które daje szansę i możliwości naukowcom na rozwój siebie i swoich pomysłów poprzez m.in. udostępnienie specjalistycznej infrastruktury, co przekłada się na udział uczelni w tworzeniu wynalazków. Jednocześnie, uczelnia może być podmiotem wspierającym transfer technologii z nauki do biznesu poprzez obsługiwanie samego procesu i pomoc w kontakcie pomiędzy twórcą a potencjalnym inwestorem.

Na podstawie doświadczeń międzynarodowych można wyróżnić dwa podejścia do komercjalizacji i sposobów podziału majątkowych praw autorskich:

  • model oparty na tym, że prawa autorskie pozostają przy twórcy, a naukowiec może wybrać drogę komercjalizacji, stosowany np. na University of Cambridge w Wielkiej Brytanii;
  • model, zgodnie z którym prawa autorskie należą do uczelni, stosowany np. w Stanach Zjednoczonych.

Oba modele dostarczają uczelniom środków do angażowania się profesjonalnie w transfer technologii i komercjalizację oraz motywują naukowców do kreatywnego podejścia do badań. Ponadto, oba modele pozwalają naukowcom na czerpanie korzyści ekonomicznych z tego, co tworzą – na określonych regułach.

Model brytyjski – większa swoboda twórcy

Do niedawna jeszcze (do 2005 r.) na Uniwersytecie Cambridge panował bardzo liberalny system. Podobnie jak w Szwecji i Finlandii, majątkowe prawa autorskie do wyników badań należały do twórcy. Jednak w 2005 r. wprowadzono nowy regulamin, który jasno precyzuje, że właścicielem praw jest uczelnia, ale naukowiec otrzymuje określoną część przychodów z korzystania z wyników jego prac przez podmioty zewnętrzne. Model Cambridge daje naukowcowi możliwość wyboru, czy komercjalizować swój pomysł z udziałem Cambridge Enterprise (opting-in ) czy bez (opting-out ). Niezależnie od decyzji, musi wziąć pod uwagę prawa uczelni do korzyści z wyników badań.

Model ten pozostawia naukowcowi większą swobodę w działaniu. Sam może podejmować decyzję odnośnie partnerów, inwestorów, wejścia na rynek itp. Jednocześnie, w obu przypadkach naukowiec może korzystać z usług Cambridge Enterprise, jednak w sytuacji strategii opting-out są one sprzedawane na zasadach komercyjnych.

Na Uniwersytecie w Oxfordzie również funkcjonuje podmiot, który został powołany specjalnie w celu występowania w imieniu uczelni w procesie komercjalizacji. Jego zadaniem jest dbanie zarówno o interesy uczelni, jak i naukowca. Działalność pozwala na pozyskiwanie finansowania na bieżącą działalność i zapewnienie specjalistycznych usług. Na Uniwersytecie w Oxfordzie działa spółka ISIS Innovation, której zadaniem jest oferowanie pakietu specjalistycznych usług – od składania wniosku patentowego do poszukiwania inwestora. Oferuje również usługi konsultingowe i zarządza funduszem University Challenge Fund, który wspiera naukowców poprzez zdobywanie wiedzy z zakresu zarządzania firmą, a w ramach Proof of Concept Fund pomaga sprawdzić potencjał rynkowy danego pomysłu. Podział własności intelektualnej na uczelni przedstawia tabela 2. ISIS Innovation wprowadza kategoryzację składanych do nich wniosków, dzieląc je na trzy grupy (na podstawie oceny ich potencjału rynkowego):

– projekty przeznaczone do komercjalizacji przez założenie firmy,

– projekty przeznaczone do komercjalizacji poprzez licencjonowanie,

– projekty nieprzeznaczone do komercjalizacji.

W dwóch pierwszych przypadkach projekty komercjalizowane są z udziałem ISIS Innovation i objęte ochroną patentową. Trzecia grupa nie jest komercjalizowana i na prośbę naukowca prawa własności intelektualnej (PWI) mogą zostać jemu przekazane.

Model amerykański – podporządkowanie interesom uczelni

Drugi model, który zakłada bardzo silne związanie wyników badań z uczelnią, charakteryzuje uczelnie takie, jak Uniwersytet Teksański w Austin i Arlington. W modelu amerykańskim panują dwie główne zasady (wynikają ze zobowiązań i praw uczelni i pracownika lub doktoranta). Po pierwsze, każdy naukowiec zatrudniony na uczelni ma obowiązek informowania wydziału i uczelni o wynikach badań lub prototypach, które mogą mieć zastosowanie komercyjne. Po drugie, wydział lub instytut ma obowiązek informowania autora prac o decyzjach związanych ze zgłoszoną technologią. Każda praca jest w posiadaniu uczelni, o ile nie zadecyduje ona o nie podejmowaniu kroków związanych z komercjalizacją. Wówczas prawa własności intelektualnej zostają w całości przekazane naukowcowi.

O ścieżce komercjalizacji decyduje rektor ds. badań naukowych, który bierze pod uwagę przede wszystkim interes uczelni. Niezależnie od wielkości przychodów z tytułu licencji, 50% należy do twórcy, jednak uczelnia ma prawo do zwrotu kosztów ochrony patentowej, przygotowania do sprzedaży licencji. Na uczelni w Austin również funkcjonuje powołana spółka The University Investment Management Company, która zajmuje się inwestowaniem kapitału uczelni. Finansuje badania, które powstają w wyniku współpracy z korporacjami oraz te, które uznawane są przez uczelnię za strategiczne. Ponadto, na uczelni znajdują się profesjonalne biura komercjalizacji, np. Biuro Transferu Technologii, Biuro Komercjalizacji czy Biuro Kreatywności i Kapitału. Zajmują się one pierwszymi ocenami pomysłów i sprawdzają ich zastosowanie komercyjne.[1]

Zapisy regulaminu uczelni wskazują, że uczelnia i naukowiec nie powinni uczestniczyć jako współudziałowcy w spółkach. Nie może to mieć charakteru ani kapitałowego ani również prowadzenia badań dla tego podmiotu przez naukowca. Regulaminy nakazują naukowcom sprzedaż udziałów, aby uniknąć konfliktu interesów. Każdy projekt po zgłoszeniu otrzymuje menedżera i ten prowadzi cały proces – od kontaktów z autorem po przygotowanie wniosku patentowego. Niezależnie od losów danego projektu należy pamiętać, że w przypadku modelu amerykańskiego bezsprzecznie wszystkie działania podporządkowane są interesom uczelni. To uczelnia dokonuje komercjalizacji, a nie naukowiec.[2]

W modelu amerykańskim uczelnia przejmuje prawa do każdego badania lub wyniku badań, a naukowiec ma prawo do uzyskiwania dochodu z prowadzonych prac. W modelu brytyjskim sam naukowiec decyduje o ścieżce komercjalizacji. Jednocześnie oba modele podkreślają aktywną rolę uczelni.

Który model lepszy?

Przytoczone modele różnią się od siebie ze względu na ich stosunek do naukowca. W modelu amerykańskim mamy do czynienia z silną pozycją uczelni, która przejmuje prawa do każdego badania lub wyniku badań, a naukowiec ma prawo do uzyskiwania dochodu z prowadzonych prac. W przypadku modelu brytyjskiego już na początku sam naukowiec decyduje o ścieżce komercjalizacji. Jednocześnie oba modele podkreślają aktywną rolę uczelni. Decydują o niej: rozbudowany system wsparcia, jego profesjonalizm i kompleksowość w przypadku modelu Cambridge oraz regulacje federalne w przypadku modelu Austin. [i]

Druga istotna różnica między modelami to sposób zaangażowania naukowca w nowe przedsięwzięcie. W modelu amerykańskim wykluczony jest jednoczesny udział uczelni i naukowca na zasadach partnerskich w spółkach, a wręcz wymaga sprzedaży tych udziałów. W modelu angielskim natomiast naukowca angażuje się w rozwój pomysłu i komercjalizację; promuje się jego aktywność.

Trudno jednoznacznie ocenić efektywność modeli. Oba pozwalają na szeroko zakrojoną działalność, która ma na celu zbliżanie nauki i gospodarki. Należy jednak zaznaczyć, że na świecie obserwuje się częściej model, gdzie prawa przypisywane są do podmiotu macierzystego, a naukowcom zapewnia się odpowiednie finansowanie. Wynika to właśnie z potrzeby zapewnienia uczelni wystarczających środków na prowadzenie działań związanych z komercjalizacją badań na szeroką skalę. Nie tylko wymaga to stworzenia warunków dla naukowców w postaci infrastruktury naukowo-badawczej, ale i profesjonalnego zespołu, który będzie wiedział, co zrobić, aby dane wyniki wykorzystać rynkowo. W przypadku drugiego modelu, czyli pozostawiania praw autorskich przy twórcy, warto podkreślić, że zapewnienie pewnej furtki i wolności w podejmowaniu decyzji dotyczących własnych pomysłów i badań może okazać się bardziej efektywnym motywatorem dla ludzi nauki.

ppg_4_2008_rozdzial_20_tabele_1_i_2

[1] Dariusz Trzmielak, Uwarunkowania rozwoju i instrumenty wspierania przedsiębiorczości technologicznej [w:] „Przedsiębiorczość akademicka i transfer technologii-warunki sukcesu”, Gdańsk 2008.

[2] Op.cit.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Nauki społeczne i gospodarka – nierozłączny tandem

W dzisiejszych czasach, w gospodarkach rozwiniętych technologii wzrasta zapotrzebowanie na zawody określane jako ścisłe. Nikt nie podejmuje się nawet kwestionowania konieczności kształcenia na tych kierunkach. Jednakże osoby kończące takie kierunki studiów są po prostu wysoko wykwalifikowanymi robotnikami. Rozwój technologii bowiem wymaga obecnie znacznie większego zasobu wiedzy aniżeli sto czy nawet pięćdziesiąt lat temu. Dzisiejsze skomputeryzowane fabryki wymagają obsługi przez osoby o znacznie lepszym wykształceniu w tej dziedzinie aniżeli fabryki w początków rewolucji przemysłowej. Wraz z rozwojem techniki wzrasta zatem zapotrzebowanie na osoby, które są w stanie tę technikę obsługiwać – wysoko wykwalifikowanych robotników-inżynierów. Dotyczy to nie tylko przemysłu. Zmiany technologiczne w obecnym świecie są tak szybkie i tak duże, że wymagają osób o odpowiednim potencjale, zapewniającym możliwość nadążania za tymi zmianami.

 

Jednocześnie, jak podaje GUS, w 2002 roku (dane pochodzące z ostatniego Spisu Powszechnego) najwięcej osób w Polsce zatrudnionych było w rolnictwie (17% pracujących), przetwórstwie przemysłowym (19%), a także w handlu i naprawach (14,4%)[1]. Wskazuje to na dosyć duże opóźnienie cywilizacyjne w stosunku do innych krajów Unii Europejskiej. Polska nadal jest krajem o charakterze przemysłowo-rolniczym. W ostatnich latach można jednak zaobserwować wzrost poziomu wykształcenia Polaków (przynajmniej na poziomie formalnym). W roku przeprowadzania Spisu Powszechnego 10,5% osób powyżej 14. roku życia deklarowało posiadanie wyższego wykształcenia. Okazało się także, że w przedziale wiekowym od 35 do 39 lat odsetek osób legitymujących się wyższym wykształceniem wyniósł do 14,1%, w przedziale od 30 do 34 lat – do 16,7%, największy zaś był w grupie osób od 25. do 29. roku życia i wyniósł 21,3%.

 

Od początku lat 90-tych można zaobserwować boom edukacyjny w Polsce: liczba studiujących zwiększyła się pięciokrotnie. Według raportu „Szkolnictwo wyższe a wyzwania rynku pracy” portalu www.rynekpracy.pl, w roku akademickim 2007/2008 liczba studentów wyniosła ponad 1,92 milion osób[2]. 23% osób studiowało ekonomię i administrację, 14% kierunki społeczne, 12% – pedagogiczne, a 6,7% kierunki techniczne, na których liczba studentów zmniejszyła się o 42%. Jednocześnie liczba studentów ekonomii i administracji wzrosła o 39%, kierunków społecznych o 47%, pedagogicznych – o 59%. W tym samym czasie Międzyresortowy Zespół ds. Prognozowania Popytu na Pracę stwierdził, iż „(…) do 2010 roku najbardziej poszukiwani będą m.in. inżynierowie-specjaliści. W 2013 roku (…) zapotrzebowanie w przemyśle może sięgnąć nawet 47 tys. osób” [3].

Wzrost zainteresowania i idący w ślad za tym wybór studiów pedagogicznych w świetle danych wskazujących na starzenie się polskiego społeczeństwa nie powinien niepokoić. To, że dane wskazują na potencjalne wchłonięcie 47 tys. osób przez przemysł dziś czy w najbliższych latach nie oznacza, że będzie tak zawsze. Jeżeli zatrudnienie w przemyśle znajdą osoby kończące w studia do 2013 roku, to oznaczać będzie, iż zwolnią one swoje miejsca pracy za około 30-40 lat. Nie można bowiem prognozować, że przemysł będzie potrzebował stale tak licznej rzeszy inżynierów–specjalistów. Może się zatem zdarzyć sytuacja analogiczna do absolwentów studiów ekonomicznych czy administracyjnych: po ogromnym zapotrzebowaniu na osoby o tych kwalifikacjach, nieco ono spadło.

 

Humaniści a gospodarka oparta na wiedzy

Tu pojawia się kwestia, czy Polska powinna czy wręcz musi zmierzać w swym rozwoju do gospodarki opartej na wiedzy. Nie ma jednej satysfakcjonującej definicji, czym się taka gospodarka charakteryzuje; przyjmuje się, że jest to taki typ gospodarki, której zarówno wzrost, jak i rozwój zależy od kreatywności, informacji oraz wiedzy[4]. Ta ostatnia staje się jednym z zasobów wykorzystywanych w ekonomii dzięki trzem procesom[5]. Pierwszy z nich to doskonalenie istniejącego stanu rzeczy: procesu produkcji, produktów czy też usług. Drugi proces to eksploatacja, polegająca na wykorzystywaniu istniejącej wiedzy do tworzenia nowych jakości, zaś trzeci proces to innowacja. Do działów gospodarki opartej na wiedzy zalicza się nowe technologie, oświatę, szkolenia, sektor bankowy oraz finansowy, a także badania i planowanie[6].

Należy zreformować system nauczania tak, by był dostosowany do nowoczesnego świata, by uczył twórczego i niezależnego myślenia. A to są główne zasady nauk społecznych i humanistycznych. Zaś na wytwarzaniu idei i wprowadzaniu ich w życie oparta jest nowoczesna gospodarka.

W gospodarce opartej na wiedzy większość zatrudnionych osób pracuje przy przetwarzaniu informacji. Czy w gospodarce opartej na wiedzy jest miejsce na nauki społeczne, humanistyczne? Jeżeli przyjmiemy, iż gospodarka oparta na wiedzy „… w decydującej mierze polega na nieustającej wymianie informacji i opinii oraz na potężnym potencjale nauki i techniki”[7], to miejsce nauk społecznych i humanistycznych w takim typie gospodarki jest jak najbardziej uzasadnione. Z jednym zastrzeżeniem: studenci tych kierunków powinni być kształceni w kierunku nabywania umiejętności analitycznego i samodzielnego myślenia. Czasem jednak edukacja ma na celu jedynie nabycie umiejętności odtwórczego, a nie twórczego myślenia. Tu tkwi zasadniczy problem związany z naukami społecznymi i humanistycznymi. Kształcenie na tych kierunkach nie jest w pełni, czy nawet choćby częściowo, dostosowane do gospodarki opartej na wiedzy. W polskich uczelniach wyższych nadal dominuje model XIX-wiecznego nauczania. Dostosowanie sposobu nauczania do gospodarki opartej na wiedzy to klucz do tej gospodarki. Nie sposób bowiem rozwijać, czy w ogóle myśleć o tym typie gospodarki bez znacznych inwestycji w oświatę na każdym szczeblu nauczania, od podstawowego do wyższego. Należy jednakże zreformować system nauczania tak, by był dostosowany do nowoczesnego świata, by uczył twórczego i niezależnego myślenia. A to są główne zasady nauk społecznych i humanistycznych. Zaś na wytwarzaniu idei i wprowadzaniu ich w życie oparta jest nowoczesna gospodarka.

[1] http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/PUBL_wybrane_aspekty_aktywnosci_ekonomicznej_ludnosci.pdf – z dnia 4.11.2008.

[2] http://www.egospodarka.pl- z dn. 4.11.2008.

[3] Ibidem.

[4] Por. A. Giddens (2005). Socjologia . Warszawa, s. 399.

[5] P. F. Drucker (1999), Społeczeństwo pokapitalistyczne . Warszawa, s. 151.

[6] A.Giddens Anthony (2005). op.cit., s. 400.

[7] Ibidem, s. 399.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Sytuacja gospodarcza województwa pomorskiego w IV kwartale 2008 r.

Koniunktura gospodarcza
IV kwartał 2008 r. był okresem rozlewania się kryzysu po rynkach finanso­wych i gospodarkach wielu państw. W Polsce symptomem tego zjawiska było dość wyraźne spowolnienie gospodarcze. Mimo że źródła kryzysu są w stosunku do polskiej gospodarki egzogeniczne, jego skutki wyraźnie odczuwa coraz większa grupa przedsiębiorców. Znaczny spadek popytu za granicą, trudności w dostępie do kredytów, silne wahania kursów walutowych i pesymistyczne pro­gnozy spowodowały istotne pogorszenie ocen koniunktury formułowanych przez przedsiębiorców z województwa pomorskiego. W całym kwartale liczba ocen negatywnych przeważała nad pozytywnymi. Z każdym miesiącem prze­waga ta rosła. W efekcie w grudniu indeks koniunktury osiągnął wartości najniższe od trzech lat.

Rysunek 1. Koniunktura gospodarcza w województwie pomorskim i w Polsce w latach 2006–2008*

ppg_1_2009_rozdzial_26_rysunek_1

Źródło: Opracowanie IBnGR.
* Od roku 2001 koniunktura wojewódzka jest przedmiotem badań Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Do regionalnych przedsiębiorców z trzech sektorów: przemysłowego, bankowego oraz handlu co miesiąc kierowane są pytania odnośnie ogólnej koniunktury gospodarczej i sytuacji przedsiębiorstwa oraz przewidywań na następne 3 miesiące. Wyniki dla poszczególnych województw agregowane są następnie do skali całego kraju. Przedział wahań wskaźników wynosi od –100 do +100. Wartości ujemne oznaczają przewagę ocen negatywnych, dodatnie – pozytywnych .

Wśród ocen koniunktury dotyczących najbliższej przy­szłości również zdecydowanie przeważają opinie negatywne. Należy zatem spodziewać się dalszego jej pogorszenia. Dane z lat poprzednich wskazują, że styczeń i luty są okresem, w którym koniunktura jest najsłabsza, co jest efektem sezonowych wahań aktywności gospodarczej. W marcu z reguły notowana była poprawa. W bieżącym roku można się spodziewać podobnej sekwencji zmian. Dane marcowe będą miały więc kluczowe znaczenie dla oceny głębokości kryzysu i możliwych zmian w drugim kwartale.

Działalność przedsiębiorstw
Pogorszeniu koniunktury przez cały czwarty kwartał opierała się dynamika przedsiębiorczości. W grudniu 2008 r. liczba podmiotów gospodarczych wzrosła o 0,1% w ujęciu miesięcznym oraz o 3,3% w stosunku rocznym. Obserwowane coraz mniejsze przyrosty w układzie miesięcznym są oznaką stabilizacji liczby podmiotów, jaka następuje w okresie jesiennym i trwa z reguły do wiosny. Obserwowaną zmianę, zarówno w ujęciu miesięcznym, jak i rocznym, należy oceniać pozytywnie – nie wskazuje ona na istotne oddziaływanie innych niż sezonowe czynników decydujących o dynamice przedsiębiorczości. Oznacza to, że mimo niekorzystnych warunków zewnętrznych nadal wyższa jest liczba podmio­tów nowo zakładanych od likwidowanych. W kontekście pogarszającej się sytuacji na rynku pracy należy podkreślić, że dodatnia dynamika przedsiębiorczości pozwala utrzymać niezwykle wartościowe, z punktu widzenia gospodarki, miejsca pracy – stanowiska kierownicze w małych firmach lub powstałe w wyniku samozatrudnienia.

Rysunek 2. Dynamika produkcji sprzedanej, budowlano-montażowej i sprzedaży detalicznej w województwie pomorskim w latach 2006–2008

ppg_1_2009_rozdzial_26_rysunek_2

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku.

Wyniki działalności przedsiębiorstw także były nad­spodziewanie dobre. Jedynie w listopadzie zanotowano ich wyraźne pogorszenie. W grudniu odnotowano dodat­nią, w ujęciu rocznym, dynamikę sprzedaży zarówno w przedsiębiorstwach przemysłowych, budowlanych, jak i handlowych. W przypadku przemysłu grudniowy wynik (w perspektywie rocznej) był najlepszy od połowy 2007 r. W pozostałych dwóch rodzajach działalności gospodar­czej wystąpiło spowolnienie wzrostu. Było ono niewielkie. W przypadku sprzedaży detalicznej spowolnienie wzro­stu jest jednak obserwowane od połowy roku. W sytuacji wyraźnej redukcji popytu zagranicznego osłabienie popytu wewnętrznego może mieć istotne negatywne konsekwencje dla sektora małych i średnich przedsiębiorstw, szczególnie działających w sferze usług.

Handel zagraniczny
Wartość eksportu województwa pomorskiego w listo­padzie 2008 r. wynosiła 389 mln euro i była niższa niż rok wcześniej o 42%. Wyraźny spadek wolumenu eksportu miał miejsce od września, co jest efektem spowolnienia gospo­darczego w państwach będących głównymi odbiorcami towarów produkowanych w województwie pomorskim.

Eksport z województwa pomorskiego kierowany jest głównie na rynki państw UE. W listopadzie przypadało na nie 62% całości eksportu. W porównaniu z analogicz­nym miesiącem roku poprzedniego udział ten spadł o 9 pkt. proc. W listopadzie największy udział w eksporcie regionu miała Szwecja, do której eksportowane są głównie maszyny i urządzenia oraz produkty mineralne. Niewiele niższy był udział Panamy. Awansowała ona z odległej pozycji, co było efektem cyklicznych zamówień w branży stoczniowej. Wysoki udział w eksporcie miały także Niemcy (10%) oraz Nor­wegia (8%). Warto też zwrócić uwagę na eksport do USA. Ze względu na kryzys finansowy państwo to przesunęło się z pozycji 5. na 21. w rankingu krajów przeznaczenia eksportu, a wartość eksportu spadła o 50%.

Import do województwa pomorskiego w listopadzie 2008 r. kształtował się na poziomie 660 mln euro i spadł w stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego o 14%. Region cechuje ujemne saldo handlu zagranicznego. W stosunku do stycznia uległo ono wyraźnemu pogłębieniu. O ile w styczniu kształtowało się ono na poziomie -21 mln euro, o tyle w listopadzie wzrosło do -271 mln euro.

Najważniejszym partnerem importowym województwa pomorskiego niezmiennie pozostaje Rosja, na którą przy­padło 29% wartości sprowadzonych towarów. Struktura importu z Rosji zdominowana była praktycznie w całości przez produkty mineralne. Dotyczy to surowców energe­tycznych – ropy naftowej i gazu ziemnego. Kolejną pozycję w strukturze importu do województwa pomorskiego zajęły Chiny. Ich udział był jednak prawie trzykrotnie niższy niż Rosji. Niewiele niższym udziałem niż Chiny charakteryzo­wały się także dwa państwa: Finlandia i Niemcy. Pomijając surowce energetyczne, do głównych produktów importo­wych zaliczał się sprzęt elektroniczny, jednostki pływające oraz filety rybne.

Rynek pracy i wynagrodzenia
W IV kwartale stan rynku pracy uległ wyraźnemu pogorszeniu. Odnotowano spadek zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw, co wskazuje, że faza obserwowanej przez większość 2008 r. stagnacji zatrudnienia przekształca się w jego spadek. Taki scenariusz zdaje się potwierdzać dyna­mika wynagrodzeń. Co prawda w grudniu odnotowano ich wzrost, ale było to zjawisko sezonowe, o skali mniejszej niż w poprzednim roku, co wskazuje na słabnięcie tendencji wzrostowej w tym zakresie.

W grudniu 2008 r. miał miejsce duży wzrost bez­robocia. Liczba pozostających bez pracy ukształtowała się na poziomie 67,8 tys. W grudniu przybyło zatem ponad 4 tys. bezrobotnych, co spowodowało wzrost stopy bezrobocia do poziomu 8,4%. Po części obserwo­wany wzrost wynika z sezonowego spadku aktywności gospodarczej. Jednak w poprzednich dwóch latach w ujęciu miesięcznym w grudniu notowano nieznaczny wzrost liczby bezrobotnych (rzędu 0,3%), a apogeum wzrostu sezonowego przypadało na styczeń. Miesięczna dynamika liczby bezrobotnych nie przekraczała jednak 3,5%. Tymczasem liczba bezrobotnych w grudniu 2008 r. wzrosła aż o 6,4%, co wskazuje na oddziały­wanie czynnika trzeciego – w tym wypadku spowol­nienia gospodarczego.

Wzrost liczby bezrobotnych w ujęciu miesięcznym wystąpił we wszystkich trzech analizowanych grupach, znajdujących się w szczególnej sytuacji na rynku pracy – bezrobotnych w wieku do 25 lat, długotrwale bezro­botnych oraz bezrobotnych w wieku50 lat i więcej. Jego ponadprzeciętna dynamika odnotowana została właśnie w zakresie bezrobotnych w wieku 50 lat i więcej. Grupa ta jest szczególnie narażona na utratę pracy, gdy pojawia się konieczność redukcji personelu. W grudniu nastąpiło także odwrócenie kierunku zmian liczby długotrwale bez­robotnych. Do listopada liczba ta systematycznie malała – w grudniu natomiast wzrosła. Jest to kolejna oznaka słabnącego popytu na pracę.

Rysunek 3. Wielkość zatrudnienia i poziom przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w sektorze przedsiębiorstw w województwie pomorskim w latach 2006–2008

ppg_1_2009_rozdzial_26_rysunek_3

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku.

Rysunek 4. Liczba bezrobotnych i ofert pracy zgłoszonych do urzędów pracy w województwie pomorskim w latach 2006–2008

ppg_1_2009_rozdzial_26_rysunek_4

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych Urzędu Statystycznego w Gdańsku.

W grudniu do urzędów pracy napłynęło jedynie 3,7 tys. ofert zatrudnienia. Miała więc miejsce kontynu­acja spadku ich liczby, obserwowanego od września ub.r. Liczba ofert pracy zgłoszonych w grudniu była najniższa w ciągu minionych trzech lat, nadal jednak nie wykracza istotnie poza poziom wahań obserwowanych w tym okre­sie. Jednocześnie była ona wyższa niż pod koniec 2002 r. (okres wysokiego bezrobocia) o ponad 1 tys. Możliwy jest zatem jeszcze głębszy spadek liczby ofert pracy, choć oczywiście nawet w okresie silnej dekoniunktury ruch kadrowy nie zamiera.

Ważniejsze wydarzenia
W IV kwartale 2008 r. miało miejsce wiele wydarzeń mających istotne znaczenie dla rozwoju społeczno-gospo­darczego województwa pomorskiego. Do tej kategorii niewątpliwie zalicza się rozbudowa infrastruktury trans­portowej i energetycznej. Od października można korzy­stać z całego pomorskiego odcinka autostrady A1. Dzięki temu znacząco (o minimum godzinę) skrócił się czas jazdy z Trójmiasta do Bydgoszczy, Torunia, Łodzi i dalej na połu­dnie. Obecnie wykonywane są prace wstępne na kolejnym, 62-kilometrowym odcinku od Nowych Marz do Torunia. Prowadzi je Gdańsk Transport Company, firma odpowie­dzialna za znalezienie finansowania i wybudowania odcinka od Trójmiasta do Nowych Marz. Inwestor finalizuje też rozmowy w sprawie pozyskania finansowania (pomimo kryzysu finansowego GTC ma wstępne pozytywne decy­zje banków i powinien podpisać umowę do wiosny 2009 roku). Zakończenie planowane jest na koniec 2011 roku. W grudniu ma się rozpocząć przetarg na wybór wykonawcy 64-kilometrowego odcinka z Torunia do Kowala. Najmniej zaawansowane prace mają miejsce na odcinku z Kowala do Strykowa. Przetarg na wykonawcę odcinka ogłoszony będzie dopiero pod koniec tego lub na początku 2010 roku. W tym roku wyłoniony powinien zostać także wykonawca odcinka Stryków–Pyrzowice przez Częstochowę. Budowa ma się zakończyć jesienią 2011 roku. Wcześniej gotowe będą południowe odcinki A1 od Śląska (Pyrzowice) do granicy państwa. Trwa tam już budowa kolejnych 47 kilometrów drogi, a pierwszy 15-kilometrowy odcinek trafi do eksplo­atacji pod koniec roku.

Oprócz budowy autostrady A1 kluczowe znaczenie dla poprawy dostępności transportowej ma modernizacja infrastruktury kolejowej . Trzy miliardy złotych koszto­wać ma kompleksowa modernizacja linii Gdynia–War­szawa. Całość prac ma zostać zakończona do 2014 roku, ale już w 2012 pociągi mogłyby znacząco przyspieszyć. Po zakończeniu remontu pociągi pasażerskie będą mogły jechać z prędkością do 200 kilometrów na godzinę. Najszyb­sze składy mogłyby pokonać odcinek Gdańsk–Warszawa w 2 godziny i 15 minut (obecnie najszybszy pociąg na tej linii – IC „Kaszub” – potrzebuje na to 4 godzin i 20 minut). Prawdopodobnie jednak najszybsze składy pojadą o ponad 30 minut dłużej. Spółka PKP InterCity, obecny monopolista na rynku szybkich przewozów kolejowych, ogłosiła bowiem przetarg na zakup 20 szybkich pociągów. Specyfikacja nie przewiduje wyposażenia ich w tzw. „wychylane pudło”. Możliwość przechyłu nadwozia w trakcie pokonywania zakrętów jest konieczna, by pociągi nie musiały zwalniać na trasie z Trójmiasta do stolicy. Swoją decyzję przewoźnik tłumaczy tym, że takie składy są o blisko 10% droższe, a na innych trasach nie mają zastosowania.

Trzecim filarem dostępności komunikacyjnej jest transport lotniczy . Październik był pierwszym od prawie dwudziestu lat miesiącem, w którym gdańskie lotnisko zanotowało spadek – w porównaniu z odpowiednim mie­siącem rok wcześniej – liczby pasażerów rozpoczynających lub kończących lot w naszym porcie lotniczym. Mniejszy o 5% ruch to wynik zmniejszenia liczby pasażerów korzy­stających z połączeń do i z Wielkiej Brytanii oraz Irlandii. Pogorszenie sytuacji gospodarczej sprawia, że coraz mniej osób wybiera te kraje jako miejsce poszukiwania pracy, a osoby już tam mieszkające i pracujące ograniczają liczbę przylotów do Polski. Na zmniejszenie liczby pasażerów niemały wpływ miało też poważne ograniczenie siatki połączeń przez niektórych przewoźników (np. należący do Lot-u Centralwings zlikwidował wszystkie połączenia rejsowe i skupił się wyłącznie na lotach czarterowych).

Spadek natężenia przewozów oceniany jest jako tym­czasowy i nie będzie miał wpływu na planowaną rozbu­dowę lotniska. Już w przyszłym roku mają rozpocząć się prace przy budowie nowego terminalu. Oznacza to jednak zamknięcie części ulicy Słowackiego. Z tym nie zgadzają się mieszkańcy okolicznych miejscowości, którzy w wyniku tego stracą dogodne połączenie z lotniskiem i Gdańskiem.

Coraz bardziej pilna staje się konieczność modernizacji i rozbudowy systemu energetycznego. Dotyczy to w szcze­gólności północnej Polski, w której funkcjonuje niewiele elektrowni. Zamiary budowy nowego obiektu ogłosiła Grupa Lotos wspólnie z przedsiębiorstwem Energa oraz PGNiG. Jego budowa może kosztować 200–300 milio­nów złotych. Obiekt ma być zlokalizowany na terenie Rafinerii Gdańskiej i zapewniać dostawy prądu i pary dla tego zakładu. Energia ma być produkowana głów­nie z gazu pozyskiwanego ze złóż morskich w okolicach Łeby. Budowa pokryłaby rosnące, w związku z rozbudową i zwiększeniem mocy produkcyjnych, zapotrzebowanie na energię elektryczną gdańskiego zakładu przerobu ropy naftowej. Jak zapewniają jednak uczestnicy konsorcjum, część energii może trafić też do odbiorców zewnętrznych. Inwestycja ma być odpowiedzią na deficyt energetyczny Pomorza, gdzie produkuje się około 1/3 potrzebnej energii elektrycznej. Reszta sprowadzana jest sieciami przesyłowymi z innych regionów kraju.

Do rozwiązania kwestii deficytu energii elektrycznej potrzebne są inwestycje zakrojone na znacznie większą skalę. Zgodnie z zapowiedziami premiera, docelowym rozwiązaniem problemu ma być budowa siłowni jądrowej. W całym kraju mogą powstać na początek dwie elektrownie jądrowe. Koszt takiej inwestycji to około 40 mld złotych za jeden zakład, a czas budowy – 12–16 lat. Prawdopodobnie już w przyszłym roku zostaną podjęte ostateczne decyzje oraz rozpoczną się prace przygotowawcze i projektowe przy budowie pierwszej polskiej elektrowni atomowej. Pomor­skie wymieniane jest obecnie jako najbardziej prawdopo­dobna lokalizacja tej inwestycji. Jej przeprowadzenie będzie wymagało nie tylko zapewnienia źródeł finansowania, ale i przekonania lokalnych społeczności.

Niezależnie od opinii mieszkańców Pomorza budowy elektrowni atomowej w bliskim sąsiedztwie nie da się raczej uniknąć. Już w 2014 roku ma popłynąć prąd z nowej elek­trowni atomowej w Obwodzie Kaliningradzkim. Obecnie prowadzone są ostateczne prace nad wyborem lokalizacji. Brane są pod uwagę dwa miejsca, położone 50–60 kilo­metrów od polskiej granicy. Elektrownia ma kosztować około 5 miliardów dolarów i produkować prąd w ilości pozwalającej nie tylko na zaspokojenie potrzeb Obwodu, ale i eksport na Litwę i do Polski.

Województwo pomorskie ma sprzyjające warunki dla rozwoju energetyki opartej na odnawialnych źródłach energii – np. wiatrowej. Wiatropol International liczy, że już wkrótce będzie mógł rozpocząć budowę pierwszych 33 wia­traków na pełnym morzu. Siłownie mają być budowane w odległości około 5 kilometrów od plaży w Dębkach. Cała farma ma mieć moc 100 megawatów. Pomimo zlokalizowa­nia inwestycji na obszarze ochrony europejskiej przyrody Natura 2000 inwestycja nie powinna mieć negatywnego wpływu na środowisko. Wzbudza jednak poważne obawy mieszkańców Dębek i Karwi, którzy boją się, że wyrasta­jące z morza wiatraki odstraszą turystów. Jeśli osiągnięte zostanie porozumienie, przygotowywana od 1999 roku inwestycja będzie mogła przejść z etapu planowania i przy­gotowywania do realizacji.

Zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego wymaga także inwestycji w magazyny surowców energetycznych. Za dwanaście lat zakończona ma być budowa zbiorni­ków na gaz na terenie gminy Kosakowo. Docelowo ma tu powstać 10 komór o łącznej pojemności 250 milionów metrów sześciennych (co odpowiada około półrocznemu zużyciu gazu na Pomorzu). Szacunkowy koszt to około 300 milionów złotych, z czego blisko 1/3 pochodzić ma ze środ­ków unijnych. Planowana inwestycja wzbudza jednak duże kontrowersje. Gaz magazynowany ma być w miejsce soli. Musi ona zostać wypłukana i następnie w postaci solanki wypuszczona do morza. Najbezpieczniejszym rozwiązaniem byłoby przekazywanie solanki bezpośrednio do morza. Jednak ze względu na wysokie koszty wojewoda pomorski zgodził się na zrzut solanki do wód Zatoki Puckiej. Zdaniem niektórych może to zaburzyć lokalny ekosystem, podlega­jący ochronie ze względu na swoją unikatowość.

O ile spowolnienie gospodarcze nie przekłada się w istotny sposób na plany rozbudowy infrastruktury (fun­dusze unijne), o tyle zasadniczo weryfikuje plany prywat­nych przedsiębiorstw. Jeszcze kilka miesięcy temu dewelo­perzy regularnie informowali o planach budowy kolejnych wysokościowców w Trójmieście. Po sukcesie Sea Towers miały powstać budynki jeszcze wyższe i bardziej oka­załe. Gdański Big Boy miał mieć 202 metry, a planowane na terenach postoczniowych Wieże Wolności – nawet 250 metrów. Tymczasem kryzys finansowy znacząco zmniej­szył liczbę klientów mających środki i gotowych inwesto­wać miliony w podniebne apartamenty. Grupa Inwesty­cyjna Hossa początkowo przesuwała termin rozpoczęcia budowy, a obecnie milczy o terminie oddania do użytku Big Boya. Również kolejna „wysokościowa” inwestycja tej firmy – Centralpark na gdańskiej Morenie – ma dziś status inwestycji w planach. Jeszcze mniejszą szansę na realizację mają Bramy Wolności. Po tym, jak hiszpańska grupa dewe­loperska Labaro popadła w poważne tarapaty finansowe na własnym rynku, szanse na realizację gdańskich drapa­czy chmur spadły drastycznie. Całkowita cisza zapanowała również wokół projektów 200-metrowych apartamentow­ców w Brzeźnie oraz 140-metrowego wieżowca Neptun we Wrzeszczu. W połączeniu z zawieszeniem budowy Sky Tower oznacza to, że jeszcze długo Sea Towers może nosić zaszczytne miano najwyższego polskiego budynku mieszkalnego poza Warszawą.

Kryzys zweryfikował także zamierzenia rozbudowy centrów handlowych. Mostostal Warszawa wycofuje się z budowy Centrum Wzgórze w Gdyni. Po tym, jak w ubie­głym roku inwestor – Apsys Polska – poniósł straty w wyniku pogorszenia kondycji banku, trwają intensywne poszukiwa­nia kolejnego banku gotowego wyłożyć kilkaset milionów złotych na budowę. Same prace budowlane miały kosztować prawie 235 milionów, a Mostostal miał zakończyć budowę w rekordowym tempie na przełomie października i listo­pada 2009 roku. Kolejne miesiące miały być poświęcone pracom wykończeniowym, tak by rozbudowany, liczący 150 tysięcy metrów kwadratowych obiekt otworzył swoje podwoje w marcu 2010 roku. Łącznie na klientów miało tutaj czekać 200 sklepów, 19 restauracji i barów oraz kino z siedmioma salami. Według firmy Apsys prace są tylko wstrzymane, a inwestycja może znowu ruszyć jeszcze w tym roku.

Obecny stan gospodarki światowej stawia pod zna­kiem zapytania możliwości dalszej produkcji jednostek pływających w polskich stoczniach. W tych warunkach wystartował program odpraw dla osób dobrowolnie odcho­dzących z pracy w Stoczni Gdynia i Stoczni Szczecińskiej. W zależności od stażu pracy jeden pracownik dostanie od 20 do 60 tysięcy złotych. Pozwoli to, zgodnie z przy­jętą w grudniu ustawą, zakończyć pracę stoczni do końca czerwca. W tym roku majątek zakładów ma być wysta­wiony na sprzedaż i trafić w ręce prywatnych inwestorów. Do tego czasu w Gdyni trwać będą prace nad zakończeniem już budowanych jednostek (dwóch samochodowców i jed­nego kontenerowca). Gwarancji finansowej dla tych prac udzieli Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych. W przypadku szczecińskiego zakładu trwają obecnie roz­mowy w sprawie wydzierżawiania części majątku (pochylni, suwnic, hal i dźwigów) Mostostalowi Chojnice. MC był jedynym podmiotem, który w ubiegłym roku (wraz z nor­weskim inwestorem) deklarował nabycie Stoczni Szczeciń­skiej. Wtedy propozycja ta została odrzucona przez Komisję Europejską. Nie jest wykluczone, że w wyniku wygrania tegorocznych przetargów majątek trafi jednak do Mosto­stalu Chojnice. Wcześniej MC deklarował, że w Szczeci­nie zamierza kontynuować budowę statków oraz rozwinąć dział budowy konstrukcji stalowych.

Na zakończenie warto przytoczyć dwie pozytywne informacje. W grudniu otwarto w Gdyni budowaną od lipca 2004 halę widowisko-sportową. Nowy obiekt o powierzchni użytkowej 9100 metrów kwadratowych może pomieścić 4334 osoby (w czasie koncertów, gdy publiczność będzie mogła zająć część parkietu, w hali może przebywać nawet 5 tysięcy osób) i do czasu zakończenia wspólnej inwestycji.

Sopotu i Gdańska będzie to najnowocześniejszy tego typu obiekt w Polsce północnej. Kosztował łącznie 84 miliony złotych (początkowo zakładano, że koszt nie przekroczy 45 mln złotych); w związku z błędami projektowymi budo­wano go kilka lat dłużej (pierwszy termin zakończenia prac wyznaczony był na lato 2005 roku). Druga pozytywna wiadomość dotyczy Gdańska. Zdaniem Droling Kinder­sley Eyewitness Travel (cytowanego w „The Times”) jest to jedno z dziesięciu najciekawszych miejsc, które warto odwiedzić. Za walory Gdańska uznano dobre skomuni­kowanie lotnicze z Wielką Brytanią, ciekawe i odnowione Stare Miasto, rozwiniętą bazę hotelowo-gastronomiczną oraz handlową. Być może opinia ta, a także spadek wartości złotówki zachęcą większą liczbę zagranicznych turystów do odwiedzenia Trójmiasta.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Produkcja i konsumpcja energii – województwo pomorskie na tle innych regionów

Stan elektroenergetyki jest dramatyczny. System elektroenergetyczny pracuje na granicy możliwości. Zagrożenie potężnymi awariami rośnie, czego najlepszym przykładem były dwie poważne awarie zasilania w województwie zachodniopomor­skim w 2008 r. Z przygotowanego przez wojewodę zachodniopomorskiego raportu wynika, że powodem masowych wyłączeń dostaw energii w regionie nie były wyłącznie warunki atmosferyczne. Przyczyn upatruje się również w wieloletnich zaniedbaniach instytucji odpowiedzialnych za bezkolizyjny przepływ energii elektrycznej.

Ostrożnie oceniając, nie najlepszy stan infrastruktury przesyłowej jest faktem. W tym świetle zupełnie nowego znaczenia nabiera nie tylko ujemny bilans energetyczny województwa pomorskiego, lecz również odległość od źródeł energii elektrycznej. Długość linii przesyłowych podraża jej koszty, zmniejszając jednocześnie pewność dostaw.

Zasada ta obowiązuje w odniesieniu do wszystkich nośników energii. Rozkład przestrzenny źródeł/dostępności nośników energii odbiega od uplasowania finalnej konsumpcji. Z punktu widzenia regionów województwo pomorskie, oddalone od źródeł węgla kamiennego jako głów­nego paliwa w polskiej elektroenergetyce oraz pozbawione elektrowni, znajduje się w niezbyt sprzyjającej sytuacji.

Gaz – duże zużycie, niski przesył
Cechą charakterystyczną polskiego systemu przesyłu gazu ziemnego jest mała ilość przesyłanego gazu przypa­dająca na 1 km sieci przesyłowej. Wśród przyczyn takiego stanu rzeczy wskazuje się m.in. brak rezerw przepustowości w północno-zachodniej Polsce oraz jej słaby rozwój w Polsce północno-wschodniej. W przypadku sieci gazociągu (nitka GZ-50 Włocławek–Lębork) w województwie pomorskim zdolność przesyłowa jest wykorzystana w ponad 85%. Dalsze zwiększenie zużycia gazu nie będzie możliwe bez nowych inwestycji. Dla poprawy możliwości przesyłowych planuje się budowę drugiej nitki gazociągu równolegle do połączenia Włocławek–Lębork.

Rysunek 1. Zużycie gazu ziemnego w 2007 r.

ppg_1_2009_rozdzial_25_rysunek_1

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych GUS.

Stan sieci w miastach jest zadowalający. Z gazu korzy­sta około 57% mieszkańców regionu. Jednak dostęp jest zróżnicowany przestrzennie. Na terenach zurbanizowanych jest to aż 82% (więcej niż przeciętnie w kraju), w przypadku wsi sięga zaś jedynie 5%.

Pomorskie jest jednym z nielicznych regionów, w któ­rych wydobywa się gaz ziemny. Lokalne źródła tego surowca to kopalnia gazu w pobliżu Żarnowca zaopatrująca gminę Krokowa oraz zlokalizowana na morzu platforma wiert­nicza „Petrobaltic”, skąd rurociągiem podmorskim gaz transportowany jest do Władysławowa, zasilając miasto oraz elektrociepłownię gazową.

Wydobycie tego surowca jest jednak znikome w sto­sunku do zużycia w skali województwa. W 2005 r. wydobyto 25 mln m3 gazu, w roku następnym zwiększono tę ilość czterokrotnie, ale w 2007 r. nastąpił spadek – przekroczono nieznacznie wartość z 2005 r.

W ostatnich trzech latach w województwie pomorskim uzyskiwano od 0,5% do 1,8% wydobycia ogólnopolskiego. Natomiast zużycie gazu w 2007 r. wyniosło tu 2,7% ogól­nopolskiego zużycia. Mniejsze było jedynie w wojewódz­twach podlaskim (0,6%), warmińsko-mazurskim (1,3%) oraz łódzkim (2,6%).

Struktura konsumpcji gazu w województwie odbiega od obserwowanego w Polsce. Prawie 72% dostaw jest zużywanych przez sektor drobnych odbiorców, nato­miast w całym kraju udział ten przekracza nieznacznie 39%. Cechą charakterystyczną jest również najniższy po województwie mazowieckim udział sektora prze­mysłu i budownictwa w zużyciu gazu; wynosi on zaled­wie 17,5%, przy średniej krajowej sięgającej 42%. Moż­liwości rozwoju działalności przemysłowej bazującej na dostawach gazu w chwili obecnej wydają się zatem dość ograniczone.

Energia elektryczna – produkcja, zużycie, koszty
Stopień zależności województwa w przypadku energii elektrycznej jest również znaczący. Zużycie energii elek­trycznej w województwie pomorskim przekracza możli­wości wytwórcze. W 2007 r. zapotrzebowanie na energię elektryczną ponad dwukrotnie przekroczyło ilość energii wytworzonej przez elektrownie i elektrociepłownie dzia­łające na Pomorzu.

W 2007 r. w województwie pomorskim wytworzono 1,9% energii elektrycznej wyprodukowanej w całym kraju. Niski udział zaobserwowano we wszystkich woje­wództwach Polski Północnej. Na zachodniopomorskie, warmińsko-mazurskie, pomorskie oraz kujawsko-po­morskie, których populacje stanowią 19,4% ludności kraju, przypada zaledwie 8,9% wytworzonej energii elektrycznej. Relacja ta w przypadku pomorskiego jest jeszcze gorsza (5,5% do 1,9%). To efekt braku elek­trowni w tej części Polski. Powoduje to wysoki stopień zależności energetycznej województwa, a duża odległość od źródła ma wpływ na koszt przesyłania energii oraz pewność dostaw.

Pochodną niskiego poziomu produkcji energii jest relatywnie wysokie znaczenie źródeł wodnych i odna­wialnych. Ich udział dla Pomorskiego w 2007 r. wyniósł 21,9%, główne za sprawą licznych elektrowni wodnych oraz kilku wiatrowych. Dla Polski wartość tego wskaźnika jest 10-krotnie niższa.

Rysunek 2. Zużycie energii elektrycznej w województwach jako udział zużycia ogólnopolskiego w 2007 r. w procentach

ppg_1_2009_rozdzial_25_rysunek_2

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych GUS.

Podobnie jak w całym kraju, największym odbiorcą energii elektrycznej w Pomorskiem jest sektor przemysłu, konsumujący 30,8% zużycia w regionie. Wartość ta jest niższa od średniej krajowej. Prawie 22% energii elektrycznej w województwie trafia do gospodarstw domowych, 6,6% przypada zaś na sektor transportu. Struktura konsumpcji jest zatem odmienna od ogólnopolskiej.

Inna jest również dynamika zmian. W stosunku do roku 2001 zapotrzebowanie na energię elektryczną w województwie pomorskim zmalało o blisko 2%. Podobną tendencję zaobserwowano także w trzech innych woje­wództwach: łódzkim, lubuskim oraz podlaskim. W przy­padku Polski kierunek zmian był odwrotny. Ilość energii elektrycznej zużywanej w 2007 r. była o 12% wyższa niż w roku 2001.

Spadek zapotrzebowania na energię elektryczną to efekt spadków o 1,3% w 2005 oraz 8,6% w 2006 r., obserwowanych głównie w sektorze energetycznym. Można zatem przypuszczać, że jest on po części wyni­kiem programów modernizacyjnych. Stabilny wzrost, zarówno na Pomorzu, jak i w Polsce, obserwuje się nato­miast w przypadku zużycia energii elektrycznej przez gospodarstwa domowe.

Zestawienie informacji o produkcji energii elektrycz­nej oraz jej zużycie wyraźnie wskazują, że lokalna produk­cja energii elektrycznej nie pokrywa zapotrzebowania. Pozostała część jest przesyłana liniami najwyższego napięcia, stanowiącymi element krajowego systemu elektroenergetycznego.

Rysunek 3. Relacja energii elektrycznej zużytej do wytworzonej w latach 2001–2007

ppg_1_2009_rozdzial_25_rysunek_3

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych GUS.

Mimo spadającego zużycia obserwuje się wzrost poziomu zależności. W 2007 r. w województwie pomor­skim zużyto ponad 2,5-krotnie więcej energii elektrycznej niż wyprodukowano. Mniej korzystną relację zaobserwo­wano w województwach: warmińsko-mazurskim (10,8), podlaskim (4,5) oraz kujawsko-pomorskim (2,6).

Mimo że całkowite zapotrzebowanie jest pokrywane, wydaje się, iż dla zapewnienia bezpieczeństwa energetycz­nego konieczne jest zwiększenie udziału źródeł lokalnych w bilansie energetycznym województwa.

Wniosek z zestawienia GUS obejmującego ceny nośni­ków energii jest jednoznaczny. Koszty zakupu energii elektrycznej w województwie pomorskim są wyższe niż w pozostałej części kraju. W zależności od przyjętej metody ich liczenia, Pomorskie zajmuje piątą (metoda średniej ważonej) oraz siódmą (metoda mediany) pozycję w ran­kingu regionalnym. Wyższe ceny zakupu obserwowano w województwach Polski północnej, ale także w woje­wództwach cechujących się relatywnie niskim poziomem uprzemysłowienia gospodarki.

Rysunek 4. Koszty zakupu energii elektrycznej w województwach w 2007 r.

ppg_1_2009_rozdzial_25_rysunek_4

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie Gospodarka Paliwowo­-Energetyczna w latach 2006, 2007, GUS, Warszawa 2008 r.

Rysunek 5. Udział województwa pomorskiego w ogólnopolskiej produkcji wybranych paliw płynnych w latach 1999–2007 w procentach

ppg_1_2009_rozdzial_25_rysunek_5

Źródło: Opracowanie IBnGR na podstawie danych GUS.

Węgiel kamienny – w stu procentach zależni
Węgiel kamienny jest podstawowym paliwem wyko­rzystywanym przez polską elektroenergetykę. Nie inaczej jest w województwie pomorskim. Dwie największe elek­trociepłownie w województwie, w Gdańsku oraz w Gdyni, dzięki spalaniu węgla dostarczają energię cieplną oraz elek­tryczną mieszkańcom Trójmiasta i Rumii. Węgiel kamienny jest również podstawowym paliwem (stanowi 71% zużycia paliw) dla prawie 60 kotłowni rejonowych produkujących ciepło w regionie. Udział mocy wytwarzanej w elektrocie­płowniach spalających drewno (Kwidzyn), gaz (Włady­sławowo) czy też oleje opałowe (Gdańsk i Starogard) jest niewielki. Z węgla kamiennego jako źródła ciepła korzysta także ponad 150 tys. gospodarstw domowych wykorzy­stujących indywidualne źródła ciepła.

Nie posiadając własnych zasobów węgla, województwo jest w 100% zależne od importu tego surowca. W 2007 r. zużycie węgla kamiennego w województwie pomorskim wyniosło 2024 tys. ton., stanowiąc około 2,4% zużycia ogólnopolskiego. W strukturze popytu zwraca uwagę duże zapotrzebowanie zgłaszane przez gospodarstwa domowe. Przypada nań około 18%, przy analogicznym wskaźniku dla Polski sięgającym 10%. Relatywnie mniejsze niż prze­ciętnie zapotrzebowanie jest zgłaszane przez elektrownie i elektrociepłownie zawodowe (47,4% przy wskaźniku ogólnopolskim sięgającym 53,8%).

Uzależnienie od importu oraz konieczność transportu węgla kamiennego determinują stosunkowo wysokie ceny surowca dla produkcji energii cieplnej w regionie. Wyższe niż w Pomorskiem ceny węgla w 2007 r. odnotowano tylko w województwach lubuskim, warmińsko-mazur­skim oraz zachodniopomorskim. Niewielką pociechą jest fakt, że przy zastosowaniu innej metody obliczeń (metoda mediany) województwo pomorski plasuje się na siódmej pozycji w rankingu regionów.

Ropa naftowa i paliwa płynne – energetyczny atut?
Ropa naftowa oraz paliwa płynne to jedyne nośniki energii, w zakresie których województwo pomorskie może pochwalić się pewnym poziomem niezależności. Oczywi­ście rodzime złoża ropy naftowej są nieznaczne i niezbędne jest pozyskiwanie surowca za granicą bądź też uzyskanie praw do eksploatacji złóż. Jednak pozostałe elementy łań­cucha dostaw, takie jak przetwórstwo, magazynowanie i dystrybucja, zostały zlokalizowane na Pomorzu. Obecna sytuacja jest następstwem decyzji podjętej na początku lat 70. o lokalizacji branży naftowej w okolicach Gdańska. W 2002 r. Rafineria Gdańska S.A. stała się przedmiotem licznych przekształceń, które zaowocowały powstaniem nowego podmiotu: Grupy Lotos S.A. Na Pomorzu zlokalizo­wany jest obecnie jeden z dwóch podmiotów prowadzących działalność w zakresie przetwórstwa ropy naftowej.

W 2007 r. w województwie pomorskim wyprodu­kowano 34% benzyn, 38,3% olejów napędowych oraz 25,1% olejów opałowych wytworzonych w całym kraju. Od 1999 r. w zakresie wymienionych produktów obser­wuje się tendencję wzrostową.

Skala produkcji przekracza zapotrzebowanie. W 2007 r. w Pomorskiem wykorzystano 13,3% krajowego zużycia oleju opałowego ciężkiego oraz 4,4% oleju opałowego lekkiego.

Lokalizacja produkcji paliw płynnych w wojewódz­twie determinuje poziom cen. Województwo zajmuje 12. pozycję pod względem wysokości cen ciężkiego oleju opałowego i oleju napędowego oraz 10. w zakresie benzyn silnikowych. Licząc metodą mediany, Pomorskie plasuje się wśród województw z niższymi cenami.

Energetycznie zależni
Analiza produkcji oraz konsumpcji energii wskazuje jednoznacznie na relatywnie wysoki poziom zależności energetycznej województwa. Jest to widoczne zwłaszcza w procesie wytwarzania energii cieplnej powstałej w wyniku spalania węgla kamiennego oraz otrzymywania energii elek­trycznej. W przypadku tej ostatniej konieczny jest import zarówno paliwa, jak i wytworzonej energii.

Szansą na nieznaczne zmniejszenie stopnia zależności jest energia ze źródeł odnawialnych. Na Pomorzu w pasie nadmorskim występują korzystne warunki klimatyczne dla powstawania elektrowni wiatrowych. Podobnie interesujące wydają się możliwości związane z wykorzystaniem energii geotermalnej. Sprzyjające ku temu warunki obserwuje się na terenach powiatów: chojnickiego, lęborskiego, malbor­skiego, sztumskiego oraz kwidzyńskiego.

Wykorzystanie energii wiatrowej i geotermalnej nie zbilansuje potrzeb energetycznych województwa. Inwestycje w postaci drugiej nitki gazociągu czy budowy dużej elektrowni są niezbędne dla zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego regionu.

 

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Odnawialne źródła energii – szansa na energetyczne zaistnienie Pomorza

Należy przyjąć, że stabilny – w długim horyzoncie czasowym – rozwój naszego państwa nie będzie możliwy bez stworzenia skutecznych mechanizmów zapewniających bezpieczeństwo energetyczne kraju.

Obowiązująca w Unii Europejskiej zasada zrównoważonego rozwoju stanowi – a przynajmniej powinna stanowić – punkt odniesienia dla wszystkich działań państw członkowskich (zwłaszcza nowych członków Wspólnoty) dążących do harmonijnego rozwoju gospodarczego i społecznego. Istotnym elementem takiego rozwoju jest zaś konsekwentna realizacja długofalowej polityki energetycznej, bez której konkurencyjność gospodarki, a nade wszystko jej efektywność energetyczna i odpowiedzialne ukierunkowanie na potrzebę ochrony środowiska, byłyby trudne do osiągnięcia. Innymi słowy, należy przyjąć, że stabilny – w długim horyzoncie czasowym – rozwój naszego państwa nie będzie możliwy bez stworzenia skutecznych mechanizmów zapewniających bezpieczeństwo energetyczne kraju .

Odnawialne źródła energii w polityce energetycznej Polski

Zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego Polski stanowi strategiczny cel przyjętego przez Radę Ministrów 4 stycznia 2005 roku dokumentu pod nazwą „Polityka energetyczna Polski do 2025 roku” . Dokument ten zalicza do najistotniejszych, długoterminowych kierunków działań między innymi wspomaganie rozwoju odnawialnych źródeł energii (OZE). Co istotne, zadanie to nie powinno być traktowane jedynie jako pusty slogan, wyraz proekologicznego zaangażowania państwa, gdyż ma ono silne aksjologiczne i polityczne uzasadnienie w przyjętych przez nasz kraj zobowiązaniach, wynikających w szczególności z:
· protokołu do Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu, sporządzonego w Kioto 11 grudnia 1997 roku (powszechnie znanego jako „Protokół z Kioto”), na podstawie którego kraje „starej” piętnastki przyjęły obowiązek zredukowania emisji gazów cieplarnianych o 8%, Polska zaś zobowiązała się do redukcji emisji gazów cieplarnianych o 6%;
· dyrektywy nr 2001/77/WE Parlamentu Europejskiego i Rady Unii Europejskiej z 27 września 2001 roku w sprawie wspierania produkcji na rynku wewnętrznym energii elektrycznej wytwarzanej ze źródeł odnawialnych; na podstawie ww. dyrektywy Polska zobowiązała się, że udział energii elektrycznej wytwarzanej w OZE w łącznym zużyciu energii elektrycznej w kraju powinien osiągnąć 7,5% w 2010 roku (krajowy cel indykatywny); zgodnie zaś z opracowywanym projektem „Polityka energetyczna Polski do 2030 roku” wykorzystanie energii elektrycznej w bilansie energii finalnej ma wynieść 20 proc. do 2030 roku.
Przyjęty w „Polityce energetycznej Polski” cel w postaci rozwoju energetyki odnawialnej może być – w mojej ocenie – szansą dla energetycznego „zaistnienia” Pomorza w bilansie energetycznym kraju w istotnym wymiarze. Realizacja tego celu musi być jednak wsparta skutecznymi działaniami legislacyjnymi i gospodarczymi na szczeblu centralnym, wspomagającymi budowę jednostek produkujących energię z OZE.

Bilans energii elektrycznej na Pomorzu

Przechodząc w tym miejscu na nasze pomorskie „podwórko energetyczne”, można śmiało stwierdzić, że Pomorze jest obecnie białą plamą na energetycznej mapie Polski. W regionie praktycznie nie funkcjonują – poza Elektrociepłownią Wybrzeże – duże zakłady energetyczne wytwarzające energię elektryczną. Pomorski dystrybutor energii (Energa – Operator S.A. z siedzibą w Gdańsku) musi ją importować z południa kraju , gdzie jest wytwarzana w węglowych blokach energetycznych, w większości przestarzałych. Szansą na poprawę bilansu energetycznego Pomorza jest zaś, w moim przekonaniu, rozwój produkcji energii elektrycznej z odnawialnych źródeł energii. Do nich zalicza się dziś przede wszystkim :
· elektrownie wodne oraz elektrownie wiatrowe,
· źródła wytwarzające energię z biomasy oraz biogazu,
· słoneczne ogniwa fotowoltaiczne oraz kolektory do produkcji ciepła.
Biorąc pod uwagę geograficzne położenie Pomorza, w kontekście produkcji energii z OZE największy niewykorzystany potencjał wydaje się posiadać energetyka wiatrowa, a w dalszej kolejności – energia wytwarzana z biomasy oraz pochodząca z elektrowni wodnych.

Szansa na energetyczne zaistnienie Pomorza

Perspektywę i szansę wzrostu zdolności wytwórczych pomorskiej energetyki poprzez inwestycje w OZE wydaje się także dostrzegać największa na Pomorzu grupa kapitałowa sektora energetycznego – GK Energa, która zamierza zainwestować znaczne środki finansowe w energetykę rozproszoną, odnawialno-gazową, w postaci gminnych elektrowni biogazowych (w planach ma powstać kilkaset takich ekologicznych elektrowni), a także elektrowni opalanych biomasą, farm wiatrowych oraz lokalnych elektrowni wodnych. Skuteczna realizacja takiego planu inwestycyjnego, w połączeniu z planowaną budową nowoczesnej elektrowni gazowej pracującej w kogeneracji, powinna przyczynić się – po pierwsze – do zmniejszenia deficytu mocy energii elektrycznej na Pomorzu, po drugie – do uzyskania, tak istotnych dla przedsiębiorstw energetycznych (a zwłaszcza GK Energa), świadectw pochodzenia, po trzecie – do wzrostu wykorzystania odnawialnych źródeł energii w bilansie energetycznym kraju, co jest w pełni zbieżne z „Polityką energetyczną Polski”, a wreszcie – i przede wszystkim – do realizacji przyjętych przez Polskę zobowiązań międzynarodowych w zakresie obniżenia emisji gazów cieplarnianych i osiągnięcia określonego pułapu energii elektrycznej wytwarzanej z OZE.

Jak ustawodawca wspiera rozwój OZE?

Opisane powyżej pomorskie zamierzenia inwestycyjne w OZE są z pewnością zbieżne z „Polityką energetyczną Polski” i ich realizacja powinna znaleźć w dużym stopniu wsparcie w rozwiązaniach prawnych, dla których inspiracją (motywacją) może się stać właśnie ta strategia. W zapisach ww. dokumentu przewiduje się przecież podjęcie działań w kierunku utrzymania stabilnych mechanizmów wsparcia wykorzystania odnawialnych źródeł energii „…dla zapewnienia odnawialnym źródłom energii właściwej pozycji w energetyce”.
Działania te dziś jednak wydają się niewystarczające. Nie sposób nie zauważyć, że w obecnym porządku prawnym brakuje mechanizmów wsparcia wykorzystania odnawialnych źródeł energii przede wszystkim w zakresie lokowania w terenie elektrowni „odnawialno-gazowych”.
Po pierwsze, nie powinno ulegać kwestii, że na gruncie ustawy z 21 sierpnia 1997 roku o gospodarce nieruchomościami oraz ustawy z 27 marca 2003 roku o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym budowa elektrowni wodnej czy wiatrowej na obszarze bezplanowym nie stanowi inwestycji celu publicznego i podstawą prawną jej lokowania w terenie jest decyzja o warunkach zabudowy, a nie decyzja o ustaleniu lokalizacji inwestycji celu publicznego. W świetle najbardziej aktualnego orzecznictwa sądów administracyjnych jednoznacznie należy przyjąć, że budowa elektrowni wodnych, wiatrowych czy spalających biomasę nie stanowi celu publicznego w rozumieniu art. 6 ustawy o gospodarce nieruchomościami. Przepis ten powinien być bowiem interpretowany w sposób ścisły, w jego treści zaś nie zostały skatalogowane tego rodzaju inwestycje.
Obserwowana ostatnio ekwilibrystyka, mająca na celu znalezienie furtki w interpretacji art. 6 ustawy o gospodarce nieruchomościami, która by pozwoliła na zaliczenie budowy ekologicznych elektrowni do zbioru inwestycji celu publicznego, w świetle najbardziej aktualnego orzecznictwa nie może przynieść oczekiwanych rezultatów. Lokowanie tego typu elektrowni na obszarach bezplanowych – a takich jest przecież większość – może się odbywać tylko na podstawie decyzji o warunkach zabudowy, wydanej zgodnie z art. 59 ustawy o planowaniu. Konstatacja ta nie jest, niestety, pozytywna dla potencjalnych inwestorów. Mówiąc w pewnym uproszczeniu: na gruncie ustawy o planowaniu wydanie decyzji o warunkach zabudowy jest – w porównaniu z decyzją o ustaleniu lokalizacji inwestycji celu publicznego – bardziej skomplikowane, zarówno w aspekcie merytorycznym, jak i proceduralnym. Wskazuje to na pewną niekonsekwencję ustawodawcy, który w „Polityce energetycznej Polski” przyjmuje, że budowa nowych jednostek OZE służy urzeczywistnieniu interesu publicznego, a jednocześnie w ustawie o gospodarce nieruchomościami nie zalicza takiej budowy do inwestycji celu publicznego.
Po drugie, według mojej oceny, brakuje obecnie rozwiązań o charakterze podatkowym, które promowałyby produkcję energii elektrycznej z OZE, a przede wszystkim inwestycje w elektrownie OZE. W tym kontekście pozytywnie należy ocenić nową ustawę o podatku akcyzowym, która wejdzie w życie 1 marca 2009 roku. Pozostawia ona zwolnienie od tego podatku energii elektrycznej wytwarzanej z OZE.
Po trzecie zaś, odnosząc się konsekwentnie do założeń „Polityki energetycznej Polski”, trzeba stwierdzić brak odpowiednich funduszy rządowych (programów wsparcia, funduszy ochrony środowiska), które wspomagałyby budowę nowych jednostek OZE, a w szczególności sieci elektroenergetycznych umożliwiających ich przyłączanie.
Tak więc rysujące się obecne rozwiązania legislacyjne, przy ograniczonych zachętach podatkowo-finansowych, z całą pewnością utrudnią budowę nowych jednostek OZE na Pomorzu. Niemniej jednak stopień prawdopodobieństwa zrealizowania projektowanych obecnie inwestycji, dla których motorem napędowym jest w głównej mierze dążenie do zwiększenia własnych mocy wytwórczych, należy ocenić jako znaczny. Rozwój OZE będzie przy tym korzystny nie tylko dla przedsiębiorstw energetycznych, ale także – a może przede wszystkim – dla gospodarki regionu.

Skończmy z energetycznym zaściankiem

Podsumowując przedstawione rozważania, dostrzegam realną szansę na wyciągnięcie Pomorza z pozycji energetycznego zaścianka w zakresie własnych mocy wytwórczych energii elektrycznej i umieszczenie na pozycji lidera w produkcji energii elektrycznej z OZE. Przy założeniu, że cele „Polityki energetycznej Polski” zostaną zrealizowane za pomocą zaplanowanych w tym dokumencie działań, szansę powodzenia ma nie tylko ambitny plan inwestycyjny GK Energa, ale także mniejsze inwestycje przedsiębiorców, chcących zorientować swoją działalność gospodarczą na OZE. De lege ferenda konieczne wydają się w tym zakresie zmiany ustawy o gospodarce nieruchomościami, które pozwolą zaliczyć budowę elektrowni OZE do inwestycji celu publicznego.

Jestem przekonany, że za dziesięć lat biel na energetycznej mapie Polski na obszarze województwa pomorskiego będzie oznaczać nie deficyt mocy, lecz centrum wytwórcze „białej energii”.

Jestem przekonany, że za dziesięć lat biel na energetycznej mapie Polski na obszarze województwa pomorskiego będzie oznaczać nie deficyt mocy, lecz centrum wytwórcze „białej energii”, jak często określa się energię pochodzącą z OZE

Skip to content