Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Duże firmy siłą napędową badań rozwojowych

Z Janem Ramzą, dyrektorem do spraw badań i rozwoju w firmie Polpharma, rozmawia Iwona Wysocka, dziennikarka PPG i Radia Gdańsk.

Produkcja leków bez wykorzystania myśli naukowej nie byłaby możliwa. Czy Polpharma może pochwalić się sukcesami w tej materii?

Najpierw powiem kilka słów o branży. Jest ona dosyć specyficzna. Z jednej strony musimy sprostać bardzo silnej konkurencji rynkowej. Z drugiej strony podlegamy restrykcyjnym przepisom, które regulują obrót lekami. W związku z tym jesteśmy zobowiązani do przestrzegania bardzo surowych norm jakościowych i wszystkich przepisów związanych z bezpiecznym obrotem lekami. Jednocześnie musimy myśleć o tym, by produkcja była tańsza. Jedno i drugie wymusza na całej branży, w tym i na naszej firmie, ciągłe działania polegające na wdrażaniu nowych, lepszych produktów i ulepszaniu procesów wytwórczych. Zmusza nas też do nieustannego poprawiania jakości produkcji specyfików, które mamy w swojej ofercie. W związku z tym musimy prowadzić działalność badawczo-rozwojową. Nie zawsze jest możliwość zrobienia wszystkich prac badawczo-rozwojowych w firmie, więc szukamy wsparcia u instytucji naukowych. I właśnie taka współpraca rodzi sukcesy.

Rozumiem, że to wsparcie znajdujecie?

Mamy kilka bardzo dobrych przykładów współpracy. Naszym głównym partnerem w regionie jest w tej chwili Politechnika Gdańska, a dokładnie Wydział Chemii. Spotykamy się z dobrym zrozumieniem naszych potrzeb. Szybko i łatwo dochodzimy do porozumienia, przychodząc z konkretnymi problemami do rozwiązania. W ostatnich kilku latach współpracowaliśmy przy wdrożeniu do produkcji trzech substancji farmaceutycznych z grupy leków przeciwko osteoporozie. Chodzi o technologie wytwarzania tych substancji w oparciu o oryginalny pomysł opracowany przez profesora Janusza Rachonia i jego zespół. Na tym, oczywiście, współpraca się nie kończy. W trosce o jakość produkcji i zmniejszenie uciążliwości dla środowiska współpracujemy nad wyeliminowaniem ewentualnych zanieczyszczeń leków, optymalizacją procesów, wymianą surowców na lepsze.

W firmie jest jeszcze drugi dział rozwojowy, który zajmuje się opracowywaniem form gotowych leków, czyli np. tabletek, kapsułek i ampułek. W tym wypadku również możemy liczyć na wsparcie naszej działalności badawczo-rozwojowej przez ośrodki naukowe, takie jak Akademia Medyczna w Gdańsku.

Mówi się, że najbardziej innowacyjne są małe firmy, ale one bez zamówień czy wsparcia dużych, też nie są w stanie zrealizować swoich, nawet najlepszych, pomysłów. Podobnie jak uczelnie.

Co przeszkadza w transferze nauki do biznesu?

Jest kilka przeszkód. Polpharma jest dużą firmą z dochodowej branży. Mamy pieniądze na badania i współpracę zewnętrzną. Nie są to wprawdzie środki nieograniczone, niemniej jednak bardzo pomocne. W razie potrzeby nie ma problemów, by do współpracy pozyskać naukowego partnera. Ale nieraz trzeba przeprowadzić badania nad substancjami, które wejdą do produkcji za kilka lat. Takie inwestowanie na parę lat do przodu budzi czasem opory wewnątrz firmy w związku z dużym ryzykiem badawczym. I wtedy okazuje się, że jest potrzebne wsparcie z zewnątrz. Nie innych firm, ale instytucji naukowych, które mogłyby zaoferować nam gotowe rozwiązania. To jest obniżenie ryzyka inwestycyjnego z punktu widzenia firmy. Oczywiście są granty unijne, ale duże przedsiębiorstwa mają nikłe szanse, by się o nie ubiegać z sukcesem. Tymczasem to jednak duże firmy są siłą napędową, która chce i robi badania rozwojowe. Mówi się, że najbardziej innowacyjne są małe firmy, ale one bez zamówień czy wsparcia dużych też nie są w stanie zrealizować swoich, nawet najlepszych, pomysłów. Podobnie jak uczelnie.

Przemysł dysponuje narzędziami, wiedzą i umiejętnościami sprawnego i szybkiego weryfikowania pomysłów. Nie każdy pomysł naukowy, nawet najgenialniejszy, szybko przełoży się do praktyki rynkowej. To wymaga zrozumienia ze strony środowisk naukowych.

Wiadomo, że w działalności firmy liczy się czas. Niekiedy jednak trudno zmusić naukowca do działania w ściśle określonych ramach: osiągania kolejnych etapów projektów w określonym czasie, nie przeciągania terminów. Poprawy wymaga również sposób uzgadniania projektów między przemysłem, jego wymaganiami i oczekiwaniami z jednej i środowiskiem nauki z jego pomysłami z drugiej strony. Pomysł musi zostać zweryfikowany nie tylko pod kątem naukowym, ale też rynkowym. W tej kwestii to przemysł dysponuje narzędziami, wiedzą i umiejętnościami sprawnego i szybkiego weryfikowania pomysłów. Nie każdy pomysł naukowy, nawet najgenialniejszy, szybko przełoży się do praktyki rynkowej. To wymaga zrozumienia ze strony środowisk naukowych.

Co powinno się zmienić?

Trzeba usprawnić system przydzielania środków na badania i rozwój. Teraz niewiele jest możliwości aplikowania o granty rozwojowe dla dużych firm, nawet jeżeli chciałyby one w całości przeznaczyć fundusze na zaktywizowanie swoich partnerów naukowych. Zbyt długo trwa proces rozpatrywania tych aplikacji. Zdarza się, że zanim zapadnie decyzja, sami zdążymy ukończyć projekt.

Przyszłość branży farmaceutycznej na Pomorzu jest…?

… związana z bardzo silną grupą biotechnologiczną w regionie. Coraz więcej leków będzie pochodzenia biotechnologicznego. Teraz jesteśmy na etapie budowania wizji, planowania tego, co chcemy w przyszłości robić w biotechnologii. Gdańskie środowisko biotechnologiczne jest aktywne i przychodzi do nas z pomysłami, ofertami. Jeszcze trochę czasu upłynie, zanim to rzeczywiście ruszy pełną parą, ale wierzę, że to już niedługo.

No właśnie – list intencyjny w sprawie Bałtyckiego Centrum Biotechnologii został podpisany. Co dalej?

Od kilku miesięcy rozmawiamy z profesorami zaangażowanymi w to przedsięwzięcie, planujemy współpracę, która ma szansę niedługo ruszyć. Na razie piłka jest w dużej części po naszej stronie boiska. Przemysł musi dokładniej sprecyzować swoje oczekiwania, a w biotechnologii brakuje nam jeszcze wiedzy rynkowej, marketingowej i technicznej. Moje doświadczenie pokazuje, że bez precyzyjnego określenia celu projektów i ścisłego zaplanowania sobie działań bardzo trudno jest osiągnąć sukces. Ale on nastąpi.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Pomorska biotechnologia – przykład rozwoju współpracy

Bałtyckie Centrum Biotechnologii i Diagnostyki Innowacyjnej BioBaltica jest wspólnym przedsięwzięciem trzech największych gdańskich uczelni: Akademii Medycznej, Politechniki Gdańskiej i Uniwersytetu Gdańskiego oraz Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego. Centrum BioBaltica ma funkcjonować na zasadzie złotego trójkąta nauka – przemysł – władze regionalne, tworząc pełną i aktywną strukturę, mającą zapewnić projektowi powodzenie.

Na szczególną uwagę zasługuje fakt, iż po raz pierwszy udało się pomorskiemu samorządowi tak skutecznie zaangażować we współpracę trójmiejskich uczelni, co zaowocowało podpisaniem aktu założycielskiego nowej i jakże ważnej instytucji badawczej w regionie. Być może właśnie BioBaltica zatrzyma część biotechnologów w kraju i przyciągnie na powrót z zagranicy tych najzdolniejszych. Realizacja projektu ma strategiczne znacznie dla rozwoju regionu, gdyż pozwoli na: zintensyfikowanie rozwoju biotechnologii opartej na wiedzy w regionie (co jest zgodne z priorytetami strategii rozwoju), otwarcie środowiska naukowego na współpracę z przemysłem oraz prowadzenie badań w większym stopniu istotnych z punktu widzenia gospodarczego, a w mniejszym stopniu jedynie z punktu widzenia intelektualnego. Ponadto, projekt umożliwi podjęcie działań w celu stworzenia warunków dla rozwoju gospodarki Pomorza, obejmujących: komercjalizację wyników prac badawczo-rozwojowych, działalność innowacyjną, ochronę własności intelektualnej, a także zbudowanie pozycji lidera w regionie Morza Bałtyckiego jako ośrodka prowadzącego intensywne badania i wdrażającego nowe technologie.

Wizja, misja i założenia projektu

Misją Centrum Biotechnologii i Diagnostyki Innowacyjnej BioBaltica jest tworzenie odpowiednich warunków umożliwiających naukowcom, uczelniom i firmom prowadzenie prac badawczo-wdrożeniowych w zakresie biotechnologii i diagnostyki innowacyjnej na światowym poziomie.

Przedmiotem działalności będzie:

  • realizowanie własnych programów badawczo-wdrożeniowych;
  • udostępnienie aparatury na rzecz firm i instytucji z sektora biotechnologicznego, w tym funkcja inkubatora przedsiębiorczości;
  • realizowanie badań na zlecenie podmiotów zewnętrznych;
  • sprzedaż usług w zakresie biotechnologii i diagnostyki innowacyjnej.

Wizją twórców projektu BioBaltica jest stworzenie silnego i dynamicznego ośrodka badawczo-wdrożeniowego w zakresie biotechnologii i diagnostyki innowacyjnej, nastawionego na współpracę z różnymi sektorami przemysłu oraz ośrodkami naukowymi zlokalizowanymi w Polsce i krajach basenu Morza Bałtyckiego.

Współpraca nauki i przemysłu

Strategia działania BioBaltica będzie opierać się na współpracy z przemysłem w zakresie przygotowywania i wdrażania nowych produktów i metod wytwórczych podnoszących innowacyjność przedsiębiorstw.

Centrum ma również wspierać rozwój przedsiębiorczości akademickiej. Cele te zamierza osiągnąć poprzez:

  • większe otwarcie środowiska naukowego na współpracę z przemysłem i ukierunkowanie badań na potrzeby przemysłu;
  • stworzenie warunków dla rozwoju biogospodarki poprzez komercjalizację wyników prac badawczo-rozwojowych;
  • zbudowanie pozycji lidera w regionie Morza Bałtyckiego – ośrodka prowadzącego intensywne badania i wdrażającego nowe techniki i zastosowania diagnostyczne;
  • nawiązanie ścisłej współpracy z instytutami i ośrodkami naukowymi międzynarodowego stowarzyszenia ScanBalt.

Tematyka prac w ramach segmentu „biotechnologia przemysłowa” obejmować będzie m.in. następujące badania rozwojowe, wdrożeniowe oraz usługi na rzecz przedsiębiorstw:

  • opracowywanie technologii produkcji nowych enzymów o specyficznych właściwościach;
  • konstruowanie rekombinantowych szczepów drobnoustrojów do produkcji biopaliw oraz szczepów użytecznych w ochronie środowiska;
  • poszukiwanie potencjalnych biofarmaceutyków białkowych oraz nowych celów molekularnych dla chemoterapeutyków przeciwbakteryjnych, przeciwgrzybowych
    i przeciwnowotworowych;
  • opracowywanie sposobów polepszenia właściwości użytkowych chemoterapeutyków;
  • wytwarzanie liofilizowanych produktów leczniczych w warunkach GMP.

Prace w ramach segmentu „diagnostyka innowacyjna” skupiać się będą m.in. na następujących sektorach:

  1. medycznym, w zakresie diagnostyki chorób nowotworowych, genetycznych, metabolicznych i infekcyjnych; immunopatologii, patologii molekularnej i fizjopatologii oraz monitoringu epidemiologicznego zakażeń szpitalnych;
  1. farmaceutyczno-kosmetycznym, zwłaszcza w zakresie diagnostyki zanieczyszczeń produktów mikrobiologicznych oraz oceny biodostępności i biorównoważności leków;
  2. ochrony środowiska, głównie w zakresie badań mikrobiologicznych zanieczyszczeń wód i gleby (szczególnie wód Bałtyku);
  3. spożywczym i rolniczo-weterynaryjnym, w zakresie:

– diagnostyki żywności modyfikowanej genetycznie i kontroli czystości mikrobiologicznej produktów spożywczych;

– diagnostyki fitopatogenów i monitoringu roślinnych patogenów kwarantannowych;

– diagnostyki wirusowych chorób zwierzęcych.

Antidotum na emigrację?

BioBaltica to wspólna odpowiedź władz regionu i trójmiejskich uczelni na emigrację młodych ludzi: absolwentów i doktorantów. Nie wszyscy młodzi absolwenci i doktorzy mają zacięcie czysto naukowe, ich ambicje często opierają się na chęci aplikacyjnego zastosowania wiedzy, podążania w kierunku prac badawczo-rozwojowych. Projekt jest też odpowiedzią na duże zasoby finansowe płynące z Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka.

Projekt BioBaltica wpisuje się w wizję działania Fundacji im. Koprowskich i ideę samego Pana Profesora Hilarego Koprowskiego, patrona Gdańskiego Parku Naukowo-Technologicznego. Fundacja ta również ma pomagać i wspierać w powrotach do kraju polskich naukowców. Takie osoby będą mogły dzierżawić powierzchnię w Gdańskim Parku Naukowo-Technologicznym oraz urządzenia w laboratoriach BioBaltica i realizować projekty badawczo-wdrożeniowe.

Jak będzie funkcjonować BioBaltica?

Pod koniec sierpnia 2008 r. złożony został wniosek w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka. Ma on zapewnić sfinansowanie dostosowania pomieszczeń w Gdańskim Parku Naukowo-Technologicznym do potrzeb Centrum oraz wyposażenie laboratoriów w nowoczesny sprzęt. Projekt ten może uzyskać finansowanie na poziomie 25 milionów euro.

Na najnowocześniejszy sprzęt ma zostać wydane około 50 milionów złotych. Do obsługi tego sprzętu muszą zostać zatrudnieni fachowcy. Zakłada się, iż z trzech uczelni zostanie oddelegowanych 12-15 osób, które stanowiących rdzeń kadry BioBaltica, natomiast w swojej istocie Centrum ma działać na zasadzie projektów. Każdy pomysł zostanie poddany recenzji, a po spotkaniu się z pozytywną oceną Rady Naukowej BioBaltica projekt będzie realizowany w Centrum. Finansowanie projektów, w tym przedsięwzięć typu spin-off, mogą zapewnić między innymi business angels oraz fundusze venture capital.

Jeżeli wszystko „pójdzie dobrze”, Centrum Biotechnologii i Diagnostyki Innowacyjnej BioBaltica powinno zacząć funkcjonować w 2011 roku.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Potencjał współpracy jest ogromny – trzeba go wyzwolić

Z Witoldem Trzebiatowskim, dyrektorem do spraw rozwoju w firmie Telkom Telmor, rozmawia Iwona Wysocka, dziennikarka PPG i Radia Gdańsk.

Jaki jest potencjał współpracy świata nauki z biznesem na Pomorzu?

Myślę, że jest ogromny! Mamy przecież niezły przemysł i dobrą naukę. Jak zwykle, problem leży w tym, by ten potencjał wyzwolić. Nie ma tradycji i kultury takiej współpracy. Należy rozpocząć długotrwały proces budowy tkanki współpracy. W skali makro nie da się tego osiągnąć natychmiast. Oczywiście, są przykłady już trwającej, bliskiej i korzystnej współpracy, ale myślę, że to ciągle wyjątki. Uruchomienie łączności między przemysłem a nauką wymaga wybudowania „interfejsu”. To się dzieje powoli, może trochę brak temu konsekwencji, powstają ciągle inne idee. Tak naprawdę chodzi o stworzenie warunków, by ludzie się spotykali, umieli wyartykułować wzajemne oczekiwania i mówić o korzyściach, jakie mogą odnieść. Istnieją różne propozycje – klastrów, centrów doskonałości, konsorcjów. W ramach tych pomysłów można skorzystać z różnego rodzaju praktyk, stażów. Takie możliwości istotnie zbliżają naukę do przemysłu i na odwrót.

Gdzie widzi Pan bariery tej współpracy?

Barierą są przede wszystkim finanse. Chodzi o pieniądze na badania i rozwój w przemyśle, bo to przemysł może przekuć dobre pomysły na gospodarcze efekty. Akurat w tym obszarze – finansowym – można na razie najwięcej osiągnąć. Trzeba w maksymalnym stopniu wykorzystać pomoc unijną.

Najważniejszy problem leży w tym, żeby idea spotkała się z wykonawcą. Dziś nauka jest skoncentrowana na dydaktyce oraz publikacjach naukowca. Brakuje uzależnienia ścieżki jego kariery od wdrożeń, korzyści dla gospodarki z jego pracy. Z kolei przemysł ma pewną psychologiczną barierę współpracy z nauką. Brakuje mu tradycji współpracy i wiary w efekty

Czy jest ona dobrze wykorzystywana?

Są na to szanse. Projekty można dofinansowywać w szerokim zakresie. Na Pomorzu działa szereg instytucji, które mogą w tym pomóc. Jednak najważniejszy problem leży w tym, żeby idea spotkała się z wykonawcą. Dziś nauka jest skoncentrowana na dydaktyce oraz publikacjach naukowca. Brakuje natomiast uzależnienia ścieżki jego kariery od wdrożeń, współpracy z przemysłem, korzyści dla gospodarki z jego pracy. Z kolei przemysł ma pewną psychologiczną barierę współpracy z nauką. Brakuje mu tradycji współpracy i wiary w efekty. Ważne jest tworzenie różnego rodzaju związków przemysłowo-naukowych, które nazywane są klastrami, konsorcjami. Jednak wymaga to określonych umiejętności współpracy i sprawdzonych metod działania. Nie ma tego w nas. Wyrośliśmy z czasów transformacji, które oznaczały samotną walkę o przetrwanie małych firm, posiadających dobry pomysł. To już jednak nie wystarcza. Dlatego jesteśmy skazani na tworzenie większych organizmów. Niekoniecznie fuzji czy powiązań kapitałowych, ale na przykład klastrów czy konsorcjów, które pomagają pokonywać bariery skali. Musi zostać zgromadzony potencjał, przekroczona masa krytyczna, aby opłacało się coś zrobić. Pomysł jest największym skarbem, diamentem. Jednak diament bez oszlifowania i sprzedaży praktycznie mało znaczy. W związku z tym przemysł ma do wykonania dwa ważne i trudne zadania. Po pierwsze sprawić, by wyrób dał się wyprodukować i był tani w produkcji. Po drugie – znaleźć rynki i przekonać klientów, aby go kupili. Wtedy diament staje się brylantem.

Czy mimo wszystko są w Pomorskiem pewne sukcesy?

Różnego rodzaju fora, w których miałem przyjemność uczestniczyć, pokazywały, że mamy też osiągnięcia. Na przykład klaster bursztynników. To są może specyficzne przedsięwzięcia, lokalne, ale ogromnie ważne. Stanowią doskonałe przykłady, które „ciągną” za sobą następne. Natomiast w naszej firmie problem na razie ogranicza się do stażów studentów oraz tzw. studenckich projektów grupowych. Planujemy staże naszych pracowników na Politechnice Gdańskiej. Współpracujemy także z Centrum Doskonałości WiComm na Politechnice. To buduje tę tkankę współpracy. Chodzi o to, żeby się poznać, nabrać zaufania, zapoznać z tym, co jest do zrobienia po drugiej stronie i podejść do współpracy w sposób konstruktywny i skuteczny.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Tak naprawdę dopiero zaczynamy

Z dr inż. Krzysztofem Nyką z Centrum Doskonałości WiComm Politechniki Gdańskiej rozmawia Iwona Wysocka, dziennikarka PPG i Radia Gdańsk.

Jakie były początki współpracy pomiędzy Politechniką Gdańską a przedsiębiorstwami?

Około trzech lat temu zaczęliśmy interesować się unijnymi funduszami strukturalnymi. Wtedy okazało się, że jest możliwość pozyskania tych środków pod warunkiem, że będą one przeznaczone na poprawę innowacyjności gospodarki. Nauka może je dostać, jeżeli skomercjalizuje wyniki swojej pracy. Wtedy zaczęliśmy organizować współpracę z firmami.

Jakie były pierwsze doświadczenia? Wpłynęliście na zupełnie nowe wody?

Dotychczas współpraca pomiędzy uczelniami a biznesem nie układała się najlepiej. Składało się na to kilka powodów. Pierwszym i chyba najpoważniejszym była wzajemna nieufność środowisk naukowych i przedsiębiorców. Wynikało to głównie z dużej różnicy pomiędzy interesami i procedurami pracy na uczelni oraz w komercyjnym przedsiębiorstwie. Firmy nie wierzyły, że naukowcy są w stanie wymyślić dla nich coś przydatnego i zrobić to w dostatecznie krótkim czasie. Z drugiej strony, naukowcy nie wierzyli w konstruktywną współpracę z firmami, widząc jaki jest odbiór ich pracy w tamtych środowiskach. Udało nam się jednak przerwać tę spiralę, a czynnikiem, który to spowodował, były pieniądze. Dzięki projektowi WiComm Forum zaczęliśmy organizować darmowe szkolenia i prezentacje różnych rozwiązań związanych z technologią bezprzewodową. I faktycznie niektóre z firm, z którymi nawiązaliśmy kontakt, zaczęły już myśleć o konkretnych produktach w oparciu o tę technologię. Później okazało się, że firmy zaczęły wierzyć, iż kontakt z Politechniką będzie dla nich korzystny.

Jednak to były dopiero początki współpracy…

Później skoncentrowaliśmy się na sektorze telekomunikacji ściśle związanym z technologiami bezprzewodowymi. Ten fragment przemysłu elektronicznego jest ważną gałęzią gospodarki w naszym regionie. Stwierdziliśmy także, że należy poszerzyć integrację środowiska. To doprowadziło nas do powstania koncepcji stworzenia klastra elektroniki i telekomunikacji. Wyszliśmy z inicjatywą do władz Wydziału Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki, aby stał się on gospodarzem tego klastra. I teraz właśnie go organizujemy. Formuła współpracy klastrowej pomiędzy ośrodkami badawczymi a przemysłem jest już sprawdzona na świecie i wszędzie dała interesujące rezultaty. W Polsce takim flagowym przykładem jest Dolina Lotnicza, gdzie firmy kooperujące w przemyśle lotniczym tworzą klaster współpracujący z wieloma ośrodkami badawczymi. Z drugiej strony, Urząd Marszałkowski przyjął w swoich programach strategicznych koncepcję popierania rozwiązań, które integrowałyby firmy w kluczowych dla regionu dziedzinach gospodarki.

Wygląda na to, że nieufność pomiędzy przedsiębiorcami a środowiskiem naukowym udaje się powoli przełamywać. Czy inne bariery nadal istnieją?

Tak. Działamy pod bardzo silną presją, którą zresztą sami sobie narzuciliśmy. Przyczyna jest prosta: chcemy, aby firmy zainteresowały się naszą ofertą naukowo – badawczą i musimy wykształcić sobie rynek. Natomiast mamy, niestety, bardzo ograniczone możliwości proponowania innowacyjnych rozwiązań. W ciągu ostatnich dwudziestu lat zaobserwowałem proces kurczenia się liczby szuflad z różnymi opracowaniami innowacyjnymi, które możnaby zaoferować przedsiębiorstwom. Uczelnie ewoluowały do tworów, w których praca dydaktyczno – badawcza stała się jedynym priorytetem. Nawet kariera naukowa, do jakiej jesteśmy zobligowani, skoncentrowana jest na nauce, którą można udowodnić jedynie za pomocą publikacji naukowych. Problem polega na tym, że uczelnia nie może sobie pozwolić na wytężoną pracę badawczo-rozwojową. Brakuje nam pracowników inżynieryjno – technicznych, którzy przez cały czas opracowywaliby nowe prototypy dla firm. Brakuje nam również osób, które są w stanie opracować rozwiązania techniczne do postaci, która umożliwi ich komercyjne zastosowanie. Politechnice brakuje siły roboczej, która nie uprawiałaby „zaawansowanej nauki”, tylko ją opakowywała w postać zrozumiałej przez firmy. Brakuje nam środków finansowych do utrzymania się w gotowości aplikacyjnej. Drugim naszym problemem są finanse na utrzymanie warsztatu dla takich pracowników. Mam tu na myśli sprzęt techniczny – nie badawczy, tylko typowo inżynieryjny. Trzecią barierą jest brak sprawdzonych procedur administracyjno–prawnych związanych z przepływem własności intelektualnych. Z tym samym spotykamy się również ze strony firm. Ośrodek badawczy jest zainteresowany sprzedażą w oparciu o licencję, bo to świadczy o jego wysokiej aktywności. Jest to jednym z priorytetów nałożonych przez ministerstwo. Firmy natomiast wolą wprost kupować konkretne rozwiązanie. Mamy jeszcze sporo do zrobienia, aby te dwa punkty widzenia w jakiś sposób połączyć w łatwą dla obydwu stron ścieżkę współpracy.

A zatem jest jeszcze nad czym pracować, aby ściślej powiązać oba środowiska?

Oczywiście, ale nie od razu Rzym zbudowano. My tak naprawdę dopiero zaczynamy.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Spin-off: recepta na sukces?

Środowiska akademickie generują i akumulują wiedzę. Im silniejsze naukowo środowisko, tym skuteczniejsza jest akumulacja aktualnej i tworzenie nowej wiedzy. Wydaje się to mieć bezpośrednie przełożenie również na tworzenie małych firm, tak zwanych spin-offów, przez przedstawicieli środowiska akademickiego. Jest to o tyle zrozumiałe, że w dobrych ośrodkach badawczych naukowcy zwykle mają dostęp do lepszej infrastruktury, a ich badania są wspierane administracyjnie przez rodzimy ośrodek naukowy. Ponadto, z reguły dysponują oni większymi środkami przeznaczonymi na projekty naukowe. Powoduje to, że często są oni w stanie podejmować projekty ambitne i zakrojone na wielką skalę, dzięki czemu wyniki ich badań mogą (choć nie muszą) znacznie wykraczać poza granice dotychczasowej wiedzy. A tam, gdzie pojawia się nowa wiedza, może pojawić się również pomysł na innowacyjny biznes.

Niewątpliwie różnego typu inkubatory, doradztwa i nisko oprocentowane kredyty są w stanie zachęcić niezdecydowanych, lecz ich brak raczej nie zniechęci tych, którzy decyzję o założeniu firmy i tak już podjęli.

Popularność spin-offów na świecie…

W przypadku wielu silnych ośrodków badawczych, takich jak Uniwersytet Stanforda (który dał początek słynnej Dolinie Krzemowej), Massachusetts Institute of Technology czy uniwersytety w Cambridge i Oxfordzie, mechanizm tworzenia firm w oparciu o badania wydaje się być już swoistym perpetuum mobile. Renoma wysokiego poziomu badań przyciąga pieniądze firm i powoduje, że chętniej lokują one swoje ośrodki badawcze w bezpośredniej bliskości tych instytucji. To z kolei skutkuje intensyfikacją prowadzonych badań, zwiększeniem ilości kształcących się studentów, a także przyciągnięciem wybitnych naukowców. Cały ten mechanizm dodatkowo podtrzymywany jest stosunkowo szczodrym finansowaniem badań podstawowych, które umożliwia długofalowy rozwój takich spin-offowych centrów, a które pozyskiwane jest z funduszy publicznych dzięki bardzo wysokiemu poziomowi prowadzonych badań. Ponadto centra takie obrastają różnego typu firmami typu venture capital i innymi, które gotowe są wyciągnąć pomocną i zasobną w fundusze dłoń w zamian za sporą część udziałów w nowym przedsięwzięciu. Istniejące tam środowisko przyjazne komercjalizacji pomysłów naukowych znacznie wspiera powstawanie małych firm tworzonych przez akademików, choć wydaje się, że nie jest to czynnik decydujący w tym procesie. Niewątpliwie różnego typu inkubatory, doradztwa i nisko oprocentowane kredyty są w stanie zachęcić niezdecydowanych, lecz ich brak raczej nie zniechęci tych, którzy decyzję o założeniu firmy i tak już podjęli.

Za jedyny czynnik systemowy wspierający odchodzenie przedstawicieli nauki do biznesu mogą zostać uznane bardzo niskie płace – tradycyjnie najniższe między innymi wśród przedstawicieli nauk eksperymentalnych.

… i w Polsce – dlaczego tak mała?

W Polsce, która niestety musi nadgonić długoletnie zapóźnienia w dziedzinie powstawania małych firm opartych na wiedzy czerpanej bezpośrednio z projektów badawczych, mechanizm taki jeszcze nie zaistniał na dużą skalę. Próby tworzenia takiego centrum podejmuje Uniwersytet Jagielloński, który wydaje się być wzorem i pewnego rodzaju inicjatorem trendu doganiania reszty świata w tworzeniu silnych ośrodków promujących powstawanie firm typu spin-off. Nie jest to łatwe zadanie. Nadal w naszym kraju nauka jest niedoinwestowana, brakuje nowoczesnego sprzętu, a gdy nawet już taki się pojawi – personelu do jego obsługi. Funduszy przeznaczanych na pojedynczy projekt grantowy nijak nie da się porównać z tymi, którymi dysponują badacze w krajach przodujących w tworzeniu akademickich spin-offów. Za jedyny czynnik systemowy wspierający odchodzenie przedstawicieli nauki do biznesu mogą zostać uznane bardzo niskie płace – tradycyjnie najniższe między innymi wśród przedstawicieli nauk eksperymentalnych. Sytuacja taka skutecznie zapobiega akumulacji kapitału, który mógłby być przeznaczony na założenie firmy i jej finansowanie w początkowych stadiach rozwoju. Wszak na samym początku działalności zawsze potrzebne są inwestycje, firma zysku jeszcze nie przynosi, a podatki, na przykład w postaci składek na ZUS, płacić i tak już trzeba.

Znikomą ilość powstających firm typu spin-off można również tłumaczyć w pewnym stopniu niechęcią środowiska naukowego do komercjalizacji wyników badań. W tej sytuacji działania podejmowane przez poszczególne uczelnie i samorządy, mające na celu kreowanie środowiska przyjaznego powstającym firmom, nie wystarczają do wydajnego promowania przedsiębiorczości akademickiej, są jednak niewątpliwie krokiem w dobrym kierunku. Jednym z podstawowych problemów, z którym spotyka się polski badacz chcący wykorzystać swoje odkrycie w biznesie, jest brak jasnych uregulowań prawnych w zakresie własności intelektualnej. Jasne i znane od początku reguły gry znacznie ułatwiłyby podejmowanie decyzji np. o składaniu ewentualnego wniosku patentowego. Regulacje w tym zakresie zostały już przeprowadzone w kilku wiodących ośrodkach akademickich, jednak jeszcze nie są one powszechne. Ponadto badacz rozważający założenie firmy musi zmierzyć się z dziedziną dla niego zupełnie nową, jaką jest prowadzenie własnego biznesu. Niewątpliwie znaczną pomocą w tej materii są wszelkiego rodzaju doradztwa i kursy przedsiębiorczości finansowane z funduszy regionalnych lub unijnych, które są aktualnie stosunkowo łatwo dostępne.

Klasyfikacja firm spin-off

Małe firmy, których działalność oparta jest na wiedzy, można podzielić na kilka grup w zależności od produktu, jaki proponują. Mogą to być firmy proponujące innowacyjny produkt, które próbują zapełnić lukę rynkową lub wykreować popyt na całkiem nowy typ towaru lub usługi. Są również firmy, które proponują nowy, tańszy lub lepszy niż dotychczasowy sposób produkcji towaru lub świadczenia usługi. Kolejnym typem są firmy eksperckie, które zajmują się doradztwem. Fundamentem takich firm jest zwykle suma wiedzy ich pracowników zgromadzona w toku wieloletniej pracy w danej dziedzinie badań. O ile pierwsze dwa typy, szczególnie te, które zajmują się produkcją, do rozpoczęcia działalności potrzebują zwykle sporego kapitału, o tyle zakładanie firm eksperckich jest stosunkowo mało kosztochłonne. Te pierwsze zwykle radzą sobie przez zdobycie inwestorów gotowych zaryzykować sporą gotówkę w zamian za duże udziały w przyszłych, potencjalnych zyskach firmy. Ponadto koszty działalności mogą być znacznie zredukowane przez stosowanie outsourcingu, co zmniejsza udział kosztów stałych w całości kosztów firmy. A jest to często sprawa kluczowa dla firm, które jeszcze nie zbudowały wystarczających rezerw finansowych oraz wystarczająco silnej pozycji na rynku.

Firmy usługowe często nie wymagają aż tak wysokich nakładów inwestycyjnych jak produkcyjne. Zależy to jednak od typu działalności, jaką prowadzą. Jeżeli działalność oparta jest na obsłudze bardzo kosztownych urządzeń, często jedynym wyjściem jest ich dzierżawa, np. od macierzystej uczelni. Pozwala to na zmniejszenie kosztów inwestycyjnych, a uczelni pozwala pełniej wykorzystać i taniej eksploatować sprzęt.

Od teorii do praktyki – przykład Phage Consultants

Firmy eksperckie są najtańsze – zarówno jeśli chodzi o koszty uruchomienia, jak i koszty prowadzenia działalności. Głównym kapitałem takiej firmy jest wiedza jej pracowników. Ten typ przedsiębiorstwa mogę omówić na przykładzie firmy Phage Consultants, której jestem założycielem. Firma zajmuje się doradztwem w bardzo specyficznej dziedzinie: zakażeniach procesów technologicznych opartych na bakteriach przez naturalnych wrogów tych bakterii – wirusy zwane bakteriofagami. W związku z tym, że większość firm biotechnologicznych, które używają bakterii w swoich procesach technologicznych, przeżywa problemy związane z zakażeniami bakteriofagami raczej sporadycznie, nie zatrudniają one osób, które specjalizowałyby się w tej dziedzinie. Jednak gdy takie problemy się pojawiają, fachowa pomoc może uchronić firmę przed bardzo poważnymi stratami. Phage Consultants stara się udzielić szybkiej i skutecznej pomocy firmom, które się o taką pomoc zwracają. W ofercie firmy jest zarówno fachowe doradztwo, jak i pomoc w przeprowadzeniu badań. Obie te formy działalności okazały się ciekawymi ofertami dla przedsiębiorstw borykających się z zakażeniami bakteriofagowymi. Operowanie w tak wąskiej niszy ma swoje wady i zalety – jedną z zalet jest brak konkurencji. Wadą jest stosunkowo mała ilość klientów. W związku z tym firma nie zatrudnia pracowników na stałe umowy, lecz jedynie do konkretnych zleceń.

Zielone światło dla firm spin-off

Powstanie firmy Phage Consultants zostało wsparte przez program „Makroszansa dla mikrofirm”, prowadzony przez Fundację Gospodarczą w Gdyni. Dofinansowanie wstępnych inwestycji oraz działalności bieżącej z funduszy unijnych pozwoliło na stosunkowo szybkie uzyskanie rentowności. Z kolei kursy prowadzone w ramach programu dały założycielowi firmy podstawy wiedzy m.in. z zakresu prawa, ekonomii oraz marketingu, niezbędne do rozpoczęcia udanej działalności. Istnieją również inne programy wspomagające tworzenie firm innowacyjnych. Część z nich zorientowana jest wyłącznie na środowisko akademickie. Przykładami takich programów są „Ventures” i „Innowator”, organizowane przez Fundację na Rzecz Nauki Polskiej. W różnego typu programach regionalnych zorientowanych na promocję przedsiębiorczości innowacyjne projekty zakładania firm typu spin-off mają ogromne szanse zdobycia wsparcia.

Podsumowując, stworzenie małej firmy typu spin-off staje się coraz prostszym przedsięwzięciem. Istnieje wiele projektów, w większości finansowanych lub współfinansowanych z Unii Europejskiej, które ułatwiają założenie i prowadzenie małej firmy. Poprawia się również wsparcie rodzimych uczelni dla tego typu przedsięwzięć, choć w tej kwestii nadal jest wiele do zrobienia. Pozostaje mieć nadzieję, że założenie własnej firmy w celu wdrożenia wyników własnych badań będzie zyskiwało na popularności w środowisku akademickim.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Wyszliśmy przed szereg

Z dr inż. Agnieszką Bartoszek – Pączkowską z Katedry Chemii, Technologii i Biotechnologii Żywności Politechniki Gdańskiej, rozmawia Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Jada Pani kiełbasę antyrakową?

Często jestem o to pytana i odpowiedź jest zawsze taka sama. Wędliny „Brassica” jem od pierwszych prób, czyli od trzech lat.

Brakuje strategii komunikacyjnej z konsumentami – pokazania, że podstawą sukcesu jest wiele lat badań w politechnicznych laboratoriach. Dodatkowo trzeba wytłumaczyć konsumentowi, co wyniki tych prac oznaczają.

Proszę się nie dziwić tym pytaniom, to pierwszy test wiarygodności.

Mam tego świadomość, gdyż wędliny „Brassica” są wielkim sukcesem medialnym, spektakularnym przykładem transferu myśli z uczelni do przedsiębiorstwa. Ten przykład pokazał też, co jeszcze powinno zostać zrobione. Przede wszystkim brakuje strategii komunikacyjnej z konsumentami – pokazania, że podstawą tego sukcesu jest wiele lat badań w politechnicznych laboratoriach. Dodatkowo trzeba wytłumaczyć konsumentowi, co wyniki tych prac oznaczają. Znakomicie sobie z tym radzi przemysł kosmetyczny. Jeżeli wejdziemy do sklepu i sięgniemy po kosmetyki polskich firm, choćby Eris czy Dermika, zobaczymy, jak ich broszury są dopieszczone pod względem naukowym. Przemysł spożywczy może im tylko pozazdrościć.

Dlaczego udaje się to w przemyśle kosmetycznym, a w spożywczym już nie? Czy naukowcy rozumieją ten problem?

W środowisku naukowym dostrzega się potrzebę takich działań. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego opracowało program badań naukowych i prac rozwojowych. Zawarto tam rzeczy, które będą finansowane z budżetu. Jeden z punktów odnosi się do innowacyjnych produktów żywnościowych i prozdrowotnych, także promowania takich produktów. My po prostu wyszliśmy przed szereg. I może jeszcze zwrócę uwagę na jeden punkt tego programu: jest w nim mowa, że promowanie takich produktów wymaga od producenta stosowania informacji w postaci oświadczeń żywieniowych i zdrowotnych w marketingu, reklamie i przede wszystkim na opakowaniach. Wynika z tego, że trzeba stworzyć specjalną strategię promowania prozdrowotnych produktów żywieniowych. Nie chodzi o to, aby w reklamie ubrać aktora w lekarskich fartuch i żeby z uśmiechem zapewniał, jak zdrowa jest ta żywność. Natomiast ta prawdziwa informacja musi docierać do ludzi. To ma ogromne znaczenie w przypadku osób zagrożonych na przykład cukrzycą czy innymi chorobami cywilizacyjnymi.

Na ten element innowacyjności rzadko zwraca się uwagę. Tymczasem bez dobrej promocji trudno mówić o sukcesie transferu wiedzy, przynajmniej w przypadku produktów żywieniowych.

Bez wątpienia. Oczywiście są technologie istotne wyłącznie dla producentów, chociaż do nich z wiedzą o nowych możliwościach też trzeba dotrzeć. Natomiast jeżeli mówimy o konsumentach, jest to kluczowe. W przypadku chorób cywilizacyjnych mnóstwo czasu i pieniędzy na profilaktykę poświęcają organizacje rządowe i pozarządowe. Amerykańskie stowarzyszenie do walki z nowotworami ma specjalną stronę internetową, gdzie co tydzień zamieszczane są przepisy na zdrową potrawę wskazaną przy tego typu chorobach. Swoją stronę ma też oczywiście organizacja osób zagrożonych cukrzycą i tam również można znaleźć sporo informacji żywieniowych. Podobnie jest w przypadku organizacji wspierających osoby z chorobami serca, po chemioterapii, itd. Wszyscy oni mają pracowników, którzy przeglądają literaturę naukową i robią swoiste bryki dla konsumentów i dla przemysłu, żeby wiedzieli, co dzieje się w nauce, jakie są odkrycia i trendy. Nic więc dziwnego, że w Stanach Zjednoczonych przemysł z nauką idą pod rękę. Transfer wiedzy odbywa się tam już na etapie publikacji, a nie technologii. Kiedy tylko zostaną opublikowane pozytywne wyniki badań, przemysł jest gotowy do wdrożenia. Może czasami za wcześnie, za to w Europie idzie to już dużo wolniej, a w Polsce w ślimaczym tempie. Na tym tle współpraca z firmą Nowak bardzo szybko wydała owoce.

Owocna współpraca Politechniki Gdańskiej i firmy Nowak to na pewno nie zasługa sprawnego systemu. To raczej my przysłużyliśmy się systemowi stawiającemu pierwsze kroki.

Nie sądzę, by to była zasługa polskiego modelu transferu wiedzy ze świata nauki do świata gospodarki.

To był szczęśliwy zbieg wielu okoliczności. Na pewno nie była to zasługa sprawnego systemu. Myślę, że to raczej my się przysłużyliśmy systemowi stawiającemu pierwsze kroki. Nie twierdzę, że to pierwsza i jedyna w Polsce żywność prozdrowotna. Natomiast jest to chyba pierwszy przypadek w przemyśle mięsnym. Śledzę również uważnie, co dzieje się na świecie i do tej pory naliczyłam cztery tego typu inicjatywy, ale żadna jeszcze nie została wprowadzona na rynek. Pomijam wzbogacanie wędlin w oleje omega 3 i omega 6.

Podręcznikowy przykład innowacji?

To, co zrobiliśmy, jest owocem około dwudziestu lat prac naukowych niemal na całym świecie. My wszystko zebraliśmy i przełożyliśmy na technologię. Natomiast firma Nowak we współpracy z nami technologię dopracowała i wypuściła produkt na rynek. To rzeczywiście książkowa droga. Chociaż to jeszcze nie koniec. Mimo, że produkt jest już na rynku, to jednak kilka spraw wymaga uzupełnienia. Potrzebujemy pieniędzy, o które niemal wszędzie zabiegamy. Niestety, nie możemy dostać unijnych środków z programu Innowacyjna Gospodarka, gdyż przemysł żywnościowy został z niego wyłączony. Producent nie może umieścić na wędlinie żadnych oświadczeń zdrowotnych. Jest na etykiecie krótki opis zawartości, ale nie można bez dodatkowych i kosztownych badań umieścić na niej informacji, co z tego wynika dla spożywającego.

Podobnie jak w przypadku firm farmaceutycznych, które muszą w tym celu prowadzić długotrwałe i kosztowne badania?

Tak jest w przypadku firm farmaceutycznych oraz na przykład produkujących tłuszcze. Na niektórych margarynach jest oświadczenie, że po jakimś czasie spożywania na przykład spadnie cholesterol. Coś takiego można zamieścić na opakowaniu, ulotkach czy w reklamach dopiero po specjalnych badaniach.

Zatem co trzeba zrobić, żeby ten udany przykład transferu wiedzy nie był samotną wyspą?

Myślę, że to nie będzie jakiś jednostkowy przypadek. Jeżeli jednak mamy stworzyć cały system, to ten przykład musi zostać dokończony i dlatego potrzebujemy pieniędzy, aby „dopieścić” technologię. Ten produkt może mieć jeszcze korzystniejszy skład i teoretycznie wiemy, jak to zrobić, ale wymaga to dodatkowych badań na osobach, które zdecydują się na uczestniczenie w specjalnej grupie spożywającej przez długi czas te wędliny. Takie osoby muszą zostać specjalnie dobrane, regularnie i długo badane. I należy je porównać z grupą ludzi, które nie będą się odżywiały wędlinami „Brassica”. To długo trwa i sporo kosztuje.

To bariera, która dla małych i średnich firm jest trudna do przeskoczenia. Zatem potrzebne jest jakieś zewnętrzne wsparcie.

Małe i średnie firmy nie mają szans na pokonanie tych trudności, brakuje im po prostu pieniędzy. Natomiast są środki unijne na współpracę takich przedsiębiorstw z nauką, żeby badania były możliwe. Głównym producentem żywności prozdrowotnej będą właśnie małe i średnie firmy. Wielkie koncerny ograniczają się do takich produktów, które można sprzedawać na skalę masową, np. margaryna.

Żeby taki produkt pojawił się na rynku, trzeba najpierw uregulować prawa własności intelektualnej, patenty, itd. To zadanie uczelni czy firmy chcącej wejść na rynek z takim produktem?

To jest wspólne zadanie, a zarazem każdy musi pilnować swojego interesu. Natomiast ani takiego przedsiębiorcy ani uczelni nie stać na patenty międzynarodowe. Na to trzeba zdobyć fundusze z innych źródeł – jest to osiągalne.

W gospodarce jest duża otwartość na nasze pomysły.

Po sukcesie antyrakowej kiełbasy przychodzą inni zainteresowani przedsiębiorcy, pytają o kolejne pomysły?

Wprawdzie długiej kolejki zainteresowanych przed drzwiami pan nie zauważył, ale w gospodarce jest duża otwartość na nasze pomysły. Podpisujemy umowę o współpracy z firmą Fungopol, która uruchomiła linię produktów o nazwie „Owoce zapomniane”. Jarzębina, tarnina czy też dereń są bardzo zdrowe, ale trzeba to udowodnić i wykazać, jakie ich elementy są szczególnie cenne, jak przetwarzać te owoce, by tych elementów nie utracić. Podpisaliśmy również umowę z Pasieką Dębową. Firma zajmuje się między innymi produkcją miodów pitnych. Prowadzimy badania nad wzbogaceniem tych miodów o jagodę kamczacką. Za rok będą pierwsze degustacje. Współpracujemy też z zakładami cukierniczymi Bałtyk, by można było „łasuchować” w sposób bardziej korzystny dla organizmu. Interesują nas także technologie przetwarzania roślin zachowujące to, co cenne, czyli podobnie jak w wędlinach „Brassica”. Udało nam się tak ustawić technologię przetwarzania, żeby wydobyć z kapusty to, co najcenniejsze.

Korzystała Pani z Biura Transferu Technologii?

Nasze biuro jest bardzo sprawne i bez pomocy pracowników byłabym bezradna w wielu sprawach. Również producentom, z którymi współpracuję, sugeruję nawiązanie kontaktów z Biurem Transferu Technologii. Mają wieloletnie doświadczenie, także z międzynarodowymi patentami. Uważam, że takie instytucje potrzebne są naukowcom i przedsiębiorcom. Powinno być ich więcej i powinni tam pracować ludzie doskonale zorientowani, rozumiejący też idee współpracy świata nauki oraz biznesu. Albert Einstein zaczynał właśnie w biurze patentowym.

Skip to content