Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Kanały transferu wiedzy i technologii z sektora nauki do gospodarki

Innovation is new stuff that is (made) useful.

Max Mckeown, „The Truth About Innovation”, 2008

Nie podlega dyskusji fakt, iż innowacyjne technologie i ich upowszechnianie są jedną z kluczowych sił napędowych wzrostu współczesnych gospodarek. O tym, że nowe technologie stanowią fundament współczesnego życia, wie każdy, kto choć w niewielkim stopniu docenia fakt, iż chcąc wypić przed pracą poranną kawę, nie musi czerpać wody z lokalnej studni i rozpalać przed domem ogniska, by ją podgrzać. Trzeba jednak przyznać, iż niewielki pożytek z jakiejkolwiek innowacyjnej technologii ludzkość czerpałaby w przypadku, gdyby wynalazki nie znalazły zastosowania w praktyce gospodarczej. Ile warta byłaby technologia maszyny parowej, gdyby nigdy nie zastosowano jej w osiemnastowiecznych angielskich warsztatach tkackich? Jaki pożytek przyniósłby opatentowany przez Bella mikrofon i głośnik, gdyby nie rozpoczęto produkcji telefonów? Nie trzeba długo się zastanawiać, by stwierdzić, iż fundamentalną rolę dla postępu technologicznego i ukształtowania obecnego życia społeczno – gospodarczego odegrały procesy transferu technologii.

Uczelnia buduje mosty

Transfer technologii definiowany jest jako przekazanie informacji niezbędnych, aby jeden podmiot był w stanie powielać pracę innego podmiotu. Pojęcie to można rozpatrywać na dwóch płaszczyznach. Może to być zarówno dyfuzja innowacji wśród samych przedsiębiorstw (transfer poziomy), jak i przepływ innowacji z sektora nauki do sektora przedsiębiorstw (transfer pionowy). Chociaż pierwszy jest powszechniejszy, to patrząc na tę tematykę z punktu widzenia współpracy nauki i gospodarki należy skupić się na tym drugim. Transfer technologii można więc uznać za proces przekazywania przez jednostkę naukową wiedzy podmiotowi, który wyraża chęć zastosowania jej w praktyce gospodarczej. Sfera nauki może wykorzystać szereg kanałów transferu technologii, przy czym ich wybór determinują w decydującym stopniu zasoby posiadane przez daną jednostkę naukową, a także przyjęta przez władze uczelni strategia. Schemat podejmowania decyzji o wyborze ścieżki transferu technologii oraz klasyfikację procesów transferu technologii przedstawiają kolejno rysunek 1 i tabela 1.

Naukowiec często nie jest w stanie monitorować rynku, a co za tym idzie – obiektywnie zdiagnozować potencjału gospodarczego swojego wynalazku. Często więc odkłada swój projekt do archiwum i czeka (niekiedy na próżno) na inicjatywę ze strony przemysłu.

Komercjalizować czy nie?

W uczelnianych laboratoriach powstają mniej lub bardziej przełomowe odkrycia. Niestety, nie istnieje takie narzędzie pomiarowe, które po zbadaniu potencjału umieszczonego w nim wynalazku, zapaliłoby zieloną bądź czerwoną lampkę jednoznacznie rozstrzygając kwestię, w którą technologię warto dalej angażować swoje wysiłki, a którą od razu odłożyć „do szuflady”. Uczelnia, ze względu na ograniczone zasoby i przyjętą strategię, decyduje się na ochronę i komercjalizację tylko tych wynalazków, które potencjalnie przyniosą największe korzyści. Prawa własności intelektualnej do wynalazków, które nie przejdą eliminacji, w wielu przypadkach zostają przekazane twórcy, który w zależności od tego, jak głęboko wierzy w gospodarczy potencjał swojego rozwiązania, może zdecydować się na założenie własnej firmy lub odłożyć swój wynalazek „na półkę”. Ze względu na fakt, iż naukowiec często jest zbyt zajęty eksperymentowaniem w swoim laboratorium i studiowaniem opasłych tomów w uczelnianej bibliotece, nie jest w stanie równocześnie monitorować rynku, a co za tym idzie – obiektywnie zdiagnozować potencjału gospodarczego swojego wynalazku. Często więc odkłada swój projekt do archiwum, nie chcąc polegać wyłącznie na „mało naukowej” intuicji i czeka (niekiedy na próżno) na inicjatywę ze strony przemysłu.

W przypadku licencjonowania nie warto oszczędzać na kosztach związanych z ochroną własności intelektualnej. Z drugiej jednak strony, opatentowany wynalazek nie zawsze znajdzie licencjobiorcę. Tu wyraźnie można dostrzec, jak ważną rolę odgrywa właściwa diagnoza potencjału gospodarczego wynalazku.

Licencje – przekażmy pałeczkę sferze gospodarczej

Pierwszą metodą komercjalizacji, jaką wykorzystać może jednostka naukowa chętna upowszechnić swój wynalazek, jest licencjonowanie. W tym przypadku wybrane przez uczelnię wynalazki zostają objęte ochroną, a prawo do ich gospodarczego wykorzystania jest możliwe do uzyskania poprzez zakup licencji. Przychody ze sprzedaży licencji często w pierwszej kolejności przeznaczane są na pokrycie kosztów związanych z samym procesem transferu technologii, w tym: ochrony patentowej, obsługi itp., dopiero w dalszej kolejności rozstrzygana jest kwestia podziału korzyści finansowych pomiędzy twórcą a uczelnią. Kwestia ta stanowi indywidualną sprawę uczelni, która ujęta jest (a raczej ujęta być powinna) w uczelnianych procedurach komercjalizowania technologii. Należy zaznaczyć, iż w przypadku licencjonowania nie warto oszczędzać na kosztach związanych z ochroną własności intelektualnej – korzystanie z usług profesjonalnych rzeczników patentowych i prawników jest wskazane, by w lepszy sposób chronić technologię przed „niecnym” przejęciem rozwiązania przez konkurentów. Z drugiej jednak strony, należy wziąć pod uwagę, iż nie zawsze opatentowany wynalazek znajdzie licencjobiorcę. Tu wyraźnie można dostrzec, jak ważną rolę odgrywa właściwa diagnoza potencjału gospodarczego wynalazku.

Uczelnia może zdecydować się na założenie firmy odpryskowej w przypadku, gdy potencjał gospodarczy opracowanej technologii jest bardzo duży lub ryzyko, jakim dana technologia jest obarczona, nie pozwala na sprzedaż licencji.

Firma odpryskowa

Drugim sposobem na komercjalizację technologii jest założenie nowego podmiotu gospodarczego, który opierałby swoją działalność na potencjale opracowanej technologii (tzw. firma odpryskowa, spin-off, firma akademicka). Uczelnia może zdecydować się na takie rozwiązanie w przypadku, gdy potencjał gospodarczy opracowanej technologii jest bardzo duży lub ryzyko, jakim dana technologia jest obarczona, nie pozwala na sprzedaż licencji. W takim przypadku uczelnia najczęściej obejmuje jakąś część udziałów w danym przedsięwzięciu. W zamian od początku istnienia firmy wspiera jej rozwój, m.in. poprzez: udostępnianie zasobów uczelni (np. laboratorium), udostępnianie powierzchni (np. w uczelnianym inkubatorze) oraz merytoryczne wspieranie jego działalności (np. szkolenia, doradztwo). Oczywiście, założenie firmy odpryskowej nie musi odbywać się wyłącznie przez uczelnię, a na takie przedsięwzięcie zdecydować może się sam twórca technologii. W tym przypadku, zaangażowanie uczelni we wspieranie jego rozwoju jest już zdecydowanie mniejsze i zwykle nie wystarcza na „utrzymanie przy życiu” przedsięwzięcia. Spółka spin-off zmuszona jest wówczas posiłkować się zewnętrznymi źródłami finansowania, przekonując do przedsięwzięcia potencjalnych inwestorów i ich zasobne skarbonki.

Zlecenia, konsulting

Trzecią opcją transferu technologii ze sfery nauki do gospodarki jest realizacja zleceń i konsulting. Niekiedy przedsiębiorstwa zwracają się do uczelni o przeprowadzenie studium wykonalności lub wycinkowego badania dotyczącego ich produktów. Są to zwykle pojedyncze zlecenia punktowe mające na celu rozwiązanie konkretnego problemu. Ze względu na ich charakter formuła licencji lub firmy odpryskowej nie zdają tu egzaminu. Technologia zostaje opracowana i przekazana firmie na podstawie umowy pomiędzy uczelnią, a przedsiębiorstwem, której wykonawcą jest konkretny naukowiec lub naukowcy.

Nieformalny transfer wiedzy

W przypadku, gdy ani uczelnia, ani twórca nie zdecydują się na komercjalizację technologii, poprzez formalne kanały nie można mówić, iż on się w ogóle nie dokona. To, że nikt nie był zdecydowany na komercjalizowanie nowej myśli technologicznej, nie oznacza, że zdobyta przez naukowca podczas badań wiedza „obraca się w niwecz”. Będąc schowana głęboko w umyśle badacza, wciąż pozostaje do jego dyspozycji. Czasem zostaje upowszechniona, choć w sposób nieformalny. Naukowcy, stając się w toku badań specjalistami w swoich dziedzinach, często korzystają z naukowych osiągnięć w czasie wykonywania prywatnych zleceń dla firm. Niekiedy swoje odkrycia upowszechniają na łamach publikacji naukowych lub podczas seminariów i konferencji. Nieformalny transfer wiedzy odbywa się również poprzez absolwentów danej uczelni, którzy wchodząc w świat praktyki gospodarczej nierzadko rozwijają technologie, nad którymi pracowali w ramach np. prac magisterskich.

Nowa era współpracy nauki z gospodarką

We współczesnej gospodarce opartej na wiedzy transfer technologii oprócz dydaktyki i badań podstawowych staje się jednym z zadań stawianych przed uczelniami. Współpraca nauki z biznesem pozwala sferze naukowej na finansowanie jej działalności, a przede wszystkim na zdobywanie doświadczenia i wiedzy, co – być może – przynosi ludziom nauki jeszcze większą satysfakcję niż bodźce stricte materialne. Nie może dziwić fakt, iż naukowcy w ostatnich latach zaczynają aktywnie poszukiwać sposobów na zawiązanie kontaktu z przedsiębiorcami. Władze uczelni wdrażają w instytucjach procedury komercjalizowania technologii, w masywnych gmachach uczelni zaczynają działać inkubatory przedsiębiorczości, a w uczelnianych centrach transferu technologii zatrudniani są profesjonalni rzecznicy patentowi służący pomocą naukowcom chętnym do współpracy z biznesem. Choć współpraca nauki z gospodarką – mniej lub bardziej intensywna – istniała od dawna, obecnie zyskuje bardziej formalny charakter. Możemy się cieszyć, że do tej pory obie sfery w jakiś sposób się ze sobą dogadywały, ale być może czas popracować nad ustrukturalizowaniem procesów wymiany informacji pomiędzy nimi. Ile innowacyjnych koncepcji na przestrzeni lat nigdy nie zostało wykorzystanych, bo naukowiec nie był w stanie znaleźć sposobu na dotarcie do odbiorcy? Oby było ich jak najmniej.

Rysunek 1. Uproszczony schemat podejmowania decyzji odnośnie wyboru ścieżki transferu technologii

ppg_4_2008_rozdzial_10_rysunek_1

Źródło: Przedsiębiorczość akademicka – transfer technologii i warunki sukcesu , Regionalne Studia Innowacyjności i Konkurencyjności Gospodarki, zeszyt 5, Gdańsk 2008.

 

Tabela 1. Sposoby klasyfikowania procesu transferu technologii

ppg_4_2008_rozdzial_10_tabela_1

Źródło: PARP, Innowacje i transfer technologii – słownik pojęć , Warszawa 2005.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Od pomysłu do przemysłu jest bardzo długa droga

Z Waldemarem Tlaga, prezesem firmy Alarmtech, rozmawia Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

Przez ponad 30 lat był Pan pracownikiem naukowym Politechniki Gdańskiej i, jak słyszałem, nie wierzy Pan w owocną współpracę przedsiębiorców z naukowcami…

Takie jest moje doświadczenie. Uczelnie – ta uwaga dotyczy niemal całego polskiego środowiska naukowego – nie przeszły jeszcze do etapu otwarcia się na gospodarkę. Duże znaczenie ma sytuacja prawna polskich uczelni. Kolejne rządy próbowały coś z tym zrobić, ale opór części środowiska jest bardzo silny. Tak jakby ta część nie dostrzegała, że ma również pewne obowiązki wobec społeczeństwa, które łoży na ich utrzymanie. Naukowcy powinni nie tylko uczyć studentów i sami się kształcić, aby lepiej uczyć, ale również współpracować z krajową przedsiębiorczością.

Niechęć do współpracy wynika z dwóch różnych spojrzeń na świat i odmiennego rozumienia pojęcia „dorobek naukowy”. Od pomysłu do przemysłu jest bardzo długa droga.

Ale to trochę jednostronne postawienie sprawy. Po stronie przedsiębiorców nie widać wielkiej chęci do współpracy.

To wynika z dwóch różnych spojrzeń na świat i odmiennego rozumienia pojęcia „dorobek naukowy”. Od pomysłu do przemysłu jest bardzo długa droga. Wprowadzenie innowacji to przedsięwzięcie najwyższego ryzyka. Nie wiadomo, czy się uda. A nawet jak się uda wdrożyć, to nie wiadomo, czy się sprzeda. Uczelnia, naukowcy pod pojęciem „innowacja” rozumieją coś innego. Jest to coś, co się kończy tzw. filadelfijską publikacją, zgłoszeniem patentu, może jakimś wdrożeniem. Natomiast od tego do rzeczywistej produkcji jest jeszcze daleka droga.

Czyli uczelnie nie przygotowują produktów, które mogą zostać przyjęte z akceptowalnym ryzykiem przez przedsiębiorców?

Oczywiście, są przykłady przeczące tym słowom, ale ogólnie tak właśnie jest. Brakuje współpracy, która pozwoliłaby ludziom nauki wejść w świat przedsiębiorców i pomagać we wdrażaniu. Najlepszy pomysł czy patent, żeby miał wartość rynkową, wymaga jeszcze wiele pracy. To już nie są problemy naukowe, ale na przykład technologiczne czy marketingowe. Dopiero zrozumienie tej drugiej strony ułatwi przepływ wiedzy. Na to trzeba jednak czasu, którego pracownik naukowy raczej nie przeznaczy, gdyż nic z tego nie będzie miał w sensie dorobku naukowego. Są próby poprawy tej sytuacji, zmienia się na przykład punktacja na korzyść patentów.

Utrzymuje Pan kontakty naukowe z Politechniką Gdańską? Czy Pańska firma korzysta z tego, co powstaje w tamtejszych laboratoriach?

Kontakty są, ale natury towarzyskiej. Oczywiście informuję kolegów, co dzieje się w firmie, jest dla nich transparentna, ale nie korzystam z dorobku uczelni. Przepływ jest raczej w drugą stronę. Kilka doktoratów powstaje w oparciu o nasze dane, doświadczenia.

Czy mam rozumieć, że nie ma tam niczego, co by Pana zainteresowało?

W naszym konkretnym przypadku nie. Funkcjonujemy w pewnej dziedzinie bardzo głęboko i może to jest powód.

Przecież Pańscy pracownicy to absolwenci Politechniki Gdańskiej.

Oczywiście! Są to wyłącznie ludzie, którzy skończyli Wydział Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki, i to jeszcze wyłącznie specjalizacje, które ja akceptuję. Natomiast jeszcze przez rok trzeba ich dokształcać, nim staną się pełnoprawnymi członkami zespołów badawczych.

Ma Pan swoje laboratoria, zaplecze naukowe – to po to, żeby sprostać oczekiwaniom kontrahentów, czy też na własny użytek?

Mamy własne plany rozwojowe, ale zostaliśmy też zauważeni jako partner z dobrym potencjałem badawczym, który potrafi sprawnie i na dobrym poziomie wykonać zlecone projekty. Kontrahentów mamy w całej Europie. Ściśle współpracujemy z firmami Siemens i Adi. Między innymi na ich zlecenie wykonujemy projekty badawcze; efektem tych prac są nawet patenty.

Jesteście konkurencją na przykład dla Politechniki?

Były takie przypadki, że właśnie do nas zwracały się firmy o przeprowadzenie prac badawczych. Nie od razu było to możliwe, ale dysponujemy już odpowiednim zapleczem, mamy ludzi, laboratoria, sprzęt i środki na realizację zamówionych badań.

Opłaca się tworzyć własne zaplecze badawcze?

Jak najbardziej. Tworzymy w sektorze security, więc takie zaplecze to warunek konieczny do opracowywania różnych systemów bezpieczeństwa. To jest wręcz nasza siła i wartość. Na uczelniach często tego nie rozumieją, że w prywatnych firmach również powstają odkrycia naukowe. Tak jest na całym świecie. Inne są zadania uczelni, a inne laboratoriów w przedsiębiorstwach, ale na przykład w Stanach Zjednoczonych większa liczbą patentów mogą się pochwalić instytuty będące własnością firm lub same prowadzące działalność komercyjną. Uczelnie często nie mają tam nawet funduszy na prowadzenie badań i może są nawet mniej gotowe do ponoszenia ryzyka. W Polsce nawet w sensie instytucjonalnym tego się jeszcze nie zauważa. Grant naukowy otrzymać może tylko uczelnia.

Należy wreszcie wprowadzić na polskich politechnikach stabilny system karier naukowych, uwzględniający konieczność współpracy z gospodarką.

Pańska firma jest jednak mało reprezentatywna. Przeważająca większość małych i średnich przedsiębiorstw nie podejmuje nawet prób prowadzenia własnej działalności badawczej. Problemem jest mentalność czy też na przykład brak kapitału?

Budowa własnego zaplecza naukowo – badawczego jest bardzo kapitałochłonna. I rzeczywiście niewiele firm na to stać, ale tym bardziej powinniśmy robić wszystko, żeby współpracować z uczelniami. Tylko, że uczelnie też muszą się do tego przyłożyć; na przykład taki dorobek patentowy, wdrożeniowy powinien być wyżej oceniany w dorobku naukowym poszczególnych osób niż obecnie. Znajomy, który jest profesorem na jednym z uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych, tłumaczył mi kiedyś, że tam nawet znakomity dydaktyk, który jednak nie podejmuje współpracy z przemysłem, długo na uczelni nie zagrzeje miejsca. Dlatego należy wreszcie pokonać ten Rubikon i wprowadzić na polskich politechnikach stabilny system karier naukowych, uwzględniający konieczność współpracy z gospodarką.

Czy uczelnie są w stanie sobie poradzić z tymi barierami czy też potrzebują zewnętrznego wsparcia, a może nawet przymusu?

Wiele się w ostatnich latach zmienia na korzyść, ale moim zdaniem potrzebna jest terapia wstrząsowa. Ten system jest zbyt skostniały, żeby uczelnie same sobie z tym poradziły. Należy zmienić ustawy dotyczące szkolnictwa wyższego, przyznawania stopni naukowych. System powinien być bardziej elastyczny. Uczelnie techniczne nie powinny być w jednym worku z pozostałymi.

Ale to nie wystarczy, żeby przedsiębiorcy sami zaczęli przychodzić do uczelni.

Oczywiście, że nie wystarczy. Spotkanie powinno nastąpić w połowie drogi. Każda ze stron musi przejść jakiś odcinek i dojrzeć do potrzeby współpracy. Naukowcy muszą też wykazywać zainteresowanie wykraczające poza ogłoszenie patentu. Ta współpraca musi trwać również w czasie wdrażania, pokonywania problemów technologicznych. Jeżeli przedsiębiorca będzie pozbawiony takiego merytorycznego wsparcia, to nie będzie zainteresowany współpracą. Uczelnia też musi wywierać presję, żeby pracownicy naukowi głębiej się angażowali w taką współpracę z firmami.

Współpracując z firmami zagranicznymi, zapewne w rozmowach pyta Pan, jak w innych krajach układają się relacje nauka – gospodarka…

Tak, i najważniejszy wniosek to dużo mniejsza biurokracja, lepsza logistyka i lepsze finansowanie. Jako prywatna firma inżynierska otrzymywaliśmy zagraniczne granty naukowe, między innymi ze Szwecji. Nie miało i nie ma znaczenia, że to firma działająca w Polsce. Nie musiałem się zajmować biurokracją, gdyż pracownicy różnych instytucji wspierających wszystko załatwiali. W Polsce moje wnioski przepadały, bo załącznik miał źle ponumerowane strony.

Mamy w Polsce naprawdę bardzo duży potencjał badawczy. Nasze uczelnie to taki śpiący olbrzym.

Światowy kryzys chyba nie ułatwi pokonywania barier między światem biznesu a nauki?

Sytuacje kryzysowe pomagają uporządkować wiele rzeczy. Zmuszają do dokładnego przyjrzenia się działalności, kosztom i dopingują do poszukiwania innowacji. Mamy w Polsce naprawdę bardzo duży potencjał badawczy. Nasze uczelnie to taki śpiący olbrzym. Potrzeby w przemyśle są ogromne, szczególnie małe i średnie firmy są głodne innowacji. Nie stać ich jednak na tworzenie własnych ośrodków badawczych. Dlatego trzeba jak najszybciej stworzyć system ułatwiający współpracę między firmami a uczelniami. Marzy mi się żeby to była nie tylko korzyść finansowa, ale również powód do dumy dla uczelni, naukowców, że udanie współpracują z gospodarką. Skorzystają na tym uczelnie, pracownicy naukowi, także studenci, gdyż ta wiedza nie będzie wyłącznie teorią. Naukowcy, jak i studenci będą mieli kontakt z prawdziwym światem. Zyskają na tej współpracy oczywiście też firmy, gdyż będą bardziej konkurencyjne zarówno na krajowym rynku, jak i na rynkach światowych. Jest jeszcze jedna ważna rzecz: wiele zagranicznych firm tnąc koszty zlikwidowało swoje zaplecze naukowo – badawcze. To jest dla nas ogromna szansa, gdyż dziś nawet wielkie koncerny szukają miejsc, gdzie można zlecić badania, a na budowę takich laboratoriów trzeba pięć do dziesięciu lat. My to mamy – tyle, że nie potrafimy wykorzystać.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Nie odczuwamy barier we współpracy z nauką

Z Łukaszem Osowskim, prezesem IVO Software, rozmawia Iwona Wysocka, dziennikarka PPG i Radia Gdańsk.

Gratulacje. Państwa produkt – syntezator mowy IVONA – zdobył brązowy medal 57. targów nowoczesnych technologii i badań Brussels Innova 2008.

Rzeczywiście, IVONA cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem. Mieliśmy ciekawe stoisko, prezentowaliśmy IVONĘ w sposób wyróżniający się na tle innych wynalazków.

Podobne wystawy dają możliwość kontaktów z potencjalnymi kontrahentami, klientami…

To nie jest pierwsza nasza tego rodzaju nagroda międzynarodowa. Stąd wiemy, że ewentualne kontrakty wynikają zawsze po jakimś czasie. Potencjalni klienci szukają innowacyjnych, wyróżniających się na tle pozostałej konkurencji rozwiązań. Potem odzywają się do naszej firmy, a po jakimś czasie przekształca się to w konkretne kontrakty.

W Brukseli prezentowaliście innowacje, które będą wprowadzone do IVONY.

Ten syntezator mowy opracowujemy już od kilku lat. Pierwsza wersja jest już od jakiegoś czasu dostępna na rynku. Cały czas pracujemy nad nowymi rozwiązaniami. Kolejne nowości powodują podwyższenie jakości głosu, jakim mówi IVONA. Ten głos staje się coraz bardziej „ludzki” i taki jest nasz cel. Obecna innowacja, którą prezentowaliśmy w Brukseli, to nasz system, pozwalający na łatwe budowanie nowych języków, którymi syntezator mowy może mówić. W normalny sposób stworzenie trzydziestu nowych języków byłoby bardzo kosztowne. Dlatego zdecydowaliśmy się na opracowanie technologii naszego pomysłu, która pozwoliła na łatwiejsze budowanie języków i głosów, mówiących różnymi językami. Między innymi taki wynalazek prezentowaliśmy w Brukseli.

Sukces już jest. Mówiąc „innowacje”, mamy na myśli proces ich powstawania. Korzystacie z pomocy ośrodków naukowych?

Współpracujemy szczególnie z Politechniką Gdańską, a dokładnie z kołem naukowym SFERA. Zatrudniamy ludzi, którzy stamtąd się wywodzą. Ta współpraca kwitnie. Będzie się dalej rozwijała. Na przyszły rok planujemy kolejne projekty innowacyjne, które mają spowodować, że będziemy jeszcze lepsi od konkurencji światowej. Na pewno będziemy potrzebowali pomysłów, innowacji, które muszą skądś pochodzić. Muszą się znaleźć ludzie, którzy to wymyślą. Na razie mamy kilka takich osób w naszej firmie, które się tym zajmują. Ale będziemy chcieli pozyskać nowych. Być może będziemy ich zatrudniać na umowę o pracę, być może będziemy poszukiwać nowych rozwiązań, zwracając się o pomoc na zewnątrz: do środowisk naukowych.

Korzystacie z osiągnięć światowych ośrodków akademickich?

Tak. Bierzemy aktywny udział w międzynarodowych grupach zajmujących się mową. Na przykład w pewnej międzynarodowej grupie, która zajmuje się syntezatorami mowy, a która organizuje właśnie konkurs Leader Challenge. W 2006 i 2007 roku wygraliśmy dwa kolejne konkursy. Cały czas prowadzimy z tymi ludźmi wymianę informacji, spotykamy się na konferencjach, publikujemy nasze pomysły, innowacje. Czytamy o ich osiągnięciach. To pozwala nam zdecydowanie szybciej się rozwijać, być ze wszystkimi światowymi zmianami na bieżąco. Pozwala też dostarczać naszym klientom zdecydowanie najwyższej jakości syntezator mowy.

Konkurencja na świecie jest silna?

Bardzo silna. Muszę powiedzieć, że w tych samych grupach naukowych, o których mówiłem wcześniej, biorą też udział naukowcy z takich firm, jak IBM, Microsoft, Nokia, Toshiba i wiele innych. Są tam też ośrodki akademickie z Tokio, Pekinu, Niemiec czy Stanów Zjednoczonych. Ci ludzie intensywnie pracują. Na przykład w IBM są dwa dwudziestoosobowe zespoły, które pracują nad syntezą mowy. Konkurencja jest więc olbrzymia. Tym większym dla nas sukcesem jest to, że udaje nam się jak na razie mieć najlepszy syntezator na świecie i wygrywać ze światowymi potęgami w tej konkurencji…

Wychowujecie sobie kadrę programistów? Widziałam ofertę konkursów kierowaną do szkół. Jaki jest potencjał wśród polskiej młodzieży?

Bardzo duży! Myślę, że w Polsce mamy najlepszych informatyków i matematyków na świecie. Są rewelacyjni. Jeśli tylko znajdą pole do popisu tutaj w Polsce, to ich dokonania mogą być porównywalne z najlepszymi dokonaniami najlepszych informatyków z najlepszych firm na świecie. Mamy wiec olbrzymi potencjał.

Na Pomorzu też?

Tak. Przecież wysoko plasują się ludzie choćby z Politechniki Gdańskiej, którzy biorą udział w międzynarodowych konkursach informatycznych, w programowaniu zespołowym, w konkursach indywidualnych. Mamy świetne licea, które kształcą finalistów międzynarodowych olimpiad informatycznych. Ci wszyscy ludzie potem swoją wiedzę i swoje umiejętności wdrażają w życie. Robią to albo w firmach albo w swoich prywatnych przedsięwzięciach. To potem zawsze gdzieś wypłynie.

Jeżeli przedsiębiorca potrzebuje współpracy ze środowiskami naukowymi i wie, że będzie mu to przydatne, to będzie potrafił ją zorganizować. Nie szukałbym przy tym rewolucyjnych rozwiązań, które wyręczą przedsiębiorców w takich problemach. Przedsiębiorca jest od tego, żeby dawać sobie radę

Jak u Państwa wygląda współpraca z ośrodkami naukowymi? Przepływ wiedzy jest płynny? A może są jakieś bariery, z którymi trzeba sobie poradzić?

Nie mamy z tym problemów. Być może pewne bariery istnieją, ale my sobie zawsze z tym dobrze radziliśmy. Trudno mi powiedzieć, jak pomóc tym, którzy widzą jakieś bariery, bo my ich nie widzimy. Sami wywodzimy się też ze środowisk naukowych, znamy właściwych ludzi, umiemy się do nich odezwać. Oni wiedzą, jak nam pomóc. W ten sposób wszystko idzie do przodu. Myślę, że w dużej mierze jest to kwestia umiejętności zorganizowania sobie takiej współpracy samemu. Jeżeli przedsiębiorca potrzebuje współpracy z zewnętrznymi środowiskami naukowymi, to będzie potrafił ją sobie zorganizować. Nie szukałbym przy tym rewolucyjnych rozwiązań, które wyręczą przedsiębiorców w takich problemach. Przedsiębiorca jest od tego, że dawać sobie radę.

Osiągnęliście już sporo. Co dalej?

Chcemy się rozwijać, mamy bardzo dobrą technologię, mamy IVONĘ, która wygrywa międzynarodowe konkursy. Świetnie sprzedaje się też w Polsce, mimo że na naszym rynku jest silna konkurencja międzynarodowa. Chcemy iść z IVONĄ w świat. Chcemy, żeby była najbardziej znanym syntezatorem mowy na świecie. Jest już najbardziej znanym w naszym kraju. Jednak czekają na nas rynki zagraniczne. Aby osiągnąć ten sukces, trzeba produkt wypromować. Chcemy to zrobić współpracując z różnymi firmami na świecie. Nie chcemy jednak doprowadzić do tego, by przejął nas jakiś branżowy inwestor lub nasza konkurencja. Uważamy, że po to tyle lat pracowaliśmy i tak wiele osiągnęliśmy, aby ten sukces pokazał, że polska firma, polski produkt może coś znaczyć na arenie międzynarodowej. Wcale nie musi zostać przejęty przez bogatszą i większą konkurencję. W tej chwili taką konkurencją jest firma Newance, która na giełdzie w Stanach Zjednoczonych jest warta trzy czy cztery miliardy dolarów. To rzeczywiście potężna firma, ale my się takiej konkurencji nie boimy. Poszukujemy partnerów, którzy mogliby wykorzystać nasze technologie i wraz z nimi chcemy się rozwijać. Wspierać ich naszymi pomysłami. Oni mogą wspierać nas swoimi klientami, rynkami zbytu. To chcemy robić na świecie.

Jak zamierzacie znaleźć fundusze na te ambitne plany?

Dotychczas rozwijaliśmy się organicznie – wszystko, co zarabialiśmy, inwestowaliśmy w firmę. W ten sposób udało nam się zbudować przedsiębiorstwo, które zatrudnia dwudziestu pracowników, ma świetne produkty. Ale chcemy wykonać teraz skok – odbić się mocno do przodu. Do tego potrzebne są zewnętrzne pieniądze. Chcemy pozyskać je z giełdy. Jeszcze zastanawiamy się, czy będzie to rynek podstawowy czy New Connect. Mamy dobrą firmę, dobry produkt, świetne plany na przyszłość, które, jak sądzę, zostaną dobrze przyjęte przez inwestorów.

Obecny moment nie jest chyba najlepszy na giełdowy debiut?

Nie jest, ale myślę, że sezon na spadki kiedyś się skończy i inwestorzy, którzy teraz zainwestują, w przyszłości zarobią na tym jeszcze więcej. Z drugiej strony, że sezon na spadki dotyczy zwłaszcza firm słabszych, które nie mają takich perspektyw wzrostu. W naszej ocenie perspektywy IVO Software są bardzo dobre. Mam nadzieję, że inwestorzy wezmą to pod uwagę.

Dziękuję za rozmowę.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Politechnika Gdańska: obieramy kierunek na biznes

Z Prof. dr hab. inż. Janem Hupką, prorektorem ds. badań i wdrożeń Politechniki Gdańskiej oraz Czesławem Popławskim, kierownikiem Biura Transferu Technologii Politechniki Gdańskiej, rozmawia Leszek Szmidtke, dziennikarz PPG i Radia Gdańsk.

 

W naszym województwie ledwie kilka procent przedsiębiorców „przyznaje się” do współpracy ze środowiskami naukowymi. Jesteśmy daleko od krajowej czołówki. Pytani o współpracę właściciele firm narzekają na liczne bariery ze strony uczelni. Naukowcy będą winić przedsiębiorców?

J.H.: Musiałbym zobaczyć te informacje i kryteria, według których została dokonana ocena zainteresowania przedsiębiorców współpracą z nauką. Nasze doświadczenia, a opieram się tu na współpracy z Politechnicznym Klubem Biznesu, są bardzo pozytywne. Tych firm jest kilkadziesiąt, jej właściciele są często absolwentami Politechniki i współpraca jest naprawdę owocna.

Tylko, że w naszym województwie mamy około dwustu tysięcy przedsiębiorstw. Kilkadziesiąt firm to znikomy ułamek.

J.H.: To przykład bardzo bliskiej współpracy. W ostatnich dwóch latach coraz więcej firm nawiązuje z nami kontakt. Sami przychodzą, przedstawiają obszar swojego działania i pytają, co możemy im zaoferować. To są nowe kontakty, a przecież wykonujemy zlecone przez różne firmy badania zarówno technologiczne, jak i analityczne.

Przychodzą do Was ludzie niemal z ulicy i są zainteresowani wynikami badań lub chcą zlecić badania?

J.H.: Przychodzą bardzo różne osoby, szczególnie gdy pojawią się informacje w mediach o tym, co robimy. Kiedy niedawno Polska Agencja Prasowa zamieściła depeszę opisującą wyniki naszych badań, mieliśmy kilkadziesiąt telefonów z pytaniami. Konferencje, które organizujemy, również owocują zainteresowaniem przedsiębiorców.

C.P.: Również targi nowoczesnych wyrobów i technologii są dobrą formą promocji. Na ostatnich targach „Technicon Innowacje” Politechnika wystawiła całą gamę nowych rozwiązań, które wzbudziły duże zainteresowanie przedstawicieli firm oraz mediów.

Wiedza jest towarem, który staramy się sprzedać. Chcemy czerpać z tego źródła coraz większe zyski. Docelowo 50% naszego budżetu powinno pochodzić ze sprzedaży innowacyjnych rozwiązań.

Panie Profesorze, jest Pan prorektorem do spraw badań naukowych i wdrożeń. Zatem na pańskich barkach spoczywa w najbliższej kadencji odpowiedzialność za uczynienie Politechniki Gdańskiej bardziej otwartą dla przedsiębiorców.

J.H.: Chyba po raz pierwszy badania naukowe i wdrożenia zostały połączone w jednym ręku. Moim zadaniem jest uczynienie z Politechniki Gdańskiej takiej instytucji, która nie tylko kształci specjalistów, ale również z tytułu prowadzonych badań naukowych, posiadanej wiedzy i umiejętności pracowników przynosi w większym stopniu niż dotychczas korzyści ekonomiczne. Będziemy je wykorzystywać do własnego rozwoju i na potrzeby pracowników. Musimy zatem w większym stopniu handlować wiedzą. Wiedza jest towarem, który staramy się sprzedać. Musimy jednak dbać o prawa twórców oraz o interes uczelni. Chcemy czerpać z tego źródła coraz większe zyski. Docelowo 50% naszego budżetu powinno pochodzić ze sprzedaży innowacyjnych rozwiązań.

Jaka to część obecnie?

J.H.: Teraz w budżecie dominuje dotacja dydaktyczna. Około 30% pochodzi z innych źródeł. Z tytułu udzielonych licencji w 2007 r. zarobiliśmy 170 tysięcy złotych. Niezależnie od tego Politechnika wykonała szereg odpłatnych prac badawczo – rozwojowych zamawianych przez podmioty gospodarcze, które zwiększyły budżet uczelni. Nie należy zapominać, że wdrożone wyniki tych prac bardzo często zawierały rozwiązania innowacyjne o dużym znaczeniu nie tylko dla podmiotów gospodarczych, ale również dla społeczeństwa (poszanowanie energii, ochrona środowiska naturalnego, produkty o lepszej jakości).

Jak wygląda dziś transfer technologii?

C.P.: Do niedawna miał on charakter dwuetapowy: naukowiec kontaktował się bezpośrednio z zainteresowaną firmą, a po uzgodnieniach jego wydział zawierał umowę na pracę badawczą, w której nie zawsze należycie były chronione prawa własności intelektualnej, zabezpieczające interes zarówno twórców, Politechniki, jak i firmy. W przyszłości chcemy zwrócić większą uwagę na ochronę tych praw. Oznacza to prowadzenie dodatkowych negocjacji, tak aby wszyscy mieli korzyści. Jedną z ważniejszych rzeczy jest uzyskanie wyłączności na to rozwiązanie, która powinna stanowić przedmiot umowy pomiędzy przedsiębiorcą a Politechniką. Przedsiębiorca, mając rozwiązanie chronione patentem, będzie miał przewagę nad konkurencją. Uczelnia musi natomiast pomóc naukowcom w odczytywaniu potrzeb rynku. Musi też odpowiednio przygotować taki wynalazek, aby szybko można go było wdrożyć.

Zatem jednym z zadań Biura Transferu Technologii jest nakierowanie naukowców tak, by zrozumieli potrzeby rynku?

C.P.: To jest nasza wizja działania biura. Musimy przygotować naukowców do współpracy z przemysłem; głównie chodzi o prawa własności intelektualnej, ale też rozumienia potrzeb przedsiębiorców. Chcemy również zachęcić firmy do przychodzenia do nas z konkretnymi propozycjami.

Co Pana zdaniem najbardziej hamuje ten przepływ z uczelni do firmy?

C.P.: Brak porozumienia. Jedna i druga strona muszą wyjść naprzeciw siebie, zacząć rozmawiać, przedstawiać swoje potrzeby, argumenty. Musimy też zrozumieć, że coraz więcej podejmowanych problemów ma charakter interdyscyplinarny. Chemia łączy się z elektroniką, mechaniką i trzeba tworzyć zespoły składające się z naukowców różnych dziedzin.

J.H.: Będziemy się koncentrowali na rzeczach, które znajdą zastosowanie w gospodarce, które po prostu będziemy mogli sprzedać. Dlatego każda praca naukowa, a szczególnie doktorska musi proponować nowe rozwiązania. Dzięki unijnym środkom z programów ramowych tworzymy pięć laboratoriów o charakterze interdyscyplinarnym, które w naturalny sposób przyciągną specjalistów z różnych dziedzin. Takie zespoły łatwiej znajdują nowe rozwiązania.

Kontakty z zagranicznymi uczelniami pozwalają na podpatrywanie tamtejszych rozwiązań…

J.H.: Zdajemy sobie sprawę, że nasze uwarunkowania prawne są inne, mentalność jest inna, również mobilność pracowników naukowych jest inna niż na przykład w Stanach Zjednoczonych i są to poważne ograniczenia. Mamy natomiast znakomitych uczonych, których potencjał jest niewykorzystany. Widać to na przykładzie naszych naukowców na zagranicznych uczelniach. Trafiają do placówek dobrze zorganizowanych, ze znakomicie wyposażonymi laboratoriami, bogatymi bibliotekami i widzimy, jak się rozwijają.

Jaka część z nich wraca do pracy na Politechnice Gdańskiej?

J.H.: Szacuję, że wraca połowa. Fundacja na Rzecz Nauki Polskiej oferuje przecież specjalne stypendia dla powracających naukowców. Ma to być zachętą do wykorzystywania zdobytej tam wiedzy. Jestem gorącym zwolennikiem właśnie takich powrotów. Trzeba wyjeżdżać, zdobywać wiedzę oraz doświadczenie, a później wracać i robić z tego użytek w naszym kraju. Spędziłem w Stanach Zjednoczonych łącznie prawie dziesięć lat i jestem głęboko przekonany, że właśnie transfer wiedzy z uczelni do przemysłu jest rzeczą, którą trzeba przenieść na nasz grunt. Są tam specjalne biura, zespoły fachowców, którzy pomagają naukowcom, żeby ich wynalazki znalazły zastosowanie w przemyśle.

Biuro Transferu Technologii, Akademicki Inkubator Przedsiębiorczości to instytucje, które powinny ułatwiać przepływ wiedzy między nauką a gospodarką. To wystarczające narzędzia?

J.H.: Coraz lepiej wywiązują się z zadań, które zostały przed nimi postawione. Muszą dbać o zabezpieczenie dorobku naukowców Politechniki, sprawdzać tzw. zdolność patentową poszczególnych pomysłów, no i oczywiście dbać o jak najlepszy przepływ do firm. Tak dzieje się właśnie w Stanach Zjednoczonych. Miałem okazję obserwować, jak działają tamtejsze instytucje – powinniśmy dążyć do przeniesienia tych wzorców na nasz grunt.

W pańskim biurze powinno być więcej prawników, menedżerów czy wręcz handlowców niż pracowników naukowych?

C.P.: Biuro Transferu Technologii musi mieć interdyscyplinarny charakter: inżynier, prawnik, ekonomista, specjalista od zdobywania środków unijnych. Jesteśmy coraz bardziej mobilizowani, aby pomysły naszych naukowców były odpowiednio przygotowane do wejścia na rynek. Obecna polityka gospodarcza rządu zmierza w kierunku rozwoju gospodarki innowacyjnej. Ze środków unijnych realizowany jest program „Innowacyjna Gospodarka”, który dzięki zarezerwowanym tam pieniądzom ułatwia transfer wiedzy. Wprowadzany jest system kategoryzacji jednostek naukowych, w którym wysoko oceniane są innowacyjne osiągnięcia tych jednostek. Oznacza to, że im więcej wdrożonych innowacji, tym więcej zostanie przyznanych przez ministerstwo środków finansowych.

Jakie kierunki cieszą się największym zainteresowaniem przedsiębiorców?

C.P.: Ostatnio spotkaliśmy się z przedstawicielami klastra zajmującego się budownictwem energooszczędnym. Racjonalne gospodarowanie energią, różne sposoby jej oszczędzania cieszą się coraz większym zainteresowaniem. Również elektronika bardzo szybko się rozwija i o pomysły powstające w laboratoriach Wydziału Elektroniki Telekomunikacji i Informatyki mamy wiele pytań. Oczywiście są też wydziały chemii oraz biotechnologii, które od lat dobrze współpracują z przemysłem.

Jesteśmy swoistym przedsiębiorstwem, które żyje z pomnażania wiedzy. Oczywiście, dydaktyka jest bardzo ważnym zadaniem, ale jaka jest jakość nauczania, jeżeli nauczyciele nie prowadzą własnych badań, nie przekazują zdobytej w ten sposób wiedzy studentom?

Jaki jest najlepszy sposób umożliwiający przepływ wiedzy: przedsiębiorczość akademicka, zatrudnianie przez firmy pracowników naukowych, a może wynajmowanie laboratoriów, sprzętu do badań?

J.H.: Każda z tych dróg jest dobrym rozwiązaniem i są one u nas obecne. Przedsiębiorstwa najchętniej sięgają po naszych pracowników. Dlatego musimy to pole uporządkować, żeby chronić nasze prawa, żeby pracownicy nie byli drenowani ze swej wiedzy i żeby też uczelnia miała z tego korzyści. Jesteśmy swoistym przedsiębiorstwem, które żyje z pomnażania wiedzy. Przecież my inwestujemy w ludzi, sprzęt. Oczywiście, dydaktyka jest bardzo ważnym zadaniem, ale jaka jest jakość nauczania, jeżeli nauczyciele nie prowadzą własnych badań, nie przekazują zdobytej w ten sposób wiedzy studentom?

Czyli pracownik naukowy Politechniki powinien mieć również doświadczenie w biznesie?

J.H.: Naturalnie! Nie każdy musi być właścicielem dużej firmy. Ta wiedza może mieć różny charakter, ale szefowie katedr, zespołów badawczych powinni mieć taką wiedzę. Powinni mieć też pojęcie o zarządzaniu, posiadać kontakty z gospodarką, umiejętności negocjacyjne oraz wiedzieć, kiedy należy się kontaktować z Biurem Transferu Technologii.

Współpraca powinna się odbywać nie tylko na poziomie uczelnianym; oprócz zainteresowanych firm powinno być również miejsce na administrację samorządową. Klastry są coraz popularniejszym sposobem wspomagającym transfer wiedzy. Jaką rolę dla samorządów widzi Pan, Panie Rektorze, w tym trójkącie?

J.H.: Powinny koordynować te działania. Mamy dobre doświadczenia z Urzędem Marszałkowskim. Inny punkt widzenia, mediacja i wsparcie finansowe bardzo nam pomagają.

W krajach o bogatszych doświadczeniach we współpracy nauki oraz gospodarki często firmy finansują badania. Co musi się stać, by również u nas to było codziennością?

J.H.: Z moich obserwacji w USA wynika, że jest to forma inwestycji. Często mecenasi liczą po prostu na wysoki zysk wynikający z wprowadzenia nowych rozwiązań w życie. Widziałem, że wielu z nich ponosiło straty, gdyż wskaźnik sukcesu wśród nowych i jeszcze małych firm nie jest duży. Nawet w amerykańskich realiach sukces odnosi może 10 procent nowych firm wchodzących na rynek z jakąś innowacją. Jednak tam kapitał szuka ciekawych do zainwestowania miejsc. Tymczasem polskie firmy są ubogie, a badania sporo kosztują. Trzeba przecież kupić aparaturę, wynagradzać naukowców, a sukces wcale nie jest pewien. Myślę, że jednak to też kwestia czasu; inwestowanie w przepływ wiedzy będzie przynosiło coraz więcej korzyści.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Badania a komercjalizacja, czyli jak efektywnie łączyć dwa światy?

Komercjalizacja wyników badań jest ważną częścią działalności większości globalnych przedsiębiorstw. Urynkowienie odkryć naukowych i nowych rozwiązań staje się również coraz częściej podstawą rozwoju firm małej i średniej wielkości. Jednak osiąganie sukcesu w wyniku realizacji nowych przedsięwzięć opartych o odkrycia naukowe zdarza się niezwykle rzadko. Wynika to ze złożoności procesu komercjalizacji oraz dużej liczby warunków, które muszą być spełnione, aby ten proces został pozytywnie zakończony.

Badania a komercjalizacja

Proces komercjalizacji jest procesem gospodarczym i w związku z tym jego realizacja jest oceniana przez pryzmat syntetycznych wskaźników finansowych, takich jak wewnętrzna stopa zwrotu (IRR) czy zwrot z inwestycji (ROI). Oczywiście są to całkowicie inne kryteria niż te stosowane w publicznych jednostkach naukowych, gdzie zwraca się uwagę na: możliwość poszerzenia granic wiedzy, możliwość publikacji wyników badań w czasopiśmie naukowym, zaspokojenie ciekawości, potwierdzenie teoretycznej tezy naukowej, rozwój warsztatu badawczego, itp.

Komercjalizacja jest procesem gospodarczym i jego realizacja jest oceniana przez pryzmat wskaźników finansowych, tymczasem w publicznych jednostkach naukowych istotne jest poszerzanie wiedzy czy publikowanie wyników badań.

Badania i komercjalizacja wyników badań to całkowicie różne procesy, pomiędzy którymi nie ma łatwego powiązania – przejście z fazy badań do ich komercjalizacji, mimo że wydaje się naturalne, wcale takie nie jest i co do zasady ma charakter nieciągły. Można nawet zaproponować, żeby traktować badania i komercjalizację ich wyników jako przeciwstawne funkcje. Z jednej strony mamy funkcję badań, która przekształca środki finansowe w wiedzę, z drugiej strony – funkcję komercjalizacji, która przekształca wiedzę w środki finansowe. Ważniejsze jest jednak stwierdzenie, że te dwa procesy wymagają zupełnie innego podejścia, innych zasobów, organizacji, kompetencji. Nie zawsze mają one między sobą oczywiste powiązanie. Obydwoma procesami kierują zupełnie inne motywacje, stosowane są inne kryteria, co prowadzi do wniosku, że optymalizacja prowadzenia badań oraz ich komercjalizacji wymaga skorzystania z różnych podmiotów. Uświadomienie sobie tego daje bardzo dobrą podstawę do zrozumienia istoty procesu komercjalizacji.

Z jednej strony mamy funkcję badań, która przekształca środki finansowe w wiedzę, z drugiej strony – funkcję komercjalizacji, która przekształca wiedzę w środki finansowe.

Rysunek 1. Badania i komercjalizacja: przeciwstawne funkcje

ppg_4_2008_rozdzial_6_rysunek_1

Źródło: opracowanie własne.

Na każdym etapie rozwoju może dochodzić do absorpcji lub wydzielenia danego pomysłu z firmy.

Badania własne przedsiębiorstw vs. badania zewnętrzne

Kolejnym ważnym aspektem komercjalizacji wyników badań jest miejsce ich prowadzenia. Udział badań komercyjnych prowadzonych przez przedsiębiorstwa na zewnątrz zawiera się w przedziale 10-20%. Oznacza to, że przedsiębiorstwo jest optymalnym miejscem prowadzenia badań, które mają być komercjalizowane. Prowadzenie badań wewnątrz firmy nie jest jednak jedynym sposobem efektywnej komercjalizacji. Przedsiębiorstwa wypracowały wiele sposobów na absorpcję wyników badań z zewnątrz. Do dyspozycji firm są wyniki badań prowadzonych wspólnie lub zleconych, korzystanie z ogólnie dostępnej wiedzy opublikowanej w artykułach naukowych, patentach, które zostały przyznane na innym obszarze i nie są chronione na obszarze interesującym daną firmę, zakup licencji czy też przejęcie małej firmy technologicznej. Otwarty model innowacji zakłada, że na każdym etapie rozwoju może dochodzić do absorpcji lub wydzielenia danego pomysłu z firmy.

Badania a fazy wdrażania nowego produktu

Typowo prowadzenie badań jest procesem wspierającym wprowadzanie nowego produktu na rynek, które zaczyna się od fazy koncepcyjnej poprzez opracowanie produktu i technologii, przeprowadzenie inwestycji, a następnie uruchomienie sprzedaży i serwisu. Badania są realizowane równolegle do tych faz i nie należą do jednej z nich.

Badania są realizowane równolegle do faz wprowadzania produktu na rynek i nie należą do jednej z nich

W fazie koncepcyjnej opracowywany jest pomysł na produkt na podstawie potrzeb i trendów rynkowych oraz dostępnych i zapowiedzianych technologii, definiowane są założenia dotyczące funkcjonalności, grupy docelowej, ceny produktu itp. Wtedy też inicjowane są badania, których wyniki potrzebne są w następnym etapie. Kolejno, podczas opracowania produktu i technologii kompletowane są dostępne rozwiązania technologiczne i podzespoły, pozyskiwane są licencje, zawierane są partnerstwa, ewentualnie przejmowane są małe firmy posiadające gotowe technologie lub potrzebne rozwiązania. Zbierane są też wyniki wcześniej uruchomionych badań. Efektem jest projekt produktu i technologii wytarzania. Kolejna faza to przeprowadzenie inwestycji i uruchomienie produkcji; w tej fazie zazwyczaj generowana jest największa część wydatków. Na ostatnią fazę składają się: produkcja, sprzedaż produktu oraz prowadzenie serwisu.

Wprowadzenie nowego produktu wymaga zazwyczaj podjęcia równocześnie wielu projektów badawczych, z których z założenia komercjalizowany jest tylko ich niewielki procent.

Co więcej, w praktyce wprowadzenie nowego produktu wymaga zazwyczaj podjęcia równocześnie wielu projektów badawczych, z których z założenia komercjalizowany jest tylko niewielki procent. Obraz tego, jak dużą liczbą pomysłów i projektów na różnym etapie rozwoju musi zarządzać przedsiębiorstwo, żeby skomercjalizować jeden produkt, daje tabela 1, przedstawiająca rozwój produktu w przedsiębiorstwie. Jak widać, z punktu widzenia przedsiębiorstwa, żeby zapewnić ciągłe wprowadzanie nowych produktów, komercjalizację wyników badań należy prowadzić w sposób zorganizowany.

Tabela 1. Liczba pomysłów i projektów, a fazy rozwoju produktu w przedsiębiorstwie

ppg_4_2008_rozdzial_6_tabela_1

Źródło: Stevens and Burley (1997) and Anon (2003).

Komercjalizować czy nie?

Komercjalizacja wyników badań przez przedsiębiorstwo jest zazwyczaj przedsięwzięciem długotrwałym, kosztownym i ryzykownym. Przedsiębiorstwa podejmują się takich przedsięwzięć tylko pod warunkiem, że przewidywana wewnętrzna stopa zwrotu projektu jest na poziomie odpowiadającym podejmowanemu ryzyku. Powodem jest również chęć zdobycia większego lub nowego rynku dzięki nowej technologii lub nowemu produktowi oraz zwiększenie barier wejścia na rynek przez konkurencję.

Do najważniejszych powodów niepodejmowania komercjalizacji należy zaliczyć:

– zbyt mały rynek na produkty, które mają powstać w wyniku komercjalizacji, w stosunku do nakładów inwestycyjnych lub zbyt duże ryzyko niepowodzenia;

– łatwiejsze sposoby osiągania przez inwestorów wysokiej wewnętrznej stopy zwrotu przy mniejszym ryzyku;

– brak przykładów, doświadczenia i umiejętności komercjalizacji po stronie dostawców i odbiorców wyników badań.

Kategorie
Pomorski Przegląd Gospodarczy

Otwarte innowacje – kierunek przyszłości

Choć politykę innowacyjną uznaje się nadal za część polityki gospodarczej (obok polityki handlu i konkurencyjności), w pierwszych latach XXI wieku jej pojęcie i praktyki w krajach rozwiniętych zmieniły się. Zmianie uległy priorytety polityki innowacyjnej, mechanizmy finansowania, interesariusze, wskaźniki pomiaru.

Zmiany te były pochodną przemian koncepcji i praktyk innowacji. Zmieniło się samo pojęcie innowacyjnych. Dotąd przez innowacje rozumiano wynalezienie i wprowadzenie do produkcji nowych technologii. Jednak obecnie innowacje są rozumiane szerzej i obejmują także sferę usług (rynkowych, jak i publicznych) oraz zamierzone zmiany społeczne, organizacyjne i menedżerskie, takie jak wprowadzanie nowych modeli biznesu lub też wprowadzanie zasad rynkowych do handlu emisją zanieczyszczeń.

Obok tzw. innowacji zamkniętych, coraz częstszą formą są innowacje otwarte.

Zmiana sposobu myślenia
W świecie Internetu i globalizacji okazało się, że firmy nie mogą polegać tylko na swoich własnych badaniach, ale muszą w znacznie większej mierze śledzić rozwój wiedzy na świecie (powstającej w nowych firmach zaawansowanych technologii, uniwersytetach i laboratoriach rządowych), następnie nabywać patenty lub licencje na wynalazki i inne nowatorskie rozwiązania bądź kupować nowe przedsiębiorstwa zaawansowanych technologii. Ponadto okazało się, że firmom opłaca się udostępniać swoje niewykorzystywane wynalazki innym przedsiębiorstwom na zasadzie sprzedaży patentów, udzielania licencji, tworzenia konsorcjów lub tworzenia tzw. firm odpryskowych.
Otwarte innowacje mogą przybierać wiele form, np.:
· firmy odpryskowe,
· licencje lub zakup patentu,
· zakup know how,
· zakup firm technologicznych,
· kontrakty na B+R,
· współpraca firm z uniwersytetami,
· prawo wykupu (equity) w uniwersyteckich spin-offach,
· prawo wykupu w funduszach kapitału ryzyka,
· joint ventures,
· corporate venturing, czyli oddzielny fundusz (spółka bądź wehikuł inwestycyjny) dużego przedsiębiorstwa, założony aby inwestować w firmy na etapie start-up bądź wzrostu.

Największe firmy korzystające na dużą skalę z otwartych innowacji to m.in. Procter & Gamble i Cisco. P&G doszedł do wniosku, że wprawdzie posiada 8600 badaczy, ale poza firmą 1,5 miliona takich osób pracuje w dziedzinach zainteresowań firmy. W roku 2003 P&G wytworzył 10% nowych wyrobów poza firmą; w ciągu najbliższych pięciu lat planuje podnieść ten wskaźnik do 50%.

Innowacja demokratyzuje się w miarę wzrostu znaczenia technologii informatycznych. Coraz częściej współautorami innowacji są klienci i użytkownicy produktu lub usługi. Ponadto, innowacja demokratyzuje się w miarę wzrostu znaczenia technologii informatycznych.

Coraz częściej współautorami innowacji są klienci i użytkownicy produktu lub usługi. Szczególnie w pewnych dziedzinach, takich jak sprzęt chirurgiczny czy rowery górskie, użytkownicy tworzą znacznie więcej nowych idei niż producenci. Ponadto, innowacja demokratyzuje się w miarę wzrostu znaczenia technologii informatycznych. Nieraz autorem innowacji jest anonimowa zbiorowość (Wikipedia, Linux – ponad 300 tys. zarejestrowanych członków).

Korzyści z otwartej innowacji to radykalne poszerzenie bazy oraz obniżenie kosztów dostępu do technologii, a jednocześnie możliwość czerpania zysku z zamrożonych aktywów.

Korzyści z otwartej innowacji to radykalne poszerzenie bazy oraz obniżenie kosztów dostępu do technologii, a jednocześnie możliwość czerpania zysku z zamrożonych aktywów (np. patentów). Otwarta innowacja nie wyklucza występowania transakcji rynkowych.

Czym innowacje otwarte nie są?

Pojęcie otwartej innowacji jest czymś różnym od pojęcia oprogramowania o otwartym źródle (open source software), ruchu wolnego oprogramowania (free software movement), Inicjatywy Otwartego Źródła (Open Source Initiative) lub „modelu bazaru” rozwoju oprogramowania[1]. Pojęcie to jest także różne (choć bardzo bliskie) od idei innowacji użytkownika oraz demokratyzacji innowacji, oznaczającej sytuację, gdy użytkownicy (inne firmy lub indywidualni konsumenci) ulepszają i dostosowują do swoich potrzeb produkty i usługi, a ich producenci korzystają z ich wiedzy w swojej działalności innowacyjnej. Podobnie, pojęcie to jest różne od koncepcji tzw. Wolnej Nauki (Open Science, Open Source, Open Access, Open Access Publishing, Open Access Initiative, Open Library of Science (PloS), Open Data, Creative Commons, Open Content)[2]. Jednocześnie wszystkie te pojęcia są ze sobą powiązane, opisując różne aspekty nowego paradygmatu B+R i innowacji.

Jaka forma dla kogo?

Wiele branż przechodzi od systemu zamkniętej do otwartej innowacji (np. samochodowa, biotechnologiczna, farmaceutyczna, ochrony zdrowia, komputerowa, oprogramowań, banków, ubezpieczeń, a nawet uzbrojenia i systemów komunikacyjnych). Nie oznacza to jednak, że czynią tak wszystkie jednocześnie. Na przykład firmy produkujące reaktory nuklearne i silniki lotnicze pracują nadal według modelu zamkniętego. Z kolei, pewne branże pracowały od dawna według modelu otwartego – np. przemysł filmowy Hollywood, opierający się na sieci.
Model otwarty jest bardziej rozpowszechniony w innowacjach autonomicznych (w gałęziach takich, jak np. oprogramowanie i leki), których wprowadzenie nie zależy (lub w mniejszym stopniu zależy) od innych innowacji, niż w tzw. innowacjach systemowych. W tym ostatnim przypadku możliwe jest wprowadzenie innowacji jedynie w połączeniu z innymi uzupełniającymi innowacjami; przykładem takiego działania jest branża hutnictwa czy kolei[3].

ppg_4_2008_rozdzial_5_tabela_1

Źródło: Opracowane na podstawie: Henry W. Chesbrough, Open Innovation. The New Imperative for Creating and Profiting from Technology , Harvard Business School Press, Boston 2003.

[1] Por. http://en.wikipedia.org/wiki/Open-source_software.
[2] Por. http://en.wikipedia.org/wiki/Open_science.
[3] Opracowane na podstawie: Henry W. Chesbrough, Open Innovation. The New Imperative for Creating and Profiting from Technology, Harvard Business School Press, Boston 2003; Oliver Gassmann, Ellen Enkel, Towards a Theory of Open Innovation: Three Core Process Archetypes, 2004 http://de.scientificcommons.org/2287; David Pearce Snyder, „Extra-Preneurship”. Reinventing Enterprise for the Information Age, w: Foresight, Innovation, and Strategy. Toward a Wiser Future, 2005; Sverre J. Herstad, Carter Bloch, Bernd Ebersberger, Els van de Velde, Open innovation and globalisation: Theory, evidence and implications, 2008, http://www.visioneranet.org/files/391/openING_report_final.pdf; Globalisation and Open Innovation, OECD DSTI/STP(2008)11.

Skip to content